▲▼
Strona 3 z 3 • 1, 2, 3
First topic message reminder :
Opis pojawi się później, bo nie mam na niego siły.
__________________________________
Informacja Fabularna: Miejsce niedostępne dla gości. Dojście do pokoju bez wyproszenia przez ochronę/kamerdynera możliwe jest wyłącznie w towarzystwie kogoś z rodziny Blacków, bądź uprzednim ustaleniu podobnej fabuły. W takim wypadku gość musi stawić się najpierw w bramie, zaznaczyć obecność w holu i potwierdzić swoje przybycie.
Opis pojawi się później, bo nie mam na niego siły.
__________________________________
Informacja Fabularna: Miejsce niedostępne dla gości. Dojście do pokoju bez wyproszenia przez ochronę/kamerdynera możliwe jest wyłącznie w towarzystwie kogoś z rodziny Blacków, bądź uprzednim ustaleniu podobnej fabuły. W takim wypadku gość musi stawić się najpierw w bramie, zaznaczyć obecność w holu i potwierdzić swoje przybycie.
____„Nie wiedziałem, że grasz w Overwatcha.”
____― Może dlatego, że... nie gram? ― rzucił, jednak jego komentarz kompletnie utonął gdzieś pomiędzy kolejnymi słowami Mercury'ego. Sam Paige nie powiedział tego na tyle głośno, by próbować w jakikolwiek sposób przerwać nadciągający monolog i nic nie wskazywało też na to, by Black w ogóle zamierzał z niego zrezygnować. Nie był to zresztą pierwszy raz, kiedy w podobny sposób reagował na temat gier komputerowych – możliwe, że była to jedyna dziedzina, która odciągała go od poważnego rozmyślania na temat życia, a w ostatnim czasie przynajmniej jedna z bardzo niewielu.
____Nie można było się dziwić Alanowi, że raczej kiepsko radził sobie z żargonem gamerów. W tym momencie mógł polegać jedynie na domysłach, jednak nie zmieniało to faktu, że za mało przebywał w swoim własnym domu, by znaleźć choć trochę czasu – czy choćby względnego spokoju – na gry. Mimo tego nie miał w planach rujnowania entuzjazmu czarnowłosego, dlatego przynajmniej słuchał i kiedy musiał potwierdzić, że coś wie, po prostu przytakiwał, nawet jeśli nie zdawał sobie sprawy, że ta cała mapa Blizzardu miała tyko jedno wejście ani nie wiedział, jakie postacie kryły się pod tajemniczymi imionami. Ani dlaczego wybieranie Bastiona było dla noobów.
____― Powiedziałbym, że brzmi to jak dobra zabawa, ale potrafię wyobrazić sobie jedynie wasze zirytowane miny, gdy drużyna dostaje w łeb przez nieprzemyślaną strategię jednego z graczy ― rzucił, bo nawet jeśli nie należał do grona zapalonych graczy, słyszał wiele na temat tego, jak te zlepki pikseli potrafiły wpływać na ludzi. Nie, żeby się temu dziwił – każdy lubił wygrywać, niezależnie od tego, czy chodziło o medal w zawodach sportowych, czy nagrodę główną w loterii. Gdy tylko w grę wchodziła rywalizacja, w ludzkich umysłach momentalnie coś zaskakiwało i przestawiało tok myślenia na konkretny cel.
____Ale przecież coś o tym wiedzieli.
____„Jasne. Z tobą mogę oglądać nawet Pokemony.”
____― Na szczęście to możemy sobie darować ― odparł, kręcąc głową. Wyglądało na to, że nie ciągnęło go do tej jakże nieśmiertelnej serii. Pewnie na upartego dałby radę namówić się na kilka odcinków, nie sądził jednak, by zdołał przebrnąć przez całą serię, która prawdopodobnie stale się poszerzała. W tym momencie absolutnie wszystko zależało od tego, czy Cullinan faktycznie planował zabierać się za jej oglądanie.
____Hayden mógł dalej skupiać się na rozważaniu wszelkich za i przeciw, jednak już chwilę później jego myśli skupiły się wyłącznie na tym, czy wybrany przez niego prezent był trafiony. Fakt, że brunet milczał przez większość czasu i niekoniecznie dawał po sobie poznać, że cieszył się z podarunku, sprawiał, że blondyn nie bez powodu zaczął zakładać najgorsze. Jakby nie patrzeć, wcześniej nie miał styczności z wymyślaniem osobistych prezentów. Nie sądził też, że któregoś dnia będzie musiał zmierzyć się z sytuacją, w której kupienie byle koszulki ze śmiesznym napisem, nie okaże się strzałem w dziesiątkę.
____Choć z pewnością podarowanie takiej koszulki oszczędziłoby mu stresu.
____„Nie jest tandetna.”
____Barki jasnowłosego opadły nieznacznie, jakby zeszło z niego powietrze. Powietrze, które w tej sytuacji jeszcze chwilę temu wydawało się niesamowicie ciężkie. Ciemnooki postrzegał świat w prostych ramach, a fakt, że Black postanowił założyć bransoletkę, był dla niego oczywistym potwierdzeniem tego, że udało mu się uniknąć wtopy. Gdy było już po wszystkim, napięte rysy twarzy Paige'a znacznie się rozluźniły. Uśmiech, który wygiął kąciki jego ust, nie należał do najbardziej promiennych, jednak trudno było się temu dziwić – sam też był już cholernie zmęczony.
____― Zapewniono mnie, że nie zardzewieje, ale raczej nic się nie stanie, jeśli zdejmiesz ją na pół godziny. Zresztą nadmiar wody może zaszkodzić tej niesamowicie drogiej skórze z himalajskiej alpaki ― z rozbawieniem podkreślił ostatnie zdanie, prawdopodobnie nawet nie zdając sobie sprawy z tego, z czego dokładnie była zrobiona skóra ani czy w ogóle została pozyskana z jakiegoś konkretnego zwierzęcia. Pokręcił głową, mimowolnie zaciskając rękę na jego dłoni. Po miesiącu prawie zapomniał o tym uczuciu, choć w gruncie rzeczy dość łatwo przyszło mu przyzwyczajenie się do niego na nowo. ― Nie ma za co ― odparł, nie mijając się z prawdą. W gruncie rzeczy był to tylko drobiazg i prawdopodobnie nijak równał się z uczuciem powracającego spokoju, gdy przylgnął plecami do miękkiego oparcia kanapy, pozwalając na to, by Mercury swobodnie ułożył głowę na jego ramieniu.
____Po długim spacerze robił się cholernie senny, a ciepło bijące od chłopaka i zjedzona wcześniej zupa, nie pomagały mu w próbach skutecznego rozbudzenia się.
____― Może dlatego, że... nie gram? ― rzucił, jednak jego komentarz kompletnie utonął gdzieś pomiędzy kolejnymi słowami Mercury'ego. Sam Paige nie powiedział tego na tyle głośno, by próbować w jakikolwiek sposób przerwać nadciągający monolog i nic nie wskazywało też na to, by Black w ogóle zamierzał z niego zrezygnować. Nie był to zresztą pierwszy raz, kiedy w podobny sposób reagował na temat gier komputerowych – możliwe, że była to jedyna dziedzina, która odciągała go od poważnego rozmyślania na temat życia, a w ostatnim czasie przynajmniej jedna z bardzo niewielu.
____Nie można było się dziwić Alanowi, że raczej kiepsko radził sobie z żargonem gamerów. W tym momencie mógł polegać jedynie na domysłach, jednak nie zmieniało to faktu, że za mało przebywał w swoim własnym domu, by znaleźć choć trochę czasu – czy choćby względnego spokoju – na gry. Mimo tego nie miał w planach rujnowania entuzjazmu czarnowłosego, dlatego przynajmniej słuchał i kiedy musiał potwierdzić, że coś wie, po prostu przytakiwał, nawet jeśli nie zdawał sobie sprawy, że ta cała mapa Blizzardu miała tyko jedno wejście ani nie wiedział, jakie postacie kryły się pod tajemniczymi imionami. Ani dlaczego wybieranie Bastiona było dla noobów.
____― Powiedziałbym, że brzmi to jak dobra zabawa, ale potrafię wyobrazić sobie jedynie wasze zirytowane miny, gdy drużyna dostaje w łeb przez nieprzemyślaną strategię jednego z graczy ― rzucił, bo nawet jeśli nie należał do grona zapalonych graczy, słyszał wiele na temat tego, jak te zlepki pikseli potrafiły wpływać na ludzi. Nie, żeby się temu dziwił – każdy lubił wygrywać, niezależnie od tego, czy chodziło o medal w zawodach sportowych, czy nagrodę główną w loterii. Gdy tylko w grę wchodziła rywalizacja, w ludzkich umysłach momentalnie coś zaskakiwało i przestawiało tok myślenia na konkretny cel.
____Ale przecież coś o tym wiedzieli.
____„Jasne. Z tobą mogę oglądać nawet Pokemony.”
____― Na szczęście to możemy sobie darować ― odparł, kręcąc głową. Wyglądało na to, że nie ciągnęło go do tej jakże nieśmiertelnej serii. Pewnie na upartego dałby radę namówić się na kilka odcinków, nie sądził jednak, by zdołał przebrnąć przez całą serię, która prawdopodobnie stale się poszerzała. W tym momencie absolutnie wszystko zależało od tego, czy Cullinan faktycznie planował zabierać się za jej oglądanie.
____Hayden mógł dalej skupiać się na rozważaniu wszelkich za i przeciw, jednak już chwilę później jego myśli skupiły się wyłącznie na tym, czy wybrany przez niego prezent był trafiony. Fakt, że brunet milczał przez większość czasu i niekoniecznie dawał po sobie poznać, że cieszył się z podarunku, sprawiał, że blondyn nie bez powodu zaczął zakładać najgorsze. Jakby nie patrzeć, wcześniej nie miał styczności z wymyślaniem osobistych prezentów. Nie sądził też, że któregoś dnia będzie musiał zmierzyć się z sytuacją, w której kupienie byle koszulki ze śmiesznym napisem, nie okaże się strzałem w dziesiątkę.
____Choć z pewnością podarowanie takiej koszulki oszczędziłoby mu stresu.
____„Nie jest tandetna.”
____Barki jasnowłosego opadły nieznacznie, jakby zeszło z niego powietrze. Powietrze, które w tej sytuacji jeszcze chwilę temu wydawało się niesamowicie ciężkie. Ciemnooki postrzegał świat w prostych ramach, a fakt, że Black postanowił założyć bransoletkę, był dla niego oczywistym potwierdzeniem tego, że udało mu się uniknąć wtopy. Gdy było już po wszystkim, napięte rysy twarzy Paige'a znacznie się rozluźniły. Uśmiech, który wygiął kąciki jego ust, nie należał do najbardziej promiennych, jednak trudno było się temu dziwić – sam też był już cholernie zmęczony.
____― Zapewniono mnie, że nie zardzewieje, ale raczej nic się nie stanie, jeśli zdejmiesz ją na pół godziny. Zresztą nadmiar wody może zaszkodzić tej niesamowicie drogiej skórze z himalajskiej alpaki ― z rozbawieniem podkreślił ostatnie zdanie, prawdopodobnie nawet nie zdając sobie sprawy z tego, z czego dokładnie była zrobiona skóra ani czy w ogóle została pozyskana z jakiegoś konkretnego zwierzęcia. Pokręcił głową, mimowolnie zaciskając rękę na jego dłoni. Po miesiącu prawie zapomniał o tym uczuciu, choć w gruncie rzeczy dość łatwo przyszło mu przyzwyczajenie się do niego na nowo. ― Nie ma za co ― odparł, nie mijając się z prawdą. W gruncie rzeczy był to tylko drobiazg i prawdopodobnie nijak równał się z uczuciem powracającego spokoju, gdy przylgnął plecami do miękkiego oparcia kanapy, pozwalając na to, by Mercury swobodnie ułożył głowę na jego ramieniu.
____Po długim spacerze robił się cholernie senny, a ciepło bijące od chłopaka i zjedzona wcześniej zupa, nie pomagały mu w próbach skutecznego rozbudzenia się.
____Mercury zdążył zakończyć swój gamerski wywód, nim w końcu dotarły do niego słowa Alana. Przez chwilę wyglądał jak jeden wielki komunikat mercury.exe stopped working. Zamrugał kilkakrotnie i wygiął usta w podkówkę, pokazując tym samym swój wielki zawód takim, a nie innym rozwiązaniem całej sprawy. Przez chwilę miał już przed oczami całą karierę swojego chłopaka, tymczasem marzenia te zostały zdeptane i gniecione w ziemię. Ale czy aby na pewno? Przygnębienie błyskawicznie zostało zastąpione bojowym błyskiem.
____— Jeszcze nic nie jest stracone. Musimy cię po prostu nauczyć w wolnej chwili. Nie żebyśmy obaj mieli na rękach masę wolnego czasu, ale godzinę dziennie zawsze się znajdzie. Bardzo często gram z Cyrillem i Saturnem, ale drużyny są sześcioosobowe - przynajmniej w normalnym trybie - więc gdybyś chciał, możemy cię nauczyć. Najlepszym nauczycielem na pewno będzie Saturn, nie wiem jak on to robi że zawsze zachowuje się w tak opanowany sposób, ale też chyba jako jedyny jest na bieżąco ze wszystkimi poradnikami. Poważnie, niezależnie od tego którą postać wybierze, ogarnia ją w pełni. Dzięki niemu jesteśmy tak wysoko w rankingu. No i rzecz jasna mojemu niezawodnemu celowi — puścił mu oczko, nieszczególnie bawiąc się w jakąś fałszywą skromność. Jakby nie patrzeć liczba zabójstw w każdym mieczu i szybkość nabijania ultimate'a mówiła po prostu sama za siebie. Wzruszył ramionami na wspomnienie o zirytowanych minach.
____— Teoretycznie tak, ale z drugiej strony to tylko gra. Nawet jeśli chodzimy na gry rankingowe to tylko dlatego, że są dokładnie takie same jak zwykłe. To nie tak, że któryś z nas zamierza rozwinąć się w kierunku profesjonalnego gracza e-sportowego. Jasne, czasem wkurzysz się gdy twoja Widowmaker - taka laska ze snajperką - po raz kolejny wbije się solo w pięciu i padnie w przeciągu sekundy, ale nadal. To tylko gra.
____Przeciągnął się nieznacznie i poruszył kilka razy głową na boki. Coś strzyknęło cicho w jego karku zdradzając tym samym, że sam Black spędził dziś zdecydowanie za dużo czasu siedząc w jednym miejscu. Będzie musiał się jutro wybrać na basen na dach, by nieco się rozruszać. Zaśmiał się cicho na wspomnienie o Pokemonach.
____— No nie, a miałem cichą nadzieję, że zaciągnę cię do grania w Pokemon Go. Podobno całkiem fajne i wyciągnęło z domu całe mnóstwo leniwych ludzi, którzy teraz biegają po ulicach i zdobywają te małe potworki. Nie żebyś miał problem z chodzeniem, ale wiesz. Przy okazji wbijasz kilometry — wcześniejszy śmiech zmienił się w cichy chichot, gdy Black wyobraził sobie Alana w czapce trenera Pokemonów z Pikachu na ramieniu. To byłby widok. Może powinien go kiedyś przebrać i zabrać na jakiś konwent? Musiałby tylko przy okazji załatwić im niezłą obstawę ochroniarską. Był przyzwyczajony do bycia w centrum uwagi, ale gdyby młodociane dziewczynki zaczęły oblegać jego chłopaka z prośbami o zdjęcia i kleiły się do niego na każdym kroku... nie, chyba jednak zrezygnuje z zabierania go na publiczne wydarzenia.
Początkowo siedział spokojnie oparty o ramię Paige'a, gdy coś w jego głowie kliknęło, załapując z pewnym opóźnieniem to co właściwie powiedział.
____— ... czekaj, z czego? — tym razem kompletnie stracił już panowanie nad sobą. Nawet jeśli od kilku minut jego wieczna powaga zaczynała opadać, teraz parsknął nieopanowanym śmiechem, który kompletnie nie chciał ustać.
____— Himalajskiej alpaki? Szwedzkiego świstaka? — panowie i panie, panicz Mercury Black właśnie przepadł. Dostał głupawki jak małe dziecko i choć widocznie próbował się powstrzymać, przy każdym chwilowym uspokojeniu się, zaraz ponownie zaczynał się śmiać. Niech ktoś zatrzyma tę karuzelę śmiechu!
____— Jeszcze nic nie jest stracone. Musimy cię po prostu nauczyć w wolnej chwili. Nie żebyśmy obaj mieli na rękach masę wolnego czasu, ale godzinę dziennie zawsze się znajdzie. Bardzo często gram z Cyrillem i Saturnem, ale drużyny są sześcioosobowe - przynajmniej w normalnym trybie - więc gdybyś chciał, możemy cię nauczyć. Najlepszym nauczycielem na pewno będzie Saturn, nie wiem jak on to robi że zawsze zachowuje się w tak opanowany sposób, ale też chyba jako jedyny jest na bieżąco ze wszystkimi poradnikami. Poważnie, niezależnie od tego którą postać wybierze, ogarnia ją w pełni. Dzięki niemu jesteśmy tak wysoko w rankingu. No i rzecz jasna mojemu niezawodnemu celowi — puścił mu oczko, nieszczególnie bawiąc się w jakąś fałszywą skromność. Jakby nie patrzeć liczba zabójstw w każdym mieczu i szybkość nabijania ultimate'a mówiła po prostu sama za siebie. Wzruszył ramionami na wspomnienie o zirytowanych minach.
____— Teoretycznie tak, ale z drugiej strony to tylko gra. Nawet jeśli chodzimy na gry rankingowe to tylko dlatego, że są dokładnie takie same jak zwykłe. To nie tak, że któryś z nas zamierza rozwinąć się w kierunku profesjonalnego gracza e-sportowego. Jasne, czasem wkurzysz się gdy twoja Widowmaker - taka laska ze snajperką - po raz kolejny wbije się solo w pięciu i padnie w przeciągu sekundy, ale nadal. To tylko gra.
____Przeciągnął się nieznacznie i poruszył kilka razy głową na boki. Coś strzyknęło cicho w jego karku zdradzając tym samym, że sam Black spędził dziś zdecydowanie za dużo czasu siedząc w jednym miejscu. Będzie musiał się jutro wybrać na basen na dach, by nieco się rozruszać. Zaśmiał się cicho na wspomnienie o Pokemonach.
____— No nie, a miałem cichą nadzieję, że zaciągnę cię do grania w Pokemon Go. Podobno całkiem fajne i wyciągnęło z domu całe mnóstwo leniwych ludzi, którzy teraz biegają po ulicach i zdobywają te małe potworki. Nie żebyś miał problem z chodzeniem, ale wiesz. Przy okazji wbijasz kilometry — wcześniejszy śmiech zmienił się w cichy chichot, gdy Black wyobraził sobie Alana w czapce trenera Pokemonów z Pikachu na ramieniu. To byłby widok. Może powinien go kiedyś przebrać i zabrać na jakiś konwent? Musiałby tylko przy okazji załatwić im niezłą obstawę ochroniarską. Był przyzwyczajony do bycia w centrum uwagi, ale gdyby młodociane dziewczynki zaczęły oblegać jego chłopaka z prośbami o zdjęcia i kleiły się do niego na każdym kroku... nie, chyba jednak zrezygnuje z zabierania go na publiczne wydarzenia.
Początkowo siedział spokojnie oparty o ramię Paige'a, gdy coś w jego głowie kliknęło, załapując z pewnym opóźnieniem to co właściwie powiedział.
____— ... czekaj, z czego? — tym razem kompletnie stracił już panowanie nad sobą. Nawet jeśli od kilku minut jego wieczna powaga zaczynała opadać, teraz parsknął nieopanowanym śmiechem, który kompletnie nie chciał ustać.
____— Himalajskiej alpaki? Szwedzkiego świstaka? — panowie i panie, panicz Mercury Black właśnie przepadł. Dostał głupawki jak małe dziecko i choć widocznie próbował się powstrzymać, przy każdym chwilowym uspokojeniu się, zaraz ponownie zaczynał się śmiać. Niech ktoś zatrzyma tę karuzelę śmiechu!
Gdy chodziło o gry, było mu trudno podzielić entuzjazm Blacka, który zaciekle chciał wierzyć w to, że jasnowłosego uda się usadzić przed konsolą i komputerem na tak długo, by stał się mistrzem w tym fachu. Choć trudno byłoby przypisać mu z marszu konkretny typ gracza, zapewne byłby tą osobą, która niepotrzebnie pakowałaby się w kłopoty, a kiedy inni mieliby mu za złe, on śmiałby się w najlepsze, nie potrafiąc potraktować ich złości na poważnie. W końcu w życiu istniały większe problemy od nieudanych rozgrywek w świecie wirtualnym. To z góry skreślało go z listy osób, które nadawały się do meczy rankingowych. Nie żeby był zawiedziony tym faktem – nie można było być dobrym we wszystkim.
____„Jeszcze nic nie jest stracone.”
____Paige wydał z siebie przeciągłe „eeech”, widząc, że Mercury był wyjątkowo zdeterminowany i prawdopodobnie nie zamierzał odpuścić mu darmowej lekcji. W dodatku darmowej lekcji u Saturna, od którego już tego wieczoru dostał reprymendę i nie był pewien, czy potrzebował kolejnych.
____― Jeśli chcesz mnie nauczyć, nie skazuj innych na niepotrzebne przegrane w drużynie ze mną. Zresztą... biorąc pod uwagę twój napięty grafik, pewnie trochę potrwa, zanim na spokojnie będziesz mógł usiąść ze mną przy jakiejkolwiek grze. Na razie skup się na celowaniu na praktykach, panie niezawodny ― rzucił zgryźliwie i szturchnął go łokciem, jakby chciał przypomnieć, że sam zdecydował się na wyrabianie godzin ponad normę. Hayden, rzecz jasna, miał z tyłu głowy głos, który powtarzał mu, że to z jego winy czarnowłosy przeładował sobie cały grafik, ale z jego słów wynikało, że mimo tego wciąż miał dużo czasu dla najbliższych. ― Jestem przekonany, że kiedy już je skończysz, siedzenie z padami przed telewizorem będzie ostatnie na liście rzeczy, które będziemy musieli nadrobić. ― Nie musiał rozwodzić się na ten temat. Pewnie oboje dobrze zdawali sobie sprawę, że już dawno nigdzie nie byli. Ba, dawno się nie widzieli, więc czas spędzony na skupianiu wzroku na ekranie był... no, stratą czasu.
____Okrutne, ale prawdziwe.
____„No nie, a miałem cichą nadzieję, że zaciągnę cię do grania w Pokemon Go.”
____Blondyn uniósł brwi, a na jego twarzy wymalował się wyraz mówiący: oho, zaczęło się. Szybko jednak zaśmiał się pod nosem, układając wygodniej głowę na oparciu fotela, jakby musiał przygotować się na słuchanie o kolejnych koncepcjach zrobienia z niego gracza.
____― Słyszałem o tym. Parę razy widziałem też, jak klienci w klubie Lux łapali pokemony przy ladzie, popijając drinki. Jedna dziewczyna miała raz problem ze złapaniem jednego z nich – chyba jakiegoś ulubionego – i poprosiła mnie, żebym spróbował za nią, bo najwidoczniej nie miała do tego szczęścia. I wiesz co? ― Dramatyczna cisza. Brakowało tylko werbli w tle. ― Nie udało mi się. Oczywiście nie miała mi tego za złe i stwierdziła, żebym spróbował złapać kolejnego. Tym razem już się udało, choć entuzjazm był mniejszy, bo podobno tego gatunku wszędzie było od cholery. Ale – hej – zawsze to mój pierwszy złapany pokemon, nie? ― Wykrzywił kąciki ust w rozbawionym uśmiechu. ― Kiedyś możemy w to zagrać, ale najpierw muszę skombinować lepszy telefon. Ten ma już swoje lata i wątpię, żeby to uciągnął.
____Nie trzeba było być geniuszem, żeby domyślić się, że dopóki telefon Paige'a działał, nie miał potrzeby go zmieniać, nawet jeśli w grę wchodziło Pokemon Go. Był raczej ostatnią osobą na tym świecie, która zdecydowałaby się na niepotrzebne wydatki dla posiadania aplikacji. Dało się jednak zauważyć, że jego stosunek do gry był bardziej pozytywny. Może dlatego, że zmusiła miliony ludzi do wyjścia z domu, nawet jeśli wciąż siedzieli z nosem w telefonem.
____Gdy chłopak parsknął śmiechem absolutnie niegodnym panicza, ciemnooki zerknął na niego z ukosa, choć nie wyglądał na urażonego tym, że wyśmiano jakość jego prezentu. Właściwie raczej cieszył się z faktu, że udało mu się rozbawić bruneta, bo dzięki temu miał świadomość tego, że ten beztroski gówniarz nadal gdzieś w nim siedział.
____― No pewnie. Jeszcze z domieszką skóry krokodyla znad Nilu. Chyba nie sądzisz, że zafundowałbym ci jakiś badziew?
____„Jeszcze nic nie jest stracone.”
____Paige wydał z siebie przeciągłe „eeech”, widząc, że Mercury był wyjątkowo zdeterminowany i prawdopodobnie nie zamierzał odpuścić mu darmowej lekcji. W dodatku darmowej lekcji u Saturna, od którego już tego wieczoru dostał reprymendę i nie był pewien, czy potrzebował kolejnych.
____― Jeśli chcesz mnie nauczyć, nie skazuj innych na niepotrzebne przegrane w drużynie ze mną. Zresztą... biorąc pod uwagę twój napięty grafik, pewnie trochę potrwa, zanim na spokojnie będziesz mógł usiąść ze mną przy jakiejkolwiek grze. Na razie skup się na celowaniu na praktykach, panie niezawodny ― rzucił zgryźliwie i szturchnął go łokciem, jakby chciał przypomnieć, że sam zdecydował się na wyrabianie godzin ponad normę. Hayden, rzecz jasna, miał z tyłu głowy głos, który powtarzał mu, że to z jego winy czarnowłosy przeładował sobie cały grafik, ale z jego słów wynikało, że mimo tego wciąż miał dużo czasu dla najbliższych. ― Jestem przekonany, że kiedy już je skończysz, siedzenie z padami przed telewizorem będzie ostatnie na liście rzeczy, które będziemy musieli nadrobić. ― Nie musiał rozwodzić się na ten temat. Pewnie oboje dobrze zdawali sobie sprawę, że już dawno nigdzie nie byli. Ba, dawno się nie widzieli, więc czas spędzony na skupianiu wzroku na ekranie był... no, stratą czasu.
Myślisz? To tylko nowoczesne spędzanie czasu. Wiesz, te wszystkie pary w restauracjach, które siedzą z nosami w swoich telefonach.
____― Przynajmniej dobrze, że macie do tego zdrowe podejście. ― Pokiwał głową. Nawet jeśli sam nie siedział w tym środowisku, potrafił przywołać w pamięci przynajmniej kilku znajomych, którym udało się odwołać spotkanie, bo „wkurwili go ci stulejarze z LoL'a i teraz musi rozgrywać kolejne mecze, by dostać się do platyny”. Nigdy nie rozumiał, dlaczego było to takie ważne, ale zwykle na tym kończyły się próby spotkań, a Alanowi – jak to jemu – nie było szczególnie przykro z tego powodu. Potrafił zorganizować sobie czas i nie traktował większości ludzi na tyle poważnie, by nie móc zastąpić ich nowymi znajomościami.____Okrutne, ale prawdziwe.
____„No nie, a miałem cichą nadzieję, że zaciągnę cię do grania w Pokemon Go.”
____Blondyn uniósł brwi, a na jego twarzy wymalował się wyraz mówiący: oho, zaczęło się. Szybko jednak zaśmiał się pod nosem, układając wygodniej głowę na oparciu fotela, jakby musiał przygotować się na słuchanie o kolejnych koncepcjach zrobienia z niego gracza.
____― Słyszałem o tym. Parę razy widziałem też, jak klienci w klubie Lux łapali pokemony przy ladzie, popijając drinki. Jedna dziewczyna miała raz problem ze złapaniem jednego z nich – chyba jakiegoś ulubionego – i poprosiła mnie, żebym spróbował za nią, bo najwidoczniej nie miała do tego szczęścia. I wiesz co? ― Dramatyczna cisza. Brakowało tylko werbli w tle. ― Nie udało mi się. Oczywiście nie miała mi tego za złe i stwierdziła, żebym spróbował złapać kolejnego. Tym razem już się udało, choć entuzjazm był mniejszy, bo podobno tego gatunku wszędzie było od cholery. Ale – hej – zawsze to mój pierwszy złapany pokemon, nie? ― Wykrzywił kąciki ust w rozbawionym uśmiechu. ― Kiedyś możemy w to zagrać, ale najpierw muszę skombinować lepszy telefon. Ten ma już swoje lata i wątpię, żeby to uciągnął.
____Nie trzeba było być geniuszem, żeby domyślić się, że dopóki telefon Paige'a działał, nie miał potrzeby go zmieniać, nawet jeśli w grę wchodziło Pokemon Go. Był raczej ostatnią osobą na tym świecie, która zdecydowałaby się na niepotrzebne wydatki dla posiadania aplikacji. Dało się jednak zauważyć, że jego stosunek do gry był bardziej pozytywny. Może dlatego, że zmusiła miliony ludzi do wyjścia z domu, nawet jeśli wciąż siedzieli z nosem w telefonem.
____Gdy chłopak parsknął śmiechem absolutnie niegodnym panicza, ciemnooki zerknął na niego z ukosa, choć nie wyglądał na urażonego tym, że wyśmiano jakość jego prezentu. Właściwie raczej cieszył się z faktu, że udało mu się rozbawić bruneta, bo dzięki temu miał świadomość tego, że ten beztroski gówniarz nadal gdzieś w nim siedział.
____― No pewnie. Jeszcze z domieszką skóry krokodyla znad Nilu. Chyba nie sądzisz, że zafundowałbym ci jakiś badziew?
____Choć z Mercury'ego ekscytacja zdawała się wylewać każdym najmniejszym porem w jego ciele (i bynajmniej nie chodziło tu w tym momencie o warzywo), w praktyce nie zamierzał przymuszać go do czegokolwiek. Jeśli wszystkie gry, które jemu i Cyrille'owi sprawiały tyle przyjemności, miały mu nie podejść, był gotów odpuścić bez najmniejszego żalu. W końcu miał już swoją niezawodną ekipę, z którą mógł się bawić podczas wolnych chwil w weekendy, czy mniej zawalone wieczory. Black był istnym profesjonalistą pod względem planowania swojego dnia. Jeśli chciał zawalić się pracą tak jak w ostatnim czasie, wiedział jak uformować własny grafik, nawet jeśli kończyło się to głębokimi cieniami pod oczami. Jeśli natomiast potrzebował nieco luzu, voilà.
____Ale fakt, faktem, darmowa lekcja musiała się odbyć. Nie zamierzał zezwalać na jakąkolwiek krytykę czy twierdzenie że czegoś nie lubi, jeśli uprzednio tego nie spróbuje.
____— O moje celowanie się nie martw. Ani o grafik — powiedział w nieco wymijający sposób, specjalnie nie zagłębiając się w szczegóły. Mógł być jedynie praktykantem, ale jego pozycja społeczna dała mu gigantyczne benefity. Wystarczyło jedno pstryknięcie palcami, by usiadł ze swoim opiekunem nad harmonogramem i odpowiednio ustawił go od początku. W końcu nikt nie śmiał wątpić, że panicz z rodziny Blacków miał zawalony grafik, a sam fakt że podjął się u nich praktyk dzięki czemu mogli liczyć na olbrzymie datki ze strony jego ojca, był wystarczającym powodem.
____— Moje praktyki będą trwały do końca studiów, Alan. Wtedy przejdę egzaminy i dostanę odznakę. To nie jest coś, co przestanie istnieć w przeciągu miesiąca, gdy odbębnię wymaganą ilość godzin. Zgłosiłem się tam dobrowolnie, bo właśnie z tym wiążę swoją przyszłą karierę — powiedział przyglądając mu się uważnie, zupełnie jakby chciał sprawdzić jego reakcję. Był pewien, że chłopak zdążył się już tego domyślić, w momencie gdy tylko się ich podjął. W końcu rodzina Blacków od zawsze była powiązana właśnie z tym zakresem. A w następnych miesiącach wszystko miało nabrać jeszcze większego rozpędu, choć w tym momencie nie mógł się z nim podzielić podobną informacją.
____— Co nie zmienia faktu, że zdecydowanie musimy to nadrobić. Wycieczka nie byłaby złym pomysłem. Tym razem możemy się nawet trzymać Kanady — powiedział unosząc kącik ust w uśmiechu. Mniejsze koszty, zdecydowanie bardziej przystępne. Pomijając fakt, że zamiast wykupywać samolot, mogli po prostu wsiąść w jeden z samochodów i wyjechać na trasę. Nie przejmując się kompletnie niczym. Dawał mu pod tym względem wolną rękę. Nie chciał ingerować w termin wiedząc, że mimo wszystko to on miał dużo bardziej elastyczny grafik i możliwości. Alan, nadal rozwijający swój biznes, był dużo bardziej zależny od klientów niż Mercury, który potrafił zmieniać grafik potrzebnych spotkań na bieżąco, gdy jedna sprawa osiągała większy priorytet niż inna.
____Słysząc o dziewczynie w klubie, mimowolnie poruszył się nieznacznie na kanapie, zaciskając i rozluźniając palce prawej dłoni. Wysłuchał całej jego historii, parskając cichym śmiechem gdy padło magiczne "nie udało mi się". Chwilowe ukłucie zazdrości, które odczuł jeszcze chwilę temu, zdążyło już błyskawicznie odejść w niepamięć gdy rozsądek odzyskał władzę nad emocjami. Częściowo. W końcu chwilę później wybuchł niepohamowanym śmiechem, który dodatkowo się wzmógł na wspomnienie o krokodylu znad Nilu.
____— Przestań już. Boże, mój chłopak to idiota — cały czas dochodził jeszcze do siebie, od czasu do czasu cicho parskając, gdy głupawka nawracała nie dając mu spokoju. Zaraz wziął nieco głębszy wdech i wypuścił powietrze, wyraźnie sobie o czymś przypominając.
____— Co do telefonu. Podoba ci się jakiś szczególny? Ostatnio wypuścili świetnego Samsunga. Rzecz jasna od razu dostaliśmy je do testowania, więc możesz się nim pobawić i stwierdzić czy uderza w twoje gusta — jakby nigdy nic wyciągnął telefon z kieszeni i podsunął mu go, odblokowując uprzednio odciskiem palca. Pierwszą rzeczą, która rzucała się w oczy był bez wątpienia zakrzywiany ekran. Natomiast drugą - przerażająco soczyste kolory, które dosłownie zwalały z nóg, mimo że miał ustawione na tapecie ruchome zdjęcie postaci otoczonej przez niebieskie płomienie.Mangozjeb.
____— Bateria trzyma koło trzech, czterech dni, zależnie od częstotliwości używania. Ładujesz go na bezprzewodowej podstawce, wystarczą trzy godziny. No i możesz go rozłożyć, wtedy zmienia się w tablet... — poruszył odpowiednio telefonem, demonstrując mu jego drugą funkcję.
____Ale fakt, faktem, darmowa lekcja musiała się odbyć. Nie zamierzał zezwalać na jakąkolwiek krytykę czy twierdzenie że czegoś nie lubi, jeśli uprzednio tego nie spróbuje.
____— O moje celowanie się nie martw. Ani o grafik — powiedział w nieco wymijający sposób, specjalnie nie zagłębiając się w szczegóły. Mógł być jedynie praktykantem, ale jego pozycja społeczna dała mu gigantyczne benefity. Wystarczyło jedno pstryknięcie palcami, by usiadł ze swoim opiekunem nad harmonogramem i odpowiednio ustawił go od początku. W końcu nikt nie śmiał wątpić, że panicz z rodziny Blacków miał zawalony grafik, a sam fakt że podjął się u nich praktyk dzięki czemu mogli liczyć na olbrzymie datki ze strony jego ojca, był wystarczającym powodem.
____— Moje praktyki będą trwały do końca studiów, Alan. Wtedy przejdę egzaminy i dostanę odznakę. To nie jest coś, co przestanie istnieć w przeciągu miesiąca, gdy odbębnię wymaganą ilość godzin. Zgłosiłem się tam dobrowolnie, bo właśnie z tym wiążę swoją przyszłą karierę — powiedział przyglądając mu się uważnie, zupełnie jakby chciał sprawdzić jego reakcję. Był pewien, że chłopak zdążył się już tego domyślić, w momencie gdy tylko się ich podjął. W końcu rodzina Blacków od zawsze była powiązana właśnie z tym zakresem. A w następnych miesiącach wszystko miało nabrać jeszcze większego rozpędu, choć w tym momencie nie mógł się z nim podzielić podobną informacją.
____— Co nie zmienia faktu, że zdecydowanie musimy to nadrobić. Wycieczka nie byłaby złym pomysłem. Tym razem możemy się nawet trzymać Kanady — powiedział unosząc kącik ust w uśmiechu. Mniejsze koszty, zdecydowanie bardziej przystępne. Pomijając fakt, że zamiast wykupywać samolot, mogli po prostu wsiąść w jeden z samochodów i wyjechać na trasę. Nie przejmując się kompletnie niczym. Dawał mu pod tym względem wolną rękę. Nie chciał ingerować w termin wiedząc, że mimo wszystko to on miał dużo bardziej elastyczny grafik i możliwości. Alan, nadal rozwijający swój biznes, był dużo bardziej zależny od klientów niż Mercury, który potrafił zmieniać grafik potrzebnych spotkań na bieżąco, gdy jedna sprawa osiągała większy priorytet niż inna.
____Słysząc o dziewczynie w klubie, mimowolnie poruszył się nieznacznie na kanapie, zaciskając i rozluźniając palce prawej dłoni. Wysłuchał całej jego historii, parskając cichym śmiechem gdy padło magiczne "nie udało mi się". Chwilowe ukłucie zazdrości, które odczuł jeszcze chwilę temu, zdążyło już błyskawicznie odejść w niepamięć gdy rozsądek odzyskał władzę nad emocjami. Częściowo. W końcu chwilę później wybuchł niepohamowanym śmiechem, który dodatkowo się wzmógł na wspomnienie o krokodylu znad Nilu.
____— Przestań już. Boże, mój chłopak to idiota — cały czas dochodził jeszcze do siebie, od czasu do czasu cicho parskając, gdy głupawka nawracała nie dając mu spokoju. Zaraz wziął nieco głębszy wdech i wypuścił powietrze, wyraźnie sobie o czymś przypominając.
____— Co do telefonu. Podoba ci się jakiś szczególny? Ostatnio wypuścili świetnego Samsunga. Rzecz jasna od razu dostaliśmy je do testowania, więc możesz się nim pobawić i stwierdzić czy uderza w twoje gusta — jakby nigdy nic wyciągnął telefon z kieszeni i podsunął mu go, odblokowując uprzednio odciskiem palca. Pierwszą rzeczą, która rzucała się w oczy był bez wątpienia zakrzywiany ekran. Natomiast drugą - przerażająco soczyste kolory, które dosłownie zwalały z nóg, mimo że miał ustawione na tapecie ruchome zdjęcie postaci otoczonej przez niebieskie płomienie.
____— Bateria trzyma koło trzech, czterech dni, zależnie od częstotliwości używania. Ładujesz go na bezprzewodowej podstawce, wystarczą trzy godziny. No i możesz go rozłożyć, wtedy zmienia się w tablet... — poruszył odpowiednio telefonem, demonstrując mu jego drugą funkcję.
Strona 3 z 3 • 1, 2, 3
Pozwolenia na tym forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach