▲▼
Zbliżały się święta i była to doskonała okazja, by przekształcić zajęcia w ciekawszą zabawę. Warsztaty Fitzroy miały nie tylko formę wykładów ze slajdami wyświetlanymi na projektorze, choć to było dla tych uczniów, którzy wyjątkowo podpadli swoim zachowaniem profesorce, i nie wiązały się jedynie z rysunkiem, bądź malunkiem. Czasami, tak jak dziś miały mieć formę robótek manualnych, w której należało wykazać się przede wszystkim zręcznością i dokładnością w wykonywaniu poleceń, a nie tylko talentem, których nie brakowało w całej szkole.
Pozbierała wszystkie sztalugi, ustawiając je z boku sali, by nikomu nie przeszkadzały. Na każdym stanowisku znalazł się plik białych karteczek biurowych o wymiarach 7 × 7, klej do papieru i zestaw tubek z brokatem z klejem w formie pisaka. Na środku stołu znalazły się dodatkowo puszki z farbą w sprayu. Przyjrzała się, czy aby na pewno wszystko, co potrzebne, znalazło się na stole. Dopiero wtedy usiadła do biurka, czekając na dzwonek kończący przerwę i pierwszych uczniów, którzy zaczęliby zajmować ławki.
2. Wchodząc do tematu, jednocześnie trafiacie na listę osób uczestniczących w lekcji.
3. Lekcja jest przeznaczona dla osób z klas A i przyjmę na zajęcia 5 osób. Jeśli trafi się ktoś z klas B, kto chciałby wziąć udział w zajęciach, niech zgłosi się najpierw do mnie na PW.
4. Pierwszeństwo mają klasy A i osoby, które nie biorą udziału w żadnej innej lekcji.
5. Aby zaliczyć lekcję wystarczy tylko przyjść, pisząc jednego posta, jeśli komuś to wystarczy. Jeśli zaś zależy Wam na punktach, musicie odpisywać choć raz w turze.
6. Na odpis będziecie mieć dwa dni. (Dajcie znać, czy taki termin Wam pasuje, czy już z góry wiecie, że nie dacie rady tak szybko odpisywać. Trzeci dzień jest dniem awaryjnym, gdyby komuś wypadło coś naprawdę ważnego, jest to również termin, w którym pojawiać się będzie mój kolejny post. Jeżeli trafi się osoba, która wie, że nie odpisze w ciągu dwóch dni, niech zgłosi się do mnie wcześniej na PW, a nie trzeciego dnia pisze posta na szybko, bo może się zwyczajnie przeliczyć.
7. Nie ma ograniczenia w długości posta. Mogą być to krótkie posty, a możecie się, wyjątkowo, również rozpisywać, jeśli będziecie mieć pomysł na posta. Grunt, żebyście się wyrobili w czasie.
8. Zajęcia w każdej chwili zmienić się mogą w formę wykładu, sporządzania notatek i tak dalej, jeśli klasa będzie się źle zachowywać. Te zajęcia są swobodne i macie spore pole do popisu, za byle co nie będziecie karani, ale skakanie pod sufitem nie jest mile widziane.
9. I dziewiąta najważniejsza zasada. Fartuch. Bez niego nie wejdziecie na zajęcia. |:
Strona 1 z 3 • 1, 2, 3
Pracownia była salą dużą i właśnie taka miała być, biorąc pod uwagę, dla jakich zajęć została przeznaczona. Podzielona została na dwie części użytkowe. W tej pierwszej bliżej wejścia znajdowały się ławki dla uczniów, biurko nauczycielki, tablica, regały w książkami i szafy, w których znajdowały się wszystkie pomoce naukowe, a także przybory, które mogłyby być użyteczne podczas zajęć. W tej drugiej, w której znajdowało się najwięcej przestrzeni oraz okien, a światło było najkorzystniejsze, znajdowały się sztalugi ustawione wokół dużego stołu roboczego. W razie konieczności sztalugi mogły zostać ustawione pod ścianami i zastąpione krzesłami, ułatwiając pracę przy blacie. Ściany były surowym beton, szare i z pozoru ponure, jednak stanowiły idealne tło dla prac uczniów, które staranie były wyeksponowane, a także podświetlone specjalnymi paskami ledowymi i zmieniane, co jakiś czas, stanowiąc formę wystawy w sali.
Zbliżały się święta i była to doskonała okazja, by przekształcić zajęcia w ciekawszą zabawę. Warsztaty Fitzroy miały nie tylko formę wykładów ze slajdami wyświetlanymi na projektorze, choć to było dla tych uczniów, którzy wyjątkowo podpadli swoim zachowaniem profesorce, i nie wiązały się jedynie z rysunkiem, bądź malunkiem. Czasami, tak jak dziś miały mieć formę robótek manualnych, w której należało wykazać się przede wszystkim zręcznością i dokładnością w wykonywaniu poleceń, a nie tylko talentem, których nie brakowało w całej szkole.
Pozbierała wszystkie sztalugi, ustawiając je z boku sali, by nikomu nie przeszkadzały. Na każdym stanowisku znalazł się plik białych karteczek biurowych o wymiarach 7 × 7, klej do papieru i zestaw tubek z brokatem z klejem w formie pisaka. Na środku stołu znalazły się dodatkowo puszki z farbą w sprayu. Przyjrzała się, czy aby na pewno wszystko, co potrzebne, znalazło się na stole. Dopiero wtedy usiadła do biurka, czekając na dzwonek kończący przerwę i pierwszych uczniów, którzy zaczęliby zajmować ławki.
Ogłoszenia parafialne:
1. Nie widzę potrzeby robienia dwóch osobnych tematów, dlatego wszystko wrzucam w jeden.2. Wchodząc do tematu, jednocześnie trafiacie na listę osób uczestniczących w lekcji.
3. Lekcja jest przeznaczona dla osób z klas A i przyjmę na zajęcia 5 osób. Jeśli trafi się ktoś z klas B, kto chciałby wziąć udział w zajęciach, niech zgłosi się najpierw do mnie na PW.
4. Pierwszeństwo mają klasy A i osoby, które nie biorą udziału w żadnej innej lekcji.
5. Aby zaliczyć lekcję wystarczy tylko przyjść, pisząc jednego posta, jeśli komuś to wystarczy. Jeśli zaś zależy Wam na punktach, musicie odpisywać choć raz w turze.
6. Na odpis będziecie mieć dwa dni. (Dajcie znać, czy taki termin Wam pasuje, czy już z góry wiecie, że nie dacie rady tak szybko odpisywać. Trzeci dzień jest dniem awaryjnym, gdyby komuś wypadło coś naprawdę ważnego, jest to również termin, w którym pojawiać się będzie mój kolejny post. Jeżeli trafi się osoba, która wie, że nie odpisze w ciągu dwóch dni, niech zgłosi się do mnie wcześniej na PW, a nie trzeciego dnia pisze posta na szybko, bo może się zwyczajnie przeliczyć.
7. Nie ma ograniczenia w długości posta. Mogą być to krótkie posty, a możecie się, wyjątkowo, również rozpisywać, jeśli będziecie mieć pomysł na posta. Grunt, żebyście się wyrobili w czasie.
8. Zajęcia w każdej chwili zmienić się mogą w formę wykładu, sporządzania notatek i tak dalej, jeśli klasa będzie się źle zachowywać. Te zajęcia są swobodne i macie spore pole do popisu, za byle co nie będziecie karani, ale skakanie pod sufitem nie jest mile widziane.
9. I dziewiąta najważniejsza zasada. Fartuch. Bez niego nie wejdziecie na zajęcia. |:
O zgrozo. Po raz kolejny znalazł się pod salą zajęć artystycznych, nie zabierając ze sobą ani grama talentu. Co tu robił? Prawdopodobnie ściągnął go szacunek do tej konkretnej nauczycielki. Jedna z sympatyczniejszych babek w tej szkole. Problem w tym, że jakkolwiek chciałby jej pokazać, że chciał stworzyć coś, co podpadało po kategorię choć znośnego, to... Cóż, nigdy nie wychodziło, nie ważne jak bardzo by się nie starał. Dlatego obecnie stał przed odpowiednią salą, wlepiając różnobarwne tęczówki w numer na drzwiach. Czemu.
Ostatecznie jednak dłoń sięgnęła ku klamce, naciskając nań, by ta ustąpiła z cichym, charakterystycznym dźwiękiem. Westchnąwszy w duchu, przekroczył próg, od razu przywdziewając na usta wytrenowany uśmiech i witając się z panią Fitzroy odpowiednią formułką. Nogi od razu powiodły go żwawym krokiem ku ostatnim ławkom, wprawiając fartuch przewieszony przez ramię w drobne falowanie. Materiał spotkała się z ławką zaraz po dotarciu na miejsce, by posłużyć za swego rodzaju drobną poduszeczkę, na której Clawerich ułożył podbródek. Nie, nie dlatego, że się nudził. Zwyczajnie miał świadomości, że to jedna z tych lekcji, na której nie będzie mógł popisać się... No, w gruncie rzeczy niczym. Pozostają chęci.
Ostatecznie jednak dłoń sięgnęła ku klamce, naciskając nań, by ta ustąpiła z cichym, charakterystycznym dźwiękiem. Westchnąwszy w duchu, przekroczył próg, od razu przywdziewając na usta wytrenowany uśmiech i witając się z panią Fitzroy odpowiednią formułką. Nogi od razu powiodły go żwawym krokiem ku ostatnim ławkom, wprawiając fartuch przewieszony przez ramię w drobne falowanie. Materiał spotkała się z ławką zaraz po dotarciu na miejsce, by posłużyć za swego rodzaju drobną poduszeczkę, na której Clawerich ułożył podbródek. Nie, nie dlatego, że się nudził. Zwyczajnie miał świadomości, że to jedna z tych lekcji, na której nie będzie mógł popisać się... No, w gruncie rzeczy niczym. Pozostają chęci.
Od dzwonka na lekcję minęła już minuta, a Vessare poprawił pasek plecaka na ramieniu, kierując się niespiesznie w stronę klasy. Nigdy nie narzekał na zajęcia z plastyki – zapewne dlatego, że jako jeden z nielicznych odznaczał się nienagannym talentem w tej dziedzinie – nawet jeśli niekoniecznie przepadał za publicznym obnoszeniem się ze swoimi zdolnościami. Zdarzało się, że ci nachalniejsi ludzie patrzyli mu na ręce albo – O zgrozo – prosili, żeby kiedyś coś im narysował, mając nadzieję, że nie spotkają się z odmową. Niektórych zbywało się łatwiej, a innych trudniej, ale koniec końców asertywność okazywała się jego mocną stroną. Niemniej jednak sama myśl o tym wywołała w nim odruch ciężkiego westchnięcia, gdy tylko dosięgnął klamki drzwi prowadzących do sali.
― Dzień dobry, przepraszam za spóźnienie ― rzucił zaraz na wejściu, doskonale zdając sobie sprawę, że powinien czekać przed salą jeszcze zanim zjawiła się tam nauczycielka. Nawet jeśli sam Leslie nie czuł się winny, zasady savoir-vivre nakazywały kierowania się tymi dennymi zasadami, od których to inni czuli się lepiej.
Pobieżnie przesunął wzrokiem po sali, mimowolnie zatrzymując go na siedzącym gdzieś z tyłu Frey'u. Choć skinienie głowy w powitaniu wypadło naturalnie, na twarzy blondyna dało się dostrzec cień zwątpienia. Korciło go, żeby rzucić jakimś zgryźliwym tekstem, ale spojrzenie dwukolorowych tęczówek mówiło samo za siebie: „Znowu przyszedłeś marnować cenny papier?”
Podobno praktyka czyni mistrza.
Ta. Przynajmniej przestał dźgać się ołówkiem w oko.
Nie zamierzał bawić się w ucieczki jak najdalej od biurka pani Fitzroy, więc zajął pierwsze lepsze wolne miejsce gdzieś na środku sali, zrzucając plecak na ziemię obok swojego krzesła. Dopiero wtedy przyjrzał się przygotowanym materiałom, którymi nie posługiwał się na co dzień i których widok nie wywołał większego entuzjazmu na twarzy czwartoklasisty.
― Dzień dobry, przepraszam za spóźnienie ― rzucił zaraz na wejściu, doskonale zdając sobie sprawę, że powinien czekać przed salą jeszcze zanim zjawiła się tam nauczycielka. Nawet jeśli sam Leslie nie czuł się winny, zasady savoir-vivre nakazywały kierowania się tymi dennymi zasadami, od których to inni czuli się lepiej.
Pobieżnie przesunął wzrokiem po sali, mimowolnie zatrzymując go na siedzącym gdzieś z tyłu Frey'u. Choć skinienie głowy w powitaniu wypadło naturalnie, na twarzy blondyna dało się dostrzec cień zwątpienia. Korciło go, żeby rzucić jakimś zgryźliwym tekstem, ale spojrzenie dwukolorowych tęczówek mówiło samo za siebie: „Znowu przyszedłeś marnować cenny papier?”
Podobno praktyka czyni mistrza.
Ta. Przynajmniej przestał dźgać się ołówkiem w oko.
Nie zamierzał bawić się w ucieczki jak najdalej od biurka pani Fitzroy, więc zajął pierwsze lepsze wolne miejsce gdzieś na środku sali, zrzucając plecak na ziemię obok swojego krzesła. Dopiero wtedy przyjrzał się przygotowanym materiałom, którymi nie posługiwał się na co dzień i których widok nie wywołał większego entuzjazmu na twarzy czwartoklasisty.
Pavel 'Smuggler' Travitza
The Jackal Canis Lupaster
Re: Warsztaty artystyczne.
Sob Gru 03, 2016 12:48 pm
Sob Gru 03, 2016 12:48 pm
Generalnie Travitza ostatnio nie miał humoru do niczego. Dosłownie niczego. Nawet rzeczy, które wcześniej sprawiały mu przyjemność, teraz wydawały się bezsensowne i wyblakłe. Najchętniej to by tylko siedział i wgapiał się w ścianę albo robił coś innego, równie twórczego. Niestety obowiązek szkolny wzywał, a szkoły akurat Rosjanin nie chciał zapierdolić, bo to by oznaczało odcięcie od gotówki i w ogóle powrót do jakichś nudnych rzeczy. I tak zbyt dużo zajęć już przegapił i pewnie się będzie dyrektor rzucał albo ten cały Striker, niech go szlag jasny trafi.
Tak się akurat zdarzyło, że trafił na zajęcia artystyczne. Cóż, pasował tutaj jak chuj do oka i w zasadzie to nawet rozważał, czy by nie dać tej biednej nauczycielce spokoju, bo przecież z jego talentem to będzie mordęga, a nie zajęcia artystyczne, ale w końcu postanowił wejść do środka. Taki z niego pilny uczeń.
Wszedł więc do sali i grzecznie przywitał się z nauczycielką, jak na młodego, dobrze wychowanego człowieka przystało. Tym razem jednak zabrakło jego charakterystycznego, wrednego uśmieszku z serii: "raz rozpierdolę ci tę lekcję w drobny mak". Trudno stwierdzić, czy to jakiś dobry omen. Rosjanin jednak szedł dalej, a jego oblicze wreszcie stało się nieco mniej pochmurne, kiedy dojrzał Freya. Skinął mu jednak tylko głową, a potem usiadł gdzieś niedaleko i rozejrzał się po sali. Czas na najbardziej fundamentalne pytanie.
- Będziemy malować gołe babki?
Tak się akurat zdarzyło, że trafił na zajęcia artystyczne. Cóż, pasował tutaj jak chuj do oka i w zasadzie to nawet rozważał, czy by nie dać tej biednej nauczycielce spokoju, bo przecież z jego talentem to będzie mordęga, a nie zajęcia artystyczne, ale w końcu postanowił wejść do środka. Taki z niego pilny uczeń.
Wszedł więc do sali i grzecznie przywitał się z nauczycielką, jak na młodego, dobrze wychowanego człowieka przystało. Tym razem jednak zabrakło jego charakterystycznego, wrednego uśmieszku z serii: "raz rozpierdolę ci tę lekcję w drobny mak". Trudno stwierdzić, czy to jakiś dobry omen. Rosjanin jednak szedł dalej, a jego oblicze wreszcie stało się nieco mniej pochmurne, kiedy dojrzał Freya. Skinął mu jednak tylko głową, a potem usiadł gdzieś niedaleko i rozejrzał się po sali. Czas na najbardziej fundamentalne pytanie.
- Będziemy malować gołe babki?
Właściwie był już po swoich lekcjach, ale gdzieś na korytarzu obiło mu się o uszy, że za pięć minut miały rozpocząć się warsztaty artystyczne u pani Fitzroy. W zasadzie nie miał nic lepszego do roboty, a – jak można się było spodziewać – ciężko było mu przegapić zajęcia z ulubioną nauczycielką. Jakieś pięć minut po dzwonku rozległo się pukanie do drzwi, ale Paige nie zamierzał czekać na specjalne zaproszenie, uznając, że to krótkie uprzedzenie wystarczy, by móc nacisnąć na klamkę i wejść do środka z pewnym siebie uśmiechem na twarzy. Chociaż korciło go, by powitać Catherine w mniej formalny sposób, w porę ugryzł się w język, nie chcąc dawać całej reszcie nadziei na to, że im też wolno było zwracać się do niej na „ty”. Krótkie „Dzień dobry” wystarczyło, by w następnej kolejności, zwrócił się w stronę klasy, pobieżnie przesuwając wzrokiem po zgromadzonych uczniach. Nie pasował do nich, ale nie przejął się tym, że stał się czarną owcą pośród wypielęgnowanych owieczek z klasy A. Powitał i skinieniem głowy i zajął wolne miejsce obok wysokiego blondyna, który na początku roku brał z nim udział w sztafecie. Hayden być może instynktownie wyczuł, że ten jako jeden z nielicznych znał się na rzeczy.
Spojrzenie ciemnych tęczówek skierowało się jednak ku nauczycielce, gdy blondyn osunął się wygodniej na krześle i chwycił jedną z wystawionych puszek z farbą w sprayu, która mimowolnie zaczął obracać w ręce.
― To co będziemy dzisiaj robić?
Spojrzenie ciemnych tęczówek skierowało się jednak ku nauczycielce, gdy blondyn osunął się wygodniej na krześle i chwycił jedną z wystawionych puszek z farbą w sprayu, która mimowolnie zaczął obracać w ręce.
― To co będziemy dzisiaj robić?
On to jak zwykle miał wyczucie. Obiecywał sobie, że nie spartaczy tym razem i nie będzie miał poprawki, a ponownie zapomniał o własnych zajęciach. Był spóźniony jak cholera, biegł na oślep korytarzem, czując jakby pokonywał maraton dla biednych dzieci. Wpadł na kilka osób, którymi kompletnie się nie przejął i wparował do klasy, dysząc niczym parowóz. W dłoni dzierżył fartuch, który mu prawie wypadł na ostrym zakręcie, kiedy biegł do klasy. Rozejrzał się po wszystkich gębach i szczerze, niektórych nawet nie kojarzył. Spojrzał na nauczycielkę i uśmiechnął się do niej lekko. Takie tam próby udobruchania.
- Przepraszam za spóźnienie – powiedział, gdyż wypadało się nieco usprawiedliwić. Miał nadzieję, że pani Catherine nie będzie się o to czepiać.
Poszedł do wolnej ławki i siadł na krześle. Rozejrzał się dokładnie po sali, starając się podłapać czy może już nie zaczęli czegoś tworzyć. Na szczęście byli w ciemnym lesie, co ucieszyło Norwega. Chociaż raz mu się pofarciło.
- Przepraszam za spóźnienie – powiedział, gdyż wypadało się nieco usprawiedliwić. Miał nadzieję, że pani Catherine nie będzie się o to czepiać.
Poszedł do wolnej ławki i siadł na krześle. Rozejrzał się dokładnie po sali, starając się podłapać czy może już nie zaczęli czegoś tworzyć. Na szczęście byli w ciemnym lesie, co ucieszyło Norwega. Chociaż raz mu się pofarciło.
Z każdą kolejną osobą, która wchodziła do klasy, jej mina stawała się coraz bardziej rozbawiona. Nie sądziła, że zajęcia z rękodzieła poprowadzi dla klasy składającej się w całości z męskiej części. A już na pewno nie spodziewała się uświadczyć na swoich zajęciach osób takich jak Alan bądź Pavel. Było to jednak wyzwanie. Zarówno dla niej, jak i dla klasy. Odczekała jeszcze kilka minut po dzwonku, czekając na osoby, które mogły się spóźnić. Skinęła głową zarówno do Cilliana, jak i Bjarne'go, gdy przepraszali za spóźnienie. Można było im to jeszcze wybaczyć, gdyż zmieścili się w dopuszczalnym czasie. Gdy doszła do wniosku, że nie ma co dłużej czekać, podniosła się zza biurka, klaszcząc w dłonie.
— Dzień dobry. Odpowiadając na Wasze pytania. Nie, nie będziecie malować gołych babek, może innym razem. Dziś będziecie bawić się w coś w rodzaju origami. Waszym zadaniem będzie wykonanie bombki kusudama, która nadaje się jako ozdoba świąteczna - wytłumaczyła, przyglądając się reakcjom każdego z nich. Ciekawa była dla ilu z nich takie postawienie sprawy było jak wyrok dożywocia.
Wzięła do ręki dziennik, by na szybko sprawdzić listę obecności, wyczytując po kolei każde nazwisko. Przy tych, którzy nie przyszli, stawiając na razie kreski.
— Kolejna sprawa. Pavel, Alan, gdzie są Wasze fartuchy? - zapytała, odkładając dziennik na blat biurka. Spojrzała najpierw na jednego, potem na drugie. Była to jedyna zasada na jej zajęciach i nawet to okazywało się zbyt wiele. Zrezygnowana, pokręciła głową, by podejść do jednej z szaf i wyjąć z niej dwa zapasowe fartuchy, które położyła przed chłopakami.
— Wypierzecie je i zwrócicie - zastrzegła, zakładając na siebie swój własny.
— Dobrze, skoro formalności mamy za sobą, to zapraszam wszystkich do stołu - przeszła w drugą część sali, w której znajdował się wielki stół roboczy z przygotowanymi wcześniej przedmiotami. Odczekała chwilę, aż wszyscy podejdą.
— Pierwszym krokiem będzie zrobienie siedemdziesięciu dwóch płatków. W którymś momencie nabierzecie więc wprawy - zaśmiała się, biorąc do ręki jedną karteczkę z pliku. Złożyła ją na pół, tworząc trójkąt. Prawy róg zagięła do góry, lewy róg również. Powstały jej dwa mniejsze trójkąty. Jeden z nich zgięła na pół, tak aby przeciwprostokątna pokryła się równo z dolną przyprostokątną, powtórzyła z drugim. Wsunęła palec do środka, rozkładając je i tworząc deltoid. Wystający róg zagięła do środka i złożyła na pół równo z zagiętą linią. Pokazała klasie efekt.
— Prościzna, prawda? - zaśmiała się, wskazując ich miejsca pracy, by zabrali się do dzieła.
/Miszcz painta, gdybyście naprawdę chcieli to zrobić, a domyślam się, że mój sposób tłumaczenia nie należy do najłatwiejszych!
Schemacik. //
— Dzień dobry. Odpowiadając na Wasze pytania. Nie, nie będziecie malować gołych babek, może innym razem. Dziś będziecie bawić się w coś w rodzaju origami. Waszym zadaniem będzie wykonanie bombki kusudama, która nadaje się jako ozdoba świąteczna - wytłumaczyła, przyglądając się reakcjom każdego z nich. Ciekawa była dla ilu z nich takie postawienie sprawy było jak wyrok dożywocia.
Wzięła do ręki dziennik, by na szybko sprawdzić listę obecności, wyczytując po kolei każde nazwisko. Przy tych, którzy nie przyszli, stawiając na razie kreski.
— Kolejna sprawa. Pavel, Alan, gdzie są Wasze fartuchy? - zapytała, odkładając dziennik na blat biurka. Spojrzała najpierw na jednego, potem na drugie. Była to jedyna zasada na jej zajęciach i nawet to okazywało się zbyt wiele. Zrezygnowana, pokręciła głową, by podejść do jednej z szaf i wyjąć z niej dwa zapasowe fartuchy, które położyła przed chłopakami.
— Wypierzecie je i zwrócicie - zastrzegła, zakładając na siebie swój własny.
— Dobrze, skoro formalności mamy za sobą, to zapraszam wszystkich do stołu - przeszła w drugą część sali, w której znajdował się wielki stół roboczy z przygotowanymi wcześniej przedmiotami. Odczekała chwilę, aż wszyscy podejdą.
— Pierwszym krokiem będzie zrobienie siedemdziesięciu dwóch płatków. W którymś momencie nabierzecie więc wprawy - zaśmiała się, biorąc do ręki jedną karteczkę z pliku. Złożyła ją na pół, tworząc trójkąt. Prawy róg zagięła do góry, lewy róg również. Powstały jej dwa mniejsze trójkąty. Jeden z nich zgięła na pół, tak aby przeciwprostokątna pokryła się równo z dolną przyprostokątną, powtórzyła z drugim. Wsunęła palec do środka, rozkładając je i tworząc deltoid. Wystający róg zagięła do środka i złożyła na pół równo z zagiętą linią. Pokazała klasie efekt.
— Prościzna, prawda? - zaśmiała się, wskazując ich miejsca pracy, by zabrali się do dzieła.
/Miszcz painta, gdybyście naprawdę chcieli to zrobić, a domyślam się, że mój sposób tłumaczenia nie należy do najłatwiejszych!
Schemacik. //
Liczył, że ktoś ciekawy przyjdzie na zajęcia. I ani trochę się nie przeliczył. Chociaż Travitzy niekoniecznie się tu spodziewał. Może krył w sobie duszę artysty?
Również skinął mu głową na powitanie, unosząc kącik ust w charakterystycznym uśmieszku. Pozostał jednak w jednej pozycji, tylko bardziej wyciągając kończyny przed siebie w celu lekkiego rozciągnięcia.
I oto proszę, pojawił się. Cillian we własnej osobie. Niewidoczny ogon od razu wdał się w ruch, w wyrazie wielkiego zadowolenia na widok Zero. Krytyczny wzrok powinien nieco ostudzić entuzjazm Reitza, niemniej obecność tej konkretnej osoby wpłynęła na niego zbyt pozytywnie, żeby oklapł od byle wymownego zerknięcia. I już zaczynał powoli podnosić się z miejsca, by standardowo podreptać do blondyna, jednak... Cóż, ktoś skutecznie mu to uniemożliwił. Widok Paige'a usadawiającego się obok skutecznie posadził Clawericha z powrotem na krzesełku.
Dwójka charakterystycznych blondynów, w dodatku mocno znaczących dla niego samego. Ściągnął brwi ku sobie, unosząc się lekko na łokciu, by wesprzeć podbródek na zgiętym łokciu i ze swojego miejsca w spokoju zlustrować tę dwójkę.
O zgrozo, za co.
Na szczęście pani Fitzroy w porę zabrała głos, by oderwać go od niepotrzebnych w tym momencie myśli i zająć tematem lekcji. Nie będę rysować? I tyle mu w zupełności wystarczało. I co! Nie będzie marnował papieru! Składanie kwiatka nie może być trudne?
Podniósł się z miejsca jako pierwszy, chyba po raz pierwszy w życiu drepcząc do stołu pracy z takim entuzjazmem. Mógł składać karteczki, ręce miał wyćwiczone. Nie był aż takim beztalenciem! Opierając biodra o brzeg stolika, w ciszy obserwował proces składania kartki, by zapamiętać jak najwięcej szczegółów. Na pierwszy rzut oka nie wyglądało to na jakoś ogromnie skomplikowane, jednak jak to bywa, pozory mylą. Chwycił na próbę jedną z karteczek, próbując cokolwiek z niej zrobić i z wielce zawiedzioną miną szczeniaczka, któremu zabrano zabawkę stwierdzić, że wyszło krzywo.
- Mogłaby pani pokazać to jeszcze raz?
Również skinął mu głową na powitanie, unosząc kącik ust w charakterystycznym uśmieszku. Pozostał jednak w jednej pozycji, tylko bardziej wyciągając kończyny przed siebie w celu lekkiego rozciągnięcia.
I oto proszę, pojawił się. Cillian we własnej osobie. Niewidoczny ogon od razu wdał się w ruch, w wyrazie wielkiego zadowolenia na widok Zero. Krytyczny wzrok powinien nieco ostudzić entuzjazm Reitza, niemniej obecność tej konkretnej osoby wpłynęła na niego zbyt pozytywnie, żeby oklapł od byle wymownego zerknięcia. I już zaczynał powoli podnosić się z miejsca, by standardowo podreptać do blondyna, jednak... Cóż, ktoś skutecznie mu to uniemożliwił. Widok Paige'a usadawiającego się obok skutecznie posadził Clawericha z powrotem na krzesełku.
Dwójka charakterystycznych blondynów, w dodatku mocno znaczących dla niego samego. Ściągnął brwi ku sobie, unosząc się lekko na łokciu, by wesprzeć podbródek na zgiętym łokciu i ze swojego miejsca w spokoju zlustrować tę dwójkę.
O zgrozo, za co.
Na szczęście pani Fitzroy w porę zabrała głos, by oderwać go od niepotrzebnych w tym momencie myśli i zająć tematem lekcji. Nie będę rysować? I tyle mu w zupełności wystarczało. I co! Nie będzie marnował papieru! Składanie kwiatka nie może być trudne?
Podniósł się z miejsca jako pierwszy, chyba po raz pierwszy w życiu drepcząc do stołu pracy z takim entuzjazmem. Mógł składać karteczki, ręce miał wyćwiczone. Nie był aż takim beztalenciem! Opierając biodra o brzeg stolika, w ciszy obserwował proces składania kartki, by zapamiętać jak najwięcej szczegółów. Na pierwszy rzut oka nie wyglądało to na jakoś ogromnie skomplikowane, jednak jak to bywa, pozory mylą. Chwycił na próbę jedną z karteczek, próbując cokolwiek z niej zrobić i z wielce zawiedzioną miną szczeniaczka, któremu zabrano zabawkę stwierdzić, że wyszło krzywo.
- Mogłaby pani pokazać to jeszcze raz?
Mimowolnie zerknął w stronę zajmującego miejsce obok niego Alana, ale nie zamierzał zawracać sobie głowy powodem tego wyboru. Nieznacznie skinął mu głową, na tym kończąc ich dzisiejszą integrację. Przynajmniej miał nadzieję, że da radę przepracować te zajęcia w spokoju. Różnobarwne tęczówki szybko skierowały swoje spojrzenie ku pani Fitzroy, która wreszcie podzieliła się z nimi planami na dzisiejszą lekcję.
Bombki...
Lata rysunku, malarstwa i innych form rozwijania swoich artystycznych zdolności tylko po to, by skończyć na sklejaniu ze sobą kartek papieru. Wypuściwszy bezgłośnie powietrze nosem, poprawił rękawy fartucha i podniósł się z miejsca, podchodząc do stołu, przy którym nauczycielka miała zaprezentować im sposób składania kartek. Na wszelki wypadek Leslie od razu sięgnął po jedną z nich, by krok po kroku towarzyszyć belferce w odpowiednim zaginaniu kartki. Dzięki temu dużo łatwiej było mu oswoić się ze schematem.
Gdy sięgał po kolejną kartkę, musiał chwilę zastanowić się nad tym, który krok był następny, jednak całkiem zgrabnie poradził sobie ze złożeniem kolejnego płatka do kolekcji siedemdziesięciu dwóch. Mimo że składanie papieru nie było szczególnie wymagające, nawet jemu nie uśmiechało się robienie tego hurtowo.
Zerknął na boki, sprawdzając jak radziła sobie reszta, jakby próbował oszacować czy ich zdolności pozwolą na wyrobienie się w czasie przeznaczonym na lekcję. Kto wie, ile czasu miało zająć im użeranie się z kartkami.
― Pierwsze zadanie już cię przerosło, Clawerich? ― spytał spokojnie, widząc rozczarowany wyraz twarzy kumpla, który nie pozwolił Vessare'mu na powstrzymanie się od szczypty złośliwości, gdy już wyciągał dłoń po trzecią kartkę.
Bombki...
Lata rysunku, malarstwa i innych form rozwijania swoich artystycznych zdolności tylko po to, by skończyć na sklejaniu ze sobą kartek papieru. Wypuściwszy bezgłośnie powietrze nosem, poprawił rękawy fartucha i podniósł się z miejsca, podchodząc do stołu, przy którym nauczycielka miała zaprezentować im sposób składania kartek. Na wszelki wypadek Leslie od razu sięgnął po jedną z nich, by krok po kroku towarzyszyć belferce w odpowiednim zaginaniu kartki. Dzięki temu dużo łatwiej było mu oswoić się ze schematem.
Gdy sięgał po kolejną kartkę, musiał chwilę zastanowić się nad tym, który krok był następny, jednak całkiem zgrabnie poradził sobie ze złożeniem kolejnego płatka do kolekcji siedemdziesięciu dwóch. Mimo że składanie papieru nie było szczególnie wymagające, nawet jemu nie uśmiechało się robienie tego hurtowo.
Zerknął na boki, sprawdzając jak radziła sobie reszta, jakby próbował oszacować czy ich zdolności pozwolą na wyrobienie się w czasie przeznaczonym na lekcję. Kto wie, ile czasu miało zająć im użeranie się z kartkami.
― Pierwsze zadanie już cię przerosło, Clawerich? ― spytał spokojnie, widząc rozczarowany wyraz twarzy kumpla, który nie pozwolił Vessare'mu na powstrzymanie się od szczypty złośliwości, gdy już wyciągał dłoń po trzecią kartkę.
― Origami? ― spytał nieco mrukliwie. Nie potrzebował definicji tego słowa. Rzecz w tym, że raczej nie miał okazji bawić się w składanie kartek papieru w jakieś bardziej wykwintne kształty. Złożenie papierka po gumie w drobną kosteczkę, gdy nie miał co zrobić z rękami, było jego życiowym sukcesem, jednak z drugiej strony nie miał styczności z jeszcze wieloma innymi formami plastycznymi. Z dwojga złego zawsze dobrze było spróbować.
„(...) gdzie są Wasze fartuchy?”
Paige opuścił wzrok na swoje ubranie, później zerknął na puszkę, którą właśnie trzymał. Wedy posiadanie fartucha wydało mu się mniej bezsensowne niż w pierwszej chwili. W każdym razie fartucha – jak każdy widział – nie było i nie zapowiadało się na to, by za moment magicznie miał go wyłowić z plecaka. Ta teoria potwierdziła się, gdy wzruszył barkami w wyrazie niewiedzy.
― Lubię spontaniczność. Jakieś dziesięć minut temu usłyszałem o zajęciach z plastyki i oto jestem ― wyjaśnił, unosząc nieznacznie kącik ust. Istny wzór przykładnego ucznia, który nadprogramowo stawia się na lekcjach. Wszystko byłoby w porządku, gdyby nie to, że zdarzyło się to po raz pierwszy, a Hayden przeważnie miał tendencję do wagarowania, zasypiania i spóźniania się na zajęcia.
Przyjął fartuch od nauczycielki, komentując jej polecenie krótkim „Tak jest”. Wstał z miejsca, a w drodze do wyznaczonego stolika narzucił na siebie szeroki ubiór ochronny i podciągnął rękawy do łokci dla większej wygody pracy.
― Siedemdziesięciu dwóch? ― powtórzył, jakby to zdanie było co najmniej niewykonalne. Przyciągnął do siebie jedną z kwadratowych kartek i zaszeleścił nią, chwilę przyglądając się jej uważniej, jakby zastanawiał się, w jaki sposób miałby stworzyć z tego cholerny płatek. ― Kartki byłyby mniej wymagające ― dodał zaraz, niemniej jednak szybko zamilkł, przenosząc wzrok na ręce nauczycielki. Uważnie prześledził wszystkie jej ruchy, ściągając brwi w skupieniu.
Zaraz po demonstracji rozpoczął samodzielną pracę. Był przekonany, że sobie poradzi – w końcu zadanie faktycznie wyglądało na niewymagające, nie licząc potrzebnej ilości płatków. Okazało się jednak, że pierwszą kartkę zmaltretował do tego stopnia, że nie przypominała niczego. I pomyśleć, że niektórzy tworzyli z tego żurawie czy inne cuda. Gdy spróbował rozłożyć kartkę i rozprostować ją bokiem ręki tak, by nie zmarnowała się całkowicie, dało się usłyszeć cichy dźwięk dartego papieru.
― Podpisuję się. Też chętnie przyjrzę się temu jeszcze raz.
„(...) gdzie są Wasze fartuchy?”
Paige opuścił wzrok na swoje ubranie, później zerknął na puszkę, którą właśnie trzymał. Wedy posiadanie fartucha wydało mu się mniej bezsensowne niż w pierwszej chwili. W każdym razie fartucha – jak każdy widział – nie było i nie zapowiadało się na to, by za moment magicznie miał go wyłowić z plecaka. Ta teoria potwierdziła się, gdy wzruszył barkami w wyrazie niewiedzy.
― Lubię spontaniczność. Jakieś dziesięć minut temu usłyszałem o zajęciach z plastyki i oto jestem ― wyjaśnił, unosząc nieznacznie kącik ust. Istny wzór przykładnego ucznia, który nadprogramowo stawia się na lekcjach. Wszystko byłoby w porządku, gdyby nie to, że zdarzyło się to po raz pierwszy, a Hayden przeważnie miał tendencję do wagarowania, zasypiania i spóźniania się na zajęcia.
Przyjął fartuch od nauczycielki, komentując jej polecenie krótkim „Tak jest”. Wstał z miejsca, a w drodze do wyznaczonego stolika narzucił na siebie szeroki ubiór ochronny i podciągnął rękawy do łokci dla większej wygody pracy.
― Siedemdziesięciu dwóch? ― powtórzył, jakby to zdanie było co najmniej niewykonalne. Przyciągnął do siebie jedną z kwadratowych kartek i zaszeleścił nią, chwilę przyglądając się jej uważniej, jakby zastanawiał się, w jaki sposób miałby stworzyć z tego cholerny płatek. ― Kartki byłyby mniej wymagające ― dodał zaraz, niemniej jednak szybko zamilkł, przenosząc wzrok na ręce nauczycielki. Uważnie prześledził wszystkie jej ruchy, ściągając brwi w skupieniu.
Zaraz po demonstracji rozpoczął samodzielną pracę. Był przekonany, że sobie poradzi – w końcu zadanie faktycznie wyglądało na niewymagające, nie licząc potrzebnej ilości płatków. Okazało się jednak, że pierwszą kartkę zmaltretował do tego stopnia, że nie przypominała niczego. I pomyśleć, że niektórzy tworzyli z tego żurawie czy inne cuda. Gdy spróbował rozłożyć kartkę i rozprostować ją bokiem ręki tak, by nie zmarnowała się całkowicie, dało się usłyszeć cichy dźwięk dartego papieru.
― Podpisuję się. Też chętnie przyjrzę się temu jeszcze raz.
Pavel 'Smuggler' Travitza
The Jackal Canis Lupaster
Re: Warsztaty artystyczne.
Sro Gru 07, 2016 10:22 am
Sro Gru 07, 2016 10:22 am
Jak się tak teraz nad tym zastanawiał, to chyba jednak popełnił błąd, że tutaj przyszedł. Przyjrzał się osobom, z którymi miał dzielić lekcję. Poza wspomnianym już Freyem, był jeszcze ten dupek Alan i jakaś para innych dupków, którzy raczej na pewno nie zostaną jego przyjaciółmi. Po pierwsze Travitza nie miał przyjaciół, a poza tym zazwyczaj już po wstępnym rozpoznaniu potrafił określić z kim się będzie lubił, a z kim nie. To nie było zresztą szczególnie trudne, biorąc pod uwagę fakt, że większość jego relacji było negatywnych. A może on sam się tak nastawiał?
Rozczarowanie spowodowane informacją, że jednak nie będą malować gołych babek (w duszy troszkę liczył na żywego modela, najlepiej Panią Fitzroy. Czego się nie robi dla sztuki?), zostało szybko zamienione na rozdrażnienie, kiedy Pavel dowiedział się, że musi nosić jakiś kretyński fartuch. Co on kurwa, do przedszkola trafił?
Uniósł brew w górę, kiedy nauczycielka sprezentowała mu fartuszek. Świetnie, może teraz będą robić wypieki?
- Pytanie. Po co mi fartuch, skoro robimy origami? - Spytał, bo to wydawało się lekko bez sensu. Jeszcze nie słyszał, żeby ktoś się ubrudził kartką papieru, poza tym to jego ubrania były narażone na ewentualną szkodę, więc to on sam powinien decydować czy chce je przed tym uchronić, czy jednak podjąć ryzyko. Nie rozumiał za bardzo z jakiej racji to miało być jakkolwiek narzucane z góry. W końcu już nie byli siedmiolatkami, które nie potrafią same podjąć decyzji. Na razie przewiesił fartuch przez ramię. Może się odczepi.
- Siedemdziesięciu dwóch? - Powtórzył dokładnie w tym samym czasie co Alan. Coraz większym błędem okazywało się przyjście tutaj.
Z niewielkim entuzjazmem przyglądał się nauczycielce prezentującej co mają właśnie wykonać. I tak pewnie to spierdoli znając życie. Sięgnął po jedną z tych kartek i zaczął ją jakoś tam składać. Jak to szło... w prawo, w lewo... i w drzewo. Bla, bla, bla. Przykład był w sumie dość prosty. Kilka ruchów i nagle się okazało, że Rosjanin dał radę. Może było to trochę bardziej krzywe, niż dziełko wykonane przez Panią Fitzroy, ale nadal całkiem niezłe, szczególnie jak na pierwszy raz. Smuggler był tym tak samo zaskoczony, jak prawdopodobnie reszta osób, która zauważy, że jako jeden z pierwszych poradził sobie z zadaniem. Po chwili jednak zarechotał kpiąco. Ma się te zgrabne palce.
Rozczarowanie spowodowane informacją, że jednak nie będą malować gołych babek (w duszy troszkę liczył na żywego modela, najlepiej Panią Fitzroy. Czego się nie robi dla sztuki?), zostało szybko zamienione na rozdrażnienie, kiedy Pavel dowiedział się, że musi nosić jakiś kretyński fartuch. Co on kurwa, do przedszkola trafił?
Uniósł brew w górę, kiedy nauczycielka sprezentowała mu fartuszek. Świetnie, może teraz będą robić wypieki?
- Pytanie. Po co mi fartuch, skoro robimy origami? - Spytał, bo to wydawało się lekko bez sensu. Jeszcze nie słyszał, żeby ktoś się ubrudził kartką papieru, poza tym to jego ubrania były narażone na ewentualną szkodę, więc to on sam powinien decydować czy chce je przed tym uchronić, czy jednak podjąć ryzyko. Nie rozumiał za bardzo z jakiej racji to miało być jakkolwiek narzucane z góry. W końcu już nie byli siedmiolatkami, które nie potrafią same podjąć decyzji. Na razie przewiesił fartuch przez ramię. Może się odczepi.
- Siedemdziesięciu dwóch? - Powtórzył dokładnie w tym samym czasie co Alan. Coraz większym błędem okazywało się przyjście tutaj.
Z niewielkim entuzjazmem przyglądał się nauczycielce prezentującej co mają właśnie wykonać. I tak pewnie to spierdoli znając życie. Sięgnął po jedną z tych kartek i zaczął ją jakoś tam składać. Jak to szło... w prawo, w lewo... i w drzewo. Bla, bla, bla. Przykład był w sumie dość prosty. Kilka ruchów i nagle się okazało, że Rosjanin dał radę. Może było to trochę bardziej krzywe, niż dziełko wykonane przez Panią Fitzroy, ale nadal całkiem niezłe, szczególnie jak na pierwszy raz. Smuggler był tym tak samo zaskoczony, jak prawdopodobnie reszta osób, która zauważy, że jako jeden z pierwszych poradził sobie z zadaniem. Po chwili jednak zarechotał kpiąco. Ma się te zgrabne palce.
Lubię spontaniczność. Jakieś dziesięć minut temu usłyszałem o zajęciach z plastyki i oto jestem.
Krótkie parsknięcie i wywrócenie oczami, musiało wystarczyć. Możliwe, że gdyby nie była to lekcja, poczęstowałaby go jakąś kąśliwą odpowiedzią, ale teraz musiała jednak odgradzać pewne granice.
Jeszcze raz rozejrzała się po wszystkich, zastanawiając się, czy nie zmienić tematu lekcji, ale jednak pozostała przy tym, co zaplanowała.
Słysząc zdziwienie odnośnie do liczby płatków, które mieli wykonać, uśmiechnęła się pod nosem.
— Już nie bądźcie tacy sceptyczni. Gdybyście się spięli, na pewno zrobilibyście wszystkie. Jeśli jednak Wam się, to nie uda.. - mówiąc, schyliła się pod stół, spod którego wyciągnęła worek. Wysypała jego zawartość na środek stołu. — Będziecie mogli skorzystać z tych, które już dla Was przygotowałam. Wolałabym, żebyście jednak nie szli na skróty i nie sięgnęli od razu po złożone płatki. Spróbujcie zrobić, chociaż kilka i przejdziemy do ich sklejania. - kiwnęła głową, podrzucając na stertę te kartki, które spadły bliżej krawędzi.
— Między innymi w tym momencie przyda Ci się fartuch, Pavle. Choćby nie wiem, jak byście chcieli, ubrudzicie palce klejem. Jeśli chcesz wetrzeć go później w spodnie, które nadadzą się jedynie do wyrzucenia, to proszę bardzo, odłóż go do szafy. Na zakończenie będziecie je jeszcze dekorować, chociażby farbą w sprayu. Lepiej chyba spryskać rękawy fartucha, niż ulubionej bluzy? - Miała nadzieję, że taka odpowiedź będzie satysfakcjonująca dla Travitzy. Biorąc pod uwagę, że były to zajęcia dla klas A, których uczniowie lubili nosić drogie, markowe stroje, wolała zapewnić im ochronę, niż później wysłuchiwać, że zniszczyli spodnie za dwie stówy.
Wyprostowała się na krześle, słysząc prośbę powtórzenia całego ćwiczenia. Nim zaczęła, przyjrzała się wynikom dwóch chłopaków, którzy zabrali się już do działania i mieli efekty.
— Bardzo dobrze, Leslie. Zrób jeszcze kilka i poczekaj na resztę - W takim tempie sam zrobiłby siedemdziesiąt dwa płatki. Potem spojrzała na płatek Travitzy.
— Jak na pierwszy raz, wyszło Ci nieźle. Trzymaj się bardziej linii, to zaczną wychodzić Ci bez zarzutu. - Kiwnęła krótko głową, sięgając po kilka karteczek. Powtórzyła cały proces, by zarówno Frey, jak i Alan, mogli jeszcze raz wszystkiemu się przyjrzeć. Gdy skończyła, dorzuciła go do sterty. Przysunęła sobie kolejną karteczkę, by zrobić ją w takim samym tempie jak chłopcy, krok po kroku.
Krótkie parsknięcie i wywrócenie oczami, musiało wystarczyć. Możliwe, że gdyby nie była to lekcja, poczęstowałaby go jakąś kąśliwą odpowiedzią, ale teraz musiała jednak odgradzać pewne granice.
Jeszcze raz rozejrzała się po wszystkich, zastanawiając się, czy nie zmienić tematu lekcji, ale jednak pozostała przy tym, co zaplanowała.
Słysząc zdziwienie odnośnie do liczby płatków, które mieli wykonać, uśmiechnęła się pod nosem.
— Już nie bądźcie tacy sceptyczni. Gdybyście się spięli, na pewno zrobilibyście wszystkie. Jeśli jednak Wam się, to nie uda.. - mówiąc, schyliła się pod stół, spod którego wyciągnęła worek. Wysypała jego zawartość na środek stołu. — Będziecie mogli skorzystać z tych, które już dla Was przygotowałam. Wolałabym, żebyście jednak nie szli na skróty i nie sięgnęli od razu po złożone płatki. Spróbujcie zrobić, chociaż kilka i przejdziemy do ich sklejania. - kiwnęła głową, podrzucając na stertę te kartki, które spadły bliżej krawędzi.
— Między innymi w tym momencie przyda Ci się fartuch, Pavle. Choćby nie wiem, jak byście chcieli, ubrudzicie palce klejem. Jeśli chcesz wetrzeć go później w spodnie, które nadadzą się jedynie do wyrzucenia, to proszę bardzo, odłóż go do szafy. Na zakończenie będziecie je jeszcze dekorować, chociażby farbą w sprayu. Lepiej chyba spryskać rękawy fartucha, niż ulubionej bluzy? - Miała nadzieję, że taka odpowiedź będzie satysfakcjonująca dla Travitzy. Biorąc pod uwagę, że były to zajęcia dla klas A, których uczniowie lubili nosić drogie, markowe stroje, wolała zapewnić im ochronę, niż później wysłuchiwać, że zniszczyli spodnie za dwie stówy.
Wyprostowała się na krześle, słysząc prośbę powtórzenia całego ćwiczenia. Nim zaczęła, przyjrzała się wynikom dwóch chłopaków, którzy zabrali się już do działania i mieli efekty.
— Bardzo dobrze, Leslie. Zrób jeszcze kilka i poczekaj na resztę - W takim tempie sam zrobiłby siedemdziesiąt dwa płatki. Potem spojrzała na płatek Travitzy.
— Jak na pierwszy raz, wyszło Ci nieźle. Trzymaj się bardziej linii, to zaczną wychodzić Ci bez zarzutu. - Kiwnęła krótko głową, sięgając po kilka karteczek. Powtórzyła cały proces, by zarówno Frey, jak i Alan, mogli jeszcze raz wszystkiemu się przyjrzeć. Gdy skończyła, dorzuciła go do sterty. Przysunęła sobie kolejną karteczkę, by zrobić ją w takim samym tempie jak chłopcy, krok po kroku.
Jako że udało mu się nie doprowadzić karteczki do stanu, gdzie nie dałoby się jej już użyć, oraz nie posiadała zbyt skomplikowanych zagięć, rozprostował ją, pozostawiając sobie do ponownego użytku. Przestąpił drobny krok na bok, by przejrzeć się, jak Leslie składa swoje płatki. I, mimo iż włożył całe skupienie w obserwację ruchów kumpla, to nijak nie szło tego ogarnąć. Robił to zbyt szybko i zbyt dobrze jak na marne umiejętności Oriona. I jak raz w życiu skupił się na składaniu kartki papieru, zamiast na osobie, która się tym zajmowała. A była zdecydowanie warta uwagi, bardziej niż papierowy płatek.
Usłyszawszy złośliwość, zmarszczył jedynie brwi. Nie, żeby się czegoś podobnego nie spodziewał.
- Mógłbyś mi raz w życiu pomóc. - Fuknął, opuszczając wzrok na własny, pomięty skrawek, co jednak trwało zaledwie sekundę, bo zaraz zerknął ku Rosjaninowi. Skubaniec, jemu też nieźle wychodziło. Jednak jakoś nie wyobrażał sobie proszenia Travitzy o pomoc. Były rzeczy, których nie robiło się po prostu dla zasady i to właśnie jedna z nich.
Słysząc wytłumaczenia nauczycielki odnośnie do potrzeby noszenia fartuchów, czystko profilaktycznie poprawił własny materiał. Czarne ciuchy plus klej i farba w spreju to... Na pewno nie coś, z czym chciałby mieć do czynienia. A już, zwłaszcza że wybitnie lubił tę koszulkę i spodnie.
Ku jego własnemu szczęściu, pani Fitzroy zgodziła się ponownie pokazać proces powstawania płatka. Tym razem znacznie uważniej przyglądał się jej ruchom, powtarzając każdy z nich. Dzięki temu, że kobieta dostosowała się do ich tempa, ostatecznie udało mu się stworzyć coś przyzwoitego. I nawet jeśli zajęło to ciut za długo, to płatek prezentował się równo i po prostu dobrze. Z entuzjazmem wymalowanym na twarzy chwycił twór między palce i pokazał go Zero. Wykapany szczeniak.
Usłyszawszy złośliwość, zmarszczył jedynie brwi. Nie, żeby się czegoś podobnego nie spodziewał.
- Mógłbyś mi raz w życiu pomóc. - Fuknął, opuszczając wzrok na własny, pomięty skrawek, co jednak trwało zaledwie sekundę, bo zaraz zerknął ku Rosjaninowi. Skubaniec, jemu też nieźle wychodziło. Jednak jakoś nie wyobrażał sobie proszenia Travitzy o pomoc. Były rzeczy, których nie robiło się po prostu dla zasady i to właśnie jedna z nich.
Słysząc wytłumaczenia nauczycielki odnośnie do potrzeby noszenia fartuchów, czystko profilaktycznie poprawił własny materiał. Czarne ciuchy plus klej i farba w spreju to... Na pewno nie coś, z czym chciałby mieć do czynienia. A już, zwłaszcza że wybitnie lubił tę koszulkę i spodnie.
Ku jego własnemu szczęściu, pani Fitzroy zgodziła się ponownie pokazać proces powstawania płatka. Tym razem znacznie uważniej przyglądał się jej ruchom, powtarzając każdy z nich. Dzięki temu, że kobieta dostosowała się do ich tempa, ostatecznie udało mu się stworzyć coś przyzwoitego. I nawet jeśli zajęło to ciut za długo, to płatek prezentował się równo i po prostu dobrze. Z entuzjazmem wymalowanym na twarzy chwycił twór między palce i pokazał go Zero. Wykapany szczeniak.
― Coś czuję, że ta pomoc skończyłaby się odwaleniem za ciebie całej roboty. Szybciej się nauczysz niż zrobię coś takiego. ― Wzruszył mimowolnie barkami. W końcu grunt to mieć poparci u przyjaciół. Leslie wiedział jednak, że od instruktażu była tutaj pani Fitzroy, a on nie miał zamiaru przejmować jej zadań – zresztą musiał skupić się na swojej własnej części zadania, która szła mu znacznie sprawniej niż całej reszcie, co belferka zdawała się potwierdzić. Zresztą już przy którymś z kolei płatku jego praca stała się bardziej mechaniczna. Już nie zwracał aż takiej uwagi na skupianie się na poszczególnych zagięciach, jakby jego palce wyposażone były we własne mózgi, które zapamiętały wszystkie ruchy, a teraz wykonywały je bezwarunkowo.
Vessare kiwnął jedynie głową na słowa ciemnowłosej, zwalniając przy okazji tempo składania płatków, które powoli formowały się w niewielki stosik na blacie stołu. Nie lubił dostosowywać się do cudzego czasu pracy, ale odkąd dołączył do klubu artystycznego, musiał oswajać się z tym, że niektórzy przychodzili tam spełniać swoje twórcze marzenia, co z początku wydawało się totalną porażką.
Znienawidzą cię za to.
Nie będę udawać, że zagięcie paru rogów to wielki wyczyn.
Odłożył na stół kolejny płatek i rozejrzał się po reszcie. Odczekał chwilę, zanim sięgnął po następną kartkę. Zamierzał złożyć jeszcze przynajmniej trzy płatki przed zrobieniem sobie całkowitej przerwy.
Vessare kiwnął jedynie głową na słowa ciemnowłosej, zwalniając przy okazji tempo składania płatków, które powoli formowały się w niewielki stosik na blacie stołu. Nie lubił dostosowywać się do cudzego czasu pracy, ale odkąd dołączył do klubu artystycznego, musiał oswajać się z tym, że niektórzy przychodzili tam spełniać swoje twórcze marzenia, co z początku wydawało się totalną porażką.
Znienawidzą cię za to.
Nie będę udawać, że zagięcie paru rogów to wielki wyczyn.
Odłożył na stół kolejny płatek i rozejrzał się po reszcie. Odczekał chwilę, zanim sięgnął po następną kartkę. Zamierzał złożyć jeszcze przynajmniej trzy płatki przed zrobieniem sobie całkowitej przerwy.
Pavel 'Smuggler' Travitza
The Jackal Canis Lupaster
Re: Warsztaty artystyczne.
Pią Gru 09, 2016 11:55 am
Pią Gru 09, 2016 11:55 am
Wysłuchał argumentacji nauczycielki w skupieniu. Dobra, to był całkiem niezła motywacja. Już widział ten bóldupizm uczniaków czy rodziców, kiedy okazało się, że bluzeczka obszyta futerkiem gronostaja jest ujebana klejem, bo jakiś mały kretyn nie uważał na to co robi. I oczywiście winą za to obarczona zostałaby nauczycielka, bo to przecież ona ma myśleć z tych małych debili, którzy nie są do tego zdolni. Niby praca z klasami A wydawała się łatwiejsza, ale jak się okazuje, nie zawsze było to regułą. I chociaż spodnie Travitzy nie były niczym więcej, niż zwykłymi jeasnami, to już do czerwonej bluzy miał spory sentyment i z tego też powodu postanowił wdziać fikuśny fartuszek, nawet jeśli wyglądał w nim jak skończony kretyn. Czegóż się nie robi dla sztuki?
- Jasne, jasne - burknął cicho na uwagi nauczycielki względem jego pracy. Cóż, nie pozostało mu nic innego, jak tylko zabrać się za kolejne płatki. Okazało się jednak, że chociaż wszystkie kolejne nadal były całkiem niezłe, to Rosjanin nie czynił żadnego progresu. Tu odrobinę krzywe, tu jakieś takie pomięte, tu źle złożone. On jednak zupełnie się tym nie przejmował. Nie zależało mu na osiągnięciu perfekcji, która w tej dziedzinie sztuki wydawała się niezbędna. Jego to jednak nie interesowało w najmniejszym stopniu. Robił to, bo musiał, ale to tyle. To pewnie pierwszy i ostatni raz w jego życiu, kiedy chwyta się za origami. Chociaż nie, jak był młody, to też kazali mu się zajmować takimi pierdołami. Jakież to było niepraktyczne.
Udało się dobić do jakichś dziesięciu składanek, po których Travitza sobie odpuścił. Po co mu więcej, skoro resztę może podpieprzyć z prac przygotowanych przez nauczycielkę? Zawsze lepiej oddać się w ręce profesjonalisty.
- Jasne, jasne - burknął cicho na uwagi nauczycielki względem jego pracy. Cóż, nie pozostało mu nic innego, jak tylko zabrać się za kolejne płatki. Okazało się jednak, że chociaż wszystkie kolejne nadal były całkiem niezłe, to Rosjanin nie czynił żadnego progresu. Tu odrobinę krzywe, tu jakieś takie pomięte, tu źle złożone. On jednak zupełnie się tym nie przejmował. Nie zależało mu na osiągnięciu perfekcji, która w tej dziedzinie sztuki wydawała się niezbędna. Jego to jednak nie interesowało w najmniejszym stopniu. Robił to, bo musiał, ale to tyle. To pewnie pierwszy i ostatni raz w jego życiu, kiedy chwyta się za origami. Chociaż nie, jak był młody, to też kazali mu się zajmować takimi pierdołami. Jakież to było niepraktyczne.
Udało się dobić do jakichś dziesięciu składanek, po których Travitza sobie odpuścił. Po co mu więcej, skoro resztę może podpieprzyć z prac przygotowanych przez nauczycielkę? Zawsze lepiej oddać się w ręce profesjonalisty.
Strona 1 z 3 • 1, 2, 3
Pozwolenia na tym forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach