▲▼
Kiedy Blythe postanowił wytłumaczyć pracowniczce kina podstawowe zagadnienia związane z defibrylatorem, w jej spojrzeniu mógł ujrzeć jedynie pustkę, która po chwili zamieniała się w szalejącą panikę. Żywioł, który nakazał jej szarpać się jak opętanej, na szczęście jej siła fizyczna nie mogła równać się z warunkami rosłego Fina.
- Wyleją mnie z pracyyyyyyyyyy - zawyła w rozpaczy dziewczyna i zrezygnowana padła w ramiona Hamalainena, zaczynając łkać. Plastry wleciały jej z rąk.
- Jezu Chryste, co tu się dzieje... Olivia! - to znów ten gość, który jako jedyny panował nad tym co się tu dzieje. Podszedł do Blythe'a i swojej podwładnej. - Przepraszam, może pan ją puścić. Olivia, słuchasz mnie? Weź sobie dzisiaj wolne, co? Odpocznij, wyśpij się. Właściwie, to weź sobie wolne do końca tygodnia.
Dziewczyna wierzgnęła i tym razem wpadła w objęcia szefa, łkając dziko.
- Proszę mnie nie zwalniaaaaaaaaaaaać. Muszę opłacić studiaaaaaaaaaaaaaa - wyła opętańczo, znów przyciągając zaciekawione spojrzenia. Speszony szef chwycił ją za ramiona i potrząsnął.
- Opanuj się dziewczyno, nikt cię nie zwalnia! No już, cicho, przestań. Idź do pokoju służbowego i się opanuj, a potem leć do domu. Masz wolne do końca tygodnia.
- I n... nie zwolni mnie pan? - spytała nieufnie Olivia, ocierając rękawem gluty ściekające jej z nosa. Mężczyzna wyraźnie nie był zadowolony z takiego bezczeszczenia firmowego sprzętu.
- Zwolnię, jak się zaraz nie ruszysz. No, wynocha!
Dziewczyna przerażona widmem utraty pracy szybko się pozbierała i uciekła do pokoju pracowniczego. Wszystkiemu przyglądali się klienci kina, inni pracownicy oraz... ratownicy, którzy w międzyczasie dotarli do budynku. Wreszcie jeden szturchnął drugiego, drugi trzeciego, a trzeci Kamirę, chcą zwrócić na siebie uwagę. Tak się toczy domino życia.
- To pani dzwoniła? Jest pani bliską osobą tego chłopaka? Czy nastąpiło jakieś fizyczne zagrożenie, uraz kręgosłupa? Ma pani jakiś jego dowód tożsamości? Telefon komórkowy? - zarzucił ją lawiną pytań, jednocześnie świdrując stalowym spojrzeniem, tak jakby za każdą błędną odpowiedź miał wymierzyć karę.
W tym czasie jego dwa koledzy rozkładali specjalne nosze, na których mieli przewieźć poszkodowanego, po czym klęknęli przy Timothym i zaczęli sprawdzać, czy mogą go bezpiecznie podnieść.
Jeden z nich zauważył defibrylator rozłożony koło Blythe'a.
- Używaliście defibrylatora? - spytał Fina z niepokojem. - Sprawdź czy oddycha - polecił swojemu koledze.
Ratownik słuchał uważnie, starając się jakoś to wszystko ułożyć sobie w głowie. W tym czasie jego koledzy dokładnie sprawdzili, w jakim stanie jest niedoszły rycerz, który do domu zdecydowanie wróci na tarczy. Ale przynajmniej żywy.
- Mark, sprawdź jego kieszenie. Poszukaj telefonu i portfela. Jak znajdziesz do zadzwoń, pewnie ma zapisane "mama" albo "tata". I powoli możecie go zbierać, chyba po prostu zemdlał - padło polecenie od tego, który rozmawiał z Kamirą. Następnie zwrócił się w jej kierunku, a jego twarz wreszcie stała się jakaś taka bardziej ludzka. Ba, nawet się lekko uśmiechnął. - Dobra robota. Wygląda na to, że wzorcowo pani zareagowała, a pani... eee, kolega może zawdzięczać temu życie.
Kiwnął lekko głową i odwrócił się w kierunku noszy, na których już znajdował się Timothy. Wyglądał bardzo spokojnie. Aż za bardzo. Ale cały czas oddychał, więc chyba z tego wyjdzie.
Tymczasem drugi z ratowników znalazł telefon Timmy'ego i już wykręcał numer.
- Halo? Pani Stevenson? Z tej strony Marcus O'Brien, ratownik medyczny. Zostaliśmy wezwani do pani syna, który zemdlał w kinie... halo? Pani Stevenson, proszę się natychmiast uspokoić. Potrzebujemy paru informacji. Pani Stevenson? Jasna cholera.
Wyglądało na to, że matka Timmy'ego nie była o wiele bardziej opanowana niż jej syn, to już jednak był problem ratowników, którzy oddalili się wraz z noszami w kierunku wyjścia z kina. Jeden z nich jeszcze raz się obejrzał, jakby lustrując całe zajście, a potem już zniknęli za drzwiami.
Ludzie jeszcze chwile stali i przyglądali się nie wiadomo czemu, a potem kino wróciło do stanu normalności. Klienci stali w kolejkach, pracownicy za kasami, a popcorn i cola był sprzedawane za chore ceny. Może to od tego zemdlał Timothy?
Ostatnią osobą, która podeszła do Kamiry i Blythe'a był kierownik, ten, który wszystko ogarniał.
- Hej, dzięki za pomoc. Dobrze, że były jeszcze dwie osoby, które nie spanikowały, bo szczerze mówiąc nie wiem, jakbym sam nad tym zapanował. I wybaczcie Olivii. Wiecie, niby przygotowujemy ich na takie sytuacje na szkoleniach, ale większość je omija... a zresztą, co ja wam będę truł - sięgnął do kieszeni i wyjął z niej mały kartonik. - Słuchajcie, wiem, że to niewiele po takiej akcji, ale chociaż tak mogę się odwdzięczyć. To jest moja wizytówka. Jak będziecie jeszcze chcieli wpaść do nas do kina, to zadzwońcie, macie dwa bilety i dwa zestawy za darmo.
Wręczył wizytówkę Blythe'owi, a potem odwrócił się i odszedł. Na kartoniku widniało:
Claude Giroux
Kierownik kina Cineplex Cinema
+1 604 896 267 558
Giroux11@gmail.com
I tak oto zakończyła się przygoda rycerza na białym koniu, niezdobytej do dziś księżniczki oraz... koszykarza. Ciąg dalszy (być może) nastąpi.
Strona 2 z 4 • 1, 2, 3, 4
First topic message reminder :
Chcesz iść do kina w Vancouver, choć nie jesteś pewien jakie dokładnie miejsce powinieneś wybrać? Nawet nie ma co się zastanawiać nad różnymi opcjami. Niezależnie od tego kogo zapytasz, jedynym słusznym wyborem jest Cineplex Cinema. Największa sieć oferująca nie tylko wszystkie najnowsze seanse, ale i bilety w całkowicie przyzwoitej cenie. Znajdują się praktycznie w każdej większej galerii handlowej.
Właśnie z tego powodu, gdy tylko Jackdaw zarezerwował bilety przez internet, udał się w kierunku najbliższego Cineplexu. Dopiero po wykonaniu owych czynności, spojrzał na Willy'ego, zupełnie jakby przypomniał sobie że może nie być zachwycony podobnym wyborem. Z drugiej strony nie wydawał mu się kimś, kto narzekał w podobnych sytuacjach.
- Zarezerwowałem dwa bilety w Cineplexie. Mam nadzieję, że nie masz nic przeciwko, tam mamy najbliżej. Podjedziemy autobusem. - rzucił lekkim tonem podnosząc wzrok na podjeżdżający pojazd. Idealnie. Kto by pomyślał, że dzisiejszego dnia wszystko zechce iść po jego myśli? Wszedł do środka z wyraźnym zadowoleniem, rozglądając się na boki, by znaleźć jakieś wolne miejsca. Dostrzegając dwa obok siebie, skinął głową w tamtym kierunku, by zaraz rozwalić się wygodnie na siedzeniu, wyciągając nogi przed siebie. Nieco niedbała postawa zdecydowanie mu nie przeszkadzała, gdy czując się jak u siebie, od razu wyciągnął telefon, stukając w ikonkę instagrama.
- Jak ci minął poranek? - zapytał Willy'ego, nie patrząc w jego stronę, najwyraźniej mocno skupiony na wykonywanej przez siebie czynności. Mimo to, nawet jeśli jego aktywność na stronach społecznościowych była aż nazbyt dobrze znana, nie pozostawiało żadnych wątpliwości, że zawsze słuchał swoich rozmówców po zadaniu pytania. Nawet jeśli na nich nie patrzył.
Albo właśnie robił sobie kolejne selfie, które wrzucał na instagrama, dodając kilkanaście przeróżnych tagów. Bawił się przez chwilę różnymi filtrami, przesuwając palcem po ekranie, by w końcu z wyraźnym zadowoleniem kiwnąć głową do samego siebie, postując zdjęcie.
Zaraz po tym wrócił na główną stronę, przeglądając nowości. Nie zabrało mu zbyt wiele czasu znalezienie czegoś, co sprawiło że parsknął cichym śmiechem, przesuwając się bardziej w stronę starszego chłopaka, pokazując mu swój wyświetlacz, uprzednio nieznacznie go rozjaśniając, by upewnić się, że wszystko dokładnie zobaczy.
- God of Handsomeness strikes again. - rzucił pod nosem, nucąc coś cicho by podkreślić swój dobry humor, zaraz wracając uwagą do Willy'ego.
- Będę chciał iść po kinie coś zjeść, a potem pójść do fryzjera. Jeśli nie masz nic do roboty, możesz zabrać się ze mną, może i ciebie trochę podetną. - rzucił luźno, mierzwiąc mu włosy wolną dłonią z nieznacznym uśmiechem. Ciężko było nie zauważyć w jak dobrym był dziś nastroju.
Chcesz iść do kina w Vancouver, choć nie jesteś pewien jakie dokładnie miejsce powinieneś wybrać? Nawet nie ma co się zastanawiać nad różnymi opcjami. Niezależnie od tego kogo zapytasz, jedynym słusznym wyborem jest Cineplex Cinema. Największa sieć oferująca nie tylko wszystkie najnowsze seanse, ale i bilety w całkowicie przyzwoitej cenie. Znajdują się praktycznie w każdej większej galerii handlowej.
Właśnie z tego powodu, gdy tylko Jackdaw zarezerwował bilety przez internet, udał się w kierunku najbliższego Cineplexu. Dopiero po wykonaniu owych czynności, spojrzał na Willy'ego, zupełnie jakby przypomniał sobie że może nie być zachwycony podobnym wyborem. Z drugiej strony nie wydawał mu się kimś, kto narzekał w podobnych sytuacjach.
- Zarezerwowałem dwa bilety w Cineplexie. Mam nadzieję, że nie masz nic przeciwko, tam mamy najbliżej. Podjedziemy autobusem. - rzucił lekkim tonem podnosząc wzrok na podjeżdżający pojazd. Idealnie. Kto by pomyślał, że dzisiejszego dnia wszystko zechce iść po jego myśli? Wszedł do środka z wyraźnym zadowoleniem, rozglądając się na boki, by znaleźć jakieś wolne miejsca. Dostrzegając dwa obok siebie, skinął głową w tamtym kierunku, by zaraz rozwalić się wygodnie na siedzeniu, wyciągając nogi przed siebie. Nieco niedbała postawa zdecydowanie mu nie przeszkadzała, gdy czując się jak u siebie, od razu wyciągnął telefon, stukając w ikonkę instagrama.
- Jak ci minął poranek? - zapytał Willy'ego, nie patrząc w jego stronę, najwyraźniej mocno skupiony na wykonywanej przez siebie czynności. Mimo to, nawet jeśli jego aktywność na stronach społecznościowych była aż nazbyt dobrze znana, nie pozostawiało żadnych wątpliwości, że zawsze słuchał swoich rozmówców po zadaniu pytania. Nawet jeśli na nich nie patrzył.
Albo właśnie robił sobie kolejne selfie, które wrzucał na instagrama, dodając kilkanaście przeróżnych tagów. Bawił się przez chwilę różnymi filtrami, przesuwając palcem po ekranie, by w końcu z wyraźnym zadowoleniem kiwnąć głową do samego siebie, postując zdjęcie.
Zaraz po tym wrócił na główną stronę, przeglądając nowości. Nie zabrało mu zbyt wiele czasu znalezienie czegoś, co sprawiło że parsknął cichym śmiechem, przesuwając się bardziej w stronę starszego chłopaka, pokazując mu swój wyświetlacz, uprzednio nieznacznie go rozjaśniając, by upewnić się, że wszystko dokładnie zobaczy.
- Instagram:
- God of Handsomeness strikes again. - rzucił pod nosem, nucąc coś cicho by podkreślić swój dobry humor, zaraz wracając uwagą do Willy'ego.
- Będę chciał iść po kinie coś zjeść, a potem pójść do fryzjera. Jeśli nie masz nic do roboty, możesz zabrać się ze mną, może i ciebie trochę podetną. - rzucił luźno, mierzwiąc mu włosy wolną dłonią z nieznacznym uśmiechem. Ciężko było nie zauważyć w jak dobrym był dziś nastroju.
MG
Kiedy Blythe postanowił wytłumaczyć pracowniczce kina podstawowe zagadnienia związane z defibrylatorem, w jej spojrzeniu mógł ujrzeć jedynie pustkę, która po chwili zamieniała się w szalejącą panikę. Żywioł, który nakazał jej szarpać się jak opętanej, na szczęście jej siła fizyczna nie mogła równać się z warunkami rosłego Fina.
- Wyleją mnie z pracyyyyyyyyyy - zawyła w rozpaczy dziewczyna i zrezygnowana padła w ramiona Hamalainena, zaczynając łkać. Plastry wleciały jej z rąk.
- Jezu Chryste, co tu się dzieje... Olivia! - to znów ten gość, który jako jedyny panował nad tym co się tu dzieje. Podszedł do Blythe'a i swojej podwładnej. - Przepraszam, może pan ją puścić. Olivia, słuchasz mnie? Weź sobie dzisiaj wolne, co? Odpocznij, wyśpij się. Właściwie, to weź sobie wolne do końca tygodnia.
Dziewczyna wierzgnęła i tym razem wpadła w objęcia szefa, łkając dziko.
- Proszę mnie nie zwalniaaaaaaaaaaaać. Muszę opłacić studiaaaaaaaaaaaaaa - wyła opętańczo, znów przyciągając zaciekawione spojrzenia. Speszony szef chwycił ją za ramiona i potrząsnął.
- Opanuj się dziewczyno, nikt cię nie zwalnia! No już, cicho, przestań. Idź do pokoju służbowego i się opanuj, a potem leć do domu. Masz wolne do końca tygodnia.
- I n... nie zwolni mnie pan? - spytała nieufnie Olivia, ocierając rękawem gluty ściekające jej z nosa. Mężczyzna wyraźnie nie był zadowolony z takiego bezczeszczenia firmowego sprzętu.
- Zwolnię, jak się zaraz nie ruszysz. No, wynocha!
Dziewczyna przerażona widmem utraty pracy szybko się pozbierała i uciekła do pokoju pracowniczego. Wszystkiemu przyglądali się klienci kina, inni pracownicy oraz... ratownicy, którzy w międzyczasie dotarli do budynku. Wreszcie jeden szturchnął drugiego, drugi trzeciego, a trzeci Kamirę, chcą zwrócić na siebie uwagę. Tak się toczy domino życia.
- To pani dzwoniła? Jest pani bliską osobą tego chłopaka? Czy nastąpiło jakieś fizyczne zagrożenie, uraz kręgosłupa? Ma pani jakiś jego dowód tożsamości? Telefon komórkowy? - zarzucił ją lawiną pytań, jednocześnie świdrując stalowym spojrzeniem, tak jakby za każdą błędną odpowiedź miał wymierzyć karę.
W tym czasie jego dwa koledzy rozkładali specjalne nosze, na których mieli przewieźć poszkodowanego, po czym klęknęli przy Timothym i zaczęli sprawdzać, czy mogą go bezpiecznie podnieść.
Jeden z nich zauważył defibrylator rozłożony koło Blythe'a.
- Używaliście defibrylatora? - spytał Fina z niepokojem. - Sprawdź czy oddycha - polecił swojemu koledze.
Kiedy Fin powstrzymywał pracowniczkę Kamira miała możliwość odetchnięcia z ulgą, przynajmniej na chwilę, chociaż wciąż nieufnie zerkała na dziewczynę. I gdzieś tam przez chwilę w jej głowie nawet zaświtał pomysł, żeby posłuchać się Blytha i zająć się Timothym, już nawet odwracała do niego głowę. Jednak wtedy Olivia rzuciła się ze szlochem na koszykarza, a Kamira momentalnie zastygła, marszcząc tylko lekko brwi i obserwując ją uważnie. Czy to jest jej jakaś tajna technika podrywu na zasmarkaną koszulę i to w dodatku nie własną? Potem dziewczyna z jeszcze większym szlochem, wpadła w objęcia swojego przełożonego i Kamira poważenie zaczęła uważać, że chyba praca w kinie musi być strasznie stresująca, albo dziewczyna miała bardzo trudne życie za sobą... Może jedno i drugie. W każdym razie czarnowłosa chciałaby mieć w tym momencie jakąś zabawną uwagę co do tej sytuacji, ale Olivia bardziej wzbudziła w niej współczucie niż zazdrość czy rozbawienie. W każdym razie to cenna lekcja, jak nie wyrywać chłopaków, bo przynajmniej pracownik kina wyglądał bardziej na zmieszanego niż zauroczonego nieporadnością. Chociaż martwiła się, że Blythe będzie skłonny zaraz opłacić dziewczynie studia.
Szturchnięcie nastąpiło tak niespodziewanie, że wzdrygnęła się i lekko odsunęła, z wzrokiem urażonego psa kiedy każesz mu się przesunąć. Potem o serii pytań i stalowym wzroku, Kamira tylko przekręciła głowę, bo nie spodziewała się kary, a raczej tego, że ratownicy, będą trochę.... żywsi na tym polu walki? Oni za to wyglądali jakby przyjechali na herbatę i przy okazji pytają o numer telefonu. Chyba za dużo seriali się naoglądała w życiu.
- Tak, nie, nie wiem, chyba mógł się uderzyć o podłogę jak upadał. Nie było mnie tu wtedy. Mam jakiś dowód tożsamości i mam jakiś telefon komórkowy..... Ooooo Pan pyta o jego! Nie, nie ma. Pewnie ma w kieszeni? - Zasugerowała, ale lekko podniosła się z klęczek, robiąc miejsce dla ratowników. - Ja go dopiero dziś poznałam, kolega tutaj podobnie. - Wskazała podbródkiem na Blytha.
Szturchnięcie nastąpiło tak niespodziewanie, że wzdrygnęła się i lekko odsunęła, z wzrokiem urażonego psa kiedy każesz mu się przesunąć. Potem o serii pytań i stalowym wzroku, Kamira tylko przekręciła głowę, bo nie spodziewała się kary, a raczej tego, że ratownicy, będą trochę.... żywsi na tym polu walki? Oni za to wyglądali jakby przyjechali na herbatę i przy okazji pytają o numer telefonu. Chyba za dużo seriali się naoglądała w życiu.
- Tak, nie, nie wiem, chyba mógł się uderzyć o podłogę jak upadał. Nie było mnie tu wtedy. Mam jakiś dowód tożsamości i mam jakiś telefon komórkowy..... Ooooo Pan pyta o jego! Nie, nie ma. Pewnie ma w kieszeni? - Zasugerowała, ale lekko podniosła się z klęczek, robiąc miejsce dla ratowników. - Ja go dopiero dziś poznałam, kolega tutaj podobnie. - Wskazała podbródkiem na Blytha.
Całe szczęście dziewczyna mimo wszystko postanowiła jednak odpuścić. Fin odetchnął z ulgą, gdy plastry wypadły jej z rąk pozostawiając tym samym nieprzytomnego chłopaka w spokoju. Tylko kilka kroków dzieliło ich od istnej katastrofy.
— No już, w porę się opanowałaś to duży plus — powiedział wyraźnie starając się pocieszyć dziewczynę, choć ten nagły atak z jej strony bez wątpienia nie był czymś czego się spodziewał. Poklepał ją sztywną dłonią po głowie - bardzo, ale to bardzo ostrożnie. Zupełnie jakby właśnie głaskał bombę podłożoną przez terrorystów, a nie żywą istotę. Kto wie, co jeśli naciśnie mocniej i zrobi Allah Akbar? Wtedy defibrylator będzie ich najmniejszym zmartwieniem.
Wypuścił dziewczynę gdy tylko zjawił się jej szef. Słysząc jej słowa wyraźnie zmarkotniał. Już miał zaproponować, że rzeczywiście opłaci jej studia, gdy Olivia wybiegła i na dobre zniknęła mu z oczu.
— Jeśli mogę jakoś pom-
Ponowna próba propozycji, że jednak jej te studia opłaci zniknęła bez słowa, gdy na miejscu znaleźli się ratownicy. Pozwolił by zadali wszystkie pytania. Jednocześnie stał jednak blisko Kamiry starając się wszystko (w miarę możliwości) kontrolować.
"Używaliście defibrylatora?"
— Nie, nie używaliśmy. Pracowniczka wyraźnie spanikowała, ale na szczeście udało nam się ją powstrzymać zanim doszło do tragedii — poinformował mężczyznę, obracając głowę w stronę Timothy'ego, zupełnie jakby sam chciał się upewnić czy chłopak nadal oddycha. Biorąc pod uwagę całą akcję, która działa się wokół jego osoby, nie zdziwiłby się gdyby padł w międzyczasie na zawał.
Nie żeby mu tego życzył.
Przesunął się w stronę Kamiry, by podobnie jak ona nie wchodzić nikomu w drogę i położył rękę na jej ramieniu, przyglądając jej się badawczo.
— Wszystko w porządku? — cała akcja była po prostu chora. Musiał przyznać, że czarnowłosa znosiła ją nadzwyczaj dobrze. Większość wolałaby zapewne uniknąć kłopotu, skoro chłopak nawet nie był jej nijak bliski. A jednak Evergreen nadal stała w miejscu i udzielała dzielnie wszystkich odpowiedzi. Nawet jeśli nie do końca wiedział jak się do tego zabrać, poklepał ją delikatnie po plecach wyraźnie chcąc dodać otuchy. Będzie musiał wziąć u swojej rodziny jakieś dodatkowe lekcje z pocieszania ludzi.
— No już, w porę się opanowałaś to duży plus — powiedział wyraźnie starając się pocieszyć dziewczynę, choć ten nagły atak z jej strony bez wątpienia nie był czymś czego się spodziewał. Poklepał ją sztywną dłonią po głowie - bardzo, ale to bardzo ostrożnie. Zupełnie jakby właśnie głaskał bombę podłożoną przez terrorystów, a nie żywą istotę. Kto wie, co jeśli naciśnie mocniej i zrobi Allah Akbar? Wtedy defibrylator będzie ich najmniejszym zmartwieniem.
Wypuścił dziewczynę gdy tylko zjawił się jej szef. Słysząc jej słowa wyraźnie zmarkotniał. Już miał zaproponować, że rzeczywiście opłaci jej studia, gdy Olivia wybiegła i na dobre zniknęła mu z oczu.
— Jeśli mogę jakoś pom-
Ponowna próba propozycji, że jednak jej te studia opłaci zniknęła bez słowa, gdy na miejscu znaleźli się ratownicy. Pozwolił by zadali wszystkie pytania. Jednocześnie stał jednak blisko Kamiry starając się wszystko (w miarę możliwości) kontrolować.
"Używaliście defibrylatora?"
— Nie, nie używaliśmy. Pracowniczka wyraźnie spanikowała, ale na szczeście udało nam się ją powstrzymać zanim doszło do tragedii — poinformował mężczyznę, obracając głowę w stronę Timothy'ego, zupełnie jakby sam chciał się upewnić czy chłopak nadal oddycha. Biorąc pod uwagę całą akcję, która działa się wokół jego osoby, nie zdziwiłby się gdyby padł w międzyczasie na zawał.
Nie żeby mu tego życzył.
Przesunął się w stronę Kamiry, by podobnie jak ona nie wchodzić nikomu w drogę i położył rękę na jej ramieniu, przyglądając jej się badawczo.
— Wszystko w porządku? — cała akcja była po prostu chora. Musiał przyznać, że czarnowłosa znosiła ją nadzwyczaj dobrze. Większość wolałaby zapewne uniknąć kłopotu, skoro chłopak nawet nie był jej nijak bliski. A jednak Evergreen nadal stała w miejscu i udzielała dzielnie wszystkich odpowiedzi. Nawet jeśli nie do końca wiedział jak się do tego zabrać, poklepał ją delikatnie po plecach wyraźnie chcąc dodać otuchy. Będzie musiał wziąć u swojej rodziny jakieś dodatkowe lekcje z pocieszania ludzi.
MG
Ratownik słuchał uważnie, starając się jakoś to wszystko ułożyć sobie w głowie. W tym czasie jego koledzy dokładnie sprawdzili, w jakim stanie jest niedoszły rycerz, który do domu zdecydowanie wróci na tarczy. Ale przynajmniej żywy.
- Mark, sprawdź jego kieszenie. Poszukaj telefonu i portfela. Jak znajdziesz do zadzwoń, pewnie ma zapisane "mama" albo "tata". I powoli możecie go zbierać, chyba po prostu zemdlał - padło polecenie od tego, który rozmawiał z Kamirą. Następnie zwrócił się w jej kierunku, a jego twarz wreszcie stała się jakaś taka bardziej ludzka. Ba, nawet się lekko uśmiechnął. - Dobra robota. Wygląda na to, że wzorcowo pani zareagowała, a pani... eee, kolega może zawdzięczać temu życie.
Kiwnął lekko głową i odwrócił się w kierunku noszy, na których już znajdował się Timothy. Wyglądał bardzo spokojnie. Aż za bardzo. Ale cały czas oddychał, więc chyba z tego wyjdzie.
Tymczasem drugi z ratowników znalazł telefon Timmy'ego i już wykręcał numer.
- Halo? Pani Stevenson? Z tej strony Marcus O'Brien, ratownik medyczny. Zostaliśmy wezwani do pani syna, który zemdlał w kinie... halo? Pani Stevenson, proszę się natychmiast uspokoić. Potrzebujemy paru informacji. Pani Stevenson? Jasna cholera.
Wyglądało na to, że matka Timmy'ego nie była o wiele bardziej opanowana niż jej syn, to już jednak był problem ratowników, którzy oddalili się wraz z noszami w kierunku wyjścia z kina. Jeden z nich jeszcze raz się obejrzał, jakby lustrując całe zajście, a potem już zniknęli za drzwiami.
Ludzie jeszcze chwile stali i przyglądali się nie wiadomo czemu, a potem kino wróciło do stanu normalności. Klienci stali w kolejkach, pracownicy za kasami, a popcorn i cola był sprzedawane za chore ceny. Może to od tego zemdlał Timothy?
Ostatnią osobą, która podeszła do Kamiry i Blythe'a był kierownik, ten, który wszystko ogarniał.
- Hej, dzięki za pomoc. Dobrze, że były jeszcze dwie osoby, które nie spanikowały, bo szczerze mówiąc nie wiem, jakbym sam nad tym zapanował. I wybaczcie Olivii. Wiecie, niby przygotowujemy ich na takie sytuacje na szkoleniach, ale większość je omija... a zresztą, co ja wam będę truł - sięgnął do kieszeni i wyjął z niej mały kartonik. - Słuchajcie, wiem, że to niewiele po takiej akcji, ale chociaż tak mogę się odwdzięczyć. To jest moja wizytówka. Jak będziecie jeszcze chcieli wpaść do nas do kina, to zadzwońcie, macie dwa bilety i dwa zestawy za darmo.
Wręczył wizytówkę Blythe'owi, a potem odwrócił się i odszedł. Na kartoniku widniało:
Claude Giroux
Kierownik kina Cineplex Cinema
+1 604 896 267 558
Giroux11@gmail.com
I tak oto zakończyła się przygoda rycerza na białym koniu, niezdobytej do dziś księżniczki oraz... koszykarza. Ciąg dalszy (być może) nastąpi.
Ian nie lubił tłumów. Nawet jeśli w przeciwieństwie do większości ludzi nie musiał narzekać na hałas, przepychanie się pomiędzy innymi było jego życiową zmorą. Której musiał doświadczać praktycznie codziennie w Riverdale. Nic dziwnego, że koniec końców wyrobił w sobie nawyk stawania pod ścianą i czekania aż większość uczniów zniknie bez śladu, bądź wychodzenia w pierwszej kolejności, by zdążyć przed innymi. Ale tutaj to nie działało. Dlatego poniedziałek wydawał się całkiem niezłym pomysłem. Najgorszy zawsze był okres od piątku do niedzieli, gdy wszyscy czuli powiew wolności.
Po wejściu na teren centrum handlowego, nie mógł powstrzymać krótkiego drżenia, gdy na nowo uderzyło w niego ciepłe powietrze. Tak przyjemne w porównaniu z tym co działo się na zewnątrz. Jeszcze przez dłuższą chwilę się nie rozpinał, chcąc skumulować jak najwięcej wysokiej temperatury.
Jesteś głodny?
Podał Rene tablet, obracając głowę w jego kierunku i robiąc krok w jego stronę. Nawet jeśli tłumy faktycznie były dziś mniejsze i tak wolał trzymać się blisko niego, by na nikogo nie wpaść. Następnym razem chyba po prostu zaprosi go do domu i puści coś na telewizorze w salonie. Choć uprzednio jak nic czekało go upewnienie się, że rodziców nie będzie w domu. Ojciec i tak w większości przebywał poza domem, ale wystarczyła mu reakcja rudowłosego na jego matkę, by w pełni uświadomił sobie jak powoli należało go wdrażać pomiędzy innych. Nie żeby jakoś szczególnie mu to przeszkadzało. W końcu nigdzie się nie spieszył.
Po wejściu na teren centrum handlowego, nie mógł powstrzymać krótkiego drżenia, gdy na nowo uderzyło w niego ciepłe powietrze. Tak przyjemne w porównaniu z tym co działo się na zewnątrz. Jeszcze przez dłuższą chwilę się nie rozpinał, chcąc skumulować jak najwięcej wysokiej temperatury.
Jesteś głodny?
Podał Rene tablet, obracając głowę w jego kierunku i robiąc krok w jego stronę. Nawet jeśli tłumy faktycznie były dziś mniejsze i tak wolał trzymać się blisko niego, by na nikogo nie wpaść. Następnym razem chyba po prostu zaprosi go do domu i puści coś na telewizorze w salonie. Choć uprzednio jak nic czekało go upewnienie się, że rodziców nie będzie w domu. Ojciec i tak w większości przebywał poza domem, ale wystarczyła mu reakcja rudowłosego na jego matkę, by w pełni uświadomił sobie jak powoli należało go wdrażać pomiędzy innych. Nie żeby jakoś szczególnie mu to przeszkadzało. W końcu nigdzie się nie spieszył.
Centrum handlowe - kolejne nowe miejsce dla Francuza, który wszystkie zakupy zawsze robił w najbliższym sklepie i nigdy nie miał potrzeby wybierać się do żadnej galerii. Aż do dziś. Chociaż tyle, że nie było za wiele osób. Chłopcy mogli w spokoju iść obok siebie, nie przepychając się przez dzikie tłumy. Co jednak wcale nie oznaczało, że Rene czuł się tu swobodnie. I gdyby Ian pierwszy się do niego nie przysunął, rudzielec pewnie sam w końcu skróciłby dzielący ich dystans. Czując jak wnętrzności zawiązują mu się na supeł z nerwów, obejrzał się na trzymany przez Nixona tablet i pokręcił przecząco głową. Tym razem nawet nie chodziło o to, że wolał sam sobie gotować, bo teraz nie miał takiej możliwości, a przed wyjściem nie zdążył zjeść obiadu. Po prostu czuł się tu zbyt nieswojo by cokolwiek przełknąć. Zaraz jednak dopisał własną wiadomość;
"A ty?"
Oczywiście, że interesował się też dobrem kolegi. Sam mógł głodować, ale nie życzył tego samego Ianowi. A skoro ten już pytał to zawsze była szansa, że wynikało to z jego własnych potrzeb. Być może to tylko kolejne niepotrzebne analizy rudzielca, ale kiedy się denerwował, tym mocniej wszystko mielił w głowie. Każdy gest, każde słowo do niego skierowane i, oczywiście, każdą wiadomość pisaną. A że przy okazji było mu stanowczo za duszno, szybko ściągnął z siebie płaszcz, który przerzucił przez torbę by następnie zająć się zdejmowaniem swetra. Wygrawszy walkę i z tą częścią garderoby, poprawił się i westchnął. Już się zmęczył, a dopiero co dotarli na miejsce. Spojrzał wyczekująco na Nixona. To on ich tu przyprowadził, więc to od niego zależało co będą dalej robić.
"A ty?"
Oczywiście, że interesował się też dobrem kolegi. Sam mógł głodować, ale nie życzył tego samego Ianowi. A skoro ten już pytał to zawsze była szansa, że wynikało to z jego własnych potrzeb. Być może to tylko kolejne niepotrzebne analizy rudzielca, ale kiedy się denerwował, tym mocniej wszystko mielił w głowie. Każdy gest, każde słowo do niego skierowane i, oczywiście, każdą wiadomość pisaną. A że przy okazji było mu stanowczo za duszno, szybko ściągnął z siebie płaszcz, który przerzucił przez torbę by następnie zająć się zdejmowaniem swetra. Wygrawszy walkę i z tą częścią garderoby, poprawił się i westchnął. Już się zmęczył, a dopiero co dotarli na miejsce. Spojrzał wyczekująco na Nixona. To on ich tu przyprowadził, więc to od niego zależało co będą dalej robić.
Wzruszył ramionami. W brzuchu mu nie burczało, więc bez wątpienia nie było z nim aż tak źle.
Trochę. Ale wytrzymam.
Uśmiechnął się, poprawiając krótko włosy. Jego mama pewnie i tak będzie czekała w domu z obiadem, nawet jeśli mówił że idzie dziś do kina. Szedł spokojnie przed siebie, rozglądając nieustannie na boki po witrynach sklepowych. Nie chodził tu na tyle często, by znać wszystkie miejsca na pamięć, dlatego też nie bardzo wiedział gdzie mógł szukać sklepów z elektroniką. Cóż, w końcu na jakiś trafią, co nie? A wtedy po prostu będzie musiał go wciągnąć do środka, oto i cały misterny plan!
Obrócił się w jego kierunku, widząc jak Rene zdejmuje z siebie kolejne warstwy. Sam powoli rozpiął kurtkę, zostawiając ją jednak na ramionach.
Rene, przyznaj się. Kłamałeś, że jesteś z Francji, nie? Na pewno urodziłeś się na jakiejś Syberii albo w północnej części Norwegii.
Pokazał mu swoje przemyślenia ze śmiertelnie poważną miną, nim w końcu zaczął się cicho śmiać. No bo naprawdę, coś tu było mocno nie tak! Dlaczego Ianowe kanadyjskie geny działały tak beznadziejnie? Gdzie jego wrodzona odporność na zimno?
I gdy już miał dodać coś jeszcze, zauważył sklep Samsunga. Dobry start. Momentalnie złapał Rene za dłoń i pociągnął go w tamtym kierunku, zatrzymując się dopiero, gdy dopadł wystawę z najnowszymi modelami. Wyciągnął na nowo swój tablet, obracając go w jego stronę.
Nie musisz nic kupować, ale przynajmnniej spróbuj się im przyjrzeć na żywo. Jak ktoś podejdzie to go spławię.
Obiecał i wypchnął chłopaka nieznacznie do przodu, samemu stając za nim by zerknąć od boku na telefony. Nie bardzo w sumie wiedział czego właściwie szukali. Czy Rene korzystał z jakichkolwiek nowocześniejszych funkcji? Może robił potajemnie zdjęcia. Albo rysował. Albo grał w gry. Albo...
Albo po prostu używał go jak zwykłej cegły do dzwonienia i smsów.
Tak, to zdecydowanie brzmiało jak on.
Trochę. Ale wytrzymam.
Uśmiechnął się, poprawiając krótko włosy. Jego mama pewnie i tak będzie czekała w domu z obiadem, nawet jeśli mówił że idzie dziś do kina. Szedł spokojnie przed siebie, rozglądając nieustannie na boki po witrynach sklepowych. Nie chodził tu na tyle często, by znać wszystkie miejsca na pamięć, dlatego też nie bardzo wiedział gdzie mógł szukać sklepów z elektroniką. Cóż, w końcu na jakiś trafią, co nie? A wtedy po prostu będzie musiał go wciągnąć do środka, oto i cały misterny plan!
Obrócił się w jego kierunku, widząc jak Rene zdejmuje z siebie kolejne warstwy. Sam powoli rozpiął kurtkę, zostawiając ją jednak na ramionach.
Rene, przyznaj się. Kłamałeś, że jesteś z Francji, nie? Na pewno urodziłeś się na jakiejś Syberii albo w północnej części Norwegii.
Pokazał mu swoje przemyślenia ze śmiertelnie poważną miną, nim w końcu zaczął się cicho śmiać. No bo naprawdę, coś tu było mocno nie tak! Dlaczego Ianowe kanadyjskie geny działały tak beznadziejnie? Gdzie jego wrodzona odporność na zimno?
I gdy już miał dodać coś jeszcze, zauważył sklep Samsunga. Dobry start. Momentalnie złapał Rene za dłoń i pociągnął go w tamtym kierunku, zatrzymując się dopiero, gdy dopadł wystawę z najnowszymi modelami. Wyciągnął na nowo swój tablet, obracając go w jego stronę.
Nie musisz nic kupować, ale przynajmnniej spróbuj się im przyjrzeć na żywo. Jak ktoś podejdzie to go spławię.
Obiecał i wypchnął chłopaka nieznacznie do przodu, samemu stając za nim by zerknąć od boku na telefony. Nie bardzo w sumie wiedział czego właściwie szukali. Czy Rene korzystał z jakichkolwiek nowocześniejszych funkcji? Może robił potajemnie zdjęcia. Albo rysował. Albo grał w gry. Albo...
Albo po prostu używał go jak zwykłej cegły do dzwonienia i smsów.
Tak, to zdecydowanie brzmiało jak on.
Skoro obaj nie byli umierający z głodu, pomysł wspólnego posiłku przepadł. Może innym razem. Chociaż znając Rene to pewnie wolałby sam im coś przygotować niż specjalnie wybierać się do restauracji i to nawet tych fastfoodowych. Dla niego było to po prostu zupełnie niepotrzebne. Do takich miejsc szło się na randki (jego rodzice tak robili dopóki jeszcze ze sobą byli), a na co dzień używało się kuchni we własnym mieszkaniu.
Rudzielec przekrzywił zabawnie łeb, zupełnie nie rozumiejąc nagłych rozważań Iana na temat jego pochodzenia. To wzięło się tak bardzo znikąd i jeszcze nie miało sensu, że nawet cichy chichot kolegi nie wyrwał Francuza z zamyślenia. I nawet zamierzał coś odpisać, kiedy został wciągnięty do pobliskiego sklepu, a następnie popchnięty w stronę wystawionych telefonów. Biedak aż pobladł widząc ich ceny.
Cofnął się i obejrzał prosząco na Nixona. Za kogo ten go uważał, jakiegoś bogacza? Jasne, był w klasie z masą bananowej młodzieży, ale tylko ze względu na stypendium! I choć pieniądze z niego nie były małe, część z nich wysyłał ojcu, a resztę oszczędzał. Jasne, chciał kupić nowy telefon, ale nie zamierzał wydawać na niego fortuny. W końcu i tak jedyne co na nim robił to pisanie smsów i to też tylko z Ianem. Nawet nie miał do kogo dzwonić! Wtedy też pomyślał, że w sumie nie potrzebuje komórki aż tak bardzo. Jego ojciec nie zadzwonił do niego ani razu odkąd wyjechał. Nauczyciele również nie korzystali z jego numeru, bo czemu mieliby to robić? Posiadali go awaryjnie, a Rene był grzeczny i nigdy nie dawał im powodów do zmartwień. No, ale był jeszcze On... Francuz zerknął na kolegę, a następnie na jego tablet. Naprawdę przydałaby mu się własne urządzenie by mieć jak wygodniej z nim rozmawiać. Plus gdyby nie zepsuł telefonu, dzieciak nie marzłby czekając na niego przy fontannie. Czyli jednak nie ma wyboru. Potrzebował komórki i to już na teraz. Rudzielec pożyczył od Nixona tablet i szybko napisał na nim pytanie o jakiś tańszy sklep. Kiedy wyhaczył to jeden ze sprzedawców, ruszył w stronę Dubois, który na ten widok od razu przesunął się za Iana.
Rudzielec przekrzywił zabawnie łeb, zupełnie nie rozumiejąc nagłych rozważań Iana na temat jego pochodzenia. To wzięło się tak bardzo znikąd i jeszcze nie miało sensu, że nawet cichy chichot kolegi nie wyrwał Francuza z zamyślenia. I nawet zamierzał coś odpisać, kiedy został wciągnięty do pobliskiego sklepu, a następnie popchnięty w stronę wystawionych telefonów. Biedak aż pobladł widząc ich ceny.
Cofnął się i obejrzał prosząco na Nixona. Za kogo ten go uważał, jakiegoś bogacza? Jasne, był w klasie z masą bananowej młodzieży, ale tylko ze względu na stypendium! I choć pieniądze z niego nie były małe, część z nich wysyłał ojcu, a resztę oszczędzał. Jasne, chciał kupić nowy telefon, ale nie zamierzał wydawać na niego fortuny. W końcu i tak jedyne co na nim robił to pisanie smsów i to też tylko z Ianem. Nawet nie miał do kogo dzwonić! Wtedy też pomyślał, że w sumie nie potrzebuje komórki aż tak bardzo. Jego ojciec nie zadzwonił do niego ani razu odkąd wyjechał. Nauczyciele również nie korzystali z jego numeru, bo czemu mieliby to robić? Posiadali go awaryjnie, a Rene był grzeczny i nigdy nie dawał im powodów do zmartwień. No, ale był jeszcze On... Francuz zerknął na kolegę, a następnie na jego tablet. Naprawdę przydałaby mu się własne urządzenie by mieć jak wygodniej z nim rozmawiać. Plus gdyby nie zepsuł telefonu, dzieciak nie marzłby czekając na niego przy fontannie. Czyli jednak nie ma wyboru. Potrzebował komórki i to już na teraz. Rudzielec pożyczył od Nixona tablet i szybko napisał na nim pytanie o jakiś tańszy sklep. Kiedy wyhaczył to jeden ze sprzedawców, ruszył w stronę Dubois, który na ten widok od razu przesunął się za Iana.
Zapewne gdyby Ian wiedział, że Rene był uczniem stypendialnym, byłoby dużo łatwiej. Stety-niestety nigdy nie obchodziły go rankingi, więc jedynie szybko przemykał wzrokiem po klasach B, by sprawdzić czy zdał, czy czeka go poprawka. Nie żeby to drugie kiedykolwiek mu się przydarzyło. Niemniej nawet on nie należąc do bogatszej części społeczeństwa, zdecydowanie wolał sprawdzony, dobry telefon, nawet jeśli miał go spłacać na raty. Nic dziwnego, że początkowo nawet się nie domyślił, że to cena może być tu problemem. Dopiero po zobaczeniu prośby rudowłosego na ekranie tabletu spojrzał na niego wyraźnie zaskoczony, zaraz kiwając jednak głową. Nawet nie zauważył sprzedawcy idącego w ich kierunku. Po prostu złapał znowu Rene za rękę i wyciągnął go ze sklepu, zastanawiając się w którą stronę powinien teraz iść. Jeśli dobrze pamiętał sklep z wszelką elektroniką był gdzies na rogu. Albo może na drugim piętrze? Musiał zdecydowanie częściej wychodzić na miasto. Nawet nie zdawał sobie sprawy z tego, że cały czas trzyma dłoń Rene, rozglądając się na boki. Gdyby chłopak postanowił ją zabrać, rzuciłby mu tylko krótkie spojrzenie nijak tego nie komentując i szedł dalej. Aż w końcu dostrzegł ten charakterystyczny granatowy pasek z białym napisem. Walmart. Tutaj na pewno znajdą coś tańszego. Aczkolwiek teraz gdy mocniej się nad tym zastanawiał, naprawdę próbował zrozumieć co było nie tak z poprzednim sklepem. W końcu na pewno było go stać, prawda? Chyba nie robił tego po to, by Ianowi nie było głupio?
Ciężko było to wszystko zrozumieć.
Zależy ci na jakichś konkretnych funkcjach?
Podniósł tablet przekrzywiając głowę w bok, jeszcze zanim postanowił wejść do sklepu. Może tym razem po prostu sam zapyta kogoś z obsługi, żeby ich pokierował? Albo lepiej nie. Jeszcze nie byli na filmie, a jak Rene zwieje mu z kina to wątpił by miał dać radę zaciągnąć go tu ponownie. Nawet jeśli Dubois nie miał szans uciec przed Ianem, który biegał zdecydowanie dużo szybciej od niego. Już nie wspominając o kondycji!
Ciężko było to wszystko zrozumieć.
Zależy ci na jakichś konkretnych funkcjach?
Podniósł tablet przekrzywiając głowę w bok, jeszcze zanim postanowił wejść do sklepu. Może tym razem po prostu sam zapyta kogoś z obsługi, żeby ich pokierował? Albo lepiej nie. Jeszcze nie byli na filmie, a jak Rene zwieje mu z kina to wątpił by miał dać radę zaciągnąć go tu ponownie. Nawet jeśli Dubois nie miał szans uciec przed Ianem, który biegał zdecydowanie dużo szybciej od niego. Już nie wspominając o kondycji!
I znowu go ciągano. Już się nawet zaczynał przyzwyczajać. I do tego i do wchodzenia na głowę. Miał za mało siły przebicia by walczyć o swoje i się stawiać. Zresztą, w tej chwili był zbyt zdenerwowany pobytem w nowym miejscu pełnym ludzi i do tego zakupami żeby myśleć o stawianiu się. Nawet nie zabrał ręki, kiedy stali z Ianem już poza sklepem Samsunga, gdy ten zastanawiał się co dalej. Przez łeb rudzielca w ogóle nie przeszło to jak mogą teraz wyglądać. Był zbyt zaabsorbowany poszukiwaniami w które został mimowolnie wciągnięty. Aż żałował, że nie załatwił tego sam poprzedniego dnia przez internet. Przynajmniej teraz byłby spokój.
Widząc wiadomość na tablecie, zamyślił się na moment zanim odpisał;
"Chcę by można było z niego pisać i dzwonić."
A po krótkiej chwili poważnej rozkminy dodał;
"I może robić zdjęcia. Ale niekoniecznie."
Czasami przydawał się aparat, ale mógł bez niego żyć. Francuz tak mało interesował się technologią o której przecież nie bardzo uczono ich aktualnie w szkole, że nawet nie brał pod uwagę możliwości, że obecnie już raczej nie robiło się komórek bez wbudowanego aparatu fotograficznego. No i, rzecz jasna, z każdej, nawet najstarszej dało się wykonywać telefony i wysyłać smsy. Pomyśleć, że taki z niego inteligent, a taki mało rozgarnięty. Ale co się dziwić? Nie miał znajomych, nie interesował się niczym co nie było lub nie miało być na lekcjach i praktycznie nie wychodził z pokoju, jeśli nie liczyć pobliskiego spożywczaka i szkoły. Ale to się przecież dało naprawić i Ianowi świetnie szło wyciąganie rudzielca z jego skorupy.
Widząc wiadomość na tablecie, zamyślił się na moment zanim odpisał;
"Chcę by można było z niego pisać i dzwonić."
A po krótkiej chwili poważnej rozkminy dodał;
"I może robić zdjęcia. Ale niekoniecznie."
Czasami przydawał się aparat, ale mógł bez niego żyć. Francuz tak mało interesował się technologią o której przecież nie bardzo uczono ich aktualnie w szkole, że nawet nie brał pod uwagę możliwości, że obecnie już raczej nie robiło się komórek bez wbudowanego aparatu fotograficznego. No i, rzecz jasna, z każdej, nawet najstarszej dało się wykonywać telefony i wysyłać smsy. Pomyśleć, że taki z niego inteligent, a taki mało rozgarnięty. Ale co się dziwić? Nie miał znajomych, nie interesował się niczym co nie było lub nie miało być na lekcjach i praktycznie nie wychodził z pokoju, jeśli nie liczyć pobliskiego spożywczaka i szkoły. Ale to się przecież dało naprawić i Ianowi świetnie szło wyciąganie rudzielca z jego skorupy.
Przewrócił oczami widząc jego odpowiedź. Pisać i dzwonić, no świetnie, czyli jednak miał rację.
Z jednej strony cieszę się, że nie siedzisz wiecznie z nosem w telefonie, ale z drugiej czasy noszenia cegły do pisania i dzwonienia dawno się skończyły Rene.
Uniósł brwi ku górze zastanawiając się jak bardzo tak właściwie chłopak był wycofany ze społeczeństwa. Cała ta sytuacja robiła się coraz bardziej poważna. No bo niewychodzenie na miasto to jedno, ale...
Podrapał się po policzku. Jasne, mógł ułożyć sobie w głowie cały plan jak sprawić by Rene był bardziej outgoing, przygotować update we wszystkich najnowszych trendach i tak dalej - bo przecież mało kto followował social media w takim tempie co Ian - ale musiał wiedzieć, że rudowłosy tego chce. I właśnie tutaj pojawiała się najważniejsza część. Powoli w jego głowie wszystko zaczynało się rozrysowywać, na nowo nadając mu sensu w całym tym poczuciu beznadziei, które odczuwał w ostatnich tygodniach (miesiącach?).
Nowy cel.
Lubisz się uczyć, prawda? Oprócz uczenia się, lubisz czytać? Normalne książki o jakiejkolwiek tematyce. Młodzieżówki, fantastyka, sci-fi, harlequiny, cokolwiek?
Stał póki co przed sklepem, by ustalić jakieś podstawowe rzeczy. Ale w sumie takie sterczenie przy bramkach mijało się z celem. Rozejrzał się na boki i klepnął Rene w ramię, zaraz podbiegając do kanapy nieopodal by usiąść na niej i położyć tablet na nogach, otwierając tym samym oddzielny program z notatkami, od razu wpisując kilka punktów.
Z jednej strony cieszę się, że nie siedzisz wiecznie z nosem w telefonie, ale z drugiej czasy noszenia cegły do pisania i dzwonienia dawno się skończyły Rene.
Uniósł brwi ku górze zastanawiając się jak bardzo tak właściwie chłopak był wycofany ze społeczeństwa. Cała ta sytuacja robiła się coraz bardziej poważna. No bo niewychodzenie na miasto to jedno, ale...
Podrapał się po policzku. Jasne, mógł ułożyć sobie w głowie cały plan jak sprawić by Rene był bardziej outgoing, przygotować update we wszystkich najnowszych trendach i tak dalej - bo przecież mało kto followował social media w takim tempie co Ian - ale musiał wiedzieć, że rudowłosy tego chce. I właśnie tutaj pojawiała się najważniejsza część. Powoli w jego głowie wszystko zaczynało się rozrysowywać, na nowo nadając mu sensu w całym tym poczuciu beznadziei, które odczuwał w ostatnich tygodniach (miesiącach?).
Nowy cel.
Lubisz się uczyć, prawda? Oprócz uczenia się, lubisz czytać? Normalne książki o jakiejkolwiek tematyce. Młodzieżówki, fantastyka, sci-fi, harlequiny, cokolwiek?
Stał póki co przed sklepem, by ustalić jakieś podstawowe rzeczy. Ale w sumie takie sterczenie przy bramkach mijało się z celem. Rozejrzał się na boki i klepnął Rene w ramię, zaraz podbiegając do kanapy nieopodal by usiąść na niej i położyć tablet na nogach, otwierając tym samym oddzielny program z notatkami, od razu wpisując kilka punktów.
Jak tylko przeczytał wiadomość od kolegi, rudzielec od razu przekrzywił łeb, ewidentnie nie rozumiejąc komentarza Iana. No, bo o co mogło mu chodzić? Pisał o jakiejś cegle, a Rene przecież chciał normalny, prosty telefon, najlepiej ten który mu się zniszczył. Nic by w nim nie zmieniał, nawet jeśli czasami się zacinał i miał naprawdę słaby aparat. Przywykł do niego, a nie lubił zmian ani modyfikacji. Co zresztą najlepiej oddawała jego garderoba - prawie same białe koszule i czarne spodnie. Zero wyobraźni, kreatywności czy polotu.
Pytanie o książki zastanowiło Dubois, ale na krótko. Odpowiedź była prosta i jakże w jego wypadku oczywista.
"Czytam podręczniki i lektury. Ale inne rzeczy też bym mógł."
Przynajmniej w tym jednym był dosyć elastyczny. Dotąd wypożyczał i posiadał tylko książki związane z nauką, ale wielokrotnie zastanawiał się czy nie wypożyczyć czegoś innego z biblioteki. Nie był tylko pewien co. Wybór był ogromny, a on, choć lubił czytać, wcale nie miał na to aż tyle czasu ile by chciał. No i chyba jednak byłoby mu wstyd wypożyczać książkę z namalowanym na okładce smokiem nawet jeśli miała epicko brzmiący tytuł i zapowiadała się naprawdę interesująco.
Klepnięty w ramię, rudzielec wyrwał się z zamyślenia i ruszył za Nixonem. Usiadł obok niego i mimowolnie zerknął mu przez ramię na tablet. Nie dlatego, że chciał podglądać co ten robi, ale z nawyku, że w ten sposób się komunikowali. Od razu dostrzegł listę sporządzaną przez Iana, ale nie zapytał o co chodzi. Uznał, że chłopak sam mu powie jak zechce. Co nie przeszkadzało Rene przyglądać się Ianowi z zainteresowaniem. W brunecie coś jakby odżyło i Francuza to niezwykle zaciekawiło.
Pytanie o książki zastanowiło Dubois, ale na krótko. Odpowiedź była prosta i jakże w jego wypadku oczywista.
"Czytam podręczniki i lektury. Ale inne rzeczy też bym mógł."
Przynajmniej w tym jednym był dosyć elastyczny. Dotąd wypożyczał i posiadał tylko książki związane z nauką, ale wielokrotnie zastanawiał się czy nie wypożyczyć czegoś innego z biblioteki. Nie był tylko pewien co. Wybór był ogromny, a on, choć lubił czytać, wcale nie miał na to aż tyle czasu ile by chciał. No i chyba jednak byłoby mu wstyd wypożyczać książkę z namalowanym na okładce smokiem nawet jeśli miała epicko brzmiący tytuł i zapowiadała się naprawdę interesująco.
Klepnięty w ramię, rudzielec wyrwał się z zamyślenia i ruszył za Nixonem. Usiadł obok niego i mimowolnie zerknął mu przez ramię na tablet. Nie dlatego, że chciał podglądać co ten robi, ale z nawyku, że w ten sposób się komunikowali. Od razu dostrzegł listę sporządzaną przez Iana, ale nie zapytał o co chodzi. Uznał, że chłopak sam mu powie jak zechce. Co nie przeszkadzało Rene przyglądać się Ianowi z zainteresowaniem. W brunecie coś jakby odżyło i Francuza to niezwykle zaciekawiło.
Pokiwał krótko głową, zaznaczając coś krótko w notatniku. Tablet sam dodał stosowny tick przy jednym z pustych kwadracików, które narysował sobie minutę wcześniej.
Są specjalne telefony, które ułatwiają czytanie. Możemy ci ściągnąć aplikację, dzięki której będziesz miał dostęp do dziesiątek tysięcy książek. Niektóre są darmowe, inne są płatne, jeszcze inne mają abonament który opłacasz raz w miesiącu i czytasz ile chcesz. Jeśli faktycznie cię to interesuje.
Były też e-booki, ale skoro chłopak ledwo co był przywiązany do telefonu, nie do końca potrafił sobie wyobrazić go noszącego więcej niż jedno urządzenie. Albo co gorsza, e-book wciągnąłby go na tyle, że komórka poszłaby w odstawkę i Ian straciłby możliwość szybkiego kontaktu z Rene. Nie, zdecydowanie nie teraz. Poleci mu je kiedy indziej. Gdy sam nie będzie już czuł, że jego pozycja i obecność w codziennym życiu rudowłosego są zagrożone.
Cóż za egoizm, Ian.
Okej, a co z tymi zdjęciami? Interesuje cię fotografia i wrzucanie swoich dzieł na social media czy to bardziej kwestia zrobienia zdjęcia, żeby móc się pochwalić co jesz dziś na obiad, albo upamiętnienia swojej seksownej fryzury z rana? Swoją drogą, jeśli chociaż przez chwilę pomyślałeś, że uwolnisz się ode mnie robiąc mi zdjęcia notatek zamiast się ze mną spotykać to ostrzegam, że osobiście ci ten aparat zepsuję już pierwszego dnia.
Spójrzcie tylko jak przeuroczo się uśmiechał pokazując podobną wiadomość. Aż ciężko było stwierdzić czy nadal sobie żartuje czy jest śmiertelnie poważny.
Są specjalne telefony, które ułatwiają czytanie. Możemy ci ściągnąć aplikację, dzięki której będziesz miał dostęp do dziesiątek tysięcy książek. Niektóre są darmowe, inne są płatne, jeszcze inne mają abonament który opłacasz raz w miesiącu i czytasz ile chcesz. Jeśli faktycznie cię to interesuje.
Były też e-booki, ale skoro chłopak ledwo co był przywiązany do telefonu, nie do końca potrafił sobie wyobrazić go noszącego więcej niż jedno urządzenie. Albo co gorsza, e-book wciągnąłby go na tyle, że komórka poszłaby w odstawkę i Ian straciłby możliwość szybkiego kontaktu z Rene. Nie, zdecydowanie nie teraz. Poleci mu je kiedy indziej. Gdy sam nie będzie już czuł, że jego pozycja i obecność w codziennym życiu rudowłosego są zagrożone.
Cóż za egoizm, Ian.
Okej, a co z tymi zdjęciami? Interesuje cię fotografia i wrzucanie swoich dzieł na social media czy to bardziej kwestia zrobienia zdjęcia, żeby móc się pochwalić co jesz dziś na obiad, albo upamiętnienia swojej seksownej fryzury z rana? Swoją drogą, jeśli chociaż przez chwilę pomyślałeś, że uwolnisz się ode mnie robiąc mi zdjęcia notatek zamiast się ze mną spotykać to ostrzegam, że osobiście ci ten aparat zepsuję już pierwszego dnia.
Spójrzcie tylko jak przeuroczo się uśmiechał pokazując podobną wiadomość. Aż ciężko było stwierdzić czy nadal sobie żartuje czy jest śmiertelnie poważny.
I się zaczęło... Najpierw to było jedno pytanie, a teraz nagle cały nawał tekstu. Rene aż nie wiedział co powiedzieć. Przeczytał uważnie pierwszy wywód Iana i zrobił niepewną minę. Miał ochotę wzruszyć ramionami, albo potaknąć i tyle w temacie, ale przeczuwał, że dla kolegi to wszystko zrobiło się z jakiegoś powodu niezwykle istotne i w związku z tym wypadałoby zaszczycić go więcej niż głupim skinieniem łba. Rudzielec już miał odpisać, gdy Nixon znowu wziął się za wklepywanie kolejnego monologu. W tym momencie Francuzowi przeszło przez myśl, że cieszy się, że nie musi tego wysłuchiwać. O wiele przyjemniej czytało mu się z tabletu niż gdyby miał siedzieć obok nakręconej gaduły. To była cecha Iana, która dla innych uchodziłaby za niepełnosprawność, ale dla Rene była prawdziwą zaletą. Wtedy po raz pierwszy rudzielec świadomie pomyślał, że naprawdę szybko nie spotka drugiego takiego jak ten tutaj. I że powinien trzymać go blisko siebie, bo aż żal takiego stracić. I to nie tylko dlatego, że był "wygodny", bo się nie odzywał. Zwyczajnie miał w sobie to coś. Dziwne, niemożliwe do określenia, cholernie przyciągające coś.
Aż uśmiechnął się, choć nie na "groźby" znajomego. Odpowiedział na jego słodki uśmiech małego szakala, który choć trochę Dubois przerażał, okazywał się też niezwykle zaraźliwy. Dopiero wtedy wziął od niego tablet i odpisał;
"Darmowe książki brzmią świetnie. Zdjęć nie będę jednak robił."
Rozgryzł go z tymi notatkami, choć to nie tak, że chciał go unikać czy mieć z głowy. Zastanawiał się czy z lepszym aparatem nie mógłby wysyłać mu fotek żeby oszczędzić na kserze. Lubił być efektywny w tym co robił. Ale z drugiej strony nie zależało mu na tym by sprawiać Ianowi przykrość. Jeśli ten wolał dostawać notatki w formie pliku kartek wręczanego osobiście to Rene nie widział powodu by tak tego właśnie nie robić.
Aż uśmiechnął się, choć nie na "groźby" znajomego. Odpowiedział na jego słodki uśmiech małego szakala, który choć trochę Dubois przerażał, okazywał się też niezwykle zaraźliwy. Dopiero wtedy wziął od niego tablet i odpisał;
"Darmowe książki brzmią świetnie. Zdjęć nie będę jednak robił."
Rozgryzł go z tymi notatkami, choć to nie tak, że chciał go unikać czy mieć z głowy. Zastanawiał się czy z lepszym aparatem nie mógłby wysyłać mu fotek żeby oszczędzić na kserze. Lubił być efektywny w tym co robił. Ale z drugiej strony nie zależało mu na tym by sprawiać Ianowi przykrość. Jeśli ten wolał dostawać notatki w formie pliku kartek wręczanego osobiście to Rene nie widział powodu by tak tego właśnie nie robić.
No proszę, jak szybko zrezygnował ze zdjęć. Czyżby więc faktycznie właśnie to było powodem? Przyglądał mu się nieco dłużej, zupełnie jakby mógł to wyczytać z jego oczu, choć dość szybko zorientował się, że zgubił gdzieś swoją pierwotną podejrzliwość, gdy zapatrzył się na jego uśmiech. Odkaszlnął krótko, by ukryć swoje zmieszanie i rozejrzał się niby to na boki, przyglądając przechodzącym ludziom. Wziął od niego tablet, poklepując w niego kilkakrotnie dłońmi.
W porządku. To na pewno pomoże ograniczyć koszty, bo jednak dobre aparaty swoje kosztują. Do zdjęć chyba najlepsze są iPhone'y, chociaż nie wiem czy koniec końców Huawei nie zdominował ich na rynku. Musiałbym odkopać jakieś artykuły. Tak czy inaczej zawyży to cenę.
Skoro był jednak zainteresowany darmowymi książkami, mogli albo spróbować podpytać o telefony z odpowiednim ekranem, albo po prostu dorwać jeden z tych, który miał dostęp do masy aplikacji dzięki swojemu sklepowi.
Jakieś gry? Może seriale? Przeglądanie stron internetowych? Nie wiem czy interesują cię takie rzeczy. Na przykład mój telefon ma zakrzywiony ekran dzięki czemu dużo wygodniej ogląda się seriale na Netflixie. W praktyce jest to o tyle słabe, że bez odpowiedniej ochrony przy jakimkolwiek uszkodzeniu musisz wymieniać cały ekran na co wydasz majątek.
Przysunął się do niego z cwaną miną, zaraz dopisując jeszcze jedno zdanie.
Co prowadzi do kolejnego pytania, jak często zdarza ci się rzucać telefonem?
W porządku. To na pewno pomoże ograniczyć koszty, bo jednak dobre aparaty swoje kosztują. Do zdjęć chyba najlepsze są iPhone'y, chociaż nie wiem czy koniec końców Huawei nie zdominował ich na rynku. Musiałbym odkopać jakieś artykuły. Tak czy inaczej zawyży to cenę.
Skoro był jednak zainteresowany darmowymi książkami, mogli albo spróbować podpytać o telefony z odpowiednim ekranem, albo po prostu dorwać jeden z tych, który miał dostęp do masy aplikacji dzięki swojemu sklepowi.
Jakieś gry? Może seriale? Przeglądanie stron internetowych? Nie wiem czy interesują cię takie rzeczy. Na przykład mój telefon ma zakrzywiony ekran dzięki czemu dużo wygodniej ogląda się seriale na Netflixie. W praktyce jest to o tyle słabe, że bez odpowiedniej ochrony przy jakimkolwiek uszkodzeniu musisz wymieniać cały ekran na co wydasz majątek.
Przysunął się do niego z cwaną miną, zaraz dopisując jeszcze jedno zdanie.
Co prowadzi do kolejnego pytania, jak często zdarza ci się rzucać telefonem?
Strona 2 z 4 • 1, 2, 3, 4
Pozwolenia na tym forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach