Anonymous
Gość
Gość
Dom Ciotki Enyi oraz Chestera.
Parę dni po rozmowie z Cadoganem.



Dom ciotki wyglądał na zadbany element miejskiego krajobrazu. Nawet jeżeli kiedyś był obskurnym budynkiem, płaczącym nad własną egzystencją to teraz prezentował się nad wyraz dobrze. Mile dla oka. Najwyraźniej niedawno był remontowany. Również i podjazd zdawał się być odnowiony. Nie należał do najwspanialszych gabarytowo, wręcz był minimalistyczny jakby ktoś zapomniał, że na świecie są samochody, ale wyłożone kamienie pięknie wkomponowały się w całość.
Odwiedzających witały najpierw wielkie, a zarazem ciężkie drzwi z ciemnego drewna. Co ciekawe, nie prowadziły do nich schody tylko pochyła. Dwupiętrowy budynek skąpany w stonowanych kolorach, wyróżniał się ciemną cegłą jako elementem dopełniającym cały projekt. Piękne, duże okna na pewno dostarczały domownikom wiele światła, pozwalając na większe oszczędności w sezonie wiosennym jak i letnim. Szerokie parapety dźwigały doniczki z czerwonymi kwiatami. Widać było kobiecą rękę, bo rośliny gęstą kaskadą spływały ku ziemi. Zdrowe i piękne.
Z tyłu budynku znajdował się duży ogród. Zieleń serdecznie witała gości. Trawnik przecinały liczne chodniki, ułożone z prostokątnej kostki. Ktoś najwyraźniej zadbał oto, aby drugiej osobie łatwiej się było poruszać. Wiele drzew jak i krzewów aktualnie przekwitało, ale słodki zapach nadal zachęcał do leniwych spacerów. Zaś w cieniu, bardziej z boku, umiejscowiono skalniak. Po kamieniach spływała woda do oczka wodnego, gdzie złote rybki beztrosko korzystały z życia.
Wszystko było ulokowane w ten sposób, aby środek ogrodu pozostał jak najbardziej pusty zaś jego granice jak najlepiej zarośnięte i przyozdobione. Oczywiście trasa rozpoczynająca się od tarasu, była wyróżniona pięknymi krzakami róż. Taki kobiecy akcent.
Nawiązując do tarasu, nie miał schodków tylko pochyły zjadł. Był dość spory z drewnianymi płotkami, po którym wspinały się kwiaty. Dawały w ten sposób równocześnie cień. O zadaszeniu nikt nie zapomniał zatem deszcz nie stanowił przeszkód, aby spokojnie sobie usiąść w tym miejscu i poobserwować piękno natury.

Enya długo stała na chodniki, wcale nie spiesząc się do rodzinnego spotkania po latach. Miała mieszane uczucia. Nie rozmawiały z ciotką parę lat. Obie na pewno się zmieniły i żadna nie wiedziała czego się po tej drugiej spodziewać. Chociaż wcześniejsza rozmowa telefoniczna wcale nie przebiegła jak dobry dramat. Było sztywno, owszem. Jednakże uzyskała to co chciała - zgodę na przyjście.
Czekasz na imienne zaproszenie?
Raczej na czerwony dywan!
Uważaj, abyś nie dostała z pomidora w twarz.
Prychnęła pod nosem, po czym schowała słuchawki do torebki. Muzyka przestała grać. Czas na przedstawienie, w którym to ona jest główną gwiazdą. Musi jak najlepiej wypełnić to zadanie dla Cadogana. Wróć, on wcale nie naciskał. Mniejsza! Przynajmniej dowie się o co chodzi z Chesterem i czemu z niego taki głąb.
Spojrzała jeszcze raz na siebie. Nie była ubrana jak na święto narodowe, ale też nie przyszła w worku na śmieci. Jej standardowy zestaw poza pracą. Może i  wyglądała dziecinnie, ale przecież stara nie była. Poza tym, czuła się naprawdę swobodnie w tych rzeczach, a to najważniejsze.
Enya miała tylko nadzieję, że ciotka pamięta o spotkaniu, bo przecież wysłała jej sms'a. Odczytała, prawda? Prawda?!
Z serdecznym uśmiechem na twarzy, nacisnęła dzwonek do drzwi.
Chester Ó Heachthinghearn
Chester Ó Heachthinghearn
Fresh Blood Lost in the City


Ostatnio zmieniony przez Chester dnia Sob Lip 02, 2016 3:24 pm, w całości zmieniany 1 raz
W wyglądających na tytanowe i obudowanych drewnem drzwiach szczęknęły zamki. Stanowiły one nie tylko potencjalny odstraszacz dla początkujących włamywaczy, lecz także i pełniły funkcję czysto wychowawczą ─ domowy areszt teraz był efektywny, głównie zważywszy na to, że uziemiona jednostka teraz raczej nie była w stanie otworzyć sobie zasuwki umieszczonej na wysokości 1,7 metra.
Szpara między ścianą a drewnem rozwarła się trochę zbyt gwałtownie do środka, a w wejściu stała pani Inghram. Nieco wyższa od Enyi, dojrzała (lecz nie przejrzała, 45 lat to nie znowuż tak szaleńczo dużo) kobieta o smukłej sylwetce, bardzo jasnym odcieniu skóry, czystej cerze z naturalnym makijażem na twarzy, wąskie usta, mały, prosty nos i te jasnoniebieskie oczy, plus czarne, ścięte za ucho włosy z lekką grzywką na czoło. Ubrana była w zwiewną, białą bluzkę i spódnicę przed kolana w jakiś kwiatowy wzór. Gdyby zmieniła wyraz twarzy na mniej gniewny, może wyglądałaby nawet atrakcyjnie. No, ale o tym wie najwięcej jej mężczyzna.
Ale wyrosłaś. ─ skomentowała, lustrując ją wzrokiem od stóp do głów, jakby chcąc jednocześnie zatuszować fakt swojego zdziwienia jej przyjściem, oczywiście, że jej przyjście gdzieś zginęło wśród dziennego grafiku. ─ Wejdź, wejdź. Chcesz lemoniady? I zdejmij buty, dam Ci kapcie. ─ nie wiedząc za bardzo, jak zacząć rozmowę, stwierdziła, że, jak zawsze, z grubej rury. ─ I co robisz w Kanadzie?
Obie weszły do stosunkowo obszernego i długiego przedpokoju z bardzo neutralną, równo położoną, białą farbą na ścianach, oczywiście drewniane panele na podłodze, które występowały wszędzie w domu. Minimalistycznie, porządek, wszystko miało swoje miejsce. Jakby w ogóle tu Chester nie mieszkał albo przynajmniej nie zapuszczał się nigdy w te rejony, dlatego było tu tak czysto i.. nic nie było zdemolowane. Z boku szafka na buty, półka, wieszak i schody na piętro, nic ciekawego. Freya od razu przykucnęła do szafki, z której wydobyła puchate, niebieskie kapcie po domu; obok oczywiście stały eleganckie koturny, błyszczące mokasyny, niskie obcasy, a dla kontrastu po prawej stronie niewypastowane buciory, które zaliczyły wszystkie powierzchnie w Vancouver. Zaraz brunetka rzuciła siostrzenicy (drzewo genealogiczne było w tym momencie nieistotne, zawsze mówiła o niej, jako o siostrzenicy) buty pod nogi, po czym zamknęła za nią zwinnie drzwi i udała się przez salon do kuchni, nadmieniając jej coś, że Chester śpi i niech sobie znajdzie miejsce do siedzenia. To jasne, że nawet wbrew jej woli jej przyniesie tę lemoniadę.
Parter (najważniejsze):
Anonymous
Gość
Gość
Szczęk zamków, pieśń mego ludu. Dziewczyna chciała uciec, po prostu odwrócić się i biec przed siebie. Nagle obleciał ją strach. Tak jak bywa pozytywną istotką z wieloma pomysłami we łbie, tak teraz świerszcz samotnie cykał w obrębie czaszki.
Niedobrze mi.
To nerwy. Spokojnie, ciotka cię nie zje.
A jeżeli właśnie będzie miała na mnie apetyt?
To się zwyczajnie tobą nie naje.
Agrrrrhm. Przecież znowu nie była, aż tak chuda! Oczywiście, czasami jej sugerowano, że może mieć anemię lecz nigdy ten scenariusz się nie sprawdził. Miała dobrą przemianę materii i tyle. Zwykła upierdliwość ludzka. A dopiero by było jakby ważyła więcej niż powinna!
Kiedy drzwi się rozwarły, dziewczyna wreszcie stanęła twarzą w twarz z członkiem swojej rodziny. Ciotka nie wygląda tak jak ją zapamiętała. Raczej myślała tutaj o kobiecie pogodnej, a tu kamień na twarzy. Zacięta mina i witamy się w progu! Może praca ją stresuje, albo przyjęła taką taktykę życiową? Przynajmniej żaden upierdliwy sąsiad nie odważy się przyjść po cukier.
- Dziękuję, że zgodziłaś się ze mną spotkać. - zabrzmiało to nader oficjalnie, ale też nie przyszła tutaj na pogawędki o landrynkach. I tak nie wpadłaby jej w ramiona. Nie, chwilowo odczuwała tylko rozerwę. Dziewczę uśmiechnęło się uroczo, aby za chwilę ruszyć za domownikiem w celu zagarnięcia kapci dla siebie. Nawet ładne. Nie jej kolor, ale uroczo puchate. Ujdą w tłoku.
Pytanie o napój wyraźnie ją ucieszyło.
- Lemo... - nie dokończyła, bo właściwie Freya już zniknęła w kuchni. Uwielbiała jak człek się zapytuje, a potem i tak nie czeka na odpowiedź. Później ta jego zaskoczona mina, że jednak było się na nie. No nic, przecież nie wstawi jej minusa do dziennika. Może chce być gościna?
- Piękny dom! - pochwaliła główną projektantkę wnętrza, która zniknęła w kuchni. Ciekawskim spojrzeniem przeskakiwała po bibelotach nim dojrzała kanapę, na której wygodnie się umieściła. Wolałaby na dworze, ale to poczeka na oficjalnie zaproszenie. Skąd wiedziała? Oczywiście jej uwadze nie umknął taras i to dość obszerny. Idealne miejsce na relaks.
Telefon wyciszony?
Tak.
Tak jak na spotkaniu z Cadoganem?
Wszystko pod kontrolą.
Eyna zerknęła w stronę kuchni, po czym raczyła stwierdzić z wielkim entuzjazmem:
- Składałam papiery na staż w tutejszej szkole i dostałam się. - a to oznacza, że będzie bardziej dostępna niż była przez poprzednie lata. Ale czy to dobrze?
Uwagę o śpiącym kuzynie nijak skomentowała. Jedynie uniosła oczy do góry jakby chciała spojrzeć przez sufit, gdzie ten człek leży.
- Jak wam się tu żyje? - zagadała w temacie dość neutralnym.
Chester Ó Heachthinghearn
Chester Ó Heachthinghearn
Fresh Blood Lost in the City
Freya nieco ścisnęła wargi, gdy Enya odezwała się ze swoim “dziękuję”. Chryste, ona przez wieki takiej odzywki w stosunku do swojej osoby nie zarejestrowała. No, może Heachthinghearnowi się wymsknie coś z tego rodzaju, ale bardzo sporadycznie. Cóż.
Czy ja wiem. ─ wyraziła częściową dezaprobatę, gdy ta skomentowała wnętrze. Rozejrzała się nieznacznie, jakby tych czterech ścian codziennie nie oglądała, bo tak oczywiście było; praca nie wybiera. ─ Nie mam czasu na zabawę w dekoratorkę, ale starałam się. ─ pedantyczna nie-artystka musiała postawić na minimalizm i zmieścić się w swoim budżecie domowym, ale tego właściwie nie musiała dodawać, widać to po niej. ─ Zresztą, ja tylko zajmowałam się przebudową. A ty gdzie mieszkasz obecnie w takim układzie?
Można by ją posądzić o wtrącanie się w tematy, w które nie powinna wkładać swojego lekko przypudrowanego nosa, aczkolwiek taką już miała naturę. Lubiła szczerość, zwięzłość, brak owijania w bawełnę; poza tym, czasem umiała wykrzesać z siebie jakieś ostatki opiekuńczości, którymi raczej nie wykazywała się od urodzenia. Ostatni rok ją zmusił w pewien sposób do zmienienia swojej postawy w minimalnym stopniu.
I rzeczywiście, interesowało ją to, gdzie się zameldowała małolata. Jakby nie było, Irlandia a Kanada to jest dystans, jest ryzyko, ona jest młodą dziewczyną bez matczynej ręki, a ojciec.. no, ojciec. W rodzicach Chestera też żadnej opoki i wsparcia, gdyż to byłe małżeństwo to denat i nieodpowiedzialna wariatka w zakładzie psychiatrycznym. Może dziadkowie. I co z jej siostrą, to też istotne. Lecz o to zapyta potem.
Salon nie był tak chłodny jak jaskrawy przedpokój. Dominowały w nim ciepłe kolory ─ wszystkie ściany były beżowe, ale ciemne, niemalże brązowe z białą listwą przy podłodze. Śmietankowe rolety w oknach do połowy rozwinięte, aby domownicy się nie usmażyli w taki żar, choć w środku domu temperatura była o wiele niższa, a przynajmniej było tak na parterze. Duży dywan wciśnięty pod skórzaną, czarną, narożną kanapę, na którą narzucony był koc w zebrę oraz pod nim szklany stolik, na którym stał niebieski kubek o wdzięcznym napisie: “MAMA NA MEDAL”. Z boku potężnych rozmiarów regał na książki (które ledwo się tam mieściły) z tomami popularnonaukowymi oraz medycznymi, z tych ciekawszych np. o akupunkturze, masażu i materiałach nanostrukturalnych w leczeniu schorzeń układu nerwowego; oprócz tego parę książeczek motywacyjnych i psychologicznych, których Chester nie tknął nigdy. Nie można było przeoczyć a’la obrazu, który był jedną z większych atrakcji salonu, będąc podrasowanym wydrukiem mikroskopowym, który spodobał się dr Inghram w jednej z prac swoich studentek, którą poprosiła o użyczenie grafiki.
I ten widok na kuchnię. Właściwie, w niej nie było wiele przykuwających oko elementów. Drewniane szafki, blaty z kamienia imitującego marmur, deska czy dwie na wierzchu, ślady po robieniu posiłku, coś kotłującego się w garach na kuchence, magnesy na lodówce (układ literek o treści “DRUGS, EX, R&R” nie był jej dziełem), zapach sosu i duszącego się mięsa z warzywami, piękno. Oczywiście, że wepchnie jej obiad, choćby głodna nie była. I z boku kocia miska z odrobiną niezjedzonej, suchej, kociej karmy.
Ano właśnie, pół łysy, ekstremalnie brzydki kocur Ninny wyszedł z przedpokoju, wpadając na chudych łapach do pokoju dziennego, lecz trzymając się blisko ściany. Swoje wielkie ślepia utkwił w nowej sylwetce, której kocisko w życiu nie widziało.
Riverdale. Dlaczego tutaj? Zostawiłaś siostrę w kraju, czy przyjechała z Tobą? ─ zapytała nieco surowo ciotka po zjawieniu się w pomieszczeniu, po czym położyła dzbanek ze świeżą, lekko słodką lemoniadą i trzy szklanki. Potem uniosła wzrok na jej twarzy, gdy padło kolejne pytanie. Niezauważalnie się skrzywiła. ─ Ehhh.. Ujdzie. Wydatki, szpitale, praca, problemy. Obudzę Chestera. ─ mówiąc, zerknęła na zegarek, no tak, blisko 17:00, więc to zwiastowało koniec popołudniowej drzemki.
Anonymous
Gość
Gość
Pytania. Nie była zaskoczona. Naturalnie, że ciocia chciałaby wiedzieć. Tyle że, ona niekoniecznie chciała jej wszystko powiedzieć. Przyglądała się spokojnie jak ta krząta się po kuchni. Zapachy były zachęcające, ale nie odczuwała głodu. Zjadła jeden posiłek i to jej do końca dnia wystarczy. Aczkolwiek też nie będzie się tym przechwalać, bo zaraz usłyszy, że wpadnie w anoreksje. Spokojnie, ona ma wszystko pod kontrolą!
Ja mam wszystko pod kontrolą, ty zaś nie.
Naprawdę zamierzasz do tego wracać teraz?
Kochana, gdyby nie ja to byś dawno wylądowała na łóżku szpitalnym pod kroplówką.
Może to była prawda, a może kłamstwo? Z całą pewnością jej pierwsze, samodzielne lata poza domem były dość trudne. Nie zawsze starczyło pieniędzy. Co się wtedy odejmowało? Jedzenie. Te żarty o biednych studentach z sufitu się nie wzięły.
- Wynajmuję pokój. - odpowiedziała zgodnie z prawdą, pomijając u kogo. Na pewno nie mieszka z facetem, żadnym osiłkiem czy dresem. Nie jej typ urody. Poza tym, miała jeszcze trochę oleju w głowie i ryzykować nie zamierzała. Starsza pani to piękna opcja, kiedy możesz jej pomagać w zamian za mniejsze opłaty. Idealny układ. A ona też problematyczną lokatorką nie była. Czasem tylko śpiewała w wannie, tańczyła w pokoju czy zbyt głośno się śmiała... Normalka!
Enya przeskoczyła wzorkiem na regały z książkami. Wiele tytułów ją zainteresowało. Niektóre zdawały się być kupione za potrzebą, tak jakby sytuacja tego wymagała. Czyżby powodem mobilizacji był Chester?
Nazbyt często o nim myślisz. Martwisz się?
Może? Właściwie nie wiem jak na niego zareaguję.
To normalne, ale wasze życie się zmieniło. Nie jesteście już dziećmi.
Wiem...
Dziewczyna chwyciła kubek i przyjrzała mu się z lekkim uśmiechem nim odłożyła go na miejsce. Następnie jej uwagę przykuł "obraz". Tak, zachwycił ją.
- Piękny. - wskazała go ruchem głowy, a jej oczyska świeciły się jak pięć złotych. Tanie piwo jakby nie było, nawet kilka! Ale alkohol wyparował jej z łba na widok kota. Już miała pytać co to, ale raczyła się domyślić. I tak obserwowała zwierzę jak ono ją. Oho, kto pierwszy mrugnie? Czy już powinna się poddać?
Nagłe pojawienie się dzbanka z lemoniadą, przerwało ten okrutny i krwawy bój. Pozwoliła sobie nalać pełną szklankę.
- Ponieważ tutaj znajduje się najlepsza kadra pedagogiczna z rewelacyjnymi wynikami. Już nie wspomnę o postaci dyrektora, który ma opinię terminatora. - lodowca, raczej lodowca. Mniejsza, to takie drobne szczególiki. Tytanic i tak już dawno zatonął, a on go przeżył. Nieśmiertelny czy jak?
- Siostra wybrała inny kierunek. Dość wcześnie nasze drogi się rozeszły, ale utrzymujemy stały kontakt. Niestety, ale nie przyjechała ze mną. Ma inne zobowiązania. - spojrzała ciotce w oczy.
- Wszystko u niej w porządku. - nie musi się o nią martwić, bo gdyby działo się coś złego to Enya zaraz by o tym wiedziała. Wbrew pozorom były nadal nierozłączne. Strata blich im osób jeszcze bardziej je zbliżyła. Zdawałoby się, że żadna siła nie jest w stanie ich poróżnić.
Tęsknisz za nią.
Tak, ale to normalne uczucie. Nie jest złe.
Ani dobre.
Uniosła szklankę z napojem, po czym wzięła parę łyków i ją odstawiła na miejsce. Na jej czole pojawiły się zmarszczki.
- Szpitale...? - liczba mnoga była niepokojąca i to bardzo. Odruchowo zerknęła na zegarek, kiedy usłyszała o pobudce. Godzina 17, niezły zawodnik z tej je kuzyna. Śpiąca Królewna, nie inaczej.
Chester Ó Heachthinghearn
Chester Ó Heachthinghearn
Fresh Blood Lost in the City
Wynajmowanie pokoju. Gdzie? W domu studenta, u jakiejś rodziny, może w akademiku Riverdale? Choć Freya nie miała wiedzy, czy mogą tam mieszkać stażyści, więc na tą opcję sceptycznej patrzyła. I czy równoważyła wydatki, mieszkając z innym lokatorem? Możliwe. Może koleżanka, może chłopak ─ aż tak nie chciała wnikać w jej życie prywatne, a raczej bezpośrednio w sferę miłosną.
Praca mojej studentki. ─ mówiąc, lekko wykrzywiła spierzchnięte usta w czymś, co wyglądało na uśmieszek zadowolenia. Ten firmowy uśmieszek Heachthinghearnów nie udzielił jej się, Bogu dzięki. ─ Cadogan.. Oschły, ale rozsądny człowiek. ─ odpowiedziała jej, kiwając lekko głową, natomiast w domyśle pozostawiła to, ile razy była wzywana na dywanik u niego przez swojego wyjętego spod prawa wychowanka.
Gdy ciemnowłosa napomknęła o tym, że ona i jej siostra się rozeszły w celu wypełniania obowiązków.. Cóż, Freya mimo wszystko nie za dobrze interpretowała tego typu wypowiedzi. Ileż to miało den, ile mogło znaczyć. Cóż, zwykle, gdy pani doktor słyszała o rozdzieleniu się, równało to się czyjejś śmierci. Ani jej rodzina, ani rodzina ze strony szwagra nie była w czepku urodzona, czego Enya jest absolutnie świadoma. Jakby los chciał unicestwić ród Heachthinghearnów i wszystkich z nimi związanych.
Mam nadzieję. ─ tak skwitowała jej wzmiankę o tym, że u drugiej siostrzenicy wszystko w normie; ton dalej miała sztywny i zmęczony. “Samo nazwisko już zobowiązuje Was do wzmożonej ostrożności.” ─ jej oczy chciały to ewidentnie dodać. Róis, Niall, Colene, Doyle. Tylko modlić się, żeby dzieciom nic się nie stało złego. A właściwie Enyi i jej siostrze, Chester już był popsuty w stopniu znacznym, więc oby nic gorszego go nie spotkało.
Jakby było coś jeszcze gorszego.
Gdy tylko Inghram opuściła pomieszczenie, skręciła w lewo, zamiast na schody. Lecz gdy ona usunęła się z pola widzenia panny Heachthinghearn, na jej miejsce wstawił się Ninny, który wszedł w tym czasie pod stolik, a potem usadowił się na miejscu nieopodal stażystki, zbliżając się ze swoim dwukolorowym nosem, aby ją obwąchać. Teraz można było w pełni oglądać jego brzydotę. Szpetny syjamo-sfinks z długim, ale rzadkim futrem na ogonie, stojący na krzywych, pomarszczonych łapach. Tylko matka może takie coś kochać. A zezowate oczy miał tak ogromne, jakby nie był z tej planety, tylko przyleciał na statku obcych stamtąd, gdzie nie było wiele światła. I te nietoperze, łyse uszy.
Zjesz coś, mam rację? ─ zagadnęła właścicielka domu po może pięciu minutach nieobecności, gdy weszła do pokoju dziennego i skierowała się do kuchni, jej głos oczywiście nie oczekiwał odmowy.
Może minuta oczekiwania i w łuku oddzielającym pokój dzienny od przedpokoju stawił się Chester. Nieco się zmienił, tak samo jak ona. Już nie wyglądał na smarkatego szczyla z nożyczkami w ręce, czarnej grzywce w oczach, gilem pod nosem i ogromnym uśmiechu.
Niezdrowo blady, kościsty mężczyzna na wózku inwalidzkim. To zdanie obrazowało w stu procentach skalę tych drastycznych zmian. Należało nadmienić jeszcze o podkrążonych, jakby podbitych oczach wypełnionych zmęczeniem po drzemce, odstających kościach policzkowych, obojczykach zasłoniętych nieco ciemną bokserką, nieco zmizerniałych ramionach, jak i chudych dłoniach zaciśniętych na rurkach przymocowanych do kół, w oczy się również rzucały jego nogi złączone w kolanach i bosych stopach ułożonych blisko siebie na podnóżkach. Włosy, które niegdyś miał smoliście czarne, teraz były w barwie zbożowego blondu z odrostami z pierwotnym kolorem, a po bokach zwłaszcza, gdyż nosiły one ślady wygalania parę miesięcy temu. Pasma zaczesane miał normalnie na lewo, choć teraz był nieco rozczochrany, więc kosmyki odstawały mu w różne strony. Tym samym odsłaniały rozległą bliznę na czole oraz widoczne ubytki z boku i ciut na środku głowy.
─ zawiesił się podczas zawziętego przecierania ręką kącika oka, gdy obraz stał się wyraźniejszy i ujrzał siedzącą przy jego kocie na kanapie kobietę. ─ Enya?
Anonymous
Gość
Gość
Enya obserwowała każdy ruch ciotki, wciąż siedząc na ciemnej kanapie. Była wygodna, chociaż aktualnie to chyba tylko ona to doceniała, no i kot. A wracając do zwierza, dość oryginalny w wyglądzie. Szpetny w odbiorze, ale może serduszkiem nadrabiał? W końcu na tym świecie są miłośnicy komarów to i o wielbicieli potworów nietrudno. Chester kolekcjonuje niezwykłe okazy? Uśmiechnęła się zadziornie, aby zaraz wsłuchać się w słowa Freyi.
- Dobrze znasz Jamesa? - zapytała, najwyraźniej zaintrygowana ich wcześniejszymi stosunkami, a raczej ich brakiem. Cóż, na linii pracodawca-pracownik zawsze pojawiały się jakieś zgrzyty. Poza tym, wcale nie bała się wypowiedzieć jego imienia, daleko mu było do beznosej wersji Lorda Voldemorta. No i nie rozkazywał armii śmierciożerców, aczkolwiek paru uczniów mogłoby temu zaprzeczyć. I w sumie to mieliby racje...
Cadogan, aż tak cię interesuje?
Po prostu lubię wiedzieć.
Obawiam się jednak, że wiele osób postronnych może to inaczej odebrać.
O czym ty mówisz?
O zauroczeniu...?
Przecież to nieprawda!
Ty to wiesz, ale czy i oni...?
Dziewczę się nawet tym nie zamartwiało. Mogłaby jedynie wzruszyć ramionami, ale ostatecznie oparła się plecami o miękką kanapę. Ona chciała wiedzieć, po prostu. Internet swoją drogą, a życie swoją. Doskonale zdawała sobie sprawę, że sam James mógł mieć wpływ na treść artykuły, który opiewał jego sukcesy. To wcale nie byłoby takie dziwne. W końcu ma wysoką pozycję społeczną, prawda? I jest szanowanym pedagogiem, czyż nie? I na pewno ma znajomości, które opłacało się pielęgnować.
Enya zwróciła swoje oczy na osobistość pana kota. A może to pani? Nie miała pojęcia, musiałaby zajrzeć pod ogon. Jako że, stworek jej nie znał to wolała nie ryzykować. Wystawiła tylko dłoń, co by mógł ją spokojnie obwąchać. Źle nie pachnie! Inaczej, ona nie śmierdzi! Dbała o własną prezentację, by zawsze być przygotowaną na spotkanie ze swoim księciem, którego aktualnie nie stać na rączego rumaka, a osła... Phi! wzmianka o obiedzie wcale nie sprawiła, że poczuła się lepiej.
Czy ona coś zje?
Tak.
Nie.
Tak!
Absolutnie nie!
Zatem szykuj się na wypominanie dwóch tabliczek czekolady z dzisiaj!
Och, no dobra...
- Ale nie nakładaj mi dużo. Dosłownie porcję jak dla dziecka. - kompromis dobra rzecz, jeżeli nie chce się prowadzić wojny z własnym Sumieniem i przy okazji nie urazić domownika, który oferuje posiłek. Swoją drogą to ciotka i tak by jej wcisnęła coś, nawet nakarmiła osobiście, gdyby zaistniała taka potrzeba. Pyyyyr, leci samolocik - otwórz buzię!

Enya?

Odwróciła się w stronę głosu, który wypowiedział jej imię. Na jej twarzy malował się nieco zadziorny uśmiech, który z każdą płynącą sekundą wiądł niczym zaniedbany kwiat. Po chwili pozostała już tylko blada maska twarzy z błyszczącymi oczyma, które świdrowały postać Chestera. Nie poznała go. Ta otoczka kalectwa nie pasowała do niego. Powinien biegać z nożyczkami w reku i grozić jej, że skoro jest chłopcem to musi nosić krótko ścięte włosy. Zawsze jej to powtarzał, kiedy rodziców nie było w domu. A teraz? Kim on jest teraz?
Nie... Nie rozumiem...
Czego?
Jak osoba o tak nikłych predyspozycjach fizycznych... o takich ograniczeniach... może...
Być postrachem szkoły?
Wyprostowała się niczym struna, aby zaraz wstać z miejsca. Sumienie uderzyło w samo sedno. Czyżby prawdziwy Chester zasłaniał się własną tragedią i ją wykorzystywał? A może buntował się, głośno wyrażając własne opinie? Bądź drwił z losu i nadstawiał karku, by przekonać się co jeszcze może się zdarzyć. Ale czy myślał wówczas o ciotce, która by tego nie przeżyła? Kolejnej straty?
Dziewczę w końcu uczyniło parę kroków ku kuzynowi, aby stanąć tuż przed nim. Uniosła rękę, zacisnęła pięść...
By delikatnie tyrknąć w jego ramię.
- Ta! Stara, niedobra Enya! - uśmiechnęła się zadziornie. Gdzieś w kącie schowała złość i żal, na to przyjdzie kiedy indziej pora. Obecnie zastanawiała się tylko czy on jest świadom, że nic nie dzieje się bez przyczyny?
Chester Ó Heachthinghearn
Chester Ó Heachthinghearn
Fresh Blood Lost in the City
Nie znam, ale oboje jesteśmy zdania, że dobrą metodą wychowawczą dla niesfornych dzieciaków jest zmienienie szkoły. Na przykład na wojskową. ─ jej donośny głos niósł się z kuchni, w której zaczęła nakładać na talerze jedzenie w postaci gulaszu jagnięcego z warzywami; ewidentnie miała na celu to, aby usłyszał to także guzdrający się w pokoju Chester.
Kocur w trakcie obwąchiwania nowego gościa, którego jeszcze zapachu nie zdążył poznać, machał leniwie ogonem, aczkolwiek tak, jak robi to zadowolony kotowaty, a nie szykujący się do ataku. A to dziwne, bo nie bez przyczyny obecny właściciel kota nazywał go Kocim Skurwysynem. Był zadziorny, uzbrojony i bez skrupułów. Jak to jego opiekunka (hihi!) niegdyś rzekła po oberwaniu prawego sierpowego od kocich pazurów, “jaki pan, taki kram”. Lecz nie zbliżał się bardziej, po wybadaniu ręki ciemnowłosej odszedł w kąt narożnej sofy i tam usadowił swoje szkaradne cielsko, nie wadząc nikomu. Zaczął lizać sobie łapę szorstkim językiem, będąc jednocześnie zwiniętym, lecz bardziej jak wąż, nie jak ten kłębek.
Chryste, nikt w tym domu nic nie je. “Jak dla dziecka”. Ty jesteś dzieckiem, moja panno. ─ ciotka w tle już ustawiała na dosyć wysokim stoliku kawowym talerze, gdy Enya wstała, idąc do Chestera. Dwa razy porcje dziecięce i jedna większa.
Zaspany Ches zmierzył ją ciut nieprzytomnym, na wpół śpiącym wzrokiem, gdy ta się wyprostowała. Jej za to nie było tak trudno rozpoznać, zresztą, gdy ciotka go budziła tyrpnięciami w bark, nadmieniła mu: “Masz gościa.”. A kto to byłby na tyle szalony, żeby złożyć wizytę temu rozkapryszonemu demonowi na kółkach? No, było kilka opcji, ale gdyby to był na przykład Thatcher, ale to pewnie on osobiście wybudził go ze snu letniego. Albo Shane, ale on tylko w weekendy i to tylko ze względu na ojca, więc jego można było już od razu wykluczyć. Albo Candy. Gość. Matka? Nie. To kto inny? Ano, możliwe było, że kuzynki, jak tylko one zostały z tej wykreślanki!
Rzeczywiście, była inna, chociaż nie zmieniła się tak diametralnie w umyśle Chestera, mimo że ostatni raz widzieli się, gdy on miał 8, a ona 11 lat. Po tym, jak zaliczyła cięcie w salonie fryzjerskim “Chessie” dalej miała krótkie włosy, oczy takie same, tylko podkreślone makijażem, może pełniejsze usta, może zbladła, zrobiła się wyższa, ale gdyby teraz Chester mógł wstać, tym razem on byłby o co najmniej głowę od niej wyższy. No i nie była dechą, to była jedna z ważniejszych wartości dla zbereźnego Irlandczyka-cwaniaczka. I ten dziedziczny, zadziorny uśmieszek też na swoim miejscu.
Tylko cały w tym ambaras, żeby dwoje chciało naraz, a Heachthinghearn był teraz obrażony na ten depresyjny wszechświat i obolały. Ogólnie rzecz biorąc, PTSD wygrywało na razie walkę, przez co blond chłopaczysko miało znikome chęci do egzystowania.
Co tu robisz? ─ jedynie tylko z siebie wydusił, unosząc podbródek, żeby złapać z nią kontakt wzrokowy.
Będzie uczyć w Riverdale. Chodźcie jeść. ─ ozwał się głos Freyi zza pleców Enyi, a przy tym słychać było pobrzdękiwanie rozkładanych sztućców.
..Ze co będzies lobic? ─ zaseplenił, a złotawe oczy ze swego rodzaju niedowierzaniem ich właściciel utkwił w twarzy kuzynki, licząc, że to jakiś nieśmieszny żart, ukryta kamera, cokolwiek. ─ Ale to jaja są, co nje?
Anonymous
Gość
Gość
- Na wojskową? - nieznacznie drgnęła widząc przed oczyma dość ostrą musztrę z samego rana.
- Jednakże po daniu szansy na zmianę zachowania, tak? - może była naiwna, ale wierzyła, że nie każdy przypadek jest dramatyczny. Oczywiście zdarzały się osobniki odporne na wiedzę i bezsprzecznie niemoralne, ale to wcale nie oznaczało, że większość młodzieży bierze z nich przykład. To również świadczyło o tym jak bardzo Enya jest empatyczna i niezbyt skłonna do zadawania dotkliwych kar. Może zbyt bardzo wierzyła w innych? Z punktu widzenia grona pedagogicznego to była dość słabym ogniwem, ale to młódka, która dużego świata jeszcze nie widziała. Teraz dopiero go pozna, a ten zapewne nie oszczędzi jej wrażeń. Na pewno czeka ją ból, ale nie o tym teraz!
I słusznie!
- Jak się wabi ten kot? Swoją drogą, wygląda apetycznie. - zaśmiała się pod nosem, a była to jej odpowiedź na marudzenie ciotki. No już, lepiej o wielkości porcji nie rozmawiać. Parę ziarenek jak dla wróbla i brunetka najedzona. Koniec historii! A tak między nami to nawet by tego zwierza wykałaczką nie ruszyła, tak uwielbiała futrzaki! Mimo wszystko, nie miała własnego.
Chester nie musiał się obawiać o życie pupila. Na marginesie, ten chyba nawet nie zareagował na przybycie chłopaka. Ale to żaden problem, prawda? Enya hardo oparła dłonie na biodrach, po czym zadarła podbródek z zadziornym błyskiem w ślepiach.
- Onóir, Chester. - mrugnęła do niego, witając się po irlandzku.
- Ciocia nie żartuje. Faktycznie złożyłam tutaj papiery na staż i Cadogan mnie przyjął. - czyli była górą, prawda? Mogła go w pewien sposób obserwować, nawet nie będąc obok. Równocześnie dziewczę może się w przyszłości okazać dobrym sojusznikiem, o ile nie zostanie pogwałcona żadna z jej zasad. Taka moralność, nic nie poradzisz. Na razie nie wspomniała słowem o tym, że za mentora obrała sobie Aidena... Ten mógłby tego nie przeżyć, po prostu.
- Czas na posiłek. - przerwała wszelkie bunty i próby nawrócenia, żołądek właśnie zaczął się cieszyć, a ona nie zamierzała dłużej zwlekać, co by tasiemiec jej nie umarł. Pasożyt też pupil.

Oczywiście Enya nie ma tasiemca.
Chester Ó Heachthinghearn
Chester Ó Heachthinghearn
Fresh Blood Lost in the City
─ Chester rozwarł wargi, aczkolwiek.. to tyle. Tysiąc pytań, a jemu język ukradli. Choć może ci złodzieje uratowali go od niechybnej dekapitacji, gdyby ciotka usłyszała z jego ust: “Chyba Cię pojebało, że uderzyłaś do tego starego oszołoma.”. ─ Ninny nje jest do jedzenia!
Z troski o resztki futra i ciała swojego masakrycznie brzydkiego zwierzaczka, Chester wyminął Enyę, aby zaparkować swój pojazd przy stoliku, zaciągnął hamulec, a potem wyciągnął ręce do kociego obcego i usiłował go nakłonić do ruchu sygnałami typu: “Cicicicici, chodź, bo Cię moja kuzynka zje!”. Aczkolwiek sfinksowate coś tylko wymierzyło w niego jakby karcący wzrok, po czym zajął się zezowaniem na jedzenie postawione nieopodal niego. Nie będąc w zasięgu żelaznego uścisku Chestera, czuł się bezpieczny i nietykalny, telekinezą go nie wytarmosi za uszy.
Jednakowoż do akcji weszła ciotka, która przynosząc z kuchni brakujący widelec dla siebie, jedynie zerknęła złowrogo na kocura z podkową na ustach, aż ten wstał, po czym prześlizgnął się pod stolikiem na środek salonu, umykając dłoniom pana, które gotowe były zatrzasnąć go w objęciach. Cały plan tlenionego blondyna spalił na panewce.
Phyh. ─ nachmurzył się jedynie bardziej pan Heachthinghearn, założył ramiona na klatce piersiowej, łypiąc sobie wielce obrażony na sylwetkę panny Heachthinghearn.
Siadajcie, bo Wam wystygnie. ─ mruknęła zrzędliwie pani domu, usadowiwszy się w narożniku. ─ Chester przy okazji może opowiedzieć o swoich wzorowych ocenach i o tym, jak został zawieszony w prawach ucznia.
Ches nie zripostował niczym wypowiedzi brunetki, gdyż po pierwsze oberwałby za to srogo, po drugie właśnie przenosił swój tyłek na sofę, co najłatwiejszą operacją na świecie nie było. Aczkolwiek dał sobie radę, bo kto, jak nie on, po czym z cierpiętniczą miną ustawił sobie nogi i chwycił za talerz z widelcem, biorąc go w ręce. Schylać się nie będzie, bo będą mu się trząść barki po chwili od podtrzymywania się nad stolikiem.
Anonymous
Gość
Gość
Odwróciła się gwałtownie, bo reakcja kuzyna bardzo ją zaskoczyła. Zazwyczaj to z niego był taki kawalarz, a żartu nie potrafił dojrzeć? Pokręciła głową, bo nie wierzyła. Nigdy w życiu nie skrzywdziłaby żadnego stworzenia, chyba że jest komarem i wtedy to sprawa dyskusyjna. Natomiast inne istnienia szanowała i pozwalała im egzystować, starając się im pomagać, jeżeli tego akurat potrzebowały. Liczne wolontariaty pomogły jej nabyć odpowiednie doświadczenie i wiedzę. Sama zaś marzyła skrycie o psie, którego wcześniej mieć nie mogła. Obecnie była niby ograniczona czasowo, ale perspektywa ekonomiczna prezentowała się znacznie lepiej niż ostatnio. To ją radowało, bo mogła śmielej przystąpić do realizacji planów jeszcze z dzieciństwa. Ale jeszcze pozostawała kwestia tego nieszczęśliwego kota...
- Przecież nie mówiłam poważnie. - zaśmiała się, po czym wykorzystała okazję i wzięła go na ręce. Pogłaskała z uśmiechem, by zaraz z godnością postawić go na podłodze. Niektóre pupile nie znosiły wysokości. A ten jak się zwał?
- Ninny to jej imię? - przyuważyła, że Chester sepleni i dlatego miała obawy czy go dobrze zrozumiała. Jeżeli jednak się z nią bawił to nie było to miłe, a ona na pewno mu odpłaci z nawiązką.
Enya na słowa cioci ruszyła ku stolikowi, aby usadowić się na swoim wcześniejszym miejscu. Było już ugrzane to po co brać inne, prawda? Nie poświęciła kuzynowi dużo uwagi w tym czasie, aby nie poczuł się przez nią osaczony. Niech wchodzi na łóżko jak mu fizycznie wygodnie. Poza tym, to też nie jest teleturniej tylko prawdziwe życie zatem Enya nie byla wścibska. Uśmiechnęła się na widok świetnie prezentujących się potraw, po czym skrzywiła znacznie.
- Zawieszony? - zatem Cadogan miał doskonały powód, aby uważać go za zwykłego szaraczka, który nie jest w stanie poradzić sobie z materiałem. Zapewne nie tylko to miał na myśli, bo pozostaje i zachowanie do oceny, ale pewnie było skandaliczne. Drobny apetyt zamienił się w jego brak, ale nie odmówi już obiadu.
Chester Ó Heachthinghearn
Chester Ó Heachthinghearn
Fresh Blood Lost in the City


Ostatnio zmieniony przez Chester dnia Wto Sie 02, 2016 11:17 am, w całości zmieniany 1 raz
Ninny miauknął jedynie, gdy jego łapy oderwane zostały od paneli w trakcie jego ewakuacji. O dziwo, nie wystosował wobec Enyi swoich pazurzastych argumentów, za to przymknął zezowate oczy przy głaskaniu i zastygł na moment w bezruchu, aż nie został wypuszczony z jej ramion. Skręcił od razu do kuchni, aby tam pochrupać swoje jedzenie, skoro wyproszono go od stołu.
Ninny to facet. ─ sprostował Chester, niemrawo biorąc się za jedzenie. Robił to tak ślamazarnie, jakby na talerzu nie było to, co roztaczało wokół tak kuszącą woń, tylko jakieś więzienne obrzydlistwo, które on musiał jeść. Jednakże on zawsze wykazywał taki stosunek do posiłku, który nie składał się z niczego słodkiego.
Choć za sekundę porcelana znów stuknęła o szklany blat, gdy ciotka nieumyślnie dała Chesterowi pretekst do wstrzymania się z jedzeniem. Wyciągnął z kieszeni szortów wystający stamtąd od jakiegoś czasu telefon, z którym się blondyn nie rozstawał, po czym zaczął grzebać w nim, szukając dziennika elektronicznego. Od razu wszedł w oceny, a potem podał kuzynce urządzenie w czarnym, skórzanym pokrowcu z klapką. No, cóż. Między innymi jego oceny prezentowały się tak:
Astronomia: F
Biologia: D
Chemia: F
Filozofia: D
Fizyka: F
Geografia: D
Historia:D
Informatyka:D
Intermedia: D
Język angielski: D
Matematyka: D
Muzyka: D
Religia: D
Rysunek: D
Wychowanie fizyczne: ─
Ale z astronomii mam jeszcze pracę dodatkową i prawie ją zrobiłem. A chemię i fizykę poprawię. ─ dodał, ociągając się ze wzięciem z powrotem talerza w ręce.
Na ten moment nie zdajesz. ─ mruknęła ciotka, gdy przełknęła mięso.
Z wszystkiego miałem F wcześniej.
Bo postanowiłeś się rzucić z okna i wydłużyć sobie wakacje o pobyt w szpitalu. ─ ton Freyi już nie był neutralnie, ewidentnie się wkurzyła na wymądrzającego się wychowanka, więc przy okazji zgromiła go wzrokiem. ─ Zachowuj się.
Ches został spacyfikowany, natomiast w taki sposób, że zaraz znów wręcz rzucił talerzem na stół, skrzyżował ramiona na klacie, a twarz skierował w okno, bo tam nie było twarzy ani jednej, ani drugiej z pań. Nie ma co, Chester był osaczony w tym babskim gronie pełnym niecnych zmów przeciwko niemu.
Anonymous
Gość
Gość
Gdzie ona trafiła? Nie zaczęła nawet jeść, bo dyskusja wkroczyła na dość sadystyczne tory. Zrzucić się z okna? Widelec utknął jej w drodze do ust. Nie przełknie tego. Jej mikry apetyt właśnie uleciał z obrazą kuzyna, który dość ewidentnie pokazał co myśli. Odstawiła zatem sztućce, pomijając fakt, że najprawdopodobniej ciotka ją zabije. Cóż, nie przypuszczała w ogóle, aby ta była w stanie to zrobić.
Enya westchnęła głośno, aby oboje usłyszeli, że jest względnie zmęczona i nie mówimy tutaj o ograniczeniach fizycznych, a o jej psychice. Problemy rodzinne to taki standardowy pakiet w jej życiu, ale wolałaby na każdym kroku go nie spotykać.
- Czy możecie mi wyjaśnić, co się tutaj w ogóle dzieje? - chyba nie jest dzieckiem, aby ukrywać przed nią istotne fakty? Miała mało lat i owszem, ale metryka wcale nie oznaczała braku dojrzałości.
- Odnoszę dziwne wrażenie, że oboje nie kontrolujecie tego co ma miejsce. - a to uważała za bardzo brzydki przejaw słabości. Owszem, człowiek nie zawsze musi udawać silnego, ale także nie może odpuszczać. Trzeba walczyć.
- Chesterze, zdajesz sobie sprawę, że swoim zachowaniem nie tylko krzywdzisz ciotkę, ale i siebie? Skok z okna, naprawdę? Co chciałeś udowodnić? - i wcale jej nie przeszkadzało, że na nią nie patrzy. Wystarczy, iż odpowiednie słowa dotrą do jego uszu.
- Z przedmiotami ścisłymi mogę pomóc. Wybierzcie dogodny dzień czy parę w tygodniu i będę przyjeżdżać na korepetycje. - co prawda to może skrócić jej dobę do minimum, ale nie miała innego wyjścia. Rodzina to rodzina, a ona ją ceniła. Może niekoniecznie osobę kuzyna, ale ciotka nie była niczemu winna. W ogóle los uwziął się na ich ród. Chyba chce go zniszczyć.
Dziewczyna zerknęła raz jeszcze na kota, po czym spojrzała na swój talerz. W końcu wzięła kawałek do ust i przełknęła. Skończy z niestrawnością jak tak dalej pójdzie i będą ją denerwować.
Chester Ó Heachthinghearn
Chester Ó Heachthinghearn
Fresh Blood Lost in the City
Nielitościwy wzrok pani Inghram wkuł się w Enyę. Stanowczo, przełączyła się właśnie w tryb bojowy.
Zaraz my też będziemy musiały porozmawiać o pewnych rzeczach na osobności. ─ aczkolwiek to zdanie nie było odczuwalne jako groźba, tylko informacja, jakby istotnie chciała przekazać jej coś, co miało znaczenie dla nich obu. Westchnęła głęboko, wracając do chrupania lekko twardawych warzyw.
Chester kątem oka zlustrował wzburzoną Enyę, która rzeczywiście teraz nie odstawała od obrażalskiej rodzinki. Nie urażały go tak bardzo słowa ciotki, o ile zirytował się przez jej popis władzy nad nim. Lubił niezależność i bycie wolnym duchem, teraz ma to niezaprzeczalnie ograniczone. Nie cierpiał być traktowanym jak 10-letnie dziecko bez rozumu, przez co czasem dawał popis swojej złości i frustracji, jeszcze bardziej utwierdzając otoczenie w tym przekonaniu. Może błędnym, może nie.
Nie skakałem z okna. Jakiś gość zaczął do mnie szurać, zaczęliśmy się bić, wypchnął mnie i spadłem na beton. ─ odpowiedział, automatycznie wręcz odwracając wzrok od okna i swoje oczy wpatrując w koc leżący na sofie; po jego ramionach przebiegły mocne dreszcze. ─ Nje ce o tym gadać. ─ dopowiedział, widocznie się stresując, gdyż znowu go zaatakowała ta dziecinna mowa. ─ I nje pocebuję kolepetyci, polace sobie sam.
Freya potarła czoło dłonią. Nigdy nie wiedziała, co może zrobić, żeby jednocześnie uspokoić krnąbrnego nastolatka i nie przyprawić go o wspominki o traumie. Zerkała nieznacznie na niego, jak ten unikał kontaktu wzrokowego z którąkolwiek z kobiet tu obecnych, aczkolwiek widać było, jak ukradkiem szuka pod stolikiem kota. Lecz Ninny średnio zainteresowany był całą scenką, gdyż leżał na środku kuchni na boku, mrucząc z kocią chrypą do siebie.
Anonymous
Gość
Gość
Oho! Chyba o ton za wysoko zaśpiewała i ciotka postanowiła ją utemperować, ale nie jej to wina! Miała dziwne wrażenie, że wszystkie problemy mają swój początek w osobie kuzyna i to ją najbardziej irytowało. Może nie tyle on nim jest, co on je przyciąga jak magnes.
Niezbyt szczęśliwy chłopina, prawda?
Sumienie miało rację. Na pewno nie napawa go to dumą. Poza tym, jest mu trudniej funkcjonować bez scysji z kimkolwiek, a nader złego to pewnie całe grono pedagogiczne się na niego uwzięło. Aiden na pewno, matematyczny sztywniak. Niezbyt wychylający się poza granice swoich wykresów.
Dziewczyna zgryzła kawałek mięsa, bacznie patrząc na mruczącego kota. Pod stołem, tak aby chłopak nie widział, próbowała go do siebie przywołać. Był szpetny, ale dla niej nadal uroczy. Kobiety takie są, nawet do węża by się przytuliła, gdyby był piekielnie ładny. W międzyczasie wsłuchała się w wyjaśnienia kuzyna, a kiedy ten wpadł w koleiny dźwięku i zaczął się jąkać, doszła do odpowiedniego wniosku. Najprawdopodobniej było to na tle nerwowym, dość powszechne zjawisko. Dzieci jak i dorośli nie panują nad artykulacją i dukają, próbując złapać gnające myśli i utworzyć z nich zdanie. To nie jest duża wada, problem zazwyczaj kiełkuje w głowie i jeżeli się go pozbyć to odnajdzie się rozwiązanie. Tylko trzeba chcieć i ćwiczyć, a pewna nie była czy kuzyn w ogóle nad tym pracuje.
Enya postanowiła zmienić temat na nieco milszy, nie chcąc by ciotka użyła na niej noża.
- Planuję kupić psa. - oznajmiła z jawną dumą w głosie.
Ninny na pewno nie popierał tej radości, bo w końcu jest kotem. Wzmiankę o korepetycjach przemilczała, ale bardzo znacząco spojrzała na chłopaka. Nie odpuści, wróci do tego.
Sponsored content
Powrót do góry
Pozwolenia na tym forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach