▲▼
Strona 2 z 4 • 1, 2, 3, 4
First topic message reminder :
Irytująco chlorowany, regularnie czyszczony, filtrowany, zabezpieczony na tysiąc sposobów, wyposażony w komfortowe drabinki i jeszcze inne luksusy z tytanu? Czy to ptak? Czy to samolot? Nie, to basen. Wymiary trzydzieści metrów na dwadzieścia, doskonała głębokość i miliardy wymalowanych na dnie linii czy osiemdziesiąt tysięcy podziałek, sznurków-... właściwie jest tu wszystko, czego potrzebuje tego rodzaju hala. Woda? Jest. Komfort? Jest. Piankowe makarony na wypadek niepływających ciot? I to nawet w trzydziestu kolorach! Dodatkowo szatnie i prysznice. No i czego chcieć więcej?
Willy chciał jeszcze chociaż przez chwilę utrzymać swoją mrożącą w krew w żyłach minę, ale nigdy nie był w czymś takim dobry, więc tym razem szybko się poddał. Jego zdolności aktorskie były na zerowym poziomie, ale wciąż dzielnie próbował, wierząc zasadzie, że praktyka czyni mistrza. Nie miał w zwyczaju okłamywać ludzi, więc teoretycznie nie potrzebował takiego talentu, ale zawsze miło jest nauczyć się czegoś nowego.
- Utonąć można nawet w talerzu zupy – rzucił myśl, którą ostatnio przeczytał w Internecie, a po jego głosie było słychać, że nie ma mu za złe tej niewinnej próby morderstwa.
Ale kto wie? Może Orion słysząc ten argument poczuje skruchę i będzie chciał odkupić swoje winy w jakiś pyszny sposób? Tsaa… Ale pomarzyć zawsze można, prawda?
Przekrzywił głowę w bok, przyglądając się jego sylwetce niezadowolonym wzrokiem. Czy on nie powinien mieć na sobie już stroju kąpielowego? Zamiast tego stał przed nim ubrany od szyi po same stopy, kiedy on musiał paradować w samych szortach. O nie, nie! Nie ma tak dobrze.
- Gdybyś nie mógł trafić do szatni, to… - zrobił krótką przerwę, by wyciągnąć w danym kierunku dłoń, posyłając cały grad kropelkowych pocisków w stronę spóźnialskiego – …jest tam.
Uśmiechnął się do niego niewinnie. Zemsta jest zła, nawet tak niegroźna, więc nie chciał się do niej posuwać, ale… Teraz przecież nic nie zrobił. Tylko grzecznie wskazał koledze miejsce, do którego powinien się udać. A że przy okazji go ochlapał… Co mógł poradzić na to, że znajdował się w basenie? Nie była to przecież jego wina, co tylko potwierdzała jego mina – istny aniołek.
Aniołek, który właśnie zanurzył swoją twarz do połowy w wodzie, tak by wystawały tylko oczy, które delikatnie zmrużył, kiedy zaczął iść do tyłu. W końcu był krokodylem!
- Utonąć można nawet w talerzu zupy – rzucił myśl, którą ostatnio przeczytał w Internecie, a po jego głosie było słychać, że nie ma mu za złe tej niewinnej próby morderstwa.
Ale kto wie? Może Orion słysząc ten argument poczuje skruchę i będzie chciał odkupić swoje winy w jakiś pyszny sposób? Tsaa… Ale pomarzyć zawsze można, prawda?
Przekrzywił głowę w bok, przyglądając się jego sylwetce niezadowolonym wzrokiem. Czy on nie powinien mieć na sobie już stroju kąpielowego? Zamiast tego stał przed nim ubrany od szyi po same stopy, kiedy on musiał paradować w samych szortach. O nie, nie! Nie ma tak dobrze.
- Gdybyś nie mógł trafić do szatni, to… - zrobił krótką przerwę, by wyciągnąć w danym kierunku dłoń, posyłając cały grad kropelkowych pocisków w stronę spóźnialskiego – …jest tam.
Uśmiechnął się do niego niewinnie. Zemsta jest zła, nawet tak niegroźna, więc nie chciał się do niej posuwać, ale… Teraz przecież nic nie zrobił. Tylko grzecznie wskazał koledze miejsce, do którego powinien się udać. A że przy okazji go ochlapał… Co mógł poradzić na to, że znajdował się w basenie? Nie była to przecież jego wina, co tylko potwierdzała jego mina – istny aniołek.
Aniołek, który właśnie zanurzył swoją twarz do połowy w wodzie, tak by wystawały tylko oczy, które delikatnie zmrużył, kiedy zaczął iść do tyłu. W końcu był krokodylem!
Widząc, że chłopakowi nic nie jest, obecne na basenie dziewczęta parsknęły śmiechem. Jedynie ich trenerka pokiwała głową z rezygnacją. Dorosłych nigdy nie bawiły tego typu zabawy młodzieży. Orion kontrolnie tylko zerknął za okna, w celu sprawdzenia czy z psem wszystko w porządku. O kogo jak o kogo, ale akurat o swoje zwierzęta się martwił. A zważając na styl bycia tego konkretnego... Nie zdziwiłby się, gdyby nagle przyleciał tu jak szalony, ciągnąc za sobą na smyczy strażnika.
- Może to powód by przestać je jeść? Nie dość, że się taką nie najesz, to jeszcze franca cię zamordować może. - Pokiwał głową na potwierdzenie własnych słów. Oczywiste, że chciał się z młodszym chłopakiem podroczyć. Nie poczułby skruchy, nie ma szans. Jak zwykle przełożyłby to na swoją ideologię, by wyjść z sytuacji zwycięsko. Przyjrzał się niezadowolonemu spojrzeniu, jakie Willy w niego ciskał. Oho, coś się szykuje.
I w istocie zaraz poczuł na sobie chłodne krople. Zamrugał krótko, następnie potrząsając raz głową w dość zabawny sposób. To był właśnie powód dla którego się podniósł i oddalił o kolejny krok.
- Aż tak bardzo chcesz zobaczyć mnie bez ubrań? Dziękuję, postoję. - Złośliwy uśmiech rozciągnął usta blondyna, a rozbawione spojrzenie kolorowych oczu pało na twarz Dolana. - Powiedziałem, że pomogę ci w nauce pływania, nie mówiłem, że zrobię to osobiście. - Dodał po chwili gwoli wyjaśnienia. Zatarł dłonie, unosząc wzrok na pływacką drużynę dziewczyn. Jedna z nich pochwyciła spojrzenie, od razu drepcząc wesoło w ich stronę. Orion ruszył ku niej, coby słodki Aniołek nie mógł usłyszeć ich rozmowy. Zemsta za ochlapanie, ot co.
- Może to powód by przestać je jeść? Nie dość, że się taką nie najesz, to jeszcze franca cię zamordować może. - Pokiwał głową na potwierdzenie własnych słów. Oczywiste, że chciał się z młodszym chłopakiem podroczyć. Nie poczułby skruchy, nie ma szans. Jak zwykle przełożyłby to na swoją ideologię, by wyjść z sytuacji zwycięsko. Przyjrzał się niezadowolonemu spojrzeniu, jakie Willy w niego ciskał. Oho, coś się szykuje.
I w istocie zaraz poczuł na sobie chłodne krople. Zamrugał krótko, następnie potrząsając raz głową w dość zabawny sposób. To był właśnie powód dla którego się podniósł i oddalił o kolejny krok.
- Aż tak bardzo chcesz zobaczyć mnie bez ubrań? Dziękuję, postoję. - Złośliwy uśmiech rozciągnął usta blondyna, a rozbawione spojrzenie kolorowych oczu pało na twarz Dolana. - Powiedziałem, że pomogę ci w nauce pływania, nie mówiłem, że zrobię to osobiście. - Dodał po chwili gwoli wyjaśnienia. Zatarł dłonie, unosząc wzrok na pływacką drużynę dziewczyn. Jedna z nich pochwyciła spojrzenie, od razu drepcząc wesoło w ich stronę. Orion ruszył ku niej, coby słodki Aniołek nie mógł usłyszeć ich rozmowy. Zemsta za ochlapanie, ot co.
- Nie wyybrzydzaaj – skarcił go odruchowo, przeciągając ostatnie słowo.
Lubił walczyć ze złymi nawykami Oriona, choć jak na razie efekty tego były… Nie oszukujmy się. Nie było ich wcale. Mimo tego Willy dzielnie próbował, dalej ani myśląc o poddaniu się, a takie upominanie go stało się już wręcz odruchem w niektórych momentach. Jasnowłosy wciąż miał nadzieję, że kiedyś, kiedyś, kieeedyś jeszcze uda mu się chłopaka wychować, choć to on był tutaj młodszy i zdecydowanie nie należał do odpowiedzialnych ludzi, godnych podjęcia się takiego zadania. Skoro już jednak zaczął i postawił to sobie jako jeden z największych celów życiowych, to głupio byłoby się z tego wycofać.
Słysząc uwagę o zobaczeniu go bez ubrań, natychmiast się wyprostował, porzucając zabawę w krokodyla. Gdyby ktoś przyjrzał się teraz uważniej jego twarzy, mógłby zobaczyć blade rumieńce, które natychmiast się pojawiły. Od zawsze miał tendencję do czerwienienia się w takich chwilach. Nie ważne, czy ktoś żartował, czy mówił śmiertelnie poważnie. Do uwag Freya był już jednak przyzwyczajony, więc jego reakcja była słabsza niż na początku ich znajomości. Zamiast odwracać wzrok, spojrzał mu prosto w oczy, jakby chciał powiedzieć, że choćby miał dzięki temu dostać małego, słodkiego pingwina, nie chciałby czegoś takiego zobaczyć nigdy. Nigdy!
- Więc jak planujesz… - urwał, widząc, co chłopak właśnie chce zrobić. – Orion! – syknął za nim.
Nie, nie, nie! Czy on naprawdę… Nieee! Miał ochotę głośno jęknąć z rezygnacją i znaleźć się z powrotem pod wodą. Właśnie znalazł się pod skrzydłami najgorszego nauczyciela, jakiego mógł sobie wybrać. Willy doskonale zdawał sobie sprawę z tego, że była to mała zemsta za ochlapanie chłopaka. Dlatego nigdy nie pochwalał takich metod! Oko za oko, ząb za ząb, to najgorszy sposób na życie! Nie miał pojęcia, co jego znajomy mógł wymyślić, ale miał dziwne wrażenie, że wolałby się o tym nie dowiedzieć.
W akcie desperacji popatrzył na Oriona swoim najbardziej proszącym wzrokiem, który podobno sprawiał, że ludziom miękły serca. Wiedział, że na modelu raczej żadne słodkie spojrzenia nie zrobią wrażania, ale musiał chociaż spróbować. Jego oczy zdawały się mówić „naprawdę chcesz mścić się na kimś takim jak ja?”.
W myślach jednak właśnie wyobrażał sobie, jak następnym razem Frey będzie chciał gdzieś wyjść, a Willy mu odmówi. Postanowił sobie, że już nigdy z nim nigdzie nie pójdzie, ale wiedział, że i tak za kilka sekund mu przejdzie. Zawsze tak było. Wbrew pozorom Orion był naprawdę dobrym znajomym.
Lubił walczyć ze złymi nawykami Oriona, choć jak na razie efekty tego były… Nie oszukujmy się. Nie było ich wcale. Mimo tego Willy dzielnie próbował, dalej ani myśląc o poddaniu się, a takie upominanie go stało się już wręcz odruchem w niektórych momentach. Jasnowłosy wciąż miał nadzieję, że kiedyś, kiedyś, kieeedyś jeszcze uda mu się chłopaka wychować, choć to on był tutaj młodszy i zdecydowanie nie należał do odpowiedzialnych ludzi, godnych podjęcia się takiego zadania. Skoro już jednak zaczął i postawił to sobie jako jeden z największych celów życiowych, to głupio byłoby się z tego wycofać.
Słysząc uwagę o zobaczeniu go bez ubrań, natychmiast się wyprostował, porzucając zabawę w krokodyla. Gdyby ktoś przyjrzał się teraz uważniej jego twarzy, mógłby zobaczyć blade rumieńce, które natychmiast się pojawiły. Od zawsze miał tendencję do czerwienienia się w takich chwilach. Nie ważne, czy ktoś żartował, czy mówił śmiertelnie poważnie. Do uwag Freya był już jednak przyzwyczajony, więc jego reakcja była słabsza niż na początku ich znajomości. Zamiast odwracać wzrok, spojrzał mu prosto w oczy, jakby chciał powiedzieć, że choćby miał dzięki temu dostać małego, słodkiego pingwina, nie chciałby czegoś takiego zobaczyć nigdy. Nigdy!
- Więc jak planujesz… - urwał, widząc, co chłopak właśnie chce zrobić. – Orion! – syknął za nim.
Nie, nie, nie! Czy on naprawdę… Nieee! Miał ochotę głośno jęknąć z rezygnacją i znaleźć się z powrotem pod wodą. Właśnie znalazł się pod skrzydłami najgorszego nauczyciela, jakiego mógł sobie wybrać. Willy doskonale zdawał sobie sprawę z tego, że była to mała zemsta za ochlapanie chłopaka. Dlatego nigdy nie pochwalał takich metod! Oko za oko, ząb za ząb, to najgorszy sposób na życie! Nie miał pojęcia, co jego znajomy mógł wymyślić, ale miał dziwne wrażenie, że wolałby się o tym nie dowiedzieć.
W akcie desperacji popatrzył na Oriona swoim najbardziej proszącym wzrokiem, który podobno sprawiał, że ludziom miękły serca. Wiedział, że na modelu raczej żadne słodkie spojrzenia nie zrobią wrażania, ale musiał chociaż spróbować. Jego oczy zdawały się mówić „naprawdę chcesz mścić się na kimś takim jak ja?”.
W myślach jednak właśnie wyobrażał sobie, jak następnym razem Frey będzie chciał gdzieś wyjść, a Willy mu odmówi. Postanowił sobie, że już nigdy z nim nigdzie nie pójdzie, ale wiedział, że i tak za kilka sekund mu przejdzie. Zawsze tak było. Wbrew pozorom Orion był naprawdę dobrym znajomym.
- Zmuś mnie. - Odparł standardową kwestią, której zawsze używał, gdy Willy próbował go do czegoś namówić. W gruncie rzeczy cały ten ich niewypowiedziany układ o próbie zmiany nastawienia Oriona był zabawny. Dziedzic niczego nie bronił, nie ustalał żadnych zasad. Ot obserwował wszystko, stojąc w centrum. No nie miał serca mówić temu chłopakowi, że nie da się go zmienić. Znaczy miał, tylko po co psuć sobie źródło rozrywki? Żaden z nich niczego na tym nie tracił, no, może Willy odrobinę cierpliwości, ale to i tak opcjonalnie. A gdyby teraz się z tego wszystkiego wycofał, zapewne straciłby w oczach Oriona.
Obserwował lekki rumieniec powoli pojawiający się na policzkach Willa. Zawsze lubił doprowadzać go do tego stanu. Co prawda nie było to tak intensywne jak wcześniej, ale ważne, że w ogóle było. Zawiódłby się dopiero gdyby jego mało subtelne teksty przestały działać na chłopaka. Teoretycznie mógłby mówić jeszcze bardziej zboczone rzeczy, ale jak sądził, przyjdzie na to odpowiednia pora.
Nijak nie zareagował na swoje wykrzyczane imię. W przeciwieństwie do kilku dziewczyn, które zwróciły ku niemu twarze. Zerknął krótko na blondyna w wodzie, wyłapując jego proszące spojrzenie. Na które oczywiście odpowiedział pobłażliwym uśmiechem w stylu "naprawdę sądzisz, że to na mnie działa?" Proste, że nie działało. Zbliżył się za to do dziewczyny, układając dłoń na jej ramieniu. Ta splotła dłonie za plecami, subtelnie podchodząc bliżej. Nachylił się nad jej uchem, szepcząc coś entuzjastycznie, choć z opanowaniem. Gdy tylko skończył, pływaczka pokiwała energicznie głową, przywołując swoją grupę, wraz z trenerką. Frey kiwnął głową w wyrazie podziękowania, kierując się na parapet blisko krawędzi basenu, by na nim zasiąść.
- Widzisz Willy? Kto nauczyłby cię pływać lepiej od najlepszej drużyny pływackiej w szkole i ich świetnej trenerki? - Przy końcu wypowiadanych słów zerknął krótko na nauczycielkę, która chyba rozważała czy dać się złapać na komplement dziedzica. Wszystko co związane ze sportem było dla niego fujka, więc nic dziwnego, że wuefiści za nim nie przepadali. Dziewczyny wparowały do wody naokoło Dolana i jedna z nich, która była prawdopodobnie panią kapitan, podpłynęła bliżej, coby wytłumaczyć mu podstawowe pojęcia.
Obserwował lekki rumieniec powoli pojawiający się na policzkach Willa. Zawsze lubił doprowadzać go do tego stanu. Co prawda nie było to tak intensywne jak wcześniej, ale ważne, że w ogóle było. Zawiódłby się dopiero gdyby jego mało subtelne teksty przestały działać na chłopaka. Teoretycznie mógłby mówić jeszcze bardziej zboczone rzeczy, ale jak sądził, przyjdzie na to odpowiednia pora.
Nijak nie zareagował na swoje wykrzyczane imię. W przeciwieństwie do kilku dziewczyn, które zwróciły ku niemu twarze. Zerknął krótko na blondyna w wodzie, wyłapując jego proszące spojrzenie. Na które oczywiście odpowiedział pobłażliwym uśmiechem w stylu "naprawdę sądzisz, że to na mnie działa?" Proste, że nie działało. Zbliżył się za to do dziewczyny, układając dłoń na jej ramieniu. Ta splotła dłonie za plecami, subtelnie podchodząc bliżej. Nachylił się nad jej uchem, szepcząc coś entuzjastycznie, choć z opanowaniem. Gdy tylko skończył, pływaczka pokiwała energicznie głową, przywołując swoją grupę, wraz z trenerką. Frey kiwnął głową w wyrazie podziękowania, kierując się na parapet blisko krawędzi basenu, by na nim zasiąść.
- Widzisz Willy? Kto nauczyłby cię pływać lepiej od najlepszej drużyny pływackiej w szkole i ich świetnej trenerki? - Przy końcu wypowiadanych słów zerknął krótko na nauczycielkę, która chyba rozważała czy dać się złapać na komplement dziedzica. Wszystko co związane ze sportem było dla niego fujka, więc nic dziwnego, że wuefiści za nim nie przepadali. Dziewczyny wparowały do wody naokoło Dolana i jedna z nich, która była prawdopodobnie panią kapitan, podpłynęła bliżej, coby wytłumaczyć mu podstawowe pojęcia.
Z zainteresowaniem obserwował każdy gest chłopaka. Liczył, że da mu to jakąś podpowiedź i zrozumie dzięki temu, co ten wymyślił. Miał również cichą nadzieję, że uda mu się cokolwiek usłyszeć, ale to nie był jego dobry dzień. Gdyby tylko miał wyostrzone zmysły jak super bohaterowie… Wtedy mógłby psychicznie przygotować się na to, co wymyślił dla niego Orion. Niestety nie pochodził z
Kryptonu, nie przeżył napromieniowania radioaktywną substancją ani nie ukąsił go żaden zmutowany zwierzak. Nie było szans, by usłyszeć choć krótki urywek z ich rozmowy, a ciekawość prawie zjadała go już żywcem. Z jednej strony niepokoiło go, czemu Frey przywołał do siebie dziewczynę z drużyny pływackiej. Z drugiej jednak nie mógł się już doczekać, by zobaczyć co tym razem wymyślił.
Widząc jak nieznajoma przywołuje do siebie cały klub pływacki, Willy na moment zdębiał - stał tylko z lekko uchylonymi ustami, szybko mrugając. Czy właśnie miał się popisać swoimi świetnymi umiejętnościami przed osobami, które w wodzie czują się jak ryba? I czy Orion przed chwilą wymigał się od bycia nauczycielem? A może zaraz miało wydarzyć się coś wielkiego, czego jasnowłosy wolałby jednak nie być świadkiem?
- Na pewno nie ty – burknął cicho sam do siebie niczym obrażony dzieciak, mając nadzieję, że Orion potrafi czytać z ruchu warg.
Ale… Skoro jednak tak to wszystko miało wyglądać, to nie mógł pozwolić, by osoby, które zgodziły się mu pomóc, czuły się źle w jego towarzystwie. Jakby na to nie patrzeć, to właśnie porzuciły swoje obowiązki tylko po to, żeby poświęcić mu chwilę swojego cennego czasu. Cichy głosik w jego głowie próbował krzyczeć, że w tym wszystkim jest jakiś podstęp i powinien być ostrożny, ale nie potrafił powstrzymać ekscytacji z możliwości poznania nowych ludzi. To było silniejsze od niego.
- Będę bardzo wdzięczny – krzyknął w stronę trenerki, kiwając energicznie głową i uśmiechając się wesoło.
Jedyną osobą, której mógłby dogryzać był tutaj Orion, który właśnie rozsiadł się wygodnie na parapecie. Te dziewczyny nie były mu niczemu winne, więc nie mógł się zachowywać wobec niech inaczej, niż zrobiłby to w innej sytuacji. Poza tym… Miał szczerą nadzieję, że zemsta Freya, to zwykłe zwalenie swojego obowiązku na kogoś innego. Na taki układ mógł bez problemu się zgodzić! Wszyscy byliby wtedy szczęśliwi, prawda?
Większość facetów byłaby przeszczęśliwa, gdyby zostali otoczeni w basenie przez przedstawicielki innej płci, ale Willy nie zwrócił na coś takiego szczególnej uwagi. Uśmiechnął się do każdej z nich, a następnie skupił się na dziewczynie, która znalazła się najbliżej niego. Wiedział, że w tym wszystkim mógł być jakiś haczyk, ale już po chwili słuchał z uwagą słów pani kapitan, przygryzając w skupieniu wargę i, co jakiś czas, kiwając głową, żeby pokazać, że wszystko zrozumiał. Teoria wydawała się być mu równie prosta, co zrobienie płatków z mlekiem, a to do najtrudniejszych zadań zdecydowanie nie należało.
Kryptonu, nie przeżył napromieniowania radioaktywną substancją ani nie ukąsił go żaden zmutowany zwierzak. Nie było szans, by usłyszeć choć krótki urywek z ich rozmowy, a ciekawość prawie zjadała go już żywcem. Z jednej strony niepokoiło go, czemu Frey przywołał do siebie dziewczynę z drużyny pływackiej. Z drugiej jednak nie mógł się już doczekać, by zobaczyć co tym razem wymyślił.
Widząc jak nieznajoma przywołuje do siebie cały klub pływacki, Willy na moment zdębiał - stał tylko z lekko uchylonymi ustami, szybko mrugając. Czy właśnie miał się popisać swoimi świetnymi umiejętnościami przed osobami, które w wodzie czują się jak ryba? I czy Orion przed chwilą wymigał się od bycia nauczycielem? A może zaraz miało wydarzyć się coś wielkiego, czego jasnowłosy wolałby jednak nie być świadkiem?
- Na pewno nie ty – burknął cicho sam do siebie niczym obrażony dzieciak, mając nadzieję, że Orion potrafi czytać z ruchu warg.
Ale… Skoro jednak tak to wszystko miało wyglądać, to nie mógł pozwolić, by osoby, które zgodziły się mu pomóc, czuły się źle w jego towarzystwie. Jakby na to nie patrzeć, to właśnie porzuciły swoje obowiązki tylko po to, żeby poświęcić mu chwilę swojego cennego czasu. Cichy głosik w jego głowie próbował krzyczeć, że w tym wszystkim jest jakiś podstęp i powinien być ostrożny, ale nie potrafił powstrzymać ekscytacji z możliwości poznania nowych ludzi. To było silniejsze od niego.
- Będę bardzo wdzięczny – krzyknął w stronę trenerki, kiwając energicznie głową i uśmiechając się wesoło.
Jedyną osobą, której mógłby dogryzać był tutaj Orion, który właśnie rozsiadł się wygodnie na parapecie. Te dziewczyny nie były mu niczemu winne, więc nie mógł się zachowywać wobec niech inaczej, niż zrobiłby to w innej sytuacji. Poza tym… Miał szczerą nadzieję, że zemsta Freya, to zwykłe zwalenie swojego obowiązku na kogoś innego. Na taki układ mógł bez problemu się zgodzić! Wszyscy byliby wtedy szczęśliwi, prawda?
Większość facetów byłaby przeszczęśliwa, gdyby zostali otoczeni w basenie przez przedstawicielki innej płci, ale Willy nie zwrócił na coś takiego szczególnej uwagi. Uśmiechnął się do każdej z nich, a następnie skupił się na dziewczynie, która znalazła się najbliżej niego. Wiedział, że w tym wszystkim mógł być jakiś haczyk, ale już po chwili słuchał z uwagą słów pani kapitan, przygryzając w skupieniu wargę i, co jakiś czas, kiwając głową, żeby pokazać, że wszystko zrozumiał. Teoria wydawała się być mu równie prosta, co zrobienie płatków z mlekiem, a to do najtrudniejszych zadań zdecydowanie nie należało.
Pani kapitan z którą rozmawiał wsparła dłonie biodrach, tylko po to by zostać objętą w talii i przyciągniętą bliżej. Bo Orion wiedział, że dobre podejście i podstęp to podstawa do zdobycia tego, czego się chciało. Nie żeby miał z tym problemy, pochodząc z bogatej rodziny. Ot lubił załatwiać większość rzeczy samemu, bez pomocy nazwiska. Gdyby nie musiał poświęcać uwagi dziewczynie, z największą przyjemnością obserwowałby Dolana, którego wyraz twarzy mówił dosłownie wszystko. Nachylił się nad panią kapitan, coby wyszeptać "lubi się przytulać". I nie dość, że dziewczyna była wielce zadowolona z bycia obiektem, któremu Orion aktualnie poświęcał uwagę, to jeszcze miała niewątpliwie przyjemną możliwość obcowania i współpracy z uroczą Maskotką. Odsunęła się od rozmówcy, kiwając energicznie głową.
Teoria się jednak w końcu skończyła i przyszła pora na praktykę. I tu oczywiście panie miały kolejną sposobność na dotknięcie szesnastolatka. Każda chętnie pomagała mu w ułożeniu kończyn, czy poprawiała ich ruch. Służyły też pomocą gdy zaczynał opadać na dno. Kochane dziewczyny, no co by bez nich zrobił. Frey natomiast obserwując to wszystko miał niesamowity ubaw. Nie przestawał się uśmiechać, śledząc kolorowym spojrzeniem każdy ruch blondyna, coby później wypomnieć mu kilka rzeczy.
Siedząc już na parapecie, założył nogę na nogę, wspierając plecy o chłodną szybę. Jedyny obiekt z mniejszą temperaturą na basenie. Sauna, istna sauna. Znaczy w stroju kąpielowym pewnie nie czułoby się tego gorąca, aczkolwiek Clawerich nigdy nie przepadał za zbytnim ciepłem. Tak samo jak jego psy, które kochały zimne klimaty.
Zwrócił spojrzenie na powoli wchodzące do basenu dziewczyny. Nie mogły sobie darować i każda zaraz po pani kapitan, podpłynęły do blondyna, szepcząc między sobą o jego słodyczy. Trenerka podeszła do krawędzi, rozpoczynając wywód o podstawowej teorii, oraz stylach. Każda panienka w tym czasie wykorzystywała okazję, by pogłaskać Dolana po głowie, poczochrać mu włosy bądź też przytulić się do niego. Macanie w miejscu publicznym!
- Dziewczyny nie zamęczcie go. - Parsknął krótko, posyłając rozbawiony uśmiech głównemu "poszkodowanemu". Drużyna pływacka odpowiedziała mu chichotem. Każdy inny cieszyłby się na jego miejscu jak małe dziecko. Być otoczonym przez ładne dziewczyny w basenie. I to jeszcze kiedy były tak zainteresowane daną osobą! No każda próbowała go dotknąć, dosłownie każda.
Po teorii przyszedł czas na praktykę. Pani kapitan wraz z koleżankami miała w tym momencie o wiele więcej sposobności na dotknięcie blondyna. Każda chętnie pomagała w odpowiednim ułożeniu kończyn, czy poprawieniu ich ruchu. Wyciągały go również z wody, gdy tylko zaczynał się topić. Frey natomiast obserwował wszystko z jawnym rozbawieniem, posyłając Dolanowi szeroki uśmiech za każdym razem, gdy miał okazję. Kolorowe spojrzenie bacznie śledziło wszystkie ruchy wykonywane w wodzie, coby można było w przyszłość wypomnieć kilka rzeczy. Tak dla zabawy.
Teoria się jednak w końcu skończyła i przyszła pora na praktykę. I tu oczywiście panie miały kolejną sposobność na dotknięcie szesnastolatka. Każda chętnie pomagała mu w ułożeniu kończyn, czy poprawiała ich ruch. Służyły też pomocą gdy zaczynał opadać na dno. Kochane dziewczyny, no co by bez nich zrobił. Frey natomiast obserwując to wszystko miał niesamowity ubaw. Nie przestawał się uśmiechać, śledząc kolorowym spojrzeniem każdy ruch blondyna, coby później wypomnieć mu kilka rzeczy.
Siedząc już na parapecie, założył nogę na nogę, wspierając plecy o chłodną szybę. Jedyny obiekt z mniejszą temperaturą na basenie. Sauna, istna sauna. Znaczy w stroju kąpielowym pewnie nie czułoby się tego gorąca, aczkolwiek Clawerich nigdy nie przepadał za zbytnim ciepłem. Tak samo jak jego psy, które kochały zimne klimaty.
Zwrócił spojrzenie na powoli wchodzące do basenu dziewczyny. Nie mogły sobie darować i każda zaraz po pani kapitan, podpłynęły do blondyna, szepcząc między sobą o jego słodyczy. Trenerka podeszła do krawędzi, rozpoczynając wywód o podstawowej teorii, oraz stylach. Każda panienka w tym czasie wykorzystywała okazję, by pogłaskać Dolana po głowie, poczochrać mu włosy bądź też przytulić się do niego. Macanie w miejscu publicznym!
- Dziewczyny nie zamęczcie go. - Parsknął krótko, posyłając rozbawiony uśmiech głównemu "poszkodowanemu". Drużyna pływacka odpowiedziała mu chichotem. Każdy inny cieszyłby się na jego miejscu jak małe dziecko. Być otoczonym przez ładne dziewczyny w basenie. I to jeszcze kiedy były tak zainteresowane daną osobą! No każda próbowała go dotknąć, dosłownie każda.
Po teorii przyszedł czas na praktykę. Pani kapitan wraz z koleżankami miała w tym momencie o wiele więcej sposobności na dotknięcie blondyna. Każda chętnie pomagała w odpowiednim ułożeniu kończyn, czy poprawieniu ich ruchu. Wyciągały go również z wody, gdy tylko zaczynał się topić. Frey natomiast obserwował wszystko z jawnym rozbawieniem, posyłając Dolanowi szeroki uśmiech za każdym razem, gdy miał okazję. Kolorowe spojrzenie bacznie śledziło wszystkie ruchy wykonywane w wodzie, coby można było w przyszłość wypomnieć kilka rzeczy. Tak dla zabawy.
Dobra… Możliwe, że Willy nie do końca przewidział taki obrót spraw. Sama teoria minęła mu spokojnie. To, że od czasu do czasu któraś z dziewczyn go dotknęła, nie przeszkadzało mu. Był przyzwyczajony do takiego rodzaju pieszczot i pozwalał na to nawet dopiero co poznanym ludziom. W końcu co było złego w głaskaniu go po głowie? Przytulanie też nie było złe, choć nie miał w zwyczaju samemu inicjować takiego zbliżenia z kimś, kogo poznał zaledwie kilka minut wcześniej. Robił to raczej dopiero wtedy, gdy znał kogoś lepiej i czuł się pewniej w jego towarzystwie. Mimo tego niewinne przytulenie się do niego nie sprawiało mu dyskomfortu. Wręcz przeciwnie. Było to całkiem miłe uczucie, choć powoli zaczynał już odczuwać zmęczenie. Czuł się trochę jak osaczony przez dzieci szczeniaczek.
Jak dotąd Willy cały czas życzliwie uśmiechał się do dziewczyn, będąc cierpliwy niczym stary, leniwy kocur. W normalnych okolicznościach był raczej typem niecierpliwej osoby, ale nie chciał nikogo zranić, więc nawet gdy miał już dość pieszczot z ich strony, nic na ten temat nie powiedział. Miał szczerą nadzieję, że za chwilę już im się to znudzi. Starał się skupić na instrukcjach, które właśnie dostawał i zapamiętać z nich jak najwięcej, więc częściowo ignorował zachowanie swoich nowych znajomych. Czasami potrafił być straszną rzepą i tulić się do kogoś bez jakiegoś specjalnego powodu, ale tą osobą nie mogła być jakaś świeżo poznana dziewczyna. A tutaj nie miał do czynienia z jedną przedstawicielką płci pięknej, tylko całą żeńską drużyną pływacką! Może i nie miały one złych intencji, a ich myśli były czyste jak łza, ale jednak istniał jakiś umiar.
Kiedy teoria dobiegła końca i przyszedł czas, by zobaczyć wszystko w praktyce, zaczęło dziać się coś dziwnego. Willy miał bardzo dobrze opanowane unoszenie się na wodzie, bo w końcu pływać potrafił już od kilku ładnych lat. Może i jego umiejętności pływackie nie były powalające, ale lepsze takie niż żadne. Pomimo tego, kiedy tylko próbował wypróbować wszystko to, co chwilę wcześniej usłyszał, natychmiast lądował pod wodą. Co było tego przyczyną? Oczywiście nadgorliwość jego dzisiejszych nauczycielek. Zbyt wiele rąk próbowało kierować jego ruchami, przez co miał problemy z utrzymaniem się nad powierzchnią wody. Musiało to wyglądać naprawdę żałośnie.
Nikt nie wytrzymałby czegoś takiego długo i nawet Willy nie był wyjątkiem. Kiedy poczuł, że ta sytuacja robi się już niezręczna, odsunął się od dziewczyn na miarę swoich możliwości. Przeprosił je grzecznie i powiedział, że potrzebuje przerwy, a na jego policzkach można było zobaczyć delikatne rumieńce. Trudno powiedzieć, czy były one spowodowane zawstydzeniem, podenerwowaniem czy może wysiłkiem fizycznym. Po jego głosie nie dało się nic poznać.
Chwilę później wyszedł z basenu, z pomocą drabinki, i ruszył w kierunku Oriona, nieświadomie nadymając policzki niczym obrażony przedszkolak. Wiedział, że chłopak świetnie się bawił obserwując całą tą sytuację i oczywiście nawet nie zamierzał ruszyć chłopcu na ratunek. Willy wcale nie oczekiwał tego z jego strony, ale jednak byłoby miło.
- Nie lubię cię – burknął na wstępie, siadając obok Freya.
Słowa te oczywiście nie miały nic wspólnego z prawdą, ale chłopiec musiał w jakiś sposób wyrazić swoje niezadowolenie. Poza tym był pewny tego, że Orion nie weźmie ich na poważnie, więc czemu miałby się powstrzymywać?
- Kobiety są troszeczkę straszne – mruknął, spoglądając w stronę basenu.
Jeszcze nigdy nie zdarzyło mu się spotkać z podobnym zachowaniem ze strony mężczyzn i miał szczerą nadzieję, że tak pozostanie. Wyrwanie się z rąk grupy kobiet na pewno było łatwiejszym zadaniem, niż radzenie sobie z kilkoma facetami. W sumie… Nigdy nie zdarzyło mu się w ogóle spotkać z podobnym zachowaniem!
- Czy to jest ten moment, kiedy twoje serce już mięknie i chcesz mi wynagrodzić dzisiejszy dzień? – spojrzał na niego z miną proszącego szczeniaczka.
Wiedział, że to na niego działało bardzo, bardzo, baardzoo rzadko, ale to mogła być właśnie ta chwila! Może nie było to zbyt fair w stosunku do dziewczyn w basenie, ale naprawdę nie miał ochoty tam wracać. Lubił swoje życie, a ponowne wejście do wody, mogło skończyć się nie najlepiej. Gdy tylko wyobraził sobie znowu te wszystkie dotykające go ręce, poczuł nieprzyjemne dreszcze. Za dużo! Tego już naprawdę było na dzisiaj za dużo!
Jak dotąd Willy cały czas życzliwie uśmiechał się do dziewczyn, będąc cierpliwy niczym stary, leniwy kocur. W normalnych okolicznościach był raczej typem niecierpliwej osoby, ale nie chciał nikogo zranić, więc nawet gdy miał już dość pieszczot z ich strony, nic na ten temat nie powiedział. Miał szczerą nadzieję, że za chwilę już im się to znudzi. Starał się skupić na instrukcjach, które właśnie dostawał i zapamiętać z nich jak najwięcej, więc częściowo ignorował zachowanie swoich nowych znajomych. Czasami potrafił być straszną rzepą i tulić się do kogoś bez jakiegoś specjalnego powodu, ale tą osobą nie mogła być jakaś świeżo poznana dziewczyna. A tutaj nie miał do czynienia z jedną przedstawicielką płci pięknej, tylko całą żeńską drużyną pływacką! Może i nie miały one złych intencji, a ich myśli były czyste jak łza, ale jednak istniał jakiś umiar.
Kiedy teoria dobiegła końca i przyszedł czas, by zobaczyć wszystko w praktyce, zaczęło dziać się coś dziwnego. Willy miał bardzo dobrze opanowane unoszenie się na wodzie, bo w końcu pływać potrafił już od kilku ładnych lat. Może i jego umiejętności pływackie nie były powalające, ale lepsze takie niż żadne. Pomimo tego, kiedy tylko próbował wypróbować wszystko to, co chwilę wcześniej usłyszał, natychmiast lądował pod wodą. Co było tego przyczyną? Oczywiście nadgorliwość jego dzisiejszych nauczycielek. Zbyt wiele rąk próbowało kierować jego ruchami, przez co miał problemy z utrzymaniem się nad powierzchnią wody. Musiało to wyglądać naprawdę żałośnie.
Nikt nie wytrzymałby czegoś takiego długo i nawet Willy nie był wyjątkiem. Kiedy poczuł, że ta sytuacja robi się już niezręczna, odsunął się od dziewczyn na miarę swoich możliwości. Przeprosił je grzecznie i powiedział, że potrzebuje przerwy, a na jego policzkach można było zobaczyć delikatne rumieńce. Trudno powiedzieć, czy były one spowodowane zawstydzeniem, podenerwowaniem czy może wysiłkiem fizycznym. Po jego głosie nie dało się nic poznać.
Chwilę później wyszedł z basenu, z pomocą drabinki, i ruszył w kierunku Oriona, nieświadomie nadymając policzki niczym obrażony przedszkolak. Wiedział, że chłopak świetnie się bawił obserwując całą tą sytuację i oczywiście nawet nie zamierzał ruszyć chłopcu na ratunek. Willy wcale nie oczekiwał tego z jego strony, ale jednak byłoby miło.
- Nie lubię cię – burknął na wstępie, siadając obok Freya.
Słowa te oczywiście nie miały nic wspólnego z prawdą, ale chłopiec musiał w jakiś sposób wyrazić swoje niezadowolenie. Poza tym był pewny tego, że Orion nie weźmie ich na poważnie, więc czemu miałby się powstrzymywać?
- Kobiety są troszeczkę straszne – mruknął, spoglądając w stronę basenu.
Jeszcze nigdy nie zdarzyło mu się spotkać z podobnym zachowaniem ze strony mężczyzn i miał szczerą nadzieję, że tak pozostanie. Wyrwanie się z rąk grupy kobiet na pewno było łatwiejszym zadaniem, niż radzenie sobie z kilkoma facetami. W sumie… Nigdy nie zdarzyło mu się w ogóle spotkać z podobnym zachowaniem!
- Czy to jest ten moment, kiedy twoje serce już mięknie i chcesz mi wynagrodzić dzisiejszy dzień? – spojrzał na niego z miną proszącego szczeniaczka.
Wiedział, że to na niego działało bardzo, bardzo, baardzoo rzadko, ale to mogła być właśnie ta chwila! Może nie było to zbyt fair w stosunku do dziewczyn w basenie, ale naprawdę nie miał ochoty tam wracać. Lubił swoje życie, a ponowne wejście do wody, mogło skończyć się nie najlepiej. Gdy tylko wyobraził sobie znowu te wszystkie dotykające go ręce, poczuł nieprzyjemne dreszcze. Za dużo! Tego już naprawdę było na dzisiaj za dużo!
Fakt bycia dziedzicem, sprawił przez te wszystkie lata, że Orion zgubił gdzieś po drodze przestrzeń osobistą. Obcy dotyk mu nie przeszkadzał, o ile w ogóle zwrócił nań uwagę. Tyle czasu pracował z fotografami i fotografkami, którzy musieli, po prostu musieli go "poprawiać", że przestał zwracać na to uwagę. Jedyny kontakt fizyczny, który byłby w stanie go zdziwić, to taki z ojcem. Na szczęście to zjawisko nie miało w ogóle prawa bytu, nie działo się i tyle, a co za tym szło, miał spokój.
Nim się zorientował, wygodna pozycja i możliwość popłynięcia myśli w dowolnym kierunku przymknęły mu powieki, chwilowo odbierając świadomość. A Orion nie miał problemu z zasypianiem w przypadkowych miejscach. Praca modela wbrew temu co mogło się myśleć, wcale nie była łatwa. Pochłaniała niezliczone pokłady energii, a już zwłaszcza, gdy musiało sie współpracować z niesfornym psem, który za nic nie chciał słuchać obcych fotografów. Frey był na tyle miły, by nie zrobić kompletnie niczego w celu okiełznania swojego pupila. Uprzedzał ich, mówił, żeby wzięli Shelby. To nie, uparli się na psa krokodyla, który przy pierwszej okazji wleciał jak torpeda do wody i ochlapał wszystko dookoła.
"Nie lubię cię".
Dopiero te słowa zmusiły go do rozwarcia powiek i zorientowania się w sytuacji. Trójkolorowe spojrzenie zlustrowało otoczenie. Ze spokoje stwierdził, że nie mogło minąć wiele czasu, bo dziewczyny wciąż zajmowały się swoimi ćwiczeniami.
- Kiepsko kłamiesz. - Rzucił z lekkością, przymykając jedną z powiek i pozwalając niesfornej grzywce nań opaść. Wyciągnął rękę w bok, tylko po to, by palcem dźgnąć żebra młodszego chłopaka. Cóż, nie miał jeszcze szansy na sprawdzenie czy ma łaskotki i właśnie nadarzyła się ku temu okazja. Grzech nie skorzystać.
- Te z aparatami są jeszcze gorsze, uwierz. - Parsknął krótko, cofając rękę, by ułożyć ją na własnym ludzie. Gest niby trywialny, choć zawierał w sobie wyraźne zmęczenie. Przesunął językiem po dolnej wardze, pozbywając się smaku chwilowej drzemki.
- To jest moment, w którym informuję cię, że mój pies jest na zewnątrz. Jeśli szybko się przebierzesz, możemy do niego pójść. - Sam całkiem szczerze wolał posiedzieć z tym szalonym zwierzęciem, niż przebywać na terenie wszelakiego zła. Skrzydło sportowe, sport, wf... Brr, straszne.
Nim się zorientował, wygodna pozycja i możliwość popłynięcia myśli w dowolnym kierunku przymknęły mu powieki, chwilowo odbierając świadomość. A Orion nie miał problemu z zasypianiem w przypadkowych miejscach. Praca modela wbrew temu co mogło się myśleć, wcale nie była łatwa. Pochłaniała niezliczone pokłady energii, a już zwłaszcza, gdy musiało sie współpracować z niesfornym psem, który za nic nie chciał słuchać obcych fotografów. Frey był na tyle miły, by nie zrobić kompletnie niczego w celu okiełznania swojego pupila. Uprzedzał ich, mówił, żeby wzięli Shelby. To nie, uparli się na psa krokodyla, który przy pierwszej okazji wleciał jak torpeda do wody i ochlapał wszystko dookoła.
"Nie lubię cię".
Dopiero te słowa zmusiły go do rozwarcia powiek i zorientowania się w sytuacji. Trójkolorowe spojrzenie zlustrowało otoczenie. Ze spokoje stwierdził, że nie mogło minąć wiele czasu, bo dziewczyny wciąż zajmowały się swoimi ćwiczeniami.
- Kiepsko kłamiesz. - Rzucił z lekkością, przymykając jedną z powiek i pozwalając niesfornej grzywce nań opaść. Wyciągnął rękę w bok, tylko po to, by palcem dźgnąć żebra młodszego chłopaka. Cóż, nie miał jeszcze szansy na sprawdzenie czy ma łaskotki i właśnie nadarzyła się ku temu okazja. Grzech nie skorzystać.
- Te z aparatami są jeszcze gorsze, uwierz. - Parsknął krótko, cofając rękę, by ułożyć ją na własnym ludzie. Gest niby trywialny, choć zawierał w sobie wyraźne zmęczenie. Przesunął językiem po dolnej wardze, pozbywając się smaku chwilowej drzemki.
- To jest moment, w którym informuję cię, że mój pies jest na zewnątrz. Jeśli szybko się przebierzesz, możemy do niego pójść. - Sam całkiem szczerze wolał posiedzieć z tym szalonym zwierzęciem, niż przebywać na terenie wszelakiego zła. Skrzydło sportowe, sport, wf... Brr, straszne.
- Mam inne talenty - oznajmił mu dumnie.
Willy zawsze chciał być choć odrobinę lepszym kłamcą, ale jak widać nie było to dla niego. Nie wyobrażał sobie okłamać kogoś w jakiejś istotnej sprawie, ale umiejętność zatajania swoich uczuć i pokazywania światu innych, wydawała mu się być bardzo przydatna. Jeśli nie był jednak w tym dobry, to oczywiste było, że musi być świetny w czymś innym! A przynajmniej tak zakładał i miał szczerą nadzieję, że Orion nie poruszy tego tematu, bo aktualnie żaden talent nie przychodził mu do głowy. Był pewny, że jakiś posiada, ale... Akurat zapomniał jaki, o!
Na dźgnięcia w żebra tylko delikatnie się spiął. Był to bardziej odruch niż cokolwiek innego. Nie chodziło o to, że nie miał łaskotek. Miał i to okropne, ale był jednym z tych szczęściarzy, którzy zaczynali się wić ze śmiechu tylko, jeśli ktoś dotknął ich stóp. Mało osób wiedziało o istnieniu tej słabości jasnowłosego, co Willy'ego niesamowicie cieszyło. Kto wie, co mogłoby się stać, gdyby jego tajemnica wyszła na światło dzienne!
Zastanowił się chwilę nad tym, czy kobiety z aparatami mogły być gorsze od tego, co przed chwilą przeżył. W sumie... Jeśli to byłyby jakieś nieprzyjemne i niezbyt miłe osoby... Czemu by nie? Już chciał coś powiedzieć na ten temat, kiedy w oczy rzuciła mu się zmęczona mina Oriona. Przyjrzał się uważniej jego twarzy. Nie wyglądał najlepiej. Nie spał w nocy? Miał dzisiaj trudny dzień w pracy? Coś się stało? Willy nie był w stanie nic poradzić na to, że zaczął się odrobinę martwić. W takich chwilach to było silniejsze od niego. Nie lubił, gdy jego znajomi mieli złe samopoczucie i zawsze chciał coś z tym zrobić. Chociaż... Może to tylko jakiś rodzaj znudzenia?
- Wszystko w porządku? - zdecydował się w końcu zapytać.
Słysząc uwagę o psie, od razu podniósł się z miejsca. Uwielbiał psy Oriona! Dobra... Uwielbiał praktycznie wszystkie psy! No... I inne zwierzaki też... Od dziecka marzył o własnym pupilu i wciąż nie mógł przeboleć tego, że nie może żadnego mieć. Jego rodzice pod tym względem byli naprawdę uparci. Nawet mieszkając teraz przez większą część roku w Vancouver miał kategoryczny zakaz brania pod swoje skrzydła czworonogów. Doskonale rozumiał, że trzymanie zwierzaka w domu przy uczuleniu mamy było niemożliwe, ale miał przeczucie, że chodziło o coś więcej. Może była to wina tego, że gdyby już dostał na nie pozwolenie, to na jednym pupilu zdecydowanie by się nie skończyło? Kto wie...
- Daj mi pięć minut! - uśmiechnął się do niego szeroko i pobiegł w kierunku basenu.
Pożegnał się ze swoimi nowymi znajomymi, podziękował ładnie trenerce i ruszył dalej - w kierunku szatni. Można było pomyśleć, że na poważnie wziął sobie do serca groźbę zobaczenia psa pod warunkiem, że szybko się przebierze. W rzeczywistości nie chciał jednak, żeby Frey na niego długo czekał. No... I chciał też spotkać się z jego psem jak najszybciej.
Wytarł się dokładnie ręcznikiem, założył suche ciuchy i spróbował podsuszyć włosy, ale w końcu zrezygnował z tego pomysłu. Nie chciało mu się z tym teraz bawić, a pogoda dzisiaj była wystarczająco ładna, by móc nie przejmować się wilgotnymi kosmykami. Spakował swoje rzeczy do torby i wyszedł z szatni bardzo z siebie zadowolony. Może właśnie pobił swój życiowy rekord przebierania się po basenie w jak najkrótszym czasie? Zawsze to jakieś dodatkowe osiągnięcie w życiu!
Pomachał po raz ostatni dziewczynom, uśmiechając się do niech szeroko, po czym podszedł do Oriona.
- Możemy iść!
Willy zawsze chciał być choć odrobinę lepszym kłamcą, ale jak widać nie było to dla niego. Nie wyobrażał sobie okłamać kogoś w jakiejś istotnej sprawie, ale umiejętność zatajania swoich uczuć i pokazywania światu innych, wydawała mu się być bardzo przydatna. Jeśli nie był jednak w tym dobry, to oczywiste było, że musi być świetny w czymś innym! A przynajmniej tak zakładał i miał szczerą nadzieję, że Orion nie poruszy tego tematu, bo aktualnie żaden talent nie przychodził mu do głowy. Był pewny, że jakiś posiada, ale... Akurat zapomniał jaki, o!
Na dźgnięcia w żebra tylko delikatnie się spiął. Był to bardziej odruch niż cokolwiek innego. Nie chodziło o to, że nie miał łaskotek. Miał i to okropne, ale był jednym z tych szczęściarzy, którzy zaczynali się wić ze śmiechu tylko, jeśli ktoś dotknął ich stóp. Mało osób wiedziało o istnieniu tej słabości jasnowłosego, co Willy'ego niesamowicie cieszyło. Kto wie, co mogłoby się stać, gdyby jego tajemnica wyszła na światło dzienne!
Zastanowił się chwilę nad tym, czy kobiety z aparatami mogły być gorsze od tego, co przed chwilą przeżył. W sumie... Jeśli to byłyby jakieś nieprzyjemne i niezbyt miłe osoby... Czemu by nie? Już chciał coś powiedzieć na ten temat, kiedy w oczy rzuciła mu się zmęczona mina Oriona. Przyjrzał się uważniej jego twarzy. Nie wyglądał najlepiej. Nie spał w nocy? Miał dzisiaj trudny dzień w pracy? Coś się stało? Willy nie był w stanie nic poradzić na to, że zaczął się odrobinę martwić. W takich chwilach to było silniejsze od niego. Nie lubił, gdy jego znajomi mieli złe samopoczucie i zawsze chciał coś z tym zrobić. Chociaż... Może to tylko jakiś rodzaj znudzenia?
- Wszystko w porządku? - zdecydował się w końcu zapytać.
Słysząc uwagę o psie, od razu podniósł się z miejsca. Uwielbiał psy Oriona! Dobra... Uwielbiał praktycznie wszystkie psy! No... I inne zwierzaki też... Od dziecka marzył o własnym pupilu i wciąż nie mógł przeboleć tego, że nie może żadnego mieć. Jego rodzice pod tym względem byli naprawdę uparci. Nawet mieszkając teraz przez większą część roku w Vancouver miał kategoryczny zakaz brania pod swoje skrzydła czworonogów. Doskonale rozumiał, że trzymanie zwierzaka w domu przy uczuleniu mamy było niemożliwe, ale miał przeczucie, że chodziło o coś więcej. Może była to wina tego, że gdyby już dostał na nie pozwolenie, to na jednym pupilu zdecydowanie by się nie skończyło? Kto wie...
- Daj mi pięć minut! - uśmiechnął się do niego szeroko i pobiegł w kierunku basenu.
Pożegnał się ze swoimi nowymi znajomymi, podziękował ładnie trenerce i ruszył dalej - w kierunku szatni. Można było pomyśleć, że na poważnie wziął sobie do serca groźbę zobaczenia psa pod warunkiem, że szybko się przebierze. W rzeczywistości nie chciał jednak, żeby Frey na niego długo czekał. No... I chciał też spotkać się z jego psem jak najszybciej.
Wytarł się dokładnie ręcznikiem, założył suche ciuchy i spróbował podsuszyć włosy, ale w końcu zrezygnował z tego pomysłu. Nie chciało mu się z tym teraz bawić, a pogoda dzisiaj była wystarczająco ładna, by móc nie przejmować się wilgotnymi kosmykami. Spakował swoje rzeczy do torby i wyszedł z szatni bardzo z siebie zadowolony. Może właśnie pobił swój życiowy rekord przebierania się po basenie w jak najkrótszym czasie? Zawsze to jakieś dodatkowe osiągnięcie w życiu!
Pomachał po raz ostatni dziewczynom, uśmiechając się do niech szeroko, po czym podszedł do Oriona.
- Możemy iść!
- Oh? A jakież to? Muszę wiedzieć, żeby w przyszłości chwalić cię przed innymi. - Nadzieja umiera ostatnia, jak to mówią. Było oczywiste, że Orion poruszy ten temat. Wprowadzanie ludzi w zakłopotanie było jedną z tych rzeczy, które lubił robić. Dla samej zasady, bądź rozrywki. Rozpuszczony dziedzic, który bawi się innymi. Oczywiście nie był aż tak zły. W teorii. Zawsze znajdywały się te pojedyncze jednostki, które ślepo w niego wierzyły. Na przykład taki Willy. Chociaż w jego towarzystwie to i tak był względnie spokojny. Teraz trójkolorowe spojrzenie pało na lico młodszego chłopaka, zaś usta wykrzywił nieco złośliwy uśmiech. Tak dla zasady, żeby nie myślał, że wszystko zawsze idzie po naszej myśli.
Nieco zdziwił się, iż Willy nie zareagował nagłym zrywem na ten osobliwy gest, który każdego innego wprawiłby w głośne jęknięcie niezadowolenia i teksty typu "Nie rób mi tak!" Nie mniej jednak to tylko korzystnie wpłynęło na opinię Oriona o tym chłopaku. W jego oczach wyróżnianie się z tłumu, to ogromny plus. Zapewne gdyby znał słabość tego szesnastolatka, również by jej nie wykorzystał. Od zawsze stawiał słowa ponad czyny. Zdobycie czegoś dobrze dobranymi wypowiedziami było znacznie zabawniejsze od wysiłku fizycznego.
Same kobiety z fotografami może i nie, ale kobiety, które wykorzystują aparat ze statywem by móc dotknąć modela, już trochę tak. Nie miał co prawda czegoś takiego jak przestrzeń osobista, ale ciężko mu bło powstrzymać śmiech rozbawienia gdy z taką desperacją ubiegały się o choć odrobinę jego atencji. Taka zaleta bycia dziedzicem a w dodatku robiącym w modelingu. Pytanie chłopaka wyrwało go z tych drobnych rozmyślać, zwracając na siebie uwagę Oriona. Patrzył przez chwilę w zastanowieniu przed siebie, by skwitować wszystko przeciągłym pomrukiem, który większość tak uwielbiała słyszeć.
- Tak, wymęczyli mnie trochę na sesji i lekcjach. - Odparł, przesuwając językiem po dolnej wardze. Widząc gwiazdki w jego oczach, nie śmiał mówić nic więcej. Parsknął krótko pod nosem, samemu podnosząc się z parapetu, gdy tylko szkolna maskotka zniknęła za drzwiami przebieralni. Wygładziwszy ubrania, nieco nieelegancko wsunął dłonie w kieszenie spodni, by z wyprostowaną dumnie postawą ruszyć ku wyjściu. Uprzednio oczywiście żegnając się z damską drużyną pływacką firmowym uśmiechem oraz kiwnięciem głową z ich trenerką. Nie, nie zobaczy go na w-f'ie w tym tygodniu, bez szans. Nim zdążył się porządnie rozchodzić po drzemce, Willy już wypruł z szatni, co spotkało się z nieco zdziwionym spojrzeniem trójkolorowych oczu. Ostatecznie jednak parsknął rozbawiony, machając na niego ręką.
Będąc już na zewnątrz, rozejrzał się za wcześniej zaczepionym strażnikiem. Jednak to merdający ogon jako pierwszy zwrócił jego uwagę. Poszedł w tamtym kierunku, by odebrać psa. Mężczyzna nie spodziewał się, że zwierzak będzie taki ruchliwy i z wymalowaną na twarzy ulgą, oddał smycz w ręce właściciela, czmychając w swoją stronę.
- No i co River, wykończyłeś psychicznie już drugą osobę dzisiaj. - Zaśmiał się, drapiąc psa między uszami, na co ten zareagował wesołym szczeknięciem. Dopiero wtedy jasna morda zwróciła się ku szesnastolatkowi, pchając ku niemu by tylko przywitać się jak na szalonego psa przystało. Z masa śliny.
Nieco zdziwił się, iż Willy nie zareagował nagłym zrywem na ten osobliwy gest, który każdego innego wprawiłby w głośne jęknięcie niezadowolenia i teksty typu "Nie rób mi tak!" Nie mniej jednak to tylko korzystnie wpłynęło na opinię Oriona o tym chłopaku. W jego oczach wyróżnianie się z tłumu, to ogromny plus. Zapewne gdyby znał słabość tego szesnastolatka, również by jej nie wykorzystał. Od zawsze stawiał słowa ponad czyny. Zdobycie czegoś dobrze dobranymi wypowiedziami było znacznie zabawniejsze od wysiłku fizycznego.
Same kobiety z fotografami może i nie, ale kobiety, które wykorzystują aparat ze statywem by móc dotknąć modela, już trochę tak. Nie miał co prawda czegoś takiego jak przestrzeń osobista, ale ciężko mu bło powstrzymać śmiech rozbawienia gdy z taką desperacją ubiegały się o choć odrobinę jego atencji. Taka zaleta bycia dziedzicem a w dodatku robiącym w modelingu. Pytanie chłopaka wyrwało go z tych drobnych rozmyślać, zwracając na siebie uwagę Oriona. Patrzył przez chwilę w zastanowieniu przed siebie, by skwitować wszystko przeciągłym pomrukiem, który większość tak uwielbiała słyszeć.
- Tak, wymęczyli mnie trochę na sesji i lekcjach. - Odparł, przesuwając językiem po dolnej wardze. Widząc gwiazdki w jego oczach, nie śmiał mówić nic więcej. Parsknął krótko pod nosem, samemu podnosząc się z parapetu, gdy tylko szkolna maskotka zniknęła za drzwiami przebieralni. Wygładziwszy ubrania, nieco nieelegancko wsunął dłonie w kieszenie spodni, by z wyprostowaną dumnie postawą ruszyć ku wyjściu. Uprzednio oczywiście żegnając się z damską drużyną pływacką firmowym uśmiechem oraz kiwnięciem głową z ich trenerką. Nie, nie zobaczy go na w-f'ie w tym tygodniu, bez szans. Nim zdążył się porządnie rozchodzić po drzemce, Willy już wypruł z szatni, co spotkało się z nieco zdziwionym spojrzeniem trójkolorowych oczu. Ostatecznie jednak parsknął rozbawiony, machając na niego ręką.
Będąc już na zewnątrz, rozejrzał się za wcześniej zaczepionym strażnikiem. Jednak to merdający ogon jako pierwszy zwrócił jego uwagę. Poszedł w tamtym kierunku, by odebrać psa. Mężczyzna nie spodziewał się, że zwierzak będzie taki ruchliwy i z wymalowaną na twarzy ulgą, oddał smycz w ręce właściciela, czmychając w swoją stronę.
- No i co River, wykończyłeś psychicznie już drugą osobę dzisiaj. - Zaśmiał się, drapiąc psa między uszami, na co ten zareagował wesołym szczeknięciem. Dopiero wtedy jasna morda zwróciła się ku szesnastolatkowi, pchając ku niemu by tylko przywitać się jak na szalonego psa przystało. Z masa śliny.
No i zapytał... A mogło być tak pięknie! Mózg Willy'ego zaczął gorączkowo pracować, szukając czegokolwiek w czym jasnowłosy był dobry. Nie było to jednak łatwe zadanie. Nie dlatego że talentów nie posiadał. Nie, nie... Po prostu musiał wybrać coś wyjątkowego! Nie mógł przecież powiedzieć jakiejś pierwszej lepszej rzeczy. To musiało być coś! Tylko gdzie takie coś znaleźć? Przygryzł w skupieniu wargę. Potrzebował szybkiej odpowiedzi!
- Moim talentem jest... - dzielnie starał się przeciągnąć tę chwilę - ...oswajanie... - kotów, psów, dżdżownic, ptaków, ślimaków, wielorybów, czegokolwiek - ...ludzi.
Dobra... Na nic lepszego nie wpadł. Nie zamierzał jednak dać po sobie poznać, że to była nieprzemyślana decyzja. Znaczy się... Nawet najbardziej naiwna osoba na świecie powinna zauważyć, że taka właśnie była, ale Willy postanowił robić dobrą minę do złej gry.
- No wiesz... Na przykład taki ty... – dodał, wskazując na niego palcem. - Lubisz grać obojętnego, a jednak kochasz mnie całym sercem!
Obrócenie całej sprawy w żart wydało mu się być najlepszym pomysłem. W końcu mógł mieć taki plan od początku, prawda? Poza tym wesołe podejście do tematu zawsze było najlepszą alternatywą niezależnie od sytuacji. Tak przynajmniej uważał Willy.
- Tak właśnie działa mój talent - oznajmił dumnie, bardzo zadowolony z siebie. - A kiedy będziesz mnie chwalił przed innymi, to pamiętaj, żeby dawać siebie jako przykład - pogroził mu palcem przed nosem.
Bardzo ładnie wyszedłeś z tej sytuacji Willy, bardzo ładnie – pochwalił się w myślach.
Mógł oczywiście powiedzieć o swoim talencie do robienia wielkich balonów z gumy do żucia czy upychania ogromnej ilości rzeczy do szafy w bardzo krótkim czasie, ale… Po co się chwalić.
- Może powinieneś odpocząć? - zasugerował, nie odrywając wciąż oczu od jego twarzy.
Nie był panikantem, który w zwykłym zmęczeniu doszukiwał się jakiejś wielkiej choroby, ale nie chciał być dla Oriona ciężarem. Lubił spędzić czas w jego towarzystwie, ale doskonale rozumiał, że każdy czasami chce jak najszybciej znaleźć się w domu, zakopać pod kołderką i udawać, że się nie istnieje, odpływając do krainy morfeusza. Poza tym nie chciał ryzykować, że chłopakowi zrobi się słabo. Nie był dobry z pierwszej pomocy. Naprawdę.
Spodobało mu się zdziwione spojrzenie Freya, kiedy udało mu się tak szybko przebrać. To prawie tak, jakby patrzył na niego z podziwem, prawda? W końcu nie każdy potrafił w takim czasie zebrać się po basenie! Należał mu się czekoladowy medal! Albo paczka ciasteczek! Zwykła czekolada też byłaby dobra... Ok, w ostateczności przeszedłby też lizak! Nie można przecież być zbyt wybrednym jeśli chodzi o nagrody! Chyba...
Poszedł grzecznie za Orionem, uśmiechając się w stronę psa już z daleka. Musiał wykazać się naprawdę wielkimi pokładami cierpliwości, żeby od razu nie rzucić się w stronę zwierzaka. Poczekał aż chłopak weźmie smycz od strażnika i sam się przywita z pupilem. Wtedy już z czystym sumieniem mógł rzucić na ziemię swoją torbę, uklęknąć obok niej i wyciągnąć do zwierzaka ręce. Nawet nie przeszkadzało mu to, że pies powalił go na ziemię i lizał po twarzy. Może było to średnio higieniczne, ale Willy zareagował na to tylko głośnym śmiechem, delikatnie próbując odsunąć od niego swoją głowę.
- Fuujkaa - jęknął w końcu, głaskając psa po grzbiecie i wyciągając głowę jak najbardziej w tył.
- Moim talentem jest... - dzielnie starał się przeciągnąć tę chwilę - ...oswajanie... - kotów, psów, dżdżownic, ptaków, ślimaków, wielorybów, czegokolwiek - ...ludzi.
Dobra... Na nic lepszego nie wpadł. Nie zamierzał jednak dać po sobie poznać, że to była nieprzemyślana decyzja. Znaczy się... Nawet najbardziej naiwna osoba na świecie powinna zauważyć, że taka właśnie była, ale Willy postanowił robić dobrą minę do złej gry.
- No wiesz... Na przykład taki ty... – dodał, wskazując na niego palcem. - Lubisz grać obojętnego, a jednak kochasz mnie całym sercem!
Obrócenie całej sprawy w żart wydało mu się być najlepszym pomysłem. W końcu mógł mieć taki plan od początku, prawda? Poza tym wesołe podejście do tematu zawsze było najlepszą alternatywą niezależnie od sytuacji. Tak przynajmniej uważał Willy.
- Tak właśnie działa mój talent - oznajmił dumnie, bardzo zadowolony z siebie. - A kiedy będziesz mnie chwalił przed innymi, to pamiętaj, żeby dawać siebie jako przykład - pogroził mu palcem przed nosem.
Bardzo ładnie wyszedłeś z tej sytuacji Willy, bardzo ładnie – pochwalił się w myślach.
Mógł oczywiście powiedzieć o swoim talencie do robienia wielkich balonów z gumy do żucia czy upychania ogromnej ilości rzeczy do szafy w bardzo krótkim czasie, ale… Po co się chwalić.
- Może powinieneś odpocząć? - zasugerował, nie odrywając wciąż oczu od jego twarzy.
Nie był panikantem, który w zwykłym zmęczeniu doszukiwał się jakiejś wielkiej choroby, ale nie chciał być dla Oriona ciężarem. Lubił spędzić czas w jego towarzystwie, ale doskonale rozumiał, że każdy czasami chce jak najszybciej znaleźć się w domu, zakopać pod kołderką i udawać, że się nie istnieje, odpływając do krainy morfeusza. Poza tym nie chciał ryzykować, że chłopakowi zrobi się słabo. Nie był dobry z pierwszej pomocy. Naprawdę.
Spodobało mu się zdziwione spojrzenie Freya, kiedy udało mu się tak szybko przebrać. To prawie tak, jakby patrzył na niego z podziwem, prawda? W końcu nie każdy potrafił w takim czasie zebrać się po basenie! Należał mu się czekoladowy medal! Albo paczka ciasteczek! Zwykła czekolada też byłaby dobra... Ok, w ostateczności przeszedłby też lizak! Nie można przecież być zbyt wybrednym jeśli chodzi o nagrody! Chyba...
Poszedł grzecznie za Orionem, uśmiechając się w stronę psa już z daleka. Musiał wykazać się naprawdę wielkimi pokładami cierpliwości, żeby od razu nie rzucić się w stronę zwierzaka. Poczekał aż chłopak weźmie smycz od strażnika i sam się przywita z pupilem. Wtedy już z czystym sumieniem mógł rzucić na ziemię swoją torbę, uklęknąć obok niej i wyciągnąć do zwierzaka ręce. Nawet nie przeszkadzało mu to, że pies powalił go na ziemię i lizał po twarzy. Może było to średnio higieniczne, ale Willy zareagował na to tylko głośnym śmiechem, delikatnie próbując odsunąć od niego swoją głowę.
- Fuujkaa - jęknął w końcu, głaskając psa po grzbiecie i wyciągając głowę jak najbardziej w tył.
Oczywiście, że zapytał, musiał. A przygryzana warga szesnastolatka była dla niego wystarczającym dowodem na potwierdzenie swoich słów. Nie mniej jednak nie powiedział nic, bo obraz główkującego chłopaka wynagradzał mu w pełni niewypowiedziany komentarz. Nie przerwał mu ani raz, słuchając pojedynczych słów, które dzieliły niewielkie odstępy czasowe. Może raz drgnął mu łuk brwiowy, który chciał się unieść w zdziwieniu. Dzielnie się jednak powstrzymywał, by już na starcie nie pokazać chłopaku, że niespecjalnie mu wierzy. Bez względu na to co by powiedział,
- Ludzi, powiadasz... - Powtórzył i tym razem nie był już w stanie powstrzymać krótkiego parsknięcia, któremu towarzyszyło zwieszenie głowy i pokręcenie nią. Starał się jednak za bardzo nie naśmiewać z Willego. Próbował. Właściwie, to obaj próbowali. Co prawda dobrymi chęciami piekło było wybrukowane, ale kto by się takimi szczegółami przejmował. Na pewno nie młody Clawerich. Gdy sam został wskazany palcem, skrzyżował ręce na piersi, rozciągając usta w pobłażliwym uśmiechu.
- A co, jeśli nie gram? Przykro mi niszczyć twoje marzenia, ale obawiam się, iż moje serce kiedyś po dordze wypało. - Polepał ramię chłopaka w pokrzepiającym geście, choć oboje wiedzieli, że wcale przykro mu nie było. Odnajdywał rozrywkę w prowadzonej rozmowie, to wszystko. Albo po prostu droczył się z szesnastolatkiem w ten swój specyficzny sposób. Opcje były dwie, której było bliżej prawdy, wiedział tylko sam Orion. Odwracając na krótką chwilę wzrok, by się rozejrzeć, wsunął palce we słowy, zaczesując je lekko w tył. Tylko po to, żeby zaraz wróciły na swoje miejsce, tak to już niestety bywało. W każdym razie... Mimo wszystko musiał przyznać, iż towarzystwo Dolana nie było takie zły. Prawdopodobnie go lubił, na pewno nie kochał, po prostu lubił.
- Będę pamiętał. - Kiwnął pojedynczo głową, próbując złapać go za palec, którym groził mu przed nosem. Doprawdy, niektóre gesty był zbędne.
- Nic mi nie będzie, jestem przyzwyczajony do czegoś takiego. - Wzruszył ramionami w lekceważącym geście. Szkoła była wyczerpująca, podobnie jak praca, nie mniej jednak doświadczył tego już tak wiele razy, że przestał zwracać uwagę na zmęczenie. W pewnym momencie organizm przyzwyczaja się do rutyny stałej pracy i potrzebuje mniejszej ilość odpoczynku.
Pies wcale nie żałował śliny, a już zwłaszcza, że mu tego nie zabraniano, tak jak zawsze robił to Orion. Cóż, jedni lubią płynną miłość, drudzy nie. I o ile nie przeszkadzało mu pojedyncze liźnięcie w policzek, które zaraz mógłby wytrzeć, atk całej szalonej serii by nie zniósł. Dolan najwyraźniej nie miał z tym problemu, toteż model nie zrobił kompletnie niczego, żeby mu pomóc. Pies szczeknął wesoło, pochylając przody ciała do ziemi w gotowości do zabawy. Willy go nakręcił, to niech teraz weźmie za to odpowiedzialność, o.[/color]
- Ludzi, powiadasz... - Powtórzył i tym razem nie był już w stanie powstrzymać krótkiego parsknięcia, któremu towarzyszyło zwieszenie głowy i pokręcenie nią. Starał się jednak za bardzo nie naśmiewać z Willego. Próbował. Właściwie, to obaj próbowali. Co prawda dobrymi chęciami piekło było wybrukowane, ale kto by się takimi szczegółami przejmował. Na pewno nie młody Clawerich. Gdy sam został wskazany palcem, skrzyżował ręce na piersi, rozciągając usta w pobłażliwym uśmiechu.
- A co, jeśli nie gram? Przykro mi niszczyć twoje marzenia, ale obawiam się, iż moje serce kiedyś po dordze wypało. - Polepał ramię chłopaka w pokrzepiającym geście, choć oboje wiedzieli, że wcale przykro mu nie było. Odnajdywał rozrywkę w prowadzonej rozmowie, to wszystko. Albo po prostu droczył się z szesnastolatkiem w ten swój specyficzny sposób. Opcje były dwie, której było bliżej prawdy, wiedział tylko sam Orion. Odwracając na krótką chwilę wzrok, by się rozejrzeć, wsunął palce we słowy, zaczesując je lekko w tył. Tylko po to, żeby zaraz wróciły na swoje miejsce, tak to już niestety bywało. W każdym razie... Mimo wszystko musiał przyznać, iż towarzystwo Dolana nie było takie zły. Prawdopodobnie go lubił, na pewno nie kochał, po prostu lubił.
- Będę pamiętał. - Kiwnął pojedynczo głową, próbując złapać go za palec, którym groził mu przed nosem. Doprawdy, niektóre gesty był zbędne.
- Nic mi nie będzie, jestem przyzwyczajony do czegoś takiego. - Wzruszył ramionami w lekceważącym geście. Szkoła była wyczerpująca, podobnie jak praca, nie mniej jednak doświadczył tego już tak wiele razy, że przestał zwracać uwagę na zmęczenie. W pewnym momencie organizm przyzwyczaja się do rutyny stałej pracy i potrzebuje mniejszej ilość odpoczynku.
Pies wcale nie żałował śliny, a już zwłaszcza, że mu tego nie zabraniano, tak jak zawsze robił to Orion. Cóż, jedni lubią płynną miłość, drudzy nie. I o ile nie przeszkadzało mu pojedyncze liźnięcie w policzek, które zaraz mógłby wytrzeć, atk całej szalonej serii by nie zniósł. Dolan najwyraźniej nie miał z tym problemu, toteż model nie zrobił kompletnie niczego, żeby mu pomóc. Pies szczeknął wesoło, pochylając przody ciała do ziemi w gotowości do zabawy. Willy go nakręcił, to niech teraz weźmie za to odpowiedzialność, o.[/color]
Słysząc uwagę o braku serce, Willy zmarszczył niezadowolony brwi. Nie chciał prawić chłopakowi morałów życiowych, ale wszystko w nim krzyczało, żeby spróbować wyprowadzić Oriona z błędu. Zdawał sobie jednak sprawę, że byłoby to jak walenie grochem o ścianę - absolutnie bezcelowe. Frey wiedział swoje i tej wersji lubił się trzymać, a żadne racjonalne argumenty do niego nie przemawiały. W takich chwilach Willy czuł się czasami naprawdę bezsilny. Wiedział, że brak serca nie istnieje. Każdy człowiek czuł, choć niektórzy starali się to stłamsić. Tak jak Orion. Według Willy'ego chłopak przez tak długi już czas ukrywał większość swoich emocji, że zaczął naprawdę wierzyć, że ich nie ma. Szesnastolatek chciał coś z tym zrobić. Ba, on nawet czuł się po części w obowiązku chociaż spróbować podjąć jakieś działanie. Wiedział jednak, że to nie jest coś, co można z dnia na dzień zmienić. Nie mógł robić nic na siłę. Nie chciał też być dla znajomego ciężarem.
- Jest na swoim miejscu - powiedział pewnym głosem, chcąc tym zdaniem skończyć dyskusję na ten temat.
To nie był czas ani miejsce na poważne rozmowy, a gdyby Orion zdecydował się pociągnąć ten temat, to Willy za pewne starałby się go przekonać, że nie ma racji. Chłopak cenił sobie zdanie innych nawet, gdy było inne od jego własnego, ale... W tym wypadku nie mógł siedzieć cicho. Nie zamierzał jednak osaczać Freya. Jeśli planował cokolwiek zrobić z nastawieniem chłopaka, musiał działać po cichu i ostrożnie!
- Nie dbasz o siebie - westchnął teatralnie. - Za niedługo zaczniesz więdnąć jak roślinka i będziesz brzydki - jęknął, jakby wizja towarzystwa brzydkiego Freya naprawdę była okropna.
Willy naprawdę chciałby w takiej chwili choć raz zabrzmieć poważnie. Wesołe iskierki tańczące w jego oczach zawsze psuły jednak efekt. Zdając sobie sprawę ze swoich marnych umiejętności aktorskich, pozwolił szerokiemu uśmiechowi pojawić się na twarzy.
- Spokojnie, powiemy twoim fankom, że to nowa stylizacja do sesji!
O tak. William Edward Dolan. Mistrz genialnych pomysłów.
Kiedy pies nareszcie dał spokój przestrzeni osobistej chłopaka, mógł on podnieść się do przysiadu. Przyjrzał się zwierzęciu uważnie przez chwilę nic nie robiąc, po czym nagle zrobił szybki ruch w jego kierunku, jakby chciał go wystraszyć. Na reakcję nie musiał długo czekać. River chciał pobiec w drugą stronę, ale smycz ograniczała mu ruchy, więc zrobił tylko szybkie kółko wokół nich, które Willy wykorzystał na wytarcie twarzy chusteczkami, które wyciągnął z kieszeni spodni.
- Ile on ma energii - zaśmiał się głośno, widząc, że pies jest już gotowy do dalszej zabawy, a po minie odchodzącego chwilę wcześniej strażnika widział, że już nieźle zdążył się wyszaleć.
- Jest na swoim miejscu - powiedział pewnym głosem, chcąc tym zdaniem skończyć dyskusję na ten temat.
To nie był czas ani miejsce na poważne rozmowy, a gdyby Orion zdecydował się pociągnąć ten temat, to Willy za pewne starałby się go przekonać, że nie ma racji. Chłopak cenił sobie zdanie innych nawet, gdy było inne od jego własnego, ale... W tym wypadku nie mógł siedzieć cicho. Nie zamierzał jednak osaczać Freya. Jeśli planował cokolwiek zrobić z nastawieniem chłopaka, musiał działać po cichu i ostrożnie!
- Nie dbasz o siebie - westchnął teatralnie. - Za niedługo zaczniesz więdnąć jak roślinka i będziesz brzydki - jęknął, jakby wizja towarzystwa brzydkiego Freya naprawdę była okropna.
Willy naprawdę chciałby w takiej chwili choć raz zabrzmieć poważnie. Wesołe iskierki tańczące w jego oczach zawsze psuły jednak efekt. Zdając sobie sprawę ze swoich marnych umiejętności aktorskich, pozwolił szerokiemu uśmiechowi pojawić się na twarzy.
- Spokojnie, powiemy twoim fankom, że to nowa stylizacja do sesji!
O tak. William Edward Dolan. Mistrz genialnych pomysłów.
Kiedy pies nareszcie dał spokój przestrzeni osobistej chłopaka, mógł on podnieść się do przysiadu. Przyjrzał się zwierzęciu uważnie przez chwilę nic nie robiąc, po czym nagle zrobił szybki ruch w jego kierunku, jakby chciał go wystraszyć. Na reakcję nie musiał długo czekać. River chciał pobiec w drugą stronę, ale smycz ograniczała mu ruchy, więc zrobił tylko szybkie kółko wokół nich, które Willy wykorzystał na wytarcie twarzy chusteczkami, które wyciągnął z kieszeni spodni.
- Ile on ma energii - zaśmiał się głośno, widząc, że pies jest już gotowy do dalszej zabawy, a po minie odchodzącego chwilę wcześniej strażnika widział, że już nieźle zdążył się wyszaleć.
Przymrużył minimalnie ślepia na stwierdzenie o więdnięciu. Nie, nie zacząłby i oboje o tym wiedzieli. Z lekko uniesionym podbródkiem i dłońmi wsuniętymi do kieszeni spodni obserwował zabawę szesnastolatka ze swoim psem. Sam nie wiedział, jakim cudem ten husky był taką torpedą. Pogłoski o ADHD musiały być prawdziwe, nie widział już innej opcji. Chociaż Dolanowi wcale nie było daleko do Rivera. To aż zabawne.
- I kto to mówi? - Uniósł jedną z brwi nieco wyżej, a w wypowiadanych słowach przebrzmiewało rozbawienie. Jego zwierzak zaliczył już dzisiaj trwający 3 godziny spacer wraz z resztą stadka a przy okazji ich wszystkich wymęczył. Jakim cudem wciąż torturował fizycznie i psychicznie ludzi? Magia.
- Będę się zbierać. Mam w domu szczeniaka i nie widzi mi się zostawiać go w towarzystwie innym niż moje, póki jest taki mały. - Mruknął w końcu, chwytając z wyraźną wprawą latającą w powietrzy smycz psa. Husky zareagował natychmiastowo, szczekając wesoło i podskakując to w jedną to w drugą stronę. Orion podszedł jeszcze do Dolana, wplatając palce w blond kosmyki i roztrzepując je na wszystkie strony w ramach pożegnania. Rzucił jeszcze krótkie "do zobaczenia" i ruszył w swoją stronę, pozwalając Riverowi podskakiwać przed sobą. A co, niech się psina pobawi.
z/t
- I kto to mówi? - Uniósł jedną z brwi nieco wyżej, a w wypowiadanych słowach przebrzmiewało rozbawienie. Jego zwierzak zaliczył już dzisiaj trwający 3 godziny spacer wraz z resztą stadka a przy okazji ich wszystkich wymęczył. Jakim cudem wciąż torturował fizycznie i psychicznie ludzi? Magia.
- Będę się zbierać. Mam w domu szczeniaka i nie widzi mi się zostawiać go w towarzystwie innym niż moje, póki jest taki mały. - Mruknął w końcu, chwytając z wyraźną wprawą latającą w powietrzy smycz psa. Husky zareagował natychmiastowo, szczekając wesoło i podskakując to w jedną to w drugą stronę. Orion podszedł jeszcze do Dolana, wplatając palce w blond kosmyki i roztrzepując je na wszystkie strony w ramach pożegnania. Rzucił jeszcze krótkie "do zobaczenia" i ruszył w swoją stronę, pozwalając Riverowi podskakiwać przed sobą. A co, niech się psina pobawi.
z/t
Ludzie często mówili mu, że jest kulką energii, więc słysząc pytanie chłopaka, tylko skierował w jego stronę swoją uśmiechniętą twarz i zaśmiał się krótko. Zdecydowanie coś w tym było, choć wciąż daleko mu do Rivera. Pies wyglądał jakby nigdy się nie męczył, a Willy zdecydowanie nie miał w sobie tyle sił. Nadrabiał jednak swoim optymizmem. Nawet kiedy był już bardzo zmęczony, a pojawiła się przed nim okazja zrobienia czegoś ciekawego, to nie mógł jej nie wykorzystać.
Pozaczepiał jeszcze przez chwilę psa, ciesząc się z jego radosnego szczekania. Jego entuzjazm był zaraźliwy. Szesnastolatek sądził, że nawet najsmutniejsza osoba na świecie uśmiechnęłaby się na ten widok. No bo litości... Jak można było nie kochać tak wesołego zwierzaka?
Willy pokiwał głową na znak, że rozumie sytuację. Na słowo szczeniak natychmiast zaświeciły się jego oczy. Orion miał małego pieska, a on o tym nic nie wiedział? Niewybaczalne! Jak widać model był jednak troskliwą mamą, więc tym razem szesnastolatek postanowił odpuścić mu jego winy (po raz kolejny dzisiaj).
- Następnym razem weź go ze sobą! Nauczę go aportować – powiedział, jakby tresura psów była jego specjalnością.
Oczywiście nie była nią. Chłopak nigdy nie był za dobry w dawaniu nagród za dobrze wykonane polecenie. Raz w życiu miał możliwość nauczenia psa znajomego podawania łapy... Zazwyczaj pękał pod jednym proszącym spojrzeniem zwierzaka i od razu dawał mu pyszne łakocie. Takim oto sposobem nie udało mu się nic nauczyć czworonoga, ale przynajmniej dobrze się przy tym bawił, a pies sobie pojadł. Same korzyści, prawda?
Zmarszczył nieznacznie brwi, przymykając jedno oko, kiedy model roztrzepał mu włosy. Nie miał nic przeciwko temu, ale poczuł się przez chwilę jak mały chłopiec, którym to przecież nie był. W końcu... Szesnaście lat zobowiązuje. Co tam, że mu się to podobało. Był już dużym chłopcem. Nie mógł tak wprost okazać zadowolenia. A przynajmniej nie chciał, bo w praktyce wyszło jak zawsze, gdy tylko Willy chciał kogoś oszukać.
- Wyściskaj wszystkie psy ode mnie - rzucił zamiast standardowego pożegnania.
Podniósł torbę z ziemi, uśmiechnął się po raz ostatni do znajomego i poszedł w stronę akademika z zamiarem wzięcia prysznicu. Zapach chloru zdecydowanie nie był czymś, co jasnowłosy lubił, więc postanowił pozbyć się go jak najszybciej.
z/t
Pozaczepiał jeszcze przez chwilę psa, ciesząc się z jego radosnego szczekania. Jego entuzjazm był zaraźliwy. Szesnastolatek sądził, że nawet najsmutniejsza osoba na świecie uśmiechnęłaby się na ten widok. No bo litości... Jak można było nie kochać tak wesołego zwierzaka?
Willy pokiwał głową na znak, że rozumie sytuację. Na słowo szczeniak natychmiast zaświeciły się jego oczy. Orion miał małego pieska, a on o tym nic nie wiedział? Niewybaczalne! Jak widać model był jednak troskliwą mamą, więc tym razem szesnastolatek postanowił odpuścić mu jego winy (po raz kolejny dzisiaj).
- Następnym razem weź go ze sobą! Nauczę go aportować – powiedział, jakby tresura psów była jego specjalnością.
Oczywiście nie była nią. Chłopak nigdy nie był za dobry w dawaniu nagród za dobrze wykonane polecenie. Raz w życiu miał możliwość nauczenia psa znajomego podawania łapy... Zazwyczaj pękał pod jednym proszącym spojrzeniem zwierzaka i od razu dawał mu pyszne łakocie. Takim oto sposobem nie udało mu się nic nauczyć czworonoga, ale przynajmniej dobrze się przy tym bawił, a pies sobie pojadł. Same korzyści, prawda?
Zmarszczył nieznacznie brwi, przymykając jedno oko, kiedy model roztrzepał mu włosy. Nie miał nic przeciwko temu, ale poczuł się przez chwilę jak mały chłopiec, którym to przecież nie był. W końcu... Szesnaście lat zobowiązuje. Co tam, że mu się to podobało. Był już dużym chłopcem. Nie mógł tak wprost okazać zadowolenia. A przynajmniej nie chciał, bo w praktyce wyszło jak zawsze, gdy tylko Willy chciał kogoś oszukać.
- Wyściskaj wszystkie psy ode mnie - rzucił zamiast standardowego pożegnania.
Podniósł torbę z ziemi, uśmiechnął się po raz ostatni do znajomego i poszedł w stronę akademika z zamiarem wzięcia prysznicu. Zapach chloru zdecydowanie nie był czymś, co jasnowłosy lubił, więc postanowił pozbyć się go jak najszybciej.
z/t
Strona 2 z 4 • 1, 2, 3, 4
Pozwolenia na tym forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach