Anonymous
Gość
Gość
Ain't nobody tryna save you
Pią Kwi 19, 2019 9:36 am
First topic message reminder :

Ponownie spotkanie Leilani i Victora
w kwietniu 2024 roku
gdzieś w Riverdale City


Gdyby ktoś na początku grudnia ubiegłego roku zapowiedział Leilani, że któregoś dnia dojdzie do wniosku, że tęskni za ośrodkiem odwykowym, to dziewczyna zaśmiałaby się mu w twarz. Co prawda ciężko mówić o prywatności w Sunshine Coast, gdy dzieliła pokój z dwiema innymi dziewczynami, jej spotkania z rodzicami były mocno ograniczone, a jeśli już dochodziło do jakiś wyjść, to tylko grupą i w towarzystwie opiekunów — tam przynajmniej czuła się bezpiecznie. Bez ciągłego wystawiania swojej woli na próbę, ani oceniania przez innych.
Sądziła, że terapia pozwoli jej wrócić do normalności, tymczasem gdy po raz pierwszy od blisko czterech miesięcy przekroczyła próg Riverdale High, czuła się jeszcze bardziej obco. Chociaż od jej pojawienia się w szkole minęło już kilka tygodni, nadal nie potrafiła się przełamać i zacząć rozmawiać z rówieśnikami, więc izolowała się od nich.
To dlatego teraz, podczas przerwy obiadowej, zamiast siedzieć ze wszystkimi na stołówce, znalazła się w ogrodzie, gdzie na ławeczce obok fontanny zajadała się kanapkami przygotowanymi rano przez tatę. To znaczy, zajadałaby się, gdyby nie to, że przez palące spojrzenia i szepty za plecami całkiem straciła apetyt. Louisowi będzie przykro, jeśli po pracy znów zastanie w lodówce niezjedzone drugie śniadanie.
Oczywiście, nie przyszło jej do głowy, że ludzie mogą patrzeć na nią przez to, że w miniony weekend zmieniła kolor włosów, a szepty wcale nie były docinkami. Sądziła, że to Ros rozpowiedział o dramie, jaka miała miejsce w noc z piątku na sobotę. A skoro o Victorze mowa, to musiała z nim porozmawiać, jak najszybciej. Problem w tym, że nie mogła znaleźć typa na żadnym serwisie społecznościowym, a sprawa naprawdę była pilna! Może powinna zaryzykować i wieczorem przejść się do czarnej strefy...?

Anonymous
Gość
Gość
Re: Ain't nobody tryna save you
Sob Cze 08, 2019 9:53 pm
Zmarła z kawałkiem pizzy tuż przy otartych ustach. Czy on właśnie...? O Boże. Odłożyła jedzenie, coby przypadkiem nie latało po całym lokalu, gdy Leilani wybuchnie głośnym śmiechem. Albo płaczem.
Vic, skarbie... Co miałeś z biologii? — zapytała łagodnie, w sposób, w jaki mówi się do małego dziecka — Nie ma żadnego PŁODU — wyraźnie zaakcentowała ostatnie słowo, aby dać mu do zrozumienia jaki ma stosunek do aborcji i "zabijania dzieci" — bo tabletka opóźnia mi owulację. Ale tak, wyskrobałabym gdyby było trzeba.
Miała mu nie odpowiadać, a jednak wyszło jak zwykle. No typowa baba, zawsze musi mieć ostatnie zdanie i koniec. Wbrew krążącej opinii, Lei potrafiła być naprawdę rozgadana, ale to chłopak już zapewne zdążył zauważyć.
Z Avą z kolei pewnie jest jak z wrzucaniem patyka do studni — zachichotała. Szkalowanie byłej dziewczyny? Zawsze i wszędzie. Najchętniej opowiedziałaby Victorowi całą historię ich związku, ale obawiała się, że chłopak nie będzie zainteresowany ploteczkami. Co innego Chester... Musi się z nim kiedyś umówić na kawę i obgadywanie Avy, KONIECZNIE.
Uwagę o emotkach skwitowała krótkim wzruszeniem ramion, po czym wróciła do dobierania się do pizzy, podczas gdy drugą ręką odblokowała telefon i odczytała wiadomość od swojego chłopca. Nie zamierzała mu jednak odpisywać; siedział naprzeciwko niej i chcieli tylko sprawdzić, czy aplikacja działa jak powinna. Odezwie się do niego wieczorem, tymczasem cieszyła się jego towarzystwem. Na odwyku nauczyła się żyć bez telefonu, a więcej rozmawiać z ludźmi twarzą w twarz. I wyszło jej to na dobre.
Ałaj, niech już więcej nie rośnie — to miał być swego rodzaju komplement, ale Leilani była w tym beznadziejna. Nie uznała jego patrzenia w oczy za romantyczne, raczej czuła się z tym niezręcznie i za każdym razem chciała go zapytać o co mu chodzi. Kwiatki, serduszka, trzymanie się za ręce i do tego, jak widać, głębokie patrzenie w oczy, nie były dla niej.
Chcesz kawałek, prawda? — zmrużyła oczy podejrzliwie, by następnie podsunąć mu całą pizzę. A mogli wziąć dwie na spółkę, to niee, bo on chciał makaron.
Victor Ros
Victor Ros
Fresh Blood Lost in the City
Re: Ain't nobody tryna save you
Sob Cze 08, 2019 10:29 pm
Skoro już jesteśmy przy ocenach to na upartego Vic mógł pochwalić się porządnymi wynikami z biologii i chemii a za to przemilczeć sprawę matematyki. Nic go tak nie wkurzało jak przedmiot i wredne babsko, które go uczyło. Logicznie rzecz biorąc chemia i matma jakieś tam powiązanie ze sobą miały a mimo to jedno szło gładko i bezboleśnie a drugie rujnowało życie.
– Zawsze miałem dobre oceny z biologii. Nie czepiaj się – spojrzał na nią podejrzliwie przeżuwając już coraz chłodniejszy makaron. Płód, dziecko, whatever, tu o sens chodziło i niech nie czepia się słówek. Nawet jak powiedziała to czego finalnie słyszeć nie chciał, to fakt zlał totalnie. Lei jest młoda i nikogo nie powinno dziwić, że nie spieszy jej się do pieluch. Plus na korzyść jego bezpieczeństwa w razie wypadku przy pracy. Gorzej jak cała akcja ujrzy światło dzienne a on będzie musiał stanąć twarzą w twarz z ojcem/ojcami? Lei. Chuj wie co z tego wyniknie ale nie warto się martwić na zapas.
– Nie miałem jeszcze do czynienia z tak ... – właściwy dobór słowa w tym zdaniu był kluczowy więc musiał poświęcić chwilę żeby wygrzebać ze swojego słownika coś odpowiedniego i nadającego się do użycia w miejscu publicznym.
– Rozwiązłą laską - ej żeby ona nie pomyślała przypadkiem, że komentarz tyczył się jej.
– O tej Avie mówię – dodał, żeby cała sytuacja była jasna. Naturalnie nie omieszkał uchylić się od drobnej uszczypliwości.
– Ale Ty miałaś nie raz – szyderczy uśmiech pojawił się i zniknął równie szybko co skradziony z jej talerza kawałek. Trójkąt o dość intensywnie przypieczonym brzegu szybko odnalazł swe miejsce w łapie Vica. Nietrudno się domyśleć, że chwilę później wylądował w ustach. Spokojnie, niech się nie boi że zemrze przy nim z powodu śmierci głodowej. Tylko spróbował czy warto tu wracać nie tylko dla makaronu, bo ten był całkiem spoko. Jak się okazało pizza też więc możemy dopisać do listy fajnych knajp ten mały lokal.
– Jaki masz numer buta? 36? – wyjechał nagle zupełnie niespodziewanie. Coś mu chodziło po głowie ale musiał zebrać kilka informacji.
– I ubrań. Pewnie jakieś S? – dokończył swój posiłek czując jak poziom szczęścia osiąga maksa.
Anonymous
Gość
Gość
Re: Ain't nobody tryna save you
Pon Cze 10, 2019 11:09 pm
Lol, mam starego lekarza, więc będę się czepiać — prychnęła jednocześnie szturchając go zaczepnie pod stołem. Nie miała nic złego na myśli, po prostu chciała się z nim trochę podroczyć, a nazywanie go Oscarem w miejscu publicznym było przesadą nawet dla złośliwej Cigfran.  Swoją drogą, jego prawdziwe imię podobało jej się o wiele bardziej niż to, którym posługiwał się na co dzień.
A tak w ogóle, to nabrała ochoty na klejenie się do Rosa, więc przesunęła się razem z krzesłem nieco bliżej chłopaka. Właściwie, to tak blisko, że ich ramiona się ze sobą stykały, a potem jeszcze bezczelnie uniosła jego lewą rękę i wsunęła się pod nią, opierając głowę na jego torsie. Nie dość, że była spragniona czułości (oh, Leilani ciągle potrzebowała pieszczot), to jeszcze bezustannie czuła na sobie palący wzrok rudej panny.
Jebać Avę. Ale Ty nie. Ty jej nawet kijem nie dotykaj. — mruknęła lekko się unosząc, by złożyć delikatny pocałunek na jego szorstkim policzku. To nie tak, że była o niego chorobliwie zazdrosna (choć nie można wykluczać całkowicie zazdrości w jej przypadku), po prostu chciała go chronić przed swoją eks i jej towarzystwem. Ci ludzie byli naprawdę toksyczni, nawet jej ojczym przy nich był uosobieniem niewinności.
Te pytania brzmią jak wstęp do porno, wiesz? — rzuciła półszeptem. Po co mu w ogóle takie informacje, co? — XS. Ale z numerem buta zgadłeś. Wiesz jak ciężko znaleźć szpilki dla takich maleńkich stópek?
Kwestię tego, że część swoich ubrań kupowała w działach dziecięcych, wolała przemilczeć. Po co dawać chłopakowi jeszcze jeden powód do ciśnięcia z niej beki?
W tym samym momencie odezwał się alarm w jej telefonie. Wywróciła oczami zastanawiając się co znowu, po czym sięgnęła po urządzenie i je odblokowała. Grymas, jaki pojawił się na jej twarzy, wcale nie sugerował, że jest to przyjemna informacja.
Kurwaaaaa — zaklęła pod nosem — Mam pojutrze test z chemii, a akurat tak się złożyło, że przez ostatni miesiąc trochę jej opuściłam i NIC nie rozumiem.
No i się zaczęło jęczenie na szkołę. Fakt, w tej kwestii mogła obwiniać tylko siebie. Niby odkąd się dowiedziała, że nie przejdzie do następnej klasy, podchodziła do kwestii nauki nieco luźniej, ale wypadałoby mieć chociaż te dostateczne na koniec szkoły.
Victor Ros
Victor Ros
Fresh Blood Lost in the City
Re: Ain't nobody tryna save you
Wto Cze 11, 2019 12:48 pm
– Może ja też – przewrócił teatralnie oczami jak jakaś pusta blondynka mając przy tym zupełnie znudzony wyraz twarzy. Faktem było, że Vic nie wiedział kompletnie nic o swoim biologicznym ojcu. Matka nigdy nie chciała rozmawiać z nim na ten temat a babcia zawsze obracała kota ogonem pytając czy odrobił lekcję. To znaczy jeszcze jak był mały i dopytywał, bo później miał kompletnie wywalone na gościa, który nigdy się nim nie interesował. Gdyby tylko chciał, mógłby go odnaleźć. Nikt nie znika bez śladu, nawet po wyjeździe z kraju. Tak więc mógł być lekarzem a mógł być zwykłym robotnikiem. Bez znaczenia.
– A co Ty się tak lepisz – zapytał wplatając palce w jej długie, rozjaśnione włosy.
– Nie mam zamiaru kupować Ci ubrania sprzątaczki ani pielęgniarki. Wolę skóry – odparł tajemniczo i dwuznacznie. I wcale nie miał zamiaru pakować ją w sypialni w jakieś obcisłe wdzianka. Jemu chodziło o strój na motor. Zbliżało się lato i fajnie byłoby pojeździć ale nie zabierze jej w sukience i trampkach. No bez przesady. Gdyby tylko doszło do jakiegoś wypadku to nie byłoby nawet co zdrapywać z asfaltu.
Bawiąc się chwilę jej kosmykami, napotkał spojrzenie kelnerki, która w lot załapała żeby podejść.
– Poprosimy rachunek – i tyle. Kelnerka zabrała brudne naczynia i oddaliła się bez dodatkowej propozycji chociażby deseru. Faktycznie wredna.
Ros westchnął pod nosem. Z jednej strony to miało być jego mega super wolne popołudnie. Miał iść z piwem gdzieś nad rzekę albo zaczepić się z kumplami o jakiś w miarę fajny bar ale, no właśnie. On umiał tą jebaną chemię. Rozumiał a nawet odrobinkę lubił bo nie sprawiała mu problemów. Tak więc zagryzł zęby, pożegnał wizję spożywania procentów i w końcu przemówił.
– Ja jestem dobry z chemii, jak chcesz to Ci pomogę – nawet nie bolało. W tym samym czasie podeszła laska z terminalem. Ros uregulował rachunek i w sumie oboje byli już wolni. Reszta zależała od Lei i jej stopnia chęci przyswajania nauki. Niech decyduje... ale się nie przyzwyczaja.
Anonymous
Gość
Gość
Re: Ain't nobody tryna save you
Sro Cze 12, 2019 7:23 pm
Rzuciła mu rozbawione spojrzenie, ale nie zamierzała komentować tego w żaden sposób. Ojciec Victora mógłby być nawet i jednym z najbardziej wpływowych ludzi w Kanadzie, nie obchodziło ją to. Nie no, dobra, gdyby nim był, to by ją obchodziło, może mógłby załatwić dla swojej ślicznej synowej wymazanie wyroku za narkotyki z jej akt i możliwość przejścia do następnej klasy.
Bo jestem przylepką. — odparła z niewinnym uśmiechem. A poza tym zdawało jej się, że ruda próbowała zrobić im zdjęcie, ale przerwał jej morderczy wzrok Leilani. Siedząc obok Victora miała przynajmniej oko na bar, a jego obecność dodawała jej pewności siebie; gdyby dziewczyna znów chciała coś zrobić, młoda z pewnością rozkręciłaby dramę stulecia.
Oh, czy Ty proponujesz jakieś ostre BDSM? — zapytała z niepokojącym błyskiem w oczach — Wchodzę w to.
Jakie będzie jej zawiedzenie, gdy dowie się, że chodziło mu o motor... A może i nie? Sama uwielbiała dużą prędkość, nierzadko łamiąc przepisy ruchu drogowego — na szczęście jeden jedyny raz, gdy miała tę (nie)przyjemność policyjnej kontroli, jeden z funkcjonariuszy okazał się być pacjentem jej ojczyma i sprawa skończyła się na upomnieniu. W każdym razie, przejażdżka brzmiała jak coś, na co Lei się pisała. Może kiedyś Victor nauczy ją jak jeździć?
Hmm... A masz jutro po południu czas? Bo ogólnie, to teorię zawsze ogarniam sama z książek, mam za to problem z robieniem zadań. No i byle to zdać, nie zależy mi na piątkach. — halo, policja? Chyba ktoś naćpał Leilani, skoro zaczynała twierdzić, że nie zależy jej na ocenach. Ona, jeden z większych kujonów, jakie kiedykolwiek przewinęły się przez mury Riverdale High, właśnie stwierdziła, że ma gdzieś stopnie.
A poza tym jutro będę mieć wolny dom. Tak na sto procent, nikt nam nie przeszkodzi — puściła mu oczko —A jeśli nawet, to tuż pod oknem mam basen, jak wyskoczysz, to się nie połamiesz.
Roześmiała się zbierając swoje rzeczy, to jest telefon i plecak.
Too.... co robimy?
Victor Ros
Victor Ros
Fresh Blood Lost in the City
Re: Ain't nobody tryna save you
Sro Cze 19, 2019 11:30 pm
Okazywanie uczuć w wykonaniu Vica nie było tak słodkie ale nie miał nic przeciwko chęci przytulania się. Tylko był jeden, drobny warunek. Zawsze i wszędzie ale pod żadnym pozorem gdy na zewnątrz jest ciepło. W ogóle miał wrażenie, że podsumowując on nigdy nie marznie ale szczególnie latem rozpływał się niczym porzucony przez zapominalskiego dzieciaka świderek na asfalcie. Wówczas nie mógł wytrzymać sam ze sobą a co dopiero z przylepioną do boku hubą w postaci laski. Jeżeli ten relationship przetrwa do upalnego sierpnia to uświadomi Lei kiedy może się do niego zbliżać a kiedy zacznie warczeć. Do tego jednak długa droga, nie wyprzedzajmy faktów.
– Pamiętasz, że mam motocykl? Chcę Cię gdzieś zabrać. Jeszcze nie mam pomysłu ale spokojnie, pomyślę. – wyjaśnił pokrótce. W istocie jednoślad był jego ulubionym środkiem transportu, który niestety zimą i późną jesienią zbierał kurz. Teraz był jego czas i warto go wykorzystać, wycisnąć jak cytrynę, do ostatniej kropli.
– Ta, mam. – pokiwał głową tak naprawdę dopiero teraz zastanawiając się czy miał jakieś plany, które należy przełożyć lub odwołać. Z tego co ogarniał to jeden z luźniejszych dni w jego kalendarzu więc nie było żadnych problemów.
– Świetnie, zawsze chciałem przy okazji ucieczki zaliczyć skok na główkę. – albo lepiej, efektowniej, na bombę, jak za gówniaka hehe.
– Zależy co masz w planach. Mogę Cię odprowadzić do domu, a możesz iść ze mną gdzieś na miasto, ewentualnie kupić piwo i posiedzieć nad rzeką. Nie mam szczególnych pomysłów. – było też kino, w chuj kawiarni i barów. Można wybierać, przebierać, co tylko dusza zapragnie.
Anonymous
Gość
Gość
Re: Ain't nobody tryna save you
Sob Cze 22, 2019 12:41 am
Bez przesady, nawet ciepłolubna Leilani w upały stroniła od okazywania czułości i potrafiła uszanować, że nie każdy ma australijskie geny po tatusiu, przez które dwadzieścia stopni to dla niej mróz. Chociażby teraz, zamiast łapać Victora za rękę, zaczepiła swój mały paluszek o jego. Liczy się jako trzymanie za ręce? Liczy.
A masz? — zamrugała kilkukrotnie, próbując sięgnąć we wspomnieniach do momentu, w którym Ros przechwał się swoim pojazdem. Niestety, nie przypominała sobie niczego takiego, a pamięć miała dobrą. Nie zamierzała się jednak z nim o to wykłócać, a uśmiech, który pojawił się na twarzy dziewczyny nie wróżył niczego... grzecznego. Mały diabełek siedzący na jej ramieniu zapewne już zacierał łapki z zadowolenia jej iście szatańskim planem. — Idealnie! Moi rodzice mają domek niedaleko Elfin Lakes, więc jeśli chciałbyś gdzieś ze mną wybyć na weekend... to wiesz.
Cisza, spokój i brak żywej duszy w okolicy o tej porze roku. Doskonałe miejsce dla pary nastolatków, która chciała spędzić trochę czasu am na sam. Przy okazji, zabrałaby ze sobą szkicownik i jeśli znalazłaby czas (czytaj: nie była zbyt zajęta Victorem) mogłaby spróbować przenieść na papier górski krajobraz. A później odtworzyć go na płótnie, bo przecież nie weźmie sztalug na motocykl, a od czegoś w końcu miała pamięć fotograficzną.
I świetnie. Mam udawać, że zależy mi tylko na nauce, czy mogę od razu niby przypadkiem otworzyć Ci w samej bieliźnie? — posłała mu najniewinniejszy uśmiech, na jaki było ją stać. Że niby Leilani planowała coś niemoralnego? Nonsens, przecież ta panna była czystsza niż najczystszy towar, jaki można dostać w tym mieście. Niech no tylko zjawi się zuchwalec, oskarżający ją o bezwstydność!
Rzeka brzmi spoko, ale nie mogę pić po tabletce — pokręciła głową — Ty też nie powinieneś. Przyłapią Cię na piciu i będziemy mieli oboje przypał. Chyba, że znasz jakieś mało zaludnione miejsce... Ooo, wiem, gdzie możemy pójść! O ile chce Ci się iść taki kawałek nad morze...
Błysk w jej oczach zdradzał jej ekscytację. Było miejsce, które bardzo chciała mu pokazać!
Victor Ros
Victor Ros
Fresh Blood Lost in the City
Re: Ain't nobody tryna save you
Wto Cze 25, 2019 4:11 pm
Przygryziona lekko warga i nieobecny wzrok świadczył o intensywnym namyśle i grzebaniu w przeszłości. Nie mówił nic ani nawet nie wspomniał o swoim ukochanym jednośladzie? To bardzo dziwne i podejrzane bo zwykle gada o nim jak najęty ale zwalmy niedopowiedzenie na brak sezonu. Bo ten zaczął się dopiero niedawno.
– To oświadczam, że mam takie coś i jeśli się nie boisz to chętnie gdzieś Cię zabiorę. – wyrecytował na jednym wdechu czując, że powoli ma dość tego miejsca. Z każdą chwilą napływ ludu robił się coraz większy a on tracił ochotę na oglądanie ich gęb.
– Brzmi świetnie a daleko to? – nie będąc tutejszym nie znał nazw pobliskich miejscowości. Owszem, mógł sobie to szybko wygooglować ale był też leniwą bułą i szybszą opcją był wyzysk informacji od Lei, która zdawała się wiedzieć sporo na każdy temat. To dobrze.
– Lei jak pomyślę o gachach Twojej matki to odchodzą mi chęci na cokolwiek. Lepiej się upewnij, że nikt nagle nie wróci bo tym razem może nie być tak spokojnie. – znaczy spokojnie było dla niego bo powoli wrócił sobie do akademika i poszedł spać. To Lei miała przesrane ale nie opowiedziała mu o tym. Cóż, ma okazję. Skoro czeka ich dłuższa droga to o czymś trzeba gadać no nie?
– Lepsze to niż siedzenie tutaj. Chodź. – wstał z niezbyt wygodnego krzesła i przepuścił blondi przodem, a później ruszył za nią wyrównując tempo.
– Skąd znasz to miejsce? Z kim tam chodzisz? – zapytał bez cienia podejrzeń w głosie. No, zwykła ludzka ciekawość. Bo w sumie mało o niej wiedział.
Anonymous
Gość
Gość
Re: Ain't nobody tryna save you
Czw Cze 27, 2019 10:31 pm
No jasne, że chcę! — klasnęła w dłonie rozentuzjazmowana. Może zbyt bardzo, skoro kilka głów odwróciło się w ich stronę, w efekcie czego na policzkach Leilani pojawił się rumieniec. — Zabierz mnie jak najdalej od tego pierdolonego miasta. — dodała szeptem. Jeśli czegoś nienawidziła bardziej niż ojczyma i swojej byłej dziewczyny, to było to Riverdale i mieszkający z nim ludzie. W końcu, gdyby jej rodzina nie przeniosła się tutaj blisko pięć lat temu, być może wielu rzeczy udałoby się uniknąć. Reid, ćpania, balu, wyroku. Z drugiej strony, nie spotkałaby też taty.
W sumie, to kawałek, tak ze dwie godziny jazdy. Dałbyś radę? — spojrzała na niego błagalnie. Prawie 150 kilometrów, z czego ostatnie 50 to głównie górskie drogi nie było łatwą i przyjemną trasą, szczególnie dla motocyklu. — Jeśli nie, to możemy pojechać samochodem. Po prostu fajnie byłoby porobić coś razem.
Nietrudno się domyślić, co Leilani miała na myśli poprzez "porobić". Biedny Victor; spodobało się jej i teraz będzie go męczyć. Chociaż nie wyglądał na niezadowolonego.
Zmarszczyła brwi zastanawiając się nad czymś.
W sumie to... rodziców nie będzie na 200%, nie wiem jak z moim bratem, ale on ma mnie gdzieś i dopóki nie zastanie nas na kanapie, albo kuchennym blacie, to pewnie nawet nie zwróci na nas uwagi — odparła całkiem beztrosko. Teraz miał okazję dowiedzieć się, że Cigfran miała jeszcze brata. To znaczy, biologicznie wcale nie byli rodzeństwem, a to kolejna rzecz, jaką dziewczyna ukrywała. Całkiem sporo miała tych sekretów; kto wie, może któregoś dnia podzieli się częścią nich z Rosem?
Wracając, William był specyficzny, nie przejmowałby się nawet orgią w pokoju Lei, dopóki ta nie zrobiłaby się za głośna uniemożliwiając oglądanie mu seriali, czy grania w gry.
Podniosła się i podążyła za chłopakiem. Najchętniej złapałaby jakiś autobus, ale skoro Victorowi odpowiadało ewentualne noszenie Leilani na plecach, gdy ta zacznie mu marudzić, że bolą ją nogi, to droga wolna. Nie odpowiedziała na jego pytanie, zamiast tego wyciągnęła telefon, w którym pośpiesznie coś sprawdziła.
Za godzinę zacznie się odpływ. Zdążymy — rzuciła z tajemniczym uśmiechem ciągnąc go za rękę wzdłuż ulicy. — Mało kto wie o tym miejscu. Czasem zakręci się tam jakiś ćpun, ale ludzie raczej tam nie przychodzą. Ponoć tam straszy... Wierzysz w duchy? Bo ja nie.
Victor Ros
Victor Ros
Fresh Blood Lost in the City
Re: Ain't nobody tryna save you
Nie Cze 30, 2019 10:57 pm
Na widok euforii jaką wywołała wiadomość o posiadaniu jednośladu, kącik ust chłopaka powędrował ku górze. Nawet komuś takiemu jak on sprawianie przyjemności drugiej osobie przynosiło szczyptę satysfakcji. Duże dziecko drzemiące w tej blond istocie na sekundę doszło do głosu okazując entuzjazm na tyle hałaśliwie, że zwróciła uwagę kilku innych gości. No i co z tego? Najwidoczniej mieli mało ciekawe tematy do rozmowy skoro byle klaśnięcie oderwało ich od prowadzonego wątku. Interesowanie się życiem innych  - standard.
– Dwie godziny? Spokojnie, bez problemu – już miał użyć określenia, że mógłby to zrobić z palcem w pewnym otworze ciała ale ostatecznie wybrał bardziej bajtową wersję, taką wiecie, bardziej do ludzi bo przecież ciągle przebywali w miejscu publicznym.
– W takim razie jesteśmy umówieni. – puścił jej tajemnicze oczko sądząc, że w pewnych kwestiach zaczęli dogadywać się bez słów. To dobrze, może wyniknie z tego jakaś korzyść.
– Jest jeszcze jedna sprawa – zaczął pomijając już tematykę barat Lei, o którym do tej pory nie miał zielnego pojęcia. Z tego co zrozumiał miał kompletnie wywalone na swoją siostrę i to co wyprawia pod nieobecność starych. Tym lepiej dla Rosa. O jednego intruza na horyzoncie mniej.
– Odpływ? A jaki to ma związek? - Vic jako ten nietutejszy nie miał bladego pojęcia o czym ona mówi i co planuje. Będą zbierać coś co morze pozostawiło po sobie?
Ok. Będzie na miejscu to wszystkiego się dowie, nie będzie drążył bo nawet to nie w jego stylu.
Ciągnięty w końcu wyrównał krok z dziewczyną zmuszając się do zachowania powagi. Duchy, serio?
– Nie, nie wierzę ani w duchy ani w świętego Mikołaja.- doprecyzował żeby w okolicy grudnia nie zadała ponownie równie banalnego pytania. Tym samym zakończył kwestie zjawisk paranormalnych w wrócił do czegoś bardziej przyziemnego.
– Mówiłem przed chwilą, że jest problem. Czekam na wyznaczenie terminu przymusowej terapii. Pewnie posiedzę na jakimś oddziale kilka tygodni i mnie wypuszczą ale nie wiem kiedy i gdzie ma się to odbyć. Jeżeli nie uda nam się wyjechać przed tym zjebanym wyrokiem to pojedziemy po wyjściu. Okej?
Anonymous
Gość
Gość
Re: Ain't nobody tryna save you
Pon Lip 01, 2019 8:36 pm
Leilani, pomimo mieszkania w Riverdale od czterech lat, też nie była dobrze zaznajomiona z miastem. Przeprowadziła się tutaj zaraz po śmierci siostry, a żałobie jakoś tak nie miała ochoty na zwiedzanie. Szczególnie, że w ciągu całego swojego życia przenosiła się z jednego kraju do drugiego; była już Anglia, Finlandia, USA i sądziła, że Kanada będzie kolejnym przystankiem.
Teraz wiele by oddała, by było tak naprawdę.
Tylko wtedy woda odsłania skały, po których można tam dojść — uznała, że nie będzie dłużej trzymała go w niepewności, przynajmniej nie w kwestii tego, co do mają do tego morskie pływy. Nie zamierzała jednak zdradzać więcej szczegółów co do miejsca, w które zamierzała go zabrać; kto wie, może w przyszłości stanie się ono ich.
Na wspomnienie o terapii zatrzymała się gwałtownie, a jej dłoń zacisnęła się na dłoni Victora.
Pewnie pomyślisz, że jestem okropna, ale cieszę się. Mam nadzieję, że trafisz do Sunshine Coast. — posłała mu ciepły uśmiech, gdy jej kciuk zataczał kręgi na jego skórze. W piątkowy wieczór sama namawiała go na terapię, tymczasem okazuje się, że Ros i tak miał na nią trafić. Do tego z własnej woli! To znaczy... nie do końca, skoro miałoby się to odbyć na mocy sądowego wyroku, ale nie zapierał się rękami i nogami, że nigdzie nie pójdzie oraz nie planował ucieczki na Alaskę, a to już sukces!
Tylko się nie buntuj, okej?— puściła jego dłoń i ruszyła przed siebie. Zrobili na chodniku niemały korek, zwracając tym samym na siebie uwagę. Do niedawna bardzo lubiła otrzymywać atencję (bo w domu dostawała jej zdecydowanie za mało i tylko w przypadkach, gdy coś przeskrobała, albo była do czegoś potrzebna), ale wszystko zmieniło się po balu. Teraz Leilani postępowała według trzech zasad: trzymaj głowę nisko, nie patrz nikomu w oczy i nie odzywaj się. Jak dotąd się sprawdzało. — Jeśli chcesz, możemy pojechać nawet w tym tygodniu.
Victor Ros
Victor Ros
Fresh Blood Lost in the City
Re: Ain't nobody tryna save you
Sob Wrz 07, 2019 2:48 pm
Chodzenie po skałach, które są dostępne jedynie podczas odpływu. To brzmiało przezajebiście źle. W sumie to mógłby być dobry początek na jakiś dramatyczny reportaż gdzie w podsumowaniu pokażą helikopter ratujący uwięzionych nastolatków. Bo woda odcięła im drogę. Nie, nie może być spokojnie. Ale okej, pójdzie z nią jeśli ma takie marzenie.
– A ja mam nadzieję, że szybko wyjdę. Nie lubię zamkniętych pomieszczeń. Nawet jeśli to będzie cały budynek. – próbował obrócić całą sytuację w żart ale sprawa była na tyle poważna, że wyszło słabo. Jakoś to będzie, jakoś zleci i nim się obejrzy znowu będzie mógł wylegiwać się na kanapie przed tv. Przynajmniej tak sobie wkręcał.
– Spokojnie, dam sobie radę – to nie cela 2x2 z kiblem w rogu i nie więzienie gdzie albo szukasz chłopaka albo jesteś czyimś chłopakiem. Z tego co udało mu się wygooglować to całkiem porządną placówka gdzie nie umrze z nudów i głodu. Da się przeżyć. Więcej wiary w człowieka!
– Mała. Sam tam pojadę. Odwiedzisz mnie jak już dostanę mundurek w paski ok? – lamentująca matka wystarczyła mu w zupełności. Lei do pakietu nie potrzebował bo miał wrażenie że i ona by się rozkleiła a to tylko kilka tygodni, serio.
Plan był banalny. Pójdzie tam, powie to co chcą usłyszeć, potrzymają go trochę a później wyjdzie. Kiedyś będzie opowiadał o tym jak o śmiesznej historyjce z przeszłości. Ale jeszcze nie dziś i nie jutro bo teraz do śmiechu mu nie było wcale.
Anonymous
Gość
Gość
Re: Ain't nobody tryna save you
Sob Wrz 07, 2019 3:46 pm
Z trudem powstrzymywała się od śmiechu. Victor był tak uroczy w swoim naiwnym postrzeganiu całej terapii, że nie miała serca mówić mu jak przebiega ona naprawdę i że najwcześniej wyjdzie dopiero po trzech miesiącach. Przynajmniej planowanie wakacyjnych wyjazdów będzie mieć z głowy, ale co przez całe lato będzie robić Leilani? Zakładając oczywiście, że ich związek przetrwa do tego czasu.
Powiem Ci coś, w tajemnicy — zbliżyła się do chłopaka zniżając głos — Chociaż Twoja pewność siebie jest czasem... rozbrajająca, tak w ośrodku możesz przez nią ściągnąć na siebie problemy. A ja bardzo tego nie chcę.
Uniosła się na palcach i pocałowała go w szyję, podczas gdy drobna dłoń gładziła szorstki policzek. Nie dała mu szansy się zrewanżować, bowiem dosłownie sekundę później już szła przed Rosem odrzucając pofalowane kosmyki na plecy.
Mówiłam o górach, Victor. — roześmiała się odwracając się w jego stronę. Teraz szła tyłem, co w jej przypadku mogło oznaczać, że wkrótce wpadnie na jakąś latarnię, albo innego przechodnia. — Chyba, że boisz się niedźwiedzi.
Victor Ros
Victor Ros
Fresh Blood Lost in the City
Re: Ain't nobody tryna save you
Nie Wrz 08, 2019 2:11 pm
Niech żyje w swoim przeświadczeniu o tej terapii. Zderzenie z rzeczywistością będzie bolesne ale nieuniknione. Jak trzeba to trzeba. Z resztą nie chciał o tym gadać. Lepiej mieć uciechę z ciepłego popołudnia niż zadręczać się pobytem w jakimś ośrodku.
– Dam sobie radę. Jeśli Ty dałaś to czemu ja miałbym nie dać? – wsunął obie dłonie do kieszeni spodni oczekując wyjaśnień. Jak już tak gada to chuj, Vic przewałkuje temat do końca żeby mieć pewność na czym stoi. To wcale nie głupi pomysł żeby wyciągnąć info od Małej.
– No dobra, opowiedz mi na kogo tam mogę trafić i jak z tym kimś postępować. Będzie mi prościej – i tak jak przewidywała panna, Ros złapał ją w ostatniej chwili nim władowała się plecami na znak drogowy. Jeszcze tego im dziś brakowało.
– Do maszyny niosącej śmierć i zagładę trochę mi brakuje więc realnie oceniając sytuację, niedźwiedź może mnie delikatnie pokiereszować ale wracając do tematu. Opowiedz mi o tym ośrodku okej? – obrócił ją przodem do kierunku wyprawy, objął ramieniem i przycisnął do siebie.
Anonymous
Gość
Gość
Re: Ain't nobody tryna save you
Nie Wrz 08, 2019 10:43 pm
Zmarszczyła brwi lustrując Victora wzrokiem. Czy on właśnie próbował zasugerować Leilani, że ta jest... słaba? Nie no, nie mogła zaprzeczyć, że przejście dziesięciu metrów ze zgrzewką wody nie było dla niej niemalże śmiertelnym wysiłkiem, ale jeśli chodziło o siłę psychiczną, to dawała radę. W końcu od grudnia była czysta.
Zachowujesz się jakby to był wyjazd do sanatorium, a to poważna sprawa — mruknęła niezadowolona z tego, jak chłopak podchodził do terapii. Z drugiej strony, miał się załamywać i płakać na samą myśl o rozprawie? Leia właśnie tak zrobiła i ostatecznie wyszło na to, że tylko niepotrzebnie zmarnowała czas i nerwy.
Noo... jeśli chodzi o personel, to na ogół są mili, ale nie pierdolą się w tańcu, gdy zajdzie taka potrzeba. A pacjentów możesz spotkać tam najróżniejszych. — odparła nie mając pewności, czy o to właśnie chodziło Victorowi. Chyba nie chciał jej prosić o plan budynku i wszystkie możliwe drogi ucieczki, nie? Czy może jednak...?
Uśmiechnęła się, gdy uratował ją od bliskiego spotkania ze znakiem. Z takim rycerzem przy boku miasto przestawało być jedną wielką pułapką czyhającą na niezdarność panny Cigfran. Przyciśnięta do swojego chłopaka na moment przymknęła oczy wtulając swój policzek w jego ramię, ale zaraz potem zdała sobie sprawę z tego, że wciąż idą chodnikiem, więc wypadałoby chociaż patrzeć pod nogi.
Cóż... No... na pewno możesz zapomnieć o stuprocentowej prywatności. Warunki są bardzo dobre, masz też siłownię, basem i boiska, więc będziesz mógł bez problemu ćwiczyć. Albo malować, jak ja. Co jeszcze... A, jedzenie nie najgorsze, a jeśli w sobotę dostaniesz kawałek pizzy, to dzięki temu, że narzekałam swojej terapeutce na jej brak. No właśnie, terapeutka — umilkła na moment, jakby obawiała się, że ktoś może ich podsłuchiwać — jest jedna, cholernie dobra, ale nie wiem czy Ci się trafi. To dopiero studentka, a już radzi sobie lepiej niż oni wszyscy razem wzięci. Przynajmniej ze mną.
Sponsored content
Powrót do góry
Permissions in this forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach