Riverdale
Riverdale
Administrator Sovereign of the Power
Mieszkanie Casa
Pią Gru 11, 2020 1:50 am
First topic message reminder :

Mieszkanie Casa



Cas
Cas
The Fox Mischievous Trickster
Re: Mieszkanie Casa
Nie Sty 10, 2021 10:34 pm
 Wiedział, że ten moment nadejdzie, że nie będzie mógł unikać go spojrzeniem przez cały wieczór, ale ta świadomość niczego nie ułatwiała. Zacisnął dłonie w pięści, oparł je obie o blat i odetchnął głęboko, raz, drugi, trzeci; czuł, że jeśli teraz coś powie, to zacznie krzyczeć, a sama myśl o tym, że mógłby urządzić mu jakąś scenę, była dla niego tak żałosna, że absolutnie nie był jej w stanie znieść. Z trudem przełknął gigantyczną gulę w gardle, obrócił się i podszedł kilka kroków bliżej do Sama, by wreszcie stanąć naprzeciwko niego, w odległości wyciągniętej ręki.
 Brwi miał zmarszczone, usta ściągnięte w wąską linię, oczy podkrążone bardziej niż zwykle, a jego spojrzenie było tak intensywne, że niemal fizycznie wyczuwalne, kiedy patrzył, po prostu patrzył na niego, na to podbite oko, tę żuchwę podwiązaną bandażem, tę minę zbitego psa; przesuwał wzrokiem po jego twarzy tak, jak ktoś inny, ktoś bardziej odpowiedni, mógłby przesuwać dłonią, delikatnie, czule, by uśmierzyć ból, nie zadając go więcej. Co miałby niby powiedzieć? Szukał odpowiednich słów i w głowie znajdował tylko pustkę. Wziął wdech, żeby i tak spróbować, żeby wydobyć z siebie jakiś dźwięk, jakikolwiek, ale udało mu się tylko westchnąć na wydechu, po czym… Oklapł. Jak balonik, z którego gwałtownie uciekło powietrze. Zgarbił się lekko, kiedy część napięcia w plecach puściła, pokręcił głową na boki, aż strzyknęło mu w karku, pociągnął mokro nosem… I się zaczęło.
 — Ja też, kurwa, nie wiem, co się dzieje, wyobraź sobie. Najpierw chcesz u mnie pracować, potem jak się już zgodzę to znikasz jak kamień w wodę, nie dajesz znaku życia przez, przez, przez chuj wie ile dni, a jak cię już wreszcie, kurwa, kot przynosi na wycieraczkę, to wyglądasz… — Gwałtownym gestem wskazał na jego twarz. — W co ty, kurwa, wdepnąłeś tym razem, hm? Najpierw mnie opierdalasz, że ci nic nie mówię, a potem wychodzisz i, nie wiem, kurwa, wpadasz pod śmieciarkę, i słowem się nie zająkniesz! Larson! Kurwa mać! — Im dłużej mówił, tym bardziej unosił głos, ale kiedy zorientował się, że prawie krzyczy, zamknął się gwałtownie. Szarpnął za sznurek od kaptura bluzy, po czym podparł łokieć drugą ręką, jednocześnie obejmując się wpół. Dłonie trzęsły mu się nawet, kiedy zacisnął je obie w pięści.
Samuel Larson
Samuel Larson
The Liberty Individual Trouble Seeker
Re: Mieszkanie Casa
Pon Sty 11, 2021 11:10 am
 Chciał zobaczyć jego twarz, chciał jego spojrzenia, ale kiedy już doszło co do czego — kiedy mężczyzna się odwrócił i zobaczył wreszcie to, co się na nim malowało, momentalnie odwrócił wzrok, jakby z przestrachu. Wargi wciąż miał zaciśnięte, brwi tak samo wyrażały zmartwienie, a w oczach pojawił się wstyd — serce jednak było spokojne, wciąż tak samo niewzruszone, jakby tylko umysł na tym ucierpiał, a względy biologiczne, narządy, które reagować powinny na stres, nie brały w tym żadnego udziału; spojrzał na niego ponownie. I pożałował — bo kiedy się odezwał, miał ochotę odwrócić wzrok na nowo, byle nie czuć ciężaru oczu Casa, jego zrezygnowania. By nie widzieć, jak się na nim zawiódł.
 Złapał się za łokieć i zacisnął na nim palce. Stał w ciszy i choć słyszeć go nie chciał, tak jednak słuchał. Przyjmował skargi jak besztane dziecko, nie próbował wytłumaczyć, bo wiedział, że w tej chwili, teraz, kiedy Casimir był wzburzony, usprawiedliwienia tylko pogorszyłyby sprawę. Lub po prostu nie chciał mu się tłumaczyć, bo wytłumaczenia te, te prawdziwe, były złe, a on nie chciał być zły w jego oczach, nie chciał widzieć w jego spojrzeniu tego, co widział w spojrzeniu Maannguaq. Palcem zaczął nerwowo drapać się po ręce, przez materiał bluzy.
Larson! Kurwa mać!
Lee, mógłby poprawić, bo teraz nie miało to już większego znaczenia, zaraz wszyscy się dowiedzą, jego prawdziwa tożsamość wyjdzie na jaw i nie będzie już Samuela, będzie Lazarus — imię, którego nienawidził, ale nie przez sam fakt istnienia, nie przez jego znaczenie. Nienawidził go, bo ciągle je słyszał, nie mógł przed nim uciec i ciągle wykorzystywano je przeciwko niemu.
 Ale gdyby mu powiedział, wtenczas musiałby powiedzieć wszystko inne.
 Stał. Stał i nic nie mówił, bo nie wiedział, co odpowiedzieć by mógł.
”Chciałem się odezwać, chciałem dać ci znać, ale nie mogłem, nie byłem w stanie i dalej nie jestem. Jest ze mną źle, Cas. Próbowałem kogoś zabić. Ale nie pierwszy raz, pewnie też nie ostatni. Z tym że wcześniej próby dochodziły do skutku, ale teraz nie mogłem, bo jestem słaby, bo ty mnie osłabiłeś, bo zrobiła to ona, i nienawidzę was za to, ale jednocześnie bez was wariuję jeszcze bardziej; szaleję. Z dnia na dzień coraz mocniej”
 — Nie chciałem — powtórzył się; odwrócił wzrok w bok.
Powiedz mu. I tak cię nienawidzi. Łudziłeś się, że cię lubi, że coś znaczysz, ale jesteś zwykłym kundlem bez domu i zaciekle ciągle gdzieś go szukasz. Nie dajesz sobie rady bez innych; bez kogoś, kto mówi ci, co robić.
 Uśmiechnął się nerwowo.
Jesteś jak pasożyt, przyczepiasz się i wysysasz energię.
 Cisza z jego strony trwała zbyt długo. Przełknął ślinę.
 — Ja… — zaczął, ale zaschło mu w gardle. Odchrząknął. — Jestem chory.Ale nie w taki sposób, w jaki jest się chorym na jesień, nie jestem przeziębiony, nie mam też nowotworu, chyba że mózgu, ale nie tego, co wżera ci się w tkankę, tylko tego, co wżera się w umysł i tkwi tam jak robak, składa larwy, mówi do mnie, zastrasza i ostrzega, a ja dzisiaj już nie wiem, co jest prawdą, a co nie, nie wiem nawet, czy to pukanie do drzwi, które teraz słyszę, jest prawdziwe, ale myślę, że nie, a ludzie — ludzie nie istnieją, ale ty z jakiegoś powodu istniejesz, bo z tobą rozmawiam, bo widzę, że jesteś na mnie zły, i na mnie, nie na kogoś innego. Dlatego istniejesz. Ale nie wiem, co wyróżnia cię spośród innych, tych, których mijam, bo gdybyś nie był zły, gdybym cię nie znał, to czy wtedy byś nie istniał?I dlatego zrobiłem coś, czego nie powinienem. — Ten dziwny, nerwowy uśmiech wciąż nie znikał.
Cas
Cas
The Fox Mischievous Trickster
Re: Mieszkanie Casa
Pon Sty 11, 2021 1:08 pm
 Najwyraźniej tą jedną tyradą wyczerpał całą złość, która w nim siedziała, bo teraz wyglądał po prostu na bardzo, bardzo zmęczonego. Wysłuchał go w milczeniu, a potem westchnął i przetarł twarz dłonią.
 — Okej. Okej. Dobra. Słuchaj mnie uważnie. Pójdziemy teraz do kuchni, zrobię herbatę ze szczura, dam ci sufganijot, które zostały mi z Chanuki, trochę suche, ale dalej całkiem dobre, matka sama smażyła, a potem opowiesz mi po kolei wszystko, co się stało. Może tak być? — Pytanie było w zasadzie retoryczne, bo nie czekając na odpowiedź obrócił się na pięcie i wrócił do kuchni. Czajnik miał najwyraźniej idealne wyczucie czasu, bo właśnie zaczął gwizdać; Cas zdjął go z gazu i wrócił do parzenia herbaty. Jego ruchy były spokojne, zniknęła gdzieś poprzednia sztywność i napięcie, ale kiedy odwrócił się z powrotem w stronę Sama, widać było, że jego spojrzenie wciąż było uważne i skupione, a na twarzy malował się wyraz determinacji. Postawił dwa kubki na stole; jeden, cały czarny, przysunął do siebie, a drugi, biały z niewyraźnym, spranym nadrukiem, postawił po drugiej stronie stołu, naprzeciwko siebie, jakby wskazując Samowi miejsce, w którym miał usiąść. Z mikrofalówki wyciągnął wyszczerbiony talerz, na którym siedziało pięć małych, okrągłych, rumianych pączków posypanych cukrem pudrem, i postawił go na stole, po czym sam wreszcie usiadł na krześle i spojrzał wyczekująco na Sama.
 — Słucham cię. Żadnych tajemnic, bo jak Bóg mi świadkiem, jebnę ci w ten durny łeb — powiedział głosem, który zupełnie nie pasował do jego ostrych, nieprzyjemnych słów, bo był miękki, podszyty zmartwieniem, lękiem, a na samym dole, na najniższej warstwie — troską.
Samuel Larson
Samuel Larson
The Liberty Individual Trouble Seeker
Re: Mieszkanie Casa
Wto Sty 12, 2021 1:56 am
 Powiedział mu, ale co z tego, skoro nie będzie mógł powiedzieć reszty? I tak już sam fakt, że wyznał, że tak — jest chory — było dla niego trudne. Nigdy wcześniej nikomu się do tego nie przyznał, nikt, prócz psychiatry i komisji wojskowej nie wiedział, że ma problemy, przynajmniej oficjalnie. Wypowiedzenie tych dwóch słów było jak połknięcie drutu kolczastego, bo czasem sam nie wierzył, że tak było, ale tak mu mówiono — a jak wiadomo, słucha się, w szczególności tych, którzy wzbudzają autorytet, tak jak dla niego wzbudzał Casimir.
 Nerwowy uśmiech zniknął, a on powędrował wolną dłonią do twarzy i pomasował po skroni, w której wciąż rozbrzmiewał ból. Stał w miejscu dalej, po tym jak mężczyzna odszedł i skierował po czajnik; rozpoczynający się gwizd przeszedł przez jego głowę niczym wbity gwóźdź. Ruszył się z miejsca, dopiero kiedy kubki ustawione były już na stole. Usiadł przed nim, choć z krótkim wahaniem, i ułożył dłonie na kolanach, pocierając je łagodnie. Spojrzał na talerz. Nie miał apetytu.
Żadnych tajemnic, bo jak Bóg mi świadkiem, jebnę ci w ten durny łeb.
 I znowu cisza, dłuższa niż być powinna. Podrapał się po policzku, pod bandażem, rozejrzał po pomieszczeniu, postukał kolanem o stół. Złapał za kubek, ale po chwili go puścił. Spojrzał w bok, zaciskając usta, po czym wsunął dłoń do kieszeni, a to, co z niej wyjął, położył na stół. Trzy małe tabletki.
 — Gdybym ci powiedział — zaczął wreszcie, nagle. — Że to mnie definiuje… — zrobił przerwę; spojrzał na leki i dotknął każdej tabletki z osobna, by palcem zacząć przesuwać je na boki. Mówił, ale sam nie wiedział, do czego to zmierzało. — Że… — zatrzymał się i pomasował po szczęce, która, nadwyrężona, sprawiała mu ból przy każdym otwieraniu ust. Nie licząc jednak tego, nie wiedział, co powiedzieć — co powinien wyznać, co zostawić — czy w ogóle powinien mówić. Ponadto, rzadko kiedy zdarzały mu się dłuższe wypowiedzi, co też potęgowało problem.
 Nagle zmienił tor.
 — Jest taka kobieta — zgarnął tabletki w jedną kupkę — która zobaczyła coś, czego nie powinna. Spanikowałem. Poszedłem do niej do domu — głos miał suchy, niewzruszony. — I próbowałem skrzywdzić.Zabić. Podniósł wzrok na Casa. Nie żałował tego. Nie dlatego, że uznawał to za słuszne — po prostu nie potrafił. Nie żałował nikogo, kogo zabił. — Ale nie mogłem — pociągnął po dłuższej chwili. — Po raz pierwszy.
 Nie odczuł ulgi, mówiąc mu to. Raczej jeszcze większy strach, jeszcze większe zrezygnowanie i poczucie, że wszystko dobiega ku końcowi. Nie miał już nic do stracenia. Chciał po prostu spokoju. Wolności od tego wszystkiego.
Cas
Cas
The Fox Mischievous Trickster
Re: Mieszkanie Casa
Wto Sty 12, 2021 2:19 pm
 Nieświadomie stukał opuszkami palców o krawędź kubka z herbatą, patrząc jak zahipnotyzowany na tabletki Sama. Nie przypominały mu niczego, co kojarzył z ulicy, ale to nie musiało jeszcze o niczym świadczyć, w końcu ekspert był z niego żaden. Miał ochotę wyciągnąć rękę, wziąć jedną z nich i przyjrzeć jej się uważnie, ale powstrzymał się, przeczuwając, że Sam mógłby nie zareagować na to najlepiej. Czymkolwiek były te pigułki, ewidentnie były dla niego bardzo ważne.
 Słuchał go w milczeniu, nie przerywając, nawet wtedy, kiedy cisza się przedłużała; znał go już na tyle dobrze, żeby wiedzieć, że tego typu rozmowy nie przychodziły mu łatwo, i nie zamierzał dodatkowo utrudniać sprawy. Żeby zająć czymś ręce i usta, sięgnął po pączka i pożarł go powoli, starając się nie mlaskać zbyt głośno.
Poszedłem do niej do domu i próbowałem skrzywdzić. Oblizywał akurat palec z odrobiny dżemu; słysząc te słowa, zamarł na chwilę z kciukiem w ustach i uniesionymi brwiami. Zaraz jednak się otrząsnął, upił łyk gorącej herbaty i spojrzał z powrotem na Sama. Wpatrywał się w jego twarz, próbując wyczytać z niej cokolwiek, choćby ślad uczucia, coś, co nadałoby kontekstu całej tej popieprzonej sytuacji. Przez chwilę nawet wydawało mu się, że coś widział, ale nie mógł być pewien, że sobie tego nie wymyślił.
 Kiedy cisza trwała już na tyle długo, że był prawie pewien, że Sam skończył na razie mówić, odetchnął głęboko i znów przetarł twarz dłonią.
 — Po kolei — powiedział w przestrzeń, trochę do siebie, trochę do niego. — Poczekaj tu sekundkę, chcę ci coś pokazać.
 Podniósł się z krzesła i poszedł do łazienki; wrócił po niedługiej chwili i siadając z powrotem, postawił na stole malutką szklaną buteleczkę wypełnioną mniej więcej w jednej czwartej przezroczystym płynem. Przesunął ją delikatnie po blacie w stronę Sama.

 Odkaszlnął.
 — Mówię ci to nie po to, żeby się chwalić czy żalić, zresztą nie wiem, które by było odpowiedniejsze w tym wypadku — powiedział, uśmiechając się krzywo. — Chodzi mi o to, że… — Postukał palcem w blat niedaleko miejsca, gdzie leżały tabletki. — Gdybyś mi powiedział, że to cię definiuje, to bym ci nie uwierzył. Albo raczej kłóciłbym się. Dlatego, że to — pacnął raz palcem w gumową nakrętkę swojej buteleczki — nie definiuje mnie. Ani wódka, ani, ani, ani Xanax — powiedział, po czym prychnął krótkim, urywanym śmiechem, w którym nie było ani śladu wesołości. — Kurwa mać. Chuj, nieważne. Skoro żadnych tajemnic, to żadnych tajemnic. Chodzi mi o to, że nic, co bierzesz, pijesz, wstrzykujesz sobie, wciągasz, nie wiem, kurwa, wcierasz w czopek, a potem wsadzasz sobie do dupy, nic z tego cię nie definiuje. To nie jest tobą. Ty jesteś tobą. — Upił jeszcze łyk herbaty, po czym natychmiast się nim zakrztusił i mało nie wykaszlał płuc w zgięcie łokcia, którym zasłonił usta. Kiedy wreszcie opuścił rękę, na jego twarzy znów widniał krzywy uśmiech.
 — Kara boska za patos, kurwa mać. Nieważne. Mów mi lepiej o tej kobiecie i o tym, co próbowałeś jej zrobić. Co to w ogóle za jedna?
Samuel Larson
Samuel Larson
The Liberty Individual Trouble Seeker
Re: Mieszkanie Casa
Wto Sty 12, 2021 10:41 pm
 Nie podobało mu się to, co powiedział — w jaki sposób powiedział. Wrażenie miał, że wypowiadał się jak przedszkolak, który miał jeszcze problemy ze zbudowaniem całego, rozwiniętego zdania. Gubił się między słowami, zapominał, co powiedział wcześniej. Nie zawsze tak bywa, przynajmniej nie w takim stopniu — teraz jednak opowiadał o czymś, o czym opowiadać nie chciał, w dodatku w nie najbardziej stabilnym stanie.
Poczekaj tu sekundkę, chcę ci coś pokazać.
 Odprowadził go wzrokiem, a gdy zniknął za drzwiami łazienki, przeniósł spojrzenie na stół, na tabletki. Miał wrażenie, że odpłacały się tym samym, że wpatrywały w niego tak samo, jak robił to on względem nich. Zastanawiało go, czy wcześniej, pomimo brania ich, wszystko powinno być takie, jakie było; halucynacje — głosowe, jak i wzrokowe — fakt, zelżały. Ale nigdy nie zniknęły do końca.
 Usłyszawszy kroki, podniósł głowę. Po tym zniżył ją, by zerknąć na buteleczkę. Przeczytał, co było na niej napisane, w pierwszej chwili nie rozumiejąc, nawet jeśli miał to czarno na białym. Dopiero gdy mężczyzna się odezwał, uświadomił sobie, o co w tym wszystkim chodziło.

 Zniżył wzrok na buteleczkę ponownie, słuchając jego słów. Mimo że alkohol, którym w zwyczaju raczyć się miał mężczyzna przed nim, a z którym on osobiście nie miał najlepszych doświadczeń; mimo wyznania, co bierze — wszystko to nie miało znaczenia. Bo nigdy z tego powodu nie zrobił mu jakiejkolwiek krzywdy, w przeciwieństwie do niektórych.
To nie jest tobą. Ty jesteś tobą.
 Jeśli to go nie definiuje, wtenczas nie miał już żadnej wymówki. Po prostu był żałosnym mordercą, z nimi czy bez — i to zabiło w nim tę myśl, by wyjąć telefon i pokazać mu to samo, co widziała Maannguaq. Jeśli nie mógł użyć do tego swoich słów, chciał użyć kogoś innego. Na razie jednak z tego zrezygnował.
 — Policjantka — mruknął, dalej zamyślony. Wpatrywał się w buteleczkę, ale dlatego, że nie wiedział, na czym innym zaczepić wzrok. — Osoba, do której poszedłem na święta — dodał; mimo że nigdy nie wspomniał Casowi o swojej przeszłości, połączenie faktów, jakoby kobieta zobaczyła coś, czego nie miała, a do tego była policjantką — mogło samo w sobie wzbudzić pewne podejrzenia. Zamilkł na kilka chwil. — Zabić. Próbowałem ją zabić. — Podniósł wzrok na mężczyznę. Tym razem wypłynęło to z jego ust dosyć łatwo, czego się nie spodziewał. — Kiedy powiedziałem ci, że robiłem złe rzeczy, nie miałem na myśli wojska. — Na nowo pomyślał o swoim telefonie w kieszeni. Podrapał się po tyle głowy i spojrzał w bok. Nie chciał go przez to stracić, ale nie chciał też okłamywać. Nie potrafiłby, nie wtedy, kiedy siedział przed nim; nie w żywe oczy.
 Zapewne były gorsze osoby do niego, na pewno też nie tylko on jedyny w tym mieście odebrał komuś życie. Nie tylko on miał ciemną przeszłość. Co nie zmieniało jednak faktu, że był to trudny temat — taki, który mógłby zmienić wszystko.
Ale ciebie nie zmieni.
Cas
Cas
The Fox Mischievous Trickster
Re: Mieszkanie Casa
Sro Sty 13, 2021 1:23 pm

 Jego następnych słów słuchał w milczeniu, siedząc spokojnie. Podnosił akurat kubek z herbatą, kiedy padło zdanie: Zabić. Opuścił rękę gwałtownie; ceramika z trzaskiem spotkała się z blatem stołu. Zaklął cicho, odsunął kubek — na szczęście nie potłuczony — na bok i wytarł rękawem odrobinę rozlanej herbaty.
 — Policjantkę — powtórzył płaskim, pozbawionym emocji głosem. — Próbowałeś zabić policjantkę, do której poszedłeś na święta. I nie mogłeś. Po raz pierwszy.
 Przez chwilę po prostu siedział i patrzył Samowi w twarz, jakby szukał tam wyjaśnienia, którego nie znajdował w jego słowach, po czym wstał i nic nie mówiąc skierował się do kuchni. Otworzył lodówkę i wyjął z niej piwo; kiedy z powrotem usiadł na krześle, butelka była już otwarta. Pociągnął z niej długi łyk, zanim znowu się odezwał.
 — Co do ciężkiej kurwy — powiedział; w jego głosie nie było pytającego tonu. W zasadzie nie było w nim słychać nic oprócz odrobiny niedowierzania. — Sam. Kurwa mać. — Zacisnął lewą dłoń w pięść tak mocno, że strzyknęły stawy. — Wyjaśnij mi to tak, żeby to miało sens. Proszę. — Przy ostatnim słowie dziwnie załamał mu się głos.
Samuel Larson
Samuel Larson
The Liberty Individual Trouble Seeker
Re: Mieszkanie Casa
Sro Sty 13, 2021 8:30 pm
 Nie chciał mówić tego wszystkiego. Nie chciał, by Cas cokolwiek o tym wiedział, o tym, jakie zło w nim siedziało. Nie chciał też, by widział, z jaką obojętnością na twarzy o tym opowiadał. Był jego ostoją spokoju, ostatnim miejscem, w którym czuł się swobodnie; w którym od tego wszystkiego uciekał. Mógł opowiedzieć o czymkolwiek innym — o swoim życiu w sierocińcu, o swoich rodzicach, o wszystkich innych rzeczach, które wzbudziły w nim to szaleństwo, ale błagał — niech tego nie ciągnie, niech nie każe mu odpowiadać na te wszystkie pytania. Nie chciał mierzyć się z tym przed kimkolwiek innym prócz przed samym sobą.
 Kubek upadł. Na jego twarzy na powrót zawitało zmartwienie, połowa twarzy się wykrzywiła. Nie spuszczał spojrzenia z mężczyzny, obracając się tułowiem w bok i za siebie, kiedy ten podszedł do lodówki. Przestraszył się, że wyjdzie — że zostawi samego.
 Obrócił się ponownie do przodu i przykrył jedno oko dłonią, wzrok miał opuszczony, a usta lekko rozwarte. Uświadamiał sobie właśnie, co takiego powiedział, w jaki sposób powiedział. To, jak takie rzeczy brzmią dla osób takich jak Cas.
 Że słowa mają konsekwencje — o których wiedział, ale dopiero teraz, wypowiadając to na głos, uderzyło to w niego ze zdwojoną siłą. To, że nie ma już odwrotu, a myśli, jakoby nie miał nic do stracenia, właśnie stały się rzeczywistością.
Wyjaśnij mi to tak, żeby to miało sens. Proszę.
 Zabrał rękę i schował tabletki z jakimś dziwnym pośpiechem, jakby to one były powodem całej tej rozmowy, zważając, że wyciągnął je wraz z jej rozpoczęciem.
 — Znasz to powiedzenie… — zaczął; wzrok wciąż miał opuszczony, a głos lekko mu zadrżał — wiedział, że to, co zamierzał powiedzieć, było tylko marną próbą usprawiedliwienia się. — Zabij albo zostaniesz zabity? — Uśmiechnął się nerwowo. Miał wrażenie, że im więcej mówił, tym bardziej pogarszał sytuację. Zamilkł i przełknął ślinę, uśmiech zniknął. — Nie — powiedział do siebie, ale nie jako odpowiedź do własnego pytania, ale jako swego rodzaju próbę cofnięcia tego, co wydobyło się przed chwilą z jego ust. — Ona… — Nie potrafił ubrać tego w takie słowa, by zabrzmiało to jak najmniej źle — ale chyba się nie dało. — Zrobiłem to, bo się bałem — wyznał. Podniósł spojrzenie. — Mówisz, że leki mnie nie definiują. Ale tak właśnie jest. Definiują — A może raczej wierzył, że to robiły — bo jeśli definicją jego istoty był ich brak, wtenczas nie miałby już żadnej nadziei. — One utrzymują mnie przy zdrowych zmysłach. Po części. — Ostatnie słowo wypowiedział ciszej. Zacisnął palce na swoim kolanie tak mocno, że zaczął odczuwać ból. — Powiedziano mi, że czasem widzę świat inaczej, niż jest w rzeczywistości. I może to praw… Cas — zwrócił się do niego nagle. — Gdybyś słyszał i widział codziennie rzeczy, które nie istnieją, gdyby jedyne, co napędzało cię do życia, był strach — nie oszalałbyś? — spytał, ale nie oczekiwał odpowiedzi. Znowu się uśmiechnął. Miał wrażenie, że powiedział wszystko i nic. Pogubił się i nie odpowiedział na żadne pytanie, desperacko chciał się przed nim usprawiedliwić i nie dopuścić do tego, by stracić to miejsce przy jego boku.
 Ale najbardziej ze wszystkiego chciał stąd wyjść.
Cas
Cas
The Fox Mischievous Trickster
Re: Mieszkanie Casa
Sro Sty 13, 2021 10:46 pm
Zabij, albo zostaniesz zabity? Pił akurat, więc pokiwał tylko głową. Oczywiście, że kojarzył to powiedzenie, choć na szczęście nie miał nigdy okazji przekonać się w praktyce o tym, jak jest prawdziwe; nikt jeszcze nigdy nie dybał na jego życie, a jeśli nawet, to z ewentualnych potencjalnie śmiertelnych sytuacji dał radę się wyplątać, nie mając nawet świadomości, jak były poważne. (I dobrze). Nie wiedział, co by się stało, gdyby przyszło mu faktycznie stanąć przed takim wyborem. W miarę możliwości wolałby nie umierać, gdyby była taka możliwość, ale nie wiedział, czy potrafiłby w tym celu kogoś zabić, i miał szczerą nadzieję nigdy się nie przekonać. To, że dla Sama najwyraźniej nie było to pierwsze spotkanie twarzą w twarz ze śmiercią, swoją czy cudzą...
Ja też jestem brudny. Robiłem złe rzeczy. Jestem w stanie zrobić je ponownie. Oferował się wtedy z pomocą? Czy go ostrzegał?
 Wzdrygnął się lekko.
 — Nie wiedziałem, że ty się czegokolwiek boisz — mruknął, patrząc na niego, ale w jego głosie nie było drwiny ani nawet humoru; mówił absolutnie poważnie. Obracał butelkę w dłoniach, słuchając następnych jego słów.
 — Znaczy mówisz, że masz halucynacje po prostu? — odpowiedział pytaniem na pytanie, po czym uśmiechnął się krzywo. — Boże, dobra, już się bałem, że jesteś naprawdę pierdolnięty. — Po chwili spoważniał. Potarł podbródek, zastanawiając się. — Nie wiem, co bym zrobił — przyznał w końcu i spojrzał mu w oczy. — Może bym oszalał. Na pewno byłbym kurewsko zmęczony. Nie miałem nigdy halunów tak sam z siebie, tylko jak się akurat nadźgałem końskim znieczulaczem, ale… No, znam się na strachu. Lepiej, niż bym chciał. — Skrzywił się, drapiąc się po szczęce. — Nie da się tak żyć. Znaczy da się, ale co to za życie. Spójrz zresztą na mnie… ale nieważne, ja nie o tym chciałem. — Dopił swoje piwo i odstawił butelkę na bok. — Sam. Co ona takiego zobaczyła, czego nie powinna?
Samuel Larson
Samuel Larson
The Liberty Individual Trouble Seeker
Re: Mieszkanie Casa
Sro Sty 13, 2021 11:42 pm
Nie wiedziałem, że ty się czegokolwiek boisz.
 Nie odpowiedział. Nie bał się tego, co związane z rzeczywistością, w tym nie bał się śmierci czy ran, bał się natomiast tego, co siedziało w jego głowie — wytworów własnej wyobraźni, które niekiedy zdawały się bardziej realne niż otaczający go świat.
 — …Tak — rzucił krótko na słowa mężczyzny, jakoby odczuł ulgę, nie będąc przy tym z nim do końca szczerym. Był już jednak na tyle zmęczony tą rozmową — wysiłkiem spowodowanym poruszaniem zwichniętą szczęką, jak i przyznawaniem się przed nim do wielu rzeczy, do których przyznać nigdy się nie chciał — że nie był w stanie niczego prostować, a po prostu mu przytaknąć.
 Słuchał jego dalszych wypowiedzi, wpatrując się w niego zrezygnowany i choć na usta cisnęło mu się kilka pytań związanych z losem Casimira, nie wypowiedział ich na głos. Czuł, że wyczerpał dzienny (lub nawet tygodniowy) limit słów.
Sam. Co ona takiego zobaczyła, czego nie powinna?
 — Mnie — odpowiedział enigmatycznie; twarzy znowu odebrało na jakimkolwiek wyrazie, a on sam rozluźnił uścisk na kolanie. Powiedział prawdę, po prostu nie wszedł w szczegóły — choć domyślał się, że dla Casa zapewne nie była to wystarczająco satysfakcjonujące odpowiedź. Więc dodał: — Moje zdjęcie. — Zagubiony ton, którym wcześniej obdarowywał mężczyznę, zniknął. Ponownie zamienił się w znużony, bez emocji. Zabawne i niepokojące poniekąd było, z jaką łatwością przechodził pomiędzy obojętnością a zmartwieniem.
Boże, dobra, już się bałem, że jesteś naprawdę pierdolnięty, wciąż rozbrzmiewało mu głowie. Chwycił za kubek zimnej herbaty i upił łyka. Gdy go odłożył, bez słowa zlustrował mężczyznę wzrokiem. Słyszał to już wiele razy, głównie od samego siebie, jeśli tak właśnie można by nazwać wszystkie te głosowe urojenia, ale usłyszeć to z jego ust — nie spodobało mu się to. Chociaż nie wiedział jeszcze, w jaki sposób się nie spodobało.
 — Wyglądasz, jakbyś od miesiąca nie wychodził z domu — stwierdził. Oparł łokieć o stół, palcami drugiej ręki stukając o powierzchnię stołu.
Cas
Cas
The Fox Mischievous Trickster
Re: Mieszkanie Casa
Czw Sty 14, 2021 1:06 am
 Westchnął, słysząc jego głos.
 — Przepraszam — powiedział z zaskakującą bezpośredniością. — To był słaby tekst. Ja… — Zabębnił cicho palcami w blat stołu. — Wiesz, że pieprzę głupoty, jak nie wiem, co powiedzieć, a nuż coś trafi tam, gdzie powinno, a teraz, no, nie wiem, co powiedzieć. Znaczy wiem, co chcę ci przekazać, ale… — Zmarszczył brwi, sfrustrowany. — Nie nadaję się do takich rozmów. Chciałbym, żebyśmy nie musieli rozmawiać. Znaczy nie dlatego, że nie chcę — dodał pospiesznie i podniósł na niego wzrok, jakby chcąc się upewnić, że nie został źle zrozumiany — tylko dlatego, że chciałbym nie musieć ci mówić tego wszystkiego, co chcę ci powiedzieć, żebyś wiedział, żebyś miał pewność, że, że, że możesz na mnie polegać. — Wypowiedziawszy te słowa, zgarbił się nieco, jakby jakiś supeł w jego plecach, do tej pory trzymający go w pionie, nagle się rozplątał. — Chciałbym zrobić coś, żeby nie musieć cię o tym przekonywać. Nie dlatego, że mi się wydaję, że w ten sposób cię wrobię w to, żebyś mi powiedział to, czego ewidentnie nie chcesz mi powiedzieć, i to jest okej, nie chcę cię cisnąć, po prostu… Powiedz mi, co mam zrobić — powiedział nagle dziwnym tonem, cichym, a jednocześnie gęstym od trudnych do jednoznacznego określenia emocji. — Żebyś wiedział, że…
Że zależy mi na tobie w sposób, którego nie czułem od bardzo dawna, nie jestem w stanie opisać, nie rozumiem do końca, i szczerze to nawet nie jest jakoś przesadnie przyjemny, bo czuję przez skórę, że będą z tego kłopoty, już są, ale pożegnałem się z pomysłem, że mogę to olać i że wszystko wróci do normy, bo wpierdoliłeś mi się w życie z gracją i wdziękiem tony cegieł spadającej z osiemnastego piętra i z tej tony cegieł zbudowałeś sobie dom w samym środku mojej klatki piersiowej, a ja nie mogę go zburzyć, choćbym bardzo chciał, bo jestem słaby i żałosny i sam nie wiem, jak to się stało, że do tego stopnia cię potrzebuję.
 Słowa stanęły mu w gardle, po raz kolejny odmawiając wyjścia na zewnątrz.
Meyer, ty melodramatyczna cioto.
 — Patrzyłeś ostatnio w lustro? — parsknął, próbując nie myśleć o tym, że kiedyś będzie musiał się tych słów pozbyć, inaczej zwymiotuje nimi w najmniej odpowiednim momencie. Kiedyś. Ale jeszcze nie teraz.
Samuel Larson
Samuel Larson
The Liberty Individual Trouble Seeker
Re: Mieszkanie Casa
Czw Sty 14, 2021 3:51 am
Przepraszam. To był słaby tekst. Ja…
 Stukając palcami raz za razem, zradzał w nich delikatne wibracje; najpierw mały, potem serdeczny, aż do wskazującego. Powoli, z tym samym tempem. Dźwięk cichego bębnienia o stół był jedynym, w który się wsłuchiwał — słowa Casa były na drugim planie, jakby wymawiane przez szybę. Mimo to spojrzenie miał obecne, wciąż wbite w mężczyznę przed nim. O drugą rękę opierał się brodą. […] że możesz na mnie polegać. Zatrzymał palce, opuszki pozostawiając na powierzchni stołu. Wyostrzył słuch i zaczął obserwować go trochę bardziej świadomie, z większą dbałością o szczegóły.
 Polegać na nim? Robił to od początku. Nie był jednak w stanie do końca uwierzyć, że powiedział to szczerze — po części dlatego, że podchodził do tak ważnych słów z ostrożnością, po części dlatego, że usłyszał od niego coś podobnego po raz pierwszy. Ale chciał wierzyć.
Powiedz mi, co mam zrobić.
 — Pomóc mi — rzucił, nie czekając na dokończenie dalszego fragmentu zdania, jeśli takowe miałoby się pojawić. — To były trzy ostatnie tabletki. Potrzebuję ich więcej. — Były na receptę, nie mógł ot tak pójść do szpitala i poprosić o wystawienie kolejnej. Nie z fałszywym dowodem. — I zapomnieć o tej rozmowie. Wrócę do lombardu, jak tylko znowu zaczną działać. Przed tym nie powinieneś mnie widzieć — mówił stanowczo, prawie jakby mówił do kogoś innego, nie do tego samego Casa, przed którym chwilę wcześniej tak się kajał.
 Nie chciał, by pamiętał cokolwiek, co powiedział. Wolał pozostać w jego oczach tą samą osobą, którą był dla niego kilka tygodni temu.
 Po chwili dodał już nieco bardziej przyjaznym tonem:
 — Cas — zaczepił, by zwrócić jego uwagę. — Tęskniłem. — Nie uśmiechnął się, ale mówił szczerze. Tęsknił.
 Upił z kubka, po tym chwytając za jednego z pączków. Wziął gryza, nie zważając na ból zębów, który za tym szedł.
 — Nie. Zbiłem je kilka dni temu — stwierdził bez większego przejęcia w głosie. Specjalnie odwrócił w jego stronę prawą rękę, tę, w której trzymał jedzenie, a na knykciach której widniała gojąca się rana. Żadnych tajemnic, powiedział, więc niech ich nie będzie. Zbił lustro gołą dłonią — a jeśli pamięta ich ostatnią rozmowę, może połączy fakty. I uświadomi sobie, że tak — był pierdolnięty.
Cas
Cas
The Fox Mischievous Trickster
Re: Mieszkanie Casa
Czw Sty 14, 2021 3:15 pm
 Skłamałby, mówiąc, że podobała mu się ta sytuacja, ale to nie o jego komfort teraz chodziło. Pokiwał głową.
 — Czekaj chwilę — rzucił. Podniósł się i przeszedł do sypialnej części pomieszczenia. Wygrzebał coś z szafki przy łóżku; kiedy wrócił do stołu i usiadł z powrotem, na jego twarzy malowała się determinacja. Położył na blacie długopis oraz nieco wymięty kieszonkowy notatnik, który Sam widział już raz czy dwa w jego rękach, zazwyczaj w lombardzie, kiedy Cas skrobał w nim notatki nieczytelne dla kogokolwiek poza nim samym. Teraz otworzył go na czystej stronie i spojrzał na Samuela wyczekująco.
 — Nazwa i dawka? — spytał rzeczowo, jakby robili właśnie interesy, a nie prowadzili być może najbardziej szczerą i emocjonalną rozmowę w całej historii swojej znajomości. — Na ile potrzebujesz? Jedno opakowanie na pewno mogę ci załatwić na już, znaczy, powiedzmy, pojutrze, ale będzie drogo. Potem pomyślimy, jak ogarnąć stałe źródło.
 Uwagę o tym, że nie powinni się widzieć, zanim Samowi się nie polepszy, skwitował kiwnięciem głowy. I tak planował regularnie do niego dzwonić, żeby upewniać się, czy wszystko w porządku, nie potrzebował go do tego widzieć.
 — Sam — rzucił odruchowo, słysząc swoje imię, i podniósł na niego wzrok. Wyraz jego twarzy zmiękł na chwilę. — Ja za tobą też — powiedział cicho. — Martwiłem się o ciebie, ty głupku. — Spojrzał na jego dłoń i zmarszczył brwi. — Tak ci przeszkadzało to, co w nim zobaczyłeś? — spytał, ale w jego głosie nie było wyrzutu czy ironii, jedynie szczera ciekawość podszyta troską. Nie taki obraz siebie, jaki masz w głowie, tylko to, czym faktycznie jesteś. Gdyby teraz usłyszał tamto pytanie, może odpowiedziałby inaczej. Może. Nie był pewien.
 Pączek faktycznie był lekko suchy, ale za to w środku pełen był dżemu z czarnych porzeczek, mocno słodkiego i mocno kwaśnego. Do herbaty jak znalazł.
Samuel Larson
Samuel Larson
The Liberty Individual Trouble Seeker
Re: Mieszkanie Casa
Czw Sty 14, 2021 6:01 pm
 Czekawszy na powrót Casimira, potarł kciukiem ucho kubka. Przyjrzał mu się, potem pustemu siedzeniu przed nim. Mężczyzna ten dbał o niego bardziej, niż on sam o siebie; był jak niesforny kundel, którego przygarnął z ulicy, a który wyszedł przez drzwi i uciekł, by wrócić pogryziony i poobijany — a Cas, zamiast zamknąć mu drzwi przed nosem, przygarnął go ponownie. Dostał od niego więcej, niż dostać powinien. Nie zasługiwał na to wszystko — na tę wyrozumiałość i cierpliwość.
 — Thioridazin, dwieście miligramów. — Zwyczajowo tabletki te pojedynczo nie przekraczały stu miligramów, więc musiał brać je podwójnie; nie zmienił dawki od kilku miesięcy, a być może powinien. Może powinien też brać inne leki, tego nie był w stanie stwierdzić. Już od dawna nie był pod opieką psychiatry, który mógłby zalecić zmianę. — Przy stu miligramach jeden listek starczy mi na dziesięć dni. — Zależało więc, jaki okres czasu minie między zdobyciem jednego opakowania a drugiego. Te, które dostawał w aptece, nie przekraczały dwudziestu sztuk, przed wyjazdem jednak udało mu się dostać większe, liczące sto. Nielegalnie. I kosztownie.
Ja za tobą też. Martwiłem się o ciebie, ty głupku.
 Przeszła przez niego dziwna dawka ciepła, coś jakby ogniska, tego samego, który wieczorami rozpalał przy namiocie. Siedział wtenczas przy nim i bezmyślnie wpatrywał w gwiazdy, jaśniejsze niż gdziekolwiek indziej. Za tym też tęsknił. Za zapachem lasu, szelestem wzburzonych przez wiatr gałęzi, cichym rechotaniem żab. Teraz miał jednak Casa, jego i lombard, w którym czuł podobny spokój, nawet jeśli sceneria i idąca za nią atmosfera diametralnie się różniła.
 — Nie pamiętam. — Przypomniał sobie, co zrobił, nie pamiętał jednak dalej, co nim w tamtym momencie kierowało — choć się domyślał. Tak czy inaczej, odkąd je zbił, chociaż o to mógł być spokojny.
 Spojrzał w bok. Czuł się dziwnie. Inaczej. W porównaniu do ostatniej wizyty, jak i do chwili dzisiejszego przekroczenia progu jego mieszkania, teraz był spokojny. To spięcie, które spowodowane było przesiadywaniem u niego, zniknęło.
 — Ci ludzie… — zaczął, nie przenosząc wzroku. — Dalej się kręcą? — spytał; uświadomił sobie, że podczas jego nieobecności mogło stać się coś, czego by sobie nie wybaczył.
Cas
Cas
The Fox Mischievous Trickster
Re: Mieszkanie Casa
Czw Sty 14, 2021 10:32 pm
 Pokiwał głową, zapisując nazwę, choć nic a nic mu nie mówiła. Nawet patrząc do góry nogami, można było bez problemu dostrzec, jak krzywe i niechlujne było jego pismo. Zamknął notatnik z powrotem, wychylił się do tyłu na krześle i jednym celnym rzutem posłał go na łóżko. Oparł łokieć o blat, a podbródek o dłoń.
 — Porozmawiam z kim trzeba i dam ci znać najpóźniej jutro. Zadzwonię. — Nie żeby miał specjalnie dużo innych opcji: nie znał jego adresu, a za SMS-ami nie przepadał. Na piśmie wypowiadał się jeszcze gorzej, niż na głos, chociaż przynajmniej zwięźlej.
 Przymknął oczy na moment; kiedy je otworzył, jego mina wyrażała zmęczenie i irytację w równych proporcjach.
 — Taaa, kręcą się. Zrobili się trochę dyskretniejsi następnego dnia po tym, jak wróciliśmy od tej starej kurwy, ale niewiele. Mam teorię, że to ona ich nasłała. — Skrzywił się. — Pasowałoby to do niej. Nie pamiętam, czy ci już mówiłem, ale ona jest naprawdę pierdolnięta. Nie że chora psychicznie, na to bym miał wyjebane, ale, no, serio pierdolnięta. Ma jakąś, kurwa, obsesję na moim punkcie — mruknął z niesmakiem.
Sponsored content
Powrót do góry
Permissions in this forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach