▲▼
Jak się można było domyślić, Evelyn nie mogła przeoczyć takiej okazji do nauczenia się czegoś nowego i pojawienia się na tak ważnej wycieczce. Gdy tylko los dawał jej cytryny, ona robiła z nich lemoniadę. Może matematyka i fizyka nie były jej najmocniejszą stroną, jednak mimo wszystko warto chyba było pojechać na uczelnię choćby po to, by pozwiedzać, prawda?
Ubrała się... cóż, praktycznie tak jak zwykle. Za to podwoiła dawkę powagi i majestatyczności. Ograniczyła również słodkość do minimum. Nie żeby jej stylizacje miały jej jakoś wiele.
Przed wkroczeniem na dziedziniec jeszcze poprawiła dół sukienki. Chciała wypaść jak najlepiej. Nieszczególnie ze względu na wydarzenie. Po prostu była przyzwyczajona do tego, że ilekroć gdzieś jest, musi roztaczać aurę wspaniałości i doskonałości. Nie przez rangę prefekta czy uczennicy Riverdale - dla siebie.
Jak zawsze, starała się, aby jej chód był prosty i z wysoko skierowaną głową. Garbienie się nie wchodziło w grę - tego właśnie nauczyły ją lata praktyki w modelingu. W ręku dzierżyła dzielnie torebkę, poruszając się na butach ze stosunkowo wysokimi obcasami.
Widząc - jak mniemała - nauczyciela, stanęła od niego na odległość łokcia. Raczej nie powinien mieć jej tego za złe - to była bezpieczna odległość, czyli najbardziej komfortowa dla obu stron.
- Dzień dobry - Przywitała się z nim spokojnie.
Aach... Nagle zrobiło jej się tęskno za bratem, który, niestety, nie mógł jechać. Nie przez to, co ostatnio nawyprawiał. Rodzice dali mu szlaban na gry i wycieczki związane z jego pasjami. Mimo to, Eve odczuwała niemałą melancholię z powodu jego nieobecności.
Zgłosił się w ostatniej chwili. Sam nie wiedział jakim cudem tak długo przegapił informację o podobnej wycieczce. Mimo to gdy tylko uśmiechnęło się do niego szczęście, wybrał najlepszy ze swoich strojów, który dostał od szkoły jeszcze na początku roku, by nie wyróżniać się aż tak na tle innych uczniów. Był to ten mało pozytywny aspekt przynależności do Riverdale. Gdyby nie swego rodzaju 'mundurek', który otrzymał, byłby wytykany palcami i na każdym kroku traktowany jak niepasujący element. Choć zapewne i tak wyglądał w podobny sposób, biorąc pod uwagę fakt, że nie wychował się w dobrym domu, a intensywne nauki etykiety i innych podobnych aspektów bogatych rodzin, nadal stanowiły dla niego nie lada zagadę. Miał nadzieję, że nadrobi jako tako dobrym wychowaniem.
Głośny urywany warkot, śmiejącego się wilka raczej nie dodawał mu w tym momencie otuchy.
Zabawne. Obdarty z piór wróbel wchodzi między piękne łabędzie i próbuje mówić ich językiem.
Otarł się bokiem o jego nogę, napierając na nią na tyle mocno, by przechylił się nieznacznie w prawo. Zaraz nastąpił jednak mocniej lewą nogą na podłoże, widząc kątem oka jak w ostatniej chwili usuwa spod niej łapę z cichym sykiem.
Pieprzony gówniarz z sierocińca, myślisz że wolno ci się panoszyć...
Cała wiązanka przekleństw, obraz i gróźb, wleciała jednym uchem, a wyleciała drugim. Nie zamierzał zaprzątać sobie nim głowy, gdy dostrzegł zbierających się przy autokarze uczniów. Najpierw podszedł jednak do nauczyciela i ukłonił mu się na przywitanie.
- Dzień dobry, profesorze. - dopiero wtedy rozejrzał się dookoła na pozostałych i... dostrzegł dwie znajome twarze. Jego twarz momentalnie się rozjaśniła, gdy podszedł najpierw do Elisabeth, kłaniając jej się z nieznacznym uśmiechem.
- Panienko Cartier, jakże miło mi cię widzieć. - przywitał się pozornie oficjalnym tonem z nieznacznym rozbawieniem. Mimo to naprawdę ucieszył się, wiedząc że będzie miał do kogo się odezwać podczas wypadu.
Zaraz po tym odwrócił się w stronę Chestera i klepnął go w ramię z nieznacznym uśmiechem.
- Hej Ches, nie wiedziałem że lubisz takie wycieczki. - czyżby ledwo wyczuwalna nuta sarkazmu? Zmierzwił mu włosy, nachylając się niżej, by móc wypowiedzieć kolejne słowa przyciszonym tonem.
- Znowu coś zrobiłeś i dostałeś warunek? - nim jednak ten cokolwiek odpowiedział, Winchester skupił wzrok na jego aparacie fotograficznym. Błysk ciekawości w oczach.
- Nowy?
Ignorowany wilk, przechadzał się raz po raz wokół nich, nie podchodząc jednak bliżej. Warczał jedynie coś pod nosem, ale jego słowa, póki co nijak nie docierały do prefekta.
Strona 1 z 3 • 1, 2, 3
Szkoła jak zwykle starała się zapewnić uczniom rozwój pasji, jak i zainteresowań - z tego właśnie powodu został zorganizowany ten wyjazd. Uczniowie mieli zwiedzić kilka wydziałów poświęconych przedmiotom ścisłym na jednej z bardziej prestiżowy uczelni w regionie, a wszystko to w ramach nawiązanej współpracy. Oznaczało to tyle, że małolaty będą miały możliwość zobaczenia zza kulis tego, jak wyglądają wykłady oraz ćwiczenia, będą miały również możliwość zadać pytania wykładowcom, studentom oraz żywiołowej pani z Biura Karier z którą to Aiden już miał przyjemność się spotkać podczas wcześniejszych edycji programu współpracy.
Ale to wszystko przed nimi. Aiden stał na dziedzińcu, przed wejściem do luksusowego busa z suwanymi drzwiami wejściowymi. Stał tak i nastawiał się psychicznie na podróż. Bycie nauczycielem z chorobą lokomocyjną z ssało, lecz co zrobić? Matematyk próbował się wyciszyć poprzez wymianę zdań z drugim mu towarzyszącym opiekunem wycieczki. Obaj byli ubrani w sposób nienaganny - schludny, elegancki, oficjalny. W końcu reprezentowali kadrę nauczycielską renomowanej szkoły, a to do czegoś zobowiązywało. Aiden miał nadzieję, że uczniowie z którymi przyjdzie mu dziś spędzić cały dzień również zdawali sobie z tego sprawę, a jeśli nie...cóż, będą zmuszeni kombinować. Matematyk nie miał bowiem zamiaru brać ze sobą wieś za którą będzie musiał się wstydzić, choć i tak uważał, że prawdopodobnie nie uda mu się tego uniknąć. Jednak w takiej konfiguracji zdecydowanie wolał wyeliminować czynnik czysto wizualny. Niech ta szarańcza przynajmniej sprawia wrażenie porządnej.
Ale to wszystko przed nimi. Aiden stał na dziedzińcu, przed wejściem do luksusowego busa z suwanymi drzwiami wejściowymi. Stał tak i nastawiał się psychicznie na podróż. Bycie nauczycielem z chorobą lokomocyjną z ssało, lecz co zrobić? Matematyk próbował się wyciszyć poprzez wymianę zdań z drugim mu towarzyszącym opiekunem wycieczki. Obaj byli ubrani w sposób nienaganny - schludny, elegancki, oficjalny. W końcu reprezentowali kadrę nauczycielską renomowanej szkoły, a to do czegoś zobowiązywało. Aiden miał nadzieję, że uczniowie z którymi przyjdzie mu dziś spędzić cały dzień również zdawali sobie z tego sprawę, a jeśli nie...cóż, będą zmuszeni kombinować. Matematyk nie miał bowiem zamiaru brać ze sobą wieś za którą będzie musiał się wstydzić, choć i tak uważał, że prawdopodobnie nie uda mu się tego uniknąć. Jednak w takiej konfiguracji zdecydowanie wolał wyeliminować czynnik czysto wizualny. Niech ta szarańcza przynajmniej sprawia wrażenie porządnej.
Termin na odpis: 15 maja do północy
- Wskazówki:
- Zaktualizujcie pola profilowe z ubiorem lub też w kolejnym swoim poście, w spojlerze zamieśćcie opis tego, w co wasza postać jest ubrana.
Jak się można było domyślić, Evelyn nie mogła przeoczyć takiej okazji do nauczenia się czegoś nowego i pojawienia się na tak ważnej wycieczce. Gdy tylko los dawał jej cytryny, ona robiła z nich lemoniadę. Może matematyka i fizyka nie były jej najmocniejszą stroną, jednak mimo wszystko warto chyba było pojechać na uczelnię choćby po to, by pozwiedzać, prawda?
Ubrała się... cóż, praktycznie tak jak zwykle. Za to podwoiła dawkę powagi i majestatyczności. Ograniczyła również słodkość do minimum. Nie żeby jej stylizacje miały jej jakoś wiele.
Przed wkroczeniem na dziedziniec jeszcze poprawiła dół sukienki. Chciała wypaść jak najlepiej. Nieszczególnie ze względu na wydarzenie. Po prostu była przyzwyczajona do tego, że ilekroć gdzieś jest, musi roztaczać aurę wspaniałości i doskonałości. Nie przez rangę prefekta czy uczennicy Riverdale - dla siebie.
Jak zawsze, starała się, aby jej chód był prosty i z wysoko skierowaną głową. Garbienie się nie wchodziło w grę - tego właśnie nauczyły ją lata praktyki w modelingu. W ręku dzierżyła dzielnie torebkę, poruszając się na butach ze stosunkowo wysokimi obcasami.
Widząc - jak mniemała - nauczyciela, stanęła od niego na odległość łokcia. Raczej nie powinien mieć jej tego za złe - to była bezpieczna odległość, czyli najbardziej komfortowa dla obu stron.
- Dzień dobry - Przywitała się z nim spokojnie.
Aach... Nagle zrobiło jej się tęskno za bratem, który, niestety, nie mógł jechać. Nie przez to, co ostatnio nawyprawiał. Rodzice dali mu szlaban na gry i wycieczki związane z jego pasjami. Mimo to, Eve odczuwała niemałą melancholię z powodu jego nieobecności.
Elisabeth A. Cartier
Fresh Blood Lost in the City
Re: Zajęcia na uczelni [wszyscy]
Pią Maj 06, 2016 8:07 pm
Pią Maj 06, 2016 8:07 pm
Po uzyskaniu odpowiednich danych odnośnie dnia i godziny wyjazdu organizowanego przez pana Strikera, spakowała torbę ładując do niej notatnik i pióro, które na pewno przydadzą się jej do notowania, a także wiele innych przedmiotów, które zawsze przy sobie nosiła. Nie wiedziała, co jeszcze powinno brać się na takie wypady, ten był pierwszym w jej życiu wyjazdem z grupą ludzi, więc zwyczajnie się stresowała. W dodatku nie jechał z nią brat, który zajęty był innymi zajęciami, co sprawę jedynie pogarszało.
Ubierając się do wyjścia starała się jednak o tym nie myśleć. Wygładziła spódniczkę, która tego nie wymagała, a potem z płaszczem narzuconym na ramiona kazała się zawieść na miejsce zbiórki.
Było kilkanaście minut przed czasem, gdy pojawiła się przed busem. Nie lubiła się spóźniać, więc najczęściej pojawiała się po prostu punktualnie, albo przed czasem, woląc mieć chwilę na przygotowanie się w razie jakiś niespodziewanych ewentualności.
- Dzień dobry - przywitała się, z jak sądziła, dwójką nauczycieli, która miała być ich dzisiejszymi opiekunami jednocześnie. Jedno spojrzenie na nich i po raz pierwszy nie czuła, że swoim poważnym ubiorem jakoś bardzo odstaje. Właściwie wyglądało na to, że trafiła w punkt nawet jeśli w jej stój wkradła się ta specyficzna nutka wyrażająca jej indywidualne podejście do wszystkiego. Spojrzała na zaparkowany bus, zastanawiając się, co powinna zrobić. Wejść? Zaczekać? Uznała, że grzeczniej będzie przystanąć z boku i zaczekać na resztę, albo na odczytanie listy nazwisk, albo tak naprawdę na cokolwiek. Jak zawsze, gdy zaczynała się denerwować sięgnęła dłonią do specyficznego kolczyka, którym to zaczęła się bawić.
Dostrzegając kolejną osobę, wyprostowała się, opuszczając rękę i zahaczając ją o pasek torby.
Ubierając się do wyjścia starała się jednak o tym nie myśleć. Wygładziła spódniczkę, która tego nie wymagała, a potem z płaszczem narzuconym na ramiona kazała się zawieść na miejsce zbiórki.
Było kilkanaście minut przed czasem, gdy pojawiła się przed busem. Nie lubiła się spóźniać, więc najczęściej pojawiała się po prostu punktualnie, albo przed czasem, woląc mieć chwilę na przygotowanie się w razie jakiś niespodziewanych ewentualności.
- Dzień dobry - przywitała się, z jak sądziła, dwójką nauczycieli, która miała być ich dzisiejszymi opiekunami jednocześnie. Jedno spojrzenie na nich i po raz pierwszy nie czuła, że swoim poważnym ubiorem jakoś bardzo odstaje. Właściwie wyglądało na to, że trafiła w punkt nawet jeśli w jej stój wkradła się ta specyficzna nutka wyrażająca jej indywidualne podejście do wszystkiego. Spojrzała na zaparkowany bus, zastanawiając się, co powinna zrobić. Wejść? Zaczekać? Uznała, że grzeczniej będzie przystanąć z boku i zaczekać na resztę, albo na odczytanie listy nazwisk, albo tak naprawdę na cokolwiek. Jak zawsze, gdy zaczynała się denerwować sięgnęła dłonią do specyficznego kolczyka, którym to zaczęła się bawić.
Dostrzegając kolejną osobę, wyprostowała się, opuszczając rękę i zahaczając ją o pasek torby.
Chester Ó Heachthinghearn
Fresh Blood Lost in the City
Re: Zajęcia na uczelni [wszyscy]
Pią Maj 06, 2016 9:32 pm
Pią Maj 06, 2016 9:32 pm
Chester wstał lewą nogą, czy może lewym kołem tego ranka. Zresztą, ta nieprzyjemna, burzowa chmura nad jego głową wisiała nad nim od, co najmniej, tygodnia. Właściwie, odkąd adoptowana matula mu obwieściła, iż wyśle go na te zajęcia z matematykiem, panem Strikerem, na jego twarzy urósł taki odwrócony banan. Tłumaczył to sobie raz po raz ─ niby to miało mu pomóc urwać się z lekcji.. aczkolwiek on zrobiłby to i tak, i tak, gdyby go znudziło to historyczne pieprzenie na pierwszej lekcji. Ewentualnie, w ogóle nie trafiłby na zajęcia i, na przykład, ze dwie godziny przesiedziałby w Starbucksie.
Lecz nie. Freya po swojemu rozkazała naburmuszonemu siostrzeńcowi, że ma się “jakoś” ubrać i na miejscu “jakoś” zachowywać, choć te określenia nie wyrażały jej obojętności, co do życia chłopaczka, oj nie. Zmuszony był do wdziania na swoje wątłe ciało eleganckiej, stylowej koszuli i zwężanych u nogawek, szarych spodni z paskiem (nie miały raczej za bardzo jak z niego spaść, aczkolwiek niech już będzie). Butów innych niż swoje kombatki nie dał sobie wcisnąć, również wziął ze sobą bardzo lubianą przez niego ciemną, polarową bluzę.
I tak oto przyjechał na umówione miejsce przywieziony przez ciotkę, więc daleko do Strikera się fatygować nie musiał. Robiąc kilkanaście obrotów kołami, niedługo potem był przy drugiej, nieco starszej kalece.
─ Dobry panu. ─ mruknął, lecz tego dnia nie towarzyszył mu ten przylepiony, złośliwy uśmieszek, a pełne pretensji niezadowolenie. Jak on nie lubił być tam, gdzie nie miał najmniejszej ochoty być. Zatrzymał się nieopodal nauczyciela, ale, na szczęście profesora ani osób zebranych obok, nie był skory do rozmów, ani zaczepek. Na razie. Bawił się trzymanym w ręku aparatem fotograficznym, jego nowej zabawce, która najprawdopodobniej tym razem nie zrobi nikomu żadnej krzywdy fizycznej. A to ci!
Lecz nie. Freya po swojemu rozkazała naburmuszonemu siostrzeńcowi, że ma się “jakoś” ubrać i na miejscu “jakoś” zachowywać, choć te określenia nie wyrażały jej obojętności, co do życia chłopaczka, oj nie. Zmuszony był do wdziania na swoje wątłe ciało eleganckiej, stylowej koszuli i zwężanych u nogawek, szarych spodni z paskiem (nie miały raczej za bardzo jak z niego spaść, aczkolwiek niech już będzie). Butów innych niż swoje kombatki nie dał sobie wcisnąć, również wziął ze sobą bardzo lubianą przez niego ciemną, polarową bluzę.
I tak oto przyjechał na umówione miejsce przywieziony przez ciotkę, więc daleko do Strikera się fatygować nie musiał. Robiąc kilkanaście obrotów kołami, niedługo potem był przy drugiej, nieco starszej kalece.
─ Dobry panu. ─ mruknął, lecz tego dnia nie towarzyszył mu ten przylepiony, złośliwy uśmieszek, a pełne pretensji niezadowolenie. Jak on nie lubił być tam, gdzie nie miał najmniejszej ochoty być. Zatrzymał się nieopodal nauczyciela, ale, na szczęście profesora ani osób zebranych obok, nie był skory do rozmów, ani zaczepek. Na razie. Bawił się trzymanym w ręku aparatem fotograficznym, jego nowej zabawce, która najprawdopodobniej tym razem nie zrobi nikomu żadnej krzywdy fizycznej. A to ci!
Riley Wolfhound Grimshaw
Fresh Blood Lost in the City
Re: Zajęcia na uczelni [wszyscy]
Sob Maj 07, 2016 7:39 pm
Sob Maj 07, 2016 7:39 pm
- Obecny ubiór:
- Granatowy, gustowny mundurek z przepasaną na ramieniu opaską z herbem Riverdale i biało-czerwonymi elementami. Wszystko w barwach szkoły, którą reprezentuje wręcz całym sobą. Do tego eleganckie, czarne buty, choć zdecydowanie nie pochodzą od jakiegoś znamienitego projektanta. Włosy ułożone odpowiednio na żel, nie odstają w żadną stronę. Do tego przewieszona przez ramię torba z telefonem i portfelem z dokumentami.
Zgłosił się w ostatniej chwili. Sam nie wiedział jakim cudem tak długo przegapił informację o podobnej wycieczce. Mimo to gdy tylko uśmiechnęło się do niego szczęście, wybrał najlepszy ze swoich strojów, który dostał od szkoły jeszcze na początku roku, by nie wyróżniać się aż tak na tle innych uczniów. Był to ten mało pozytywny aspekt przynależności do Riverdale. Gdyby nie swego rodzaju 'mundurek', który otrzymał, byłby wytykany palcami i na każdym kroku traktowany jak niepasujący element. Choć zapewne i tak wyglądał w podobny sposób, biorąc pod uwagę fakt, że nie wychował się w dobrym domu, a intensywne nauki etykiety i innych podobnych aspektów bogatych rodzin, nadal stanowiły dla niego nie lada zagadę. Miał nadzieję, że nadrobi jako tako dobrym wychowaniem.
Głośny urywany warkot, śmiejącego się wilka raczej nie dodawał mu w tym momencie otuchy.
Zabawne. Obdarty z piór wróbel wchodzi między piękne łabędzie i próbuje mówić ich językiem.
Otarł się bokiem o jego nogę, napierając na nią na tyle mocno, by przechylił się nieznacznie w prawo. Zaraz nastąpił jednak mocniej lewą nogą na podłoże, widząc kątem oka jak w ostatniej chwili usuwa spod niej łapę z cichym sykiem.
Pieprzony gówniarz z sierocińca, myślisz że wolno ci się panoszyć...
Cała wiązanka przekleństw, obraz i gróźb, wleciała jednym uchem, a wyleciała drugim. Nie zamierzał zaprzątać sobie nim głowy, gdy dostrzegł zbierających się przy autokarze uczniów. Najpierw podszedł jednak do nauczyciela i ukłonił mu się na przywitanie.
- Dzień dobry, profesorze. - dopiero wtedy rozejrzał się dookoła na pozostałych i... dostrzegł dwie znajome twarze. Jego twarz momentalnie się rozjaśniła, gdy podszedł najpierw do Elisabeth, kłaniając jej się z nieznacznym uśmiechem.
- Panienko Cartier, jakże miło mi cię widzieć. - przywitał się pozornie oficjalnym tonem z nieznacznym rozbawieniem. Mimo to naprawdę ucieszył się, wiedząc że będzie miał do kogo się odezwać podczas wypadu.
Zaraz po tym odwrócił się w stronę Chestera i klepnął go w ramię z nieznacznym uśmiechem.
- Hej Ches, nie wiedziałem że lubisz takie wycieczki. - czyżby ledwo wyczuwalna nuta sarkazmu? Zmierzwił mu włosy, nachylając się niżej, by móc wypowiedzieć kolejne słowa przyciszonym tonem.
- Znowu coś zrobiłeś i dostałeś warunek? - nim jednak ten cokolwiek odpowiedział, Winchester skupił wzrok na jego aparacie fotograficznym. Błysk ciekawości w oczach.
- Nowy?
Ignorowany wilk, przechadzał się raz po raz wokół nich, nie podchodząc jednak bliżej. Warczał jedynie coś pod nosem, ale jego słowa, póki co nijak nie docierały do prefekta.
Jak można się było spodziewać - nie chciało jej się jak cholera.
Z drugiej strony, lepszy taki wyjazd od siedzenia w nudnej szkole, więc warto było ruszyć cztery litery, aby mieć jeden dzień z głowy. Czuła, że będzie się tam nudzić i pewnie nie wydarzy się nic ciekawego, no ale walić to.
Podobno też dobrym pomysłem było się jakoś ładnie odwalić i ogólnie grać dobrze wychowanego i ogarniętego ucznia, więc Laura miała jeszcze się czym zająć przed wyjazdem. Znalazła bardziej elegancką bluzkę i upewniła się, że będzie w dobrym stanie, sięgnęła po czarny żakiet, poprawiła nieco włosy, po czym zgarnęła torbę na telefon, portfel i inne drobiazgi, a następnie skierowała się tam, gdzie miała być reszta.
Nawet nie zdziwił jej fakt, że nie kojarzyła nikogo na porządnie. Ucieszyło ją to, bo przynajmniej czuła, że będzie spokój. Przynajmniej po części... Nie licząc nauczyciela, to jeszcze był tutaj chyba uparty prefekt. Jak nie na dachu, to na wycieczce, co?
Ale spoko, bo jak trzeba, to jest w stanie zachowywać się nienagannie. Wystarczą chęci.
Kiwnęła głową w stronę reszty uczniów, a następnie powoli skierowała się w stronę nauczyciela.
- Dzień dobry. - rzuciła w jego stronę, żeby nie było. Nie miała jeszcze żadnych grymasów na twarzy, więc lepiej teraz, jak później. Po przywitaniu go nieco się oddaliła. Nie żeby chciała stać za blisko tego człowieka...
Z drugiej strony, lepszy taki wyjazd od siedzenia w nudnej szkole, więc warto było ruszyć cztery litery, aby mieć jeden dzień z głowy. Czuła, że będzie się tam nudzić i pewnie nie wydarzy się nic ciekawego, no ale walić to.
Podobno też dobrym pomysłem było się jakoś ładnie odwalić i ogólnie grać dobrze wychowanego i ogarniętego ucznia, więc Laura miała jeszcze się czym zająć przed wyjazdem. Znalazła bardziej elegancką bluzkę i upewniła się, że będzie w dobrym stanie, sięgnęła po czarny żakiet, poprawiła nieco włosy, po czym zgarnęła torbę na telefon, portfel i inne drobiazgi, a następnie skierowała się tam, gdzie miała być reszta.
Nawet nie zdziwił jej fakt, że nie kojarzyła nikogo na porządnie. Ucieszyło ją to, bo przynajmniej czuła, że będzie spokój. Przynajmniej po części... Nie licząc nauczyciela, to jeszcze był tutaj chyba uparty prefekt. Jak nie na dachu, to na wycieczce, co?
Ale spoko, bo jak trzeba, to jest w stanie zachowywać się nienagannie. Wystarczą chęci.
Kiwnęła głową w stronę reszty uczniów, a następnie powoli skierowała się w stronę nauczyciela.
- Dzień dobry. - rzuciła w jego stronę, żeby nie było. Nie miała jeszcze żadnych grymasów na twarzy, więc lepiej teraz, jak później. Po przywitaniu go nieco się oddaliła. Nie żeby chciała stać za blisko tego człowieka...
- ubiór:
- Nieco bardziej elegancka bluzka w kolorze bardzo jasnego kremowego, czarne spodnie, żakiet, jakieśtam fajne buty na małym obcasie, torebka w której trzyma telefon, słuchawki, portfel z dokumentami i pieniążkami.
Powiedzmy sobie wprost, że gdyby nie Aisling Vynn – najlepsza kumpela Silversa – nie zwaliła go z kanapy w jej własnym domu ze swoim jakże przyjaznym – „weź rusz te swoje leniwe dupsko, Silver, ty stara ksantypo, bo znów się spóźnisz i jeszcze przez te olewatorstwo oblejesz rok”, to pewnie chłopak nie stawiłby się o czasie. Biorąc pod uwagę, że do zaspanego Silvera trudno trafić to, Aisling bezceremonialnie pstryknęła go w czoło, mierząc przy tym chłopaka surowym spojrzeniem. Gotowa była przejść do prawdziwych rękoczynów, aby ten się w końcu z łaski swojej ruszył. W jakich okolicznościach osiągnęła sukces – lepiej nie wiedzieć. Grunt, że jej się udało i tyle.
Wczesna pora i oczywisty fakt, że nie spał u siebie w domu, a traktował własny „rodzinny dom” – dobre sobie – jak hotel i wpadł tam po zajęciach tylko po to, aby się przebrać. Niefortunnym zbiegiem okoliczności nie miał czasu, aby się tam wracać specjalnie po mundurek. Zakładając, że nauczyciele nie zlinczują go za ubiór to mógł nawet mieć nadzieję na to, że dzięki swojemu wygadaniu wyjdzie z tej ewentualnej, choć nadal realnej opresji bez szwanku. O ile oczywiście się wybudzi, bo prawda była taka, że wciąż spał. Poza tym – Silvers nigdy nie nosił jaskrawych ubrań i rzadko wychodził poza obręb czerni. Tego dnia nie było, więc inaczej... Czarna, skórzana kurtka, tego samego koloru koszulka z nadrukiem jakiegoś zespołu i ciemne spodnie. Wyjątkowo niepodarte – bywało gorzej. To w kieszeniach miał wszystkie niezbędne rzeczy – tak mu się przynajmniej wydawało – począwszy od potrzebnych dokumentów, poprzez pieniądze, a skończywszy na kostce do gry na gitarze.
A jednak udało mu się i to wszystko przed wyznaczonym czasem. Nic zatem dziwnego, że brunet z wyjątkowo niekontrolowanym artystycznym nieładem na głowie, pojawiając się na miejscu mógł wzbudzać szczere zdziwienie. Silver w końcu spóźniał się zawsze. Z naciskiem na słowo – zawsze. Proszę mi wierzyć – sam czuł się nie na miejscu, ale było jeszcze zdecydowanie za wcześnie, aby ktoś narażał się na mówienie do niego z rana, a przynajmniej jemu nie było śpieszno do żadnej wymiany zdań.
– Dzień dobry, profesorze – mruknął na powitanie do stojącego nauczyciela, by chwilę później skierować się gdzieś na bok i cieszyć się umowną samotnością. Trochę dalej zebranych, aniżeli bliżej. Pora nie sprzyjała w jego przypadku do jakiegokolwiek rodzaju integracji, więc wsunął jedynie ręce do kieszeni skórzanej kurtki i nagle dotarło do niego, że paczkę papierosów zostawił u panny Vynn. Niemalże zaklął siarczyście pod nosem, ale w porę się ogarnął, nim słowa wyrwały mu się spod kontroli.
Silver wbrew wszelkim pozorom potrafił zachowywać się jak przystoi. Może i nader często wagarował, ale nie był jakimś zwierzakiem wypuszczonym na wolność po zbyt długotrwałym przetrzymywaniu w piwnicy. Co więcej nie zaliczał się chyba do grona tych niezadowolonych czy pokrzywdzonych z powodu tego wyjazdu. O dziwo, dla Silversa fizyka była czymś co go prześladowało, a jednak mimo wszystko musiał przyznać, że to lubił. Przynajmniej odrobinę. Matematykę o wiele mniej, ale na wyjazd zapisał się z własnych chęci i nie potrzebował do tego żadnej zachęty.
Wczesna pora i oczywisty fakt, że nie spał u siebie w domu, a traktował własny „rodzinny dom” – dobre sobie – jak hotel i wpadł tam po zajęciach tylko po to, aby się przebrać. Niefortunnym zbiegiem okoliczności nie miał czasu, aby się tam wracać specjalnie po mundurek. Zakładając, że nauczyciele nie zlinczują go za ubiór to mógł nawet mieć nadzieję na to, że dzięki swojemu wygadaniu wyjdzie z tej ewentualnej, choć nadal realnej opresji bez szwanku. O ile oczywiście się wybudzi, bo prawda była taka, że wciąż spał. Poza tym – Silvers nigdy nie nosił jaskrawych ubrań i rzadko wychodził poza obręb czerni. Tego dnia nie było, więc inaczej... Czarna, skórzana kurtka, tego samego koloru koszulka z nadrukiem jakiegoś zespołu i ciemne spodnie. Wyjątkowo niepodarte – bywało gorzej. To w kieszeniach miał wszystkie niezbędne rzeczy – tak mu się przynajmniej wydawało – począwszy od potrzebnych dokumentów, poprzez pieniądze, a skończywszy na kostce do gry na gitarze.
A jednak udało mu się i to wszystko przed wyznaczonym czasem. Nic zatem dziwnego, że brunet z wyjątkowo niekontrolowanym artystycznym nieładem na głowie, pojawiając się na miejscu mógł wzbudzać szczere zdziwienie. Silver w końcu spóźniał się zawsze. Z naciskiem na słowo – zawsze. Proszę mi wierzyć – sam czuł się nie na miejscu, ale było jeszcze zdecydowanie za wcześnie, aby ktoś narażał się na mówienie do niego z rana, a przynajmniej jemu nie było śpieszno do żadnej wymiany zdań.
– Dzień dobry, profesorze – mruknął na powitanie do stojącego nauczyciela, by chwilę później skierować się gdzieś na bok i cieszyć się umowną samotnością. Trochę dalej zebranych, aniżeli bliżej. Pora nie sprzyjała w jego przypadku do jakiegokolwiek rodzaju integracji, więc wsunął jedynie ręce do kieszeni skórzanej kurtki i nagle dotarło do niego, że paczkę papierosów zostawił u panny Vynn. Niemalże zaklął siarczyście pod nosem, ale w porę się ogarnął, nim słowa wyrwały mu się spod kontroli.
Silver wbrew wszelkim pozorom potrafił zachowywać się jak przystoi. Może i nader często wagarował, ale nie był jakimś zwierzakiem wypuszczonym na wolność po zbyt długotrwałym przetrzymywaniu w piwnicy. Co więcej nie zaliczał się chyba do grona tych niezadowolonych czy pokrzywdzonych z powodu tego wyjazdu. O dziwo, dla Silversa fizyka była czymś co go prześladowało, a jednak mimo wszystko musiał przyznać, że to lubił. Przynajmniej odrobinę. Matematykę o wiele mniej, ale na wyjazd zapisał się z własnych chęci i nie potrzebował do tego żadnej zachęty.
Prawda była taka, że nie miałem wcale ochoty na jakiekolwiek wyjazdy... A już w szczególności te szkolne. Nie chodziło już nawet o to, że sam temat jaki przyświecał wyjazdowi - ni w ząb nie przyświecał mnie bo nawet wizja samej podróży napawała mnie niesmakiem. W ogóle trudno było mi dostrzec jakiekolwiek zalety tego wyjazdu, chwila... Posiadał w ogóle jakieś? Znaczy... To nie tak, że nie lubiłem podróży - bo lubiłem - nawet bardzo. Bardziej przerażała mnie wizja podróżowania w autobusie wypchanym po brzegi rozszczebiotanymi uczniakami bo ani to się odprężyć, ani odpocząć. Nie lubiłem tłumów, nigdy. Chociaż... Z drugiej strony im większy tym łatwiej się w niego wtopić i pozostać niezważonym. Taki był mój plan.
Najwięcej czasu zabrało mi chyba dobranie odpowiedniego ubioru. Moja garderoba zawsze była bardzo uboga (wszak w domu nigdy się nie przelewało), a już na pewno nie było w niej strojów eleganckich. Nie zwykłem kupować ciuchów na tak zwaną 'jedną okazję', to marnotrawstwo pieniędzy. Nie będę przecież na co dzień popylał w garniaku po ulicy, zwłaszcza że to totalnie nie mój styl. Ostatecznie zdecydowałem się wciągnąć na tyłek ciemne spodnie, na tors zaś błękitną, rozpinaną koszulę z długim rękawem (jedyną galową, jaką posiadałem) i szarą bluzkę z nieco większym dekoltem. Całość dopełniły jasne, brązowe, sznurowane buty zakrywające kostki i ciemniejszy, skórzany pasek przeciągnięty przez szlufki spodni. Nim wyszedłem z domu kilkukrotnie jeszcze przejrzałem się w lustrze jak gdyby zastanawiając się czy taki ubiór zadowoli Strikera, ostatecznie jednak machnąłem na to ręką, wsunąłem do kieszeni portfel oraz telefon i wyszedłem z domu.
Na miejsce zbiórki przybyłem chyba ostatni, choć zdaje się wciąż na czas. Chyba, właściwie zwątpiłem odrobinę, gdy zerknąłem kolejno z miejsca po wyjątkowo znudzonych minach czekających przy autobusie uczniów. Niechętnie bo niechętnie ale podszedłem bliżej spojrzeniem odnajdując Strikera.
- Dzień dobry, profesorze. - odezwałem się prawdopodobnie tylko i wyłącznie po to by 'odhaczyć' swoją obecność. Trochę mi jednak zależało na tym, ażeby przepchnął mnie do następnej klasy. Wyminąłem niespiesznie grupkę uczniów i przystanąłem gdzieś z boku splatając ręce na piersi i wspierając się plecami o bok autobusu. Tam po prostu... Czekałem. Na co? Nie wiem, może na kolejnego ucznia? Albo na hasło 'załadunku'? W międzyczasie zerknąłem gdzieś do boku pogrążając się w chwilowej zadumie.
[ Wybaczcie za zwłokę, poprawię się. ]
Najwięcej czasu zabrało mi chyba dobranie odpowiedniego ubioru. Moja garderoba zawsze była bardzo uboga (wszak w domu nigdy się nie przelewało), a już na pewno nie było w niej strojów eleganckich. Nie zwykłem kupować ciuchów na tak zwaną 'jedną okazję', to marnotrawstwo pieniędzy. Nie będę przecież na co dzień popylał w garniaku po ulicy, zwłaszcza że to totalnie nie mój styl. Ostatecznie zdecydowałem się wciągnąć na tyłek ciemne spodnie, na tors zaś błękitną, rozpinaną koszulę z długim rękawem (jedyną galową, jaką posiadałem) i szarą bluzkę z nieco większym dekoltem. Całość dopełniły jasne, brązowe, sznurowane buty zakrywające kostki i ciemniejszy, skórzany pasek przeciągnięty przez szlufki spodni. Nim wyszedłem z domu kilkukrotnie jeszcze przejrzałem się w lustrze jak gdyby zastanawiając się czy taki ubiór zadowoli Strikera, ostatecznie jednak machnąłem na to ręką, wsunąłem do kieszeni portfel oraz telefon i wyszedłem z domu.
Na miejsce zbiórki przybyłem chyba ostatni, choć zdaje się wciąż na czas. Chyba, właściwie zwątpiłem odrobinę, gdy zerknąłem kolejno z miejsca po wyjątkowo znudzonych minach czekających przy autobusie uczniów. Niechętnie bo niechętnie ale podszedłem bliżej spojrzeniem odnajdując Strikera.
- Dzień dobry, profesorze. - odezwałem się prawdopodobnie tylko i wyłącznie po to by 'odhaczyć' swoją obecność. Trochę mi jednak zależało na tym, ażeby przepchnął mnie do następnej klasy. Wyminąłem niespiesznie grupkę uczniów i przystanąłem gdzieś z boku splatając ręce na piersi i wspierając się plecami o bok autobusu. Tam po prostu... Czekałem. Na co? Nie wiem, może na kolejnego ucznia? Albo na hasło 'załadunku'? W międzyczasie zerknąłem gdzieś do boku pogrążając się w chwilowej zadumie.
- Ubiór:
[ Wybaczcie za zwłokę, poprawię się. ]
Kierowca busa wypalił papierosa i już od pewnego czasu znajdował się za kierownica ustawiając GPs-a. Aiden wraz z Bradem rozmawiali na tematy związane z kołem pedagogicznym, kiedy pojawili się pierwsi uczniowie. Najpierw spostrzegł Evie, a zaraz potem Elizabeth. Obie ubrane odpowiednio do okazji. Aiden skinął im głową odbijając powitalną formułkę.
Potem wkołował się Cheter emanujący tym, jak bardzo nie chce tu być i cóż...Aidenowi również nie podobało się to, że będzie musiał uważać na “rajdowca”. Naturalnie podobnie jak Chester nie krył się z tymi myślami i posłał mu wymowne spojrzenie. Dzieciak był...specyficzny i nie jedno się już o nim mówiło w szkole.
- Miej na niego oko, Brad, najlepiej wszystkie cztery. - szepnął dyskretnie koledze po fachu na ucho, nie odrywając spojrzenia od tego kalekiego śmieszka.
- A na tego tam?
- ...którego?
- No...na Winchestera. - szepnął Brad poprawiając okulary na nosie i tym samym dyskretnie wskazując na zbliżającego się, chyboczącego Rileya. Aiden zmrużył oczy.
- Nie...on tak miewa. - rzucił bez większego przekonania - Czasem… - Dodał jeszcze z mniejszym, gdy Riley zaszczerzył się od ucha do ucha. Matematyk uczył już wystarczająco długo by wiedzieć, że gdy jakiś uczeń z entuzjazmem podchodził do czegokolwiek związanego z matematyką to albo był na prochach, albo po wpływem, albo...no właśnie, tu alternatywy się kończyły. Powitał więc Winchedtera z pewną dozą ostrożności bo chłopak ani alkoholem nie pachniał, ani na zaćpanego nie wyglądał. Tacy ludzie go trochę przerażali. Wymienił porozumiewawcze spojrzenie z Bradem. Tak, lepiej jego też mieć na oku.
Potem spostrzegł panienkę Sommer, Silversa, Roché’a. Matematyk dłużej zawiesił wzrok na tym drugim posyłając mu krzywy uśmiech.
- Silver, doceniam, że dla odmiany nie bawiłeś się niszczarką, lecz nasz kurs niezmiennie jest ustawiony na uczelnię, a nie koncert w jakimś ponurym klubie - Zauważył krytycznie, po czym westchnął ostentacyjnie z dezaprobatą - kurtkę zostawisz potem w busie i zrób coś z włosami. - Dodał chłodno z pewną skrywaną satysfakcją. Matematyk chyba tylko czekał na to aż będzie mógł się kogoś przyczepić. Co zrobić, stresował się podróżą i musiał na kimś ten stres po części rozładować.
Nie tracąc czasu przejrzał listę obecności. Kto był ten znalazł się w busie, a kogo nie było temu zegarek w cztery litery. Bus ruszył.
Każdy mógł wybrać dowolne miejsce. No prawie - Brad zajmował te przy desce rozdzielczej po stronie pasażera, a Aiden pierwsze przy oknie po stronie wejścia. Ten kto już kiedykolwiek jeździł na wycieczki szkolne mógł kojarzyć, że matematyk źle znosił podróże. Zresztą już teraz, pomimo iż przemierzyli dopiero kilka kilometrów zaczynał się robić niezdrowo blady. Uparcie nie dawał jednak poznać po sobie słabości (choć było to nieuniknione) i przeglądał jakie papiery.
Termin na odpis 24 maja
Potem wkołował się Cheter emanujący tym, jak bardzo nie chce tu być i cóż...Aidenowi również nie podobało się to, że będzie musiał uważać na “rajdowca”. Naturalnie podobnie jak Chester nie krył się z tymi myślami i posłał mu wymowne spojrzenie. Dzieciak był...specyficzny i nie jedno się już o nim mówiło w szkole.
- Miej na niego oko, Brad, najlepiej wszystkie cztery. - szepnął dyskretnie koledze po fachu na ucho, nie odrywając spojrzenia od tego kalekiego śmieszka.
- A na tego tam?
- ...którego?
- No...na Winchestera. - szepnął Brad poprawiając okulary na nosie i tym samym dyskretnie wskazując na zbliżającego się, chyboczącego Rileya. Aiden zmrużył oczy.
- Nie...on tak miewa. - rzucił bez większego przekonania - Czasem… - Dodał jeszcze z mniejszym, gdy Riley zaszczerzył się od ucha do ucha. Matematyk uczył już wystarczająco długo by wiedzieć, że gdy jakiś uczeń z entuzjazmem podchodził do czegokolwiek związanego z matematyką to albo był na prochach, albo po wpływem, albo...no właśnie, tu alternatywy się kończyły. Powitał więc Winchedtera z pewną dozą ostrożności bo chłopak ani alkoholem nie pachniał, ani na zaćpanego nie wyglądał. Tacy ludzie go trochę przerażali. Wymienił porozumiewawcze spojrzenie z Bradem. Tak, lepiej jego też mieć na oku.
Potem spostrzegł panienkę Sommer, Silversa, Roché’a. Matematyk dłużej zawiesił wzrok na tym drugim posyłając mu krzywy uśmiech.
- Silver, doceniam, że dla odmiany nie bawiłeś się niszczarką, lecz nasz kurs niezmiennie jest ustawiony na uczelnię, a nie koncert w jakimś ponurym klubie - Zauważył krytycznie, po czym westchnął ostentacyjnie z dezaprobatą - kurtkę zostawisz potem w busie i zrób coś z włosami. - Dodał chłodno z pewną skrywaną satysfakcją. Matematyk chyba tylko czekał na to aż będzie mógł się kogoś przyczepić. Co zrobić, stresował się podróżą i musiał na kimś ten stres po części rozładować.
Nie tracąc czasu przejrzał listę obecności. Kto był ten znalazł się w busie, a kogo nie było temu zegarek w cztery litery. Bus ruszył.
Każdy mógł wybrać dowolne miejsce. No prawie - Brad zajmował te przy desce rozdzielczej po stronie pasażera, a Aiden pierwsze przy oknie po stronie wejścia. Ten kto już kiedykolwiek jeździł na wycieczki szkolne mógł kojarzyć, że matematyk źle znosił podróże. Zresztą już teraz, pomimo iż przemierzyli dopiero kilka kilometrów zaczynał się robić niezdrowo blady. Uparcie nie dawał jednak poznać po sobie słabości (choć było to nieuniknione) i przeglądał jakie papiery.
Termin na odpis 24 maja
- Kliknij mnie ;>:
- Okej, załóżmy że do 24 maja macie czas na to by napisać do tego czasu przynajmniej jednego posta w busie. Oczywiście, jeśli chcecie możecie również do tego czasu pisać między sobą tak dużo tur ile wam się tylko uda. Nie obowiązuje kolejka. Wiecie - bus w trasie, uczniowie sobie gadają, śmieszkują! Możecie się rozerwać. Zachęcam do tego by pisać krótkie posty bo czemu nie? Uproszczając do 24 maja możecie traktować temat jako coś w rodzaju "strefy szybkiego pisania" w realiach busa będącego w trasie do celu.
Brad Fleacher (klik)- NPC. Drugi opiekun wyjazdu. Jeden z kilku nauczycieli fizyki z Rivendale. Pan po 30. Znany z tego, że ciągle gada o tym, że żona urodziła mu bliźniaczki.
Prócz was w busie znajdują się NPCty innych dzieciaków. Ogólnie grupa liczy około 15-20 uczniów. Możecie śmiało sobie respawnić uczniów i wchodzić z nimi w integrację w granicach zdrowego rozsądku. Jeśli mi się jakiś wątek spodoba zastrzegam sobie, że mogę sobie pozwolić wejść w rolę danego ucznia!
Chester Ó Heachthinghearn
Fresh Blood Lost in the City
Re: Zajęcia na uczelni [wszyscy]
Wto Maj 17, 2016 11:59 pm
Wto Maj 17, 2016 11:59 pm
Klikając ciemne guziczki z jasnymi, a jednocześnie niejasnymi symbolami, zerkał, co jakiś czas na obiektyw, który wysuwał się i chował, gdy ten opracował już, gdzie jest włącznik. No, było to oczywistością, że pierwszy raz obcował z tym sprzętem, który wcisnęła mu ciotka jako jako-taką rekompensatę za zmuszenie do tego uniwersyteckiego show. Jakby nie było, mentalna dziecinność Chestera wszystko ułatwiała tysiąc razy.
A z transu wyrwał go znajomy głos i ręka, która wymierzyła mu kumpelski cios. No, nie był zdziwiony, gdy po drugiej stronie ramienia odnalazł Thatchera, ten to powinien sobie rozbić namiot w szkole! Choć, już miał niby ten internat. Liczy się.
─ No, jestem najaktywniejszym uczniem, co nie, Ril? ─ aktywnym inaczej; odpowiedział mu takim tonem, jakim Smerf Maruda witał innych smerfujących, gdy ten się do niego schylał, a potem wargi znów wygięły mu się z niezadowolenia. Aparat złożył na swoich złączonych kolanach i zaczął układać włosy po roztrzepaniu ich przez Winchestera. ─ Nie czochraj! ..No, coś takiego. ─ i ponownie wkuł wzrok w urządzenie na swoich nogach, oblizując sobie przy tym ostentacyjnie spierzchnięte usta. ─ Nieee, mama mi dała.. A ty co? Mega się nudzisz, że jedziesz na takie dno? ─ przeciągnął samogłoski, unosząc podbródek tak, aby nawiązać z nim kontakt wzrokowy, a za bardzo rozleniwił się, żeby się obrócić ot tak. Z wyginaniem się mniej roboty.. choć to też łatwe nie było przy krępujących jego tułowie pasach.
Łypnął jeszcze na nauczycieli kątem oka, którego teoretycznie nie było, gdyż miał nieodparte wrażenie, że oni spiskują coś między sobą. Albo Fleacher znów mówi mu o tych swoich jednojajowych córach, albo robią naradę bojową, to też możliwe. Bo diabeł tkwi w detalach; gdy tleniony blondyn wodził wzrokiem to tu, to tam, aby ujrzeć więcej znajomych twarzy, choć Riley mu właściwie wystarczał jako swego rodzaju antydepresant. “A TRUDNO BYŁO NIE ZEŚWIROWAĆ WŚRÓD SNOBÓW I LUDZI Z KIJAMI OD SZCZOT W DUPIE.”, tyle jego gniewny wyraz twarzy wyrażał, zwłaszcza po ostatnich reprymendach doń adresowanych. Aczkolwiek znaczną większość uczniów stanowiły klasy B, więc nic dziwnego, że profesorowie trzymali gardę.
─ Riiiil, usiądziesz z brzegu? ─ zapytał kumpla z niekrytą, tlącą się w głosie nadzieją, gdyż zakładał, że na jego wózek specjalnego miejsca nie będzie i będzie musiał zablokować koła, stając w przejściu między siedzeniami.
Więc jego wtarabanili na końcu, żeby nikomu nie przeszkadzał przy wsiadaniu. No, właściwie sam się tam zaparkował, mając taką możliwość, gdyż bus był akurat niskopodłogowy, co oszczędzało opiekunom wysiłku, a Chesterowi godności.
A z transu wyrwał go znajomy głos i ręka, która wymierzyła mu kumpelski cios. No, nie był zdziwiony, gdy po drugiej stronie ramienia odnalazł Thatchera, ten to powinien sobie rozbić namiot w szkole! Choć, już miał niby ten internat. Liczy się.
─ No, jestem najaktywniejszym uczniem, co nie, Ril? ─ aktywnym inaczej; odpowiedział mu takim tonem, jakim Smerf Maruda witał innych smerfujących, gdy ten się do niego schylał, a potem wargi znów wygięły mu się z niezadowolenia. Aparat złożył na swoich złączonych kolanach i zaczął układać włosy po roztrzepaniu ich przez Winchestera. ─ Nie czochraj! ..No, coś takiego. ─ i ponownie wkuł wzrok w urządzenie na swoich nogach, oblizując sobie przy tym ostentacyjnie spierzchnięte usta. ─ Nieee, mama mi dała.. A ty co? Mega się nudzisz, że jedziesz na takie dno? ─ przeciągnął samogłoski, unosząc podbródek tak, aby nawiązać z nim kontakt wzrokowy, a za bardzo rozleniwił się, żeby się obrócić ot tak. Z wyginaniem się mniej roboty.. choć to też łatwe nie było przy krępujących jego tułowie pasach.
Łypnął jeszcze na nauczycieli kątem oka, którego teoretycznie nie było, gdyż miał nieodparte wrażenie, że oni spiskują coś między sobą. Albo Fleacher znów mówi mu o tych swoich jednojajowych córach, albo robią naradę bojową, to też możliwe. Bo diabeł tkwi w detalach; gdy tleniony blondyn wodził wzrokiem to tu, to tam, aby ujrzeć więcej znajomych twarzy, choć Riley mu właściwie wystarczał jako swego rodzaju antydepresant. “A TRUDNO BYŁO NIE ZEŚWIROWAĆ WŚRÓD SNOBÓW I LUDZI Z KIJAMI OD SZCZOT W DUPIE.”, tyle jego gniewny wyraz twarzy wyrażał, zwłaszcza po ostatnich reprymendach doń adresowanych. Aczkolwiek znaczną większość uczniów stanowiły klasy B, więc nic dziwnego, że profesorowie trzymali gardę.
─ Riiiil, usiądziesz z brzegu? ─ zapytał kumpla z niekrytą, tlącą się w głosie nadzieją, gdyż zakładał, że na jego wózek specjalnego miejsca nie będzie i będzie musiał zablokować koła, stając w przejściu między siedzeniami.
Więc jego wtarabanili na końcu, żeby nikomu nie przeszkadzał przy wsiadaniu. No, właściwie sam się tam zaparkował, mając taką możliwość, gdyż bus był akurat niskopodłogowy, co oszczędzało opiekunom wysiłku, a Chesterowi godności.
Elisabeth A. Cartier
Fresh Blood Lost in the City
Re: Zajęcia na uczelni [wszyscy]
Czw Maj 19, 2016 11:28 am
Czw Maj 19, 2016 11:28 am
Przyglądała się coraz to większej liczbie pojawiających się osób i dochodziła do wniosku, że trochę inaczej to sobie wyobrażała. Wycieczka kojarzyła jej się raczej z jakąś grupą bardziej zintegrowaną i myślała, że ze swoim podejściem będzie jedyną alienującą się osobą, a tymczasem cała ich grupa, pozostawała właśnie takim zbiorem indywiduów. Gdy tylko przychodziła jakaś nowa osoba, witała się i odsuwała na bok. To było.. dziwne. Jedynym wyjątkiem był Riley i jego kolega. Ches? Chyba tak go właśnie nazwał.
Uśmiechnęła się do prefekta, unosząc lekko w górę kąciki ust.
- Pana również, panie Winchester. - Choć jedna znajoma twarz. Alleluja! Pozwoliła sobie podejść do rozmawiających chłopaków i wyciągnęła dłoń w kierunku Chestera. Pierwsze koty za płoty, czy coś w tym rodzaju.. I jedynie przygryziony od wewnątrz policzek był oznaką jej zdenerwowania, choć z pozoru pozostawała niewzruszonym obrazkiem spokoju, a nawet chłodnej wyniosłości.
- Elisabeth Antoniett - przedstawiła się nie używając nazwiska, które już i tak zostało zdradzone przez Rileya, a potem jej wzrok przesunął się na trzymany przez chłopaka aparat. Nim jednak zdążyła o coś zapytać, głos zabrał główny organizator wycieczki, więc przeniosła na niego wzrok.
Skoro mieli się już zapakować, to uśmiechnęła się do obu panów, skinęła im głowami i podeszła do busa. Podejrzewała, że większość będzie chciała wpakować się na ostatnie, albo na pierwsze miejsca, więc wybrała siedzenie bliżej środka. I nim jeszcze usiadła, wybierając miejsce pod oknem, to najpierw je uchyliła. Dla zabicia nerwowego skurczu żołądka wyjęła z torby tabliczkę czekolady z orzechami, którą to zaczęła podgryzać, wpatrując się w przesuwający się za szybą krajobraz.
Uśmiechnęła się do prefekta, unosząc lekko w górę kąciki ust.
- Pana również, panie Winchester. - Choć jedna znajoma twarz. Alleluja! Pozwoliła sobie podejść do rozmawiających chłopaków i wyciągnęła dłoń w kierunku Chestera. Pierwsze koty za płoty, czy coś w tym rodzaju.. I jedynie przygryziony od wewnątrz policzek był oznaką jej zdenerwowania, choć z pozoru pozostawała niewzruszonym obrazkiem spokoju, a nawet chłodnej wyniosłości.
- Elisabeth Antoniett - przedstawiła się nie używając nazwiska, które już i tak zostało zdradzone przez Rileya, a potem jej wzrok przesunął się na trzymany przez chłopaka aparat. Nim jednak zdążyła o coś zapytać, głos zabrał główny organizator wycieczki, więc przeniosła na niego wzrok.
Skoro mieli się już zapakować, to uśmiechnęła się do obu panów, skinęła im głowami i podeszła do busa. Podejrzewała, że większość będzie chciała wpakować się na ostatnie, albo na pierwsze miejsca, więc wybrała siedzenie bliżej środka. I nim jeszcze usiadła, wybierając miejsce pod oknem, to najpierw je uchyliła. Dla zabicia nerwowego skurczu żołądka wyjęła z torby tabliczkę czekolady z orzechami, którą to zaczęła podgryzać, wpatrując się w przesuwający się za szybą krajobraz.
Nie miała za bardzo, co robić, więc trochę śmiesznie wyglądało z boku, gdy tak stała i stała... To nie tak, że się wstydziła - po prostu nie miała o czym rozmawiać z innymi. Nikogo tu nie znała, więc tematy do rozmowy po prostu sprowadzały się do zwyczajnych pogawędek o pogodzie. A dla niej to marnotrawstwo głosu i czasu, zatem uparcie trwała w milczeniu.
Skłamałaby, gdyby powiedziała, że chętnie weszła do autobusu. Od początku przeczuwała, iż do najciekawszych, a zarazem najspokojniejszych wycieczek ich podróż nie będzie należała. Już na samym wstępie jeden z uczniów podpadł nauczycielowi, zaś sam opiekun nie wyglądał na wyjątkowo zadowolonego.
Jej uwadze również nie umknęły działania odnośnie przybyłego chłopaka - jedni witali go wesoło, inni wręcz... z niepokojem? Tak, to chyba dobre słowo. Ciała pedagogiczne raczej nie zdawały się mu w pełni ufać.
Ona jednak nic nie mówiła. Po co miała się zdradzać ze swoimi spostrzeżeniami, które mogły i tak okazać się niesłuszne?
Krótko myślała nad tym, które miejsce zająć. Właściwie - zgodnie z jej planem - siedzenie tuż za profesorem było wolne. Nikt na ogół nie siadał za nauczycielami. Za wyjątkiem niej. Po pierwsze: Czuła się w ten sposób bezpieczniej niż pośród... na przykład takich chuliganów. Po drugie: Można było w ten sposób zdobyć o wiele ciekawsze informacje niżeli te z gorących ploteczek uczniów. Oczywiście - nauczyciele czasem rozmawiali o sprawach prywatnych. Ale w pracy ich dyskusje dotyczyły głównie zajęcia, jakim się zajmują i problemów z ich podopiecznymi.
Poza tym... Mężczyzna nie przedstawiał sobą okazu zdrowia. To nie tak, że się martwiła - bo tak nie było - po prostu wolała nie reanimować nikogo. I dojechać do tej uczelni, a zamieszanie z powodu stanu jakiegokolwiek z pasażerów (zwłaszcza profesora), mogło zakończyć się powrotem do domu bez jakiejkolwiek możliwości wejścia na teren uczelni. Przewidując sytuacje kryzysowe, próbowała ich uniknąć.
Usiadła na siedzisku ze strony okna, by móc przy okazji przyglądać się kątem oka temu, od czego oddzielała ją szklana szyba.
Skłamałaby, gdyby powiedziała, że chętnie weszła do autobusu. Od początku przeczuwała, iż do najciekawszych, a zarazem najspokojniejszych wycieczek ich podróż nie będzie należała. Już na samym wstępie jeden z uczniów podpadł nauczycielowi, zaś sam opiekun nie wyglądał na wyjątkowo zadowolonego.
Jej uwadze również nie umknęły działania odnośnie przybyłego chłopaka - jedni witali go wesoło, inni wręcz... z niepokojem? Tak, to chyba dobre słowo. Ciała pedagogiczne raczej nie zdawały się mu w pełni ufać.
Ona jednak nic nie mówiła. Po co miała się zdradzać ze swoimi spostrzeżeniami, które mogły i tak okazać się niesłuszne?
Krótko myślała nad tym, które miejsce zająć. Właściwie - zgodnie z jej planem - siedzenie tuż za profesorem było wolne. Nikt na ogół nie siadał za nauczycielami. Za wyjątkiem niej. Po pierwsze: Czuła się w ten sposób bezpieczniej niż pośród... na przykład takich chuliganów. Po drugie: Można było w ten sposób zdobyć o wiele ciekawsze informacje niżeli te z gorących ploteczek uczniów. Oczywiście - nauczyciele czasem rozmawiali o sprawach prywatnych. Ale w pracy ich dyskusje dotyczyły głównie zajęcia, jakim się zajmują i problemów z ich podopiecznymi.
Poza tym... Mężczyzna nie przedstawiał sobą okazu zdrowia. To nie tak, że się martwiła - bo tak nie było - po prostu wolała nie reanimować nikogo. I dojechać do tej uczelni, a zamieszanie z powodu stanu jakiegokolwiek z pasażerów (zwłaszcza profesora), mogło zakończyć się powrotem do domu bez jakiejkolwiek możliwości wejścia na teren uczelni. Przewidując sytuacje kryzysowe, próbowała ich uniknąć.
Usiadła na siedzisku ze strony okna, by móc przy okazji przyglądać się kątem oka temu, od czego oddzielała ją szklana szyba.
Nie spoglądałem nawet w kierunku innych uczniów, starczyło że na wejściu przemknąłem po nich spojrzeniem. Po prostu stałem przy tym nieszczęsnym autobusie czekając aż gromada zapakuje się do środka i w zasadzie dopiero gdy tak się stało - podążyłem ich śladem. Miało to swoje dobre jak i złe strony, dobre nadmieniłem już wcześniej - do złych zaś zaliczał się przede wszystkim... Brak wolnych miejsc. Na samotne miejsce nie ma co liczyć, podobnie jak i te ulokowane przy oknie. Wszystkie były zajęte. Przystanąłem w miejscu tuż przy siedzeniu kierowcy i popatrzyłem wgłąb pojazdu marszcząc się nieznacznie. Ostatecznie uczyniłem krok naprzód i bezceremonialnie usiadłem obok Eve. Nie od razu się odezwałem, zupełnie jak gdybym wcale tego robić nie zamierzał. Koniec końców...
- Wolne? - zapytałem z grzeczności, bo tak wypadało. Nie chciałem wyjść na niewychowanego gbura nawet jeżeli w pewnym sensie rzeczywiście nim byłem. Fakt, nie zależało mi zupełnie na tym by w czasie podróży nabyć nowych znajomych czy - o zgrozo - przyjaciół, ale i wrogów miałem na tę chwilę dość.
- Wolne? - zapytałem z grzeczności, bo tak wypadało. Nie chciałem wyjść na niewychowanego gbura nawet jeżeli w pewnym sensie rzeczywiście nim byłem. Fakt, nie zależało mi zupełnie na tym by w czasie podróży nabyć nowych znajomych czy - o zgrozo - przyjaciół, ale i wrogów miałem na tę chwilę dość.
Riley Wolfhound Grimshaw
Fresh Blood Lost in the City
Re: Zajęcia na uczelni [wszyscy]
Sob Maj 21, 2016 9:35 pm
Sob Maj 21, 2016 9:35 pm
Pewnie, że się liczyło. W końcu co mogłoby być lepsze od zamieszkania w szkole? Choć pewnie wielu zamiast akademika prędzej wcisnęłoby mu bibliotekę. Ha.
- Najbardziej nadpobudliwym. Najbardziej wtrącającym się w nieswoje sprawy. Najbardziej drażniącym nauczycieli i wszystkich uczniów, których tylko będziesz miał w zasięgu wzroku. Tak, chyba można to podpisać pod nadaktywność. - uniósł kącik ust w złośliwym uśmiechu, trącając łokciem ramię Smerfa Marudy. Zaśmiał się krótko na upomnienie ("Nie czochraj!"), jak widać nie do końca podchodząc do niego na poważnie, ani nie przejmując się jego ostrzeżeniem. Przez chwilę, tuż po tym jak ułożył je na nowo, nawet wgapiał się uważnie w jego kosmyki, unosząc na nowo dłonie, by zrujnować je po raz drugi.
"Mega się nudzisz, że jedziesz na takie dno?"
- Ktoś cię musi pilnować. - odpowiedział z rozbawieniem, opuszczając ręce. Mimo to z wyraźną pozytywnością podszedł do faktu, że Elisabeth postanowiła się do nich przyłączyć. Na tyle, by chwilowo porzucił temat aparatu. Gdy tylko nakazano im zająć miejsca w autobusie, przywitał się z kierowcą i wszedł do środka. Na prośbę Chestera od razu rozejrzał się dookoła, unosząc kąciki ust w uśmiechu.
Podszedł do miejsca obok Elisabeth.
- Jeśli pozwolisz. - zaśmiał się cicho, kładąc torbę na ziemi. Wilk sunął gdzieś przy wejściu zerkając po kolei na każdego z uczniów oceniającym wzrokiem, nie rzucał jednak jeszcze żadnym komentarzem.
- Elisabeth, Chester. Chester, Elisabeth. Twój brat nie jedzie? - przedstawił ich sobie, dopiero po chwili czując klepnięcie we własne siedzenie tuż po tym jak zadał dziewczynie pytanie.
- Hej Ril, wiesz ile będziemy jechać? - jasnowłosy chłopak z ich klasy zdecydowanie należał do rozmownych typów lubiących być w centrum uwagi. Teraz choć rzucił podobnym pretekstem, wyraźnie patrzył w stronę Elisabeth z zawadiackim uśmiechem, ignorując kumpla.
- Xavier jestem.
Tandetny podrywacz znowu w akcji.
- Nie wiem, spytaj nauczyciela. - odpowiedział przewracając oczami, nim ponownie skupił uwagę na aparacie Chestera.
- Więc jak, zdjęcia mają być dowodem, że nie zwiałeś w połowie? - spytał z rozbawieniem, bawiąc się paskiem od torby, którą przeniósł z ziemi na kolana. Zupełnie świadomie nie zabrał ze sobą papierosów domyślając się co sądziliby o tym nauczyciele, niemniej właśnie zaczynał żałować swojej decyzji.
- Najbardziej nadpobudliwym. Najbardziej wtrącającym się w nieswoje sprawy. Najbardziej drażniącym nauczycieli i wszystkich uczniów, których tylko będziesz miał w zasięgu wzroku. Tak, chyba można to podpisać pod nadaktywność. - uniósł kącik ust w złośliwym uśmiechu, trącając łokciem ramię Smerfa Marudy. Zaśmiał się krótko na upomnienie ("Nie czochraj!"), jak widać nie do końca podchodząc do niego na poważnie, ani nie przejmując się jego ostrzeżeniem. Przez chwilę, tuż po tym jak ułożył je na nowo, nawet wgapiał się uważnie w jego kosmyki, unosząc na nowo dłonie, by zrujnować je po raz drugi.
"Mega się nudzisz, że jedziesz na takie dno?"
- Ktoś cię musi pilnować. - odpowiedział z rozbawieniem, opuszczając ręce. Mimo to z wyraźną pozytywnością podszedł do faktu, że Elisabeth postanowiła się do nich przyłączyć. Na tyle, by chwilowo porzucił temat aparatu. Gdy tylko nakazano im zająć miejsca w autobusie, przywitał się z kierowcą i wszedł do środka. Na prośbę Chestera od razu rozejrzał się dookoła, unosząc kąciki ust w uśmiechu.
Podszedł do miejsca obok Elisabeth.
- Jeśli pozwolisz. - zaśmiał się cicho, kładąc torbę na ziemi. Wilk sunął gdzieś przy wejściu zerkając po kolei na każdego z uczniów oceniającym wzrokiem, nie rzucał jednak jeszcze żadnym komentarzem.
- Elisabeth, Chester. Chester, Elisabeth. Twój brat nie jedzie? - przedstawił ich sobie, dopiero po chwili czując klepnięcie we własne siedzenie tuż po tym jak zadał dziewczynie pytanie.
- Hej Ril, wiesz ile będziemy jechać? - jasnowłosy chłopak z ich klasy zdecydowanie należał do rozmownych typów lubiących być w centrum uwagi. Teraz choć rzucił podobnym pretekstem, wyraźnie patrzył w stronę Elisabeth z zawadiackim uśmiechem, ignorując kumpla.
- Xavier jestem.
Tandetny podrywacz znowu w akcji.
- Nie wiem, spytaj nauczyciela. - odpowiedział przewracając oczami, nim ponownie skupił uwagę na aparacie Chestera.
- Więc jak, zdjęcia mają być dowodem, że nie zwiałeś w połowie? - spytał z rozbawieniem, bawiąc się paskiem od torby, którą przeniósł z ziemi na kolana. Zupełnie świadomie nie zabrał ze sobą papierosów domyślając się co sądziliby o tym nauczyciele, niemniej właśnie zaczynał żałować swojej decyzji.
Chester Ó Heachthinghearn
Fresh Blood Lost in the City
Re: Zajęcia na uczelni [wszyscy]
Nie Maj 22, 2016 10:10 pm
Nie Maj 22, 2016 10:10 pm
─ Hihihihi! ─ wydał z siebie ten swój typowy odgłos (może godowy, wtedy Thatchet mógłby być zagrożony) jarającej się 11-latki, której znajoma wysłała jedno z bardziej pedalskich zdjęć jej idola. ─ Ty to wiesz o mnie wszystko! ─ no, z małymi wyjątkami. Mając już nieco weselszy wyraz twarzy, oddał mężczyźnie, lecz nie w ramię, a trącił go w udo, bo w sumie ono było w takim zasięgu, do którego Chess nie musiał używać swoich technik gimnastycznych.
Pilnować. Nie zdziwiłby się, gdyby ten żarcik był jego rzeczywistymi planami, biorąc pod uwagę specyfikę Winchestera i jego fuchy w szkole, to było bardzo możliwe. Osłaniając jedną z rąk fryzurę w obawie przez ponownym zburzeniem, zza ręki, na której widniała niewielka blizna po pobiciu się Chestera z długopisem w bibliotece miejskiej, wyjrzał na brunetkę przed nimi. Nie byle jaką, Riley przecież nie zadawał się z byle jakimi ludźmi (hihihihi!) ─ ona chyba wyszła na papieroska po sesji zdjęciowej; w Chesterze się odpaliło 5% hetero. Tysiąc razy ją widział i czasem coś o niej obiło mu się o uszy, ale ten pierwiastek mężczyzny jednak dalej działał, to przez jej twarz! Ma brata bliźniaka, więc ciekawe, czy jest wolny!
“Elisabeth Antoniett.”
“Wiem.”
─ Chester Laird Lavern Ó Heachthinghearn. ─ zaakcentował każdą sylabę, ujmując jej rękę z tym cwaniackim uśmiechem zwiastującym wypadek samochodowy po ich wejściu do pojazdu. ─ Piegus o złotym sercu i stalowej dupie, panienka z brylantami w oczodołach. I ja! ─ zaśmieszkował, gdy byli już wewnątrz, po czym łypnął sobie przez ramię na.. niego. Geeez, znowu on.. ─ I młodsza o jakieś 50 lat wersja pana Greya z równie dołującymi sposobami na panny. ─ mówiąc, mrugnął jednoznacznie w stronę Elizki pod oknem.
A gdy Riley raz jeszcze naprowadził jego skupienie na aparat, ten go uniósł z kolan, ratując go przed nieuchronnym upadkiem, po czym włączył, ujmując w obie ręce. Wysunął się zaraz obiektyw, a na ekraniku Chester zobaczył swojego druha, laskę obok niego oraz wystawiającego łeb między nimi Xaviera, palec ze zdartym lakierem do paznokci ułożył na przycisku.
─ A teraz “ser”!
Pilnować. Nie zdziwiłby się, gdyby ten żarcik był jego rzeczywistymi planami, biorąc pod uwagę specyfikę Winchestera i jego fuchy w szkole, to było bardzo możliwe. Osłaniając jedną z rąk fryzurę w obawie przez ponownym zburzeniem, zza ręki, na której widniała niewielka blizna po pobiciu się Chestera z długopisem w bibliotece miejskiej, wyjrzał na brunetkę przed nimi. Nie byle jaką, Riley przecież nie zadawał się z byle jakimi ludźmi (hihihihi!) ─ ona chyba wyszła na papieroska po sesji zdjęciowej; w Chesterze się odpaliło 5% hetero. Tysiąc razy ją widział i czasem coś o niej obiło mu się o uszy, ale ten pierwiastek mężczyzny jednak dalej działał, to przez jej twarz! Ma brata bliźniaka, więc ciekawe, czy jest wolny!
“Elisabeth Antoniett.”
“Wiem.”
─ Chester Laird Lavern Ó Heachthinghearn. ─ zaakcentował każdą sylabę, ujmując jej rękę z tym cwaniackim uśmiechem zwiastującym wypadek samochodowy po ich wejściu do pojazdu. ─ Piegus o złotym sercu i stalowej dupie, panienka z brylantami w oczodołach. I ja! ─ zaśmieszkował, gdy byli już wewnątrz, po czym łypnął sobie przez ramię na.. niego. Geeez, znowu on.. ─ I młodsza o jakieś 50 lat wersja pana Greya z równie dołującymi sposobami na panny. ─ mówiąc, mrugnął jednoznacznie w stronę Elizki pod oknem.
A gdy Riley raz jeszcze naprowadził jego skupienie na aparat, ten go uniósł z kolan, ratując go przed nieuchronnym upadkiem, po czym włączył, ujmując w obie ręce. Wysunął się zaraz obiektyw, a na ekraniku Chester zobaczył swojego druha, laskę obok niego oraz wystawiającego łeb między nimi Xaviera, palec ze zdartym lakierem do paznokci ułożył na przycisku.
─ A teraz “ser”!
Strona 1 z 3 • 1, 2, 3
Pozwolenia na tym forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach