▲▼
Strona 2 z 2 • 1, 2
First topic message reminder :
- ✘ Miejsce akcji: Toronto, dom Joela i może jakieś inne lokacje, zobaczymy.
✘ Czas akcji: Poprzednie wakacje, lipiec/sierpień, 2020 rok.
✘ Uczestnicy: Anubis, Joel i pewnie jacyś NPC.
To był jeden z tych upalnych, wakacyjnych dni, podczas którego rozpływała się połowa miasta. Słońce świeciło bardzo mocno, nie oszczędzając nikogo. Można by nawet pokusić się o stwierdzenie, że skutecznie wysysało z niektórych ludzi ochotę do życia. Joel właśnie do takich osób należał. Zdecydowanie bardziej wolał zimę. Podczas mrozów mógł sobie zrobić kakao, nakryć się ciepłym kocem i zatracić się w jakiejś dobrej książce lub grze komputerowej. A latem? Musiał brać miliony zimnych pryszniców, rozbierać się niemalże do naga, a mimo wszystko nadal było mu gorąco. Zawsze uważał, że trudniej jest się ochłodzić latem, niż ocieplić zimą.
Było już trochę po trzynastej, jednak Joelowi nie przeszkadzał ten fakt. Chłopak dalej sobie grzecznie spał. Zapewne w nocy znowu grał w jakąś grę, a potem musiał długo odpoczywać i dlatego wstawał o mało normalnych porach. Ech, takie produktywne wakacje.
Dzisiejszego dnia nie miał żadnych konkretnych planów. Z nikim się nie umawiał, nikt do niego nie dzwonił i nawet jednej wiadomości nie dostał. Mógł się opierdalać. Pewnie przebudził się kilka razy. Wsadzał ręce pod poduszkę, aby wymacać telefon, sprawdzał godzinę i powiadomienia, chował telefon, a potem zamykał oczy i niemalże natychmiastowo zasypiał. Znowu.
Spał na ziemi. W nocy było tak upalnie, że nie mógł wytrzymać w swoim łóżku. Kołdry pozbył się całkowicie, bo ta była zmiętolona i leżała w drugim końcu pokoju.
Strasznie się wiercił, co doprowadziło do tego, że uderzył barkiem w nóżkę stołu, przy którym leżał. Obudził się, ale nie wstawał. Nie miał zamiaru wstawać. Rozruszał tylko obolałą rękę, by następnie mrugnąć kilkukrotnie zaspanymi ślepiami. Wytarł wierzchem dłoni wilgotny policzek — wcale się nie zaślinił w nocy, a wcale! Założył na łeb kaptur swojej piżamy koali i obrócił na bok. Przetarł ręką nos i w tym samym momencie poczuł delikatny zapach. Pewnie mama robiła mu coś na obiad, bo dziś miała w pracy nocną zmianę. O, i nagle mu się przypomniało, że w nocy był tu gdzieś kot. Rozejrzał się po pokoju w poszukiwaniu futrzaka, ale na szczęście go nie znalazł. Opadł na poduszkę, trzymając rękę na czole. Opierdalaning level sto milionów.
Było widać, że chłopak nie czuje się najlepiej w roli kucharza. Nawet jeśli jego rola sprowadzała się tylko do wyłożenia przygotowanych już dań na talerze. Przyjemnie się jednak oglądało go przy pracy, choć żołądek Rafaela miał trochę inne zdanie na ten temat, burcząc od czasu do czasu i przypominając o swoim istnieniu i ponaglając swoim istnieniem Joela.
Spoglądał co jakiś czas na Ammit, której to jako pierwszej przypadło w udziale skosztowanie pieczeni pani Layton. Teoretycznie nie powinien jej zazdrość, a praktycznie ślinka prawie ciekła mu po brodzie. Soczysta pieczeń ze śliwką.. Jeśli smakowała, tak jak pachniała, to była warta całego tego czekania.
-W takim razie mogę pomóc Ci jakiś wybrać. Nad miejscem też się zastanowimy - odparł pewny siebie, kiwając przy tym kilka razy głową. W końcu znał jego ciało całkiem nieźle, choć pewnie potrzebował przypomnieć sobie to i owo od ostatniego czasu. Mieli jednak na to jeszcze kilka dni.
- Jasne, uprzedź mnie tylko kilka dni wcześniej, żebym mógł kupić bilet - dodał z prostotą. Właśnie mu to zaproponował, więc to chyba oczywiste, że chciał. W innym wypadku nawet by się nie kłopotał, z grzeczności również by tego nie powiedział, bo ta grzeczność zbyt wiele by go kosztowała, jak na uczniowskie fundusze. A jakoś szczególnie rozrzutny nie był. Jednak chciał być obecny w chwili, w której Joel się zdecyduje. Mógłby się nawet dać potrzymać za rękę w ramach wsparcia, gdy igła zacznie naznaczać po raz pierwszy jego ciało. To zawsze był stres. Nie ważne jak mocno byłoby się psychicznie na to przygotowanym, w umyśle zawsze pojawiała się ta natrętna myśl pod tytułem "a co jeśli..".
Gdy chłopak zwrócił głowę do tyłu, nim jeszcze go puścił, zaśmiał się złośliwie i ukąsił go delikatnie w brodę. A żeby złagodzić to wszystko szczyptą czułości, pocałował kącik jego ust.
- Będziesz się musiał postarać, żeby lepiej tego nie zobaczyła - uśmiechnął się szeroko i bardzo niewinnie jak na siebie. Bo przecież, to nie tak, że malinki mu robił w ramach kuszenia go. Najpierw po prysznicu zrzucił z siebie ubrania tuż przed jego oczami, a teraz w kuchni ściągnął z siebie koszulkę, tak po prostu. Joel musiał być świadomy, że Rafael nie zostawi tego bez żadnej reakcji. Zwyczajnie nie umiałby się powstrzymać, a nie widział go od naprawdę dawna. Niebieskooki nie tylko to wiedział, ale również i wykorzystywał.
Nim wyszedł z kuchni, zajrzał jeszcze do zamrażalnika i odszukał tam tackę z lodem. Dopiero z tym wszystkim udał się do salonu.
Mina chłopaka, gdy jeszcze stał w kuchni, kazała mu się mieć na baczności. Mimowolnie wyprostował się na sofie, gdy przyjaciel usiadł obok niego. Miał właśnie zamiar sięgnąć po lód, który zamierzał wrzucić do przyniesionych szklanek, gdy poczuł na swoim torsie lodowate palce Joela. Wciągnął głośno powietrze na tak gwałtowną i nieprzewidzianą zmianę. Uczucie chłodu, gdy pierwszy szok minął, stało się nawet przyjemne i wskazane. W domu wciąż było parno, a może było mu gorąco przez chłopaka, który właśnie haczył zębami o jego usta, a chwilę później się wycofał.
Spojrzał na niego w milczeniu, długo mu się przyglądając z nieodgadnionym wyrazem twarzy.
- W dupie z obiadem. - Prawie warknął, popychając Joela na kanapę. Sam Rafael zaś usiadł na nim okrakiem, przyglądał mu się przez chwilę z wysokości, a potem przesunął drażniąco lekko ręką po jego kroczu, chcąc zdusić w nim protesty, gdyby jakieś się pojawiły. Nie bawił się w subtelność, jedną ręką złapał za zlodowaciałe ręce ciemnowłosego, unosząc mu je nad głowę, drugą natomiast wplątał w jego włosy. Nachylił się nad nim z błyskiem w oczach i wargami zaatakował te należące do chłopaka, wsuwając mu po chwili język do ust. Przesunął nim po zębach Joela, jednocześnie kulką od kolczyka drażnią jego podniebienie.
Spoglądał co jakiś czas na Ammit, której to jako pierwszej przypadło w udziale skosztowanie pieczeni pani Layton. Teoretycznie nie powinien jej zazdrość, a praktycznie ślinka prawie ciekła mu po brodzie. Soczysta pieczeń ze śliwką.. Jeśli smakowała, tak jak pachniała, to była warta całego tego czekania.
-W takim razie mogę pomóc Ci jakiś wybrać. Nad miejscem też się zastanowimy - odparł pewny siebie, kiwając przy tym kilka razy głową. W końcu znał jego ciało całkiem nieźle, choć pewnie potrzebował przypomnieć sobie to i owo od ostatniego czasu. Mieli jednak na to jeszcze kilka dni.
- Jasne, uprzedź mnie tylko kilka dni wcześniej, żebym mógł kupić bilet - dodał z prostotą. Właśnie mu to zaproponował, więc to chyba oczywiste, że chciał. W innym wypadku nawet by się nie kłopotał, z grzeczności również by tego nie powiedział, bo ta grzeczność zbyt wiele by go kosztowała, jak na uczniowskie fundusze. A jakoś szczególnie rozrzutny nie był. Jednak chciał być obecny w chwili, w której Joel się zdecyduje. Mógłby się nawet dać potrzymać za rękę w ramach wsparcia, gdy igła zacznie naznaczać po raz pierwszy jego ciało. To zawsze był stres. Nie ważne jak mocno byłoby się psychicznie na to przygotowanym, w umyśle zawsze pojawiała się ta natrętna myśl pod tytułem "a co jeśli..".
Gdy chłopak zwrócił głowę do tyłu, nim jeszcze go puścił, zaśmiał się złośliwie i ukąsił go delikatnie w brodę. A żeby złagodzić to wszystko szczyptą czułości, pocałował kącik jego ust.
- Będziesz się musiał postarać, żeby lepiej tego nie zobaczyła - uśmiechnął się szeroko i bardzo niewinnie jak na siebie. Bo przecież, to nie tak, że malinki mu robił w ramach kuszenia go. Najpierw po prysznicu zrzucił z siebie ubrania tuż przed jego oczami, a teraz w kuchni ściągnął z siebie koszulkę, tak po prostu. Joel musiał być świadomy, że Rafael nie zostawi tego bez żadnej reakcji. Zwyczajnie nie umiałby się powstrzymać, a nie widział go od naprawdę dawna. Niebieskooki nie tylko to wiedział, ale również i wykorzystywał.
Nim wyszedł z kuchni, zajrzał jeszcze do zamrażalnika i odszukał tam tackę z lodem. Dopiero z tym wszystkim udał się do salonu.
Mina chłopaka, gdy jeszcze stał w kuchni, kazała mu się mieć na baczności. Mimowolnie wyprostował się na sofie, gdy przyjaciel usiadł obok niego. Miał właśnie zamiar sięgnąć po lód, który zamierzał wrzucić do przyniesionych szklanek, gdy poczuł na swoim torsie lodowate palce Joela. Wciągnął głośno powietrze na tak gwałtowną i nieprzewidzianą zmianę. Uczucie chłodu, gdy pierwszy szok minął, stało się nawet przyjemne i wskazane. W domu wciąż było parno, a może było mu gorąco przez chłopaka, który właśnie haczył zębami o jego usta, a chwilę później się wycofał.
Spojrzał na niego w milczeniu, długo mu się przyglądając z nieodgadnionym wyrazem twarzy.
- W dupie z obiadem. - Prawie warknął, popychając Joela na kanapę. Sam Rafael zaś usiadł na nim okrakiem, przyglądał mu się przez chwilę z wysokości, a potem przesunął drażniąco lekko ręką po jego kroczu, chcąc zdusić w nim protesty, gdyby jakieś się pojawiły. Nie bawił się w subtelność, jedną ręką złapał za zlodowaciałe ręce ciemnowłosego, unosząc mu je nad głowę, drugą natomiast wplątał w jego włosy. Nachylił się nad nim z błyskiem w oczach i wargami zaatakował te należące do chłopaka, wsuwając mu po chwili język do ust. Przesunął nim po zębach Joela, jednocześnie kulką od kolczyka drażnią jego podniebienie.
- Przez chwilę serio zaczął się zastanawiać jak mógłby się tłumaczyć przed matką z tych wszystkich śladów i zaczerwienień, którymi jasnowłosy naznaczył jego skórę. Jego jasną skórę, na której wszystko było bardziej widoczne niż u innych. I to było głównym problemem. Ale w dość krótkim czasie wymyślił kilka wymówek, których mógłby użyć, by wytłumaczyć się przed rodzicielką. Opcji było naprawdę wiele. Mógł powiedzieć, że to jeden z jego napadów niezdarności, wtedy pewnie nie zadawałaby pytań. Zawsze mógł też wszystko zrzucić na zwierzęta, a raczej na Królewicza, bo to, że kocur drapał wszystkich wokół było oczywiste dla wszystkich, nawet dla sąsiadów. Ten futrzak czasami bywał nie do zniesienia.
Istniało też kilka innych rzeczy, które mógł zrobić. Gdyby przykładowo siedział przez najbliższe dni w pokoju albo wychodził gdzieś na miasto to nie musiałby matce tłumaczyć się w ogóle. A opinią innych ludzi się nie przejmował. Śmiało wyszedłby na ulicę z tymi licznymi śladami na swojej skórze. Ewentualnie nałożyłby jakiś golf zasłaniający szyję, ale wtedy ugotowałby się, bo dnie nadal były cholernie gorące. No nieważne, jakoś rozwiąże ten problem, teraz nie miał więcej czasu by o tym myśleć.
To, że Joel kusił Rafaela to było oczywiste. Uznał, że będzie to robił od momentu, gdy ten zignorował go na początku. A ciemnowłosy chciał się na niego rzucić i go wycałować, ha! Niestety Anubis wybrał łóżko. Wszystko co robił niebieskooki było zaplanowane. No prawie wszystko. Dobrze, że przynajmniej w łóżku potrafili się chociaż odrobinę dogadywać. No żaden z nich raczej nie narzekał.
Jo nawet nie zauważył, że Lightwood wziął tackę z lodem. W sumie to sam zapomniał, że niedawno robił kostki lodu.
Reakcji Rafaela na zimno oczywiście się spodziewał. Przez chwilę był na wygranej pozycji, a przynajmniej czuł się jakby na niej był. Rozdrażnił go, a potem zwyczajnie zostawił. Chciał poznać jego reakcję? Raczej nie, bo ta była raczej oczywista. Spodziewał się jakiegoś kontrataku, nawet się psychicznie na niego przygotował, fizycznie może trochę mniej. Spiął ciało, napinając nieco mięśnie.
Usłyszawszy tekst Anubisa zachichotał głośno, jakby właśnie dostał to, co chciał dostać. Postanowił rozdrażnić białowłosego jeszcze bardziej. Milczał. Joel oczywiście poleciał na kanapę, szczerząc się przy tym i mrużąc oczy. Otworzył je dopiero, gdy poczuł na sobie ciężar ciała Lightwooda. Oddychał głęboko, wypuszczając powietrze nosem. Leżał posłusznie, z rękoma uniesionymi nad głową, nie protestując przy tym. Było mu przyjemnie, nawet jeśli czuł się nieco skrępowany. Nie mógł narzekać.
Layton wczuł się dużo bardziej niż wcześniej. Swoim językiem również próbował coś zdziałać. Przez chwilę udawał, że się poddał, by następnie wyrwać jedną rękę z uścisku Rafaela. Od razu objął chłopaka w pasie, przyciągając go jeszcze bardziej do siebie. Momentalnie zjechał jeszcze niżej, znowu wtargnął pod materiał spodni i bezczelnie złapał go za pośladek. Podniósł lekko głowę pogłębiając pocałunek i wciąż przyciągając go do siebie. Wolna ręka cały czas spoczywała na jego tyłku.
— Podobno jesteś głodny. — celowo przypomniał mu o jego głodzie, chcąc rozdrażnić go jeszcze bardziej. Co jak co, ale akurat w tym Joel był naprawdę dobry.
Zabawnie by było, gdyby Joel zaczął opowiadać kłamstwa swojej mamie, a na horyzoncie pojawił się Anubis, który by go wrednie wydał, spokojnie informując panią Layton, że przyczyną siniaków na ciele jej syna był gość, którego wpuściła pod swój dach. Ciekawe, czy miałby jeszcze kiedykolwiek wstęp do tego domu. I jaką awanturę zrobiłby mu Joel, bo jednak podejrzewał, że by zrobił. Potem by się pewnie pogodzili i byłoby dobrze, ale sama myśl, żeby podroczyć się w taki sposób z niebieskookim, była kuszącą perspektywą. Właściwie nic nie stało na przeszkodzie, by czynił pewne aluzje w towarzystwie jego rodziców, jeśli nadarzyłaby się ku temu sposobność.
Znacząc ciało chłopaka, był również pewien, że ten będzie nosił koszulki. Chyba że zostaną w jego pokoju, wtedy widok kuszącego go ciała nie byłby czymś, co by go mogło irytować. Wtedy miałby go pod ręką i mógłby należycie wykorzystać ofiarowaną mu okazję, to znaczy.. mógłby się nim zaopiekować oczywiście.
Cholerny mały manipulant. Z jednej strony właśnie o to mu chodziło, gdy w perfidny sposób ominął go w tamtej chwili w pokoju, a z drugiej sam stał się ofiarą swoich działań, którego do końca nie przewidział. Joel zmienił się nie tylko fizycznie od ich ostatniego razu, gdy się widzieli. Stał się również bardziej złośliwy, co w gruncie rzeczy bardzo Rafaelowi się podobało. Nie mógł przez to jakoś szczególnie narzekać na sytuację, w której się znalazł. Dostawał to, czego chciał, czyli Joela i nie było ważnym, kto komu ulegał pierwszy.
Tak się składa, że milczenie go nie drażniło. I tak nie miałby zamiaru odpowiadać Joelowi, ponieważ na chwilę obecną jego język był zajęty czymś innym niż rozmowa. Mruknął, widząc, jak reaguje jego ciało i że wcale się nie opiera, choć zakładał i taką możliwość. Kusić go, rozdrażnić, a potem jeszcze się stawiać. Na szczęście nic nie wskazywało na to, by ostatni punkt miał zostać zrealizowany.
Przesunął samym koniuszkiem wzdłuż języka niebieskookiego, by potem oderwać się od niego. Przynajmniej pozornie, bo przeniósł się na jego żuchwę, a potem znów na szyję, którą to tak bardzo lubił mu maltretować. Dłonią, którą miał wczepioną w jego włosy, pociągnął lekko, sygnalizując mu, by odchylił głowę i ułatwił mu do niej dostęp. Całował i lizał jasną skórę, przenosząc się raz z jednego strony na drugą, czasami przygryzał, ale z większym opamiętaniem niż wcześniej, tak by zaczerwienienia, które się na niej na pewno pojawiły, mogły zniknąć w przeciągu kilku godzin. Wyplątał palce z jego ciemnych włosów, by przenieść wolną rękę na jego brzuch i podbrzusze, zahaczając o pasek spodenek, które miał na sobie chłopak.
Puścił obie jego dłonie, mając pewność, że nie są już tak zlodowaciałe, jak wcześniej i Joel nie wykorzysta ich przeciwko niemu. Złapany za pośladek oderwał się od szyi, by znów pocałować go w usta, mrucząc mu wprost w nie.
- Już o tym zapomniałem - odparł, co właściwie nie było jakimś wielkim kłamstwem. Ciągle mu się to w końcu zdarzało. Głód nigdy nie był u niego na pierwszym miejscu na liście życiowych priorytetów. I gdyby nie dziadek, który suszył mu głowę, by jadł, to kto wie, jak sprawy by się miały. Szturchnął nosem jego podbródek, a potem uśmiechnął się wrednie, prostując plecy. Odgarnął kosmyk włosów z jego czoła, a potem przechylił się w bok, sięgając po tackę z lodem. Wyjął jedną kostkę, resztę odkładając z powrotem na stolik. Spojrzał na Joela, wciąż z tym samym aroganckim wyrazem twarzy. Przytknął kostkę do swoich warg, przytrzymując ją tak przez chwilę. Poczuł szczypanie zimna, pochylił się nad ciemnowłosym, stykając chłodne usta z jego ciepłymi, całując go powoli. W tej samej chwili kostka lodu, którą trzymał lewą ręką, znalazła się na brzuchu Laytona, krążąc wokół jego pępka. Nie był to jednak koniec. Kostka zaczęła przesuwać się wyżej, wyznaczając mokry, zimny ślad na jego skórze. Przesunęła się wzdłuż jego mostka, aby skręcić i zatoczyć kółko wokół lewej brodawki. Podniósł na niego wzrok, by przyjrzeć się badawczo jego reakcjom, których był ciekaw. Rafael jednak nie dałby sobie zabrać zabawki, gdyby jednak Joel postanowił odebrać mu kostkę lodu, albo próbować mu uciec.
Kto mieczem wojuje, ten od miecza ginie. Choć w tym wypadku zamiast ostrza stali użyto czegoś znacznie prostszego, a nie mniej niebezpiecznego, bo zwykłego zimna.
Znacząc ciało chłopaka, był również pewien, że ten będzie nosił koszulki. Chyba że zostaną w jego pokoju, wtedy widok kuszącego go ciała nie byłby czymś, co by go mogło irytować. Wtedy miałby go pod ręką i mógłby należycie wykorzystać ofiarowaną mu okazję, to znaczy.. mógłby się nim zaopiekować oczywiście.
Cholerny mały manipulant. Z jednej strony właśnie o to mu chodziło, gdy w perfidny sposób ominął go w tamtej chwili w pokoju, a z drugiej sam stał się ofiarą swoich działań, którego do końca nie przewidział. Joel zmienił się nie tylko fizycznie od ich ostatniego razu, gdy się widzieli. Stał się również bardziej złośliwy, co w gruncie rzeczy bardzo Rafaelowi się podobało. Nie mógł przez to jakoś szczególnie narzekać na sytuację, w której się znalazł. Dostawał to, czego chciał, czyli Joela i nie było ważnym, kto komu ulegał pierwszy.
Tak się składa, że milczenie go nie drażniło. I tak nie miałby zamiaru odpowiadać Joelowi, ponieważ na chwilę obecną jego język był zajęty czymś innym niż rozmowa. Mruknął, widząc, jak reaguje jego ciało i że wcale się nie opiera, choć zakładał i taką możliwość. Kusić go, rozdrażnić, a potem jeszcze się stawiać. Na szczęście nic nie wskazywało na to, by ostatni punkt miał zostać zrealizowany.
Przesunął samym koniuszkiem wzdłuż języka niebieskookiego, by potem oderwać się od niego. Przynajmniej pozornie, bo przeniósł się na jego żuchwę, a potem znów na szyję, którą to tak bardzo lubił mu maltretować. Dłonią, którą miał wczepioną w jego włosy, pociągnął lekko, sygnalizując mu, by odchylił głowę i ułatwił mu do niej dostęp. Całował i lizał jasną skórę, przenosząc się raz z jednego strony na drugą, czasami przygryzał, ale z większym opamiętaniem niż wcześniej, tak by zaczerwienienia, które się na niej na pewno pojawiły, mogły zniknąć w przeciągu kilku godzin. Wyplątał palce z jego ciemnych włosów, by przenieść wolną rękę na jego brzuch i podbrzusze, zahaczając o pasek spodenek, które miał na sobie chłopak.
Puścił obie jego dłonie, mając pewność, że nie są już tak zlodowaciałe, jak wcześniej i Joel nie wykorzysta ich przeciwko niemu. Złapany za pośladek oderwał się od szyi, by znów pocałować go w usta, mrucząc mu wprost w nie.
- Już o tym zapomniałem - odparł, co właściwie nie było jakimś wielkim kłamstwem. Ciągle mu się to w końcu zdarzało. Głód nigdy nie był u niego na pierwszym miejscu na liście życiowych priorytetów. I gdyby nie dziadek, który suszył mu głowę, by jadł, to kto wie, jak sprawy by się miały. Szturchnął nosem jego podbródek, a potem uśmiechnął się wrednie, prostując plecy. Odgarnął kosmyk włosów z jego czoła, a potem przechylił się w bok, sięgając po tackę z lodem. Wyjął jedną kostkę, resztę odkładając z powrotem na stolik. Spojrzał na Joela, wciąż z tym samym aroganckim wyrazem twarzy. Przytknął kostkę do swoich warg, przytrzymując ją tak przez chwilę. Poczuł szczypanie zimna, pochylił się nad ciemnowłosym, stykając chłodne usta z jego ciepłymi, całując go powoli. W tej samej chwili kostka lodu, którą trzymał lewą ręką, znalazła się na brzuchu Laytona, krążąc wokół jego pępka. Nie był to jednak koniec. Kostka zaczęła przesuwać się wyżej, wyznaczając mokry, zimny ślad na jego skórze. Przesunęła się wzdłuż jego mostka, aby skręcić i zatoczyć kółko wokół lewej brodawki. Podniósł na niego wzrok, by przyjrzeć się badawczo jego reakcjom, których był ciekaw. Rafael jednak nie dałby sobie zabrać zabawki, gdyby jednak Joel postanowił odebrać mu kostkę lodu, albo próbować mu uciec.
Kto mieczem wojuje, ten od miecza ginie. Choć w tym wypadku zamiast ostrza stali użyto czegoś znacznie prostszego, a nie mniej niebezpiecznego, bo zwykłego zimna.
- O nie, gdyby Anubis wydał Joela przed jego mamą... to by był cios poniżej pasa. Wtedy to już na pewno spałby na wycieraczce. Albo w ogóle by go wykopał, że nawet nie miałby wstępu na posesję Laytonów. I tu wcale nie chodziło o to, że ciemnowłosy wstydził się przed rodzicami swoich związków z chłopakami. Matka i ojciec byli bardzo tolerancyjni, a jedyne na czym im zależało to szczęście syna. A to, jak dążył do tego szczęścia zostawili tylko i wyłącznie jemu. Chodziło o to, że gdyby wydało się to, iż niepełnoletni Kenneth sypia z dwa lata starszym chłopakiem to rodzice byliby pewnie źli, albo przynajmniej zaczęliby na nich krzywo patrzeć, a tego raczej nikt nie chciał. Niebieskooki pewnie nie zrobiłby jakieś strasznej awantury, pewnie byłby tylko zły. Zwykle nie denerwował się takimi rzeczami, chociaż w tym wypadku mogłoby być inaczej, bo rzeczywiście bardzo mu na Rafaelu zależało.
Layton zawsze potrafił być złośliwy, tylko podczas ich wcześniejszych spotkań nie dawał tego po sobie poznać. Krył się za maską uroczego młodzieńca, a swoją chamskość wyciągał tylko w odpowiednich momentach. Dzisiaj nie wytrzymał i zdecydował się ukazać swoje drugie "ja", które wcześniej starał się chować. Ale wiedział, że Lightwoodowi się to spodoba.
Uśmiech nie znikał z twarzy Joela nawet na chwilę. Trochę go śmieszył to, że jeszcze niedawno tak zapewniał, że się należycie Rafaelem zajmie, a jak przyszło co do czego, to gość zajmował się gospodarzem. Ale nie miał na co narzekać, zdecydowanie. Taka zamiana ról była mu na rękę.
Nie protestował nawet przez chwilę, robił wszystko, by Lightwoodowi było łatwiej czynić to, co zaczął. Współpraca się opłacała. Jasnowłosy niezwykle się wczuwał, gdy swoim językiem badał ciało Laytona. Ciemnowłosy mruknął kilkukrotnie, gdy kumpel ponownie zajął się jego szyją. Oczywiście posłusznie odchylił łeb nieco w tył, tym samym ułatwiając robotę Anubiosowi. Nawet nie chciał sobie wyobrażać iloma czerwonymi śladami jest pokryta jego jasna szyja. Dotyk Rafaela był na tyle przyjemny, że Joel porzucił na chwilę pomysł rozpoczęcia protestu.
— Ta, jasne. — fuknął złośliwie, gdy tylko miał wolne usta. Joel pewnie zachowywałby się podobnie na miejscu białowłosego. No halo, są rzeczy ważne i ważniejsze, a w tej chwili półnagi Layton powinien być najważniejszy! Chociaż sam chciał spróbować pieczeni, którą zrobiła matka, bo kurde, gotowała naprawdę świetnie, tylko że rzadko. A szkoda! Cóż... może spróbują obiadu trochę później.
Zacisnął mocniej rękę na pośladku, gdy Lightwood zaatakował zimnymi ustami. Dosłownie w chwilę przyzwyczaił się do lekkiego uczucia chłodu. Wzdrygnął się cały dopiero wtedy, kiedy lodowata kostka spadła na jego brzuch. Ale nadal nie protestował, nawet gdy lód roztapiał się na jego ciele, pozostawiając po sobie zimy ślad. Zerkał cały czas na Anubisa, obmyślając jakiś plan działania.
Paznokcie niebieskookiego mocniej zacisnęły się na na pośladku Rafaela. Przyciągnął go do siebie nieco brutalnie, próbując podnieść delikatnie swoje ciało. Wciąż czuł chłód, ale powoli się przyzwyczajał. Możliwe, że miał gęsią skórkę od pasa po szyję, ale niespecjalnie się tym przejął. Druga ręka również wślizgnęła się pod materiał spodni i bokserek, dołączając do pierwszej. Ścisnął oba pośladki dość mocno, a nawet brutalniej niż zwykle, a potem wymusił by ich ciała się zetknęły. Layton wyjął ręce ze spodni Lightwooda, by następnie przewrócić go na bok. Zarzucił na niego jedną nogę, próbując wgramolić się na niego. Potem od razu wymusił pocałunek, bezczelnie wciskając mu język. Ręce przeniósł gdzieś na jego bok, żeby wygodniej było mu się na nim utrzymać. Ruszył niżej, muskając delikatnie jego szyję. Zaczął naprawdę z wyczuciem, ale każde następne cmoknięcie był mocniejsze. Wkrótce dołączyły również do tego zęby. Kilka razy przegryzł skórę przy jego obojczyku, by następnie ułożyć na nim rękę. Obsypywał go kolejnymi seriami pocałunków. Zajął się mostkiem, brzuchem i podbrzuszem. Co jakiś czas na niego spoglądał, a rękoma błądził po jego ciele.
Joel musiałby spać z nim na tej wycieraczce, bo na pewno nie zamierzał spać samemu, gdy w obrębie dziesięciu metrów od niego znajdował się niebieskooki. Albo lunatykowałby w nocy i z miną zbitego szczeniaczka, przyszedłby do jego pokoju, wpakowując mu się do łóżka, zaczynając przy tym łasić się do niego. A ciemnowłosy na pewno by go nie wyrzucił, bo Rafael przedstawiałby sobą zbyt przekonujący obrazek, by się go pozbyć bez bólu serca.
Lubił odkrywać nowe rzeczy w Joelu, lubił być przez niego zaskakiwanym, przez co w ich związku nie było monotonii, nawet jeśli nie widzieli się rok. Ze złośliwością było mu do twarzy. Nawet gdyby miał być przez niego głodny do końca dnia. Odbije to sobie na nim podwójnie prędzej, czy później, ale raczej miało nastąpić, to wcześniej.
Gość obiecał niespodzianki i jak widać, wywiązywał się ze swoich zapewnień w porównaniu do gospodarza. Nie miał mu jednak tego za złe, ponieważ wiedział, że Joel będzie miał jeszcze wiele okazji, by się w jakiś sposób wykazać. Zaczął dobrze, gdy chciał go nakarmić, a że w międzyczasie coś poszło nie tak..
Przejechał kulką od kolczyka po jego jabłku Adama i na prawo od niego drażniąc, pewnie wyjątkowo wrażliwą w tym momencie, skórę. Pocałował go za uchem i westchnął cicho, słysząc jego złośliwy ton, tak blisko swojej małżowiny. Podniósł głowę, by zawisnąć tuż nad jego twarzą.
- Najpierw mnie uwodzisz, a teraz robisz co w swojej mocy, żeby mnie zniechęcić? - zapytał, poważniejąc. Skoro chłopak chciał się bawić w złośliwości, to proszę bardzo. Do tej zabawy spokojnie mogli przystąpić we dwoje. Oparł czoło na jego czole. Ręka, którą miał na jego brzuchu, przesuwała się delikatnie po zarysie mięśni, wystającej lewej kości.
- Mam przestać? - zapytał wrednie, wiedzą, że ostatnią rzeczą, której chłopak by chciał, to żeby przestał go dotykać.
Zaśmiał się cicho, gdy dłoń na jego tyłku zacisnęła się bardziej. Całował go naprawdę powoli, nigdzie się nie śpiesząc i pozwalając, by jego usta zrównały się temperaturą z wargami Joela. Przesuwał cały czas kostką po jego torsie, rysując bliżej nieokreślone wzory. Czynił to do czasu, gdy lód roztopił się całkowicie. Jednak nawet wtedy nie przestał, tylko wykorzystywał swoje zimne opuszki, które przesunęły się niżej i wtargnęły pod materiał spodenek i bokserek chłopaka, przesuwając się nisko po podbrzuszu. Pocałował go w obojczyk, a potem wycofał rękę, gdy niebieskooki zaczął się kręcić i coś kombinować. Pozwolił przerzucić się na bok, ciekaw, co też ciemnowłosy sobie tam wykombinował w tej główce. Oparł dłonie na jego biodrach, pomagając mu wgramolić się na siebie. Na wszelki wypadek, nogą odsunął stolik, by w razie czego żadne z nich w niego nie pizgnęło.
Odwzajemnił pocałunek, a nawet posunął się o krok dalej. Złapał jego język zębami, przytrzymując i delikatnie ssąc. Otworzył oczy, by spojrzeć wprost w niebieskie tęczówki.
Wszystkie pocałunki, każdy dotyk sprawiał mu przyjemność. Szyja była wyjątkowo newralgicznym miejscem, dlatego zaczął ją odchylać do tyłu, dając mu większy dostęp do niej, westchnął z przyjemności, którą przy tym odczuwał, nawet wtedy, gdy miękkie wargi, zastępowane zostawały przez zęby. Wiedział, że bez kilku malinek się nie obejdzie, jednak on nie musiał się z nich przed nikim tłumaczyć, więc był na tej bardziej wygranej pozycji.
Dość powoli, oderwał plecy od kanapy, prostując się do siadu. Objął chłopaka, mocniej przyciągając go do swojej klatki piersiowej, dłońmi błądząc po jego plecach. Lewą dłoń wplątał w jego włosy, przeczesując je na potylicy, a drugą zawędrował do karku, który zaczął ugniatać i masować kolistymi ruchami.
- Phi, i co jeszcze? Joel za nic w świecie nie opuściłby swojego łóżka. Było zbyt wygodne i ciepłe, by je opuszczać. Chociaż gdyby Anubis odpowiednio się postarał i go zachęcił, to może zdecydowałby się spędzić z nim noc na wycieraczce. To bardzo dziwna wizja i prawie niemożliwa do zrealizowania, ale nadal śmieszna. Bo przecież Rafael był taki wysoki, że nie mieścił się w normalnym łóżku... więc co można powiedzieć o wycieraczce? No, ten... powodzenia Lightwood! Dobra, bądźmy poważni. Wątpliwości nie ulega to, że nawet gdyby Joel faktycznie obraził się i wygonił białowłosego z domu to z pewnością bardzo szybko by się pogodzili. Layton potrafił złościć się bardzo długo, ale Anubis był wyjątkiem. Wyjątkowym wyjątkiem. Jedynym.
Kenneth też lubił odkrywać nowe rzeczy w Rafaelu. Bardzo mu się podobało to, że białowłosy kontynuował zapełnianie swojego ciała coraz to większą ilością tuszu. Tatuaże wyglądały na jego ciele niezwykle seksownie. Czarnowłosy był bardzo zadowolony, gdy tylko zobaczył nowy nabytek przyjaciela. Poza tym zauważył kilka drobnych zmian w jego wyglądzie, ale to nadal był ten sam człowiek. I dobrze. Najśmieszniejsze było to, że Joel potrafił uważał go za bardzo męskiego, ale jednocześnie uroczego. Tak się w ogóle da? Oczywiście, że da.
Szyja była jednym z wrażliwszych miejsc niebieskookiego, więc największą dozę przyjemności odczuwał wówczas, gdy Anubis zajmował się właśnie nią. Wydał z siebie kilka cichych pomruków, czując na swojej grdyce kulkę kolczyka. Aż przełknął ślinę. Potem białowłosy zawisł nad nim. Kenneth mógł dokładniej przyjrzeć się jego twarzy, nie żeby wcześniej nie miał ku temu okazji. Ich spojrzenia spotkały się bardzo szybko. Skupiał się na słowach Rafaela, jednak ręka błądząca po jego brzuchu skutecznie mu w tym przeszkadzała. Przez chwilę był bardzo rozkojarzony, ale jednocześnie było mu bardzo przyjemnie i nie miał zamiaru tego przerywać. Dopiero po chwili dotarły do niego wszystkie słowa, które wypowiedział białowłosy.
— Przestać? Mam Cię wywalić z domu już teraz? — wypalił mu prosto w twarz na kilka chwil przed zmianą pozycji. Ciało miał rozpalone, nawet jeśli przed sekundą po jego torsie wędrowała kostka lodu. Ta mała dawka chłodu była niczym w porównaniu z tym wewnętrznym ciepłem, które równomiernie rozchodziło się po jego ciele.
Zerknął tylko kątem oka jak Rafael odsuwa nogą stół, sam zaś podpierał się rękoma tak, aby jakoś utrzymać siebie i Lightwooda na sofie. W końcu taczali się po niej z taką energią i gracją, że aż dziwne było to, że jeszcze się z niej nie zsunęli.
Ciekawe co robiła Ammit... Pewnie biegała sobie gdzieś wokół, może już dawno wskoczyła na stół i pałaszowała ich obiad. Ech, a panowie byli tak zajęci sobą, że nawet nie zauważyli. Tak, jestem mistrzem przerywników.
Joel oczywiście zajmował się dopieszczaniem kolegi jak najlepiej umiał. Oczywiście celowo go naznaczył na szyi, bo uznał, że nie może pozostać mu dłużny. Tak czy siak zaczerwienienia na szyi Joela będą znikały dłużej. Może i Rafael był chwilowo na wygranej pozycji, ale ciemnowłosy na pewno już obmyślał jakiś niecny plan!
I nagle podnieśli się. Oczywiście Kenneth nie miał nic przeciwko temu, bo ileż jeszcze mogli się tak taczać po tej sofie? Ich ciała znowu się zetknęły. Layton oczywiście nie czekając na pozwolenie od razy wpił się w usta białowłosego, gdy ten masował jego plecy i przeczesywał włosy. Jedna z rąk bruneta chwyciła żuchwę kochanka, zaciskając na niej trochę mocniej palce. Kciuk delikatnie drażnił skórę w okolicach kącika ust. Druga dłoń wylądowała na karku Lightwooda i zaczęła masaż.
— Ktoś nam właśnie wpierdziela obiad. — odparł, gdy tylko oderwał się od ust Anubisa. Ale nie, nie miał zamiaru powstrzymywać Ammit, on zwyczajnie znowu zaatakował wargi białowłosego.
- Zacznijmy od tego, że Lightwood nawet nie dałby się wygonić na żadną wycieraczkę. Był silniejszy od Joela i nie zawahałby się tego użyć, by wpakować chłopakowi do łóżka pomimo jakichkolwiek protestów. Choć poza siłowymi argumentami pozostawały jeszcze te, którym Joel nie mógłby się oprzeć. Z kim by mu się spało lepiej niż z Rafaelem? Przecież przespał sam tyle nocy, że grzechem byłoby nie wykorzystać okazji, gdy był w jego domu białowłosy. Zwłaszcza że za kilka dni znów miał się znaleźć po drugiej stronie kraju i Bóg jeden wiedział, kiedy znów się zobaczą.
Skoro Joel tak bardzo lubił jego dziary, to pewnie ucieszyłaby go wieść, że miał już w planach kolejne. Na plecach chciał wytatuować sobie trójgłowego psa, który znajdowałby się na linii jego łopatek. Aktualnie na plecach miał jedynie Układ Słoneczny i macki podobne do tych, które znajdowały się na brzuchu i bokach. Jego dziadek dostawał zawału za każdym razem, gdy zjawiał się w domu z kolejnym opatrunkiem. Pierwszy tatuaż, który w szesnaste urodziny, uważał nawet za zrozumiały, choć nie omieszkał dać Rafaelowi bury. To było ponad kilka miesięcy po tym, jak umarła jego babcia i otrząsnął się z żałoby. Jego pierwszym tatuażem były trzy jaskółki. Dwie po prawej stronie szyi i jedna po lewej, odrobinę większa od pozostałych.
[i]Przestać? Mam Cię wywalić z domu już teraz?[/]
Zaśmiał się wprost w jego szyję, słysząc to jawne oburzenie. Pełen satysfakcji uśmiech rozciągnął jego wargi. Spojrzał na Joela, gdy ich spojrzenia znajdowały się na jednym poziomie. Przestał pieścić jego kark, by zjechać dłonią po kręgosłupie w dół, na jego pośladek. Gładził go chwilę przez materiał spodenek, aby po chwili klepnąć go w niego. Jeśli liczyć ostatni raz zrobił, to gdy stali przed lodówką, to był to już drugi raz tego dnia.
- Nie odgrażaj się - mruknął rozbawiony, wsuwając dłoń pod materiał bokserek. Pogładził nagą skórę, rozkoszując się jej dotykiem, a potem ścisnął go, zadrapując paznokciami.
Było jasne, że nie zamierzał przestawać go dotykać, ale również nie zamierzał przestać się z nim droczyć. Joel był takim rozkosznym kłębkiem pożądania. Przysunął jego twarz bliżej swojej, znów łącząc ich wargi w pocałunku. Lubił bawić się jego włosami, dlatego nie przestawał ich przeczesywać między długimi palcami. Szturchnął język niebieskookiego w ramach zaczepki.
Podnosząc się do siadu, musiał na chwilę oderwać się od chłopaka. Który to wykorzystał moment, by złapać go za żuchwę. Spojrzał na niego z zawadiackim błyskiem w oku. Chwycił zębami za kciuk, który bawił się kącikiem jego ust. Okrążył go koniuszkiem języka, nie przestając patrzeć Joelowi prosto w oczy, zaczął go ssać, zasysając policzki do środka. Zamruczał z aprobatą, gdy chłopak przeniósł się jedną ręką na jego kark. Było mu tak przyjemnie, że musiał na chwilę przerwać kontakt wzrokowi i zamknąć oczy, pogrążając się w czerpanej z dotyku przyjemności.
Gdy ponownie rozchylił powieki, puścił również kciuk niebieskookiego. Druga ręka dołączyła do pieszczenia jego pośladków, gdy obracał głowę w bok, by dostrzec Ammit, która wylizywała właśnie drugi talerz do czysta. Już miał zamiar skarcić zwierzaka, gdy inna bestia wpiła się w jego usta. Nie oponował, przyciągając bardziej do siebie biodra chłopaka. Momentalnie zapomniał o tym, że ich obiad właśnie został pochłonięty przez labradora. Psina zadowolona z siebie poszła do kuchni, by położyć się na chłodnych kafelkach i odpocząć po sytym posiłku.
Uwolnił dominującą dłoń i przeniósł ją na przód spodenek, głaszcząc znajdujące się w nich wybrzuszenie leniwymi ruchami.
- Może jednak wolisz zjeść teraz, nim Ammit znajdzie w kuchni resztę pieczeni? - zapytał, nie przestając go pieścić. Ten podły uśmiech, który czaił się w kącie jego ust, był oznaką, że doskonale zdaje sobie sprawę z odpowiedzi. Skoro Joel tak bardzo chciał co rusz wspominać o obiedzie, to może właśnie jemu zależało na nim bardziej niż Rafaelowi.
- Fakt, nie ma nawet po co zakładać takich czarnych scenariuszy, bo Joel pewnie nawet nie ośmieliłby się wygonić Anubisa, nawet gdyby się pokłócili. Gości w domu traktował jak najlepiej. Zwykle starał się nad nimi nadskakiwać, by miło wspominali wizytę w domu Laytonów. Szczególną uwagą darzył oczywiście Rafaela, jego odwiedziny lubił najbardziej. Szkoda, że tak daleko mieszkał, dużo wygodniej byłoby mieć do pod ręką. Chociaż z drugiej strony odległość jaka ich dzieliła sprawiała, że takie wspólne spędzenie kilku dni było bardzo intensywne i ciekawe. Kenneth miał cichą nadzieję, że kiedyś będzie im dane mieszkać nieco bliżej siebie.
Jasne, że by się cieszył. W sumie to ciemnowłosy był pewny, że Lightwood ma jeszcze kilka tatuaży w planach, ale jakoś nigdy nie pytał go o wzory, bo nie chciał sobie psuć niespodzianki. Zdecydowanie wolał odkrywać je sam, bo jak na razie miał taką możliwość. Zaczął znowu rozmyślać o tatuażach, aż ponownie zlustrował sylwetkę Rafaela, skupiając swój wzrok na tych skrawkach ciała, które były pokryte tuszem. Cholera, przez niego miał jeszcze większą ochotę na myślenie o własnym wzorze.
Poczuł tylko jak ręka, która jeszcze przed chwilą znajdowała się na jego karku zaczyna wędrować w dół. Niemalże natychmiastowo wyprostował się nieco bardziej, jakby chciał wyeksponować swój prosty kręgosłup. Posłał białowłosemu uśmieszek, gdy jego pośladek został zaatakowany.
— Będę robił co będę chciał. — odparł ze złośliwym uśmieszkiem na twarzy. Był w swoim domu, więc musiał się trochę porządzić, pokazać kto tutaj ciąga za sznurki. Chociaż z drugiej strony traktował go na równi ze sobą, z tą różnicą, że jednak zabawiali się w domu niebieskookiego. Oczywiście Joel myślał, że daje mu to jakąkolwiek przewagę, a w rzeczywistości wcale tak nie było, bo Anubis i tak robił to co chciał. Ale Kenneth wcale nie miał nic przeciwko temu, żeby nie było!
Mruknął cicho, czując wbijające się w swój pośladek paznokcie. Oddał pocałunek, sunąc dłonią od karku w dół. Zatrzymał się na łopatce i spoczął na niej, delikatnie muskając palcami skórę w tym właśnie miejscu. Usta przeniósł na na szyję Lightwooda, by zwyczajnie cmoknąć kilkukrotnie każdą z wytatuowanych jaskółek.
Przymknął oczy, gdy obie ręce białowłosego zaczęły zajmować się jego pośladkami. Wolną dłonią pogładził go po policzku,, by następnie uśmiechnąć się delikatnie. Przestał nawet zwracać uwagę na Ammit. Dopiero gdy dłoń Rafaela przeniosła się w okolice krocza postanowił otworzyć oczy. Wydał z siebie jakiś niezrozumiały szept, zerkając na Anubisa.
— No teraz to już sam nie wiem. — powiedział, zerkając na niego. Ale po chwili namysłu uznał, że faktycznie powinien ogarnąć pieczeń, bo przecież miał też trochę zostawić dla ojca i matki. Musiał dopilnować żeby Ammit wszystkiego nie zjadła.
Pchnął Lightwooda tak, że ten znowu leżał na plecach. Wstał powoli, a w międzyczasie jedna z jego rąk przeleciała szybko po ciele kochanka. Wędrówkę zaczęła od grdyki, by następnie pokonać mostek i brzuch. Oczywiście Joel specjalnie zjechał niżej, by "niechcący" zahaczyć palcami o krocze białowłosego. Po wszystkim nachylił się nad stołem, aby móc pozbierać naczynia. Specjalnie wypiął się w stronę Rafaela, kręcąc mu tyłkiem przed nosem. Wziął wszystko i ruszył do kuchni.
— Chodź. — powiedział, a potem zaczął się kręcić przy piekarniku, by nałożyć nowe porcje. — Nie bądź zły, ale wolę to robić w swoim pokoju. — wytłumaczył prędko. Przecież nigdzie się im nie spieszyło, prawda? Na wspólne zabawy mieli kilka dnia. Kilka długich dni.
- Zdawał sobie jakby sprawę, że słabym punktem dla Joela były jego tatuaże. Lubił je podziwiać i wiedział, że ma wtedy jeszcze większą ochotę, by samemu zrobić sobie jakąś dziarę. A Rafaelowi to nie przeszkadzało. Ten moment, w którym chłopak błądził po czarnych kształtach palcami, był chwilą, w której jego mięśnie się rozluźniały. Przymykał wtedy oczy i oddawał się przyjemności. Była to poniekąd jego kolejna słabość zaraz po szyi i karku. A może był po prostu łasy na dotyk drugiej osoby, zwłaszcza jeśli tą osobą był niebieskooki.
Będę robił co będę chciał.
Nie mógł zareagować na to inaczej niż parsknięciem i wywróceniem oczami. Nie próbował temu zaprzeczać, nie chciał dać mu tym samym satysfakcji z droczenia się. Choć ten złośliwy uśmiech, który wykrzywił usta ciemnowłosego, był intrygujący. Przysunął się do niego, by zetrzeć ten uśmiech kolejnym namiętnym pocałunkiem. Nie żałował decyzji, którą podjął dzisiejszego poranka pod wpływem chwili. Jedyne co mógłby sobie wypomnieć, to fakt, że nie pomyślał o tym wcześniej. Czasami trzeba coś stracić, by docenić prawdziwą wartość. A Anubis dopiero teraz potrafił docenić (powiedzmy, że) czas spędzony z Laytonem.
Delikatne cmoknięcia na szyi, a dokładnie rzecz ujmując na wytatuowanych jaskółkach, wydarły z jego gardła cichy jęk. Ścisnął w dłonią trzymane pośladki, jako że tylko na nich mógł zacisnąć aktualnie palce.
Gdy chłopak myślał nad swoimi priorytetami, nie mógł powiedzieć, żeby był grzeczny. Przesuwał ustami po jego szyi, składając na niej krótkie, pojedyncze pocałunki.
Pchnięty z powrotem na kanapę, zaczął się głośno śmiać. Zesztywniał na chwilę, gdy palce Joela niby przypadkiem zahaczyły o jego krocze. Spojrzał na niego wilkiem, a potem uśmiechnął się leniwie, oblizując przy tym dolną wargę, czego chłopak nie mógł już zobaczyć, bo pochylał się nad stolikiem, zbierając talerze. Oczywiście nie mógł się powstrzymać przed wypinaniem tyłka. W zaistniałych okolicznościach był doprawdy świętym o anielskiej cierpliwości i niewyobrażalnej samokontroli.
Podniósł się z kanapy i zabrał szklanki z napojem sprzed nosa niebieskookiego. Kiedy on ruszył do kuchni, Rafael zaniósł je do sypialni. Rozejrzał się po jakimś miejscu, na którym mógłby to postawić. Westchnął cierpiętniczo i sprzątnął biurko Joela. O dziwo sprzątanie mu nie przeszkadzało. Nawet je lubił. Zebrał pozostałe ubrania, które porozrzucane były w przypadkowych miejscach i wyniósł je do łazienki do kosza na brudy. Złożył pościel i schował ją do skrzyni pod łóżkiem. Pozbierał wszystko to, co znajdowało się na podłodze i utrudniało swobodne chodzenie. Poodkładał je na swoje miejsca na półkach. Przydałoby się jeszcze zamieść, ale tego już mu się nie chciało. Okna również nie otwierał z racji zbyt wysokiej temperatury na zewnątrz. Wrócił do kuchni, w której Joel kończył najprawdopodobniej nakładać nowe porcje na talerze. Zajrzał mu przez ramię, sprawdzając, czy przypadkiem w czymś mu nie pomóc.
- Dlaczego miałbym być zły? - zapytał szczerze zdziwiony. Przynajmniej nie rozumiał, dlaczego miałby być zły z powodu zmiany miejsca. Zrozumiałby, gdyby przeprosiny dotyczyły wodzenia do za nos i ciągłego wywijania mu się z rąk, ale to? Było mu zupełnie obojętne. Stałym elementem miał być po prostu Joel, a cała reszta była bez znaczenia. Mógł to być salon, kuchnia, łazienka, jego sypialnia, a nawet przeklęta wycieraczka. O dziwo trzymał ręce przy sobie, a właściwie przy Ammit, bo przykucnął i zaczął drapać suczkę za uchem. Gdy psina zaczęła lizać go po ramieniu, przypomniał sobie, że pewnie chciałaby się napić.
- Masz jakąś miskę, którą mógłbym pożyczyć dla niej? - rzucił, podnosząc się z podłogi. Co prawda wziął kilka rzeczy dla niej, ale akurat misek nie zabrał, więc musiał się całkowicie zdać w tej sprawie na chłopaka. Jeśli by nie miał żadnej do poświęcenia, to skoczyłby do najbliższego sklepu i jakąś kupił. W końcu to żaden problem, a dla zwierzaka był w stanie się poświęcić i wyjść na skwar na zewnątrz.
- Kątem oka zerkał na Rafaela, który złapał za szklanki i poszedł z nimi w stronę sypialni. W sumie to nieco go zaciekawiło co białowłosy robił tam tyle czasu. Raczej nie podejrzewał go o nic złego... no chyba, że Lightwood za bardzo wziął sobie do serca słowa "czuj się jak u siebie w domu". Ale nie, tak raczej nie było. Poza tym jeśli odwaliłby coś głupiego, to już Layton postarałby się o to, by uprzykrzyć mu życie do końca jego pobytu... a tego raczej nie chciał. Bo co jak co, ale Joel naprawdę potrafił być bardzo upierdliwy, zupełnie jak jego kot.
Odgarnął włosy z twarzy, by następnie odnaleźć złapać za nóż i ukroić nim kolejne kawałki pieczeni. Specjalnie wybrał te bardziej ze środka, z większą ilością śliwki. Potem złapał za dwa widelce, złapał nimi umiejętnie mięso i zaczął je powoli przerzucać na talerze, które uprzedni obmył pod strumieniem ciepłej wody. Znowu nałożył ziemniaków i jakiejś surówki. Złapał za talerze i postawił je na stole, z dala od wygłodniałych zwierząt. Z uśmiechem na twarzy zerknął na Ammit, schylił się by ją pogłaskać, a potem zaczął sprzątać przy blacie kuchennym. Wszystko pochował. Nawet udało mu się umyć kilka naczyń zanim Anubis pojawił się w kuchni.
— Nieważne. — mruknął, by na chwilę odwrócić się w stronę Lightwooda i posłać mu uśmiech. Dokończył myć jakieś sztućce i inne rzeczy, które walały się w zlewie, oderwał kawałek ręcznika papierowego i wytarł nim mokre dłonie. Zaraz po tym przyglądał się chwilę Anubisowi, który bawił się ze swoją suczką. Uśmiech niebieskookiego znacznie się poszerzył. Od razu przypomniał sobie o Królewiczu, którego najprawdopodobniej matka zamknęła w swoim pokoju, bo w przeciwnym razie na pewno by się już dawno pokazał i trochę narozrabiał. Kochana mama.
Już miał siadać, gdy nagle usłyszał zapytanie o miskę dla Ammit. Podrapał się po brodzie, zamyślając się na chwilę.
— Jasne, zaraz jakąś znajdę. — odparł, pospiesznie ruszając w stronę jednej z szafek, w której prawdopodobnie znajdowały się miski. Otworzył ją, wzrokiem przeleciał po wszystkich naczyniach jakie w środku znalazł, by następnie stanąć na palcach i chwycić z zieloną, plastikową miskę. Wyjął z lodówki wodę i napełnił naczynie prawie do pełna. Ostrożnie ją złapał, podstawiając ją Ammit pod nos. Wyprostował się po tym, strzelając palcami. Usiadł przy stole, łapiąc za sztućce. Był strasznie głody.
— Smacznego. — powiedział tylko, by następnie zacząć jeść. Dawno nie jadł takiej pieczeni.
Strona 2 z 2 • 1, 2
Pozwolenia na tym forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach