▲▼
Strona 2 z 2 • 1, 2
First topic message reminder :
Możliwość Pracy Dorywczej
Obecni pracownicy:
Właściciel Lokalu: ---
Barista/Baristka: ---
Mała, nieco podupadła kawiarnia, mająca lata świetności dawno za sobą. Utrzymana w pastelowej tonacji, sprawia wrażenie przytulnego, doskonale nadającego się na relaks miejsca, a przyjemne dla oka wnętrze potęguje te uczucie. Krzesła obite wygodnym, miękkim materiałem w kwieciste wzory zapewniają komfort i wygodę, a dwa rzędy stolików, po trzy sztuki w każdym, oddalone od siebie na wystarczającą odległość, gwarantują klientom pożądaną prywatność.
Serwowane są w niej wyłącznie napoje niealkoholowe – pięć różnych rodzajów herbaty, kawy trzech gatunków, koktajle owocowe i gorąco czekolada, kilka rodzajów ciast, a także lekkie przekąski. Latem również i desery lodowe. Menu wyraźnie zubożało, gdy „Forty Seven” zostało wygryzione przez komercyjne sieci kawiarni, które w ostatecznym rozrachunku okazały się być bezlitosne dla prywatnych, małych przedsiębiorstw.
Geneza nazwy jest prosta i nie wymaga dogłębnych analiz, otóż budynek, w którym powstała kawiarnia, nosi numer 47.
To urocze miejsce mieści się niedaleko gmachu Riverdale.
— Te twoje nazwisko to faktycznie nie lada wyzwanie — rzucił ni poważnie, ni żartobliwie, choć w rzeczywistości zapamiętanie nazwisk, a nawet imion było dla niego wyzwaniem samym w sobie, bo nigdy nie przywiązywał do nich wagi, jednakże Liam, swoją osobą, nie sprawiał, że Shane miał ochotę obrócić się na pięcie i ewakuować się w trybie przyśpieszonym, co nie jako zapisywał do listy swoich prywatnych sukcesów. Reagował na ludzi w swoim towarzystwie nieco alergicznie, mając wrażenie, że każdy z nich stawał się potencjalnym kandydatem na rzucenie mu kłód po nogi, a, jak powszechnie wiadomo, drzazga wbita w skórę, czy ubite palce w nodze, to dawka nie takiego znów banalnego bólu, dlatego więc brunet unikał niekomfortowych sytuacji, i, aby to umiejętnie czynić, musiał stłumić każdą tlącą się iskierkę widzianego na horyzoncie zagrożenia i wycofać się. Istniała pewna reguła od tego wyjątku, która już nie raz wbiła mu przysłowiowy nóż w plecy, ale ten fakt wolał przemilczeć dla stabilności własnej psychiki.
Nawet nie zauważył, kiedy pokonali potrzebną odległość i znaleźli się w szkolnej szatni. Proces zarzucenia na siebie kurtek nie przeciągał się, więc ostatecznie dwie minuty później przywitał ich unoszący się w powietrzu chłód, który nieśmiało przenikał do skóry na policzkach, wprowadzając do ciał, kłócące się z temperaturą pomieszczenia, zimno. Zerknął na Liama, a w oczy natychmiast rzuciła mu się lekko zaparowana druga para oczu chłopaka.
— W porządku. Cierpliwie poczekam, aż przyswoisz sobie tą myśl — zapewnił go, bo w jakimś sensie go rozumiał, bo to, co teraz się działo, również było dla niego kompletną nowością. Leistershire był pierwszym osobnikiem od dawna, który nie wzbudzał w Littenbergu sprzeczny uczuć, a nawet dostarczał mu czegoś, czego nie uświadczył od śmierci rodziców - w niewyjaśniony sposób domagał się jego towarzystwa. pragnął, by ten z pozoru niewyróżniający się niczym szczególnym z tłumu chłopak spędzał z nim mały odsetek swojego cennego czasu, nawet jeśli ten miał być poświęcony całkowicie na nauce zaległego przez Shane'a materiału, którego nie mógł sobie przyswoić, nawet non stop przesiadując w bibliotece, czy to na lekcjach nauczyciela-terrorysty. Na samą myśl o tym mężczyźnie wzdrygnął się, choć z powodzeniem mógł zrzucić tą reakcje na niespodziewany wiatr, wędrujący niczym bezdomnym pies wzdłuż ulicy, gdy obaj wyszli poza tereny szkoły. Zerknął na znajomy budynek ukradkiem, z pewną ulgą i znów jego uwaga została całkowicie zależna od korepetytora.
— Hm. Właściwie czasem tak robię — wyznał w końcu, mimo wyraźnego zmieszania chłopaka, i wypuścił ciężko powietrze z charakterystycznym świstem. — Ale gwarantuję, że z mojej strony nic ci nie grozi —Chyba, że atak dodał, a na ustach, zazwyczaj wykrzywionych w niewyraźnym grymasie, pojawił się blady uśmiech, ostatecznie jednak oznaka wesołości została unieszkodliwiona, gdy na policzki wkradły się blade, zdradliwe rumieńce w pakiecie z świadomością tego, jakie teraz wygaduje bzdury. Uderzył się mentalnie wierzchem dłoni w czoło. — Znaczy… ten chwyt stosuje tylko na jednej osobie — wytłumaczył się szybko, pokrętnie. Gratuluję, Shane, tylko winni się tłumaczą. — Wracając do tematu, postaram się pozbyć odruchu mamrotania pod nosem — zapewnił go, kodując sobie w głowie, by w obecności Liama używać przepony i nie tłamsić słowa w cichy, prawie niedosłyszalny szept. — A pogoda. Um. — Zamyślił się, aby pozbierać fragmentaryczny tok myśl w jedną, zbitą całość, ale w ostateczności i tak musiał improwizować, nie chcąc krytykować poczucia estetyki Liama, ani narzucać mu swojego zdania. Otóż, według Shane’a, pogoda nie była ładna. Miała wyraźny defekt z powodu niestabilności, która oznaczała się niespodziewanym wiatrem i sporadycznym prószeniem śniegu. Była na dłuższą metę męcząca, a Littenberg miał dosyć balastu w postaci zimowej krótki. Wcisnął wiecznie zimne dłonie do kieszeni.
— Mam nadzieję, że wiosna w końcu przegoni te niepokojące chmury — mruknął w końcu bez ładu i składu, a zaraz ugryzł się w język. Przecież miał mówić wyraźnie, a nie jak pozbawiony taktu mruk.
Unikając bez wyraźnego powodu kontaktu wzrokowego z Liamem, zatrzymał się na rogu ulicy. Zerknął na znajomy, noszący na sobie znamię czasu szyld i wykrzywił usta w delikatnym uśmiechu. Tu spędzał czas, gdy niespodziewanie pojawiała się w ich planie lekcji luka w postaci okienka. Może takie sytuacje nie były częste, zdarzały się raz na ruski rok, ale zdecydowanie męczyły Shane'a, który nie lubił za bardzo asymilować się z rówieśnikami. Wszedł po trzech stopniach i pchnął nieco wysłużone drzwi. Od razu został przywitany przez ciche dźwięk dzwoneczka. Puścił Liama przodem, w końcu on tu był zaproszony, a gdy weszli, zamknął za nimi drzwi.
Obecni pracownicy:
Właściciel Lokalu: ---
Barista/Baristka: ---
Mała, nieco podupadła kawiarnia, mająca lata świetności dawno za sobą. Utrzymana w pastelowej tonacji, sprawia wrażenie przytulnego, doskonale nadającego się na relaks miejsca, a przyjemne dla oka wnętrze potęguje te uczucie. Krzesła obite wygodnym, miękkim materiałem w kwieciste wzory zapewniają komfort i wygodę, a dwa rzędy stolików, po trzy sztuki w każdym, oddalone od siebie na wystarczającą odległość, gwarantują klientom pożądaną prywatność.
Serwowane są w niej wyłącznie napoje niealkoholowe – pięć różnych rodzajów herbaty, kawy trzech gatunków, koktajle owocowe i gorąco czekolada, kilka rodzajów ciast, a także lekkie przekąski. Latem również i desery lodowe. Menu wyraźnie zubożało, gdy „Forty Seven” zostało wygryzione przez komercyjne sieci kawiarni, które w ostatecznym rozrachunku okazały się być bezlitosne dla prywatnych, małych przedsiębiorstw.
Geneza nazwy jest prosta i nie wymaga dogłębnych analiz, otóż budynek, w którym powstała kawiarnia, nosi numer 47.
To urocze miejsce mieści się niedaleko gmachu Riverdale.
~ * ~
— Te twoje nazwisko to faktycznie nie lada wyzwanie — rzucił ni poważnie, ni żartobliwie, choć w rzeczywistości zapamiętanie nazwisk, a nawet imion było dla niego wyzwaniem samym w sobie, bo nigdy nie przywiązywał do nich wagi, jednakże Liam, swoją osobą, nie sprawiał, że Shane miał ochotę obrócić się na pięcie i ewakuować się w trybie przyśpieszonym, co nie jako zapisywał do listy swoich prywatnych sukcesów. Reagował na ludzi w swoim towarzystwie nieco alergicznie, mając wrażenie, że każdy z nich stawał się potencjalnym kandydatem na rzucenie mu kłód po nogi, a, jak powszechnie wiadomo, drzazga wbita w skórę, czy ubite palce w nodze, to dawka nie takiego znów banalnego bólu, dlatego więc brunet unikał niekomfortowych sytuacji, i, aby to umiejętnie czynić, musiał stłumić każdą tlącą się iskierkę widzianego na horyzoncie zagrożenia i wycofać się. Istniała pewna reguła od tego wyjątku, która już nie raz wbiła mu przysłowiowy nóż w plecy, ale ten fakt wolał przemilczeć dla stabilności własnej psychiki.
Nawet nie zauważył, kiedy pokonali potrzebną odległość i znaleźli się w szkolnej szatni. Proces zarzucenia na siebie kurtek nie przeciągał się, więc ostatecznie dwie minuty później przywitał ich unoszący się w powietrzu chłód, który nieśmiało przenikał do skóry na policzkach, wprowadzając do ciał, kłócące się z temperaturą pomieszczenia, zimno. Zerknął na Liama, a w oczy natychmiast rzuciła mu się lekko zaparowana druga para oczu chłopaka.
— W porządku. Cierpliwie poczekam, aż przyswoisz sobie tą myśl — zapewnił go, bo w jakimś sensie go rozumiał, bo to, co teraz się działo, również było dla niego kompletną nowością. Leistershire był pierwszym osobnikiem od dawna, który nie wzbudzał w Littenbergu sprzeczny uczuć, a nawet dostarczał mu czegoś, czego nie uświadczył od śmierci rodziców - w niewyjaśniony sposób domagał się jego towarzystwa. pragnął, by ten z pozoru niewyróżniający się niczym szczególnym z tłumu chłopak spędzał z nim mały odsetek swojego cennego czasu, nawet jeśli ten miał być poświęcony całkowicie na nauce zaległego przez Shane'a materiału, którego nie mógł sobie przyswoić, nawet non stop przesiadując w bibliotece, czy to na lekcjach nauczyciela-terrorysty. Na samą myśl o tym mężczyźnie wzdrygnął się, choć z powodzeniem mógł zrzucić tą reakcje na niespodziewany wiatr, wędrujący niczym bezdomnym pies wzdłuż ulicy, gdy obaj wyszli poza tereny szkoły. Zerknął na znajomy budynek ukradkiem, z pewną ulgą i znów jego uwaga została całkowicie zależna od korepetytora.
— Hm. Właściwie czasem tak robię — wyznał w końcu, mimo wyraźnego zmieszania chłopaka, i wypuścił ciężko powietrze z charakterystycznym świstem. — Ale gwarantuję, że z mojej strony nic ci nie grozi —
— Mam nadzieję, że wiosna w końcu przegoni te niepokojące chmury — mruknął w końcu bez ładu i składu, a zaraz ugryzł się w język. Przecież miał mówić wyraźnie, a nie jak pozbawiony taktu mruk.
Unikając bez wyraźnego powodu kontaktu wzrokowego z Liamem, zatrzymał się na rogu ulicy. Zerknął na znajomy, noszący na sobie znamię czasu szyld i wykrzywił usta w delikatnym uśmiechu. Tu spędzał czas, gdy niespodziewanie pojawiała się w ich planie lekcji luka w postaci okienka. Może takie sytuacje nie były częste, zdarzały się raz na ruski rok, ale zdecydowanie męczyły Shane'a, który nie lubił za bardzo asymilować się z rówieśnikami. Wszedł po trzech stopniach i pchnął nieco wysłużone drzwi. Od razu został przywitany przez ciche dźwięk dzwoneczka. Puścił Liama przodem, w końcu on tu był zaproszony, a gdy weszli, zamknął za nimi drzwi.
Choć Rosa nie była typem, który tak często rusza się z domu by powdychać świeżego powietrza i spotkać się ze znajomymi - o ile takich ma - tego dnia postanowiła walczyć ze swoimi demonami lenistwa i wyjść z mieszkania na świat zewnętrzny. Choć perspektywa siedzenia w domu przed ulubionymi grami była niesamowicie kusząca, wielka porcja lodów wygrała wewnętrzny spór - choć próbowała, nie mogła oprzeć się słodyczom w większości przypadków. Kto mógłby?! Niech ktoś wyjawi jej ten sekret.
Szybkim krokiem zawędrowała do kawiarni, którą często odwiedzała w czasie wolnym i powoli otworzyła drzwi. Wzięła głęboki oddech i podeszła do lady z powitaniem na ustach. Zawszy gdy musiała sobie coś zamawiać, żołądek ściskał jej się ze stresu, no ale co na to poradzić. Po zastanowieniu się zamówiła trzy kulki lodów czekoladowych. Jeśli chodziło o smaki była bardzo wybredna, więc miała kilka określonych już opcji, rzadko wybierała cokolwiek spoza nich. Z wielką porcją w rożku i szerokim bananem na twarzy wykonała w połowie obrót i skierowała się ku stolikom. Wolała usiąść i na spokojnie zjeść swój deser, jednak szybko zauważyła pewną twarzyczkę, z którą spotkała się raz czy dwa. Po chwili myślenia zdecydowała, że odrobinę towarzystwa nie zaszkodzi i usiadła naprzeciwko Oliviera.
- Hej ho! - zawołała, starając się zniżyć głos dla efektu komediowego.
Szybkim krokiem zawędrowała do kawiarni, którą często odwiedzała w czasie wolnym i powoli otworzyła drzwi. Wzięła głęboki oddech i podeszła do lady z powitaniem na ustach. Zawszy gdy musiała sobie coś zamawiać, żołądek ściskał jej się ze stresu, no ale co na to poradzić. Po zastanowieniu się zamówiła trzy kulki lodów czekoladowych. Jeśli chodziło o smaki była bardzo wybredna, więc miała kilka określonych już opcji, rzadko wybierała cokolwiek spoza nich. Z wielką porcją w rożku i szerokim bananem na twarzy wykonała w połowie obrót i skierowała się ku stolikom. Wolała usiąść i na spokojnie zjeść swój deser, jednak szybko zauważyła pewną twarzyczkę, z którą spotkała się raz czy dwa. Po chwili myślenia zdecydowała, że odrobinę towarzystwa nie zaszkodzi i usiadła naprzeciwko Oliviera.
- Hej ho! - zawołała, starając się zniżyć głos dla efektu komediowego.
Dzieciak nie zwracał zbyt dużej uwagi na otoczenie. Jak zwykle wolał siedzieć zamknięty w swoim małym świecie, do którego nikt poza Alexem nie miał wstępu. Nie potrafił też szacować czasu, więc czy siedział pięć, czy piętnaście minut nie robiło mu wielkiej różnicy. Po prostu siedział sobie wpatrzony w kolorowe obrazki i czytał ich opisy. Wszystko wyglądało bardzo smakowicie, ale gorzej z cenami. Mimo iż niezbyt wygórowane, to jednak potrafiły nadszarpnąć budżet chłopaka, który od przeszło pół roku nie dostał od ciotki żadnej gotówki. Z resztą, trudno jej się dziwić, skoro po pewnym czasie zorientowała się, że jej siostrzeniec chodzi dzięki tej kasie naćpany. Niby odcięcie go od pieniędzy nic w kwestii nałogu nie zmieniło, ale przynajmniej mogła się usprawiedliwiać, że robi co może, a poza tym, cieszyła się, że przynajmniej to nie jej forsę wydaje na valium, kodeinę czy morfinę.
W międzyczasie ręka chłopaka zanurkowała pod stolik i dosięgła zamka w plecaku, który ostrożnie odpięła, uwalniając w ten sposób siedzącego w torbie gryzonia, który z miłą chęcią wyskoczył stamtąd i ulokował się na kolanach albinosa tak, że dzieciak mógł go dyskretnie głaskać. Obsługa nie byłaby pewnie zachwycona, gdyby zobaczyła Alexa, ale cóż Lunatyk mógł zrobić? On nigdy nie rozstawał się z tym szczurem.
Z zamyślenia wyrwał go dopiero kobiecy głos naprzeciwko niego. Podniósł głowę, spodziewając się zobaczyć kobietę, która go obsługiwała, ale czekała go tu niemała niespodzianka. Otworzył szeroko oczy i wpatrywał się przez chwilę w dziewczynę zanim zaczął kojarzyć fakty. Chyba ją już kiedyś widział. Tak, tak mu się wydawało. Mógł nie pamiętać dobrze, bo zwykle chodził otumaniony, ale postanowił założyć, że się znają. W końcu się dosiadła, prawda? A może po prostu się dosiadła, bo jej się nudziło? Nie ważne, przecież mu to nie przeszkadza, a i on jej się nie narzuca, więc wszystko jest ok.
Uśmiechnął się delikatnie na powitanie.
- Hej. - Głos miał jak zwykle cichy, ale w kawiarni panował wystarczający spokój by dało się go wyraźnie usłyszeć.
W międzyczasie ręka chłopaka zanurkowała pod stolik i dosięgła zamka w plecaku, który ostrożnie odpięła, uwalniając w ten sposób siedzącego w torbie gryzonia, który z miłą chęcią wyskoczył stamtąd i ulokował się na kolanach albinosa tak, że dzieciak mógł go dyskretnie głaskać. Obsługa nie byłaby pewnie zachwycona, gdyby zobaczyła Alexa, ale cóż Lunatyk mógł zrobić? On nigdy nie rozstawał się z tym szczurem.
Z zamyślenia wyrwał go dopiero kobiecy głos naprzeciwko niego. Podniósł głowę, spodziewając się zobaczyć kobietę, która go obsługiwała, ale czekała go tu niemała niespodzianka. Otworzył szeroko oczy i wpatrywał się przez chwilę w dziewczynę zanim zaczął kojarzyć fakty. Chyba ją już kiedyś widział. Tak, tak mu się wydawało. Mógł nie pamiętać dobrze, bo zwykle chodził otumaniony, ale postanowił założyć, że się znają. W końcu się dosiadła, prawda? A może po prostu się dosiadła, bo jej się nudziło? Nie ważne, przecież mu to nie przeszkadza, a i on jej się nie narzuca, więc wszystko jest ok.
Uśmiechnął się delikatnie na powitanie.
- Hej. - Głos miał jak zwykle cichy, ale w kawiarni panował wystarczający spokój by dało się go wyraźnie usłyszeć.
Już sama droga zdawała się być dla niego drobną katorgą. Gdy Takara coś sobie umyślił we łbie schowanym pod bujną blond czupryną, ciężko było to stamtąd wypchnąć. Nie powinno nikogo zdziwić, gdyby nagle nawet jego źrenice zmieniły kształt na babeczki jak w każdym anime, sugerując że nie wie co się z nim dzieje, a jego jedynym celem jest cukiernia do której zmierzali.
Przynajmniej do pewnego momentu. Całe szczęście po opuszczeniu terenu szkoły przestał popychać rękami plecy przyjaciela, zamiast tego po prostu wyskakując do przodu, by zrównać się z nim krokiem. Teraz natomiast, na jego twarzy pojawiło się olśnienie, sugerujące że o czymś sobie przypomniał.
— Co robisz w weekend, Yo-chan? — zapytał dosłownie wchodząc na chodnik przed niego. Idąc tyłem, cały czas wpatrywał się w niego uważnie, zupełnie jakby to skupione spojrzenie miało przyspieszyć jego ewentualną odpowiedź. Jednocześnie znacznie zwiększało szanse na to, że Fujishima zaraz po prostu walnie w słup. I odbije się od niego jak piłeczka ping pongowa. Całe szczęście, zerknął kilka razy do tyłu, by uniknąć idących ludzi, nim w końcu zdecydował że chodzenie tyłem nie było tak doskonałym pomysłem. Wrócił więc do poprzedniej pozycji. Nie na długo, dość prędko okazało się bowiem, że znaleźli się na miejscu.
— Nigdy wcześniej tu nie byłem — powiedział na głos, upewniając się że dobrze trafili. Dopiero wtedy pchnął drzwi, przytrzymując je, by przepuścić Yosuke przodem. Sam przeskoczył wesołym krokiem przez próg, nawet nie kłopocząc się zajęciem miejsca. W kawiarni oprócz nich siedział jeszcze jeden mężczyzna, pracujący intensywnie na laptopie i jakaś para, która...
Zaraz, zaraz. Znał ich. Chodzili do Riverdale.
Geek Stevenson z 2-B i Lockwood z 3-A, która miała nie tylko opinię księżniczki, ale i przynależała do śmietanki towarzyskiej? W końcu była cheerleaderką, one nie chodziły z byle kim. Całe szczęście, nie zwracali na nich uwagi, nie widzieli więc ekscytacji na twarzy Takary, gdy momentalnie zacisnął palce na dłoni Yosuke, by przyciągnąć go bliżej siebie.
— Yo-chan, Yo-chan. Spójrz — szepnął mu na ucho konspiracyjnie, chwilowo kompletnie zapominając o ciastku. O rany, musiał powiedzieć o tym Ryu!
Przynajmniej do pewnego momentu. Całe szczęście po opuszczeniu terenu szkoły przestał popychać rękami plecy przyjaciela, zamiast tego po prostu wyskakując do przodu, by zrównać się z nim krokiem. Teraz natomiast, na jego twarzy pojawiło się olśnienie, sugerujące że o czymś sobie przypomniał.
— Co robisz w weekend, Yo-chan? — zapytał dosłownie wchodząc na chodnik przed niego. Idąc tyłem, cały czas wpatrywał się w niego uważnie, zupełnie jakby to skupione spojrzenie miało przyspieszyć jego ewentualną odpowiedź. Jednocześnie znacznie zwiększało szanse na to, że Fujishima zaraz po prostu walnie w słup. I odbije się od niego jak piłeczka ping pongowa. Całe szczęście, zerknął kilka razy do tyłu, by uniknąć idących ludzi, nim w końcu zdecydował że chodzenie tyłem nie było tak doskonałym pomysłem. Wrócił więc do poprzedniej pozycji. Nie na długo, dość prędko okazało się bowiem, że znaleźli się na miejscu.
— Nigdy wcześniej tu nie byłem — powiedział na głos, upewniając się że dobrze trafili. Dopiero wtedy pchnął drzwi, przytrzymując je, by przepuścić Yosuke przodem. Sam przeskoczył wesołym krokiem przez próg, nawet nie kłopocząc się zajęciem miejsca. W kawiarni oprócz nich siedział jeszcze jeden mężczyzna, pracujący intensywnie na laptopie i jakaś para, która...
Zaraz, zaraz. Znał ich. Chodzili do Riverdale.
Geek Stevenson z 2-B i Lockwood z 3-A, która miała nie tylko opinię księżniczki, ale i przynależała do śmietanki towarzyskiej? W końcu była cheerleaderką, one nie chodziły z byle kim. Całe szczęście, nie zwracali na nich uwagi, nie widzieli więc ekscytacji na twarzy Takary, gdy momentalnie zacisnął palce na dłoni Yosuke, by przyciągnąć go bliżej siebie.
— Yo-chan, Yo-chan. Spójrz — szepnął mu na ucho konspiracyjnie, chwilowo kompletnie zapominając o ciastku. O rany, musiał powiedzieć o tym Ryu!
Szedł więc wraz z swoim znajomkiem, zmierzając wprost w kierunku cukierni. A raczej zmierzając w jej kierunku samo, gdyż o prostym kroku to raczej nie powinno się wspominać. Nie dlatego oczywiście by czerwono włosy się zataczał, co to to nie. Po prostu co chwilę był rozkojarzony przez jakąś wystawę, czy jakiegoś ciekawie ubranego człowieka na swojej drodze. Jako, że był bardzo ciekawski z natury to musiał wszystkiemu się dobrze przypatrzyć.
- W weekend? Ee.. chyba nic. Będę prawdopodobnie grać na konsoli, poczytam coś. Wieczorem się najwyżej pouczę. A co? - Odpowiedział po chwili koledze po niezbyt głębokim zastanowieniu. Po chwili przypomniał sobie, że właściwie kiedyś w każdy weekend spędzał czas na pływaniu więc zapytał nagle swojego kolegę sportowca, nie pamiętając, czy nie zadał już wcześniej tego pytania. - Nie chciałbyś ze mną i moim kumplem założyć klubu pływackiego? Lubisz sport prawda? Razem z tobą i nim zwyciężymy wszystkie olimpiady! Zobaczysz! No i będziemy strasznie cool podczas tego. - Kiedy dotarli już do kawiarenki, sam bardziej skupił się na przyglądaniu się architektonicznym walorom miejsca. No bo sam był tu z jeden raz. Nie napatrzył się jeszcze, co poradzić. - Ooo co co?- Zapytał szeptem Takary i podążając wzorkiem tuż za nim. - Myślisz, że są na randce? - Zapytał tak samo zaskoczony i podekscytowany tym co zobaczył na własne ślepka. No bo to przecież niecodziennny widok prawda! Przynajmniej odrobinę!
- W weekend? Ee.. chyba nic. Będę prawdopodobnie grać na konsoli, poczytam coś. Wieczorem się najwyżej pouczę. A co? - Odpowiedział po chwili koledze po niezbyt głębokim zastanowieniu. Po chwili przypomniał sobie, że właściwie kiedyś w każdy weekend spędzał czas na pływaniu więc zapytał nagle swojego kolegę sportowca, nie pamiętając, czy nie zadał już wcześniej tego pytania. - Nie chciałbyś ze mną i moim kumplem założyć klubu pływackiego? Lubisz sport prawda? Razem z tobą i nim zwyciężymy wszystkie olimpiady! Zobaczysz! No i będziemy strasznie cool podczas tego. - Kiedy dotarli już do kawiarenki, sam bardziej skupił się na przyglądaniu się architektonicznym walorom miejsca. No bo sam był tu z jeden raz. Nie napatrzył się jeszcze, co poradzić. - Ooo co co?- Zapytał szeptem Takary i podążając wzorkiem tuż za nim. - Myślisz, że są na randce? - Zapytał tak samo zaskoczony i podekscytowany tym co zobaczył na własne ślepka. No bo to przecież niecodziennny widok prawda! Przynajmniej odrobinę!
"Będę prawdopodobnie grać na konsoli (...)"
Oczy Takary rozbłysły niedostrzegalnie. Nawet jeśli ciężko było ocenić coś podobnego komuś z zewnątrz, wnętrze Fujishimy zdawało się krzyczeć. I to bardzo głośno. Cud, że jeszcze nie zaczął podskakiwać w miejscu jak chomik na dopalaczach.
— Świetnie. W takim razie wpadam, chcę w końcu pograć z kimś kogo znam, a nie tymi flamerami z neta — mruknął nieznacznie niezadowolony na samą myśl o tych wszystkich nieudanych teamfightach, jakie musiał odbyć. Bo ktoś się obraził, kogoś mama zawołała na obiad, jeszcze ktoś miał kompleks niższości, a inny po prostu postanowił wejść by nieco potrollować innych w ramach zemsty.
— Klub pływacki? — przekrzywił głowę w bok przyglądając mu się krótko z zastanowieniem. Z jednej strony nie był pewien czy chciał się angażować w jakiekolwiek zabawy klubowe. Z drugiej, mógłby wtedy spędzać dużo więcej czasu z Yosuke nawet po godzinach szkolnych. Wyszczerzył się, wyraźnie podejmując decyzję i zamachał kilka razy ochoczo głową.
— Możesz na mnie liczyć! Kto jeszcze w nim będzie? Znam go? — zapytał zaciekawiony, słysząc że była jeszcze jakaś trzecia osoba.
Dopiero w kawiarni jego uwaga została głównie zajęta przez tę nietypową parę.
"Myślisz, że są na randce?"
— Nooooo — zasłonił usta dłonią, dopóki nie usłyszał cichego kaszlu za swoimi plecami. Sprzedawczyni patrzyła na nich z uprzejmym uśmiechem, wyraźnie czekając aż zdecydują się na cokolwiek z ich oferty. No tak.
Rzucił ostatnie spojrzenie parze, którą zdecydowanie zamierzał omówić raz jeszcze przy stoliku, nim spojrzał na tablicę.
— Poproszę ciasto bananowe i gorącą czekoladę — zdecydował się, wyciągając kartę z torby, by od razu zapłacić za swoje zamówienie. Zaraz po tym stanął z boku wyraźnie czekając na Yosuke. Nie lubił zostawiać drugiej osoby samej nawet na krótki moment, co dość mocno nieustannie podkreślał swoim zachowaniem. Był jak człowiek-rzep!
Oczy Takary rozbłysły niedostrzegalnie. Nawet jeśli ciężko było ocenić coś podobnego komuś z zewnątrz, wnętrze Fujishimy zdawało się krzyczeć. I to bardzo głośno. Cud, że jeszcze nie zaczął podskakiwać w miejscu jak chomik na dopalaczach.
— Świetnie. W takim razie wpadam, chcę w końcu pograć z kimś kogo znam, a nie tymi flamerami z neta — mruknął nieznacznie niezadowolony na samą myśl o tych wszystkich nieudanych teamfightach, jakie musiał odbyć. Bo ktoś się obraził, kogoś mama zawołała na obiad, jeszcze ktoś miał kompleks niższości, a inny po prostu postanowił wejść by nieco potrollować innych w ramach zemsty.
— Klub pływacki? — przekrzywił głowę w bok przyglądając mu się krótko z zastanowieniem. Z jednej strony nie był pewien czy chciał się angażować w jakiekolwiek zabawy klubowe. Z drugiej, mógłby wtedy spędzać dużo więcej czasu z Yosuke nawet po godzinach szkolnych. Wyszczerzył się, wyraźnie podejmując decyzję i zamachał kilka razy ochoczo głową.
— Możesz na mnie liczyć! Kto jeszcze w nim będzie? Znam go? — zapytał zaciekawiony, słysząc że była jeszcze jakaś trzecia osoba.
Dopiero w kawiarni jego uwaga została głównie zajęta przez tę nietypową parę.
"Myślisz, że są na randce?"
— Nooooo — zasłonił usta dłonią, dopóki nie usłyszał cichego kaszlu za swoimi plecami. Sprzedawczyni patrzyła na nich z uprzejmym uśmiechem, wyraźnie czekając aż zdecydują się na cokolwiek z ich oferty. No tak.
Rzucił ostatnie spojrzenie parze, którą zdecydowanie zamierzał omówić raz jeszcze przy stoliku, nim spojrzał na tablicę.
— Poproszę ciasto bananowe i gorącą czekoladę — zdecydował się, wyciągając kartę z torby, by od razu zapłacić za swoje zamówienie. Zaraz po tym stanął z boku wyraźnie czekając na Yosuke. Nie lubił zostawiać drugiej osoby samej nawet na krótki moment, co dość mocno nieustannie podkreślał swoim zachowaniem. Był jak człowiek-rzep!
- Jasne, to ogarne wcześniej jakieś napoje i przekąski. - Odpowiedział z uśmiechem czerwonowłosy. Też był już trochę zmęczony graniem online z ludźmi, którzy często w ogóle nie rozumieli co właściwie powinni w tej grze robić. I tu nie chodzi o nowych graczy, a tych jakiś upośledzonych. Ehh.. czasami naprawdę doprowadzało go do szału kiedy okazywał się jedynym, który robi to co jest celem gry.
- To super! Chodziłem kiedyś, ale tutaj nie było, a szkolny basen jest przecież. Szkoda aby się zmarnował. - Ekscytował się widocznie, nawet nie mówiąc w pełni poprawną składnią. Cóż, może ta radość sprawiła, że trochę upośledziło mu nieco zdolność mówienia.
- Nie wiem czy znasz. Nazywa się Fuse kakusei i jest rok starszy od nas, chodzi do B. - Powiedział z delikatnym zastanowieniem. W sumie istniała dusza szansa, że Taka go kojarzył. W końcu z tego co wydawało się Yośkowi był on typem raczej osoby towarzyskiej. Po chwili wpatrzył się w parę jak jego podejrzenia zostały potwierdzone. Był tak pochłonięty podglądaniem z ukrycia takiej sensacji, zajęło mu dobrą chwilę by zorientować się, że nastała jego kolej.
- Yy.. ciastko. - Wydukał po czym dopiero po chwili zreflektował się. Ekspedientka, na szczęście czekała z uśmiechem i nie oceniała jego głupoty mając nadzieję, że nawróci się jeszcze w czas na dobrą stronę mocy. - Sernik i zieloną herbatę proszem. - Poprawił się i nieśmiało uśmiechnął, aby po chwili zapłacić za zamówienie. Bardzo podobało mu się, że jego towarzysz zaczekał na niego. Nie lubił zbytnio zostawać sam w takich sytuacjach. Tak jakoś po prostu. - To gdzie siadamy?
- To super! Chodziłem kiedyś, ale tutaj nie było, a szkolny basen jest przecież. Szkoda aby się zmarnował. - Ekscytował się widocznie, nawet nie mówiąc w pełni poprawną składnią. Cóż, może ta radość sprawiła, że trochę upośledziło mu nieco zdolność mówienia.
- Nie wiem czy znasz. Nazywa się Fuse kakusei i jest rok starszy od nas, chodzi do B. - Powiedział z delikatnym zastanowieniem. W sumie istniała dusza szansa, że Taka go kojarzył. W końcu z tego co wydawało się Yośkowi był on typem raczej osoby towarzyskiej. Po chwili wpatrzył się w parę jak jego podejrzenia zostały potwierdzone. Był tak pochłonięty podglądaniem z ukrycia takiej sensacji, zajęło mu dobrą chwilę by zorientować się, że nastała jego kolej.
- Yy.. ciastko. - Wydukał po czym dopiero po chwili zreflektował się. Ekspedientka, na szczęście czekała z uśmiechem i nie oceniała jego głupoty mając nadzieję, że nawróci się jeszcze w czas na dobrą stronę mocy. - Sernik i zieloną herbatę proszem. - Poprawił się i nieśmiało uśmiechnął, aby po chwili zapłacić za zamówienie. Bardzo podobało mu się, że jego towarzysz zaczekał na niego. Nie lubił zbytnio zostawać sam w takich sytuacjach. Tak jakoś po prostu. - To gdzie siadamy?
( Boże nie wierzę... ja nawet nie zauważyłem, że odpisałeś, jak to się stało... odpisać po tylu miesiącach ughh ;-; )
Widząc nagły wzrost ekscytacji w głosie Yosuke, zaśmiał się cicho, kręcąc na boki głową z wyraźnym rozbawieniem. Uniósł dłoń, by zmierzwić czerwone kosmyki chłopaka delikatnym ruchem, unosząc kąciki ust w uśmiechu.
— Kakuei Fuse, hm? Gaduła z Obsidianu, kojarzę go. W sumie chyba wszyscy go kojarzą, przez większość czasu jest otoczony ludźmi. Jak się poznaliście? — zapytał wyraźnie zaciekawiony, obejmując przyjaciela ramieniem, by przyciągnąć go bliżej siebie, zupełnie jakby poruszany temat był na tyle ważny i poufały by nie mógł go dosłyszeć nikt inny.
Niestety musiał go wypuścić w związku ze znalezieniem się przy kasie. Ale to zdecydowanie nie był koniec! Parsknął cicho śmiechem, zaraz przybierając twarz pokerzysty, nie dając po sobie poznać że to właśnie on zaśmiał się z gafy popełnionej przez Yosuke. To na pewno był ten mężczyzna za nimi.
— Może tam w rogu? — zaproponował wskazując głową w odpowiednią stronę i momentalnie udał się w tamtym kierunku. Był to idealny punkt obserwacyjny, z którego widział wszystkie stoliki w kawiarni. I nawet jeśli osób nie było zbyt wiele, a okno mogłoby się zdawać dużo lepszym pomysłem do przyglądania się osobom na ulicy, nadal chciał skupić swoją uwagę na czerwonowłosym, a nie ludziach na przejściu dla pieszych.
Usiadł kładąc talerzyk przed sobą i złapał kubek z gorącą czekoladą w dłonie, dmuchając kilkakrotnie na jego powierzchnię.
— To co z tym Kakueiem? — zdecydowanie nie zamierzał odpuścić!
Widząc nagły wzrost ekscytacji w głosie Yosuke, zaśmiał się cicho, kręcąc na boki głową z wyraźnym rozbawieniem. Uniósł dłoń, by zmierzwić czerwone kosmyki chłopaka delikatnym ruchem, unosząc kąciki ust w uśmiechu.
— Kakuei Fuse, hm? Gaduła z Obsidianu, kojarzę go. W sumie chyba wszyscy go kojarzą, przez większość czasu jest otoczony ludźmi. Jak się poznaliście? — zapytał wyraźnie zaciekawiony, obejmując przyjaciela ramieniem, by przyciągnąć go bliżej siebie, zupełnie jakby poruszany temat był na tyle ważny i poufały by nie mógł go dosłyszeć nikt inny.
Niestety musiał go wypuścić w związku ze znalezieniem się przy kasie. Ale to zdecydowanie nie był koniec! Parsknął cicho śmiechem, zaraz przybierając twarz pokerzysty, nie dając po sobie poznać że to właśnie on zaśmiał się z gafy popełnionej przez Yosuke. To na pewno był ten mężczyzna za nimi.
— Może tam w rogu? — zaproponował wskazując głową w odpowiednią stronę i momentalnie udał się w tamtym kierunku. Był to idealny punkt obserwacyjny, z którego widział wszystkie stoliki w kawiarni. I nawet jeśli osób nie było zbyt wiele, a okno mogłoby się zdawać dużo lepszym pomysłem do przyglądania się osobom na ulicy, nadal chciał skupić swoją uwagę na czerwonowłosym, a nie ludziach na przejściu dla pieszych.
Usiadł kładąc talerzyk przed sobą i złapał kubek z gorącą czekoladą w dłonie, dmuchając kilkakrotnie na jego powierzchnię.
— To co z tym Kakueiem? — zdecydowanie nie zamierzał odpuścić!
Strona 2 z 2 • 1, 2
Pozwolenia na tym forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach