Anonymous
Gość
Gość
Kawiarnia „Forty Seven”
Pon Mar 14, 2016 2:43 am
Możliwość Pracy Dorywczej

Obecni pracownicy:
Właściciel Lokalu: ---
Barista/Baristka: ---



Mała, nieco podupadła kawiarnia, mająca lata świetności dawno za sobą. Utrzymana w pastelowej tonacji, sprawia wrażenie przytulnego, doskonale nadającego się na relaks miejsca, a przyjemne dla oka wnętrze potęguje te uczucie. Krzesła obite wygodnym, miękkim materiałem w kwieciste wzory zapewniają komfort i wygodę, a dwa rzędy stolików, po trzy sztuki w każdym, oddalone od siebie na wystarczającą odległość, gwarantują klientom pożądaną prywatność.
Serwowane są w niej wyłącznie napoje niealkoholowe – pięć różnych rodzajów herbaty, kawy trzech gatunków, koktajle owocowe i gorąco czekolada, kilka rodzajów ciast, a także lekkie przekąski. Latem również i desery lodowe. Menu wyraźnie zubożało, gdy „Forty Seven” zostało wygryzione przez komercyjne sieci kawiarni, które w ostatecznym rozrachunku okazały się być bezlitosne dla prywatnych, małych przedsiębiorstw.  
Geneza nazwy jest prosta i nie wymaga dogłębnych analiz, otóż budynek, w którym powstała kawiarnia, nosi numer 47.
To urocze miejsce mieści się niedaleko gmachu Riverdale.

~ * ~

Te twoje nazwisko to faktycznie nie lada wyzwanie — rzucił ni poważnie, ni żartobliwie, choć w rzeczywistości zapamiętanie nazwisk, a nawet imion było dla niego wyzwaniem samym w sobie, bo nigdy nie przywiązywał do nich wagi, jednakże Liam, swoją osobą, nie sprawiał, że Shane miał ochotę obrócić się na pięcie i ewakuować się w trybie przyśpieszonym, co nie jako zapisywał do listy swoich prywatnych sukcesów. Reagował na ludzi w swoim towarzystwie nieco alergicznie, mając wrażenie, że każdy z nich stawał się potencjalnym kandydatem na rzucenie mu kłód po nogi, a, jak powszechnie wiadomo, drzazga wbita w skórę, czy ubite palce w nodze, to dawka nie takiego znów banalnego bólu, dlatego więc brunet unikał niekomfortowych sytuacji, i, aby to umiejętnie czynić, musiał stłumić każdą tlącą się iskierkę widzianego na horyzoncie zagrożenia i wycofać się. Istniała pewna reguła od tego wyjątku, która już nie raz wbiła mu przysłowiowy nóż w plecy, ale ten fakt wolał przemilczeć dla stabilności własnej psychiki.
Nawet nie zauważył, kiedy pokonali potrzebną odległość i znaleźli się w szkolnej szatni. Proces zarzucenia na siebie kurtek nie przeciągał się, więc ostatecznie dwie minuty później przywitał ich unoszący się w powietrzu chłód, który nieśmiało przenikał do skóry na policzkach, wprowadzając do ciał, kłócące się z temperaturą pomieszczenia, zimno. Zerknął na Liama, a w oczy natychmiast rzuciła mu się lekko zaparowana druga para oczu chłopaka.
W porządku. Cierpliwie poczekam, aż przyswoisz sobie tą myśl — zapewnił go, bo w jakimś sensie go rozumiał, bo to, co teraz się działo, również było dla niego kompletną nowością. Leistershire był pierwszym osobnikiem od dawna, który nie wzbudzał w Littenbergu sprzeczny uczuć, a nawet dostarczał mu czegoś, czego nie uświadczył od śmierci rodziców - w niewyjaśniony sposób domagał się jego towarzystwa. pragnął, by ten z pozoru niewyróżniający się niczym szczególnym z tłumu chłopak spędzał z nim mały odsetek swojego cennego czasu, nawet jeśli ten miał być poświęcony całkowicie na nauce zaległego przez Shane'a materiału, którego nie mógł sobie przyswoić, nawet non stop przesiadując w bibliotece, czy to na lekcjach nauczyciela-terrorysty. Na samą myśl o tym mężczyźnie wzdrygnął się, choć z powodzeniem mógł zrzucić tą reakcje na niespodziewany wiatr, wędrujący niczym bezdomnym pies wzdłuż ulicy, gdy obaj wyszli poza tereny szkoły. Zerknął na znajomy budynek ukradkiem, z pewną ulgą i znów jego uwaga została całkowicie zależna od korepetytora.
Hm. Właściwie czasem tak robię — wyznał w końcu, mimo wyraźnego zmieszania chłopaka, i wypuścił ciężko powietrze z charakterystycznym świstem. — Ale gwarantuję, że z mojej strony nic ci nie grozi Chyba, że atak dodał, a na ustach, zazwyczaj wykrzywionych w niewyraźnym grymasie, pojawił się blady uśmiech, ostatecznie jednak oznaka wesołości została unieszkodliwiona, gdy na policzki wkradły się blade, zdradliwe rumieńce w pakiecie z świadomością tego, jakie teraz wygaduje bzdury. Uderzył się mentalnie wierzchem dłoni w czoło. — Znaczy… ten chwyt stosuje tylko na jednej osobie — wytłumaczył się szybko, pokrętnie. Gratuluję, Shane, tylko winni się tłumaczą. — Wracając do tematu, postaram się pozbyć odruchu mamrotania pod nosem — zapewnił go, kodując sobie w głowie, by w obecności Liama używać przepony i nie tłamsić słowa w cichy, prawie niedosłyszalny szept. — A pogoda. Um. — Zamyślił się, aby pozbierać fragmentaryczny tok myśl w jedną, zbitą całość, ale w ostateczności i tak musiał improwizować, nie chcąc krytykować poczucia estetyki Liama, ani narzucać mu swojego zdania. Otóż, według Shane’a, pogoda nie była ładna. Miała wyraźny defekt z powodu niestabilności, która oznaczała się niespodziewanym wiatrem i sporadycznym prószeniem śniegu. Była na dłuższą metę męcząca, a Littenberg miał dosyć balastu w postaci zimowej krótki. Wcisnął wiecznie zimne dłonie do kieszeni.
Mam nadzieję, że wiosna w końcu przegoni te niepokojące chmury — mruknął w końcu bez ładu i składu, a zaraz ugryzł się w język. Przecież miał mówić wyraźnie, a nie jak pozbawiony taktu mruk.
Unikając bez wyraźnego powodu kontaktu wzrokowego z Liamem, zatrzymał się na rogu ulicy. Zerknął na znajomy, noszący na sobie znamię czasu szyld i wykrzywił usta w delikatnym uśmiechu. Tu spędzał czas, gdy niespodziewanie pojawiała się w ich planie lekcji luka w postaci okienka. Może takie sytuacje nie były częste, zdarzały się raz na ruski rok, ale zdecydowanie męczyły Shane'a, który nie lubił za bardzo asymilować się z rówieśnikami. Wszedł po trzech stopniach i pchnął nieco wysłużone drzwi. Od razu został przywitany przez ciche dźwięk dzwoneczka. Puścił Liama przodem, w końcu on tu był zaproszony, a gdy weszli, zamknął za nimi drzwi.
Anonymous
Gość
Gość
Re: Kawiarnia „Forty Seven”
Pon Mar 14, 2016 3:43 am
Pokiwał głową na jego stwierdzenie. W końcu sam, gdy był mały miał dość spore problemy z odpowiednim wypowiedzeniem własnego nazwiska. Fakt faktem było wiele osób o dużo trudniejszym nazwisku, niemniej Leistershire na pewnym etapie samego siebie nazywał po prostu "Liam Lei", co uznawał za dużo prostszą wersję. Oczywiście nikomu się tym nie chwalił, była to jedna z historyjek, które pozostowały tajemnicą pomiędzy nim, a jego ojcem. Nie był to zresztą temat, który mógłby kogokolwiek w większym stopniu zainteresować.
Wróć.
Kogokolwiek?
Ciężko było przecież na co dzień znaleźć kogokolwiek w jego otoczeniu. No chyba że brało się pod uwagę dziesiątki ludzi, których mijał na korytarzu, nawet nie próbując się do nich odezwać. Co zabawne, większość z góry zakładała że Liam przynależy właśnie do typowego grona kujonów. Trzymających się tylko ze sobą, patrzących na innych jak na idiotów, za najlepszych przyjaciół uznających nauczycieli. Stek bzdur i stereotypów. Nauczyciele byli mu równie obojętni co uczniowie, nawet jeśli traktował ich z szacunkiem. A inni, których nazywali kujonami? Nadal byli ludźmi, w dodatku takimi którzy nieustannie próbowali z nim konkurować o oceny, a nawet wymądrzać się przed innymi, by pokazać że wiedzą lepiej. Nie cierpiał takiego podejścia. Dlatego omijał szerokim łukiem wszystkich bez wyjątku.
No, jak widać do czasu.
Zerknął na niego kątem oka. Skąd u niego takie pokłady cierpliwości? Jak na kogoś tak młodego było to raczej zadziwiające. Rzecz jasna samego Liama ciężko byłoby nazwać niecierpliwym czy kimś, kto daje się łatwo wytrącić z równowagi. Niemniej zwykle w kontaktach międzyludzkich wybierał najłatwiejsze wyjścia. Jeśli było ciężko - odchodził bez większego żalu. A było w większości przypadków. Co więcej, doskonale wiedział, że osobą o najtrudniejszym charakterze był on sam. Spuścił wzrok na ziemię, by zaraz ponownie go podnieść. Przez podobny ruch, para utworzona przez ciepłe powietrze uciekające z jego ust, osadziła się na jego okularach, chwilowo kompletnie go oślepiając. Mruknął coś z niezadowoleniem i przesunął je ręką ze swojego nosa na biało-błękitne włosy. Właściwie i tak nie potrzebował ich do niczego innego poza czytaniem. Chodził w nich ze zwykłego przyzwyczajenia. Teraz musiał jednak poczekać, aż znajdzie się w pomieszczeniu, nie zamierzał co chwilę ich ocierać.
"Właściwie czasem tak robię."
Podejrzane. Momentalnie zatrzymał wzrok na jego twarzy. Intensywnie błękitne oczy wielokrotnie zdawały się w podobnych momentach prześwietlać rozmówcę. Niektórych wprawiały w stan zakłopotania, u innych wywoływały wściekłość. Reakcja chłopaka była jednak zupełnie inna. Wysłuchał go do końca.
- Ach tak. - rzucił cicho, odwracając wzrok. Właściwie nie powinno go to dziwić. Bądź co bądź chłopak był całkiem miły w obyciu nawet dla kogoś tak aspołecznego jak Liam, ponadto obiektywnie oceniając wrzuciłby go do worka z tą przystojniejszą częścią populacji. To oczywiste, że miał swoją specjalną osobę.
Nie odpowiedział na żadne z kolejnych słów, zachowując ciszę, aż do momentu, w którym znaleźli się przed kawiarnią. Zerknął na niego kątem oka, gdy został przepuszczony w drzwiach, ostatecznie nie skomentował tego jednak w żaden sposób i wszedł do środka. Musiał przestać w końcu odbierać wszystko jako próbę zmiażdżenia jego dumy i zaakceptować, że uprzejmi ludzie nadal istnieli na tym świecie. Nawet jeśli stanowiło to dla niego niemałą trudność.
Dość szybko przekonał się, że chłopak nie kłamał. Poza nimi w lokalu była tylko jedna osoba, popijająca spokojnie herbatę przy swoim laptopie. Widocznie jakiś biznesmen również postanowił popracować nieco w odosobnieniu. Palce Liama zacisnęły się na oprawkach, które ściągnął z głowy, machając nimi parę razy w powietrzu, by przyzwyczaić je do obecnej temperatury, nim ponownie wcisnął je na nos. Omiótł raz jeszcze całe pomieszczenie wzrokiem, by ostatecznie wybrać chyba najbardziej odosobniony stolik jaki tylko się dało. Już w drodze do niego ściągnął z siebie kurtkę, by powiesić ją na oparciu krzesła, na którym zaraz usiadł. Grzeczność wymagała, by coś zamówić. Przez chwilę zerkał na ich oferty z nikłym zainteresowaniem. Zarówno kawa, jak i herbata odpadały. Liam ich wręcz nienawidził i omijał równie szerokim łukiem co innych ludzi. Koktajl owocowy brzmiał jednak dość zachęcająco. W pierwszej kolejności podniósł jednak spojrzenie na Shane'a, postukując butem o nogę stołu.
- Matematyka czy fizyka? - zapytał przekrzywiając głowę w bok z wyraźnym zainteresowaniem w oczach. Tak to właśnie wyglądało. Zabierz go do kawiarni i dostań z miejsca pytanie o to czego będą się uczyć. Co więcej był to jeden z niewielu momentach, gdy w oczach młodszego chłopaka wyraźnie pojawiało się ożywienie. Beznadziejny przypadek, prawdopodobnie już nie do odratowania. Nawet nie było sensu dzwonić po pogotowie czy do psychiatryka, pozostawało tylko wcisnąć mu książkę w ręce i cierpliwie czekać na rezultaty.
Anonymous
Gość
Gość
Re: Kawiarnia „Forty Seven”
Wto Mar 15, 2016 3:37 am
Powiedzenie, że Shane posiadał wiele zasobów cierpliwości, było błędnym uproszczeniem rzeczywistości. Brunet bowiem często spotykał się jej z brakiem, gdy na jego drodze pojawiła się żywa, nie do pokonania przeszkoda. O dziwo do rzeczy martwych miał więcej cierpliwości. Na przykład potrafił walić pięściami w zacinający się laptop przez całą godzinę, za nim nie pojawiała się strategiczna myśl wyrzucenia go przez okno, która w ostatecznym rozrachunku rzecz jasna nie mogła zostać spełniona. Oczywiście to nie znaczyło, że Leistershire był dla niego kimś nieżyjącym, absolutnie nie. Odczuwał jego obecność i był poniekąd za nią wdzięczny. Po prostu on, jako jeden z nielicznych osobników, nie przejawiał naturalnych skłonności do psucia mu krwi każdym jednym, padającym z ust słowem. W tej dziedzinie niedoścignionym mistrzem był Chester. Na sam widok jego uśmieszku w Littenebrgu aż się gotowało od złości, a słowo "spierdalaj" mimowolnie cisnęło się na usta, mimo że z reguły unikał słownej i jakiekolwiek przemocy, a już na pewno nie przeklinał, traktując to jak przejaw braku szacunku do rozmówcy, który ulatniał się w stosunku do kaleki coraz bardziej. Można powiedzieć, że po spotkaniu Liama, który był kompletnym przeciwieństwem plotkarza, powstała równowaga. Nie przeszkadzała mu wylewność chłopaka, a właściwie jej widoczny brak, przygarnął ją z niebywałym entuzjazmem. Była jego nieodłączonym elementem, w końcu to gadatliwość była tym, co wytrącało Shane’a z równowagi, bo bez wątpienia spełniał wszystkie warunki człowieka poszukującego ciszy, a w towarzystwie Liama pojawiały się wszystkie czynniki, które towarzyszyły upragnionemu spokój.
Podszedł do stolika, który wpadł w oko okularnikowi, choć nie zdziwił się, że wybór padł akurat na ten. Też często go zajmował, jeśli nie był rzecz jasna zaklepany przez kogoś innego. Jego uwaga przez chwilę została przeniesiona na siedzącego w oddali mężczyznę, która zawzięcie wystukiwał litery na klawiaturze, a później znów została przeniesiona na mola książkowego. Podobnie jak on, zawiesił kurtkę na oparciu, i usiadł na przeciwko. Zgarnął do ręki ulotkę z ofertami, choć znał je zubożałą zwartość prawie na pamięć, po kilkurazowym, dokładnym przestudiowaniu jej.
Matematyka — zdecydował po krótkiej chwili refleksji, wyraźnie bijając się z myślami. Nie był właściwie pewny, w jaki sposób chce przetestować cierpliwość Liama, ale biorąc pod uwagę fakt, że wisiała nad nim perspektywa kartkówki, wybrał opcję, która przybliżyłaby go do jej zaliczenia na w miarę przyzwoitą, niewymagającą poprawy oceną.
Romans z humorzastą królową nauk czas więc zacząć, choć nie wróżył temu związkowi przyszłości. Wyciągnął swój zeszyt z notatkami i podał go okularnikowi, by ten mógł się im przyjrzeć swoim fachowym okiem i zdiagnozować beznadziejny przypadek, mimo że sam fakt, że wiecznie milczący chłopak, zareagował na rażący błąd w bibliotece i natychmiast zapaliła się w nim chęci pomocy umysłowemu kalece, musiał świadczyć o tym, że korepetytor i bez zlustrowania jego notatek był w stanie stwierdzić, że ma przed sobą przypadek niemalże nieuleczalnej głupoty, którą przy życiu utrzymywały tylko chęci i wyraźny brak umiejętności.
Napijesz się czegoś? Jesteś głodny? — zapytał, by przerwać nieprzyjemne milczenie, które potęgowało zdenerwowanie Shane'a. Zerknął niepewnie na matematyka, który znacznie zainteresowany notatkami, przeglądał je ze skupieniem, która była dla bruneta personifikacją ciszy przed burzą.
Sam wytypował jeszcze przed wejściem do tego pomieszczenia napój, który w tej chwili odpowiadał mu najbardziej, a była nią kawa, obowiązkowo mocno z dodatkiem cukru w postaci jednej łyżeczki. Nie spał dobrze tej nocy, a mimo zakazowi, naszprycował się tabletkami nasennymi o wątpliwym działaniu, które nie przyniosły pożądanej ulgi. Sen złapał go w swoje szpony dopiero nad ranem, oszczędnie, bo przebudził się godzinę później przez szum wody pod prysznicem. Doktor musiał wrócić z dyżury, przemknął mu przez myśl i resztę wczesnego poranka spędził na oglądaniu znajomych zacieków na suficie. Absorbujące zajęcie dla kogoś, kto nie mógł zaprzyjaźnić się z objęciami Morfeusza. Mając nadzieję, że kofeina zrekompensuje mu to choć trochę i w minimalny sposób unicestwi zmęczenie, jego wybór wpadł właśnie na nią.
Liam — wypowiedział spokojnie i wyraźnie imię swojego korepetytora, by sprowadzić go wedle podanych wcześniej wytycznych na ziemię. — Napijesz się czegoś? — ponowił pytanie, gdy nie doczekał się na niej wcześniej odpowiedzi; wolał, aby ta jednak była twierdząca - nie chciał przecież, żeby Liamowi zaschło w gardle od cierpliwego tłumaczenia dwa razy z rzędu tego samego zagadnienia. Shane miał wrażenie, że tym razem może pojawić się taka konieczność i to nawet nie chodziło  o jego krytyczne podejście do tematu jego braku wiedzy i umiejętności przyswajania jej sobie z dwóch przedmiotów, a czysty, niezrażony niczym realizm.
Anonymous
Gość
Gość
Re: Kawiarnia „Forty Seven”
Wto Mar 15, 2016 6:03 pm
Sam Liam zachowywał się z reguły tak samo wobec wszystkich. Zignoruj, wstań i wyjdź. Ewentualnie po prostu zignoruj i czekaj aż sami znikną z zasięgu twojego wzroku. Niestety w rzeczywistości mimo jego dość spokojnego wyglądu i beznamiętnej postawy, wcale nie był tak grzeczny jak mógł się wydawać. Gdy ktoś postanowił go już wciągnąć w rozmowę potrafił w pełni pokazać swój niewyparzony język, nawet jeśli sam starał się unikać jakicholwiek wulgaryzmów. Prowokowanie innych - niezależnie od tego jak dużo więksi i lepiej zbudowani -  miał na swoje (a może ich?) nieszczęście we krwi, przez co nie potrafił nawet zliczyć jak często skończyć przyparty do ściany. Nie raz i nie dwa próbowali w ten sposób umniejszyć jego pewność siebie. Nieskutecznie. Twardy, niewzruszony wzrok, podparty nutą poirytowania ich debilizmem był prawdopodobnie jego najsilniejszą, jak i najgorszą bronią. Największy problem pojawiał się, gdy jednak przechodzili do przemocy fizycznej. Biorąc pod uwagę łamliwość kości Liama, prawdopodobnie kończyłby w szpitalu przynajmniej dwa razy w tygodniu, gdyby nie jego wieczny obrońca. Zawsze zjawiał się praktycznie w ostatniej chwili i jednym prawym sierpowym czy porządnym kopniakiem posyłał przeciwników na ziemię, nie robiąc przy tym krzywdy samemu Leistershire'owi.
Matematyka.
Świetnie. Nie żeby robiło mu większą różnicę, który przedmiot wybrał. Był fanem obu nauk, choć niewątpliwie skoro ostatnim razem właśnie nią się zajmowali, łatwiej mu było powrócić do tematu. Skinął więc głową i sięgnął ostrożnie po jego zeszyt z notatkami, kładąc go przed sobą. Przez chwilę przyglądał się wszystkiemu co sporządził podczas zajęć i podrapał się po nosie z cichym westchnięciem. Sięgnął po własny długopis, którym zaraz zaczął zakreślać błędy, pisząc drobne wytłumaczenie na marginesach. Wielomiany były właściwie dość prostym działem. Nie do końca więc rozumiał skąd te błędy.
Tak czy inaczej gdy zerknął w tył, z dumą zauważył, że funkcje które rozwiązywali ostatnio utrwalił sobie w sposób co najmniej zadowalający. Poprawił jedynie tu i ówdzie pojedynczy znak prawdopodobnie wynikający bardziej z nieuwagi niż faktycznej niewiedzy.
"Liam."
Wypuścił długopis z dłoni podnosząc na niego wzrok.
- Eh? - pytający dźwięk, który wydarł się z jego ust był nieco komiczny. Odkaszlnął cicho z niejakim zażenowaniem i zerknął szybko na kartę. Picie, jedzenie. No tak, trzeba było coś wziąć, przecież nie mogli tutaj siedzieć niczego nie zamawiając. Zerknął szybko na kartę wyraźnie się zastanawiając.
- Może koktajl malinowy. I... - zerknął na przystawki, biorąc ponownie w dłoń długopis. - Tosta. Bez mięsa.
Podrapał się po karku, jakby nigdy nic wracając do poprzedniego zadania. W końcu pokiwał głową zadowolony i obrócił zeszyt bokiem przechylając się nieznacznie w jego stronę.
- Dobrze ci idzie z funkcjami, musisz być tylko bardziej uważny. Dobrze wykonałeś rysunek, tylko pomyliłeś się w wyniku zapewne z rozpędu stawiając zły nawias. Gorzej natomiast z nowym działem. - przewrócił stronę, patrząc na rozpisane zadania. Postukał długopisem w pierwsze z nich, nim sam wyciągnął własny, czysty zeszyt, który najwidoczniej przygotował specjalnie na korepetycje. Schludne, drobne pismo mieszczące się na wysokości jednej kratki wypełniło pierwsze dwie linijki.
- Zaczniemy od podstaw. W(x) = 2x³ - 4x - 12 dla wartości W(1). To akurat miałeś dobrze, ale powtórzymy to, żebyś sobie to utrwalił. Skoro masz obliczyć W(1), po prostu podstawiasz 1 za x. W(1) = 2·1³ - 4·1 - 12 = 2 - 4 - 12 = -14. Niezbyt trudne. Więc wylicz mi wartość W(3) na podstawie wielomianu postaci W(x) = 3x³ - 2x - 5. - podsunął mu zarówno zeszyt jak i długopis, opierając się zaraz na krześle. Nie zamierzał mu w tym momencie pomagać, zamiast tego czujnie obserwując jego zmagania. W końcu póki co musiał jedynie mnożyć, potęgować i odejmować. Niezbyt trudne, trzeba to było jednak przerobić by zrozumiał późniejszy materiał.
Anonymous
Gość
Gość
Re: Kawiarnia „Forty Seven”
Sro Mar 16, 2016 4:01 am
Shane wyciągnął w następnej kolejności długopis, przedmiot, który współpracował z nim od pół roku. Był zdziwiony jego żywotnością, ale nie narzekał. Dobrze się nim operowało. Powoli zaczął rozpisywać przykład, z niemal pedantyczną dokładnością. Punkt po punkcie, by nie popełnić gafy i nie zademonstrować Liamowi swojego umysłowego upośledzenia w bardziej spektuakularnej formie, niż była ona przybierana dotychczas. W(3) = 3•3³ - 2•3  - 5 = 27 - 6 - 5 = 16. Szpetny charakter pisma dawał wiele do życzenia, a Littenberg zignorował wszelkie walory estetycznie, przesuwając spojrzenie po liczbach, by upewnić się, że nie jest jeszcze z nim tak źle i jest w stanie rozwiązać bezbłędnie to zadanie. Chyba mu się udało, ale ostateczny  werdykt wolał pozostawić fachowcy, które niewątpliwie miał większą wiedzę w obliczaniu wielomianów. Podkreślił wynik, czyniąc go bardziej widocznym i podsunął Liamowi rozwiązanie pod nos, a sam wstał.
No to może ja pójdę złożyć to zamówienie — odparł. Miał to zrobić właściwie już wcześniej, ale nie chciał przerywać niewiarygodnego zapału Liama, który wyczuwalnie od niego tryskał i nieco przerażał bruneta. Był czymś całkowicie przez niego niezrozumiałym, mimo iż wiedział, że ten chłopak był urodzonym przyjacielem zdobywania wiedzy, co nie trudno było zgadnąć, skoro przesiadywał tyle w bibliotece.
Shane podszedł pośpiesznym krokiem do lady, by nie zostawiać Liama na długo samemu sobie w obawie, że znudzi mu się czekania i po prostu zrobi taktyczny odwrót, przypominając sobie, że ma ważniejsze rzeczy na głowie niż kształcenie od siebie starszego o dwa lata kolesia, który wykazywał się odpornością na zdobywanie wiedzy. Po prosił o kawę, koktajl malinowy i tost bez mięsa, od razu wręczając kobiecie po trzydziestce, która pełniła równocześnie rolę właścicielki tego skromnego dobytku, odpowiedni nominał, pokrywający koszt ich zachcianek. Najwyżej rozliczy się z korepetytorem później, choć miał nadzieje, że jednak do tego nie dojdzie i Liam nie będzie nalegał, albo po prostu zapomnij o tej błahostce w ferworze nauczycielski zapędów. Sam fakt, że chłopak uczył go bezpłatnie, poświęcając na to swój wolny czas, był dla Shane wystarczająco sugestywny. Odwdzięczenie mu się w jakiejkolwiek formie stało się więcej dla nie priorytetem.
Po zapewnieniu, że zamówienie zostanie dostarczone do ich stolika do maksymalnie dziesięciu minut, brunet wrócił do swojego towarzysza. Trochę marzyła mu się ta kawa, choć może ostatecznie pokładał w niej o wiele więcej nadziei niż mogła mu zaoferować…
Możemy kontynuować — zachęcił go, siadając na wcześniej zajmowanym przez siebie miejscu. W kącikach ust pojawił się lekko dostrzegalny uśmiech, który jednak zaraz zgasł, gdy pewna niepokorna myśl pojawiła się w jego głowie. To jego nagłe wstanie i pójście sobie mogło zostać błędnie przez matematyka odczytane. Wyglądał trochę tak, jakby migał się od nauki, co oczywiście było złudnym wrażeniem. Mimo iż przyłapywał się na myśli, że w towarzystwie Liama czuł się swobodniej niż w towarzystwie innych osób, które znał, nie świadczyła ona o tym, że samowystarczalna królowa nauk stała się dla niego obojętna. Wręcz przeciwnie. Jeszcze bardziej chciał wdrążyć się w ten skomplikowany tok myślenia i uporządkować sobie w głowie stosowanie wszystkich poznanych wzorów, by jak najlepiej wyjść w oczach korepetytora i wzbudzającego sprzeczne uczucia nauczyciela matematyki, który wielokrotnie już sprawił, że Shane miał ochotę wyjść i niż nigdy później nie pokazać się na jego lekcji, choć w rzeczywistości nie było do tego zdolny.
Możemy przejść do trudniejszych przykładów. Wydaję mi się, że te już zrozumiałem — dodał jeszcze, wykazując się inicjatywą, ale oczywiście nie chciał podważać jego zdania w tej kwestii. On tu był tym, który decydował.
Anonymous
Gość
Gość
Re: Kawiarnia „Forty Seven”
Sro Mar 16, 2016 4:59 am
Liam przyglądał się w spokoju rozwiązywanemu przez niego zadaniu, zaraz podnosząc na niego wzrok. Hm. Wyglądało na to, że chłopak mimo że przykładał się do zadań w niezwykle poważny sposób, przez zwykłą nieuwagę popełniał drobne błędy. W końcu, gdy podsunął mu wynik, otworzył usta by się wypowiedzieć i... zamknął je z powrotem, gdy chłopak postanowił uciec, by złożyć zamówienie. No i co teraz? Poruszył się niepewnie na krześle rozglądając dookoła. Kawiarnia w przeciwieństwie do biblioteki nie była mu znana, a uczucie które mu towarzyszyło nazwałby niepewnością. Czuł się nieswojo w otoczeniu, którego nie znał. Moment, w którym siedział obok Shane'a z jakiegoś powodu go uspokajał, niemniej gdy tylko ten postanowił się zwinąć - nawet jeśli zrobił to tylko na chwilę - zaczął rozglądać się dookoła, zaciskając raz po raz dłonie na materiale swoich spodni. Wbił wzrok w stół przygryzając wargę od wewnętrznej strony w nerwowym tiku, szurając butem po podłodze. Wyglądał w takich momentach jak zagubiony kot. Trwał tak w bezruchu, oddychając płytko dopóki nie zobaczył ruchu przy jego krześle. Od razu się wyprostował na powrót odzyskując wcześniejszą opanowaną, beznamiętną mimikę i odkaszlnął, kiwając parę razy.
- Musisz pilnować znaków. 3 podniesiona była do potęgi trzeciej i pomnożona przez 3. Wobec tego będzie to 3•3•3•3. Czyli 81. 81 - 6 - 5 = 70. - wytłumaczył mu spokojnie, wypisując pod spodem jeszcze dwa prostsze przykłady. Dopiero widząc zmianę w jego mimice, umilkł przyglądając mu się nieco uważniej. Nawet jeśli nigdy nie wypowiadał się na podobne tematy, Liam potrafił dostrzec najmniejsze zmiany w innych ludziach. Nie potrafił ich jednak zinterpretować, ani odpowiednio na nie odpowiedzieć. Dlatego znikający uśmiech odebrał jako brak zrozumienia.
- Coś nie tak? Czegoś nie rozumiesz? - zapytał chyba nieco zbyt szybko. Może mówił coś w niewyraźny sposób? Zawsze podczas tłumaczenia starał się pilnować własnego głosu, by mówić nieco głośniej i wyraźniej niż zazwyczaj. W przypadku brata zwykle to działało. Ostatecznie pozostały mu jednak dalsze obserwacje. Wyglądało na to, że chłopak faktycznie zaczyna łapać o co chodzi. Dlatego gdy wyszedł z propozycją, by przejść do trudniejszych przykładów, Liam pokiwał kilka razy głową, wyraźnie zgadzając się z jego zdaniem. Nie zamierzał w końcu męczyć go przez bitą godzinę najprostszymi przykładami.
Zanim zdążył jednak cokolwiek rozpisać przy ich stoliku pojawiła się kelnerka wraz z zamówieniami. Leistershire w ułamku sekundy wycofał się poza jej zasięg, odsuwając nawet nieznacznie krzesło w tył, zupełnie jakby na wszelkie sposoby chciał uniknąć konfrontacji z kobietą czy jakiejkolwiek szansy na to, że w jakikolwiek sposób jej dotknie. Odwrócił głowę w bok, wbijając wzrok w ścianę. Podziękował cicho po zostawieniu zamówienia, całkowicie się rozluźniając dopiero gdy zniknęła z powrotem za ladą. Przysunął się na nowo do stolika i zerknął na koktajl, nagle o czymś sobie przypominając.
- Um... pieniądze. Ile mam ci oddać? - zapytał powoli mieszając w napoju słomką. Tymczasowo odsunął go jednak na bok, by jakby nigdy nic rozpisać kolejne, tym razem dłuższe i trudniejsze zadanie, czekając w międzyczasie na odpowiedź. W końcu nie zamierzał żyć na niczyj rachunek. Dopiero po odpowiedzi Shane'a kontynuował tłumaczenie na przykładzie i podsunął mu kartkę, czekając aż je rozwiąże, zerkając od czasu do czasu na jego kawę. Jak on mógł to pić? Sam sięgnął do swojego tosta urywając kawałek palcami.
- Jeśli będziesz potrzebował przerwy to powiedz. Taka nieustanna nauka potrafi zmęczyć. Normalnych ludzi. - dodał ostatnie dwa słowa, wsuwając sobie jedzenie do ust. Był to konieczny dodatek, w końcu Liam mógł się uczyć całą dobę. I jak już usłyszał nieraz, czyniło to z niego kogoś, kto normalny nie był. Tak. Trochę przykre.
W trakcie gdy czarnowłosy rozwiązywał zadanie, on skubał swoje jedzenie, od czasu do czasu rozglądając się po kawiarni. Nawet nie zauważył kiedy zaczął machać nieznacznie jedną nogą, nucąc coś praktycznie niedosłyszalnie pod nosem. Im dłużej tu siedział, tym bardziej się do tego miejsca przekonywał.
Anonymous
Gość
Gość
Re: Kawiarnia „Forty Seven”
Czw Mar 17, 2016 12:47 am
Podrapał się po nosie, zdając sobie sprawę, że całkowicie zignorował obecność jednej trójki i zapomniał podzielić przez nią 27. Zabawne, że ta jedna liczba zmieniła tak drastycznie wynik. Niezaprzeczalny urok matematyki. Obiecał sobie w duchu, że następnym razem pomyśli dwa razy nad tym, co robi, by uniknąć zakłopotania, które niewątpliwie się pojawiło. Gdyby jego policzki były podatne na rumieńce, paliłyby się aż po same uszy czerwienią. Ten genetyczny defekt, dzięki któremu mógł zachować zewnętrzny spokój, był traktowany przez niego jak szczęście w nieszczęściu, choć czasem błędnie odbierany. Uważano bowiem, że Littenberg był pozbawiony uczuć i wszystko, co robił, było wykonywane machinalnie, beznamiętnie, a jego wyuczone zachowanie było porównywalne z zaprogramowanym robotem. Czasem żałował, że faktycznie nim nie był. Wtedy żadne z nieprzyjemnych uczuć się tliło by się w nim i nie utrzymywało przez długie miesiące, a tak musiał się wielokrotnie gryźć w język, by nie przekształcić rwącego potoku myśl w słowa, które znacząco mogłoby się odbić na jego wątpliwej reputacji.
Nie, nie. — Pokręcił głową na potwierdzeniu własnych słów, bo choć faktycznie na chwilę ugrzązł w swoich rozmyślaniach, głos Liama sprowadził go skutecznie na ziemie. Jego instrukcje były przejrzyste i klarowane, doskonale sprowadzały się w swojej roli i skutecznie pomagały Shanowi zrozumieć coś, co wcześniej było przez niego wertowane po parę razy bez żadnych efektów. Nadal uważał, że Liam sprawdzał się w roli korepetytora rewelacyjnie i nie było w tych słowach żadnej przesady. — Wszystko zrozumiałem — dodał, bo właściwie to "nie" mogło zostać odebrane na dwa sposóby. Jako zaprzeczenia, albo potwierdzenie braku zdobytej wiedzy. Wolał nie pozastawiać żadnych nie ścisłości, które w linii prostej prowadziły do nieporozumień.
Mrucząc do siebie krótkie instrukcje, które miałby być pomocne przy procesie rozwiązywania zadania, dbając o to, by tym razem żadna cyferka nie została przez niego zjedzona, zaczął żmudne obliczenia, które skończyły się dwie minuty później, gdy aromat świeżej kawy stał się wyczuwalny w powietrzu w akompaniamencie gwałtownego szurania krzesła. Rozproszony, zerknął kątem oka na Liama, by się upewnić, że chłopak nadal tu jest i nie targnęła nim ochota ewakuacji. W jego oczach pojawiło się niezrozumienie, gdy odkrył możliwy powód zachowania swojego korepetytora. Co prawda nie wysuwał żadnych śmiałych wniosków, bo to mijało się z celem, ale kolejny raz przyłapał się na myśli, że w niektórych sytuacjach zachowanie matematyka było subtelnie przesadzone. Mimo że rzadko występował u niego symptom świstaczej ciekawości – zazwyczaj jej zakres ograniczał się do szkolnych podręczników tudzież innych źródeł informacji w postaci różnych publikacji — teraz się pojawił, choć żadne pytanie nie padło. Sam fakt, że Liam dał się zaciągnąć do tego miejsca, świadczył o tym, że obdarzył go minimalnym zaufaniem, nie chciał go podważać, albo całkowicie rujnować. Zajmij się sobą, Shane.
Złapał wargę między zęby, by powrócić do wykonywanej czynności, ale znajomy głos wyrwał go z zadumy. Wzrok znieruchomiał w połowie wędrówki wzdłuż kartki, a długopis zatrzymał się na brzuszku piątki.
Poświęcasz mi swój czas i cierpliwość, dlatego nie ma konieczności byś mi cokolwiek oddawał — odparł, zerkając nań spod wachlarza rzęs, wargi rozszerzając się w ledwie dostrzegalnym uśmiechu, jakby w obawie, że szczerszy naruszy konstrukcje twarzy i sprawi, że zabolą go mięśnie. — Czułbym się źle gdybym nie dał nic od siebie, więc potraktuj to jako małą rekompensatę. — Naprawdę nie chciał, by Liam mu cokolwiek oddawał i to nie dlatego, by potem uważać, że coś mu zawdzięcza. Kierował się w życiu zasadą "coś za coś", więc darmowe korepetycje naruszały ją, a potrzeba by się odwdzięczyć za jego bezinteresowny gest nawet w minimalny sposób była silniejsza. Teraz, zamiast być tu z nim, Leistershire mógł jeść obiad w otoczeniu rodziny, dlatego Littenberg poczuwał się w obowiązku, żeby wynagrodzić mu ten dyskomfort, mimo świadomości, że tost raczej nie zmieni tego stanu rzeczy.  
Zaraz na powrót uwarunkował swoje myśli na matematykę, jakby poruszony temat został zakończony i stracił całkowicie na wartości, i w praktyce tak się to właściwie przedstawiało. Shane nie miał zamiaru rozdrabniać tego na części pierwsze. W końcu jego portfel nie ucierpiał znacząco, a rozmawianie o czymś takim, gdy pojawiła się perspektywa przyswojenia sobie dotychczas nieosiągalnej wiedzy, była równoznaczna ze zmarnowaniem czasu, a przecież nie mógł pozwolić na to, by Liam ślęczał tu z nim do godziny zamknięcia, która, o ile pamięć go nie zawodziła, przypadała na osiemnastą. Zmuszenie go, by wracał do domu w porze wieczornej było sporym nietaktem, a tost nie należał do zbyt sycących posiłku.
Nie potrzebuję jej, naprawdę. Może nie wyglądam, ale mogę siedzieć nad książkami nieprzerwanie cztery godziny — rzekł, podsuwając mu pod nos rozwiązanie. Sam objął ciepłą filiżankę wiecznie lodowatymi palcami, choć nawet ceramiczne ciepło nie było w stanie wprowadzić do nich odrobiny żaru.
Wbił spojrzenie w czarną zawartość naczynia i zaraz złapał jeden z jego ścianek w usta, mocząc je w życiodajnym napoju.
Shane posiadł szereg nawyków. Chociażby taka kawa. Nie wyobrażał sobie dnia bez niej. Musiał ją wypić koniecznie rano w charakterze reanimacji i w popołudnie, by zachować trzeźwy, niczym niezmącony umysł. Mimo że jej działanie było wątpliwe, poprawiała nieznacznie jego koncentracje i mobilność, choć nie wykrył jej pobudzającego i regenerującego działania. Ot, była w stanie na kilka godzin nieznacznie otępić zmęczenie i utrzymać jego funkcje życiowe na normatywnym poziomie, które pomagały mu w prawidłowym funkcjonowaniu, acz, znając zdania doktora na temat spożywania kofeiny w tym wieku, ograniczał jej bytowanie w swoim organizmie do minimum. Stąd też dwie, a nie trzy, czy nawet cztery porcje dziennie.
Anonymous
Gość
Gość
Re: Kawiarnia „Forty Seven”
Czw Mar 17, 2016 3:32 am
Liam wyraźnie nie zamierzał poświęcać większej uwagi temu drobnemu błędowi. Wychodził z założenia, że każdemu mogło się zdarzyć pominąć czy to pojedynczą liczbę czy też jakikolwiek ze znaków, co często prowadziło do błędnych odpowiedzi. Grunt to wyrobić w sobie nawyk dokładniejszego sprawdzania, by móc ich w przyszłości uniknąć. Ponadto skoro wszystko sobie wytłumaczyli, a kolejne zadania szły mu dobrze, nie było najmniejszego powodu by miał wracać do pierwszego przykładu.
Niemniej fakt, że Shane nie należał do ludzi, których zdradzało własne ciało powinien faktycznie doceniać na każdym kroku. Liam niestety tyle szczęścia nie miał. Choć przez większość czasu nic nie było w stanie zburzyć jego absolutnie stoickiego spokoju i wzroku znudzonego grabarza, od czasu do czasu ożywiającego się na widok jakichś wyjątkowo interesujących zwłok (świetnie, świetnie, położę cię obok Grażynki, żeby nie było ci smutno, ona też była po wypadku samochodowym i straciła dolne partie ciała), gdy tylko pojawił się odpowiedni impuls zmieniał się nie do poznania. Niektórzy rumienili się nieznacznie na policzkach. Inni na końcówkach uszu. Nie, Liam czerwienił się cały. Policzki, uszy, kark. Nie było przed tym ucieczki, nieważne której części ciała by nie zasłaniał, zdradzała go jakaś inna. A powiedzenie, że chłopaki nie płaczą? U niego także nie miało odwzorowania, gdy jego oczy potrafiły wypełnić się łzami na sam widok 'specjalnej' osoby. Całe szczęście jak do tej pory przydarzył mu się tylko jeden taki wypadek, a chłopak w momencie gdy ktoś z jego bliskich próbował mu to wypominać, obrzucał go chłodnym wzrokiem w akompaniamencie obrażonego tonu głosu, że 'to dawno i nieprawda'. Skoro dawno to przyznawał się jednak, że nie do końca było to nieprawdą. I... czy on wcześniej przyrównał samego siebie do grabarza i gadał o jakiejś Grażynce? To pewnie te herbaciano-kawowe opary wypełniające pomieszczenie.
Skierował swoją uwagę na Shane'a. Oparł się łokciem o stolik, podpierając przechyloną nieco w bok twarz dłonią.
- Hm. To dobrze. - niebieskowłosy czasem zawsze miał wątpliwości wobec swoich kontaktów z innymi ludźmi. Niemniej jak do tej pory przyuczając jedynie Nathanaela był dość pewien zarówno swojego tłumaczenia, jak i generalnie korepetycji których udzielał, biorąc pod uwagę że nawet ten cholerny leń jakoś zdawał z klasy do klasy. Teraz jednak, gdy uczył kogoś kompletnie innego, rzec można było obcego, cała jego pewność siebie raz po raz wystawiana była na próbę. Jeśli jednak póki co wszystko rozumiał, nie zamierzał się zachowywać jak niezdecydowana dziewczynka, niepewna własnych umiejętności. Dobrze wiedział, że moment, w którym twój nauczyciel wygląda na zagubionego i zdezorientowanego jest tym, w którym sam zaczynasz mieć wątpliwości. A do tego dopuścić nie mógł.
"Nie ma konieczności byś mi cokolwiek oddawał."
Nie był do końca przekonany. Przyglądał mu się uważnie, zupełnie jakby doszukiwał się jakichkolwiek oznak, że wypowiadane przez niego słowa mijały się z prawdą. Nie lubił się zadłużać u innych. Kiedy jednak tak stawiał sprawę, a Liam brał pod uwagę jego punkt widzenia, wahał się czy powinien na niego naciskać.
- Jestem tu z własnej woli, wiesz. Też cię poniekąd wykorzystuję. - rzucił powoli, pocierając dłonią policzek z wyraźnym zakłopotaniem. Tak to właśnie widział i szczerze mówiąc tej wersji zamierzał się trzymać.
- Ale nie będę naciskał. Następnym razem ja zapłacę. - gdy w końcu skończył jeść swojego tosta, wytarł palce w serwetkę. Tym samym widocznie zadecydował, a jego zdecydowana mina nie wskazywała na to by miał odpuścić. Spróbował ostrożnie nieco koktajlu... i od razu pociągnął kilka łyków więcej. Chyba lepiej wybrać nie mógł. Choć zazwyczaj zmuszenie go do jedzenia nie należało do najłatwiejszych rzeczy - ciężko w końcu jeść nad książką tak by jej nie ubrudzić - tym razem nie miał z tym większych problemów, a kawiarnia momentalnie zgarnęła u niego kolejne dodatkowe punkty. Aż nie potrafił zrozumieć dlaczego nie było tu większej klienteli.
- Nie będę cię tu trzymać tak długo, nie martw się. - poczekał aż czarnowłosy podsunie mu rozwiązanie i zajmie się swoją kawą, zanim sam sięgnął po papier, przesuwając po nim wzrokiem. Naprawdę szło mu to wszystko coraz sprawniej. Pokiwał głową wyraźnie zadowolony, dopisując od siebie drobną notatkę do utrwalenia na boku, nim ostrożnie oddał mu zeszyt. Właściwie z pewną dumą zdążył zauważyć, że z każdą minutą nawiązywanie rozmowy z Shanem przychodziło mu z dużo większą łatwością. Nie czuł się już aż tak nieswojo jak za pierwszym razem, właściwie był całkiem spokojny, co nie zdarzało mu się zbyt często w towarzystwie innych. Nie obejmowało to jednak dotyku. Najwidoczniej głęboko zakorzeniona trauma, nawet w na swój sposób wyjątkowych przypadkach nie zamierzała dawać za wygraną, bez jego wiedzy sterując jego ruchami w sposób, który praktycznie uniemożliwiał jakikolwiek kontakt fizyczny. Choć bez wątpienia jego uniki były dużo bardziej subtelne, w przeciwieństwie do wcześniejszego odskoku w szkole i dość ostentacyjnego odsunięcia się od kelnerki.
- Preferuję raczej krótsze, ale systematyczne i dość częste powtórki, niż długie, odbywające się od święta. Łatwiej się wszystko zapamiętuje. Dlatego nawet jeśli nie będziesz ze mną umówiony, postaraj się przynajmniej raz dziennie przysiąść w domu i prześledzić notatki, które robimy. Na następnych zajęciach możesz nawet poprosić nauczyciela o dodatkowe zadania czy materiał. Swoją drogą... - odchylił się nieco na krześle, przez chwilę zbierając myśli.
- Jeśli chcesz się spotykać regularnie, przydałby mi się twój numer telefonu. Łatwiej będzie się umawiać czy odwoływać w razie gdyby coś wypadło któremuś z nas. Chybażecośźlezrozumiałem. - dopiero pod koniec zdania wyraźnie stracił pewność siebie i opanowanie, zlewając słowa w niezrozumiały bełkot. Może Shane chciał się spotkać tylko dwa razy, a on się w tym momencie narzucał? Powinien poczekać?
Nie, był przekonany że im wcześniej to wyjaśnią tym lepiej.
Podniósł powoli wzrok na jego twarz, by nie przegapić żadnego słowa.
Anonymous
Gość
Gość
Re: Kawiarnia „Forty Seven”
Czw Mar 17, 2016 4:57 am
- Poniekąd – powtórzył machinalnie. Nie wiedział w jaki sposób ta sytuacja działa na korzyć chłopaka i nie pytał, wiedział jednak, że nie wątpliwie to właśnie on czerpał tu najwięcej korzyści z tych spotkań i właściwie nie mógł doczekać się dnia, kiedy poinformuje Liama, że ich wspólny wysiłek się opłacił i pochwali się wyjątkowo dobrą oceną z sprawiającego mu problem przedmiotu. — Ja cię wykorzystuję na całej linii, ale dobrze, niech już tak będzie. Następnym razem ty zapłacisz - Jak zdążysz, zgodził się, być może trochę dla świętego spokoju, a być może dlatego, by nie wchodzić w żaden konflikt z Liamem, który nie był ani jednemu, ani drugiemu potrzebny do szczęścia. Littenberg czułby się źle, gdyby taka mało znacząca drobnostka doprowadziłaby do nieporozumienia, chyba dlatego skorzystał tu z korzystniejszej metody znanej powszechnie jako „lepiej zapobiegać, niż leczyć.”
Przyglądał się z uwagą jak Liam śledzi każdą linijkę jego matematycznych zmagań i choć jego twarz nie wyrażała żadnych głębszych emocji, które mogłyby pomóc Shanowi w zrozumienie tego, czy popełnił jakiś druzgocący, potworny błąd, brunet poczuł się jak spięcie mimowolnie znika, a do jego ciała przenika spokój, który zazwyczaj towarzyszył mu w bibliotece. Leistershire na pewno miał milsze usposobienie niż matematyk, dlatego obawy, że zostanie przez z niego w jakiś sposób znieważony, straciły na swojej wartości. W końcu korepetycje nie były zobowiązujące. Zawsze mógł wyjść, gdy stwierdzi, że Littenberg to przypadek nie do odratowania. A może właśnie takiej relacji osiemnastolatek obawiał się najbardziej? Sam nie wiedział. Był natomiast pewny jednego.
Nie miał zamiaru ograniczać ich znajomości do dwóch spotkań, dlatego też w głębi duszy uśmiechnął się, gdy Liam zaproponował bardzo wygodne rozwiązanie. Sam nie chciał naciskać, w obawie, że chłopak ma już dosyć, a przecież w tym wypadku to jego wola liczyła się tu najbardziej i dyktowała wszelkie warunki. Zagiął róg w zeszycie i stargał go, by następnie nabazgrać na nim swój numer telefonu. Podał go Liamowi i dopiero wtedy się odezwał z uwzględnieniem na świstku imienia i nazwiska:
Zazwyczaj jest przyciszony, więc mogę się odezwać z opóźnieniem, ale odezwę się zawsze — zapewnił go, tym samym też uprzedzając. Jego lista kontaktów była ograniczona do paru osób, z którymi nie wymieniał systematycznie wiadomości, więc nigdy nie wyrobił sobie nawyku wpatrywania się, co chwilę w wyświetlacz telefonu, bardzo często albo zapominał o jego istnieniu, albo ignorował je. — I faktycznie, masz rację, krótsze, systematyczniejsze spotkania brzmią sensowniej niż parogodzinne posiedzenia — zgodził się z nim, a po chwili zawahał, gdy konkretna propozycja miała paść z jego ust. Jeszcze raz przewertował myśli, by ubrać je w składne słowa i w końcu zdecydował się wyjść z inicjatywą, skoro spotkał się z chęciami ze strony Liama, choć mógł robić nadinterpretacje jego słów. — Hm. Co powiesz na tryb „co dwa dni”? — zaproponował. — Oczywiście nie wliczając w to weekendów i do czasu, gdy będzie taka potrzeba — dodał, a niewątpliwie teraz była, zwłaszcza że Littenberg nie chciał kończyć wykładów na matematyce, bo fizyka też była jego piętą achillesową, a drugiego takiego korepetytora ze świecą szukać. Nie chciał też powtarzać klasy. Leżakowanie w jednej przez dwa lata byłoby dla niego uwłaszczające, mimo że nigdy nie potępiał "spadochroniarzy", wolał nie zaliczać się do ich grona. Szkoła nigdy nie była dla niego przyjaznym miejscem. To był najważniejszy powód, dlaczego myślał o możliwości jak najszybszego pozbycia się balastu w jej postać, choć czekały go jeszcze dwa długie lata, które nie wydawały się aż takie złe, gdy na horyzoncie pojawiła się perspektywa regularnych spotkań z korepetytorem. Aż do czasu, gdy ten nie odmówi. — Nie mam zamiaru też usiąść na lurach. Na pewno będę ćwiczyć w domu — zapewnił go. Właściwie jego zakres obowiązków był ograniczony, toteż mógł sobie pozwolić na prawie ciągłą naukę z przerwami na inne czynności tudzież obowiązki.
Anonymous
Gość
Gość
Re: Kawiarnia „Forty Seven”
Sob Mar 19, 2016 2:24 am
Wyglądało na to, że chyba nie do końca mu uwierzył, gdy stwierdził że też go wykorzystuje. Mimo to, tak właśnie było. W końcu czy nie zaciągał go w różne miejsca - tak, najwidoczniej zdaniem Liama biblioteka, korytarz w okolicach drugiej biblioteki i kawiarnia kwalifikowały się już do pojęcia różnych miejsc - i nie wymuszał na nim towarzyszenia mu? Zgoda, może faktycznie obaj byli tu z własnej woli, niemniej Shane robił mu poniekąd za królika doświadczalnego, na którym wypróbowywał czy nadal potrafi rozmawiać z innymi ludźmi. Nie żeby jakkolwiek garnął się do zmiany swojego podejścia wobec innych, niemniej i tak czuł się poniekąd winny, że czarnowłosemu trafił się akurat on. Z pewnością było dużo więcej osób, które sprawdziłyby się na tym stanowisku lepiej pod względem socjalnym czy wizualnym. Niemniej wyglądało na to, że Shane'a głównie interesowała nauka. Był więc w stanie znieść nawet kogoś takiego jak białowłosy. Godne podziwu.
Gdy przystał na jego propozycję, pokiwał głową nie dając po sobie poznać, czy jego odpowiedź go usatysfakcjonowała czy wręcz przeciwnie. Nie żeby było to czymś nowym. W końcu Leistershire rzadko kiedy dawał po sobie poznać co tak naprawdę sądził, zachowując zwykle tę drażniącą zagadkową minę w każdej sytuacji.
"Zazwyczaj jest przyciszony..."
Liam spuścił wzrok na kartkę, wklepując numer do swojej listy kontaktów. Podpisał go - jak na kujona przystało - w sposób całkowicie formalny, używając pełnego imienia i nazwiska. Dodał nawet drobną notatkę, w której sam sobie przypominał o tym, że udziela mu korepetycji z matematyki i fizyki.
"... parogodzinne posiedzenia."
Podniósł na niego wzrok z chwilowym zagubieniem na twarzy. Już od pierwszych dwóch słów, gdy skupił się na swoim poprzednim zadaniu, przestał go słuchać. Wyrywał jedynie strzępki słów, które koniec końców ciężko było posklejać z sensem. Odgarnął włosy za ucho, chrząkając cicho, by ukryć własną niepewność. Całe szczęście kolejne słowa były nie tylko sensowne, ale i odebrał je w pełni zrozumiale. Kiwnął głową.
- Gdybyś potrzebował większej pomocy przed sprawdzianami, po prostu powiedz. Zawsze mogę cię zaprosić do domu. Rodzice wyjeżdżają zwykle na weekendy i zostaję sam z bratem, gdzie próbuję go zmusić do zrobienia pracy domowej... albo i tak chodzi po mieście, więc właściwie siedzę sam. Biblioteki są wtedy zbyt przepełnione. - nawet jeśli jego głos kompletnie się nie zmienił, a i oczy pozostawały beznamiętne, nawet po tak krótkiej znajomości można było się domyślić, że Liamowi nie pasował podobny stan rzeczy. Ludzie przepełniający biblioteki byli z reguły głośniejsi. Nie zwracali tyle uwagi na uciszające ich bibliotekarki, trzaskali głośno książkami, dyskutowali między sobą niby to przyciszonym głosem, tworząc irytujące brzęczenie. Drażnili go. Dlatego wolał siedzieć sam, zamknięty w pokoju, czytając jakąś książkę.
Słysząc, że będzie ćwiczył w domu pokiwał głową.
- Wierzę. - oddzielił kartkę kreską, zapisując ją kolejnymi zadaniami. Zerknął też kątem oka na zegarek w telefonie, który zabrzęczał cicho, gdy chłopak musnął go palcem. Podsunął mu notes.
- 15 minut. Uznaj to za kartkówkę czy cokolwiek. Jak nie zrobisz wszystkiego poprawnie, zmuszę cię do zjedzenia trzech kawałków ciasta i sam za wszystkie zapłacę. - rzucił lekkim tonem, kładąc obok niego długopis. - Czas start.
Przyda mu się nieco stresu, czyż nie?

(Przepraszam, że wczoraj nie odpisałem ;_; tak strasznie padałem na twarz, że nie miałem siły nawet zaglądać na forum. Poprawię się.)
Anonymous
Gość
Gość
Re: Kawiarnia „Forty Seven”
Nie Mar 20, 2016 4:07 am
Shane nie posiadł zbyt wygórowanych wymogów wizualnych. Zresztą w tej materii - w relacji uczeń-nauczyciel – wygląd nie miał żadnego znaczenia. Liczyło się tylko to, czy osoba posiadająca wiedze umiała ją przekazać, a Liam w roli korepetytora sprawdzał się zaskakująco dobrze i Shane nawet nie myślał, by go zamienić na lepszy model. Jego fizjonomia też mu nie przeszkadzała. Zresztą brunet nie przypominał sobie kiedy ostatnio spojrzał na kogoś z zainteresowaniem w kategorii "brałbym". Wygląd zewnętrzny przestał go interesować dawno temu, chyba mniej więcej wtedy, kiedy ważne dla niego osoby "kopnęły go w tyłek", gdy najbardziej potrzebował ich pomocy. Mniej jednak to wcale nie oznaczało, że Shane, mimo że przestał sugerować się tym kryterium, stracił umiejętność oceny kogoś w nim. Wręcz przeciwnie. Gdyby chciał, nadal wychodziłoby mu to dobrze. Liam na ten przykład wcale nie był osobą pozbawioną atrakcyjności, mimo że jego niedbałość o wgląd była widoczna na pierwszy rzut oka. Chłopak z tymi swoimi delikatnymi, może nieco dziewczęcymi i rysami twarzy, intensywnie niebieskim tęczówkami i niesfornymi, gęstymi kosmykami posiadł niewątpliwie osobliwą urodę, która jednych mogła drażnić, a innych wręcz przeciwnie. Osiemnastolatka pociągała, może nie jakoś znaczenie, ale jednak. Zapadła mu w pamięć i sprawiła, że nie raz na dolnej wardze wylądowały zęby w geście zamyślenia i być może, gdyby nie stracił swoich umiejętności socjalnych - choć zaczynał wątpić, że kiedykolwiek się w nim tliły - próbowałby zasygnalizować Liamowi, że nie jest zainteresowanym nim tylko pod kątem zdolności matematycznych, ale też nieco pod względem tego, jaką jest osobą. Jednak Littenberg już dawno stracił ochotę na bycie z kimś w związku. Wystarczała mu specyficzna, acz niezobowiązująca relacja z Francuzem. Świadomość tego, że jego umiejętności emocjonalnego angażowania się były niemal na poziomie zerowym, automatycznie skreślały go z bycia dobrym materiałem na kogoś w rodzaju chłopaka.
Dam ci znać — przytaknął, choć wiedział dobrze, że weekendy odpadły z prostej przyczyny: opieka nad Chesterem i korepetycje z matematyki (lub fizyki) wykluczały się nawzajem. Co prawda mógłby zabrać ze sobą kalekę, ale szczerze wątpił, że tego irytującego typa zainteresuje nauka pod jakimkolwiek kątem. Znając życie, odwinie jakiś numer i w ostatecznym rozrachunku Liam wyrzuci ich za drzwi z biletem w jedną stronę. Wolał nie ryzykować.
Gdyby Littenberg należał do osób wylewnych, z jego ust uleciałoby ciężkie westchnienie, ale zamiast tego po prostu zgarnął swoją filiżankę i napił się życiodajnego napoju, by zaraz się skrzywić. Ciepło z kawy uleciało, przez co stała się po prostu paskudna w smaku.
Zerknął na Liama, który zmienił strategię, porzucił telefon i dla odmiany zaczął romans z kartką papieru, który trochę potrwał. Shane z żywą ciekawością obserwował jak ręka chłopaka nakreśla kolejne cyfry i znaki, wypełniając nimi stronę zeszytu. Nie znając ich przeznaczenie, założył, że jest to zdanie domowe, przez co pojawiło się rozczarowanie w pakiecie z poczuciem niedosytu, które starał się zastąpić czymś innym, acz bezskutecznie. Nie rozumiał kłębiących się w nim uczuć, może właśnie dlatego obdarzył nagłe zainteresowanie swoje dłonie i zerknął na Leistershire dopiero wtedy, gdy się odezwał. Nieco otępiały, przez pierwsze dziesięć sekund nie zrozumiał sensu wypowiedzianych przez niego słów, dopiero, kiedy ten dał sygnał do startu, Littenberg mimowolnie zgarnął zeszyt i ze zastygłem zdziwieniem na twarzy przyjrzał się zadaniom, marszcząc czoło. Zerknął pośpiesznie na zegarek, gdy zdał sobie sprawę z limitu czasowego. Zabrał długopis w dłoń i zaczął rozwiązywać wielomiany, starając się nie popełnić karygodnej gafy, która odbije się na wyniku. Groźba, która potoczyła się z ust matematyka nie napawała go przesadnym optymizmem, ani żadnym ciepłym uczuciem. Nie był fanem słodkości, zresztą rzadko konsumował cukier pod jakąkolwiek postacią, wmawiając sobie, że próchnica będzie trudna do wyeliminowania, a wizyta u dentysty nie tylko wykosztuje go pod względem materialnym, ale też psychicznym. W rzeczywistości po prostu nie preferował takich smakołyków i żaden konkretny powód, uzasadniający jego stanowisko w tej sprawie, nie chciał przyjść.
Jego dłoń zatrzymała się nagle, gdy oczy zarejestrowały zadanie nieco inne od reszty, wymagające nie tylko suchych umiejętności, ale też sposobu. Zawahał się przez chwilę, przyłapując się na tym, że długopis musnął dolnej wargi, ale natychmiast go od niej odsunął, nie  chcąc by drażliwy i jednocześnie wstydliwy nawyk nadgryzania przyborów piśmienniczych powrócił. W końcu wykrzesał z siebie resztki pewności siebie i zaczął przeliczać w głowie potęgi, znacznie różniące się wartością od reszty. Tak pochłonęły go te zadania, że całkowicie stracił rachubę czasu i paradoksalnie też zapomniał o wymiarze kary, która zostanie mu zafundowana, gdy nie otrzyma maksymalnej ilości punktów, a przecież wcale nie zignorował groźby szesnastolatka. Był niemal pewny, że Liam jest zdolny do urzeczywistnienia jej; zdecydowanie nie padła bez pokrycia, wypowiedziana pół żartem, pół serio.

/ ale nie masz za co przepraszać, serio. c:
Anonymous
Gość
Gość
Re: Kawiarnia „Forty Seven”
Nie Mar 20, 2016 5:47 am
Sam Liam przestał oceniać ludzi w jakimkolwiek aspekcie. Niewątpliwie w przeszłości zachowywał się zupełnie inaczej. Właściwie do tego stopnia, że prawdopodobnie większość jego starych 'znajomych' nawet by go nie rozpoznała. Gromadził wokół siebie dość spore grupki, swobodnie ze wszystkimi rozmawiał, nawet jeśli niektóre jego żarty miały sarkastyczny czy złośliwy wydźwięk. Ludzie z jakiegoś powodu mu wybaczali. Nawet wtedy, gdy odrzucał ich uczucia. Być może gdyby odrzucił je i tamten jeden raz, wszystko nadal toczyłoby się normalnie, nie zaszłyby w nim podobne zmiany, a zamiast zaszywać się w kącie, izolując się od wszystkich dookoła, zadawałby się z innymi popularnymi, bogatymi dzieciakami. Mimo to nie był w stanie żałować podjętego wyboru. Wiedział, że byłoby to nie w porządku wobec pamięci tej jednej, konkretnej osoby, która w pewnym momencie znaczyła dla niego wszystko. Musnął w zamyśleniu kosmyk własnych błękitno-białych włosów, spuszczając wzrok na stolik. Czasem zastanawiał się czy zamknięcie się w sobie było najlepszym wyborem jakiego mógł dokonać. Czy nie było jedynie żałosną próbą obronienia samego siebie przed wszystkimi tymi fałszywymi, żądnymi twojego nieszczęścia ludźmi, którzy czekali na moment aż się potkniesz, chętnie użyczając ci do tego własnej nogi. Sam Leistershire był na to odporny. W końcu wielokrotnie musiał zmagać się z czyjąć złośliwą opinią. Niestety nie każdy był taki jak on. Skupiony na własnych powracających myślach, których nie potrafił odepchnąć nieważne jakby się nie starał, potrafił jedynie spisywać zadania na kartce. Dość zadziwiające, że nawet w takim momencie nie popełniał żadnych błędów, zupełnie jakby tylko to potrafiło go uspokoić i utrzymać przy zdrowych zmysłach.
Kiedy jednak podsunął kartkę Shane'owi, stracił punkt zaczepienia. Piętnaście minut, które sam wyznaczył poniekąd stawały się jego katorgą, przeciągającą się w nieskończoność. Koniec końców zdjął okulary by móc je swobodnie odłożyć na stół. Spuścił głowę, wbijając zmęczony wzrok w kolana i przetarł parę razy oczy rękawem. W końcu podniósł się powoli ze swojego miejsca, odsuwając krzesło w tył z cichym szurnięciem.
- Zaraz przyjdę. Ufam ci na tyle, by zakładać że nie będziesz ściągać, skoro i tak nie wystawiam ci z tego żadnych ocen. To w końcu tylko w twoim własnym interesie. - rzucił cicho, odwracając się do niego plecami, by znaleźć wzrokiem toaletę. Wolał uniknąć pytania o nią obsługi. Zlokalizował ją dość szybko, od razu udając się w tamtą stronę, by zniknąć za jej drzwiami. Stanął nad umywalką, zaciskając na niej palce i odetchnął krótko zerkając na własne odbicie. Odgarnął włosy do tyłu, wpatrując się we własną twarz z wyraźną rezygnacją, nim odkręcił wodę i spryskał ją kilkoma ruchami. Przecież było dobrze, nie musiał się teraz rozpraszać.
- Dobrze, akurat. - parsknął ponuro sam do siebie, nim w końcu odwrócił się od własnego odbicia, wycierając dłonie w papier. Kiedy ostatni raz było dobrze? Wyprostował się, zerkając w lustro, by sprawdzić jeszcze raz stan swojej twarzy. Beznamiętny wzrok, obojętna mina. Tak miał wyglądać. Wyszedł z łazienki jakby nigdy nic, by przejść przez lokal nie patrząc w kierunku innych i usiąść z powrotem na swoim miejscu. Dał mu ostatnią minutę, nim w końcu zerknął na ekran telefonu.
- Stop. Skończyłeś? - zapytał, przekrzywiając pytająco głowę w bok. Tak, obecność Shane'a zdecydowanie była mu w tym momencie na rękę. Przynajmniej miał na czym i na kim się skupić. Wyciągnął ostrożnie rękę, by wziąć od niego kartkę, nim zaczął ją sprawdzać z wyraźnym skupieniem. Dość zaskakujące, że chłopak faktycznie praktycznie wszystko zrobił dobrze.
Rozwiązał nawet bardziej podchwytliwe zadanie - nawet jeśli nieco kombinował przy nim jak koń pod górkę. Wynik bez wątpienia był jednak dobry. Z wyjątkiem jednego z podpunktów.
- Zamieniłeś znaki. - poinformował go krótko, zakreślając odpowiednie miejsce na kartce. Niemniej i tak na górze napisał mu piękne "A", nim odsunął ją w jego stronę.
- Zgoda, wygrałeś. Nie musisz jeść tego ciasta, no chyba że chcesz. Właściwie to wystarczy na dziś. - założył z powrotem okulary i oparł się o krzesło, patrząc na niego poważnym wzrokiem. Jedna z jego nóg uderzała raz po raz o podłogę, podobnie jak palce postukiwały o kolano.
- Cóż, skoro była przegrana to musi być i wygrana, żeby było sprawiedliwie. Co chcesz teraz robić? Możesz wybrać cokolwiek chcesz. No, chyba że chcesz po prostu wrócić do domu i odpocząć. - w końcu byłoby to całkiem zrozumiałe. Raz, że nieustanne towarzystwo konkretnej osoby mogło być męczące. Dwa, że podobna nauka matematyki bez wątpienia była męcząca. Mimo to, wybór należał do niego.
Anonymous
Gość
Gość
Re: Kawiarnia „Forty Seven”
Pon Mar 21, 2016 3:53 am
Shane nie zarejestrował moment, kiedy zduszony głos Liama został do niego zaadresowany. Zbyt zaoferowany zadaniami i skupiony, by rozwiązać je z zadowalającym wynikiem, mimo posiadania pewności, że błędów  będzie się tam roiło jak mrówek, ani razu nie przypał się na myśli o ściąganiu. Właściwie nie miał też z czego. Dzisiejszego dnia nie miał lekcji matematyki, z tego tytułu nie zabrał podręcznika. Gryzł się z myślami, czy go nie zabrać z powodu korepetycji, ale w końcu zostawił go na biurku. W końcu to Leistershire'a pełnił w tym towarzystwie niezbędne kompendium, a nie ograniczona kopia szkolnego podręcznika, która nie była w stanie Shanowi przekazać potrzebnej wiedzy, więc jednym jego zbiornikiem informacji był zeszyt zapełniony zdobytymi na lekcji materiałami. Ich wiarygodność więc była wątpliwa i stawała pod znakiem zapytania, gdy pod uwagę brało się umiejętności Littenberga.
Z amoku został rozbudzony po tym, jak przewertował stronę, a jego oczy zatrzymały się na pustce. Odkrycie, że skończył, stało się dla niego męczące. Miał wrażenie, że uporał się z tymi zadaniami za szybko, co w ostatecznym rozrachunku przerzuci się na ich prawidłowe rozwiązanie. Przebiegł wzrokiem po obliczeniach i, kiedy miał już nanieść poprawki, został sprowadzony do parteru przez korepetytora, który poinformował go, że czas minął
Chyba skończyłem — odparł niepewnie w ramach odpowiedzi, a wraz z intensywnymi myślami, pojawiły się wątpliwości i świadomość tego, że Leistershire będzie zmuszony do urzeczywistnienia swojej groźby.  Podrapał się po nosie, oddając Liamowi zeszyt do sprawdzenia. Odwlekanie tego, co uniknione, nie miało żadnego sensu, zresztą chciał sprawdzić swoją kulejącą wiedzę i przekonać się, czy ma jakieś szanse w starciu z jutrzejszą kartkówką. Kolejna słaba ocena z tego przedmiotu nie byłaby dobrze przyjęta przez jego aspiracje, które kurczyły się za każdym razem, gdy z kretesem oblewał każdą dostępną formę pisemną sprawdzającą wiedzę z matematyki.  
Przyglądał się chłopakowi intensywnie, może zbyt nachalnie, chcąc wyczytać jakąkolwiek emocje z jego twarzy, jednak nie pojawiła się na nim takowa. Była spokojna, zblazowana. Jak zawsze. Jednak nie kazano mu długo czekać na werdykt.
Zmieniłeś znaki zabrzęczało mu w uszach i jeszcze chwilę utrzymywało się w powietrzu. Perspektywa zjedzenia tych trzech kawałków stała się razem z pojawieniem się tych słów nieunikniona, być może dlatego właśnie po chwili targnęło nim niedowierzanie pomieszane ze zdziwieniem, kiedy szesnastolatek nie drążył tematu, a nawet zaakceptował "wygraną" Littenberga.
Na pewno? — zapytał, zerkając na swoje notatki, choć zdecydowanie powinien się cieszyć, że Liam nie doszukał się żadnego poważnego błędu.
Zerknął na niego kątem oka, przez chwilę myśląc nad opcjami, skoro zostało mu zasugerowane, że może spełnić jedno ze swoich zachcianek. Nie było jego dużo. Mógł je policzyć na palcach jeden ręki. Właściwie na początku naprawdę chciał spasować i wyrazić kolejny raz chęć odprowadzenia kawałek korepetytora, a wraz z zawahaniem, pojawiła się pewność, że chciał spędzić z nim trochę więcej czasu, niekoniecznie w towarzystwie królowej nauk i jej bliźniaczej siostrze – fizyki, które pełniły w ich relacji niewątpliwie rolę przyzwoitek.
Strzelnica — podsunął. — Byłeś kiedyś na strzelnicy? — zapytał, mimo że podejrzewał, jako zostanie mu zaraz udzielona odpowiedź. Spakował swoje rzeczy do torby, by niczego nie zostawić, kiedy będzie zbierał się w możliwym pośpiechu. — Chętnie bym się tam wybrał. Chcesz pójść ze mną? — zapytał, choć nie chciał ciągnąć tam młodszego o dwa lata chłopaka na siłę, jeśli ten nie wyrazi żadnych chęci, by bliżej zaprzyjaźnić się z bronią palną. Również i żadne słowa zachęty nie chciał przejść mu przez gardło, dlatego ostatecznie po prostu spojrzał na Liama, nawet złapał z nim kontakt wzrokowy, chcąc poznać jego stanowisko w tej sprawie.
W sumie chętniej zabrałby go do stadniny na obrzeżach miasta, ale to wymagało czasu, a także transportu. Rzadko cokolwiek tam dojeżdżało, więc występowała konieczność załatwienia sobie dowózki we własnym zakresie, co było trudne do zorganizowania na poczekanie. A też nie chciał wlec Liama przez pół miasta, tylko po to, by pokazać mu jak wspaniałymi zwierzętami są konie – choć niewątpliwie zasługiwały na uwagę.
Anonymous
Gość
Gość
Re: Kawiarnia „Forty Seven”
Wto Mar 22, 2016 2:25 am
Widząc pochłonięcie chłopaka nauką, sam tym bardziej nabrał przekonania, że Shane nie posunąłby się do czegoś takiego jak oszustwo. Pewnie nawet gdyby sądził inaczej i tak zostawiłby go samemu sobie, stwierdzając że to jego wybór czy postanowi samemu sobie zaszkodzić czy też nie. Liam stanowił tu w końcu jedynie dodatek do wystroju. No, może taki bardziej wygadany, skoro nieustannie starał się wytłumaczyć wszelkie wzory i formułki na odpowiednio zrozumiały sposób. Siedział cierpliwie zerkając na zegarek, gdy w końcu chłopak sam oznajmił że skończył. Spojrzał na niego krótko, nim zeszyt znalazł się w jego dłoniach.
Zabawne, że nawet po stwierdzeniu, Shane wyraził czystą wątpliwość, słysząc jego werdykt. Był zaskoczony tym, że praktycznie wszystkie zadania zrobił dobrze, a może faktem że Liam postanowił odpuścić mu karę?
Nawet jeśli jego wcześniejsze zruganie brzmiało dość ostro, w rzeczywistości niebieskowłosy nie miał zamiaru wciskać mu niczego na siłę. Mimo beznamiętnej miny i poważnego spojrzenia. Wielokrotnie stosował podobny chwyt na swoim bracie, chcąc tym samym zmusić go w pewien sposób do posłuszeństwa. Póki co owa metoda działała na tyle sprawnie, by nie spotkał się z nazbyt wieloma problemami z jego strony. Jak widać, w przypadku Littenberga też zadziałało całkiem nieźle, biorąc pod uwagę jego wynik.
Kiwnął potwierdzająco głową w odpowiedzi na jego pytanie. Nigdy nie rzucał słów na wiatr. Skoro już coś zaproponował, zamierzał dotrzymać obietnicy, niezależnie od tego z jak bardzo niewygodną sytuacją musiałby się mierzyć. Tak czy inaczej wpatrywał się w niego wyraźnie wyczekującym wzrokiem, licząc na jego zdrowy rozsądek.
"Strzelnica."
Zamarł.
Strzelnica? Przez chwilę kompletnie się nie odzywał, mimo że zadano mu proste pytanie. Zupełnie jakby nie do końca docierało do niego co powiedział Shane. Głośne wystrzały praktycznie uniemożliwiające komunikację, tarcze do których się celowało. Nigdy nie był na strzelnicy. Za to wielokrotnie chodził na laserowego paintballa, choć nie zamierzał się do tego przyznawać, zwłaszcza że jedno z drugim było powiązane jedynie połowicznie. Bądź co bądź, przed liceum wszelkiego rodzaju strzelanki były jego główną domeną, nawet jeśli wiedział o tym jedynie Nathanael, z którym często się pojedynkował.
- Chcę. - zdecydował w końcu pewnym siebie głosem, momentalnie podnosząc się z krzesła wraz z torbą. Wygrzebał jeszcze z kieszeni drobniejszy banknot, który położył na stoliku w formie napiwku i złapał za telefon, skrobiąc krótkiego smsa do brata, w którym informował go gdzie idzie.
- To gdzieś niedaleko? - zapytał jeszcze, nim pożegnał się z kelnerką skinięciem głowy, wychodząc przez drzwi wejściowe, nieustannie obracając się w stronę Shane'a. Pomimo takiej samej mimiki co wcześniej, odnosiło się wrażenie, że jego ruchy stały się dużo żywsze, podobnie jak sam wzrok. Komuś tu chyba naprawdę przypadł do gustu konkretny pomysł.

zt. x2
Anonymous
Gość
Gość
Re: Kawiarnia „Forty Seven”
Czw Sie 18, 2016 5:38 pm
Widok młodego Andersena w takim miejscu niektórych mógłby zadziwić. Większość przywykła już do myśli, że  dzieciak nie robi w wolnym czasie nic poza włóczeniem się ze spuszczoną głową po ulicach. Kasy zbyt wiele nie miał, chodził jakiś nieprzytomny, a biorąc pod uwagę jego sylwetkę, o posiłkach zapominał notorycznie. Niemniej jednak, nawet jeśli był dziwny i określany mianem osoby śpiącej nawet na jawie, nawet on był przecież zwykłym dzieciakiem i miał czasem ochotę zrobić coś "normalnego".
Tak też było dzisiaj, gdy uciułane pieniądze postanowił przeznaczyć na jakieś słodycze zamiast na leki, których ostatnio udało mu się zgromadzić mały zapas i starannie ukryć przed wzrokiem ciotki. Kobieta zaczęła mu przeszukiwać pokój pod jego nieobecność, ale tabletek nie była w stanie znaleźć. Olivier wbrew pozorom był całkiem inteligentny i potrafił myśleć. Fakt, że skupianie się na lekcjach niespecjalnie mu wychodziło, to już inna sprawa.
Otworzył drzwi i wszedł do środka. Dawno tu nie zaglądał. Właściwie, przyszedł tu może dwa czy trzy razy, bo zwykle faktycznie unikał jedzenia i zaglądał jedynie na szkolną stołówkę albo dzióbał to, co postawiła przed nim ciotka, kiedy "łaskawie" siedział w domu.
- Dzień dobry - wymamrotał, gdy podszedł do lady.
Stojąca za nią młoda dziewczyna powitała go uśmiechem. Ona pewnie też założyła, że jest znacznie młodszy niż w rzeczywistości i zamierzała traktować go tak, jak małe dziecko. Ewentualnie po prostu chciała go trochę uspokoić, bo albinos wyglądał na wypłoszonego.
- Chciałbym zamówić zestaw lodów. - To powiedział już nieco pewniejszym głosem.
Spojrzał na wystawę podawanych tu smaków. Wybór był naprawdę trudny. Mimo iż Lunatyk nie jadał często, to jednak uwielbiał praktycznie wszystkie. No dobra, na agrestowe nie miał ochoty, ale niewiele mu to pomagało.
- Poproszę czekoladowe, jagodowe i... - Przyglądał się kolorowym pojemniczkom przez dłuższą chwilę.
- ...i te wiśniowe. - Podniósł wielkie oczy na dziewczynę i odwzajemnił uśmiech. Był on niewyraźny, ale jednak zagościł na twarzy chłopaka.
Po przyjęciu zamówienia, szatynka odesłała go do najbliższego stolika i poprosiła, żeby zaczekał aż przygotują jego deser. Zapłacić miał, jak już będzie wychodził. Andersen grzecznie usłuchał prośby i zasiadł przy jednym ze stolików, a z braku innego zajęcia, wziął do ręki znajdujące się na nim menu i zaczął je przeglądać.
Obok niego spoczął trochę podstarzały już, popielaty plecak. Chłopak odłożył go wyjątkowo delikatnie, jakby trzymał tam jakiś skarb.

Sponsored content
Powrót do góry
Permissions in this forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach