▲▼
Strona 2 z 3 • 1, 2, 3
First topic message reminder :
Szkoła jak zwykle starała się zapewnić uczniom rozwój pasji, jak i zainteresowań - z tego właśnie powodu został zorganizowany ten wyjazd. Uczniowie mieli zwiedzić kilka wydziałów poświęconych przedmiotom ścisłym na jednej z bardziej prestiżowy uczelni w regionie, a wszystko to w ramach nawiązanej współpracy. Oznaczało to tyle, że małolaty będą miały możliwość zobaczenia zza kulis tego, jak wyglądają wykłady oraz ćwiczenia, będą miały również możliwość zadać pytania wykładowcom, studentom oraz żywiołowej pani z Biura Karier z którą to Aiden już miał przyjemność się spotkać podczas wcześniejszych edycji programu współpracy.
Ale to wszystko przed nimi. Aiden stał na dziedzińcu, przed wejściem do luksusowego busa z suwanymi drzwiami wejściowymi. Stał tak i nastawiał się psychicznie na podróż. Bycie nauczycielem z chorobą lokomocyjną z ssało, lecz co zrobić? Matematyk próbował się wyciszyć poprzez wymianę zdań z drugim mu towarzyszącym opiekunem wycieczki. Obaj byli ubrani w sposób nienaganny - schludny, elegancki, oficjalny. W końcu reprezentowali kadrę nauczycielską renomowanej szkoły, a to do czegoś zobowiązywało. Aiden miał nadzieję, że uczniowie z którymi przyjdzie mu dziś spędzić cały dzień również zdawali sobie z tego sprawę, a jeśli nie...cóż, będą zmuszeni kombinować. Matematyk nie miał bowiem zamiaru brać ze sobą wieś za którą będzie musiał się wstydzić, choć i tak uważał, że prawdopodobnie nie uda mu się tego uniknąć. Jednak w takiej konfiguracji zdecydowanie wolał wyeliminować czynnik czysto wizualny. Niech ta szarańcza przynajmniej sprawia wrażenie porządnej.
Szkoła jak zwykle starała się zapewnić uczniom rozwój pasji, jak i zainteresowań - z tego właśnie powodu został zorganizowany ten wyjazd. Uczniowie mieli zwiedzić kilka wydziałów poświęconych przedmiotom ścisłym na jednej z bardziej prestiżowy uczelni w regionie, a wszystko to w ramach nawiązanej współpracy. Oznaczało to tyle, że małolaty będą miały możliwość zobaczenia zza kulis tego, jak wyglądają wykłady oraz ćwiczenia, będą miały również możliwość zadać pytania wykładowcom, studentom oraz żywiołowej pani z Biura Karier z którą to Aiden już miał przyjemność się spotkać podczas wcześniejszych edycji programu współpracy.
Ale to wszystko przed nimi. Aiden stał na dziedzińcu, przed wejściem do luksusowego busa z suwanymi drzwiami wejściowymi. Stał tak i nastawiał się psychicznie na podróż. Bycie nauczycielem z chorobą lokomocyjną z ssało, lecz co zrobić? Matematyk próbował się wyciszyć poprzez wymianę zdań z drugim mu towarzyszącym opiekunem wycieczki. Obaj byli ubrani w sposób nienaganny - schludny, elegancki, oficjalny. W końcu reprezentowali kadrę nauczycielską renomowanej szkoły, a to do czegoś zobowiązywało. Aiden miał nadzieję, że uczniowie z którymi przyjdzie mu dziś spędzić cały dzień również zdawali sobie z tego sprawę, a jeśli nie...cóż, będą zmuszeni kombinować. Matematyk nie miał bowiem zamiaru brać ze sobą wieś za którą będzie musiał się wstydzić, choć i tak uważał, że prawdopodobnie nie uda mu się tego uniknąć. Jednak w takiej konfiguracji zdecydowanie wolał wyeliminować czynnik czysto wizualny. Niech ta szarańcza przynajmniej sprawia wrażenie porządnej.
Termin na odpis: 15 maja do północy
- Wskazówki:
- Zaktualizujcie pola profilowe z ubiorem lub też w kolejnym swoim poście, w spojlerze zamieśćcie opis tego, w co wasza postać jest ubrana.
Elisabeth A. Cartier
Fresh Blood Lost in the City
Re: Zajęcia na uczelni [wszyscy]
Pon Maj 23, 2016 1:54 am
Pon Maj 23, 2016 1:54 am
Odłamała akurat kostkę z tabliczki, gdy zdała sobie sprawę, że ktoś właśnie zajmuje miejsce obok. Spojrzała w bok i kto wie, może nawet miała zamiar zbesztać potencjalną ofiarę, ale był to Riley, więc zamknęła buzię, nim wydobyło się z niej choć słowo. W gruncie rzeczy wolała siedzieć z nim i z jego kolegą niż z kimkolwiek innym.
- Jasne, nie krępuj się - rzuciła, uśmiechając się złośliwie. Po chwili zastanowienia wyciągnęła rękę z czekoladą w kierunku obu chłopaków.
- Częstujcie się. - Samej jej tak jeść w towarzystwie nie wypadało, więc podzielić się należało, albo chociaż zaproponować. Korona z głowy jej nie spadła od tego.
- Nie, dziś jesteście wyjątkowo zdani tylko na mnie. - Uśmiechnęła się uroczo, ukazując dołeczek w jednym policzku. Swoją drogą istniało spore prawdopodobieństwo, że nie zapamięta samego imienia Chestera, a co dopiero jego pełnego mienia. Mimo to uśmiechnęła się w jego kierunku, odpowiadając "bardzo mi miło".
Zamrugała szybciej, słysząc podsumowanie ich grupy. Zerknęła na Rileya i nie, nie chciała pytać. Przynajmniej zapowiadało się ciekawie. Jeśli ta wycieczka jej nie zabije, to prawdopodobnie nic tego nie dokona.
Podniosła wzrok do góry ponad głowę prefekta i o ile do chłopaków się uśmiechała, tak do pana podrywacza już niekoniecznie. Nawet mrugnięcie Chestera, skwitowała uniesieniem kącika ust.
- Super - mruknęła jedynie, a potem odwróciła od niego wzrok, nawet nie rewanżując się tym samym, by się przedstawić. Jeśli miał szczęście, to usłyszał, jeśli nie, to ups. Autobus był na pewno pełen panienek, które chciały być przez chłopaka podrywane. Pech chciał, że ta konkretna nie chciała.
Zdjęcia?
Oh, to ją już w zupełności zabije. Ale, gdy przyszło do zrobienia zdjęcia, to uśmiechnęła się, darując sobie jednak powiedzenia "ser". Już lepsza byłaby czekolada! Przez chwilę miała nawet ochotę wypchnąć twarz Xaviera z kadru. To by było bardzo niegrzeczne, prawda? Niestety.
- Jasne, nie krępuj się - rzuciła, uśmiechając się złośliwie. Po chwili zastanowienia wyciągnęła rękę z czekoladą w kierunku obu chłopaków.
- Częstujcie się. - Samej jej tak jeść w towarzystwie nie wypadało, więc podzielić się należało, albo chociaż zaproponować. Korona z głowy jej nie spadła od tego.
- Nie, dziś jesteście wyjątkowo zdani tylko na mnie. - Uśmiechnęła się uroczo, ukazując dołeczek w jednym policzku. Swoją drogą istniało spore prawdopodobieństwo, że nie zapamięta samego imienia Chestera, a co dopiero jego pełnego mienia. Mimo to uśmiechnęła się w jego kierunku, odpowiadając "bardzo mi miło".
Zamrugała szybciej, słysząc podsumowanie ich grupy. Zerknęła na Rileya i nie, nie chciała pytać. Przynajmniej zapowiadało się ciekawie. Jeśli ta wycieczka jej nie zabije, to prawdopodobnie nic tego nie dokona.
Podniosła wzrok do góry ponad głowę prefekta i o ile do chłopaków się uśmiechała, tak do pana podrywacza już niekoniecznie. Nawet mrugnięcie Chestera, skwitowała uniesieniem kącika ust.
- Super - mruknęła jedynie, a potem odwróciła od niego wzrok, nawet nie rewanżując się tym samym, by się przedstawić. Jeśli miał szczęście, to usłyszał, jeśli nie, to ups. Autobus był na pewno pełen panienek, które chciały być przez chłopaka podrywane. Pech chciał, że ta konkretna nie chciała.
Zdjęcia?
Oh, to ją już w zupełności zabije. Ale, gdy przyszło do zrobienia zdjęcia, to uśmiechnęła się, darując sobie jednak powiedzenia "ser". Już lepsza byłaby czekolada! Przez chwilę miała nawet ochotę wypchnąć twarz Xaviera z kadru. To by było bardzo niegrzeczne, prawda? Niestety.
Jak można się było spodziewać - nie pojawił się nikt ciekawy, więc musiała być gotowa na pełną nudę. Miała słuchawki i naładowany telefon, można było jakoś przeżyć bez słuchania tego całego gadania całej reszty. Po zajęciu jakiegokolwiek miejsca, które było wolne, sięgnęła po telefon i zaczęła przeglądać to, co się tylko dało - głupie gify z kotami, wiadomości, galerie, opowiadania, komiksy czy inne bzdury. Słuchawka była w tylko jednym uchu dziewczyny, więc cały czas słyszała, co się dzieje wokół niej. Czasem można wyłapać coś ciekawszego, więc jeżeli jakiś temat zdołał ją jakoś zainteresować, to najzwyczajniej wyciągała słuchawkę na chwilę i przysłuchiwała się reszcie.
W takich chwilach trochę żałowała, że nie udawało jej się ściągnąć kogoś, z kim mogła zamienić kilka zdań, ale zawsze sobie jakoś poradzi. Szczęśliwie towarzysz, jaki się trafił, również nie był zbyt chętny do rozmowy, a jeżeli już o czymś zaczynali mówić, bardzo szybko kończyli. Choć zainteresował się nieco bardziej jej ekranem, kiedy zaczęła na porządnie przeglądać dziwne obrazki z internetu. Po chwili nawet zaczęli je razem przeglądać, co jakiś czas komentując je. Bez krzyku czy śmiechu na cały bus.
W takich chwilach trochę żałowała, że nie udawało jej się ściągnąć kogoś, z kim mogła zamienić kilka zdań, ale zawsze sobie jakoś poradzi. Szczęśliwie towarzysz, jaki się trafił, również nie był zbyt chętny do rozmowy, a jeżeli już o czymś zaczynali mówić, bardzo szybko kończyli. Choć zainteresował się nieco bardziej jej ekranem, kiedy zaczęła na porządnie przeglądać dziwne obrazki z internetu. Po chwili nawet zaczęli je razem przeglądać, co jakiś czas komentując je. Bez krzyku czy śmiechu na cały bus.
Riley Wolfhound Grimshaw
Fresh Blood Lost in the City
Re: Zajęcia na uczelni [wszyscy]
Wto Maj 24, 2016 9:07 pm
Wto Maj 24, 2016 9:07 pm
"Ty to wiesz o mnie wszystko!"
Uśmiech cały czas widniał na jego ustach, choć oprócz wcześniejszej złośliwości pojawiła się nuta politowania. Właściwie Chester prawdopodobnie nie zdawał sobie jak duże znaczenie miała dla Rileya jego obecność. Był jedną z niewielu osób, które na swój sposób wprowadzały do jego życia tak dużą dozę pozytywności. Nawet jeśli od czasu do czasu było z nim więcej problemów niż pożytku.
Ewentualnie przez cały czas.
Całe szczęście, dziewczyna nie miała nic przeciwko temu, że zajął miejsce obok niej. Odpowiedział jej uśmiechem, który zamarł na jego ustach, gdy została mu podsunięta czekolada. Mina momentalnie mu zrzedła, gdy poczuł ten nieznośny słodki zapach, sprawiający że ogarniały go mdłości. Olbrzymią ilość siły woli wymagało od niego powstrzymanie skrzywienia i odwrócenia się w drugą stronę.
- Dziękuję, należę do tej dziwacznej części społeczeństwa, która nie jest fanem słodyczy. - rzucił pozornie luźnym głosem. Jego uwagę odwrócił Chester ze swoim podsumujących ich komentarzem. Przewrócił oczami i zdzielił go z łokcia w ramię, parskając śmiechem. Co więcej i to jak skomentował Xaviera było całkiem trafne. Nie do końca spodobało się jednak wtrącającemu się.
- Przynajmniej pod względem technik od niego nie odstaję. - rzucił w formie autoreklamy. Dopiero teraz Riley usłyszał ciche warczenie, gdy wilk stanął przed wózkiem Chestera, nie wiedząc jak się przez niego przecisnąć. Ułożył więc łapę na kolanie Ó Heachthinghearna i przysunął pysk do jego twarzy, wpatrując się w Xaviera.
Niech ten cholerny glonojad zachowuje się jak na rybę przystało i zamilknie. Nie możesz pozbawić go łba, złoty chłopcze? Do niczego się nie nadajesz.
Błyszczące kły, sprawdziły że przez kilka sekund patrzył pusto w przestrzeń, nim usłyszał "ser". Zupełnie automatycznie popchnął ręką twarz Xaviera wypychając go z kadru i sam wyszczerzył się do aparatu, ustawiając tak, by nie zasłaniać Elisabeth.
- Winchester, do cholery!
- Sorry stary, popsułbyś zdjęcie.
Uśmiech cały czas widniał na jego ustach, choć oprócz wcześniejszej złośliwości pojawiła się nuta politowania. Właściwie Chester prawdopodobnie nie zdawał sobie jak duże znaczenie miała dla Rileya jego obecność. Był jedną z niewielu osób, które na swój sposób wprowadzały do jego życia tak dużą dozę pozytywności. Nawet jeśli od czasu do czasu było z nim więcej problemów niż pożytku.
Ewentualnie przez cały czas.
Całe szczęście, dziewczyna nie miała nic przeciwko temu, że zajął miejsce obok niej. Odpowiedział jej uśmiechem, który zamarł na jego ustach, gdy została mu podsunięta czekolada. Mina momentalnie mu zrzedła, gdy poczuł ten nieznośny słodki zapach, sprawiający że ogarniały go mdłości. Olbrzymią ilość siły woli wymagało od niego powstrzymanie skrzywienia i odwrócenia się w drugą stronę.
- Dziękuję, należę do tej dziwacznej części społeczeństwa, która nie jest fanem słodyczy. - rzucił pozornie luźnym głosem. Jego uwagę odwrócił Chester ze swoim podsumujących ich komentarzem. Przewrócił oczami i zdzielił go z łokcia w ramię, parskając śmiechem. Co więcej i to jak skomentował Xaviera było całkiem trafne. Nie do końca spodobało się jednak wtrącającemu się.
- Przynajmniej pod względem technik od niego nie odstaję. - rzucił w formie autoreklamy. Dopiero teraz Riley usłyszał ciche warczenie, gdy wilk stanął przed wózkiem Chestera, nie wiedząc jak się przez niego przecisnąć. Ułożył więc łapę na kolanie Ó Heachthinghearna i przysunął pysk do jego twarzy, wpatrując się w Xaviera.
Niech ten cholerny glonojad zachowuje się jak na rybę przystało i zamilknie. Nie możesz pozbawić go łba, złoty chłopcze? Do niczego się nie nadajesz.
Błyszczące kły, sprawdziły że przez kilka sekund patrzył pusto w przestrzeń, nim usłyszał "ser". Zupełnie automatycznie popchnął ręką twarz Xaviera wypychając go z kadru i sam wyszczerzył się do aparatu, ustawiając tak, by nie zasłaniać Elisabeth.
- Winchester, do cholery!
- Sorry stary, popsułbyś zdjęcie.
Coś jednak podpowiadało mu i zapewne był to ten cienki, piskliwy głosik rozsądku pobrzmiewający echem w jego zaspanym umyśle, obijający się tępym dźwiękiem o jego czaszkę, że najpewniej nauczycielowi z matematyki jego wygląd zewnętrzny nie umknie. Cóż, nie oszukujmy się, ale w porównaniu z nim przeszczęśliwy fizyk, któremu narodziły się pociechy i był tym szczęściem zaślepiony – okazywał się o wiele uważniejszym obserwatorem, a i ciętość wypowiedzi wcale temu nie umniejszała.
Zasada stosowana przez większość bliższych znajomych i rzadziej – zaprzyjaźnionych z nim osób brzmiąca – „nie mówcie do Silvera o zbyt wczesnych porach” – nie była w żadnym razie naciąganą teorią. Silvers po przebudzeniu zwyczajnie nie kontaktował to jedno. Z kolei fakt, że zwykle się spóźniał przechodził chyba ludzkie pojęcie i gdyby nie to, że był dostatecznie dobrym mówcą to nie raz zirytowani przedstawiciele grona pedagogicznego zacieraliby ręce na to, aby go uwalić albo przywalić jakimś grubym tomiszczem w głowę – w celach badawczych, tudzież leczniczych to drugie. Dzisiaj nie dopełnił tej tradycji, tylko z winy Aisling. Chyba nawet był jej wdzięczny. Tak bardzo głęboko, ale oboje wiedzieli, że brunet nigdy jej za to nie podziękuje.
Kiedy jednak dobiegł go głos matematyka to zapewne uznałby, że to nie do niego, ale jedno kluczowe słowo momentalnie przyciągnęło jego względnie nieobecne spojrzenie i unoszącą się gdzieś w powietrzu uwagę. Zmarszczył brwi, przyglądając się nauczycielowi i pokonując tym samym poranne otępienie. Nie da się ukryć, że jeśli profesor zastosowałby kolokację w postaci „Rafael Silvers” to jego imię wyparłoby nazwisko i wielce prawdopodobne, że nie zareagowałby w ogóle. W obecnej sytuacji na jego twarzy wymalował się szeroki, wesołkowaty uśmieszek. W żadnym razie prześmiewczy, żeby nie było żadnych wątpliwości.
– Nie bawiłem – uczciwie się przyznam. Proszę jednak zauważyć, że stawiłem się przed czasem. Prawdziwy cud i rzecz niespotykana – W tym momencie brunet ze skórzaną kurtką na ramionach wzruszył niby to w akcie bezradności ramionami. Potrafił wyglądać przecież jak typowa gwiazda rocka. Posiadanie zespołu i granie w nim do czegoś w końcu zobowiązywało. Roześmiał się cicho i pokiwał głową, jakby kurtka wcale nie grała w zasadzie żadnej głównej roli w jego młodzieńczej tożsamości, choć przecież wcale tak nie było. – Pewnie, profesorze, cokolwiek pan zechce.
Nie, skądże, nie zapomniał przecież, że to szkolna wycieczka i wypadałoby się na poważnym uniwersytecie prezentować jak człowiek, ale… Silver nie sypiał zwykle u siebie. Poza tym szybka przebieżka w celu przebrania się i konieczności oglądania facjaty swojego ojca nie była zwyczajnie na rękę. Poranka zepsuć sobie nie chciał, a już tym bardziej humoru na resztę dnia. Trudno powiedzieć czy Silvers zjednywał sobie ludzi i potrafił ich udobruchać tym, że czasem potrafił pójść na ustępstwo czy po prostu na jego korzyść przeważał umiejętny sposób wypowiadania się.
Po sprawdzeniu listy obecności był jednym z pierwszych, którzy do busa się przedarli. Nie walczył co prawda o miejsca na końcu, bo wciąż tkwił w tym otępieniu i doszedł do takiego poziomu, że było mu to zwyczajnie obojętne gdzie usiądzie. Zdarzały się co prawda zawsze przypadki desperatów przepychających się łokciami i tacy, którzy lądowali w całym tym popłochu na schodach. Prawo dżungli włączało się w takich sytuacjach samoistnie. Silvers nie znał większości ludzi na wycieczce. Znalazł jakąś osobę, która chodziła z nim do jednej klasy i bez zbędnych pytań dosiadł się do niej prawie od razu. Nie był to co prawda Szajs, ale z nim nie utrzymywał już zbyt dobrych relacji, a w zasadzie w ich miejscu tkwiła taka niewyjaśniona wyrwa niezręczności – życie. To co znalazło się w najważniejszych punktach Silversa do zrobienia – nie, nie była to jeszcze doprowadzenia ciemnych włosów tkwiących w niewyjaśnionym, niezrozumiałym nieładzie! – było spanie. Tak, niedobór snu mógł okazać się szkodliwy. Dla jego zdrowia, koncentracji, potrzeby zaspokojenia własnego lenistwa i tak dalej i tak dalej. Powód do snu zawsze się znajdzie, a że czasem przyda się pomocne ramię służące za poduszkę to tak to już bywa. Nie jest to co prawda kradzież dobrze doprawionego mięsa z talerza – do czego był zdolny jako zdeklarowany mięsiożerca, ale zawsze korzysta się z dobroci i uprzejmości innych, a jakże.
Zasada stosowana przez większość bliższych znajomych i rzadziej – zaprzyjaźnionych z nim osób brzmiąca – „nie mówcie do Silvera o zbyt wczesnych porach” – nie była w żadnym razie naciąganą teorią. Silvers po przebudzeniu zwyczajnie nie kontaktował to jedno. Z kolei fakt, że zwykle się spóźniał przechodził chyba ludzkie pojęcie i gdyby nie to, że był dostatecznie dobrym mówcą to nie raz zirytowani przedstawiciele grona pedagogicznego zacieraliby ręce na to, aby go uwalić albo przywalić jakimś grubym tomiszczem w głowę – w celach badawczych, tudzież leczniczych to drugie. Dzisiaj nie dopełnił tej tradycji, tylko z winy Aisling. Chyba nawet był jej wdzięczny. Tak bardzo głęboko, ale oboje wiedzieli, że brunet nigdy jej za to nie podziękuje.
Kiedy jednak dobiegł go głos matematyka to zapewne uznałby, że to nie do niego, ale jedno kluczowe słowo momentalnie przyciągnęło jego względnie nieobecne spojrzenie i unoszącą się gdzieś w powietrzu uwagę. Zmarszczył brwi, przyglądając się nauczycielowi i pokonując tym samym poranne otępienie. Nie da się ukryć, że jeśli profesor zastosowałby kolokację w postaci „Rafael Silvers” to jego imię wyparłoby nazwisko i wielce prawdopodobne, że nie zareagowałby w ogóle. W obecnej sytuacji na jego twarzy wymalował się szeroki, wesołkowaty uśmieszek. W żadnym razie prześmiewczy, żeby nie było żadnych wątpliwości.
– Nie bawiłem – uczciwie się przyznam. Proszę jednak zauważyć, że stawiłem się przed czasem. Prawdziwy cud i rzecz niespotykana – W tym momencie brunet ze skórzaną kurtką na ramionach wzruszył niby to w akcie bezradności ramionami. Potrafił wyglądać przecież jak typowa gwiazda rocka. Posiadanie zespołu i granie w nim do czegoś w końcu zobowiązywało. Roześmiał się cicho i pokiwał głową, jakby kurtka wcale nie grała w zasadzie żadnej głównej roli w jego młodzieńczej tożsamości, choć przecież wcale tak nie było. – Pewnie, profesorze, cokolwiek pan zechce.
Nie, skądże, nie zapomniał przecież, że to szkolna wycieczka i wypadałoby się na poważnym uniwersytecie prezentować jak człowiek, ale… Silver nie sypiał zwykle u siebie. Poza tym szybka przebieżka w celu przebrania się i konieczności oglądania facjaty swojego ojca nie była zwyczajnie na rękę. Poranka zepsuć sobie nie chciał, a już tym bardziej humoru na resztę dnia. Trudno powiedzieć czy Silvers zjednywał sobie ludzi i potrafił ich udobruchać tym, że czasem potrafił pójść na ustępstwo czy po prostu na jego korzyść przeważał umiejętny sposób wypowiadania się.
Po sprawdzeniu listy obecności był jednym z pierwszych, którzy do busa się przedarli. Nie walczył co prawda o miejsca na końcu, bo wciąż tkwił w tym otępieniu i doszedł do takiego poziomu, że było mu to zwyczajnie obojętne gdzie usiądzie. Zdarzały się co prawda zawsze przypadki desperatów przepychających się łokciami i tacy, którzy lądowali w całym tym popłochu na schodach. Prawo dżungli włączało się w takich sytuacjach samoistnie. Silvers nie znał większości ludzi na wycieczce. Znalazł jakąś osobę, która chodziła z nim do jednej klasy i bez zbędnych pytań dosiadł się do niej prawie od razu. Nie był to co prawda Szajs, ale z nim nie utrzymywał już zbyt dobrych relacji, a w zasadzie w ich miejscu tkwiła taka niewyjaśniona wyrwa niezręczności – życie. To co znalazło się w najważniejszych punktach Silversa do zrobienia – nie, nie była to jeszcze doprowadzenia ciemnych włosów tkwiących w niewyjaśnionym, niezrozumiałym nieładzie! – było spanie. Tak, niedobór snu mógł okazać się szkodliwy. Dla jego zdrowia, koncentracji, potrzeby zaspokojenia własnego lenistwa i tak dalej i tak dalej. Powód do snu zawsze się znajdzie, a że czasem przyda się pomocne ramię służące za poduszkę to tak to już bywa. Nie jest to co prawda kradzież dobrze doprawionego mięsa z talerza – do czego był zdolny jako zdeklarowany mięsiożerca, ale zawsze korzysta się z dobroci i uprzejmości innych, a jakże.
Nie umknęło jej zachowanie Silvera. W myślach zanotowała, że należy do tych, którzy lubią stawiać się, zwłaszcza ludziom z większym autorytetem niż oni sami.
Z początku wolała nie reagować zbytnio na otoczenie. Może nie ignorować je, bo mimo wszystko instynkt samozachowawczy trzeba zachować, ale na pewno zwracała mniejszą uwagę na to, co się wokół niej dzieje niż na to, co przed nią - trafiła się okazja do podsłuchania jednego z najozięblejszych nauczycieli w szkole. Jednak nie dane jej było długo cieszyć się błogością.
Słysząc kroki postaci zbliżającej się w jej kierunku, zwróciła wzrok w kierunku nieznajomego, bacznie lustrując go spojrzeniem swoich szmaragdowych oczu. Jednocześnie, jednym uchem starała się wyłapać choćby urywki z wypowiedzi profesora, jeśli się one pojawiły.
Uniosła lekko brew, czekając, aż chłopak się wytłumaczy. To przecież dość niegrzeczne, by tak sobie siadać bez przywitania z - prawdopodobnym - towarzyszem niedoli, prawda?
- Tak, proszę. - Odpowiedziała ze spokojem. Jej brew tak szybko jak znalazła się u góry, tak szybko opuściła swoje niedawne miejsce. To nie tak - że się go bała, ale... Lepiej wiedzieć, po co tu przyszedł. Tak na wszelki wypadek. Nie wiadomo czy ktoś nie przyjdzie do ciebie jedynie po to, by zmieszać cię z błotem.
Kątem oka przeanalizowała jego ubiór. Był dość... schludny. Ale, szczerze powiedziawszy, uważała, że bardziej buntownicze i trochę bardziej awangardowe stroje by mu pasowały. Nie chodziło jedynie o jego kolor włosów, oczu, karnację i wiek, na jaki wyglądał. Miał blizny - a te nieraz idealnie dopełniały całość typowego outfitu dla niegrzecznych chłopców.
Ciutkę dziwnie gapić się na osobę, która dopiero co przyszła (w dodatku w stosownym do okoliczności ubiorze), więc nie patrzała na niego zbyt długo. Uraczyła go jedynie przelotnym zerknięciem, po czym wbiła z powrotem wzrok w to, co było za oknem.
Z początku wolała nie reagować zbytnio na otoczenie. Może nie ignorować je, bo mimo wszystko instynkt samozachowawczy trzeba zachować, ale na pewno zwracała mniejszą uwagę na to, co się wokół niej dzieje niż na to, co przed nią - trafiła się okazja do podsłuchania jednego z najozięblejszych nauczycieli w szkole. Jednak nie dane jej było długo cieszyć się błogością.
Słysząc kroki postaci zbliżającej się w jej kierunku, zwróciła wzrok w kierunku nieznajomego, bacznie lustrując go spojrzeniem swoich szmaragdowych oczu. Jednocześnie, jednym uchem starała się wyłapać choćby urywki z wypowiedzi profesora, jeśli się one pojawiły.
Uniosła lekko brew, czekając, aż chłopak się wytłumaczy. To przecież dość niegrzeczne, by tak sobie siadać bez przywitania z - prawdopodobnym - towarzyszem niedoli, prawda?
- Tak, proszę. - Odpowiedziała ze spokojem. Jej brew tak szybko jak znalazła się u góry, tak szybko opuściła swoje niedawne miejsce. To nie tak - że się go bała, ale... Lepiej wiedzieć, po co tu przyszedł. Tak na wszelki wypadek. Nie wiadomo czy ktoś nie przyjdzie do ciebie jedynie po to, by zmieszać cię z błotem.
Kątem oka przeanalizowała jego ubiór. Był dość... schludny. Ale, szczerze powiedziawszy, uważała, że bardziej buntownicze i trochę bardziej awangardowe stroje by mu pasowały. Nie chodziło jedynie o jego kolor włosów, oczu, karnację i wiek, na jaki wyglądał. Miał blizny - a te nieraz idealnie dopełniały całość typowego outfitu dla niegrzecznych chłopców.
Ciutkę dziwnie gapić się na osobę, która dopiero co przyszła (w dodatku w stosownym do okoliczności ubiorze), więc nie patrzała na niego zbyt długo. Uraczyła go jedynie przelotnym zerknięciem, po czym wbiła z powrotem wzrok w to, co było za oknem.
Matematyk obrzucił surowym spojrzeniem Silvera. To, że raz na jakiś czas dzieciak wyrwał się ze swej “rutyny” spóźnień nie było powodem do radości. Dla Aidena to było, jak słuchanie narkomana chwalącego się tym, że dziś wciągnął dopiero kreskę kokainy, a nie pięć. Żałosne. No ale nic nie powiedział, wyraz jego twarzy był dostatecznie wymowny. Upewnił się tylko jeszcze, że do “gwiazdy” dotarła uwaga. Wlazł do busa. Ruszyli.
Dzieciarnia w typowy dla siebie sposób zaczęła dokazywać. Bus wypełnił szum rozmów i uwag, a że pojazd był nie duży to męczyło to nauczyciela, który i tak walczył w tym momencie z sobą by nie puścić pawia. Już po pierwszych kilometrach odłożył całą papierkową robotę na bok bo skaczące litery jedynie pogłębiały jego mdłości. Oparł się ciężej na siedzeniu i przymknął oczy. Bawił się w kameleona zmieniając barwy od białości przez czerwień po zieleń. Gorąco mu się zrobiło i spotniał na czole pomimo uchylonego okna, lecz...dotrwał. Gdy tylko pojazd zatrzymał się przed uczelnią, to jako pierwszy go opuścił z nieopisaną ulgą. Biały niczym kreda przystanął przy pojeździe z którego wygramolił się w jeszcze bardziej chwiejny sposób niż zazwyczaj. Przyciskał materiałową chusteczkę do ust, podpierając się ciężko o swą laskę. Spojrzał na Fleachera jak na worek betonu, gdy ten rzucił lakoniczne pytanie w stylu: “czy się dobrze czuje”. Wybornie, kurwa.
- Khm, tak… - Zaczął gdy dzieciarnia się wygramoliła, a Brad skończył mu przekazywać informacje które dostał przez telefon od rektora. - ...Wiem, że większość z was i tak znajduje się tutaj nie z pasji czy nadziei na odnalezienie pasji, a zwykłego lenistwa lub konieczności podlizania. Nie myślcie, że nie jetem tego świadom. Bo jestem. - Zauważył, a na jego twarzy pokazał się diaboliczny uśmieszek - Dlatego, też każdy z was będzie miał obowiązek porządzenia z wykładów krótkich notatek, powiedzmy...minimum strona A4 rękopisu. Nie oczekuję nadgorliwej szczegółowości więc bez marudzenia, bo jedna strona zmieni się w pięć. - Może to zmusi gówniarzerię do przynajmniej stwarzania pozorów “uwagi”. Swoją drogą dobrze to będzie wyglądało dla osób z zewnątrz. - W razie jakby ktoś nie posiadał to Pan Fleacher posiada wystarczająco dużo długopisów oraz kartek, zrozumiano? Świetnie. - Fuknął nie czekając na jakąkolwiek odpowiedź i pytania. - A teraz proszę się zachowywać, mamy 20 minut na to by znaleźć się w auli na trzecim piętrze. Wszyscy prócz... - rajdowca - ...Ó Heachtinghearn'a i Thatcher-Winchester’a idą za Panem Fleacher . Proszę się pilnować. Budynek jest duży i ma skomplikowany układ. A Panowie...za mną. - Nie wyjaśniał chłopakom czemu akurat ich dwójka miała iść akurat za Aidenem bo uznał to za nader oczywiste - Chester na trzecie piętro po schodach nie wjedzie, a sam nauczyciel nie wejdzie. Musieli skorzystać z windy, a do tej szło się nieco inną trasą. Poza tym Aiden czuł opory o mówieniu o takich niuansach publicznie, w sensie przyznawaniu się do tego, iż musi korzystać z infrastruktury dla “sprawnych inaczej”. Było to dla niego uwłaszczające, lecz niestety momentami nieuniknione. Rileya wziął na wszelki wypadek, jakby Chester potrzebował pomocy. Wizja kaleki pomagającego kalece przyprawiała matematyka o mdłości, a prefekt naczelny doskonale do roli potencjalnego pomagiera się nadawał.
Grupa Fleachera (Laura, Eve, Bastien Roché, Elisabeth, Silver)
Nauczyciel fizyki prowadził uczniów przez korytarze na których panował częściowy chaos. Stada studentów migrowały z jednego końca budynku na drugi, bądź podpierali ściany przy salach wyczekując wykładowcy. To jacyś maszerowali do stołówki. Wystarczyła chwila nieuwagi, a można było się zgubić i stracić z oczu grupę, lub też...świadomie zniknąć z pola widzenia belfra i pominąć nudny wykład. Bo czemu nie? Uczelnia zapewne dawała więcej możliwości...a obowiązek notatek? Może to tylko pic? Może nie będzie tego sprawdzał? A nawet jeśli to co taki Aiden może? W ogóle to przecież można też spisać w razie coś od kogoś, ne…?
Grupa Aidena (Chester, Riley 'woolfe' winchester)
Szli w trójkę. Przed budynkiem i na korytarzach panował harmider, lecz jako iż przemieszczali się małą grupą toteż każdy ich ruch nie mógł umknąć uwadze nauczyciela. Inna sprawa, że gdyby wiedząc to postanowili uciec to Matematyk nie posiadał prawności by któregokolwiek ścigać. No ale Aiden nawet czegoś takiego nie przewidywał. W końcu uczniowie z którymi bytował w tym momencie byli dziwni to jednak należeli do renomowanej szkoły. Musieli umieć się zachować, prawda...?
ding
Drzwi od widny się roztworzyły.
Dzieciarnia w typowy dla siebie sposób zaczęła dokazywać. Bus wypełnił szum rozmów i uwag, a że pojazd był nie duży to męczyło to nauczyciela, który i tak walczył w tym momencie z sobą by nie puścić pawia. Już po pierwszych kilometrach odłożył całą papierkową robotę na bok bo skaczące litery jedynie pogłębiały jego mdłości. Oparł się ciężej na siedzeniu i przymknął oczy. Bawił się w kameleona zmieniając barwy od białości przez czerwień po zieleń. Gorąco mu się zrobiło i spotniał na czole pomimo uchylonego okna, lecz...dotrwał. Gdy tylko pojazd zatrzymał się przed uczelnią, to jako pierwszy go opuścił z nieopisaną ulgą. Biały niczym kreda przystanął przy pojeździe z którego wygramolił się w jeszcze bardziej chwiejny sposób niż zazwyczaj. Przyciskał materiałową chusteczkę do ust, podpierając się ciężko o swą laskę. Spojrzał na Fleachera jak na worek betonu, gdy ten rzucił lakoniczne pytanie w stylu: “czy się dobrze czuje”. Wybornie, kurwa.
- Khm, tak… - Zaczął gdy dzieciarnia się wygramoliła, a Brad skończył mu przekazywać informacje które dostał przez telefon od rektora. - ...Wiem, że większość z was i tak znajduje się tutaj nie z pasji czy nadziei na odnalezienie pasji, a zwykłego lenistwa lub konieczności podlizania. Nie myślcie, że nie jetem tego świadom. Bo jestem. - Zauważył, a na jego twarzy pokazał się diaboliczny uśmieszek - Dlatego, też każdy z was będzie miał obowiązek porządzenia z wykładów krótkich notatek, powiedzmy...minimum strona A4 rękopisu. Nie oczekuję nadgorliwej szczegółowości więc bez marudzenia, bo jedna strona zmieni się w pięć. - Może to zmusi gówniarzerię do przynajmniej stwarzania pozorów “uwagi”. Swoją drogą dobrze to będzie wyglądało dla osób z zewnątrz. - W razie jakby ktoś nie posiadał to Pan Fleacher posiada wystarczająco dużo długopisów oraz kartek, zrozumiano? Świetnie. - Fuknął nie czekając na jakąkolwiek odpowiedź i pytania. - A teraz proszę się zachowywać, mamy 20 minut na to by znaleźć się w auli na trzecim piętrze. Wszyscy prócz... - rajdowca - ...Ó Heachtinghearn'a i Thatcher-Winchester’a idą za Panem Fleacher . Proszę się pilnować. Budynek jest duży i ma skomplikowany układ. A Panowie...za mną. - Nie wyjaśniał chłopakom czemu akurat ich dwójka miała iść akurat za Aidenem bo uznał to za nader oczywiste - Chester na trzecie piętro po schodach nie wjedzie, a sam nauczyciel nie wejdzie. Musieli skorzystać z windy, a do tej szło się nieco inną trasą. Poza tym Aiden czuł opory o mówieniu o takich niuansach publicznie, w sensie przyznawaniu się do tego, iż musi korzystać z infrastruktury dla “sprawnych inaczej”. Było to dla niego uwłaszczające, lecz niestety momentami nieuniknione. Rileya wziął na wszelki wypadek, jakby Chester potrzebował pomocy. Wizja kaleki pomagającego kalece przyprawiała matematyka o mdłości, a prefekt naczelny doskonale do roli potencjalnego pomagiera się nadawał.
Grupa Fleachera (Laura, Eve, Bastien Roché, Elisabeth, Silver)
Nauczyciel fizyki prowadził uczniów przez korytarze na których panował częściowy chaos. Stada studentów migrowały z jednego końca budynku na drugi, bądź podpierali ściany przy salach wyczekując wykładowcy. To jacyś maszerowali do stołówki. Wystarczyła chwila nieuwagi, a można było się zgubić i stracić z oczu grupę, lub też...świadomie zniknąć z pola widzenia belfra i pominąć nudny wykład. Bo czemu nie? Uczelnia zapewne dawała więcej możliwości...a obowiązek notatek? Może to tylko pic? Może nie będzie tego sprawdzał? A nawet jeśli to co taki Aiden może? W ogóle to przecież można też spisać w razie coś od kogoś, ne…?
Grupa Aidena (Chester, Riley 'woolfe' winchester)
Szli w trójkę. Przed budynkiem i na korytarzach panował harmider, lecz jako iż przemieszczali się małą grupą toteż każdy ich ruch nie mógł umknąć uwadze nauczyciela. Inna sprawa, że gdyby wiedząc to postanowili uciec to Matematyk nie posiadał prawności by któregokolwiek ścigać. No ale Aiden nawet czegoś takiego nie przewidywał. W końcu uczniowie z którymi bytował w tym momencie byli dziwni to jednak należeli do renomowanej szkoły. Musieli umieć się zachować, prawda...?
ding
Drzwi od widny się roztworzyły.
Termin na odpis: 1 czerwca do północy
- Kliknij!:
Grupa Fleachera
Jeśli jesteście grzecznymi owieczkami możecie od razu założyć, że doszliście do sali i zajmujecie wskazane przez niego miejsca i czekacie na start wykładu.
Grupa Aidena
Czekam na wasze posty. Jak machniecie co planujcie to wam machnę odpis dot. tylko was :T
Plus te notatki z wykładów to nie musicie pisać tak...realistycznie. Jak ktoś chce - to nie zmuszam, lecz wystarczy jak w kilku zdaniach opiszecie "że wasza postać sporządzała notatki bla-blabla". Więc bez spiny.
Puls plus - Myślę, że zrobimy tak jak poprzednio. Do końca terminu trzeba napisać chociaż jednego posta, a jeśli ktoś chce i ma możliwość strzelić jeszcze kilka kolejek to nie bronię. I taką zasadę utrzymam raczej do końca :T
Podróż minęła Eve w miarę spokojnie. Profesor na jej szczęście lub nieszczęście nie zasłabł i nie dowiedziała się niczego ciekawego.
Nieco znudzona wyszła z autobusu, uważając, by nie ubrudzić ubrania.
Uh-uh.
- "Większość" - odezwała się w odpowiedzi, kładąc nacisk na swoją wypowiedź.
Zmarszczyła brwi i niemal nie cmoknęła z dezaprobatą na słowa nauczyciela. Mają robić notatki tylko dlatego, że część klasy jest wiedziona złudnym wyciągnięciem oceny? Dobre sobie!
Mentalnie westchnęła, ale nie zaprotestowała jakoś szczególnie. W końcu prawdą było, że kilka osób poszło na łatwiznę i należała im się za to kara.
Tak czy inaczej - poszła według zasad, nie zgubiła się. Na miejsce dotarła cała i zdrowa.
Nieco znudzona wyszła z autobusu, uważając, by nie ubrudzić ubrania.
Uh-uh.
- "Większość" - odezwała się w odpowiedzi, kładąc nacisk na swoją wypowiedź.
Zmarszczyła brwi i niemal nie cmoknęła z dezaprobatą na słowa nauczyciela. Mają robić notatki tylko dlatego, że część klasy jest wiedziona złudnym wyciągnięciem oceny? Dobre sobie!
Mentalnie westchnęła, ale nie zaprotestowała jakoś szczególnie. W końcu prawdą było, że kilka osób poszło na łatwiznę i należała im się za to kara.
Tak czy inaczej - poszła według zasad, nie zgubiła się. Na miejsce dotarła cała i zdrowa.
Chester Ó Heachthinghearn
Fresh Blood Lost in the City
Re: Zajęcia na uczelni [wszyscy]
Sob Maj 28, 2016 10:33 am
Sob Maj 28, 2016 10:33 am
…
─ Czekolada? Tak, tak, chcę! ─ mówiąc, odłamał sobie ze 2 kostki tuż po uczynieniu zdjęcia, które, hoho, nie zostało zakłócone przez pryszczatą mordę amanta. ─ Jesssu, mmmm.. ─ mruczał, jakby przeżywał coś więcej niż kakao z mlekiem i cukrem; ale ciężko się dziwić komuś, kto żył ze słodyczami w separacji.
___
Chester, oglądając zdjęcie, które rozdziewiczyło go w fotografii, już po wyjściu z busa ulokował się w tłumie nieopodal Rileya. Zajmował się aparatem, równocześnie jojcząc pod nosem coś w rodzaju: “No nie.. Notatki? Chyba posrało.”. Aczkolwiek.
“Trzecie piętro.”
Trzecie piętro?
TRZECIE PIĘTRO?
Chester zrobił się bledszy, niż ustawa przewiduje, a potem na jego twarz zawitała zieleń, która w trakcie jazdy zadomowiła się u profesora. Spięły mu się wszystkie mięśnie w ciele, aż niemalże ten łatwy do uszkodzenia sprzęt nie zaliczył czołowego zderzenia z chodnikiem. W te pędy go zawiesił sobie na szyi, a z paniki poczuł zimny pot na kościach policzkowych. Gdy ludzie zaczęli się rozpraszać, łącząc w grupy, Chester na sekundę znieruchomiał z oczami wyglądającymi jak soczewki teleskopu Habla, po czym bardzo niemrawo ruszył z nauczycielem i kumplem, choć dreszcze nim trzęsły tak, jak trzęsienie ziemi budynkami w Tokio. Serducho mu biło tak, jakby zaraz miało wyskoczyć mu z piersi albo pęknąć. Jezu Chryste, on został wypchnięty z 2. i jest sparaliżowany od pasa w dół! Przy 3. nie będzie co zdrapywać z betonu!
Stanął przed windą, zaciągając hamulec i jednocześnie łapiąc piegusa idącego obok za marynarkę, pociągając go do siebie, aby go chwycić całego w pasie.
─ Nie! Nie ić, Jajii, to spadnie! Ja tam nie fejdę! ─ uprzedził, ze strachem i nieufnością łypiąc na otwartą na nich windę.
─ Czekolada? Tak, tak, chcę! ─ mówiąc, odłamał sobie ze 2 kostki tuż po uczynieniu zdjęcia, które, hoho, nie zostało zakłócone przez pryszczatą mordę amanta. ─ Jesssu, mmmm.. ─ mruczał, jakby przeżywał coś więcej niż kakao z mlekiem i cukrem; ale ciężko się dziwić komuś, kto żył ze słodyczami w separacji.
___
Chester, oglądając zdjęcie, które rozdziewiczyło go w fotografii, już po wyjściu z busa ulokował się w tłumie nieopodal Rileya. Zajmował się aparatem, równocześnie jojcząc pod nosem coś w rodzaju: “No nie.. Notatki? Chyba posrało.”. Aczkolwiek.
“Trzecie piętro.”
Trzecie piętro?
TRZECIE PIĘTRO?
Chester zrobił się bledszy, niż ustawa przewiduje, a potem na jego twarz zawitała zieleń, która w trakcie jazdy zadomowiła się u profesora. Spięły mu się wszystkie mięśnie w ciele, aż niemalże ten łatwy do uszkodzenia sprzęt nie zaliczył czołowego zderzenia z chodnikiem. W te pędy go zawiesił sobie na szyi, a z paniki poczuł zimny pot na kościach policzkowych. Gdy ludzie zaczęli się rozpraszać, łącząc w grupy, Chester na sekundę znieruchomiał z oczami wyglądającymi jak soczewki teleskopu Habla, po czym bardzo niemrawo ruszył z nauczycielem i kumplem, choć dreszcze nim trzęsły tak, jak trzęsienie ziemi budynkami w Tokio. Serducho mu biło tak, jakby zaraz miało wyskoczyć mu z piersi albo pęknąć. Jezu Chryste, on został wypchnięty z 2. i jest sparaliżowany od pasa w dół! Przy 3. nie będzie co zdrapywać z betonu!
Stanął przed windą, zaciągając hamulec i jednocześnie łapiąc piegusa idącego obok za marynarkę, pociągając go do siebie, aby go chwycić całego w pasie.
─ Nie! Nie ić, Jajii, to spadnie! Ja tam nie fejdę! ─ uprzedził, ze strachem i nieufnością łypiąc na otwartą na nich windę.
Nie przejąłem się jakoś specjalnie pytającym spojrzeniem Eve, ani w sumie tym jak wnikliwie mi się przyglądała (bo choć trwało to zaledwie chwilę - doskonale to odczułem). Widocznych blizn miałem raczej niewiele, w oczy rzucała się głównie ta, przecinająca łuk brwiowy i to pewnie dlatego bo znajdowała się na twarzy. Każdy defekt w tym rejonie przyciąga ludzkie spojrzenia, taka już po prostu nasza natura. Tak czy owak - ja również się nie odzywałem. Przez całą drogę kokosiłem się na fotelu to przylegając plecami do oparcia to znowu łokciami podpierając się o kolana. Gapiłem się głównie w ekran telefonu, czasami tylko przymykałem oczy w głową wspartą o nagłówek starając się ignorować panujący w autobusie gwar.
Gdy tylko dojechaliśmy na miejsce podniosłem się z siedzenia niemal tak szybko jak Striker wychodząc na zewnątrz chwilę po nim samym. Nie, nie miałem mdłości, ani choroby lokomocyjnej. Zaczynałem po prostu dostawać w łeb bo choć pozornie w autobusie było sporo przestrzeni to kiedy był on po brzegi wypełniony uczniami - cały jego ogrom zanikał w tej niecodziennej ciasnocie. Byłem klaustrofobikiem, nic na to nie poradzę. Stojąc na zewnątrz odetchnąłem głębiej, jakby z ulgą i rozejrzałem się wokół przyglądając się z miejsca zewnętrznej elewacji ogromnego budynku. Zupełnie nie zraziła mnie wizja prowadzenia notatek bo i tak nie miałem niczego innego do roboty. Liczyłem zwyczajnie, że jeśli się na czymś skupię - szybciej też minie mi czas. Bez słowa zbliżyłem się do Fleachera i ruszyłem w ślad za grupą. Trzymałem się raczej z tyłu, szedłem w osamotnieniu, ale bez większego problemu dotarłem do sali, w której miały odbyć się wykłady.
- Mogę poprosić o kartkę i długopis? - zapytałem podchodząc wcześniej do Fleachera. Gdy tylko otrzymałem to o co poprosiłem - bez słowa zająłem wskazane przez belfra miejsce.
Gdy tylko dojechaliśmy na miejsce podniosłem się z siedzenia niemal tak szybko jak Striker wychodząc na zewnątrz chwilę po nim samym. Nie, nie miałem mdłości, ani choroby lokomocyjnej. Zaczynałem po prostu dostawać w łeb bo choć pozornie w autobusie było sporo przestrzeni to kiedy był on po brzegi wypełniony uczniami - cały jego ogrom zanikał w tej niecodziennej ciasnocie. Byłem klaustrofobikiem, nic na to nie poradzę. Stojąc na zewnątrz odetchnąłem głębiej, jakby z ulgą i rozejrzałem się wokół przyglądając się z miejsca zewnętrznej elewacji ogromnego budynku. Zupełnie nie zraziła mnie wizja prowadzenia notatek bo i tak nie miałem niczego innego do roboty. Liczyłem zwyczajnie, że jeśli się na czymś skupię - szybciej też minie mi czas. Bez słowa zbliżyłem się do Fleachera i ruszyłem w ślad za grupą. Trzymałem się raczej z tyłu, szedłem w osamotnieniu, ale bez większego problemu dotarłem do sali, w której miały odbyć się wykłady.
- Mogę poprosić o kartkę i długopis? - zapytałem podchodząc wcześniej do Fleachera. Gdy tylko otrzymałem to o co poprosiłem - bez słowa zająłem wskazane przez belfra miejsce.
Elisabeth A. Cartier
Fresh Blood Lost in the City
Re: Zajęcia na uczelni [wszyscy]
Wto Maj 31, 2016 11:06 pm
Wto Maj 31, 2016 11:06 pm
Prawie parsknęła, gdy twarz Xaviera została wypchnięta z kadru, zupełnie, jakby jej własne myśli zostały urzeczywistnione poprzez Rileya. W jakiś swój specyficzny sposób była mu za to wdzięczna.
Skoro Chesterowi tak bardzo smakowała czekolada, to po prostu oddała mu resztę tabliczki. W torbie miała jeszcze jedną, a Winchester i tak nie miał na nią ochoty. Swoją drogą, jak w ogóle było to możliwe? Ludzie niejedzący słodyczy. Abstrakcja. Nie nalegała jednak, uznając to za coś zbędnego.
Wyjrzała przez okno po swojej prawej stronie i zdała sobie sprawę, że prawie już są na miejscu. Dość szybko poszło. Wysiadła z autobusu razem z resztą grupy. Wysłuchała instrukcji nauczyciela, krzywiąc się tylko odrobinę. Jak na razie ciężko było z tym dawaniem szansy przedmiotom ścisłym. Notatki nie brzmiały zbyt interesująco, ale jak mus, to mus. Dyskutować nie zamierzała. Jakiś notatnik w końcu i tak wzięła na wszelki wypadek.
Jeśli był w ich grupie ktoś, kto mógł zagubić się w tłumie ludzi, to była to z całą pewnością panna Cartier. Pewnie dlatego, gdy obie grupy się rozdzieliły trzymała się stosunkowo blisko pana Fleachera i rudowłosego chłopaka, jako że był dzięki nim dość łatwo widoczny.
Gdy już znaleźli się w odpowiednim miejscu, zdjęła z ramion płaszcz, który przewiesiła przez oparcie krzesła. Zajęła również dwa dodatkowe miejsca dla Rileya i Chestera, choć ten drugi pewnie będzie wolał zatrzymać się w przejściu, dlatego wybrała miejsca przy samej krawędzi. Zajęła jedno krzesło i zaczęła wyciągać przybory z torby.
Skoro Chesterowi tak bardzo smakowała czekolada, to po prostu oddała mu resztę tabliczki. W torbie miała jeszcze jedną, a Winchester i tak nie miał na nią ochoty. Swoją drogą, jak w ogóle było to możliwe? Ludzie niejedzący słodyczy. Abstrakcja. Nie nalegała jednak, uznając to za coś zbędnego.
Wyjrzała przez okno po swojej prawej stronie i zdała sobie sprawę, że prawie już są na miejscu. Dość szybko poszło. Wysiadła z autobusu razem z resztą grupy. Wysłuchała instrukcji nauczyciela, krzywiąc się tylko odrobinę. Jak na razie ciężko było z tym dawaniem szansy przedmiotom ścisłym. Notatki nie brzmiały zbyt interesująco, ale jak mus, to mus. Dyskutować nie zamierzała. Jakiś notatnik w końcu i tak wzięła na wszelki wypadek.
Jeśli był w ich grupie ktoś, kto mógł zagubić się w tłumie ludzi, to była to z całą pewnością panna Cartier. Pewnie dlatego, gdy obie grupy się rozdzieliły trzymała się stosunkowo blisko pana Fleachera i rudowłosego chłopaka, jako że był dzięki nim dość łatwo widoczny.
Gdy już znaleźli się w odpowiednim miejscu, zdjęła z ramion płaszcz, który przewiesiła przez oparcie krzesła. Zajęła również dwa dodatkowe miejsca dla Rileya i Chestera, choć ten drugi pewnie będzie wolał zatrzymać się w przejściu, dlatego wybrała miejsca przy samej krawędzi. Zajęła jedno krzesło i zaczęła wyciągać przybory z torby.
Riley Wolfhound Grimshaw
Fresh Blood Lost in the City
Re: Zajęcia na uczelni [wszyscy]
Sro Cze 01, 2016 11:45 pm
Sro Cze 01, 2016 11:45 pm
Rozdzielali się?
Spojrzał uważnie na nauczyciela, zastanawiając się przez ułamek sekundy dlaczego trafił akurat do tej grupy. Wystarczyło jednak, że spojrzał na Chestera, by zdał sobie sprawę 'dlaczego'. Choć tak właściwie, jego teoria była dość daleka od prawdziwej. Wziął go po prostu za wyjątkowo kłopotliwy przypadek, którego trzeba było pilnować. Uśmiechnął się nieznacznie na odchodne w stronę Elisabeth.
- Uważaj na tego kretyna.
- Hej, słyszałem! - Xavier wyraźnie nie wyglądał na kogoś zadowolonego z podobnej opinii. Co za szkoda, że nie mógł z pomocą środkowego palca pokazać mu co o nim sądzi. Zamiast tego podążył posłusznie za nauczycielem. Co innego mu pozostało?
Dopiero widząc minę Chestera na twarzy, położył rękę na jego ramieniu.
- Spokojnie. Jestem obok, pamiętasz? - przypomniał mu nieco miększym głosem niż zwykle. Dopiero gdy został przyciągnięty przez chwilę zamarł na tak gwałtowny kontakt fizyczny. Nie dało się nie wyczuć napinających się mięśni.
Gryź wilczku, gryź.
Szyderczy głos rozbrzmiewający po jego prawej, wręcz idealnie komponował się z błyszczącymi białymi kłami.
Niemniej to był Chester.
Mięśnie stopniowo zaczęły się rozluźniać, a gdy mrugnął napięcie z oczu zniknęło.
- Chester. Nie spadnie. Przecież bym cię nie okłamał. Możesz nie ufać windzie, ale ufasz mi, prawda? - zapytał krótko, klepiąc sztywno jego ręce, sygnalizując tym samym, żeby go wypuścił. Nie był przyzwyczajony do długich uścisków.
Spojrzał uważnie na nauczyciela, zastanawiając się przez ułamek sekundy dlaczego trafił akurat do tej grupy. Wystarczyło jednak, że spojrzał na Chestera, by zdał sobie sprawę 'dlaczego'. Choć tak właściwie, jego teoria była dość daleka od prawdziwej. Wziął go po prostu za wyjątkowo kłopotliwy przypadek, którego trzeba było pilnować. Uśmiechnął się nieznacznie na odchodne w stronę Elisabeth.
- Uważaj na tego kretyna.
- Hej, słyszałem! - Xavier wyraźnie nie wyglądał na kogoś zadowolonego z podobnej opinii. Co za szkoda, że nie mógł z pomocą środkowego palca pokazać mu co o nim sądzi. Zamiast tego podążył posłusznie za nauczycielem. Co innego mu pozostało?
Dopiero widząc minę Chestera na twarzy, położył rękę na jego ramieniu.
- Spokojnie. Jestem obok, pamiętasz? - przypomniał mu nieco miększym głosem niż zwykle. Dopiero gdy został przyciągnięty przez chwilę zamarł na tak gwałtowny kontakt fizyczny. Nie dało się nie wyczuć napinających się mięśni.
Gryź wilczku, gryź.
Szyderczy głos rozbrzmiewający po jego prawej, wręcz idealnie komponował się z błyszczącymi białymi kłami.
Niemniej to był Chester.
Mięśnie stopniowo zaczęły się rozluźniać, a gdy mrugnął napięcie z oczu zniknęło.
- Chester. Nie spadnie. Przecież bym cię nie okłamał. Możesz nie ufać windzie, ale ufasz mi, prawda? - zapytał krótko, klepiąc sztywno jego ręce, sygnalizując tym samym, żeby go wypuścił. Nie był przyzwyczajony do długich uścisków.
Grupa Fleachera (Laura, Eve, Bastien Roché, Elisabeth, Silver)
Fleacher poprowadził grupę uczniów pod salę. Szedł dość wolno i co jakiś czas nerwowo się oglądał czy przypadkiem nikogo nie zgubił. Był trochę podenerwowany. Zresztą, zawsze tak miał na wyjazdach dlatego też z westchną z ulgą gdy znaleźli się w sali wykładowej. Rozdał kartki i długopisy tym, którzy tego potrzebowali. Zaniepokoiło go trochę to, że w sali znajdowali się tylko oni. Pomyłka? Nic bardziej mylnego. Zaraz bowiem pojawił się dość młody doktorant koło trzydziestki. Zagadał on do Fleachera informując, ze profesor, który miał prowadzić wykłady zgłosił, że nie pojawi się dziś na uniwersytecie, lecz nie ma co panikować, bo się przygotowali na taką ewentualność. Fizyka to szczególnie nie zaskoczyło. Na każdym zjeździe program bowiem różnił się od obiecywanego. Upewnił się tylko, czy aby "improwizowany" materiał jest odpowiedni dla uczniów szkoły średniej. Doktor zapewnił, że tak i że to nie będzie improwizacja bo oni naprawdę mają przyszykowany plan B. Hm, cóż, Fleacher z miną foki zasiadł na auli. Jakoś nie chciało mu się w to wszystko wierzyć.
Młody doktor wyszedł jeszcze na chwilę z sali by zaraz powrócić z tajemniczą walizką. Posłał uśmiech numer 5 wszystkim uczniom. Po dotarciu do biurka wykładowcy zaczął wyciągać laptopa z walizki.
- Witam wszystkich przybyłych. Jestem doktor Lois Whitaker i poprowadzę dzisiejsze wykłady. Wiem, że możecie czuć się trochę zmieszani, gdyż mieliście wizytować wykład profesora Stinsona, jednak ten niespodziewanie zaniemógł. Wykład jednak się odbędzie, a ja będę pełnił funkcję...zastępczą.- Zaśmiał się pod nosem, jakby powiedział jakiś dobry żart. Chrząknął. - Forma spotkania ulegnie nieco zmianie, lecz wciąż, mam nadzieję, będzie dla was interesująca. Na wstępie chciałbym was może zainteresować osobą Stefan Banach...- no i się zaczęło. Fleacher wywrócił jedynie oczami. Takie to typowe zacząć od kontrowersyjnego matematycznej osobliwości...jednak dobrze, dzieciaki lubią takie smaczki. Pytanie brzmiało...gdzie się podział Aiden?
Grupa Aidena (Chester, Riley 'woolfe' winchester)
-Nie ić, Jajii, to spadnie! Ja tam nie fejdę!
*Klik*
- Spokojnie. Jestem obok, pamiętasz?
*Klik*
- ...Możesz nie ufać windzie, ale ufasz mi, prawda?
*Klik Klik Klik*
Cholera.
Aiden stojąc wewnątrz windy molestował co rusz przycisk odpowiedzialny za zmuszanie drzwi do pozostania otwartymi i z pewnym zażenowaniem i obrzydzeniem obserwował scenę malującą się tuż przed wejściem do tejże. Korciło go bardzo by zasugerować im, że są już spóźnieni i nie czas na durnoty, lecz się powstrzymał. Sprawa zdawała się być bowiem delikatna bo dotycząca zrytej psychiki rajdowca. Matematyk nie chciał się w to jak na razie mieszać, gdyż doskonale zdawał sobie sprawę, że mu w podobnych sytuacji brakuje empatii i swego rodzaju wyczucia. Cieszył się więc, że miał przy sobie Rileya. W pewnym sensie. Bo ogólnie to matematyk zaczynał czuć się porządnie zażenowany całą sytuacją - stał w tej windzie i klikał ten guzik jak debil, a ci sobie ćwierkali u progu. Nie można było zapominać, że to były godziny szczytu. Ludzie paczą. Czas leci. On ciągle klika.
Chrząknął.
Fleacher poprowadził grupę uczniów pod salę. Szedł dość wolno i co jakiś czas nerwowo się oglądał czy przypadkiem nikogo nie zgubił. Był trochę podenerwowany. Zresztą, zawsze tak miał na wyjazdach dlatego też z westchną z ulgą gdy znaleźli się w sali wykładowej. Rozdał kartki i długopisy tym, którzy tego potrzebowali. Zaniepokoiło go trochę to, że w sali znajdowali się tylko oni. Pomyłka? Nic bardziej mylnego. Zaraz bowiem pojawił się dość młody doktorant koło trzydziestki. Zagadał on do Fleachera informując, ze profesor, który miał prowadzić wykłady zgłosił, że nie pojawi się dziś na uniwersytecie, lecz nie ma co panikować, bo się przygotowali na taką ewentualność. Fizyka to szczególnie nie zaskoczyło. Na każdym zjeździe program bowiem różnił się od obiecywanego. Upewnił się tylko, czy aby "improwizowany" materiał jest odpowiedni dla uczniów szkoły średniej. Doktor zapewnił, że tak i że to nie będzie improwizacja bo oni naprawdę mają przyszykowany plan B. Hm, cóż, Fleacher z miną foki zasiadł na auli. Jakoś nie chciało mu się w to wszystko wierzyć.
Młody doktor wyszedł jeszcze na chwilę z sali by zaraz powrócić z tajemniczą walizką. Posłał uśmiech numer 5 wszystkim uczniom. Po dotarciu do biurka wykładowcy zaczął wyciągać laptopa z walizki.
- Witam wszystkich przybyłych. Jestem doktor Lois Whitaker i poprowadzę dzisiejsze wykłady. Wiem, że możecie czuć się trochę zmieszani, gdyż mieliście wizytować wykład profesora Stinsona, jednak ten niespodziewanie zaniemógł. Wykład jednak się odbędzie, a ja będę pełnił funkcję...zastępczą.- Zaśmiał się pod nosem, jakby powiedział jakiś dobry żart. Chrząknął. - Forma spotkania ulegnie nieco zmianie, lecz wciąż, mam nadzieję, będzie dla was interesująca. Na wstępie chciałbym was może zainteresować osobą Stefan Banach...- no i się zaczęło. Fleacher wywrócił jedynie oczami. Takie to typowe zacząć od kontrowersyjnego matematycznej osobliwości...jednak dobrze, dzieciaki lubią takie smaczki. Pytanie brzmiało...gdzie się podział Aiden?
Grupa Aidena (Chester, Riley 'woolfe' winchester)
-Nie ić, Jajii, to spadnie! Ja tam nie fejdę!
*Klik*
- Spokojnie. Jestem obok, pamiętasz?
*Klik*
- ...Możesz nie ufać windzie, ale ufasz mi, prawda?
*Klik Klik Klik*
Cholera.
Aiden stojąc wewnątrz windy molestował co rusz przycisk odpowiedzialny za zmuszanie drzwi do pozostania otwartymi i z pewnym zażenowaniem i obrzydzeniem obserwował scenę malującą się tuż przed wejściem do tejże. Korciło go bardzo by zasugerować im, że są już spóźnieni i nie czas na durnoty, lecz się powstrzymał. Sprawa zdawała się być bowiem delikatna bo dotycząca zrytej psychiki rajdowca. Matematyk nie chciał się w to jak na razie mieszać, gdyż doskonale zdawał sobie sprawę, że mu w podobnych sytuacji brakuje empatii i swego rodzaju wyczucia. Cieszył się więc, że miał przy sobie Rileya. W pewnym sensie. Bo ogólnie to matematyk zaczynał czuć się porządnie zażenowany całą sytuacją - stał w tej windzie i klikał ten guzik jak debil, a ci sobie ćwierkali u progu. Nie można było zapominać, że to były godziny szczytu. Ludzie paczą. Czas leci. On ciągle klika.
Chrząknął.
Termin odpisu: 10 czerwca do północy
- szczegóły:
Laura, Silver - zgłosili mi nieobecność, więc ich brak odpisu nie pociąga żadnych konsekwencji.
Termin na opis mimo wszystko długi bo ludzie sygnalizują mi, że sesja więc się ustosunkowuję :I
Nie bójcie się te linki nie są przymusowe do ogarnięcia, są tak...dla klimatu, byście się wczuli w sytuacje. Przykładowo będziecie mogli poopowiadać ludziom na fabule jak was się pytają co robiliście na wyjeździe czy coś, więc jak chcecie możecie sobie je posłuchać, jak nie to nie :3
Chester Ó Heachthinghearn
Fresh Blood Lost in the City
Re: Zajęcia na uczelni [wszyscy]
Czw Cze 09, 2016 11:36 am
Czw Cze 09, 2016 11:36 am
Niedobrze. Albo i gorzej. Gdyby coś jadł tego ranka, miałby to już w przełyku. Wydał z siebie bardzo niewyraźny jęk, po czym, czując opór ze strony spinających się mięśni, zabrał wolno ręce do siebie.
No tak. Wtedy Riley i Ryan też gdzieś tam byli “obok”. Dlatego też Chester teraz jest w ¼ łysy, podłogi dotyka stopami wtedy, gdy jakiś żartowniś zrzuci go z wózka, nie rozumie wykładów na lekcji i nie umie wypowiedzieć poprawnie “lodówka”, więc tym samym odrzucono jego wniosek o psa asystenta, za którego nie mógłby zapłacić.
Ale to Riley. Taki starszy brat, który tylko czasem nie patrzy.
─ … ─ lekko skinął głową, przecierając sobie czoło wewnętrzną częścią roztrzęsionej dłoni. Wziął głęboki oddech, jakby ten miał być jego ostatnim, po czym chwycił za obręcz i wjechał do windy tak, żeby nie potrącić tym razem profesora, co było jakąś nowością.
Ręce ułożył sobie na uszach, po czym docisnął mocno, jednocześnie zaciskając oczy tak, aby nie mieć możliwości zobaczenia niczego (jak gasnącego światła). I usłyszenia. Na przykład czegoś rwącego się nad windą. Co jak co, wolał tę windę w Riverdale, do niej już przywykł, choć początkowo też przyprawiała go o zawał i napad histerii.
No tak. Wtedy Riley i Ryan też gdzieś tam byli “obok”. Dlatego też Chester teraz jest w ¼ łysy, podłogi dotyka stopami wtedy, gdy jakiś żartowniś zrzuci go z wózka, nie rozumie wykładów na lekcji i nie umie wypowiedzieć poprawnie “lodówka”, więc tym samym odrzucono jego wniosek o psa asystenta, za którego nie mógłby zapłacić.
Ale to Riley. Taki starszy brat, który tylko czasem nie patrzy.
─ … ─ lekko skinął głową, przecierając sobie czoło wewnętrzną częścią roztrzęsionej dłoni. Wziął głęboki oddech, jakby ten miał być jego ostatnim, po czym chwycił za obręcz i wjechał do windy tak, żeby nie potrącić tym razem profesora, co było jakąś nowością.
Ręce ułożył sobie na uszach, po czym docisnął mocno, jednocześnie zaciskając oczy tak, aby nie mieć możliwości zobaczenia niczego (jak gasnącego światła). I usłyszenia. Na przykład czegoś rwącego się nad windą. Co jak co, wolał tę windę w Riverdale, do niej już przywykł, choć początkowo też przyprawiała go o zawał i napad histerii.
Widocznie przeglądanie zdjęć śmiesznych zwierząt musiało ją znudzić - w pewnej chwili towarzysz Laury musiał ogarniać życie za cały duet, bo tej się najzwyczajniej w świecie przysnęło. Dlatego wyszła z opóźnieniem i cudem nie znalazła na takim końcu, że szukanie czegokolwiek nie miałoby sensu. Ale sobie poradziła, zgarnęła to, co im podano i szła równie szybko do profesorki. Dalej co jakiś czas udawało jej się jakoś przysnąć, ale wyłapywała ogólny sens i robiła jakieś randomowe notatki z nadzieją, że jak rzeczywiście będą chcieli to sprawdzać, to coś jednak będzie mieć.
Choć nieco dziwił ją całkiem młody profesor, ale to przecież nie była jej sprawa. Jak ktoś lubi sobie marnować życie z matematyką, to niech to robi.
Byleby przy okazji nie mordować jej.
Ale ten dzień już jakoś wytrzyma.
Choć nieco dziwił ją całkiem młody profesor, ale to przecież nie była jej sprawa. Jak ktoś lubi sobie marnować życie z matematyką, to niech to robi.
Byleby przy okazji nie mordować jej.
Ale ten dzień już jakoś wytrzyma.
Elisabeth A. Cartier
Fresh Blood Lost in the City
Re: Zajęcia na uczelni [wszyscy]
Pią Cze 10, 2016 11:54 pm
Pią Cze 10, 2016 11:54 pm
Zerknęła w kierunku drzwi wejściowych, ale wciąż w nich nie pojawiła się zagubiona dwójka towarzyszy. Może uciekli? Razem z nauczycielem? Mało prawdopodobne, ale zawsze istniała taka ewentualność, średnio znała się na ludziach.
Wysłuchała wstępu, informacji o zmianie planów. A gdy zaczął się wykład, po prostu wiedziała, że będzie to kolejna nudna prelekcja. Trochę się zawiodła. Na razie dawanie szansy matematyce wychodziło jej bokiem.
Pierwszą część sobie darowała, uznając, że nie ma w niej nic wartego zapisania. Bardziej zaczęła się dopiero skupiać przy wykładzie na temat liczb pierwszych. Zaczęła sporządzać notatki. Zapisała rok - 1959, prelekcji, którą prowadził John Nash, którego szybko i krótko scharakteryzowała, prelekcja dotyczyła hipotezy Riemanna, co podkreśliła dwukrotnie, jako coś wartego uwagi. Opisała krótko problemy milenijne, zaznaczając je jako ciekawostkę. Potem wypisała sześć nazwisk matematycznych geniuszy, którzy mieli pojawić się w dalszej części. Zrobiła sobie odstęp i zapisała definicję liczb pierwszych, którą podał im profesor. Podniosła głowę znad kartki, zastukała końcówkę długopisu w kolano. Wracając do notowania, zapisała sobie podstawowe twierdzenie arytmetyki, a potem opisała zastosowanie liczb pierwszych, chociażby w kartografii. Napisała o faktoryzacji zawierając w opisie podpunkty o metodzie krzywej eliptycznej, sicie kwadratowym, sicie ciała liczbowego i większym sicie ciała liczbowego.
Jako kolejną ciekawostkę zaznaczyła dwa nazwiska: Niels Ferguson i Dan Shumow łapiąc ich klamrą i dopisując obok Microsoft. Była to jednocześnie notatka u dołu strony. Dlatego też przewróciła kartkę i nowy akapit rozpoczęła nowymi nazwiskami Dysona i Montogomerego, których krótko scharakteryzowała. Trochę tutaj zgubiła, więc pozostawiła to w ten sposób. Na marginesie napisała sobie ołówkiem "teoria wszystkiego?". Jeśli będzie miała dobru dzień, to to sprawdzi.
Następnie przyszła kolej na polskiego matematyka - Stanisława Ulama i jego linie diagonalne, które wyświetlone na rzutniku wyglądały naprawdę interesująco więc, zamiast mechanicznie notować, w tym akurat punkcie pozwoliła sobie faktycznie posłuchać z uwagą.
Dość szybko jednak wykładowca przeszedł do kolejnego matematyka - Marina Mersenna i jego ciągu, który, o ironio, nazwano również jego nazwiskiem. Zapisała wzór, sporządziła krótką notatkę, dorzuciła definicję liczby doskonałej.
Leohard Euler był kolejną omawianą osobistością. W tej części wykładu wyłapała jedynie problem bazylejski. Koniec końców dotarli w końcu do głównego tematu. Bernard Riemann i jego funkcja zeta. Była już trochę zmęczona tym ogromem informacji, których jej umysł niespecjalnie chciał przyjąć. Dlatego pisała już bardzo krótko i zwięźle, a nawet ogólnikami. Stała Apery'ego, liczby zespolone, funkcja holomorficzna, trywialne i nietrywialne miejsca zerowe. Na koniec wrzuciła definicję hipotezy Riemanna.
Było jeszcze coś o asymptotycznej dystrybucji liczb pierwszych, ale to już sobie darowała. Na podsumowanie dała przytoczony cytat Gabriela Marsela. Takim oto sposobem jej notatki z jednej strony, powiększyły się do trzech.
A miejsca obok niej, wciąż pozostawały puste.
Wysłuchała wstępu, informacji o zmianie planów. A gdy zaczął się wykład, po prostu wiedziała, że będzie to kolejna nudna prelekcja. Trochę się zawiodła. Na razie dawanie szansy matematyce wychodziło jej bokiem.
Pierwszą część sobie darowała, uznając, że nie ma w niej nic wartego zapisania. Bardziej zaczęła się dopiero skupiać przy wykładzie na temat liczb pierwszych. Zaczęła sporządzać notatki. Zapisała rok - 1959, prelekcji, którą prowadził John Nash, którego szybko i krótko scharakteryzowała, prelekcja dotyczyła hipotezy Riemanna, co podkreśliła dwukrotnie, jako coś wartego uwagi. Opisała krótko problemy milenijne, zaznaczając je jako ciekawostkę. Potem wypisała sześć nazwisk matematycznych geniuszy, którzy mieli pojawić się w dalszej części. Zrobiła sobie odstęp i zapisała definicję liczb pierwszych, którą podał im profesor. Podniosła głowę znad kartki, zastukała końcówkę długopisu w kolano. Wracając do notowania, zapisała sobie podstawowe twierdzenie arytmetyki, a potem opisała zastosowanie liczb pierwszych, chociażby w kartografii. Napisała o faktoryzacji zawierając w opisie podpunkty o metodzie krzywej eliptycznej, sicie kwadratowym, sicie ciała liczbowego i większym sicie ciała liczbowego.
Jako kolejną ciekawostkę zaznaczyła dwa nazwiska: Niels Ferguson i Dan Shumow łapiąc ich klamrą i dopisując obok Microsoft. Była to jednocześnie notatka u dołu strony. Dlatego też przewróciła kartkę i nowy akapit rozpoczęła nowymi nazwiskami Dysona i Montogomerego, których krótko scharakteryzowała. Trochę tutaj zgubiła, więc pozostawiła to w ten sposób. Na marginesie napisała sobie ołówkiem "teoria wszystkiego?". Jeśli będzie miała dobru dzień, to to sprawdzi.
Następnie przyszła kolej na polskiego matematyka - Stanisława Ulama i jego linie diagonalne, które wyświetlone na rzutniku wyglądały naprawdę interesująco więc, zamiast mechanicznie notować, w tym akurat punkcie pozwoliła sobie faktycznie posłuchać z uwagą.
Dość szybko jednak wykładowca przeszedł do kolejnego matematyka - Marina Mersenna i jego ciągu, który, o ironio, nazwano również jego nazwiskiem. Zapisała wzór, sporządziła krótką notatkę, dorzuciła definicję liczby doskonałej.
Leohard Euler był kolejną omawianą osobistością. W tej części wykładu wyłapała jedynie problem bazylejski. Koniec końców dotarli w końcu do głównego tematu. Bernard Riemann i jego funkcja zeta. Była już trochę zmęczona tym ogromem informacji, których jej umysł niespecjalnie chciał przyjąć. Dlatego pisała już bardzo krótko i zwięźle, a nawet ogólnikami. Stała Apery'ego, liczby zespolone, funkcja holomorficzna, trywialne i nietrywialne miejsca zerowe. Na koniec wrzuciła definicję hipotezy Riemanna.
Było jeszcze coś o asymptotycznej dystrybucji liczb pierwszych, ale to już sobie darowała. Na podsumowanie dała przytoczony cytat Gabriela Marsela. Takim oto sposobem jej notatki z jednej strony, powiększyły się do trzech.
A miejsca obok niej, wciąż pozostawały puste.
Strona 2 z 3 • 1, 2, 3
Pozwolenia na tym forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach