▲▼
Strona 2 z 2 • 1, 2
First topic message reminder :
Jak sama nazwa wskazuje - największe zoo na terenie nie tylko miasta, ale i prowincji, wyprzedzające nawet swoje starsze rodzeństwo położone od placówki o pół godziny drogi, "Greater Vancouver Zoo", powstałe tak naprawdę w Aldergrove. Obydwa ogrody zoologiczne nawiązały ze sobą współpracę, wspomagając się finansowo czy konsultując ze sobą wszelki transport zwierząt. Tych ponad pięćdziesiąt hektarów jest uciechą nie tylko dzieci, ale i dorosłych, a wszystkie wybiegi zostały należycie dostosowane do spełniania wszelkich potrzeb podopiecznych GVZ. Ogród proponuje także mnóstwo pamiątek inspirowanych wizerunkami dostępnych do oglądania zwierząt, a także niewielki kompleks gastronomiczny. Niemałą atrakcją jest także możliwość przejażdżki kolejką dookoła wybiegów.
Właśnie dlatego chłopak praktycznie nigdy nie wychodził z domu. Gdy znajdywał się w miejscu, które dosłownie tętniło życiem, atmosfera stopniowo udzielała się i jemu. Nawet jeśli nie było najmniejszych szans, by nagle uśmiechnął się szeroko jak jedno z biegających wokół roześmianych dzieci. Mimo to właśnie tak drobne zmiany w jego charakterze zdawały się dość dobitnie świadczyć, że odcięcie od całej reszty, jakie prezentował na co dzień nie było jedynym co potrafił wyrażać.
"No podejdź bliżej (...)"
Nagłe zmniejszenie odległości pomiędzy nimi, sprawiło że zatrząsł się nieznacznie, nieprzyzwyczajony do podobnego nachylania się nad jego osobą. Z reguły, gdy ktoś decydował się na taki krok, robił to po to by zwyczajnie mu w jakiś sposób zagrozić. Ciężko było więc dziwić się tej dość specyficznej reakcji. Nie odsunął się jednak, pozwalając by Shane popchnął go do przodu w kierunku pand.
Mimo tak długiego wyczekiwania ich to właśnie na czarnowłosym skupił swoją uwagę. Stawiał posłusznie krok za krokiem, głowę jednak unosił w milczeniu, uważnie go obserwując. Dopóki nie zobaczył pory karmienia. Dopiero wtedy opuścił głowę, choć starał się nie przyspieszać kroku. Jego zniecierpliwienie zdradziły dopiero bielejące palce, gdy zacisnął je na drążku tak mocno, że zdawało się jakby miał zaraz stracić w nich czucie. Stanął na palcach przeklinając w duchu swój niski wzrost - a przecież i tak miał doskonały widok, byli w pierwszym rzędzie.
— Gdyby w Vancouver można było trzymać pandy w domu, miałbym co najmniej trzy — wymruczał pod nosem, zaraz zasłaniając się rękawem. To krótkie kichnięcie nie zrobiło na nim najmniejszego wrażenia.
"No podejdź bliżej (...)"
Nagłe zmniejszenie odległości pomiędzy nimi, sprawiło że zatrząsł się nieznacznie, nieprzyzwyczajony do podobnego nachylania się nad jego osobą. Z reguły, gdy ktoś decydował się na taki krok, robił to po to by zwyczajnie mu w jakiś sposób zagrozić. Ciężko było więc dziwić się tej dość specyficznej reakcji. Nie odsunął się jednak, pozwalając by Shane popchnął go do przodu w kierunku pand.
Mimo tak długiego wyczekiwania ich to właśnie na czarnowłosym skupił swoją uwagę. Stawiał posłusznie krok za krokiem, głowę jednak unosił w milczeniu, uważnie go obserwując. Dopóki nie zobaczył pory karmienia. Dopiero wtedy opuścił głowę, choć starał się nie przyspieszać kroku. Jego zniecierpliwienie zdradziły dopiero bielejące palce, gdy zacisnął je na drążku tak mocno, że zdawało się jakby miał zaraz stracić w nich czucie. Stanął na palcach przeklinając w duchu swój niski wzrost - a przecież i tak miał doskonały widok, byli w pierwszym rzędzie.
— Gdyby w Vancouver można było trzymać pandy w domu, miałbym co najmniej trzy — wymruczał pod nosem, zaraz zasłaniając się rękawem. To krótkie kichnięcie nie zrobiło na nim najmniejszego wrażenia.
Nagły telefon czy właściwie cokolwiek, sprawiły że Liam musiał opuścić to miejsce.
zt.
// Skoro Shane i tak kasuje konto to raczej nie mam co dłużej czekać na odpis.
zt.
// Skoro Shane i tak kasuje konto to raczej nie mam co dłużej czekać na odpis.
Dziwne dźwięki i równie dziwny zapach, roznoszący się w powietrzu, napierały na zmysły czegoś, co zdecydowanie wyróżniało się na tle czarnych i białych kłębków. W istocie, zdecydowanymi dominatami w strefie mini-zoo były króliki, pawie i bardzo popularna pani koza w podeszłym wieku, potrafiąca zaprzyjaźnić się ze wszystkimi. Jednakże to nie przykuwało uwagi czarnowłosej, wyraźnie zainteresowanej zagrody pełnej uroczych istotek.
To, co ściągało na siebie jej wzrok, było puchate, miało tępe pyszczki i wełenkę na grzbiecie i łebku, a także wydawały z siebie dziwaczne pobekiwania. Tak więc Amakawa była wręcz zauroczona tymi słodkimi barankami i owieczkami, które kręciły się pod płotkiem. Niektóre nawet wyciągały ochoczo łebki i podsuwały je tuż pod dłonie dziewczynki, jakby wiedząc, że ma ochotę je wszystkie wygłaskać.
- Baaah, baaah, baaah - beczały nieprzerwanie zwierzątka, wgapiając się w obserwujących je ludzi.
- Baah, baah, baaaaah! - wtórowała im dziewczyna, a także grupka o wiele młodszych od niej dzieci, których rodzice przypatrywali się nastolatce jak skończonej idiotce. Ale co miała poradzić, skoro to było aż za słodkie, żeby tego nie powtarzać? Te milutkie dźwięki, które z siebie wydawały, a także puchate łby. Nic dziwnego, że to owce liczyło się przed snem, gdy nie dało się go na siebie ściągnąć w inny sposób. Były miękkie, ciepłe, a ich wełenka przypominała nieco chmurkę, co samo w sobie sprawiało, że każdy, kto poddawał się rytuałowi liczenia, czuł się jakby spoczywał na łożu z obłoków, dryfującym po niebie. A niebo równało się z marzeniem. Marzenie ze snem. I mamy coś lepszego od durnych tabletek czy ciepłego mleka.
Ale i tak... baaah, baah, baaaaah~.
To, co ściągało na siebie jej wzrok, było puchate, miało tępe pyszczki i wełenkę na grzbiecie i łebku, a także wydawały z siebie dziwaczne pobekiwania. Tak więc Amakawa była wręcz zauroczona tymi słodkimi barankami i owieczkami, które kręciły się pod płotkiem. Niektóre nawet wyciągały ochoczo łebki i podsuwały je tuż pod dłonie dziewczynki, jakby wiedząc, że ma ochotę je wszystkie wygłaskać.
- Baaah, baaah, baaah - beczały nieprzerwanie zwierzątka, wgapiając się w obserwujących je ludzi.
- Baah, baah, baaaaah! - wtórowała im dziewczyna, a także grupka o wiele młodszych od niej dzieci, których rodzice przypatrywali się nastolatce jak skończonej idiotce. Ale co miała poradzić, skoro to było aż za słodkie, żeby tego nie powtarzać? Te milutkie dźwięki, które z siebie wydawały, a także puchate łby. Nic dziwnego, że to owce liczyło się przed snem, gdy nie dało się go na siebie ściągnąć w inny sposób. Były miękkie, ciepłe, a ich wełenka przypominała nieco chmurkę, co samo w sobie sprawiało, że każdy, kto poddawał się rytuałowi liczenia, czuł się jakby spoczywał na łożu z obłoków, dryfującym po niebie. A niebo równało się z marzeniem. Marzenie ze snem. I mamy coś lepszego od durnych tabletek czy ciepłego mleka.
Ale i tak... baaah, baah, baaaaah~.
Dzień zapowiadał się całkiem pozytywnie. Nie lało jak z cebra ani nie ciskało gradem, jakby to same aniołki w niebiosach w kręgle grały. Wyśmienita pogoda na spacer.
Zoo bywało idealnym miejscem na przechadzkę, o ile tylko zwierzęta nie chowały się po swoich stajniach, jaskiniach i tym podobnych wskutek deszczu. Prawie zapomniał o sprawie, która niedawno wydarzyła się w lodowisku. Zresztą, lód zaczął topnieć, a atmosfera się ocieplać. Nie warto było tracić czasu na długie rozmyślanie nad sensem życia. Może i niekoniecznie dobrze potraktował tego chłopaka, ale cóż - nie miał okazji go przeprosić, zresztą skąd mógł spodziewać się po nim takiej reakcji?
Tak więc odgarnął kłopotliwe myśli i ruszył na podbój ogrodu zoologicznego. Kuzyn jak zwykle czymś zajęty (czyżby znalazł sobie chłopaka, hmm?), służący praktycznie nie wychodzili z jego rodzinnego domu, a ojciec standardowo tylko pracuje nad nowym modelem robota. Co tym razem, chodzik, mikser, lodówko-zamrażarka z autopilotem? Raany, że też mu się tak chciało.
Przeszedł obok wybiegu dla pingwinów. Biedne te ptaki. Muszą żyć w klatce, a na dodatek nie wiedzą, że ludzie nimi manipulują i dzięki nim zarabiają. Ale, ha!, wygrywa najsilniejszy. W naturze zawsze tak było. Lew pożerał antylopę, najsłabszy z miotu najbardziej cierpiał, stare osobniki pozostawiano na rzeź. Brutalny cykl natury może niezbyt Ace'a interesował, ale on sam rozkoszował się w bólu, jaki widział w oczach cierpiącej istoty żywej. Ból oznaczał, iż to stworzenie przynajmniej żyje i czuje więcej niż reszta.
Delikatny wiatr poruszył jego niesfornie ułożonymi włosami. To jedyny element, z którym Eden nie walczył. Mógł przypakować, schudnąć, ostrzyc się, jednak jego fryz niestety albo stety wracał do swojej poprzedniej formy, jakiegokolwiek żelu by nie użył. Jego kosmyki włosów układały się same w swego rodzaju artystyczny nieład. Nawet szczotka i spinki nie pomagały. Zmienna wilgotność powietrza jeszcze tylko pogorszyła sprawę. Dlatego sytuacja potoczyła się, jak się potoczyła.
Z powodu braku okularów źle ocenił odległość i barierka zwaliła go chwilowo z nóg, wbijając mu się w brzuch. Szczęśliwie dzięki dużej ilości nie odczuł tego aż tak bardzo. Zachłysnął się i po kilku sekundach wstał na równe nogi. Oczywiście jakaś pobliska dziewoja się rzuciła od razu, by go ratować, aczkolwiek on podziękował i odmówił.
Przy okazji zaczął z nią rozmawiać, a potem, gdy dowiedział się o jej panieństwie, również bezkarnie flirtować,. Jeśli nigdy nie była w związku to tym lepiej! Łatwiej wciągnąć ją w toksyczny związek i nią manipulować. Jakby trafił na czystą jak łzę dziewicę to ohohoho, nie groziłaby mu już nuda na długie, długie wieki.
W tle ich konwersacji oczywiście beczały małe baranki, w końcu znajdowali się przy ich zagrodzie. Jak nastrojowo. W sumie stworzyć takie małe zoo z żoną na czele... brzmi nieźle. Zajmowałaby się domem, Acem i calutkim zwierzyńcem.
Zoo bywało idealnym miejscem na przechadzkę, o ile tylko zwierzęta nie chowały się po swoich stajniach, jaskiniach i tym podobnych wskutek deszczu. Prawie zapomniał o sprawie, która niedawno wydarzyła się w lodowisku. Zresztą, lód zaczął topnieć, a atmosfera się ocieplać. Nie warto było tracić czasu na długie rozmyślanie nad sensem życia. Może i niekoniecznie dobrze potraktował tego chłopaka, ale cóż - nie miał okazji go przeprosić, zresztą skąd mógł spodziewać się po nim takiej reakcji?
Tak więc odgarnął kłopotliwe myśli i ruszył na podbój ogrodu zoologicznego. Kuzyn jak zwykle czymś zajęty (czyżby znalazł sobie chłopaka, hmm?), służący praktycznie nie wychodzili z jego rodzinnego domu, a ojciec standardowo tylko pracuje nad nowym modelem robota. Co tym razem, chodzik, mikser, lodówko-zamrażarka z autopilotem? Raany, że też mu się tak chciało.
Przeszedł obok wybiegu dla pingwinów. Biedne te ptaki. Muszą żyć w klatce, a na dodatek nie wiedzą, że ludzie nimi manipulują i dzięki nim zarabiają. Ale, ha!, wygrywa najsilniejszy. W naturze zawsze tak było. Lew pożerał antylopę, najsłabszy z miotu najbardziej cierpiał, stare osobniki pozostawiano na rzeź. Brutalny cykl natury może niezbyt Ace'a interesował, ale on sam rozkoszował się w bólu, jaki widział w oczach cierpiącej istoty żywej. Ból oznaczał, iż to stworzenie przynajmniej żyje i czuje więcej niż reszta.
Delikatny wiatr poruszył jego niesfornie ułożonymi włosami. To jedyny element, z którym Eden nie walczył. Mógł przypakować, schudnąć, ostrzyc się, jednak jego fryz niestety albo stety wracał do swojej poprzedniej formy, jakiegokolwiek żelu by nie użył. Jego kosmyki włosów układały się same w swego rodzaju artystyczny nieład. Nawet szczotka i spinki nie pomagały. Zmienna wilgotność powietrza jeszcze tylko pogorszyła sprawę. Dlatego sytuacja potoczyła się, jak się potoczyła.
Z powodu braku okularów źle ocenił odległość i barierka zwaliła go chwilowo z nóg, wbijając mu się w brzuch. Szczęśliwie dzięki dużej ilości nie odczuł tego aż tak bardzo. Zachłysnął się i po kilku sekundach wstał na równe nogi. Oczywiście jakaś pobliska dziewoja się rzuciła od razu, by go ratować, aczkolwiek on podziękował i odmówił.
Przy okazji zaczął z nią rozmawiać, a potem, gdy dowiedział się o jej panieństwie, również bezkarnie flirtować,. Jeśli nigdy nie była w związku to tym lepiej! Łatwiej wciągnąć ją w toksyczny związek i nią manipulować. Jakby trafił na czystą jak łzę dziewicę to ohohoho, nie groziłaby mu już nuda na długie, długie wieki.
W tle ich konwersacji oczywiście beczały małe baranki, w końcu znajdowali się przy ich zagrodzie. Jak nastrojowo. W sumie stworzyć takie małe zoo z żoną na czele... brzmi nieźle. Zajmowałaby się domem, Acem i calutkim zwierzyńcem.
Strona 2 z 2 • 1, 2
Pozwolenia na tym forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach