▲▼
Strona 1 z 3 • 1, 2, 3
Sigrunn Northug
Fresh Blood Lost in the City
Has someone invited a group of pretty angry creatures?
Sro Cze 14, 2017 6:23 pm
Sro Cze 14, 2017 6:23 pm
W świecie wielu magicznych ras żyjących na jednym terenie zawsze panowały wojny. Walka, aby zdobyć dominację nad resztą zdawała się nie mieć końca ani bardziej zarysowanego początku, po prostu trwała od stuleci. Ciągnęła się przez życia naszych dziadków i pradziadków, a niektórzy wciąż pamiętają krwawe bitwy, morza trupów i pobojowiska zostawiane po spotkaniu przedstawicieli dwóch lub większej ilości ras.
Dziś panuje pokój. Wszyscy żyją ze sobą w zgodzie, spotykają się, zacieśniają więzy. Mało kogo dziwi małżeństwo wilkołaka i wampira. Jedynie w sercach najstarszych istot tkwi pewna uraza wobec innych ras. Młodzież, nie licząc grupek buntowników chcących zachwiać ład obecnego świata, nie zna i nie rozumie nienawiści względem osób innego pochodzenia. Wszystko to dzięki porozumieniom zawartym po tym, jak świat magiczny niemalże powyrzynał się od środka, doprowadzając do momentu, kiedy trzeba było podjąć odpowiednie kroki, aby zapobiec zagładzie. Dodatkowo mówiono o magicznym artefakcie, który został zabezpieczony przez wróżki, które miały pozostać neutralne na jego działanie jako strażniczki i strażnicy tajemniczego przedmiotu. Krąży o nim wiele legend. Najpopularniejsza jest ta mówiąca o jego magicznej mocy, która z posiadacza ma uczynić najpotężniejszą istotę całego świata, a z jego rasy - gatunek wiodący, najsilniejszy, rasę panów.
Ale kto by w to wierzył, skoro to tylko bajki starych ludzi, zmarnowanych przez wojnę i nienawiść...
Dobrze było móc wreszcie usiąść na tyłku na wygodnej kanapie i wypić wino w gronie znajomych. Praca wróżki zębuszki nie jest wcale pracą łatwa, nawet gdy ma się pod swoją opieką tylko jeden stan w Stanach Zjednoczonych, a nie cały świat to oblecenia, jak to było kiedyś. Sigrunn nie uważała, żeby to była zła robota. Tylko latała od sypialni do sypialni i zbierała zęby spod poduszek małych dzieci, czasami nieco pomagając losowi i przyspieszając wypadnięcie zęba za pomocą narzędzi, które akurat miała pod ręką. Praca idealna. Nie żeby miała specjalny wybór jako wróżka z krwi i kości, jedynie mogła przebierać między poszczególnymi oddziałami, jednak Departament Od Spraw Tęczy czy Departament Spełniania Życzeń nie oferowały tak dobrej i emocjonującej pracy.
Czasem jednak takie latanie męczyło, a skoro udało jej się zdobyć wolny wieczór, postanowiła go wykorzystać jak najlepiej. Na przykład leżąc na sofie w domu Diane z flaszką w dłoni, słuchając ploteczek innych bab. Im dłużej tu tkwiły, tym głębsze tematy poruszały, co zdawało się mieć związek z dość szybko ubywającym alkoholem. Sig spojrzała na trzymaną butelkę wina, po czym przyłożyła ją do ust, wychyliła i skończyła jednym haustem.
- Spotykałam się kiedyś z wilkołakiem. Przestałam po tym, jak okazało się, że miał pchły, one przeszły na mnie, a później na każdego dzieciaka, do którego przychodziłam w nocy - parsknęła, gdy rozmowa zeszła na temat wilczej rasy. - Może otworzymy tę flaszkę ode mnie? Naprawdę jestem ciekawa, co szefowa tym razem schowała w barku - zaproponowała, uśmiechając się chytrze i wskazując na butelkę, którą postawiła na regale przy wejściu do pokoju. To nie był pierwszy raz, kiedy podprowadziła jakiś alkohol z szafki szefostwa. No bo co? Stała tak na widoku, a i tak nikt nigdy tego nie pił. Zbierały różne trunki w podziękowaniach od klientów i z nikim się nie dzieliły, nawet nie zauważały, gdy Sig sobie jakiś przywłaszczała. Nie inaczej powinno być w tej sytuacji.
Nie czekając na odpowiedź, podniosła się z kanapy i zatrzepotała skrzydełkami, próbując je rozprostować. Dłońmi przygładziła sukienkę, która zdążyła się lekko pogiąć, a później podeszła do szafki i ściągnęła z niej zieloną butelkę z pożółkłą etykietą, tak startą, że nie dało się z niej niczego wyczytać. Zębami odkorkowała trunek, najpierw go powąchała, a później pociągnęła łyk. Najwidoczniej szybko tego pożałowała, bo skrzywiła się strasznie i wypluła tę odrobinę napoju do stojącego obok kwiatka.
- O cholera. Nie pijcie tego, smakuje jak denaturat zmieszany z benzyną, chyba przeterminowane. O ile to w ogóle jest coś do picia - powiedziała, szybko korkując butelkę, a następnie podeszła do stolika zastawionego wszelkiego rodzaju żarciem i napojami i zapiła odrażający smak colą.
Było w tym jednak coś dziwnego, czego Sigrunn nie wyczuła. Do nozdrzy wszystkich kobiet zebranych w pokoju powoli zaczynała dobiegać słodka, kusząca woń, całkowicie kłócąca się z nieprzychylnymi opisami wróżki. Lekko drażniący zapach, który rozprzestrzeniał się coraz bardziej i bardziej pomimo tego, że butelka już była zamknięta. Wydzierał się poza mury domu, pełzł wśród ulic i otulał inne budynki w okolicy. Kusił i przyciągał, aż po dłuższej chwili można było usłyszeć pukanie do drzwi, które przeradzało się w głośne walenie.
Jedynie po tym i po reakcjach osób siedzących w pokoju Sig mogła stwierdzić, że coś tutaj mocno nie pasowało. Nie mogło jej jednak przyjść na myśl, iż właśnie sprowadziła do tego domu moc, której nikt nie powinien posiąść. Przedmiot, który jest w stanie zniszczyć wszystko.
________
Garść informacji:
- jesteście postaciami zwabionymi do domu przez tajemniczy zapach, którego dokładnego źródła nie znacie. Możecie się jedynie domyślać, że chodzi o ów przedmiot i to, jaką moc za sobą kryje (chyba, że chcecie być obecni podczas babskiego wieczorku *zerka na nieliczne babskie grono chętnych do fabuły*). Prócz tego wygląda na to, że wpadliście na zwykłą domówkę magicznych lasek
- w pierwszym poście opiszcie swoje postaci, ich wygląd, rasę. Niech was poniesie fantazja, byle nie było wielkiej rozbieżności między opisami kolejnych userów, tzn. jeśli Mercury opisze wilkołaka jako normalnego człowieka zmieniającego się w wielką bestię po zmroku, nie podważajcie całkowicie jego opisu mówiąc, że wilkołaki to małe pinczery o ludzkich twarzach biegające w tej formie w ciągu dnia
- prosimy o posty krótkie, ale treściwe. Przy takiej ilości osób nie ma sensu pisać esejów na 500 słów, z których połowa to lanie wody. Zależy nam głównie na zachowaniu dynamiki i ciągłości
- nie ma kolejki. Twój kolejny post musi być jednak poprzedzony trzema postami innych postaci. Chyba, że fabuła będzie szła jak krew z nosa, ostatni odpis był tydzień temu, a Ty bardzo chcesz napisać i utrzymać wszystko przy życiu
- uprasza się o nierobienie większej rozróby niż jest to absolutnie potrzebne. Żeby nie było "wszedł, wrzucił wampira do kominka, wydłubał oczy demonowi, zabrał flaszkę i wyszedł", bo to się mija z celem. To jednak jest domówka, walka o flachę to jedynie jedna z wielu fascynujących zabaw
Lista uczestników:
- Mercury - wilkołak
- Liam -mała syrenka elf
- Ryu - wilkołak
- Sketch - wilkołak
- Brenda - wampir
- Hurricane - czarodziej (nekromanta)
- Jack - wróżka
- Smuggler - wampir
- Drake - demon z rozdroży
- Ellie - poszukiwać przygód
- Angel - wiedźma
- Boo - wilkołak
- Gabriel - wilkołak
- Cyrille - wilkołak
- Diane - wampir
- Sigrunn - wróżka
Dziś panuje pokój. Wszyscy żyją ze sobą w zgodzie, spotykają się, zacieśniają więzy. Mało kogo dziwi małżeństwo wilkołaka i wampira. Jedynie w sercach najstarszych istot tkwi pewna uraza wobec innych ras. Młodzież, nie licząc grupek buntowników chcących zachwiać ład obecnego świata, nie zna i nie rozumie nienawiści względem osób innego pochodzenia. Wszystko to dzięki porozumieniom zawartym po tym, jak świat magiczny niemalże powyrzynał się od środka, doprowadzając do momentu, kiedy trzeba było podjąć odpowiednie kroki, aby zapobiec zagładzie. Dodatkowo mówiono o magicznym artefakcie, który został zabezpieczony przez wróżki, które miały pozostać neutralne na jego działanie jako strażniczki i strażnicy tajemniczego przedmiotu. Krąży o nim wiele legend. Najpopularniejsza jest ta mówiąca o jego magicznej mocy, która z posiadacza ma uczynić najpotężniejszą istotę całego świata, a z jego rasy - gatunek wiodący, najsilniejszy, rasę panów.
Ale kto by w to wierzył, skoro to tylko bajki starych ludzi, zmarnowanych przez wojnę i nienawiść...
Czas: 2395 rok
Miejsce: Los Angeles, dom Diane
Miejsce: Los Angeles, dom Diane
Dobrze było móc wreszcie usiąść na tyłku na wygodnej kanapie i wypić wino w gronie znajomych. Praca wróżki zębuszki nie jest wcale pracą łatwa, nawet gdy ma się pod swoją opieką tylko jeden stan w Stanach Zjednoczonych, a nie cały świat to oblecenia, jak to było kiedyś. Sigrunn nie uważała, żeby to była zła robota. Tylko latała od sypialni do sypialni i zbierała zęby spod poduszek małych dzieci, czasami nieco pomagając losowi i przyspieszając wypadnięcie zęba za pomocą narzędzi, które akurat miała pod ręką. Praca idealna. Nie żeby miała specjalny wybór jako wróżka z krwi i kości, jedynie mogła przebierać między poszczególnymi oddziałami, jednak Departament Od Spraw Tęczy czy Departament Spełniania Życzeń nie oferowały tak dobrej i emocjonującej pracy.
Czasem jednak takie latanie męczyło, a skoro udało jej się zdobyć wolny wieczór, postanowiła go wykorzystać jak najlepiej. Na przykład leżąc na sofie w domu Diane z flaszką w dłoni, słuchając ploteczek innych bab. Im dłużej tu tkwiły, tym głębsze tematy poruszały, co zdawało się mieć związek z dość szybko ubywającym alkoholem. Sig spojrzała na trzymaną butelkę wina, po czym przyłożyła ją do ust, wychyliła i skończyła jednym haustem.
- Spotykałam się kiedyś z wilkołakiem. Przestałam po tym, jak okazało się, że miał pchły, one przeszły na mnie, a później na każdego dzieciaka, do którego przychodziłam w nocy - parsknęła, gdy rozmowa zeszła na temat wilczej rasy. - Może otworzymy tę flaszkę ode mnie? Naprawdę jestem ciekawa, co szefowa tym razem schowała w barku - zaproponowała, uśmiechając się chytrze i wskazując na butelkę, którą postawiła na regale przy wejściu do pokoju. To nie był pierwszy raz, kiedy podprowadziła jakiś alkohol z szafki szefostwa. No bo co? Stała tak na widoku, a i tak nikt nigdy tego nie pił. Zbierały różne trunki w podziękowaniach od klientów i z nikim się nie dzieliły, nawet nie zauważały, gdy Sig sobie jakiś przywłaszczała. Nie inaczej powinno być w tej sytuacji.
Nie czekając na odpowiedź, podniosła się z kanapy i zatrzepotała skrzydełkami, próbując je rozprostować. Dłońmi przygładziła sukienkę, która zdążyła się lekko pogiąć, a później podeszła do szafki i ściągnęła z niej zieloną butelkę z pożółkłą etykietą, tak startą, że nie dało się z niej niczego wyczytać. Zębami odkorkowała trunek, najpierw go powąchała, a później pociągnęła łyk. Najwidoczniej szybko tego pożałowała, bo skrzywiła się strasznie i wypluła tę odrobinę napoju do stojącego obok kwiatka.
- O cholera. Nie pijcie tego, smakuje jak denaturat zmieszany z benzyną, chyba przeterminowane. O ile to w ogóle jest coś do picia - powiedziała, szybko korkując butelkę, a następnie podeszła do stolika zastawionego wszelkiego rodzaju żarciem i napojami i zapiła odrażający smak colą.
Było w tym jednak coś dziwnego, czego Sigrunn nie wyczuła. Do nozdrzy wszystkich kobiet zebranych w pokoju powoli zaczynała dobiegać słodka, kusząca woń, całkowicie kłócąca się z nieprzychylnymi opisami wróżki. Lekko drażniący zapach, który rozprzestrzeniał się coraz bardziej i bardziej pomimo tego, że butelka już była zamknięta. Wydzierał się poza mury domu, pełzł wśród ulic i otulał inne budynki w okolicy. Kusił i przyciągał, aż po dłuższej chwili można było usłyszeć pukanie do drzwi, które przeradzało się w głośne walenie.
Jedynie po tym i po reakcjach osób siedzących w pokoju Sig mogła stwierdzić, że coś tutaj mocno nie pasowało. Nie mogło jej jednak przyjść na myśl, iż właśnie sprowadziła do tego domu moc, której nikt nie powinien posiąść. Przedmiot, który jest w stanie zniszczyć wszystko.
________
Garść informacji:
- jesteście postaciami zwabionymi do domu przez tajemniczy zapach, którego dokładnego źródła nie znacie. Możecie się jedynie domyślać, że chodzi o ów przedmiot i to, jaką moc za sobą kryje (chyba, że chcecie być obecni podczas babskiego wieczorku *zerka na nieliczne babskie grono chętnych do fabuły*). Prócz tego wygląda na to, że wpadliście na zwykłą domówkę magicznych lasek
- w pierwszym poście opiszcie swoje postaci, ich wygląd, rasę. Niech was poniesie fantazja, byle nie było wielkiej rozbieżności między opisami kolejnych userów, tzn. jeśli Mercury opisze wilkołaka jako normalnego człowieka zmieniającego się w wielką bestię po zmroku, nie podważajcie całkowicie jego opisu mówiąc, że wilkołaki to małe pinczery o ludzkich twarzach biegające w tej formie w ciągu dnia
- prosimy o posty krótkie, ale treściwe. Przy takiej ilości osób nie ma sensu pisać esejów na 500 słów, z których połowa to lanie wody. Zależy nam głównie na zachowaniu dynamiki i ciągłości
- nie ma kolejki. Twój kolejny post musi być jednak poprzedzony trzema postami innych postaci. Chyba, że fabuła będzie szła jak krew z nosa, ostatni odpis był tydzień temu, a Ty bardzo chcesz napisać i utrzymać wszystko przy życiu
- uprasza się o nierobienie większej rozróby niż jest to absolutnie potrzebne. Żeby nie było "wszedł, wrzucił wampira do kominka, wydłubał oczy demonowi, zabrał flaszkę i wyszedł", bo to się mija z celem. To jednak jest domówka, walka o flachę to jedynie jedna z wielu fascynujących zabaw
Lista uczestników:
- Mercury - wilkołak
- Liam -
- Ryu - wilkołak
- Sketch - wilkołak
- Brenda - wampir
- Hurricane - czarodziej (nekromanta)
- Jack - wróżka
- Smuggler - wampir
- Drake - demon z rozdroży
- Ellie - poszukiwać przygód
- Angel - wiedźma
- Boo - wilkołak
- Gabriel - wilkołak
- Cyrille - wilkołak
- Diane - wampir
- Sigrunn - wróżka
Do dzieła!
Diane Carlin-Ramos
Fresh Blood Lost in the City
Re: Has someone invited a group of pretty angry creatures?
Sro Cze 14, 2017 6:25 pm
Sro Cze 14, 2017 6:25 pm
Wampiry... Któż by ich nie znał? Wyniosłe stworzenia o ponadprzeciętnych zmysłach. Bezwzględni krwiopijcy, których wiek przekracza setki lat. Diane była jednym z nich. Jednak chyba nie można byłoby jej przyporządkować do stereotypowego wampira. Pomimo typowego wyglądu nie zachowywała się jak każdy, zwyczajny wampir. Oczywiście, prócz wspomnianej wcześniej bezwzględności. Nie kultywowała tradycji przodków, nie bywała obecna na spotkaniach rodów, nie udzielała się na tle społecznym. W dodatku pracowała, Zamiast siedzieć na corocznym zjeździe, została w domu w towarzystwie innych stworzeń rozmawiając i pijąc wino. Słysząc uwagę Sigrunn o wilkołakach, a następnie butelki alkoholu, którą ze sobą przyniosła, westchnęła.
- Zdajesz sobie sprawę, że takie coś nazywa się kradzieżą? - powiedziała wskazując na trunek. Po chwili jednak zrezygnowała z dalszego upominania wróżki o tym, czego nie powinno się robić i włączyła się w dalszą dyskusję. Właściwie wyglądało to tak, że co jakiś czas po prostu przytakiwała lub rzucała zdecydowanym "mhm". Ponownie spojrzała na Sigrunn, gdy ta wstała po alkohol, z którym przyszła.
- To był mój ulubiony rododendron... - jęknęła widząc, jak roślina zostaje bezczelnie potraktowana przez kobietę. - Swoją drogą, musisz pić ciekawe rzeczy skoro wiesz jak smakuje denaturat zmieszany w benzyną.
W jej nozdrza uderzył nagle silny, słodkawy zapach. Musiała zasłonić nos rękawem skórzanej kurtki, którą miała na sobie. Co było dość dziwne, poczuła nagle, że jej nieduże kły zaczęły się wysuwać, zupełnie jak przy polowaniach. To nie jest dobry znak. Niedługo później w domu rozległ się odgłos pukania do drzwi. Spojrzała na swoich gości z uniesioną brwią. Nie powiedziano jej, że ktoś jeszcze miał przyjść. Wstała z fotela i lekko chwiejąc się na szpilkach, które ubrała, ruszyła aby otworzyć drzwi. Spojrzała przez okno i ujrzała grupę stworzeń, których w przeważającej części nigdy nie widziała.
- Ktoś zapraszał bandę rozwścieczonych wilkołaków, wampira, czarodzieja i demona... i kogoś jeszcze? - spytała mocno zaciągając się powietrzem. Próbowała wyczuć, kto stał na dworze, lecz zapach wydzielany przez napój wróżki skutecznie jej to uniemożliwiał.
- Zdajesz sobie sprawę, że takie coś nazywa się kradzieżą? - powiedziała wskazując na trunek. Po chwili jednak zrezygnowała z dalszego upominania wróżki o tym, czego nie powinno się robić i włączyła się w dalszą dyskusję. Właściwie wyglądało to tak, że co jakiś czas po prostu przytakiwała lub rzucała zdecydowanym "mhm". Ponownie spojrzała na Sigrunn, gdy ta wstała po alkohol, z którym przyszła.
- To był mój ulubiony rododendron... - jęknęła widząc, jak roślina zostaje bezczelnie potraktowana przez kobietę. - Swoją drogą, musisz pić ciekawe rzeczy skoro wiesz jak smakuje denaturat zmieszany w benzyną.
W jej nozdrza uderzył nagle silny, słodkawy zapach. Musiała zasłonić nos rękawem skórzanej kurtki, którą miała na sobie. Co było dość dziwne, poczuła nagle, że jej nieduże kły zaczęły się wysuwać, zupełnie jak przy polowaniach. To nie jest dobry znak. Niedługo później w domu rozległ się odgłos pukania do drzwi. Spojrzała na swoich gości z uniesioną brwią. Nie powiedziano jej, że ktoś jeszcze miał przyjść. Wstała z fotela i lekko chwiejąc się na szpilkach, które ubrała, ruszyła aby otworzyć drzwi. Spojrzała przez okno i ujrzała grupę stworzeń, których w przeważającej części nigdy nie widziała.
- Ktoś zapraszał bandę rozwścieczonych wilkołaków, wampira, czarodzieja i demona... i kogoś jeszcze? - spytała mocno zaciągając się powietrzem. Próbowała wyczuć, kto stał na dworze, lecz zapach wydzielany przez napój wróżki skutecznie jej to uniemożliwiał.
Drake
Fresh Blood Lost in the City
Re: Has someone invited a group of pretty angry creatures?
Sro Cze 14, 2017 7:59 pm
Sro Cze 14, 2017 7:59 pm
Wojny między rasami nie dotyczyły podziemia, tak naprawdę demony miały w dupie, kto gdzie i kiedy się wyrzynał, tym lepiej, więcej dusz do pochłonięcia. W końcu trzeba trzymać piekiełko ciepłe, dorzucać drewienka pod wielki kocioł i ewentualnie sprawić, żeby była to przyjazna dla dzieci atmosfera ~ TradeMark. Zwabiony przez obietnice i głód świecidełek demon, przybył do miasta aniołów, Los Angeles. To chyba nawet zbyt ironiczne jak na mój gust. Nieważne, przejdźmy do opisu tego przybysza. Krąży wiele legend na temat demonów, tego jak wyglądają, nie widać ich zbyt często, a dlaczego? Ponieważ wyglądają jak ludzie, ot co. Demon nie posiada własnego ciała, jedynie co może zrobić to opętać istotkę, która jest zbyt głupia i nieostrożna albo po prostu zbyt napierdolona, żeby pamiętać gdzie była. Ten demon, o którym mowa upodobał sobie nie lada przystojniaka! Mierzący około 190cm o szerokich ramionach szkot z półdługimi kudłami w nieładzie w kolorze dojrzałego wina. Wypisz wymaluj pierwszej klasy dupek o ostrych kościach policzkowych oraz lekko zadartym nosie. Wystrojony był w garniak pierwszej klasy, pieprzony Giorgio Armani, z podwiniętymi mankietami i pasującym do tego obuwiem, a na jego szyi zwisał ciemno niebieski krawat! W końcu to była impreza nie? No właśnie, zawsze jest przynajmniej jeden zbyt przestrojony gościu na takiej imprezce, więc tym razem to spadło na niego. Można by stwierdzić, że taki koleś jest dobrze wychowany, prawda? Gówno prawda, ale to dopiero zobaczycie! Demon jak to demon, będąc w ciele faceta, zachowywał się jak facet, mimo, że są bezpłciowe. Kiedy już dotarł na miejsce spotkania, wcale nie zamierzał pukać, bo przecież nie będzie czekał aż mu ktoś otworzy, tam była zabawa, więc go tam brakowało to całkiem prosta matematyka, dodając jedno do drugiego. Otworzył drzwi wchodząc do wspomnianego pokoju, w którym już się gromadziły osoby, które zostały tu zaproszone, babski wieczór? O, może powinien robić za nadprzyrodzonego striptizera? To byłaby dopiero ciekawa akcja, wszak to ktoś bez szacunku do tego ciała, nie było w końcu jego. Gdy już na pewno zebrał na sobie ciekawe spojrzenia płci piękniej rozłożył ręce jakby był samolotem i skłonił się w pół z cwanym uśmieszkiem na jego twarzy.
-Peace, suczki! - - zachichotał pod nosem, po czym zza garnituru wyciągnął flaszencje trzydziestoletniej rudej i spojrzał na towarzystwo, które niedługo się powiększy. Jego jak dotąd niebieskie śliczne oczka aryjczyka zmieniły się całkowicie w czerń na sekundę, nim wróciły do normalności. Nie czekając na ich odpowiedź ruszył dwa kroki do przodu stawiając flaszkę na stoliku i skierował się na miejsce siedzące obok Sigrunn, tam właśnie zasiadł krzyżując nogi jak najpiękniejsza księżniczka w tym zamku i objął ją ramieniem niczym rasowy Nerd na jakiś cosplayowych targach.
-No, a teraz na poważnie.. Lassie. Gdzie trzymacie dobre rzeczy? - przepełniony cwaniactwem i ogólnym kurewstwem uśmieszek trwał na jego twarzy przez cały czas.
*Lassie - Wyspiarskie określenie Dziewczyny/panienki.
-Peace, suczki! - - zachichotał pod nosem, po czym zza garnituru wyciągnął flaszencje trzydziestoletniej rudej i spojrzał na towarzystwo, które niedługo się powiększy. Jego jak dotąd niebieskie śliczne oczka aryjczyka zmieniły się całkowicie w czerń na sekundę, nim wróciły do normalności. Nie czekając na ich odpowiedź ruszył dwa kroki do przodu stawiając flaszkę na stoliku i skierował się na miejsce siedzące obok Sigrunn, tam właśnie zasiadł krzyżując nogi jak najpiękniejsza księżniczka w tym zamku i objął ją ramieniem niczym rasowy Nerd na jakiś cosplayowych targach.
-No, a teraz na poważnie.. Lassie. Gdzie trzymacie dobre rzeczy? - przepełniony cwaniactwem i ogólnym kurewstwem uśmieszek trwał na jego twarzy przez cały czas.
*Lassie - Wyspiarskie określenie Dziewczyny/panienki.
Brenda Fitchner ♥
Fresh Blood Lost in the City
Re: Has someone invited a group of pretty angry creatures?
Czw Cze 15, 2017 12:08 am
Czw Cze 15, 2017 12:08 am
Wygoda to jest to czym kierowała się Brenda w całym swoim wampirzym życiu. Chociaż nie zawsze świat był po jej stronie. W końcu ludzie nie ustawiali się w kolejce z odsłoniętymi szyjami i zazwyczaj musiała zapracować na pożądany posiłek. Żywiła się tylko krwią, bo normalnym jedzeniem szczerze gardziła, nie mogła znieść jego smaku ani zapachu. Może to była jej wybredność, a może niektóre wampiry już tak miały. A mimo to wylądowała na babskim wieczorze w otoczeniu różnych ras. I podobno do gości nie przychodzi się najedzonym, ale złamanie tej zasady przynajmniej pozwoli jej na swobodne spędzenie kilku godzin w miłym towarzystwie.
Swoje miejsce odnalazła na fotelu, który zajęła niczym tron, choć jej półleżąca pozycja niewiele na to wskazywała. Omiotła spojrzeniem całe pomieszczenie, zatrzymując je na dłuższą chwilę na Sigrunn, która w tej chwili skupiła na sobie ogólnie uwagę większości.
- Ja tam dalej nie mogę przekonać się do tych ich futrzanych ciałek. - mruknęła, oglądając swoje naturalnie długie paznokcie pomalowane na czarno, po czym poprawiła się w miejscu i zmarszczyła lekko brwi, bo sama nie zamierzała kosztować żadnych trunków, których nazwa nie miała w sobie "Rh". - Spokojnie, Diane. Zasadzisz sobie nowego kwiatka. - rzuciła na pocieszenie, chociaż wątpiła aby te słowa dodały jakiejkolwiek otuchy. Roślina na pewno nie przeżyje tak brutalnego spotkania z trującym alkoholem. Tego mogła być pewna.
Chciała coś jeszcze od siebie dorzucić, jednak w tej samej chwili uderzył w nią urokliwy zapach, a drzwi domu raptownie się otworzyły. Wywołało to u blondynki z początku delikatny szok. Kły nieprzyjemnie zaswędziały, bo nigdy ich nie ukrywała.
- Co jest, do cholery? - syknęła, obdarowując demona nieprzyjemnym spojrzeniem, po czym ukradkiem zerknęła na dziwny napój wróżki. Coś było nie tak, zwłaszcza, że nikt z obecnych nie spodziewał się kolejnych gości. To potęgowało u niej niepewność, której nie cierpiała prawie tak bardzo jak pieczonego mięsa. Czuła się jakby miała przed sobą ofiarę błagającą o litość, ale jednocześnie była ona niewidzialna i w żaden sposób nie mogła jej dosięgnąć aby wreszcie zakończyć jej męki. Zjawisko okropnie frustrujące dla kogoś, kto nie zostawia żywej duszy po posiłku.
Swoje miejsce odnalazła na fotelu, który zajęła niczym tron, choć jej półleżąca pozycja niewiele na to wskazywała. Omiotła spojrzeniem całe pomieszczenie, zatrzymując je na dłuższą chwilę na Sigrunn, która w tej chwili skupiła na sobie ogólnie uwagę większości.
- Ja tam dalej nie mogę przekonać się do tych ich futrzanych ciałek. - mruknęła, oglądając swoje naturalnie długie paznokcie pomalowane na czarno, po czym poprawiła się w miejscu i zmarszczyła lekko brwi, bo sama nie zamierzała kosztować żadnych trunków, których nazwa nie miała w sobie "Rh". - Spokojnie, Diane. Zasadzisz sobie nowego kwiatka. - rzuciła na pocieszenie, chociaż wątpiła aby te słowa dodały jakiejkolwiek otuchy. Roślina na pewno nie przeżyje tak brutalnego spotkania z trującym alkoholem. Tego mogła być pewna.
Chciała coś jeszcze od siebie dorzucić, jednak w tej samej chwili uderzył w nią urokliwy zapach, a drzwi domu raptownie się otworzyły. Wywołało to u blondynki z początku delikatny szok. Kły nieprzyjemnie zaswędziały, bo nigdy ich nie ukrywała.
- Co jest, do cholery? - syknęła, obdarowując demona nieprzyjemnym spojrzeniem, po czym ukradkiem zerknęła na dziwny napój wróżki. Coś było nie tak, zwłaszcza, że nikt z obecnych nie spodziewał się kolejnych gości. To potęgowało u niej niepewność, której nie cierpiała prawie tak bardzo jak pieczonego mięsa. Czuła się jakby miała przed sobą ofiarę błagającą o litość, ale jednocześnie była ona niewidzialna i w żaden sposób nie mogła jej dosięgnąć aby wreszcie zakończyć jej męki. Zjawisko okropnie frustrujące dla kogoś, kto nie zostawia żywej duszy po posiłku.
Liam
Fresh Blood Lost in the City
Re: Has someone invited a group of pretty angry creatures?
Czw Cze 15, 2017 3:21 am
Czw Cze 15, 2017 3:21 am
Liam był jednym z najmłodszych elfów ze swojego plemienia, bo liczył dopiero dziewięćdziesiąt sześć lat. Smukły, na oko sześć stóp wzrostu, o delikatnej twarzy i ciemnych, sięgających pasa włosach. Jak na przedstawiciela swojego rodzaju, był całkiem obcykany z techniką - miał nawet facebooka i twittera. Co prawda, nie za bardzo radził sobie z korzystaniem z nich, ale miał! Co więc mogło przywieść takiego młodzika do wielkiego Miasta Aniołów?
Ciekawość, oczywiście.
Był tutaj od dwóch dni i głowa to tylko latała mu na prawo i lewo, kiedy rozglądał się na wszystkie strony po równo z zachwytem i z przerażeniem. Bo wielkie miasto było... no cóż, wielkie. Piękne, ale i strasznie straszne.
Kiedy poczuł ten niesamowity zapach, to jakby nagle był w domu, i jakby czekało na niego ciasto czekoladowe, i świeża pościel we własnym łóżku, i jeszcze zapach lata, i w ogóle... ach, wszystko, co najlepsze. Musiał, po prostu musiał za tym zapachem podążyć. A kiedy dotarł do jego źródła - lub w każdym razie do tego, co zdawało się nim być - ukrył się za krzakami i tylko przykleił nos do szyby okna. Co to, no co to tak ładnie pachniało?! Przymrużył oczy i wciągnął haust powietrza. Nie mógł się tego nawąchać.
Nagle, całkiem niedaleko siebie, bo dosłownie kilka kroków dalej, usłyszał jakieś zamieszanie. Jak zahipnotyzowany podążył za mężczyzną w garniturze (ach, jaki on był elegancki! jaki piękny strój miał! Liam też by taki chciał, zamiast porozciąganego swetra i wytartych dżinsów) i nawet nie wiedząc jak i kiedy, wszedł za nim do środka. Zanim się otrząsnął z tego dziwnego stanu, nagle stał na środku pokoju pełnego kobiet, nie wiedząc nawet, co ze sobą zrobić. Policzki mu poróżowiały, a ciemnoniebieskie oczy rozglądały się z lekkim przestrachem.
Co, na litość boru, miał on teraz zrobić?!
- Dzie... Dzień dobry - wymamrotał ledwo słyszalnie i zaczął się cofać z powrotem w stronę drzwi.
Ciekawość, oczywiście.
Był tutaj od dwóch dni i głowa to tylko latała mu na prawo i lewo, kiedy rozglądał się na wszystkie strony po równo z zachwytem i z przerażeniem. Bo wielkie miasto było... no cóż, wielkie. Piękne, ale i strasznie straszne.
Kiedy poczuł ten niesamowity zapach, to jakby nagle był w domu, i jakby czekało na niego ciasto czekoladowe, i świeża pościel we własnym łóżku, i jeszcze zapach lata, i w ogóle... ach, wszystko, co najlepsze. Musiał, po prostu musiał za tym zapachem podążyć. A kiedy dotarł do jego źródła - lub w każdym razie do tego, co zdawało się nim być - ukrył się za krzakami i tylko przykleił nos do szyby okna. Co to, no co to tak ładnie pachniało?! Przymrużył oczy i wciągnął haust powietrza. Nie mógł się tego nawąchać.
Nagle, całkiem niedaleko siebie, bo dosłownie kilka kroków dalej, usłyszał jakieś zamieszanie. Jak zahipnotyzowany podążył za mężczyzną w garniturze (ach, jaki on był elegancki! jaki piękny strój miał! Liam też by taki chciał, zamiast porozciąganego swetra i wytartych dżinsów) i nawet nie wiedząc jak i kiedy, wszedł za nim do środka. Zanim się otrząsnął z tego dziwnego stanu, nagle stał na środku pokoju pełnego kobiet, nie wiedząc nawet, co ze sobą zrobić. Policzki mu poróżowiały, a ciemnoniebieskie oczy rozglądały się z lekkim przestrachem.
Co, na litość boru, miał on teraz zrobić?!
- Dzie... Dzień dobry - wymamrotał ledwo słyszalnie i zaczął się cofać z powrotem w stronę drzwi.
Mercury Black
Administrator Sovereign of the Power
Re: Has someone invited a group of pretty angry creatures?
Czw Cze 15, 2017 1:09 pm
Czw Cze 15, 2017 1:09 pm
Żeby urozmaicić rozgrywkę [i uniknąć nieporozumień] proponuję krótki opis wilkołaków, skoro trochę nas jest:
1. Dwie podstawowe formy to ludzka i wilcza, które każdy kontroluje świadomie (mniej lub bardziej). Po przemianie z jednego w drugie zachowujecie ubrania i przedmioty, nie będziemy gorszyć innych swoją golizną.
2. Trzecia forma, forma pośrednia to typowy wilkołak łażący na dwóch łapach, śliniący się na kanapę i tak dalej. Pojawia się automatycznie podczas pełni, oraz jeśli ktoś jeszcze nie do końca nad tym panuje - po północy. A co, jak wóz kopciuszka się zmieniał w dynię to my możemy w bestyjki.
3. Wilki są duże. Jak w Zmierzchu. Akurat ten motyw był tam fajny.
4. Przypomnę, że zgodnie ze zgłoszeniami Rhett jest Alfą, a postać Ryu Betą.
— Rhett?
— Jestem zajęty — odpowiedział krótko, nawet się nie prostując. Odgarnął falowane, blond włosy w tył, odsłaniając tym samym dwukolorowe ślepia. Prawa złota tęczówka kontrastowała z lewą w kolorze krwistej czerwieni, przez którą niejednokrotnie nazywano go nieudanym eksperymentem wilkołaka i wampira. Czerwona skórzana kurtka z biało-czarnymi naszywkami i przylegające do jego nóg czarne spodnie, podkreślały jego dość szczupłą choć niewątpliwie umięśnioną sylwetkę. Postukał białą podeszwą czerwonego trampka o podłoże, widząc że mężczyzna, który próbował na siebie zwrócić jego uwagę, nie ruszył się nawet o krok. Westchnął i rzucił szmatkę do stojącego przy motocyklu wiadra z wodą, schodząc ze swojego pojazdu. Dwa srebrne nieśmiertelniki zawieszone na jego szyi zastukały o siebie, gdy ruszył w stronę chłopaka, patrząc na niego z góry. Rhettowi nie można było odmówić wzrostu. Miał zdecydowanie ponad sto dziewięćdziesiąt centymetrów wzrostu, nawet jeśli jego twarz sprawiała, że wyglądał jak rasowy dziewiętnastolatek.
— Coś się dzieje — poinformował go, umykając w bok, gdy Alfa wyminął go, wychodząc przed budynek. To wystarczyło, by do jego nozdrzy trafił zapach tak specyficzny, że zdawał się mącić mu w głowie. Zresztą nie tylko jemu. Widział podobne zamroczenie również w oczach innych zebranych wilkołaków. Chwilę mu zabrało, nim odzyskał zdrowy rozsądek. Rozejrzał się wokół, by namierzyć odpowiednią sylwetkę i machnął ręką w stronę Bety.
— Zbierz kilku ochotników, musimy to sprawdzić. Mała grupa, maksymalnie pięć osób. Innym powiedz, by zamknęli się w środku i nie wychodzili dopóki nie wrócimy — po tych słowach, ruszył w stronę jednej z dziewczyn, obejmując ją ramieniem.
— Shaellyn, idziesz z nami — mruknął dziewczynie do ucha, przesuwając dłonią po jej plecach. Nie minęła minuta, gdy wyskoczył do przodu zmieniając się w locie w wilka i ruszył biegiem wzdłuż ulic, kierując się w stronę źródła zapachu. Domu, w którym najwidoczniej wszystko miało się zacząć.
I do którego zmierzały nie tylko wilkołaki.
Żeby urozmaicić rozgrywkę [i uniknąć nieporozumień] proponuję krótki opis wilkołaków, skoro trochę nas jest:
1. Dwie podstawowe formy to ludzka i wilcza, które każdy kontroluje świadomie (mniej lub bardziej). Po przemianie z jednego w drugie zachowujecie ubrania i przedmioty, nie będziemy gorszyć innych swoją golizną.
2. Trzecia forma, forma pośrednia to typowy wilkołak łażący na dwóch łapach, śliniący się na kanapę i tak dalej. Pojawia się automatycznie podczas pełni, oraz jeśli ktoś jeszcze nie do końca nad tym panuje - po północy. A co, jak wóz kopciuszka się zmieniał w dynię to my możemy w bestyjki.
3. Wilki są duże. Jak w Zmierzchu. Akurat ten motyw był tam fajny.
4. Przypomnę, że zgodnie ze zgłoszeniami Rhett jest Alfą, a postać Ryu Betą.
_____________________________________
Nie planował niczego szczególnego na ten wieczór. Nie żeby było to jakoś szczególnie dziwne. Z reguły zbierał się wraz z innymi wilkołakami na opuszczonym posterunku policyjnym służącym ich za swego rodzaju "legowisko" i oddawał przeróżnym czynnościom w przerwach pomiędzy pracą. Nawet teraz siedział na swoim ukochanym motocyklu, polerując jego czerwono-białe pasy. — Rhett?
— Jestem zajęty — odpowiedział krótko, nawet się nie prostując. Odgarnął falowane, blond włosy w tył, odsłaniając tym samym dwukolorowe ślepia. Prawa złota tęczówka kontrastowała z lewą w kolorze krwistej czerwieni, przez którą niejednokrotnie nazywano go nieudanym eksperymentem wilkołaka i wampira. Czerwona skórzana kurtka z biało-czarnymi naszywkami i przylegające do jego nóg czarne spodnie, podkreślały jego dość szczupłą choć niewątpliwie umięśnioną sylwetkę. Postukał białą podeszwą czerwonego trampka o podłoże, widząc że mężczyzna, który próbował na siebie zwrócić jego uwagę, nie ruszył się nawet o krok. Westchnął i rzucił szmatkę do stojącego przy motocyklu wiadra z wodą, schodząc ze swojego pojazdu. Dwa srebrne nieśmiertelniki zawieszone na jego szyi zastukały o siebie, gdy ruszył w stronę chłopaka, patrząc na niego z góry. Rhettowi nie można było odmówić wzrostu. Miał zdecydowanie ponad sto dziewięćdziesiąt centymetrów wzrostu, nawet jeśli jego twarz sprawiała, że wyglądał jak rasowy dziewiętnastolatek.
— Coś się dzieje — poinformował go, umykając w bok, gdy Alfa wyminął go, wychodząc przed budynek. To wystarczyło, by do jego nozdrzy trafił zapach tak specyficzny, że zdawał się mącić mu w głowie. Zresztą nie tylko jemu. Widział podobne zamroczenie również w oczach innych zebranych wilkołaków. Chwilę mu zabrało, nim odzyskał zdrowy rozsądek. Rozejrzał się wokół, by namierzyć odpowiednią sylwetkę i machnął ręką w stronę Bety.
— Zbierz kilku ochotników, musimy to sprawdzić. Mała grupa, maksymalnie pięć osób. Innym powiedz, by zamknęli się w środku i nie wychodzili dopóki nie wrócimy — po tych słowach, ruszył w stronę jednej z dziewczyn, obejmując ją ramieniem.
— Shaellyn, idziesz z nami — mruknął dziewczynie do ucha, przesuwając dłonią po jej plecach. Nie minęła minuta, gdy wyskoczył do przodu zmieniając się w locie w wilka i ruszył biegiem wzdłuż ulic, kierując się w stronę źródła zapachu. Domu, w którym najwidoczniej wszystko miało się zacząć.
I do którego zmierzały nie tylko wilkołaki.
Rosalie "Boo" Shizuo
Fresh Blood Lost in the City
Re: Has someone invited a group of pretty angry creatures?
Czw Cze 15, 2017 3:16 pm
Czw Cze 15, 2017 3:16 pm
Shaellyn odkąd pamięta była typem samotniczki, choć charakter w ogóle na to nie wskazuje. Miewa kilka cech które się cholernie gryzą i do siebie nie pasują: energiczność z okropnym lenistwem na przykład, nie mniej - kiedy wolała działaś sama to inni się dziwili bo przecież tak chętnie spędza czas z innymi. Trzeba tylko podkreślić, że Ci inni musza być jej bardzo bliskimi znajomymi, muszą należeć do jej stada by mogła czuć się swobodnie. Tak już jest z wilkami, że zdecydowanie bardziej wolą towarzystwo innych członków stada niż obcych. Dla niej samej zaskakującym jest fakt, że jakoś ostatnio zdecydowanie chętniej spędza czas z innymi. Nie innymi z grupy - po prostu z innymi. Jakby poczuła nagłą potrzebę kontaktowania się i zacieśniania więzów. Chyba... że to obecność niektórych osób tak na nią wpływa?
Dziewczyna należy do tych niższych, ledwo sto sześćdziesiąt centymetrów wzrostu, ponieważ natura nie obdarowała jej wielkością, jednak jak to mówi - nie lekceważ mniejszego czy coś w ten deseń. Kręcąc się chwilę za budynkiem w końcu wyszła w bardziej zaludnione miejsce. Przeczesała palcami włosy i powoli podeszła do Rhett'a, by dać mu krótkiego buziaka w policzek, nie chciała przerywać w rozmowie. Swoją drogą ich różnica wzrostu była piękna! Ciekawe co go tak urzekło, może jej waleczność i odwaga? Była ubrana w czarną koszulkę z długim rękawem - od przedramion jak i pod biustem materiał jest prześwitujący. Plisowaną spódnicę w zieloną kratę sięgającą ud, kabaretki oraz buty na lekkim obcasie - wiązane. W ręce trzymała swoją skórzaną kurtkę ponieważ było jej za gorąco na kolejną warstwę ubrania.
Blondynka stanęła przy dystrybutorze wody, zwinnie zgarniając plastikowy kubeczek i nalewając do niego zimnej wody. Przy okazji przysłuchiwała się mniej więcej rozmowie. która zresztą nie trwała długo. Alfa wydawał się rozdrażniony, co mogło być po prostu zwykłym złym wrażeniem. A zapach? Rzeczywiście już wcześniej sprawił, że dziewczyna się trochę zakręciła. Dlatego tak długo zajęło jej podejście tutaj. Upiła kilka łyków opierając się o ścianę a gdy mężczyzna do niej podszedł - ta uśmiechnęła się nieco łobuzersko i przejechała wolną dłonią po jego torsie.
- Oczywiście... - odparła cicho odkładając do połowy spity z zawartości, plastikowy kubeczek i ruszyła za nim również przemieniając się w swoją wilczą postać. Według jej jasnych włosów - była biała i miała bardzo puszystą sierść, a oczy pięknie mieniły się miętą. Kurcze, była atrakcyjna. Czym prędzej wyrównała kroku Rhett'owi, pędząc przez ulicę w stronę miejsca z którego dochodził ten hipnotyzujący i drażniący zapach.
Shaellyn odkąd pamięta była typem samotniczki, choć charakter w ogóle na to nie wskazuje. Miewa kilka cech które się cholernie gryzą i do siebie nie pasują: energiczność z okropnym lenistwem na przykład, nie mniej - kiedy wolała działaś sama to inni się dziwili bo przecież tak chętnie spędza czas z innymi. Trzeba tylko podkreślić, że Ci inni musza być jej bardzo bliskimi znajomymi, muszą należeć do jej stada by mogła czuć się swobodnie. Tak już jest z wilkami, że zdecydowanie bardziej wolą towarzystwo innych członków stada niż obcych. Dla niej samej zaskakującym jest fakt, że jakoś ostatnio zdecydowanie chętniej spędza czas z innymi. Nie innymi z grupy - po prostu z innymi. Jakby poczuła nagłą potrzebę kontaktowania się i zacieśniania więzów. Chyba... że to obecność niektórych osób tak na nią wpływa?
Dziewczyna należy do tych niższych, ledwo sto sześćdziesiąt centymetrów wzrostu, ponieważ natura nie obdarowała jej wielkością, jednak jak to mówi - nie lekceważ mniejszego czy coś w ten deseń. Kręcąc się chwilę za budynkiem w końcu wyszła w bardziej zaludnione miejsce. Przeczesała palcami włosy i powoli podeszła do Rhett'a, by dać mu krótkiego buziaka w policzek, nie chciała przerywać w rozmowie. Swoją drogą ich różnica wzrostu była piękna! Ciekawe co go tak urzekło, może jej waleczność i odwaga? Była ubrana w czarną koszulkę z długim rękawem - od przedramion jak i pod biustem materiał jest prześwitujący. Plisowaną spódnicę w zieloną kratę sięgającą ud, kabaretki oraz buty na lekkim obcasie - wiązane. W ręce trzymała swoją skórzaną kurtkę ponieważ było jej za gorąco na kolejną warstwę ubrania.
Blondynka stanęła przy dystrybutorze wody, zwinnie zgarniając plastikowy kubeczek i nalewając do niego zimnej wody. Przy okazji przysłuchiwała się mniej więcej rozmowie. która zresztą nie trwała długo. Alfa wydawał się rozdrażniony, co mogło być po prostu zwykłym złym wrażeniem. A zapach? Rzeczywiście już wcześniej sprawił, że dziewczyna się trochę zakręciła. Dlatego tak długo zajęło jej podejście tutaj. Upiła kilka łyków opierając się o ścianę a gdy mężczyzna do niej podszedł - ta uśmiechnęła się nieco łobuzersko i przejechała wolną dłonią po jego torsie.
- Oczywiście... - odparła cicho odkładając do połowy spity z zawartości, plastikowy kubeczek i ruszyła za nim również przemieniając się w swoją wilczą postać. Według jej jasnych włosów - była biała i miała bardzo puszystą sierść, a oczy pięknie mieniły się miętą. Kurcze, była atrakcyjna. Czym prędzej wyrównała kroku Rhett'owi, pędząc przez ulicę w stronę miejsca z którego dochodził ten hipnotyzujący i drażniący zapach.
Hurricane
Fresh Blood Lost in the City
Re: Has someone invited a group of pretty angry creatures?
Czw Cze 15, 2017 6:07 pm
Czw Cze 15, 2017 6:07 pm
– Czy ostra? Czy wytrzymała...? Kupuj pan tę kosę i wypieprzaj, bo mi klientów odstraszasz!
Och, jakie to niemiłe ze strony tego pana! Harvey przyszedł do najlepszego sklepu ogrodniczego w mieście i nawet tu nie udało mu się znaleźć profesjonalnej obsługi. Oburzające, doprawdy! Nie odezwał się, jedynie posłał sprzedawcy posępne spojrzenie zimnych, zielonych ślepi spod głębokiego kaptura, rzucił banknot na ladę i wyszedł... A może odlewitował? Kasjer gapił się z przerażeniem na dół szaty klienta, był niemal pewny, że ten świr nie przebierał nogami jak zwyczajny człowiek... A, cholera by go! Na szczęście już poszedł.
I rzeczywiście, Harvey zniesmaczony opuścił ogrodniczy i zamierzał wrócić do swojej przytulnej krypty, aby nacieszyć się kosą, lecząc przy tym traumatyczne wspomnienie ze sklepu. Wyobrażał sobie, jak oddaje się pasji szlifowania zagiętego ostrza. Ach, ten błysk, ten metaliczny szczęk! Nie wiedział dlaczego, ale zamiłowanie do ostrych, długich przedmiotów przyszło pewnego dnia w pakiecie razem z chorobliwą bladością, nagłym spadkiem wagi i niepokojącym pociągiem do odwiedzania cmentarzy nocą.
Był już całkiem blisko domu, gdy nagle poczuł... to. Na podmuchu chłodnego powietrza unosiła się woń wilgoci, zatęchłego powietrza zmieszanego z orzeźwiającą nutką egzotycznych kadzideł, kamieni i czystej wody. To cuchnęło w tak piękny, wyjątkowy sposób! Od razu przypomniały mu się szczęśliwe chwile, gdy z grupą znajomych zwiedzali starożytne katakumby, nietknięte od tysięcy lat. Nigdy nie zapomni, jak silna magia zamknięta była w tych mrocznych murach! Gwałtownie odwrócił się o dziewięćdziesiąt stopni, aż czarna, sięgająca ziemi szata zafalowała na jego wychudzonym ciele, i skierował się podążając za zapachem. Cholera, takie rzeczy w mieście? Intrygujące!
Gdy stanął... albo raczej: gdy zatrzymał się przed drzwiami grzecznie zapukał w nie końcem ostrza kosy nieświadomie pozostawiając parę płytkich nacięć i czekał, aż mu ktoś otworzy. I na darmo opisywać wygląd Harveya, bo oczom obserwatora ukazała się praktycznie sama czarna szata i kaptur zasłaniający oblicze, a jedynym elementem należącym stricte do mężczyzny była koścista, blada dłoń ściskająca trzonek kosy.
Och, jakie to niemiłe ze strony tego pana! Harvey przyszedł do najlepszego sklepu ogrodniczego w mieście i nawet tu nie udało mu się znaleźć profesjonalnej obsługi. Oburzające, doprawdy! Nie odezwał się, jedynie posłał sprzedawcy posępne spojrzenie zimnych, zielonych ślepi spod głębokiego kaptura, rzucił banknot na ladę i wyszedł... A może odlewitował? Kasjer gapił się z przerażeniem na dół szaty klienta, był niemal pewny, że ten świr nie przebierał nogami jak zwyczajny człowiek... A, cholera by go! Na szczęście już poszedł.
I rzeczywiście, Harvey zniesmaczony opuścił ogrodniczy i zamierzał wrócić do swojej przytulnej krypty, aby nacieszyć się kosą, lecząc przy tym traumatyczne wspomnienie ze sklepu. Wyobrażał sobie, jak oddaje się pasji szlifowania zagiętego ostrza. Ach, ten błysk, ten metaliczny szczęk! Nie wiedział dlaczego, ale zamiłowanie do ostrych, długich przedmiotów przyszło pewnego dnia w pakiecie razem z chorobliwą bladością, nagłym spadkiem wagi i niepokojącym pociągiem do odwiedzania cmentarzy nocą.
Był już całkiem blisko domu, gdy nagle poczuł... to. Na podmuchu chłodnego powietrza unosiła się woń wilgoci, zatęchłego powietrza zmieszanego z orzeźwiającą nutką egzotycznych kadzideł, kamieni i czystej wody. To cuchnęło w tak piękny, wyjątkowy sposób! Od razu przypomniały mu się szczęśliwe chwile, gdy z grupą znajomych zwiedzali starożytne katakumby, nietknięte od tysięcy lat. Nigdy nie zapomni, jak silna magia zamknięta była w tych mrocznych murach! Gwałtownie odwrócił się o dziewięćdziesiąt stopni, aż czarna, sięgająca ziemi szata zafalowała na jego wychudzonym ciele, i skierował się podążając za zapachem. Cholera, takie rzeczy w mieście? Intrygujące!
Gdy stanął... albo raczej: gdy zatrzymał się przed drzwiami grzecznie zapukał w nie końcem ostrza kosy nieświadomie pozostawiając parę płytkich nacięć i czekał, aż mu ktoś otworzy. I na darmo opisywać wygląd Harveya, bo oczom obserwatora ukazała się praktycznie sama czarna szata i kaptur zasłaniający oblicze, a jedynym elementem należącym stricte do mężczyzny była koścista, blada dłoń ściskająca trzonek kosy.
Dobry wieczór. Przyszedłem porozmawiać o Jezusie Chrystusie
zażartował. Mówił głosem niskim, głosem, który wydawał się nie brzmieć, ale istnieć gdzieś w powietrzu, głosem, którego się nie słyszało, ale odczuwało gdzieś w głowie. Jakby nigdy nic wparował do wnętrza i zaczął węszyć ignorując zebrane towarzystwo. Gdzieś tu musi być starożytny grobowiec.Pavel 'Smuggler' Travitza
The Jackal Canis Lupaster
Re: Has someone invited a group of pretty angry creatures?
Czw Cze 15, 2017 7:16 pm
Czw Cze 15, 2017 7:16 pm
Łatwo było się zorientować, kiedy Travitza się do ciebie zbliża. Mówią, że wampiry to ciche, zabójcze stworzenia, działające pod osłoną nocy. Nawet nie wiesz, kiedy cię zaatakują. Bzdura, wystarczy unikać rosyjskiego techno.
Taki dźwięk właśnie pojawił się w okolicach domu Diany. Najpierw dudnienie, przeradzające się leniwie w coś, co tylko bardzo wyrozumiali mogliby nazwać muzyką, podsumowane przez niezrozumiały słowiański bełkot. Dźwięki dochodziły z niebieskiego, rozpadającego się samochodu, który został tak "stjuningowany", że człowiekowi aż się serce krajało jak na to patrzył.
Samochód zatrzymał się niedaleko domu i wraz z wyłączeniem silnika, na szczęście ustała też głośna muzyka. Z auta wysiadł osobnik, którego wyglądu niełatwo zapomnieć. Zacznijmy od długich blond włosów, ulizanych do tyłu. Na twarzy widniały okulary przeciwsłoneczne, bo przecież panie, napierdala to słońce jak szalone. Strój wyjściowy stanowił czerwony dres z obowiązkowymi trzema białymi paskami, do tego jeszcze białe adidasy. Obrazu rozpaczy dopełniał złoty łańcuch na szyi. I można by się zacząć śmiać, gdyby nie postura owego osobnika, która jasno wskazywała, że niejeden dzień i niejedną noc spędził na siłowni. Cóż, czymś trzeba nadrabiać braki umysłowe.
- пошёл на хуй! - zakrzyknął głośno, przepychając się pomiędzy innymi istotami i wchodząc do domu, jakby był jego własny. Rozejrzał się, już wkurwiony całą sytuacją. Wkurwiały go te typy. Ale po chwili jego lico rozświetlił szeroki uśmiech.
- Brandy, bejby! - kalecząc uszy obecnych tutaj nieudolną angielszczyzną, ruszył w kierunku znanej sobie wampirzycy, by po chwili radośnie rozwalić się na oparciu fotela, na którym ta siedziała.
- To ty tak pięknie śmierdolisz? - zagadnął i niuchnął. Nie, to jednak nie ona. Rozejrzał się po reszcie zebranych. Zdjął okulary, aby ukazać im swoje wściekle niebieskie oczy. - Dobra kurwa. Co jest grane? - spytał tak, jakby to nie on się wpierdolił do cudzego mieszkania bez większego powodu. Mają tu browce?
Taki dźwięk właśnie pojawił się w okolicach domu Diany. Najpierw dudnienie, przeradzające się leniwie w coś, co tylko bardzo wyrozumiali mogliby nazwać muzyką, podsumowane przez niezrozumiały słowiański bełkot. Dźwięki dochodziły z niebieskiego, rozpadającego się samochodu, który został tak "stjuningowany", że człowiekowi aż się serce krajało jak na to patrzył.
Samochód zatrzymał się niedaleko domu i wraz z wyłączeniem silnika, na szczęście ustała też głośna muzyka. Z auta wysiadł osobnik, którego wyglądu niełatwo zapomnieć. Zacznijmy od długich blond włosów, ulizanych do tyłu. Na twarzy widniały okulary przeciwsłoneczne, bo przecież panie, napierdala to słońce jak szalone. Strój wyjściowy stanowił czerwony dres z obowiązkowymi trzema białymi paskami, do tego jeszcze białe adidasy. Obrazu rozpaczy dopełniał złoty łańcuch na szyi. I można by się zacząć śmiać, gdyby nie postura owego osobnika, która jasno wskazywała, że niejeden dzień i niejedną noc spędził na siłowni. Cóż, czymś trzeba nadrabiać braki umysłowe.
- пошёл на хуй! - zakrzyknął głośno, przepychając się pomiędzy innymi istotami i wchodząc do domu, jakby był jego własny. Rozejrzał się, już wkurwiony całą sytuacją. Wkurwiały go te typy. Ale po chwili jego lico rozświetlił szeroki uśmiech.
- Brandy, bejby! - kalecząc uszy obecnych tutaj nieudolną angielszczyzną, ruszył w kierunku znanej sobie wampirzycy, by po chwili radośnie rozwalić się na oparciu fotela, na którym ta siedziała.
- To ty tak pięknie śmierdolisz? - zagadnął i niuchnął. Nie, to jednak nie ona. Rozejrzał się po reszcie zebranych. Zdjął okulary, aby ukazać im swoje wściekle niebieskie oczy. - Dobra kurwa. Co jest grane? - spytał tak, jakby to nie on się wpierdolił do cudzego mieszkania bez większego powodu. Mają tu browce?
Elliott nie miał najmniejszego pojęcia, jak tam trafił.
Na samym początku stanął tuż za progiem, rzucił swojskie "no siema, mordy" i bacznie się rozglądał. Wbrew pozorom - wcale nie po to, aby zidentyfikować wszystkich obecnych, przyjrzeć się im czy cokolwiek. A skąd. Szukał wzrokiem tylko dwóch rzeczy - żarcia i alkoholu.
Być może przez te kilka naprawdę długich sekund barykadował z lekka tym swoim cielskiem przejście, ale niewiele go to obchodziło. Sukinsyn miał przecież dwa metry, niemalże drugie tyle w barkach, a dodatkowo miał jeszcze jedną uroczą cechę.
Był idiotą.
Myślenie przychodziło mu z trudem. Albo wcale. Gdy osoba postronna mu się przyglądała, nabierała potwornego przekonania, że oto patrzy na twarz istoty, która sensowną myślą nie została skalana. Nawet trochę.
Wtem usłyszał komentarz wróżki o denaturacie i benzynie, więc postanowił zrobić jedyną sensowną w jego mniemaniu rzecz. Podszedł do stołu, sięgnął do butelki, odkręcił korek i beztrosko napił się z gwinta.
- Smakuje dobrze - skwitował głośno.
A później po prostu patrzył na innych. Nie analizował w żaden sposób ich działania czy słów. Nie. On po prostu się, kurwa, gapił takim przytępionym wzrokiem, jakby nie wiedział, co tam właściwie robi.
Na samym początku stanął tuż za progiem, rzucił swojskie "no siema, mordy" i bacznie się rozglądał. Wbrew pozorom - wcale nie po to, aby zidentyfikować wszystkich obecnych, przyjrzeć się im czy cokolwiek. A skąd. Szukał wzrokiem tylko dwóch rzeczy - żarcia i alkoholu.
Być może przez te kilka naprawdę długich sekund barykadował z lekka tym swoim cielskiem przejście, ale niewiele go to obchodziło. Sukinsyn miał przecież dwa metry, niemalże drugie tyle w barkach, a dodatkowo miał jeszcze jedną uroczą cechę.
Był idiotą.
Myślenie przychodziło mu z trudem. Albo wcale. Gdy osoba postronna mu się przyglądała, nabierała potwornego przekonania, że oto patrzy na twarz istoty, która sensowną myślą nie została skalana. Nawet trochę.
Wtem usłyszał komentarz wróżki o denaturacie i benzynie, więc postanowił zrobić jedyną sensowną w jego mniemaniu rzecz. Podszedł do stołu, sięgnął do butelki, odkręcił korek i beztrosko napił się z gwinta.
- Smakuje dobrze - skwitował głośno.
A później po prostu patrzył na innych. Nie analizował w żaden sposób ich działania czy słów. Nie. On po prostu się, kurwa, gapił takim przytępionym wzrokiem, jakby nie wiedział, co tam właściwie robi.
Jack
Fresh Blood Lost in the City
Re: Has someone invited a group of pretty angry creatures?
Czw Cze 15, 2017 8:16 pm
Czw Cze 15, 2017 8:16 pm
Większość spraw dotyczących wróżek go nie obchodziły, bo kurwa proszę, po kiego chuja ma pajacować i zbierać jak jakiś ostatni debil zęby jakichś bachorów, albo do chuja pojawiać się jako zasrany wróżek chrzestny i spełniać zachcianki innych głupich bachorów. Jego to nie jarało, wolał spędzać czas na imprezowaniu, koncertowaniu, na ogół wszystkim innym tylko nie na pracy. Pomimo faktu, że na karku ma prawie tysiąc lat, to i tak zachowywał się, jak zwykły gówniarz. Inne wróżki go nie czają, a on nie czai ich. Taką wróżką jest właśnie Jack. Odkąd tylko pamięta jest odszczepieńcem, nie jest jakoś szczęśliwy z faktu, że urodził się głupią wróżką, ale lepsze to niż nic. Zawsze mógł się urodzić jako zwykłym śmiertelnik, który wypierdoliłby się z wózka przed dziewięćdziesiątką. A tak to sobie lata, jak pojebaniec po niebie, ma wyjebane na wszystko i jest git. Dobra, nie pierdoląc dalej bezsensu. Jack, wracając z imprezy, leciał sobie z flaszką wódki, gibając się przy tym na boki i robiąc od czasu do czasu piruety w powietrzu, dodatkowo przyśpiewując sobie wesołą melodię. Można powiedzieć, że klasyk, tylko naglę poczuł dziwny zapach. Taki trochę słodki, taki kurde, chuj wie jeszcze co. Mógł to być jakiś wyjebany w kosmos stuff, albo jakaś zajebista magiczna flaszka. Mimo wszystko to było tylko gdybanie francuza. Nie pozostało mu nic innego jak polecieć za zapachem i sprawdzić co to dokładnie jest, więc i tak zrobił. Podleciał bliżej, zauważył chatę, no kurde chata jak chata, ale jego uwagę przykuła dosyć spora ilość innych istot, co pewnie też chciało ogarnąć co tak zajebiście pachnie. Nawet nie chciało mu się z nimi przepychać, spokojnie wylądował, magicznie w jego dłoni pojawiła się jego zajebista różdżka, no może nie aż tak zajebista, bo trochę podłamana i gdzieniegdzie poprawiana była taśmą izolacyjną. No ale ważne, że działa. - Dobra, jak to było... eee... kurwa... WIEM! - przybliżył się do ściany, po czym wykonał różdżką gest. - Czary mary, hokus-pokus, dalej nie pamiętam weź mnie kurwa przeteleportuj! - a słowo stało się ciałem. Ni z gruchy, ni z pietruchy, na środku salonu jakby ktoś wyjebał granat dymny, i po chwili pojawił się on, Jack, w całej swojej okazałości. Wyjebał się na kanapie jakby nigdy nic i wziął łyk ze swojej flaszki. - Siema, co tam? - rzucił luźno do reszty uczestników tej dziwnej zbieraniny.
Przypomniała sobie, dlaczego tak piekielnie nie znosi latania na miotle, gdy gładko wylądowała przed domem. Oparła trzonek o swoje ramię i wyciągnęła z jednej z małych torebeczek zawieszonych na pasku niezbędny przedmiot. Lusterko. Jęknęła ze zgrozą i przeklęła swoją miotłę jak siarczyście, że nawet najlepszy w swym fachu szewc nie powstydziłby się podobnych słów. Przeczesała czarne niczym skrzydła krucze loki i zaparkowała miotłę przed domem. Jedynie wcześniej narysowała dookoła niej krąg, który miał taktownie zmienić potencjalnego złodzieja w żabę. Grunt, to bezpieczeństwo.
Poprawiła gorset, poprawiła pasek z masą małych kieszonek i prawie się przewróciła, gdy obcas czarnych szpilek władował jej się w malutki dołek. Znów zaklęła.
Ponownie niczym najlepszy szewc.
Zapukała grzecznie i dopiero wtedy weszła do środka.
-Witam serdecznie, szanowni państwo. Cześć, dziwki.
Niczym pani tego miejsca, a jakże.
Poprawiła gorset, poprawiła pasek z masą małych kieszonek i prawie się przewróciła, gdy obcas czarnych szpilek władował jej się w malutki dołek. Znów zaklęła.
Ponownie niczym najlepszy szewc.
Zapukała grzecznie i dopiero wtedy weszła do środka.
-
Niczym pani tego miejsca, a jakże.
Sigrunn Northug
Fresh Blood Lost in the City
Re: Has someone invited a group of pretty angry creatures?
Czw Cze 15, 2017 9:30 pm
Czw Cze 15, 2017 9:30 pm
Prychnęła, gdy tylko Diane zarzuciła jej kradzież. Toć to przecież nie było tak! Ona tylko pożyczała. Na czas nieokreślony. Wspaniale zajmowała się tym, czego nikt nie chciał przygarnąć i pokochać. Czyż to nie było piękne? Te samotne, zakurzone flaszki dzięki niej jak raz mogły poczuć się potrzebne.
- Ostatnio nie narzekałaś jak przyniosłam wino... - odmruknęła i puściła jej oczko. Wtedy nie było kurwa żadnego problemu, bo przecież to takie rhomantyczne i w ogóle cudowne. Zresztą, kradzione nie tuczy, więc wszyscy powinni się teraz cieszyć.
Wkrótce odkryła, że faktycznie tym razem tylko pożyczyła butelkę i odda ją najszybciej, jak tylko będzie to możliwe. Tego się nie dało pić. To nawet nie było do picia. Szybko odstawiła flaszkę gdzieś daleko na bok, żeby nikt jej nie ruszył, ale żeby mieć na nią oko.
- Sorka - zdążyła odpowiedzieć, nim do drzwi zaczęli walić goście, a obecne babki zaczęły się dziwnie zachowywać. Spojrzała na rododendron, który wcale nie zaczął usychać z powodu magicznego napoju. Przeciwnie - zdawał się powoli rozkwitać jeszcze bardziej, a jego liście stały się bardziej zielone niż kiedykolwiek były, dlatego Sigrunn odsunęła flaszkę jeszcze bardziej w kąt, żeby nie była zbyt widoczna i kusząca dla nowych gości.
Usiadła na kanapie i oglądała przychodzących gości. Jeden z nich zdawał się być wyjątkowo bezczelny, bo miał czelność usiąść koło niej i objąć ją ramieniem jakby był jakimś jebanym alvaro.
- Małe kotki mamy w piwnicy, alkohol na stole, racz wypierda... - i tutaj miała skończyć swoją bezduszną przemowę spławiającą pana w garniaku, lecz zobaczyła, że ktoś się dobiera do flaszki, którą tak usilnie próbowała ukryć.
- NIE! - krzyknęła tylko, lecz nie zdążyła na czas. Ellie już zdążył się napić, a jedyne, co Sigrunn mogła zrobić, to wystrzelić jak z procy i zabrać mu to, co jeszcze zostało w butelce, czyli swoją drogą całkiem sporo. Przez chwilę obserwowała faceta z pewnym niepokojem, lecz nie wyglądało na to, żeby napój w jakikolwiek sposób na niego wpłynął. Dopiero po chwili zobaczyła, że ziom zaczął się świecić i błyszczeć jak wampiry ze "Zmierzchu" pod wpływem słońca. Było to zjebane, fakt, ale wyglądało niegroźnie. Co nie zmieniało faktu, że nie chciała, aby ktokolwiek jeszcze wypróbowywał ten specyfik na sobie. Bo po prostu kurwa nie. Ten jeden koleś wyglądał na człowieka, ale na te wszystkie istoty nadprzyrodzone ów napój mógł zadziałać całkiem inaczej.
- Diane, możesz się tym zająć i schować to w bezpieczne miejsce? - spytała, przebiwszy się przez powiększający się tłum i dostawszy się do wampirzycy. - Tylko nie pij. I dopilnuj, żeby nikt inny też tego nie pił. Chuj wie co to jest i dlaczego zlecieli się jak tylko to otworzyłam - dodała ciszej i zagroziła jej palcem. Niech tylko się dowie, że ktokolwiek ją znalazł, a powybija jej te cenne, wampirze kły.
- Ostatnio nie narzekałaś jak przyniosłam wino... - odmruknęła i puściła jej oczko. Wtedy nie było kurwa żadnego problemu, bo przecież to takie rhomantyczne i w ogóle cudowne. Zresztą, kradzione nie tuczy, więc wszyscy powinni się teraz cieszyć.
Wkrótce odkryła, że faktycznie tym razem tylko pożyczyła butelkę i odda ją najszybciej, jak tylko będzie to możliwe. Tego się nie dało pić. To nawet nie było do picia. Szybko odstawiła flaszkę gdzieś daleko na bok, żeby nikt jej nie ruszył, ale żeby mieć na nią oko.
- Sorka - zdążyła odpowiedzieć, nim do drzwi zaczęli walić goście, a obecne babki zaczęły się dziwnie zachowywać. Spojrzała na rododendron, który wcale nie zaczął usychać z powodu magicznego napoju. Przeciwnie - zdawał się powoli rozkwitać jeszcze bardziej, a jego liście stały się bardziej zielone niż kiedykolwiek były, dlatego Sigrunn odsunęła flaszkę jeszcze bardziej w kąt, żeby nie była zbyt widoczna i kusząca dla nowych gości.
Usiadła na kanapie i oglądała przychodzących gości. Jeden z nich zdawał się być wyjątkowo bezczelny, bo miał czelność usiąść koło niej i objąć ją ramieniem jakby był jakimś jebanym alvaro.
- Małe kotki mamy w piwnicy, alkohol na stole, racz wypierda... - i tutaj miała skończyć swoją bezduszną przemowę spławiającą pana w garniaku, lecz zobaczyła, że ktoś się dobiera do flaszki, którą tak usilnie próbowała ukryć.
- NIE! - krzyknęła tylko, lecz nie zdążyła na czas. Ellie już zdążył się napić, a jedyne, co Sigrunn mogła zrobić, to wystrzelić jak z procy i zabrać mu to, co jeszcze zostało w butelce, czyli swoją drogą całkiem sporo. Przez chwilę obserwowała faceta z pewnym niepokojem, lecz nie wyglądało na to, żeby napój w jakikolwiek sposób na niego wpłynął. Dopiero po chwili zobaczyła, że ziom zaczął się świecić i błyszczeć jak wampiry ze "Zmierzchu" pod wpływem słońca. Było to zjebane, fakt, ale wyglądało niegroźnie. Co nie zmieniało faktu, że nie chciała, aby ktokolwiek jeszcze wypróbowywał ten specyfik na sobie. Bo po prostu kurwa nie. Ten jeden koleś wyglądał na człowieka, ale na te wszystkie istoty nadprzyrodzone ów napój mógł zadziałać całkiem inaczej.
- Diane, możesz się tym zająć i schować to w bezpieczne miejsce? - spytała, przebiwszy się przez powiększający się tłum i dostawszy się do wampirzycy. - Tylko nie pij. I dopilnuj, żeby nikt inny też tego nie pił. Chuj wie co to jest i dlaczego zlecieli się jak tylko to otworzyłam - dodała ciszej i zagroziła jej palcem. Niech tylko się dowie, że ktokolwiek ją znalazł, a powybija jej te cenne, wampirze kły.
Gabriel miał nadzieję, że to będzie spokojna noc. O jakże się mylił, nie dane im było spędzić spokojnej nocy we wspólnym wilczym towarzystwie. Coś się działo, nawet on to czuł. Ubrany w średniej długości materiałowy brązowy płaszcz (a pod nim czarna koszulka z logiem jakiegoś zespołu), poprzecierane szare jeansy z wąskimi nogawkami oraz brązowe botki, krążył po legowisku. Gdy wyszedł za alfą do jego nozdrzy dotarł słodkawy zapach, który rozpalił jego zmysły i sprawił, że Moona zamroczyło. Wyszczerzył zęby i zmarszczył nos, zastanawiając się co to jest. Nigdy nie czuł tak odurzającego zapachu, bo z pewnością by go zapamiętał. Spojrzał na Rhetta, który przemienił się w wilka i sam postanowił zrobić to samo. Gab należał do tych małomównych, był "psem" czynu i gdy Rhett kogoś potrzebował, rwał się jako jeden z pierwszych. Tym razem było tak samo.
W wilczej formie miał gęstą czarną sierść, a jego ślepia były jasnoniebieskie, wręcz białe w przeciwieństwie do jego ludzkiej formy, gdzie oczy miał ciemnobrązowe. Był wielki, chociaż z pewnością mniejszy od alfy. Zmierzał za nim, aż dotarli do domu, z którego ulatniała się ta dziwna woń. Najwidoczniej nie tylko wilkołaki tutaj przybyły. Czekał na przebieg zdarzeń, cały nastroszony. Coś mu tu śmierdziało i wcale nie chodziło tutaj o ten dziwny zapach, a raczej o to jak wpłynął na istoty zamieszkujące ten świat.
Diane Carlin-Ramos
Fresh Blood Lost in the City
Re: Has someone invited a group of pretty angry creatures?
Czw Cze 15, 2017 10:36 pm
Czw Cze 15, 2017 10:36 pm
- Wino nie ma tu nic do rzeczy. - odparła wskazując palcem na Sigrunn. Kolejny raz dała sobie spokój z uwagami, które mogła wytknąć wróżce. Kiedy nagle do jej domu zaczęły schodzić się różne istoty Diane była lekko zdezorientowana. Co chwilę odwracała się w stronę siedzącego na kanapie demona, stojącego przy drzwiach elfa, teleportującego się czarodzieja i w skrócie, każdej innej osoby. Jednak widząc wampira coś się w niej zagotowało. Wystrzeliła do niego jak z procy, chwyciła go za kołnierz i ciągnąc za sobą odstawiła dopiero przy drzwiach.
- Tobie podziękujemy. - warknęła obnażając kły i już po chwili ruszyła aby odstawić na miejsce butelkę, którą zgarnął demon. Przez chwilę z nie do końca zrozumiałym wyrazem twarzy spoglądała na elfa, który zachowywał się zupełnie jakby nie wiedział skąd się tu wziął. Dosłownie sekundę później odwróciła się w stronę czarodzieja.
- Nie musimy rozmawiać o Jezusie ale możemy pogadać o tym, że zaraz stąd wyjdziesz razem z resztą znajdujących się tu osób. - odparła mrużąc świecące, krwistoczerwone oczy. Przeczesała dłonią czarne, gęste włosy z bezradności. Co tu się w ogóle działo?
Gdy Sigrunn ją dopadła wysłuchała jej uważnie i skinęła obserwując towarzystwo znajdujące się w jej salonie. Wzięła od wróżki butelkę i szepnęła do niej aby spróbowała choć w minimalnym stopniu zapanować nad sytuacją. Chowając alkohol pod kurtką szybko ruszyła do swojego pokoju, by następnie zejść schodami w dół tuż do piwnicy chowając magiczny napój między innymi nalewkami i winami, które tam trzymała. Zakryła flaszkę zwilżoną szmatką aby powstrzymać rozprzestrzeniający się, słodki zapach. Wracając do pokoju chwyciła dość podobnie wyglądającą butelkę ze spirytusem. Położyła ją na komodzie mając nadzieję, że nikt nie zorientuje się tej podmiany.
- Tobie podziękujemy. - warknęła obnażając kły i już po chwili ruszyła aby odstawić na miejsce butelkę, którą zgarnął demon. Przez chwilę z nie do końca zrozumiałym wyrazem twarzy spoglądała na elfa, który zachowywał się zupełnie jakby nie wiedział skąd się tu wziął. Dosłownie sekundę później odwróciła się w stronę czarodzieja.
- Nie musimy rozmawiać o Jezusie ale możemy pogadać o tym, że zaraz stąd wyjdziesz razem z resztą znajdujących się tu osób. - odparła mrużąc świecące, krwistoczerwone oczy. Przeczesała dłonią czarne, gęste włosy z bezradności. Co tu się w ogóle działo?
Gdy Sigrunn ją dopadła wysłuchała jej uważnie i skinęła obserwując towarzystwo znajdujące się w jej salonie. Wzięła od wróżki butelkę i szepnęła do niej aby spróbowała choć w minimalnym stopniu zapanować nad sytuacją. Chowając alkohol pod kurtką szybko ruszyła do swojego pokoju, by następnie zejść schodami w dół tuż do piwnicy chowając magiczny napój między innymi nalewkami i winami, które tam trzymała. Zakryła flaszkę zwilżoną szmatką aby powstrzymać rozprzestrzeniający się, słodki zapach. Wracając do pokoju chwyciła dość podobnie wyglądającą butelkę ze spirytusem. Położyła ją na komodzie mając nadzieję, że nikt nie zorientuje się tej podmiany.
Strona 1 z 3 • 1, 2, 3
Pozwolenia na tym forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach
Relog