Hurricane
Hurricane
Fresh Blood Lost in the City
First topic message reminder :

– Wstawaj, paniczu Atom. Śniadanie gotowe. Zjesz je nie używając sztućców.
Tego dnia, jako pierwszego z intensywnych uczuć, doświadczył radości. Tuż po przebudzeniu, czyli około godziny trzynastej, stwierdził, że dwie towarzyszące mu osoby już wstały i nawet zdążyły zrobić śniadanie, co oznaczało, że Charles przegrał zakład i przez najbliższe 24 godziny musi bez sprzeciwu brać udział we wszystkich grach, jakie podejmie para i do tego wykazywać się inicjatywą, której jakość będzie podlegała ocenie – jeśli pomysł nie spełni wymagań, na Charlesa zostanie nałożona kara.
I tak oto Atom – bo jedną z fundamentalnych zasad tej trójki było dzielenie się swoim ciałem, nie historią i prawdziwymi danymi – odkąd tylko wstał, ofiarował decydowanie o swoim życiu w cudze ręce. Wpierw wydawało mu się to dość niewygodne i przed zbuntowaniem się broniła go tylko duma i dreszcz ekscytacji przebiegający w dół po kręgosłupie za każdym razem, gdy usłyszał jakieś polecenie. Po jakimś czasie uznał, że para ma tak dobre pomysły, że wypełnianie ich woli jest satysfakcjonujące, a przez to, że sam mógł dorzucić coś od siebie, tylko nakręcał sytuację.

Koło godziny przed północą ludzie przechodzące uliczką obok klubu Sterile w dzielnicy De Wallen mieli okazję oglądać jedną z setek moralnie wątpliwych scen, ale za to dość interesującą...
Sterile proponował swoim gościom wystrój w stylu mrocznego, gotyckiego steampunku: czerń, koronki, obsługę noszącą cylindry (ale oczywiście wciąż prawie nagą), metalowe meble poskładane z części maszyn, dwie sale z erotycznymi grami na dole i pokoje na wyższym piętrze. Na parterze, przy jednym z szerokich okien ustawiono odlany z bordowej masy fortepian, na którego klawiszach przysiadł mężczyzna w plastikowej, czarnej masce wilka zasłaniającej jego górną część twarzy i włosy. Prócz maski jegomość miał na sobie garnitur, ale stan rzeczy najwyraźniej miał ulec zmianie, bo marynarka leżała gdzieś z tyłu, a koszula i bezrękawnik zostały rozpięte i ściągnięte z jego prawego ramienia. Wprawny obserwator szybko by dostrzegł, że dziwny pan ma na szyi podwiązkę, a zamiast pantofli koturny z czarnej skóry. Niemal identyczne buty nosiła kobieta, która teraz siedziała na podłodze obok i leniwie patrzyła na twarz towarzysza, opierając się łokciem o jego kolano. Po chwili do okna podeszła dziewczyna pracująca w Sterile i przesunęła po szyi mężczyzny finezyjnym, długim flakonem, po czym jakby nigdy nic wylała zawartość naczynia na jego bark. Zamaskowany tylko odchylił głowę i lekko zacisnął usta, pozwolił aby czarny wosk spłynął po klatce i brzuchu, gdzie zastygł przysłaniając precyzyjnie wytatuowany wzór... który trudno było zapomnieć, gdy raz już się mu przyjrzało.

Hurricane
Hurricane
Fresh Blood Lost in the City
Nie muszą się rozdzielać, po prostu wejdą do pierwszego lepszego sklepu z elektroniką razem. To przecież nie jest zabronione ani nawet podejrzane.
Nie przerywał gadania Garikowi, ale wyciągnął z kieszeni dokumenty, otworzył i machnął nimi mężczyźnie przez oczami na tyle wolno, by ten mógł przeczytać: Alexander Wayne. Ech, dobrze, już dobrze. Przejęty dzieciak już może przestać. Znowu to straszenie.
Narażać swoich znajomych, ha… fotograf już to zrobił, wyszedł z nimi w publiczne miejsce, jakby zapomniał, że przyciąga kłopoty. A znajomych powiązanych z Charlesem nie miał, co najwyżej z Harveyem i to tylko w Kanadzie… ale dobrze, że Garik nie był tego świadomy, bardzo dobrze. Nie zamierza wyprowadzać go z błędu.
Och, postara się nie dopuścić, by stało się coś złego? Charles uśmiechnął się odrobinę pobłażliwie i po przyjacielsku poklepał mężczyznę po ramieniu jakby w nagrodę za dbanie o niego. Co z tego, że starszy wyprzedził jego rady o parę ładnych tygodni już z Kanady wyruszając ze zmienioną osobowością. Co z tego, że miał w zanadrzu cały wachlarz sposobów chronienia siebie i swoich informacji... Ćśśiii...
Taki Troskliwy Miś z ciebie, kto by pomyślał. – Żartował, ale jego głos i mimika wcale się nie zmieniły, dalej pozostawał poważny, skupiony. Pierwszy plik pieniędzy rozdzielił po kilka banknotów i schował to do plecaka, to do kieszeni spodni, to do bluzy. Drugi plik oddał. – Nie potrzebuję więcej. – Wiedział, że za dużo gotówki również może wydać się podejrzane, dlatego wolał nie przesadzać. – Co jeszcze…? – Westchnął i przeczesał włosy palcami. Zastanawiał się, ile rzeczy powiedzieć, bo w ten sposób w pewnym sensie zdradzi swoje metody pracy i ochrony. Cóż. Dobrze. Uznał, że powie o części swoich, a części tych, o których wiedział, ale nigdy nie używał. – Przede wszystkim: ważne pliki dzieli się, a części zapisuje na paru nośnikach… na kartach, płytach, wysyła w paru mailach, cokolwiek… w taki sposób, gdy ktoś nawet znajdzie jeden, to bez reszty nie będzie mógł odczytać całej zawartości, a czasem w ogóle otworzyć pliku. Domyślam się, że tu masz całość informacji… – Machnął dłonią w stronę pendrive’a. – Hm, trudno, najwyżej, tak jak mówiłeś, będziemy niszczyć tablet. Poza tym dwie ważne rzeczy… – wymieniał spokojnie. – Podstawowa apteczka, którą już mam i telefon alarmowy do kogoś z zewnątrz. Ty masz swoich znajomych, ja mam moich, ale w tej sytuacji nie zamierzam ich w to mieszać. Przydałby mi się ktoś, kto ‘rzuci tratwę’. – Wykonał palcami w powietrzu znak cudzysłowu. Nagle zmarszczył brwi. – Właściwie co zamierzasz zrobić, jak go złapiesz? Zabijesz go? – Pytał jakby nigdy nic, jakby ta opcja była zwyczajna i normalna.
Garik
Garik
Fresh Blood Lost in the City
Z początku myślał, że chce tu odłożyć dokumenty i tyle, ale kiedy zaczął wymachiwać mu nimi przed oczami i przeczytał imię i nazwisko… Szybko złapał faceta za nadgarstek i spojrzał mu w oczy
- Skąd to masz? - to było podejrzane. Zwykły fotograf nie bawi się w podrabianie dokumentów. Musi mieć coś wspólnego z górą. Dobrze i niedobrze. Nie chciałby aby któregoś razu amerykanie dobrali mu się do dupy, bo Charles uznał, że miło będzie odwdzięczyć się Garikowi za przeszłość. Kurwa za ratowanie i pieprzoną ochronę. Szybko nie będzie bawił się w bohatera. Oczywiście, to nie wychodzi. Po co starać się dla innych? Zawsze musi coś stanąć na drodze, prawda? Nigdy nie będzie dobrze! – Zresztą nieważne. Później. – puścił i westchnął. Nie miał pojęcia jak przygotowany jest jego towarzysz i po chuja tak się zabezpieczył. Nauczka po Rosji? Przecież podobno to zachód jest bezpieczniejszy. Hmm…
Lekko się odsuwał od dotyku i skrzywił się na określenie. Popatrzył w oczy Charlesowi nie rozumiejąc. Przecież to chyba normalne, że dba się o innych, zwłaszcza o tych, z którymi coś zamierza się realizować, tak? Każdy chyba tak robi. Czy może to dziwne? Ah! No tak, tam w Ameryce czy Kanadzie to rzeczywiście może być nie do pomyślenia. Każdy sobie. Zapominało mu się!
Miś… Yh, wyrzucić to z głowy, szybko!
Odebrał drugi plik i wyciągnął z niego kilka banknotów, które zaraz schował do kieszeni spodni. Resztę zaczął wkładać do plecaka.
- Spoko, ale przyda się jeśli część będziesz taszczył ty. – zostawił połowę zielonych i zamknął swój plecak. – Słuchaj no… Mamy tutaj kilka informacji o Ilyi. Całość… Fajnie by było… W każdy razie, te przydadzą się by dowiedzieć się o nim czegoś więcej i być może wyśledzić jego pozycję. Z tego co zdążyłem zrozumieć, dali nam skany dokumentów, które frajer podpisywał oraz listy osób, do których wędrowały zamówienia ze wschodu. – zszedł z blatu i zabrał kawę. Ściągnął wieczko i napił się łyka. Od razu go zemdliło. Kurrrna… Odłożył ją. Basta.
Słuchał go wpatrzony w podłogę. Nie chce mieszać swoich. Wygodnicki… Z drugiej strony bardzo dobrze, nikt nie musi wiedzieć co robi i z kim właśnie będzie działał. Kogo by mu tutaj podrzucić? Kto mógłby go ogarnąć w kryzysowej sytuacji? Znajomi chcieli go zabić, szefowa tym bardziej… Zagryzł wargę i zastanowił się. – Apteczka? – uśmiechnął się smutno – Nie no, super. Nigdy o niej nie pomyślałem. Co do osoby, która mógłby ci pomóc… Być może Jack, podwładny szefowej. Powinien zadziałać w kryzysowej sytuacji. Jego numeru nauczę cię w drodze. – założył plecak na plecy – Później? Muszę go żywego przywieźć do szefowej. Jestem tylko kurierem. Nie zabijam ludzi. – zaśmiał się i ruszył w stronę wyjścia. Oparł się o najbliższą szafkę i poczekał chwilę.
Hurricane
Hurricane
Fresh Blood Lost in the City
On i kontakty? Skąd… jego kontaktami byli inni fotografowie, tylko i wyłącznie! Oczywiście.
Kupiłem – odpowiedział od razu i wzruszył ramionami. W tej chwili mówił prawdę. Jeśli umiało się dochować tajemnicy i miało wystarczająco dużo pieniędzy, mogło się być kim chciało. Przydawały się jeszcze umiejętności wyszukiwania odpowiednich ludzi i miejsc, ale to przychodziło Charlesowi tak naturalnie jak oddychanie.
Nie wyrywał ręki i cierpliwie czekał, aż mężczyzna go puści. No. Grzeczny chłopiec.
Niechętnie zebrał trochę pieniędzy i upchnął jak najgłębiej w plecaku, ale wszystko po prostu fizycznie by się nie zmieściło, dlatego posłał znaczące spojrzenie Garikowi. Właściwie, hm… Coś go zaciekawiło, a skoro miał okazję sprawdzić… Kucnął przy stole i powąchał banknoty. Pachniały… dziwnie, nieprzyjemnie. Czyli powiedzenie, że żaden pieniądz nie śmierdzi jednak jest kłamstwem. Tak właśnie sądził, a teraz się upewnił.
Jack. Zapamiętał. Pokiwał głową, na znak, że rozumie. Podniósł spojrzenie na znajomego i przez moment przyglądał się jego twarzy, jednocześnie zapinając plecak.
Dobrze się czujesz…?
Garik
Garik
Fresh Blood Lost in the City
Kupił… Więc poważniejszej kontroli pewnie nie przejdą. A może? Kto wie?
- Głupie pytanie, oczywiście, że nie. Nie widać? – zmarszczył brwi – Mniejsza, to minie. – popatrzył na pozostawioną sumę i powoli przesunął dłońmi po twarzy.
Serio?! Serio nie możesz czegoś tutaj zostawić?! Kupisz sobie nowe! Człowieku, cholera!
Bez słowa zabrał resztę i wyszedł. Mu coś powiedzieć… Spokojnie, będzie lepiej, będzie lepiej…
- Masz prawko na te podrobione dokumenty? – zapytał w drodze do najbliższego sklepu z elektroniką – Zdaje mi się, że będziemy musieli przejechać trochę kilometrów. Chyba, że idiota leży, w którymś ze szpitali. W co osobiście wątpię. Jest na to za bogaty.
Hurricane
Hurricane
Fresh Blood Lost in the City
Oczywiście, że nie mógł! To były jego rzeczy, nie chciał niczego zostawiać po sobie w tym domu. Poza tym wolał, aby to Garik nosił ze sobą taką sumę. Jeśli ktoś ich złapie, większe głopoty będzie miał właśnie on.
Cholera… Gdy Charles zamykał drzwi, miał dziwne wrażenie, że jeszcze tu wróci…
Hm? – Posłał młodszemu pytające spojrzenie. Czy miał ‘prawko’ na podrobione dokumenty? Ależ oczywiście, miał prawnie wydany dokument na to, że to nielegalna kopia. Zawsze się tak robi, prawda? Wcale nie chodzi o to, by zachowywać się jakby nigdy nic, bby nie wzbudzać podejrzeń swoim zachowaniem.
Nie pierwszy raz na nich podróżuję. Nigdy nie miałem kłopotów – dodał zanim mężczyzna zdążył cokolwiek powiedzieć.
Lekko się skrzywił słysząc wzmiankę o szpitalach. Aha! Gość przez tę dobę mógł już być na drugim końcu kuli ziemskiej, a nikt z przyjaciół Garika nie pofatygował się nawet, aby sprawdzić jedną z podstawowych rzeczy, czyli szpitale? Może nigdzie nie będą musieli jechać, może ten stary palant leży gdzieś parę ulic dalej! Przecież prywatne szpitale też mają infolinie, też można zadzwonić i spytać… Nieważne! Nie zamierzał się wtrącać w to co i jak robił Garik, tylko obserwował z dystansu, po cichu wyciągając naukę dla samego siebie.
Garik
Garik
Fresh Blood Lost in the City
Skinął głową i uśmiechnął się. Więc jeśli będzie potrzeba będą mogli się zmieniać w trasie. Trasie… Ciekawe gdzie ich wywieje. Boguuu, żeby tylko nie wracać do Rosji. Ludzie Krotowa kropną go przy pierwszej, lepszej okazji. Brrr… Spieprzaj na południe dziadu! Nikt na wschodzie cię nie chce!
W sklepie Garik od razu podszedł do ekspedienta. Wymienił i zliczył na palcach co dokładnie będzie mu potrzebne i zadowolony oglądał jak ten krząta się po sklepie.
- Ej. A jakąś nowiutką lustrzankę to byś pewnie chciał, co? Wybierz sobie coś ładnego – popatrzył na niego z kpiącym uśmieszkiem – Nie żartuje. Widziałeś, że możemy sobie na to pozwolić. Popstrykasz trochę fotek z wakacji, da?
Hurricane
Hurricane
Fresh Blood Lost in the City
Czy powinien go uprzedzić, że nie lubi prowadzić samochodów? Potrafi, ale… odkąd kupił motor, zrezygnował z innych rodzajów pojazdów. Niee, nie, nie będzie nic mówić, a nuż nie będzie potrzeby demonstrowania tych umiejętności.
Oczywiście, jak tylko znaleźli się w sklepie, Charles nie mógł powstrzymać ciekawości i co i rusz zerkał w stronę sprzętu do zdjęć. Tak! Gdy mężczyzna tylko wspomniał o kupnie aparatu, twarz Lewisa odrobinę się rozjaśniła. Przechylił biodro w bok i stuknął nim znajomego.
Dziękuję, kochanie. – Pomachał do niego palcami jak typowy laluś, który znalazł sponsora i dla podkreślenia efektu posłał sprzedawcy zarozumiały uśmiech. Szybko wrócił do poprzedniego stanu, z zupełną powagą wybierając odpowiedni aparat (oczywiście nie obeszło się bez mruczenia pod nosem, że jego poprzedni był lepszy i wymieniania danych technicznych, które brzmiały jak rytuał czarnej magii) i dwa obiektywy, w tym jeden, który ledwo mieścił się w jego dłoni. – Spójrz… nada się akurat do selfie. – Pokazał swoją zdobycz Garikowi. Aby łatwiej było wszystko nieść i przechowywać, kupił specjalistyczną torbę na sprzęt fotograficzny i przerzucił ją sobie przez ramię.
W sklepie nie spędzili wiele czasu, wbrew pozorom fotograf nie miał problemu z decyzją, a ekspedient sprawnie pomógł w wyborze tabletu.
Co teraz? Sprawdzimy, co wie Darth Vader?
Garik
Garik
Fresh Blood Lost in the City
Nie spodziewał się takiej reakcji. Naprawdę! Rozważał coś między zniesmaczeniem, a olaniem go… Ukrył twarz w dłoniach jakby chciał się schować i przeczekał. Zerknął przez palce kiedy się uspokoił i odetchnął. Pokręcił głową z niedowierzaniem i zaśmiał się pod nosem. Przyglądał się przypadkowym urządzeniom najbliżej siebie. Fikuśne, przenośne głośniczki we wszystkich kolorach i kształtach. Zaciekawiony brał je do rąk i z uśmiechem przyglądał się jak zostały zaprojektowane. Charles znajdował się dalej więc dla pewności co chwilę podnosił na niego wzrok. Kiedy pokazał bombę, zmrużył oczy i przyłożył palce do dolnej wargi. Przeszedł na rosyjski. Mniej ludzi powinno go zrozumieć.
- Myślałem, że stać cię na więcej. Lubię naprrrrawdę duże, ogarnij się i znajdź coś porządnego do zabawy. – nie chciał patrzeć na jego reakcję. Przecież to było żałosne. Nie umie się bawić w takie gierki. Nieważne… Poszedł pooglądać słuchawki, a później dorwać ekspedienta. Kurna… Cacuszka! Już widzi jak przypina je do starej Nokii. Eh.

Czas jest w cenie, więc zostali tam tylko tyle musieli. Wyszli z zabawkami. I co? Dokładnie tak. Teraz dowiedzą się jaką tajemnicę skrywa.
Kolejny bagaż. Przydałoby się gdzieś go rozłożyć. Poszli na plac Dam i usiedli pod pomnikiem, wśród kilkudziesięciu innych ludzi. Garik położył sobie plecak między nogami i zaczął rozpakowywać tablet. Charlesowi dał spokój, niech się bawi aparatem…
Hurricane
Hurricane
Fresh Blood Lost in the City
Reakcja mężczyzny sprawiła Charlesowi dużą satysfakcję i to było po nim widać. Ha! Garik pewnie jeszcze nie miał okazji się do tego przyzwyczaić, że jego kanadyjski kolega jest w stanie bez wahania zrobić coś dziwnego dla żartu albo prowokacji, nie zaważając na to, czy dookoła są obcy ludzie czy nie… Potrafił posunąć się daleko, oczywiście jeśli tylko miał w tym czasie odpowiedni humor.
Rzeczywiście, gdy usiedli przy pomniku, Lewis przełożył akumulatory ze swojego starego aparatu do nowego i zaczął coś sprawdzać w ustawianiach sprzętu, obiektywy na razie zostawiając w spokoju. Podniósł wzrok i chwilę zapatrzył na otaczających go ludzi wyraźnie nad czymś się zastanawiając. Odchylił się dosłownie kładąc się na boku na schodku i zrobił parę próbnych zdjęć okolicy z poziomu gruntu. Nagle obrócił się przodem do Garika.
A co z tobą? Mogę? – Uznał, że grzecznie będzie, jeśli zapyta, a poza tym nie chciał wzbudzać sensacji, jeśli jego towarzysz zacznie się awanturować czy próbować odebrać mu aparat.
Garik
Garik
Fresh Blood Lost in the City
- Rób co chcesz. Tyko później nie rozprzestrzeniaj w internecie mojej twarzy… - odpowiedział zapatrzony w tablet. Odruchowo poprawił kołnierzyk kurtki i jakby nigdy nic majstrował przy sprzęcie dalej. Ogarnął przejściówki i po chwili mógł spokojnie odczytać co skrywał Vader.
- Hmmm… - skrzywił się. Włączył pierwszy załączony obrazek i zaczął czytać.
Umowa na dostarczenie naturalnego, chińskiego tłuszczu do Niemiec. Biologicznie czerpane? W sensie z ludzi czy zwierząt? Ciekawe do czego był dodany… Albo w sumie, nie… To nie jest ciekawe… Dalej. Jakiś plan? Co to do cholery jest? Zgoda na przycumowanie statku w porcie w Neapolu?... Brrrr… Przeszły go dreszcze kiedy przypomniał sobie jak jeden z łańcuchów na którym był podtrzymywany kontener pękł. Przechylił się przez to, a wtedy zaczęli wypadać z niego… Ludzie. Wysokość była na tyle wielka, że jeden po drugim spadali i rozbijali sobie głowy o chodnik. Tam… Co tam się wyprawia. Książkę by można napisać! A później do końca życia z ochroną u boku… Dalej… Chiny, adres na jedną ze spółek. Hmmm… Ha! Nie Rosja! Jak dobrze! Dalej…
- Charles, umiesz chiński, nie? Weź no… W telefonie powinieneś mieć opcję tłumaczenia tekstu z obrazu. – czym były te znaczki? Póki fotograf był zajęty, zajrzał dalej. Jakieś spawko? Wśród rosyjskiego tekstu o podjęciu współpracy było trochę danych…
Живет в Москве, ул. Таганская 26
- Niiiiieeeeeeeeeee… - przesunął palcem by obrazek się zmienił, a po tym spojrzał na Charlesa z miną jakby zaraz miał zemdleć. – I jak tam?...
Hurricane
Hurricane
Fresh Blood Lost in the City
O, to go zaskoczyło. Chwilę przyglądał się Garikowi jakby oczekiwał, że ten zaraz wycofa się z pozwolenia albo powie, że żartował. Gdy nic takiego się nie stało, Charles zrobił na próbę parę zdjęć, patrząc na mężczyznę znad aparatu. Ha! Ciekawe… Powiedział sobie, że później, gdy będą mieli chwilę wolną, wykorzysta okazję, a teraz skupi się na zadaniu. Gdy tylko udało się załadować dane, oderwał się od nowej zabawki i pochylił nad tabletem. Zmarszczył brwi. Niemcy? Swego czasu sporo podróżował po tym kraju, ciekawe czy był w okolicy… Neapol… Chiny. Skrzywił się. Oczywiście nie umiał chińskiego, ale uznał, że z programem do odczytywania tekstu to dobry pomysł. Oderwał się na moment od oglądania i zaczął szukać odpowiedniej aplikacji, wcześniej odkładając aparat do torby, którą zaraz położył na swoich udach. O nie, nie zamierzał stracić nowego cacka w głupi sposób...
Pobiera się. – Stuknął opuszką palca w smartfon i znów zerknął na tablet. Czyli jednak Rosja także… Tylko dlaczego jego dziwny znajomy nie chce tam wracać? Charlesowi wydawało się, że w tym kraju Garik czuje się jak ryba w wodzie. Cóż, nieważne. Może zapyta go o to później.
Spokojnie – zakomenderował łagodnym, ale zdecydowanym tonem. – Pomyślmy… Wpierw poszukaj go tu, w szpitalach. A później… Hm… a gdybyś tak spróbował zadzwonić do niego jako klient? Skoro sam rozdawał wizytówki, istnieje duże prawdopodobieństwo, że sam też bierze udział w sprzedaży.
Garik
Garik
Fresh Blood Lost in the City
Zaciekawiony spojrzał ukradkiem co tam w jego telefonie się pobiera. Kiedyś kupi sobie taki telefon! Jak nauczy się takich nie gubić i nie niszczyć… Wrócił do tabletu. Co tu jeszcze mamy? Oczywiście zdjęcia wizytówki. Numeru telefonu brak, a jedyny kontakt znajdował się przez maila. Było też logo.. Włożył kartę do iPada i chwilę pogrzebał w ustawieniach. W końcu włączył internet i pierwsze co, uruchomił wyszukiwanie obrazem. Przeciągnął wykadrowane logo z wizytówki i czekał na wyniki. Znowu chiński… Serio? Włączył tłumaczenia stron i zaczął czytać. Pierwsza strona okazała się profilem artysty tworzącego tego typu komunikaty wizualne. Hmmm… Namiar tylko i wyłącznie przez maila. Dobra, nie ma czasu, może później, dalej? Forum o zdrowej żywności. Niekiedy pojawiała się wzmianka o „firmie”. Nic szczególnego… Dalej…
- Już? – zapytał minimalizując kartę – Ja mam go szukać? Zrobimy to razem. Ty bierzesz jeden numer ja drugi i tak dalej. Ale to zaraz… - wrócił na stronę z chińskimi znaczkami. – Klientów prześwietla się na prawo i lewo. Muszą wiedzieć z kim przeprowadzają czarne interesy, nie? Tacy od razu poznaliby kim jesteś. Tym bardziej mnie… Gdyby tylko dotarli do tego, dla kogo pracuję, już nie tylko Krotow by mnie ścigał. – zaśmiał się smutno
Hurricane
Hurricane
Fresh Blood Lost in the City
Razem? Czy on dobrze usłyszał? A może nie zrozumiał? Garik znowu gadał po rusku, a on obstawał twardo przy swoim angielskim. Tak czy siak – nigdzie nie będzie dzwonił!
Zajął się instalowaniem aplikacji i po chwili był gotowy do tłumaczenia.
Racja… – Poznaliby Garika, na pewno. Jego niekoniecznie, bo w klubie miał na sobie maskę, ale lepiej nie ryzykować.
Oho? Po Charlesie nie bardzo było to widać, ale wzmiankę o ściganiu i Krotowie uznał za coś ciekawego i wartego zapamiętania. Był pewny, że słyszał to nazwisko wtedy w Rosji … Ach, może dlatego Garik nie cieszył się na możliwość powrotu? Fotograf zamyślił się i przeniósł spojrzenie przed siebie… napotykając parę oczu wpatrzonych we własne. Co? Kawałek od nich stał jakiś mężczyzna i patrzył się to na niego, to na Garika, nie przestając nawet wtedy, gdy został zauważony. Fuck, co jest? Spuścił wzrok i niby zaczął czegoś szukać w torbie z aparatem.
Garik, teraz spokojnie… – mówił jakby nigdy nic, nawet uśmiechnął się pod nosem. – Na godzinie drugiej… gość gapi się na nas już jakiś czas. Znasz go? – Oparł aparat na futerale i nawet nie patrząc w obiektyw zrobił parę zdjęć nieznajomemu, który rzeczywiście ustawił się tak, by odrobinę skrywali go przechodnie i raz za razem zerkał na Garika i Charlesa, jakby pilnował, czy nadal tu siedzą.
Garik
Garik
Fresh Blood Lost in the City
Podsunął mu Ipada aby mógł wykonać zdjęcie na telefonie. Po chwili czekali aż aplikacja przetłumaczy. Z ciekawości zajrzał co jeszcze dostali. Oprócz zdjęć, jakiś plik, notatka… Otworzył i zaczął czytać. Lista? Lista czego? Kilkanaście miejsc i adresów... Czego to się tyczy?
- Co jest? – zapytał nie odrywając wzroku od tabletu. – Pokaż na aparacie… - przysunął się i przyjrzał. Nie znał gościa, ale podejrzewał, że mógł należeć do Krotowa. Frajer nie wyglądał jak zwykły turysta. Dla bezpieczeństwa lepiej będzie jeśli się gdzieś wyniosą… Już wie! – Słuchaj… Wiem, że to idiotyczny pomysł, ale nie mam w tej chwili innego. Idziemy! – zebrał się i wstał. Schował Vadera głęboko do kieszeni i zaczął prowadzić Charlesa w stronę dzielnicy czerwonych latarni. – Powiesz miłej pani, że my tylko na chwileczkę, a po tym wyciągniesz trochę pieniędzy. Zgodzi się szybciej. – oznajmił mu i zatrzymał się przy jednej z półnagich brunetek. Popatrzył na Charlesa z zadziornym uśmiechem i tworzył przeszklone drzwi do czerwonego pokoiku. Stojąca w nich kobieta uśmiechała się zachęcająco. Nowi klienci, w końcu!
Hurricane
Hurricane
Fresh Blood Lost in the City
Idiotyczny pomysł? Uch, cholernie mocno musiał się powstrzymać, by nie rzucić jakiegoś złośliwego komentarza w stylu ‘tylko ty masz takie pomysły, przynajmniej wiem, że cię nie podmienili’… Przemilczał kąśliwą uwagę w imię dobrych relacji z osobą, z którą pracuje.
Podniósł się i otrzepał tyłek z ewentualnego kurzu. Spokojnie, powoli, przecież nic się nie dzieje, prawda?
Gdy zorientował się, w którą stronę idą, uznał, że to wcale nie taki zły pomysł, ale za chwilę wrócił do poprzedniego sposobu myślenia. Że co!? Tutaj!? Nie miał czasu na przedyskutowanie tego pomysłu z Garikiem i tylko dlatego zrobił to, co miał zrobić. Zapłacił kobiecie za to, by wyniosła się z pomieszczenia na parę minut. Co? Wbrew zasadom? Dodał kolejny banknot. Tak się nie robi? Kolejny. I nagle wątpliwości zniknęły wraz z dziewczyną. Zostali sami.
Starał się przekonać do tego pomysłu. Właściwie może tu będą bezpieczni, w końcu najciemniej pod latarnią… nawet jeśli jest ona czerwona.
Zrobiłeś to specjalnie, przyznaj – rzucił patrząc mężczyźnie w oczy i długo nie odwracając wzroku. Szczerze mówiąc w tej chwili mało go obchodziło jak skutecznie się schowali, bo czuł się co najmniej nieprzyjemnie. Całkiem niedawno był parę ulic dalej ze znajomymi. Żywymi i szczęśliwymi. Sam był żywy i szczęśliwy… Tam dostał tę przeklętą wizytówkę. Gdyby nie ona, najprawdopodobniej Rosa by jeszcze żyła. Gdyby nie zachcianka tego dzieciaka… Dzieciaka, którego ma teraz jak na dłoni. A gdyby tak… miał okazję żeby… Już, stop. Spokojnie. Oderwał od Garika spojrzenie, które z każdą chwilą ciszy zaczynało się robić coraz bardziej zimne i nieprzyjemne. Przeczesał włosy palcami i wziął głębszy oddech. Spokojnie…
Kim był tamten, który nas obserwował?
Sponsored content
Powrót do góry
Pozwolenia na tym forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach