Alan Hayden Paige
Alan Hayden Paige
Fresh Blood Lost in the City
First topic message reminder :

14 luty, 13:27
Paige właśnie szwendał się po mieście i wreszcie postanowił sięgnąć po telefon i zapoznać się z zaległymi wiadomościami. Zignorował wiadomości zmartwionej siostry, nie zapoznając się z nimi nawet pobieżnie. To samo zrobił z wszelkimi reklamami, zauważył też kilka nieaktualnych już zaproszeń na piwo, których pozbył się ze swojej skrzynki i kiedy blondyn przymierzał się do wykasowania kolejnego wątku, jego kciuk zatrzymał się nieruchomo nad wyświetlaczem.
„14 lutego, 13.30 pod wieżą na The Gathering Place.”
Miał trzy minuty i kompletny brak szans na zdążenie na czas. Czy to go powstrzymało? W żadnym wypadku. Zadarł głowę do góry, zahaczając wzrokiem o tabliczkę z nazwą ulicy. Znajdował się w zupełnie innej części miasta. Przemknął wzrokiem po okolicy, jakby przez chwilę rozważał jeszcze wszystkie „za” i „przeciw”, jednak koniec końców zawrócił, kierując się w stronę najbliższego przystanku.
Co ty robisz?
Ratuję się przed wkurwiającymi ludźmi.
Chcesz tam pojechać? Nie wygląda na takiego, który lubi czekać.
Poczeka.
Skąd ta pewność siebie? Może lepiej napisz mu, że się zja--
Nie. Tak będzie zabawniej.
Zabawnie będzie, jak będziesz zapierdalać na koniec miasta po nic. Widocznie masz za dużo wolnego czasu.
Nie zamierzam na to narzekać.
Gdy znalazł się na miejscu, komórkowy zegar wyświetlał trzynastą pięćdziesiąt osiem. Blondyn w żadnym wypadku nie wyglądał na kogoś, kto spieszył się na miejsce spotkania, mimo świadomości, że i tak już był spóźniony. W jego przypadku należało liczyć się z faktem, że częstotliwość sprawdzania telefonu wiązała się z częstymi spóźnieniami. Paige wsunął ręce do kieszeni i już zaczął wodzić wzrokiem po okolicy w poszukiwaniu znajomej sylwetki. Nie było to łatwym zadaniem, biorąc pod uwagę to, że przewijało się tędy mnóstwo ludzi, a unoszące się w powietrzu czerwone balony w kształcie serc raz po raz utrudniały skupienie się. Tak samo, jak podchodzący do niego sprzedawcy róż, którzy proponowali ich kupno dla wybranki. Jasnowłosy zdążył odmówić trójce pań z koszykami pełnymi kwiatów, które nachalnie przypominały o tym, jaki dziś mieli dzień.
Może lubi kwiaty. Skoro już tam zapieprzasz, to chociaż się postaraj.
Kącik ust Haydena mimowolnie drgnął, chcąc unieść się w nieznacznym uśmiechu, gdy nieopodal dostrzegł czekającego na niego chłopaka. Co prawda, stał odwrócony tyłem, ale mimo tego nietrudno było go rozpoznać. Zwolnił nieco kroku, chcąc podejść go niezauważony. Gdy znalazł się dostatecznie blisko, zatrzymał się i pochylił do przodu, prawie stykając się wargami z uchem czarnowłosego.
Jakiś Arab o mnie pytał. Mam nadzieję, że to nie twoja sprawka ― rzucił mrukliwie z wyraźnym rozbawieniem i wyprostował się, znów spoglądając na chłopaka nieco z góry. ― Co jest, Black? Masz problem z wyborem prezentu dla dziewczyny? ― Nie byłby sobą, gdyby oszczędził mu choć najdrobniejszej nuty kąśliwości.

Mercury Black
Mercury Black
Administrator Sovereign of the Power
Jakby na to nie patrzeć, chłopak kompletnie nie pasował mu na typ informatyka. Nie wrzucałby go może do worka z całkowitymi elektronicznymi beztalenciami - do których, czego nie chciał przyznać, sam przynależał - ale też nie wyciągałby go ponad wyżyny. Ktoś kto większość czasu spędzał szwędając się po mieście, raczej nie mógł zajmować się czymś przeznaczonym dla domowych nerdów. Z założenia.
Rzecz jasna był jeszcze inny sprzęt, którym mógł się zajmować, niemniej chwilowo nie dopuszczał do siebie podobnej myśli. Tym bardziej, że okazało się że ma rację. Choć częściowo. Pozwolił sobie na zadowolone uniesienie kącików ust w uśmiechu.
- Jakim innym sprzętem się zajmujesz, Paige? Już wiemy że w scenografię się bawić nie chcesz. Fotografia też odpada? A może bawisz się po godzinach nie tylko w mechanika, ale i złotą rączkę? Nie wyglądałbyś źle, pochylając się nad zlewem. - rzucił złośliwie, pozwalając sobie przez ułamek sekundy na pojawienie się odpowiedniego obrazu w jego głowie.
Jest całkiem umięśniony.
Nie miałby z tym większych problemów.
Tak też sądzę.
Choć pewnie się nie dowiemy.
A przynajmniej nie dziś.
Normalnie chłodna dłoń blondyna zdawała się nabrać nieco ciepła pod wpływem jego własnej ręki. Zerknął na niego sennie uśmiechając się kącikiem ust.
- Nikt ci nie każe, Paige. Zrobisz tyle, na ile sam sobie pozwolisz. - te słowa ledwo dosłyszalne, były ostatnimi które wypowiedział przed zaśnięciem. Końcówki grzywki łaskotały delikatnie jego policzki, zupełnie jakby chciały go obudzić, ale nawet one nie miały w tym momencie na niego najmniejszego wpływu.
Nie pamiętał co mu się śniło. Wiedział tylko, że kiedy poczuł szturchnięcie, zacisnął mocniej powieki próbując uciec przed światłem. Dotyk na dłoni spełnił swoją rolę. W końcu zamrugał parę razy, wpatrując się w blondyna dwukolorowymi tęczówkami. Potarł parę razy policzek palcami i wstał przeciągając się z ziewnięciem.
- Ostatnia osoba uciekła i przedstawili ją w sielance wskazującej na to, że jej się uda, by w ostatniej sekundzie wyskoczył na nią potwór? Czy w tle za nią zamajaczyła złowroga sylwetka wskazująca na kolejną część? - zapytał z niejakim rozbawieniem, choć ton jego głosu wskazywał na to, że nadal był nieco zmęczony i dochodził do siebie. Przechodząc obok Paige'a, przesunął ręką po jego klatce piersiowej, niedbałym gestem nim udał się w stronę wyjścia. Wymijał dość zręcznie przechodzących ludzi i przesunął językiem po ustach, czekając aż zrówna się z nim krokiem.
- Chcesz zjeść coś konkretnego? Sporo tu restauracji. - rzucił luźno, zatrzymując na dłużej wzrok na balonie dziewczyny przed nimi. Obejmowała swojego chłopaka za ramię, trajkocząc coś emocjonalnie, wyraźnie podekscytowana filmem z którego dopiero co wyszli. Różowy balon kołysał się miarowo, podobnie jak pluszak którego niosła pod ręką. I to właśnie na nim skupił swoją uwagę w następnym momencie, nawet nie zdając sobie z tego sprawy.
Alan Hayden Paige
Alan Hayden Paige
Fresh Blood Lost in the City
Zaśmiał się krótko pod nosem, słysząc wywody Mercury'ego na temat jego ewentualnych zainteresowań. Odpowiedź na jego pytanie była co najmniej banalna, ale odczekał chwilę, nie chcąc psuć sobie zabawy z wysłuchiwania jego teorii. Kto wie, co jeszcze mogło przyjść mu do głowy? Trzeba jednak przyznać, że bycie hydraulikiem wygrało konkurs najidiotyczniejszych hobby, które mógł mu przypisać. Nie to, że nie radził sobie z podobnymi wyzwaniami, ale nikt raczej nie wymagał od niego takiego rodzaju pomocy.
A podobno to ja jestem śmieszkiem ― prychnął rozbawiony, unosząc nieznacznie brwi. Spróbował odegrać sposób, w jaki Black wypowiedział to określenie kilkadziesiąt minut temu. Co prawda, nie wywrócił oczami, ale trzeba przyznać, że poradził sobie z tym całkiem nieźle. ― Miałem na myśli motocykle, ale dla ciebie mogę naprawić nawet zlew. ― No masz, romantyk się znalazł. Gdyby nie słyszalna zgryźliwość w jego głosie, można byłoby pomyśleć, że ta obietnica była całkiem szczera, nawet jeśli tym razem to czarnowłosy nie wyglądał na takiego, który musiał radzić sobie w kryzysowych sytuacjach sam lub tak, by uniknąć zawyżonych kosztów.
„Zrobisz tyle, na ile sam sobie pozwolisz.”
Do tej pory te słowa kompletnie nie odpowiadały jego wizji rozpuszczonego szczeniaka, w której to był przekonany, że na każdym kroku niecierpliwił się przed otrzymaniem czegoś, czego wręcz wymagał. Pokiwał jednak nieznacznie głową, przyjmując to do wiadomości, z kolei lekko uniesiony kącik ust, na który brunet miałby wgląd z profilu, gdyby tylko nie odpłynął, świadczył o tym, że Paige czuł się co najmniej mile zaskoczony. Na swój sposób. Nie dało się jednak ukryć, że był raczej typem, który często pozwalał sobie na za wiele. Szczególnie po ostatnim.
Pierwsze. Nie żebym się temu dziwił, mimo że wielokrotnie powielano film, by w kolejnych częściach karmić ludzi właściwie tym samym. Tylko w trochę innym miejscu. Poza tym została już tylko Ann ― i na tym zakończył swoje wnioski. Chociaż Merc przespał połowę filmu, powinien domyślić się, że bohaterka była na tyle tępa, by jej przeżycie nie mogło mieć wpływu na uratowanie świata przed apokalipsą. Udowodnili jedynie tyle, że głupi znowu miał szczęście, ale tylko do czasu.
Podniósł się z miejsca zaraz za czarnowłosym i sięgnął po kurtkę, zaraz zarzucając ją na ramiona. Zabrawszy ze sobą resztę rzeczy, udał się do wyjścia, wyrzucając po drodze pusty kubełek po popcornie i kubek po napoju. Gdy znaleźli się na zewnątrz, nagły spadek temperatury zmusił go do zapięcia kurtki pod samą szyję i wciśnięcia rąk do kieszeni.
Wszystko jedno. Możesz coś wybrać. Jestem skłonny próbować nowych rzeczy ― odparł, widocznie nie mijając się z prawdą. Zresztą ciężko byłoby uwierzyć w jego wybredność, kiedy prawdopodobnie pochłonąłby wszystko, co było jedzeniem. Mimowolnie podążył wzrokiem za spojrzeniem drugoklasisty, ale pluszak nie zainteresował go na tyle, by poddał go równie dokładnej obserwacji.
Rozejrzał się po okolicy, nie mając większego problemu z wyłapywaniem różnych punktów. Chcąc nie chcąc, górował nad tłumem, a dzięki temu łatwiej było mu rozeznać się w terenie. Raz jeszcze ziewnął, tym razem przysłaniając usta wierzchem dłoni, choć świeże powietrze samo w sobie powinno już wcześniej postawić go na nogi.
Zaczekaj chwilę. Skoczę po kawę ― mruknął i kiwnął podbródkiem w stronę najbliższego automatu, dając mu do zrozumienia, gdzie powinien go szukać. Gdyby ewentualnie zamierzał to zrobić. Zaczął wymijać przechodniów, by dostać się do swojego celu.
W chwili, gdy Alan zatrzymywał się przed automatem, Merc właśnie mógł poczuć mocniejsze uderzenie w plecy. Nie na tyle mocne, by zabolało, ale na tyle wyraźne, by dało się wyczuć jego przypadkowość.
Przepraszam ― wypowiadane przeprosiny były wyłącznie odruchem, w którym nie krył się nawet cień żalu. W końcu mało kto faktycznie czuł się winny potrącenia kogoś, kto torował przejście. Musiała jednak zadrzeć głowę wyżej, zahaczając spojrzeniem o tył głowy chłopaka. Nawet z tej perspektywy wyglądał znajomo, przez co ciemnowłosa niezależnie od własnej woli zmarszczyła nieznacznie nos. Wciąż pamiętała o ostatnim pokrzyżowaniu jej planów.
Mercury Black
Mercury Black
Administrator Sovereign of the Power
No spójrzcie, udało mu się go rozbawić. Potarł końcówkę nosa wierzchem dłoni, co wyglądało na próbę ukrycia własnego rozbawienia. Reakcja Paige'a na jego słowa zdecydowanie była warta chwilowego zastanowienia się. Ponadto po raz kolejny utwierdził go w przekonaniu, że zadawanie się z nim nie należało do spotkań przypominających stypy, nawet jeśli nie zawsze pozwalał by na jego twarzy pojawiła się cała gama uczuć. Te drobne kroki, które obserwował w pewien sposób rozbudzały jego ciekawość i motywowały go do dalszego poznawania jego osoby.
- To idiotyczne słowo. Sam nie wiem gdzie je usłyszałem. - mruknął nawet nie próbując się nad tym zastanawiać. Nie było to na tyle ważne, użył go tylko raz wyczuwając odpowiednią chwilę i póki co więcej razy nie zamierzał.
Słowa o motocyklu choć gdzieś utkwiły w jego pamięci, nie zyskały odpowiedzi. Prawdopodobnie dlatego, dopiero gdy znaleźli się na zewnątrz, a chłopak w końcu oderwał swój wzrok od pluszowego niedźwiedzia, w momencie gdy dziewczyna postanowiła przycisnąć go sobie w rzekomo uroczym geście do piersi, podniósł wzrok na blondyna, przyglądając mu się z zamyśleniem.
- Więc masz prawo jazdy? Obu kategorii? - zapytał idąc w jego ślady. Zapiął kurtkę pod samą szyję i poprawił szalik, wsuwając dłonie do kieszeni. Jedynie czarno-białe włosy podskakiwały lekko na jego głowie wraz z każdym wykonywanym przez niego krokiem, nie przytrzymane żadną czapką. Jeden budynek nie był oddalony od drugiego na tyle, by odczuwał większą potrzebę zakładania jej, nawet jeśli zdobiące jego uszy kolczyki dość szybko traciły temperaturę. Potarł je parę razy w zamyśleniu palcami.
Chyba nie myślisz o tym, o czym myślę że myślisz?
Przecież wiesz o czym myślę.
To nie jest dobry pomysł.
Przede wszystkim i tak nie zamierzam wychodzić z podobną propozycją w tym momencie. Obaj wiemy, że by się nie zgodził.
Prawdopodobnie masz rację.
Ale to istotna informacja. Zapamiętam ją.
Nie żeby zapominał o jakiejkolwiek informacji, którą uraczył go blondyn. Były one zbyt cenne i mogły mieć większy wpływ na to jak będzie go odbierał przyszłości, dlatego poświęcał im dość sporo uwagi, jak zawsze gdy wybierał sobie kogoś konkretnego.
- W takim razie... mięso. Idziemy na prawdziwy, wielki, amerykański stek, który jeszcze muczy kiedy go gryziesz. - rzucił rozbawionym tonem. Gdy ten postanowił odejść po kawę, kiwnął jedynie głową przystając w miejscu, by na niego poczekać. Nie czuł większej potrzeby, by iść za nim, w końcu nie był ochroniarzem, który miał nadzorować każdy jego najmniejszy krok.
"Przepraszam."
- Nic nie szko-... - uroczy, uprzejmy uśmiech, jakim uraczył w pierwszym momencie dziewczynę odwracając się w jej stronę, zamarł na jego twarzy, gdy ją rozpoznał.
- ... dzi. - dokończył nie zmieniając mimiki, niczego nie dając po sobie poznać. Przekrzywił jedynie głowę w wyjątkowo uroczym geście, przymykając przy tym oczy.
- Samotne walentynki? Co za przykry widok, dzisiaj też nie miał dla ciebie czasu? Oczywiście, że nie. - nachylił się nieznacznie nad dziewczyną, by móc bez problemu wymruczeć jej do ucha pięć prostych słów. - W końcu jest ze mną.
Nie dał jej większego czasu na reakcję. Choć wcześniej miał zamiar poczekać, ruszył w kierunku automatu, bez większego problemu przedzierając się przez ludzi, kompletnie nie dbając jaką twarz zrobiła w odpowiedzi, ani czy szła za nim. Rozpoznanie Alana w tłumie należało do najłatwiejszych rzeczy, jakie istniały.
Dlatego otoczył chłopaka ramionami kompletnie ignorując zebrany dookoła tłum i oparł policzek o jego łopatkę, przez chwilę nie odzywając się ani słowem.
- Mi też weź. Taką samą.
Alan Hayden Paige
Alan Hayden Paige
Fresh Blood Lost in the City
„To idiotyczne słowo. Sam nie wiem gdzie je usłyszałem.”
Czy on dobrze słyszał? Ktoś tu zaczynał się tłumaczyć, co tylko przyprawiło Alana o kolejną falę rozbawienia. Tym razem jednak nie zaśmiał się, jednak jego usta momentalnie wykrzywił zgryźliwy uśmiech, nie pozwalający odgadnąć, co jasnowłosy miał w tej chwili na myśli. I Mercury nie dostał szansy na to, by się tego dowiedzieć, choć w pierwszej chwili niejedna osoba zaczęłaby spodziewać się kolejnego komentarza z jego strony.
Słusznie. Powinieneś częściej praktykować zamykanie mordy.
Uważaj, bo zacznę robić ci na przekór.
Głos momentalnie zamilkł, zdając sobie sprawę z ich odwiecznej wojny. Może nie rzucali w siebie mięsem, ale Paige był mistrzem robienia dosłownie wszystkiego, co odbiegało od granic zdrowego rozsądku. Może czasem powinien trzymać się tej bezpiecznej strefy, ale uważał, że wtedy zwyczajnie by się nudził. Może to właśnie chwilowe znudzenie skłoniło go do stawienia się we wskazane miejsce i przyjęcie zaproszenia? Może dlatego nawet po wyjściu z kina nie zrezygnował z dalszego spotkania?
Mhm ― rzucił zdawkowo, nie próbując dociekać, skąd wzięło się to pytanie. Było na tyle nieinwazyjne, że nie widział problemu w podzieleniu się z nim prawdą, tym bardziej, że w tej chwili wymagał od niego wyłącznie krótkiego potwierdzenia lub zaprzeczenia, choć większość ludzi po pociągnięciu za język potrafiło wysilić się na bardziej złożoną odpowiedź, zawierającą w sobie wszelkie zagadnienia, które zakrawały o poruszony temat. Pod wieloma względami Paige był beznadziejnym rozmówcą – szczególnie, jeśli chodziło o jakiekolwiek sprawy osobiste. Im mniej o tobie wiedzieli, tym lepiej.
Poruszył palcami w kieszeniach, chcąc rozgrzać je jeszcze bardziej. Słysząc kolejne słowa Black'a, Hayden pokiwał głową z niemym uznaniem. Wystarczyła wzmianka o steku, a żołądek blondyna szybko przypomniał o swoim istnieniu, mimo że jeszcze jakiś czas temu był przekonany, że popcorn i nachosy wystarczą mu na dłużej.
Uważaj, bo jeszcze się zakocham ― wymruczał kąśliwie, zerkając kątem oka na czarnowłosego. Po krótkiej ciszy postanowił sprecyzować swój tok myślenia: ― W steku, rzecz jasna. ― Błysnął krótko białymi zębami w nieco szerszym uśmiechu, ale ten szybko spełzł z jego warg, gdy tylko skupił się na sprawieniu sobie kubka gorącej kawy.
Nie miał pojęcia, że kawałek dalej doszło do starcia tytanów.
Ayano z wewnętrznym poirytowaniem przyglądała się uśmiechowi na twarzy bruneta. Mógł sobie być uroczy, urzekający i jakich to jeszcze określeń jeszcze nie przypisywały mu jego fanki, ale dziewczyna już od początku domyślała się, że powszechnie znany Vargas, samozwańczy pan świata i okolic, nosił w sobie całe mnóstwo gówna, które tylko ktoś ładnie zapakował.
Zaniosła się parsknięciem, choć jej twarz bynajmniej nie wskazywała na to, że czuła się w nastroju do śmiechu. Zacisnęła usta w wąską linię, co nie trwało długo, biorąc pod uwagę, że słowa drugoklasisty wręcz prosiły się o komentarz.
Bardzo zabawne, Black. Tak się składa, że nie mam z tym problemu. A ty co? Znowu dajesz na sobie żerować innej? Jakiś ty naiwn--
„W końcu jest ze mną.”
Uniosła brew w lekkim niedowierzaniu, które prędko ustąpiło miejsca nieznacznemu rozgoryczeniu. Ściągnęła brwi, patrząc jak chłopak zaczyna się oddalać i mimowolnie powiodła za nim wzrokiem, wmawiając sobie, że zwyczajnie kłamał. Paige nie miał najmniejszych powodów, żeby spotykać się z tym rozpieszczonym szczeniakiem. Już zamierzała podnieść głos, by dorzucić swoje trzy grosze, gdy w zasięgu jej wzroku znalazły się roztrzepane, jasne włosy. Niemożliwe.
Ujął gorący, papierowy kubek, co niemalże od razu przyniosło ulgę jego zmarzniętym palcom. Miał jednak szczęście, że nie należał do tych typów, które łatwo było przestraszyć. Gdy tylko został objęty od tyłu, zaledwie obejrzał się za siebie, unosząc brew w pytającym wyrazie. Już wcześniej zauważył, że – być może – miał do czynienia z rzepem, ale teraz wiedział to na pewno. Pokręcił nieznacznie głową w niedowierzaniu, nie kryjąc przy tym rozbawienia, ale zaraz podał mu trzymany w ręku kubek, z którego jeszcze nie zdążył nic wypić.
Trzymaj.
Mając już wolne ręce, wyciągnął portfel z kieszeni i wygrzebał z niego parę drobniaków, a wrzuciwszy je do automatu, wcisnął ten sam przycisk, co wcześniej.
Alan?
Blondyn spojrzał w bok, słysząc znajomy głos. Dla niego było to przypadkowe spotkanie, ale dla Mercury'ego mogło oznaczać to nagłą wojnę. Ciemnowłosa nawet na niego nie spojrzała, ale wyprostowana postawa i pewny siebie uśmiech, a także maślane oczy, którymi bez trudu udawało jej się świecić w stronę ciemnookiego, mówiły same za siebie.
Ayano. Co tam, mała? ― rzucił, unosząc kącik ust w charakterystycznym dla siebie uśmiechu. Odpowiedź nie była dla niego na tyle ważna, co buczenie maszyny, która właśnie zajmowała się realizacją jego zamówienia, ale skupił na niej wzrok na wystarczająco długo, by posunęła się o krok dalej, nie robiąc sobie nic z obecności czarnowłosego.
Właśnie przechodziłam. Nie spodziewałam się, że cię tu spotkam, ale widzę, że jesteś już zajęty ― mruknęła z nutą sceptycyzmu w głosie, ukradkiem przesuwając wzrokiem po twarzy drugiego młodzieńca, zanim ponownie skupiła się na swoim głównym celu. ― Właściwie dawno cię nie widziałam. Może znalazłbyś trochę czasu dziś wieczorem?
Mercury Black
Mercury Black
Administrator Sovereign of the Power
Kiwnął jedynie głową, słysząc potwierdzenie z jego strony. Więc dobrze wywnioskował. Teraz gdy zdobył podobną informację, zakodował ją gdzieś w pamięci, jednocześnie chwilowo odtrącając. Nie była mu kompletnie potrzebna w danym momencie i zdecydowanie nie miała się przydać w najbliższej przyszłości. W końcu nie zamierzał ani go dalej o nic wypytywać, ani nijak wykorzystywać.
Przynajmniej nie do tego.
Co za paskudne insynuacje. Wstydziłbyś się.
No spójrzcie tylko na ten sarkazm, ktoś tu jest w dobrym nastroju.
Miał ochotę uśmiechnąć się do samego siebie. Słysząc tekst o zakochaniu się, puścił mu oczko z rozbawieniem i przeciągnął się z cichym ziewnięciem.
- Uważaj Paige, w końcu od zawsze krąży powiedzenie 'Przez żołądek do serca'. - co więcej, póki co zdawało się działać. Nie posunąłby się rzecz jasna do stwierdzenia, że chłopak obdarzył go jakimikolwiek uczuciami. Było to w tym momencie na tyle absurdalne, że sam wybuchłby śmiechem na podobny wniosek. W końcu był to jeden z powodów, dla których nadal nie dawał mu spokoju. Pomijając fakt, że z biegiem czasu faktycznie odkrywał, że ten chodzący Indywidualista miał w sobie wiele cech, które sprawiały że czuł się w jego towarzystwie komfortowo.
Zdecydowanie dobry humor.
Byłby lepszy gdyby nie ta-
Zdzira.
Drażniła go. Nawet jeśli nie dawał tego po sobie poznać, zdecydowanie nie lubił gdy ktoś wchodził z butami w jego sprawy i jego otoczenie. A moment, w którym postanowił położyć swoje ręce na Alanie, był tym w którym oznaczył go jako swoją własność. Nie targała nim zazdrość. Był zwyczajnie wkurwiony, jak ktoś komu inny uczeń podjebał kurtkę, myląc z własną. Nie miał w końcu nic przeciwko temu, by sypiał i spotykał się na boku z innymi. Do momentu, w którym nie był z nim. Gdy Mercury czegoś chciał, żądał i zajmował, miał to dostać, a owy cel - skupić się na nim. Całkowicie. I choć większość zdążyła się już tego nauczyć, tak jak widać niektórzy mieli problem z pojmowaniem faktów.
Wypuścił Paige'a ze swoich objęć, mrucząc cicho pod nosem, gdy ten wręczył mu kawę. Podmuchał w nią, upijając ostrożnie łyk i rozgrzewając ręce. Gorzka. Niemniej gorycz kawy nie była w połowie tak duża, jak ta która wypełniła jego usta po uświadomieniu sobie, że ktoś postanowił iść za nim.
"Widzę, że jesteś już zajęty."
- Żałosne. - mruknął nawet nie starając się, by to wyciszyć. Jedno krótkie słowo oddało w pełni jego myśli w tym momencie, gdy odwrócił głowę w drugą stronę, upijając kolejny łyk. Drażniła go swoją obecnością.
Nie musisz tu stać.
Nie, nie muszę.
Wystarczy jeden uśmiech i zastąpisz go kimś innym, wiesz o tym.
Kimś równie wkurwiającym co ona?
Nie obchodziło go co sądził o tym pomyśle Paige. Zwrócił się ponownie w ich stronę, rozluźniając nieznacznie palce. Kubek kawy uderzył o ziemię tuż przy butach Ayano, rozlewając się na nie w dość efektowny sposób. Miękkie buty momentalnie przesiąkły plamami, czego nie skomentował w żaden sposób. Uniósł jedynie brew, zachowując beznamiętną minę.
- Och, wybacz. Wyślizgnął mi się z dłoni. Czasem tracę władzę w rękach, taka reakcja alergiczna na pierdolenie. Lepiej się przebierz, chociaż pewnie nawet to ci nie pomoże. - jednym krótkim ruchem złapał Paige'a za rękę, pociągając za sobą w stronę restauracji. Nie zamierzał słuchać jej potencjalnego jazgotu, wystarczyła mu konieczność patrzenia na jej twarz dłużej niż było to konieczne. Na pożegnanie nawet nie odwracając głowy w jej kierunku, uniósł do góry i wyprostował wolną rękę pokazując jej środkowy palec.
Zachowanie godne panicza z domu Blacków.
Się wie.
Ręka ponownie opadła wzdłuż jego ciała, gdy odwrócił się jakby nigdy nic w stronę blondyna, przekrzywiając głowę w bok.
- Ach, sorry. Kawa. Kupimy jakąś na miejscu. - zreflektował się, jakby nigdy nic rzucając mu krótki uśmiech. Mimo to przesunął wzrokiem po jego twarzy. Jak bardzo się wkurwił?
Alan Hayden Paige
Alan Hayden Paige
Fresh Blood Lost in the City
No masz. Jeszcze pomyślę, że mi grozisz. Ale słyszałem, że działa tylko, gdy jesteś w stanie przyrządzić coś dobrego samodzielnie ― rzucił spokojnie, jakby wykładał coś tak oczywistego, co nawet nie wymagało słów. Tym samym zakończył ten temat, doskonale zdając sobie sprawę z tego, że potrafił oddzielić żołądek od serca. Może osoby, które potrafiły zadbać o to, by nie skręcał się z głodu wychodziły na plus w jego oczach, ale było to chwilowe wrażenie, a licznik znajomości zerował się po każdym spotkaniu, a przynajmniej tak to odczuwał. Niektórzy – najczęściej osoby z tym samym podejściem – potrafili to zrozumieć, kiedy reszta liczyła na kupno jego przywiązania, co niosło ze sobą raczej mizerne skutki.
Ciężko oswoić kogoś o naturze kota, gdy najczęściej to on oswaja ciebie.
Czujesz to?
„Żałosne.”
Gdy ciemnowłosa postanowiła zignorować uwagę czarnowłosego, Paige zerknął na niego z ukosa, chociaż ciężka atmosfera, która zapanowała w niewielkim środowisku ich trójki nie zrobiła na nim wrażenia. Nie zamierzał wnikać w powody ich osobistej niechęci, choć gdyby miał strzelać, stawiałby, że Ayano mogła być jedną z nieszczęśliwie porzuconych przez Black'a dziewczyn, choć to nijak usprawiedliwiało jego podejście do niej. Mimo wszystko uznał to za niegroźne przekomarzanki, nie wiedząc, że z jakiegoś powodu znalazł się w istnym centrum chaosu.
Zastano-- ― już zamierzał udzielić jej odpowiedzi, gdy jego słowa zostały urwane przez nagłe warknięcie dziewczyny, która odskoczyła do tyłu, czując jak gorący napój przecieka do jej butów. Nie były odpowiednie na zimową porę, a co dopiero na nagłe ataki zbuntowanych kubków pełnych kawy. Spiorunowała spojrzeniem Mercury'ego, który w końcu doprowadził do tego, że jego obecność nie była jej już do tego stopnia obojętna.
Ty pierdolony-- Alan? Zatrzymaj go! WRACAJ TUTAJ! ― krzyknęła, gdy brunet postanowił sprzątnąć się jej sprzed nosa. Zresztą nie zrobił tego sam, co tylko podniosło jej ciśnienie. Zanim zdążyła pomyśleć, chwyciła za świeżo przygotowany kubek kawy w maszynie i cisnęła nim w stronę oddalającego się Merc'a, zapominając o tym, że teraz nie tylko on mógł stać się jej celem. Nie przypuszczała, że akurat w tej jednej sekundzie ktoś postanowi znaleźć się na linii rzutu.
Kobiecy wrzask rozległ się na ulicy, wzbudzając zainteresowanie tłumu.
Wszystko działo się tak szybko, że jasnowłosy nie próbował już zrozumieć, co się właśnie stało. Obejrzał się za siebie, zauważając zbieraninę ludzi tuż obok maszyny z kawą, w której pozostał jego dobytek. Choć do tej pory nogi odruchowo prowadziły go w ślad za drugoklasistą, nagle zatrzymał się, mimo że w pierwszej chwili poczuł szarpnięcie na dłoni. Miał jednak dostatecznie dużo siły, by nie poddać się wpływowi Mercury'ego. Uniósł brew w milczeniu, jakby oczekiwał odpowiedzi na niewypowiedziane pytanie. Nie wyglądał na złego, na wielce uradowanego tą koleją rzeczy też nie. Na dobrą sprawę ciężko było stwierdzić, co chodziło mu po głowie i co za moment mogło paść z jego ust.
Zachował się jak jebany szczeniak. Prawdopodobnie dzięki niemu już więcej jej nie przelecisz. Poza tym wyrzucił w błoto twoje pieniądze. I to dosłownie.
Gdzie się podział twój takt, książę? ― Przechylił głowę na bok, starając się nie zwracać uwagi na gwar za jego plecami, w którym jeszcze przez chwilę przewijało się jego imię. ― Nie wiem czy powinienem uznać, że twoja zazdrość mi schlebia czy wkurwić się o zmarnowanie kawy na tak szczeniacką zagrywkę i prawdopodobnie odebrania mi rozrywki na niektóre wieczory. Co zrobiłbyś na moim miejscu? ― Ujął rękę zaciskającą się na jego drugiej ręce i wsunął pod nią palce, chcąc uwolnić się z uścisku. Zdawało się, że na tym etapie zakończy się ich spotkanie, że jednak postanowi odwrócić się i podjąć próbę pomocy Ayano, która dzięki Black'owi wdepnęła w gówno.
Jesteś beznadziejny w odkręcaniu spraw.
Możliwe.
Zrób to teraz, zanim będzie za późno.
Mam nadzieję, że ten stek jest zajebiście dobry ― rzucił, a wypuściwszy jego rękę, ruszył dalej przed siebie. Gdy przechodził obok, wyprzedzając go, uniósł kącik ust w zgryźliwym uśmiechu, który zupełnie zrujnował poprzednie wrażenia.
Co ty odwalasz?
Nie będę po nim sprzątał. Poza tym i tak jest wkurwiona.
Właśnie na tym polega twoja rola.
Na opłakiwaniu jej zniszczonych butów?
Niczego nie rozumiesz.
Tak jest lepiej.
Mercury Black
Mercury Black
Administrator Sovereign of the Power
Samodzielnie?
Spojrzał na niego z ukosa ze swego rodzaju powątpiewaniem, przemieszanym z lekceważeniem.
- Podobne dopowiedziane teksty krążą tylko ze strony biednych ludzi, których nie stać na wykupienie czyichś usług i próbują w ten sposób podbudować własne ego, by wmówić sobie że nie są gorsi. Paradoksalnie często patrzą z bólem dupy na bogatszych, próbując w podobny sposób zrobić z siebie tych lepszych. Nie mi oceniać. Jedni wolą rozwijać umiejętności gotowania, inni zarabiania pieniędzy, by tym z rozwiniętymi umiejętnościami gotowania płacić. Pełna symbioza. - zamilkł. Właściwie sam przez chwilę zastnawiał się, dlaczego właściwie postanowił się wypowiedzieć w podobnie dłuższy sposób. Nie był typem, który lubił wtrącać się w wielkie dysputy rozważające nad sensem zachowań ludzkich, nawet jeśli rozumiał je aż zbyt dobrze. Nie patrzył z góry ani na biedniejszych, ani na bogatszych. Patrzył z góry na idiotyczne opinie. Najwidoczniej uznał ją za jedną z nich.
Nie było to rozważne zagranie.
Bo powinienem się zgodzić jak wierny piesek, żeby zyskać w jego oczach? Przyklasnąć, wywalić język i obiecać, że nauczę się gotować, byle zadowolić jego potrzeby?
To ty postawiłeś go sobie za cel.
I ja osiągnę go swoimi sposobami. Na pewno nie będę przy tym upodabniać się do wszystkich tych bezmózgich marionetem podążających za czyimś wyglądem i jęczących 'Tak, mój panie jesteś wspaniały, absolutnie się z tobą zgadzam'.
Wcześniej nie miałeś większych potrzeb wyrażania własnego zdania.
Widocznie teraz mam.
Nie przesadź.
Spokojnie, w końcu mój przyjaciel wiecznie na straży.
Ten prosty żart sprawił, że przez chwilę się zamyślił nie słysząc odpowiedzi. Właściwie chyba pierwszy raz nazwał otwarcie głos w przyjazny sposób. Co więcej, kompletnie nie wyczuwał jego obecności.
Hej? Zawstydziłeś się?
... idiota.
Serio?
Skup się, Mercury.
Prawie by się zaśmiał. Gdyby rzecz jasna, nie musiał znosić konfrontacji z tą napaloną, cycatą pindą. Nudziła go. Osoby takie jak ona były wybitnie nudne i drażniące. Właśnie w takich momentach jak ten, kompletnie nie potrafił zrozumieć podejścia ludzi jak Alan. Skoro przespał się z nią raz i zobaczył, że jest zwyczajnie wkurwiająca, czemu po prostu nie odesłał jej z kwitkiem i nie znalazł sobie kogoś innego? Głupota.
Może jest amatorem wielkich piersi.
Najwidoczniej.
Słysząc krzyk nawet się nie odwrócił. W końcu był rozpieszczonym, szczeniackim ignorantem. Dopiero, gdy poczuł jak blondyn przystaje w miejscu zmuszając go do zatrzymania się. Zwrócił się całym ciałem w jego stronę, wpatrując się w niego beznamiętnym wzrokiem. Takt.
- Widzisz, my książęta mają to do siebie, że bardzo łatwo nas oceniają i przypisują nam określony charakter, nawet nas nie znając.
Skrytykowałeś go.
Jest pod tym względem taki jak inni.
Zawiedziony?
Nie odpowiedział. Zamiast tego przechylił głowę parskając cicho śmiechem. Zazdrość. Uczucie, którym rzucano tak łatwo w każdej sytuacji. Mimo targającego nim rozbawienia nie zamierzał wypowiadać się po raz kolejny, by naprostować jego wypowiedź. Skoro chciał uznawać to za zazdrość, niech tak też będzie. W końcu w obecnym momenciel mógł dla niego odgrywać taką rolę jaką tylko zechciał.
- Znalazłbym sobie nową dziwkę, tym razem mniej wkurzającą. Podziwiam twoje chęci regularnych spotkań z nią. Musisz albo mieć słabość do jej kształtów, albo wyjątkowo dobrze obciąga. W sumie wygląda na taką co-
MERCURY.
Urwał i przygryzł wewnętrzną stronę wargi. Nie dokończył, wypuszczając jego rękę z uścisku bez większego protestu.
Tak się kończy twoja potrzeba szczerości.
Och przymknij się.
Odwrócił głowę w bok wpatrując się w milczeniu na mijających go ludzi.
"Mam nadzieję, że ten stek jest zajebiście dobry."
Eh?
Przez chwilę stał w miejscu, nie do końca rozumiejąc co się właściwie dzieje. Dopiero po paru sekundach podbiegł kawałek, by wyrównać z nim krok, nim zostawiłby go całkowicie w tyle. Nawet z pochyloną głową, nie dało się przeoczyć przyklejonego do jego ust głupawego uśmiechu.
Jednak jest inny niż wszyscy.
Alan Hayden Paige
Alan Hayden Paige
Fresh Blood Lost in the City
Tego się nie spodziewałeś, co?
Właściwie to było do przewidzenia.
Że wpakuje cię do wora z zawistnymi biedakami, bo jest tylko rozpieszczonym dzieciakiem? Może powinien lepiej przemyśleć plany na dzisiejszy dzień i zaprosić kogoś ze swoich sfer. Wymagania bogatych księżniczek przekraczają jego bud--
Ciszej.
W milczeniu przyglądał się Black'owi, od czasu do czasu zerkając przed siebie, by wyminąć jakiegoś przechodnia. Z dużą cierpliwością przyjmował do siebie słowa, które mogłyby ugodzić dumę niejednej osoby, Alan jednak jak zwykle podchodził z dużym dystansem do cudzych opinii. Zwłaszcza do opinii osób, którym nie pozwalał wejść do swojej głowy i poznać tego, co w niej siedziało. Dzielili dwa różne światy, nawet jeśli pod pewnymi aspektami potrafili znaleźć wspólny język. Sam nie zamierzał go oceniać – wiedział, że to podejście brało się głównie z faktu, że prawdopodobnie nigdy nie było mu ciężej.
Mocne słowa. Ale wątpię, by tym ludziom chodziło o stan portfela ― mruknął, całkiem świadomie odłączając się od tej grupy, choć brak zawahania w głosie świadczył o tym, że przyszło mu to całkiem naturalnie. Nie zazdrościł chłopakowi, przez co nie miał sobie nic do zarzucenia. Nie odebrał tego również jak atak w swoją stronę.
Może twoje usługi też wykupuje? Dotrzymujesz mu towarzystwa, a on załatwia ci żarcie.
Mam nieco inny punkt widzenia.
Właściwy punkt widzenia już dawno powinien poprowadzić cię jak najdalej.
Wygląda na to, że musisz zapraszać mnie częściej ― rzucił, przesuwając wzrokiem po beznamiętnym wyrazie twarzy chłopaka, mimo że ten nie wyglądał, jakby miał zamiar spędzić z nim jeszcze przynajmniej pięciu minut. W ciemnych oczach jasnowłosego pojawiło się rozbawienie, które zupełnie kontrastowało się z obecnym podejściem Mercury'ego.
To spotkanie było złym pomysłem. Nie potrafisz obchodzić się z ludźmi, ale to nawet lepiej. Powinieneś czasem posłuchać Daniela, choć tym razem przynajmniej go nie tknąłeś. Prawie czuję dumę.
Zabawne.
Nie jest aż taka zła. Widocznie nie przypadłeś jej do gustu i vice versa, jak widzę. Na początku zakładałem, że być może macie ze sobą jakieś nieciekawe przeżycia, ale z drugiej strony pewnie już wiedziałbyś, że dobrze obciąga, ale nie tylko. ― Zerknął z ukosa na przechodzącą obok dziewczynę, która aż wzdrygnęła się na jego słowa. Dostrzegłszy, że na nią patrzy, błyskawicznie opuściła głowę i przyspieszyła kroku, nawet nie kryjąc się z tym, że go usłyszała. ― No, może nie lepiej od ciebie. ― Zadarł głowę wyżej, wykrzywiając usta w zgryźliwym uśmiechu. Chwilę później mimowolnie przesunął językiem po dolnej wardze i skupił się na głównym celu – restauracji.
Paige spojrzał za siebie przez ramię, przez moment nabierając wątpliwości co do tego, czy brunet zamierzał iść za nim. Nie rozumiał, że jego reakcja, która dla niego samego była czymś na porządku dziennym, mogła zbić z tropu kogoś, kogo nie tylko ledwo znał, ale i kogoś, kto ledwo znał jego i jego codzienne nawyki.
Już myślałem, że prosisz się o podjebanie ci porcji ― parsknął pod nosem, zanim przeszedł przez ulicę, kierując się do właściwego lokalu, od którego dzieliło ich już tylko parę metrów.
Zawiasy drzwi skrzypnęły głośno, zwracając uwagę kelnerki, jakby umyślnie nie starano się zadbać o to, by zostały nasmarowane. Zmarznięte policzki Alana natychmiast uderzyło ciepło wnętrza, ale nie było w połowie tak przyjemne, jak unoszący się w powietrzu zapach drewna i właśnie przygotowywanego jedzenia.
Dzień dobry! ― powitała ich z reklamowym uśmiechem. Był całkiem przyjemny, jak na kogoś, komu za to płacili. Niemniej jednak po błysku w jej jasnych oczach dało się wyczuć, że nie miała większego problemu z witaniem w ten sposób męskiej części klienteli. ― Stolik dla dwóch osób czy czekają panowie na kogoś?
Dla dwóch osób ― odpowiedział, unosząc kącik ust w nieznacznym uśmiechu, który zniknął dokładnie w momencie, w którym kobieta odwróciła się i poprosiła, żeby poszli za nią. Wszystko dla zasady.
Mercury Black
Mercury Black
Administrator Sovereign of the Power
"Wątpię, by tym ludziom chodziło o stan portfela."
Uniósł kącik ust w uśmiechu.
- Pieniądze to siła sprawcza. Często słyszy się o tym, że nie potrzeba pieniędzy by być szczęśliwym. Może nie. Jednak jeśli czyimś marzeniem jest jeżdżenie po świecie, nie wykupi sobie biletu na ładną buźkę. Niektórzy potrafią kombinować. Rozwijają swój intelekt, zaciągają się na różne stypendia, szukają innego wyjścia. Większość woli siedzieć na kanapie i narzekać na własną biedotę, rzucając teksty typu "ty tego nie rozumiesz, nigdy nie byłeś w podobnej sytuacji". Oczywiście, że nie byłem. Urodziłem się mając wszystko. - rozłożył nieznacznie ręce zupełnie jakby chciał tym samym pokazać, że nie tylko los nie był kapryśny w stosunku do jego osoby, ale faktycznie mógłby położyć swoje ręce na wszystkim co mają w zasięgu wzroku.
- Zapominają jednak, że niektórzy są świadomi, że te pieniądze nie są zarobione przez nas, lecz naszych rodziców. Wykorzystujemy je i rozwijamy się sami, by móc utrzymać podobny poziom w przyszłości, gdy nie będziemy już pod ich patronatem. Ale dla nich jesteśmy tylko głupimi, rozpuszczonymi szczeniakami, które nie mają problemów bo całe życie wszystko dostawały pod nos. I może mają rację. - nie zamierzał więcej tego negować. Nie oczekiwał też większej odpowiedzi. Ciężko było stwierdzić, czy czarnowłosy faktycznie mówił to co miał na myśli, czy może było to jedynie kolejną jego zagrywką. Pozostawił więc Alanowi wolną wolę, gdzie mógł zrobić z tą informacją co tylko będzie chciał. Słuchając o Ayano, przechylił głowę w bok, wpatrując się przez chwilę w jego twarz. Parsknął cicho śmiechem na dodatkowy komentarz, odwracając wzrok z powrotem na drogę.
- Takich jak ona są tysiące. Ponadto większość z nich nie kłapie szczęką nie znając swojego miejsca. Kundel może się uważać za rasowego pudla po założeniu ładnego sweterka, ale nadal pozostaje tylko kundlem, jeśli nie zna panujących w świecie pudli zasad. Ale każdego da się czegoś nauczyć. - wsunął ręce do kieszeni kurtki, samym tonem swojego głosu sugerując, że uznaje temat za skończony. Nie zamierzał już więcej wypowiadać się w kwestii natrętnej dziewczyny, której wyraźnie ktoś nie poinformował jak kończy się wchodzenie w drogę komuś z rodziny Blacków. Zamierzał się jednak upewnić, że wkrótce zapamięta daną jej lekcję na całe życie.
"Już myślałem, że prosisz się o podjebanie ci porcji."
Szturchnął go łokciem w żebra unosząc brew ku górze.
- Spróbuj dotknąć mojego steku to urwę ci ręce i nici z kariery mechanika. - rozbawienie w jego głosie całkowicie rujnowało rzekomy klimat groźby. Gdy tylko weszli do środka, potarł policzki rękami sprawdzając czy ma w nich jeszcze czucie od wszechobecnego mrozu i uśmiechnął się w odpowiedzi do kelnerki, tym razem pozostawiając mówienie Alanowi. Ruszył posłusznie w stronę stolika, zdjął swoją kurtkę wraz z rzeczami i odwiesił na stojak, siadając na krześle. Otworzył od razu otrzymaną kartę rzucając kelnerce krótkie 'dziękuję' i przesunął wzrokiem po daniach. Nie miało mu być to jednak dane.
- Mercury! Mercury Black. - znał ten głos. Uniósł bardzo powoli wzrok na Paige'a, dopiero po chwili zatrzymując go na dwóch dziewczynach które stanęły wyraźnie podekscytowane przy ich stoliku.
- Alison i... Selene. - posłał im krótki uśmiech, wracając uwagą do karty.
Pozbądź się ich.
- Mówiłeś, że jesteś umówiony na walentynki kłamczuszku! Czekałam na telefon od ciebie przez cały tydzień. Jest was tylko dwójka? Pozwolicie, że się przysiądziemy? - rozejrzała się dookoła za wolnymi krzesłami, nim jednak zdążyła jakiekolwiek złapać, Mercury odłożył powoli kartę na stolik, obracając się w jej stronę z uprzejmą, choć pozbawioną większych emocji miną.
- Nie. Wybacz Alison, ale jak widzisz rzeczywiście jestem już z kimś umówiony i będę wdzięczny, jeśli to uszanujesz. - miękki, a jednocześnie stanowczy głos wrył dziewczynę w ziemię. Wpatrywała się w niego zupełnie nie wiedząc jak zareagować, zerkając jedynie na Alana, jakby szukała u niego jakiegokolwiek potwierdzenia. No bo przecież to nie mogła być prawda. Nie odrzuciłby jej propozycji na dzisiejszy dzień dla... niego?
Alan Hayden Paige
Alan Hayden Paige
Fresh Blood Lost in the City
Nie musisz mi tego mówić ― rzucił całkowicie neutralnie. Nie było w tym nawet najmniejszej chęci ucięcia mu tego wywodu. Po części miał rację, po części jej nie miał, tak samo jak sam Alan niekoniecznie musiał mieć w pełni rację, nie mogąc postawić się na miejscu kogoś, kto miał wszystko od zawsze. ― Pieniądze są ważne, ale nie wszyscy, którzy je mają chcą doskonalić swoje umiejętności, by w przyszłości móc zająć miejsce swoich rodziców lub zająć się własnym, równie efektownym biznesem. Nie pakuję ich do jednego wora, po prostu wiem, że nadmiar kasy i błąd w wychowaniu może zrujnować ludzką zaradność. W tym wypadku mamy przed sobą księżniczki, które nie chcą pobrudzić sobie rąk, a jak je do tego zmusisz „poskarżą się tatusiowi”. Są uczeni, że nie muszą niczego robić, nie zakładając, że kiedyś coś może się nie powieść. A może ― podkreślił, nie zamierzając jednak rozwodzić się nad tym, co mogłoby pójść nie tak. Można było dopowiadać sobie tysiące czarnych scenariuszy, a każdy z nich byłby równie prawdopodobny. Zamilkł na moment, wpatrując się przed siebie bez konkretnego wyrazu. ― Bycie rozpuszczonym to jedno. Dopóki faktycznie jesteś w stanie o siebie zadbać, nie ma powodów, by cokolwiek ci zarzucać, jeśli jednak jesteś rozpuszczony i liczysz na to, że całe życie możesz spędzić, żerując na portfelu ojca, zapewne kiedyś nie będziesz różnił się niczym od biednych malkontentów z kanapy. Nie oceniam cię, ale te wrażenia o bogaczach, którymi – jak powiedziałeś – większość ich obrzuca, nie wzięły się znikąd. Nie da się obejść bez przypiętej plakietki ― parsknął krótko pod nosem i pokręcił głową z jakąś cząstką dezaprobaty. Być może za swoje życiowe osiągnięcie uważał fakt, że nauczył się puszczać wszelkie uwagi mimo uszu. Dopóki nie miał sobie nic do zarzucenia, nie miał powodów, by unosić się z powodu czyjegoś negatywnego zdania.
Zerknął z ukosa na czarnowłosego, którego udało mu się rozbawić i przechylił nieznacznie głowę na bok, zaraz ustawiając ją w pierwotnej pozycji.
Pewnie tak, ale nie każda znajduje się w tej części świata. Nie każdą jeszcze poznałem ― mruknął ze słyszalną zgryźliwością, wykazując się przy tym wręcz przytłaczającą pewnością siebie. Nic jednak dziwnego – już na pierwszy rzut oka nie wyglądał na kogoś, kto miał problemy z relacjami, nawet jeśli podświadomie zachowywał właściwy dystans.
Szkoda, że nie cielesny, co Alan?
Odsunął się nieco na bok, gdy Mercury szturchnął go łokciem, ale zaraz ponownie zmniejszył dystans, by odpłacić mu się pięknym za nadobne. Zaśmiał się cicho pod nosem i wyprostował.
Jeszcze kiedyś będziesz potrzebował dobrego mechanika dla twoich piętnastu samochodów, wasza wysokość, a potem okaże się, że nikt nie poradzi sobie z tym lepiej niż bezręki Alan Paige.
Komuś brakuje skromności.
Jest przereklamowana.
Chwycił za suwak i rozpiął kurtkę, gdy kierowali się w stronę wyznaczonego stolika. Gdy kelnerka ułożyła dwie karty dań na blacie, skinął krótko głową w podziękowaniu, ściągnął z siebie kurtkę, przewiesił ją niedbale przez oparcie i zajął miejsce naprzeciwko Black'a. Sam w pierwszej kolejności chwycił za menu, bez zainteresowania przemykając wzrokiem po większości proponowanych pozycji, dopóki nie natrafił na rząd przyrządzanych w różny sposób steków. W dodatku z różnymi dodatkami.
„Mercury Black.”
Uniósł wzrok znad karty, na ułamek sekundy krzyżując swoje spojrzenie ze spojrzeniem chłopaka. Wcale nie zdziwiło go, że został rozpoznany w takim miejscu, nie wyglądało też na to, by poczuł się urażony tym niezapowiedzianym spotkaniem. Ukradkiem zerknął na dziewczyny, nie poświęcając im większej uwagi, jako że to do Merca należało zajęcie się nimi, gdy tak uroczo świeciły do niego oczami. Przesunął palcem po liście mięs i odruchowo opuścił nieznacznie głowę, gdy z jego ust wyrwało się krótkie parsknięcie w chwili, gdy Alison nazwała bruneta „kłamczuszkiem”. Jak uroczo, podsumował w myślach i potarł nos wierzchem palca wskazującego, zaraz pozornie poważniejąc.
Mógłbyś być bardziej dyskretny.
„Pozwolicie, że się przysiądziemy?”
Właściwie był nawet skory się zgodzić. Towarzystwo dodatkowych dwóch osób nie było dla niego większym problemem, biorąc pod uwagę, że przyszedł tu tylko po to, by się najeść. Zadarł głowę wyżej, chcąc już wzruszyć barkami w wymownym geście, gdy drugoklasista postanowił wtrącić swoje trzy grosze. Hayden zamilkł, unosząc brew, która zniknęła pod jasną grzywką. Trzeba przyznać, że niekoniecznie spodziewał się takiej reakcji. Zainteresowanie tamtych dziewczyn musiało być wprost proporcjonalne do – przynajmniej udawanej – uprzejmości czarnowłosego względem nich. Możliwe też, że były przekonane, że bez wahania zgodzi się, by dotrzymały im towarzystwa. Jasnowłosy nie mógł powstrzymać się od uniesienia wzroku na dziewczynę, która czystym zbiegiem okoliczności właśnie mu się przyglądała. Możliwe, że gdyby nie zdradził jej wyraz twarzy, zapewne do tej pory byłby wyłącznie biernym uczestnikiem tego widowiska. Tymczasem jego usta wykrzywił jeden z tych udawanych, ale całkiem przekonujących, urzekających uśmiechów, od których jego twarz nabierała zupełnie innych barw niż zazwyczaj.
Niestety ― rzucił krótko, wzruszając nieznacznie barkami. Głos w głowie już w tym momencie próbował powstrzymać go dosadnym „Nie zrobisz tego”, ale w tej samej chwili Black'owi już dane było dostrzec złośliwy błysk w ciemnych oczach blondyna, gdy po raz kolejny zwrócił twarz w jego stronę, mimo że kolejne słowa wciąż kierowane były do dziewczyn: ― Nic nie poradzę, że książę chce poświęcić mi dziś całą swoją uwagę. Z drugiej strony nawet bym się zgodził, gdybym nie potrzebował jej aż tak dużo. Rozumiecie. ― W międzyczasie zdążył wyciągnąć rękę na tyle, by przesunąć opuszkami palców po wierzchu ręki chłopaka. Nie mógł powstrzymać się od ponownego zerknięcia na dwójkę dziewczyn, które i tak wyglądały na wystarczająco zażenowane tą sytuacją.
Świetnie. Teraz będą mieli was za pedałów.
Mercury Black
Mercury Black
Administrator Sovereign of the Power
Zaczęty przez siebie temat uznał za zakończony wraz z wypowiedzeniem ostatnich słów. Niemniej wysłuchał w spokoju opinii blondyna ani mu nie zaprzeczając, ani nie przytakując. Przyjął do wiadomości jego punkt widzenia i na tym cała dyskusja się w danym momencie zakończyła. Rzecz jasna mógłby dalej się w nią zagłębiać, rozważać przeróżne stanowiska, próbować dojść do tego kto ma więcej racji, a kto nie. Niemniej po pierwsze był to problem przewijający się od tysięcy lat, na który jak widać nikt nie znalazł jeszcze żadnego złotego rozwiązania. Po drugie, co w sumie powinno być jego głównym punktym, nie zaprosił go tutaj na dysputy. Rzecz jasna doceniał i rejestrował sam fakt, że starszy chłopak potwierdza regułę, że ktoś kto chodzi do klas B nie musi być skończonym kretynem nie mającym pojęcia o niczym innym poza bójkami, jak to uważała większość bogatszych uczniów. Nadal wolał się zajmować czymś innym jak rozmową o statusie majątkowym, a zdążył się już nauczyć, że jeśli ty coś zaczynasz, ty zyskujesz równiesz prawo zakończenia danego tematu.
Ich wrażenia o bogaczach nie wzięły się znikąd, tak jak znikąd nie wzięły się nasze wrażenia o biedniejszych.
Każdy patrzy ze swojego punktu widzenia. To normalne.
Zepsucie jest wszędzie.
- Czy to wśród biednych czy bogatych. - dokończył swoją myśl na głos, przejeżdżając ręką po karku. Nie skomentował jego słów o dziewczynach znajdujących się w różnych częściach świata. Widocznie blondyn szedł własnymi kryteriami, które czarnowłosemu były całkowicie obce, sam nie narzekał bowiem ani na niewystarczającą ilość partnerek do zabawy, ani ich umiejętności. Kto wie, może miał słabość do Japonek?
Trzymaj go z dala od Amayi.
Nie dotknąłby mojej siostry.
Jesteś tego pewien?
... na wszelki wypadek będę trzymał go z dala od niej.
Tak będzie rozsądnie.
Na wspomnienie o mechaniku, obrócił głowę w jego stronę uśmiechając się kącikiem ust, nie odpowiadając w żaden sposób. Ciekawe w którym momencie przestało mu kompletnie przeszkadzać to, że nazywa go księciem czy waszą wysokością. A może nie przeszkadzało mu od samego początku?
Pojawienie się Alison i Selene nie było mu na rękę. Gdy przyglądał się ich reakcji, jak i spojrzeniu pierwszej dziewczyny, która spojrzała niepewnie na Paige'a, zastanawiał się nad tym czy powinien jej to uświadomić w bardziej dobitny sposób. Nim zdążył zadecydować, Alan postanowił go zaskoczyć swoimi słowami, jak i dość niespodziewanym dotykiem.
Przez chwilę przyglądał mu się w milczeniu, by nagle pochylić głowę, ukrywając przed nimi wyraz swojej twarzy. Jego ramiona zatrzęsły się nieznacznie, zupełnie jakby chłopak tłumił w sobie gwałtowny napad gniewu.
- Mercury...? - Alison zerknęła na niego niepewnie i cofnęła się w tył. Nie minęła nawet sekunda, gdy chłopak wybuchł śmiechem trzymając się jedną ręką za brzuch. Zadziwiające jak często potrafił pokazać się od strony, która dodatkowo odmładzała jego twarz robiąc z niego roześmianego dzieciaka. Ręka na stole wysunęła się wprzód, gdy zakradł się ręką pod dłoń Alana, by unieść ją do góry i wsunął swoje palce pomiędzy jego, nie odrywając od niego zaczepnego wzroku. Jedynie kąciki ust cały czas drgały nieznacznie, choć nie wyglądało na to by choćby próbował przestać się uśmiechać.
- Tak to właśnie wygląda, moje panie. Mam przed sobą bardzo duże wyzwanie.
Wypowiadał te słowa wyraźnie, cały czas patrząc Paige'owi w oczy z wypisanym na twarzy rozbawieniem.
Masz szczęście, że wybrałeś sobie na cel złośliwego chuja, który robi wszystko na przekór.
Jest zabawny.
Dziewczyny poruszyły się w miejscu przestępując z nogi na nogę, wyraźnie nie wiedząc co zrobić.
- Um... to nie będziemy wam przeszkadzać. Widzimy się w poniedziałek w szkole, Mercury. Miłej... zabawy. - wydukane przez Alison słowa pomimo stresu i zażenowania brzmiały uprzejmie. Nie dała po sobie poznać czy faktycznie jest zawiedziona i zła na całą sytuację. Wróciła grzecznie do swojego stolika na skos od nich, wraz z podążającą za nią jak cień Selene. Od czasu do czasu zerkały w ich kierunku szepcząc coś do siebie, nie zwracał jednak na nie najmniejszej uwagi. Zamiast tego cofnął powoli rękę, przesuwając powoli palcem wskazującym po dolnej wardze.
- Pozwolisz, że książę po tym wybornym przedstawieniu, chwilowo przeniesie swoją uwagę na steki. Mam nadzieję, że twoja potrzeba nie ucierpi zbyt mocno. - zażartował ponownie wracając wzrokiem do karty. Właśnie w takich momentach utwierdzał się w przekonaniu, że nie mógł wybrać lepszej osoby.
Alan Hayden Paige
Alan Hayden Paige
Fresh Blood Lost in the City
Starał się trzymać fason, gdy walczył o wytrącenie dziewczyny z równowagi. Subtelny uśmiech trwał przyklejony do jego ust, mimo że chętnie wybuchnąłby śmiechem w ślad za Black'iem, psując całą powagę nie tylko odegranego teatrzyku, ale i całego spotkania, nawet jeśli od początku nie było w nim nawet krzty powagi. Paige, co prawda, zdążył już kompletnie stracić zainteresowanie niepotrzebnym towarzystwem na rzecz Mercury'ego. Grymas na jego twarzy przestał przypominać uśmiech ułożonego chłopca, który wyniósł z domu wszystkie dobre maniery, które wpajano mu przez lata, a zaczął nadawać mu łobuzerskiego wyrazu cwanego chłopaka, który właśnie postawił na swoim. Mało tego – dobrze wiedział, że od początku miał przewagę, a możliwość wykorzystania jej, tylko przyprawiła go o jeszcze większą satysfakcję.
To cię kiedyś zgubi.
Być może. Na razie świetnie się bawię.
Przesunął paznokciem po ręce czarnowłosego i zacisnął mocniej palce, jakby tym nieznacznym gestem chciał dodatkowo uświadomić dwóm znajomym Merca, że nie w smak było mu dzielenie się dzisiejszym dniem. Czuł jak głos w jego głowie coraz bardziej wrzał ze wściekłości i zrezygnowania nieodpowiednim zachowaniem jasnowłosego. Robił to co chciał, kiedy chciał, jak chciał i niezależnie od tego, czy ktoś był w pobliżu. Nie poczuł zażenowania, mimo że to on powinien być tu tym, który źle czuje się w swoim obecnym położeniu. Tymczasem tak długo, jak nie opuszczał gardy, to innym było ciężko oswoić się z jakimiś niecodziennymi zdarzeniami, do których doprowadzał. Miał jednak sporo szczęścia, że tuż przed nim siedział Black, który potrafił rozumować w podobny sposób, podczas gdy wielu innych chłopaków mogłoby zareagować wściekłością lub odbierającym mowę zawstydzeniem.
„Mam przed sobą bardzo duże wyzwanie.”
Prawdopodobnie jeszcze nie zdawał sobie sprawy z tego, jak duże.
Zawsze jest szansa, że uda wam się trafić za rok. No, przynajmniej jednej z was.Może. Nawet nie krył niewiary w ich powodzenie. Właściwie ciężko było mu uwierzyć, by w przyszłości miały podejść do Mercury'ego z równą pewnością siebie. ― Z pewnością będzie miło. Trzymajcie się ― rzucił za nimi, a odsunąwszy rękę i wypuściwszy rękę bruneta, zasalutował im niedbale, choć mimo wszystko przez moment – bardzo krótki w dodatku – zaskakiwało go to, jak łatwo odpuściły.
Odprowadził je wzrokiem do połowy drogi, która dzieliła je od stolika i zaśmiał się ochryple pod nosem. Szybko odchrząknął znacząco, prezentując młodzieńcowi już bardziej neutralny wyraz twarzy i oparł policzek na dłoni, pozwalając sobie na chwilowe milczenie.
No nie wiem. Postaram się zrobić wyjątek dla steków. W końcu tak ładnie im odmówiłeś, więc to miałeś na myśli, mówiąc o pudlach, znających swoje miejsce ― wymruczał zgryźliwie i sam skupił się na menu, całkiem szybko decydując się na odpowiednie danie. Przekartkował menu dalej, chcąc przyjrzeć się liście napojów. ― Piwo? ― spytał i zamknął kartę, odsuwając ją na bok.
Demoralizujesz nieletnich?
Rok w tę czy w tamtą. Nic mu nie będzie.
Ale tobie z pewnością tak.
Masz mnie za niedoświadczonego gimnazjalistę?
Momentami niczym się od takiego nie różnisz.
Przepraszam, czy mogę już przyjąć zamówienie? ― Kelnerka nagle pojawiła się obok ich stołu, co jakiś czas ukradkiem zerkając na Black'a z niewyjaśnionym zainteresowaniem. Musiała zauważyć dwójkę dziewcząt, które wcześniej kręciły się w pobliżu stolika, a teraz prawdopodobnie zastanawiała się, czy ich lokal zaszczycił gwiazdor. Alan zdołał przyuważyć jej niedyskretne wpatrywanie się w młodzieńca – to skreślało ją z listy odpowiednich kandydatów na zostanie ninja – ale postanowił skupić się na zadanym przez nią pytaniu. Miał tylko nadzieję, że nie była na tyle rozkojarzona, by nie zwrócić na to uwagi.
Zestaw ze stekiem z grilla ze smażoną cebulą i duże piwo ― odpowiedział, spotykając się ze zdawkowym kiwnięciem głową. Na tym zakończyła się jego interakcja z kobietą, która teraz już z czystym sumieniem mogła skupić się na czarnowłosym. Sam blondyn powiódł wzrokiem po sali, nie poświęcając uwagi żadnej z par przy stolikach, nawet jeśli obecnie diametralnie różnili się od całej reszty. Dopiero po chwili skrzyżował swoje spojrzenie z jakimś mężczyzną, który przyglądał im się z widocznym niesmakiem. Gdyby tylko mógł zasztyletować ich spojrzeniem, zapewne już by to zrobił. Hayden jednak miał z nim do czynienia już tyle razy, że zamierzał wygrać ten wzrokowy pojedynek, znużonym wyrazem twarzy dając mu do zrozumienia, że właśnie tracił swój czas. ― Jesteśmy na celowniku.
Mercury Black
Mercury Black
Administrator Sovereign of the Power
Spójrzcie tylko na niego. Gdy chciał potrafił przybrać takie miny, że nawet jego macocha prawdopodobnie przestałaby biadolić i napieprzać głupotami trzy po trzy, byle móc poobserwować choć przez chwilę ten uśmiech.
Myślisz, że tak właśnie by zareagowała?
Kto ją wie. Ciężko wypowiadać się na temat kogoś, kto jest ci mniej bliski niż pies.
To nie twoja wina, Mercury.
Tak czy inaczej nic nie stoi na przeszkodzie, by się przekonać.
Chcesz zaprosić go do domu?
Czemu nie?
Dobrze wiesz, że nigdy tego nie robimy.
Nigdy tego nie robiliśmy, bo nie było takiej potrzeby.
Dlaczego on?
Bo jest zabawny.
Ale chyba nie teraz?
Oczywiście, że nie. Mimo tego, że spędzamy czas w swoim towarzystwie, nadal pozostaje kimś obcym.
Kiedy już się to zmieni...
Wtedy wyjdę z propozycją, a on sam podejmie decyzję. Tak to działa.
"Zawsze jest szansa, że uda wam się trafić za rok."
Oczywiście, że musiał dodatkowo je prowokować. Nawet ten drobny ruch na jego ręce przyciągał spojrzenia obu dziewczyn, które nadal próbowały ułożyć sobie wszystko w głowie, wyraźnie nie mogąc zrozumieć jak doszło do podobnej sytuacji.
Jak będzie tak dalej grał to stracisz zabawki.
Nie stracę. Wystarczy parę ładnych słów, nieco poświęconego czasu i zapomną o całej sprawie.
Przesuwał wzrokiem po menu nadal rozbawiony całą sytuacją. Dość szybko wybrał sobie odpowiednie danie i bez dalszego przeglądania, odłożył zamknięte menu na stolik opierając ręce na kolanach.
Merc, postawa.
Ocknął się w ułamek sekundy pochylając do przodu i opierając łokciami o blat. Brodę oparł na dłoniach, przekrzywiając nieznacznie głowę w bok z ledwo dostrzegalnym, psotnym uśmiechem.
- To ty masz dowodzić sforą, a nie ona tobą. Pies z trzeciego szeregu nie próbuje wejść na pierwszego. Jeśli to zrobi, runie cały kulig. - powiedział spokojnie, nie odrywając od niego spojrzenia. Zamiast tego chłodne dwukolorowe tęczówki wręcz wwiercały się w ciepłe, brązowe, nie czując potrzeby wypowiadania jakichkolwiek słów.
"Piwo?"
- Czemu nie. - odchylił się ponownie do tyłu, dotykając plecami oparcia i wyciągnął przed siebie nogi pod stołem, zakładając ramiona na klatce piersiowej. W tym momencie pojawiła się kelnerka. Sięgnął lekkim ruchem po kartę, zachowując się tak, jakby kompletnie nie widział rzucanych mu ukradkiem spojrzeń. Dopiero gdy Alan złożył zamówienie, spojrzał na nią rzucając jej wyjątkowo ciepły uśmiech, jeden z tych który z założenia miał przebijać się przez wszelkie bariery znacznie przyspieszając bicie serca jego odbiorcy i powodować rumieńce na policzkach.
- Dla mnie to samo, dobrze wysmażony. - podał jej kartę, zwracając się ponownie w stronę Alana. Kobieta zdążyła już odejść. Słysząc jego słowa, udajał że nawet nie obraca się we wskazanym kierunku. Jedynie jego tęczówki zdradzały, że doskonale zdawał sobie sprawę z tego, gdzie znajduje się ich strzelec.
- Ach tak? - wyciągnął rękę przez stół, muskając palcami wierzch jego dłoni. Wsunął ją pod nią, dość dobitnie pokazując co zamierza zrobić. Skupił swoją uwagę na blondynie, przysuwając jego rękę do swojej twarzy i przesunął powoli językiem po jej zewnętrznym boku, zatrzymując usta tuż pod palcem serdecznym. Przymknął powieki, ponownie kierując w niewidoczny sposób wzrok na mężczyznę, który zdążył już spurpurowieć na twarzy, widząc jego zagrania.
- Mogłem usiąść obok ciebie, zapewniłbym mu lepszą rozrywkę. - rzucił uśmiechając się zaczepnie. Przytknął usta do jego nadgarstka, na nim również zostawiając lekko wilgotny ślad z pomocą języka nim w końcu odłożył jego dłoń na stolik, wypuszczając ze swoich objęć.
- Chyba, że chcesz się wychylić. - rzucił złośliwie, wyginając usta w cwaniackim uśmiechu. W końcu stolik nie był aż tak szeroki, by uniemożliwić im podobne zagrywki. Niemniej biorąc pod uwagę jego wcześniejsze zachowanie, z góry założył, że nie weźmie w niej udziału. Oparł więc łokieć o stół, podparł policzek dłonią i po prostu zawiesił na nim wzrok. Nie potrzebował w tym momencie rozmowy.
Alan Hayden Paige
Alan Hayden Paige
Fresh Blood Lost in the City
Pewnie czarnowłosy miał trochę racji, jednak Alan nie miał w zwyczaju dołączania do sfor i tworzenia ich. Już niejednokrotnie dał po sobie poznać, że zarówno jak nikt nie miał prawa ani odpowiednich umiejętności, by go sobie podporządkować, tak on nieszczególnie mieszał się w zabawę w pana i władcę. Na ogół robił to, na co miał ochotę – umawiał się na spotkania, które przynosiły mu jakieś korzyści, by zaraz udać się w inne miejsce. Pojawiał się albo składał obietnice bez pokrycia. Był typowym samotnym wilkiem, który mimo utworzonego wianuszka znajomych, nadal większość swojego czasu lubił spędzać w towarzystwie samego siebie, choć jeszcze żaden wypad od czasu do czasu mu nie zaszkodził. Ani nawet nie ciążył, ani nie budził w nim chęci odcięcia się od świata przez najbliższy miesiąc. Rzeczywiście musiała zajść jakaś pomyłka, gdy przychodził na świat i postanowiono wpakować w niego aż tyle sprzecznych ze sobą cech.
No, no. Widzę, że dużo wiesz o przywództwie, Black. ― W końcu sam nazywasz go „jego wysokością”. To do czegoś zobowiązuje. ― Zawsze działa? ― Przechylił nieznacznie głowę na bok i wydawało się, że to ten ruch miał wpływ na pojawienie się w jego oczach tego dziwnego błysku, ale nawet po tym tkwił tam jeszcze przez chwilę.
Czy ty go prowokujesz?
Skąd.
Uważaj, bo jeszcze wypróbuje tego na tobie.
To mogłoby być zabawne.
Zabawne to są urodziny. Pamiętaj, że ta znajomość długo nie pociągnie. Już krzywo na was patrzą, więc nie spierdol tego jeszcze bardziej. Nie to, że wątpię w twoją odporność, ale wolę, żebyś nie dał sobie wejść na głowę temu rozpuszczonemu szczeniakowi.
„Ach tak?”
Głos umilkł, jakby niespodziewane pytanie Mercury'ego było skierowane wprost do niego, nawet jeśli szybko odzyskał rezon, przypominając sobie, że takie zdolności przypisywano jedynie bohaterom książek czy filmów. Paige z kolei niewiele zrobił sobie z udzielanych mu reprymend czegoś, co w założeniu miało być jego zdrowym rozsądkiem. Opuścił wzrok na swoją rękę – Zabierz ją – czując na niej ciepło drugiej dłoni. Wystarczyło, że kącik jego ust uniósł się wyżej, formując na jego twarzy łobuzerski grymas, a już było wiadomym, że nie zamierzał oponować. Uniósł bezwstydne spojrzenie na twarz chłopaka, obserwując, jak sunie językiem po jego ręce, jakby było to coś, z czym spotykał się na porządku dziennym. Oboje jednak doskonale wiedzieli, że mało kto odważyłby się zebrać na tak odważny ruch, gdy czułby na sobie pioruny cudzego spojrzenia. Ciężko jednak było przejmować się mężczyzną, który zapomniał, że żyli w dwudziestym pierwszym wieku, a także jebanym hipokrytą, któremu najwidoczniej nie przeszkadzały inne migdalące się do siebie pary w restauracji, nawet jeśli co jakiś czas niemalże dławiły się swoimi językami.
Zaraz was pozabija.
Zerknął z ukosa na mężczyznę, zauważając dość znaczną zmianę koloru jego twarzy. Musiał mieć naprawdę smutne życie, skoro potrafił psuć sobie wieczór z ukochaną bezsensownym wściekaniem się na dwójkę nastolatków. Swoją drogą, dopiero po chwili zauważył, że tamta bezskutecznie próbowała go uspokoić.
Pewnie tak. Kto normalny katuje się widokiem, który go wkurwia? Myślisz, że wściekł się, bo mu staje? ― Uniósł brew i zastukał bezgłośnie palcami o blat, gdy jego ręka wylądowała z powrotem na stole. Obserwował jeszcze mężczyznę, zastanawiając się, jak intensywna może stać się purpura na jego twarzy. Odnosił wrażenie, że jeszcze nie pokazał im wszystkiego, na co było go stać...
„Chyba, że chcesz się wychylić.”
Nie chcesz.
... więc czemu miałby tego nie sprawdzić?
Poruszył nogą, ocierając się jej bokiem o łydkę Black'a, a ciemne oczy znów w pełni skupiły się na twarzy drugoklasisty, nawet jeśli ostatecznie nie dał mu jednoznacznej odpowiedzi. Dopiero po chwili podparł się łokciami o stół, podnosząc lekko z krzesła. Odległość między nim, a brunetem drastycznie zmalała. Hayden przechylił głowę tak, by nieznajomy z sąsiedniego stolika miał wyraźny wgląd na to, jak końcówka jego języka sunie po podbródku drugiego chłopaka, a potem znika mu z oczu, gdy usta łączą się w wymuszonym przez jasnowłosego pocałunku. Wiedział, że ów ściągał uwagę nie tylko coraz bardziej rozjuszonego mężczyzny – który mimo szczerych chęci nie mógł nic na to poradzić (w końcu mieli Walentynki, nie?) – ale i kilku innych klientów na sali. Niektórzy nie mieli z tym większego problemów, dla innych widok był peszący, a sam ciemnooki nie wydawał się przejmować ciężarem spojrzeń, rytm pocałunkowi, co jakiś czas trącając językiem kolczyk bruneta, jakby sprawiało mu to przyjemność. Kącik jego ust uniósł się w prowokacyjnym uśmiechu, gdy zacisnął zęby na dolnej wardze Merca i pociągnął za nią zaczepnie, spoglądając z ukosa na mężczyznę, który faktycznie nabrał jeszcze żywszych kolorów, ale spotykając się ze wzrokiem młodzieńca, machinalnie odwrócił wzrok psiocząc coś pod nosem do swojej żony czy dziewczyny, kimkolwiek była.
Chyba nasi nowi znajomi chcą zmienić miejsce ― mruknął pod nosem z nieskrywanym rozbawieniem, gdy osuwał się z powrotem na krzesło. Przesunął językiem po dolnej wardze, pozbywając się z niej smaku ust czarnowłosego i wsparł policzek o dłoń, już nawet nie patrząc w stronę pary. Mężczyzna i tak już za chwilę zamierzał przypomnieć im o swojej obecności, gdy niby to przypadkiem trącił nogą ich stolik i niby to przypadkiem jego pomruk uformował się w przepełnione obrzydzeniem „jebane pedały”.
Tylko nie zaczynaj.
Nic bardziej mylnego. Nikt mnie nie jebał ― rzucił lekko, unosząc wzrok na nieznajomego. Wiedział, że już wtedy miał ochotę zamachnąć się pięścią, ale jego partnerka złapała go za ramię, rzuciła chłopakom przepraszające spojrzenie i poprowadziła swojego wybranka parę stolików dalej. ― Cóż ― podsumował z krótkim parsknięciem, jakby to miało wyjaśnić wszystko, co właśnie tu zaszło.
Jesteś pojebany.
Mercury Black
Mercury Black
Administrator Sovereign of the Power
Zadziwiające że mimo niewątpliwie aktywnego przebiegu wydarzeń - nieustannie krzątających się dookoła kelnerek ubranych w dość obcisłe, podkreślające ich kształty ubrania, kelnerów prezentujących się wcale nie gorszy sposób, par gdzie jedne wyglądały jakby ze zwykłego pocałunku miały zaraz przejść do prokreacji, inne piszczały wniebogłosy po otrzymaniu kolejnego uroczego pluszaka, balona, koszulki czy kubka i pochodnych - nic nie zmieniało jednak faktu, że Mercury nie odrywał wzroku od Alana. Zupełnie jakby całkowicie wyłączył swój odbiór otoczenia skupiając się tylko i wyłącznie na nim.
To twoja dobra cecha.
Hm?
Niektórzy nie zwracają na to nawet większej uwagi, ale mało kto jest w stanie sprawić, że poczujesz się jak najważniejszy element układanki.
Nie jest dziewczyną. Nawet jeśli faktycznie zwróci na to uwagę, odbierze to jedynie jako kolejne wyzwanie.
Mimo to łagodny wyraz twarzy i subtelny uśmiech, cały czas widniały na jego obliczu, nawet gdy rzucił kolejnym prowokacyjnym pytaniem, wręcz proszącym się o sarkastyczną odpowiedź.
- Divide and conquer. - cichy śmiech, który z siebie wydobył zakrawał o miano chichotu. Opuścił nieznacznie głowę, przyglądając mu się z rozbawieniem spod grzywki. - Działa tak długo jak utrzymujesz formę i nie natrafisz na przeciwnika lepszego od ciebie. Choć nie zawsze można mówić o byciu lepszym. Niektórzy mimo silnych charakterów potrafią poddać się drugiej osobie, widząc więcej wynikających z podobnej sytuacji plusów niż minusów. Zwycięstwo poprzez przegraną. Ciekawe, prawda? - zupełnie jakby go naśladował, przechylił głowę na bok w dokładnie tym samym kierunku, przesuwając powoli językiem po czubku dolnej wargi.
- Odpowiedź brzmi - póki co tak. I mimo że zamierzam utrzymać dobrą passę, pomimo moich zdolności i zadufania w sobie nie jestem aż takim ignorantem, by uznawać to za pewnik. - dopiero teraz, gdy pojawił się nowy przeciwnik zajmując miejsce natrętnych dziewczyn, częściowo zmniejszył uwagę, jaką go obdarzał, rzucając znudzone spojrzenie mężczyźnie.
- Kto wie, może dziewczyna go nie zadowala? Albo to jeden z typów, wkurwiam się bo żaden mnie nie chciał, więc zostałem hetero. A co, chcesz sprawić, żeby doszedł? - zapytał z cwanym uśmieszkiem.
Mrugnął zaskoczony.
Widocznie jeśli chcesz coś osiągnąć, dostaniesz to tylko gdy sam pokażesz całym sobą, że nie wierzysz w powodzenie planu.
Nie zamierzał narzekać. Widząc jak chłopak podejmuje akcję, opuścił rękę i sam wysunął się do przodu, by ułatwić mu zadanie. Gdzie w tym momencie słowo 'mu' było dość kluczowe. Mercury nie zamierzał w tym momencie walczyć o przejęcie kontroli. Pozwalał mu robić co tylko zechce. Nie pozostawał jednak bierny, aktywnie odpowiadając na jego pocałunki i całkiem sprytnie pieszcząc jego język swoim kolczykiem, przyglądając mu się spod półprzymkniętych powiek.
Mógłbyś chociaż zamknąć oczy.
Z pewnością Paige mógł w tym momencie wyczuć na ustach jego uśmiech. Mruknął cicho z miernnym zadowoleniem, gdy blondyn zaczął się wycofywać, dopasował się jednak, opadając z powrotem na swoje siedzenie.
- Może musi skorzystać z łazienki. Albo chcą się przysiąść. - rzucił wykrzywiając usta w złośliwym uśmiechu. Nie musiał czekać długo na zaczepkę ze strony mężczyzny, jak i odpowiedź Paige'a.
Uczynisz mi ten zaszczyt i dorzucisz swoje trzy grosze?
- Ale gdybyś miał ochotę, by ktoś jebał ciebie, wiesz gdzie mnie znaleźć.
Oczywiście, że tak.
Co ciekawe, mówiąc ową kwestię, nie odrywał wzroku od Alana, przez co wypowiedź zabrzmiała co najmniej dwuznacznie. Nim jednak ktokolwiek miał wykonać głębszy osąd, ta sama kelnerka co wcześniej podeszła do stołu, odwracając się ze zmartwieniem na odchodzącego mężczyznę.
- Przepraszam czy wszystko w porządku? - zapytała uprzejmie stawiając przed nimi szklanki z piwem. Przytuliła tacę do piersi, zerkając to na jednego, to na drugiego.
- W jak najlepszym. Wspaniały lokal. - odpowiedział z uśmiechem, obracając powoli głowę w jej kierunku. Widząc jak zmartwienie dziewczyny znika, a jej twarz wyraźnie się rozpromienia i wypełnia ulgą, nie mógł poczuć mimowolnej satysfakcji.
- Bardzo mnie to cieszy. Gdyby czegoś panowie potrzebowali, proszę mnie wołać. Za chwilę podam zamówienie. - ukłoniła lekko głowę, odchodząc energicznym krokiem. Choć nie mógł być całkowicie pewien, zdawało mu się że kątem oka widzi jak zaczepia swoją koleżankę, szepcząc jej coś do ucha chichocząc.
- Niedaleko jest ładny park. - rzucił kolejną nakierowującą wypowiedzią, zwiastującą jakie plany szykował dla nich po zjedzeniu, by chłopak mógł się z nimi zawczasu oswoić. Nie wątpił bowiem w jego domyślność, nawet w najmniejszym stopniu. Nawet jeśli gotów był powtórzyć zdanie, tym razem formułując je tak, by rzucić zaproszeniem wprost. Na razie nie widział jednak takiej potrzeby.
Sponsored content
Powrót do góry
Permissions in this forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach