▲▼
Strona 2 z 4 • 1, 2, 3, 4
First topic message reminder :
.... no, wiadomo. Jest ogród, są ławeczki. Jest nawet fontanna!
Po drodze pokazała Seo drzwi prowadzące do biblioteki, która niestety kilka dni przed końcem roku była już nieczynna. Opisała ogólne zasady korzystania, które młoda dziewczyna znając życie zapomni podczas wakacji, godziny otwarcia. W szatniach nie było o czym opowiadać. Wskazała tylko, która przeznaczona jest dla płci żeńskiej oraz męskiej. Wybrała okrężna drogę, by móc pokazać jej bieżnię, pola do koszykówki, siatkówki, etc, wskazać siłownię i takie tam.
Kiedy dotarli na miejsce odetchnęła głeboko, nie kryjąc saysfakcji płynącej z samego przebywania tutaj. Wdychała unoszącą się woń kwiatów, które o tej porz roku czarowały kolorami, zapachami, kształtami... wszystkim.
-Uwielbiam tu przesiadywać, kiedy znudzi mi się hałas na korytarzach. Ogrodnik, czy tam achitekt, zrobił kawał dobrej roboty. Rośliny dobrane są tak, że cały czas można coś podziwiać.
Usiada na murku fontanny i przyglądnęła się uważnie dziewczynie. Miała nadzieję, że nie chodziła i nie mówiła za szybko. Cały czas starała się dostosowywać kroki do niej, przystawać na dłużej, ale nie czuła, żby dobrze jej to szło. Zawsze miała problemy obiema tymi rzeczami.
-Usiądź, odpocznij po dłgiej i męczącej wycieczce.- zachichotała, lepiąc dłonią miejsce obok siebie.- Może teraz, dla odmiany, Ty opowiesz mi coś o sobe?
Chętnie odetchnie od trajkotania i wróci do swojej ulubionej pozycji słuchacza.
.... no, wiadomo. Jest ogród, są ławeczki. Jest nawet fontanna!
Po drodze pokazała Seo drzwi prowadzące do biblioteki, która niestety kilka dni przed końcem roku była już nieczynna. Opisała ogólne zasady korzystania, które młoda dziewczyna znając życie zapomni podczas wakacji, godziny otwarcia. W szatniach nie było o czym opowiadać. Wskazała tylko, która przeznaczona jest dla płci żeńskiej oraz męskiej. Wybrała okrężna drogę, by móc pokazać jej bieżnię, pola do koszykówki, siatkówki, etc, wskazać siłownię i takie tam.
Kiedy dotarli na miejsce odetchnęła głeboko, nie kryjąc saysfakcji płynącej z samego przebywania tutaj. Wdychała unoszącą się woń kwiatów, które o tej porz roku czarowały kolorami, zapachami, kształtami... wszystkim.
-Uwielbiam tu przesiadywać, kiedy znudzi mi się hałas na korytarzach. Ogrodnik, czy tam achitekt, zrobił kawał dobrej roboty. Rośliny dobrane są tak, że cały czas można coś podziwiać.
Usiada na murku fontanny i przyglądnęła się uważnie dziewczynie. Miała nadzieję, że nie chodziła i nie mówiła za szybko. Cały czas starała się dostosowywać kroki do niej, przystawać na dłużej, ale nie czuła, żby dobrze jej to szło. Zawsze miała problemy obiema tymi rzeczami.
-Usiądź, odpocznij po dłgiej i męczącej wycieczce.- zachichotała, lepiąc dłonią miejsce obok siebie.- Może teraz, dla odmiany, Ty opowiesz mi coś o sobe?
Chętnie odetchnie od trajkotania i wróci do swojej ulubionej pozycji słuchacza.
Gdy dziewczyna tylko odebrała swoją własność, Harvey uznał, że to całkiem dobra pora, by się oddalić, dlatego cofnął się wolno parę kroków w tył.
– Aha – rzucił wspinając się na szczyt elokwencji. Chwilę temu, po usłyszeniu odpowiedzi szybko przeanalizował, czy opłaca się wyjaśnić, że istnieją takie sposoby obrony, które wykorzystują przekierowanie siły atakującego i zwróceniu jej przeciwko niemu, a przy tym bycie drobnym wręcz ułatwia sprawę. Nie, nie opłaca się. Słyszał przecież, że dziewczyna już zaplanowała sobie przyszłość mówiąc, czego nie da rady zrobić nawet bez próbowania.
A może chociaż przypomnieć jej, że nikt nie rodzi się z mięśniami kulturysty na speedzie i każdy musi je wypracować we własnym zakresie? Nie, po co zaburzać naturalną kolej rzeczy? Kiedyś powiedział mu pewien psycholog, z którym Harvey miał okazję przespać się parę razy, że miażdżąca większość ludzi przyjmuje nadawane im przez społeczeństwo role już we wczesnym dzieciństwie, a zmiana schematów kosztuje tak wiele siły i samozaparcia, poza tym wymusza wyjście poza dobrze poznane i komfortowe otoczenie, że mało kto decyduje się na porzucenie koszmarnej rzeczywistości.
Harvey pokręcił głową do swoich myśli, a nawet wzruszył ramionami. Chyba był jeszcze zbyt trzeźwy, by rozgadać się aż tak bardzo, a już zbyt pijany, by podejmować decyzje bez wcześniejszego dogłębnego przeanalizowania.
– Nie ma sprawy. Życzę, eee, bezpiecznego wieczoru – dodał na odchodne, machnął dłonią w stronę dziewczyny i odwrócił się, podejmując przerwaną na chwilę drogę do domu.
– Aha – rzucił wspinając się na szczyt elokwencji. Chwilę temu, po usłyszeniu odpowiedzi szybko przeanalizował, czy opłaca się wyjaśnić, że istnieją takie sposoby obrony, które wykorzystują przekierowanie siły atakującego i zwróceniu jej przeciwko niemu, a przy tym bycie drobnym wręcz ułatwia sprawę. Nie, nie opłaca się. Słyszał przecież, że dziewczyna już zaplanowała sobie przyszłość mówiąc, czego nie da rady zrobić nawet bez próbowania.
A może chociaż przypomnieć jej, że nikt nie rodzi się z mięśniami kulturysty na speedzie i każdy musi je wypracować we własnym zakresie? Nie, po co zaburzać naturalną kolej rzeczy? Kiedyś powiedział mu pewien psycholog, z którym Harvey miał okazję przespać się parę razy, że miażdżąca większość ludzi przyjmuje nadawane im przez społeczeństwo role już we wczesnym dzieciństwie, a zmiana schematów kosztuje tak wiele siły i samozaparcia, poza tym wymusza wyjście poza dobrze poznane i komfortowe otoczenie, że mało kto decyduje się na porzucenie koszmarnej rzeczywistości.
Harvey pokręcił głową do swoich myśli, a nawet wzruszył ramionami. Chyba był jeszcze zbyt trzeźwy, by rozgadać się aż tak bardzo, a już zbyt pijany, by podejmować decyzje bez wcześniejszego dogłębnego przeanalizowania.
– Nie ma sprawy. Życzę, eee, bezpiecznego wieczoru – dodał na odchodne, machnął dłonią w stronę dziewczyny i odwrócił się, podejmując przerwaną na chwilę drogę do domu.
Musiała teraz wyglądać okropnie. Rozbite kolano, zakurzona i odmarznięta twarz, a do tego zaschnięte łzy. Na domiar złego spuchnięte szklane oczy. Sama czuła się w tym momencie żałośnie. Nie potrafiła znaleźć plusów tej sytuacji.
- Sądzi pan, że dałabym radę? - Uśmiechnęła się z nieśmiałością równą sarence. Nigdy jej nie przyszło do głowy, by zapisać się na jakieś sztuki walki... Zawsze uczono jej cierpliwie znosić krzywdy i zachowywać należytą pokorę. Trochę jak Dziewica Maryja.
Spojrzała na niego ciepło. Naprawdę wiele mu zawdzięczała, a on nie zażądał niczego w zamian. Na świecie było tylu dobrych ludzi... Jaka szkoda, że większości zwykle nie udało jej się spotkać.
Chwila! Czy ona w ogóle poznała, jak on się nazywa?
Co za gapa ze mnie!
- A-a jak ma pan na imię, tak w ogóle? - Zapytała pośpiesznie. Wtem przyszedł jej do głowy pewien pomysł. - Niech pan jeszcze nie odchodzi...! Proszę... Chyba powinnam się panu jakoś zrewanżować, prawda? - Jeśli w porę się nie odsunął, chwyciła go lekko za rękę. Należy zawsze próbować znaleźć sobie przyjaciół, racja? A kto wie, może mają wiele wspólnego? Może w środku tego ogromnego mężczyzny tkwi takie samo dziecko jak wewnątrz niej?
- Sądzi pan, że dałabym radę? - Uśmiechnęła się z nieśmiałością równą sarence. Nigdy jej nie przyszło do głowy, by zapisać się na jakieś sztuki walki... Zawsze uczono jej cierpliwie znosić krzywdy i zachowywać należytą pokorę. Trochę jak Dziewica Maryja.
Spojrzała na niego ciepło. Naprawdę wiele mu zawdzięczała, a on nie zażądał niczego w zamian. Na świecie było tylu dobrych ludzi... Jaka szkoda, że większości zwykle nie udało jej się spotkać.
Chwila! Czy ona w ogóle poznała, jak on się nazywa?
Co za gapa ze mnie!
- A-a jak ma pan na imię, tak w ogóle? - Zapytała pośpiesznie. Wtem przyszedł jej do głowy pewien pomysł. - Niech pan jeszcze nie odchodzi...! Proszę... Chyba powinnam się panu jakoś zrewanżować, prawda? - Jeśli w porę się nie odsunął, chwyciła go lekko za rękę. Należy zawsze próbować znaleźć sobie przyjaciół, racja? A kto wie, może mają wiele wspólnego? Może w środku tego ogromnego mężczyzny tkwi takie samo dziecko jak wewnątrz niej?
Zatrzymał się słysząc słowa dziewczyny, zaraz też został złapany za rękę. Pewnie gdyby chciał, dałby radę się wyszarpnąć, ale gwałtowność nie leżała w jego naturze, dlatego nawet po alkoholu był raczej spokojny. Odwrócił się do niej przodem i wzruszył ramionami w odpowiedzi na wszystkie pytania. Czy sądzi, że dałaby radę? Nie wiedział, nie znał jej. Jak ma na imię? To nie ma znaczenia. Czy powinna się zrewanżować? Obojętne, ale raczej nie. Po jakimś czasie zorientował się, że dla rozjaśnienia sytuacji raczej powinien powiedzieć coś więcej, ale zanim otworzył usta, znów wzruszył ramionami.
– Gdybyś była jakieś dziesięć lat starsza, pozwoliłbym ci się zaprosić na kawę, ale teraz... nie. – Westchnął i rozejrzał się. Miał nadzieję, że zainterweniuje i będzie mógł odejść jakby nigdy nic... Nadzieja matką głupich. – Dasz radę sama dojść do domu? – Z drugiej strony, pewnie gdyby to nie był dzisiejszy wieczór, tylko jakiś inny, Harvey ucieszyłby się, że nie uratował tyłka jakiejś rozpieszczonej pannicy i że ta chociaż próbuje okazać wdzięczność.
– Gdybyś była jakieś dziesięć lat starsza, pozwoliłbym ci się zaprosić na kawę, ale teraz... nie. – Westchnął i rozejrzał się. Miał nadzieję, że zainterweniuje i będzie mógł odejść jakby nigdy nic... Nadzieja matką głupich. – Dasz radę sama dojść do domu? – Z drugiej strony, pewnie gdyby to nie był dzisiejszy wieczór, tylko jakiś inny, Harvey ucieszyłby się, że nie uratował tyłka jakiejś rozpieszczonej pannicy i że ta chociaż próbuje okazać wdzięczność.
Nie chciał od niej niczego? Tym lepiej! Truskawkę tylko utwierdzało to w wierzeniu w jego czyste intencje. W przeciwnym wypadku odebrałby jej niewinność albo zażądał od niej czego innego w zamian za ochronę. Więc chyba dobrze postępowała, prawda? Nie mogła tak tego zostawić. Chociaż szczerze wątpiła w swoje umiejętności, doceniała jego troskę i radę nawet, jeśli ten próbował zachować maskę najgorszego gbura.
- Um, skoro pan nie chce... - Potarła swoje ramię z zażenowania, spoglądając gdzieś w bok. Nie mogła go przecież zmusić. Miał wolną wolę jak każdy człowiek.
Zwróciła swoje zielono-niebieskie oczy z powrotem w jego kierunku, dziwiąc się lekko jego diametralnej zmianie nastawienia, ale od razu się rozpromieniła. Na jej twarz wystąpił ponownie delikatny niczym malina uśmiech.
- Pewnie dałabym, ale... Nie sądzę, by to było bezpieczne. Poza tym fajnie jest mieć od czasu do czasu jakieś towarzystwo. - Wymówka wymyślona na poczekaniu, choć jak najbardziej trafna. Chciała mu podziękować jakoś za to wszystko, co dla niej zrobił.
[/zt]
- Um, skoro pan nie chce... - Potarła swoje ramię z zażenowania, spoglądając gdzieś w bok. Nie mogła go przecież zmusić. Miał wolną wolę jak każdy człowiek.
Zwróciła swoje zielono-niebieskie oczy z powrotem w jego kierunku, dziwiąc się lekko jego diametralnej zmianie nastawienia, ale od razu się rozpromieniła. Na jej twarz wystąpił ponownie delikatny niczym malina uśmiech.
- Pewnie dałabym, ale... Nie sądzę, by to było bezpieczne. Poza tym fajnie jest mieć od czasu do czasu jakieś towarzystwo. - Wymówka wymyślona na poczekaniu, choć jak najbardziej trafna. Chciała mu podziękować jakoś za to wszystko, co dla niej zrobił.
[/zt]
Westchnął. Niebezpieczne? Cóż, jeśli o to chodzi, to zupełnie nie poczuwał się do ochraniania dziewczyny na mieście, bo co innego zareagowanie gdy widzi, że coś się dzieje, a co innego łażenie za kimś i pilnowanie go. Poza tym ostatnie zdanie wypowiedziane przez młodą odrobinę otrzeźwiło Harveya. Towarzystwo... ale nie jego.
Pokręcił głową i uśmiechnął się przepraszająco.
– Take care of yourself, kiddo – rzucił na odchodnym i odszedł w swoją stronę.
[ZT]
Pokręcił głową i uśmiechnął się przepraszająco.
– Take care of yourself, kiddo – rzucił na odchodnym i odszedł w swoją stronę.
[ZT]
Mercury Black
Administrator Sovereign of the Power
Re: Ogród na tyłach szkoły.
Wto Wrz 26, 2017 12:02 am
Wto Wrz 26, 2017 12:02 am
Piękne wczesne popołudnie. W tym roku jesień dopisała, pogoda była wprost idealna na wyjście ze studia i zrobienie sesji plenerowej. Peter, około dwudziestopięcioletni, choć dobrze zapowiadający się fotograf czuł, że dopisało mu szczęście. Złapał świetną pracę, starał się jak cholera i to owocowało. Teraz dostał coś ekstra: czasopismo młodzieżowe. Jeśli dobrze pójdzie, jego fotografie będą na okładce. Pierwszy raz! Nie mógł się doczekać, dlatego przyjechał do szkoły wcześniej i rozejrzał się po terenie. Wybrał parę miejsc, ale chciał zacząć od ogrodu na tyłach i przenieść się dalej dopiero, gdy skończą mu się pomysły na aranżacje. Tutaj dobrze było widać, że miejsce to było prestiżowe, bogate, co doda smaku zdjęciom, ale też przeznaczone typowo dla młodzieży, czyli bliskie czytelnikom.
Czekał na modeli, z którymi ma współpracować na ławce przeglądając coś w telefonie. Chudego Petera trudno było nie zauważyć albo z kimś pomylić: obok niego stała wielka torba przeznaczona typowo do przechowywania aparatu i akcesoriów, na trawie obok drzewa rozstawiony był statyw i czarna, plastikowa drabinka z kilkoma stopniami.
Czekał na modeli, z którymi ma współpracować na ławce przeglądając coś w telefonie. Chudego Petera trudno było nie zauważyć albo z kimś pomylić: obok niego stała wielka torba przeznaczona typowo do przechowywania aparatu i akcesoriów, na trawie obok drzewa rozstawiony był statyw i czarna, plastikowa drabinka z kilkoma stopniami.
Poranek zaczął się jak zwykle chujowo. Wpadła na grono upierdliwych paparazzi, wracając spokojnie do szkoły. A potem jeszcze ci fani... Ale to cena popularności, więc musiała znosić te cyrki. Przynajmniej na razie.
Tak czy owak musiała tym razem zrobić wszystko wcześniej, bo tego samego dnia popołudniu miała odbyć się sesja, w której powinna wziąć udział. Bodajże do jakiegoś "Teen Vogue" czy innego czasopisma młodzieżowego. Zgadywała, że zajmie ona na pewno nie mniej niż pół dnia.
Wprowadziła ostatnie poprawki do outfitu oraz makijażu. Potargany kucyk - jest. Czerwone usta - są. Ciemne jak noc podkręcone rzęsy - są. Delikatna sukienka - jest. Rajstopy - są. Płaszcz - jest. Torebka - jest. Można ruszać na podbój galaktyki.
Podeszła do nieznajomego fotografa, ani chwili się nie wahając. Chyba wszyscy fotografowie taszczą ze sobą takie sprzęty, no nie? Fotograf bez aparatu i statywu, to nie fotograf!
- Przepraszam, to pan jest odpowiedzialny za sesję do tego... czasopisma młodzieżowego? - Przechyliła głowę niewinnie. Wydawała się taka dziecinna. Nic bardziej mylnego. Wolała po prostu sprawić dobre pierwsze wrażenie. - O, gdzie moje maniery! Jestem Bianca Chavarría. - Zaśmiała się, po czym podała mu rękę do uścisku.
- Nie znam zbytnio fotografów, za dużo się ich poprzewijało. Musi mi pan wybaczyć, jeśli się gdzieś już spotkaliśmy. - Wyjaśniła gapowato. - Dotąd nie brałam udziału w sesji w plenerze, tylko w studiu. Mam się w coś przebrać, że tak zaocznie spytam?
Z tego, co słyszała, miała się pojawić jeszcze jedna osoba. Dosyć znacząca w show biznesie. Chłopak, którego ksywy zapomniała. Zaraz. Coś na O i wiążącego się z gwiazdami... Orion?
W każdym razie liczyła, iż to spotkanie mocno zaowocuje i uda jej się wkręcić do śmietanki towarzyskiej. Oczywiście nie pokazywała tego po sobie, bo po co ma ktoś znać jej zamiary? Preferowała działanie w ukryciu. Jak drapieżnik.
Tak czy owak musiała tym razem zrobić wszystko wcześniej, bo tego samego dnia popołudniu miała odbyć się sesja, w której powinna wziąć udział. Bodajże do jakiegoś "Teen Vogue" czy innego czasopisma młodzieżowego. Zgadywała, że zajmie ona na pewno nie mniej niż pół dnia.
Wprowadziła ostatnie poprawki do outfitu oraz makijażu. Potargany kucyk - jest. Czerwone usta - są. Ciemne jak noc podkręcone rzęsy - są. Delikatna sukienka - jest. Rajstopy - są. Płaszcz - jest. Torebka - jest. Można ruszać na podbój galaktyki.
Podeszła do nieznajomego fotografa, ani chwili się nie wahając. Chyba wszyscy fotografowie taszczą ze sobą takie sprzęty, no nie? Fotograf bez aparatu i statywu, to nie fotograf!
- Przepraszam, to pan jest odpowiedzialny za sesję do tego... czasopisma młodzieżowego? - Przechyliła głowę niewinnie. Wydawała się taka dziecinna. Nic bardziej mylnego. Wolała po prostu sprawić dobre pierwsze wrażenie. - O, gdzie moje maniery! Jestem Bianca Chavarría. - Zaśmiała się, po czym podała mu rękę do uścisku.
- Nie znam zbytnio fotografów, za dużo się ich poprzewijało. Musi mi pan wybaczyć, jeśli się gdzieś już spotkaliśmy. - Wyjaśniła gapowato. - Dotąd nie brałam udziału w sesji w plenerze, tylko w studiu. Mam się w coś przebrać, że tak zaocznie spytam?
Z tego, co słyszała, miała się pojawić jeszcze jedna osoba. Dosyć znacząca w show biznesie. Chłopak, którego ksywy zapomniała. Zaraz. Coś na O i wiążącego się z gwiazdami... Orion?
W każdym razie liczyła, iż to spotkanie mocno zaowocuje i uda jej się wkręcić do śmietanki towarzyskiej. Oczywiście nie pokazywała tego po sobie, bo po co ma ktoś znać jej zamiary? Preferowała działanie w ukryciu. Jak drapieżnik.
Nie wiedział, jakim sposobem udało mu się umknąć przed ludźmi, lecz nie miał zamiaru na tę sytuację narzekać. Chwila, gdy mógł przespacerować się do obranego celu kompletnie sam, była chwilą, gdy oddychał pełną piersią i w spokoju. Nawet telefon będący oknem na świat i znajomych pozostawał wyciszony, byleby tylko nie zakłócać panującej ciszy. Bardzo szokującej jak na tę porę dnia.
Przez myśli wciąż jednak przebiegł fakt pracy, która pozostawała do wykonania. Nie był w obrębie budynku szkoły od zakończenia roku i wcale się nie spieszył, by ponownie zawitać w jej murach.
W oddali zamajaczyły dwie sylwetki oraz statyw. Nie mając żadnych wątpliwości, przyspieszył nieco kroku. Nie był spóźniony, więc przyjście jako ostatni nie stanowiło najmniejszego problemu. Stanąwszy przed osobami, które miały mu dziś towarzyszyć, skinął uprzejmie głową każdej z nich.
- Dzień dobry, panie Peter. Mam nadzieję, że nie sprawię panu większych kłopotów - drobna, rozbawiona nuta wkradła się w koniec wypowiedzi blondyna. Słowa, mimo iż mogły na takie brzmieć, to wcale nie sugerowały problematyczności Jonkera przy pracy.
- A ty musisz być Bianca? Miło mi cię poznać - uśmiechnął się serdecznie do dziewczyny, uprzednio zwracając w jej kierunku.
//Chylę głowę za tego posta, jeszcze się rozkręcę.
Przez myśli wciąż jednak przebiegł fakt pracy, która pozostawała do wykonania. Nie był w obrębie budynku szkoły od zakończenia roku i wcale się nie spieszył, by ponownie zawitać w jej murach.
W oddali zamajaczyły dwie sylwetki oraz statyw. Nie mając żadnych wątpliwości, przyspieszył nieco kroku. Nie był spóźniony, więc przyjście jako ostatni nie stanowiło najmniejszego problemu. Stanąwszy przed osobami, które miały mu dziś towarzyszyć, skinął uprzejmie głową każdej z nich.
- Dzień dobry, panie Peter. Mam nadzieję, że nie sprawię panu większych kłopotów - drobna, rozbawiona nuta wkradła się w koniec wypowiedzi blondyna. Słowa, mimo iż mogły na takie brzmieć, to wcale nie sugerowały problematyczności Jonkera przy pracy.
- A ty musisz być Bianca? Miło mi cię poznać - uśmiechnął się serdecznie do dziewczyny, uprzednio zwracając w jej kierunku.
//Chylę głowę za tego posta, jeszcze się rozkręcę.
Peter wstał, kiedy tylko zauważył, że ta dziewczyna najwyraźniej idzie w jego stronę i zaczął się uśmiechać. No, już, nie szczerz się tak, jesteś profesjonalistą!
– Tak, tak, to ja. Peter Davis. – Młody mężczyzna szybko pokręcił głową i uścisnął dziewczynie dłoń. – Wydaje mi się, że jeszcze nie mieliśmy przyjemności razem pracować. Właściwie to nie, o ubiór i charakteryzację zadbają dziewczyny od wizażu. One wiedzą, co... O, pan Frey, dzień dobry! – Teraz Peter uśmiechnął się do chłopaka. – Tak jak mówiłem, dołączą do nas jeszcze dwie osoby, ale mają być później. Mamy trochę czasu, możemy wypróbować parę kadrów. Na początek... – Oho, zdjęcia! Fotograf odwrócił się przodem do ławki. Widać było, że miał masę pomysłów i sporo kosztowało go utrzymanie ekscytacji na wodzy. – Myślałem żebyśmy mogli spróbować tu, na ławce na tle tamtych drzewa, a później... O, właśnie! Dziewczyny mają przywieźć koce. Co wy na to, żeby spróbować odegrać jesienny piknik? W ogrodzie przy szkole to wyglądałoby super. Taki słoneczny dzień... Nie macie nic przeciwko siadaniu na ziemi? Oczywiście na kocu! – dodał pospiesznie.
– Tak, tak, to ja. Peter Davis. – Młody mężczyzna szybko pokręcił głową i uścisnął dziewczynie dłoń. – Wydaje mi się, że jeszcze nie mieliśmy przyjemności razem pracować. Właściwie to nie, o ubiór i charakteryzację zadbają dziewczyny od wizażu. One wiedzą, co... O, pan Frey, dzień dobry! – Teraz Peter uśmiechnął się do chłopaka. – Tak jak mówiłem, dołączą do nas jeszcze dwie osoby, ale mają być później. Mamy trochę czasu, możemy wypróbować parę kadrów. Na początek... – Oho, zdjęcia! Fotograf odwrócił się przodem do ławki. Widać było, że miał masę pomysłów i sporo kosztowało go utrzymanie ekscytacji na wodzy. – Myślałem żebyśmy mogli spróbować tu, na ławce na tle tamtych drzewa, a później... O, właśnie! Dziewczyny mają przywieźć koce. Co wy na to, żeby spróbować odegrać jesienny piknik? W ogrodzie przy szkole to wyglądałoby super. Taki słoneczny dzień... Nie macie nic przeciwko siadaniu na ziemi? Oczywiście na kocu! – dodał pospiesznie.
Pokiwała głową ze zrozumieniem. Coś czuła, że i tak nie zapamięta jego imienia, co najwyżej tylko nazwisko, ale co tam. Przez jej karierę przewijało się miyon różnych fotografów, sponsorów i tym podobnych. To normalne że nie potrafiła wszystkich spamiętać.
- Miło mi poznać. - Odparła pogodnie.
Bogaty, dobrze usytuowany, a w dodatku atrakcyjny... ale czego się spodziewać po modelu? Zresztą, jest za miły, coś definitywnie musi się za tym kryć.
Uśmiechnęła się delikatnie w kierunku Oriona, zupełnie nie dając po sobie poznać, o czym myślała. Nie może tak łatwo się zdradzać. Inaczej nie zasłużyłaby na miano chodzącej zagadki.
- Tak, a ty pewnie jesteś Orion? - Zapytała, opierając się o pobliską ławkę. - Sporo dobrego o tobie słyszałam. I chyba słusznie.
To na pewno. Przynajmniej z zewnątrz wyglądał na dżentelmena. Co w sumie jest w dwudziestym pierwszym wieku niebywałą rzadkością. Ludzie wolą się teraz rozbijać po barach po pijaku niż iść w dwójkę naGreya jakiś ciekawy walentynkowy film. Ża-łos-ne.
- Hm, ja nie mam nic przeciwko. - Odpowiedziała, wzruszając ramionami beztrosko. - A ty?
Spojrzała na chłopaka swoimi szmaragdowymi oczami. Korona mu z głowy raczej by nie spadła, aczkolwiek wolała zapytać. Choćby z grzeczności. Jeszcze pomyśli sobie o niej jakieś dziwne rzeczy.
Swoją drogą... Zastanawiała się, w jakie ciuchy wpakują ją tym razem wizażyści i jaką będzie mieć tapetę, znaczy makijaż. Pewnie sięgną po brąz, czerwień, pomarańcz i żółć. W końcu to jesień, a nią bezprecedensowo rządzą właśnie te kolory, a nie inne.
- Miło mi poznać. - Odparła pogodnie.
Bogaty, dobrze usytuowany, a w dodatku atrakcyjny... ale czego się spodziewać po modelu? Zresztą, jest za miły, coś definitywnie musi się za tym kryć.
Uśmiechnęła się delikatnie w kierunku Oriona, zupełnie nie dając po sobie poznać, o czym myślała. Nie może tak łatwo się zdradzać. Inaczej nie zasłużyłaby na miano chodzącej zagadki.
- Tak, a ty pewnie jesteś Orion? - Zapytała, opierając się o pobliską ławkę. - Sporo dobrego o tobie słyszałam. I chyba słusznie.
To na pewno. Przynajmniej z zewnątrz wyglądał na dżentelmena. Co w sumie jest w dwudziestym pierwszym wieku niebywałą rzadkością. Ludzie wolą się teraz rozbijać po barach po pijaku niż iść w dwójkę na
- Hm, ja nie mam nic przeciwko. - Odpowiedziała, wzruszając ramionami beztrosko. - A ty?
Spojrzała na chłopaka swoimi szmaragdowymi oczami. Korona mu z głowy raczej by nie spadła, aczkolwiek wolała zapytać. Choćby z grzeczności. Jeszcze pomyśli sobie o niej jakieś dziwne rzeczy.
Swoją drogą... Zastanawiała się, w jakie ciuchy wpakują ją tym razem wizażyści i jaką będzie mieć tapetę, znaczy makijaż. Pewnie sięgną po brąz, czerwień, pomarańcz i żółć. W końcu to jesień, a nią bezprecedensowo rządzą właśnie te kolory, a nie inne.
Białe włosy Northa wyraźnie świeciły się w słońcu, jak jakaś swoista latarnia. Zdecydowanie ciężko byłoby go przeoczyć nawet w tłumie, a co dopiero w miejscu, które świeciło pustkami. Nie potrafił tylko do końca zrozumieć czemu. Skoro i tak umówił się na robienie projektu z jednym z uczniów, szkoda by było nie wykorzystać pięknej pogody.Inni uczniowie natomiast woleli kisić się w salach czy pokojach bibliotecznych, gdzie musieli zachowywać absolutną ciszę. Co za nudy.
Wybrał sobie jedną z ławek przy ścieżce i rzucił plecach obok niej, rozsiadając się wygodnie na swoim miejscu. Nie zamierzał rzecz jasna niczego zaczynać, dopóki jego partner tutaj nie dotrze. Jak coś zrobić, by się nie narobić, punkt pierwszy. Nigdy nie wychylaj się bardziej niż to konieczne. Ziewnął i uniósł twarz do góry, przymykając oczy, gdy nieznacznie oślepiło je słońce.
Czym oni tam właściwie się mieli zajmować? Coś z emocjami... miał to zapisane na telefonie. Wyciągnął komórkę i zerknął na ekran wyświetlacza, rozjaśniając go nieznacznie, by zaraz odnaleźć odpowiednie notatki. Jest. "Jak twórcy ukazują własne emocje na podstawie dowolnego wybranego przez ucznia obrazu i/lub tekstów literackich."
Fuck. Brzmi nudno.
Nie żeby którykolwiek z projektów brzmiał ciekawie, ale co poradzić? Cholera, mógł po prostu opłacić jakiegoś młodszego uczniaka, albo wrobić w zrobienie tego jedną ze swoich dziewczyn. Szkoda tylko, że kompletnie o tym zapomniał dopóki nie dostał na maila przypomnienia od dyrekcji.
"Panie Callahan termin ostatecznego złożenia projektów to 30 czerwca. Jeśli nie otrzymamy pracy do w.w daty, zostanie pan wydalony ze szkoły."
Jakże uroczo.
Wybrał sobie jedną z ławek przy ścieżce i rzucił plecach obok niej, rozsiadając się wygodnie na swoim miejscu. Nie zamierzał rzecz jasna niczego zaczynać, dopóki jego partner tutaj nie dotrze. Jak coś zrobić, by się nie narobić, punkt pierwszy. Nigdy nie wychylaj się bardziej niż to konieczne. Ziewnął i uniósł twarz do góry, przymykając oczy, gdy nieznacznie oślepiło je słońce.
Czym oni tam właściwie się mieli zajmować? Coś z emocjami... miał to zapisane na telefonie. Wyciągnął komórkę i zerknął na ekran wyświetlacza, rozjaśniając go nieznacznie, by zaraz odnaleźć odpowiednie notatki. Jest. "Jak twórcy ukazują własne emocje na podstawie dowolnego wybranego przez ucznia obrazu i/lub tekstów literackich."
Fuck. Brzmi nudno.
Nie żeby którykolwiek z projektów brzmiał ciekawie, ale co poradzić? Cholera, mógł po prostu opłacić jakiegoś młodszego uczniaka, albo wrobić w zrobienie tego jedną ze swoich dziewczyn. Szkoda tylko, że kompletnie o tym zapomniał dopóki nie dostał na maila przypomnienia od dyrekcji.
"Panie Callahan termin ostatecznego złożenia projektów to 30 czerwca. Jeśli nie otrzymamy pracy do w.w daty, zostanie pan wydalony ze szkoły."
Jakże uroczo.
Chester Ó Heachthinghearn
Fresh Blood Lost in the City
Re: Ogród na tyłach szkoły.
Czw Cze 14, 2018 3:24 pm
Czw Cze 14, 2018 3:24 pm
Chester był niebywale punktualnym uczniem, czemu dowodziła jego frekwencja ze szkoły podstawowej, gdyż kilkugodzinne obsuwy były u niego absolutną normą. Komu opłacało się wstawać po zaspaniu 3 godzin? To co się dziwić, że miał problemy z terminami?
Tak czy owak, stawił się na wyznaczonym miejscu, gdzie się ze swoim partnerem w niedoli umówił. Wyszukał białej czupryny odbijającej w stronę jego ciornych kłaków promienire sloneczne, a to ci kolega. Przygrzać mu Callahan chciał.
─ Yo, wazzzzup, panie North? ─ przywitał się z mężczyzną, wyciągając do niego rękę ze swoim standardowym, głupkowatym wyrazem twarzy. ─ Zwarty, gotowy?
Chciał dowalić jeszcze jakimś idiotycznym tekstem, ale opanował się. W końcu współpracownika sobie wynalazł z ogłoszenia na facebooku: „Ceś, szukam koleżki albo koleżanki do projektu, bo nie zdam. Buziaczki, Ceśtel.”
Także ograniczył się do przeniesienia wyjętego psu z gardła plecaka z rączki wózka na kolana i rozsunięciu go. On to już miał notatki, tak się podpalił! Może nieczytelne, ale co z tego? W głowie też na jakieś zapiski.
(Ja nie mogę, jaki on piękny.)
Tak czy owak, stawił się na wyznaczonym miejscu, gdzie się ze swoim partnerem w niedoli umówił. Wyszukał białej czupryny odbijającej w stronę jego ciornych kłaków promienire sloneczne, a to ci kolega. Przygrzać mu Callahan chciał.
─ Yo, wazzzzup, panie North? ─ przywitał się z mężczyzną, wyciągając do niego rękę ze swoim standardowym, głupkowatym wyrazem twarzy. ─ Zwarty, gotowy?
Chciał dowalić jeszcze jakimś idiotycznym tekstem, ale opanował się. W końcu współpracownika sobie wynalazł z ogłoszenia na facebooku: „Ceś, szukam koleżki albo koleżanki do projektu, bo nie zdam. Buziaczki, Ceśtel.”
Także ograniczył się do przeniesienia wyjętego psu z gardła plecaka z rączki wózka na kolana i rozsunięciu go. On to już miał notatki, tak się podpalił! Może nieczytelne, ale co z tego? W głowie też na jakieś zapiski.
(Ja nie mogę, jaki on piękny.)
No proszę, jego partner zdążył się pojawić na miejscu. I to wyszukaną furą. Przekrzywił nieznacznie głowę w bok na jego widok. Chester Ó Heachthinghearn był bez wątpienia bardzo znaną personą w Riverdale i to bynajmniej nie ze względu na własne kalectwo czy jak większość dzieciaków z tej szkoły - wielki majątek. Nie, on był znany z zupełnie innego powodu. Prawdopodobnie gdyby dyrekcja miała wpisać na listę dziesięciu uczniów, o których wydaleniu ze szkoły marzyli, jego imię pojawiłoby się na liście aż siedem razy.
A przynajmniej tak słyszał.
Nigdy nie mieli szansy spotkać się osobiście, a szczerze mówiąc był nieznacznie ciekawy jak to wszystko wyglądało w rzeczywistości. Zresztą było mu obojętne z kim robił cały ten projekt. Byle go odbębnić.
— Zawsze i wszędzie, panie Chesterze — odparł z nonszalanckim uśmiechem, nim uścisnął jego rękę na powitanie. Rozłożył się nieco wygodniej na ławce, opierając kostkę o swoje kolano, gdy spojrzał na wyciągane przez niego notatki. No proszę, był bardziej przygotowany od niego.
— Upatrzyłeś sobie jakiś konkretny obraz albo tekst literacki czy mam włączyć google? — bo widział, że coś tam zapisał, nawet jeśli nie był w stanie tego odczytać.
Same to you, dasz się odbić? /:
A przynajmniej tak słyszał.
Nigdy nie mieli szansy spotkać się osobiście, a szczerze mówiąc był nieznacznie ciekawy jak to wszystko wyglądało w rzeczywistości. Zresztą było mu obojętne z kim robił cały ten projekt. Byle go odbębnić.
— Zawsze i wszędzie, panie Chesterze — odparł z nonszalanckim uśmiechem, nim uścisnął jego rękę na powitanie. Rozłożył się nieco wygodniej na ławce, opierając kostkę o swoje kolano, gdy spojrzał na wyciągane przez niego notatki. No proszę, był bardziej przygotowany od niego.
— Upatrzyłeś sobie jakiś konkretny obraz albo tekst literacki czy mam włączyć google? — bo widział, że coś tam zapisał, nawet jeśli nie był w stanie tego odczytać.
Same to you, dasz się odbić? /:
Chester Ó Heachthinghearn
Fresh Blood Lost in the City
Re: Ogród na tyłach szkoły.
Czw Cze 14, 2018 11:21 pm
Czw Cze 14, 2018 11:21 pm
─ Panie Chesterze? Oj, bo się zaczerwienię. Zwyczajne daddy będzie w porządku, Jackdaw. ─ odbił piłeczkę, jakim był ten szczwany uśmieszek.
Wyciągnął swój zeszyt z całą flotyllą kutasów na okładce, jego ulubiony. Takiej liczby eksponatów pozazdrościć mogło islandzkie muzeum penisów. Swoją drogą, musi je kiedyś zwiedzić, o ile zdoła, bo może wyrzucą go za obmacywanie okazów. Chociaż może są ubezpieczeni, na pewno ochrona jest czujna na punkcie napalonych turystów.
─ Obrazów nie mam żadnych, więc możesz mieć wujka Google w pogotowiu, ale mam książki! ─ oświadczył z dumą, popisując się, że umie czytać. Wśród uczniów klasy B to była niegdyś nadnaturalna umiejętność, ale może już nie za kadencji Northa, więc niech żałuje! Wtedy to była trudna młodzież, nie to co teraz, tfu! ─ W ogóle, jak się wkurwiłem. Bo ja zarzuciłem tym tematem, bo myślałem, że tam jest „obraz albo tekst kultury” i już, jeb, Taylor Swift. Albo P!nk, moja druga żona. No, i mam, po chuju. Ale nieważne, zmóżdżyłem się i jest. Czytasz młodzieżówki? „Challenger Deep” Neala Shus… eeee.. Shustermana jest dobre, bo narratorem jest dzieciak siedzący w psychiatryku. I ten Neal Shushhhniepowtórzę napisał to na podstawie przeżyć jego i jego syna, tam są nawet rysunki zrobione przez tego chłopaka, więc to jest taka bardzo intymna książka. ─ rozpędził się tak, że notatki grały drugorzędną rolę na ten moment. Jedynie włożył długopis między strony, żeby w razie czego nie zgubić swoich wypocin między kartkami.
W sumie nie liczył za bardzo, że Callahan czytuje taką literaturę, co Chester, który był początkującym czytelnikiem. Jeżeli rzeczywiście książki go zajmują w jakieś zimowe wieczory, gdyż, tak naprawdę, cholera go wie. Chess nie miał większej styczności z chłopakiem, toteż nie wiedział nie wiadomo ile na jego temat. To, co najciekawsze wysępił od ludzi, m. in. od płaczących lasek, którym użyczał chusteczek higienicznych na czas chandry na terenie szkoły. Taki niepozorny, mały Don Juan. Ale w sumie mimo iż chłoptaś nie był w typie Heachthinghearna, musiał mu to przyznać, facjatę miał ruchable.
Oj, nie dam!
Wyciągnął swój zeszyt z całą flotyllą kutasów na okładce, jego ulubiony. Takiej liczby eksponatów pozazdrościć mogło islandzkie muzeum penisów. Swoją drogą, musi je kiedyś zwiedzić, o ile zdoła, bo może wyrzucą go za obmacywanie okazów. Chociaż może są ubezpieczeni, na pewno ochrona jest czujna na punkcie napalonych turystów.
─ Obrazów nie mam żadnych, więc możesz mieć wujka Google w pogotowiu, ale mam książki! ─ oświadczył z dumą, popisując się, że umie czytać. Wśród uczniów klasy B to była niegdyś nadnaturalna umiejętność, ale może już nie za kadencji Northa, więc niech żałuje! Wtedy to była trudna młodzież, nie to co teraz, tfu! ─ W ogóle, jak się wkurwiłem. Bo ja zarzuciłem tym tematem, bo myślałem, że tam jest „obraz albo tekst kultury” i już, jeb, Taylor Swift. Albo P!nk, moja druga żona. No, i mam, po chuju. Ale nieważne, zmóżdżyłem się i jest. Czytasz młodzieżówki? „Challenger Deep” Neala Shus… eeee.. Shustermana jest dobre, bo narratorem jest dzieciak siedzący w psychiatryku. I ten Neal Shushhhniepowtórzę napisał to na podstawie przeżyć jego i jego syna, tam są nawet rysunki zrobione przez tego chłopaka, więc to jest taka bardzo intymna książka. ─ rozpędził się tak, że notatki grały drugorzędną rolę na ten moment. Jedynie włożył długopis między strony, żeby w razie czego nie zgubić swoich wypocin między kartkami.
W sumie nie liczył za bardzo, że Callahan czytuje taką literaturę, co Chester, który był początkującym czytelnikiem. Jeżeli rzeczywiście książki go zajmują w jakieś zimowe wieczory, gdyż, tak naprawdę, cholera go wie. Chess nie miał większej styczności z chłopakiem, toteż nie wiedział nie wiadomo ile na jego temat. To, co najciekawsze wysępił od ludzi, m. in. od płaczących lasek, którym użyczał chusteczek higienicznych na czas chandry na terenie szkoły. Taki niepozorny, mały Don Juan. Ale w sumie mimo iż chłoptaś nie był w typie Heachthinghearna, musiał mu to przyznać, facjatę miał ruchable.
Oj, nie dam!
Strona 2 z 4 • 1, 2, 3, 4
Pozwolenia na tym forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach