▲▼
Strona 2 z 3 • 1, 2, 3
First topic message reminder :
To bez wątpienia przyjemna kawiarnia, chociaż swoim wystrojem niekoniecznie przyciąga tłumy nastolatków. Ławki przypominają ławy parkowe bądź takie, które stawia się do ogródka. Stoły i krzesła także są zrobione w tym samym stylu co ławki. Mocne światło, wielkie okno oraz ilość szyb oddzielających niektóre stoliki, sprawiają, że miejsce wydaje się niezwykle przestronne. Klasyczne menu zastępują dwie duże tablice wiszące nad barem, na których są zapisane wszystkie aktualne oferty lokalu. Na próżno tutaj szukać kaw i innych napoi przyrządzony w wykwintny i bajerancki sposób - jasne, wszystko stąd jest wychwalane przez klientów jeśli chodzi o smak, jednak oferta nie zadowoli kogoś, kto przyszedł nie tylko spędzić tutaj czas i wypić coś dobrego, ale również zrobić kilka fotek na instagram, bloga bądź inną stronę. Może właśnie to sprawia, że tak chętnie przychodzą tu nieco starsze osoby. Z głośników leci miła dla ucha muzyka, jednakże nie są to radiowe trendy - słychać, że właściciel sam starannie dobierał piosenki, szeregując je w playlisty.
5 o'clock
Na tym terenie nie ma ingerencji pracowniczej.
Jesteś zainteresowany pracą w 5 o'clock? Kliknij na W.
Jesteś zainteresowany pracą w 5 o'clock? Kliknij na W.
Wiele osób nie było pewnych jak zachowują się czerwone pandy. Nie zamierzał się zresztą dziwić, biorąc pod uwagę że mimo kilku śmiesznych filmików w internecie z nimi w roli głównej, raczej nie były to niewiadomo jak popularne zwierzęta. A już na pewno nie były spotykane w sferze hodowli domowej. Dlatego też słysząc słowo 'panda' większość kojarzyła ją z biało-czerwonym olbrzymem pożerającym bambus i ćwiczącym kung fu. Wróć, to ostatnie można wykreślić. Były zbyt ślamazarne by faktycznie ćwiczyć kung fu.
— Najciekawszy w nich jest chyba ich głos. Przyrównałbym je do czegoś między śmiejącą się małpą, a śpiewającym ptakiem — zaśmiał się krótko z tego dość niedorzecznie brzmiącego opisu. Każdy kto jednak miał okazję poznać Szopa, dość szybko przekonywał się o co dokładnie chodziło Selimowi. Na pytanie o żywienie zamyślił się na krótko.
— Właściwie podobnie jak zwykłe pandy uwielbiają bambusa. Niemniej oprócz tego polują na małe ssaki czy ptaki. Szop uwielbia jajka, mógłby się nimi zajadać całe dnie. Podobnie jak owocami. Oprócz tego od czasu do czasu podaję mu różne grzyby, liście, korzenie i kwiatki, co brzmi cholernie dziwnie, ale z jakiegoś powodu zawsze to wcina z taką ochotą, że aż mu się ryjek trzęsie. Ale bez wątpienia największą część diety stanowią pędy bambusa — pokiwał głową, powtarzając nieco pierwszą informację, zupełnie jakby sam potwierdzał swoje słowa po dokładniejszym przypomnieniu sobie czym żywi podopiecznego. Na wspomnienie o zoo przekrzywił głowę w bok wzdychając cicho.
— Mam mieszane uczucia co do podobnych instytucji. Z jednej strony zwierzęta w klatkach faktycznie pewnie nie żyją w pełni tak jakby chciały. Z drugiej strony muszą chronić w ten sposób wiele zagrożonych gatunków. Szop też na dobrą sprawę jest ze mną jedynie tymczasowo. Regularnie chodzę z nim do mojego przyjaciela, który zabiera go na zapoznanie z różnymi pandzimi panienkami w celu przedłużenia gatunku. Problem w tym, że cholera kompletnie się nie interesuje sprawami rozmnażania. Podejrzewam, że może być gejem — rzucił zagadkowym tonem w sposób, przez który ciężko było stwierdzić czy żartuje, czy też mówi całkowicie poważnie. Zwłaszcza, że moment w którym odwrócił wzrok świadczył o tym, że sam z siebie nie zamierzał ciągnąć tematu, tak długo jak nie zostanie zapytany o szczegóły.
Słyszał od czasu do czasu wibrujący telefon, nie reagował jednak na niego w żaden sposób, doskonale zdając sobie sprawę z faktu, że życie prywatne baristy nie było jego sprawą. Nawet jeśli raczej nie miałby nic przeciwko, gdyby ten postanowił odebrać telefon czy też odpowiedzieć na wiadomość.
Na wieść o zemście ze strony Rosjanina nie zamierzał powstrzymywać śmiechu. Przez chwilę miał ochotę zapytać czy zdążył. Z drugiej strony podejrzewał, że blondyn przynależał do tych, którzy po potencjalnym rozstaniu unikali swoich nieprzyjemnych wspomnień szerokim łukiem. Pytanie jak wiele prawdy było w jego podejrzeniach.
— Kobiety chcą by im usługiwać, jednocześnie krzycząc o równouprawnieniu. Dlatego to im właśnie daję. Równouprawnienie. Nie będę się przed nikogo wpieprzał, by łaskawie otworzyć mu drzwi, bo ma za ciężkie ręce. Rzecz jasna za wyjątkiem kobiet w ciąży i osób starszych. Przy tych faktycznie mogę się poświęcić — rzucił przewracając oczami, by pokazać że podobny mały gest zdecydowanie nie był wymagający, jak mogłoby się wydawać po jego wypowiedzi. Prawdą było jednak, że nic nie irytowało go tak mocno jak krzyczenie o odsuwanie krzesła i traktowania jak damy kogoś, kto jak dama się nie zachowywał, potrafiąc jedynie żądać.
Jemu nikt krzeseł nie odsuwał, do cholery.
Uniósł kącik ust w uśmiechu na słowa o komplemencie. Zerknął kątem oka na poruszającą się kelnerkę, która stała się dla niego sygnałem, że przerwa dobiegła końca. Wstał ze swojego miejsca i ubrał się na nowo w ściągnięte wcześniej ubrania, zarzucając kaptur na głowę. Znając jego szczęście, gdy tylko wyjdzie, śnieg zacznie dość ostro prószyć przyozdabiając go o białe drobinki w każdym możliwym miejscu.
— Powodzenia, Ivan — rzucił krótko do baristy, nie komentując reszty jego wypowiedzi. Nie zamierzał brać jej za obietnicę, tak długo jak faktycznie w jego telefonie nie pojawi się informacja o tym, że ma przychodzące połączenie. Postanowił jednak poświęcić mu część swojej pamięci, by w razie podobnej sytuacji móc bez problemu go rozpoznać.
Przyjął gorzkie ciastko z nieznacznym rozbawieniem, od razu odgryzając kawałek. Nigdy nie lubił słodkich rzeczy, lecz podczas tego krótkiego pobytu w kawiarni, barista zdążył dowieść, że można mu zaufać w kwestii braku nadmiaru cukru.
Opuścił budynek, kiwając jeszcze głową na pożegnanie kelnerce, cały czas chrupiąc ciastko. Całkiem smaczne.
zt.
— Najciekawszy w nich jest chyba ich głos. Przyrównałbym je do czegoś między śmiejącą się małpą, a śpiewającym ptakiem — zaśmiał się krótko z tego dość niedorzecznie brzmiącego opisu. Każdy kto jednak miał okazję poznać Szopa, dość szybko przekonywał się o co dokładnie chodziło Selimowi. Na pytanie o żywienie zamyślił się na krótko.
— Właściwie podobnie jak zwykłe pandy uwielbiają bambusa. Niemniej oprócz tego polują na małe ssaki czy ptaki. Szop uwielbia jajka, mógłby się nimi zajadać całe dnie. Podobnie jak owocami. Oprócz tego od czasu do czasu podaję mu różne grzyby, liście, korzenie i kwiatki, co brzmi cholernie dziwnie, ale z jakiegoś powodu zawsze to wcina z taką ochotą, że aż mu się ryjek trzęsie. Ale bez wątpienia największą część diety stanowią pędy bambusa — pokiwał głową, powtarzając nieco pierwszą informację, zupełnie jakby sam potwierdzał swoje słowa po dokładniejszym przypomnieniu sobie czym żywi podopiecznego. Na wspomnienie o zoo przekrzywił głowę w bok wzdychając cicho.
— Mam mieszane uczucia co do podobnych instytucji. Z jednej strony zwierzęta w klatkach faktycznie pewnie nie żyją w pełni tak jakby chciały. Z drugiej strony muszą chronić w ten sposób wiele zagrożonych gatunków. Szop też na dobrą sprawę jest ze mną jedynie tymczasowo. Regularnie chodzę z nim do mojego przyjaciela, który zabiera go na zapoznanie z różnymi pandzimi panienkami w celu przedłużenia gatunku. Problem w tym, że cholera kompletnie się nie interesuje sprawami rozmnażania. Podejrzewam, że może być gejem — rzucił zagadkowym tonem w sposób, przez który ciężko było stwierdzić czy żartuje, czy też mówi całkowicie poważnie. Zwłaszcza, że moment w którym odwrócił wzrok świadczył o tym, że sam z siebie nie zamierzał ciągnąć tematu, tak długo jak nie zostanie zapytany o szczegóły.
Słyszał od czasu do czasu wibrujący telefon, nie reagował jednak na niego w żaden sposób, doskonale zdając sobie sprawę z faktu, że życie prywatne baristy nie było jego sprawą. Nawet jeśli raczej nie miałby nic przeciwko, gdyby ten postanowił odebrać telefon czy też odpowiedzieć na wiadomość.
Na wieść o zemście ze strony Rosjanina nie zamierzał powstrzymywać śmiechu. Przez chwilę miał ochotę zapytać czy zdążył. Z drugiej strony podejrzewał, że blondyn przynależał do tych, którzy po potencjalnym rozstaniu unikali swoich nieprzyjemnych wspomnień szerokim łukiem. Pytanie jak wiele prawdy było w jego podejrzeniach.
— Kobiety chcą by im usługiwać, jednocześnie krzycząc o równouprawnieniu. Dlatego to im właśnie daję. Równouprawnienie. Nie będę się przed nikogo wpieprzał, by łaskawie otworzyć mu drzwi, bo ma za ciężkie ręce. Rzecz jasna za wyjątkiem kobiet w ciąży i osób starszych. Przy tych faktycznie mogę się poświęcić — rzucił przewracając oczami, by pokazać że podobny mały gest zdecydowanie nie był wymagający, jak mogłoby się wydawać po jego wypowiedzi. Prawdą było jednak, że nic nie irytowało go tak mocno jak krzyczenie o odsuwanie krzesła i traktowania jak damy kogoś, kto jak dama się nie zachowywał, potrafiąc jedynie żądać.
Jemu nikt krzeseł nie odsuwał, do cholery.
Uniósł kącik ust w uśmiechu na słowa o komplemencie. Zerknął kątem oka na poruszającą się kelnerkę, która stała się dla niego sygnałem, że przerwa dobiegła końca. Wstał ze swojego miejsca i ubrał się na nowo w ściągnięte wcześniej ubrania, zarzucając kaptur na głowę. Znając jego szczęście, gdy tylko wyjdzie, śnieg zacznie dość ostro prószyć przyozdabiając go o białe drobinki w każdym możliwym miejscu.
— Powodzenia, Ivan — rzucił krótko do baristy, nie komentując reszty jego wypowiedzi. Nie zamierzał brać jej za obietnicę, tak długo jak faktycznie w jego telefonie nie pojawi się informacja o tym, że ma przychodzące połączenie. Postanowił jednak poświęcić mu część swojej pamięci, by w razie podobnej sytuacji móc bez problemu go rozpoznać.
Przyjął gorzkie ciastko z nieznacznym rozbawieniem, od razu odgryzając kawałek. Nigdy nie lubił słodkich rzeczy, lecz podczas tego krótkiego pobytu w kawiarni, barista zdążył dowieść, że można mu zaufać w kwestii braku nadmiaru cukru.
Opuścił budynek, kiwając jeszcze głową na pożegnanie kelnerce, cały czas chrupiąc ciastko. Całkiem smaczne.
zt.
Godziny szczytu w centrum miały to do siebie, że męczyły. I to jak jasna cholera. Biorąc pod uwagę jeszcze fakt, że dzisiejszy trening był cięższy, niż ktokolwiek by się spodziewał, Zachariasz naprawdę odczuwał tępy ból głowy. Przeciskał się przez tłum ludzi na chodniku, trzymając kurczowo torbę, którą miał przewieszona przez ramę, a i tak za każdym razem ktoś go potrącił lub pociągnął za nią, co zbijało go z obranego kierunku. Zmęczenie dopadło go szybciej, niż się spodziewał i zwolnił kroku, rozglądając się po ulicy. Mógł się spieszyć do mieszkania i tam coś zjeść oraz wypić, ale szczerze powiedziawszy... nie miał ochoty przepychać się przez tłum. Wybrał prostszą opcję - krótki pit stop. Jasne oczy wychwyciły szyld kafejki, która wyglądała obiecująco. Ruszył w jej stronę, ostatni raz ocierając się o jakąś kobietę, która w ogóle zdawała się go nie zauważać i schował się w ciepłym oraz przytulnym wnętrzu kawiarenki. Westchnął z ulgą, przecierając palcami zmęczone oczy. Słodki zapach ciast oraz charakterystyczny zapach świeżo mielonej kawy wpadł do jego nozdrzy, a żołądek przypomniał o swoim istnieniu oraz o fakcie, że nadal nie jadł nic oprócz śniadania. Przeklinając w myślach swoją głupotę podszedł do jedynego, wolnego stolika przy oknie i zawiesił torbę przez oparcie krzesła. Zsunął płaszcz z ramion, przewieszając go również i chwycił leżące na stole menu.
Gwar w koło był o wiele przyjemniejszy niż szum na ulicy. Spokój i ciepło pozwoliły Zachariaszowi trochę się rozluźnić. Dzisiejszy poranek dał mu w kość, kiedy okazało się, że Natalia nie będzie mogła trenować przez tydzień z powodu choroby i zmienili cały rozkład treningów. Oprócz 'Dziadka do orzechów' musiał nadgonić rolę Basilio w Don Quixote. O ile nie byłoby to problemem samym w sobie, nie z takimi rzeczami sobie radził w życiu, tak jego dzisiejsza partnerka, która była zastępstwem, doprowadzała go szału. Nadmiar cierpliwości jaki miał w sobie wyparował bardzo szybko i niestety wspólny trening okazał się walką byków. Dziewczyna okazała się być świeżo upieczoną solistką, która dopiero wdrażała się w rytm pracy, jaki narzucił jej dyrektor i niestety, nie dawała sobie rady. Kilkanaście razy musieli robić przerwy, bo sceniczna Kitri marudziła na buty, na obolałe mięśnie nóg, na złe ustawienie Zachariasza, na xyz... W którymś momencie nawet jej nie słuchał, bo i tak wiedział, że nie wyjdzie z tego merytoryczna dyskusja. Ich trener też widział, że dziewczyna zaczyna za bardzo gwiazdorzyć, więc skończył wspólne 'przesłuchanie' wcześniej i trenował potem Słowika sam. Wtedy już poszło z górki, acz niechęć i ból głowy nie przeszły.
Z zamyślenia wyrwał go głos kelnerki, która podeszła zebrać zamówienie. Jeszcze raz przeleciał jasnymi oczami menu, by wybrać espresso, miętową herbatę oraz quiche na lunch. Kiedy dziewczyna odeszła zrealizować zamówienie, przeciągnął się na krześle, rozglądając z ciekawości po wnętrzu i uświadomił sobie, że wszystkie miejsca są zajęte, a niektórzy goście, którzy wchodzili, pili kawę albo jedli ciastka na stojąco. Zerknął na wolne dwa krzesła przy swoim stoliku. W Moskwie już dawno ktoś by się dosiadł.
Gwar w koło był o wiele przyjemniejszy niż szum na ulicy. Spokój i ciepło pozwoliły Zachariaszowi trochę się rozluźnić. Dzisiejszy poranek dał mu w kość, kiedy okazało się, że Natalia nie będzie mogła trenować przez tydzień z powodu choroby i zmienili cały rozkład treningów. Oprócz 'Dziadka do orzechów' musiał nadgonić rolę Basilio w Don Quixote. O ile nie byłoby to problemem samym w sobie, nie z takimi rzeczami sobie radził w życiu, tak jego dzisiejsza partnerka, która była zastępstwem, doprowadzała go szału. Nadmiar cierpliwości jaki miał w sobie wyparował bardzo szybko i niestety wspólny trening okazał się walką byków. Dziewczyna okazała się być świeżo upieczoną solistką, która dopiero wdrażała się w rytm pracy, jaki narzucił jej dyrektor i niestety, nie dawała sobie rady. Kilkanaście razy musieli robić przerwy, bo sceniczna Kitri marudziła na buty, na obolałe mięśnie nóg, na złe ustawienie Zachariasza, na xyz... W którymś momencie nawet jej nie słuchał, bo i tak wiedział, że nie wyjdzie z tego merytoryczna dyskusja. Ich trener też widział, że dziewczyna zaczyna za bardzo gwiazdorzyć, więc skończył wspólne 'przesłuchanie' wcześniej i trenował potem Słowika sam. Wtedy już poszło z górki, acz niechęć i ból głowy nie przeszły.
Z zamyślenia wyrwał go głos kelnerki, która podeszła zebrać zamówienie. Jeszcze raz przeleciał jasnymi oczami menu, by wybrać espresso, miętową herbatę oraz quiche na lunch. Kiedy dziewczyna odeszła zrealizować zamówienie, przeciągnął się na krześle, rozglądając z ciekawości po wnętrzu i uświadomił sobie, że wszystkie miejsca są zajęte, a niektórzy goście, którzy wchodzili, pili kawę albo jedli ciastka na stojąco. Zerknął na wolne dwa krzesła przy swoim stoliku. W Moskwie już dawno ktoś by się dosiadł.
Studia dzienne miały zarówno swoje zalety, jak i wady. Do tych drugich zdecydowanie należały nieraz i kilkugodzinne przerwy między zajęciami, a gdy jeszcze zostanie odwołany wykład... Cóż, wtedy człowiek najboleśniej odczuwa brak znajomych, którzy mieszkają blisko uczelni, u których można przeczekać te kilka godzin popijając kawę i plotkując. Albo po prostu posiedzieć w innym ciepłym miejscu niż biblioteka.
Dotarcie do centrum i tak zajęło jej sporo czasu, dlatego uznała, że nie ma sensu wracać do swojego mieszkania, tylko po to, by spędzić w nim dwadzieścia minut i już musieć się zbierać na kolejne zajęcia. O wiele lepsze byłoby spędzenie czasu w jakiejś przyjemnej kawiarni, ostatnio w ogóle nie miała czasu by po prostu posiedzieć gdzieś bez celu. Na tygodniu uczelnia, weekendy zaś wypełniała tylko praca; Ingrid starała się napiąć swój grafik do granic możliwości, by pochłonięta innymi zajęciami nie myślała o swoim smutku. Nawet jeśli terapeutka mówiła jej, że w ten sposób może tylko się przemęczyć, a to z kolei może doprowadzić do pogłębienia się depresji, z której zdawała się powoli wychodzić.
Cholerne godziny szczytu. Sądziła, że w 5 o'clock nie będzie aż takich tłumów, a jednak... Zrezygnowana chciała odwrócić się na pięcie i wyjść, dopóki nie zobaczyła dwóch wolnych krzeseł przy stoliku obleganego przez jakiegoś chłopaka. Na moment zamknęła oczy, wzięła kilka głębszych oddechów, po czym z uśmiechem podeszła do stolika. Alice, jej terapeutka, z pewnością byłaby dumna, gdyby zobaczyła jakie postępy robi w kontaktach międzyludzkich.
— Przepraszam — stanęła tuż obok ciemnowłosego chłopaka, który z tej odległości już wcale nie wydawał się chłopakiem, a mężczyzną kilka lat starszym od rudowłosej — Czy można się dosiąść?
Choć wyglądała całkiem spokojnie, w duchu biła sobie brawo, nieczęsto bowiem zdarzało jej się zgadać nieznajomą osobę gdy nie było to związane z codziennymi czynnościami, jak zakupy, czy uczelniane sprawy. Nie zamierzała jednak zabawiać w kawiarni na długo, wypije herbatę, zje ciastko i stąd zniknie. Dłuższe przebywanie w miejscach pełnych ludzi kompletnie pozbawiało ją energii.
Dotarcie do centrum i tak zajęło jej sporo czasu, dlatego uznała, że nie ma sensu wracać do swojego mieszkania, tylko po to, by spędzić w nim dwadzieścia minut i już musieć się zbierać na kolejne zajęcia. O wiele lepsze byłoby spędzenie czasu w jakiejś przyjemnej kawiarni, ostatnio w ogóle nie miała czasu by po prostu posiedzieć gdzieś bez celu. Na tygodniu uczelnia, weekendy zaś wypełniała tylko praca; Ingrid starała się napiąć swój grafik do granic możliwości, by pochłonięta innymi zajęciami nie myślała o swoim smutku. Nawet jeśli terapeutka mówiła jej, że w ten sposób może tylko się przemęczyć, a to z kolei może doprowadzić do pogłębienia się depresji, z której zdawała się powoli wychodzić.
Cholerne godziny szczytu. Sądziła, że w 5 o'clock nie będzie aż takich tłumów, a jednak... Zrezygnowana chciała odwrócić się na pięcie i wyjść, dopóki nie zobaczyła dwóch wolnych krzeseł przy stoliku obleganego przez jakiegoś chłopaka. Na moment zamknęła oczy, wzięła kilka głębszych oddechów, po czym z uśmiechem podeszła do stolika. Alice, jej terapeutka, z pewnością byłaby dumna, gdyby zobaczyła jakie postępy robi w kontaktach międzyludzkich.
— Przepraszam — stanęła tuż obok ciemnowłosego chłopaka, który z tej odległości już wcale nie wydawał się chłopakiem, a mężczyzną kilka lat starszym od rudowłosej — Czy można się dosiąść?
Choć wyglądała całkiem spokojnie, w duchu biła sobie brawo, nieczęsto bowiem zdarzało jej się zgadać nieznajomą osobę gdy nie było to związane z codziennymi czynnościami, jak zakupy, czy uczelniane sprawy. Nie zamierzała jednak zabawiać w kawiarni na długo, wypije herbatę, zje ciastko i stąd zniknie. Dłuższe przebywanie w miejscach pełnych ludzi kompletnie pozbawiało ją energii.
Siedział w ciszy, oczekując na swoje zamówienie i obserwował ludzi, którzy wchodzili i wychodzili z kawiarni. Od niechcenia śledził spojrzeniem jakąś dziewczynę, która kupiła ciastko na wynos, po czym zamknęła za sobą drzwi wejściowe. W sumie dzwonek ciągle dawał o sobie znać, gdy tłum przepływał przez kawiarenkę. Koniec końców zauważył kelnerkę, która szła w jego stronę z zamówieniem na tacy, ale nim zdążyła się przepchać w jego stronę usłyszał cichy, kobiecy głos. Zaskoczony drgnął, unosząc głowę, którą miał podpartą na dłoni i przeniósł jasne spojrzenie na młodą kobietę, która stała w oczekiwaniu na jego decyzję:
- Dzień dobry. - odparł po sekundzie, jak gdyby dając sobie wewnętrznego kopa, żeby wziąć się w garść i odpowiedzieć. - Tak, proszę, niech Pani siada. - dodał szybko, zupełnie nie mając problemu, iż będzie miał gościa przy stoliku. Kwestia przyzwyczajenia - w Moskwie bardzo często spotykał obcych, którzy dosiadali się do niego i zagajali rozmowę. Czasami też siedzieli w milczeniu. Ot, zupełnie normalna rzecz.
Nim dziewczyna zdążyłaby usiąść, kelnerka podeszła do Zachariasza i z uśmiechem podała mu napoje i ciepłą jeszcze tartę, po czym zerknęła na Ingrid.
- To ja zostawię Pani menu. Za chwilkę podejdę. - powiedziała serdecznie, kładąc na przeciwko rudowłosej dużą kartkę z jadłospisem i odeszła, lawirując pomiędzy krzesłami, zostawiając Zachariasza i Ingrid samych sobie. Dziwna i niezręczna cisza zapadła pomiędzy dwójką, a Rosjanin był upośledzony ostatnimi czasy w stosunkach międzyludzkich. W końcu chrząknął, dość nieudolnie próbując ukryć fakt, że nie wiedział, jak zagaić dziewczynę i czy w ogóle wypada. Wreszcie, wewnętrznie załączając tryb zen, zerknął na Ingrid i siląc się na spokój rzucił:
- Polecam herbatę ze świeżej mięty. Jest naprawdę świetna. - Brawo, Sołowiow. Absolutnie światowa klasa towarzystwa.
- Dzień dobry. - odparł po sekundzie, jak gdyby dając sobie wewnętrznego kopa, żeby wziąć się w garść i odpowiedzieć. - Tak, proszę, niech Pani siada. - dodał szybko, zupełnie nie mając problemu, iż będzie miał gościa przy stoliku. Kwestia przyzwyczajenia - w Moskwie bardzo często spotykał obcych, którzy dosiadali się do niego i zagajali rozmowę. Czasami też siedzieli w milczeniu. Ot, zupełnie normalna rzecz.
Nim dziewczyna zdążyłaby usiąść, kelnerka podeszła do Zachariasza i z uśmiechem podała mu napoje i ciepłą jeszcze tartę, po czym zerknęła na Ingrid.
- To ja zostawię Pani menu. Za chwilkę podejdę. - powiedziała serdecznie, kładąc na przeciwko rudowłosej dużą kartkę z jadłospisem i odeszła, lawirując pomiędzy krzesłami, zostawiając Zachariasza i Ingrid samych sobie. Dziwna i niezręczna cisza zapadła pomiędzy dwójką, a Rosjanin był upośledzony ostatnimi czasy w stosunkach międzyludzkich. W końcu chrząknął, dość nieudolnie próbując ukryć fakt, że nie wiedział, jak zagaić dziewczynę i czy w ogóle wypada. Wreszcie, wewnętrznie załączając tryb zen, zerknął na Ingrid i siląc się na spokój rzucił:
- Polecam herbatę ze świeżej mięty. Jest naprawdę świetna. - Brawo, Sołowiow. Absolutnie światowa klasa towarzystwa.
Słysząc odpowiedź mężczyzny zadrżała, zupełnie jakby właśnie powiedział jej coś strasznego i obrzydliwego, podczas gdy on tylko zgodził się, by Ingrid dosiadła się do niego. Ludzie wciąż ją przerażali; chociaż nigdy nie była ofiarą znęcania się, bała się nawiązywać nowe kontakty, chociaż tak przelotne jak kilkanaście do kilkudziesięciu minut przy herbacie z obcym facetem, którego najprawdopodobniej drugi raz nie zobaczy w tym wielkim mieście. Dlaczego obcowanie z innymi osobami musi być takie trudne?
— Dziękuję — nie wiadomo, czy odpowiadała Rosjaninowi, czy kelnerce, a może obojgu naraz. Zdjęła jasnobrązowy płaszcz, który zawiesiła na oparciu krzesła, poprawiła spódnicę (bezustannie bała się, że materiał się podwinie ukazując to, czego nie powinien) i zajęła miejsce naprzeciw mężczyzny przyglądając się menu. Tyle pyszności, a Norweżka taka niezdecydowana! Najchętniej spróbowałaby wszystkiego po kolei, ale obawiała się, że nie starczy jej ani czasu, ani miejsca w żołądku. Może jeśli jej posmakuje, to kto wie, zacznie przychodzić tu częściej? Tylko nie w porach, w których przebywa tu aż tyle dwunożnych hałaśliwych istot!
Słysząc głos swojego towarzysza uniosła głowę znad menu nieco zbita z tropu. Początkowo zastanawiała się, czy zwracał się w ogóle do niej, ale spojrzenie jasnych oczu skierowane na nią ostatecznie rozwiało jej wątpliwości. W momencie, w którym ich oczy się spotkały, dziewczyna speszona odwróciła wzrok, uparcie wbijając go w kartkę przed sobą. Miała wrażenie, że zaczynają ją drżeć dłonie; znów pojawił się ten irracjonalny strach, że wystarczy chwila, by mężczyzna ją przejrzał i znał na wylot całą jej przeszłość.
Nie zachowuj się jak dzikus, Ingrid, skarciła się w myślach ponownie unosząc głowę, choć utrzymanie kontaktu wzrokowego z kimkolwiek dłużej niż trzy sekundy było naprawdę uciążliwe, to dała radę. W głowie już słyszała głos chwalącej ją Alice.
— Skoro pan tak mówi, to muszę spróbować — uśmiechnęła się i zaczepiła kelnerkę, która właśnie skończyła przyjmować zamówienie od osób okupujących sąsiedni stolik i złożyła swoje własne. Herbata miętowa i torcik czekolady wydawały się jej dobrym połączeniem, skoro przepadała za czekoladą o smaku mięty.
Tylko.. co teraz? Nie wiedziała w jaki sposób powinna zagadać człowieka naprzeciwko niej; rozmawianie o pogodzie wydawało się takie nudne i oklepane, komplementowanie nie wchodziło w grę, bo była zbyt nieśmiała i nie chciała, by odebrał to za podryw, a inne tematy jakoś nagle wyparowały jej z głowy. Tu trzeba wspomnieć, że Ingrid nie lubiła jałowych dyskusji, wolała rozprawiać o czymś konkretniejszym niż to, jakie kto herbaty lubi.
— Smacznego — powiedziała tylko cichutko, sięgając do swojej torebki, z której wyciągnęła grubą książkę z okładką przedstawiającą czarnego kocura i napis w cyrylicy — "Мастер и Маргарита". Zupełnie nie spodziewając się, że jej rozmówca był Rosjaninem (w końcu po akcencie niczego się nie domyśliła, mówił za mało, by mogła go w ogóle wyłapać) skupiła się na tajemniczym gościu, który późnym majowym popołudniem zawitał Patriasze Prudy i tragedii na torach tramwajowych.
— Dziękuję — nie wiadomo, czy odpowiadała Rosjaninowi, czy kelnerce, a może obojgu naraz. Zdjęła jasnobrązowy płaszcz, który zawiesiła na oparciu krzesła, poprawiła spódnicę (bezustannie bała się, że materiał się podwinie ukazując to, czego nie powinien) i zajęła miejsce naprzeciw mężczyzny przyglądając się menu. Tyle pyszności, a Norweżka taka niezdecydowana! Najchętniej spróbowałaby wszystkiego po kolei, ale obawiała się, że nie starczy jej ani czasu, ani miejsca w żołądku. Może jeśli jej posmakuje, to kto wie, zacznie przychodzić tu częściej? Tylko nie w porach, w których przebywa tu aż tyle dwunożnych hałaśliwych istot!
Słysząc głos swojego towarzysza uniosła głowę znad menu nieco zbita z tropu. Początkowo zastanawiała się, czy zwracał się w ogóle do niej, ale spojrzenie jasnych oczu skierowane na nią ostatecznie rozwiało jej wątpliwości. W momencie, w którym ich oczy się spotkały, dziewczyna speszona odwróciła wzrok, uparcie wbijając go w kartkę przed sobą. Miała wrażenie, że zaczynają ją drżeć dłonie; znów pojawił się ten irracjonalny strach, że wystarczy chwila, by mężczyzna ją przejrzał i znał na wylot całą jej przeszłość.
Nie zachowuj się jak dzikus, Ingrid, skarciła się w myślach ponownie unosząc głowę, choć utrzymanie kontaktu wzrokowego z kimkolwiek dłużej niż trzy sekundy było naprawdę uciążliwe, to dała radę. W głowie już słyszała głos chwalącej ją Alice.
— Skoro pan tak mówi, to muszę spróbować — uśmiechnęła się i zaczepiła kelnerkę, która właśnie skończyła przyjmować zamówienie od osób okupujących sąsiedni stolik i złożyła swoje własne. Herbata miętowa i torcik czekolady wydawały się jej dobrym połączeniem, skoro przepadała za czekoladą o smaku mięty.
Tylko.. co teraz? Nie wiedziała w jaki sposób powinna zagadać człowieka naprzeciwko niej; rozmawianie o pogodzie wydawało się takie nudne i oklepane, komplementowanie nie wchodziło w grę, bo była zbyt nieśmiała i nie chciała, by odebrał to za podryw, a inne tematy jakoś nagle wyparowały jej z głowy. Tu trzeba wspomnieć, że Ingrid nie lubiła jałowych dyskusji, wolała rozprawiać o czymś konkretniejszym niż to, jakie kto herbaty lubi.
— Smacznego — powiedziała tylko cichutko, sięgając do swojej torebki, z której wyciągnęła grubą książkę z okładką przedstawiającą czarnego kocura i napis w cyrylicy — "Мастер и Маргарита". Zupełnie nie spodziewając się, że jej rozmówca był Rosjaninem (w końcu po akcencie niczego się nie domyśliła, mówił za mało, by mogła go w ogóle wyłapać) skupiła się na tajemniczym gościu, który późnym majowym popołudniem zawitał Patriasze Prudy i tragedii na torach tramwajowych.
Ingrid nie była sama w lęku socjalnym. Zachariasz siedział w nim po uszy i chociaż jakiś czas temu kopnął go w tyłek oraz wygonił ze swojego życia, to gdzieś za górami, za morzami siedział ten chochlik, który niósł paranoidalny strach przed drugim człowiekiem. Rosjanin zamknął dla niego granice, acz nie zbadane były ścieżki choroby, która mogła go dopaść znienacka, bez żadnego uprzedzenia. Psychika była tak zamotanym i ciężkim tematem, że mężczyzna po prostu starał się o tym nie myśleć bez potrzeby. Żył swoim życiem, tak jak dawniej, skupiając się na sobie, na tańcu i na swoich celach, które krok po kroku wprowadzał w życie. Ta machina napędzała go energią i chęcią dalszego tworzenia - a to pozwalało wziąć mu kolejny oddech. Uśmiechnął się przelotnie, gdy rudowłosa dziewczyna zareagowała pozytywnie na jego sugestię. Nie chodziło tutaj o męskie ego, och nie. Chciał być miły, a los pozwolił mu na to, iż nie odbiło się to czkawką w jego stronę. Pozwolił nieznajomej zająć się swoim zamówieniem, samemu zabierając się za dosłodzenie herbaty miodem oraz dodaniem do niej cytryny. Zamieszał długą łyżeczką napar, a listki zatańczyły w wirze roznosząc przy okazji rześki zapach w koło. Nim jednak wziął łyk ciepłej herbaty dosunął do siebie talerzyk z lunchem, wbijając weń widelec i zjadł pierwszy kawałek... I wtedy Ingrid życzyła mu smacznego. Skinął głową w niemym podziękowaniu, nie mając zamiaru robić z siebie świnki, która poplułaby rozmówcę swoim jedzeniem. Gdy wreszcie przełknął gorący kawałek quiche, odchrząknął przykładając do ust serwetkę:
- Dziękuje jeszcze raz. - odpowiedział, już spokojnie, a błękitne oczy napotkały zielone dziewczyny. Teraz mógł już na spokojnie zabrać się za jedzenie, ciesząc się w duchu, iż się nie udusił, gdy młoda kobieta wzięła go z zaskoczenia. Przy stoliku zapadła cisza, gdy kelnerka spisała zamówienie i odeszła, a Zachariasz nie miał w zwyczaju wychodzić przed szereg. Wychodził z założenia (i z nauk savoir-vivre), że jeżeli kobieta nie inicjuje rozmowy to zazwyczaj nie ma do niej ochoty. Oczywiście, mógł rzucić jakimś błahym tematem, ale naprawdę nie miał zamiaru uprzykrzać życia Ingrid. Sięgnął dłonią po szklankę z herbatą, zerkając na rudowłosą i ze zdziwieniem zauważył, iż książka, którą wyciągnęła była po rosyjsku. Nie dając po sobie nic poznać upił łyk gorącego napoju, po czym odkładając ją na spodek pozwolił sobie rzucić:
- Świetna książka. Jedna z moich ulubionych, tak szczerze. - Sołowiow nie chciał burzyć jej spokoju, o ile ten był możliwy w tak hałaśliwym miejscu, jednakże cyrylica na okładce zaintrygowała go na tyle, iż pozwolił sobie na ten jeden krótki komentarz. Nim jednak mógł powiedzieć cokolwiek więcej kelnerka wróciła, kładąc przed dziewczyną jej zamówienie.
- Dziękuje jeszcze raz. - odpowiedział, już spokojnie, a błękitne oczy napotkały zielone dziewczyny. Teraz mógł już na spokojnie zabrać się za jedzenie, ciesząc się w duchu, iż się nie udusił, gdy młoda kobieta wzięła go z zaskoczenia. Przy stoliku zapadła cisza, gdy kelnerka spisała zamówienie i odeszła, a Zachariasz nie miał w zwyczaju wychodzić przed szereg. Wychodził z założenia (i z nauk savoir-vivre), że jeżeli kobieta nie inicjuje rozmowy to zazwyczaj nie ma do niej ochoty. Oczywiście, mógł rzucić jakimś błahym tematem, ale naprawdę nie miał zamiaru uprzykrzać życia Ingrid. Sięgnął dłonią po szklankę z herbatą, zerkając na rudowłosą i ze zdziwieniem zauważył, iż książka, którą wyciągnęła była po rosyjsku. Nie dając po sobie nic poznać upił łyk gorącego napoju, po czym odkładając ją na spodek pozwolił sobie rzucić:
- Świetna książka. Jedna z moich ulubionych, tak szczerze. - Sołowiow nie chciał burzyć jej spokoju, o ile ten był możliwy w tak hałaśliwym miejscu, jednakże cyrylica na okładce zaintrygowała go na tyle, iż pozwolił sobie na ten jeden krótki komentarz. Nim jednak mógł powiedzieć cokolwiek więcej kelnerka wróciła, kładąc przed dziewczyną jej zamówienie.
Może i lęk Ingrid przed ludźmi nie był w aż tak zaawansowanym stadium jak siedzącego przed nią Zachariasza, ale to wcale nie oznaczało, że było jej łatwiej. Nie bała się oceniania, ani wyśmiewania — spotykała się z tym przez całe swoje życie, zdążyła się zahartować. Zwłaszcza, że teraz obracała się w gronie (zdawać by się mogło) dorosłych osób, którzy, jeśli już muszą, swoją niechęć okazują o wiele subtelniej niż dzieciaki z podstawówki. Właśnie dlatego dorosłym wolno pić.
Trost jednak bała się życzliwości.
Zabawnie to brzmi, prawda? Izolować się od społeczeństwa tylko dlatego, że to okazuje się być miłe. Zazwyczaj ludzie stronią od innych w wyniku krzywd jakich doznali. Dziwna była ta dziewczyna; samotna na własne życzenie. Ale Bergstöm tak właśnie było najlepiej, do nikogo się nie przywiązywała i nie cierpiała, gdy odchodził.
— Chto? — oderwana od fascynującej opowieści profesora Wolanda nawet nie zwróciła uwagi, kiedy przerzuciła się na rosyjski. Szybko się "poprawiła" i odezwała już po angielsku — Nie sądziłam, że w samym centrum Riverdale spotkam kogoś, kto czyta Bułhakowa.
Wtedy też kelnerka postawiła przed nią zamówienie, co Ingrid przyjęła cichym "dziękuję", by zaraz wrócić do swojego rozmówcy. Nie przepadała za jałowymi dyskusjami o ilości bożonarodzeniowych światełek w stolicy Kanady, czy o najnowszych wydarzeniach w mieście (chyba, że to jakieś przestępstwo, które interesowało ją ze względu na kierunek studiów), ale gdy ktoś zarzuci temat, w którym dobrze się czuje, mógł zostać zalany potokiem jej słów. Tak więc gdy z ust nieznajomego padło hasło "książki" Ingrid automatycznie zamieniła się w super rozgadaną dziewczynę. Oby nie ku rozpaczy Rosjanina.
— Jakie książki znajdują się jeszcze na pańskiej liście ulubionych lektur? — zapytała z ciepłym uśmiechem dosładzając miętową herbatę. Oh, jakże pięknie pachniała! Dobrze zrobiła słuchając tego mężczyzny. — O ile to oczywiście nie jest tajemnicą. — dodała nieco przyciszonym tonem. Oby tylko go nie wystraszyła.
Trost jednak bała się życzliwości.
Zabawnie to brzmi, prawda? Izolować się od społeczeństwa tylko dlatego, że to okazuje się być miłe. Zazwyczaj ludzie stronią od innych w wyniku krzywd jakich doznali. Dziwna była ta dziewczyna; samotna na własne życzenie. Ale Bergstöm tak właśnie było najlepiej, do nikogo się nie przywiązywała i nie cierpiała, gdy odchodził.
— Chto? — oderwana od fascynującej opowieści profesora Wolanda nawet nie zwróciła uwagi, kiedy przerzuciła się na rosyjski. Szybko się "poprawiła" i odezwała już po angielsku — Nie sądziłam, że w samym centrum Riverdale spotkam kogoś, kto czyta Bułhakowa.
Wtedy też kelnerka postawiła przed nią zamówienie, co Ingrid przyjęła cichym "dziękuję", by zaraz wrócić do swojego rozmówcy. Nie przepadała za jałowymi dyskusjami o ilości bożonarodzeniowych światełek w stolicy Kanady, czy o najnowszych wydarzeniach w mieście (chyba, że to jakieś przestępstwo, które interesowało ją ze względu na kierunek studiów), ale gdy ktoś zarzuci temat, w którym dobrze się czuje, mógł zostać zalany potokiem jej słów. Tak więc gdy z ust nieznajomego padło hasło "książki" Ingrid automatycznie zamieniła się w super rozgadaną dziewczynę. Oby nie ku rozpaczy Rosjanina.
— Jakie książki znajdują się jeszcze na pańskiej liście ulubionych lektur? — zapytała z ciepłym uśmiechem dosładzając miętową herbatę. Oh, jakże pięknie pachniała! Dobrze zrobiła słuchając tego mężczyzny. — O ile to oczywiście nie jest tajemnicą. — dodała nieco przyciszonym tonem. Oby tylko go nie wystraszyła.
Nie było nic złego w tym, iż lubiło się samotność. Przecież nawet jego kot, którego kochał ponad życie i na odwrót potrzebował odpoczynku od swojego właściciela. Izolacja pozwalała na odpoczynek, na nabranie oddechu w świecie wypełnionym ludźmi. Słowik cenił sobie niezależność i ciszę - mógł wtedy myśleć, nie rozpraszając się każdym dźwiękiem. Dlatego też nie lubił się narzucać, bo nigdy nie wiedział, czy jego rozmówca również nie ma podobnych poglądów na rzeczywistość. Nie bał się ludzi - po prostu miał ich dość. I to często. Jego życie jednak nie pozwalało mu na ten komfort, iż mógł mieć ludzkość w przysłowiowej dupie. Wybrał sobie ścieżkę, która upstrzona była obcymi, którzy oceniali każdy jego krok, na scenie czy też poza nią. Paparazzi, którzy próbowali go szukać na tyłach teatru, kobiety, które chciały go uwieść, fani, którzy chcieli go zacałować. Miał swój limit. Wiedział, kiedy się schować, żeby znowu nie było skandalu. Nigdy nie wiedział, co czeka go ze strony drugiej osoby.
A Ingrid przemiło go zaskoczyła.
Kiedy odpowiedziała mu pytanie, zmarszczył nieco brwi, jak gdyby nie spodziewając się takiego pytania. Lubił literaturę, nie ma co się z tym kryć, bardzo często posiłkował się nią w swoich projektach. Nie potrafił jednak z głowy rzucić ulubionej lektury - tak wiele sobie cenił. Zamyślił się na chwilę, jak gdyby w myślach skreślając tytuły. Bezwiednie zakręcił łyżeczką w herbacie:
- Hm... Na pewno mocno cenię sobie książki Nabokova. Szczególnie "Zaproszenie na egzekucję", świetnie opisał walkę człowieka prawdziwego ze sztucznym światem. - zaczął powoli, chociaż miał już kolejne tytuły, które zaczęły pojawiać się coraz szybciej w jego myślach - Ale jestem też fanem fantastyki, i tej post-apokaliptycznej i tej prawdziwej, szczególnie umieszczonej w świecie Słowian. - Mówiąc to, uśmiechnął się delikatnie w kierunku Ingrid - Z rosyjskich pisarzy fantastycznych chyba najbardziej polubiłem Głuchowskiego. Naprawdę genialnie opisał świat po wojnie atomowej, jeszcze umiejscowiony w Moskwie. I Sapkowski. Polski autor, ale jego saga Wiedźmińska jest już chyba znana na całym świecie. - Miał taką nadzieję, bo nie chciał wyjść na jakiegoś snoba, który siedzi tylko w europejskiej kulturze literackiej. Nie trudno było ukryć, że mocno inspirował się słowiańskimi legendami, a Polscy i Rosyjscy artyści bardzo często się nimi posiłkowali - w końcu to ich rodzima spuścizna.
A Ingrid przemiło go zaskoczyła.
Kiedy odpowiedziała mu pytanie, zmarszczył nieco brwi, jak gdyby nie spodziewając się takiego pytania. Lubił literaturę, nie ma co się z tym kryć, bardzo często posiłkował się nią w swoich projektach. Nie potrafił jednak z głowy rzucić ulubionej lektury - tak wiele sobie cenił. Zamyślił się na chwilę, jak gdyby w myślach skreślając tytuły. Bezwiednie zakręcił łyżeczką w herbacie:
- Hm... Na pewno mocno cenię sobie książki Nabokova. Szczególnie "Zaproszenie na egzekucję", świetnie opisał walkę człowieka prawdziwego ze sztucznym światem. - zaczął powoli, chociaż miał już kolejne tytuły, które zaczęły pojawiać się coraz szybciej w jego myślach - Ale jestem też fanem fantastyki, i tej post-apokaliptycznej i tej prawdziwej, szczególnie umieszczonej w świecie Słowian. - Mówiąc to, uśmiechnął się delikatnie w kierunku Ingrid - Z rosyjskich pisarzy fantastycznych chyba najbardziej polubiłem Głuchowskiego. Naprawdę genialnie opisał świat po wojnie atomowej, jeszcze umiejscowiony w Moskwie. I Sapkowski. Polski autor, ale jego saga Wiedźmińska jest już chyba znana na całym świecie. - Miał taką nadzieję, bo nie chciał wyjść na jakiegoś snoba, który siedzi tylko w europejskiej kulturze literackiej. Nie trudno było ukryć, że mocno inspirował się słowiańskimi legendami, a Polscy i Rosyjscy artyści bardzo często się nimi posiłkowali - w końcu to ich rodzima spuścizna.
Nie zdawała sobie sprawy z tego, że przyszło jej siedzieć naprzeciwko tak rozchwytywanej osobistości. Właściwie, to gdyby ktoś powiedział Ingid z kim właśnie miała do czynienia, jej stosunek do Zachiariasza nie uległby zmianie; nadal byłby mężczyzną poznanym przypadkiem na mieście, który podzielał z nią gust literacki. Pokusiłaby się co najwyżej o pytanie, czy nie czuje się zmęczony ciągłymi kontaktami z ludźmi. I tyle, żadnego piszczenia, fangirlowania i proszenia o zdjęcia na instagrama by „koleżanki z wydziału padły z zazdrości”.
Rozumiała, że każdemu należy się chwila spokoju. Nawet w zatłoczonej kawiarni w samym centrum miasta. Czy gdyby potrafili nawzajem czytać sobie w myślach, byliby w stanie stwierdzić, że są do siebie podobni?
— Nabokov? — uniosła do góry brew, a delikatny uśmiech wciąż nie schodził jej z twarzy — Czeka na mojej półce w kolejce do przeczytania.
Lewa dłoń sięgnęła po talerzyk z ciastem w celu przysunięcia go do siebie, ale drżące palce nie były w stanie objąć jego brzegu. Zawstydzona własną ułomnością schowała rękę pod stół, przysięgając sobie, że od dziś nie będzie nawet próbowała się nią posługiwać przy obcych. Jeszcze tego brakowało, by jej niezgrabność doprowadziła kogoś do strat. Chociażby poparzenia miętową herbatą, przyjemnie parującą naprzeciw niej.
— Zgodzę się. Trylogia Głuchowskiego była naprawdę świetnie napisana — skinęła głową sama dziwiąc się ile można mieć wspólnego z obcym człowiekiem, którego imienia nawet się nie zna — Sapkowski — powtórzyła nazwisko pisarza z wyraźnym norweskim akcentem — Ma niewątpliwie talent. „Wiedźmina” pochłaniałam tom za tomem. Skoro jesteśmy przy fantastyce, to absolutnie uwielbiam powieści pisarki z „mojego podwórka”, Margit Sandemo. Nawet jeśli dla wielu są to tylko „durne romansidła dla kobiet”.
Westchnęła cicho ostrożnie mieszając herbatę, co można było odebrać jako dezaprobatę dla tych, którzy mieszają z błotem norweską autorkę. W rzeczywistości nazwisko kobiety przypomniało Ingrid rodzinną Norwegię, wpędzając ją w duszące uczucie melancholii. Nie da się tak łatwo wyzbyć tęsknoty za zorzą polarną i fiordami.
Rozumiała, że każdemu należy się chwila spokoju. Nawet w zatłoczonej kawiarni w samym centrum miasta. Czy gdyby potrafili nawzajem czytać sobie w myślach, byliby w stanie stwierdzić, że są do siebie podobni?
— Nabokov? — uniosła do góry brew, a delikatny uśmiech wciąż nie schodził jej z twarzy — Czeka na mojej półce w kolejce do przeczytania.
Lewa dłoń sięgnęła po talerzyk z ciastem w celu przysunięcia go do siebie, ale drżące palce nie były w stanie objąć jego brzegu. Zawstydzona własną ułomnością schowała rękę pod stół, przysięgając sobie, że od dziś nie będzie nawet próbowała się nią posługiwać przy obcych. Jeszcze tego brakowało, by jej niezgrabność doprowadziła kogoś do strat. Chociażby poparzenia miętową herbatą, przyjemnie parującą naprzeciw niej.
— Zgodzę się. Trylogia Głuchowskiego była naprawdę świetnie napisana — skinęła głową sama dziwiąc się ile można mieć wspólnego z obcym człowiekiem, którego imienia nawet się nie zna — Sapkowski — powtórzyła nazwisko pisarza z wyraźnym norweskim akcentem — Ma niewątpliwie talent. „Wiedźmina” pochłaniałam tom za tomem. Skoro jesteśmy przy fantastyce, to absolutnie uwielbiam powieści pisarki z „mojego podwórka”, Margit Sandemo. Nawet jeśli dla wielu są to tylko „durne romansidła dla kobiet”.
Westchnęła cicho ostrożnie mieszając herbatę, co można było odebrać jako dezaprobatę dla tych, którzy mieszają z błotem norweską autorkę. W rzeczywistości nazwisko kobiety przypomniało Ingrid rodzinną Norwegię, wpędzając ją w duszące uczucie melancholii. Nie da się tak łatwo wyzbyć tęsknoty za zorzą polarną i fiordami.
Mógł chyba być tylko wdzięczny losowi za to, że po tak ciężkim dniu przyszło mu spędzić te kilka chwil we względnym spokoju i miłej atmosferze. Dość miał ględzenia zespołu na temat aktualnych spektakli i tych nadchodzących. Dodatkowo niedługo zbliżał się konkurs arabeski, a Natalia się pochorowała i musieli odpuścić tydzień treningów... Wszystko posypało się na głowę Sołowiowa w takim tempie, że nawet on potrzebował odpoczynku od tańca, tworzenia i paparazzi, którzy czasami próbowali go dorwać, jak kupował żarcie na mieście, by móc obsmarować go na ramach plotkarskich gazet: ,,Wielka gwiazda ponownie je śmieciowe jedzenie". Czasami miał wrażenie, że czego by nie zrobił to łatka, jaką mu przypięli w młodości i tak będzie tkwiła na jego czole jak wielki, czerwony znak pogardy. Owszem, nie był grzeczny. Owszem, robił wszystko na opak. Był niemiły, był wredny, był zimny jak lód i wyrachowany, kiedy należało być wyrachowanym. Potrafił kręcić nosem na scenie i na planach filmowych, ale wszystko robił zgodnie ze swoimi zasadami - i dzięki temu jeszcze nie zwariował. Całe szczęście, że Ingrid była tym normalnym człowiekiem. Zwykłym, miłym i kulturalnym. Nikim, kto nagle by wyskoczył na niego z aparatem albo dyktafonem w torebce, by potem sprzedać soczyste ploteczki do kolejnego szmatławca.
A przynajmniej takie miał wrażenie i tego się trzymał w tym popieprzonym dniu.
Chwycił za szklankę z resztka herbaty i upił łyk letniej już herbaty, słuchając Ingrid w spokoju, nie przerywając jej. Skinął jedynie głową z zadowoleniem, kiedy rudowłosa okazała się być obyta ze światem Sapkowskiego.
- Nie znam za bardzo Skandynawskich autorów... - zamyślił się na chwilę, jakby próbując w głowie przesortować archiwum wszystkich książek, jakie przeczytał w ostatnich latach. - Chyba przeczytałem tylko sagę Millenium, Larssona. Ale była świetna, bo dawno tak szybko nie łyknąłem tak grubych tomów w tak krótkich czasie. Uwielbiam postać Lisbeth. Genialna kreacja. - Uśmiechnął się krótko, patrząc Ingrid w oczy, po czym oparł się o krzesło i rozejrzał szybko po zapełnionej kafejce. Wolał trzymać rękę na pulsie. Nie miał ochoty wciągać bogu ducha winnej dziewczyny w jakąś dramę z paparazzi i wymyślonymi romansami na rzecz numerków nabijających wyświetlenia. Na szczęście w zasięgu wzroku nigdzie nie widział nic podejrzanego, więc wrócił do rozmówczyni:
- Pani wybaczy. - chrząknął cicho, wiedząc, że nie było to zbyt eleganckie, ale... jego pozycja wymagała takich zachowań czasami - ,,Mojego podwórka"? Rozumiem, że pochodzi Pani ze Skandynawii? - zapytał z czystej ciekawości, nie mając zamiaru napierać dalej. - W takim razie pozwolę sobie poprosić o jakieś nazwiska, za które warto sięgnąć. Z chęcią rozszerzę swoje horyzonty. - dodał szybko po swoim pytaniu. Jasne, błękitne oczy były teraz utkwione w dziewczynie, poświęcając jej całą swoją uwagę.
A przynajmniej takie miał wrażenie i tego się trzymał w tym popieprzonym dniu.
Chwycił za szklankę z resztka herbaty i upił łyk letniej już herbaty, słuchając Ingrid w spokoju, nie przerywając jej. Skinął jedynie głową z zadowoleniem, kiedy rudowłosa okazała się być obyta ze światem Sapkowskiego.
- Nie znam za bardzo Skandynawskich autorów... - zamyślił się na chwilę, jakby próbując w głowie przesortować archiwum wszystkich książek, jakie przeczytał w ostatnich latach. - Chyba przeczytałem tylko sagę Millenium, Larssona. Ale była świetna, bo dawno tak szybko nie łyknąłem tak grubych tomów w tak krótkich czasie. Uwielbiam postać Lisbeth. Genialna kreacja. - Uśmiechnął się krótko, patrząc Ingrid w oczy, po czym oparł się o krzesło i rozejrzał szybko po zapełnionej kafejce. Wolał trzymać rękę na pulsie. Nie miał ochoty wciągać bogu ducha winnej dziewczyny w jakąś dramę z paparazzi i wymyślonymi romansami na rzecz numerków nabijających wyświetlenia. Na szczęście w zasięgu wzroku nigdzie nie widział nic podejrzanego, więc wrócił do rozmówczyni:
- Pani wybaczy. - chrząknął cicho, wiedząc, że nie było to zbyt eleganckie, ale... jego pozycja wymagała takich zachowań czasami - ,,Mojego podwórka"? Rozumiem, że pochodzi Pani ze Skandynawii? - zapytał z czystej ciekawości, nie mając zamiaru napierać dalej. - W takim razie pozwolę sobie poprosić o jakieś nazwiska, za które warto sięgnąć. Z chęcią rozszerzę swoje horyzonty. - dodał szybko po swoim pytaniu. Jasne, błękitne oczy były teraz utkwione w dziewczynie, poświęcając jej całą swoją uwagę.
Terapeutka miała rację twierdząc, że nawiązywanie kontaktu z ludźmi wcale nie było takie trudne, jak początkowo mogło się jej wydawać. Wystarczyło tylko znaleźć odpowiedni temat i rozmowa sama się kleiła, a o książkach Ingrid potrafiła rozmawiać godzinami. Po raz pierwszy pomyślała, że biblioteczka zajmująca większą część jej mieszkania przydała się na coś więcej, niż stwarzanie zagrożenia pożarowego, gdyby Loki skacząc po meblach przewrócił którąś ze świec.
— Mam więc rozumieć, że czyta pan również kryminały? — błysk w oczach rudowłosej sugerował głęboką fascynację powieściami kryminalnymi. W końcu związane były one z kierunkiem jej studiów, który absolutnie uwielbiała, dzięki któremu odżyła. To, co dla innych było nudnymi wykładami ze statystyki policyjnej, dla Ingrid stanowiło kolejne ciekawe doświadczenie. Szkoda, że w prawdziwym życiu większość spraw kończyła się mało atrakcyjnie i całkiem szybko. — Mało który pisarz potrafi tak dobrze kreować świat jak Larsson.
Przygryzła wargę zaniepokojona jego nagłym rozglądnięciem się. Czyżby na kogoś czekał? A może szukał pretekstu do ucieczki od Ingrid, która go zanudzała? Przez to, że tak długo odpychała od siebie ludzi nie potrafiła rozpoznać ich intencji.
— Tak. — skinęła głową czując, jak palą ją policzki. Jakże mówienie o sobie było trudne, zwłaszcza, gdy rozmówca sprawiał wrażenie zainteresowanego. Spuściła wzrok udając zamyśloną. — Na pewno musiał pan słyszeć o Jo Nesbø. A jeśli nie, to gorąco polecam. Również Tom Egeland, Karrin Fossum i Jørn Lier Horst zasługują na uznanie.
Umilkła na moment, by upić łyka stygnącej herbaty. Dawno nie wypowiedziała tylu słów jednego dnia, co dzisiaj, toteż odrobinę zaschło jej w gardle. Była jednocześnie szczęśliwa i przerażona faktem, że trafiła na człowieka, który po prostu chciał z nią porozmawiać o książkach.
— Mam więc rozumieć, że czyta pan również kryminały? — błysk w oczach rudowłosej sugerował głęboką fascynację powieściami kryminalnymi. W końcu związane były one z kierunkiem jej studiów, który absolutnie uwielbiała, dzięki któremu odżyła. To, co dla innych było nudnymi wykładami ze statystyki policyjnej, dla Ingrid stanowiło kolejne ciekawe doświadczenie. Szkoda, że w prawdziwym życiu większość spraw kończyła się mało atrakcyjnie i całkiem szybko. — Mało który pisarz potrafi tak dobrze kreować świat jak Larsson.
Przygryzła wargę zaniepokojona jego nagłym rozglądnięciem się. Czyżby na kogoś czekał? A może szukał pretekstu do ucieczki od Ingrid, która go zanudzała? Przez to, że tak długo odpychała od siebie ludzi nie potrafiła rozpoznać ich intencji.
— Tak. — skinęła głową czując, jak palą ją policzki. Jakże mówienie o sobie było trudne, zwłaszcza, gdy rozmówca sprawiał wrażenie zainteresowanego. Spuściła wzrok udając zamyśloną. — Na pewno musiał pan słyszeć o Jo Nesbø. A jeśli nie, to gorąco polecam. Również Tom Egeland, Karrin Fossum i Jørn Lier Horst zasługują na uznanie.
Umilkła na moment, by upić łyka stygnącej herbaty. Dawno nie wypowiedziała tylu słów jednego dnia, co dzisiaj, toteż odrobinę zaschło jej w gardle. Była jednocześnie szczęśliwa i przerażona faktem, że trafiła na człowieka, który po prostu chciał z nią porozmawiać o książkach.
Sam Zachiariasz miał pokaźną bibliotekę, ale daleko mu było do takiego poziomu wiedzy, jaką reprezentowała Ingrid. Ciężko mu było znaleźć czas na czytanie książek. Natłok obowiązków biznesowych, tanecznych i tworzenie własnych projektów pożerało większość jego czasu; dodatkowo posiadał dwójkę czworonogów, którym również starał się poświęcać odpowiednią ilość dnia. Bies był wyprowadzany przez niego na długie spacery jak tylko wracał z teatru, a Leszy miał swoje pół godziny pieszczot przed spaniem. Sołowiow odczuwał czasami brak godzin w dobie, ale przeredagował swoje życie jakiś czas temu i zdecydował, co jest dla niego ważne. Owszem, lubił czytać. I to bardzo - ale musiał to traktować jako dodatkowe hobby.
- Tak naprawdę... to przeczytam wszystko co jest dobre i ma sens. Nawet ckliwe romansidło, bo jeżeli zainspiruje mnie do stworzenia czegoś nowego to nie były to zmarnowane drzewa. - zażartował w swoim stylu, uśmiechając się kącikiem ust w kierunku Ingrid. Kelnerka, która przechodziła obok zatrzymała się zabrać puste naczynia, a kiedy uniosła spojrzenie w kierunku mężczyzny otworzyła szerzej oczy w szoku. Zachariasz usilnie ignorował fakt, iż ktoś gapił się na niego jak sroka w gnat, ale chcąc oszczędzić świeżo poznanej dziewczynie całej tej szopki skierował się do pracownicy kafejki:
- Poproszę jeszcze kawę. Może być Latte. Coś dla Ciebie...? - spytał rudowłosej, kierując na nią swoje jasne spojrzenie. Chciał pozbyć się kelnerki jak najszybciej, zanim zacznie podrygi o autografy i zdjęcia. Znał te maślane oczy oraz otwarte szeroko usta w wyraźnie odwiecznego zdziwienia. Wiedział, co zaraz się zacznie.
Nie miał na to dzisiaj jakiejkolwiek ochoty.
Najchętniej wstałby i wyszedł, ale rozmowa z Ingrid była dla niego jak powiew świeżego wiatru. Czymś, co mogło wyrwać go z tej szarugi dzisiejszego dnia i dać odetchnąć po tych wszystkich irytujących sytuacjach. Więc kiedy tylko kelnerka zawinęła od stolika z zamówieniami, odetchnął z ulgą.
- Wracając do tematu... dziękuję za rekomendację. Z chęcią sprawdzę. Czasami, jeżeli chodzi o kryminały, można trafić na takie buble, że czytać się tego nie da i mam poczucie zmarnowanego czasu. - mówiąc to, oparł się wygodniej o krzesło i poprawił przydługi kosmyk, który opadł mu na czoło. Kątem oka mógł dostrzec kelnerkę, która wymachując rękami opowiadała coś swojej koleżance, również pracownicy kafejki. Miał tylko nadzieję, że będą miały dość oleju w głowie i nie podejdą do niego ani nie zrobią nic głupiego w jego stronę. Panie, uchowaj.
- Tak naprawdę... to przeczytam wszystko co jest dobre i ma sens. Nawet ckliwe romansidło, bo jeżeli zainspiruje mnie do stworzenia czegoś nowego to nie były to zmarnowane drzewa. - zażartował w swoim stylu, uśmiechając się kącikiem ust w kierunku Ingrid. Kelnerka, która przechodziła obok zatrzymała się zabrać puste naczynia, a kiedy uniosła spojrzenie w kierunku mężczyzny otworzyła szerzej oczy w szoku. Zachariasz usilnie ignorował fakt, iż ktoś gapił się na niego jak sroka w gnat, ale chcąc oszczędzić świeżo poznanej dziewczynie całej tej szopki skierował się do pracownicy kafejki:
- Poproszę jeszcze kawę. Może być Latte. Coś dla Ciebie...? - spytał rudowłosej, kierując na nią swoje jasne spojrzenie. Chciał pozbyć się kelnerki jak najszybciej, zanim zacznie podrygi o autografy i zdjęcia. Znał te maślane oczy oraz otwarte szeroko usta w wyraźnie odwiecznego zdziwienia. Wiedział, co zaraz się zacznie.
Nie miał na to dzisiaj jakiejkolwiek ochoty.
Najchętniej wstałby i wyszedł, ale rozmowa z Ingrid była dla niego jak powiew świeżego wiatru. Czymś, co mogło wyrwać go z tej szarugi dzisiejszego dnia i dać odetchnąć po tych wszystkich irytujących sytuacjach. Więc kiedy tylko kelnerka zawinęła od stolika z zamówieniami, odetchnął z ulgą.
- Wracając do tematu... dziękuję za rekomendację. Z chęcią sprawdzę. Czasami, jeżeli chodzi o kryminały, można trafić na takie buble, że czytać się tego nie da i mam poczucie zmarnowanego czasu. - mówiąc to, oparł się wygodniej o krzesło i poprawił przydługi kosmyk, który opadł mu na czoło. Kątem oka mógł dostrzec kelnerkę, która wymachując rękami opowiadała coś swojej koleżance, również pracownicy kafejki. Miał tylko nadzieję, że będą miały dość oleju w głowie i nie podejdą do niego ani nie zrobią nic głupiego w jego stronę. Panie, uchowaj.
Tak w sumie to szukała wyłącznie zaczepki. Gdzieś miała kawki, herbatki, czekoladki i inne szmatki. Chciała sobie kogoś pownerwiać albo - wątpliwie - znaleźć partnera do szemranego tańca połamańca, a że kanadyjski grudzień był powalony i zaśnieżony, to ludzi raczej nie widywało się na ulicach. Raczej właśnie w kawiarniach, herbaciarniach, gdziekolwiek, gdzie można było usiąść i nie trzeba było płacić plus minus trzydziestu dolarów za posiłek bez deseru.
Z buta wjechała, zamka nie wyłamała, przeszła przez lokal rozglądając się za mordą proszącą się o jeden lub nawet dwa sierpowe... ale zamiast tego znalazła jakąś ładną pupcię dupcię cing ciang ciong.* To mogło być dobre. Nie zwracała nawet uwagi na to, że miejsca naokoło było całkiem sporo i wymówka typu: "wszystkie stoliki są zajęte, mogę się przysiąść?" totalnie by się nie sprawdziła - usiadła tuż naprzeciwko tyciej nieznajomej i wyszczerzyła się paskudnie.
- Co tam, dziunia, maskujesz się rudymi peruczkami żeby cię znowu nie deportowali?
* - krindżuję jak to piszę xDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDD
Z buta wjechała, zamka nie wyłamała, przeszła przez lokal rozglądając się za mordą proszącą się o jeden lub nawet dwa sierpowe... ale zamiast tego znalazła jakąś ładną pupcię dupcię cing ciang ciong.* To mogło być dobre. Nie zwracała nawet uwagi na to, że miejsca naokoło było całkiem sporo i wymówka typu: "wszystkie stoliki są zajęte, mogę się przysiąść?" totalnie by się nie sprawdziła - usiadła tuż naprzeciwko tyciej nieznajomej i wyszczerzyła się paskudnie.
- Co tam, dziunia, maskujesz się rudymi peruczkami żeby cię znowu nie deportowali?
* - krindżuję jak to piszę xDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDD
To był bardzo długi dzień. A każdy wiedział, że na długie dni najlepsza była przepyszna herbata jaśminowa z prażonym ryżem i kawałek owocowego ciasta. Przynajmniej według Yunlei. 5 o'clock było jedną z najlepiej znanych jej kawiarni - w dobie wiecznie powstających i upadających lokali, ten miał swój naturalny urok, który po prostu nie pozwalał jej umrzeć. Siedziała więc sobie spokojnie na krześle, czekając aż herbata odpowiednio się zaparzy i odpisywała na smsa swojemu chłopakowi, aż tu nagle ktoś pada na miejsce obok niej. Chen nie należała do grupy stoickich, niewzruszonych osób. Nic dziwnego zatem, że podskoczyła zaskoczona, uderzając kolanem w stół, który zatrząsł się w proteście.
Ledwo zdążyła podnieść głowę i rzucić zmartwione spojrzenie w stronę dzbanka, czy aby nie został nijak uszkodzony, gdy usłyszała te wyjątkowo paskudne słowa padające z ust nieznajomej dziewczyny. Każdy normalny człowiek powinien w tym momencie rzucić jakąś pyskówą czy wykazać się błyskotliwością, by zmiażdżyć przeciwniczkę inteligentnym punem. Tymczasem Chinka po prostu zaczęła się śmiać, zasłaniając buzię dłonią.
— Śmieszna jesteś. 请不要叫警察 — dodała konspiracyjnym szeptem, robiąc te wielkie szczenięce oczy, na które ludzie tak świetnie się zawsze nabierali.
请不要叫警察 (Qǐng bùyào jiào jǐngchá) - ang. please don't call the cops. Oszczędzę Ci google translate'a.
Ledwo zdążyła podnieść głowę i rzucić zmartwione spojrzenie w stronę dzbanka, czy aby nie został nijak uszkodzony, gdy usłyszała te wyjątkowo paskudne słowa padające z ust nieznajomej dziewczyny. Każdy normalny człowiek powinien w tym momencie rzucić jakąś pyskówą czy wykazać się błyskotliwością, by zmiażdżyć przeciwniczkę inteligentnym punem. Tymczasem Chinka po prostu zaczęła się śmiać, zasłaniając buzię dłonią.
— Śmieszna jesteś. 请不要叫警察 — dodała konspiracyjnym szeptem, robiąc te wielkie szczenięce oczy, na które ludzie tak świetnie się zawsze nabierali.
请不要叫警察 (Qǐng bùyào jiào jǐngchá) - ang. please don't call the cops. Oszczędzę Ci google translate'a.
...co. Co. CO. Halo, miała zacząć się oburzać, rozpłakać się, nie wiem, uciec. A ta mała żółta pinda sobie ukisła. Znaczy niby fajnie, bo mogłoby wyjść z tego jakieś stykanie się ciałami z ładnymi Azjatkami, ale... to nie był jej początkowy plan?
- Nie mam pojęcia co ty tam cinciarzyłaś - mruknęła, opierając się łokciem o stół i nachylając nieco bardziej w stronę tej cukrzycowej buźki - ale propsiki za nierozklejenie się jak pizdeczka, której zajumałaś ciało, przebiegła wiedźmo.
Bo przecież takie małe dziewczynki MUSIAŁY reagować płaczem, chichocik nie wchodził w grę. To musiała być jakaś czarna magia opętania.
- To powiedz mi, Xiaomi - co taka mała kolorowa gumiżelka robi sama w wielkim lokalu, obok wielkiej ulicy w wielkim mieście, gdzie ktoś mógłby cię z łatwością władować do plecaka i zabrać do Serbii na czarny rynek. Nie, żebym ja to planowała - bo nie miała plecaka!
- Nie mam pojęcia co ty tam cinciarzyłaś - mruknęła, opierając się łokciem o stół i nachylając nieco bardziej w stronę tej cukrzycowej buźki - ale propsiki za nierozklejenie się jak pizdeczka, której zajumałaś ciało, przebiegła wiedźmo.
Bo przecież takie małe dziewczynki MUSIAŁY reagować płaczem, chichocik nie wchodził w grę. To musiała być jakaś czarna magia opętania.
- To powiedz mi, Xiaomi - co taka mała kolorowa gumiżelka robi sama w wielkim lokalu, obok wielkiej ulicy w wielkim mieście, gdzie ktoś mógłby cię z łatwością władować do plecaka i zabrać do Serbii na czarny rynek. Nie, żebym ja to planowała - bo nie miała plecaka!
Strona 2 z 3 • 1, 2, 3
Pozwolenia na tym forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach