Anonymous
Gość
Gość
Ain't nobody tryna save you
Pią Kwi 19, 2019 9:36 am
First topic message reminder :

Ponownie spotkanie Leilani i Victora
w kwietniu 2024 roku
gdzieś w Riverdale City


Gdyby ktoś na początku grudnia ubiegłego roku zapowiedział Leilani, że któregoś dnia dojdzie do wniosku, że tęskni za ośrodkiem odwykowym, to dziewczyna zaśmiałaby się mu w twarz. Co prawda ciężko mówić o prywatności w Sunshine Coast, gdy dzieliła pokój z dwiema innymi dziewczynami, jej spotkania z rodzicami były mocno ograniczone, a jeśli już dochodziło do jakiś wyjść, to tylko grupą i w towarzystwie opiekunów — tam przynajmniej czuła się bezpiecznie. Bez ciągłego wystawiania swojej woli na próbę, ani oceniania przez innych.
Sądziła, że terapia pozwoli jej wrócić do normalności, tymczasem gdy po raz pierwszy od blisko czterech miesięcy przekroczyła próg Riverdale High, czuła się jeszcze bardziej obco. Chociaż od jej pojawienia się w szkole minęło już kilka tygodni, nadal nie potrafiła się przełamać i zacząć rozmawiać z rówieśnikami, więc izolowała się od nich.
To dlatego teraz, podczas przerwy obiadowej, zamiast siedzieć ze wszystkimi na stołówce, znalazła się w ogrodzie, gdzie na ławeczce obok fontanny zajadała się kanapkami przygotowanymi rano przez tatę. To znaczy, zajadałaby się, gdyby nie to, że przez palące spojrzenia i szepty za plecami całkiem straciła apetyt. Louisowi będzie przykro, jeśli po pracy znów zastanie w lodówce niezjedzone drugie śniadanie.
Oczywiście, nie przyszło jej do głowy, że ludzie mogą patrzeć na nią przez to, że w miniony weekend zmieniła kolor włosów, a szepty wcale nie były docinkami. Sądziła, że to Ros rozpowiedział o dramie, jaka miała miejsce w noc z piątku na sobotę. A skoro o Victorze mowa, to musiała z nim porozmawiać, jak najszybciej. Problem w tym, że nie mogła znaleźć typa na żadnym serwisie społecznościowym, a sprawa naprawdę była pilna! Może powinna zaryzykować i wieczorem przejść się do czarnej strefy...?

Victor Ros
Victor Ros
Fresh Blood Lost in the City
Re: Ain't nobody tryna save you
Wto Kwi 30, 2019 10:44 pm
-  Ej, czy Ty właśnie chrumknęłaś? – palący i ciekawski wzrok wbijał się od góry w jej niewielką osobę drążąc prawdziwy tunel. To scena rodem z tych kiepskich, ale i niesamowicie zabawnych, amerykańskich komedii kiedy koleś wyrywa najlepszą sztukę na roku, zaprasza ją na imprezę, przedstawia ją znajomym a ona zaczyna się śmieć podczas pierwszego dowcipu i chrumoli. Złoto.
– Siorbiesz herbatę i bekasz po posiłku? – nie dając za wygraną zaczął się zbijać z nieco niekontrolowanego odruchu blondynki. On sam nie był idealny ale rzadko kiedy odpuszczał sobie możliwość dręczenie osób słabszych. To takie niewinne żarciki, do których trzeba przywyknąć w jego specyficznym towarzystwie. Trzeba to zaakceptować albo zmienić dilera, proste heh.
– No to nieźle się koleżanka bawi – skończył temat ze względu na wykonywaną czynność jaką było otwieranie drzwi. Nie wnikał u kogo tam była, kogo już znała a kogo poznała. Rozpoczęcie nauki w tamtym obiekcie umknęło mu przez palce i to z pewnością. Może, podkreślam może , będzie mu dane załapać się do tej budy. Jeśli jakimś kosmicznym cudem ktoś wymaże błąd z akt albo podpali archiwa szkoły, komisariatu i kilku innych instytucji, które posiadały wiedzę na temat przewinienia. Walić to.
– Jeśli będziesz płaciła za to moje wszystkie mandaty od straży miejskiej to nie ma problemu – odparł  wyciągając z drugiej pułki od góry białą koszulkę polo i z piętra niżej czarne spodnie z szarego, przetartego dżinsu przed kolano. Przez to, że ostatnio trochę pobiegał, dolna część garderoby spadała mu z tyłka więc przydałby się pasek. Z tym może być większy problem.
– Byłoby szybciej gdybyś mi to uprasowała okej? – rzucił zwój w jej kierunku, w sumie na oślep. Lei powinna się trochę uchylić bo inaczej skończy z turbanem na głowie. Z czego? A no z jego gaci i koszulki. Nie wyjdzie do ludzi jak jakiś dziad, wymięty i niechlujny, szanujmy się.
– żelazko jest w łazience na płytkach – poinformował wyciągając zdechłego węża w postaci czarnego pasa. Teraz bezceremonialnie zaczął rozpinać guziki swojej kraciastej koszuli, od góry do dołu.
Anonymous
Gość
Gość
Re: Ain't nobody tryna save you
Sro Maj 01, 2019 10:10 pm
Nie obrażaj mnie, Ros. — roześmiała się odrzucając kosmyk włosów — Żadnej herbaty, tylko chłodne piwo, gdy razem z ojcem oglądam mecze.
Jeśli chciał ją upokorzyć, to musiał bardziej się postarać. Nie czuła się ani trochę zawstydzona, a chrumkanie było super, bo jej tata śmiał się w ten sam sposób. Każda cecha odziedziczona po Louisie, nawet jeśli nie należała do najpozytywniejszych, w oczach Leilani była fajna i koniec.
Po co od razu bawić się w podpalacza? Co prawda Cigfran miała o wiele lepszą sytuację, bowiem zanim przyjdzie jej wybierać kierunek studiów i uczelnie minią cztery lata, a do tego czasu miała nadzieję, że będzie mogła starać się o coś w rodzaju zatarcia się skazania, jeśli wykaże, że jest grzeczną dziewczynką postępującą zgodnie z prawem, a od narkotyków trzyma się na kilometr, albo i dziesięć. Będzie to kosztować mnóstwo czasu, nerwów oraz co najmniej kilkaset dolarów, ale będzie warto. A jeśli nie... Cóż, chciała zostać lekarzem, a lekarzy w kraju syropem klonowym płynącym obowiązują troszkę inne przepisy.
Kto mówi, że masz tak chodzić po mieście. — wzruszyła ramionami nadal unikając patrzenia w stronę Victora, żeby ten przypadkiem nie zobaczył rumieńca, jaki oblał jej policzki. Mogła być na niego wkurzona, udawać, że nie chce mieć z nim wspólnego, ale i tak chętnie by sobie popatrzyła na to i owo. Oczywiście, tylko i wyłącznie z ciekawości dyktowanej młodym wiekiem.
W ostatniej chwili uchyliła się od lecących w jej stronę ubrań, ale za to wylała na siebie (i przy okazji na kołdrę) całą zawartość kubka. Gdyby można było zabijać wzrokiem, chłopak już dawno leżałby martwy pod wpływem spojrzenia, jakim go uraczyła.
A mam przy okazji wcisnąć się w skąpy strój pokojówki, czy lepiej od razu zrobić to nago? — prychnęła odstawiając pusty już kubek na podłogę. No chyba nie myślał sobie, że Leilani będzie prasować JEGO ubrania. Może jeszcze po wszystkim miałaby przed nim klęczeć i robić mu dobrze, a jeszcze później skoczyć do kuchni po kanapki dla jaśniepana? I na emeryturę takich ludzi będą pracować jej dzieci (o ile za czterdzieści lat koty będą mogły pracować), o mój boże!
Dobra. Tylko daj mi coś na przebranie, bo to przez Ciebie jestem mokra — mruknęła wywracając oczami, w ogóle nie zdając sobie sprawy z dwuznaczności z swoim słów (a może i zdawała?) po czym wzięła się za odpinanie guzików sukienki — Nie patrz.
Victor Ros
Victor Ros
Fresh Blood Lost in the City
Re: Ain't nobody tryna save you
Czw Maj 02, 2019 8:44 pm
Czyli jednak beka. Jak nie po jedzeniu to po piwie. Co za wstrętne dziewuszysko. Tylko udaje taką damę a przekraczając próg domu pewnie zdejmuje stanik, zmywa resztki makijażu i je palcami. Mały prosiaczek.
Szperając we wspomnieniach z dzieciństwa Ros próbował odnaleźć chociaż jedną znaną świnkę co by jej imieniem pasować Leilani. Pierwsza to ta od kłapouchego i miśka ale to był zwykły prosiaczek, mało oryginalny. Kolejne dwa skojarzenia to Pigi i Pepa. Ok., no to chowamy asa do rękawa żeby wyciągnąć go w najbardziej nieodpowiednim momencie. I ten moment kiedy czujesz jak zło bierze górę nad dobrem w twym ciele heh.
– Mam zostać bez koszulki w pokoju? Co Ty tam kombinujesz w tej blond głowie? – zerknął na nią z ukosa mierząc dodatkowo jej krótką postać od góry do dołu. Długo mu to nie zajęło z wiadomych względów.
-  Leilaniii – zaciągnął oskarżycielsko z pretensją w głosie. Dodatkowo wyciągnął w jej stronę rękę jakby za pomocą jakiś czarów mógł cofnąć czas i przywołać do siebie te jebane ciuchy.
– Ty sieroto. Zalałaś mi spanie – ręką opadła uderzając z plaśnięciem o udo. I co teraz ma niby zrobić? Jak się suszy kołdry? Ma to gdzieś wywiesić? Help.
– Mogłaś to zrobić nawet w stroju kosmonauty. Teraz mam mokrą pościel – pretensji w głosie ciąg dalszy. Widać kwestia spania, no spania w komforcie podkreślmy, była dla niego bardzo ważna. Przez użalanie się nad własnym legowiskiem początkowo zignorował nawet fakt uszkodzenia jej sukienki. Dopiero gdy jakoś przełknął gorycz porażki łaskawie dostrzegł ciemniejszą plamę na materiale.
– Yyy akurat zaniosłem do prania moje wszystkie sukienki – nadal ten ponury głos. Do tego poker face i zrozum go. No co on jej miał niby dać na to przebranie? Swoją bluzkę i spodnie? Przecież owinie się tym trzy razy, utopi, potknie i wybije wszystkie zęby.
– Co no, łap koszulkę mały chłopcze – i ponownie w jej kierunku powędrował pojedynczy zwój, który po rozłożeniu okazał się bluzką z krótkim rękawem w odcieniu granatu. Zwykła, gładka, bez żadnych napisów. Ros poszurał nogami w stronę łazienki szukając suszarki bo przy tak długich włosach była w obowiązkowym użyciu. Miał plan, który zakładał wysuszenie kołdry ciepłym powietrzem. Chuj, że zejdzie mu pewnie z godzinę. Zrobi to i już.
Anonymous
Gość
Gość
Re: Ain't nobody tryna save you
Czw Maj 02, 2019 9:12 pm
Biedny Victor. Jak się dowie, że Lei (i nie tylko ona, ale też wszystkie dziewczyny na świecie) ma jeszcze inne potrzeby fizjologiczne poza jedzeniem i spaniem, to się chyba chłopak załamie. Z tym piwem to oczywiście żart był, bo żadne z jej (biologicznych) rodziców po alkohol nie sięgało i gdyby młodej znów przyszło do głowy pić, zapewne zrobiliby jej jeszcze większą awanturę jak ostatnio.
A zresztą, to co go to obchodzi? Nie zostanie jej facetem, więc nie będzie musiał się użerać z Leilani i jej wyjadaniem z lodówki o pierwszej w nocy.
Ależ nic niestosownego — wzruszyła ramionami z niby beztroskim uśmiechem. Tak naprawdę to był jej uśmiech numer pięć, specjalnie zarezerwowany dla sytuacji, w których planowała coś bardzo niecnego. Na przykład podglądanie kolegi ze szkoły z płonącymi policzkami.
A Ty zalałeś mnie! Znaczy — zaczęła się krztusić ledwo powstrzymując się od śmiechu. No bo wiecie, hehe segz, a to wcale nie miało tak brzmieć! — No, to Twoja wina, Ros!
Westchnęła patrząc na mokrą plamę na łóżku. O rany, czemu ten koleś tak dramatyzuje, to tylko odrobina wody; wystarczy powiesić na suszarce na pranie i otworzyć okno, a wszystko powinno być suche zanim wróci do akademika. I do tego przewietrzone, a w świeżo wietrzonej pościeli lepiej się śpi.
Sukienki? A więc tak się bawisz? — tym razem obdarzyła go uśmiechem pod tytułem "ale ja nic złego nie zrobiłam, proszę się na mnie nie gniewać". Korzystając z małego zamieszania z kołdrą (i jednoczesnej, miała nadzieję, nieuwagi gospodarza), zdjęła sukienkę oraz bluzkę którą miała pod spodem i wsunęła na siebie koszulkę, którą od niego dostała. Różnica wzrostu zrobiła swoje — materiał sięgał jej do połowy ud, a więc całkowicie zakrywał pośladki i nie musiała się martwić, że Ros mógłby patrzeć na jej tyłek.
...Victor, to głupie, nie rób tak. — mruknęła podążając za nim do łazienki — Po prostu ją powieś, wyschnie sama. To zwykła woda.
Victor Ros
Victor Ros
Fresh Blood Lost in the City
Re: Ain't nobody tryna save you
Czw Maj 02, 2019 10:43 pm
Leilani napotkała bardzo podejrzliwie spojrzenie, które w sumie ciężko jednoznacznie opisać. Kiedy emocje zaczęły powoli opadać niczym warstwa kurzu na meble. Ros odetchnął głęboko. I co on miał z nią zrobić. Nie dość, że chrumka, beka to jeszcze jest małym szkodnikiem, który zalewa mu rzeczy. Na przyszłość albo nie zaproponuje jej wody albo kupi taką flaszkę z dozownikiem jak mają bachory. Trzeba to dobrze zapamiętać. O gorących napojach to już w ogóle mogła zapomnieć. Kawa i herbata dla niej nie istniała bo znając przypadki i wypadki które chodzą po ludziach to taki kubek wylałaby przypadkiem na jego gacie. Nie z nim podobne numery.
– A ja bym wolał żebyś Ty chodziła bez koszulki – odburknął odrobinę  ciekawski jej odpowiedzi na tą jakże płytką zaczepkę. Gdyby nie to nieszczęsne prześcieradło, które dosłownie spędzi mu sen z powiek, to uruchomił by pakiet swojego chamskiego podrywu ale w obecnej sytuacji jakoś nie miał nastroju. Bo pościel.
-Leilani gdybym to zrobił to za jakieś 9 miesięcy spotkalibyśmy się na oddziale położniczym. Chcesz tego? - uniósł do góry jedną brew zachowując totalny spokój. Jedyne czego się teraz spodziewał to wybuchu paniki, dygotania i zaprzeczenia, że nje, no jak to, co on sobie wyobraża i odwal się z przytupem i melodyjką. Dlatego też ignorując co tam mu nie odpowie,
- Nie moja tylko Twoja. Masz spowolnione ruchy jak flegmatyk- żadna to ujma bo teraz większość lasek na zajęciach wychowania fizycznego rzuca trenerowi zwolnieniem w twarz i pierdoli ćwiczenia. Wolą długie pazury i tonę  tapety, która, o zgrozo, mogłaby spłynąć pod wpływem spocenia się. A nie, sorry, laski się nie pocą.
-Tak, mam ich całą masę. A mój ulubiony kolor to róż tylko proszę, weź nie mów chłopakom ok.? - przewrócił oczami wynajdując dla niej tą całą koszuline. Niech już ona się przebierze i coś z tym zrobi. Przecież była kobietą a one mają różne pomysły związane z gotowaniem, praniem no i przy okazji suszeniem łachów.
-Widziałem Twój tyłek. - dobiegło z łazienki. Głos był podbity echem z płytek, które otulały pomieszczenie. Ros klęczał w nim na małym dywaniku lokalizując suszarkę. Ta mała menda schowała się pod umywalką.
-Mam Cię  - mruknął bardziej do siebie niż kogoś obok i wyjął składany przedmiot prawie codziennego użytku. Jak to jest, że czegoś używa się naprawdę często i tak samo często się tego szuka.
- Na czym.- Jak tak sobie klęczał to w końcu mógł pogadać z Lei jak równy z równym, Lol XD. Problem był tego typu, że on nie miał żadnej suszarki, jakiś sznurków, wysięgników i innych cudów. Jak zanosił ubrania do pralni to odbierał je suche. No, chyba, że Leilani będzie grzecznie stała przy oknie trzymając kołdrę w powietrzu żeby wyschła. Tak w ramach kary.
Anonymous
Gość
Gość
Re: Ain't nobody tryna save you
Pią Maj 03, 2019 10:40 am
Tymczasem jej już dawno włączył się tryb turbośmieszka, mistrza ciętej riposty i królowej dystansu do samej siebie, dlatego lekko odchyliła materiał koszulki i zajrzała w swój dekolt, po czym z poważną miną oświadczyła:
Nie, nie chciałbyś.
I chociaż od dawna nie można było zarzucić Leilani, że jest płaska, tak nadal nie mogła się odzwyczaić od nazywania siebie deską do prasowania. Oby tylko Victorowi nie przyszło do głowy prasować na niej swoich ubrań, miała już wystarczająco dużo blizn, nie potrzebowała dodatkowych po oparzeniach.
Obstawiam, że gdybyśmy wpadli, to mój tata postarałby się, żebyś nie dożył tego momentu. — śmiech maskował poczucie zażenowania, jakie ją ogarnęło. Nie zamierzała mu tłumaczyć, że nie to miała na myśli, bo to jak walka z wiatrakami. Ros chyba bezustannie potrzebował przypominania, że był ostatnią osobą na świecie, z którą Lei poszłaby do łóżka. W tej kwestii nic się nie zmieniło.
A może wcale nie była taka niedostępna, jaką próbowała zgrywać? Wtedy, w piątek, był taki moment, gdy naprawdę chciała go pocałować. Ale była pijana, więc to nie liczy.
Wypraszam sobie, palce mam całkiem zwinne. — prychnęła urażona. Leillani daleko było do lasek, które stawiają swój wygląd na pierwszym miejscu. Oczywiście, że dbała o siebie, ale bez przesady, nawet teraz nie miała makijażu i nic nie robiła sobie z potarganych włosów.
Na początku miała odpowiedzieć, że też lubi różowy, ale potem zdała sobie sprawę z tego, że to sarkazm, a więc w odpowiedzi tylko teatralnie wywróciła oczami. Mimo to nie potrafiła wyzbyć się wizji Victora biegającego po łące w tiulowej sukience i do tego ze skrzydełkami wróżki. Może bezpieczniej byłoby zaprowadzić ją do szpitala i sprawdzić, czy aby na pewno nie uderzyła się w głowę podczas upadku z okna?
A przywalił Ci ktoś kiedyś za podglądanie? — mruknęła stając za nim.Z dwojga złego, lepiej żeby widział jej tyłek, który latem i tak chętnie odsłaniała na plaży, niż blizny na plecach, z których byłoby jej się naprawdę ciężko wytłumaczyć.
Z jej ust wyrwało się ponowne westchnięcie. Rzeczywiście, jaka bieda w tych akademikach. Nawet mokrych ubrań nie ma gdzie wysuszyć!
Tylko nie trzymaj suszarki za blisko materiału. — rzuciła.
Victor Ros
Victor Ros
Fresh Blood Lost in the City
Re: Ain't nobody tryna save you
Nie Maj 05, 2019 11:31 pm
– Aż tak źle? Pozwól, że sam ocenie – i chociaż wydawać by się mogło, że Ros powinien nalegać, napierać lub co najmniej nakłaniać młódkę do pokazania tego i owego, to realnie nie zrobił totalnie nic. Tekst pieprznięty jakby od niechcenia i głównie z przyzwyczajenie. I to nie dlatego, że serio, na poważnie i konkretnie wkurwił się na tą jebaną pościel, nie, on zwyczajnie wolał dupy, dosłownie. Czy laska miała krągły pełny biust, czy wolała się mianować deską do prasowania, nieistotne. Z tych dwóch części ciała ona wyraźnie wolał trzymać w dłoni półdupek niż cycka, tyle w temacie. Dlatego wzmiankę o klatce piersiowej potraktował z dużym przymrużeniem oka.
– Zawsze się nim tak zasłaniasz? – uniósł jedną brew do góry mając na myśli nie już jakąś konkretną sytuację a całokształt. Może on podchodził do tego inaczej bo w świetle prawa był dorosły a i o wiele wcześniej przyszło mu stawiać czoło światu. Dla niego głównie samodzielność była wyznacznikiem wielu rzeczy, w tym wkroczenia w prawdziwy świat, gdzie rodzice nie uchronią przed każdym potknięciem i każdą porażką.
Z drugiej strony jej bajka była zupełnie inna. Przynajmniej tak sądził na podstawie osobistego osądu i domysłów dlatego chyba nawet nie oczekiwał odpowiedzi. To jest laska, córunia tatunia a tego nigdy nie będzie dane mu pojąć. No chyba, że kiedyś dorobi się z jakąś białogłową smarkuli. Wtedy zaśpiewa inaczej ale o tym w innym życiu.
– Udowodnij – posłał jej spojrzenie, które wyraża więcej niż tysiąc słów i nawet nie trzeba być szczególnie kumatym żeby się domyśleć co miał na myśli. Najwyraźniej cały zły humor i ciśnienie zaczęły powoli z niego uchodzić. Bez przesady, to tylko kołdra i odrobina wody. Parę minut i wszystko będzie ok., nie ma co się spinać.
-  Mam prawo oglądać swój pokój o każdej porze dnia i nocy a że ktoś świeci w nim gołym tyłkiem to co ja poradzę – wzruszył ramionami doskonale zdając sobie sprawę z tego, że mógł podziać oczy wszędzie indziej. Dziwny przypadek, traf, sprawił, że akurat wylądował na czterech literach Leilani odzianych w bieliznę. Gdyby był bliżej to może nawet sprzedałby jej soczystego klapsa no ale suszarka i pościel, miejmy priorytety.
– Ty trzymasz, ja suszę, zrozumiano? – wydał rozkaz jak kapitan do majtka, podłączając suszarkę do kontaktu. Niebawem pomieszczenie wypełnił szum suszarki i podmuch ciepłego powietrza. Przy tym całym szumie Ros nie mógł sobie odmówić mruczenia pod nosem jakiejś piosenki. Jak zadowolona gosposia kończąca przygotowania obiadu, szok.
– A co z Twoją kiecką bejbe, idziesz w tym na miasto? – skierował strumień ciepłego powietrza na koszulkę a ta zafalowała bez żadnych oporów. Serio miała zamiar w tym paradować czy miała jakieś inne plany? Może się z nim podzieli.
Anonymous
Gość
Gość
Re: Ain't nobody tryna save you
Pon Maj 06, 2019 5:25 pm
Oh, w takim razie podejdź i się przekonaj — przygryzła wargę i uniosła lekko pożyczoną koszulkę, odsłaniając tym samym swoje uda oraz brzuch, nie wspominając już o eksponowaniu koronkowej bielizny, którą miała na sobie. I żeby było mało, z każdą chwilą pokazywała coraz więcej. Prowokowała? Oczywiście, że tak. Daleko jej było do cnotliwej panny, ale trzymała się zasady, że nie pójdzie do łóżka z osobą, z którą nie jest w związku. Z kolei z dala od głębszych relacji trzymał ją strach przed spotkaniem kolejnej osoby pokroju jej byłej dziewczyny. Eh, no i jak tu żyć...
Opuściła materiał zanim dotarła do stanika. Victor widział już wystarczająco dużo.
Nie, nie — pokręciła głową z pobłażliwym uśmiechem — To on zawsze chce zasłaniać mnie. Ja tylko ostrzegam.
Miał rację, była córeczką tatusia, jego oczkiem w głowie, najcenniejszym skarbem i co tam jeszcze przyjdzie mu do głowy. I tak, Ros pewnie tego nie zrozumie, dopóki sam nie dorobi się swojej małej dziewczynki (jakkolwiek to brzmi), którą będzie musiał bronić przed złem całego świata, a już na pewno przed napalonymi chłopcami w jej wieku.
Rozbierz się i połóż na łóżku. — wciąż stojąc w progu łazienki, skinęła głową w stronę pokoju. Jasne, że pokaże mu na co ją stać, ale do tego wymagana była jego współpraca, a konkretniej siedzenie nieruchomo i nieodzywanie się przez dziesięć minut. Chyba był w stanie to zrobić?
Dobrze, tato. Albo mamo. Za którego rodzica teraz mi robisz? — zapytała podnosząc kołdrę. O rany, po co tyle zachodu, ona milion razy wylewała wodę na swoje łóżko i nie musiała bawić się w jakieś suszenie. Przecież zanim wróciłby do akademika, nie byłoby śladu po jej małym wypadku. No, chyba, że zamierzał korzystać z łóżka jakoś już... teraz... Mogliby pójść w sumie spać.
A właśnie!  Ją też trzeba wysuszyć! — odpowiedziała wybiegając do pokoju, z którego wróciła trzymając w rękach swoją ogrodniczkę. — Przecież nie mogę wyjść na miasto taka mokra. I to przez Ciebie.
Te podteksty były celowe. Jasne, że raz, czy dwa mogło jej się wyrwać z ust coś głupiego, ale ona rzucała nimi cały czas! Teraz pytanie, czy to efekt głupkowatego poczucia humoru, czy może składała Victorowi jakąś propozycję? Kto wie...
Victor Ros
Victor Ros
Fresh Blood Lost in the City
Re: Ain't nobody tryna save you
Sro Maj 08, 2019 4:12 pm
Brew chłopaka powędrowała gwałtownie do góry. Dzieląca oboje odległość była tak mała, że przy odrobinie wysiłku i chęci, mógłby zerwać z niej własną koszulkę. Zamiast tego bardzo powoli wstał i o dziwo odłożył na blat tak ochoczo szukaną suszarkę. Oczyska jak i całe, dość wesołe do tej pory oblicze, wyraźnie pochmurniało. Tym samym flegmatycznym ale i pewnym siebie krokiem, ruszył wprost na nią. Zakładając, że powinna się teraz cofać w stronę pokoju, a innej możliwości nie miała, już po kilku sekundach znaleźli się na miejscu zbrodni.
Cisza. Niepokojąca. Żadnej wzmianki co do jej zachowania, tekstów, pytań i innych części rozmowy, które należałoby utrzymać. Przynajmniej tak nakazywała kultura osobista.
Ros podparł ramię o ościeżnice drzwi wwiercając swoje spojrzenie w tej małej. Do głowy przychodziło mu tylko jedno. Choroba dwubiegunowa. Tylko tyle, że tam ludzie zaliczali stany euforii i doły. Leilani miotała się za to pomiędzy byciem słodką dziewczynką a małą, kuszącą i prowokującą zdzirą.
– Powiedz mi jedno. W co Ty grasz? – pełen zainteresowania głos odbił się od nagich ścian pokoju.
– Wyjaśnij zasady bo się gubię. Wtedy może będzie ciekawie. – bo aktualnie miał mętlik w głowie i irytację rosnącą z minuty na minutę. Ale to już zachował dla siebie. Jeszcze jedna ważna kwestia póki Lei zacznie się produkować.
– Tylko nie każ mi się domyślać. Bo bardzo tego nie lubię. – tego tekstu nie mógł znieść a nawet podejrzewał, że ma na niego jakieś uczulenie. Bo czy Ros wyglądał na jebanego wróżbitę Macieja albo innego chuja z kulą, którą prawdę mu mówi o tym co mają w głowach laski? Podpowiedź dla tych nie w temacie. Nie. Nie miał żadnych tajnych przedmiotów, nadprzyrodzonych zdolności ani innych fantów od losu. Miał tylko przeczucie i instynkt a ten mu podpowiadał, że Lei rozpoczęła jakieś podejrzane zaloty i ma na coś ochotę. I pewnie bez zastanowienia dołączył by do tej manipulacji ale jakiś rok temu. Teraz był mądrzejszy o doświadczenia. Kara i rok w dupe mu starczyły. Łatka gwałciciela to za wiele więc niech to małe blond stworzenie się określi. Każdy ma swoje granice i nawet Victor Ros nie jest ze stali. A nawet on szczególnie.
Anonymous
Gość
Gość
Re: Ain't nobody tryna save you
Sro Maj 08, 2019 10:25 pm
Spojrzenie, jakim ją obdarzył, nie wróżyło niczego dobrego. Tak, jak przewidział, przerażona nagłą zmianą jego zachowania, zaczęła cofać się w głąb pokoju. Dwubiegunówka? Raczej nieporozumienie, kolejne zresztą między tą dwójką. Leilani pozwalała sobie na coraz śmielsze dwuznaczności, sądząc, że to całkiem zabawne, a Victor zamiast ją przycisnąć od razu i wyciągnąć to, co naprawdę miała na myśli, wolał nie przykładać większej wagi do jej słów. To zaprowadziło ich na skraj przepaści zwanej konfliktem.
W nic. — wymamrotała patrząc mu prosto w oczy, robiąc przy tym minę dzieciaka, który właśnie zbierał ochrzan za pozostawiony po sobie bałagan. — Już nie będę sobie tak żartować.
A zaraz po tym jej skrucha zmieniła się w śmiech. No cóż, przyszedł czas, by się wytłumaczyć i zakończyć ten festiwal zażenowania.
Myślałeś, że próbuję Cię uwieść, co? — zapytała pochylając się nad swoim plecakiem, z którego wyciągnęła coś, co wyglądało jak notes w twardej czarnej oprawie. — Może trochę. Liczyłam, że dasz się skusić i zostaniesz moim modelem.
Podała mu notes, który wcale nie okazał się notesem, a szkicownikiem pełnym mniej lub bardziej udanych prób stworzenia realistycznych portretów. Chciała pokazać mu swoją pracownię jeszcze w piątek, ale złośliwość losu (a raczej przyrodniego brata) nie pozwoliła im na to. Teraz dzieliła się z Rosem fragmentem swojej pracy, żałując, że nie może zaprezentować mu obrazów, które były o niebo lepsze niż szkice.
Powiedz mi lepiej, czego Ty byś ode mnie chciał. — zapytała przysuwając się bliżej. — Oboje wiemy, że jestem okropna. Kłamię, manipuluję, jestem rozpieszczona i sama do końca nie wiem, czego chcę. A Ty to wszystko jeszcze znosisz. Czego chcesz w zmian?
Przez cholerną różnicę wzrostu musiała się wspiąć na palcach, a nawet to nie wystarczyło, by czubek jej głowy sięgał chociażby jego brody. I bądź tu poważną, pewną siebie młodą kobietą!
Victor Ros
Victor Ros
Fresh Blood Lost in the City
Re: Ain't nobody tryna save you
Sob Maj 11, 2019 12:16 am
Nagła powaga a może nawet skrucha. Właśnie tego oczekiwał. Dalsza zabawa w kotka i myszkę zupełnie nie przypadłaby mu do gustu zważywszy na wcześniej wspomniane argumenty. Jeszcze rok temu chichotałby jak jakaś dziewczynka ale coś się zmieniło a powód stał naprzeciw. Ta, sama sobie mogła podziękować . Chociaż nie. To on powinien podziękować jej. Stał się uważniejszy, pilniejszy i co najważniejsze, bardziej ostrożny. Lód po którym stąpał był kruchy a ludzie to nie tylko przyjaciele i dobrzy kumple. W dużej mierze to zgraja krwiożerczych wilków, które tylko czekają aż podwinie Ci się noga. Trzeba wiedzieć jak i z kim żartować. Na ile można sobie pozwolić. Wyznaczenie granic daje poczucie jasności sytuacji. O tak.
– A co innego mam myśleć jak laska pokazuje mi majtki i zatrzymuje striptiz przed cyckami. Chujowy ale zawsze jakiś podryw. – Dobrze, że on nigdy wcześniej nie wpadł na podobny pomysł. Rozpinanie gaci i ściąganie ich do kolan, np. w parku kiedy chciał zbajerować jakaś pannę mogło skończyć się pozwem i oskarżeniem o jakąś podłą dewiację. Tylko tego mu brakowało do pełni szczęścia i wypełnienia luki w swojej skromnej, kryminalnej kartotece. Za cienka ta jego teczka na psiarni, za cienka.
– Kim? – Ponownie uniósł brew lustrując dokładnie twarz Lei. Pierwsza myśl, która jak burza przeszła przez jego czaszkę to ta, że młoda robi sobie z niego jaj w żywe oczy. Serio? On? Modelem? I co niby, każdego tak nakłania?
Po tym jak odebrał od niej jakiś mały zeszyt, nosem, cokolwiek. Otworzył go i przekartkował pobieżnie. Oby Lei nie okazała się jedną z tych artystek co to rysują człowieczka z 5 kresek i kulki zamiast głowy uważając to za szczyt daru bożego.
– Jeszcze na nic się nie zgodziłem – mruknął ważąc chwilę dziennik w dłoni. Jak na kompletnego laika musiał przyznać, że ta bazgranina nie była taka zła. Rzecz jasna to jeszcze o niczym nie świadczy ale on i model? Chłopaki zabiją go śmiechem a kupcy będą za nim wypatrywać oczy na mieście. W końcu to jego wolny czas. I z czym to się je? Ma sterczeć przez parę godzin w jednym miejscu i patrzeć w niewidzialny punkt? To się nie uda.
-  Ja czego chcę? – zadawał zbyt wiele pytań a większa ich część była odbitą piłeczką. Chuj wie czy się zastanawiał w tych momentach czy uważał, że należą mu się dalsze wyjaśnienia.
–Sama coś zaproponuj. Rozpocznij negocjację – kącik ust powędrował do góry a sam Ros zaczepnie skubnął fragment jej (własnej) koszulki licząc na jakieś ciekawe, warte uwagi propozycję. Nie narzekał na nudę więc Lei musi się postarać. Była młoda i chyba pomysłowa co nie?
Anonymous
Gość
Gość
Re: Ain't nobody tryna save you
Pon Maj 13, 2019 9:32 pm
Jej policzki przybrały odcień intensywnej czerwieni.
Towcaleniebyłpodryw! — wyrzuciła z siebie na jednym oddechu oburzona faktem, że chłopak w ogóle śmiał tak pomyśleć. Gdyby Leilani naprawdę chciała z nim flirtować, zrobiłaby to w bardziej niezdarny sposób. Przecież ta dziewczyna była magnesem na ośmieszające sytuacje przed przedstawicielami płci przeciwnej, na których jej zależy. — A co? Powinnam może naprawić swój "błąd"?
Rzuciła mu błagalne spojrzenie mówiące "ale jak to, mnie chcesz odmówić?", jednocześnie bawiąc się materiałem pożyczonej koszulki.
No weeeeź, proszę. To tylko do nauki, zajmę Ci tylko piętnaście minut, szybki szkic i już po wszystkim. — a najgorsze w tym wszystkim było to, że ten mały upierdliwiec nie da Rosowi spokoju, dopóki ten się nie zgodzi. Przecież bycie uwiecznionym na kartkach jej szkicownika to nie tylko zaszczyt, ale też i sama przyjemność!
Hm... Niech pomyślę... — umilkła na moment, wpatrując się w ich stopy, które jakimś sposobem znalazły się bardzo blisko siebie — Mogę zaoferować Ci pracę u Geo... to znaczy mojego ojca, namiary na terapeutkę i życie bez prochów, ale tym na pewno nie będziesz zainteresowany, więc przejdźmy do momentu, w którym obiecujesz mi, że nikomu o tym nie powiesz.
Mówiąc to uśmiechnęła się tajemniczo, po czym zdjęła koszulkę otrzymaną od Victora i upuściła ją na podłogę. Dostanie od niego ochrzan za rzucanie jego rzeczy, czy może Ros bardziej skupi się na koronkowej bieliźnie, którą Leilani miała na sobie?
Victor Ros
Victor Ros
Fresh Blood Lost in the City
Re: Ain't nobody tryna save you
Wto Maj 14, 2019 10:14 pm
– Jeśli tak nie wygląd próba podrywu to ja się boje pomyśleć jak to jest na serio u Ciebie – choroba dwubiegunowa jak w mordeczkę strzelił. Ros powinien brać nogi za pas i uciekać z krzykiem jak młode, zbałamucone dziewczę ale zamiast tego stał w miejscu nie mogąc się nadziwić jak zmienna potrafi być kobieta. Tak ostro zapierał się, że jest hetero ale może i lepiej byłoby pójść w drugą stronę. Bycie w związku z chłopakiem byłoby w chuj prostsze i może nawet udałoby mu się wmówić do gościa miłość platoniczną. Zero kontaktu fizycznego, najwyżej trzymanie się za rączki a dalej to już same plusy. Wspólne oglądanie meczy, godziny spędzone z konsolą, piwo zawsze pod ręką. Tylko kto by wokół nich prał i sprzątał? Bo żarcie można zamawiać z miasta. Lipa, durny plan.
Bum.
Trafiła kosa na kamień. Leilani to ten typ co to ma zawsze i wszędzie to co tylko sobie wymarzy. Jemu od dzieciaka powtarzali, że nie wszystko da się kupić ale blondi była z innej bajki.
– Do nauki – pokiwał głową a jego mina wyglądała identycznie jak każdego kto czuje się perfidnie oszukiwany.
– Nie możesz rysować koleżanek? – w sumie to już podjął decyzję ale trzymanie jej w niepewności sprawiało mu dziką frajdę. Widząc jak ją dręczy brak jednoznacznej odpowiedzi, czuł rosnącą przyjemność. Psycholog by pewnie stwierdził jakieś niegroźne odchylenie i zaburzenie bo komu zdrowemu na umyśle sprawia frajdę czyjeś płaszczenie się.
Dręczyciel od siedmiu boleści.
Otwierając usta miał wyrzucić jej gdzie ma pracę u jakiegoś Geo, ewentualnie zabić śmiechem ale nie było mu dane aby myśli zamienić w słowa. Prędzej niż zdążył również zapytać o co może chodzić z tym nie mów nikomu, bo przecież ploteczki i chichotanie na czyjś temat go nie jarają, ona przeszła do sedna. Patrząc na nią z góry widział wypukłość piersi skrytą częściowo pod materiałem koronkowego stanika. Jak na faceta, stereotypowego daltonistę, dla którego świat kolorów to czarna magia, szybko spostrzegł, że wraz z dołem tworzy komplet, pewnie nie tani.
Dwubiegunówka jak nic.
Oskarżycielski wskazujący palec wylądował na jej mostku. Szybko jednak przesunął się wyżej na ten dziwny dołeczek między obojczykami, później na szyję i podbródek gdzie zmusił do spojrzenia na siebie. Jak na kogoś rozżalonego utratą kołdry i osłupiałego w skutek  złożonej propozycji, miał dość przytomne, przeszywające spojrzenie.
– Nie  powiem – pochylił się zatrzymując usta o dobre pół centymetra od jej. Nawet nie wiedzieć kiedy jedna z rąk spoczęła na wąskiej tali badając jasną skórę.
Anonymous
Gość
Gość
Re: Ain't nobody tryna save you
Sro Maj 15, 2019 7:22 pm
Zaraz tam dwubiegunówka! W ośrodku była pod opieką psychiatrów, a oni niczego takiego nie stwierdzili. Cigfran była paskudnym kłamcą i tyle! Nigdy nie była grzeczną dziewczynką, która trzyma się z dala od chłopców, po prostu przez cały czas nieudolnie udawała skromną i nieśmiałą z obawy przed tym, co pomyślą o niej inni. Wystarczyło, że miała już łatkę narkomanki, a druga, z napisem "kurwa", byłaby zbędnym "urozmaiceniem" jej i tak zszarganej opinii.
Jej ciągłe akcentowanie tego, jaki to Victor nie jest zły i jak bardzo go nie chce, było bardziej próbą przekonania samej siebie o takim stanie rzeczy, niż jej rzeczywistymi odczuciami. To dlatego za każdym razem, gdy Leilani zostawała z nim sam na sam, nie wiedziała jak się zachować, plątała się i ogólnie traciła głowę.
Mam już sporo kobiecych aktów. — wzruszyła ramionami, a z jej twarzy nie schodził niewinny uśmiech. Przecież ona chciała się tylko nauczyć anatomii (a to, że przypadkiem zaspokoiłaby ciekawość, chyba nie było niczym złym?) i nie rozumiała skąd te bezczelne sugestie, że miałoby być inaczej.
Miała świadomość tego, że zadając się z Rosem łamie ustalone na terapii zasady, wystawiając się tym samym na gniew Ardy i rodziców, wiedziała jakie ryzyko niosło utrzymywanie kontaktu z osobą, z którą ćpała, nawet jeśli to był tylko jeden raz. Gdyby jej zachowanie mieli tłumaczyć scenarzyści Gry o Tron, zapewne stwierdziliby, że "Leilani o tym zapomniała".
Ale kto by się przejmował zasadami, gdy jego ciało płonęło pod wpływem dotyku drugiej osoby? Sposób, w jaki chłopak na na nią patrzył sprawiał, że nogi się pod nią uginały.
To dobrze. — wspięła się na palce, zmniejszając dystans pomiędzy nią, a Victorem i złożyła na jego ustach delikatny pocałunek. Powoli i ostrożnie, jakby robiła to pierwszy raz. Zaraz potem jej dłonie spoczęły na jego ramionach, w które lekko wbiła paznokcie.
Victor Ros
Victor Ros
Fresh Blood Lost in the City
Re: Ain't nobody tryna save you
Sro Maj 15, 2019 11:37 pm
– Aktów – świetny i subtelny sposób do wyrażenia chęci zobaczenia czyjegoś ciała w całej okazałości. Skoro jej koleżanki chętnie pozują do szkicownika, może i on powinien zabrać się za sztukę w tak oczywistym i dobrze wszystkim znanym wydaniu. Propozycja pozowania dla dobra nauki i być może przyczynienie się do powstania jednego z najwybitniejszych dzieł tego wieku brzmiało, hm, kusząco. Niejedna lala by na to poleciała ale nie Ros. To znaczy nawet jeśli powie TAK, to nie dlatego, że jest wspaniałomyślny i lubi sterczeć w miejscu jak jakiś posąg z gołym tyłkiem.
I nie tylko.
On zrobi to z ciekawości i udowodnienia Lei, że nie ma się czego wstydzić. Skoro już zasuwa na siłownię, jeździ rowerem i ogólnie rzecz biorąc, dba o siebie, to niech to ktoś doceni. Jedno dobre słowo w postaci ‘wow' załatwi sprawę i wzmocni i tak duże, męskie ego.
Niby gdzie ma go zamiar rysować. Tu, w szkole, osobistej pracowni? Byle nie trwało to Bóg wie ile bo Vic miał cierpliwość tylko do pewnego momentu. Po przekroczeniu cienkiej granicy ubierze gacie na tyłek, trzaśnie drzwiami i tyle go zobaczycie.
A'propos granic i ich przekraczania. Hm.
Mężczyzna stojący tuż przed nią mruknął niczym zadowolony zwierz. Jego łapska wolno ale pewnie powędrowały na pośladki badając przy tym każdy skrawek nagiego ciała. Wbijające się pazurki jeszcze bardziej zmotywowały go do wyrównania poziomów obojga. Bez najmniejszego trudu uniósł Lei do góry oddając pocałunek a przy okazji podtrzymując ją za ten mały tyłek. Jeśli nagle nie zmieni zdania i nie przerwie akcji dnia, to niechybnie wyląduje na biurku gdzie zamknięta w potrzasku między jego ramionami, nie będzie miała ucieczki. Nie trudno było wywnioskować, że chłopak zaczął się wkręcać bo nawet zdarzyło mu się przygryźć jej dolną wargę. Nie każdy lubi w ten sposób. Najwyżej dostanie zaraz z liścia za lekkie uszkodzenie ciała chociaż to dopiero początek.
Sponsored content
Powrót do góry
Permissions in this forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach