Mercury Black
Mercury Black
Administrator Sovereign of the Power
Pokój Mercury'ego
Sob Mar 18, 2017 6:23 pm
Opis pojawi się później, bo nie mam na niego siły.
__________________________________

Informacja Fabularna: Miejsce niedostępne dla gości. Dojście do pokoju bez wyproszenia przez ochronę/kamerdynera możliwe jest wyłącznie w towarzystwie kogoś z rodziny Blacków, bądź uprzednim ustaleniu podobnej fabuły. W takim wypadku gość musi stawić się najpierw w bramie, zaznaczyć obecność w holu i potwierdzić swoje przybycie.
Mercury Black
Mercury Black
Administrator Sovereign of the Power
Re: Pokój Mercury'ego
Sob Mar 18, 2017 7:40 pm
Westchnął cicho, zerkając na niego kątem oka. Nie wyglądało na to, by zamierzał się dalej z nim kłócić.
Oczywiście, że chcę. Moment, w którym jedna z dwóch osób nie chce wygrać, jest tym w którym cała rozgrywka traci sens, dlatego by wygrać... chwytam się tego, co trzeba — odpowiedział, uderzając go z łokcia w żebra, upominając tym samym, by się nie zapominał. Bądź co bądź, nie każde zachowanie było tym, które mógł uskuteczniać wszędzie, w każdej sytuacji. Ściany mają uszy i oczy.
"Nie jestem na sprzedaż."
Wzruszył ramionami.
Wszyscy byli na sprzedaż. Po prostu nie wszystkich kupowało się za pieniądze i przedmioty. Dla niektórych było to urocze zachowanie, dla innych szeroki uśmiech, rozłożenie nóg, całkowita podległość. Ceny były różne, rezultat był jednak ten sam. Nawet jeśli nie zawsze zasługiwał na miano długotrwałego.
Tym razem nie wypowiedział się jednak na głos.
Boisz się, że ucieknie, gdy pozna twoje prawdziwe podejście do sprawy?
Jak na razie, nie ma dokąd uciec.
Poprowadź go między pokoje, na tyle by się zgubił i nie mógł znaleźć drogi powrotnej.
Doskonały pomysł.
Nie było to wbrew pozorom takie trudne. Niejednokrotnie po przyjęciu gości musiał przydzielać im kamerdynera, który w razie potrzeby odprowadzał ich do łazienki, z powrotem kierując potem do pokoju Mercury'ego. Budynek stanowił bowiem nie lada labirynt, ze swoimi licznymi piętrami, dziesiątkami pokoi i przede wszystkim - identycznymi drzwiami.
Po wejściu na odpowiednie piętro zatrzymał się na chwilę przy olbrzymim oknie, na skraju korytarza machając dłonią na Alana.
Spójrz — zachęcił go, unosząc kącik ust w uśmiechu. Okno było połączone z balkonem, do którego przejście stanowił zamknięty pokój. Tam bowiem znajdywały się prowadzące do niego drzwi. Niemniej nawet bez wychodzenia na zewnątrz, dało się ujrzeć pełen widok na boczną część ogrodu. Wszystko zasypane było śnieżnobiałym puchem, od altanek, poprzez ogołocone drzewa, na ławkach kończąc. Jeden z psów - duży owczarek niemiecki o długim futrze - właśnie kręcił się dookoła z jednym z członków służby, węsząc dookoła z wyraźnym zaciekawieniem.
Widok jest piękny praktycznie przez wszystkie pory roku. Zawsze, gdy nie mam nic szczególnego do roboty, siadam na parapecie przy oknie i wpatruję się na zewnątrz — powiedział z zamyśleniem, nie do końca zastanawiając się nad tym, czemu dzieli się z nim podobną wiedzą. Z drugiej strony, czy potrzebował jakiegokolwiek powodu? Ziewnął, przysłaniając usta wolną dłonią i zaraz poprowadził go wzdłuż pokoi, otwierając drzwi jednego z nich. Olbrzymia przestrzeń nie powinna nikogo zdziwić. Pokój bez problemu mógłby pomieścić kilka dużych mieszkań. Stanowił idealne miejsce dla kogoś, kto nie zawsze miał ochotę spędzać czas w towarzystwie innych. Gdy tylko zamknął za nimi drzwi, przysunął się w końcu do Alana i objął go za kark, próbując ściągnąć nieco bliżej siebie. Przesunął kciukiem po jego ustach, zaraz go całując. Z początku krócej, zaraz przysunął się jednak bliżej, zupełnie jakby czas który musiał spędzić wcześniej, odsuwając od siebie Alana na pewną odległość ze względu na rodzeństwo i kamerdynerów, właśnie dobiegł końca.  
Pograłbym na konsoli — stwierdził nagle z krótkim pomrukiem, przesuwając językiem po jego dolnej wardze. Przesunął się nieco w bok, przygryzając bok jego szyi, zsuwając dłonie w dół na plecy Alana, ostatecznie opierając je na jego pasie. Pojedyncze przygryzienie zmieniło się w ciąg drobnych czynności, podczas których raz po raz łapał skórę Alana zębami, w dokładnie tym samym miejscu, przesuwając po niej od czasu do czasu językiem, jakby chciał tym samym złagodzić efekty własnych działań.
Alan Hayden Paige
Alan Hayden Paige
Fresh Blood Lost in the City
Re: Pokój Mercury'ego
Sob Kwi 01, 2017 7:24 pm
Odsunął się na bok, gdy tylko łokieć czarnowłosego zderzył się z jego żebrami. Rozumiał za co oberwał, chociaż zamiast oburzenia, z jakim zareagowałaby pewnie większość osób na jego miejscu, na twarzy Paige'a nadal widniało rozbawienie. Rozmasował ręką uderzone miejsce, uwalniając z ust krótki i nieco ochrypły śmiech. Ciężko było nie dopatrzeć się w tej sytuacji jakiegoś paradoksu, biorąc pod uwagę, że to właśnie on, Mercury Black, nagle postanowił zadbać o trzymanie dystansu na oczach innych. Choć tutaj – w odróżnieniu od sytuacji na pikniku, który właśnie trwał na zewnątrz – nie dało się dostrzec szczególnych tłumów.
Wstydzisz się? ― było to pytanie czysto retoryczne. Hayden doskonale wiedział, że jako taki wstyd raczej nie figurował na liście odczuć, do których byliby skłonni, jednak ktoś z wyższych sfer mógł kłaść nacisk na różnice społeczne, gdy znajdował się w swoim własnym środowisku. Co pomyśleliby ludzie, gdyby zauważyli, że to nie tylko koleżeńskie spotkanie? Już w tym momencie jasnowłosy powinien obejrzeć się za siebie, co wskazywałoby na chęć ucieczki, jednak zamiast tego, jakby nigdy nic patrzył przed siebie, zahaczając o wszystkie wyróżniające się obiekty, które uatrakcyjniały wygląd korytarzy i schodów, jakby nie sądził, by wszystko miało zakończyć się na tej jednej wizycie w rezydencji Black'ów.
Wsunął ręce do kieszeni baseballówki, pokonując ostatni stopień na piętro. Zatrzymał się dosłownie na chwilę, obracając głowę najpierw w jedną, a potem w drugą stronę korytarza, zanim kątem oka dostrzegł przywołujący gest. Niespiesznie podszedł do okna, by omieść spojrzeniem ogromną przestrzeń za oknem. Wielu ludzi mogło co najwyżej pomarzyć sobie o takich widokach na co dzień.
Robi wrażenie ― przyznał, wyginając kącik ust w zawadiackim uśmiechu, jednak już wtedy w odbiciu w szybie dało się dostrzec, że nie spoglądał w stronę ogrodu, a na Cullinana, którego wizerunek raczej średnio pasował do podziwiania podobnych widoków, nawet jeśli Paige doskonale wiedział, że nie był to pierwszy raz, kiedy „chciał mu coś pokazać”. ― I pomyśleć, że gdybym wierzył w te wszystkie opinie o byciu płytkim dupkiem, nigdy nie posądziłbym cię o tę uroczą stronę ― wymruczał leniwie z ledwo wyczuwalną nutą rozbawienia w głosie, które świadczyło raczej o miłym zaskoczeniu. Z ich dwóch to blondyn przywiązywał mniejszą wagę do tak prostych spraw, jak wyglądanie przez okno. Kiedy chciał być sam, nie próbował odnajdować żadnego piękna w naturze. Kiedy miał gorszy dzień, robił wszystko, by o tym zapomnieć, nawet jeśli kończyło się to nabiciem sobie nowych siniaków.
Ostatni raz zerknął w stronę okna, ruszając dalej za brunetem. Nie wiedział, co czeka go za drzwiami, przed którymi się zatrzymał. Spodziewał się, że utonie w przepychu, ale nie że trafi do miejsca, w którym spokojnie mógłby pojeździć na rolkach bez konieczności ciągłego kręcenia się w kółko. Mimowolnie gwizdnął pod nosem, choć dźwięk ten urwał się wraz z momentem, gdy został zmuszony do pochylenia się, co – jak dało się łatwo zauważyć – niekoniecznie mu przeszkadzało. Wcześniejszy dystans, który mu narzucono, nagle zniknął bezpowrotnie, a wysuwające się z kieszeni ręce od razu znalazły oparcie na biodrach chłopaka. Jeden z palców zdążył nawet zakraść się za jego pasek w niekontrolowanym odruchu, ziębiąc kontrastowo rozgrzaną skórę Merca.
Rozchylił nieznacznie wargi, gorącym powietrzem owiewając przesuwający się po nich kciuk, po czym z zadowolonym pomrukiem odwzajemnił pocałunek, nie szczędząc na lekkich przygryzieniach. Zupełnie odruchowo naparł na niego mocniej, choć zdawało się, że w obecnym położeniu nie mogli znaleźć się jeszcze bliżej. Ktoś jednak musiał zatrzeć pamięć po jego wcześniejszej zabawce, a skoro prawie formalnie Black należał do niego – nic dziwnego, że ten obowiązek spadł właśnie na ciemnookiego.
„Pograłbym na konsoli.”
Wyrzucił z siebie „Mhm” zupełnie od niechcenia. Ciężko było myśleć o konsoli, gdy równolegle myśli zaczęły krążyć wokół dotyku na szyi. Alan przesunął nosem po uchu młodzieńca, zaraz przygryzając je zaczepnie.
Kiepski wstęp do gry na konsoli ― stwierdził, zaciskając mocniej palce, jakby ten gest miał wydać się dość znaczący. Ostatnią rzeczą, o której teraz by pomyślał było to, że za moment usiądą przed telewizorem z padami w rękach i zaczną walczyć przeciwko sobie.
Mercury Black
Mercury Black
Administrator Sovereign of the Power
Re: Pokój Mercury'ego
Wto Kwi 18, 2017 12:48 pm
Uniósł brew ku górze.
Wstyd? Nie odpowiedział na jego słowa, momentalnie dochodząc do wniosku, że nawet Alan - a raczej szczególnie on - nie zadałby podobnego pytania w pełni poważnie, znając choć podstawowe cechy Mercury'ego. Nie widział też szczególnej potrzeby tłumaczenia się z własnego zachowania, biorąc pod uwagę fakt, że znajdywali się w jego domu. Nie należało się w końcu dziwić, w końcu zawsze obowiązywała prosta zasada.
Mój dom, moje zasady.
Które jeśli mu się nie spodobają, doprowadzą do tego, że zwyczajnie stąd pójdzie.
I dokładnie to samo może stać się, gdy ja pójdę do niego.
Co wtedy?
Wtedy dobitnie zostanie ukazane, że spędzanie czasu w swoim towarzystwie było zwyczajną stratą czasu.
Spojrzał kątem oka na Alana. Jak na razie nie było jednak momentu, gdy patrzyłby na niego z podobnym przekonaniem. Nawet jeśli czasem różnica między nimi wychodziła na wierzch, ukazując własną kolosalność, z jakiegoś powodu nie był zmęczony jego towarzystwem. Być może była to zasługa niskiej ingerencji Paige'a w życie Blacka. Niczego od niego nie wymagał. Niczego nie oczekiwał.
"Robi wrażenie."
Z początku kiwnął w milczeniu głową, nim dostrzegł jego spojrzenie w odbiciu okna. Przesunął wzrokiem raz jeszcze po ogrodzie, nim w końcu zatrzymał go na samym Alanie, przyglądając mu się z wyraźnym pytaniem w dwukolorowych tęczówkach. Gdy tylko wypowiedział swoje słowa, przewrócił oczami, wsuwając dłonie do kieszeni.
Gdybym oceniał cię wyłącznie po ubogim słownictwie, nigdy nie przekroczyłbyś nawet progu mojej rezydencji. Dupku — wytknął, odgarniając grzywkę czarno-białych włosów z twarzy, by ułożyć ją niego bardziej schludnie po jej boku. Tak, by częściowo przysłaniała policzek, jednocześnie nie przysłaniając mu widoku.
Mercury w przeciwieństwie do Alana zamknął swój okres buntu, wraz z ukończeniem gimnazjum. Ciężko było się spodziewać po młodym Blacku, prawego sierpowego w odpowiedzi na chamską zaczepkę. Niezależnie od tego, jak zły miałby właśnie dzień. Coś co kiedyś było odruchem równie naturalnym jak oddychanie, obecnie stało się wyraźnie zaciemnionym wspomnieniem, którego nie próbował nawet pielęgnować. W przeciwieństwie do szacunku i pokory względem ojca, który wyciągnął go z tego bagna.
Znalazł sobie inne zajęcia, które doskonale zastępowały jego potrzeby.
Niezależnie od tego ile razy czuł na skórze dotyk Alana, za każdym razem bijący od jego palców chłód, wywoływał u niego gęsią skórkę. Miał duże problemy ze zrozumieniem, jak ktoś wiecznie może mieć wyciągnięte z lodówki dłonie.
Mercury zdecydowanie nie wyglądał na kogoś, kto miałby jakikolwiek problem z podobną próbą starcia z niego śladów po kimś innym. Jednocześnie nie był kimś, komu przeszłoby przez myśl, że Alan mógłby w ogóle podejmować podobne próby.
Zaśmiał się krótko zarówno na jego słowa, jak i łaskoczące go przygryzienie ucha, układając dłonie na jego dłoniach.
Nie narzekaj. Chodź — pociągnął go za rękę przez cały pokój, widocznie kierując się w stronę olbrzymiego telewizora, mającego co najmniej kilka metrów szerokości. Ekran wygięty nieznacznie ku wewnętrznej stronie, dawał niesamowite wrażenie, jakby znaleźli się w zupełnie odrębnym pomieszczeniu. Wypuścił Alana i klasnął dwa razy w dłonie.
Włącz konsolę — pociągnął blondyna na kanapę, ściągając go momentalnie w dół. Na ekranie telewizora pojawił się obraz. Wieczorne wiadomości, kłótnie w parlamencie, samochód uderzył w przechodzącego przez ulicę łosia... miał wrażenie, że mógłby odpalić go każdego dnia i nadal treść nie zmieniłaby się na tyle znacząco, by wzbudzić w nim większe zainteresowanie. Mimo to rozsunął nogi Paige'a, by usiąść wygodnie pomiędzy nimi, opierając się plecami o jego klatkę piersiową i wziąć go za obie dłonie, unosząc je ku górze.
Jeśli chcesz zmienić kanał, klaszczesz dwa razy i podajesz nazwę — klasnął jego dłońmi rzucając krótko "CKVU". Stacja poświęcona Vancouver, wskoczyła na ekran momentalnie, zasypując ich wiadomościami o zwiększonym ruchu na złączeniu Broadway i Georgia Street.
Jeśli chcesz zmienić głośność, jasność ekranu, kontrast i tak dalej, klaszczesz raz. Grasz w coś konkretnego? — zapytał odchylając głowę w tył, by oprzeć ją na jego ramieniu, wpatrując się w niego z zaciekawieniem. Jednocześnie wypuścił jego prawą dłoń, opierając własną na jego kolanie.
Alan Hayden Paige
Alan Hayden Paige
Fresh Blood Lost in the City
Re: Pokój Mercury'ego
Sob Kwi 22, 2017 11:45 am
Czy on cię właśnie obraził?
Na pewno nikt nie chciał słuchać o tym, jak ubogie było jego słownictwo, jednak Paige miał tę dość rzadko spotykaną cechę nieprzywiązywania uwagi do tego, co na jego temat myśleli inni. Bynajmniej nie było to coś, co okazywał, by na złość rozmówcy odebrać mu wszelką satysfakcję z tego, co mówił czy robił, by potem w zaciszu swojego domu ubolewać nad usłyszanymi słowami w samotności albo –  co gorsze – żalić się swoim znajomym na facebook'u czy innym portalu społecznościowym. Wypowiedzi innych wpuszczał jednym uchem i wypuszczał drugim, choć takie podejście nie zawsze było czymś chwalebnym, biorąc pod uwagę, jak wiele mógłby w sobie zmienić, by wreszcie stać się przykładnym chłopakiem, bratem, kumplem czy nawet synem.
Raczej nie zaprosiłbyś mnie, gdyby było z nim aż tak źle ― stwierdził, doskonale zdając sobie sprawę, że Hudson's Bay, jak i jego niezupełnie przeciętne życie, mogły zakorzenić w nim znacznie gorsze maniery. Przeważnie otaczali go ludzie, których raczej nie nauczono ważyć słów ani nawet nie próbowano użerać się z ich językiem. ― Zawsze mogłem twierdzić, że „kurwa” to najlepszy przecinek. ― W zamyśleniu uniósł wzrok w stronę sufitu, jakby próbował wyobrazić sobie podobną sytuację, co wcale nie było takie trudne po spotkaniu na swojej drodze kilku takich ludzi.
„Nie narzekaj. Chodź.”
Jak na złość marudny pomruk wyrwał się z jego ust, gdy okazało się, że Black nie zamierzał darować sobie gry na konsoli. Hayden nie był na tyle zainteresowany wirtualnymi przyjemnościami – pewnie dlatego, że kiedy był z ludźmi, spędzał czas z nimi. Czy to w łóżku, czy to przy stole, czy to przy barze. Ciemne oczy przesunęły spojrzeniem po wielkim telewizorze, gdy częściowo z własnej woli, a częściowo z woli czarnowłosego, zajmował miejsce na kanapie, zapadając się plecami w miękkim oparciu, choć uprzednio zrzucił z siebie bluzę, przewieszając ją przez podłokietnik. Gdyby od początku wiedział, że wypoczynek był na tyle wygodny, nie protestowałby ani przez chwilę.
Jak zawsze wygodny ― wymruczał, wyginając usta w nieco złośliwym uśmiechu, jednak mimowolnie przesunął jedną z nóg nieco bardziej w bok, robiąc brunetowi więcej miejsca. Podciągnął nogi na kanapę, co tylko podkreśliło, że już czuł się, jak u siebie i pochylił się nieznacznie do przodu, opierając podbródek na ramieniu Merca, skąd dokładniej był w stanie wyczuć jego zapach.
Nie za bardzo interesowało go to, co działo się na ekranie, jednak uważnie słuchał instrukcji i pozwolił mu na chwilowe przejęcie kontroli nad własnymi rękami, gdy w międzyczasie przesuwał nosem po boku jego szyi. Gdyby nie krótkie „Łapię”, którym zapewnił, że wszystko zrozumiał, można byłoby przysiąc, że w ogóle go nie słuchał, jakby z góry założył, że ta nowoczesna technologia nie była dla niego. W gruncie rzeczy wydawała się całkiem nieskomplikowana – poza tym, że wydawanie głosowych poleceń urządzeniom brzmiało dość dziwnie
Prawdę mówiąc, od lat nie miałem w rękach kontrolera ― zaczął, odsuwając nieznacznie twarz i wbił wzrok w ekran, na którym przewijały się jakieś wiadomości. Wypuszczona z uścisku ręka, opadła na udo Cullinan'a, które lekko zadrapał paznokciami przez materiał spodni. ― Jako dzieciak grałem trochę w jakieś przygodówki, shootery, gry wyścigowe. Najwidoczniej nic specjalnego, skoro ledwo pamiętam w co dokładnie. Możesz wybrać coś, w co sam lubisz grać najbardziej. Może w końcu sam postanowię sprawić sobie własną konsolę ― odparł tak, jakby rzucał mu jakieś nieme wyzwanie równoznaczne z próbami zachęcenia go do korzystania z telefonu, który wyciszony spoczywał w jego kieszeni. ― O ile nie jest to jedna z tych gier, w których wyrywasz postacie 2D ― mruknął złośliwie i przygryzł lekko jego ramię.
Jeszcze pomyśli, że mógłbyś być zazdrosny.
Mercury Black
Mercury Black
Administrator Sovereign of the Power
Re: Pokój Mercury'ego
Czw Kwi 27, 2017 2:20 am
"Jak zawsze wygodny."
Parsknął cicho pod nosem, nie zamierzając zaprzeczać. Lubił podobne pozycje, w pełni korzystając z faktu, że miał z kim wprowadzać je w życie. Ciężko byłoby oczekiwać czegoś innego po kimś, kto aż tak przepadał za dotykiem. Dlatego też przesunął lekko policzkiem po włosach opierającego się o niego blondyna, nie zaprzestając udzielania mu krótkiej instrukcji obsługi sprzętu w swoim pokoju. Jednego z wielu. To on był im jednak w tym momencie najbardziej potrzebny.
Nie zdawał sobie sprawy z tego, że Alan postrzegał technologię w domu Blacków jako coś dziwnego. Bądź co bądź używał jej każdego dnia. Co więcej, za każdym razem gdy udawał się do innych rezydencji, widział podobne udogodnienia, choć nierzadko były one jedynie tańszymi zamiennikami. W takich momentach uśmiechał się uprzejmie do prezentującego je właściciela, w duszy czując nieopisaną dumę z osiągnięć i majątku własnego ojca, który pozwalał im na życie w podobnym dostatku.
Dlatego też zamarł, gdy Alan poinformował go o podobnym fakcie. Od lat? Spojrzał na niego kątem oka, zupełnie jakby chciał się upewnić, że mówi całkowicie poważnie. Może żartował? Nie. Nie tym razem. Właściwie nigdy nie pytał go o jego warunki w domu czy większe zainteresowania, jakim się w nim oddawał. Może nie było ich stać na konsolę? Albo po prostu wolał spędzać wolny czas w inny sposób. Zamyślił się przez krótką chwilę, nie pozwalając by ten odgadł o czym w tym momencie myśli. Dopiero kolejne słowa wywołały u niego nieznaczny uśmiech.
Więc nie była to kwestia finansów, a zainteresowań.
Z jakiegoś powodu na podobną informację nieznacznie mu ulżyło. Sam nie wiedział dlaczego z każdym dniem interesował się coraz bardziej warunkami, w jakich przyszło żyć Alanowi. Być może dlatego, że pokazywał mu własne i czuł, że blondyn powinien odwdzięczyć mu się tym samym? Brzmiało to dość prawdopodobnie, a jednak nadal nie zamierzał naciskać, dopóki ten nie postanowi powiedzieć mu o wszystkim z własnej woli. Nawet jeśli oznaczało to kilka długich miesięcy pełnych wymownego milczenia.
Był niesamowicie cierpliwą bestią.
Wyglądam na kogoś kto woli postacie z plakatów, zamiast tego co ma pod ręką? — ścisnął nieco mocniej górną część jego uda, unosząc kącik ust w nieznacznym uśmiechu, nim zrzucił obie jego nogi z powrotem na ziemię — Shootery. To zdecydowanie moja ulubiona działka. Mam coś połączonego ze zręcznościówką — "Dead by Dawn", choć nie brzmiało zbyt porywająco, zdecydowanie należało do tytułów, które ostatnio wciągnęły go na dłużej. Strzelanka zręcznościowa osadzona w czasach post-apokaliptycznych, zezwalała graczowi na wykonywanie niemalże nieograniczonej ilości tricków, byle znaleźć się z dala od szalejących zombie. Kilka trybów pozwalało na wiele pomysłów na rozgrywki. Survival night mode - tryb wiecznej nocy, gdzie  zombie były najaktywniejsze, a gra polegała wyłącznie na przeżyciu jak największej ich ilości i zabiciu tylu zombie ile się da, dopóki one nie dopadną ciebie. W multiplayerze, wcielałeś się raz w uciekającego, a raz w jednego z pięciu specjalnych zombie, których zadaniem było złapanie i pożarcie tamtego. Tryb fabularny, miał zarówno tryb dzienny i nocny. Każdego dnia przeszukiwało się gigantyczny obszar miast w poszukiwaniu zapasów i kryjówek, w których będzie można przetrwać kolejną noc, jak i zastanawiania pułapek, by zyskać kilka sekund, gdyby coś poszło nie tak. A jak można się było spodziewać, praktycznie każdej nocy coś szło nie tak, niezależnie od starań gracza.  Wytłumaczył wszystkie tryby po kolei Alanowi, pozwalając mu na podjęcie decyzji, między survivalem, a trybem fabularnym, nim wcisnął mu do rąk pada. Multiplayera wolał na razie zostawić w spokoju. Miał swój ranking, którego wolał nie zaburzać. Chwycił jego przedramię jedną z dłoni, przesuwając powoli palcami po jego skórze, ku nadgarstkowi, zwracając się w jego stronę tak, by Paige bez większego problemu mógł poczuć tych kilka dzielących ich milimetrów i ciepły oddech ciemnowłosego.
Tym przyciskiem uderzasz nożem, mieczem, pałką, cokolwiek masz w ekwipunku. Bądź strzelasz, pod warunkiem, że znajdziesz broń. Nie bij się bez broni, jedno zadrapanie czy ugryzienie i koniec gry. Ten przycisk to sprint, ten skok. Klikasz dwa razy i robisz salto. Twój gość to jeden z najlepszych parkourowców jakich zna ten świat, ale kontroluj otoczenie. Nie przeskoczysz 3-metrowego muru, chyba że będzie stał pod nim kosz na śmieci — zażartował odsuwając się od niego, by wstać z kanapy. Zamiast jednak odejść, uklęknął na ziemi przesuwając dłońmi w górę jego ud. Głowa spoczęła na prawej nodze Alana, gdy przytulił się do niej policzkiem, posyłając mu leniwy uśmiech.
Najpierw spróbuj przetrwać pierwszą noc, Paige. A potem następną. Z każdą kolejną będziesz zdobywał coraz to więcej umiejętności, przedmiotów i innych nagród. Nie stopujesz gry. Nie odrywasz palców od pada — nie wyglądało na to, by żartował, gdy dyktował zasady... no właśnie, czego? Stuknął dłonią w jego własną, sygnalizując by odpalił grę, samemu przesuwając leniwie rękami w górę. Wsunął je pod jego koszulkę, zadrapując nieznacznie mięśnie brzucha, nim przesunął je w kierunku pleców wychylając się bliżej do przodu, zupełnie jakby miał zamiar zasnąć, wtulając się w niego niczym mały szczeniak, potrzebujący ciepła i bliskości.
Nie tym razem.
Zimny metal kolczyka musnął skórę na brzuchu blondyna, nim zaraz uderzył z charakterystycznym dźwiękiem w klamrę jego paska od spodni. Zęby zacisnęły się na skórzanym elemencie, rozpinając go zwinnie krótkim ruchem, z drobną pomocą jednego z palców prawej dłoni, który zaraz powrócił na jego plecy. Krótkie ugryzienie na biodrze blondyna zsunęło się w dół, gdy zęby zacisnęły się lekko na wewnętrznej stronie jego uda. Dość ostentacyjnie przesunął nosem po szwach spodni przy rozporku, nim obrócił nieznacznie głowę w stronę ekranu, wyraźnie sprawdzając jak mu idzie.
Alan Hayden Paige
Alan Hayden Paige
Fresh Blood Lost in the City
Re: Pokój Mercury'ego
Sob Kwi 29, 2017 2:05 pm
Może i zdarzało mu się odwiedzać różne rezydencje, jednak przeważnie nie chadzał tam po to, by zapoznawać się z dobrami technologicznymi. Nie był raczej miło widzianym gościem, jeśli chodziło o gospodarzy domu – ci najczęściej patrzyli na niego z pewnego rodzaju rezerwą, nie chcąc dopuścić do siebie świadomości, że ich synowie czy córki spotykali się z kimś bez rodowodu. Chociaż każdy chciał pokazać się od najlepszej strony, różnice społeczne w końcu i tak dawały o sobie znać. Ktoś biedniejszy na pewno musiał mieć jakiś konkretny powód, by spotykać się z kimś przy kasie – gdy wkraczał na takie tereny, często wyczuwał, że przyglądano mu się uważniej, jakby za chwilę miał wyciągnąć rękę po jakikolwiek drobiazg leżący na widoku i zgarnąć go dla siebie. Na szczęście, gdyby nie jego lekceważące podejście do takich spraw, zapewne nie zgodziłby się na zaproszenie Black'a, zakładając, że mogło czekać go dokładnie to samo. Niemniej jednak nawet jako ktoś, kto nie miał styczności z takimi dobrami, nie przejawiał oznak zazdrości, nawet jeśli takie dodatki na co dzień i jemu ułatwiłyby życie.
„Wyglądam na kogoś kto woli postacie z plakatów...”
Nie, ale już ustaliliśmy, że nie powinniśmy się oceniać po pierwszych wrażeniach, a w tym przypadku mogę założyć dosłownie wszystko ― parsknął pod nosem i stuknął lekko jego podbródek wierzchem palca wskazującego w znanym sobie już geście. W końcu przed chwilą przekonał się o tym, że Mercury miał też swoją bardziej wrażliwą stronę, więc co mogło stać na przeszkodzie spędzania samotnego czasu na umawianiu się z fikcyjnymi postaciami prosto z ekranu? ― Zawsze lepiej uprzedzić, że w takim wypadku moglibyśmy spędzić ten czas znacznie ciekawiej ― ostatnie słowo wypowiedział bardziej mrukliwie, przysunąwszy wargi do jego ucha. Poza ciepłym powietrzem, które muskało jego skórę, czarnowłosy mógł poczuć łaskoczące uczucie wywołane każdym najdrobniejszym ruchem jego ust.
Hayden niewiele robił sobie z faktu, że właśnie znajdowali się na terenie jego posiadłości. Teraz, gdy chłopak za wszelką cenę próbował rozproszyć go wszystkimi gestami, nie można było oczekiwać po nim, że w pełni poświęci się grze, którą dla niego przygotował. Niemniej jednak starał się uważnie przyglądać tłumaczącemu mu zasady brunetowi, chociaż w ciemnych tęczówkach nadal dało się dostrzec, że jego zainteresowania były jednak zgoła inne, jednak mając do czynienia z kimś, komu rozbieranie wzrokiem specjalnie nie przeszkadzało – a na pewno schlebiało – nawet nie próbował się powstrzymywać.
Niech będzie survival ― wybrał bez większego zastanowienia, nawet jeśli ten tryb na pierwszy ogień nie był najlepszym pomysłem. Niemniej jednak po udzielonych instrukcjach mógł przynajmniej w pewnym stopniu czuć się przygotowany na wszystko. Zważywszy w rękach przekazany mu kontroler, chwycił go pewnie i przesunął kciukami po przyciskach, na razie ledwie je muskając, jakby na razie oswajał się ze sprzętem, choć nawet po tylu latach trzymanie go wydawało się aż za bardzo znajome, jakby wcale nie minęło aż tyle czasu, odkąd miał okazję grać ostatnim razem. Nie był w stanie określić, kiedy zakończył swoją przygodę z konsolami, jednak nie skłamałby, mówiąc, że miało to miejsce bardzo dawno temu. Pokiwał nieznacznie głową, przyjmując do wiadomości kolejne informacje i za każdym razem, gdy Black podawał mu kolejną opcję, zakrywał palcem odpowiedni przycisk, chcąc go lepiej zapamiętać. I tak zaraz po odpaleniu gry zamierzał jeszcze poświęcić chwilę na przystosowanie się do sterowania.
Na wieść o parkourze kąciki jego ust uniosły się wyżej, jednak ciężko było sprecyzować, co w tym momencie siedziało mu w głowie. Zastanawiało go, jak jego własne umiejętności mogły przenieść się na logikę prowadzenia postaci w grze, jednak jakoś ciężko było mu uwierzyć, że skakanie po murach w grze mogło okazać się równie pasjonujące, co w życiu codziennym. Nie zmieniało to faktu, że zamierzał dać szansę wyborowi znajomego, który wyglądał na w pełni przekonanego o dobrej jakości shootera.
Zapamiętam. Ale jeszcze ten trzymetrowy mur może się zdziwić ― rzucił kąśliwie, przenosząc wyzywające spojrzenie na ekran, na którym nadal wyświetlało się menu. Jednak czując dotyk na swoim udzie, opuścił wzrok z powrotem na bruneta, unosząc brew w pytającym wyrazie. ― Mam rozumieć, że zamierzasz skutecznie utrudniać mi przetrwanie? ― Jeżeli zamierzał to robić w taki sposób, Paige'owi na pewno to nie przeszkadzało, choć w tym rozrachunku trzymanie rąk na padzie wydawało mu się o wiele mniej interesujące. Szybko pojął jednak zasady nowej gry – doskonale wiedział, że wszystko mogło obejść się bez niej, jednak każdy gest Mercury'ego był widocznie przemyślany na tyle, by w całkiem szybki sposób zachęcić go do podjęcia próby.
Niełatwo było utrzymać rezon, jednak z ustami wykrzywiającymi się w łobuzerskim uśmiechu, przyjął wyzwanie, zatapiając się wygodniej w oparciu kanapy i osuwając nieco niżej, gdy poczuł, że pasek na jego biodrach znacząco się rozluźnił. Nowa forma wynagrodzenia spodobała mu się na tyle, że ze znacznie większym entuzjazmem uniósł wzrok na telewizor i wcisnął przycisk startu, z uwagą przyglądając się ekranowi ładowania rozgrywki. Na tę chwilę musiał zapomnieć o bliskości Mercury'ego, wiedząc, że oderwanie wzroku od gry mogło zakończyć się przegraną, z którą już teraz ciężko byłoby się pogodzić, gdy jego ciało mimowolnie reagowało na dotyk chłopaka.
Chciał go więcej.
Lepiej, żebyś przegrał, Alan. Pojebało go do reszty.
Nie narzekam.
Wspominałem już, że nie lubię przegrywać? ― rzucił jak na złość, gdy chwilę sterował postacią kręcąc się w kółko i wypróbowując wszystkie przyciski, które pełniły dokładnie te funkcje, które zapamiętał. Teraz pozostało już tylko ruszyć naprzód i zdobyć jakąkolwiek broń. Uciekanie nie było najprzyjemniejszą częścią, chociaż gry, w których postać była kompletnie bezbronna z pewnością budziło w graczu zdenerwowanie. Gdy na horyzoncie pojawiły się pierwsze żywe trupy, zgodnie z wcześniejszym poleceniem starał się je ominąć, by nie narazić się na niepotrzebną śmierć już na początku gry. Przyłapał się na tym, że wstrzymał oddech i ścisnął mocniej pada, gdy jeden z nich znalazł się zbyt blisko, jednak w ostatnim momencie udało mu się wdrapać na jakiś płot i przeskoczyć na drugą stronę. Dopiero po tym wypuścił gwałtownie powietrze ustami, a w ciemnych tęczówkach blondyna pojawiła się satysfakcja. ― Mówiłem.
Ruszył dalej.
Mercury Black
Mercury Black
Administrator Sovereign of the Power
Re: Pokój Mercury'ego
Pią Maj 12, 2017 11:32 pm
Nie w tym przypadku — uciął krótko temat, niskim głosem, zupełnie jakby sama sugestia, która padła z ust Paige'a poważnie naruszała autorytet Cullinana. Mierzył go przez chwilę chłodnym spojrzeniem, nim uniósł powoli skrawek swojej kurtki, rzucając przyciszonym tonem:
Frank, zabierz z mojego pokoju wszystkie figurki Hatsune Miku, natychmiast — cichy mamrot przypominający tajniaka mówiącego do pluskwy, zaraz skończył się rozbawionym uśmiechem na ustach Blacka. Mruknął cicho, czując jak przechodzi go lekki dreszcz, gdy Alan po raz kolejny wykorzystał jego słabość, by podrażnić oddechem wrażliwy kark.
Nie pomylił się wiele, mówiąc o tym jak Mercury podchodził do okazywanej mu uwagi. Doskonale wyczuwając co kryło się za wzrokiem Alana, nieustannie prowadził swój wywód, udając że nie zwraca na niego szczególnej uwagi. Jedynie od czasu do czasu zaczepiał dłońmi o kilka poszczególnych punktów, zupełnie jakby testował jego cierpliwość. Lekkie odgarnięcie włosów w bok. Muśnięcie palcami swojej kurtki, odsłaniając tym samym mocniej jeden z obojczyków. Podniesienie pada z własnych kolan tak, by odsłonić przy tym skrawek brzucha, nim podał go Paige'owi. Nie od dziś prowadził podobną grę, która w połączeniu z nieustanną rozmową i beznamiętną, acz nieco skupioną miną, dawała niezwykle naturalne rezultaty, nie wzbudzające najmniejszych podejrzeń.
Dostrzegł drobną zmianę w jego mimice na wspomnienie o parkourze. Nie wpłynęło to na jego wypowiedź, acz co uważniejsza osoba, dałaby radę dostrzec, że przez chwilę zawiesił wzrok na Alanie na dłużej.
Wierzę, że umiem latać* — zanucił pod nosem rozbawiony, przesuwając dłonią po materiale jego spodni. Sposób w jaki jego chłopak momentalnie dostosował się do sytuacji, był tak naturalny, jakby robili to od zawsze. Nie miał nic przeciw. Z pewnością podobna reakcja była mu dużo bardziej na rękę niż zawstydzony krzyk, czy próba odepchnięcia go. Nie żeby wyobrażał sobie czerwonego ze wstydu Alana, który krzyczał wniebogłosy. Przydarzyło mu się to jednak raz z jedną z tych dobrze wychowanych panienek, pochylających się tuż przed nim w zbyt krótkiej sukience. Był na tyle zawiedziony jej reakcją, by momentalnie wyrzucić ją z pokoju, w którym się wtedy znajdował.
Gdyby Paige rzucił padem, zrobiłby zresztą to samo. Blondyn przestrzegał zasad gry, na tyle sumiennie, by Mercury wsunął głębiej dłoń w jego spodnie nieustannie drażniąc go lekkim, pozostawiającym niedosyt dotykiem, obserwując rozgrywkę na ekranie z nieznacznym rozbawieniem.
"Mówiłem."
Brawo. Szybko chwytasz — stuknął językiem w swoją górną wargę, nachylając się ku niemu.
Nie tylko on potrafi tu szybko chwytać.
Zabawne.
Przesunął językiem po czubku jego członka, drażniąc go chłodniejszym kolczykiem, który nigdy nie miał podwyższyć własnej temperatury. Kontrast ten w 'złych rękach' mógł być niewątpliwym minusem, pozostawiającym po sobie negatywne wspomnienia. Mercury wiedział jednak, jak wykorzystać go odpowiednio. Delikatny ruch, nabierający od czasu do czasu siły, przesuwał się w dół, w przeciwieństwie do prawej ręki, sunącej ku górze, prosto pod koszulkę blondyna. Palce podrażniły mięśnie jego brzucha, nim przesunęły się w bok, zadrapując skórę na biodrach.
Na posterunkach policji możesz znaleźć dodatkową broń, choć nie wchodziłbym tam podczas ucieczki — poradził mu, nie patrząc w stronę ekranu. Całkowicie skupiony na widoku przed sobą, słyszał jedynie głośne dźwięki warczących zombie i dyszącego bohatera, przeskakującego przez coraz to kolejne przedmioty.
Spróbuj zrównać z nim oddech, Paige.
Rozbawiona myśl przemknęła przez jego umysł, gdy wypuścił z ust jeden drażniący, ciepły podmuch powietrza. Niczym rasowy, mały skurwysyn, przesunął się nieznacznie w bok traktując w podobny sposób wewnętrzną stronę jego uda, gdy odwracał wzrok, by spojrzeć w stronę ekranu. Rzecz jasna nie zamierzał pozwolić Alanowi na zapomnienie o jego dotyku. Raz jeszcze przesunął zaczepnie po jego członku, nim w końcu otoczył go ustami, cały czas drażniąc go kolczykiem z każdym przesuwającym się to w górę, to w dół ruchem. Oparł luźno lewą rękę na jego udzie, prawą nieustannie zadrapując jego biodro. Stare nawyki jak widać nigdy nie znikały. Zupełnie jak za ich pierwszym razem.
Alan Hayden Paige
Alan Hayden Paige
Fresh Blood Lost in the City
Re: Pokój Mercury'ego
Pią Maj 26, 2017 8:00 pm
„Nie w tym przypadku.”
Chłodny ton niewątpliwie przyciągnął uwagę jasnowłosego. Gdyby Paige nie był sobą, możliwe że już teraz zmagałby się z ciężarem skruchy lub odczuł wobec Cullinana respekt wywołany strachem. Tymczasem zastanawiał się, czy rzeczywiście ugodził w czuły punkt i poruszył temat tabu, który nie powinien wyjść na światło dzienne; odkrył coś, czego szanowany obywatel zwyczajnie by się wstydził. Fakt faktem, że cała ta kontemplacja nie trwała zbyt długo – raz, że Mercury całkiem płynnie przeciął granicę między powagą a żartem, a dwa, że w gruncie rzeczy nie wnikał w upodobania Black'a, choć patrząc przez pryzmat zostawienia tamtego nieznajomego na ognisku i skupienia się właśnie na nim, nie dało się ukryć, że wiedział co dobre.
Nie schlebiasz sobie za bardzo?
To tylko wiara we własne możliwości. Lepsze to niż użalanie się nad sobą w kącie. Polecam, Alan Paige.
Szturchnął czarnowłosego łokciem w żebra w odpowiedzi na jego udany teatrzyk. Nie było opcji, by nie uśmiechnął się pod nosem na wyobrażenie lokaja, który właśnie na szybko sprzątał wszystkie dowody z pokoju bruneta.
A mówili, że kompletnie nie znam się na ludziach ― stwierdził, wzruszając barkami w niezrozumieniu. Istniała duża szansa, że wszyscy zmieniliby zdanie, gdyby byli światkami jego odkrycia, chociaż nie dało się ukryć, że Hayden miał spore braki w odgadywaniu natury ludzkiej z tego powodu, że niekoniecznie starał się ją poznać lub nie była na tyle ciekawa, by się nią interesował.
Co zmieniło się teraz?
Może zupełnie nieświadomie poddawał się wszystkim drobnym gestom? Chociaż znajdował się w swojej bezpiecznej strefie do momentu, w którym cała ta gra nadal była ich wspólną grą. Chciał brać w niej udział, dlatego bez większych oporów stosował się do reguł, które były wygodne zarówno dla Paige'a, jak i Merca, który właśnie urozmaicał ich rozgrywkę na tyle, by ciemnooki całkiem posłusznie trzymał ręce przy sobie.
Dało się usłyszeć głośne wciągnięcie powietrza przez nos, gdy za sprawą intensywniejszego dotyku odczuł drażniące napięcie w podbrzuszu. Wydech opuścił jego płuca, pociągając za sobą krótki pomruk zadowolenia, nawet jeśli już wiedział, że sterowanie padem w chwili, gdy znacznie bardziej miał ochotę zanurzyć palce w ciemnych włosach chłopaka, nie miało należeć do najprostszych zadań. Już teraz wiedział, że musiał skupić się wyłącznie na tym, by nie dać się złapać, dlatego uważnie obserwował otoczenie, choć nie przejmował się utratą życia w grze – miał na uwadze wyłącznie to, by nie zmusić bruneta do przerwania. Głos w głowie zdążył już ucichnąć, jakby narastające podniecenie całkowicie zepchnęło go ze sceny, a coraz cięższy oddech Alana przesądził o tym, że nie było już odwrotu.
Gdy tylko ręka młodzieńca znalazła się na jego brzuchu, jasnowłosy z premedytacją napiął mięśnie z zawadiackim błyskiem w ciemnych tęczówkach, choć z perspektywy Mercury'ego ten był raczej słabo zauważalny. W tle znów rozległy się charakterystyczne dla zombie odgłosy, które sprawiły, że Paige mocniej ścisnął kontroler i znacznie energiczniej zaczął uderzać palcami w przyciski, gdy jeszcze raz przyszło mu uciekać.
Jeszcze tylko trochę.
Posterunki, łapię ― rzucił, nawet nie próbując udawać zainteresowanego, choć było to całkiem zrozumiałe, skoro jego ciało zdradzało, że myślał teraz o czymś zupełnie innym niż o dostaniu się na ten cholerny posterunek.
Postać wskoczyła na kontener ze śmieciami, by wdrapać się na jeden z niższych budynków. Tym sposobem zostawiła za sobą dwóję żywych trupów. Dokładnie w tym samym czasie noga blondyna drgnęła jakby w zniecierpliwieniu, gdy rozgrzany oddech dosięgnął wewnętrznej strony jego uda.
Nie wiedział, czy te reguły nadal mu się podobały czy może jednak zdążył je znienawidzić.
Sprytnie, Black ― wymruczał pod nosem, zerkając na czarnowłosego ukradkiem. Nie mógł jednak dłużej stać na bezpiecznym dachu, więc szybko nacisnął strzałkę do przodu, za chwilę przeskakując z jednego budynku na drugi. Chociaż wcześniej nie wydawał się mieć ochoty na znalezienie komisariatu, teraz zaczął się za nim oglądać. Nie mógł przecież jedynie uciekać, choć dotarcie do odpowiedniego miejsca zdawało się potrzebować więcej czasu niż aktualnie go potrzebował. Oddech ciemnookiego niekoniecznie synchronizował się z ciężkim oddechem biegnącego bohatera, ale równie wyraźnie docierał do zadowalającego go Black'a. Chłopak rozchylił usta, choć ich lekko wygięte kąciki świadczyły o tym, że zrobił to z rozmysłem. Każdy dotyk przywoływał tamto pamiętne spotkanie, kiedy na dobre porzucili wizję niegroźnego koleżeństwa. Czuł pulsujące tętno na swojej szyi, a coraz silniejsze napięcie zbliżało go do momentu szczytowania, chociaż jak na złość postanowił znaleźć wcześniejszy cel podróży, jakby odwlekanie tej chwili stało się wyjątkowo satysfakcjonujące.
Nie na co dzień klęczał przed tobą sam Black.
Kolejne sekundy.
Dotarł.
Mercury Black
Mercury Black
Administrator Sovereign of the Power
Re: Pokój Mercury'ego
Wto Maj 30, 2017 12:37 am
­­
Kto by pomyślał, że to właśnie Paige może aż tak konsekwentnie trzymać się zasad? Jak widać punkt widzenia zależał od punktu siedzenia. Wystarczyło odpowiednio sformułować coś, co zwyczajnie mu pasowało i nagle zaprzestawał wszelkich buntowniczych aktów.
Raczej nieciężko było stwierdzić, że w pewnym momencie tak czy inaczej przestał się skupiać na tym co działo się na ekranie. Docierały do niego dźwięki goniących blondyna zombie, a jego usta wygięły się nieznacznie gdy usłyszał jego nie do końca zsynchronizowane z postacią oddechy, które mimo wszystko skutecznie przebijały się do jego uszu. Mimo to nie zaprzestawał wcześniejszych czynności, nie odpowiadając mu także w żaden sposób.
Gdy twarz Alana, być może zupełnie nieświadomie zaczęła wyrażać swego rodzaju skupienie i determinację, gdy wyraźnie postanowił dotrzeć do postawionego sobie wcześniej celu - a może raczej postawionego mu przez Mercury'ego, choć w tej sytuacji niewątpliwie brzmiało to niezwykle dwuznacznie - odsunął się nieznacznie, przesuwając po nim raz jeszcze językiem. Jak widać, mimo niezwykle zwinnych rąk, tym razem nie miał zamiaru niczego łykać. Jak na każdego księcia przystało, bywał niezwykle kapryśny, a wszystko miało iść po jego myśli, bądź choć w większej części odbywać się na ustanowionych przez niego zasadach. Nawet jeśli bez wątpienia w tym momencie, nie patrzył wyłącznie na siebie.
W końcu, gdy Alan dotarł na odpowiednie miejsce, na dwa przeróżne sposoby, parsknął cicho odwracając się w stronę ekranu. Jego postać ledwo dotarła do drzwi posterunku, gdy jeden z zombie dosłownie spadł na niego z dachu, wgryzając się w bok jego szyi.
GAME OVER.
Wielki, niezwykle stereotypowy, czerwony napis imitujący spływającą krew pojawił się na środku, w towarzystwie rozdzierających wrzasków i bulgoczących odgłosów. Sam Black natomiast wsunął jeden z palców do ust, przesuwając wzrok w stronę Alana, unosząc przy tym kącik ust ku górze.
Całkiem nieźle, jak na pierwszy raz, Paige — podniósł się lekkim ruchem do góry, jak można się domyślić, celowo nie używając do tego rąk. Podszedł do jednej z szafki otwierając opakowanie z mokrymi chusteczkami, nim wytarł w nie dłonie, wrzucając zgniecione skrawki do stojącego obok szafki kosza na śmieci. Zerknął pokrótce na zegarek, wyraźnie coś kontrolując. Tym razem nie odezwał się jednak na głos, pozostawiając powód podobnego zachowania wyłącznie dla siebie. Zamiast tego złapał to samo pudełko z chusteczkami co wcześniej, rzucając je Alanowi w dość oczywistym sygnale. Najwyraźniej nie zawsze miał w zwyczaju sprzątać po swoich akcjach.
Jeśli chcesz możesz zagrać jeszcze raz. Tym razem chętnie bym popatrzył — rzucił rozbawiony, wymijając kanapę, by przejść w kierunku umieszczonych w ścianie drzwi. Szafa. A właściwie cała garderoba. Otworzył ją lekkim ruchem, nim zniknął w środku przeglądając przez chwilę swoje ubrania. Co ciekawe, nie było w nich żadnych pojedynczych t-shirtów, a same gotowe zestawy. Idealnie uprasowane i dopasowane do siebie na wszelakie sposoby. Nawet jeśli zdarzało mu się kombinować, uwielbiał zachowywać odpowiedni porządek, który zdecydowanie zaoszczędzał mu mnóstwo czasu. Ściągnął z siebie koszulkę, składając ją w kostkę i położył w koszu na brudne rzeczy, zamiast niej wciągając inną. Nieco większy, fioletowy T-shirt z nadrukiem bez wątpienia stanowił w tym momencie dużo wygodniejszą opcję.
Wyszedł z garderoby i przeszedł do kanapy, przewieszając się od tyłu przez ramiona Paige'a. Oparł początkowo brodę na jego głowie, nim w końcu przesunął nią w bok, ocierając się policzkiem o jego policzek. Czarno-białe kosmyki załaskotały blondyna w bok szyi, gdy w końcu oparł się podbródkiem o jego bark, zerkając na niego przez ułamek sekundy. Ostatecznie utkwił wzrok w ekranie.
Jakbyś chciał się przebrać, mogę ci coś pożyczyć. Mam kilka większych rzeczy, ewentualnie możemy ogarnąć coś w pokoju mojego brata. I tak z nami nie mieszka, a wzrostem jest niesamowicie zbliżony do ciebie — zaproponował zmieniając luźne przewieszenie na nieznaczny uścisk, gdy złączył swoje dłonie, opierając się przy tym kolanem o tył kanapy.
Alan Hayden Paige
Alan Hayden Paige
Fresh Blood Lost in the City
Re: Pokój Mercury'ego
Pią Cze 02, 2017 10:22 pm
Nie potrzebował już niczego więcej – może właśnie dlatego widok atakującego zombie, przed którym nie zdołał już uciec, nie zrobił na nim żadnego wrażenia. Mimo że był już o krok od znalezienia się w bezpiecznym azylu i – całkiem prawdopodobne – niewiele brakowało już, by zdobył cokolwiek, czym mógłby się obronić, nie poczuł nawet najmniejszego ukłucia rozczarowania. Wszystkie napięte dotychczas mięśnie rozluźniły się w ułamku sekundy i zdawało się, że Hayden jeszcze głębiej zapadł się w miękkiej kanapie z ledwo widocznym cieniem rozleniwionego uśmiechu na ustach. Nawet nie próbował udawać, że czuł się źle z powodu odniesionej porażki, jakby wcześniejsze zapewnienie o tym, że nie lubił przegrywać straciło swoją ważność w chwili, gdy dostał swoją nagrodę.
Chociaż rzucający się w oczy napis na ekranie mówił co innego, Paige bynajmniej nie czuł się przegranym, nawet jeśli nie wszystko poszło po jego myśli. Wtedy jeszcze nie sądził, że pomimo swoich starań będzie musiał zmagać się z książęcymi kaprysami.
Prawie ujebał ci spodnie.
Nie będzie miał lekko, gdy zagramy na moich zasadach.
Nie będziecie już w nic grać.
Matkujesz mi?
Ciesz się, że ktokolwiek to robi.
Może to mój kolejny wrodzony talent ― rzucił ze słyszalną żartobliwością, choć szczerze nie potrafił zarzucić samemu sobie bycia kompletnym beztalenciem, jednak co mniej znający go ludzie na pewno nie spodziewali się po nim żadnych rewelacji. W ich oczach najczęściej był tylko leniwym Alanem Paige'm, żerującym na ich jedzeniu albo mieszkaniach i sam niekoniecznie starał się jakoś wpływać na ten pogląd, nawet jeśli nie wstydził się swoich umiejętności ani też nie uważał, by były niewystarczające.
Wychwyciwszy wzrokiem lecące w jego stronę pudełko z chusteczkami, instynktownie uniósł ręce, by zręcznie je przechwycić, wcześniej wypuszczając z palców pad, który zsunął się z jego brzucha na kanapę. Całkiem szybko doprowadził się do porządku, by zaraz naciągnąć spodnie i bieliznę na ich prawowite miejsce i zasunąć rozporek.
Tym razem już nie byłoby tak ciekawie ― wymruczał, symulując przy tym marudne nastawienie, jednak było w tym trochę prawdy – zdecydowanie bardziej wolał otrzymać jakąś ciekawszą ofertę. ― To ty chciałeś pograć. Może czas na zamianę ról? ― zasugerował, oglądając się za siebie z rozbawionym błyskiem w ciemnych oczach, choć łobuzerski uśmiech, który wykrzywił jego usta świadczył o tym, że był przygotowany dosłownie na wszystko.
Gdy tylko Mercury zniknął w garderobie, blondyn podniósł się z miejsca, chociaż nie dało się ukryć, że przyszło mu to z dużym trudem, chociaż opuszczał zagrzany mebel tylko na chwilę. Zgarnął ze sobą chusteczki, odkładając pudełko z powrotem na szafkę, a tę zużytą wyrzucił do kosza w ślad za czarnowłosym. Tym razem głos w głowie próbował wykorzystać sytuację, a chwilowa nieobecność Black'a wydała się być doskonałą okazją do ucieczki, jednak zbyt słaba siła perswazji nie poradziła sobie z chęcią ponownego zatopienia się w miękkiej kanapie, na której jasnowłosy w niedługim czasie znalazł się z powrotem, przymykając sennie powieki.
Nie pożałował tej decyzji.
Uniósł rękę i na oślep, dosięgnął nią głowy bruneta. Chłodne palce najpierw wsunęły się w miękkie kosmyki, a za moment zsunęły się wolno ku szyi chłopaka, którą lekko zadrapał krótkimi paznokciami w pieszczotliwym geście.
Przebierałem się jeszcze przed przyjazdem tutaj. Ubrania mam czyste ― wyjaśnił, nie mijając się z prawdą. Jednocześnie nie chciał pożyczać czegokolwiek od kogoś obcego – wiązało się to tylko z niepotrzebnymi utrudnieniami. Ostentacyjnie wsunął palec wskazujący za kołnierz koszulki i pociągnął ją lekko do przodu, jakby tylko dzięki temu Merc mógł to zauważyć. W końcu oboje rządzili się różnymi prawami i... częstotliwością przebierania się. ― Poza tym wolę nie ryzykować. Kto wie, jakie tajemnice skrywa szafa twojego brata ― rzucił kąśliwie, już wyobrażając sobie rząd niezbyt gustownych swetrów – to, że Mercury odznaczał się dość młodzieżowym podejściem do ubrań, nie oznaczało, że wyczucie stylu musiało trzymać się także innego członka jego rodziny.
Przyłożywszy całą rękę do boku jego szyi, klepnął go w nią lekko i opuścił dłoń, odchylając nieznacznie głowę do tyłu, by z premedytacją otrzeć się swoim policzkiem o jego.
To jak? ― Kiwnął podbródkiem w stronę ekranu, jednocześnie uderzając bezgłośnie palcami o własne udo. Chyba nie satysfakcjonowała go tylko jedna runda?
Mercury Black
Mercury Black
Administrator Sovereign of the Power
Re: Pokój Mercury'ego
Sob Cze 03, 2017 2:14 am

"Może to mój kolejny wrodzony talent"
Uśmiechnął się z jakimś przebłyskiem wesołości w oczach, który nie miał w sobie tego samego cwaniackiego blasku co zazwyczaj. Zwyczajny, prosty uśmiech. Nawet jeśli jego słowa go rozbawiły, nie negował ich.
Bardzo możliwe, Paige. Gdybyś trochę poćwiczył i miał własny sprzęt, mógłbyś z nami grać — nie sprecyzował kim byli 'oni' zupełnie o tym zapominając. Z drugiej strony Black przynależał do tak wielu przeróżnych grup, że ciężko było nie spodziewać się po nim całej tony znajomych. Jak i tego, że wielu zabiłoby własnego sąsiada za możliwość zagrania z nim. W końcu każdy powód był dobry, byle zbliżyć się do Cullinana i położyć na nim dłonie. Bądź na jego majątku.
"Tym razem już nie byłoby tak ciekawie."
Westchnął cicho. Mógł się tego domyślić, mimo to nie zamierzał wyrażać na głos własnego zdania na ten temat. Najwidoczniej nawet jeśli Paige był w stanie uznać granie za kolejny ze swoich talentów, jego zainteresowanie nimi nie było tak znowu duże. Co trzeba było przyznać, nawet jeśli nie wpływało na humor Mercury'ego w szczególnie negatywny sposób, nie było też dla niego powodem do radości. Jakby nie patrzeć, spędzanie czasu w towarzystwie drugiej osoby było dużo łatwiejsze, gdy dzieliło się wspólne hobby.
"Może czas na zamianę ról?"
... miał natomiast wrażenie, że był odskocznią i interesującym obiektem, z którym można się było zabawić. Alan dość dobitnie pokazywał, że interesowały go wyłącznie seks, sen i jedzenie. Nie chciało mu się wierzyć, że tak było w rzeczywistości. Dużo prędzej uznałby to za swego rodzaju obronę przed światem, który w jakiś sposób zmusił go do obrania właśnie takiego wizerunku. Pana mam-wszystko-w-dupie i spełniam-wyłącznie-podstawowe-funkcje-życiowe. Nawet jeśli w tym momencie niespecjalnie mu to przeszkadzało, na dłuższą metę mogło się okazać niezwykle uciążliwe. Nawet jeśli miał taką opinię, a nie inną, Black nie ograniczał się wyłącznie do zabaw. Mógł zapewnić je sobie w każdej sekundzie. Nic dziwnego, że wszystkie osoby z jakimi miał do czynienia wymieniały się wręcz rotacyjnie. Cały czas czegoś szukał. Czegoś, co zamiast nudy, wywoła u niego chęć znalezienia się bliżej. Trzymania się czyjegoś boku. Nawet nie zdawał sobie sprawy, że wszystkie te przemyślenia sprawiły, że patrzył pusto na blondyna, nie odzywając się ani słowem przez kilkanaście długich sekund.
Nie. Gram w to na co dzień — rzucił w końcu, podnosząc dłoń do góry, by podrapać się po karku, nim w końcu zniknął w garderobie, by ponownie wrócić do pokoju. Spokój w nim panujący był przerywany przez pojedyncze ciche dźwięki. Niemniej wystarczyło spojrzenie wokół, by dostrzec że Paige nawet nie próbował grzebać w jego rzeczach. Co było dość dużą rzadkością, niejednokrotnie gdy zapraszał kogoś w swoje progi, robili własny rekonesans. Wystarczyło spuścić ich z oczu na kilka minut.
Nadal było to jednak zbyt mało.
Mm. To dam ci po prostu koszulkę do spania. Nie będziesz ubierał jutro tego samego w czym prześpisz noc — rzucił marszcząc przy tym nieznacznie nos. Wyglądał na nieznacznie zdegustowanego samą podobną myślą. Wyraz dość prędko zniknął z jego twarzy, gdy roześmiał się słysząc tekst o bracie.
Na pewno znalazłoby się coś normalnego. Ale rozumiem — nie zamierzał naciskać. Gdy ten otarł się o niego policzkiem, przymknął na chwilę oczy, by w końcu wypuścić go ze swojego uścisku. Przeszedł kilka kroków w bok, by podejść do olbrzymiego okna, zajmującego praktycznie całą ścianę. Oparł się ramieniem o framugę, wpatrując w milczeniu we własne tereny. Od tej strony miał idealny wgląd na wysuszony basen letni. Co zdawało się odblokować w pewien sposób coś w jego głowie. Wyprostował się nieznacznie, patrząc na Alana.
Hej Paige, lubisz pływać? — zapytał przekrzywiając głowę w bok. Nawet jeśli widok za oknem bez wątpienia pozostawał poza ich zasięgiem, nie było wątpliwości że rodzina Blacków była wyposażona w całe mnóstwo dodatków, które potrafiły zawrócić innym w głowie. Pozwolił, by w jego oczach pojawiły się pojedyncze iskry ekscytacji. Przeszedł z powrotem przez pokój, by dosłownie skoczyć na kanapę obok niego. Miękkie poduszki ugięły się posłusznie, wybijając go dwukrotnie do góry, choć zdawał się nie zwrócić na to szczególnej uwagi. Czasy, gdy spędzał długie godziny na skakaniu na kanapach minęły już dawno temu. Odstąpił tego zaszczytu na rzecz swojego młodszego rodzeństwa. Nawet jeśli od czasu do czasu przyłączał się do nich, gdy Sky robił typowe dla siebie wielkie, szczenięce oczy.
Nie żeby miał do nich słabość.
No dobra, może trochę.
Ale zdecydowanie nie zamierzał się do tego przed nikim przyznać. Był to jeden z wielu sekretów rodziny Blacków, które zachowywał wyłącznie dla siebie. Machnął wygodniej jedną z nóg, układając się na kanapie i przechylił głowę w bok, opierając ją na ramieniu blondyna. Tak, by móc na niego dość swobodnie patrzeć.
Mamy dwa baseny, jeden w podziemiach i drugi na dachu. Z drugiego można patrzeć na okolicę i jest ogrzewany, ale pierwszy jest dużo większy. No i znajduje się w pomieszczeniu — miał nadzieję, że Alan nie odpadał na tyle, by nie dać się namówić na jakiekolwiek inne rozrywki. Pójście spać tak wcześnie wydawało mu się zwyczajnym marnowaniem czasu. Basen, prysznic, jedzenie. Jeśli zaliczą te trzy punkty, był pewien że będzie mu dużo łatwiej zasnąć niż w obecnej chwili.
Proszę? — wyciągnął jedną z dłoni opierając ją na policzku blondyna. Nie musiał czekać zbyt długo, nim czarnowłosy wychylił się w jego stronę, muskając jego wargi swoimi. Zupełnie jakby ten jeden ruch był nieodłączną formą słowa, które wypowiedział. Czynem uzupełniającym werbalny przekaz.
Alan Hayden Paige
Alan Hayden Paige
Fresh Blood Lost in the City
Re: Pokój Mercury'ego
Nie Cze 04, 2017 2:03 pm
Przemyślę to ― oznajmił i choć takie zapewnienia na ogół brzmiały mało przekonująco, z ust Paige'a równie dobrze mogły nie paść w ogóle, biorąc pod uwagę, że zwykle nie przebierał w słowach, a także nie miał tendencji do mówienia rzeczy, których akurat nie miał na myśli. Jego dobytek nie pozwalał mu jednak na pozwolenie sobie na podobne wydatki na pstryknięcie palcami – przynajmniej na razie. ― Albo zacznę wpadać częściej, a twoja rodzina w końcu znudzi się moim widokiem. Ewentualnie mnie pokochają. Albo znienawidzą. ― Wyliczył na palcach ilość możliwych opcji, choć nieco zgryźliwy ton świadczył o tym, że nie mówił poważnie. Mercury miał to niesamowite szczęście, że nie trafił na kogoś, kto mógłby nadużywać jego gościny i to głównie dlatego, że przebywanie w tak wielkim domu było ogromną odskocznią od codziennego, pozbawionego przepychu życia. Nie wątpił, że wiele osób czuło się tutaj aż za dobrze. ― Jak myślisz, Black? ― mruknął, odchylając głowę i wspierając jej tył o oparcie kanapy, by z uniesioną brwią przyjrzeć się chłopakowi. Usta Haydena wygiął teatralny uśmiech, przez który niewątpliwie zyskałby na uroku w oczach innych ludzi – niestety oboje wiedzieli, że w naturalnych sytuacjach na jego twarzy nie gościł w ogóle.
Nie przywiązał większej uwagi do chwilowego milczenia, które zapadło wraz z jego propozycją, którą uznał za nie do odrzucenia. Za bardzo przyzwyczaił się do świadomości, że żadna przyjemność nie była darmowa, a przynajmniej nie w ich przypadku, gdy w towarzystwie księcia trudno było pozwolić sobie na jako taki egoizm, o czym Alan doskonale zdawał sobie sprawę, gdy podejmował się wzięcia udziału w ich wspólnej, chorej grze.
Chyba nadal w nią grali?
Oby. Z dwojga złego lepiej, gdy nie traktuje cię poważnie. Wiesz czym to się kończy.
„Nie. Gram w to na co dzień.”
Przechylił głowę na bok, unosząc brew w wyrazie niezrozumienia. To jednak zniknęło wraz z momentem, w którym czarnowłosy zszedł mu z oczu, przechodząc do garderoby.
Przynajmniej jeden z was zmądrzał.
Skoro spanie bez koszulki w rezydencji Black'ów jest wykluczone, to niech będzie. ― Rozłożył bezradnie ręce, zanosząc się ciężkim westchnieniem, jak ktoś, kto nie przywykł do zakładania na siebie zbędnego odzienia, gdy miał możliwość wygrzania się pod kołdrą. Tym razem był jednak skłonny nagiąć własne reguły, nawet jeśli nie czułby się ani trochę skrępowany połowicznym negliżem. ― Przygotowałbym się bardziej, gdybyś wcześniej wpadł na pomysł zaproszenia mnie na noc ― zwrócił uwagę, choć prawda była taka, że nawet wtedy zjawiłby się tu równie nieprzygotowany co dzisiaj. Nie miał w zwyczaju dbać o takie szczegóły, uparcie przekonany o tym, że da sobie radę bez nich. Tym bardziej, że już nie raz i nie dwa razy miał okazję zjawić się u kogoś zupełnie spontanicznie.
Niedbałym ruchem odgarnął grzywkę z czoła, zaczesując ją do tyłu, choć parę niesfornych kosmyków wróciło na swoje miejsce, tworząc obraz kogoś, kto albo pokłócił się z grzebieniem, albo niedawno wstał z łóżka. Rozleniwione spojrzenie jasnowłosego odprowadziło Mercury'ego aż do samego okna, jednak z obecnego miejsca Paige nie był w stanie dostrzec tego, czemu przyglądał się brunet.
Całkiem. ― Wzruszył barkami. Mimo tej niewielkiej sympatii, nie miał okazji pływać jakoś bardzo często. Na całe szczęście znał inne metody pływania niż ta „na kamień” i nie drżał ze strachu na myśl o większych zbiornikach wodnych niż łazienkowa wanna. Niemniej jednak nie spodziewał się takiego pytania, biorąc pod uwagę, że nie było szans, by miał przy sobie kąpielówki. ― Nie mów, że próbujesz wyciągnąć mnie na basen ― rzucił, odruchowo opierając rękę na udzie Black'a, gdy ten znalazł się obok, czego ciężko było nie wyczuć, biorąc pod uwagę, z jakim impetem runął na kanapę. Zadrapał nogę bruneta paznokciami, zerkając w jego stronę.
Próbujesz...
„Proszę?”
Niby nie był to taki zły pomysł.
A już znacznie trudniej było odmówić, gdy z pomrukiem przyjął krótkie muśnięcie ust, by zaraz zaczepnie przygryźć dolną wargę Cullinana.
Zewnętrzny basen z widokiem brzmi ciekawie ― przyznał. Nawet jeśli obecna pora roku nie sprzyjała kąpielom na zewnątrz, podgrzewana woda była wystarczającym argumentem za. Odkleił się od oparcia kanapy, gotowy do podniesienia się z miejsca, nawet jeśli dało się zauważyć, że chętnie zostałby w tym miejscu. Najlepiej na zawsze. ― Poza tym więcej mogę nie mieć takiej okazji, a kryte baseny znajdą się wszędzie. ― Chociaż nie wątpił, że większość pewnie nie dorównywała wielkości tego, który trzymali w podziemiach. ― Nigdy bym nie pomyślał, że będziesz wolał zająć się  mną niż kontrolować całe ognisko. Schlebia mi to, książę ― wymruczał, muskając wargami płatek jego ucha, zanim podniósł się na nogi. Splótłszy palce obu rąk, wyciągnął ramiona przed siebie, naciągając zastane mięśnie. Po tym krótkim zabiegu był już gotowy na dalsze atrakcje.
Mercury Black
Mercury Black
Administrator Sovereign of the Power
Re: Pokój Mercury'ego
Czw Cze 15, 2017 3:19 pm


Nawet nie próbował powstrzymać śmiechu. Przesunął dłonią po swoich włosach, kręcąc głową na boki. Jego częsta obecność nie była czymś, co Blackowi w jakikolwiek by przeszkadzało. Przynajmniej w tym momencie. Wręcz przeciwnie, była ona na tyle naturalna, by nie odczuwał większego związanego z nią dyskomfortu.
Moja macocha to suka. Nie próbuj jej się przypodobać i tak nic z tego nie będzie — wzruszył rękami obojętnie, patrząc jak ten odchyla się w tył, patrząc na niego z tej specyficznej perspektywy. Zastanowił się przez krótką chwilę, nim nachylił się nad chłopakiem, całując go krótko.
Ale lepiej, by mój ojciec cię polubił. Inaczej z tobą zerwę nawet jeśli według pierwotnego założenia miałem nie mieć do tego prawa — ugryzł go w dolną wargę, pociągając za nią nieznacznie w zaczepnym geście, nim zniknął mu z pola widzenia.
"Skoro spanie bez koszulki w rezydencji Black'ów jest wykluczone, to niech będzie."
Przewrócił oczami. Alan, rasowy ekshibicjonista. Pomyślałby kto, że prędzej czy później przyłapie go na ulicy jak rozchyla poły swojego płaszcza przez bogu winnymi dziewczynkami.
W takim razie proponuję żebyś następnym razem po prostu przyszedł z torbą z ubraniami i zostawił je tutaj na zmianę — skoro jego propozycja została przyjęta, pozostawało im tylko wybrać się na basen. Niemniej Black zamiast od razu wstać, przesunął się nad Paige'a siadając na nim okrakiem. Było to dużo wygodniejsze niż wykrzywianie się bokiem. Objął jego kark rękami, jedną z dłoni muskając jego nieforne blond włosy.
Nie będę twoją przelotną ostoją, Alan do której wpadasz raz bez zapowiedzi i wychodzisz, mając w dupie z kim właśnie spałeś. Nie musisz zwiedzać całej mojej posesji, ale chociaż w moim pokoju możesz czuć się jak u siebie. Nawet jeśli zabierze ci to nieco czasu — mruknął, najwyraźniej nie zamierzając dać mu czasu na odpowiedź. Raz jeszcze zmniejszył odległość pomiędzy nimi do zera, dodatkowo przysuwając go do siebie rękami, by upewnić się że chłopak nijak mu nie ucieknie, ani się nie odsunie. Stuknął kolczykiem w jego zęby, by zachęcić go do szerszego otworzenia ust. Zsunął jedną z rąk w dół, by wsunąć ją pod koszulkę Alana. Zdecydowanie wykorzystywał każdą najmniejszą sytuację, byle znaleźć się jak najbliżej niego. Lecz tak szybko jak potrafił coś podjąć i dać, równie szybko się wycofywał. Zupełnie jakby nieustannie stosował zasadę kija i marchewki. Musnął raz jeszcze dłonią jego klatkę piersiową i brzuch, nim wyciągnął ją i stuknął Paige'a w podbródek wycofując się w tył.
Robimy tam głównie za sponsora. Mam osoby, które zajmują się kontrolowaniem całej reszty — rzucił jedynie, gdy podniósł się już z kanapy i zmierzył chłopaka wzrokiem od góry do dołu.
Weź sobie z garderoby coś do pływania — powiedział podchodząc do drzwi i nacisnął jeden z guzików, który momentalnie nawiązał połączenie z urządzeniem kilka pięter niżej.
Paniczu Black?
Przygotuj basen na dachu. Dwa zestawy.
Naturalnie. — zwrócił się w tył, przerywając połączenie i utwił wzrok w blondynie zastanawiając się przez chwilę. Może powinien zgarnąć i Saturna? Nie, wątpił by jego brat miał ochotę teraz do nich dołączać. Zawsze po takich większych wydarzeniach potrzebował chwili świętego spokoju.
Wyciągnął rękę przed siebie, wyraźnie wystawiając dłoń. Przez chwilę wyraźnie czekał, patrząc na niego w sposób, który bez wątpienia sugerował, że złapanie go za nią było najlepszym wyjściem w tej sytuacji. I dopiero po podjęciu decyzji przez blondyna, otworzył drzwi i wyszedł z pokoju, by poprowadzić ich w odpowiednim kierunku.

zt.
Alan Hayden Paige
Alan Hayden Paige
Fresh Blood Lost in the City
Re: Pokój Mercury'ego
Sob Cze 17, 2017 9:54 pm
Może inni próbowali aż za bardzo? ― Przymknął nieznacznie jedno z ciemnych oczu, przyglądając się czarnowłosemu z tej dziwacznej perspektywy. W przeciwieństwie do wspomnianych innych Paige nie był osobą, która miała w planach podejmowanie próby walki o cudze względy. Mógł dbać o to, by w towarzystwie rodziny Blacka zachowywać odpowiednie maniery, jak zwykle robiło się to wtedy, gdy odwiedzało się czyjś dom, jednak na pewno nie można było oczekiwać, że zamierzał przymilać się na siłę, żeby po opuszczeniu tej rezydencji Mercury nasłuchał się jeszcze, jaki to uprzejmy i wspaniały jest jego „kolega” i że powinien zapraszać go częściej.
Po czasie byłby tym cholernie zmęczony.
Poruszył lekko ustami, gdy ich wargi zetknęły się ze sobą na ułamek sekundy. Odruchowo sięgnął ręką za siebie, zahaczając palcami o miękkie włosy Cullinana.
„ Ale lepiej, by mój ojciec cię polubił.”
Zapamiętam ― rzucił mrukliwie, mimowolnie przeciągając to leniwie brzmienie, gdy poczuł zęby na swojej wardze, po której zaraz przesunął językiem, łagodząc wcześniejszy gest. Cholerny prowokator.O ile zyskiwanie jego względów nie oznacza bycia mniej sobą, a bardziej kimś innym. Jeśli za każdym razem miałbym szczerzyć się do jakiegoś nadętego bufona, tylko zrobiłbyś mi przysługę ― odparł zgodnie z prawdą, na chwilę przywołując na myśl obraz Daniela, któremu kij na dobre utknął w dupie, a jako statystyczny pan sukcesu lubił, gdy wszystko było dopięte na ostatni guzik i szło po jego myśli.
Pokręcił głową, mając nadzieję, że nie nie będzie mu dane spotkać się z drugim takim człowiekiem. Nawet wytrzymałość Haydena miała swoje granice.
Możesz mi o tym przypomnieć, gdy następnym razem mnie tu zaprosisz. Przywlekanie ze sobą bagaży do cudzych domów nie weszło mi w nawyk. ― Uniósł na niego wzrok, kładąc ręce na udach czarnowłosego, gdy zrzucił się na niego całym swoim ciężarem. Nic jednak nie wskazywało na to, by Paige czuł się nim przytłoczony, a wręcz przeciwnie – wspinając się dłońmi wyżej, wydawał się podjąć kolejnej gry, choć ostatecznie jego dotyk zatrzymał się na biodrach chłopaka.
„Nie będę twoją przelotną ostoją, Alan”
Mimo że zabrzmiało to poważnie, blondyn nie zapanował nad zawadiackim błyskiem w ciemnych tęczówkach. Mało kto w tak krótkim czasie chciał jasno postawić przed nim całą sprawę, co w pewnym stopniu mu zaimponowało, chociaż trudno było stwierdzić, czy ktoś z tak nieokiełznanym usposobieniem, które posiadał Paige, zamierzał dostosować się do warunków. Fakt faktem, że posiadali swoją umowę, która zakładała, że obie strony miały dać coś od siebie, jednak nie oznaczało to, że nie można było naginać zasad.
Traktujesz mnie poważnie, Black?
Pytanie, które chciał wypowiedzieć pozostało tylko myślą, która zrodziła się w jego głowie. Usta jasnowłosego rozchyliły się nieznacznie nie po to, by wydać z siebie jakikolwiek dźwięk, a po to, by odpowiedzieć na niemą prośbę Mercury'ego. Nie chcąc pozostać dłużnym, wsunął chłodne ręce pod jego koszulkę, przesuwając je na plecy chłopaka, które zadrapał na tyle mocno, by pozostawić na nich kilka równoległych, czerwonych śladów. Ledwo zdążył przygryźć dolną wargę chłopaka, a już musiał pożegnać się z jego dotykiem i przechylić głowę w wyrazie niezrozumienia.
No wiesz ― cmoknął pod nosem ze zrezygnowaniem, jednak to prędko ustąpiło miejsca rozbawieniu. Oczywiście, że wiedział co robi.
Podniósł się z kanapy, nie odpuszczając sobie kolejnego, leniwego przeciągnięcia się, od którego paradoksalnie poczuł się bardziej senny. Jednak woda w basenie na pewno miała na powrót przywrócić mu siły i tylko Merc mógł żałować tego, że w ogóle próbował odwodzić go od pomysłu udania się w objęcia Morfeusza.
„Weź sobie z garderoby coś do pływania.”
Nie odpuścisz mi tego pożyczania? ― mruknął, wypuszczając ciężko powietrze ustami. Wyglądało na to, że pomysł z basenem był doskonałym pretekstem do dopięcia swego, jednak tym razem postanowił odpuścić, czego pożałował zaraz po znalezieniu się w garderobie wielkości jego pokoju, jak wytłumaczył sobie w myślach. W rzeczywistości na pewno była znacznie większa, przez co czuł się, jakby Blackowie dzielili dom ze sklepem odzieżowym, od którego dzielił ich zaledwie próg.
Coś do pływania mówisz.
Mimowolnie zaśmiał się pod nosem, chwilę krążąc po obszernym pomieszczeniu, zanim dorwał jakieś czarne, całkiem szerokie spodenki, w które na pierwszy rzut oka na pewno mógł się zmieścić. Niezależnie od tego, jak bardzo nie chciał tego robić.
Uff, mogłeś uprzedzić, że będę potrzebował mapy ― zażartował ze złośliwą nutą w głosie i zamachał swoim znaleziskiem, sygnalizując, że udało mu się wykonać tę niebezpieczną misję. Liczył na to, że czarnowłosy nie miał jakichś specjalnych preferencji co do stroju na basenie i że nie uznał, że lepiej prezentowałby się w czerwonych bokserkach w hawajskie motywy. Alana i tak sporo kosztowało samo zdecydowanie się na założenie czegoś, co formalnie nie należało do niego.
Bez słowa sprzeciwu złapał za wyciągniętą w jego stronę rękę, splatając palce z palcami chłopaka w tak naturalny sposób, jakby ćwiczyli to całe życie.
Prowadź.

___z/t.
Sponsored content
Powrót do góry
Permissions in this forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach