Alan Hayden Paige
Alan Hayden Paige
Fresh Blood Lost in the City
First topic message reminder :

14 luty, 13:27
Paige właśnie szwendał się po mieście i wreszcie postanowił sięgnąć po telefon i zapoznać się z zaległymi wiadomościami. Zignorował wiadomości zmartwionej siostry, nie zapoznając się z nimi nawet pobieżnie. To samo zrobił z wszelkimi reklamami, zauważył też kilka nieaktualnych już zaproszeń na piwo, których pozbył się ze swojej skrzynki i kiedy blondyn przymierzał się do wykasowania kolejnego wątku, jego kciuk zatrzymał się nieruchomo nad wyświetlaczem.
„14 lutego, 13.30 pod wieżą na The Gathering Place.”
Miał trzy minuty i kompletny brak szans na zdążenie na czas. Czy to go powstrzymało? W żadnym wypadku. Zadarł głowę do góry, zahaczając wzrokiem o tabliczkę z nazwą ulicy. Znajdował się w zupełnie innej części miasta. Przemknął wzrokiem po okolicy, jakby przez chwilę rozważał jeszcze wszystkie „za” i „przeciw”, jednak koniec końców zawrócił, kierując się w stronę najbliższego przystanku.
Co ty robisz?
Ratuję się przed wkurwiającymi ludźmi.
Chcesz tam pojechać? Nie wygląda na takiego, który lubi czekać.
Poczeka.
Skąd ta pewność siebie? Może lepiej napisz mu, że się zja--
Nie. Tak będzie zabawniej.
Zabawnie będzie, jak będziesz zapierdalać na koniec miasta po nic. Widocznie masz za dużo wolnego czasu.
Nie zamierzam na to narzekać.
Gdy znalazł się na miejscu, komórkowy zegar wyświetlał trzynastą pięćdziesiąt osiem. Blondyn w żadnym wypadku nie wyglądał na kogoś, kto spieszył się na miejsce spotkania, mimo świadomości, że i tak już był spóźniony. W jego przypadku należało liczyć się z faktem, że częstotliwość sprawdzania telefonu wiązała się z częstymi spóźnieniami. Paige wsunął ręce do kieszeni i już zaczął wodzić wzrokiem po okolicy w poszukiwaniu znajomej sylwetki. Nie było to łatwym zadaniem, biorąc pod uwagę to, że przewijało się tędy mnóstwo ludzi, a unoszące się w powietrzu czerwone balony w kształcie serc raz po raz utrudniały skupienie się. Tak samo, jak podchodzący do niego sprzedawcy róż, którzy proponowali ich kupno dla wybranki. Jasnowłosy zdążył odmówić trójce pań z koszykami pełnymi kwiatów, które nachalnie przypominały o tym, jaki dziś mieli dzień.
Może lubi kwiaty. Skoro już tam zapieprzasz, to chociaż się postaraj.
Kącik ust Haydena mimowolnie drgnął, chcąc unieść się w nieznacznym uśmiechu, gdy nieopodal dostrzegł czekającego na niego chłopaka. Co prawda, stał odwrócony tyłem, ale mimo tego nietrudno było go rozpoznać. Zwolnił nieco kroku, chcąc podejść go niezauważony. Gdy znalazł się dostatecznie blisko, zatrzymał się i pochylił do przodu, prawie stykając się wargami z uchem czarnowłosego.
Jakiś Arab o mnie pytał. Mam nadzieję, że to nie twoja sprawka ― rzucił mrukliwie z wyraźnym rozbawieniem i wyprostował się, znów spoglądając na chłopaka nieco z góry. ― Co jest, Black? Masz problem z wyborem prezentu dla dziewczyny? ― Nie byłby sobą, gdyby oszczędził mu choć najdrobniejszej nuty kąśliwości.

Alan Hayden Paige
Alan Hayden Paige
Fresh Blood Lost in the City
„Mam podnieść poprzeczkę?”
Nie powinien zadawać tego pytania. Grymas pewności siebie wyryty na jego ustach, w połączeniu ze zrelaksowaniem, który wywoływał dotyk czarnowłosego, skutecznie przywoływał na myśl odpowiednie odpowiedzi na zadane pytania. Paige przechylił głowę w stronę dłoni, która właśnie dosięgała jego szyi, by otrzeć się o nią policzkiem, jakby nawet ten drobny gest był istotnym elementem ich wspólnego spotkania. Raz jeszcze wcielił się w rolę łasego na pieszczoty, rozleniwionego kanapowca, choć nie tracił przy tym swojego buńczucznego temperamentu, nawet jeśli w tej jednej chwili wyglądał tak, jakby poddał się poczynaniom Black'a.
No nie wiem, książę ― powtórzył w ślad za nim, przekręcając twarz w jego stronę, tylko po to, by rozchylić usta i spróbować chwycić lekko zębami za dłoń Mercury'ego. W ostatecznym rozrachunku chłopak mógł poczuć jedynie, jak jego przednie zęby ocierają się przegub jego ręki. ― To już zależy od ciebie. ― Wolał pozostawić mu wolną wolę, jakby przeczuwał, że dzięki temu ich gra mogła stać się ciekawsza i bardziej nieprzewidywalna, a w końcu to o to w niej chodziło.
Całe szczęście, że gry szybko się nudzą.
Nie wszystkie.
W końcu będziesz potrzebował czegoś lub kogoś innego. Dotyka cię zdecydowanie za często. Inni mieli w sobie choć trochę ogłady.
W mniejszych domach nie mieliśmy tyle szczęścia. Wszystkie kryjówki dość łatwo rozpracować. Nie ma szerokiego pola manewru, a – jak zapewne się domyślasz – chowanie się pod łóżkiem czy w szafie to nie chowanie ― podsumował luźno, jakby ten stan rzeczy mu nie przeszkadzał. Był do tego przyzwyczajony. Nie przypominał sobie też, by w tamtych czasach miał na co narzekać. ― No pewnie. Wszystkie laski w klasie były moje. Nieczęsto miało się do czynienia z samym misterem mokrego podkoszulka. ― Białe zęby na ułamek sekundy wychynęły spomiędzy warg, błyskając w uwydatnionym, kąśliwym uśmiechu. Na ile było w tym prawdy, a na ile kłamstwa pozostawił już do oceny brunetowi, choć z pewnością to nietypowe usposobienie i pozytywna ocena własnej wartości nie brały się znikąd, przynajmniej jeśli nie było się kimś, kto próbował wmówić sobie niektóre rzeczy, by poczuć się lepiej.
Widzę, że masz spore rozeznanie w świecie takich koszulek ― odgryzł się i pokręcił głową, przyłapując się na tym, że próbował wyobrazić sobie, jak ludzie zreagowaliby na tego typu element odzieży. Zapewne większość z nich uznałaby to za poważny błąd w doborze stroju. Wysłuchał go jednak, z początku jedynie kiwając głową w milczeniu, jakby przyjmował do wiadomości prezentowane mu fakty i oddzielał Merca od roli amatora, skoro – jak przyznał – z cudzymi fryzurami miał się za pan brat. ― Mhm ― wreszcie wydał z siebie cichy pomruk, gdy drugoklasista przesunął palcami po jego policzku. ― Jasne. Zastanowię się.
Młodzieniez zawsze znalazł się o krok od sukcesu, nawet jeśli „Zastanowię się” w ustach Alana nie brzmiało szczególnie wiarygodnie. Jednocześnie obietnica zastanowienia nie była stanowczym, nie podlegającym dyskusji „Nie”, którego blondyn na pewno nie zawahałby się użyć, jeśli tylko uznałby, że coś wykracza poza granice jego wyobrażeń. Chyba postanowił pozostać wierny swojemu przekonaniu, że niezależnie od sytuacji pozostawał otwarty na wszystko. Jakby nie patrzeć – włosy były tylko włosami.
Zresztą Black z każdą kolejną chwilą zachęcał go do podejmowania się przeróżnych doświadczeń. Może nie wszystkie z nich były do końca nowe, ale na pewno w jakiś sposób różniły się od pozostałych, choćby drobnymi szczegółami.
Pierwszy seks za kierownicą Lamborghini.
Pierwszy raz z własnym chłopakiem.
Pierwszy chłopak.
Może teraz ciężko było skupiać się na tych detalach, jednak wciąż istniała szansa, że z perspektywy ten dzień z pewnością różniłby się od wszystkich, nawet jeśli od początku do końca był traktowany, jak wyjątkowo zabawny żart. Rzecz jasna, zabawny w ten pozytywny sposób.
Hayden odetchnął głębiej, wcale nie kryjąc się z potrzebą zaczerpnięcia większej ilości tlenu. Może to właśnie on pozwalał mu myśleć trzeźwiej, nawet gdy z perspektywy osoby trzeciej również dawał się ponieść chwili. Prowokacyjne ruchy bioder spełniały swoją prowokatorską rolę, sprawiając, że świat za oknem skurczył się do rozmiarów tego ciasnego samochodu, zamykając w sobie ciepło rozpalonych oddechów, niesłyszalny, ale z pewnością wyczuwalny, rytm stopniowo przyspieszającego serca, rozbudzające mrowienie w podbrzuszu oraz huczącą w uszach krew i doznania wywołane każdym kolejnym dotykiem i pocałunkiem. Paige wykrzywił usta w zawadiackim uśmiechu, zaciskając palce mocniej na poruszających się biodrach Black'a. Wydawało się, że wystarczyło mu niewiele, by powstrzymać go przed tym nieczystym zagraniem, ale ani razu nie przeszło mu to przez myśl. Merc skutecznie odwracał jego uwagę kolejnymi pocałunkami i przyjemnym zadrapywaniem jego pleców, jakby od samego początku zdawał sobie sprawę, gdzie powinien mierzyć, by jasnowłosy z niechęcią traktował każdą próbę odsunięcia się.
Cholerny dzieciak.
Gdy ciche cmoknięcie zaanonsowało zakończenie jednego z pocałunków, przesunął językiem po dolnej wardze i pochylił się, ułatwiając sobie dostęp do jego gardła, na którym złożył zaczepne ugryzienie, które niosło ze sobą kolejny, lecz tym razem wyraźnie stłumiony,  pomruk zadowolenia, wywołany dosadniejszym dotykiem na jego członku.
„Grozisz czy obiecujesz?”
Zobaczymy ― wymruczał, dając mu do zrozumienia, że wszystko zależało od jego podejścia do sprawy. Sądząc jednak po tym, jak dotychczas się z nim obchodził, ciemnooki nie potrafił odnaleźć powodów do narzekania. Wiedział, że chwilowe przerwanie było konieczne, nawet jeśli nie do końca mu się podobało, gdy materiał bielizny mocniej zaczął przywierać do jego ciała. Koszulka na ciele Mercury'ego musiała być jednak na tyle rozpraszającym elementem, który nie pasował do całości, że zwyczajnie musiał się jej pozbyć, a im szybciej, tym lepiej.
„Wolę zostać nad tobą, Paige.”
Zanim uniósł posłusznie ręce, by poddać się temu samemu zabiegowi, co chłopak wcześniej, przesunął paznokciami wzdłuż jego ud na tyle mocno, by nie udało mu się zignorować ich przez materiał spodni. Błysk, który zatlił się w ciemnych oczach i towarzyszył temu ruchowi, był na tyle wymowny, że nie musiał używać słów. Ten stan rzeczy nie przeszkadzał mu ani trochę, dopóki siedział na nim okrakiem i dopóki nie próbował wcielać w życie swojego alfowania. Byłoby słabo, gdyby przyszło im nie dogadać się w takim momencie.
Chyba nie będziesz mnie pouczał, dzieciaku? ― rzucił kąśliwie, zaczepnie zaciskając zęby na żuchwie chłopaka, który musiał na chwilę zapomnieć, z kim miał do czynienia. Nie zamierzał jednak protestować, gdy poczuł rękę na swoim torsie. Momentalnie opadł do tyłu, przylegając nagimi już plecami do oparcia fotela, jednocześnie przypominając o sobie drażniącymi ruchami, którymi stopniowo pobudzał młodzieńca. Przymknął oczy, na moment odchylając nieznacznie głowę w tył i w pełni skupiając się na dotyku na swoim torsie. Mercury dość szybko mógł odczuć zniecierpliwiony ruch pod sobą, który został uwieńczony oplatającymi się dookoła jego człona palcami. Wolną ręką przesunął po boku drugoklasisty, zadrapując go mocniej paznokciami, nie chcąc pozostawić go bez śladów osobistej zemsty. Gdy palce wsunęły się za materiał spodni i bokserek przy jednym z bioder, szarpnął za nie mocniej, zsuwając je niżej – na tyle, by ułatwić sobie do niego dostęp. Już w międzyczasie poruszał kciukiem, okrężnym ruchem przesuwając po jego końcu. Co jakiś czas umyślnie przyciskał palec mocniej do jego ciała w intensywniejszej, ale niebolesnej pieszczocie, zanim sam nie zaczął poruszać ręką, wykonując energiczny ruch w tę i z powrotem, jednocześnie próbując odnaleźć wspólny rytm z kochankiem. W końcu nie mógł pozostać mu dłużnym, biorąc pod uwagę, że z każdą kolejną chwilą napięcie w jego podbrzuszu znacząco się wzmagało.
Rozchylił usta, raz jeszcze trącając jego język swoim, co miało zachęcić czarnowłosego do pogłębienia pocałunku, choć bynajmniej tego nie potrzebował. Palce blondyna zaczęły sunąć wzdłuż linii kręgosłupa kochanka, jakby nie chciały pominąć żadnego wystającego kręgu, gdy jednak dotarł do jego karku, leniwy ruch przeszedł w agresywniejsze wsunięcie ręki w dwukolorowe kosmyki, na chwilę uniemożliwiając mu oderwanie się od jego ust, dopóki Alan sam nie zsunął się w stronę jego podbródka, który musnął językiem i wreszcie boku szyi, na której Merc mógł poczuć silniejszy podmuch gorącego powietrza, ostrzegający przed nadchodzącym ugryzieniem, które zostało załagodzone ledwo wyczuwalnym muśnięciem warg. Te jednak równie szybko znalazły sobie nowy cel, kiedy Hayden postanowił złożyć mokry pocałunek na zakolczykowanym uchu ciemnowłosego, odsuwając przy tym rękę od jego włosów i układając ją na jego biodrze, które raz po raz zadrapywał paznokciami.
Tak jak przewidział – czekanie na tę chwilę, zdecydowanie zaostrzyło apetyt.
Nie mogłeś mieć ochoty na chipsy? Zabierz tą rękę. Zaraz się--
Zamknij się.
Mercury Black
Mercury Black
Administrator Sovereign of the Power
Jego reakcje same w sobie były odpowiedzią. Mimo to Mecury'emu sama możliwość zadania podobnego pytania sprawiała jakąś niewysłowioną satysfakcję, z której nie zamierzał rezygnować. Sam fakt, że trafił na kogoś, kto zarówno pozwalał mu pokierować wszelkim dotykiem, jednocześnie samemu podejmując inicjatywę był na tyle zadowalający, by nie zamierzał narzekać. Przyglądał się jak ociera się policzkiem o jego dłoń niczym spragniony dotyku kocur, mimo że Mercury nie był w tym momencie pewien, który z nich bardziej chciał dotknąć drugiego. Nie było to jednak w tym momencie ważne. Przesunął kciukiem po jego dolnej wardze z wyraźnym zamyśleniem, przymykając nieznacznie powieki, gdy wyczuł na dłoni drobne ugryzienie. Spójrzcie na tego niewychowanego dachowca. Nie dość, że go drapią to nadal gryzie. Spojrzał na niego z bezczelnym uśmiechem, nie odpowiadając w żaden sposób na kolejne z rzuconych mu wyzwań. Wątpił zresztą by sam Paige oczekiwał od niego w tym momencie jakiejkolwiek odpowiedzi.
To dobry gracz.
Nie do końca.
Dlaczego? Wie jak się ustawić i odpowiednio odezwać.
Jest kapryśny i wycofuje się zgodnie z własnymi zachciankami.
Nieuchwytny. Nie sądzę, by była to zła cecha. Sprawia, że inni dostosowują się do niego, nie on do nich.
Właśnie dlatego.
Dla nas może być to niedogodne.
Dla niego wręcz przeciwnie.
Rozumiem.
Mimo to, sam nie zamierzam gnać za innymi. Jeśli nadal nie zdążył się o tym przekonać, z pewnością zrobi to w przyszłości.
Póki co jesteście w stanie grać na równych zasadach.
... i oby podobny wynik zadowalał naszą dwójkę jak najdłużej.
Wysłuchał jego wypowiedzi na temat kryjówek, niemniej jego twarz nie zdradzała większych emocji. Dopiero po chwili uśmiechnął się krzywo w jakimś przepraszającym geście, przesuwając paznokciami po jego karku.
- Wybacz Paige, nie do końca potrafię sobie tego wyobrazić. Moim jedynym porównaniem jest w tym momencie pokój w akademiku, na którego podstawie faktycznie ciężko byłoby uniknąć wściekłej matki. Jedyną opcją byłoby zapewne wyskoczenie przez okno. - parsknął cicho, wsuwając palce w jego grzywkę, by odgarnąć ją nieco w tył, odsłaniając jego oczy.
Mister mokrego podkoszulka.
Odpowiedział uśmiechem na jego uśmiech, tylko po to by nachylić się i musnąć jego usta swoimi. Nie miał większych problemów z daniem wiary na to, że był w swoich okręgach popularny. Wielokrotnie widział jak niejedna tępa, ale zdecydowanie ładna dziewczyna wspinała się po szczeblach popularności, stając czymś w rodzaju ikony, którą chciałaby stać się niejedna z jej koleżanek. Zupełnie jakby defekt w postaci braku mózgu nie robił tu większej różnicy. Paige natomiast nie był tępy. Nie był pewien czy zrobiłby karierę w modelingu, ale w tym roztrzepanym, niedbałym wyglądzie było coś co z pewnością przyciągało spojrzenia.
Nawet jeśli jego zachowanie pewnie zaprzepaściłoby jego karierę.
Zaśmiał się cicho w odpowiedzi na słowa głosu, podgryzając dolną wargę chłopaka.
- Tumblr. - jedno, krótkie słowo, które tłumaczyło wszystko. Pewnie gdyby mógł właśnie wyciągnąłby telefon, by włączyć swoją tablicę i pokazać mu całą serię zaśmiecających ją obrazków, gdzie momentami jeden był zabawniejszy od drugiego, a jeszcze inne wołały o pomstę do nieba. Mimo że sam czarnowłosy z pewnością miał do roboty lepsze rzeczy niż przeglądanie internetu - co zresztą udowadniał właśnie w tym momencie - nie można było odmówić mu obeznania w portalach społecznościowych i tym podobnych jak na 'nastoletnią gwiazdę' przystało. Ciężko w końcu rozmawiać z innymi o tym śmiesznym gifie z psem tarzającym się w trawie czy śmiesznym filmiku o bijących się przed supermarketem o miksery babciach, jeśli nie widziało się ani jednego, ani drugiego.
W jego oczach błysnęło zadowolenie, gdy Alan stwierdził, że rozważy jego propozycję. Nie potrzebował w końcu całkowitego zapewnienia, zdecydowanie transformowanie kogoś na siłę było ostatnią rzeczą, którą zamierzał robić. Ci, którzy dawali się bezmyślnie formować dłoniom innych zasługiwali bardziej na jego pogardę niż szacunek. Jeśli jednak poświęcali temu nieco uwagi i podejmowali świadomą decyzję pod wpływem zwyczajnej propozycji wysuniętej z jego strony - chętnie im pomagał. Tak długo jak sam miał z tego jakieś korzyści, bądź nie było to nazbyt kłopotliwe.
Właściwie rozpoczęty żart, z każdą kolejną minutą zdawał się zyskiwać na realności. Nie posunąłby się rzecz jasna do stwierdzenia, że blondynowi już pierwszego dnia udało się rozbudzić w nim jakieś głębokie uczucia. Ciężko było szukać w Mercurym podobnie romantycznych doznań. Chodziło raczej o fakt, wedle którego cały ten pseudo-związek stopniowo zaczynał nabierać barw. Zupełnie jakby z każdym pocałunkiem i dotykiem, jakim obdarzał blondyna, chciał wyryć na nim znak, który świadczyłby o jego przynależności do Blacka. Udowodnić, że mijając się na ulicy, jeden nie zignoruje drugiego, rzucając mu jedynie krótkie spojrzenie. Choć z drugiej strony jaką mógł mieć pewność, że tak to właśnie będzie wyglądać?
Nie zamierzał się teraz nad tym głębiej zastanawiać. Dotyk na jego biodrach tylko utwierdzał go w przekonaniu, że jego obecne poczynania były jak najbardziej słuszne. Kącik ust uniesiony w zawadiackim uśmiechu mówił sam za siebie. Był wręcz stworzony do nieczystych zagrań. Zresztą, nie tylko on.
Pomruk w połączeniu z przygryzieniem posłał przyjemną, wibrującą sensację przez jego ciało. Nawet one nie były jednak w stanie równać się z dotykiem na udach, którym go obdarzył. Potraktował go bowiem jako zapowiedź. Zapowiedź czegoś, co dla jego własnego dobra powinno wydarzyć się jak najprędzej.
"Chyba nie będziesz mnie pouczał, dzieciaku?"
Parsknął cichym śmiechem stukając go palcem wskazującym w podbródek, by unieść go wyżej tym krótkim gestem. Przygryzł jego dolną wargę i pociągnął nieznacznie zębami w swoją stronę, dopiero wtedy ją wypuszczając.
- Oczywiście, że będę. Jestem rozpieszczonym, rządzącym się księciem.
Wyraźnie rozluźniony uśmiech nieznacznie się poszerzył, gdy Paige postanowił poddać się niejako jego woli, nie utrudniając mu do siebie dostępu. W końcu był pewien, że doskonale wiedział iż w pozycji leżącej większość ruchów będzie dużo łatwiejsza i bardziej płynna. Co zresztą widocznie sam blondyn zamierzał mu udowodnić już od początku. Serce Mercury'ego zdawało się odnaleźć w pewnym momencie rytm wraz z przyspieszonym rytmem serca Alana. Do tego stopnia, że wraz z przyjemnym, agresywnym dotykiem jakim obdarzał go Paige, raz po raz wzrastała także temperatura jego ciała, a w uszach zdawała się szumieć krew.
Czarnowłosy zarówno nadawał, jak i utrzymywał tempo z pomocą własnej dłoni, nie odrywając się od jego ust. Zaczepny ruch języka tylko dodatkowo go zachęcał, by pogłębić pocałunek z cichym pomrukiem, nie zważając na to że ich oddechy stały się na tyle gorące, by ciepło ogarnęło i jego policzki. Półprzymknięte oczy obserwowały uważnie ciepłe, brązowe tęczówki, gdy pocierał zaczepnie palcem końcówkę jego członka, zaraz powracając do dłuższych, szybkich ruchów.
Dotyk na kręgosłupie spotkał się z nieco głośniejszym pomrukiem niż wcześniejsze. Sam nie zamierzał zostać mu dłużny, choć ze względu na pozycję w jakiej się znajdowali, jego pole manewru było dość ograniczone. Zadrapywał więc paznokciami wolnej ręki jego biodro, bok, ramię, kark. Każdy punkt, który uznawał za godny uwagi. Dopóki ten nie użarł go w bok szyi i nie musnął ustami jego ucha.  Zaprzestał na chwilę jakichkolwiek ruchów i zadrżał na nim nieznacznie z tłumionej przyjemności, nawet nie próbując powstrzymać tego naturalnego odruchu.
- Kurwa, Paige. Rób mi tak częściej. - wymamrotał nieco niewyraźnie, przesuwając nosem po jego policzku, który zaraz przygryzł zębami, pozostawiając na delikatnej skórze mocno czerwony ślad. Jebany wampir, co? Ręka odnalazła poprzednio zagubiony rytm i znacznie przyspieszyła swoje ruchy, zupełnie jakby Black chciał mu w ten sposób wynagrodzić stracone sekundy. Mimo że sam zjechał wargami tuż pod jego prawy obojczyk, by tam również przyssać się na dłuższą chwilę i zostawić po sobie pamiątkę. Nie było to już tak łatwą czynnością jak chwilę temu, biorąc pod uwagę fakt, że jego gorący oddech z każdą minutą robił się coraz to bardziej urywany, gdy przyjemne ciepło wypełniające jego podbrzusze zdawało się napierać coraz mocniej. W obecnej chwili był praktycznie pewien, że nawet jeśli faktycznie wypadliby teraz z samochodu na śnieg, ten jedynie stopniałby pod temperaturą jego ciała. Zresztą, nawet te zwykle cholernie zimne dłonie Paige'a zdawały się nabrać nieco temperatury i nie stanowiły już takiego problemu jak wcześniej.
Czując, że sam znajduje się już na skraju wytrzymałości, poruszył się nieco niecierpliwie, dopasowując do jego ręki lekkie ruchy własnych bioder, jednocześnie podnosząc na niego wzrok. Tym razem go nie pocałował. Zawisł jedynie kilka centymetrów nad jego twarzą, wpatrując się w niego z jakąś upartą nutą w dwukolorowych tęczówkach.
Chyba nie chcesz cały czas na niego patrzeć, gdy będziecie---
Zdecydowanie chcę.
Alan Hayden Paige
Alan Hayden Paige
Fresh Blood Lost in the City
Nie potrzebował żadnej odpowiedzi, dopóki Black skutecznie pomagał mu zapominać o niektórych z poruszanych tematów, choć „zapominanie” nie było tu na tyle trafnym określeniem, co skupianie jego uwagi na innych rzeczach. Na przykład wszystkich najdrobniejszych gestach, które były o wiele bardziej przyjemne w odbiorze, nawet jeśli rozmowa stanowiła dość istotny element ich spotkania. Nie mógł powstrzymać się od zaczepnego trącenia końcówką języka przesuwającego się po jego wardze kciuka chłopaka, niezmiennie uśmiechając się pod nosem w zadziorny sposób. Nie przypominał sobie, by kiedykolwiek udzielało mu się podobne nastawienie, a przynajmniej nigdy wcześniej nie czuł potrzeby, by nieustannie podejmować próbę igrania z ogniem, by zobaczyć, co się za chwilę stanie. Póki co żadna z reakcji bruneta go nie zawiodła, nawet jeśli wszystkie prowokacje, które Hayden stosował względem niego były tylko niekontrolowanymi odruchami, na które dostawał te satysfakcjonujące odpowiedzi.
Kwestia dania ponieść się chwili.
Niewielka różnica ― rzucił, pochylając nieznacznie głowę do przodu, by ułatwić jego paznokciom dostęp do swojego karku, dusząc w sobie mrukliwe „Tak mi rób”. I tak można było wyczytać to z jego reakcji. ― Tylko masz do dyspozycji więcej pokoi. Względnie możesz zabarykadować się w swoim, ale co bardziej zawzięci rodzice przedrą się przez to kiepskie zabezpieczenie. ― Zerknął na Mercury'ego, gdy kosmyki jasnych włosów przestały przysłaniać ciemne tęczówki za sprawą jego ręki. Korciło go, żeby spytać, czy nigdy nie miał okazji wybrać się do domu przeciętnego mieszkańca miasta, ale szybko zrezygnował z tego pomysłu – mniej lub bardziej za sprawą krótkiego muśnięcia ust, w trakcie którego poruszył lekko wargami, chcąc pozostawić po sobie mrowiący niedosyt, by zaraz odpowiedzieć przygryzieniem na przygryzienie, traktując śmiech chłopaka jako dodatkową próbę sprowokowania go.
„Tumblr.”
No tak, mógł się spodziewać, że mister szkoły powinien być na czasie. Zresztą Alan nie wątpił, że Merc codziennie zmagał się z przepełnionymi skrzynkami odbiorczymi. Nie oceniał jednak, na ile zadowalał swoich korespondentów odpowiedziami. Zarówno jak mógł poświęcać im uwagę, tak równie dobrze nie musiał im odpisywać, z tą pewnością siebie będąc przeświadczonym, że i tak nie będą mieli mu za złe. No i nie należało zapominać, że żyli w wieku, w którym technologia przejęła władzę nad młodymi pokoleniami. Ciężko było nie spotkać na ulicy kogoś bez telefonu w ręce. Czasami wydawało mu się, że trafił do nieodpowiednich czasów, skoro traktował internet – rzecz jasna, musiał znajdować się w każdym telefonie – raczej jako źródło informacji niż kontaktu z innymi, choć musiał uciekać się do tych metod w razie wypadku. Nie zmieniało to faktu, że to inni częściej próbowali dobić się do niego. Blondyn nie zdziwiłby się, gdyby niektórzy z nich już kombinowali, próbując wymyślić jakiś skuteczniejszy sposób na komunikowanie się z nim.
Prawdopodobnie najlepsze w tym wszystkim było to, że nie przywiązywali emocjonalnej wagi do zabawy. Zbyt wiele było sytuacji, w których uczucia sprzeczały się z dobrą zabawą, jeśli ktoś nie wiedział, jak podejść do sprawy, po jednej stronie życząc sobie sielankowych wieczorów. Lubił to nieskrępowanie i pewność siebie Black'a, który był właściwie jedną z nielicznych osób, z którymi do tego stopnia odnajdował wspólny język. Zdawało się, że w niemalże każdej sekundzie ich ciała doskonale zgrywały się ze sobą, instynktownie reagując na wszelkie gesty i pocałunki. To wszystko składało się na to, że – póki co zupełnie podświadomie – jasnowłosy chciał go mieć tak długo, aż do znudzenia. Nie dało się ukryć, że warunki ich umowy były w tym momencie bardzo korzystne, skoro to on był tu tym, który decydował, w którym momencie zechce go wypuścić.
Znudzi ci się szybciej niż się spodziewasz.
Jest jeszcze wiele rzeczy, których nie poznałem.
Od kiedy chcesz poznawać innych?
Nie odpowiedział. Nie widział sensu we wdawaniu się w zbędne konwersacje z wyraźnie zniesmaczonym głosem. Nie teraz. Nie, gdy brunet dbał o to, by cała jego uwaga skupiła się właśnie na nim, w czym zresztą nie można było mu odmówić pełnego profesjonalizmu. Być może dlatego zarówno prowadził sam, jak i dawał się prowadzić drugoklasiście. Takie sytuacje nie były dla niego czymś na porządku dziennym i zwykle kłóciły się z jego naturą, ale tym razem zadarł podbródek wyżej, czując na nim niewielki napór i na chwilę podniósł się wyżej na łokciu, by samemu ułatwić sobie dostęp do ust Mercury'ego. Gdy ten chwycił go za dolną wargę, Paige z rozbawionym pomrukiem trącił językiem jego górną, zaraz opadając z powrotem na fotel i układając się na nim wygodniej. Nic nie wskazywało na to, by do końca tej zabawy miał zamiar się stamtąd ruszyć.
Niech będzie ― rzucił, robiąc krótką pauzę i pozwalając sobie na nieodgadniony uśmiech, którego znaczenie uzupełniły wypowiedziane słowa: ― Tym razem ― podkreślił, zadrapując paznokciem wrażliwą skórę na grzbiecie jego członka. Najwidoczniej ten gest przypadł mu do gustu na tyle, by jeszcze przez jakiś czas drażnił go w ten sposób, nieco odwlekając czas pozbycia się napięcia, które niemalże na pewno wytworzyło się w jego podbrzuszu. Zadziwiające, do jakiego stopnia zdradzieckie potrafiło być własne ciało, ale chyba żadne z nich nie miało nic do ukrycia.
Wkrótce ręka znów zaczęła poruszać się, przynosząc oczekiwane efekty. Raz po raz zaciskał palce mocniej lub luzował uścisk, w którym go zamknął, chcąc sprawić mu więcej przyjemności. Cięższy od podniecenia oddech mieszał się z dźwiękiem pocałunku, którego nie zamierzał przerywać, mimo że zapotrzebowanie na większą ilość powietrza wyraźnie rosło. Prawdopodobnie nawet to było swojego rodzaju pojedynkiem, kiedy jeden obserwował drugiego, czekając na to, który z nich pierwszy zainicjuje przerwę.
Jesteście nienormalni.
Przygryzł mocniej jego dolną wargę, w ślad za nim zaprzestając agresywniejszych pieszczot na rzecz potarcia go kciukiem, jakby od teraz wszystko miało mieć swój wyznaczony plan wydarzeń, którego mieli się trzymać. Powrócił do wcześniejszej czynności niemalże w tym samym momencie, wolną ręką masując jego biodro, zanim ta nie zsunęła się niżej i nie zabrnęła do tyłu. Z zaczepnym uśmiechem na ustach, Hayden przesunął paznokciami po pośladku Blacka, nie chcąc pozostać mu dłużnym żadnego dotyku. Z dużą satysfakcją przyjął do siebie doprowadzenie ciała młodzieńca do gwałtowniejszego spazmu, choć niezbyt odpowiadało mu, że brunet postanowił przerwać, choć w tym momencie ciemnooki nie dostosował się do zatrzymanego tempa, kontynuując pocieranie najwrażliwszej części jego ciała.
„Rób mi tak częściej.”
Jasne. Tylko ― zamilkł na chwilę, przesuwając językiem po jego uchu, na którym pozostawił kolejny mokry ślad ― nie przerywaj, Black ― wymruczał marudnie, nawet jeśli spodziewał się, że Mercury wynagrodzi mu stracony czas. Parsknał krótko i przerywanie, gdy zęby uczepiły się jego policzka. W tym samym momencie pochylił lekko głowę i – Zgodnie z życzeniem, wasza wysokość – pozostawił kolejny ślad na jego szyi, tym razem kawałek dalej, doskonale trafiając w moment jeszcze chwilę przed odsunięciem się. Obserwował go spod półprzymkniętych powiek, skupiając się na jego ruchach. Rozchylił usta, wydając z siebie niskie stęknięcie, kiedy wielkimi krokami zbliżali się do punku kulminacyjnego.
Ciemne oczy rozbłysły żywszym blaskiem, gdy twarz Merca zawisła nad jego, a Alan nawet z odległości tych kilku centymetrów mógł wyczuć ciepło bijące od jego ciała, na co zresztą odpłacił się swoim własnym. Od razu podłapał tę zagrywkę, zawieszając wzrok na różnokolorowych tęczówkach chłopaka. Wyczuwając niecierpliwe ruchy, przyspieszył tempo, chcąc ułatwić chłopakowi skończenie. Czując, że dłużej już nie wytrzyma, przygryzł zębami swoją dolną wargę, co bynajmniej nie starło z jego twarzy tej skurwysyńskiej pewności siebie, która już wkrótce przeplotła się z jakąś nutą ulgi. Silniejszy dreszcz i głębszy haust powietrza, które zaczerpnął towarzyszyły szczytowaniu, przeplatając się z przyjemnym pomrukiem. Niemalże w całym swoim ciele czuł pulsowanie, kiedy tętno za nic nie chciało się uspokoić, jakby czekało, by wejść na najwyższe obroty dopiero w momencie, kiedy pozbył się tego pęczniejącego uczucia w podbrzuszu, mając wrażenie, że zrzucił z siebie ciężar, który musiał nosić przez ostatnie kilka godzin.
Cholera. Zaraz sam zacznę cię zapraszać.
Chyba nie.
Mercury Black
Mercury Black
Administrator Sovereign of the Power
Każda najmniejsza sytuacja, jakiej jeden poddawał drugiego kończyła się w sposób co najmniej satysfakcjonujący. No, przynajmniej w większości przypadków. Nawet tak drobny gest, jak zaczepne przesunięcie kciukiem po jego wardze spotkało się z konkretnym, zdecydowanie zadowalającym odzewem. Właściwie gdy tak patrzył na niego z tej perspektywy, bez większych problemów mógł zrozumieć, dlaczego tak wiele dziewczyn szeptało między sobą jego imię. I dlaczego takie jak Ayano kończyły z drobną obsesją i napadem rozczarowania (bądź agresji, biorąc pod uwagę bezczelny sposób przekazu 'zejdź mi z oczu, dziwko' w wykonaniu Mercury'ego) gdy krzyżował jej plany spędzenia nocy z blondynem. Nie miał też problemów z wyobrażeniem sobie, jak dla tego jednego zadziornego uśmiechu z miejsca rozkładają nogi, ofiarując swoje dziewictwo. Nawet te najbardziej zagorzałe katoliczki, których ojcowie wmawiali im od dziecka, że seks uprawiać mogą dopiero po ślubie, albo czeka je wieczne smażenie się w piekle. Czy czym tam się ich straszyło.
"Niewielka różnica."
Widząc jego reakcję, przesunął odpowiednio dłoń, by móc bardziej swobodnie zadrapywać jego kark paznokciami. Czuł się nieco w tym momencie jak tymczasowy właściciel zbłąkanego kota, który łaknął ciepła ludzkiej dłoni, odzwyczajony od jej towarzystwa. Dobrze wiedział jednak, że podobne bestie były na tyle zdradliwe, by równie chętnie przerzucały swoje zainteresowanie na kogoś innego, bądź zwyczajnie odwracały się i odchodziły, gdy uznawały że nie mają zamiaru dłużej tu siedzieć.
Dlatego musiał nauczyć się, jak odpowiednio się z nim obchodzić, by mimo wszystko zachęcić go do zostania na dłużej. Jednocześnie patrzył na niego z niejaką ciekawością, wysłuchując jego słów na temat domu. Mimo wszystko stanowiły dla niego swego rodzaju abstrakcję.
- Zabarykadować? Przystawiasz wtedy drzwi szafą, jak w amerykańskich filmach? Podpierasz klamkę krzesłem? Nie wiem czy chcę wyobrażać sobie twoją mamę, wpadającą do środka z wykopu godnego Bruce'a Lee, tylko po to by nażelować ci włosy. - zaśmiał się, zaraz przesuwając językiem po mrowiącym miejscu, które naznaczył Alan tuż po drobnej zaczepce w formie pocałunku.
Jego odbiór dotyczący bycia na czasie w wykonaniu Mercury'ego był w co najmniej większej mierze zgodny z prawdą. Nawet jeśli nie rozdawał numeru swojego telefonu byle komu, nie należało się dziwić że sytuacja już dawno wymknęła się spod kontroli, a te które go zdobyły, rozdawały go błagającym koleżankom. Całe szczęście, przynajmniej z chłopakami nie musiał się w większej mierze użerać. Mieli w sobie na tyle dużo ogłady, by nie iść w ich ślady, choć z drugiej strony czasem zastanawiał się czy ich głównym powodem nie jest spadek reputacji. I możliwość, że wieść o tym co robili dotrze do ich rodziców. Mercury natomiast miał jedną podstawową zasadę. Nie odbieraj telefonów i nie odpisuj na wiadomości od nieznanych numerów. Dodatkowo dochodził fakt, że usuwał z kontaktów wszystkich, którymi tracił zainteresowanie. Raczej wątpliwym było znalezienie na jego liście byłej dziewczyny czy byłego chłopaka, którym powiedział wprost "znudziłeś mi się, zejdź mi z oczu" tuż po wyznaniu miłości z ich strony. Choć faktycznie parę podobnych przypadków było. Nawet jeśli mógłby policzyć je na palcach jednej ręki. Jedynym miejscem, gdzie był bardziej aktywny, był facebook. Tam faktycznie miewał dni, gdzie odpisywał większości, z braku laku nie mając co robić. Były to jednak pojedyncze sytuacje zdarzające się może raz na dwa tygodnie. W końcu przez większość czasu miał lepsze rzeczy do roboty. Jak teraz.
"Niech będzie. Tym razem."
- Chyba już to gdzieś słyszałem. - rzucił mrukliwie, przesuwając językiem po górnej wardze. Nim jednak mógł całkowicie się poświęcić przeróżnym kontemplacjom, taktyka jaką obrał chłopak zmusiła go do dużo większego skupienia się, by zachować trzeźwość umysłu. Sam poszedł poniekąd w jego ślady, to przyspieszając, to spowalniając tempo w jakim go pocierał, nie zaprzestając pocałunku. Od czasu do czasu przesuwał po delikatnej skórze jego członka paznokciami, by nieco go podrażnić, choć zachowywał w tej kwesti pełne wyczucie, zaraz powracając do gładkich ruchów.  Jedyną rzeczą, która mu się nie spodobała, był fakt gdzie w pewnym momencie zawędrowała jego ręka. Zadziwiające jak szybko potrafiła zmienić się jego mimika, gdy wcześniejsze podniecenie i wyraźna przyjemność zostały zastąpione przez swego rodzaju zrezygnowanie, przemieszane z rozdrażnieniem, gdy przewrócił oczami na tę nieczystą zagrywkę.
- Lepiej uważaj na ręce Paige i zostaw mój tyłek w spokoju, jeśli nie chcesz żebym dobrał się do twojego. - rzucił miękko w odpowiedzi, gdy ten przesuwał językiem po jego uchu. Mimo to, rozluźnienie dość szybko powróciło wraz z kolejnym pocałunkiem na szyi. Sam musiał rozchylić nieznacznie usta, by ułatwić sobie dostęp do powietrza, choć w tym momencie ich mieszające się oddechy tylko zwiększały dotychczasowe doznania. Podobnie jak fakt, że tak jak Alan mógł w tym momencie policzyć wszelkie plamki w dwukolorowych oczach, tak samo on wodził wzrokiem po złotych przebłyskach w ciepłych, brązowych oczach.
Skończył chwilę przed nim. Koniec końców, mimo chęci dogłębnej obserwacji blondyna, gdy tylko jego ciało w końcu postanowiło uwolnić go od znajomego napięcia, przymknął powieki, pochylając głowę nieco niżej, prawie opierając się o niego czołem.
To zresztą zrobił chwilę później, oddychając ciężej z zamkniętymi oczami.
"Cholera. Zaraz sam zacznęcię zapraszać."
Parsknął urywanym śmiechem, nadal próbując unormować oddech, nim uchylił powieki z zaczepnym uśmiechem, przesuwając językiem po jego ustach.
- Uważaj, bo od ciebie mógłbym te zaproszenia przyjmować.
Odsunął się w tył, na nowo siadając wygodnie na jego udach. Mokre od potu włosy przyklejały mu się nieznacznie do czoła, gdy rozejrzał się dookoła, w końcu wychylając się w stronę schowka. Sprawnie pochwylił paczkę chusteczek, wycierając się dwoma z nich, nim rzucił resztę Paige'owi.
- Zapewniłbym ci inny serwis, ale wybacz. Byłoby to w chuj niewygodne. Może następnym razem. Morze czeka. - uniósł wyżej biodra z niejakim rozbawieniem, wciągając z powrotem zarówno bokserki, jak i spodnie, by zapiąć rozporek krótkim ruchem. Odgarnął włosy w tył i przetrzepał je palcami, chcąc doprowadzić do jako takiego ładu. Jednocześnie rozejrzał się pokrótce po siedzeniach. Wyglądało na to, że dość sprawnie zminimalizowali szkody.
Punkt dla ciebie, Paige.
Bardzo zabawne.
Mój ojciec z pewnością to doceni.
Jasne. Już widzę jak mówi "Wspaniale synu, cieszę się że znalazłeś sobie chłopaka, który nie spuszcza się na siedzenia."
Prawie wybuchł śmiechem. Spojrzał na niego z rozbawieniem w oczach, muskając palcami jego policzek, nim wplótł je w jasne włosy, zadrapując lekko skórę głowy paznokciami. Dopiero po chwili zsunął je na kark, pamiętając że to ten punkt sprawiał mu dość sporo przyjemności.
- Powtórzmy to kiedyś.
Jeszcze przez chwilę drapał go, przyglądając się w milczeniu jego twarzy, zupełnie jakby chciał wyłapać, na które miejsca najmocniej reagował. Nawet nie zdawał sobie sprawy, że podobną taktykę stosował przy swoich zwierzętach. Zerknął za okno, nim w końcu bardzo niechętnie zgramolił się z jego ud, z powrotem na swoje siedzenie, zakładając z pomrukiem wszelkie zdjęte wcześniej ubrania. Nawet jeśli nadal był jeszcze rozgrzany po ich drobnych zagrywkach, co odbijało się choćby na nieznacznie, prawie niewidocznie zaczerwienionych od temperatury policzkach, wiedział że wyjście na zewnątrz bez kurtki byłoby zwyczajną głupotą i skończyło się przymusowym, kilkudniowym pobytem w łóżku.
Bez towarzystwa.
Podobne myśli skutecznie go naprostowały, nim rzucił mu w końcu krótkie spojrzenie oceniając jego stan ubrania. Dopiero, gdy był równie gotowy co on, otworzył drzwi, jakby nigdy nic wysiadając z samochodu. Zimno, które go uderzyło, zdecydowanie nie było przyjemne. Zatrząsł się nieznacznie, mimo wszystko unosząc ręce do góry, by przeciągnąć się z głośnym pomrukiem. Nie ma to jak rozprostowanie kości po dłuższej jeździe. Przeszedł na przód opierając się tyłem o maskę samochodu, wodząc wzrokiem po linii horyzontu, ledwie widocznego w ciemnościach nocy. Ułatwiały mu to jedynie gwiazdy rozświetlające niebo.
Obrócił się w stronę Paige'a, wyciągając do niego rękę w milczeniu, wyginając usta w nieznacznym uśmiechu.
- Idziemy się przejść? Czy chcesz zaraz wracać? - wyraźnie dawał mu wybór - zresztą nie pierwszy raz - nie chcąc podejmować za niego decyzji. Może i to on ustalił to spotkanie, ale na każdym kroku podkreślał, że blondyn jest tu tylko i wyłącznie z własnej, nieprzymuszonej woli. Zależało mu, by tak właśnie pozostało.
Alan Hayden Paige
Alan Hayden Paige
Fresh Blood Lost in the City
Mercury zyskał kolejnego plusa w jego oczach. Ponadto była to kolejna reakcja, która spotkała się z zadowoleniem Paige'a. Czarnowłosy całkiem szybko podłapał ukryty przekaz, co blondyn dosłownie mógł odczuć na własnej skórze, gdy kontynuował jedną z jego ulubionych pieszczot. Tym razem jednak Alan powstrzymał się od zadowolonych pomruków, zdając sobie sprawę, że już dobitnie okazał, jak bardzo mu to odpowiadało. Jeżeli jednak miał mieć okazję do korzystania z darmowego drapania przy każdym spotkaniu, nie widział przeszkód w dzieleniu się z Black'iem tą swojego rodzaju słabością. Swojego rodzaju, bo – owszem – podobne gesty potrafiły zatrzymać go na dłużej dla własnych korzyści, jednak wciąż nie był na tyle naiwny, by w pełni dać się ugłaskać i zapomnieć o swojej naturalnej niezależności.
„Przystawiasz wtedy drzwi szafą, jak w amerykańskich filmach?”
Parsknął krótkim, nieco ochrypłym śmiechem, jakby dzisiejsze tarzanie się w śniegu zaczynało dawać mu się we znaki. Trzeba przyznać, że próba wyobrażenia sobie tego wszystkiego, naprawdę miała w sobie sporo komizmu. Blondyn pokręcił nieznacznie głową, doprowadzając do tego, że paznokcie czarnowłosego zadrapały kolejne skrawki jego karku. Rozbawieniem udało mu się sprawnie zatuszować nawet to, jak nieprawdziwa była wizja jego matki, choć gdyby mógł wybierać, prawdopodobnie wolałby być synem mistrzyni karate niż tego, czym się stała.
Śmiejesz się, a może krzesło pod klamką kiedyś uratuje ci dupę ― rzucił z przekąsem, samemu nie do końca w to wierząc. Nie byli już dziećmi, które musiały zwiewać przed swoimi markami i chronić własne fryzury przed dewastacją. Słyszał jednak, że u niektórych rodziców instynkt rodzicielski budził się dopiero, gdy ich dzieci dzieciństwo miały już za sobą. ― Poza tym kto wie, do czego zdolne są zdeterminowane matki. Czasem lepiej pozwolić im na takie rzeczy, by później postawić przed faktem dokonanym i uświadomić im, że te starania poszły na marne. ― Wyglądało na to, że od małego miał wprawę w robieniu innym na przekór i w chodzeniu własnymi ścieżkami i nie potrzebował do tego wysublimowanych haków na każdego, skoro – jak widać – świetnie radził sobie bez rozbudowanych planów działania.
Miał zresztą wrażenie, że i Merc nie był ułożonym synalkiem swojego ojca, biorąc pod uwagę, że pewnie mało kto zdobyłby się na odwagę, by pojechać za miasto takim samochodem, dać go prowadzić komuś, z kim miało się odbyć dopiero pierwszą przejażdżkę, a później uprawiać z nim seks na fotelu, ryzykując jego ubrudzeniem. Z tą świadomością bawił się jeszcze lepiej.
Mam nadzieję, że chociaż jemu zabronią się z tobą spotykać przez zły wpływ.
Nie jesteśmy dziećmi.
Ty może nie. On owszem.
„Chyba już to gdzieś słyszałem.”
Wolisz wylądować na masce? ― rzucił, unosząc brew. W ciemnych oczach błysnęła zadziorność, która tylko potwierdzała, że byłby do tego zdolny. Mieli ograniczone pole manewru, więc nie miał większego wyboru, jak dostosować się do niektórych aspektów. Gdyby nie to, zapewne nie czerpałby przyjemności ze wspólnej zabawy przez niewygodę. Prawdopodobnie tylko to sprawiało, że bez problemu przystał na ten warunek, przekonując samego siebie, że to ostatni raz, skoro Merc najwidoczniej był tym bardzo niepocieszony.
Hayden szybko odstawił na bok przekomarzanki, by odpowiednio zająć się kochankiem i nie utracić narzuconego już rytmu, którego nawet drobne zmiany stały się już częścią całości. Doskonale wymierzony moment zwolnienia tempa, przyspieszenia czy mocniejszego i słabszego uścisku na jego ciele. Z niejakim rozbawieniem przyglądał się nagłej zmiany na twarzy chłopaka, najwidoczniej nic nie robiąc sobie z faktu, że posunął się o krok za daleko. Przynajmniej wiedział, które miejsce na jego ciele było całkowicie zakazane. Pech, że ten fakt uczynił je dodatkowo bardziej pożądanym, niemniej na ten moment wystarczył mu ten krótki sygnał niezadowolenia.
„(...) jeśli nie chcesz żebym dobrał się do twojego.”
Może chcę zobaczyć, jak nieudolnie się do tego zabierasz?
Te słowa nie opuściły jego ust, jednak w rekompensacie Mercury został uraczony krótkim parsknięciem, w trakcie którego ciemnooki rozmasował kciukiem końcówkę jego członka, co w połączeniu z pocałunkiem na szyi miało pomóc mu zapomnieć o wcześniejszym geście, co zakończyło się satysfakcjonującym wynikiem. Kąciki jego ust uniosły się w nieznacznym uśmiechu, gdy nawet z samego spojrzenia czarnowłosego był w stanie wyczytać, że był już blisko, choć w tym wypadku odpłacił mu się tym samym.
Czując znajome ciepło na ręce i na swoim odsłoniętym brzuchu, odsunął rękę, jednak nawet przez myśl nie przeszło mu, żeby wstawać. Dopóki ciężki oddech unosił wysoko jego klatkę piersiową, nie zamierzał ruszać się z miejsca, jakby jednocześnie planował jak najdłużej skupić się na wszystkich doznaniach, które towarzyszyły tej nagłej uldze. Odruchowo już rozchylił usta, czując na nich język chłopaka. Odwdzięczył mu się lekkim trąceniem języka.
O to właśnie chodzi ― wymruczał, po czym odetchnął głębiej i wypuścił głośno powietrze nosem. Spojrzenie wciąż roziskrzonych podnieceniem oczu przesunęło się po torsie bruneta, jednak szybko skupiło się na rzuconych mu chusteczkach. Od razu wyjął z opakowania dwie i również doprowadził się do porządku.
Chciałeś powiedzieć „na pewno innym razem”. Ja za to odpowiem, że trzymam za słowo. Zainteresowałeś mnie ― przyznał, unosząc biodra wyżej w ślad za podciągającym się do góry Mercem. Poprawił spodnie i bieliznę na swoich biodrach, a zapiąwszy się, opadł z powrotem na wygodny fotel. Już chciał podnieść się do siadu, ale ręka drugoklasisty odnalazła zdecydowanie właściwe tory, sprawiając, że mimowolnie przymknął oczy i wydał z siebie przeciągły pomruk, mieszający się z równie mrukliwym „Tak mi rób”. W takich okolicznościach równie dobrze mógłby odpłynąć. Było mu dobrze, ciepło i chociaż samochodowy fotel nie był wymarzonym miejscem na drzemkę z powodu ciasnoty, obecnie nawet o tym nie myślał.
„Powtórzmy to kiedyś.”
Mhm ― mruknął sennie, ale wszystko wskazywało na to, że nie planował rezygnować z kolejnej okazji. Dopiero po chwili uchylił jedno oko, zerkając na twarz Black'a, którego nieświadomie zaczął drapać po plecach jakąś chwilę temu. ― Mam przetestować jeszcze jakiś samochód? ― rzucił żartobliwie, samemu dość niechętnie odsuwając rękę od Merca, który postanowił wrócić na swoje siedzenie. Jeszcze bardziej niechętnie przyjął przerwanie pieszczoty, ale cóż. Nic nie trwało wiecznie.
Przeciągnąwszy się leniwie, podniósł się do siadu i rozmasował kark palcami, odchylając głowę do tyłu. Wsunął palce we włosy i zmierzwił je, dopiero teraz orientując się, jak bardzo wilgotne były. Wcale się temu nie dziwił, ale mimo wszystko nie mógł powstrzymać się od zerknięcia w stronę bocznej szyby, która zdążyła pokryć się lekką mgiełką.
Naprawdę byłoby rozgrzewająco. ― Byłoby, gdyby zdecydowali się wyjść na zewnątrz, zanim jeszcze zaczęli. Przesunął palcem po zaparowanej szybie, zostawiając tam pociągły ślad, który wkrótce zniknął bezpowrotnie. Blondyn złapał za swoją koszulkę i naciągnął ją na siebie, zaraz to samo robiąc z kurtką, którą zapiął aż po samą szyję, zauważywszy, że czarnowłosy nie zamierzał rezygnować z przejścia się po plaży. Wyciągnął kluczyki ze stacyjki i wysiadł z samochodu zaraz za nim, od razu zderzając się z mrozem, który wręcz sieknął w jego rozgrzaną twarz. Jasnowłosy przygarbił się nieco, zatrzaskując za sobą drzwi i wypuścił z ust widoczny kłąb pary.
Zabezpieczył drzwi, wciskając ręce do kieszeni i podszedł bliżej młodzieńca, samemu zawieszając wzrok na bezgranicznych ciemnościach. Zdawało się, że poza nią był tu jeszcze jedynie szum morza.
Chyba nie jechaliśmy tu przez bitą godzinę tylko po to, żeby od razu wracać? ― Rzucił już spokojnie i ruszył w stronę plaży, po drodze zaczepnie trącając go ramieniem, jakby nie zamierzał skorzystać z wyciągniętej ręki, dopiero po chwili wysunął dłoń z kurtki i sięgnął za siebie, ujmując rękę chłopaka. ― Wrócimy, gdy uznamy, że to minus piętnaście to przesada.
Mercury Black
Mercury Black
Administrator Sovereign of the Power
"O to właśnie chodzi."
Kto by pomyślał. Jak do tej pory ich wspólne spotkania wynikały albo z czystego przypadku, albo z inicjatywy samego Blacka. Dlatego właśnie moment, gdy to Alan deklarował coś podobnego, mimowolnie skończył się wyrazem niedowierzania na twarzy młodszego chłopaka. Mimo to uśmiechał się nieznacznie, co koniec końców sprawiało wrażenie, że zwyczajnie próbował w uprzejmy sposób udawać że mu wierzy, kiedy całe jego ciało mówiło coś kompletnie odwrotnego. Mimo to gdy zauważył jego wzrok na swoim torsie, już po założeniu koszulki uśmiechnął się w bardziej bezczelny sposób zaczepiając palec na jej spodzie, by unieść ją do góry i machnąć parę razy odsłaniając brzuch.
Uniósł brew.
- Na pewno innym razem. I tak jak zawsze będę oczekiwał tego samego w zamian. Książę daje, książę wymaga. - rzucił rozbawionym tonem, mimo że jego poważne oczy świadczyły o tym, że w jego rzekomo żartobliwych słowach, w rzeczywistości kryje się olbrzymia część prawdy. W końcu nie był caritasem, który dawał innym, nie oczekując niczego w zamian. Tak to właśnie działało od zawsze. Dlatego uprawianie seksu określało się ładnym słowem współżycia, dobitnie świadczącym że przyjemność z niego czerpały obie strony.
Widząc jak przymyka oczy z przeciągłym pomrukiem, uśmiechnął się nieznacznie, jeszcze przez chwilę nie zaprzestając czynności. Zupełnie jakby miał swoje własne, wyjątkowo duże zwierzę domagające się pieszczot. Było to na swój sposób... urocze. Przy czym podobna myśl dotycząca niemalże dwumetrowego blondyna wydawałaby się dla normalnego człowieka co najmniej absurdalna, jakkolwiek by na to nie spojrzeć.
Dopiero, gdy zobaczył że ten zaczął mu odpływać, jednocześnie samemu drapiąc go po plecach, sam krótko ziewnął, przymykając powieki. Właściwie nawet nie musiałby nigdzie iść. Mógłby tak siedzieć, wymieniać się drapaniem - i prawdopodobnie zasnąć, by z rana obudzić się z cholernym bólem głowy i kręgosłupa.
Niemniej jak to mówili seks był najlepszym rozwiązaniem na ból głowy, wbrew powszechnej opinii kobiet, które stosowały go jako wymówkę. Był natomiast stuprocentowo pewny, że nawet nieco obolały Paige, nie miałby nic przeciwko podobnym 'ćwiczeniom' z samego rana.
Jako twój samozwańczy głos rozsądku, podpowiadam że nie jest to najlepszy pomysł.
Samozwańczy.
Nie śmiej się, jestem całkowicie poważny.
Oczywiście. Wiesz, że zwykle lubię robić innym na przekór?
Wiem, ale wiem też że ostatnio nazwałeś mnie przyjacielem.
Nazwałem?
Cham.
No już się nie obrażaj księżniczko, tylko żartuję.
Księżniczko? Przez tyle czasu nie nadałeś mi imienia, a teraz gdy już pojawiła się szansa, właśnie to wpadło ci do głowy? KSIĘŻNICZKA? Chcesz mieć w gło--
Masz rację, to zły przydomek. Wymyślę jakiś, obiecuję. A tymczasem zrezygnuję ze spania w samochodzie.
Świetnie.
Zabiorę go do hotelu.
Jeszcze lepiej. Jeśli się zgodzi.
Zgodzi się.
"Mam przetestować jeszcze jakiś samochód?"
- Może kiedyś. Jeśli zasłużysz. - zaśmiał się cicho, obserwując jak rozmasowuje kark palcami i ponownie mierzwi swoje włosy potęgując ich dotychczasowy nieład.
- Mój ojciec kolekcjonuje samochody. Wszelkiego rodzaju. Najstarsze sięgają chyba lat 60, choć nie jestem pewien. Szczerze mówiąc nigdy nie interesowałem się tym do tego stopnia. Może zacznę. - rzucił przekrzywiając głowę w bok z niejakim zamyśleniem, unosząc kąciki ust w łagodnym uśmiechu. Bądź co bądź, kiedy odkrywałeś, że twój chłopak lubuje się w mechanice, warto było znać choć częściowo elementy jego przyszłego zawodu. Jeśli w ogóle Paige wiązał z tym przyszłość. Właściwie chyba nie pytał go o jakiekolwiek plany. Póki co swobodnie zbierał informacje, w większości wysuwając własne wnioski, dzięki łączeniu ich w jedną, zgrabną całość. Tak jak przez większość czasu.
Podobnie jak wcześniej Alan, sam obserwował jak zakłada koszulkę, zatrzymując bezczelnie wzrok na jego znikającym pod nią brzuchu. Dopiero gdy znaleźli się na zewnątrz odwrócił od niego wzrok, by skupić się na nocnym niebie.
"Chyba nie jechaliśmy tu przez bitą godzinę tylko po to, żeby od razu wracać?"
Zerknął w jego stronę z ciekawością. Dopiero, gdy go chwycił, zacisnął mocniej palce na jego dłoni i pociągnął go w przód z jakąś dziecięcą energią, która znienacka się w nim rozbudziła.
- Świetnie. Chodź. - nie był tu pierwszy raz. Było to widać po jego pewnych siebie ruchach, gdy prowadził go nawet w tych prawie że egipskich ciemnościach ku schodom. Narzucał dość energiczne tempo, które sprawiało że jego mięśnie zaznaczały swoją obecność, jednocześnie skutecznie rozgrzewając ciało, obecnie walczące z wszechogarniającym mrozem. Im dalej szli, tym głośniejszy stawał się szum wody. Aż w końcu jego buty zapadły się w piasku i kamykach. Mimo to cały czas nie puszczał jego ręki, zupełnie jakby ten jeden gest był wszystkim, co łączyło ich na opustoszałej plaży. Jakby rozdzielenie równało się ze zgubieniem drugiego w ciemnościach, uniemożliwiając im powrót do swojego boku. A jak na razie, Black nie miał ochoty go opuszczać.
Szedł cały czas w lewo, raz potykając się o jakiś wystający kamień. Szybko odzyskał jednak rezon. Latarnie, przy których zaparkowali samochód były praktycznie niewidoczne. Zatrzymał się dopiero, gdy zniknęły im z oczu, a ciemność całkowicie zdominowała otoczenie. Mrugnął parę razy. Odwrócił się w stronę Paige'a i przysunął ostrożnie w jego stronę, wiedząc że przyzwyczajenie się i odzyskanie pola widzenia zajmie mu około minuty do dwóch. W tym czasie postanowił objąć wyższego chłopaka rękami, wtulając się w jego już chłodną kurtkę policzkiem. Odezwał się dopiero po kilkudziesięciu sekundach.
- Tu jest świetnie. Spójrz. - uniósł głowę wraz z jedną z dłoni, którą ułożył na jego policzku, obracając go powoli w stronę rozgwieżdżonego nieba, tuż nad ciemnym konturem oceanu. Gwiazdy błyszczały wyraźnie jedna obok drugiej, zupełnie jakby kłóciły się między sobą, na której pierwszej powinni zawiesić wzrok. Bez wątpienia wygrywała niedźwiedzica.
Nie odzywał się więcej, wsłuchując po prostu w ich zsynchronizowane oddechy i spokojne bicie serca blondyna. Nieco kiepsko, ale nadal słyszalne przez grubą kurtkę, dzięki panującej wokół ciszy, zakłócanej od czasu do czasu obijającymi się o brzeg falami.
Nie miał póki co do dodania nic więcej. Stał nieruchomo, wtulając się w niego całym ciałem i wpatrując w milczeniu w liczne, jasne konstelacje.
Alan Hayden Paige
Alan Hayden Paige
Fresh Blood Lost in the City
Z tej odległości ciężko było nie zauważyć tego cienia niedowierzania błąkającego się po twarzy czarnowłosego. Hayden wcale mu się nie dziwił – na jego miejscu sam by sobie nie uwierzył, biorąc pod uwagę częstotliwość i chęci, z jakimi sięgał po telefon. Niemniej jednak w tej jednej chwili trzymał się myśli, że w przypadku Black'a mógłby zrobić wyjątek. Nie był pewien, czy to samo stwierdziłby za parę godzin, gdyby byliby już grubo po udaniu się w swoją stronę albo następnego dnia, ale póki co brzmiał całkiem wiarygodnie. Wbrew wszelkim pozorom.
Parsknął pod nosem, zauważając jego zaczepkę. Uniósł wzrok zatrzymując się na chwilę na ustach wykrzywionych w zuchwałym grymasie, a dotarłszy do oczu wyciągnął rękę przed siebie i przesunął palcem po chwilowo odsłoniętym brzuchu. Dopiero czując zawieszający się na jego dłoni materiał, cofnął ją i ułożył wygodnie na swoim brzuchu.
Ani na chwilę o tym nie zapomniałem. Nie przeszkadza mi taki układ ― odbił piłeczkę, wykonując krótki i lekceważący ruch barkami. Gdyby nie zgadzał się na te warunki, nie byłoby go tutaj. Nie żałował pójścia na ten układ, tak jak nie żałował wielu innych rzeczy, które zdążył już wpisać na listę swoich doświadczeń. Tych lepszych i tych gorszych. Pewność siebie Mercury'ego w tych sprawach ani trochę go nie peszyła, chociaż nie wątpił, że całkiem możliwe, że właśnie w taki sposób działał na innych. Na tych, którzy za pozerstwem tuszowali swój brak doświadczenia, a później nieporadnie mierzyli się ze swoim pierwszym razem albo uciekali przed nim, nagle wynajdując „coś do zrobienia”. Przywoływanie na myśl podobnych wyobrażeń bawiło go na swój sposób, nawet jeśli zewnętrznie postanowił ukryć to rozbawienie.
Zresztą zyskał o wiele ciekawszy punkt zaczepienia.
Coraz bardziej lubił paznokcie przesuwające się po jego karku, choć ich kojące ruchy sprawiały, że senność pęczniała w nim do tego stopnia, że równie dobrze za moment mógł zapomnieć, gdzie się znajduje i co jeszcze mają do zrobienia. Brunet dość dobitnie przypominał mu o zarwanej nocy, która wyrysowała pod jego oczami dwa sine księżyce. Na całe szczęście drugoklasista wiedział, kiedy powinien przerwać, żeby nie musieć trudzić się z późniejszym budzeniem go, a to – jak ostatnio miał okazję się przekonać – mogło okazać się nie lada wyzwaniem. Jego prędkość zasypiania nie była proporcjonalna do szybkości wstawania.
Ziewnął przeciągle przysłaniając usta wierzchem dłoni i zamrugał, chcąc pozbyć się niewidzialnego ciężaru ze swoich powiek. Na szczęście miał w tym wprawę, a chłopak obok odpowiednio zadbał o to, by Paige nie spierdolił prosto w objęcia Morfeusza.
„Może kiedyś. Jeśli zasłużysz.”
Ja bym nie zasłużył? ― odgryzł się, unosząc brew, co w połączeniu z kolejnym zawadiackim uśmiechem podkreśliło jego pewność siebie i w tej kwestii, nawet jeśli jego artystyczny nieład na głowie nie przywoływał na myśl twardo stąpającego po ziemi człowieka sukcesu. ― Ciekawe zainteresowanie, tym bardziej jeśli wszystkie z nich są równie zadbane, a nie tylko stoją w garażu i rdzewieją. ― Poklepał lekko bok kierownicy, nie zamierzając już dalej drążyć tematu. Nie miał tendencji do wypytywania, interesowania się tym, jak wiele było samochodów ani ile kosztowały. Takie rozmowy zwykle potrafiły zepsuć nastrój wszystkich spotkań, a ktoś taki jak Black na pewno miał ich zanadto.
Poza tym plaża wzywała.
Ledwo zdążył zareagować na rękę, która pewniej zacisnęła się na jego, a już musiał przyspieszyć krok, żeby nadążyć za Mercem. Zimne powietrze i nieco wzmożony wysiłek okazały się znacznie lepsze od porannej kawy. Nie rozumiał jednak, skąd wziął się nagły zapał czarnowłosego, szczególnie, że z każdym kolejnym pokonanym metrem, coraz bardziej zanurzali się w ciemnościach nocy. Odruchowo napiął mięśnie ramienia, wyczuwając potknięcie chłopaka, jakby tym samym chciał uchronić go przed upadkiem, choć sam poradził sobie doskonale z tą niewielką przeszkodą. Przemieszczanie się po piasku było niewygodne, a jasnowłosy nie znając tego terenu, raz po raz unosił nogi wyżej, choć narzucone tempo nie pozwalało mu na dokładniejsze wybadanie podeszwami nierównego terenu. Na chwilę obejrzał się za siebie przez ramię, powoli tracąc z oczu parking, na którym wcześniej się zatrzymali.
Gdzie właściwie idziemy? ― spytał, choć wcale nie zdziwiłby się, gdyby Mercury w swoim nagłym przypływie entuzjazmu nie udzielił mu odpowiedzi. Alan przymrużył ciemne oczy, jakby ten nieznaczny gest miał pomóc mu w przebiciu się przez ciemność. Gdyby jego kocia natura przeniosła się też na oczy...
Stop.
Zatrzymał się zaraz za brunetem i na próżno rozejrzał się dookoła, dostrzegając zaledwie słabe rozbłyski na lekko falującej tafli oceanu, a także ledwo widoczne zarysy terenu, jak i młodzieńca przed nim, na którym wreszcie zawiesił swój wzrok. Na twarzy ciemnookiego pojawił się pytający wyraz, chociaż nie miał co łudzić się, że zostanie zauważony przez ciemnowłosego. Szanse na to zmniejszyły się, gdy ten podszedł bliżej i objął go ramionami. Dla Haydena był to dość niecodzienny gest, bo i nie na co dzień ktoś ciągnął go w odosobnione miejsce, tylko po to, by dopraszać się o tak niewinny gest. Objął go ramieniem w pasie i zadrapał paznokciami kurtkę, o dziwo nie czując się przytłoczony czymś, z czym normalnie nie miał styczności.
„Tu jest świetnie. Spójrz.”
Na razie nic nie widzę, skomentował w myślach, jeszcze zanim Black zasugerował mu, że powinien unieść wzrok do góry, co wcześniej nie przeszło mu przez myśl. Rzadko kiedy bywał na tyle daleko poza miastem, by móc dostrzec te lśniące punkciki na nocnym niebie. Latarnie i neony skutecznie pochłaniały ich blask, jakby były w stanie go zastąpić. Ciemne tęczówki chłopaka przez chwilę lustrowały uważnie ten widok, nim z rozbawionym uśmiechem – którego i tak nie dało się wychwycić – opuścił spojrzenie na czarnowłosego. Jedynie dwa lśniące punkciki i powiew ciepłego powietrza na włosach dały drugoklasiście do zrozumienia, że już przestał przyglądać się gwiazdom.
Nie w tę stronę miałeś patrzeć.
W życiu nie powiedziałbym, że lubisz takie odludzia ― rzucił żartobliwie, wsuwając palce w jego włosy, które zmierzwił już kolejny raz tego dnia, jakby uznał to za świetną zabawę. Zaraz zacisnął palce mocniej na czarno-białych kosmykach i zmusił go do mocniejszego odchylenia głowy. Pochylił się nieznacznie i zaledwie dotknąwszy zębami jego szczęki, musnął wargami jego usta i wyprostował się, wysuwając palce z jego włosów.
I nie tak miałeś się zachowywać.
Coś jeszcze?
Powinieneś wrócić do domu, zanim uznasz, że to też „świetne miejsce”.
Mercury Black
Mercury Black
Administrator Sovereign of the Power
Przynajmniej o tyle dobrze, że sam Paige był tego świadomy. Mimo to jak można się było domyślić, Mercury choć nie zamierzał na głos negować podobnych szans, nie robił też sobie zbytnich nadziei. Jeśli faktycznie Alan w najbliższym czasie zadzwoni do niego sam z siebie i zaprosi go gdzieś z własnej inicjatywy, wtedy będzie mógł publicznie okazać swoje zaskoczenie podobnym faktem. Do tej pory - nie zamierzał się zbytnio wysilać i nastawiać. Było to zresztą podejście całkowicie rozsądne i naturalne, gdyby zastanowić się odrobinę dłużej.
Uniósł kącik ust z rozbawieniem, widząc jak odpowiada na jego zaczepkę. Właśnie taka reakcja sprawiała, że Black mimowolnie się uśmiechał, wyraźnie zadowolony. Lubił, gdy blondyn okazywał zainteresowanie czy to czymś co powiedział, czy też po prostu jego ciałem. Ponadto jako osoba lubująca się w kontakcie fizycznym wszelkiego rodzaju, był gotów zdejmować dla niego koszulkę przez większość dnia, jeśli będzie się to równało z następującym po podobnej czynności dotykiem.
- Domyślam się. Tylko dlatego wyszedłem z jakąkolwiek propozycją. Ale wiesz jak to jest, lepiej się ubezpieczyć. I zabezpieczyć. - rzucił z rozbawieniem, stukając go palcem w policzek.
"Ja bym nie zasłużył?"
Przez chwilę zdawał się całkowicie spoważnieć. Wpatrywał się w niego oceniającą miną, by w końcu westchnąć z wyraźną rezygnacją, raz po raz kręcąc głową.
- Niestety, Paige. Gdybym miał obstawiać i wyrabiać ci opinię, byłbyś tym dzieciakiem któremu matka nieustannie dawała szlabany za szlajanie się nocami po mieście z kolegami, uciekanie z domu, popijanie za blokiem i takie tam inne. - machnął lekceważąco ręką, dopiero po chwili, unosząc kącik ust w złośliwym, nieco leniwym uśmiechu. Przesunął ręką po jego udzie z niejakim zamyśleniem, dopiero po chwili, wlepiając spojrzenie w ciepłe tęczówki chłopaka.
- Niemniej oceniam cię w zupełnie innych kryteriach niż twoja matka, więc masz sporo racji. I nie martw się, wszystkie są zadbane. Możesz to potraktować jako zachętę do niekoniecznie-dobrego-sprawowania. - zażartował, podobnie jak blondyn, nie ciągnąc tematu. Przede wszystkim dlatego, że jak wspomniał wcześniej, nigdy jakoś szczególnie się tym nie interesował. Obecność całej kolekcji, za którą prawdopodobnie bez problemu możnaby wyżywić Vancouver, była dla niego równie naturalna jak to że w każdej sali lekcyjnej wisiał zegar. Nikt nigdy nie wchodził do klasy i nie stawał przed zegarem zachwycając się godzinami "woah, spójrz tylko, co za wspaniały zegar, ciekawe ile kosztował!". Po prostu akceptował jego obecność i funkcjonalność. Tak samo Black podchodził w obecnym momencie do samochodów. A biorąc pod uwagę ostatnich kilkadziesiąt minut, bez problemu mógł stwierdzić, że Lamborghini którym właśnie się wozili było niesamowicie funkcjonalne.
Ha-ha. Zabawne.
Wiem. Wyobraź sobie te tabliczki w sklepach...
Nie wiem czy chcę to słyszeć.
... skórzane siedzenia znacznie poprawiają doznania, dzięki nowej technologii poślizgu.
Merc, to nie było śmieszne.
Było.
Jesteś skrzywiony.
Ty też.
... i zachowujesz się jak dzieciak.
Bleeh.
Gdyby mógł, pokazałby mu w tym momencie język. Pozostało mu jednak ukrywanie się ze swoim rozbawieniem, gdy chwilowo dopadła go jakaś gimnazjalna głupawka. Całe szczęście udało mu się ją przenieść na własny energiczny krok. Wyglądało też na to, że mimo ciągnięcia Paige'a w nieznane, ku ciemności, chłopak w jakimś stopniu postanowił mu zaufać. Nie poczuł bowiem oporu. Nie zatrzymał się w żadnym momencie rzucając 'Dalej nie idę, gdzie chciałeś mnie zaciągnąć kretynie?'. Gdyby tak zrobił, Black prawdopodobnie straciłby cały swój uprzedni humor. Fakt faktem zignorował jedno z wypowiedzianych pytań, uznając że odpowiadanie byłoby zwyczajnie bezsensowne. Byli już blisko, skoro udało mu się wyczekać tych kilka poprzednich minut, kilka kolejnych go nie zbawi.
Dzięki dotykowi na twarzy Alana, wiedział że chłopak poszedł za jego radą chwilowo faktycznie skupiając się na niebie. Uśmiechnął się nieznacznie, opuszczając rękę i objął go nieco wygodniej. Dopiero wyczuwając lekki podmuch ciepłego powietrza, jak i mierzwiące je palce, jego uwaga się rozproszyła. Odchylił posłusznie głowę pod jego naporem, zawieszając wzrok na jego twarzy. Teraz już całkiem widocznej, dzięki temu że przyzwyczaił się do panujących ciemności.
- W życiu nie powiedziałbym, że spędzisz ze mną tyle czasu i dasz się zaciągnąć na odludzie, bez co najmniej trzykrotnej próby spieprzenia. - odpowiedział żartem na żart, mrucząc cicho w jego usta, gdy ten szybko postanowił się wycofać i uciec spod jego dotyku. Niedoczekanie. Wsunął jedną z dłoni pod jego kurtkę, zadrapując paznokciami dół jego kręgosłupa. Drugą natomiast złapał go za kołnierz, ściągając ku sobie, by w przeciwieństwie do niego, od razu pogłębić pocałunek, raz po raz trącając jego język swoim.
Dopiero wtedy odsunął się nieznacznie, nadal pozostawiając między ich ustami kilka milimetrów, by móc spojrzeć na niego spod półprzymkniętych powiek z zaczepnym uśmiechem.
- Żartuję. Wiem, że jestem czarujący. - zaśmiał się wyraźnie rozbawiony, przesuwając nosem po jego policzku.
I tyle z oglądania gwiazd.
Paige to też dobry punkt obserwacji.
Druga ręka do tej pory zaczepiona na jego karku, zsunęła się ku pierwszej, podobnie jak tamta zadrapując skórę na kręgosłupie.
- Hej Paige. Niedaleko jest hotel znajomego mojego ojca. Co prawda nigdy wcześniej tam nie byłem, ale mój ojciec często korzysta z niego podczas delegacji. - urwał na chwilę, zupełnie jakby chciał mu dać chwilę na przyswojenie sobie tej informacji. Był pewien, że blondyn już połączył odpowiednie fakty, doskonale wiedząc o co mu chodzi.
- Możemy tam przenocować. - dokończył odsuwając się nieznacznie w tył. Wysunął dłonie spod jego kurtki, zamiast tego opierając je na jego biodrach, od czasu do czasu, muskając zaczepnie linię jego spodni palcami. Nie miał ochoty wracać do rezydencji. W obecnym momencie przenocowanie w hotelu wydawało mu się zdecydowanie lepszą opcją.
Alan Hayden Paige
Alan Hayden Paige
Fresh Blood Lost in the City
Możliwe, że gdyby czytał w myślach czarnowłosego, poczułby się zmotywowany do odstąpienia od przyjętych reguł. Może zrobiłby to tylko dlatego, żeby usłyszeć zaskoczony ton Black'a, nawet jeśli w tej chwili nie mógłby zobaczyć uniesionych w tym wyrazie brwi i rozszerzonych w zdziwieniu oczu. Co prawda, w obecnej chwili nawet nie uważał, że zwykły telefon w jego wykonaniu – mimo że faktycznie byłby to przełom – mógłby wywołać podobną reakcję. Tym bardziej po tym, gdy sam zadeklarował, że taka możliwość mogła zaistnieć. W końcu nie na co dzień mówił innym, że się do nich odezwie. Co z tego, że nawet jeśli to robił, nie dotrzymywał danego słowa, bo zapominał, że takie w ogóle padło?
„Ale wiesz jak to jest, lepiej się ubezpieczyć. I zabezpieczyć.”
Jasne ― rzucił, tym samym przyznając mu całkowitą rację i przechylił lekko głowę na bok, jakby ten gest został wywołany przez dotyk palca chłopaka na policzku. Wiedział też jednak, że w sprawach łóżkowych nie lubił bezczynności żadnej ze stron – to wyjaśniało, dlaczego niektóre z jego przygód kończyły się równie szybko, co się zaczęły. Błysk w ciemnych oczach i lekko wykrzywiony w uśmiechu kącik ust mówiły jednak same za siebie. Nic w nich nie wskazywało, że tylko próbował przekonać Black'a, że nie pożałuje. Zresztą otrzymał już próbkę umiejętności, a i sam też nie zawiódł się zdolnościami Mercury'ego.
I na próbce powinno się skończyć, Alan.
Nie umiesz się bawić?
Ruchanie własnego kumpla nie widnieje w definicji zabawy.
Chłopaka.
Chociaż stwierdził to z wyraźnym rozbawieniem, głos nie wyglądał na skorego do podłapania tego rozumowania. Nic dziwnego, skoro od początku do końca był przeciwny ich durnemu zakładowi.
Co zrobisz, jeśli to zajdzie za daleko? Mam na myśli twoją „przegraną”.
Jeśli zajdzie, to znaczy, że musi być cholernie dobry.
Paige parsknął krótko pod nosem, nawet nie próbując polemizować z teorią drugoklasisty na jego temat. Rzeczywiście nie był przykładnym dzieciakiem. Miał jednak to szczęście, że żadne towarzystwo nie było w stanie wpłynąć bezpośrednio na jego zachowanie i prawdopodobnie to sprawiło, że nie rozwalił się o dno, na które już w dość młodym wieku poszli niektórzy z jego znajomych. Wątpił, że gdyby to przytrafiło się też jemu, siedziałby teraz w towarzystwie Merca.
No, byłeś całkiem blisko. Ale zrezygnowała z dawania mi szlabanów po którymś razie, gdy to okazało się bezskuteczne. Gdybym słuchał tych wszystkich nakazów i zakazów, skończyłbym z nosem w książkach i przestał wychodzić z domu, bo obawiałbym się, że przypadkiem wrócę tam po dziesiątej i na pewno mi się oberwie ― odparł i pokiwał nieznacznie głową, choć nie musiał dodawać, że na świecie istniało mnóstwo takich przypadków. Pewnie i tak zarówno Hayden, jak i Mercury mieli okazję się z nimi zetknąć. W międzyczasie w odpowiedzi na przyjemny dotyk na udzie, zadrapał paznokciami jego brzuch, drażniąc go przez cienką warstwę materiału. Uważnie wsłuchał się w dalszą część wypowiedzi, nie odwracając wzroku od różnobarwnych tęczówek, co sprawiło, że nie był w stanie ukryć łobuzerskiego błysku, który pojawił się w jego oczach. Nie potrzebował specjalnej zachęty do niekoniecznie-dobrego-sprawowania, to nie podlegało żadnym wątpliwościom. ― Akurat o to możesz być spokojny. ― Pochylił się do przodu i trącił nosem podbródek chłopaka, kolejny raz sygnalizując niewypowiedzianą zaczepkę.
Obyś tylko się nie wycofał, Black.
Nie wypowiedział tych słów na głos, być może dlatego, że wątpił, by cokolwiek było w stanie przerazić młodzieńca i zmusić go do ucieczki. Właściwie to on zainicjował to spotkanie, choć równie dobrze mógł poświęcić swoją uwagę komuś innemu. Zapraszając go, na pewno liczył się ze wszystkim, do czego zdolny był jasnowłosy, nawet jeśli nie mieli okazji poznać się na tyle dobrze, by miał świadomość wszystkich jego zachowań. Obecnie mógł tylko przekonywać się o tym, że nie miał żadnych oporów, by ruszyć za nim, choć wszechogarniająca ciemność zniechęciłaby niejednego. Jak również tego, że prawdopodobnie nie odmawiał sobie próbowania nowych rzeczy, jak sam zadeklarował. Gdyby nie te dwie cechy, już byliby w połowie drogi powrotnej do domu i nie staliby teraz pod rozgwieżdżonym niebem.
„W życiu nie powiedziałbym, że spędzisz ze mną tyle czasu...”
Przygarbił się nieznacznie, przez co linia jego kręgosłupa uwydatniła się pod paznokciami bruneta. Wcale nie krył się z niewerbalnym przekazaniem mu, żeby nie przerywał. Sam w tym czasie zsunął ręce po jego bokach, układając je na biodrach chłopaka i zaciskając palce na tyle, by ich obecność tam nie umknęła jego uwadze.
Ja też nie. Zwykle mam dość po kilku godzinach, ale doceniam, że-- ― reszta zdania na chwilę utonęła w kolejnym pocałunku, przeradzając się w zadowolony pomruk. Przeważnie nikt nie lubił, gdy przerywano mu w połowie wypowiedzi, ale jeżeli ten przerywnik zawsze miał mieć taką postać – ciemnooki nie zamierzał na siłę protestować. Kolejne słowa mogły poczekać na moment, w którym ich usta na nowo się rozdzieliły, choć pociągnięcie czarnowłosego za dolną wargę, świadczyło o tym, że Alan raz jeszcze niechętnie przyjął do siebie fakt nagłego odsunięcia się. ― Że próbowałbyś zatrzymywać mnie aż trzy razy. Chociaż też zdaję sobie sprawę, że jestem czarujący ― odpowiedział zgryźliwie i dmuchnął ciepłym powietrzem w jego usta i naparł jednym kciukiem na jego kość biodrową.
Chociaż już po chwili swobodnie mógł się wyprostować, nie zrobił tego, czując jak do pierwszej ręki na jego plecach dołączyła druga. Chociaż przez uniesione warstwy ubrania zimno ocierało się o jego odsłoniętą skórę, był w stanie znieść je dla czerpania przyjemności ze swojej ulubionej pieszczoty.
„Niedaleko jest hotel znajomego mojego ojca.”
Zaczyna się. Najpierw wspólne hotele, a potem same problemy. Jeszcze wyjdzie na to, że robi to tylko dlatego, by ukryć się przed rodzicami, którzy też nie pochwalają takiego zachowania. Jeśli się dowiedzą, będziesz miał przejebane, dopóki nie wypieprzysz z tego kraju.
Przesadzasz.
Blondyn nie odpowiedział od razu, jakby podzielił chwilową wątpliwość głosu rozsądku w głowie. Domyślał się, że krąg znajomych Black'ów nie dotyczył ludzi niższej kasty, a hotel, o którym mówił, zapewne liczył sobie pięć gwiazdek. Chociaż już nawet to nie miało takiego znaczenia, jak fakt, że czarnowłosy zapewne znów zamierzał pokryć wszystkie koszty, chociaż na dłuższą metę nie była to sytuacja bez wyjścia.
Nawet o tym nie myśl. Nawet jeśli zapłacisz część sumy, przepieprzysz przynajmniej jedną czwartą swojej wypłaty. Poza tym w dupie ci się poprzewraca od tych wszystkich luksusów.
„Możemy tam przenocować.”
Niech będzie. ― Alan. ― Rzecz jasna, tylko jeśli znów nie zapłacisz za wszystko. Wystarczająco dużo dziś postawiłeś ― wymruczał rozbawiony i nawet przy tak ograniczonym polu widzenia, sugestywny błysk w oczach był wyraźny.
To beznadziejny żart.
Raczej prawdziwy.
Odsunął ręce od jego bioder, uprzednio zacisnąwszy palce mocniej. Po chwili schował zziębnięte już ręce do kieszeni i przekręcił głowę w stronę, z której tu przyszli. Dopiero teraz dostrzegał wyraźniej wydeptany już piach, wystające z niego badyle i ciemniejsze punkciki, które zapewne były gdzieniegdzie porozrzucanymi po nim kamieniami. Wreszcie znów uniósł wzrok do góry, by ostatni raz przyjrzeć się gwiazdom, które były ich głównym powodem wizyty tutaj. Nie odzywał się przez jakiś czas i dopiero po dłużącej się już ciszy, opuści głowę i szturchnął czarnowłosego barkiem z nieznacznym uśmiechem na ustach.
Napatrzyłeś się już?
Mercury Black
Mercury Black
Administrator Sovereign of the Power
Z kolei gdyby to czarnowłosy czytał w myślach blondyna, jak nic już wypowiadałby owe słowa na głos. Niemniej pozostawało mu jedynie trwać w tym stanie niedowierzania i przekonaniu, że starszy chłopak zwyczajnie rzucał słowa na wiatr. Choć rzecz jasna nie był w stanie dokładnie i z pewnością tego stwierdzić, póki nie minie parę dni (a biorąc pod uwagę fakt, że miał do czynienia z Paigem, może i tygodni) nim zyska podobną szansę. Mercury natomiast w przeciwieństwie do Alana nie zapominał o złożonych obietnicach. Mógł je celowo i zmyślnie ignorować, rzucać komuś odmową w twarz, gdy stwierdził że jednak go to nudzi, udawać że pewne słowa nigdy nie padły, bądź zwyczajnie nie przywiązywać do nich uwagi. Ale nigdy nie zapominał.
Przesunął powoli palcem po jego ustach, ocierając się policzkiem o jego kurtkę. Nie tylko Alan nie cierpiał bezczynności. Wielokrotnie spotykał się już z przypadkami, gdzie zgrywały nie wiadomo kogo, wdzięcząc się do niego na wszelkie sposoby, wyginając jak tancerki. Kiedy już jednak przychodziło co do czego, kładły się jak zwyczajne kłody, ledwo ruszając jakąkolwiek kończyną. Zabawne. Ponadto oprócz samej bezczynności równie męcząca była monotonia. Wiecznie te same zachowania, ruchy, zagrania. Czasem miał wrażenie, że mimo zmieniania dziewczyn, w rzeczywistości jedynym czym się od siebie różniły był kolor włosów czy oczu. Choć i tego nie mógł być pewien, gdy jeden z magazynów o modzie, po raz kolejny wyda popularne fryzury na lato, zmieniając ulice w wojny klonów.
Uniósł wzrok.
Beznadziejny wręcz bajzel na głowie bez wątpienia był nie do podrobienia. Wątpił, by dało się go ogarnąć nawet z pomocą grzebienia i gumy. A nawet jeśli by się udało, tak jak wcześniej już wspominał sam Paige, prawdopodobnie skończyłoby się to tylko wsadzeniem głowy pod kran.
Przyganiał kocioł garnkowi.
To artystyczny nieład.
Jasne.
To jeden z elementów, dla którego na mnie lecą.
Wieczny bałagan na głowie. To by tłumaczyło i jego powodzenie.
Choć i tak nieco mu do mnie brakuje.
Tobie też czegoś brakuje, gdy już chcesz się przyrównywać do Alana.
Że co proszę?
Kilku centymetrów.
... stul pysk.
Kto by pomyślał, że w Blacku odpali się podobny kompleks. Przez moment autentycznie się obraził, zupełnie jak mały dzieciak. Usta zacisnęły się w cienką linię, gdy warknął cicho pod nosem, zaciskając mocniej palce na kurtce Alana.
- Cholerny zjeb. Zawsze za dużo gada. - nie był w stanie powstrzymać cisnących mu się na usta słów, które ostatecznie zmieniły się w warkotliwe mamrotanie. Wystarczył jednak jeden drobny dotyk ze strony Paige'a, by momentalnie przestało mieć to większy sens.
"Akurat o to możesz być spokojny."
Zabawne, że zgodnie z jego słowami, właśnie spokój go ogarnął. Zadrapywał mocniej paznokciami jego kręgosłup, wiedząc że gruba kurtka i tak prawdopodobnie ledwo przepuszcza jego dotyk. Sam zerknął kątem oka na dłonie ułożone na swoich biodrach, nim poruszył się lekko, ocierając o niego z wyraźnym rozbawieniem.
Podobał mu się fakt, że udało mu się go uciszyć pocałunkiem. Jak i to, że słowa, które wypowiadał rozbudzały w nim mimowolną satysfakcję. Przesuwał powoli swoim językiem po jego, mrucząc raz po raz w jego usta.
- Do trzech razy sztuka, Paige. Za czwartym dałbym ci odejść, więc nie spierdol tego. - wysunął dłonie spod jego koszulki, gdy poczuł zakradające się pod nią zimno, wywołujące u niego gęsią skórkę. Nawet jeśli zdążył już poznać się na nim na tyle, by wiedział że blondyn nie będzie z tego powodu zadowolony. Zastąpienie jednego drugim z reguły sprawdzało się jednak doskonale. Tym razem pozwolił mu się jednak w spokoju zastanowić, zaczepiając jedynie palce na jego pasku od spodni.
"Wystarczająco dużo dziś postawiłeś."
Parsknął z wyraźnym rozbawieniem, wsuwając głębiej palce za linię spodni, by musnąć paznokciami jego podbrzusze.
- Wymiękasz, Paige? A tak na poważnie, nie zapłacimy ani grosza. No chyba, że za śniadanie. Mówiłem ci już, że to hotel znajomego mojego ojca. Myślisz, że Cyryl ściągałby od ciebie kasę za wejście do jego domu? Daj spokój. - i przestań tyle myśleć. Obserwował go przez chwilę, zamiast skupić wzrok na gwiazdach. Ciężko było stwierdzić czy Mercury skłamał, czy może powiedział prawdę. W końcu na pewnym etapie wystarczyło samo nazwisko, by dostać się gdzieś całkowicie za darmo, zupełnie jakby sama twoja obecność robiła renomę. Z drugiej strony, nawet jeśli on sam nie zapłaci ani grosza, bardzo możliwe, że rachunek zostanie po prostu wysłany do jego ojca. Czym było jednak kilka dodatkowych zer na kartce papieru, dla kogoś, dla kogo był to równie lekki wydatek jak zakup kanapki.
- Ale jeśli chcesz, następnym razem wybierzemy normalny hotel i opłacimy go pół na pół, panie nie dam ci za wszystko płacić. Zostawiam ci wolną rękę. - mówiąc to faktycznie wypuścił go z objęć i przeciągnął się, ziewając przeciągle. Patrzył przez chwilę na gorącą parę lecącą z jego ust pod wpływem zimna, nim odwrócił się z powrotem w stronę starszego chłopaka. Blondyn momentalnie mógł poczuć ciężar na swoich butach, gdy Mercury zwyczajnie na nie nadepnął stając nieznacznie na palcach. Objął go wygodnie ramionami za kark.
- Schyl się, dupku. - mruknął, wypominając mu w ten prosty sposób jego wzrost. Zadrapał palcami skórę jego głowy. Jednocześnie nie dając mu większego czasu na przemyślenia, musnął go z początku delikatnie ustami, cały czas przyglądając mu się spod półprzymkniętych oczu. Nie na długo. Pogłębił pocałunek, stukając lekko kolczykiem w języku, w spód jego zębów, podniebienie. Ściągał go ku sobie, powoli schodząc z jego butów, wyraźnie nie zamierzając go jednak puszczać. Odezwała się w nim zachłanność. Potrzeba zignorowania wszelkich planów, by ściągać go jedynie coraz bliżej. Choć palce cały czas drapały blondyna po tyle głowy i karku, zaczepiał nimi od czasu do czasu o barki, zupełnie jakby chciał tym jednym gestem przekazać mu, by nawet nie próbował się odsuwać.
Spędzili w końcu kilkanaście minut na chodzeniu i wgapianiu się w ciemne otoczenie. Teraz mogli spędzić co najmniej kolejnych pięć dokładnie na tym rodzaju rozrywki. Przygryzał jego wargę, przesuwał po niej językiem i ponownie pogłębiał pocałunek. Zupełnie jakby to jedno źródło ciepła płynące z ich złączonych ust, miało mu wynagrodzić panujący wokół chłód.
W końcu stopniowo spowolnił. Wcześniejsze ruchy utraciły nieco na swej agresywności, a palce zsunęły się na jego ramiona, boki, biodra. Zupełnie jakby sam chciał mu dać czas na podjęcie decyzji. Zdecydowanie szybszy i cięższy niż zwykle, ciepły oddech przemieszał się z jego, gdy raz jeszcze zetknął się z nim ustami.
- To jak. Idziemy? - każde ze słów przerywane było kolejnym krótkim pocałunkiem, zupełnie jakby sam Mercury wypowiadał jedynie puste słowa, nie mające znaleźć odwzorowania w rzeczywistości.
Decyzje.
Alan Hayden Paige
Alan Hayden Paige
Fresh Blood Lost in the City
Jasnowłosy rozchylił lekko usta, gdy tylko lekki dotyk dosięgnął jego dolnej wargi, wyglądając, jakby przymierzał się do pochwycenia palca czarnowłosego w zęby. Tym razem jednak nic takiego się nie wydarzyło, choć Black od razu mógł odczuć wyraźniejszy podmuch ciepła na swojej opuszce. Paige przyglądał mu się z rozbawieniem, rejestrując nawet tak mało znaczący gest, jak otarcie się policzkiem o jego tors. Zdecydowanie w takich momentach trudno było nie wyobrażać do sobie w roli złaknionego pieszczot kota, który przychodził do niego tylko po to. Nie żeby zamierzał mu to wypominać, doskonale rozumiejąc, że czasem tak już po prostu było. Sam zresztą miał znacznie więcej z tego cholernego, wcale bezinteresownego futrzaka. Doceniał jednak, że oprócz samego łaszenia się, Mercury potrafił dać też coś od siebie, w przeciwieństwie do wspomnianych już pozornie odważnych kłód, choć Hayden nie miał okazji w pełni przekonać się, jaki naprawdę był w takich sytuacjach.
Zapominasz o tym, że się nie przekonasz?
Nie zapominał, ale tym razem nie miał ochoty wdawać się w dyskusję z głosem, który jakby podświadomie zamierzał go sprowokować – „Zrób to i zakończcie tę całą farsę. Przekonasz się, że to jak przystawić do siebie dwa niepasujące elementy. Jak bardzo byś się z nimi nie siłował, i tak ich nie połączysz”. Gdyby bliżej się zastanowić, taką teorię można było odebrać dwojako.
Hm? ― wyrwało mu się, gdy zauważył, że czarnowłosy uniósł na niego wzrok i przyglądał mu się w milczeniu. Chociaż po twarzy chłopaka plątało się mnóstwo cieni, był w stanie dostrzec na niej niewielkie zmiany, jak na przykład to, że jego usta już po chwili przybrały inny wyraz, a on nie potrafił ocenić, czy powiedział coś nie tak. Choć w przypadku Alana bardzo prawdopodobnym było, że nawet nie próbował. ― Jaki zjeb? ― parsknął, unosząc brew. Właściwie było to jedyne słowo, które udało mu się zarejestrować, jakby było kluczem do wszystkiego.
Może uznał, że czas zacząć cię wyzywać, żebyś poszedł sobie w cholerę?
Chyba jednak nie.
Nie wierzył w tak paradoksalne zachowania u bruneta. Widocznie też całkiem słusznie ocenił, że nie chodziło o niego, gdy już po chwili drugoklasista wyraźnie się odprężył, przekazując tę aurę również samemu blondynowi. Chwilowo nie potrzebował do szczęścia niczego więcej niż dotyku na plecach, choć kącik jego ust uniósł się wyżej, gdy pod swoimi rękami raz jeszcze wyczuł prowokacyjny ruch bioder, który tylko umilił mu późniejszy pocałunek, podczas którego przechylił lekko głowę na bok, ułatwiając sobie dostęp do jego ust. Dzięki temu mógł w pełni napawać się gestem, to zaledwie muskając jego wargi swoimi, to na nowo ocierając o jego język swoim bez najmniejszej oznaki niepewności swoich ruchów.
Nie zapominaj, że nadal mam trzy kredyty. Jestem odległy od spierdolenia tego ― wymruczał z nieskrywanym rozbawieniem, wierząc, że te trzy szanse znacząco dzieliły go od „porażki”. W końcu były to nadal trzy ucieczki, a ciemnooki nie miał zwyczaju zwiewać z podkulonym ogonem. ― Jeżeli nie miałbym już ochoty z tobą siedzieć, powiedziałbym to wprost. Chyba nie sądzisz, że spierdalam innym, czając się za jakimś krzakiem i czekając aż przejdzie obok i uzna, że dalsze szukanie mnie nie ma sensu? ― zachrypiał, gdy zaśmiał się krótko pod nosem i pokręcił głową, wyrzucając z niej tę idiotyczną wizję. Mimo że faktycznie odczuwał zimno, gdy prostował się na nowo, kiedy Merc zabrał ręce z jego pleców, wydał z siebie kolejny pomruk rozczarowania. Wszystko co dobre kiedyś się kończyło.
Dotyk zimnych palców na podbrzuszu zdołał jednak zrekompensować mu wcześniejsze uchybienie. Co prawda, brunet nieświadomie go prowokował, jednak ten przyjemny dreszcz nie zmusił Haydena do ruszenia się z miejsca.
„Wymiękasz, Paige?”
Chciałbyś, Black ― odgryzł się, dla podkreślenia zadzierając podbródek wyżej. Trzeba przyznać, że przez chwilę on sam spoglądał na młodszego chłopaka z wyższością godną księcia, jednak to wrażenie szybko zostało zatarte przez złośliwy grymas na ustach. ― Powiedziałeś, że to znajomy. Niektóre znajomości gwarantują ci tylko niewielkie zniżki, ale skoro żadne z nas nie zapłaci ani grosza, to w porządku. ― Wzruszył barkami, nie zastanawiając się już, czy korzystanie z cudzych kontaktów było w porządku. W końcu, skoro mogli wprosić się do hotelu, jak do czyjegoś domu, gospodarzowi na pewno nie robiło różnicy, ile osób rozgości się w jednym udostępnionym pokoju.
Normalny hotel ― powtórzył z niejakim rozbawieniem, mimo że wiedział, o co chodziło czarnowłosemu. Opuścił swobodnie ręce, wypuszczając go z uścisku, jakby też nie zamierzał go teraz zatrzymywać, mimo że odsunięcie się sprawiło, że znów zaczął odczuwać rzeczywistą temperaturę Naciągnął mocniej rękawy na ręce i potarł je o siebie. ― Ale odpowiada mi ten układ. Lubię być rozpieszczany, ale do pewnych granic.
Był skłonny przyjąć kupioną dla niego kanapkę, odstąpiony kawałek pizzy, ale wszystkie inne rzeczy wydawały mu się kompletnie bezsensowne. Nie wiedział, w jakich sferach obracał się czarnowłosy, czego dokładnie wymagali od niego poprzedni partnerzy i partnerki. Może po prostu sam uważał, że nie było problemu w robieniu wszystkiego na jego koszt, ale Paige nie chciał w pełni zasmakować w wygodzie, którą mu oferował i nie chciał stać się w żaden sposób zależnym od niego. Tak samo, jak nie chciał być zależny od kogokolwiek innego.
Ściągnął jasne brwi w niezrozumieniu, gdy ciężar młodzieńca osiadł na czubkach jego butów. Szybko się okazało, że wcale nie tak trudno było odgadnąć zamiary drugoklasisty. Alan dmuchnął ciepłym powietrzem w usta czarnowłosego, słysząc jego polecenie. Nie było jednak sensu polemizować z przyjemnym drapaniem po głowie, jak i ze stanowczością Black'a, który nie zamierzał pytać go o zdanie, a Alan nie zamierzał burzyć się, że nie został zapytany o zgodę. Mruknął przeciągle w jego usta, niczym zadowolony kocur i od razu odwzajemnił gest, najpierw przesuwając językiem po jego wardze, przez co w którymś momencie udało mu się zaczepić o kolczyk, który w tej sytuacji poprawiał odczuwane doznania. Może powinien rozważyć własny? Stopniowo pochylał się niżej, nie obawiając się późniejszego bólu karku. Różnica między nimi nie była aż tak drastyczna. W międzyczasie już objął Mercury'ego jednym ramieniem w pasie, zaprzeczając możliwości odsunięcia się, której ciemnowłosy niemo mu zabraniał. Wolna ręka zakradła się pod jego kurtkę, ale nie zabrnęła zbyt daleko i nie wpuściła mroźnego powietrza pod materiał, nawet jeśli zimna dłoń bruneta mogła wywołać równie nieprzyjemne doznania. Krótkie paznokcie Paige'a zaczęły przesuwać się w tę i z powrotem, zadrapując biodro bruneta tuż nad linią jego spodni, jakby uznał to za strategiczne miejsce.
Odpowiadał zachłannością na zachłanność i nie było mowy, by wzmocniony uścisk, który przyciskał młodzieńca mocniej do jego ciała, umknął jego uwadze. Tak samo, jak uwadze jasnowłosego nie umykało coraz bardziej przyspieszające tętno i ledwo łapany oddech, które sprawiały, że miał ochotę jak najszybciej znaleźć się w hotelu.
Opanuj się.
Kąciki ust czwartoklasisty uniosły się wyżej w rozbawionym uśmiechu. Nie oderwał się od ust Merca, stopniowo dostosowując się do jego tempa i raz po raz zaczepnie podgryzając jego dolną wargę. Paznokcie, które sunęły po jego biodrze, także co jakiś czas przyciskały się mocniej do jego skóry, pozostawiając na niej lekko zaczerwienione ślady, a ciemne tęczówki wyglądały spod przymrużonych powiek, przyglądając się reakcjom czarnowłosego i pozwalając na to, by myśli przemykały przez jego głowę swobodnym nurtem.
Przestań sobie to wyobrażać.
„To jak. Idziemy?”
Mhm ― mruknął, siląc się jedynie na najbardziej zdawkową odpowiedź z możliwych. To do niego należał ostatni pocałunek, po którym odsunął się, uprzednio stuknąwszy palcem o wcześniej zadrapane miejsce. Potem chłód jego dłoni zniknął bezpowrotnie. Potartł ręką kark mrowiący od jego dotyku, zupełnie jakby próbował zatrzymać to uczucie na dłużej, jednocześnie wykrzywiając usta w kolejnym łobuzerskim uśmiechu. ― Rób mi tak częściej.
Nie zachęcaj go, nie dawaj mu wskazówek i – co najważniejsze – nie jedź tam.
Zamknij się.
Wsunął rękę do kieszeni, odruchowo sprawdzając czy kluczyki są na swoim miejscu. W końcu mógł zgubić je po drodze, gdy był tu zaciągany. Lepiej było w porę zorientować się, że nie musieli szukać ich po drodze. Potem już bez słowa ruszył się z miejsca, idąc w kierunku, z którego wrócili, wciąż jednak zamierzał dotrzymywać mu kroku, w pewnym momencie nie mogąc powstrzymać się od  postawienia butów na leżącym na plaży pieńku, po którym udało mu się przejść bez utraty równowagi.
Często nocujesz sam w hotelach oddalonych od domu o ponad godzinę? ― spytał nieco kąśliwie, a jego podeszwy na nowo zatopiły się w śniegu. Nie spojrzał w stronę Mercury'ego, zawieszając wzrok na oświetlonym parkingu, który znów stał się widoczny z plaży i  w którego stronę się zbliżali.
Mercury Black
Mercury Black
Administrator Sovereign of the Power
Właściwie jego domysły były całkiem słuszne. Dla Mercury'ego pieszczoty dostarczane mu przez innych były jednym z niewielu powodów, dla których się wokół nich kręcił. Choć zdecydowanie nie należał do tych, którzy płaszczyli się przed innymi, by otrzymać najmniejszą porcję uwagi. On po prostu ściągał ją na siebie każdym ruchem. Sam decydował kiedy ją otrzyma, a kiedy odsunie chętną rękę, uważając ją za zbyt pospolitym. Niczym prawdziwy książę. Pokaż im czego powinni pragnąć, pozwól tego zasmakować, a gdy już ocenisz ich zdolności, sam zdecyduj czy warto im pozwalać na dalszą zabawę, bądź bezlitośnie ich odetnij, pozostawiając ze świadomością jak wspaniały obiekt mieli tuż przed sobą. I czego nigdy nie będą mieć za wyjątkiem narastającego w sercu poczucia niedosytu.
Jesteś wyjątkowo pewny siebie.
Krytykujesz mnie?
Nie jestem pewien.
Tylko słabe jednostki nie są pewne siebie. Świadomość własnej wartości i umiejętność wyrażenia jej to cenne umiejętności. Zwłaszcza wśród takich ludzi jak my.
My.
Jak my.
Wyczuł, że sam fakt iż użył liczby mnogiej, uczynił głos nieznacznie szczęśliwym, nawet jeśli starał się to przed nim ukryć na wszelkie sposoby. Nie powinien być dla niego miły tuż po tym, jak tamten próbował go obrazić. Uniósł kącik ust w niewidocznym uśmiechu, nim zaczął po prostu obserwować Paige'a.
Niestety usłyszał jego wcześniejsze słowo, które wyrwało mu się z ust.
- Słucham? - przekrzywił głowę w bok, w pytającym geście postanawiając grać na niewinność i nieświadomość. Nieco szersze rozwarcie powiek, przesunięcie palcami po jego plecach, zagubiona mina. Te czynniki powinny doskonale sprawić swoją rolę przy rozproszeniu go. Podobnie jak sam pocałunek.
Zaczynał naprawdę mocno doceniać reakcje Paige'a. Jego brak protestu, idealne dostosowanie się do ruchów. Sprawiał, że Mercury miał ochotę testować go na każdym kroku i brać więcej, więcej, więcej. Otarł się o niego po raz kolejny, zsuwając ustami na jego szczękę i gardło. Zacisnął lekko zęby na jego skórze, pozostawiając po sobie mrowiący czerwony ślad.
- Kto wie. Wracanie z takiego zadupia mogłoby być ciężkie. Choć masz rację, wątpię żebyś zamierzał uciekać.
Powód był prosty. Black uważał się za osobę na tyle interesującą i absorbującą, by podobne myśli nawet nie przyszły mu do głowy. W końcu jak sam stwierdził już wcześniej, póki co byli dość kompatybilni. Na tyle, by i on sam nie wykręcał numeru do szofera, nakazując mu zabranie go z plaży.
Słysząc pomruk niezadowolenia zaśmiał się cicho, zerkając na niego z rozbawieniem.
- Odsłaniasz się, Paige. - złapał jego rękę i oparł sobie na boku szyi, wsuwając powoli jego palce w swoje włosy.
- Uznajmy to jednak za sprawiedliwą wymianę informacji. - był pewien, że blondyn zdążył wychwycić jego słabość już wcześniej. Mimo to, teraz przyznał się do niej otwarcie na głos, co działało niczym ostateczne potwierdzenie. Odwaga, głupota, zwyczajne stwierdzenie? Decyzja nie należała już do niego.
Gdy usłyszał jego słowa i znajomych zaśmiał się cicho, podnosząc na niego wzrok.
- Zwykłych znajomych, owszem. Pamiętaj jednak, że moje nazwisko jest na tyle rozpoznawalne, by sam fakt pojawienia się któregoś z Blacków w danym hotelu, zwiększał jego dochody niemalże dwukrotnie przez następny miesiąc. A może i dłużej. Ludzie często płacą nam za publiczne pisanie o odwiedzinach w ich miejscach. Pewnie gdybyś używał instagrama albo snapchata, doskonale byś o tym wiedział, panie jestem-aspołeczny-i-nie-używam-telefonu.
Choć nie skomentował jego kolejnych słów o normalnym hotelu, pokiwał głową, zupełnie jakby chciał pokazać, że nie tylko rozumie część o rozpieszczaniu, ale i ją akceptuje. Czy było tak w rzeczywistości to już inna sprawa. Był zbyt mocno przyzwyczajony do płacenia za innych, zabierania ich w różne miejsca i tym podobne. Nigdy nikt nie oczekiwał od niego dzielenia się kosztami. Mimo to tym razem wiedział, że jeśli nie obierze podobnej taktyki, jedynym co będzie mógł oglądać będą plecy odchodzącego Alana. Był zbyt niezależny na to, by pozwolić się traktować jak domowy piesek, któremu właściciel dogadza na wszelkie sposoby, a na spacerach nosi na rękach, twierdząc że idąc "zmęczą mu się łapki".
Gdy tylko poczuł jak rzucona przez niego przynęta została złapana, wyraził swoje zadowolenie, nieustannie zadrapując jego plecy. Wyczuwając jego język na swojej wardze, musnął go końcówką swojego jak i kolczykiem, praktycznie zapraszając do środka. Wzdrygnął się nieznacznie wyczuwając jego zimną rękę na rozgrzanej pod kurtką skórze. Nie zaprotestował, mimo to nieznacznie zesztywniał, spowalniając wcześniej narzucone tempo. Blizna na jego biodrze zawsze była miejscem, na punkcie którego był nieznacznie przewrażliwiony. Musnął jego dłoń palcami, przesuwając ją nieco wyżej, niespecjalnie przejmując się zakradającym pod materiał wiatrem.
Teraz dużo spokojniejszy, odzyskał poprzednie tempo na nowo się angażując. Nie przejmował się tym, że zaczynał tracić oddech, uchylając powieki, by dostrzec, że nie był jedynym obserwującym. Jego wargi wygięły się w nieznacznym uśmiechu, gdy zdał sobie z tego sprawę.
Odsunął się po ostatnim sygnale i przeciągnął z cichym ziewnięciem, przemieszanym z westchnięciem, by zaraz ruszyć w stronę samochodu. Zerknął na niego z rozbawieniem, widząc jak przechodzi po pieńku niczym dziecko, które na widok krawężnika samo sobie stawiało wyzwanie, że nie spadnie na ulicę.
- Nie będę nocował sam. - wbił czubek buta w śnieg, zaraz wykopując go nieco gwałtowniejszym ruchem, by zimne płatki zasypały nogi Alana. Zaśmiał się krótko, by w końcu stanąć przed samochodem. Poczekał chwilę, siadając w środku dopiero, gdy usłyszał charakterystyczny dźwięk otwierającego się zamka. Usiadł wygodnie w fotelu z cichym westchnięciem i zapiął pas, zamykając oczy.
- Hotel Fairmont Pacific Rim. Jest zapisany w GPSie. - wymruczał, ponownie cicho ziewając.
Książę się zmęczył?
Alan Hayden Paige
Alan Hayden Paige
Fresh Blood Lost in the City
Hayden nie zabiegał o uwagę, ni to płaszcząc się przed innymi, ni to próbując nieświadomie ściągnąć ją na siebie za pomocą wyuczonych lub też nieświadomych zachowań. Działał na o wiele prostszych zasadach, nie odznaczając się książęcymi wymaganiami, chociaż – jak każdy normalny człowiek – miał pewne kryteria selekcji, nawet jeśli nie do końca zdawał sobie z nich sprawę.  Kiedy tracił cudze zainteresowanie, łatwo było mu pójść naprzód i odpowiedzieć tym samym. Nie chodziło tu o szukanie sobie kolejnej ofiary, po prostu wiedział, że nieprzywiązywanie wagi do innych, wiąże się z konsekwencjami. Nie liczył na to, że skoro Black oferował mu teraz przeróżne atrakcje, od tego momentu miał zamiar robić to codziennie. Mercury z kolei na pewno nie powinien oczekiwać od niego tego samego, jednak w przypadku czarnowłosego w grę wchodził zawiązany pomiędzy nimi układ, a wszelkie potknięcia na pewno były odnotowywane i składały się na późniejsze utrudnienia w drodze do wyznaczonego celu. Alan nie zamierzał jednak na siłę grać kogoś innego tylko po to, zadowolić potrzeby księcia. Zresztą, rozkochiwanie go w swoim nieprawdziwym wydaniu nie miałoby najmniejszego sensu.
„Słucham?”
Jasnowłosy przebiegł spojrzeniem po jego twarzy, chcąc doszukać się na niej oznak fałszu. Brunet jednak w całkiem sprytny sposób odwiódł jego myśli od – pewnie i tak zbędnego – tematu. Właściwie Paige zaczął rozważać, czy przypadkiem się nie przesłyszał, a wcześniejszy pomruk tylko pozornie przybrał formę obraźliwego zwrotu. Już nie próbował się nad tym zastanawiać, gdy palce przesunęły się po jego plecach, a on sam pokręcił głową, jakby chciał mu przekazać tyle, co krótkie „Zapomnij”. Później już całkiem nie było miejsca na słowa, gdy wydał się być całkowicie zaabsorbowany kolejnym pocałunkiem.
Ciężko było protestować, kiedy sam czuł się dobrze, umyślnie kierując swoimi ruchami tak, by jego język częściej zahaczał o kolczyk czarnowłosego. Wystarczyło, że raz przekonał się, że ten niewielki dodatek czynił wszystko atrakcyjniejszym. Z niezadowoleniem, które objawiło się w kolejnym pomruku, pozwolił mu odsunąć się od siebie, jednocześnie przechylając głowę na bok, jakby spodziewał się kolejnego ruchu chłopaka. Całkiem zadowalającego, mimo kolejnego śladu, jaki miał po sobie pozostawić. Gdy było już po wszystkim, zerknął na niego z błyskiem pobłażliwości w ciemnych oczach.
Szczeniak.
Fakt, zapieprzanie z powrotem o tak późnej porze mogłoby być kłopotliwe. Ale skąd mogę wiedzieć, że nie stałem się ofiarą twojej sprytnej taktyki? Może umyślnie wybierasz bardziej odległe miejsca spotkań, by upewnić się, że nikt z zaproszonych nie postanowi urwać się w środku randki? ― rzucił, przecząc wszelkim teoriom na temat jego uroku osobistego, które młodzieniec snuł w swojej własnej głowie. Niemniej jednak złośliwe rozbawienie w głosie Alana mówiło samo za siebie, a kącik ust uniesiony w zgryźliwym uśmiechu potwierdzał, że znowu się z nim droczył. Nie był typem, który uciekał ani takim, który szczególnie krył się ze swoimi upodobaniami.
To wyjaśniało, dlaczego nie przeszkadzało mu ujawnienie swojej słabości także Black'owi. Biorąc pod uwagę, że teraz częściej mieli na siebie wpadać – a przynajmniej tak mu się wydawało i póki co byli na dobrej drodze – dobrze byłoby, gdyby Merc wiedział, jak zadowolić go też w inny sposób. Nie żeby nie podobały mu się pozostałe.
Nie ma nic złego w odsłanianiu się, skoro może to przynieść późniejsze korzyści ― stwierdził, opuszczając wzrok na rękę drugoklasisty, która właśnie spoczęła na jego. Pozwolił się prowadzić, jednocześnie wiodąc wzrokiem w górę do momentu, w którym pod opuszkami poczuł ciepło gładkiej skóry szyi chłopak. Zaczął gładzić kciukiem wrażliwe na dotyk miejsce, chwilę przypatrując się tej czynności, zanim ponownie skupił się na różnobarwnych tęczówkach.
„Uznajmy to jednak za sprawiedliwą wymianę informacji.”
Oboje doskonale wiedzieli, że wymiana informacji była tu zbędna. Ciemnooki rzeczywiście już wcześniej zauważył, że dotyk na szyi odpowiadał Mercury'emu więcej niż bardzo. Mimo tego pokiwał nieznacznie głową, zgadzając się z nim w tej kwestii. Po raz ostatni musnął palcem jego bok jego szyi i odsunął rękę, chociaż bynajmniej z nim nie skończył. Gdy tylko znów zaczął mówić, nachylił się, owiewając gorącym powietrzem wcześniej dotknięte miejsce, jakby tym razem to on zamierzał pobawić się w skuteczny rozpraszacz. Słuchał go, ale gdzieś między jego słowa wkradał się cichy odgłos kolejno składanych pocałunków. Co jakiś czas przygryzał lekko jego skórę, po której zaraz przesuwał językiem. Dopiero na sam koniec postanowił odpłacić się wcześniej pozostawione znamię, zaciskając zęby mocniej i przysysając się do ugryzionego miejsca.
„(...) panie jestem-aspołeczny-i-nie-używam-telefonu.”
Parsknął krótko, co zostało stłumione przez fakt, że jego usta nadal stykały się z ciałem chłopaka. Zaraz jednak wyprostował się, przesuwając końcówką języka po dolnej wardze.
Powinienem obawiać się krążących dookoła paparazzi, którzy na każdym kroku próbują dociec, z kim umawia się słynny Mercury Black? ― odparł, przekrzywiając głowę na bok, faktycznie nie będąc do końca świadomym wpływów rodziny Black'ów. Z drugiej strony nie miał potrzeby interesowania się tym, jakie miejsca odwiedzali i w którym hotelu wzrosły dochody. Większość z nich i tak była poza jego zasięgiem, nie wspominając o tym, jak znikome było jego zainteresowanie życiem innych. ― Instagram? Snapchat? ― jego ton był wyraźnie rozbawiony, co mogło świadczyć tylko o tym, że doskonale wiedział, o jakich aplikacjach mówił i jakich aplikacji Hayden unikał. ― Nie jestem przekonany do strzelania sobie selfie w każdym momencie swojego życia i dzielenia się z innymi tym, co jadłem na obiad.Hashtag najlepszy stek na świecie, hashtag nie dla plebsu, dodał w myślach, kręcąc głową.
Ale ma rację.
Niby w czym?
Takie pierdoły pozwoliłby ci na spożytkowanie tego dnia w inny sposób. Skąd wiesz, że nie dostałbyś zaproszenia od kogoś innego?
Same plusy.
Nawet wyglądało na to, że przystał na jego propozycję, chociaż Black w tej chwili mógł snuć zupełnie inne teorie i jednak nie do końca wyzbył się chęci do sponsorowania. Alan jednak uważał, że był to pierwszy krok w stronę zrozumienia jego stanowiska. Poza tym, czy przyzwyczajanie innych do luksusów nie było złe?  A czy niekorzystanie z takich ofert nie było jeszcze większą głupotą? Zdecydowanie nie.
Jeżeli miał wykorzystywać czarnowłosego, bez wątpienia chciał to robić w tylko jeden sposób.
Żadnego wykorzystywania.
Przysunął się bliżej, choć zdawało się, że bliżej już być nie można. Mercury mógł jednak wyczuć, że mocniej naparł na jego ciało, już nawet nie zwracając uwagi, że młodzieniec naprowadził jego rękę wyżej. Paznokcie i tak nie przestawały zadrapywać skóry jego boku, gdy jeszcze przez jakiś czas ich usta złączone były w zachłannym pocałunku, jakby tego dnia miał być ostatni. A w końcu mieli jeszcze mnóstwo czasu, chociaż po tak pracowitym dniu istniała marna szansa, że nie pójdą spać od razu.
Odsunięcie się przyjął z równą niechęcią, co za każdym razem i przesunął kciukiem po swojej dolnej wardze, czując na niej lekkie mrowienie.
„Nie będę nocował sam.”
Tylko z tajemniczym nieznajomym ― wymruczał zgryźliwie i w ślad za czarnowłosym również wzniecił kłąb śniegu, przysypując nim jego buty. Chwycił za kluczyk i wyciągnął go z kieszeni, zaraz odblokowując wszystkie zamki. Światła samochodu zamrugały, zapraszając pasażerów do środka. Paige zajął miejsce za kierownicą, na nowo regulując wcześniej odsunięty fotel. Zapiął pas, wsunął kluczyk do stacyjki, odpalił samochód i pamiętając o wcześniejszej wskazówce na temat sterowania głosem, powtórzył lokalizację zaraz po Mercu: ― Hotel Fairmont Pacific Rim.
Nawigacja została uruchomiona i poinformowała obu siedzących w samochodzie, że zaczęła przeliczać trasę. Od hotelu dzieliło ich niecałe piętnaście minut drogi, więc rzeczywiście znajdował się niedaleko. Paige zerknąwszy na trasę, ruszył z miejsca, zaraz spoglądając z ukosa na bruneta.
Tylko nie zaśnij, książę.

-----------------------------------

Znaleźli się na miejscu szybciej niż przewidywała to nawigacja. Zapewne dlatego, że jasnowłosy znów nie wahał się przekraczania prędkości, kiedy tylko było to możliwe. Budynek już z zewnątrz całym sobą krzyczał, dla jakich warstw społecznych został przeznaczony i co oferował. Zazwyczaj nie powinno się oceniać książki po okładce, ale Alan raczej wątpił, że odwiedzający hotel byli rozczarowani jego wnętrzem, o czym już niedługo miał okazję się przekonać. Wszystko wydawało się być nowoczesne i zadbane. Podłoga lśniła, jakby przecierano ją za każdym razem, gdy tylko ktoś wszedł do środka. Hol witający gości na wstępie był przestrzenny i jasno oświetlony, a wysoko zawieszony sufit sprawiał, że chyba każdy wchodzący tutaj czuł się po prostu mały.
Nie obyło się, rzecz jasna bez komitetu powitalnego. Wyprostowany pracownik hotelu nie omieszkał powitać każdego wchodzącego kulturalnym ukłonem, proponując poczęstunek, jakby co najmniej odwiedzano właśnie pałac.
Hayden przemknął wzrokiem po obcym otoczeniu, jednak luksus nie przytłoczył go ani trochę, nawet jeśli wiedział, że ten świat kompletnie nie należał do niego. Za to do Mercury'go z pewnością, co dało się zauważyć po tym, gdy w trybie natychmiastowym został rozpoznany. Chcąc nie chcąc, chłopak był dość charakterystyczny i nie sposób było pomylić go z kimkolwiek innym, zwłaszcza jeśli właściciel hotelu był dość dobrze zaznajomiony z jego rodziną. Co więcej, sama obecność bruneta sprawiała, że nikt nie ośmielił się spojrzeć krzywo na jego towarzysza. Może dlatego, że odnosili wrażenie, że też jest kimś ważnym, a może dlatego, że doskonałe wyszkolenie nie pozwalało im na urażenie panicza pod jakimkolwiek kątem.
Nie żartowałeś z tymi dochodami ― wymruczał rozbawiony pod nosem, gdy kierowali się w stronę windy tuż po otrzymaniu klucza do pokoju. Zgarnął po drodze miniaturowych rozmiarów kanapkę z tacy z poczęstunkiem dla gości i przyjrzał się jej uważnie, zanim wsunął ją sobie do ust w całości. Nie żeby miał jakikolwiek wybór. Jej jedyną wadą był rozmiar, chociaż wiadomo, że miała być tylko przedsmakiem tego, co oferował hotel, zachętą do zamawiania całej zastawy do pokoju.
Pokoju, który, rzecz jasna, musiał być przydzielonym apartamentem, który był przestronniejszy niż niejedno mieszkanie. Aż miało się wrażenie, że ludzie, którzy tu przyjeżdżali, w ogóle nie mieli ochoty stąd wychodzić. W przeciwnym razie po co potrzebowaliby aż tyle miejsca?
Blondyn przekroczył próg pokoju, rozsuwając swoją kurtkę, którą zaraz odwiesił na wieszaku przy drzwiach. Zsunął buty z nóg i postawił kolejne kroki naprzód, rozglądając się po dwupokojowym apartamencie, z czego jego kolejnym celem stała się, rzecz jasna, łazienka. Otworzył drzwi, naciskając na włącznik światła i wyglądał, jakby przez chwilę oceniał wnętrze, zanim wychylił się zza drzwi, kierując wzrok na Black'a z wyraźnie uniesionym kącikiem ust.
Nawet nie próbuj.
Umyjesz się ze mną, wasza wysokość? Ta kabina prysznicowa do mnie przemawia ― rzucił i zaraz zniknął za drzwiami, których nawet za sobą nie zamknął, jakby nie robiło mu różnicy, czy w takim momencie będą otwarte na oścież czy zamknięte. Jednocześnie dawał chłopakowi jakiś wybór i rzucał propozycją, z której mógł skorzystać lub nie.
Sięgnął za siebie, chwytając palcami za warstwy materiału, które sprawnie zsunął z siebie przez głowę.
Mercury Black
Mercury Black
Administrator Sovereign of the Power
I to właśnie odróżniało ich od siebie. Mercury nie miał najmniejszych problemów z zażądaniem uwagi. Nie uważał też tego za nic, co miałoby jakkolwiek kwestionować jego dumę czy samowystarczalność. Zachowywał się najczęściej tak, jakby doskonale znał swoje prawa i przysługujące mu przywileje, całkowicie naturalnie oczekując ich dopełnienia od innych. W rzeczywistości sprawa była na tyle umowna, by wielu uważało go za rozpieszczonego księcia, bezczelnego gówniarza czy nazbyt władczego bachora. Były to chyba najczęściej spotykane, negatywne epitety, które pamiętał w przypadku podobnego zachowania. Rzecz jasna nikt nigdy nie miał odwagi powiedzieć czegokolwiek w twarz. Większość wolała szeptać za plecami, uśmiechać się fałszywie, prawić mu komplementy i - o ironio - spełniać jego zachcianki, nie chcąc by zwrócił przeciwko nim swój rzekomy gniew. W rzeczywistości Mercury rzadko kiedy go odczuwał. Przez większość czasu był buntowniczym zachowaniem zwyczajnie znudzony. Momentami go bawiło, innym razem wzbudzało w nim irytację. Mało było jednak przypadków, gdzie faktycznie powodowały one u niego gniew na tyle duży i gwałtowny, by sięgał ku swoim bogatym zasobom, dosłownie zmieniając życie wroga w ruinę. Ciężko było w końcu przeciwstawiać się komuś, kto dysponował takimi kontaktami jak rodzina Blacków. Wydalenie ojca z pracy? Ułamek sekundy. Pozbawienie cię mieszkania? Drobnostka. Odcięcie kontaktu z wszelkimi sponsorami i partnerami biznesowymi od twojego rodzinnego interesu? Bułka z masłem. Władza jest przerażająca. A już od dawna znane było powiedzenie, kto ma pieniądz ten ma władzę. I choć wielu bardzo mocno starało się kłócić z podobnym powiedzeniem, faktem pozostaje, że nie widział jeszcze nikt, by na czele najbardziej wpływowych osób w państwie stała biedota.
Dlatego wiązało się z tym tak wiele wymagań.
I dlatego nauczony takich, a nie innych zachowań, oczekiwał że inni będą próbowali im sprostać, jeśli kiwnie palcem i sobie tego zażyczy. Jednak z jakiegoś powodu ta zasada zdawała się nie działać w przypadku Paige'a. Sam nie do końca wiedział gdzie leżało źródło z prostego powodu - praktycznie nic o nim nie wiedział. Kim była jego rodzina? Jaką zajmowali pozycję? Gdzie mieszkali, gdzie pracowali? Miał wrażenie, że blondyn był tak zobojętniały na wszystko, że groźby nie zrobiłyby na nim większego wrażenia. Być może była to tylko gra. Być może w rzeczywistości bałby się jak każdy inny. Być może jego rodzina sięgnęła już takiego dna, że gorzej być nie mogło. Być może naprawdę było mu wszystko jedno, co się z nim stanie, twierdząc że ze wszystkim da sobie radę. Być może.
Przebiegł palcami po jego twarzy, przyglądając mu się w milczeniu, gdy widział że tym samym obserwacjom poddawany jest on sam. Szukał w nim oznak kłamstwa, wiedział o tym. Nie mógł przybrać ani oczywistej, ale też nazbyt skrytej mimiki. Wypośrodkowanie choć zdawało się rzeczą niezwykle prostą, w rzeczywistości stanowiło nie lada sztukę.
Lecz w tej dziedzinie to właśnie Mercury był największym artystą. Wszelkie odruchy przychodziły do niego równie naturalnie co zdolność oddychania czy chodzenia. Pokręcenie głową w wykonaniu blondyna było zwiastunem jego zwycięstwa.
Był zadowolony.
Zarówno z rezultatu, jak i trącającego jego kolczyk języka. Faktu, że Paige wiedział doskonale jak zareagować nie tylko w taki sposób, by samemu czerpać przyjemność z pocałunku, ale i umiejętnie go oddać, biorąc pod uwagę i samego Mercury'ego. Nie wiedział czy robił to świadomie, czy też nie. Niemniej był to zdecydowanie jeden z głównych powodów, dla których Black nie zamierzał rezygnować ze swoich zagrywek. Zdążył się też przekonać, że nie stanowiło to dla Alana powodu do narzekania.
- Tak właśnie robię, Paige. Wywożę ludzi na odludzia i rzucam im propozycje nie do odrzucenia. - rzucił przewracając oczami. Czy był pierwszą osobą, którą tu zabrał? Nie pamiętał. Z pewnością jednak nikomu nigdy wcześniej nie powierzył kluczyków do jednego ze swoich najdroższych samochodów. Rzadko kiedy zostawał też z nimi na noc, bez jakichkolwiek większych planów. A jeszcze rzadziej osoby, które w ten sposób traktował były z nim w związku. Szturchnął go łokciem, przewracając oczami. Zaraz zamyślił się chwilę nad jego słowami.
- Oby twoje słabości przyniosły ci wyłącznie korzyści, Paige. - rzucił nieco nieobecnym tonem, muskając palcami jego dłoń. Mimo to sam nie miał w obecnej chwili nic przeciwko odsłanianiu punktów, które lubi. Czując pieszczoty na swojej szyi, momentalnie przymknął sennie powieki, niczym zadowolone, rozleniwione zwierzę, któremu okazano uwagę.
Nie zasypiaj, Mercury.
Wiem, wiem.
Mimo to zdecydowanie delikatne ruchy sprawiały mu nie lada przyjemność. Prawdopodobnie nawet większą, gdy ciepła skóra poddawana była drapaniu. Muśnięcia, gładzenie, zataczanie kółek. To wszystko pozostawało po sobie łaskoczące doznania biegnące w dół kręgosłupa. Choć rzecz jasna, czasem i odrobina zdecydowania czy mocniejszej pieszczoty była konieczna, by utrzymać jego poziom zadowolenia.
Dopiero gdy dotyk zniknął, zdał sobie sprawę, że przechylał się nieznacznie w jego kierunku, lgnąc do jego dłoni. Zakasłał cicho, chcąc odwrócić tym samym uwagę od owego faktu. Mimo to nie czuł się zażenowany. Zwłaszcza, że Paige dość szybko znalazł sobie nowe zajęcie. Zacisnął mocniej palce na jego kurtce, poddając się pojedynczym dreszczom. Choć cały czas mówił, od czasu do czasu wypowiadał któreś ze słów nieco wolniej, uważając by nie zgubić wątku. Udało mu się jednak nie zamilknąć, a jego wypowiedź zachowała całkowity sens logiczny. Wsunął palce lewej dłoni w jego włosy, muskając paznokciami skórę głowy.
- Być może. Nigdy nie zwracałem na nich uwagi, jeśli interesuje ich moje życie osobiste, niech piszą. Chociaż śmiem twierdzić iż Emma Watson jest dla nich dużo bardziej interesującym obiektem. - zażartował, gładząc palcami jego policzek. Nie zraziła go nawet mało pochlebna wypowiedź na temat aplikacji.
- Oczywiście, że nie jesteś. Mimo to, to całkiem przyjemne zobaczyć po dwóch latach jak idiotyczne zdjęcia się wstawiało i stwierdzić, że w sumie, obecnie jest jeszcze gorzej. - zaśmiał się stukając go palcem w podbródek. W dwukolorowych oczach wyraźnie błyskały iskry rozbawienia.
- Poza tym w ten sposób mogę wysłać ci na snapchacie zdjęcie wspaniałej karkówki, a ty wywęszysz okazję. Od razu przyjdziesz do mojego akademika i zaczniesz się domagać u Cyrille'a własnej porcji. Wilk syty i owca cała. - odsunął palce od jego twarzy, zaprzestając wcześniejszego dotyku. Nie był z tego powodu aż tak zadowolony. Ciepło czyjegoś ciała - a nawet chłód, biorąc pod uwagę panującą pogodę i naturalne predyspozycje Alana - nadal były dla niego w podobnych momentach czysto namacalne. Sprawiały, że wcale nie chciał się rozdzielać.
Całe szczeście jego prośba dość szybko została spełniona, gdy Paige na niego naparł. Mercury wycofał jedną z nóg do tyłu, by utrzymać równowagę, odwzajemniając pocałunek. Był cichy. Powstrzymał się od wszelkich dźwięków, po prostu zamykając oczy i całkowicie skupiając się na dotyku. Gdy rozchylił powieki, dostrzegł że starszy chłopak był nie mniej zadowolony co on.
- Jeśli zaprosiłeś w międzyczasie jakiegoś nieznajomego Paige, wylądujesz za drzwiami razem z nim. Nie bawię się w trójkąty, wolę gdy skupiają się całkowicie na mnie. - odpowiedział pół żartem, pół serio, doskonale wiedząc o co mu chodziło. Mimo to, gdy tylko opadł na fotel i zapiął pas, poczuł napływającą senność. Głowa kiwała mu się nieznacznie, choć nawet jeszcze nie ruszyli. Wiedział, że nie da rady.
- Potraktuj mnie jak Śpiącego Królewicza. Wiesz co robić, gdy dojedziemy na miejsce. - odpowiedział sennie, kładąc dłoń na jego udzie. Powieki opadły, a Mercury stracił kontakt z rzeczywistością.

***

Nie wyspał się. Od początku nie miał się wyspać. Mimo to krótka drzemka pozwoliła mu na zregenerowanie sił, które w dużej mierze utracił pod wpływem wszechobecnego zimna. Nie był kimś, kto kochał lato i pełne słońce. Jednocześnie nie lubował też mrozów. Czekał na lekkie ocieplenie, gdy pogoda stanie się po prostu przeciętna, spełniając jego oczekiwania i umożliwiając wiele czynności, z których obecnie musiał zrezygnować.
Był w tym hotelu wiele razy. Nie należało się zatem dziwić, że nie tylko wszedł jak do siebie, ale i kompletnie nie przywiązywał uwagi do wystroju, choć bez wątpienia była to jedna z najlepiej prezentujących się placówek w jakich bywał. W odpowiedzi na powitania od czasu do czasu kiwał nieznacznie głową. Dopiero przy samej ladzie odpowiedział na dwa krótkie pytania dotyczące jego ojca, nie zdradzające praktycznie nic poza faktem, że "czuje się dobrze" i "wiedzie nam się doskonale, dziękuję, otworzyliśmy właśnie kolejny ośrodek w (...)".
Mimo to gdy usłyszał komentarz Alana, spojrzał na niego z jakimś z politowaniem.
- Oczywiście, że nie. Będę musiał cię wyedukować w pewnych dziedzinach, Paige. To dość istotne informacje. - podobnie jak blondyn, zgarnął jedną z drobnych kanapeczek, choć zamiast zjeść ją samemu, podsunął ją chłopakowi z rozbawionym uśmiechem. Domyślał się, że oprócz kąpieli i pójścia spać, czeka ich jeszcze kolacja, biorąc pod uwagę jego apetyt.
Gdy tylko znaleźli się w pokoju ruszył w jego ślady. Zdjął buty i kurtkę, choć zamiast rozejrzeć się dookoła, po prostu podszedł do łóżka i opadł na nie plecami z cichym westchnięciem, wpatrując się w sufit.
Nie zdążył się jednak nacieszyć zbytnio jego miękkością, gdy usłyszał propozycję padającą z ust blondyna. Roześmiał się cicho, nie patrząc w jego kierunku, choć zaledwie kilka sekund później zmierzał już w stronę łazienki, zamykając za sobą drzwi. Poszedł w jego ślady ściągając z siebie koszulkę, choć zostawił póki co dół, łapiąc go za rękę i pociągnął za sobą.
- Kto chciałby korzystać z prysznica, gdy ma się do dyspozycji wannę z hydromasażem? - zapytał z cwanym uśmieszkiem, unosząc jedną z brwi ku górze. Mimo to na swój sposób dał mu wybór. Usiadł jedynie spokojnie na brzegu wanny, przyciągając go do siebie lekkim ruchem. Nie odkręcił wody, pozostawiając tą czynność Haydenowi. Musnął ustami jego obojczyk, żuchwę, aż w końcu dotarł do ust, raz po raz składając na nich lekkie, miękkie pocałunki, zdecydowanie będące jedynie zachętą w formie przystawki, a nie samym daniem głównym. Półprzymknięte oczy obserwowały go nieustannie, oczekując jasnej decyzji.
Droczysz się z nim.
Tylko odrobinę.
Alan Hayden Paige
Alan Hayden Paige
Fresh Blood Lost in the City
Uniósł brew, czując palce przesuwające się po jego twarzy i zawiesił wzrok na oceniających go oczach chłopaka. Nie wiedział, skąd wzięły się niedopowiedzenia, ale nie zamierzał wyciągać ich na wierzch, wiedząc, że sam stosował podobną taktykę na czarnowłosym, chociaż żadne niepochlebne wnioski, do jakich mógł dość, analizując rozpieszczonego księcia, nie wywoływały w nim niechęci do jego osoby. Wiedział, że nikt nie był, jaki był bez konkretnego powodu i bez doświadczeń, które miał za sobą, nawet jeśli nie był mistrzem empatii. Możliwe, że Hayden widząc spojrzenie Mercury'ego, wiedział, że właśnie próbuje przebić się przez nieodkryte warstwy, do których chcąc nie chcąc ciężko było się dostać przez bijące wiecznym znużeniem tęczówki. Być może celowo nie dopuszczał nikogo dalej, przeczuwając, że nie przynosiło to niczego dobrego, zwłaszcza w towarzystwie kogoś, przy kim trzeba było mieć się na baczności, biorąc pod uwagę znaczące różnice w statusie społecznym, chociaż ta opcja nijak pasowała do Paige'a, który robił i mówił co chciał, nie licząc się z hierarchią. Można było snuć przeróżne wnioski na jego temat, ale czegokolwiek by nie powiedziano – prawdę i tak trzymał przy sobie.
Tak też miało pozostać.
„Tak właśnie robię, Paige.”
Wiedziałem ― rzucił z rozbawionym parsknięciem, dostrzegając zrezygnowaną minę Black'a. Mimo tego doskonale udało mu się zachować tak, jakby drugoklasista wcale nie żartował. ― A przez chwilę poczułem się wyjątkowy ― wymruczał, nadając słowom zgryźliwy wydźwięk i wyginając usta w łobuzerskim uśmiechu. Oddał szturchnięcie, a charakterystyczny błysk w ciemnych tęczówkach dawał jednak do zrozumienia, że ciężko było zdeptać jego ego. Ciężko było zapomnieć o nietypowym układzie, który ich łączył i który z pewnością miał miejsce po raz pierwszy. Nie wiedział tylko, dlaczego przystał na taki układ z kimś, kto nie spełniał wielu wymagań w związku.
Przegrasz to szybciej niż ci się wydaje.
Nie wierzysz we mnie?
Nie odbierasz telefonów, spóźniasz się, nie udzielasz się na portalach społecznościowych, nie wysyłasz idiotycznych zdjęć i ledwo potrafisz obchodzić się z ludźmi. Patrząc prawdzie w oczy, jesteś też nikim i nie masz do zaoferowania nic, poza swoją osobowością, która--
Dlatego ta rozgrywka jest dużo ciekawsza.
--też zgrzyta.
Chyba nie sądzisz, że ujawniłbym słabość, która mogłaby przynieść mi straty, Black? ― rzucił, uważnie przyglądając się reakcjom bruneta na jego dotyk, raz po raz zmieniając tempo palców sunących po jego szyi i co jakiś czas dołączając do swoich ruchów delikatne zadrapania. ― Nie wszystko dasz radę załatwić, drapiąc mnie po plecach ― uprzedził, jednak wyglądało na to, że były rzeczy, na które potrafił przystać przez taką drobnostkę. Nie sądził też, żeby Merc zamierzał zupełnie poddawać się swojej ulubionej pieszczocie, chociaż jasnowłosy zdążył już zarejestrować, jak ta na niego działała. Może właśnie dlatego ciężej było mu powstrzymać się od pogłębienia doznań pocałunkami i przygryzieniami, jakby próbował wychwycić granice jego wytrzymałości.
Wynik okazał się zadowalający, a blondyn na moment cofnął lekko głowę, odruchowo chcąc przysunąć ją bliżej drapiącej go ręki, nawet jeśli odległość między nią osiągnęła już możliwe minimum.
Może za parę lat wygryziesz Emmę i będą żałowali, że nie uwiecznili twojego nastoletniego życia ― zażartował, niekoniecznie wierząc w to, by czarnowłosemu śpieszno było do kariery na wielkim ekranie, nawet jeśli ta zapewniłaby mu jeszcze więcej wymaganej na każdym kroku uwagi. ― „Stwierdzić, że obecnie jest jeszcze gorzej”? Przeglądanie starych zdjęć jako forma nowoczesnego masochizmu ― wymruczał pod nosem – co z tej odległości i tak było wystarczająco słyszalne – opuszczając wzrok, gdy poczuł lekkie stuknięcia na swoim podbródku. ― I widzę, że próbujesz wysuwać ciężkie argumenty ― rzucił równie rozbawiony, z powrotem zawieszając wzrok na oczach chłopaka. Wyglądało na to, że zdążył już zarejestrować, że dobre jedzenie było jego piętą Achillesa, co nie zmieniało faktu, że nadal istniały inne sposoby, by go o tym poinformować. ― Ale wolałbym mieć pewność, że wysyłając zdjęcie, informujesz mnie, że moja porcja już na mnie czeka i nie muszę zawracać sobie głowy domaganiem się jej od kogoś, kto nie zna mnie na tyle, by koniecznie musiał się na to zgodzić. ― No proszę, też miał swoje wymagania. ― Co nie zmienia faktu, że przy tobie i tak zapewne doczekam się jeszcze tysiąca zdjęć i filmów ― zaznaczył, przypominając mu o dzisiejszym dniu i nie tylko. Na jego tapecie nadal widniało ich wspólne zdjęcie, chociaż tylko dlatego, że nie fatygował się za bardzo, żeby bawić się swoim telefonem.
Definitywnie zakończył ten temat, uniemożliwiając mu odpowiedź pocałunkiem, którego prędko nie zamierzał przerywać, jakby dzięki temu miał zapomnieć, o czym w ogóle rozmawiali. Miał nadzieję, że przyniesie to zamierzony efekt, nawet jeśli przypuszczał, że w przyszłości młodzieniec na pewno poruszy jeszcze ten temat, o ile sam nie postanowi pościągać mu potrzebnych aplikacji i pozakładać kont, na które co rusz będą przychodziły nowe wiadomości.
„Jeśli zaprosiłeś w międzyczasie jakiegoś nieznajomego Paige...”
Jak to nieznajomego? Osobiście ręczę za Alexa. Jeśli chcesz, możemy ustalić, że oboje będziemy skupiać się tylko na tobie. Na pewno ci się spodoba ― odpowiedział, nie dodając swojemu tonowi żadnej konkretnej intonacji, przez co brzmiał jak ktoś, kto mówił o czymś, co zostało już postanowione i nie było niczym, czego należało się wstydzić. Gdy jednak zwrócił twarz w stronę idącego obok Merca, dało się zobaczyć, że przez ten cały czas wyginał usta w ledwo widocznym uśmiechu. ― Sam nie przepadam za trójkątami ― dodał po dłużącej się chwili, gdy wsiadali do samochodu. Nie wdrażał się zbytnio w ten temat, dlatego nie wiadomo było, czy nieprzepadanie było kwestią doświadczeń czy może tego, że filmy porno z tego zakresu nie prezentowały się obiecująco.
„Potraktuj mnie jak Śpiącego Królewicza.”
Jak sobie życzysz.

-----------------------------------

Czy pobudka Mercury'ego była równie przyjemna, jak w bajce o Śpiącej Królewnie? Bynajmniej. Był beznadziejnym księciem z bajki i na pewno nie chciałoby mu się zapierdalać, by ratować kogoś przed smokiem. Jasnowłosy odpiąwszy pas już pod hotelem i zauważywszy, że czarnowłosy nie zarejestrował dotarcia na miejsce, pochylił się w jego stronę, owiewając ciepłym powietrzem jego policzek, który tuż po tym spotkał się z lekkim przygryzieniem. Stamtąd usta Haydena dobrnęły do jego ucha, mrucząc krótkie „Wstajemy” i składając kolejne ugryzienie, tym razem na jego płatku. Nie dawał mu zbyt wielkiego wyboru, a i nie sądził, że w tak krótkim czasie zdążył odpłynąć całkowicie.
Gdy już znaleźli się w hotelu, stosunek Black'a do jego wnętrza wcale go nie zdziwił. Nie stało to jednak na przeszkodzie, by nadal wyłapywać nowe, ekstrawaganckie elementy, z którymi nie miał styczności na co dzień, nawet jeśli brał pod uwagę, że dla gości hotelu nie było to niczym nowym. Po prostu nie wchodził czarnowłosemu w drogę, gdy obsługa uprzejmie wypytywała go o sprawy rodzinne – miał sporo szczęścia, że skupiono się tylko na drugoklasiście, który wiedział, jak się z nimi obchodzić.
Tak istotne, że będę mógł je wykorzystać, kiedy będę już sławny i bogaty? ― Zerknął na niego ze znużeniem, ignorując politowanie. Szybko jednak skupił się na podsuniętej mu pod nos przystawce, którą chwycił zębami, uznając, że ciężko byłoby przepuścić taką okazję. Celowo przesunął językiem po jednym z trzymających przysmak palcu, obrzucając chłopaka prowokacyjnym spojrzeniem. Nie obchodziło go, jak wielu ludzi kręciło się dookoła i kto mógł zarejestrować ten niesmaczny gest. ― Chyba mogę się do tego przyzwyczaić.
Lepiej do niczego się nie przyzwyczajaj.
Sprawa wspólnej kąpieli mogła być przesądzona, gdy brunet runął na łóżko. Zawsze istniała szansa, że odpłynie równie szybko, co w samochodzie. Alan dał mu jednak jasno sprecyzowany wybór, już nawet nie oglądając się za siebie. Chwycił za brzeg spodni dokładnie w momencie, w którym drzwi zatrzasnęły się za jego plecami. Obrócił głowę w bok, zerkając z ukosa na Black'a i uniósł kącik ust w łobuzerskim uśmiechu, jakby fakt, że nie musiał się dopraszać przyprawił go o zadowolenie. Zresztą, nie było co ukrywać, że podobał mu się ten brak niepewności w chwili, gdy ktoś inny mógłby kręcić nosem i zastanawiać się, czy pójście do łazienki z drugą osobą na pewno było dobrym pomysłem, zważając na fakt, do czego mogło dojść.
Złapany za nadgarstek, nawet nie oponował i dał się poprowadzić w stronę sporej wanny, którą objął zdawkowym spojrzeniem. Miał co prawda inne plany, ale Black skutecznie wybił mu je z głowy, sprawiając, że nowa opcja wydała mu się równie atrakcyjna. Obserwował go uważnie do momentu, w którym pochylił się niżej, odwzajemniając każdy delikatny pocałunek tym samym i mieszając je z zaczepnymi przygryzieniami, które w rzeczywistości bardziej przypominały ocieranie się zębów o dolną wargę chłopaka. Spodobało mu się aktualne, niegroźne tempo ich wspólnej zabawy, pozostawiało przyjemne mrowienie na jego ustach i wywoływało niedosyt, z którym niespecjalnie musiał się kryć w towarzystwie chłopaka.
Niech będzie wanna ― każde słowo mruczał w krótkich przerwach między kolejnymi pocałunkami. Jedną ręką wsparł się o brzeg wanny, zsuwając się ustami w stronę szyi chłopaka, na której zaczął składać równie delikatne gesty. Z tej perspektywy łatwiej było mu odszukać wzrokiem kurek, do którego sięgnął wolną ręką. Szum wody od razu wypełnił łazienkę, zagłuszając ich zupełnie.
Powróciwszy wargami do jego ust, wsunął rękę pod strumień wody, czekając aż nabierze nabierze odpowiedniej temperatury. Biorąc pod uwagę status hotelu, nie musiał czekać długo na ciepło, które przyjemnie objęło skórę na jego dłoni. Nieporadnym ruchem – bo wciąż o wiele bardziej skupiony był na Mercury'm – zatkał odpływ i pozostało już tylko czekać aż woda wypełni całą wannę.
Przesunął mokrą dłonią po torsie chłopaka, wiodąc nią od klatki piersiowej, przez brzuch, aż po linię spodni, z których zapięciem nie musiał się długo kłopotać. Nie mógł powstrzymać się od wsunięcia tymczasowo rozgrzanej wodą ręki pod jego bieliznę, jakby sama obecność młodzieńca wywoływała niepohamowaną chęć dotyku. Ten jednak nie trwał długo, ale przesunięcie palców po podbrzuszu było na tyle wyraźne, że ciężko było je zignorować. Dotknąwszy końcówką języka jego dolnej wargi, wyprostował się i odsunął o krok, nieszczególnie zawiedziony tą koniecznością. Wiedział, że lada chwila i tak będzie mógł powrócić do wcześniejszych czynności.
Na co czekasz, Black? ― spytał zgryźliwie i kiwnął podbródkiem w stronę jego spodni, które nadal trzymały się jego bioder. Już w tym samym czasie rozpiął swoje własne, by zaraz pociągnąć je w dół razem z bielizną, w niedługim czasie pozbywając się ostatnich, niepotrzebnych partii ubioru. Całkowite obnażenie się nie wywoływało w nim żadnych emocji, bo i w jego odczuciu niewiele się zmieniło, oprócz tego, że nie miał na sobie nic, co mogłoby jakkolwiek krępować jego ruchy. ― Chyba że mam ci w tym pomóc, książę ― dodał z pewnym siebie grymasem na twarzy i wyciągnął rękę w jego stronę, jakby rzeczywiście zamierzał potraktować go w sposób godny księcia.
Jesteś nienormalny.
Rozbieranie się do kąpieli to rzeczywiście wybryk.
Sponsored content
Powrót do góry
Permissions in this forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach