▲▼
Strona 2 z 2 • 1, 2
First topic message reminder :
Enya długo stała na chodniki, wcale nie spiesząc się do rodzinnego spotkania po latach. Miała mieszane uczucia. Nie rozmawiały z ciotką parę lat. Obie na pewno się zmieniły i żadna nie wiedziała czego się po tej drugiej spodziewać. Chociaż wcześniejsza rozmowa telefoniczna wcale nie przebiegła jak dobry dramat. Było sztywno, owszem. Jednakże uzyskała to co chciała - zgodę na przyjście.
Czekasz na imienne zaproszenie?
Raczej na czerwony dywan!
Uważaj, abyś nie dostała z pomidora w twarz.
Prychnęła pod nosem, po czym schowała słuchawki do torebki. Muzyka przestała grać. Czas na przedstawienie, w którym to ona jest główną gwiazdą. Musi jak najlepiej wypełnić to zadanie dla Cadogana. Wróć, on wcale nie naciskał. Mniejsza! Przynajmniej dowie się o co chodzi z Chesterem i czemu z niego taki głąb.
Spojrzała jeszcze raz na siebie. Nie była ubrana jak na święto narodowe, ale też nie przyszła w worku na śmieci. Jej standardowy zestaw poza pracą. Może i wyglądała dziecinnie, ale przecież stara nie była. Poza tym, czuła się naprawdę swobodnie w tych rzeczach, a to najważniejsze.
Enya miała tylko nadzieję, że ciotka pamięta o spotkaniu, bo przecież wysłała jej sms'a. Odczytała, prawda? Prawda?!
Z serdecznym uśmiechem na twarzy, nacisnęła dzwonek do drzwi.
Dom Ciotki Enyi oraz Chestera.
Parę dni po rozmowie z Cadoganem.
Dom ciotki wyglądał na zadbany element miejskiego krajobrazu. Nawet jeżeli kiedyś był obskurnym budynkiem, płaczącym nad własną egzystencją to teraz prezentował się nad wyraz dobrze. Mile dla oka. Najwyraźniej niedawno był remontowany. Również i podjazd zdawał się być odnowiony. Nie należał do najwspanialszych gabarytowo, wręcz był minimalistyczny jakby ktoś zapomniał, że na świecie są samochody, ale wyłożone kamienie pięknie wkomponowały się w całość.
Odwiedzających witały najpierw wielkie, a zarazem ciężkie drzwi z ciemnego drewna. Co ciekawe, nie prowadziły do nich schody tylko pochyła. Dwupiętrowy budynek skąpany w stonowanych kolorach, wyróżniał się ciemną cegłą jako elementem dopełniającym cały projekt. Piękne, duże okna na pewno dostarczały domownikom wiele światła, pozwalając na większe oszczędności w sezonie wiosennym jak i letnim. Szerokie parapety dźwigały doniczki z czerwonymi kwiatami. Widać było kobiecą rękę, bo rośliny gęstą kaskadą spływały ku ziemi. Zdrowe i piękne.
Z tyłu budynku znajdował się duży ogród. Zieleń serdecznie witała gości. Trawnik przecinały liczne chodniki, ułożone z prostokątnej kostki. Ktoś najwyraźniej zadbał oto, aby drugiej osobie łatwiej się było poruszać. Wiele drzew jak i krzewów aktualnie przekwitało, ale słodki zapach nadal zachęcał do leniwych spacerów. Zaś w cieniu, bardziej z boku, umiejscowiono skalniak. Po kamieniach spływała woda do oczka wodnego, gdzie złote rybki beztrosko korzystały z życia.
Wszystko było ulokowane w ten sposób, aby środek ogrodu pozostał jak najbardziej pusty zaś jego granice jak najlepiej zarośnięte i przyozdobione. Oczywiście trasa rozpoczynająca się od tarasu, była wyróżniona pięknymi krzakami róż. Taki kobiecy akcent.
Nawiązując do tarasu, nie miał schodków tylko pochyły zjadł. Był dość spory z drewnianymi płotkami, po którym wspinały się kwiaty. Dawały w ten sposób równocześnie cień. O zadaszeniu nikt nie zapomniał zatem deszcz nie stanowił przeszkód, aby spokojnie sobie usiąść w tym miejscu i poobserwować piękno natury.
Parę dni po rozmowie z Cadoganem.
Dom ciotki wyglądał na zadbany element miejskiego krajobrazu. Nawet jeżeli kiedyś był obskurnym budynkiem, płaczącym nad własną egzystencją to teraz prezentował się nad wyraz dobrze. Mile dla oka. Najwyraźniej niedawno był remontowany. Również i podjazd zdawał się być odnowiony. Nie należał do najwspanialszych gabarytowo, wręcz był minimalistyczny jakby ktoś zapomniał, że na świecie są samochody, ale wyłożone kamienie pięknie wkomponowały się w całość.
Odwiedzających witały najpierw wielkie, a zarazem ciężkie drzwi z ciemnego drewna. Co ciekawe, nie prowadziły do nich schody tylko pochyła. Dwupiętrowy budynek skąpany w stonowanych kolorach, wyróżniał się ciemną cegłą jako elementem dopełniającym cały projekt. Piękne, duże okna na pewno dostarczały domownikom wiele światła, pozwalając na większe oszczędności w sezonie wiosennym jak i letnim. Szerokie parapety dźwigały doniczki z czerwonymi kwiatami. Widać było kobiecą rękę, bo rośliny gęstą kaskadą spływały ku ziemi. Zdrowe i piękne.
Z tyłu budynku znajdował się duży ogród. Zieleń serdecznie witała gości. Trawnik przecinały liczne chodniki, ułożone z prostokątnej kostki. Ktoś najwyraźniej zadbał oto, aby drugiej osobie łatwiej się było poruszać. Wiele drzew jak i krzewów aktualnie przekwitało, ale słodki zapach nadal zachęcał do leniwych spacerów. Zaś w cieniu, bardziej z boku, umiejscowiono skalniak. Po kamieniach spływała woda do oczka wodnego, gdzie złote rybki beztrosko korzystały z życia.
Wszystko było ulokowane w ten sposób, aby środek ogrodu pozostał jak najbardziej pusty zaś jego granice jak najlepiej zarośnięte i przyozdobione. Oczywiście trasa rozpoczynająca się od tarasu, była wyróżniona pięknymi krzakami róż. Taki kobiecy akcent.
Nawiązując do tarasu, nie miał schodków tylko pochyły zjadł. Był dość spory z drewnianymi płotkami, po którym wspinały się kwiaty. Dawały w ten sposób równocześnie cień. O zadaszeniu nikt nie zapomniał zatem deszcz nie stanowił przeszkód, aby spokojnie sobie usiąść w tym miejscu i poobserwować piękno natury.
Enya długo stała na chodniki, wcale nie spiesząc się do rodzinnego spotkania po latach. Miała mieszane uczucia. Nie rozmawiały z ciotką parę lat. Obie na pewno się zmieniły i żadna nie wiedziała czego się po tej drugiej spodziewać. Chociaż wcześniejsza rozmowa telefoniczna wcale nie przebiegła jak dobry dramat. Było sztywno, owszem. Jednakże uzyskała to co chciała - zgodę na przyjście.
Czekasz na imienne zaproszenie?
Raczej na czerwony dywan!
Uważaj, abyś nie dostała z pomidora w twarz.
Prychnęła pod nosem, po czym schowała słuchawki do torebki. Muzyka przestała grać. Czas na przedstawienie, w którym to ona jest główną gwiazdą. Musi jak najlepiej wypełnić to zadanie dla Cadogana. Wróć, on wcale nie naciskał. Mniejsza! Przynajmniej dowie się o co chodzi z Chesterem i czemu z niego taki głąb.
Spojrzała jeszcze raz na siebie. Nie była ubrana jak na święto narodowe, ale też nie przyszła w worku na śmieci. Jej standardowy zestaw poza pracą. Może i wyglądała dziecinnie, ale przecież stara nie była. Poza tym, czuła się naprawdę swobodnie w tych rzeczach, a to najważniejsze.
Enya miała tylko nadzieję, że ciotka pamięta o spotkaniu, bo przecież wysłała jej sms'a. Odczytała, prawda? Prawda?!
Z serdecznym uśmiechem na twarzy, nacisnęła dzwonek do drzwi.
Chester Ó Heachthinghearn
Fresh Blood Lost in the City
Re: Jak Enya ukradła wózek... Część 1!
Sob Lip 16, 2016 7:54 pm
Sob Lip 16, 2016 7:54 pm
No tak, Chesterowi niespecjalnie dopisywał fart przez ostatni rok. Albo to jego bojowe nastawienie było prowodyrem tych wszystkich walk, w których o mało co nie tracił zębów, łamał nosów, aż w końcu nie złamał kręgosłupa. Ewentualnie klątwa jakaś, ale w jego wypadku równie dobrze to może być głupota.
─ Pies w wynajmowanym pokoju? ─ mówiąc to, Inghram wyraźnie uniosła jedną z potraktowanych kredką brwi, mając przystawioną do ust krawędź szklanki z lemoniadą. ─ Masz taką możliwość i warunki? Żeby potem się nie skończyło tak, że będziesz go musiała oddać. To jest ludzka porażka, gdy musisz oddać zwierzę. ─ napiła się, po czym zerknęła w stronę kuchni, gdzie powinien wylegiwać się wyliniały kocur, aczkolwiek nie było go tam.
Kuzyn nie raczył udzielić swojej odpowiedzi na odzew Enyi o planach kupienia pupila. Nie dość, że był w tym momencie wielce obrażony na wszystkich i ani myślał własnowolnie uzewnętrznić swojego zdania na temat jakikolwiek (chociażby zwierzaków), to miał inne zajęcie. Gdy ciotka wysuwała nieco swoje naturalne i choć oschle przedstawione, to jednak zmartwienia, Heachthinghearn był w trakcie potajemnego pozbywania się mięsa ze swojego talerza, oczywiście nie za pomocą swoich ust i żołądka. Dzielił się pod stołem jagnięciną z tą kocią poczwarą, która ceniła właściciela tylko z jednego powodu ─ on wiele nie jadł i wybrzydzał, toteż Ninny miał często okazję dostać lwią część porcji Chestera. Oczywiście nielegalną drogą spod stołu, no ale.
─ Pies w wynajmowanym pokoju? ─ mówiąc to, Inghram wyraźnie uniosła jedną z potraktowanych kredką brwi, mając przystawioną do ust krawędź szklanki z lemoniadą. ─ Masz taką możliwość i warunki? Żeby potem się nie skończyło tak, że będziesz go musiała oddać. To jest ludzka porażka, gdy musisz oddać zwierzę. ─ napiła się, po czym zerknęła w stronę kuchni, gdzie powinien wylegiwać się wyliniały kocur, aczkolwiek nie było go tam.
Kuzyn nie raczył udzielić swojej odpowiedzi na odzew Enyi o planach kupienia pupila. Nie dość, że był w tym momencie wielce obrażony na wszystkich i ani myślał własnowolnie uzewnętrznić swojego zdania na temat jakikolwiek (chociażby zwierzaków), to miał inne zajęcie. Gdy ciotka wysuwała nieco swoje naturalne i choć oschle przedstawione, to jednak zmartwienia, Heachthinghearn był w trakcie potajemnego pozbywania się mięsa ze swojego talerza, oczywiście nie za pomocą swoich ust i żołądka. Dzielił się pod stołem jagnięciną z tą kocią poczwarą, która ceniła właściciela tylko z jednego powodu ─ on wiele nie jadł i wybrzydzał, toteż Ninny miał często okazję dostać lwią część porcji Chestera. Oczywiście nielegalną drogą spod stołu, no ale.
Włożyła kolejną porcję obiadu na widelec, który zaraz wylądował w jej buzi i tam postanowił chwilkę pozostać. W końcu wyjęła go i wzięła się za powolne rozgryzanie, najwidoczniej coś analizując w międzyczasie. Coś bez włosia otarło się o jej nogę i nie była pewna czy wydawać winowajcę, czy jeszcze udawać, że o niczym nie wie.
Spojrzała na ciotkę.
- Wiecznie wynajmować nie będę. - plan zakładał usamodzielnienie się, a przynajmniej zamianę pokoju na mieszkanie. Dopóki nie spełni paru warunków, finansowych na pewno to psa nie zamierza ze sobą targać. Nie spieszyła się z decyzją o kupnie, ponieważ hodowla, którą obserwowała miała dość drogie mioty, ale nie była zaskoczona bacząc na ich rodowody i linie sportowe.
- Poza tym, to dalekosiężne plany. - ale dobrze przemyślane. Miała przynajmniej taką nadzieję. Uśmiechnęła się tylko do ciotki, co by szturchnąć łokciem kuzyna. Doskonale wiedziała, co on kombinuje i właśnie dawała mu szansę na wybronienie się. Inaczej może zdarzyć się coś, czego nie przewidział.
- Spokojnie, nikogo oddawać nie zamierzam. Muszę poczekać na odpowiedni moment i być pewna, że to już. Nie zależy mi na psie, aby go mieć chwilkę. Poza tym, wybrałam już profil aktywności i nie będzie to łatwa sztuka. Typowo sportowa linia. Czworonóg do zadań, aktywny i wymagający ruchy. Pracy umysłowej również. To zupełnie co innego niż kot. - kolejna aluzja w stronę Chestera. Dzisiaj był od ogniem krzyżowym, dosłownie.
Spojrzała na ciotkę.
- Wiecznie wynajmować nie będę. - plan zakładał usamodzielnienie się, a przynajmniej zamianę pokoju na mieszkanie. Dopóki nie spełni paru warunków, finansowych na pewno to psa nie zamierza ze sobą targać. Nie spieszyła się z decyzją o kupnie, ponieważ hodowla, którą obserwowała miała dość drogie mioty, ale nie była zaskoczona bacząc na ich rodowody i linie sportowe.
- Poza tym, to dalekosiężne plany. - ale dobrze przemyślane. Miała przynajmniej taką nadzieję. Uśmiechnęła się tylko do ciotki, co by szturchnąć łokciem kuzyna. Doskonale wiedziała, co on kombinuje i właśnie dawała mu szansę na wybronienie się. Inaczej może zdarzyć się coś, czego nie przewidział.
- Spokojnie, nikogo oddawać nie zamierzam. Muszę poczekać na odpowiedni moment i być pewna, że to już. Nie zależy mi na psie, aby go mieć chwilkę. Poza tym, wybrałam już profil aktywności i nie będzie to łatwa sztuka. Typowo sportowa linia. Czworonóg do zadań, aktywny i wymagający ruchy. Pracy umysłowej również. To zupełnie co innego niż kot. - kolejna aluzja w stronę Chestera. Dzisiaj był od ogniem krzyżowym, dosłownie.
Chester Ó Heachthinghearn
Fresh Blood Lost in the City
Re: Jak Enya ukradła wózek... Część 1!
Pią Lip 22, 2016 12:32 am
Pią Lip 22, 2016 12:32 am
─ Na razie musisz się ustatkować, więc dobrze, że to plany na dalszy termin. ─ uznała ciotka, krojąc mięso. Rzeczywiście, była człowiekiem uchodzącym za zimnego i zdystansowanego nawet do swojego partnera, aczkolwiek miała w sobie jakiś zalążek tej żeńskiej solidarności. Mimo wszystko, częściej do jakiegokolwiek kompromisu dochodziła w gronie kobiet, dlatego na przykład Chester w starciu z nią i jej szerokim, skórzanym pasem (pamiątka z Meksyku) był na przegranej pozycji.
Chester nie uraczył ją widokiem swojego bladego, pryszczatego, skupionego na istocie kota lica. Ninny również na oszczerstwa pod swoim adresem nie reagował, no, może to samobój tak to określić, ale miał wyjebane, jak na wszystko. Jakby nie było, to kotowaty. Irlandczyk jedynie karmił kocura, wykorzystując to, że Freya nie zajmowała się akurat jego żywieniem i życiem, a przyczepiła się do życia kuzynki. Także wychowanek nie omieszkał się odłączyć od ich dyskusji na temat psów, on właściwie nie lubił tak bardzo wilkowatych, żeby się wdawać w ten temat.
Aczkolwiek sielanki nastał kres, gdy czujne oczy a’la monitoring osiedlowy pani Inghram dla kontroli łypnęły na Heachthinghearna, któremu aż włoski na karku się zjeżyły od tego przeszywającego spojrzenia. Chyba mlaskanie kota go zdradziło. Właścicielka domu wzięła głęboki oddech, jakby chciała zatrzymać drzemiącego w niej szatana, który usiłował się oswobodzić z jej więzów. Jednakże siostrzeniec, który wiedział, ze nijak się nie wykręci, więc dalsze granie głupa jest tym bardziej niefair i jeszcze bardziej rozjuszy adoptowaną matkę, jedynie znów odłożył nielekko talerz, aż dziwne, że ten nie pękł na kawałki, po czym przetransportował się na swój wózek, co było nieco łatwiejsze od schodzenia z niego.
─ Nie chce mi się jeść. Co mam zrobić?! Nie będę tego jadł! ─ i z tą pretensją w głosie po prostu opuścił pomieszczenie, kierując się na lewo, do swojego pokoju, a jego wjazd tam potwierdzał trzask drzwiami.
Wcześniej mocno wkurwiona ciotka, teraz zwyczajnie była na skraju załamania. Zerknęła na Enyę, prostując się, żeby swoją postawą nie okazywać słabości, choć jej strapiony wyraz twarzy wskazywał na coś zgoła odmiennego.
─ Przy Chesterze każdy pies, nawet najbardziej zniedołężniały i najbardziej złośliwy kot to pryszcz. Mam wrażenie, że coraz gorzej sobie radzę z nim..
Chester nie uraczył ją widokiem swojego bladego, pryszczatego, skupionego na istocie kota lica. Ninny również na oszczerstwa pod swoim adresem nie reagował, no, może to samobój tak to określić, ale miał wyjebane, jak na wszystko. Jakby nie było, to kotowaty. Irlandczyk jedynie karmił kocura, wykorzystując to, że Freya nie zajmowała się akurat jego żywieniem i życiem, a przyczepiła się do życia kuzynki. Także wychowanek nie omieszkał się odłączyć od ich dyskusji na temat psów, on właściwie nie lubił tak bardzo wilkowatych, żeby się wdawać w ten temat.
Aczkolwiek sielanki nastał kres, gdy czujne oczy a’la monitoring osiedlowy pani Inghram dla kontroli łypnęły na Heachthinghearna, któremu aż włoski na karku się zjeżyły od tego przeszywającego spojrzenia. Chyba mlaskanie kota go zdradziło. Właścicielka domu wzięła głęboki oddech, jakby chciała zatrzymać drzemiącego w niej szatana, który usiłował się oswobodzić z jej więzów. Jednakże siostrzeniec, który wiedział, ze nijak się nie wykręci, więc dalsze granie głupa jest tym bardziej niefair i jeszcze bardziej rozjuszy adoptowaną matkę, jedynie znów odłożył nielekko talerz, aż dziwne, że ten nie pękł na kawałki, po czym przetransportował się na swój wózek, co było nieco łatwiejsze od schodzenia z niego.
─ Nie chce mi się jeść. Co mam zrobić?! Nie będę tego jadł! ─ i z tą pretensją w głosie po prostu opuścił pomieszczenie, kierując się na lewo, do swojego pokoju, a jego wjazd tam potwierdzał trzask drzwiami.
Wcześniej mocno wkurwiona ciotka, teraz zwyczajnie była na skraju załamania. Zerknęła na Enyę, prostując się, żeby swoją postawą nie okazywać słabości, choć jej strapiony wyraz twarzy wskazywał na coś zgoła odmiennego.
─ Przy Chesterze każdy pies, nawet najbardziej zniedołężniały i najbardziej złośliwy kot to pryszcz. Mam wrażenie, że coraz gorzej sobie radzę z nim..
Pochwała z ust ciotki to jak miód na serce, małe lecz żywo bijące. Czemu tak mikrych rozmiarów? Pewnie dlatego, iż niezbyt afiszowała się z jakimikolwiek uczuciami głębszymi niż radość, bo jakby nie patrzeć miłość nadal była jej obca. Dziewczyna zatem uśmiechnęła się jak to miała w zwyczaju, po czym spojrzała na talerz wojowniczo.
Poddaję się.
Szykuj się na batalię.
Ta nie zdążyła się nawet rozpętać, bo cała siła ataku skupiła się na osobie kuzyna. A ciotka wzrokiem go zapędziła w kozi róg, jednakże wywołując srogi gniew. Enya, aż podskoczyła w miejscu na gwałtowny wybuch chłopaka i wcale go nie rozumiejąc, odprowadziła zaskoczonym wejrzeniem. Nie pojmowała jak można się buntować, nie bacząc na uczucia innych.
Wygląda na to, że młody i gniewny.
Brunetka przekrzywiła nieznacznie głowę, a jej grzywka zakryła migotliwe oczy. Właśnie w jej głowie rodziła się myśl szalona i równie nierozsądna, co decyzje jakie podjęła w ostatnim czasie. Jednakże ona to lubi. Skok na głęboką wodę wymusza naukę pływania, a ona uwielbiała wyzwania! Zwróciła twarz w kierunku ciotki, ta wyglądała na zmartwioną. Czyżby chciała się poddać?
- Czy on w ogóle wychodzi z domu? - zagadnęła cicha, całą frustrację kuzyna spychając na brak aktywności i duszenia się w domu jak sardynka w puszce.
Poddaję się.
Szykuj się na batalię.
Ta nie zdążyła się nawet rozpętać, bo cała siła ataku skupiła się na osobie kuzyna. A ciotka wzrokiem go zapędziła w kozi róg, jednakże wywołując srogi gniew. Enya, aż podskoczyła w miejscu na gwałtowny wybuch chłopaka i wcale go nie rozumiejąc, odprowadziła zaskoczonym wejrzeniem. Nie pojmowała jak można się buntować, nie bacząc na uczucia innych.
Wygląda na to, że młody i gniewny.
Brunetka przekrzywiła nieznacznie głowę, a jej grzywka zakryła migotliwe oczy. Właśnie w jej głowie rodziła się myśl szalona i równie nierozsądna, co decyzje jakie podjęła w ostatnim czasie. Jednakże ona to lubi. Skok na głęboką wodę wymusza naukę pływania, a ona uwielbiała wyzwania! Zwróciła twarz w kierunku ciotki, ta wyglądała na zmartwioną. Czyżby chciała się poddać?
- Czy on w ogóle wychodzi z domu? - zagadnęła cicha, całą frustrację kuzyna spychając na brak aktywności i duszenia się w domu jak sardynka w puszce.
Chester Ó Heachthinghearn
Fresh Blood Lost in the City
Re: Jak Enya ukradła wózek... Część 1!
Pią Lip 22, 2016 11:32 am
Pią Lip 22, 2016 11:32 am
Wzburzona Freya wzięła jeszcze kilka głębokich oddechów, będąc bardzo dobrym przykładem na to, jak Chester umie podwyższyć ciśnienie. W szczególności osobom, które miały taką aspirację, żeby ten degenerat, anarchista i cham wyszedł na ludzi. A to był cel niemalże nieosiągalny. To jak nauczyć małpę stepować.
Jednakże pytanie Enyi nieco odciągnęło ją od gniewu. Neutralny wzrok utkwiła w ciemnowłosej, natomiast sama mimowolnie poczęła obracać w ręce kubkiem “MAMY NA MEDAL”, jakby planowała korektę tego nadruku. Zaczęło jej się roić w głowie od panicznych telefonów Heachthinghearna, odrywających ją od obowiązków służbowych i tysiące sms-ów z pytaniami o rzeczy typu “Mamo, jak zagotować ryż?”. Zaczęła wyłączać komórkę na czas wykładów, co nieraz przysporzyło jeszcze więcej kłopotów, niż wyjście z sali i opieprzenie Chesa po raz -enty.
─ Tylko do szkoły i do lekarza. Jeździł zimą na korepetycje z francuskiego, sam mnie błagał, żebym go nie zawoziła. Raz mu przed domem wypadły klucze i sterczał pod domem jak idiota do mojego przyjazdu, nie mogąc dosięgnąć kluczy. Spóźniał się często, bo w tłumie ludzie go nie widzieli i autobus odjeżdżał bez niego. O! ─ aż klasnęła dłońmi, rozbudzając się nieco; tułowiem bardziej obróciła się w stronę stażystki. ─ Raz utknął w parku. Patyk wkręcił mu się w szprychy i nie mógł się ruszyć przez godzinę albo więcej. Gdyby nie przebiegł jego przyjaciel, Riley, nie wiem, co stałoby się. ─ załamała ręce. ─ A potem ta biedaczyna zemdlała i Chester zaczął wydzwaniać do drugiego przyjaciela. Wiesz, jaki był finał tego wieczoru? Musiałam zapłacić za szkody wyrządzone w jakimś barze przez Chestera! ─ ściągnęła brwi na samą wspominkę o gniewnym siostrzeńca, który niszczył wszystko, co znajdowało się w jego polu rażenia. ─ To był jego ostatni raz na korepetycjach. Teraz nie chce wychodzić z domu. Zraził się.
Jednakże pytanie Enyi nieco odciągnęło ją od gniewu. Neutralny wzrok utkwiła w ciemnowłosej, natomiast sama mimowolnie poczęła obracać w ręce kubkiem “MAMY NA MEDAL”, jakby planowała korektę tego nadruku. Zaczęło jej się roić w głowie od panicznych telefonów Heachthinghearna, odrywających ją od obowiązków służbowych i tysiące sms-ów z pytaniami o rzeczy typu “Mamo, jak zagotować ryż?”. Zaczęła wyłączać komórkę na czas wykładów, co nieraz przysporzyło jeszcze więcej kłopotów, niż wyjście z sali i opieprzenie Chesa po raz -enty.
─ Tylko do szkoły i do lekarza. Jeździł zimą na korepetycje z francuskiego, sam mnie błagał, żebym go nie zawoziła. Raz mu przed domem wypadły klucze i sterczał pod domem jak idiota do mojego przyjazdu, nie mogąc dosięgnąć kluczy. Spóźniał się często, bo w tłumie ludzie go nie widzieli i autobus odjeżdżał bez niego. O! ─ aż klasnęła dłońmi, rozbudzając się nieco; tułowiem bardziej obróciła się w stronę stażystki. ─ Raz utknął w parku. Patyk wkręcił mu się w szprychy i nie mógł się ruszyć przez godzinę albo więcej. Gdyby nie przebiegł jego przyjaciel, Riley, nie wiem, co stałoby się. ─ załamała ręce. ─ A potem ta biedaczyna zemdlała i Chester zaczął wydzwaniać do drugiego przyjaciela. Wiesz, jaki był finał tego wieczoru? Musiałam zapłacić za szkody wyrządzone w jakimś barze przez Chestera! ─ ściągnęła brwi na samą wspominkę o gniewnym siostrzeńca, który niszczył wszystko, co znajdowało się w jego polu rażenia. ─ To był jego ostatni raz na korepetycjach. Teraz nie chce wychodzić z domu. Zraził się.
Dziewczyna odłożyła wszystko co miała w dłoni, a talerz delikatnie odsunęła od siebie tym samym informując, że więcej nie zje. Nie była głodna, poza tym i tak już straciła resztki apetytu. Problemy rodzinne to także i jej bolączka, a ona nie mogła przejść wobec nich obojętnie. Niestety, ale to była jej jawna słabość, która kiedyś odbije się na niej czkawką i to ostrą. Jednakże póki nie przyszedł na to czas, będzie starała się dać z siebie wszystko. Musi, taka już była.
- Ciociu... - złożyła dłonie, po czym spojrzała na nią promiennie jakby właśnie dostała od niej prezent urodzinowy.
- Mogę zająć się korepetycjami Chestera pod warunkiem, że będzie wychodził poza dom. Chętnie zabiorę go nawet siłą na krótkie spacery, byleby tylko nie patrzył na cztery ściany własnego pokoju. - chociaż na pewno na początku będzie jej ciężko, ale uwielbiała podejmować wyzwania. Tego też się nie bała. Współpracowała z Cadoganem i Strikerem, co mogło być gorsze?
Chester z jeżami na wózku.
O mało nie parsknęła śmiechem, ale tylko wargi niebezpiecznie drgnęły. Musi przestać uciekać myślami do świata, który nie istnieje. Jednakże to było zbyt trudne, inaczej musiałaby się skonfrontować z rzeczywistością, której nie znosiła do końca. Nadal żyło w niej dziecko, które chciało być wolne.
- Sugeruję jednak, aby poszukać pomocy jeszcze gdzie indziej. Mam niejasne wrażenie, że on potrzebuje opiekuna bądź przewodnika, nieograniczonego czasowo. - nie był to żaden przytyk z jej strony, ale logiczne, iż ciotka nie zawsze będzie mogła przy nim być. Bywa w życiu tak, że trzeba odlecieć na miotle na jakiś sabat i wtedy co...? Enya pamiętała jak ją przezywano czarownicą, bo bawiła się kiedyś w magię. Phi!
- Ciociu... - złożyła dłonie, po czym spojrzała na nią promiennie jakby właśnie dostała od niej prezent urodzinowy.
- Mogę zająć się korepetycjami Chestera pod warunkiem, że będzie wychodził poza dom. Chętnie zabiorę go nawet siłą na krótkie spacery, byleby tylko nie patrzył na cztery ściany własnego pokoju. - chociaż na pewno na początku będzie jej ciężko, ale uwielbiała podejmować wyzwania. Tego też się nie bała. Współpracowała z Cadoganem i Strikerem, co mogło być gorsze?
Chester z jeżami na wózku.
O mało nie parsknęła śmiechem, ale tylko wargi niebezpiecznie drgnęły. Musi przestać uciekać myślami do świata, który nie istnieje. Jednakże to było zbyt trudne, inaczej musiałaby się skonfrontować z rzeczywistością, której nie znosiła do końca. Nadal żyło w niej dziecko, które chciało być wolne.
- Sugeruję jednak, aby poszukać pomocy jeszcze gdzie indziej. Mam niejasne wrażenie, że on potrzebuje opiekuna bądź przewodnika, nieograniczonego czasowo. - nie był to żaden przytyk z jej strony, ale logiczne, iż ciotka nie zawsze będzie mogła przy nim być. Bywa w życiu tak, że trzeba odlecieć na miotle na jakiś sabat i wtedy co...? Enya pamiętała jak ją przezywano czarownicą, bo bawiła się kiedyś w magię. Phi!
Chester Ó Heachthinghearn
Fresh Blood Lost in the City
Re: Jak Enya ukradła wózek... Część 1!
Pią Lip 22, 2016 5:38 pm
Pią Lip 22, 2016 5:38 pm
Apetyt nie dopisywał także ciotce, aczkolwiek było to wywołane raczej wcześniejszym najedzeniem się, niż postawą Chestera i mini-kłótnią (to nie była nawet namiastka tego trzaskania drzwiami, jak Chester obwieścił, że jest gejem). Gdy świeżo upieczona członkini grona pedagogicznego mówiła o korepetycjach i wyjściach z domu z podopiecznym, milczała. Miała ciągle z tyłu czaszki plan do zrealizowania, który choć został już obalony, wciąż nie był całkowicie niemożliwy do wykonania. Tym bardziej to jego urzeczywistnienia zmotywowały ją następne słowa rodziny.
Inghram przemieściła się na siedzenie bliżej kobiety, lecz tak, aby ich strefy prywatne siebie nawzajem nie naruszały. Ceniła sobie przestrzeń, ale teraz, znając dobrze tego, co pasożytuje na jej dobytku od 7 lat, miała na uwadze, że cwaniak może podsłuchiwać. Był na tyle ciekawski, że posuwał się do rzeczy typu szklanka przytknięta do niezasłoniętej niczym, cienkiej ściany.
─ Enya. ─ zaczęła z lekkim opóźnieniem, patrząc adresatce wypowiedzi w oczy. Ton miała dla odmiany łagodny, choć w niektórych momentach dało się wyczuć tę szczyptę sfrustrowania. ─ Widzę to, że chcesz dobrze i ze świecą szukać drugiej tak dobrej młodej kobiety. Wiem, jaki był Chester wobec Ciebie, co zrobił i zakładam, że wychodzisz z inicjatywą nie ze względu na niego. Ale gwarantuję Ci, że wolałabym, żeby dalej się bił, jarał i pił, niżeli oglądał ludzi zza okna, z nikim nie rozmawiał i popadał w depresję. Kiedyś był naprawdę aktywny, nie dało się za nim nadążyć. Wiesz, że grał w baseball? To chyba było jedyne, co mogło we mnie obudzić dumę, której normalnie nigdy w jego przypadku nie odczuwałam.
Wzięła głęboki oddech, jakby szykowała się na zanurkowanie w najciemniejsze głębiny Oceanu Spokojnego.
─ Jeszcze pół roku temu, jak robiłam rachunek sumienia, mogłabym mu w twarz wygarnąć, że dobrze mu tak. Coś go wreszcie usadziło na dupie, jest nieszkodliwy, nie będzie skarg ze szkoły przynajmniej. Tyle, że teraz on jest ofiarą i to nie są udawanki. Gnębią go ludzie, z których się naigrywał. Nauczyciele też go męczą. Wydusiłam z Chestera, że jakiś facet od intermediów.. Nie wiem, jak ma na nazwisko. Tak czy owak, gnoi go przez to, że tamten jest niepełnosprawny. Jakie śmieszne, o Boże. ─ zironizowała, wywracając jasnymi oczami. ─ Sanitariusze zdrapujący Chestera z betonu i zajmujący się nim lekarz zapewniał mnie, że to czysty przypadek, że on żyje. Tak naprawdę jakby upadł dwa centymetry bardziej na krawężnik, nie jechałby na SOR, tylko do kostnicy. Albo nie wybudziłby się ze śpiączki. Więc to przeciętnie zabawne. Zwłaszcza, gdyby taka osoba zobaczyła jego roztrzaskaną głowę pod bandażami.
Dla Freyi również nie był to widok odprężający, jak panorama gór na wczasach. Dreszcze jej przeszły po rękach, choć na zewnątrz było bardzo upalnie i o przegrzanie nie tak trudno. Przeczesała sobie włosy, mierzwiąc je przy zakładaniu nogi na nogę i opieraniu o swoje udo łokcia. Posiłek podchodził jej do przełyku, gdy wspominała ten stres i wykańczającą ją bezsenność od września do grudnia zeszłego roku. Tak naprawdę spasowała z siwieniem na zapas, gdy okazało się, że naćpany morfiną delikwent nie stanie przed sądem dla nieletnich za morderstwo, o którego dokonaniu nie był świadom.
─ Enya. Jako Heachthinghearn umiesz ściągać na siebie problemy, aczkolwiek też masz w sobie coś nadludzkiego. Z pewnością nienaturalnie dobre serducho, walczysz w imię swoich interesów, jesteś zawzięta i nie ugniesz się przed byle kim. ─ odchrząknęła na koniec, samej sobie nie wierząc, że takie komplementy opuściły jej usta. ─ Do rzeczy. To ma związek z naszą wcześniejszą rozmową, więc możliwe, że będziesz zadowolona. Składałam wniosek o psa asystującego dla Chestera. Wiesz, jak on funkcjonuje. Podaje przedmioty, otwiera drzwi, gasi światło. Ponadto, obroni. Uspokoi w razie ataku paniki. Ale jego najważniejszą cechą jest to, że on w nim kaleki nie widzi. Problem w tym, że podanie odrzucono ze względu na to, że Chester nie mówi wyraźnie i składnie. Chcę o tego zwierzaka zawalczyć, tylko potrzebuję Twojej pomocy. Nie wiem, jak to zrobimy, ale musimy.
Po tym długim monologu zaschło jej w gardle, więc napiła się lemoniady. Chryste, ona chyba nigdy w życiu nie wypowiedziała tylu zdań naraz!
Inghram przemieściła się na siedzenie bliżej kobiety, lecz tak, aby ich strefy prywatne siebie nawzajem nie naruszały. Ceniła sobie przestrzeń, ale teraz, znając dobrze tego, co pasożytuje na jej dobytku od 7 lat, miała na uwadze, że cwaniak może podsłuchiwać. Był na tyle ciekawski, że posuwał się do rzeczy typu szklanka przytknięta do niezasłoniętej niczym, cienkiej ściany.
─ Enya. ─ zaczęła z lekkim opóźnieniem, patrząc adresatce wypowiedzi w oczy. Ton miała dla odmiany łagodny, choć w niektórych momentach dało się wyczuć tę szczyptę sfrustrowania. ─ Widzę to, że chcesz dobrze i ze świecą szukać drugiej tak dobrej młodej kobiety. Wiem, jaki był Chester wobec Ciebie, co zrobił i zakładam, że wychodzisz z inicjatywą nie ze względu na niego. Ale gwarantuję Ci, że wolałabym, żeby dalej się bił, jarał i pił, niżeli oglądał ludzi zza okna, z nikim nie rozmawiał i popadał w depresję. Kiedyś był naprawdę aktywny, nie dało się za nim nadążyć. Wiesz, że grał w baseball? To chyba było jedyne, co mogło we mnie obudzić dumę, której normalnie nigdy w jego przypadku nie odczuwałam.
Wzięła głęboki oddech, jakby szykowała się na zanurkowanie w najciemniejsze głębiny Oceanu Spokojnego.
─ Jeszcze pół roku temu, jak robiłam rachunek sumienia, mogłabym mu w twarz wygarnąć, że dobrze mu tak. Coś go wreszcie usadziło na dupie, jest nieszkodliwy, nie będzie skarg ze szkoły przynajmniej. Tyle, że teraz on jest ofiarą i to nie są udawanki. Gnębią go ludzie, z których się naigrywał. Nauczyciele też go męczą. Wydusiłam z Chestera, że jakiś facet od intermediów.. Nie wiem, jak ma na nazwisko. Tak czy owak, gnoi go przez to, że tamten jest niepełnosprawny. Jakie śmieszne, o Boże. ─ zironizowała, wywracając jasnymi oczami. ─ Sanitariusze zdrapujący Chestera z betonu i zajmujący się nim lekarz zapewniał mnie, że to czysty przypadek, że on żyje. Tak naprawdę jakby upadł dwa centymetry bardziej na krawężnik, nie jechałby na SOR, tylko do kostnicy. Albo nie wybudziłby się ze śpiączki. Więc to przeciętnie zabawne. Zwłaszcza, gdyby taka osoba zobaczyła jego roztrzaskaną głowę pod bandażami.
Dla Freyi również nie był to widok odprężający, jak panorama gór na wczasach. Dreszcze jej przeszły po rękach, choć na zewnątrz było bardzo upalnie i o przegrzanie nie tak trudno. Przeczesała sobie włosy, mierzwiąc je przy zakładaniu nogi na nogę i opieraniu o swoje udo łokcia. Posiłek podchodził jej do przełyku, gdy wspominała ten stres i wykańczającą ją bezsenność od września do grudnia zeszłego roku. Tak naprawdę spasowała z siwieniem na zapas, gdy okazało się, że naćpany morfiną delikwent nie stanie przed sądem dla nieletnich za morderstwo, o którego dokonaniu nie był świadom.
─ Enya. Jako Heachthinghearn umiesz ściągać na siebie problemy, aczkolwiek też masz w sobie coś nadludzkiego. Z pewnością nienaturalnie dobre serducho, walczysz w imię swoich interesów, jesteś zawzięta i nie ugniesz się przed byle kim. ─ odchrząknęła na koniec, samej sobie nie wierząc, że takie komplementy opuściły jej usta. ─ Do rzeczy. To ma związek z naszą wcześniejszą rozmową, więc możliwe, że będziesz zadowolona. Składałam wniosek o psa asystującego dla Chestera. Wiesz, jak on funkcjonuje. Podaje przedmioty, otwiera drzwi, gasi światło. Ponadto, obroni. Uspokoi w razie ataku paniki. Ale jego najważniejszą cechą jest to, że on w nim kaleki nie widzi. Problem w tym, że podanie odrzucono ze względu na to, że Chester nie mówi wyraźnie i składnie. Chcę o tego zwierzaka zawalczyć, tylko potrzebuję Twojej pomocy. Nie wiem, jak to zrobimy, ale musimy.
Po tym długim monologu zaschło jej w gardle, więc napiła się lemoniady. Chryste, ona chyba nigdy w życiu nie wypowiedziała tylu zdań naraz!
Dziewczyna drgnęła, kiedy ciotka zbliżyła się do niej lecz nie naruszyła jej strefy osobistej za co była jej w duchu wdzięczna, bo obecnie sytuacja kreowała się jako przebrzydle poważny wątek. I się nie myliła, kiedy do jej uszu dotarły słowa, których może nie chciała usłyszeć. Czy rzeczywiście wiedziała jaki był Chester? Czy naprawdę miała pojęcie o tym ile przeszła, kiedy własny ojciec zaczął faworyzować jego, a na nią nie zwracał uwagi? Czuła się gorsza. Tak bardzo, że wyprowadzka z domu była ucieczką, a nie jakąś przemyślaną decyzją. Nie mogła patrzeć na to, co działo się z jej rodziną. Przegrała, bo była słaba. Nie miała umiejętności, które pomogłyby im wytrwać. A los chciał i zabrał jej wszystko oprócz siostry. Gdyby jej się coś stało to by umarła, skończyłaby ze sobą. Nie miała w nikim takiej podpory jak w niej. Gdzie takiej ze świecą szukać? Nie miała pojęcia.
Enyi do oczy napłynęły łzy, kiedy tak ciotka wymieniała jej niby zalety. To wszystko cholerne kłamstwo. A może i nie? Może jednak w końcu dla kogoś coś znaczy? Cholerne problemy i ich konsekwencje! Tak bardzo chciała cofnąć czas i móc wszystko naprawić. Chciała zostać nauczycielką nie dlatego, że miała ku temu powołanie. Ona pragnęła mieć wpływ na innych, mieć pozycję i czuć, że ktoś w końcu jej słucha. Chociaż z czasem może nauczy się, iż rola belfra to nie tylko to. Musi mieć dobrego mentora, a Aiden wciąż jej udowadniał jak nisko jest w hierarchii szkoły. Tyle że, ona mu się nie da, bo chce mu udowodnić, że to nazwisko ma potencjał. Wiedziała o tym!
- Ach, ciociu... - westchnęła.
- Gdyby to życie było prostsze... ale nie jest. - wzruszyła ramionami jakby ta prawda wcale nie była bolesna ani przykra.
- Tak, pamiętam Chestera za dawnych lat. Nie był łatwy. Wszędzie było go pełno, wciąż coś kombinował. Nawet straciłam przez niego swoje długie włosy. I... - uciekła gdzieś wzrokiem na bok jakby chciała ukryć ten nikły łysk w oczach.
- Przez chwilę miałam satysfakcję, że spotkała go w końcu karma... ale... ale... to takie sprzeczne z tym jaka jestem i staram się być, że... żal mi go... żal mi wszystkich... i nie mogę na to patrzeć... - wypuściła powietrze z płuc, wracając już do normalnego tonu i sposobu bycia. Uśmiechnęła się lekko jak piórko.
- Dlatego chcę pomóc. - chwila pauzy.
- I dlatego mogę poćwiczyć z Chesterem jego wymowę, chociaż przede wszystkim to powinien stawiać czoło problemom i radzić sobie ze stresem, a nie chłonąć go. Zatem musi zacząć wychodzić. Do ludzi... ciociu, do ludzi i to nieważne jacy oni będą... - jeżeli ona będzie obok to nie pozwoli, aby mu się coś stało.
Enyi do oczy napłynęły łzy, kiedy tak ciotka wymieniała jej niby zalety. To wszystko cholerne kłamstwo. A może i nie? Może jednak w końcu dla kogoś coś znaczy? Cholerne problemy i ich konsekwencje! Tak bardzo chciała cofnąć czas i móc wszystko naprawić. Chciała zostać nauczycielką nie dlatego, że miała ku temu powołanie. Ona pragnęła mieć wpływ na innych, mieć pozycję i czuć, że ktoś w końcu jej słucha. Chociaż z czasem może nauczy się, iż rola belfra to nie tylko to. Musi mieć dobrego mentora, a Aiden wciąż jej udowadniał jak nisko jest w hierarchii szkoły. Tyle że, ona mu się nie da, bo chce mu udowodnić, że to nazwisko ma potencjał. Wiedziała o tym!
- Ach, ciociu... - westchnęła.
- Gdyby to życie było prostsze... ale nie jest. - wzruszyła ramionami jakby ta prawda wcale nie była bolesna ani przykra.
- Tak, pamiętam Chestera za dawnych lat. Nie był łatwy. Wszędzie było go pełno, wciąż coś kombinował. Nawet straciłam przez niego swoje długie włosy. I... - uciekła gdzieś wzrokiem na bok jakby chciała ukryć ten nikły łysk w oczach.
- Przez chwilę miałam satysfakcję, że spotkała go w końcu karma... ale... ale... to takie sprzeczne z tym jaka jestem i staram się być, że... żal mi go... żal mi wszystkich... i nie mogę na to patrzeć... - wypuściła powietrze z płuc, wracając już do normalnego tonu i sposobu bycia. Uśmiechnęła się lekko jak piórko.
- Dlatego chcę pomóc. - chwila pauzy.
- I dlatego mogę poćwiczyć z Chesterem jego wymowę, chociaż przede wszystkim to powinien stawiać czoło problemom i radzić sobie ze stresem, a nie chłonąć go. Zatem musi zacząć wychodzić. Do ludzi... ciociu, do ludzi i to nieważne jacy oni będą... - jeżeli ona będzie obok to nie pozwoli, aby mu się coś stało.
Chester Ó Heachthinghearn
Fresh Blood Lost in the City
Re: Jak Enya ukradła wózek... Część 1!
Wto Lip 26, 2016 1:09 pm
Wto Lip 26, 2016 1:09 pm
Jakby życie było łatwe, proste i przyjemne, to ciotka mieszkałaby obecnie gdzieś na Karaibach i piła drinki z palemką, zamiast urabiać się po łokcie w robocie, usiłując doprowadzić jednego z domowników do stanu używalności, od czasu do czasu czyszcząc kuwetę drugiego, w międzyczasie licząc opłaty za rachunki z ciężarem na duszy.
─ Wiem, że żal Ci tych włosów, ale właściwie, w nich jest Ci lepiej. ─ nadmieniła, pijąc lemoniadę. Ona sama była zwolenniczką krótkich fryzur, które nie wchodzą do ust ani oczu, nie przylepiają się do twarzy po wysiłku fizycznym i nie trzeba rozczesywać kołtunów co godzinę.
Freya nie mogła się nadziwić, jak to dziewczę szybko umie się rozpromienić. Nie ma co, zazdrościła jej ciut tego niepoprawnego optymizmu w jej zachowaniu. Inghram dysponowała jedynie pesymistycznym realizmem, więc jej przypuszczenia co do przyszłości rzadko kiedy skłaniały się w kierunku tych pozytywniejszych scenariuszy. Brakowało w niej tego dziecięcego uśmiechu. Natomiast Enya, dziewczyna, która wbrew pozorom wielu rzeczy doświadczyła, była mistrzynią tego banana od ucha do ucha. Brunetka nie chciała już tego nawet pojmować, to zbyt skomplikowane na jej ograniczony umysł.
─ To będzie trudne, więc mam nadzieję, że wiesz, na co się piszesz. ─ mówiąc, potarła sobie skroń. ─ Wypadałoby mu to powiedzieć teraz, żeby zaczął współpracować. Problem w tym, że mnie nawet do pokoju nie wpuści.
Zresztą, to nie pierwszy raz, kiedy Chester swoim posiłkiem dzielił się z kotem, a potem obrażony po przyłapaniu zamykał się w swojej świątyni rozgardiaszu. Dzisiaj pewnie spowodowane było tym, że nie wziął leków.
─ Wiem, że żal Ci tych włosów, ale właściwie, w nich jest Ci lepiej. ─ nadmieniła, pijąc lemoniadę. Ona sama była zwolenniczką krótkich fryzur, które nie wchodzą do ust ani oczu, nie przylepiają się do twarzy po wysiłku fizycznym i nie trzeba rozczesywać kołtunów co godzinę.
Freya nie mogła się nadziwić, jak to dziewczę szybko umie się rozpromienić. Nie ma co, zazdrościła jej ciut tego niepoprawnego optymizmu w jej zachowaniu. Inghram dysponowała jedynie pesymistycznym realizmem, więc jej przypuszczenia co do przyszłości rzadko kiedy skłaniały się w kierunku tych pozytywniejszych scenariuszy. Brakowało w niej tego dziecięcego uśmiechu. Natomiast Enya, dziewczyna, która wbrew pozorom wielu rzeczy doświadczyła, była mistrzynią tego banana od ucha do ucha. Brunetka nie chciała już tego nawet pojmować, to zbyt skomplikowane na jej ograniczony umysł.
─ To będzie trudne, więc mam nadzieję, że wiesz, na co się piszesz. ─ mówiąc, potarła sobie skroń. ─ Wypadałoby mu to powiedzieć teraz, żeby zaczął współpracować. Problem w tym, że mnie nawet do pokoju nie wpuści.
Zresztą, to nie pierwszy raz, kiedy Chester swoim posiłkiem dzielił się z kotem, a potem obrażony po przyłapaniu zamykał się w swojej świątyni rozgardiaszu. Dzisiaj pewnie spowodowane było tym, że nie wziął leków.
Jej krótkie włosy? Odruchowo poprawiła sobie grzywkę, po czym uśmiechnęła się delikatnie. Nie przyznawała się długo przed sobą, ale i jej taka długość bardzo pasowała. Co prawda trud zapuszczania poszedł się łaskotać dzięki kuzynowi, ale ostatecznie nie wyszło to nikomu na złe. Jednakże nie widziała Chestera w roli fryzjera, bo klienci prędzej traciliby głowy niż włosy na nich.
- Dziękuję, ciociu. - ten róż na polikach to wcale nie był puder. Dziewczyna zawsze tak reagowała na słowa pochlebstwa. Każdy mógł czytać z niej jak z otwartej księgi. Często "paliła buraka", co intensywnie zdradzało ton myśli i kształt obrazów. Chociaż podobno mężczyzną to się podoba, ale nie wnikała głębiej. Nie miała na to czasu.
A może chęci?
Enya nie wiedziała. Poza tym, to zbyt małostkowy temat by obecnie o nim prawić. Także o, milczymy! Brunetka spojrzała w stronę, w którą niedawno udał się, obrażony na pół świata i wszechświat, Chester. No cóż, nie pozostało jej nic innego jak podjąć kolejne wyzwanie.
- Ja spróbuję. - i z tymi słowami, wstała z miejsca. Może nie uzna jej jako wroga numer jeden? Wszak kobieta drobna, mało agresywna to raczej do grania w Monopol niż do bicia, prawda? Okrążyła stolik z drugiej strony, nie przechodząc przez ciotkę. Następnie pokazała jej kciuki w górę i udała się do czeluści jamy potwora. Miała cichą nadzieję, że jej nie zje. Gdy dotarła do drzwi to zapukała, nie siląc się na żadne podchody.
- Chester? - zagadnęła wesoło. Ma do tego talent.
- Jestem bez broni. Zawiesiłam białą flagę. - jednym słowem, była bezbronna.
Taaa, bezbronna...
- Dziękuję, ciociu. - ten róż na polikach to wcale nie był puder. Dziewczyna zawsze tak reagowała na słowa pochlebstwa. Każdy mógł czytać z niej jak z otwartej księgi. Często "paliła buraka", co intensywnie zdradzało ton myśli i kształt obrazów. Chociaż podobno mężczyzną to się podoba, ale nie wnikała głębiej. Nie miała na to czasu.
A może chęci?
Enya nie wiedziała. Poza tym, to zbyt małostkowy temat by obecnie o nim prawić. Także o, milczymy! Brunetka spojrzała w stronę, w którą niedawno udał się, obrażony na pół świata i wszechświat, Chester. No cóż, nie pozostało jej nic innego jak podjąć kolejne wyzwanie.
- Ja spróbuję. - i z tymi słowami, wstała z miejsca. Może nie uzna jej jako wroga numer jeden? Wszak kobieta drobna, mało agresywna to raczej do grania w Monopol niż do bicia, prawda? Okrążyła stolik z drugiej strony, nie przechodząc przez ciotkę. Następnie pokazała jej kciuki w górę i udała się do czeluści jamy potwora. Miała cichą nadzieję, że jej nie zje. Gdy dotarła do drzwi to zapukała, nie siląc się na żadne podchody.
- Chester? - zagadnęła wesoło. Ma do tego talent.
- Jestem bez broni. Zawiesiłam białą flagę. - jednym słowem, była bezbronna.
Taaa, bezbronna...
Chester Ó Heachthinghearn
Fresh Blood Lost in the City
Re: Jak Enya ukradła wózek... Część 1!
Pon Sie 01, 2016 12:48 pm
Pon Sie 01, 2016 12:48 pm
Zamek w drzwiach trzasnął głośno, a w szparze ukazało się piwne oko, które badało teren i stężenie ciotki na metr kwadratowy przed jego pokojem. Co do tego braku broni wolał się upewnić.
─ Wejdź.
Chester odjechał od wejścia do jamy bardzo niechlujnego i chudego niedźwiedzia, które rozwarło się przed Enyą. Na ścianach była w niektórych miejscach przy zielonkawym suficie odłażąca od farby i tynku czarna tapeta w srebrne, lekko połyskujące wzory. Widać było również upust części artystycznej duszy domownika, który na wszystkich ścianach pozostawił popękane, smoliste smugi po czarnych, dupnych znaczkach (typu kwiatek lub napis drukowanymi literami: “PUNK’S NOT DEAD, PUNK’S SLEEPING DRUNK”). Na podłodze ciemnoszara wykładzina, w którą w niektórych miejscach wprasowane było jedzenie, którego lokator nie chciał jeść, a za oknem był taras, więc Freya szybko przyskrzyniłaby chudego wandala, co jej wypaskudził werandę. Poza tym, papierki po cukierkach, paprochy, okruchy z chipsów zdradzające pozycję włamywacza.. Na łóżku stojącym po lewej stronie ciasnego pokoju przy ścianie leżała wyjęta psu z gardła kołdra w niebieskiej poszewce w pokemony, a gdzieś tam w rogu biała poduszka, standardowo telefon rzucony niedbale na materac, ładowarka, przedłużacz podpięty do kontaktu. Biurko z jasnego drewna z masą szpargałów na sobie, również z obdrapanym, poobklejanym różnymi najklejeczkami laptopem. Wszędzie mnóstwo chesterowych ciuchów, gdzieś się walają pod nogami jego oficerki. Innymi słowy, istny tor przeszkód.
Na na środku największa przeszkoda ─ obrażony Chester.
─ Co jest? ─ mruknął, zbliżając się bardziej w stronę łóżka, tym samym nieco oddalając się od kuzynki. Siedział z założonymi na piersi rękami i bardzo nietęgą miną zbuntowanego nastolatka.
─ Wejdź.
Chester odjechał od wejścia do jamy bardzo niechlujnego i chudego niedźwiedzia, które rozwarło się przed Enyą. Na ścianach była w niektórych miejscach przy zielonkawym suficie odłażąca od farby i tynku czarna tapeta w srebrne, lekko połyskujące wzory. Widać było również upust części artystycznej duszy domownika, który na wszystkich ścianach pozostawił popękane, smoliste smugi po czarnych, dupnych znaczkach (typu kwiatek lub napis drukowanymi literami: “PUNK’S NOT DEAD, PUNK’S SLEEPING DRUNK”). Na podłodze ciemnoszara wykładzina, w którą w niektórych miejscach wprasowane było jedzenie, którego lokator nie chciał jeść, a za oknem był taras, więc Freya szybko przyskrzyniłaby chudego wandala, co jej wypaskudził werandę. Poza tym, papierki po cukierkach, paprochy, okruchy z chipsów zdradzające pozycję włamywacza.. Na łóżku stojącym po lewej stronie ciasnego pokoju przy ścianie leżała wyjęta psu z gardła kołdra w niebieskiej poszewce w pokemony, a gdzieś tam w rogu biała poduszka, standardowo telefon rzucony niedbale na materac, ładowarka, przedłużacz podpięty do kontaktu. Biurko z jasnego drewna z masą szpargałów na sobie, również z obdrapanym, poobklejanym różnymi najklejeczkami laptopem. Wszędzie mnóstwo chesterowych ciuchów, gdzieś się walają pod nogami jego oficerki. Innymi słowy, istny tor przeszkód.
Na na środku największa przeszkoda ─ obrażony Chester.
─ Co jest? ─ mruknął, zbliżając się bardziej w stronę łóżka, tym samym nieco oddalając się od kuzynki. Siedział z założonymi na piersi rękami i bardzo nietęgą miną zbuntowanego nastolatka.
Zamknęła za sobą drzwi, aby wzbudzić większe zaufanie. Miała nadzieję, że Chester nie będzie podważał jej słów i nie oskarży jej o złe knowania z ciotką. Owszem, mówiłby wtedy prawdę. Ale hej! Czasami trzeba nagiąć zasady i spiąć pośladki, aby cokolwiek osiągnąć. Obie panie grały do jednej bramki i on również powinien. Oto w tym właśnie chodziło.
Enya rozejrzała się po pokoju, ale nie bacząc na nic dłużej niż to konieczne. Pokój był obrazem nędzy oraz rozpaczy, żeby nie powiedzieć wprost, że to śmietnik. Wszystko tutaj miało określone zadanie - zgnić.
Ty nie jesteś pedantką, ale on...
Wolała nie kontynuować tego wątku. Tutaj brakło określenia. Chaos? Nie, bo nawet z niego powstał ład i porządek, a tutaj nie było o nim mowy. Poza tym, nie przyszła do niego udawać Perfekcyjnej Pani domu. Nie zrobi testu białej rękawiczki i nie każe chłopakowi oddać fartucha. Westchnęła w duchu.
Do boju!
- Chciałam pogadać. - posłała kuzynowi promienny uśmiech, chociaż zdawała sobie sprawę, że jego serca nie roztopi. No cóż, zdarzają się i tacy. Mimo wszystko to jej znak rozpoznawczy, etykieta na produkcie i nie mogła jej się pozbyć. Białe ząbki trzeba pokazywać!
- Lubisz psy? - ślepia dziewczyny błysnęły dziko, ale nic poza tym nie zdradzało jej entuzjazmu, który był na tak wysokim poziomie, że mógłby wyjść jej uszami.
Bardzo podchwytliwe pytanie...
Enya rozejrzała się po pokoju, ale nie bacząc na nic dłużej niż to konieczne. Pokój był obrazem nędzy oraz rozpaczy, żeby nie powiedzieć wprost, że to śmietnik. Wszystko tutaj miało określone zadanie - zgnić.
Ty nie jesteś pedantką, ale on...
Wolała nie kontynuować tego wątku. Tutaj brakło określenia. Chaos? Nie, bo nawet z niego powstał ład i porządek, a tutaj nie było o nim mowy. Poza tym, nie przyszła do niego udawać Perfekcyjnej Pani domu. Nie zrobi testu białej rękawiczki i nie każe chłopakowi oddać fartucha. Westchnęła w duchu.
Do boju!
- Chciałam pogadać. - posłała kuzynowi promienny uśmiech, chociaż zdawała sobie sprawę, że jego serca nie roztopi. No cóż, zdarzają się i tacy. Mimo wszystko to jej znak rozpoznawczy, etykieta na produkcie i nie mogła jej się pozbyć. Białe ząbki trzeba pokazywać!
- Lubisz psy? - ślepia dziewczyny błysnęły dziko, ale nic poza tym nie zdradzało jej entuzjazmu, który był na tak wysokim poziomie, że mógłby wyjść jej uszami.
Bardzo podchwytliwe pytanie...
Chester Ó Heachthinghearn
Fresh Blood Lost in the City
Re: Jak Enya ukradła wózek... Część 1!
Wto Sie 02, 2016 11:18 am
Wto Sie 02, 2016 11:18 am
Gdy do portu wpłynął statek o nazwie Uśmiech Enyi, pracownik doków, Chester, nie był pewien, czy nie zacząć spierdalać. Jakby nie było, ten uśmiech od ucha do ucha w tej rodzinie nie zwiastował niczego dobrego, a on sam był przykładem na potwierdzenie tej reguły. Nie nabierze się na własną sztuczkę, no proszę was.
Czy Chess lubi psy? Oj, na pewno nie te policyjne. Szarpiące za nogawki i rękawy, warczące, śliniące zabijaki. Kiedyś miał nieprzyjemność zostać zaatakowanym przez jednego owczarka belgijskiego na służbie. Jak to? Tak to. Bo akurat jak nastolatek był naćpany, podjechał do niego radiowóz patrolujący i przypadkiem machnęło się delikwentowi ręką obok pyska tego drapieżcy. Chyba średnio nadawał się do tej roboty, bo posłuszeństwem to on nie grzeszył.
I te małe, oszczekujące jego wózek pierdoły. Je też potraktowałby butem. Zresztą, wszystkie psy miały jednakowe szanse na bycie idiotami wychowanymi przez debili.
A kot? Kot sam się edukował, takie mądre są. Dlatego koty wygrywały. No, może nie Ninny, bo sika Littenbergowi do butów, ale jest kochaną niszczarką prac domowych.
─ No, ujdą. Ale wolę koty.. ─ mówiąc, odwrócił nieco wzrok od jej oczu, które dziko błysnęły, jakby pantera dopadła ofiarę. ─ Co knujesz? Nie będę zajmować się Twoim psem. ─ już zakomunikował sprzeciw, usiłując wydedukować, co ona planuje. Pokazał jej język na znak niezgody. Tak, ona weźmie jakiegoś skaczącego na dwa metry sierściucha, a Chester będzie się musiał bronić przed jego śmierdzącą paszczą. O nie.
Czy Chess lubi psy? Oj, na pewno nie te policyjne. Szarpiące za nogawki i rękawy, warczące, śliniące zabijaki. Kiedyś miał nieprzyjemność zostać zaatakowanym przez jednego owczarka belgijskiego na służbie. Jak to? Tak to. Bo akurat jak nastolatek był naćpany, podjechał do niego radiowóz patrolujący i przypadkiem machnęło się delikwentowi ręką obok pyska tego drapieżcy. Chyba średnio nadawał się do tej roboty, bo posłuszeństwem to on nie grzeszył.
I te małe, oszczekujące jego wózek pierdoły. Je też potraktowałby butem. Zresztą, wszystkie psy miały jednakowe szanse na bycie idiotami wychowanymi przez debili.
A kot? Kot sam się edukował, takie mądre są. Dlatego koty wygrywały. No, może nie Ninny, bo sika Littenbergowi do butów, ale jest kochaną niszczarką prac domowych.
─ No, ujdą. Ale wolę koty.. ─ mówiąc, odwrócił nieco wzrok od jej oczu, które dziko błysnęły, jakby pantera dopadła ofiarę. ─ Co knujesz? Nie będę zajmować się Twoim psem. ─ już zakomunikował sprzeciw, usiłując wydedukować, co ona planuje. Pokazał jej język na znak niezgody. Tak, ona weźmie jakiegoś skaczącego na dwa metry sierściucha, a Chester będzie się musiał bronić przed jego śmierdzącą paszczą. O nie.
Strona 2 z 2 • 1, 2
Pozwolenia na tym forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach