▲▼
Strona 2 z 2 • 1, 2
First topic message reminder :
Zdjęcie zamiast opisu, bo lenistwo.
Około dwudziestu minut zabrało jej dotarcie z ostatniego przystanku autobusowego na to zapomniane przez ludzi (na całe szczęście) zielone zadupie. Pamiętając o swojej tragicznej orientacji w terenie, po zejściu z ostatniej betonowej drogi trzymała się brzegu rzeki. Dosłownie. Uprzednio nabyła spore smoothie w jednym z barów niedaleko stacyjki. Połączenie banana, dwóch jabłek, ananas, garści malin, daktyli i świeżych liści mięty z mlekiem kokosowym nie miało specjalnie ciekawego koloru, ale smak przyjemnie rozpieszczał podniebienie. Po jednej stronie pluskanie rzeki, po drugiej szum drzew i odgłosy zwierząt, głównie ptaków, których nie potrafiła zidentyfikować, pozwoliły jej zapomnieć o hałaśliwych ulicach miasta. Głośnych samochodach, przekrzykujących się wzajemnie przechodniach, głupich zaczepkach młodych cwaniaczków i stukaniu z plac ów budowy. Mniej więcej w połowie drogi uznała, że jednak czegoś jej do pełni brakuje i wydobyła z torebki telefon z słuchawkami. Przewiesiła kabelek przez szyję, ustawiła głośność tak, by coś słyszała, ale na tyle cicho, by nie przeszkadzało to okolicznej zwierzynie. Włączyła listę odtwarzania złożoną z utworów klasycznych, w której Mozart oraz Gioacchino Rossini mieszali się z współczesnymi wykonawcami, mniej lub bardziej profesjonalnymi. Przy okazji sprawdziła stan baterii. 87%, nie będzie musiała się martwić, że w razie czego utknie tutaj bez możliwości wezwania pomocy. O ile oczywiście złapie zasięg.
-Mogłoby już tak zostać... - mrukneła zadowolona pod nosem. Stanęła na środku mostu i skierowała wzrok w stronę rzeki. Ktoś mógłby rzec, że daleko jej było do lazurowych wybrzeży Francji, ale dla Lil nie miało to najmniejszego znaczenia. Natura była piękna i już. Nie było czego poprawiać, nie było czego żałować. Poza tym, zachichotała cicho pod nosem, kto by chciał Lazurowe Wybrzeże w komplecie z tymi wszystkimi turystami, którzy nie znają przeznaczenia koszy na śmieci i krzyczącymi dziećmi?
Uniosła lekko głowę. Promienie słońce delikatnie ogrzewały jej twarz, odprężały ciało i duszę. Naprawdę wiele by oddała, by zima już nigdy nie wracała. Na samo wspomnienie minusowych temperatur jej twarz wykrzywiła się w grymasie. Odgoniła od siebie nieprzyjemne myśli i skupiła na otaczającym ją krajobrazie i słodkim smoothie, który powolutku sączyła przez słomkę. Zwykła używać swojej metalowej, więc dziwnie jej było z giętkim plastikiem między zębami. Podeszła nieco bliżej brzegu i postawiła torebkę przy nogach. Zgięła lewą nogę w kolanie, złapała stopę wolną dłonią i naciągnęła trochę. Potem podciągnęła kolano jak najbliżej tułowia i dociągała tą samą dłonią. Przełożyła opakowanie do drugiej ręki i powtórzyła czynność z druga nogą. Na koniec "wbiła" palce u stóp w ziemię i rozgrzała staw skokowy. Spacer tutaj nie był długi, nie były one zmęczone, ale miło było je tak porozciągać, zanim usiadła po turecku. Nie zauważyła po drodze żadnych śmieci, stare sprzętu, nic, co świadczyłoby o obecności człowieka. Ciekawa była, czy w ogóle ktoś tutaj była. Może tylko tacy, którym nie w głowie śmiecić w domu zwierząt...?
Zdjęcie zamiast opisu, bo lenistwo.
Około dwudziestu minut zabrało jej dotarcie z ostatniego przystanku autobusowego na to zapomniane przez ludzi (na całe szczęście) zielone zadupie. Pamiętając o swojej tragicznej orientacji w terenie, po zejściu z ostatniej betonowej drogi trzymała się brzegu rzeki. Dosłownie. Uprzednio nabyła spore smoothie w jednym z barów niedaleko stacyjki. Połączenie banana, dwóch jabłek, ananas, garści malin, daktyli i świeżych liści mięty z mlekiem kokosowym nie miało specjalnie ciekawego koloru, ale smak przyjemnie rozpieszczał podniebienie. Po jednej stronie pluskanie rzeki, po drugiej szum drzew i odgłosy zwierząt, głównie ptaków, których nie potrafiła zidentyfikować, pozwoliły jej zapomnieć o hałaśliwych ulicach miasta. Głośnych samochodach, przekrzykujących się wzajemnie przechodniach, głupich zaczepkach młodych cwaniaczków i stukaniu z plac ów budowy. Mniej więcej w połowie drogi uznała, że jednak czegoś jej do pełni brakuje i wydobyła z torebki telefon z słuchawkami. Przewiesiła kabelek przez szyję, ustawiła głośność tak, by coś słyszała, ale na tyle cicho, by nie przeszkadzało to okolicznej zwierzynie. Włączyła listę odtwarzania złożoną z utworów klasycznych, w której Mozart oraz Gioacchino Rossini mieszali się z współczesnymi wykonawcami, mniej lub bardziej profesjonalnymi. Przy okazji sprawdziła stan baterii. 87%, nie będzie musiała się martwić, że w razie czego utknie tutaj bez możliwości wezwania pomocy. O ile oczywiście złapie zasięg.
-Mogłoby już tak zostać... - mrukneła zadowolona pod nosem. Stanęła na środku mostu i skierowała wzrok w stronę rzeki. Ktoś mógłby rzec, że daleko jej było do lazurowych wybrzeży Francji, ale dla Lil nie miało to najmniejszego znaczenia. Natura była piękna i już. Nie było czego poprawiać, nie było czego żałować. Poza tym, zachichotała cicho pod nosem, kto by chciał Lazurowe Wybrzeże w komplecie z tymi wszystkimi turystami, którzy nie znają przeznaczenia koszy na śmieci i krzyczącymi dziećmi?
Uniosła lekko głowę. Promienie słońce delikatnie ogrzewały jej twarz, odprężały ciało i duszę. Naprawdę wiele by oddała, by zima już nigdy nie wracała. Na samo wspomnienie minusowych temperatur jej twarz wykrzywiła się w grymasie. Odgoniła od siebie nieprzyjemne myśli i skupiła na otaczającym ją krajobrazie i słodkim smoothie, który powolutku sączyła przez słomkę. Zwykła używać swojej metalowej, więc dziwnie jej było z giętkim plastikiem między zębami. Podeszła nieco bliżej brzegu i postawiła torebkę przy nogach. Zgięła lewą nogę w kolanie, złapała stopę wolną dłonią i naciągnęła trochę. Potem podciągnęła kolano jak najbliżej tułowia i dociągała tą samą dłonią. Przełożyła opakowanie do drugiej ręki i powtórzyła czynność z druga nogą. Na koniec "wbiła" palce u stóp w ziemię i rozgrzała staw skokowy. Spacer tutaj nie był długi, nie były one zmęczone, ale miło było je tak porozciągać, zanim usiadła po turecku. Nie zauważyła po drodze żadnych śmieci, stare sprzętu, nic, co świadczyłoby o obecności człowieka. Ciekawa była, czy w ogóle ktoś tutaj była. Może tylko tacy, którym nie w głowie śmiecić w domu zwierząt...?
Ująłem orzech nerkowca, po czym beznamiętnie włożyłem go do buzi i zgryzłem. Uwielbiałem ten smak już za dziecka. Matka często mi je kupowała zamiast słodkiego. Natomiast włoskie nigdy mi nie przypadły do gustu tak jak laskowe. Chociaż te pierwsze były najlepsze zanim dojrzały, jeszcze białe w skórce, którą trzeba było obierać.
Trójka psów nie mogła pozostać obojętna na wszechobecne chrupanie to też usiadła przed naszą dwójką, wlepiając swe ślepia w obecne tu twarze. Moja brew uniosła się nieco do góry, kiedy futrzane towarzystwo zaczęło się ślinić. Widok dość nieprzyjemny dla estety, ale ja byłem do niego przyzwyczajony. Na szczęście żaden z czworonogów nie należał do ras z dużymi faflami zatem potok nie sączył się z warg lecz było to parę większych kropel. Dobre i to.
Moja dłoń zniknęła w paczce z orzechami, po czym ujrzała światło dzienne. Każdemu z osobna rzuciłem po jednym, co skwitowały mlaskaniem i entuzjastycznym ruchem ogonów. Oczywiście chciały więcej, ale nie był to mój towar, więc nie mogłem nim rozporządzać. Odprawiłem całą trójkę ruchem ręki, co im się w pierwszej chwili nie spodobało lecz ostatecznie legły w cieniu. Jednakże nadal nas pilnie obserwowały. Czułem się tak jakbym siedział przed komisarzem, a lampa świeciła mi prosto w twarz. Nieprzyjemne doświadczenie. Jakbym wiedział, prawda?
Spojrzałem na Crimen, kiedy ta zaczęła mówić. Wysłuchałem ją, po czym potarłem palcami o zarost. Wpadłem na pewien pomysł.
- Jeżeli masz ochotę i możliwości to możesz założyć stronę mojej stajni. Za fatygę zapłacę. - propozycja nie do odrzucenia? Być może. Często odnosiłem wrażenie, że młodzi mają więcej zapału, a przede wszystkim nieograniczone pokłady wyobraźni. Dwa znaczące atuty dla pracodawcy. Dla mnie to i lepiej, bo nie musiałbym wykładać znacznej sumy, którą zaśpiewałby fachowiec. Zaś dla dziewczyny o tyle dobrze, że dorobi do wakacji, a jeżeli wykona zadanie dobrze to na pewno wzbudzi zainteresowanie kogoś z zewnątrz.
- Oczywiście to tylko luźna propozycja. - zapisałem jej swój numer, po czym oddałem właścicielce notes oraz długopis. Pismo miałem dość schludne, litery wielkie. Łatwo się rozczyta.
Trójka psów nie mogła pozostać obojętna na wszechobecne chrupanie to też usiadła przed naszą dwójką, wlepiając swe ślepia w obecne tu twarze. Moja brew uniosła się nieco do góry, kiedy futrzane towarzystwo zaczęło się ślinić. Widok dość nieprzyjemny dla estety, ale ja byłem do niego przyzwyczajony. Na szczęście żaden z czworonogów nie należał do ras z dużymi faflami zatem potok nie sączył się z warg lecz było to parę większych kropel. Dobre i to.
Moja dłoń zniknęła w paczce z orzechami, po czym ujrzała światło dzienne. Każdemu z osobna rzuciłem po jednym, co skwitowały mlaskaniem i entuzjastycznym ruchem ogonów. Oczywiście chciały więcej, ale nie był to mój towar, więc nie mogłem nim rozporządzać. Odprawiłem całą trójkę ruchem ręki, co im się w pierwszej chwili nie spodobało lecz ostatecznie legły w cieniu. Jednakże nadal nas pilnie obserwowały. Czułem się tak jakbym siedział przed komisarzem, a lampa świeciła mi prosto w twarz. Nieprzyjemne doświadczenie. Jakbym wiedział, prawda?
Spojrzałem na Crimen, kiedy ta zaczęła mówić. Wysłuchałem ją, po czym potarłem palcami o zarost. Wpadłem na pewien pomysł.
- Jeżeli masz ochotę i możliwości to możesz założyć stronę mojej stajni. Za fatygę zapłacę. - propozycja nie do odrzucenia? Być może. Często odnosiłem wrażenie, że młodzi mają więcej zapału, a przede wszystkim nieograniczone pokłady wyobraźni. Dwa znaczące atuty dla pracodawcy. Dla mnie to i lepiej, bo nie musiałbym wykładać znacznej sumy, którą zaśpiewałby fachowiec. Zaś dla dziewczyny o tyle dobrze, że dorobi do wakacji, a jeżeli wykona zadanie dobrze to na pewno wzbudzi zainteresowanie kogoś z zewnątrz.
- Oczywiście to tylko luźna propozycja. - zapisałem jej swój numer, po czym oddałem właścicielce notes oraz długopis. Pismo miałem dość schludne, litery wielkie. Łatwo się rozczyta.
Zaśmiała się, rozbawiona czujnością i szybką reakcją czworonogów. Na ślinę nawet nie zwróciła uwagi, ale prośba bijąca z trzech par oczu mało nie roztopiła jej serca. Sama nie rzuciła przysmaków, ponieważ nie była pewna, czy może. Nigdy wcześniej nie miała powodów, by rozmyślać, czytać nad wpływem orzechów na psie zdrowie. Psie, czy jakiegokolwiek innego zwierzęcia. Wiedza Lili w tym zakresie ograniczaona była do "słonie lubią fistaszki". Rodzące się w głowie dziewczyny pytanie ubiegły orzeszki lecące wprost do pyszczków.
-Najwyraźniej nie tylko ludzie, ale różwnież smakołyki nie ujdą uwadze futrzanego trio.
Odprowadziła niezadowolone zwierzaki wzrokiem. Musiały wybaczyć Lil egoizm i bezduszność - więcej nie będzie. Nie to, żeby była chciwam po prostu nie chciała zrobić czegoś złego. Jeden orzeszek krzywdy nie zrobi, ale co, gdyby właściciel nie zdążył zareagować i potem miałaby na sumieniu brzuszki/wątroby/coś tam jego podopiecznych? Postanowiła, że tutaj decysje zostawi w rękach Marcusa. On wie lepiej, co i w jakich ilościach będzie dla nich dobre.
Propozycję skwintowała pokręcniem głowy oraz pasującą mimiką twarzy. Albo źle ją zrozumiał, albo Lilianne wygląda na zdolniejszą, niż jest w rzeczywistści. Fanpejdź na głupiej stronce, którą każdy nieuk potrafił obsłużyć to jedno, ale cała strona? Nawet nie wiedziałaby, w co włożyć ręce w pierwszej kolejności.
Odebrała przybory, by zaraz schować je w odpowidnią przegródkę torebki.
-Tutaj moja pomoc będzie zbędna. Nie wyglądasz na AŻ TAK starego, by nie założyć grupy na facebooku czy gdzieś tam. - uśmiechnęła się przeuroczo, gdy podkreślała te dwa słowa. No, nie mogła się powsrzymać.- O strone internetową raczej musisz zapytać jakiegoś internetowca. Kogoś, kto w ogóle miał z tym do czynienia.
Odchyliła lekko głowę w tył i spróbowała wrzucić sobie jednego nerkowego do ust, ale wyszło jak zawsze - utopiła go w rzece pod nimi. Damn.
-Najwyraźniej nie tylko ludzie, ale różwnież smakołyki nie ujdą uwadze futrzanego trio.
Odprowadziła niezadowolone zwierzaki wzrokiem. Musiały wybaczyć Lil egoizm i bezduszność - więcej nie będzie. Nie to, żeby była chciwam po prostu nie chciała zrobić czegoś złego. Jeden orzeszek krzywdy nie zrobi, ale co, gdyby właściciel nie zdążył zareagować i potem miałaby na sumieniu brzuszki/wątroby/coś tam jego podopiecznych? Postanowiła, że tutaj decysje zostawi w rękach Marcusa. On wie lepiej, co i w jakich ilościach będzie dla nich dobre.
Propozycję skwintowała pokręcniem głowy oraz pasującą mimiką twarzy. Albo źle ją zrozumiał, albo Lilianne wygląda na zdolniejszą, niż jest w rzeczywistści. Fanpejdź na głupiej stronce, którą każdy nieuk potrafił obsłużyć to jedno, ale cała strona? Nawet nie wiedziałaby, w co włożyć ręce w pierwszej kolejności.
Odebrała przybory, by zaraz schować je w odpowidnią przegródkę torebki.
-Tutaj moja pomoc będzie zbędna. Nie wyglądasz na AŻ TAK starego, by nie założyć grupy na facebooku czy gdzieś tam. - uśmiechnęła się przeuroczo, gdy podkreślała te dwa słowa. No, nie mogła się powsrzymać.- O strone internetową raczej musisz zapytać jakiegoś internetowca. Kogoś, kto w ogóle miał z tym do czynienia.
Odchyliła lekko głowę w tył i spróbowała wrzucić sobie jednego nerkowego do ust, ale wyszło jak zawsze - utopiła go w rzece pod nimi. Damn.
Psy na smakołyki zawsze są łase, a w szczególności moje, bo mają bardzo ograniczone menu i niestety, rygorystyczną dietę. Dlaczego? Ponieważ te zwierzęta nie mogą jeść wszystkiego, poza tym dbałem o ich formę i zdrowie. Skręt jelit nie jest rzadkością, chociaż jeszcze nie miałem z nim bezpośredniej styczności i dobrze, bo pewnie byłbym już siwy z nerwów.
Najprawdopodobniej.
Aż prychnąłem, kiedy dziewczyna zaznaczyła, że nie jestem na tyle stary, by udawać nieuka. Źle mnie zrozumiała. Nie chodziło o stronę internetową z wykupioną domeną. Strona na FB w zupełności by wystarczyła. Po prostu nie mam czasu siedzieć na kompie i prowadzić wpisów, bo zwyczajnie nie starczyłoby mi dnia. Niestety, ale doba wciąż jest dla mnie za krótka. Ale skoro nie chce dorobić do wakacji i ma inne plany to zmuszać jej nie będę. Mam swoje sprawy i wiecznie przy jednej trwać nie mogę.
- Zapamiętam. - uśmiechałem się, aby zaraz zerknąć na nią z wyraźnym błyskiem w oku. Oczywiście, że znałem temat i doskonale bym sobie z tym poradził, ale dlaczego nie miałbym wysłuchiwać pomysłów innych? Otóż to. - Swoją drogą, znam świetną szkołę nauki strzelania z łuku. Oczywiście siedząc na koniu. Poprawiłabyś celność... - bo nie umknęło mi, że dobro narodowe bezpowrotnie porywa nurt rzeki.
Najprawdopodobniej.
Aż prychnąłem, kiedy dziewczyna zaznaczyła, że nie jestem na tyle stary, by udawać nieuka. Źle mnie zrozumiała. Nie chodziło o stronę internetową z wykupioną domeną. Strona na FB w zupełności by wystarczyła. Po prostu nie mam czasu siedzieć na kompie i prowadzić wpisów, bo zwyczajnie nie starczyłoby mi dnia. Niestety, ale doba wciąż jest dla mnie za krótka. Ale skoro nie chce dorobić do wakacji i ma inne plany to zmuszać jej nie będę. Mam swoje sprawy i wiecznie przy jednej trwać nie mogę.
- Zapamiętam. - uśmiechałem się, aby zaraz zerknąć na nią z wyraźnym błyskiem w oku. Oczywiście, że znałem temat i doskonale bym sobie z tym poradził, ale dlaczego nie miałbym wysłuchiwać pomysłów innych? Otóż to. - Swoją drogą, znam świetną szkołę nauki strzelania z łuku. Oczywiście siedząc na koniu. Poprawiłabyś celność... - bo nie umknęło mi, że dobro narodowe bezpowrotnie porywa nurt rzeki.
Uszczypliwa uwaga wywołała u niej salwę śmiechu. Niemniej, zanim przyznała mu rację cichym westchnięciem i bezradnym rozłożeniem ramion spróbowała jeszcze raz. Z równie marnym smutkiem. Oczywiście mogłaby zwalić winę na promienie słońca, które w niefortunnym momencie wychyliły się zza konarów drzew, ale kto by jej tam uwierzył? Mołaby miec przy ustach lejek o średnicy 20 cm i i tak nie byłoby pewności, że trafi do celu.
-Jestem Ci niezmiernie wdzięczna za propozucję. Obawiam się jednak, iż w moim przypadku nie pomógłby nawet najlepszy snajper na świecie. Co najwyżej mały cud.
Odwróciła się w drugą stronę, żeby ukryć zażenowanie wypływając na jej policzki. Wstyd było przypominac sobie, jaka łajza z niej na zajęciach z wychowania fizycznego. Kosz jak kosz, czasem piłka sama jakoś wpadła, ale siatkówka... brrr.
-Jesli kiedyś wpadnę i będziesz miał zły humor, to rozbawię Cię swoją grą w siatkę. Głowę dam, że nie widziałeś jeszcze tak kiepskiej zawodniczki.
Końcówkę swojej kwestii wypowidziała obkręcając się na murku wokół własnej osi. Siedzenie w miejscu zaczęło ją lekko nużyć, postanowiła rozprostować trochę nogi. ściągneła je odrobinę, opadła dłonie nieco ponad kolanami i zawiesiła wzrok na kamyczku w dziwnym kształcie, kiedy poprawiała sznurowadła.
-Może przestaniemy męczyć swoje cztery literki siedzeniem? Sama w las raczej nie wejdę, orientację mam równie kiepską co celność, ale mogłabym wykorzystać Cię, żeby pozwiedzać. Jest tu coś ciekawego? Wyjątkowe krzywe drzewo, jakiś mini wodospad, opętana chatka na polanie?
W jej głosie dało się wyczuć prośbę, nadzieję i wszystko inne, co mogłoby go przekonać. Gotowa do drogi, z torbą na ramieniu, poprawionymi włosami, stała grzecznie i czekała, co jej nowy kolega zdecyduje. Orzeszki zostawiła na murku, niech je sam trzma. Lili miała w sobie resztki obaw, już widziała siebie pod zgrają psów łasych na nerkowce.
-Jestem Ci niezmiernie wdzięczna za propozucję. Obawiam się jednak, iż w moim przypadku nie pomógłby nawet najlepszy snajper na świecie. Co najwyżej mały cud.
Odwróciła się w drugą stronę, żeby ukryć zażenowanie wypływając na jej policzki. Wstyd było przypominac sobie, jaka łajza z niej na zajęciach z wychowania fizycznego. Kosz jak kosz, czasem piłka sama jakoś wpadła, ale siatkówka... brrr.
-Jesli kiedyś wpadnę i będziesz miał zły humor, to rozbawię Cię swoją grą w siatkę. Głowę dam, że nie widziałeś jeszcze tak kiepskiej zawodniczki.
Końcówkę swojej kwestii wypowidziała obkręcając się na murku wokół własnej osi. Siedzenie w miejscu zaczęło ją lekko nużyć, postanowiła rozprostować trochę nogi. ściągneła je odrobinę, opadła dłonie nieco ponad kolanami i zawiesiła wzrok na kamyczku w dziwnym kształcie, kiedy poprawiała sznurowadła.
-Może przestaniemy męczyć swoje cztery literki siedzeniem? Sama w las raczej nie wejdę, orientację mam równie kiepską co celność, ale mogłabym wykorzystać Cię, żeby pozwiedzać. Jest tu coś ciekawego? Wyjątkowe krzywe drzewo, jakiś mini wodospad, opętana chatka na polanie?
W jej głosie dało się wyczuć prośbę, nadzieję i wszystko inne, co mogłoby go przekonać. Gotowa do drogi, z torbą na ramieniu, poprawionymi włosami, stała grzecznie i czekała, co jej nowy kolega zdecyduje. Orzeszki zostawiła na murku, niech je sam trzma. Lili miała w sobie resztki obaw, już widziała siebie pod zgrają psów łasych na nerkowce.
Od kilku dni pogoda jest tak zmienna jak nastrój matki Madilyn, zwłaszcza po wypiciu choćby ćwiartki wódki. W końcu jednak udało się dziewczynie odnaleźć chwilę przerwy od porywającego wiatru i deszczu. Czuła, że już zapuszcza głębokie korzenie w swoim pokoju, co negatywnie wpływało na jej samopoczucie. Choć Maddie nie należy na najaktywniejszych ruchowo osób także czasami musi wyjść i się przewietrzyć.
Oczywistym było, że tuż przed samym wyjściem chwyciła za książkę, którą niedawno napoczęła czytać. Wciągnęła na stopy brudne trampki i pognała przed siebie. Udało jej się pochwycić ten moment, gdy ponure chmury przeniosły się do innego miasta, a następne jeszcze mają kawałek do pokonania. Właśnie tego dnia ubzdurała sobie, że poczyta książkę na dworze. Nieważne, że temperatura może spaść w każdym momencie. Choroby jej nie groźne. A tak w rzeczywistości to po prostu jej wszystko jedno. Przez chwilę włóczyła się po okolicy, szukając idealnego miejsca na kontynuowanie lektury. Po drodze oczywiście nie zapomniała wpaść do kiosku, gdzie kupiła sobie jedno piwo. Teraz pozostało jej poszukać jakiego w miarę odludnego miejsca, w którym nikt nie powinien się raczej czepiać o zakupiony napój. W końcu nóżki poniosły ją aż na stary most. Nawet nie zamierzała przez niego przechodzić. Przysiadła sobie na krańcu murka, który zawinął się na zewnątrz, oddalając się nieco od jezdni. Otworzyła sobie scyzorykiem piwo i wzięła pierwszego, orzeźwiającego łyka. Otworzyła książkę i trzymając w jednej ręce butelkę powoli wgłębiała się w treść tekstu.
Oczywistym było, że tuż przed samym wyjściem chwyciła za książkę, którą niedawno napoczęła czytać. Wciągnęła na stopy brudne trampki i pognała przed siebie. Udało jej się pochwycić ten moment, gdy ponure chmury przeniosły się do innego miasta, a następne jeszcze mają kawałek do pokonania. Właśnie tego dnia ubzdurała sobie, że poczyta książkę na dworze. Nieważne, że temperatura może spaść w każdym momencie. Choroby jej nie groźne. A tak w rzeczywistości to po prostu jej wszystko jedno. Przez chwilę włóczyła się po okolicy, szukając idealnego miejsca na kontynuowanie lektury. Po drodze oczywiście nie zapomniała wpaść do kiosku, gdzie kupiła sobie jedno piwo. Teraz pozostało jej poszukać jakiego w miarę odludnego miejsca, w którym nikt nie powinien się raczej czepiać o zakupiony napój. W końcu nóżki poniosły ją aż na stary most. Nawet nie zamierzała przez niego przechodzić. Przysiadła sobie na krańcu murka, który zawinął się na zewnątrz, oddalając się nieco od jezdni. Otworzyła sobie scyzorykiem piwo i wzięła pierwszego, orzeźwiającego łyka. Otworzyła książkę i trzymając w jednej ręce butelkę powoli wgłębiała się w treść tekstu.
Podobno spacery sprzyjają zdrowiu. W takim razie jedna fajka chyba nie zaważy na moim życiu?
Dziewczyna ruszyła przed siebie zaciągając się mentolowym papierosem. Odetchnęła i zaczęła rozglądać się po okolicy. Rodzice z dziećmi, małżeństwa, biegające nastolatki, starsze kobiety czytające romansidła. Nic godne jej uwagi. Spojrzała na niebo. Nie zanosiło się na dobrą pogodę. Przeczesała włosy dłonią i poprawiła kołnierz koszuli. Weszła na stary most i zauważyła siedzącą na nim dziewczynę czytającą książkę. Podeszła do niej i zabrała od niej piwo, strzepując do niego wypalonego papierosa.
- Nie powinnaś pić. Wiesz o tym. - mruknęła patrząc przed siebie. Oparła się o murek i położyła na nim butelkę.
- Nie sądziłam, że cię tu znajdę. - westchnęła, nadal nie spoglądając na dziewczynę. Musiała pokazać swoją ignorancję do świata. Niech nie myśli, że jest lepsza niż ktokolwiek inny.
Dziewczyna ruszyła przed siebie zaciągając się mentolowym papierosem. Odetchnęła i zaczęła rozglądać się po okolicy. Rodzice z dziećmi, małżeństwa, biegające nastolatki, starsze kobiety czytające romansidła. Nic godne jej uwagi. Spojrzała na niebo. Nie zanosiło się na dobrą pogodę. Przeczesała włosy dłonią i poprawiła kołnierz koszuli. Weszła na stary most i zauważyła siedzącą na nim dziewczynę czytającą książkę. Podeszła do niej i zabrała od niej piwo, strzepując do niego wypalonego papierosa.
- Nie powinnaś pić. Wiesz o tym. - mruknęła patrząc przed siebie. Oparła się o murek i położyła na nim butelkę.
- Nie sądziłam, że cię tu znajdę. - westchnęła, nadal nie spoglądając na dziewczynę. Musiała pokazać swoją ignorancję do świata. Niech nie myśli, że jest lepsza niż ktokolwiek inny.
Siedziała sobie na murku, spokojnie przemierzając wzrokiem po tekście książki, którą trzymała w dłoni. Wręcz odpływała od świata rzeczywistego, zagłębiona w treść lektury. Niemal zapomniała o butelce z zielonego szkło w drugiej ręce gdyby nie fakt, że znienacka ktoś ją jej zabrał. Uniosła wzrok znad książki na osobę, która się tu zjawiła. Nie był to nikt inny jak jej słynna z swego buntowniczego charakteru kuzynka Diane. Na samą myśl o jej zachowaniu, Maddie uniosła jedną brew i westchnęła swobodnie. Uodporniła się na tego typu zachowania ze strony jej krewniaczki. Nie imponowało jej to zbytnio, ale też nie gniewała się za takie akcje specjalnie, bo były one już do przewidzenia. Taki jej urok. Poza tym pomijając bezzasadne złośliwości, Madilyn niewiele się różniła.
- Niby dlaczego?- chciała już odzyskać swój magiczny napój, jednak nurkujące w nim kiepy po papierosie ją wyraźnie zniechęciły.- Ty za to nie powinnaś palić, kuzynko.- rzuciła od siebie beznamiętnym tonem. W żadnym wypadku nie oceniała jej w ten sposób. Najzwyczajniej chciała przywrócić równowagę między nimi dwiema. W końcu żadna z nich nie była ani lepsza ani gorsza. Takie teksty to był tradycyjny start w ich rozmowach, jednakże zazwyczaj nie prowadziły do żadnych sporów. Od co najzwyczajniejszy wstęp do dyskusji, który mięczaki uznają na złośliwości i chamstwo.
- A kto by mnie tutaj szukał?- rzuciła luźno, kręcąc głową z dezaprobatą.- Może właśnie dlatego tutaj przyszłam. Przynajmniej nikt do tej pory nie zawracał mi dupy.- dodała, uśmiechając się nieco ironicznie. Odniosła się odrobinę do tego, że właśnie kuzynka zakłóciła jej czytanie, popijając w przerwach między akapitami piwem. Wiedziała, że takie słowa nie są w stanie obrazić jej krewniaczki, a jedynie sprowokować do dalszej rozmowy. Taką przynajmniej miała nadzieję. Po chwili zabrała z jej dłoni papierosa tak jak jej zabrano piwo. Zaciągnęła się raz dymem i odkaszlnęła krótko. Zdarzało jej się popalać, jednak nie w stopniu uzależniania się. Nie jest tak w tym wprawiona.
-Równowaga musi być...- westchnęła i oddała papierosa kuzynce.
- Niby dlaczego?- chciała już odzyskać swój magiczny napój, jednak nurkujące w nim kiepy po papierosie ją wyraźnie zniechęciły.- Ty za to nie powinnaś palić, kuzynko.- rzuciła od siebie beznamiętnym tonem. W żadnym wypadku nie oceniała jej w ten sposób. Najzwyczajniej chciała przywrócić równowagę między nimi dwiema. W końcu żadna z nich nie była ani lepsza ani gorsza. Takie teksty to był tradycyjny start w ich rozmowach, jednakże zazwyczaj nie prowadziły do żadnych sporów. Od co najzwyczajniejszy wstęp do dyskusji, który mięczaki uznają na złośliwości i chamstwo.
- A kto by mnie tutaj szukał?- rzuciła luźno, kręcąc głową z dezaprobatą.- Może właśnie dlatego tutaj przyszłam. Przynajmniej nikt do tej pory nie zawracał mi dupy.- dodała, uśmiechając się nieco ironicznie. Odniosła się odrobinę do tego, że właśnie kuzynka zakłóciła jej czytanie, popijając w przerwach między akapitami piwem. Wiedziała, że takie słowa nie są w stanie obrazić jej krewniaczki, a jedynie sprowokować do dalszej rozmowy. Taką przynajmniej miała nadzieję. Po chwili zabrała z jej dłoni papierosa tak jak jej zabrano piwo. Zaciągnęła się raz dymem i odkaszlnęła krótko. Zdarzało jej się popalać, jednak nie w stopniu uzależniania się. Nie jest tak w tym wprawiona.
-Równowaga musi być...- westchnęła i oddała papierosa kuzynce.
Sunęła wzrokiem po rzece przepływającej pod mostem, drzewach i ruinach fortu. Było tu naprawdę... ładnie. Otoczenie przypominało jej park, w którym lubiła biegać jeszcze kilka lat temu. Niestety, trafiła do Hudson's Bay i musiała opuścić rodzinne miasto.
Gdy usłyszała pytanie padające z ust kuzynki bezzwłocznie spojrzała na nią spod przymrużonych powiek.
- Dlaczego? Czy ty jesteś poważna? - jęknęła. Oparła dłonie na kolanach i uśmiechnęła się sztucznie, jak do dziecka, któremu trzeba tłumaczyć tą samą rzecz, dziesiąty raz.
- A może przypomnisz mi, kochanie, co dzieje się teraz z twoją mamusią? - Powiedziała przesiąkniętym ironią głosem. Miała nadzieje, że dziewczyna zrozumiała o co jej chodzi. Diane nie miała zamiaru patrzeć jak kolejna jej bliska osoba podupada. Matka kuzynki była alkoholiczką i nie była to żadna tajemnica. Pomimo zachowania Diane, w stosunku do krewniaczki, martwiła się o nią. Być może nie chciała, aby poszła w jej ślady. Gdyby nic sobie z tego nie robiła, wykazałaby się największą głupotą i ignorancją, jaką by mogła.
Może właśnie dlatego tutaj przyszłam. Przynajmniej nikt do tej pory nie zawracał mi dupy. Na te słowa dziewczyna prychnęła i wyprostowała się.
- Och, wybacz mi, jakże mogłam zakłócać twój niezmącony spokój. - mruknęła. Gdy Madylin zabrała jej papierosa uniosła brew. No chyba żartujesz. Jednak po chwili otrzymała go z powrotem i mogła zaciągnąć się po raz kolejny jego dymem.
Gdy usłyszała pytanie padające z ust kuzynki bezzwłocznie spojrzała na nią spod przymrużonych powiek.
- Dlaczego? Czy ty jesteś poważna? - jęknęła. Oparła dłonie na kolanach i uśmiechnęła się sztucznie, jak do dziecka, któremu trzeba tłumaczyć tą samą rzecz, dziesiąty raz.
- A może przypomnisz mi, kochanie, co dzieje się teraz z twoją mamusią? - Powiedziała przesiąkniętym ironią głosem. Miała nadzieje, że dziewczyna zrozumiała o co jej chodzi. Diane nie miała zamiaru patrzeć jak kolejna jej bliska osoba podupada. Matka kuzynki była alkoholiczką i nie była to żadna tajemnica. Pomimo zachowania Diane, w stosunku do krewniaczki, martwiła się o nią. Być może nie chciała, aby poszła w jej ślady. Gdyby nic sobie z tego nie robiła, wykazałaby się największą głupotą i ignorancją, jaką by mogła.
Może właśnie dlatego tutaj przyszłam. Przynajmniej nikt do tej pory nie zawracał mi dupy. Na te słowa dziewczyna prychnęła i wyprostowała się.
- Och, wybacz mi, jakże mogłam zakłócać twój niezmącony spokój. - mruknęła. Gdy Madylin zabrała jej papierosa uniosła brew. No chyba żartujesz. Jednak po chwili otrzymała go z powrotem i mogła zaciągnąć się po raz kolejny jego dymem.
Kuzynki mają ze sobą wspólne to, że obie nie lubią, gdy ktoś nimi dyryguje. Mają własne sposoby na spędzanie czasu i przeżycia wszystkiego tak jak im się spodoba. Jednocześnie jedna z drugą uwielbiają wręcz wtrącać swoje komentarze i próbować dyrygować innymi.
Retoryczne pytanie było wystarczające, by Madilyn pojęła, co kuzynka ma na myśli. Blondynka ma w zwyczaju odrzucać często od siebie myśli i fanty na ten temat. W końcu nie jest to coś, czym może się chwalić. Ludzie, którzy wiedzą, co dzieje się u niej w domu automatycznie oceniają także ją samą. Nie każde dziecko popełnia błędy swoich rodziców, nie każde ma te same tendencje. Widok leżącej matki w toalecie na kafelkach, przy muszli, w której pozostałości z śniadania jeszcze nie zostały spłukane z pewnością odpychają ją do sięgania po alkohol w większych ilościach. Maddie wierzy, że ma silniejszą od niej wolę i nie wpadnie w taki nałóg. Nie boi się jednak napojów procentowych. Lubi czasami napić się piwa i potrafi odróżnić zwykłe kosztowanie trunku od zachlania się do nieprzytomności.
- Przypomnę przede wszystkim, że nie jestem nią. Jej błędy nie są moimi.- rzuciła ponuro w odpowiedzi na jej słowa. Zeszła z murka i przeciągnęła się leniwie. Położyła w miejscu, w którym wcześniej siedziała swoją książkę i przejęła z powrotem swoje piwo. Ceremonialnie wzięła łyka i uśmiechnęła się w pół sztucznie.
- Oj nie udawaj już, że się tym przejęłaś.- zaśmiała się i tym razem skierowała butelkę w jej stronę, co było jednoznaczne z zaproponowaniem poczęstunku. W rozmowach z Diane nauczyła się, że nie warto brać do siebie jej niektórych słów i nie zawsze należy wszystko odbierać tak dosłownie.
- A Ciebie co tutaj sprowadziło?- zapytała z czystej ciekawości. Opcja z wyjściem ku dotlenieniu się słabo wchodziła w grę, zwłaszcza, że towarzyszył temu tradycyjny papierosik.
Retoryczne pytanie było wystarczające, by Madilyn pojęła, co kuzynka ma na myśli. Blondynka ma w zwyczaju odrzucać często od siebie myśli i fanty na ten temat. W końcu nie jest to coś, czym może się chwalić. Ludzie, którzy wiedzą, co dzieje się u niej w domu automatycznie oceniają także ją samą. Nie każde dziecko popełnia błędy swoich rodziców, nie każde ma te same tendencje. Widok leżącej matki w toalecie na kafelkach, przy muszli, w której pozostałości z śniadania jeszcze nie zostały spłukane z pewnością odpychają ją do sięgania po alkohol w większych ilościach. Maddie wierzy, że ma silniejszą od niej wolę i nie wpadnie w taki nałóg. Nie boi się jednak napojów procentowych. Lubi czasami napić się piwa i potrafi odróżnić zwykłe kosztowanie trunku od zachlania się do nieprzytomności.
- Przypomnę przede wszystkim, że nie jestem nią. Jej błędy nie są moimi.- rzuciła ponuro w odpowiedzi na jej słowa. Zeszła z murka i przeciągnęła się leniwie. Położyła w miejscu, w którym wcześniej siedziała swoją książkę i przejęła z powrotem swoje piwo. Ceremonialnie wzięła łyka i uśmiechnęła się w pół sztucznie.
- Oj nie udawaj już, że się tym przejęłaś.- zaśmiała się i tym razem skierowała butelkę w jej stronę, co było jednoznaczne z zaproponowaniem poczęstunku. W rozmowach z Diane nauczyła się, że nie warto brać do siebie jej niektórych słów i nie zawsze należy wszystko odbierać tak dosłownie.
- A Ciebie co tutaj sprowadziło?- zapytała z czystej ciekawości. Opcja z wyjściem ku dotlenieniu się słabo wchodziła w grę, zwłaszcza, że towarzyszył temu tradycyjny papierosik.
Przypomnę przede wszystkim, że nie jestem nią. Jej błędy nie są moimi.
Na te słowa dziewczyna jedynie jęknęła. Zawsze ta sama wymówka. Ale ja nią nie jestem. Nie mów mi co mam robić. Nie jesteś moją matką. Jestem prawie dorosła.
- Powtarzanie, takich słów nie będzie sprawiało, że magicznie nie popadniesz w nałóg. Czy ty masz dziesięć lat i jesteś taka naiwna, czy udajesz? - warknęła patrząc spod przymrużonych powiek na kuzynkę. Może i jedno piwo nie zrobiłoby różnicy, jednak dziewczyna poczuła potrzebę powiedzenia tego, co miała na myśli.
- Chyba zgłupiałaś. Nie przejmuję się ani o ciebie, ani o kogokolwiek innego niż ja. - wzruszyła ramionami słysząc kolejne zdanie padające z ust Maddie i spojrzała przed siebie, starając się znaleźć ciekawy punkt, aby zawiesić na nim wzrok. Nie chciała patrzeć w oczy krewniaczce. Wystarczyło, że mogła domyślić się, iż martwi się o nią. To było niedopuszczalne i Diane robiła wszystko, aby wybić jej to z głowy. Dziewczyna zawsze robiła co mogła, aby ukryć swoje słabości. A przynajmniej uważała za swoje wady pewne cechy, który zapewne każdy inny chciałby rozwijać.
- Co mnie tu sprowadziło? Masz na myśli to konkretne miejsce, czy Vancouver? - uniosła brew, nadal nie podnosząc wzroku na Maddie - Jeśli chodzi o Kanadę to trafiłam do Hudson's Bay za nieobecności i przeładowaną kartotekę policyjną. Za często zgarniali mnie za posiadanie pewnych środków, których nie powinnam mieć. - odparła. Oczywiście chodziło jej o narkotyki. Dziewczyna miała możliwość poznać przemiłych panów komendantów podczas przeszukiwań, badań na obecność środków odurzających, czy zgarniających ją z ulicy podczas kupna morfiny. Była młoda, głupia, nierozważna i przede wszystkim nierozsądna. Jednak czasy się zmieniają, nie?
Na te słowa dziewczyna jedynie jęknęła. Zawsze ta sama wymówka. Ale ja nią nie jestem. Nie mów mi co mam robić. Nie jesteś moją matką. Jestem prawie dorosła.
- Powtarzanie, takich słów nie będzie sprawiało, że magicznie nie popadniesz w nałóg. Czy ty masz dziesięć lat i jesteś taka naiwna, czy udajesz? - warknęła patrząc spod przymrużonych powiek na kuzynkę. Może i jedno piwo nie zrobiłoby różnicy, jednak dziewczyna poczuła potrzebę powiedzenia tego, co miała na myśli.
- Chyba zgłupiałaś. Nie przejmuję się ani o ciebie, ani o kogokolwiek innego niż ja. - wzruszyła ramionami słysząc kolejne zdanie padające z ust Maddie i spojrzała przed siebie, starając się znaleźć ciekawy punkt, aby zawiesić na nim wzrok. Nie chciała patrzeć w oczy krewniaczce. Wystarczyło, że mogła domyślić się, iż martwi się o nią. To było niedopuszczalne i Diane robiła wszystko, aby wybić jej to z głowy. Dziewczyna zawsze robiła co mogła, aby ukryć swoje słabości. A przynajmniej uważała za swoje wady pewne cechy, który zapewne każdy inny chciałby rozwijać.
- Co mnie tu sprowadziło? Masz na myśli to konkretne miejsce, czy Vancouver? - uniosła brew, nadal nie podnosząc wzroku na Maddie - Jeśli chodzi o Kanadę to trafiłam do Hudson's Bay za nieobecności i przeładowaną kartotekę policyjną. Za często zgarniali mnie za posiadanie pewnych środków, których nie powinnam mieć. - odparła. Oczywiście chodziło jej o narkotyki. Dziewczyna miała możliwość poznać przemiłych panów komendantów podczas przeszukiwań, badań na obecność środków odurzających, czy zgarniających ją z ulicy podczas kupna morfiny. Była młoda, głupia, nierozważna i przede wszystkim nierozsądna. Jednak czasy się zmieniają, nie?
Kuzynka wyraźnie lekceważyła słowa Maddie i uważała je za głupią wymówkę, co niewątpliwie było irytujące. Diane nie jest pierwszą osobą, która próbuje się wywyższyć, mając na uwadze rozpijaczoną krewną. Życie z tamtą kobietą jest wystarczającą nauką na przyszłość, każde kolejne przypomnienie o tym jest zbędne i nudne.
- Ah...Od jednego piwa mi nic nie będzie. Poza tym nie jesteś odpowiednią osobą, by mnie w kwestii nałogów pouczać.- rzuciła już nieco poirytowana, znudzonym tonem. Każdy znający jej rodzinę mówi to samo. Szukają zbawienia i ratunku dla Maddie, a tak w rzeczywistości wszystko kończy się na pouczeniach i gadaniu. Nikt nie widzi, że tylko dzięki własnemu wysiłkowi i ciężkiej pracy znalazła się w tej szkole. Innym sposobem na dostanie się do niej było wyrobienie sobie przecudnej kartoteki na komisariacie policyjnym, a jednak udało jej się inaczej. I jak tu dbać o dobre imię i dogodną przyszłość, kiedy i tak wszyscy poza wynikami ciężkiej pracy widzą tylko geny zapijaczonej i żałosnej kobiety.
- Czyżby?- spytała retorycznie, gdy tylko kuzynka zaprzeczyła. Jeden kącik ust minimalnie się uniósł, nadając całej twarzy cynicznego wyrazu. Wręcz urocze wydawały jej się starania Diane, by zachować maskę twardej, niezależnej osoby. Blondynka nie usiłowała w tym temacie nic więcej nie mówić na chwilę obecną. To krótkie pytanie wystarczyło jej, by przedstawić swoje odmienne zdanie.
Nie do końca chodziło Maddie o taką odpowiedź, ale grzecznie pozwoliła ciemnowłosej dokończyć. Większość z tych faktów wiedziała. W końcu plotki w rodzinie się szybko rozchodzą. Tym bardziej irytujące stawało się dokazywanie Diane, zważywszy na powód, dla którego się tu znalazła. Madilyn interesowało co się stało, że kuzynkę poniosło na ten most. Postanowiła jednak nie drążyć tematu, bo wydawał się w tej chwili najmniej istotny.
- Za co ironia, że właśnie Ty przestrzegasz mnie przed nałogami, kuzynko.- rzekła na koniec, przyodziewając jednocześnie sztuczny, przesłodzony uśmieszek.
- Ah...Od jednego piwa mi nic nie będzie. Poza tym nie jesteś odpowiednią osobą, by mnie w kwestii nałogów pouczać.- rzuciła już nieco poirytowana, znudzonym tonem. Każdy znający jej rodzinę mówi to samo. Szukają zbawienia i ratunku dla Maddie, a tak w rzeczywistości wszystko kończy się na pouczeniach i gadaniu. Nikt nie widzi, że tylko dzięki własnemu wysiłkowi i ciężkiej pracy znalazła się w tej szkole. Innym sposobem na dostanie się do niej było wyrobienie sobie przecudnej kartoteki na komisariacie policyjnym, a jednak udało jej się inaczej. I jak tu dbać o dobre imię i dogodną przyszłość, kiedy i tak wszyscy poza wynikami ciężkiej pracy widzą tylko geny zapijaczonej i żałosnej kobiety.
- Czyżby?- spytała retorycznie, gdy tylko kuzynka zaprzeczyła. Jeden kącik ust minimalnie się uniósł, nadając całej twarzy cynicznego wyrazu. Wręcz urocze wydawały jej się starania Diane, by zachować maskę twardej, niezależnej osoby. Blondynka nie usiłowała w tym temacie nic więcej nie mówić na chwilę obecną. To krótkie pytanie wystarczyło jej, by przedstawić swoje odmienne zdanie.
Nie do końca chodziło Maddie o taką odpowiedź, ale grzecznie pozwoliła ciemnowłosej dokończyć. Większość z tych faktów wiedziała. W końcu plotki w rodzinie się szybko rozchodzą. Tym bardziej irytujące stawało się dokazywanie Diane, zważywszy na powód, dla którego się tu znalazła. Madilyn interesowało co się stało, że kuzynkę poniosło na ten most. Postanowiła jednak nie drążyć tematu, bo wydawał się w tej chwili najmniej istotny.
- Za co ironia, że właśnie Ty przestrzegasz mnie przed nałogami, kuzynko.- rzekła na koniec, przyodziewając jednocześnie sztuczny, przesłodzony uśmieszek.
Diane już miała dosyć tego bawienia sie w pouczanie kuzynki. Jej wybór, jej sprawa. Chciała po prostu, żeby dziewczyna nie musiała ostatecznie przeżywać tego, co ona sama musiała. Zignorowała każde słowo padające z ust Maddie. Nie brała ich sobie do serca. Obie miały dość trudne charaktery więc praktycznie po każdej wymianie zdań wracały do swoich zajęć i spraw osobistych. Obie nie były osobami, które na siłę próbowały utrzymać konwersacje byleby tylko udawać, że są tak uprzejme.
Latynoska przeczesała palcami włosy i westchnęła.
- Było miło ale na mnie już czas. Spróbuj sobie niczego nie zrobić. - powiedziała spoglądając z politowaniem na Maddie. Diane włożyła ręce do kieszeni i ruszyła przed siebie bez konkretnego celu.
Z/t
Latynoska przeczesała palcami włosy i westchnęła.
- Było miło ale na mnie już czas. Spróbuj sobie niczego nie zrobić. - powiedziała spoglądając z politowaniem na Maddie. Diane włożyła ręce do kieszeni i ruszyła przed siebie bez konkretnego celu.
Z/t
Strona 2 z 2 • 1, 2
Pozwolenia na tym forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach