Hurricane
Hurricane
Fresh Blood Lost in the City
First topic message reminder :

Przyleciał. Po jedenastej wieczorem czasu lokalnego mocno zapukał do drzwi pod wskazanym adresem. Miał ze sobą tylko mały czarny plecak przerzucony przez ramię, a w prawej dłoni trzymał cholernie nowoczesny model polaroida zdolnego do cyfrowego zapisywania zdjęć, ale też do natychmiastowego ich drukowania. Nonszalancko opierał się wolną ręką o framugę, pochylał głowę, a rozczochrane włosy zasłaniały mu większość twarzy – jakby właśnie wstał z łóżka albo dopiero co wypił parę głębszych... i pewnie obydwu stwierdzeniom było blisko do prawdy. Pomięta czarna koszula z postawionym kołnierzem tylko dopełniała tego szalono–pijackiego wizerunku.
Zapukał jeszcze raz kopiąc czubkiem buta w drzwi. Czekał, nasłuchiwał nawet nie podnosząc głowy.

Garik
Garik
Fresh Blood Lost in the City
- Ile bierzesz? – schował pudełko za siebie. – Mam nadzieję, że ja nie będę musiał odreagowywać w podobny sposób po twoim zniknięciu. – nie ma! Nie da mu ich tak łatwo!
Hurricane
Hurricane
Fresh Blood Lost in the City
Och, jak z dzieckiem, doprawdy!
Tych? Siedem. Albo dziewięć, jeśli naprawdę jest źle. – Stanął tuż przed Garikiem przez chwilę patrząc mu w oczy. Czekał, aż dostanie opakowanie. – Też mam taką nadzieję. Toleruję ból, ale nie taki. Umieranie na frontach też nie przypadło mi do gustu.
Garik
Garik
Fresh Blood Lost in the City
- ILE?! – krzyknął i złapał się za głowę – Nie wierzę… - westchnął cicho i wystaw rękę… -Jedna dla ciebie, byś szybko wracał… Druga… Byś nie zapominał… No, w sumie cztery, łykaj i do wyra.
Hurricane
Hurricane
Fresh Blood Lost in the City
Dalej patrzył w ten spokojny, poważny sposób, nie cofnął dłoni. Czekał.
Garik. Doceniam troskę, jest to coś niespodziewanego i nietypowego, jest mi miło, ale... znam siebie. Wiem, co w tej chwili robię. Żeby stała mi się krzywda, musiałbym wziąć ze dwa takie opakowania... na każdy kilogram masy ciała.
Garik
Garik
Fresh Blood Lost in the City
- Nie wierzę w to. – odwrócił się i ponownie zaczął czytać ulotkę. – Hmm… Zobaczmy skład… - wymamrotał pod nosem – Weź sobie wodę i wracaj do łóżka… - stał tak spokojnie i czytał.
Hurricane
Hurricane
Fresh Blood Lost in the City
Proszę ostatni raz. Ktoś niebędący mną już by się wściekł. Ja nie mogę, ale to nie znaczy, że na przyszłość świadomie nie unikam osób, które traktują mnie jak ubezwłasnowolnionego albo dziecko, samemu będąc ode mnie dziesięć lat młodszym. Obydwoje nie chcemy, żebym zaczął unikać ciebie. Prawda? – Uznał, że to ostatnia próba. Jeśli nie dostanie leków i to całej paczki, a nie odmierzonej dawki, to zrezygnuje, na przyszłość po prostu unikając sytuacji, która doprowadziłaby do takiej bliskości, że były w pewien sposób od kogoś zależny. Och, no właśnie... bycie zależnym to kolejny powód, dla którego Charles wolał ludzi z doskoku, nie na co dzień. – Zostawiłeś mnie ze wściekłym nastolatkiem z nożem, ale nie chcesz dać mi leków, które biorę od lat? – Prychnął. Co za brak logiki!
Garik
Garik
Fresh Blood Lost in the City
- Gdyby tamten dzieciak coś ci zrobił, złamałbym mu kark… - czytał dalej, odwrócił się, ale nadal nie dawał leków – A teraz nie chcę byś w nocy zwijał się z bólu… Doczytam i jeśli będzie dobrze, dam ci całą paczkę. Wracaj do łóżka, sio. – wysłał mu całuska i zaczekał aż wyjdzie.
Hurricane
Hurricane
Fresh Blood Lost in the City
Gdyby on wpierw poderżnął mi gardło, niewiele byś... – Cmoknął, pokręcił głową. Bez sensu. – To bez znaczenia. Pamiętasz? Jeśli nie skrzywdzisz mnie, ja nie skrzywdzę ciebie. Jeśli będziesz traktować mnie jak nieodpowiedzialnego idiotę, ja odwdzięczę się tym samym... albo nie odwdzięczę wcale, bo po prostu świadomie nie stworzę więcej okazji do spotkania. Zwijałem się z bólu przez ciebie, bo sprawiłeś, że zamknęli mnie w pierdlu. Jeśli nie będę mógł spać dalej to też przez ciebie, bo nie dasz mi leków, o które proszę. – Pochylił się i napił wody prosto z kranu połykając te tabletki, które miał. – Pomyśl o tym, czy chcesz mieć we mnie partnera i kochanka, czy tylko kochanka, który cię unika. Dobranoc. – Wyszedł, a potem położył się od strony ściany i nakrył, wcześniej zabierając swoje dokumenty i wsuwając je w poszewkę swojej poduszki. Telefon i resztę rzeczy zostawił tak, jak leżały wcześniej. Czekał aż leki zaczną działać. Po prawdzie domyślał się, że nawet taka dawka go uspokoi, ale nie pomoże w szybkim wyłączeniu się, czego właśnie w tej chwili potrzebował. Pieprzony dzieciak... Fotograf ma nauczkę, taak, kolejny raz przekonał się, żeby liczyć na siebie.
Garik
Garik
Fresh Blood Lost in the City
Popatrzył z politowaniem. Ten dzieciak miałby mu poderżnąć gardło. W życiu. Wrócił do czytania, ale zaraz przerwał i zaczął go słuchać… Maatko… Bardzo uzależniony. Złapał go za ramię i lekko ścisnął – To teraz twoja kolej. Spróbuj wpieprzyć mnie do najgorszego, kanadyjskiego więzienia. Wtedy będziemy kwita, dobrze?... – jeszcze miał coś powiedzieć, ale… Nie, to żałosne, to bez sensu. Pozwolił mu odejść i wrócił do specyfikacji. Po dziesięciu minutach przyszedł cicho do pokoju, pierwsze co, uchylił okno i zadbał by rolety całkowicie zasłoniły widok na miasto. Powoli kierował się do łóżka, w drodze rozbierając się. Bez słowa wślizgnął się obok, pod kołdrę i położył na plecach. No nie… Tak mają spać?
Hurricane
Hurricane
Fresh Blood Lost in the City
Nic nie odpowiedział na tę wzmiankę o więzieniu. Jasne. Po to utrzymywał z nim kontakt, żeby teraz się mścić. Może jakiś rok temu zrobiłby to z przyjemnością, ale nie teraz.
Co prawda fotograf zaczął już wyciszać się i zasypiać, ale rozbudził go dźwięk kroków i ruch na łóżku obok. Nie otwierał oczu, oddychał spokojnie jak przed chwilą leżąc zwinięty w kłębek w swojej ulubionej pozycji do snu. Czekał aż znajomy się ułoży i starał się ponownie usnąć.
Garik
Garik
Fresh Blood Lost in the City
Śpi? Nie… Tak? Nie!... Śpi. Niech mu będzie… Zamknął oczy i starał się już nie ruszać i nie przeszkadzać. Skoro już cztery tabletki pomogły… To dobrze. Delikatnie położył ręce nad głową i w takiej pozycji próbował zasnąć. Po kilku minutach odpłynął. Grzeczny, grzeczny Garik, już wystarczy tego denerwowania Kanadyjczyków.
Hurricane
Hurricane
Fresh Blood Lost in the City
Obudził się przed jedenastą. Od razu napełnił go niepokój i wrażenie, że coś jest nie tak. Przypomniał sobie bez problemów gdzie jest i co wcześniej się działo, ale miał wrażenie, że cały czas umykał mu jakiś szczegół, coś, do czego teraz prawie dosięgnął i przez moment dojrzał, jak niebezpieczne to jest. Uciekać!
Obrócił się przodem do pokoju. Garik, jego ramię, pokój... Jeszcze raz przeanalizował wczorajszy dzień i noc. Zaczął domyślać się, co go tak zaniepokoiło.
Wstał i szybko zaczął się ubierać.
Wrócę – rzucił. – Muszę po prostu... trochę pobyć sam. – I wyszedł. Nie zabierał kurtki Garika, ale wziął swój plecak. Aparat zostawił na miejscu.
Garik
Garik
Fresh Blood Lost in the City
Obudził go szmer. Cooo eeest? Charles?... A, no tak... Popatrzył na niego przez chwilę, po czym znowu zamknął oczy. Co on kombinuje? Nie oglądał się co robi, w tej chwili nie obchodziło go nic.
"Wrócę"... Co? Ech... Gdzie on...? A zresztą. Nic nie odpowiedział, pozwolił mu odejść.
Hurricane
Hurricane
Fresh Blood Lost in the City
Tak jak powiedział – wrócił. Ale drzwi były zamknięte. Chwilę stał i patrzył na nie lekko przekrzywiając głową, jakby chciał im samym uświadomić jak niedorzecznie było być teraz zamkniętymi i jakby oczekiwał, że z własnej woli zmienią swój stan. Westchnął, pochylił się i zrezygnowany oparł się o nie czołem. Usiadł na schodach, torby z zakupami postawił obok siebie, a po chwili wyjął z jednej czarny koc. Gruby, miękki, puszysty materiał narzucił sobie na ramiona i skulił się opierając skroń o ścianę. Mhm, tak. Poczeka chwilę i zaraz napisze do Garika. Trzy minuty później fotograf zamiast wyjmować telefon, zapadł w płytki sen.
Garik
Garik
Fresh Blood Lost in the City
Na drzwiach wisiała karteczka z brzydko napisanym „ now u waitin”. Garik… Cóż, kiedy ogarnął, że w domu do jedzenia jest tylko dżem wiśniowy i kawa, postanowił wybrać się do sklepu. Na szczęście był blisko, jedynie kolejki zabrały sporo mu czasu.
Wchodząc na swoje piętro nie spodziewał się Charlesa. W głowie miał jedną myśl – że pewnie gdzieś przepadł i wróci wieczorem z tysiącem zdjęć z piętnastego aparatu, który chował gdzieś po spodniach. Widząc go śpiącego na schodach, cofnął się i chwilę trawił. Jak to… Co się stało? Dlaczego… Przecież!... Wbiegł po schodach i złapał go delikatnie za ramię.
- Ej… Ej nie śpij… - potrząsnął nim i pogłaskał po głowie – Nie mówiłeś kiedy wrócisz… A ja byłem głodny… - pokazał na reklamówkę z jedzeniem. – Dzisiaj zrobię wareniki. Zostajesz? – podniósł się od niego i wyciągnął z kieszeni kurtki klucze. Otworzył drzwi i przepuścił pierw śpiocha.
Sponsored content
Powrót do góry
Permissions in this forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach