Riverdale
Riverdale
Administrator Sovereign of the Power
Mieszkanie Casa
Pią Gru 11, 2020 1:50 am
First topic message reminder :

Mieszkanie Casa



Samuel Larson
Samuel Larson
The Liberty Individual Trouble Seeker
Re: Mieszkanie Casa
Pią Sty 15, 2021 1:41 am
 Przez sytuację z Maannguaq, której odkrycie posunęło go do granicy szaleństwa, całkowicie wypadło mu z głowy, co do niedawna było jego priorytetem. W żałosny sposób skupił się na samym sobie, pozostawiając Casa na łaskę losu — ale gdy tylko dostanie w swoje ręce tabletki i wróci do sił; gdy tylko wyprze się tych wszystkich myśli, zrobi wszystko, by mężczyzna na nowo poczuł się bezpiecznie. Wie, że jest w stanie mu to zapewnić. Niech mu tylko da kilka dni.
Mam teorię, że to ona ich nasłała.
 Momentalnie wrócił wspomnieniami do chwili, kiedy przekroczyli jej drzwi; ten nonszalancki uśmiech, to poczucie władzy i łatwość, z jaką rozmawiała z Casem, to oferowanie mu bezimiennego alkoholu — jeśli to rzeczywiście ona za tym wszystkim stała, musiała mieć tupet.
 Brew drgnęła mu nerwowo.
Ma jakąś, kurwa, obsesję na moim punkcie.
 — Nie chodź do niej beze mnie.Nie chodź beze mnie gdziekolwiek, chciał powiedzieć. — Poczekaj — rzucił; gdyby wiedział wcześniej, wtenczas nie tylko siedziałby z nim w lombardzie, ale i przyprowadzał i odprowadzał na miejsce. I nie obchodziło go, jak uciążliwe byłoby to dla Casimira. — Jeśli coś się stanie podczas mojej nieobecności — zaczął i odłożył do połowy zjedzonego pączka. — Daj mi znać. Natychmiast. — Nieważne, jak będzie się wtedy czuł — momentalnie wyjdzie z domu, choćby miał biec przy minusowej temperaturze bez koszulki. Nie pozwoli sobie ponownie na taką bezsilność i nieostrożność.
Cas
Cas
The Fox Mischievous Trickster
Re: Mieszkanie Casa
Pią Sty 15, 2021 11:01 pm
 Odwrócił wzrok, nagle speszony jego… prośbą? poleceniem? sugestią? — a raczej tym, co w niej usłyszał. Nie wiedział nawet, jak to nazwać. Nie wiedział, co u licha zrobić z tym uczuciem, tym dziwnym wrażeniem, że komuś na nim zależało. Nie umiał spojrzeć na nie wprost.
 — Nie będę — zgodził się bez żadnego oporu. — Ani nie mam do niej żadnego interesu, ani nie chcę jej widzieć na oczy. Może zmięknie od tego. — Uśmiechnął się krzywo, bez śladu wesołości. — Za smycz da się ciągnąć w obie strony, nie? — Pytanie było ewidentnie retoryczne.
 Pokiwał głową, znów bez marudzenia przystając na jego propozycję. Wolałby nie zawracać Samowi głowy, dopóki jego stan się nie ustabilizuje, ale jeśli będzie musiał, to cóż, trudno. Żyli niestety w świecie, który nie zawsze pozwalał na spokojne dojście do siebie.
 — Chcesz jeszcze herbaty? — zapytał nagle, jakby dopiero sobie przypomniał, że Sam był jednak mimo wszystko jego gościem.
Samuel Larson
Samuel Larson
The Liberty Individual Trouble Seeker
Re: Mieszkanie Casa
Pon Sty 18, 2021 10:11 pm
 Wszystko zgrywało się ze sobą jednocześnie w najgorszym momencie — brak tabletek, zagrożenie ze strony Maannguaq, zahwiane bezpieczeństwo Casa. Prawie jakby go testowano i sprawdzano jego wytrzymałość, jakąś granicę, po przekroczeniu której w końcu się złamie — i po której nie będzie już w stanie wstać z kolan. Nie wiedział, czy los miał w tym jakiś interes, czy to może sprawka zakładu jakichś mitycznych bogów, ale nie zamierzał nikomu dawać tej satysfakcji, nawet jeśli w tym momencie bliżej mu było do przegranej. Podniesie się, tak jak zawsze. Bywało gorzej.
 Kiwnął głową na wypowiedź mężczyzny, nie drążąc już dalej tematu. Wierzył, że skoro sam tak powiedział, to tak właśnie zrobi — że się do niej nie zbliży. Nie było niczego, co kazałoby mu wyciągnąć z jego słów inne, odwrotne wnioski.
Za smycz da się ciągnąć w obie strony, nie?
 Za to, między innymi, właśnie go lubił.
 — Nie — mruknął, zerkając na kubek. — Będę się zbierał. — Nie miał co prawda nic lepszego do roboty, jedynie dalsze wegetowanie na materacu na przemian z wgapianiem się w okno, ale im dłużej przebywał poza mieszkaniem, tym bardziej niespokojny się stawał. Musiał być teraz w bardziej znanym mu miejscu.
 Spojrzał na wypieki.
 — Dobre są — stwierdził nagle, zarzucając głową w stronę talerza. — Te pączki. Smakują mi. —  Chociaż, tak naprawdę, mało było rzeczy, które mu nie smakowały. Nawet mimo tego, że były suche.
 Westchnął cicho, jakby sam już nie wiedząc, co powiedzieć. Wstał.
 — Daj mi znać, jak będziesz miał tabletki — powiedział, po czym się zatrzymał i dodał po krótkiej chwili: — Jak nie będziesz miał, to też daj znać.Po prostu czasem do mnie napisz i powiedz, co u ciebie.
 Kiwnął głową, odwrócił w stronę korytarza i, wcześniej zakładając buty, chwycił za klamkę i wyszedł.

z/t
Cas
Cas
The Fox Mischievous Trickster
Re: Mieszkanie Casa
Wto Kwi 06, 2021 5:28 pm
przyjdz do mnie w ten weekend jakos wieczorem, mam do ciebie wazny interes


 Wiadomość, którą wysłał mu w sobotę o czwartej nad ranem, była dość lakoniczna, ale to jeszcze nie musiało nic znaczyć; nigdy nie lubił za specjalnie się rozpisywać, więc smsy liczące raptem kilka słów nie były u niego niczym dziwnym. Bardziej niepokojący był fakt, że zaraz potem przestał dawać znaki życia. Nie odpisywał, nie odbierał telefonu, nie było go na żadnym z pół tuzina szyfrowanych komunikatorów, których używał. Przepadł jak kamień w wodę.

 Długo nie reagował na pukanie do drzwi, ale wprawne ucho — na tyle wprawne, by wychwycić rytm jego kroków spomiędzy tuzina innych stłumionych dźwięków niosących się po budynku — byłoby w stanie usłyszeć, jak cicho podszedł do drzwi od wewnątrz i na chwilę przystanął w miejscu. Nietrudno było wyobrazić sobie, jak stoi oparty czołem o drzwi, zmęczony, rozdarty, a przede wszystkim boleśnie świadom faktu, że raptem kilka centymetrów kiepskiej jakości sklejki dzieli go od… No właśnie, od kogo? Jeszcze zanim wyjrzał przez wizjer, jakoś podświadomie już wiedział, kto stoi po drugiej stronie, wiedział doskonale, że to —
 — Sam — powiedział, otwierając drzwi. Jego głos był wyprany z emocji. — Wchodź. — Cofnął się, by wpuścić go do środka, jednocześnie ukazując mu się w całej krasie.
 Jego matka lubiła czasem mówić (zwykle z lekką naganą, ale i odrobiną czułości), że wyglądał jak siedem nieszczęść; tego dnia byłby to komplement. Chyba jeszcze nigdy nie pokazał mu się w tak złym stanie. Przetłuszczone włosy ledwo trzymały się w niechlujnym kucyku, dres, który miał na sobie, wyglądał jak psu z gardła wyjęty, a jakby tego wszystkiego było jeszcze mało, na jego bladej, zmęczonej twarzy kwitł duży fioletowy siniak.
 — Dobrze, że jesteś. — Strzyknął nerwowo palcami u obu dłoni. Nie patrzył na niego; zamiast tego wbił wzrok w jakiś punkt nieco nad podłogą. — Chodź. Musimy porozmawiać.
 Atmosfera w mieszkaniu wydawała się inna niż zazwyczaj. W dusznym powietrzu unosiła się wyraźna woń taniego środka do mycia podłóg, a pod nią leciutka sugestia innego zapachu, dziwnego, organicznego. Zlew pełen był brudnych naczyń, a dookoła kosza na śmieci zebrała się pokaźna kolekcja pustych szklanych butelek. Łóżko było rozścielone, skotłowana kołdra leżała w połowie na podłodze, a miejsce poduszki zajmowało coś, co wyglądało jak sterta ubrań. Cas zawsze był bałaganiarzem, ale mieszkanie było w kiepskim stanie nawet jak na jego standardy.
Samuel Larson
Samuel Larson
The Liberty Individual Trouble Seeker
Re: Mieszkanie Casa
Wto Kwi 06, 2021 8:12 pm
 Ostatnie miesiące były jak sen. Jeden długi sen, którego był świadom w trakcie trwania, a o którym powoli i kawałek po kawałku, stopniowo, zapominał; całe dnie przepadały w zakamarkach umysłu, jakby uznane za niepotrzebne, monotonne i zbite w jeden. Nie wyróżniało ich nic, nawet stan ducha czy to, co przepływało mu przez gardło. Poranki, popołudnia i wieczory — każdy etap dnia wyglądał tak samo. Tak samo spędzony w mieszkaniu lub w lombardzie, sam lub z Casem. Spędzone na spaniu lub siedzeniu, na wpatrywaniu się w lustro lub w pusty ekran laptopa.
Lazarus Lee, chciał wpisać i zobaczyć to samo, co zobaczyła ona. Zmierzyć się ze swoimi winami, spojrzeć na nie oczami osoby trzeciej i upewnić się, czy te wszelkie zdjęcia, z którymi go utożsamiano, zawierały tę samą osobę, którą widział w odbiciach — odbiciach lustra, szyb, odbiciach szklanek i wody.
 Kiedy jednak prostował ręce i kładł palce na klawiaturze, jedyne, co potrafił, to przenieść je na krawędź monitora i zamknąć urządzenie.
 Nie potrafił.

 Gdyby to wszystko w rzeczywistości okazało się snem, byłby szczęśliwy. Ale snem nie było; wiadomość od Casa zadziałała na niego jak kubeł chłodnej wody — wybiła go z tej rutyny i zwiększającego się przekonania, że tak będzie funkcjonował do końca życia: unosił się w czasie i przestrzeni, sunąc z miejsca na miejsce niczym duch, tło wygenerowane w czyichś sennych marzeniach.
 Zapomnieć, że się żyje, tak mógłby to określić.
 Chwila, w której wpatrujesz się w jeden punkt, twój wzrok się rozmazuje, a głowę ogarnia pustka. Z tym że chwila ta trwała dwa miesiące.
 Gdy chwycił za telefon, dobijała dziewiąta. Nie spał od kilku godzin, wpatrywał się w drzwi i nasłuchiwał.
 Nadal nie wiedział, czego.

Ok.


 Bez pytań, bez dociekań, bez najmniejszego — jedynie powierzchownego — zainteresowania. W przypadku tego mężczyzny nie musiał jednak martwić się, że odbierze jego wiadomość wymijająco. Nie musiał martwić się o nic.
 O nic, prócz jednej rzeczy, która stanowiła wszystko.
 Wstał, chwycił za trzy z rozrzuconych na blacie tabletek i powolnym, sennym ruchem włożył je do ust. Popił.
 Ostatnimi czasy przekraczał dawkę, jakby chcąc powrócić do zmysłów jak najszybciej — i płacąc tym swoim obecnym wegetatywnym stanem.  

 Stanąwszy pod drzwiami mieszkania, pociągnął nosem i poprawił daszek czapki. Zapukał raz, a brak jakiejkolwiek odpowiedzi z drugiej strony nakłonił go do ponownego podniesienia ręki, tym razem jednak w zamiarze chwycenia za klamkę — kiedy doszły go ciche dźwięki stawianych powoli kroków.
 Opuścił rękę. Spojrzał na Casa. Wszedł do środka.
 Choć wcześniej starał się w niego nie wpatrywać, tak teraz, kiedy odwrócił się do niego plecami, obserwował go. Jego ruchy, wiszące na jego ciele ubrania.
 I siniak, który zauważył, nim przekroczył próg mieszkania.
 Siniak.
 Ukradkiem rozejrzał się po wnętrzu, w którym był już w stanie wyłapać większe lub mniejsze zmiany. Teraz nie musiał się nawet wpatrywać, żeby cokolwiek stwierdzić — w tym wypadku stwierdzić, że było źle.
 Zatrzymał się przy stole i oparł na nim koniuszki palców. Przyjrzał mu się, po czym podniósł wzrok z powrotem na mężczyznę. Z przodu był jeszcze bardziej zmarnowany, o tyle bardziej niż zwykle, żeby móc zacząć się martwić. O nic jednak nie pytał, uznając, że to właśnie tego miała dotyczyć ta rozmowa, całe to spotkanie.
 Ale ten siniak.
 — Kto ci to zrobił? — spytał spokojnie. Nie kiedy, nie gdzie. Po prostu kto, nie zważając na okoliczności i winę. To było czymś drugorzędnym, przynajmniej w jego przypadku — przypadku Casa.
Cas
Cas
The Fox Mischievous Trickster
Re: Mieszkanie Casa
Wto Kwi 06, 2021 9:05 pm
 Długo nie odpowiadał. Musnął wzrokiem jego twarz i zaraz odwrócił się, by przejść do kuchni, nastawić czajnik, zacząć grzebać w szafkach. Długo, nawet jak na to, że grał na czas i nawet nie starał się tego ukryć. W pewnym momencie po prostu zamarł z rękami opartymi o blat i zwieszoną głową. Po chwili, która wydawała się trwać wieczność, westchnął, pokręcił głową i obrócił się przodem do Sama.
 — Nie wiem — powiedział głosem, który byłby idealnie obojętny, gdyby nie załamał się na ostatniej sylabie. Uśmiechnął się, ale ten uśmiech nie sięgał oczu. — Nie wiem, kurwa, nie mam pojęcia, obudziłem się tu w środku nocy z rozbitym pyskiem i otwartymi drzwiami, bez pieniędzy, pamiętam, że wyszedłem wczoraj z pracy normalnie, ale nie wiem, co się działo później, nie mam pojęcia, gdzie byłem ani z kim, nie wiem, kurwa, nic…! — Usłyszał własny podnoszący się histerycznie głos i natychmiast się zamknął. Oddychał płytko, szybko, za szybko. Za jego plecami pstryknął wyłączający się czajnik; Cas obrócił się, sięgnął po kubek drżącą ręką, upuścił go, spróbował złapać, ale nie zdążył. Trzask. Zacisnął dłoń w pięść i walnął nią w okruchy ceramiki. Zdusił w gardle dziwny odgłos, jakby zranionego zwierzęcia, i zamaszystym ruchem dłoni zgarnął odłamki potłuczonego kubka do kosza na śmieci.
 — Nie wiem — powtórzył z trudem.
Samuel Larson
Samuel Larson
The Liberty Individual Trouble Seeker
Re: Mieszkanie Casa
Pon Kwi 12, 2021 12:27 am
 Złość, smutek czy rozgoryczenie — nie wiedział, co w nim siedziało — ale coś siedziało, to wiedział. Widział. Czuł.
 Coś więcej niż ta codzienna posępność, która w przypadku Casa stała się tak charakterystyczna i przez ilość spędzonego z nim czasu dla samego Samuela już tak bazowa, że zamiast zastanawiać się, dlaczego ludzie wokół wyglądają na pochmurnych, zastanawiał się, dlaczego wyglądają na szczęśliwych.
 Bo szczęście to nie było coś, z czym miał do czynienia na co dzień. Nie wtedy, kiedy wspomniane co dzień spędzany był z nim, z Casem.
 Nie przeszkadzało mu to. Dzięki temu czuł się swobodniej.
 Ale teraz nie czuł się swobodnie — i być może to właśnie stąd wiedział, że coś było bardziej nie tak niż było zwykle.
 Obserwował go, czekając i nie pospieszając. Z tym że kiedy otworzył już usta i wytoczył z nich potok chaotycznych słów, zabrał rękę ze stołu, a palce dłoni lekko zacisnął na szwie spodni, jakby tylko powstrzymując się przed innym pytaniem, tym razem nieco bardziej dociekliwym (brałeś coś? piłeś? ile?), bardziej natarczywym.
 Zerknął w stronę drzwi, by wypatrzeć w nich jakiekolwiek zmiany, ślady włamania, zadrapania, wgniecenia, zepsuty zamek chociażby, i chciał już nawet otworzyć usta, powiedzieć coś, ruszyć się z miejsca i do nich podejść — ale wtedy, w półkroku, usłyszał hałas. Zatrzymał się momentalnie, spojrzał w bok i nim jakkolwiek zdążył zareagować, mężczyzna uderzył w odłamki. A on po prostu stał i patrzył.
 Stał, bo nie wiedział, co zrobić. Co powinien zrobić.
 Czy widział go kiedyś w takim stanie? Czy znał go na tyle, by umieć się z nim w takiej sytuacji obejść? Czy w ogóle wiedział, co teraz czuł? Co siedziało w jego głowie?
 Nie. Nie wiedział. Potrafił tylko robić za mięso armatnie.
 Podszedł do niego powoli, jak do jakiegoś dzikiego zwierzęcia, którego nie chciał spłoszyć, i stanął nad nim w ciszy. Wyciągnął w jego stronę rozłożoną dłoń, którą zmierzał do jego ramienia (po co? żeby uspokoić? pokazać, że tu jest?), ale muskając już palcami jego kościste ciało, zawahał się i zmienił tor. Złapał go za nadgarstek zranionej dłoni i zaprowadził do zlewu. Odkręcił chłodną, powoli wydobywającą się wodę i wsunął pod nią zakrwawioną skórę. Patrzył, jak szkarłat miesza się z wodą i spływa do rur. Mruknął coś pod nosem.
 — …u mnie — rzucił cicho, na tyle cicho, że początek zdania był niemalże niesłyszalny. Odchrząknął. — Zatrzymaj się u mnie — sprostował i zakręcił kran. Zacisnął usta, czując, jak tak samo zaciska mu się gardło.
 Tyle mógł zrobić. Może nie mógł dać mu bezpiecznego otoczenia, bo jego mieszkanie z pewnością do takiego nie należało, ale…
 Ale co? Ale przy nim było bezpiecznie?
 Puścił jego dłoń i pomasował się po karku. Po tym spojrzał na twarz mężczyzny, ogarnął wzrokiem jego zmizerniały wyraz twarzy, lejące się, nieumyte włosy, i podniósł brwi w geście zmartwienia.
 Co on tak właściwie mógł zrobić? Co mógł mu zapewnić?
 Nie miał nic. Nawet zmysłów.
 A jednak tak bardzo chciał mu dać cokolwiek.
 — Sam w domu... będzie gorzej — dodał cicho.
Cas
Cas
The Fox Mischievous Trickster
Re: Mieszkanie Casa
Pon Kwi 12, 2021 2:56 pm
 Patrzył na niego jak na nadciągającą burzę. Zbawienny deszcz po suszy czy pożar od trafienia piorunem? Nie wiedział, nie podejmował się zgadywać, po prostu patrzył, z rezygnacją, ale i nieśmiało kiełkującą nadzieją. Gdy dłoń Sama dotknęła jego ramienia, nieświadomie wstrzymał oddech; bezwiednie zaczął pochylać się w jego stronę, jakby jego ciało samo szukało, samo wiedziało, czego chce, ale zdążył się poruszyć może o centymetr, gdy leciutki dotyk na jego ramieniu zniknął. Wypuścił powoli oddech. Bez protestów pozwolił poprowadzić się w stronę zlewu, pozwolił opłukać dłoń z krwi i drobnych okruchów ceramiki wbitych w skórę, posłuszny jak owca prowadzona na rzeź.
 Poruszył zranionymi palcami, jakby próbując upewnić się, że wciąż miał nad nimi kontrolę, że wciąż należały do niego, i podniósł wzrok na Sama. Szukał czegoś w jego twarzy: w ułożeniu jego brwi, w krzywiźnie jego ust. Jakby chciał z jego mimiki wyczytać wszystkie słowa, które nie padły, które wciąż wisiały między nimi jak ciężkie, przepełnione ozonem powietrze przed ulewą. Gapił się i był tego doskonale świadomy, ale nie mógł nie chciał nie mógł odwrócić wzroku. Potrzebował potwierdzenia. Obietnicy.
 — Ja… — zaczął i urwał natychmiast, słysząc, jak potwornie był zachrypnięty. Odchrząknął kilkukrotnie i kontynuował już normalnym głosem: — Nie jestem wdzięcznym współlokatorem. Bałaganię. Nie umiem gotować. Rozrzucam mokre ręczniki w łazience. — Zamilkł znowu, jakby na coś czekając. Jeszcze możesz się wycofać. Zmienić zdanie. Jeszcze możesz powiedzieć, że żartowałeś. Jeszcze możesz.Zastanawiałem się nad odwykiem — zmienił temat, w roztargnieniu trzaskając stawami palców. — Właściwie to… Chciałem dzisiaj oddać ci klucze. Do domu i do lombardu. I mój notatnik, i mój telefon, i… Wszystko, czego byś potrzebował, żeby sobie poradzić beze mnie. Tylko przez jakiś czas. Może miesiąc, nie więcej. — Milczał przez chwilę. Ostatnia szansa.Ale jeśli…jeśli mówisz poważnie, jeśli dasz radę, jeśli to zniesiesz, mnie zniesiesz, obiecasz…No, jeśli to nie problem, to… — Zamknął oczy. — To okej. Zróbmy tak.
Samuel Larson
Samuel Larson
The Liberty Individual Trouble Seeker
Re: Mieszkanie Casa
Pon Kwi 12, 2021 5:16 pm
 Nie wiedział, na ile był mu pomocny, na ile pomocna była również złożona mu propozycja. Nie zamierzał cofnąć swoich słów, jednak z każdą chwilą poddawał je zwątpieniu — czy był do tego odpowiedni, czy jego mieszkanie było — czy rzeczywiście był w stanie zapewnić mu to, czego potrzebował. Od jakiegoś czasu nie był pewien niczego, wszystko stało się jeszcze bardziej odległe niż było dotąd, jakby te resztki pewności, jakoby potrafił zapewnić mu bezpieczeństwo, zostały mu odebrane. Odebrane, zgniecione, przeżute i zakopane.
 Ale obiecał. Obiecał, że cokolwiek by się nie działo, będzie tym, kto go ochroni — a składanych obietnic nie łamał, niezależnie od tego, co by się z nim działo. Nie składał obietnic bez pokrycia, nie składał ich wtedy, kiedy wiedział, że nie da rady ich spełnić. Skoro więc ją złożył, znaczyło to, że da radę. Że kwestionowanie własnych możliwości było jedynie złudnym efektem samopoczucia, które musiał przezwyciężyć.
 Wciąż z tym samym zmartwieniem na twarzy, przyglądał się mężczyźnie. Wpatrywał się w oczy, które wpatrywały się w niego, jakby szukając w nich siły i jakiegokolwiek zapewnienia, że to, co powiedział, było dobrym pomysłem — że nie uznał tego za zwykłą litość, przmus spowodowany tym, co zobaczył i usłyszał — bo tym nie było. Było jedynie tym, co powiedział, propozycją, może nawet w tonie dziwnej prośby.
 Ten siniak wciąż mu ciążył.
 Przełknął ciężko ślinę, kiedy ten otworzył usta. Poczekał, aż skończy.
 — Ja też — odparł krótko, a mówiąc to kącik ust mu drgnął, jakby zmierzając do góry w słabym, wyrozumiałym uśmiechu. Ja też bałaganię, żywię się tylko tym, co mogę zalać wrzątkiem lub odmrozić, też rozrzucam ręczniki i zostawiam naczynia w zlewie na dwa dni lub więcej. Żaden z nich nie był idealny. Żaden nie potrafił o siebie zadbać, ale, być może, mając siebie u boku, będą potrafili zadbać o siebie nawzajem. Po prostu będąc.
 Kiedy jednak wspomniał o odwyku, ten krótki, ledwo widoczny uśmiech zniknął za równie ledwo widoczną płachtą jednoczesnego zdziwienia i dziwnego uczucia, jakby rezygnacji, której źródła nie do końca rozumiał.
 Ale i nadziei, że dzięki temu siniak zniknie i już więcej się nie pojawi.
Więc…, mruknął cicho pod nosem, odwracając wzrok. Więc wtedy nie?, dokończył już w myślach. Wtedy się u niego nie zatrzyma? Wyjedzie? Ale wrócisz? chciał zapytać.
…No, jeśli to nie problem, to…
 Mimo wszystko nie potrafił dać mu tego, co dałby mu odwyk. Może więc tak byłoby lepiej.
To okej. Zróbmy tak.
 Odwrócił spojrzenie z powrotem w jego stronę. Co wtedy…
 — Co wtedy z odwykiem? — spytał, unosząc wewnętrzne kąciki brwi do góry. Chciał mu pomóc, ale nie chciał odbierać możliwości na lepsze jutro. — Nie musisz… — zamyślił się i podrapał po karku. — Wyjeżdżać? Mieszkać tam? — Nie znał się na odwykach, a swoje przekonania na ich temat brał jedynie z filmów.
Cas
Cas
The Fox Mischievous Trickster
Re: Mieszkanie Casa
Pon Kwi 12, 2021 6:58 pm
 Odetchnął głęboko i oparł się plecami o szafkę, nagle bardzo, bardzo zmęczony. Jak po ataku paniki, tylko w tym przypadku skoncentrowanym do długości jakichś piętnastu sekund. Wytarł prawą dłoń o spodnie, zostawiając na nich rozmazaną smużkę krwi, i przeczesał nią włosy.
 — Nawet nie wiem, czy jestem zdziwiony — mruknął. — Równie dobrze mógłbym sobie wyobrazić, że jesteś pedantem i wszystko masz w domu od linijki, i po prostu jesteś zbyt dobrze wychowany, żeby mi pokazać, jak bardzo gardzisz mną i śmietnikiem, w którym żyję. — Uśmiechnął się kwaśno. — Żartuję. To co, spróbujemy jeszcze raz z tą herbatą? — Pstryknął włącznik czajnika i sięgnął do szafki po kolejny kubek, powolnym, przesadnie ostrożnym ruchem. Dłoń nadal mu drżała, ale wydawał się znacznie lepiej nad nią panować i tym razem obyło się bez żadnych strat w ceramice. Postawił na blacie dwa kubki, jeden zwykły, czarny, drugi biały, z niewyraźnym, spranym nadrukiem. Westchnął cicho, przyglądając im się przez chwilę.
 — Nie, nie muszę. Znaczy myślałem o tym, głównie po to, żeby się na trochę wyrwać z, z, no, z tego miejsca, z tego, nazwijmy to, kontekstu. Moja… No, terapeutka, do której kiedyś chodziłem, bardzo dawno temu, mówiła, że jak się chce przestać pić, to trzeba przestać, wiesz, bywać w miejscach, w których się pije, widywać się z ludźmi, z którymi się pije. — Ściszył nieco głos. — Co, jak się pewnie domyślasz, jest trudne, kiedy się pije wszędzie i ze wszystkimi. — Uśmiechnął się niewesoło, ale jego twarz zaraz przybrała z powrotem neutralny, lekko zmęczony wyraz. Dość miał swojego odruchu chowania się za czarnym humorem. Pewnie, że śmiał się ze swoich problemów, najczęściej i najgłośniej ze wszystkich, którzy o nich wiedzieli, ale czasem, przy niektórych ludziach, wolałby umieć sobie odpuścić. — Więc, no, myślałem, że może dobrze będzie, jeśli spędzę trochę czasu z daleka od wszystkiego i wszystkich. Ale z tobą, znaczy, no, mieszkając u ciebie… Skoro ty nie pijesz… — Wzruszył ramionami, nie wiedząc do końca, jak dokończyć to zdanie. — Jak będę potrzebował, to zajrzę tam na oddział dzienny. Albo, no, na jakiś meeting AA — powiedział słabo, czując się jak ostatni boomer. — Zrobiłem trochę researchu. Kiedyś.
Samuel Larson
Samuel Larson
The Liberty Individual Trouble Seeker
Re: Mieszkanie Casa
Wto Kwi 20, 2021 11:20 pm
 Ostatnim razem, gdy dzielił z kimkolwiek pokój, prawdopodobnie był w wojsku. Ile lat temu to było, cztery? Czy sześć? Nie potrafił powiedzieć.
 Nie żeby to było w jakikolwiek sposób ważne. Nie był pewien jednak, czy jest coś, o czym powinien mu powiedzieć. Na coś przygotować, prócz tego, że na każdym kroku pozostawiał po sobie ślady w postaci nieporządku, a co ostatecznie okazało się nie być problemem.
To co, spróbujemy jeszcze raz z tą herbatą?
 Przytaknął lekko i jeszcze raz zerknął na jego zranioną dłoń, jakby zastanawiając się, czy to nie on powinien się tym zająć. Z jakiegoś też powodu nawet na myśl mu nie przyszło, by ją jakkolwiek obandażować — ale czy Cas był człowiekiem, który trzymałby w swoim mieszkaniu takie rzeczy?
 Tego też nie wiedział.
 Słuchał go w ciszy i stał jak słup, ale w dziwnej gotowości, gdyby mężczyźnie coś ponownie miało wypaść z rąk. Na ostatnie zdanie jednak spojrzał na niego smutno, tym bardziej widząc jego niewyraźny uśmiech. Chciałby mu z tym pomóc; pozbyć się z jego wnętrza nałogu, wydrzeć ze środka tak samo, jak zrywa się stary, wżarty wręcz w skórę plaster. Ale nie był ani terapeutą, ani też choćby kimś, kto wiedział, jak obchodzić się z jakimikolwiek innymi problemami.
 Mógł tylko słuchać. Słuchać i być. Pilnować.
 — Mój ojciec też sobie z tym nie radziłz piciem; palec wskazujący zgiął mu się mimowolnie kilka razy na samo wspomnienie o nim. — Więc… jeśli jest coś… — mówił, sam nie wiedząc jednak, jak powinien sformułować to zdanie; czy w ogóle powinien je wypowiadać. — …Co mógłbym zrobić, żeby ułatwić ci wyjście z tego… To wtedy to zrobię. — Przełknął ślinę.
 Nie chciał, by Cas skończył w ten sam sposób; by ludzie patrzyli na niego w ten sam sposób, w jaki patrzyli na jego ojca. Nie chciał, by bliska mu osoba musiała przez to przechodzić.
 Bliska.
 — Ja… to znaczy ty… — Zerknął w bok, zmieszany. Dłoń, której palec mu drżał, zacisnął w wątłą pięść. — Chcę, żebyś czuł się szczęśliwy. Nie wiem, co sprawia, że tak się czujesz, ale… — Tak samo jak nie wiedział, co sprawiało, że on się tak czuł — że to wszystko mówił. — …Ale cokolwiek to jest, pomogę ci do tego dotrzeć.
 Jak bardzo bliski mu tak naprawdę był?
Sponsored content
Powrót do góry
Permissions in this forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach