▲▼
Strona 2 z 2 • 1, 2
First topic message reminder :
Wystarczająco duże mieszkanie jak dla jednego lokatora. Kuchnia, jadalnia i salon urządzone w jednym, całkiem obszernym pomieszczeniu. Łazienka z wanną i prysznicem. Sypialnia to również gabinet.
Wystarczająco duże mieszkanie jak dla jednego lokatora. Kuchnia, jadalnia i salon urządzone w jednym, całkiem obszernym pomieszczeniu. Łazienka z wanną i prysznicem. Sypialnia to również gabinet.
- Spoiler:
Quentin nie musiał się przyznawać do słabości, które dla Lucasa były dość oczywiste. Oboje znali swoje największe słabości - w końcu praktycznie wychowali się razem. Nawet jeśli Quentinowi było ciężko zrozumieć słabości rudzielca, zawsze na drodze stawał Gabriel, o których mu opowiadał. Śmierć ukochanej, jak i śmierć brata stały się największymi słabościami Somera. Nigdy nie lubił o nich wspominać, co mogło być zrozumiałe.
Moment bezradności w takich chwilach była jak igła wbijająca się w skórę coraz głębiej i głębiej. Cholernie niewygodny i kompletnie niepotrzebny. Lucas nawet pomógłby Sandersowi w tej głupiej kwestii, jednak wiedział, że ten bez zawahania odmówi. To jego duma i jego honor i on sam musi go udowodnić swojemu ojcu. Ale czy da radę, podczas gdy na samą myśl, iż tu przybędzie, jego myśli są chaotyczne i bezradne?
Tak myślał, że ta urocza groźba szybko rozluźni spięcie Quentina, chociaż na ten krótki moment. Sam czuł niejaką ulgę, iż mógł z kimś porozmawiać dość swobodnie. Na słowa Quena, wzruszył ramionami, dalej tocząc rozmowę, która niebawem się skończyła. Moment oczekiwania na odpowiedź ze strony mężczyzny nie dłużył się aż tak bardzo. Spodziewał się dłuższej ciszy między nimi. Po usłyszanej odpowiedzi, Lucas westchnął.
- Rozumiem. Trzymaj kciuki, aby nie złapał na Ciebie żadnego haka. Sam wiesz, jaki potrafi być. W końcu nie bez powodu jest przydupasem mojego ojca - oznajmił, w tej samej chwili kończąc posiłek - Jak przesadzi, czy tego chcesz czy nie, rozprawię się z nim - to moje ostatnie słowo w tej kwestii - dokończył, zerkając na reakcję Sandersa. Zapewne nie będzie zadowolony ze słów rudzielca, ale on też nie zamierza patrzeć jak jego stary go gnoi. W końcu to jego osobisty przydupas.
Uśmiechnął się minimalnie na tę krótką informację, choć Somer mógł tam znaleźć nutkę goryczy, to mimo wszystko te zdanie miało swój urok.
- Na razie - rzucił mu tylko, kiedy ten wychodził, a zostając sam na sam w mieszkaniu, wziął kubek już tylko ciepłego napoju, usiadł na kanapie i zaczął sączyć herbatę, przerzucając programy w telewizji. W jednym momencie zaczął intensywnie myśleć o ostatnich zdarzeniach. Dużo rzeczy wydawało mu się tak kompletnie bez sensu, że aż sam nie wiedział, jak na to wszystko ma zareagować. W akcji minimalnego rozluźnienia, wziął telefon i napisał sms'a do Cain, w ten sposób spełniając wolę swojego zmarłego przyjaciela. I tak jakoś mijał mu czas, szwendając się mniej lub bardziej po jego domu, czując się w nim jak u siebie.
Moment bezradności w takich chwilach była jak igła wbijająca się w skórę coraz głębiej i głębiej. Cholernie niewygodny i kompletnie niepotrzebny. Lucas nawet pomógłby Sandersowi w tej głupiej kwestii, jednak wiedział, że ten bez zawahania odmówi. To jego duma i jego honor i on sam musi go udowodnić swojemu ojcu. Ale czy da radę, podczas gdy na samą myśl, iż tu przybędzie, jego myśli są chaotyczne i bezradne?
Tak myślał, że ta urocza groźba szybko rozluźni spięcie Quentina, chociaż na ten krótki moment. Sam czuł niejaką ulgę, iż mógł z kimś porozmawiać dość swobodnie. Na słowa Quena, wzruszył ramionami, dalej tocząc rozmowę, która niebawem się skończyła. Moment oczekiwania na odpowiedź ze strony mężczyzny nie dłużył się aż tak bardzo. Spodziewał się dłuższej ciszy między nimi. Po usłyszanej odpowiedzi, Lucas westchnął.
- Rozumiem. Trzymaj kciuki, aby nie złapał na Ciebie żadnego haka. Sam wiesz, jaki potrafi być. W końcu nie bez powodu jest przydupasem mojego ojca - oznajmił, w tej samej chwili kończąc posiłek - Jak przesadzi, czy tego chcesz czy nie, rozprawię się z nim - to moje ostatnie słowo w tej kwestii - dokończył, zerkając na reakcję Sandersa. Zapewne nie będzie zadowolony ze słów rudzielca, ale on też nie zamierza patrzeć jak jego stary go gnoi. W końcu to jego osobisty przydupas.
Uśmiechnął się minimalnie na tę krótką informację, choć Somer mógł tam znaleźć nutkę goryczy, to mimo wszystko te zdanie miało swój urok.
- Na razie - rzucił mu tylko, kiedy ten wychodził, a zostając sam na sam w mieszkaniu, wziął kubek już tylko ciepłego napoju, usiadł na kanapie i zaczął sączyć herbatę, przerzucając programy w telewizji. W jednym momencie zaczął intensywnie myśleć o ostatnich zdarzeniach. Dużo rzeczy wydawało mu się tak kompletnie bez sensu, że aż sam nie wiedział, jak na to wszystko ma zareagować. W akcji minimalnego rozluźnienia, wziął telefon i napisał sms'a do Cain, w ten sposób spełniając wolę swojego zmarłego przyjaciela. I tak jakoś mijał mu czas, szwendając się mniej lub bardziej po jego domu, czując się w nim jak u siebie.
Siedział tu parę dni, do momentu aż nie poczuł się dużo lepiej. Quentinowi nic nie powiedział. Kiedy jeszcze nie wrócił z jego rzeczami, miał idealny moment, aby stąd po prostu pójść. Ogarnął się do tego stopnia, że wyglądał jak człowiek i wyszedł z mieszkania, kiedy Quena tutaj nie było. Jak wrócił, nigdzie nie mógł znaleźć Somera, a także żadnej wiadomości od niego.
z/t
z/t
Strona 2 z 2 • 1, 2
Pozwolenia na tym forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach