▲▼
Strona 1 z 2 • 1, 2
DOM rodziny Hope
Śliczna rezydencja z klinkierową elewacją i drewnianymi wykończeniami, otoczona ogrodem w którym nadrzędną zasadą jest utylitaryzm. Rośnie tam wyłącznie to, co jest użyteczne, czyli warzywa, zioła, drzewa i krzewy owocowe. Z tyłu terenu znajduje się szklarnia i niewielka szopka na narzędzia.
[a tu będzie zacny opis jak mnie najdzie wena]
Śliczna rezydencja z klinkierową elewacją i drewnianymi wykończeniami, otoczona ogrodem w którym nadrzędną zasadą jest utylitaryzm. Rośnie tam wyłącznie to, co jest użyteczne, czyli warzywa, zioła, drzewa i krzewy owocowe. Z tyłu terenu znajduje się szklarnia i niewielka szopka na narzędzia.
[a tu będzie zacny opis jak mnie najdzie wena]
Spieszyło mu się, bo przecież chciał zdążyć do Matta zanim wróci do domu, a jego matka bardzo wcześnie wstawała do pracy i ostatnio wyjątkowo pilnowała czy chłopak jest w domu. Żwawo opuścił teren rezydencji państwa Dark i mijał kolejną, równie sporą, nie oglądając się na to do kogo należała, gdy naszła go myśl by skrócić sobie przez nią drogę. Skoro i tak wszyscy o tej porze spali, a on nie zamierzał przecież robić nic złego, Rem bez wahania wspiął się po ogrodzeniu i osłaniając ramieniem twarz przebiegł przez trawnik na tyle prędko na ile pozwalała mu niedogojona rana na nodze. Nawet jeśli ktoś sprawdzi potem nagrania, przynajmniej go nie zidentyfikuje.
Viera miała różne dziwne momenty, w których uznawała, że czas wyjść do ogrodu. Czasem był to wschód słońca, innym razem chłodne popołudnie. Tak się złożyło, że dziś stwierdziła że środek nocy to idealna pora na spacer. Wbrew pozorom miała bardzo konkretny powód! Niebo. Rozgwieżdżone niebo. Musiała sprawdzić, czy jej projekt jest wystarczająco autentyczny... Oczywiście większość niebiańskich tworów brała z internetowych zdjęć, bo nie wszystko dało się zobaczyć gołym okiem, ale...
Wyszła zza drzewa dość gwałtownie i niespodziewanie się z czymś zderzyła. Co? Przecież to był jej własny, znaczy jej rodzinny ogród... Czy sobie wyobraziła to wszystko, a tak naprawdę znajdowała się na ulicy? Hm. Nie. Upadła na trawę. Prawdopodobnie osobnik, z którym się zderzyła, też. Rozejrzała się i dostrzegła intruza, od razu identyfikując jego twarz.
- Ty jesteś od Fiołka! - zawołała, a raczej głośno wyszeptała, bo nie chciała zbyt głośnym dźwiękiem sprofanować nocnej ciszy. Jej usta przyozdobił uśmiech, w oczach rozbłysły szczęśliwe iskierki. - Widziałam was razem! Przyjaźnicie się, prawda? O matko, z nieba mi spadłeś! Chodź, koniecznie musisz mi w czymś pomóc!
I chwyciwszy go za rękaw, zaczęła ciągnąć w stronę tarasowego wejścia do rezydencji.
Wyszła zza drzewa dość gwałtownie i niespodziewanie się z czymś zderzyła. Co? Przecież to był jej własny, znaczy jej rodzinny ogród... Czy sobie wyobraziła to wszystko, a tak naprawdę znajdowała się na ulicy? Hm. Nie. Upadła na trawę. Prawdopodobnie osobnik, z którym się zderzyła, też. Rozejrzała się i dostrzegła intruza, od razu identyfikując jego twarz.
- Ty jesteś od Fiołka! - zawołała, a raczej głośno wyszeptała, bo nie chciała zbyt głośnym dźwiękiem sprofanować nocnej ciszy. Jej usta przyozdobił uśmiech, w oczach rozbłysły szczęśliwe iskierki. - Widziałam was razem! Przyjaźnicie się, prawda? O matko, z nieba mi spadłeś! Chodź, koniecznie musisz mi w czymś pomóc!
I chwyciwszy go za rękaw, zaczęła ciągnąć w stronę tarasowego wejścia do rezydencji.
...co się stało? Przed chwilą truchtał przez pusty trawnik, a teraz siadł na ziemi zdezorientowany, nie wiedząc na co, albo raczej na kogo mógł o tej godzinie wpaść. Czyżby miał aż tak dużego pecha by wejść na teren jednej jedynej posiadłości pilnowanej osobiście przez prywatnego stróża? Ci bogacze i ich jebane środki ostrożności...
Szlag...
Spojrzał przed siebie, ale zamiast mięśniaka w mundurze i z latarką w ręku, dostrzegł całkiem śliczną laseczkę, która tak jak i on zaliczyła glebę. Nawet chciał się uśmiechnąć, poprzedzając tym kiczowaty tekst z serii "bolało jak spadałaś z nieba, aniele?", gdy ta zaczęła coś trajkotać i złapała go za kurtkę, a następnie wbrew jego wolo zaczęła zaciągać... gdzieś. Nawet nie chciał wnikać gdzie.
- Ej! - warknął z irytacją. Co jak co, ale takiego traktowania to nie lubił; wystarczająco miał go w domu, więc nie zamierzał dawać się jeszcze jakiejś obcej laluni. Serio, za kogo ona się uważała?!
- Puszczaj! - jednym szybkim, acz zdecydowanym ruchem Rem wyrwał się panience i zmierzył ją podejrzliwym spojrzeniem.
- Jakiego fiołka? O czym ty gadasz? - zmrużył oczy.
- Brałaś coś? Od kogo kupiłaś?
Szlag...
Spojrzał przed siebie, ale zamiast mięśniaka w mundurze i z latarką w ręku, dostrzegł całkiem śliczną laseczkę, która tak jak i on zaliczyła glebę. Nawet chciał się uśmiechnąć, poprzedzając tym kiczowaty tekst z serii "bolało jak spadałaś z nieba, aniele?", gdy ta zaczęła coś trajkotać i złapała go za kurtkę, a następnie wbrew jego wolo zaczęła zaciągać... gdzieś. Nawet nie chciał wnikać gdzie.
- Ej! - warknął z irytacją. Co jak co, ale takiego traktowania to nie lubił; wystarczająco miał go w domu, więc nie zamierzał dawać się jeszcze jakiejś obcej laluni. Serio, za kogo ona się uważała?!
- Puszczaj! - jednym szybkim, acz zdecydowanym ruchem Rem wyrwał się panience i zmierzył ją podejrzliwym spojrzeniem.
- Jakiego fiołka? O czym ty gadasz? - zmrużył oczy.
- Brałaś coś? Od kogo kupiłaś?
Spojrzała na niego zaskoczona ostrą reakcją, ale potem roześmiała się wesoło. Puściła jego rękaw.
- No tak. Przerwałam ci nocny spacer, przepraszam! - uśmiechnęła się pokojowo. - Troszkę zbyt emocjonalnie podchodzę do wszystkiego co związane z Fiołkiem. No wiesz, Fiołek. Violet. Nathalie Violette Dark.
Musiała wyjaśnić, w końcu to było oczywiste tylko dla niej... No trudno! Ekscytowała się swoim pomysłem i tak strasznie chciała go z kimś skonsultować! Z kimś kto też znał jej ukochanego Fiołka.
- Nooo... brałam - spojrzała na niego z wahaniem. Czy to nie podejrzane, że pytał o jej delikatne ziołowe pastylki uspokajające? Łyknęła jedną przed wyjściem do ogrodu bo cała się trzęsła z emocji, widząc efekt swojej pracy. Skąd mógł to wiedzieć...? - Nie kupiłam... moja mama robi... Chcesz trochę? Chyba ci się przyda... Ale słuchaj, mam dla Fiołka prezent, chcę jej zrobić niespodziankę, ale nie wiem czy jej się spodoba, a skoro się przyjaźnicie to może będziesz wiedział i... Pomożesz?
Spojrzała na niego prosząco. Tak strasznie strasznie jej zależało...!
- No tak. Przerwałam ci nocny spacer, przepraszam! - uśmiechnęła się pokojowo. - Troszkę zbyt emocjonalnie podchodzę do wszystkiego co związane z Fiołkiem. No wiesz, Fiołek. Violet. Nathalie Violette Dark.
Musiała wyjaśnić, w końcu to było oczywiste tylko dla niej... No trudno! Ekscytowała się swoim pomysłem i tak strasznie chciała go z kimś skonsultować! Z kimś kto też znał jej ukochanego Fiołka.
- Nooo... brałam - spojrzała na niego z wahaniem. Czy to nie podejrzane, że pytał o jej delikatne ziołowe pastylki uspokajające? Łyknęła jedną przed wyjściem do ogrodu bo cała się trzęsła z emocji, widząc efekt swojej pracy. Skąd mógł to wiedzieć...? - Nie kupiłam... moja mama robi... Chcesz trochę? Chyba ci się przyda... Ale słuchaj, mam dla Fiołka prezent, chcę jej zrobić niespodziankę, ale nie wiem czy jej się spodoba, a skoro się przyjaźnicie to może będziesz wiedział i... Pomożesz?
Spojrzała na niego prosząco. Tak strasznie strasznie jej zależało...!
Patrzył na nią najpierw podejrzliwie, a potem z coraz większym niedowierzaniem. Wreszcie parsknął śmiechem, ledwo zdążając zasłonić usta.
- M-mówisz o Viv? "Fiołek"... Genialne... - prawie znowu padł, gdy nogi się pod nim ugięły.
Muszę tak zacząć ją nazywać...!
I w tym momencie nieznajoma skosiła chłopaka doszczętnie. Jej matka robi dragi i daje dziecku za darmo... I jeszcze chce go poczęstować... Rem zerknął na nią zastanawiając się czy ruda go wrabia, ale wydawała się być na tak srogiej fazie, że cokolwiek nie brała, było to z pewnością niedawno.
- Jeszcze pytasz? - uśmiechnął się już pewniej, zakładając, że kimkolwiek dziewczyna nie była, skoro znała Darkównę i oferowała mu tabsy to musiała być wporzo.
- Prowadź, lalka. - pogonił ją, nie mając aż tak wiele czasu do zbycia przed świtem. Ale serio, poszczęściło mu się tym razem! Nie musiał bać się, że nie zdąży do Matta, ani tym jak mu zapłaci, a do tego miał spędzić jeszcze trochę czasu z całkiem ładną panienką. Czy mogło być lepiej?
- M-mówisz o Viv? "Fiołek"... Genialne... - prawie znowu padł, gdy nogi się pod nim ugięły.
Muszę tak zacząć ją nazywać...!
I w tym momencie nieznajoma skosiła chłopaka doszczętnie. Jej matka robi dragi i daje dziecku za darmo... I jeszcze chce go poczęstować... Rem zerknął na nią zastanawiając się czy ruda go wrabia, ale wydawała się być na tak srogiej fazie, że cokolwiek nie brała, było to z pewnością niedawno.
- Jeszcze pytasz? - uśmiechnął się już pewniej, zakładając, że kimkolwiek dziewczyna nie była, skoro znała Darkównę i oferowała mu tabsy to musiała być wporzo.
- Prowadź, lalka. - pogonił ją, nie mając aż tak wiele czasu do zbycia przed świtem. Ale serio, poszczęściło mu się tym razem! Nie musiał bać się, że nie zdąży do Matta, ani tym jak mu zapłaci, a do tego miał spędzić jeszcze trochę czasu z całkiem ładną panienką. Czy mogło być lepiej?
- No raczej, że genialne! - Roześmiała się jeszcze bardziej i uśmiechnęła się szerzej. - Mówisz na fiołka Viv? Na mnie czasem też tak mówią... To prawie jak byśmy były siostrami! I tak prawie jesteśmy! Rany, ale z ciebie pozytywny facet!
Czemu pozytywny? Chyba nawet Stwórca nie wiedział, co się czaiło w umyśle Viery. Jej myśli mknęły sobie tylko znanymi ścieżkami i były zrozumiałe wyłącznie dla jej samej. Z wyjątkami. Rzadkimi ale jednak. Poprowadziła niespodziewanego gościa przez dom, mimo wszystko trzymając go za rękaw. Powiedziała mu wcześniej, że jest ciemno i że to po to, by nie wpadł na jakieś meble. Idąc przez ciemny dom rzucała co jakiś czas szeptem "tu stolik", "Schody!" albo "Tu śpi gosposia".
- Widzę, że masz gościa skarbie!
Zapaliło się światło i pojawiła się matka Verity. Miała na sobie fantazyjny, jedwabny szlafrok i fikuśny turban. W jednej ręce trzymała pudełko czekoladek, w drugiej jakiś skomplikowany przyrząd kreślarski.
- To przyjaciel Fiołka mamo! Chce spróbować twoich Magicznych Fasolek. - powiedziała wesoło ruda dziewczyna, po czym wskazała dziwne ustrojstwo w ręce opiekunki. - Nocne natchnienie?
- Doprawdy? Rodzinny przepis. Ziółka jeszcze z Londynu, sama natura, robaczku!- Zniżyła głos do konspiracyjnego szeptu, patrząc na chłopaka, po czym wyprostowała się i westchnęła. - Verciu, moje kochanie, doznałam olśnienia. Wszędzie wokół mnie są kwiaty. Rozmnożę jeden gatunek i zrobię z niego...
Nie dowiedzieli się, co takiego pani Hope zrobi z tym jednym gatunkiem kwiatu, bo kobieta wydała z siebie zduszony okrzyk i wołając cicho "Tak, to jest właśnie to!" weszła do swojej pracowni. Viera uśmiechnęła się do gościa.
- To mama. Interesuje się botaniką i farmacją... eksperymentalną. W wolnych chwilach projektuje też ogrody. Jest genialna. Tylko nie ma najmniejszego wyczucia estetyki...
Kręcąc głową nad artystycznym kalectwem opiekunki, poprowadziła rudzielca na najwyższe piętro budynku. Panował tu... artystyczny nieład. Wszędzie było wszystko. Totalnie. Widać, że dziewczę nie mogło znaleźć idealnego dla siebie rozmieszczenia mebli, bo gdzieś na środku stała szafa, bokiem do ściany regał z książkami, no ogólnie wszystko było poukładane w mało intuicyjny sposób, ale w końcu miała dla siebie całe, przestronne piętro, prawda?
- Czekaj, muszą być gdzieś na wierzchu...
Zwinnie wyminęła kilka co bardziej chybotliwych stosów książek i artykułów malarskich, po czym dorwała się do kufra - prawdziwego, średniowiecznego kufra wartego ładną fortunę - po czym wyrzuciwszy z niej kilka zbędnych fatałaszków dorwała się do nieopisanego słoiczka z ciemnego szkła zatkanego korkiem.
- Masz! - podała ziołowe tabletki przyjacielowi Fiołka. - Powinno się brać jedną, ale smakują totalnie wspaniale. To przez cukier. Czasem jem je jak cukierki, ale wtedy... wiesz. Lepiej z nimi nie przesadzać... Tata kiedyś po nich totalnie odjechał. W zasadzie to chyba nie była wina magicznej fasolki, tylko tej herbatki którą mama zrobiła... To chyba nie było zbyt dobre połączenie. W każdym razie mama potem opchnęła to jakiejś firmie i zarobiła małą fortunę. Ale miałam pokazać ten projekt... gdzie jest ta lampa...
Czemu pozytywny? Chyba nawet Stwórca nie wiedział, co się czaiło w umyśle Viery. Jej myśli mknęły sobie tylko znanymi ścieżkami i były zrozumiałe wyłącznie dla jej samej. Z wyjątkami. Rzadkimi ale jednak. Poprowadziła niespodziewanego gościa przez dom, mimo wszystko trzymając go za rękaw. Powiedziała mu wcześniej, że jest ciemno i że to po to, by nie wpadł na jakieś meble. Idąc przez ciemny dom rzucała co jakiś czas szeptem "tu stolik", "Schody!" albo "Tu śpi gosposia".
- Widzę, że masz gościa skarbie!
Zapaliło się światło i pojawiła się matka Verity. Miała na sobie fantazyjny, jedwabny szlafrok i fikuśny turban. W jednej ręce trzymała pudełko czekoladek, w drugiej jakiś skomplikowany przyrząd kreślarski.
- To przyjaciel Fiołka mamo! Chce spróbować twoich Magicznych Fasolek. - powiedziała wesoło ruda dziewczyna, po czym wskazała dziwne ustrojstwo w ręce opiekunki. - Nocne natchnienie?
- Doprawdy? Rodzinny przepis. Ziółka jeszcze z Londynu, sama natura, robaczku!- Zniżyła głos do konspiracyjnego szeptu, patrząc na chłopaka, po czym wyprostowała się i westchnęła. - Verciu, moje kochanie, doznałam olśnienia. Wszędzie wokół mnie są kwiaty. Rozmnożę jeden gatunek i zrobię z niego...
Nie dowiedzieli się, co takiego pani Hope zrobi z tym jednym gatunkiem kwiatu, bo kobieta wydała z siebie zduszony okrzyk i wołając cicho "Tak, to jest właśnie to!" weszła do swojej pracowni. Viera uśmiechnęła się do gościa.
- To mama. Interesuje się botaniką i farmacją... eksperymentalną. W wolnych chwilach projektuje też ogrody. Jest genialna. Tylko nie ma najmniejszego wyczucia estetyki...
Kręcąc głową nad artystycznym kalectwem opiekunki, poprowadziła rudzielca na najwyższe piętro budynku. Panował tu... artystyczny nieład. Wszędzie było wszystko. Totalnie. Widać, że dziewczę nie mogło znaleźć idealnego dla siebie rozmieszczenia mebli, bo gdzieś na środku stała szafa, bokiem do ściany regał z książkami, no ogólnie wszystko było poukładane w mało intuicyjny sposób, ale w końcu miała dla siebie całe, przestronne piętro, prawda?
- Czekaj, muszą być gdzieś na wierzchu...
Zwinnie wyminęła kilka co bardziej chybotliwych stosów książek i artykułów malarskich, po czym dorwała się do kufra - prawdziwego, średniowiecznego kufra wartego ładną fortunę - po czym wyrzuciwszy z niej kilka zbędnych fatałaszków dorwała się do nieopisanego słoiczka z ciemnego szkła zatkanego korkiem.
- Masz! - podała ziołowe tabletki przyjacielowi Fiołka. - Powinno się brać jedną, ale smakują totalnie wspaniale. To przez cukier. Czasem jem je jak cukierki, ale wtedy... wiesz. Lepiej z nimi nie przesadzać... Tata kiedyś po nich totalnie odjechał. W zasadzie to chyba nie była wina magicznej fasolki, tylko tej herbatki którą mama zrobiła... To chyba nie było zbyt dobre połączenie. W każdym razie mama potem opchnęła to jakiejś firmie i zarobiła małą fortunę. Ale miałam pokazać ten projekt... gdzie jest ta lampa...
Taa, nie każda uznawała go za 'pozytywnego' i również nie każda okazywała się być psiapsiółą jego... kumpeli? Nazwijmy ją na ten czas kumpelą, bo wciąż nie był pewien czy i w jakim stopniu cokolwiek się między nimi zmieniło.
Przynajmniej nie jest tak żałośnie samotna jak myślałem.
To go pocieszyło jakoś. Chociaż im dłużej przebywał w towarzystwie tej narwanej baby tym bardziej zastanawiał się jak Darkówna z nią wytrzymuje.
Ruda prowadziła go przez dom jakby oprowadzała po Luwrze...
"A tu stolik!" "A tu śpi gosposia!"
A tu mam wszystko GDZIEŚ!
Tabletki, Rem. Darmowe prochy. Wystarczy się przemęczyć i będzie jak w raju. Hera ci nie ucieknie, Matt też nie. Zawsze jest jutro, a tak przynajmniej spróbuje się czegoś nowego za darmochę.
Westchnął. W tej samej chwili ktoś zapalił światło. Serce mu stanęło, chociaż tym razem zupełnie legalnie wlazł do cudzego domu.
Na legalu, ale z jakąś świruską. Jeszcze dostanę opieprz, bo ona okaże się być specjalnym dzieckiem czy coś... Dlaczego kurwa ja?
Uśmiechnął się robiąc dobrą minę do złej gry.
No, to jedziemy z tym koksem...
- ... - zatkało go. Coś chciał powiedzieć, wytłumaczyć, ale nie było okazji. Zaczął więc tępo potakiwać za każdym razem i na wszystko.
Tak, przyjaciel Fiołka. Tak, chce spróbować... czego do kurwy nędzy? Fasol... nie. Nie wnika. NIE WNIKA.
Robaczku? Że ja? Ten ich stuff musi być naprawdę mocny...
Serce mu mocniej zabiło. Już nie mógł się doczekać!
- Uhum. - mruknął tylko jak dziwna kobieta, matka zwariowanej młodej, oddaliła się mamrocząc coś o kwiatach... na punkcie których chyba wszyscy w tym domu mieli cholernego bzika. Potem sama ruda coś pieprzyła, ale nie słuchał jej, tylko też kiwał łbem.
To gdzie te tabsy? Nie mam całej nocy...
Szedł za nią, mimowolnie rozglądając się z nikłym zaciekawieniem. Czuł się trochę jakby trafił do laboratorium szalonego alchemika, albo po prostu wariatkowa. A jak raz nic nie brał, więc nie mógł tego zwalić na omamy.
Stanąwszy w czymś co było chyba jej 'pokojem', obserwował uwijające się w bałaganie dziewczę, dostrzegając coraz więcej argumentów dla których ona i Darkówna powinny być prędzej zaciekłymi wrogami niż swoimi 'siostrami'. Najważniejszym z nich okazał się słoik proszków, które laska wcisnęła mu z długą przemową, jakiej ani krztyny nie wziął do serca. W końcu Violett nigdy nie dałaby mu nic po czym mógłby odlecieć. A szkoda!
Otworzył słój i wysypał kilka na dłoń, po czym połknął bez chwili namysłu. Były cholernie słodkie, ale to był tylko dla niego plus. Od razu przez głowę przeszło mu, że brakuje im cynamonowej nutki. Moment później faktycznie ją poczuł. Wtedy dopiero zrobiło się ciekawie...
Jakby przy jego niedociśnieniu potrzebował wiele do poczucia wiecznego zmęczenia i ospałości to teraz, po garści tych ziołowych, przesłodzonych cukierków zaczął już zupełnie odlatywać. Nie widać tego było od razu, dla osoby postronnej nic się nie zmieniło jak dotąd, ale sam Tybalt z każdą chwilą robił się coraz bardziej senny i ociężały.
Przynajmniej dobrze smakują.
Pocieszył się, nie dostrzegając problemu i łapiąc kolejną garstkę zanim towarzyszka uznałaby, że za wieloma się poczęstował. Wzdychając, z coraz większym trudem łapiąc powietrze, oparł się luźno o jakąś szafę, obserwując poczynania rudej. To co chciała mu pokazać?
Przynajmniej nie jest tak żałośnie samotna jak myślałem.
To go pocieszyło jakoś. Chociaż im dłużej przebywał w towarzystwie tej narwanej baby tym bardziej zastanawiał się jak Darkówna z nią wytrzymuje.
Ruda prowadziła go przez dom jakby oprowadzała po Luwrze...
"A tu stolik!" "A tu śpi gosposia!"
A tu mam wszystko GDZIEŚ!
Tabletki, Rem. Darmowe prochy. Wystarczy się przemęczyć i będzie jak w raju. Hera ci nie ucieknie, Matt też nie. Zawsze jest jutro, a tak przynajmniej spróbuje się czegoś nowego za darmochę.
Westchnął. W tej samej chwili ktoś zapalił światło. Serce mu stanęło, chociaż tym razem zupełnie legalnie wlazł do cudzego domu.
Na legalu, ale z jakąś świruską. Jeszcze dostanę opieprz, bo ona okaże się być specjalnym dzieckiem czy coś... Dlaczego kurwa ja?
Uśmiechnął się robiąc dobrą minę do złej gry.
No, to jedziemy z tym koksem...
- ... - zatkało go. Coś chciał powiedzieć, wytłumaczyć, ale nie było okazji. Zaczął więc tępo potakiwać za każdym razem i na wszystko.
Tak, przyjaciel Fiołka. Tak, chce spróbować... czego do kurwy nędzy? Fasol... nie. Nie wnika. NIE WNIKA.
Robaczku? Że ja? Ten ich stuff musi być naprawdę mocny...
Serce mu mocniej zabiło. Już nie mógł się doczekać!
- Uhum. - mruknął tylko jak dziwna kobieta, matka zwariowanej młodej, oddaliła się mamrocząc coś o kwiatach... na punkcie których chyba wszyscy w tym domu mieli cholernego bzika. Potem sama ruda coś pieprzyła, ale nie słuchał jej, tylko też kiwał łbem.
To gdzie te tabsy? Nie mam całej nocy...
Szedł za nią, mimowolnie rozglądając się z nikłym zaciekawieniem. Czuł się trochę jakby trafił do laboratorium szalonego alchemika, albo po prostu wariatkowa. A jak raz nic nie brał, więc nie mógł tego zwalić na omamy.
Stanąwszy w czymś co było chyba jej 'pokojem', obserwował uwijające się w bałaganie dziewczę, dostrzegając coraz więcej argumentów dla których ona i Darkówna powinny być prędzej zaciekłymi wrogami niż swoimi 'siostrami'. Najważniejszym z nich okazał się słoik proszków, które laska wcisnęła mu z długą przemową, jakiej ani krztyny nie wziął do serca. W końcu Violett nigdy nie dałaby mu nic po czym mógłby odlecieć. A szkoda!
Otworzył słój i wysypał kilka na dłoń, po czym połknął bez chwili namysłu. Były cholernie słodkie, ale to był tylko dla niego plus. Od razu przez głowę przeszło mu, że brakuje im cynamonowej nutki. Moment później faktycznie ją poczuł. Wtedy dopiero zrobiło się ciekawie...
Jakby przy jego niedociśnieniu potrzebował wiele do poczucia wiecznego zmęczenia i ospałości to teraz, po garści tych ziołowych, przesłodzonych cukierków zaczął już zupełnie odlatywać. Nie widać tego było od razu, dla osoby postronnej nic się nie zmieniło jak dotąd, ale sam Tybalt z każdą chwilą robił się coraz bardziej senny i ociężały.
Przynajmniej dobrze smakują.
Pocieszył się, nie dostrzegając problemu i łapiąc kolejną garstkę zanim towarzyszka uznałaby, że za wieloma się poczęstował. Wzdychając, z coraz większym trudem łapiąc powietrze, oparł się luźno o jakąś szafę, obserwując poczynania rudej. To co chciała mu pokazać?
Wreszcie znalazła poszukiwane ustrojstwo. Podłączyła lampę do zasilania, ale jeszcze jej nie odpaliła. Najpierw trzeba było zgasić normalne oświetlenie, prawda? Inaczej to nie miało sensu. No i w ogóle co z tym rudzielcem? Coooo? Zjadł całą garść? No ładnie. Veri podeszła do niego i z miną stanowiącą mieszankę pobłażliwości z dezaprobatą, a następnie wyjęła mu słoiczek z rąk.
- Mówiłam, że jedną... Zaraz tu zaśniesz, co? A miałeś mi pomóc z prezentem dla Fiołka! Weź się połóż, serio, bo się przewrócisz. Łoah, swoją drogą działają na ciebie szybciej nawet niż na tatę!
Pomogła chłopakowi przemieścić się na wielkie, wygodne łóżko stojące nieco po lewej od drzwi łazienkowych i podała mu dodatkową poduszkę.
- Masz. Ale nie zasypiaj! Zaraz zobaczysz kosmos!
I faktycznie. Gdy tylko umieściła gościa na mięciutkiej pierzynie, podeszła do włącznika światła, gasząc je, a następnie uruchomiła lampę dającą intensywnie niebieskie światło. W tym momencie pełen chaosu pokój zmienił się nie do poznania. Wszędzie pojawiły się bialutkie, lśniące gwiazdy, planety i tajemnicze mgławice. Tam rozbłyski, to rozbłyski... Tak było na suficie i na górnej części ścian. Im niżej w dół, tym bardziej klimat się zmieniał. Pojawiały się meduzy, niespotykane ryby i dziwne rodzaje wodorostów i koralowców, najbardziej wyszukane ich formy ze wszystkich, jakie znalazła w biologicznych księgach swojej opiekunki.
- I jak? - szepnęła Viera, nie chcąc burzyć klimatu. - Myślisz, że się jej spodoba?
- Mówiłam, że jedną... Zaraz tu zaśniesz, co? A miałeś mi pomóc z prezentem dla Fiołka! Weź się połóż, serio, bo się przewrócisz. Łoah, swoją drogą działają na ciebie szybciej nawet niż na tatę!
Pomogła chłopakowi przemieścić się na wielkie, wygodne łóżko stojące nieco po lewej od drzwi łazienkowych i podała mu dodatkową poduszkę.
- Masz. Ale nie zasypiaj! Zaraz zobaczysz kosmos!
I faktycznie. Gdy tylko umieściła gościa na mięciutkiej pierzynie, podeszła do włącznika światła, gasząc je, a następnie uruchomiła lampę dającą intensywnie niebieskie światło. W tym momencie pełen chaosu pokój zmienił się nie do poznania. Wszędzie pojawiły się bialutkie, lśniące gwiazdy, planety i tajemnicze mgławice. Tam rozbłyski, to rozbłyski... Tak było na suficie i na górnej części ścian. Im niżej w dół, tym bardziej klimat się zmieniał. Pojawiały się meduzy, niespotykane ryby i dziwne rodzaje wodorostów i koralowców, najbardziej wyszukane ich formy ze wszystkich, jakie znalazła w biologicznych księgach swojej opiekunki.
- I jak? - szepnęła Viera, nie chcąc burzyć klimatu. - Myślisz, że się jej spodoba?
Normalnie pewnie nie byłby taki układny, a już z pewnością nie zamierzał zostawać tu dłużej niż to konieczne, ale kiedy ruda zaprowadziła go do łóżka, chłopak położył się na nim i zwinąwszy w kłębek poczuł jak traci kontakt z rzeczywistością. Ostatnim co zauważył to przecudowne, jasne plamki, zachwycające pięknem magicznie schowanym w tym niepozornym, wcale niespecjalnie ładnym niby-pokoju.
- Zaje...bi...st... - mruknął w odpowiedzi na jej pytanie, przegrywając nierówną walkę z dziwnie ciężkimi powiekami. Skulony, słodko wtulony w miękką pościel, Remi zasnął i to na tyle mocnym snem, że nic nie byłoby w stanie go obudzić, nawet brutalne zrzucenie na podłogę. W takim stanie można było zrobić z nim dosłownie wszystko.
- Zaje...bi...st... - mruknął w odpowiedzi na jej pytanie, przegrywając nierówną walkę z dziwnie ciężkimi powiekami. Skulony, słodko wtulony w miękką pościel, Remi zasnął i to na tyle mocnym snem, że nic nie byłoby w stanie go obudzić, nawet brutalne zrzucenie na podłogę. W takim stanie można było zrobić z nim dosłownie wszystko.
Była z siebie zadowolona. NAPRAWDĘ zadowolona. Jej dzieło robiło wrażenie, a przynajmniej takie było jej osobiste zdanie. Jako prawdziwa artystka potrzebowała oklasku i wiwatującej publiczności, ale jedyna osoba, która widziała stworzony przez nią obraz kosmosu, najzwyczajniej w świecie zasnęła. No nic, trzeba było sobie jakoś z tym poradzić. W zasadzie to chłopak ewidentnie przyszedł od strony rezydencji Darków, więc prawdopodobnie Nat jeszcze nie spała. Verity wyciągnęła telefon, wybrała numer do przyjaciółki i nie zważając na to, że jest po trzeciej w nocy, zadzwoniła.
Jakby nie dość miała dzisiaj atrakcji. Serio, najchętniej położyłaby się już spać i przespała jeszcze cały jutrzejszy dzień albo nawet tydzień. Byle mieć spokój od tych wszystkich problemów, a już zwłaszcza dzisiejszych.
Czy on naprawdę musiał wychodzić? I to tylko po to, by zaraz umierać w domu mojej przyjaciółki. Co on tam w ogóle robi, co? Ugh. Nie ważne teraz. Viera pewnie zdąży mi to jeszcze opowiedzieć. To i wiele innych.
Wskoczyła na taras i dorwała się do drzwi, a później poleciała prosto do pokoju koleżanki. Nawet nie zdejmowała butów, bo nie miała do tego głowy. Trudno, jeśli to będzie wielki problem, to sama im to posprząta, ale nie teraz.
Przez to wszystko nawet nie zdążyła się przebrać. Nawet zamierzała to zrobić, zanim pójdzie spać, ale skończyło się na rozpięciu koszuli, bo zadzwoniła Hope i dobiła ją do reszty dzisiejszymi problemami.
Może być jeszcze gorzej? Cicho. Może. Mogę mieć jeszcze jego matkę na głowie. Kurna... On nie dowlecze się do domu, więc będziemy ją mieć na głowie na pewno. Nosz ja kurna... Muszę przestać kląć, bo to wymyka się spod kontroli.
Wpadła do pokoju z lekką zadyszką, bo cały dystans przebyła sprintem.
- Jestem. - Wdech i wydech.
- Pokaż go - wymamrotała zmęczonym tonem i podeszła do łóżka żeby sprawdzić, jak bardzo ten kretyn się pogrążył.
- Co on tu właściwie robi? - Tego akurat była naprawdę ciekawa. Serio...
Czy on naprawdę musiał wychodzić? I to tylko po to, by zaraz umierać w domu mojej przyjaciółki. Co on tam w ogóle robi, co? Ugh. Nie ważne teraz. Viera pewnie zdąży mi to jeszcze opowiedzieć. To i wiele innych.
Wskoczyła na taras i dorwała się do drzwi, a później poleciała prosto do pokoju koleżanki. Nawet nie zdejmowała butów, bo nie miała do tego głowy. Trudno, jeśli to będzie wielki problem, to sama im to posprząta, ale nie teraz.
Przez to wszystko nawet nie zdążyła się przebrać. Nawet zamierzała to zrobić, zanim pójdzie spać, ale skończyło się na rozpięciu koszuli, bo zadzwoniła Hope i dobiła ją do reszty dzisiejszymi problemami.
Może być jeszcze gorzej? Cicho. Może. Mogę mieć jeszcze jego matkę na głowie. Kurna... On nie dowlecze się do domu, więc będziemy ją mieć na głowie na pewno. Nosz ja kurna... Muszę przestać kląć, bo to wymyka się spod kontroli.
Wpadła do pokoju z lekką zadyszką, bo cały dystans przebyła sprintem.
- Jestem. - Wdech i wydech.
- Pokaż go - wymamrotała zmęczonym tonem i podeszła do łóżka żeby sprawdzić, jak bardzo ten kretyn się pogrążył.
- Co on tu właściwie robi? - Tego akurat była naprawdę ciekawa. Serio...
Natalie na szczęście pojawiła się bardzo szybko i przeszła do konkretów. Cóż za logiczny, chłodny umysł! Tylko jak na gust Viery czasem za bardzo bujała w obłokach. Tak, zdecydowanie. W końcu często było tak, że spośród wielu ważnych informacji wybierała jakieś pojedyncze, o reszcie zapominając. To chyba był symptom marzycielki, bo inaczej skupiłaby się na wszystkim! Ale taki już urok przyjaciółki i ruda naprawdę to w niej kochała.
- Tutaj leży. Słodziak, prawda? Gdyby nie pachniał tak intensywnie, chciałabym takiego synka, naprawdę! Jest absolutnie uroczy. Zastanawiam się, czy podobnie nie wyglądałby nasz synek, wiesz, mój i Jamesa, gdybyśmy takiego podarowali światu...
Wdech, rozmarzenie, chwila przerwy na wyobrażenie sobie opisanej wcześniej sytuacji.
- A widzisz, biegł przez mój trawnik, wpadł na mnie i znalazł sie tu! Tak, wiesz, PUF! Chciał cukierki. Nie mam pojęcia skąd wiedział, że je wzięłam... Myślisz, że ma jakieś prorocze zdolności? Wydawał się nimi taki zainteresowany... No i obiecał, że zobaczy twój prezent! Ale nie zobaczył, bo zasnął. I przez niego to już nie będzie niespodzianka! Oh, Fiołku... Chłopcy to tak problematyczne istoty... Ale pewnie za to go kochasz, prawda? Jest tak egzotyczny w porównaniu z tobą! Wiesz, ty jesteś księżniczką, on ubogim rycerzem... To musi być prawdziwa miłość! Tak się cieszę twoim szczęściem!
- Tutaj leży. Słodziak, prawda? Gdyby nie pachniał tak intensywnie, chciałabym takiego synka, naprawdę! Jest absolutnie uroczy. Zastanawiam się, czy podobnie nie wyglądałby nasz synek, wiesz, mój i Jamesa, gdybyśmy takiego podarowali światu...
Wdech, rozmarzenie, chwila przerwy na wyobrażenie sobie opisanej wcześniej sytuacji.
- A widzisz, biegł przez mój trawnik, wpadł na mnie i znalazł sie tu! Tak, wiesz, PUF! Chciał cukierki. Nie mam pojęcia skąd wiedział, że je wzięłam... Myślisz, że ma jakieś prorocze zdolności? Wydawał się nimi taki zainteresowany... No i obiecał, że zobaczy twój prezent! Ale nie zobaczył, bo zasnął. I przez niego to już nie będzie niespodzianka! Oh, Fiołku... Chłopcy to tak problematyczne istoty... Ale pewnie za to go kochasz, prawda? Jest tak egzotyczny w porównaniu z tobą! Wiesz, ty jesteś księżniczką, on ubogim rycerzem... To musi być prawdziwa miłość! Tak się cieszę twoim szczęściem!
Usiadła na łóżku i zaczęła oglądać tego debila. Wyglądał normalnie, nie licząc tej krwi z ust.
Ugh. Ty się kiedyś naprawdę tym zabijesz.
- Dobra. Ja mam dość. - Podniosła ręce, jakby umywała je od tej sprawy.
Nie wyglądał, jakby miał im w ciągu minut umrzeć na miejscu, ale z pewnością nie mógł tu zostać w takim stanie. Jego matka i tak się dowie, że plątał się gdzieś po nocy, więc w tej kwestii gorzej nie będzie. Dobra, będzie jeśli badania krwi coś wykażą, ale na męczenie się z tym Natalie zwyczajnie nie miała już siły. Dziś odnosiła wręcz wrażenie, że jakimś cudem temu rudzielcowi udało się sprowadzić wyczerpać ją tak, że zeszła na ujemny poziom energii. To było fizycznie nie możliwe, ale co z tego. Tak właśnie się czuła.
- Jedzie do szpitala. Nie spodoba mu się pobudka tam, ale ja mam dość. Lekarzem nie jestem i nie mogę się nim zajmować. - Mówiła to bardziej do siebie niż do Viery, bo ona raczej nie potrzebowała takiego wyjaśnienia.
Już miała kontynuować swoją ocenę sytuacji, gdy na moment ją zatkało.
- Skąd ci się wzięło, że ja go niby kocham? - Nie, nie ogarnęła, że tak to mogło wyglądać.
Pewnie to przez to wyczerpanie. Ledwie była w stanie myśleć, bo miała wrażenie, że mózg jej rozsadza dziwna materia albo coś jeszcze gorszego. Już nawet o fizyce i astronomii nie była w stanie myśleć, bo miała w głowie własny, rozwalający łeb, kosmos.
- O nie. Ja tu robię bardziej za niańkę. - Pokręciła głową i wróciła wzrokiem do Remiego.
- Trzeba będzie go zawieźć do szpitala. Któreś z twoich rodziców dałoby radę? - Teraz jej wzrok znowu padł na poprzedniego rudzielca.
Najchętniej zaczęłaby jej tutaj tłumaczyć, że nie jest żadną księżniczką, a Remiemu do rycerza daleko, ale nie miała na to ani czasu, ani siły. Jeszcze o tym pogadają, ale za kilka dni, jak już trochę od tego odetchnie.
Ugh. Ty się kiedyś naprawdę tym zabijesz.
- Dobra. Ja mam dość. - Podniosła ręce, jakby umywała je od tej sprawy.
Nie wyglądał, jakby miał im w ciągu minut umrzeć na miejscu, ale z pewnością nie mógł tu zostać w takim stanie. Jego matka i tak się dowie, że plątał się gdzieś po nocy, więc w tej kwestii gorzej nie będzie. Dobra, będzie jeśli badania krwi coś wykażą, ale na męczenie się z tym Natalie zwyczajnie nie miała już siły. Dziś odnosiła wręcz wrażenie, że jakimś cudem temu rudzielcowi udało się sprowadzić wyczerpać ją tak, że zeszła na ujemny poziom energii. To było fizycznie nie możliwe, ale co z tego. Tak właśnie się czuła.
- Jedzie do szpitala. Nie spodoba mu się pobudka tam, ale ja mam dość. Lekarzem nie jestem i nie mogę się nim zajmować. - Mówiła to bardziej do siebie niż do Viery, bo ona raczej nie potrzebowała takiego wyjaśnienia.
Już miała kontynuować swoją ocenę sytuacji, gdy na moment ją zatkało.
- Skąd ci się wzięło, że ja go niby kocham? - Nie, nie ogarnęła, że tak to mogło wyglądać.
Pewnie to przez to wyczerpanie. Ledwie była w stanie myśleć, bo miała wrażenie, że mózg jej rozsadza dziwna materia albo coś jeszcze gorszego. Już nawet o fizyce i astronomii nie była w stanie myśleć, bo miała w głowie własny, rozwalający łeb, kosmos.
- O nie. Ja tu robię bardziej za niańkę. - Pokręciła głową i wróciła wzrokiem do Remiego.
- Trzeba będzie go zawieźć do szpitala. Któreś z twoich rodziców dałoby radę? - Teraz jej wzrok znowu padł na poprzedniego rudzielca.
Najchętniej zaczęłaby jej tutaj tłumaczyć, że nie jest żadną księżniczką, a Remiemu do rycerza daleko, ale nie miała na to ani czasu, ani siły. Jeszcze o tym pogadają, ale za kilka dni, jak już trochę od tego odetchnie.
Wszystko zaczęło się od gwiazd. Potem było dużo ryb, a pływały one w fioletowych płatkach kwiatów. On był jedną z tych rybek, a potem jakby sobą. Na końcu czekała na niego kotka, ale nie była to Salomea. Miała duże piersi, ładny tyłek i kocie uszka. Marszczyła swój śliczny koci nosek w najsłodszy sposób we wszechświecie.
Chciał ją złapać, chociaż czuł metaliczny posmak kagańca, który go trzymał. Chciał się wyrwać, ale nie miał dosyć sił.
Może dosięgnę?
Wyciągnął łapkę w stronę czarnowłosej kotki.
Rem leżał skulony w kłębek, nie ruszając się odkąd stracił przytomność. Do czasu. To chyba był głos Natalie, albo po prostu przypadek, ale dopiero po jej przyjściu zaczął coś mamrotać przez sen. Nie dało się tego nijak zrozumieć. Wreszcie poruszył ręką, która wymacała sobie drogę do siedzącej blisko dziewczyny i przytulił do niej. Dopiero w tym momencie zrzucił wyśniony kaganiec i odnalazł się przy kotce.
Chciał ją złapać, chociaż czuł metaliczny posmak kagańca, który go trzymał. Chciał się wyrwać, ale nie miał dosyć sił.
Może dosięgnę?
Wyciągnął łapkę w stronę czarnowłosej kotki.
Rem leżał skulony w kłębek, nie ruszając się odkąd stracił przytomność. Do czasu. To chyba był głos Natalie, albo po prostu przypadek, ale dopiero po jej przyjściu zaczął coś mamrotać przez sen. Nie dało się tego nijak zrozumieć. Wreszcie poruszył ręką, która wymacała sobie drogę do siedzącej blisko dziewczyny i przytulił do niej. Dopiero w tym momencie zrzucił wyśniony kaganiec i odnalazł się przy kotce.
Strona 1 z 2 • 1, 2
Pozwolenia na tym forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach