▲▼
Strona 2 z 2 • 1, 2
First topic message reminder :
Miejsce akcji: Szpital.
Czas akcji: Tydzień temu.
Uczestnicy: Lucas, NPC: Matthias Vixe, Cain.
Dane dotyczące Matta:
Godność: Matthias Vixe.
Geneza: Najstarszy brat V.C.Vixe [Cain]
Wiek: 24 lata.
Inne informacje:
# Haker NASA, Trader.
# Najlepszy przyjaciel Lucasa z dzieciństwa.
# Nazywa Lucasa jego pseudonimem: Lark.
Woń leków, środków dezynfekujących i ludzkiego potu unosiła w małym pomieszczeniu. Białe kafelki, biały sufit, tynk, ściany i biegające białe kitle. Ta sterylność, aż przytłaczała Matthiasa, mimo to uśmiechnął się ciepło w stronę pielęgniarki.
- Panie Vixe czy jest panu wygodnie. - spytała niska kobiecina, poprawiając mężczyźnie poduszkę.
- Tak dziękuję ci. - powiedział, choć jego głos niknął w ogólnym rozgardiaszu. Ginął, chociaż tak naprawdę nikogo poza nimi nie było w pomieszczeniu. Może jakiś starzec za zieloną kotarą. Odchrząknął sobie licząc, że doda to jego głosu mocy.
- Do której są godziny odwiedzin? - spytał głośnym szeptem, ale kosztowało go to więcej niż przypuszczał.
- Za godzinę się kończą. - odpowiedziała, patrząc nań przenikliwe. Uśmiechnął się zbywając jej niepotrzebną troskę. Choć w myślach zaczynał się lekko denerwować.
Lucas pospiesz się, choć raz mógłbyś się nie spóźnić.
Odprowadzał pielęgniarkę wzrokiem, licząc, że lada moment zobaczy swojego przyjaciela uwieszonego na drzwiach z zawadiackim uśmiechem, czy też wpadającego do pomieszczenia przywalając głową w za niską dlań framugę. Parsknął na samą myśl pod nosem i ułożył się wygodniej na szpitalnym łóżku. Za oknem zaczynało powili zmierzchać, słońce zachodziło powoli, a cienie wylewały z okna, przygnębiając ogólnie panującą atmosferę. Mimo to Matthias zachował pogodę ducha i w ciszy wyczekiwał nadejścia Lucasa. Wierzył, że on nie zapomni, że on zdąży. Bo musi. Nie zostało im już wiele czasu.
Miejsce akcji: Szpital.
Czas akcji: Tydzień temu.
Uczestnicy: Lucas, NPC: Matthias Vixe, Cain.
Dane dotyczące Matta:
Godność: Matthias Vixe.
Geneza: Najstarszy brat V.C.Vixe [Cain]
Wiek: 24 lata.
Inne informacje:
# Haker NASA, Trader.
# Najlepszy przyjaciel Lucasa z dzieciństwa.
# Nazywa Lucasa jego pseudonimem: Lark.
Woń leków, środków dezynfekujących i ludzkiego potu unosiła w małym pomieszczeniu. Białe kafelki, biały sufit, tynk, ściany i biegające białe kitle. Ta sterylność, aż przytłaczała Matthiasa, mimo to uśmiechnął się ciepło w stronę pielęgniarki.
- Panie Vixe czy jest panu wygodnie. - spytała niska kobiecina, poprawiając mężczyźnie poduszkę.
- Tak dziękuję ci. - powiedział, choć jego głos niknął w ogólnym rozgardiaszu. Ginął, chociaż tak naprawdę nikogo poza nimi nie było w pomieszczeniu. Może jakiś starzec za zieloną kotarą. Odchrząknął sobie licząc, że doda to jego głosu mocy.
- Do której są godziny odwiedzin? - spytał głośnym szeptem, ale kosztowało go to więcej niż przypuszczał.
- Za godzinę się kończą. - odpowiedziała, patrząc nań przenikliwe. Uśmiechnął się zbywając jej niepotrzebną troskę. Choć w myślach zaczynał się lekko denerwować.
Lucas pospiesz się, choć raz mógłbyś się nie spóźnić.
Odprowadzał pielęgniarkę wzrokiem, licząc, że lada moment zobaczy swojego przyjaciela uwieszonego na drzwiach z zawadiackim uśmiechem, czy też wpadającego do pomieszczenia przywalając głową w za niską dlań framugę. Parsknął na samą myśl pod nosem i ułożył się wygodniej na szpitalnym łóżku. Za oknem zaczynało powili zmierzchać, słońce zachodziło powoli, a cienie wylewały z okna, przygnębiając ogólnie panującą atmosferę. Mimo to Matthias zachował pogodę ducha i w ciszy wyczekiwał nadejścia Lucasa. Wierzył, że on nie zapomni, że on zdąży. Bo musi. Nie zostało im już wiele czasu.
Siła woli... Dużo w przeciągu swojego krótkiego życia przeżył. Miał raptem 20 lat, jeszcze nie ukończył szkoły, a jego życie było bardziej barwne od niejednej dorosłej osoby. Śmierć najdroższych mu osób, styl bycia, problemy rodzinne, własne, mafia. Od dzieciństwa był szkolony na zawodowego przestępce - trudno było mu wyzbyć się tego cholernego nawyku, nie potrafił z tego zrezygnować. Często wplątywał się w jakieś bagno, a Mat bez mrugnięcia okiem zawsze pomagał Lucasowi. A on mógł mu się odwdzięczyć zwykłym dziękuję. Teraz było inaczej.
- Zapamiętam - zapewnił przyjaciela, choć nie uważał, że kiedykolwiek będzie miał okazję na dłuższe posiedzenie z nią. Jasne, będzie wyciągać ją z opresji, pomagać w bardziej krytycznych sytuacjach, jednak będzie to robił przez osoby trzecie, nie osobiście. Nie chciał zostać szybko zdemaskowany - trudno byłoby mu spojrzeć w oczy kobiety ze świadomością, iż przyczynił się do śmierci jej brata. Nigdy mu nie wybaczy. Wybaczyć? Tego oczekiwał?
Ciężko było mu grać. Robić dobrą minę do złej gry. Czy coś gorszego mogło nastać? Generalnie nie miałby problemu z czymś tak błahym. Był bezczelny, nawet dla najbliższych mu osób. Nie chamował się przy nikim, dla nikogo nie robił wyjątków. Niemniej teraz nie mógł tak się zachować. Nawet ktoś taki jak on miał umiar - doskonale wiedział, kiedy jest ta granica, gdy powinien przestać. Nie często to robi. Tutaj nawet nie zaczął.
Sztuczka była szybka i efektowna. Widział to zaskoczenie na twarzy Mata. Jego karta widniała między obiema damami. Inni powiedzą, że prawdziwa magia, drudzy, że kantuje. Jednak to nie bylo ważne, nie w tej chwili. Uśmiechnął się nieco szerzej, będąc zadowolony z siebie, że przez ten krótki czas mógł dać odrobinę rozrywki przyjacielowi. Myślał, że uda mu się pokazać dalszą część sztuczki, z tą wyjaśnieniem. Ale Lark mocno się przeliczył.
Prychnął na słowa mężczyzny.
- Na lekcjach nie ćwiczę, wszyscy by widzieli - odparł spokojnie, trochę rozbawiony, pomimo uczucia beznadziejności.
Kiedy chciał kontynuować sztuczkę, jego przyjaciel wstał. Było to niepokojące, ale nic z tym faktem nie zrobił. Obserwował go, składając karty, doskonale zdając sobie sprawę, że to już jest ten czas. Czas na jego zasłużony odpoczynek. Przełknął bezgłośnie ślinę, patrząc mu się beznamiętnym spojrzeniem w oczy. To było nie fair, Lark. Czy zdążyłeś pogodzić się z jego śmiercią? Oczywiście, że nie.
Uczucie bólu ponownie zaczęło w nim rosnąć. Szczególnie kiedy przyjaciel pozwolił oprzeć się czołem o bark Somera. Jego spojrzenie było bezczelne, jednak to przechodzi ludzkie pojęcia. Tak bardzo dba o jego psychikę? Nie musiał. Mógł być pewien, że co jak co, ale posiadał stalowe nerwy. Już nie denerwował się jak kiedyś, kiedy ktoś bliski mu umierał. Zabawne, że od każdej śmierci mijały równe pół roku. Kto będzie następny? Laura, Sheridan? ... Cain? Nie mógł już nigdy więcej dopuścić do czegoś podobnego. Bał się tego, że kolejna czyjaś śmierć będzie mu mocno obojętna. Już teraz zachował się inaczej. Pół roku temu wyłączył niektóre uczucia, by żyć nieco lepiej, wygodniej. Chociaż po aż dziś dzień temat brata był mocno drażliwy. Tylko jego, bo niewiele osób wiedziało o śmierci... Tylko raptem trzy osoby, gdzie pierwsza ów tajemnicę wzięła aż do grobu, teraz to samo robi Mat.
Dobry z Ciebie dzieciak, przyjaciel.
Zacisnął szczękę. Nic nie powiedział, nawet nie zdąrzył. Słyszał, a nawet widział, że EKG... Był to koniec. Odchylił głowę do tyłu, biorąc do płuc głęboki oddech chwilę go wstrzymując. Kolejny umarł. Kolejna ważna mu osoba umarła. Dodatkowo mając na barkach uczucie grzechu. Silnego, bolesnego grzechu, który będzie widzieć w dzień w dzień.
Położył na jego głowie dłoń. Przeczesał mu włosy w ten sposób żegnając się z nim. Ze spokojem położył go z powrotem w łóżku, układając jego ciało i przykrywając kołdrą. Uśmiechnął się. Wyglądał jakby spał. Szkoda, że to nie może być prawda. W tym samym czasie weszła pielęgniarka, która chciała oświadczyć, że nadszedł koniec odwiedzin. Nie powiedziała tego. Zamiast tego lekarz oświadczył czas zgonu.
Godzina 18:11, umarł brat, przyjaciel, dobry człowiek.
Zamieszanie. Pielęgniarki i lekarze latały, by powiadomić o śmierci Mata. Tymczasem Lucas wyszedł ze szpitala, nie chcąc napotkać się z jego rodziną. Wrócił do siebie, do akademika, cały czas trzymając w dłoni telefon, który podarował mu przyjaciel. Włożył do niego kartę SIM, by teraz zawsze być w sieci. Długo walczył ze sobą, bo nie wiedział, czy miał się odezwać jako pierwszy czy czekać na smsa ze strony kobiety. Może potrzebowała słów otuchy? Skąd miał to wiedzieć. Nie znał się na tym, nie interesowały go uczucia innych. Mało kiedy zwracał na to uwagę. Przez telefon będzie musiał odgrywać kogo innego. Kogoś kim nie jest, by dziewczyna poczuła się bezpiecznie w jego obecności. To był jego grzech, to była prośba przyjaciela. I musiał ją spełnić. Ostatecznie nie wysłał do niej żadnej wiadomości, stwierdzając, że to jeszcze nie ten moment, by to zrobić.
Jakiś czas później.
Dwa dni minęły od śmierci przyjaciela, a pogrzeb zbliżał się wielkimi krokami. Oczywiście nie mogło go tam zabraknąć, więc kiedy tylko nadszedł ten czas, zjawił się w określonym dniu, standardowo spóźniając się o paręnaście minut. Jeśli Mat to zauważył, z pewnością zaśmiał się na zachowanie Lucasa. Taki przewidywalny.
Ledwo doszedł do kościoła, stając sobie gdzieś z boku, by za bardzo nie rzucał się w oczy. Nikt go nie znał. Był jedną z najważniejszych osób w życiu Mata, a nikt go nawet z widzenia nie kojarzył. Nikt?
Z kościoła wybiegła kobieta. Z wyglądu przypominała Cain, jego siostrę. Nie wiedział, co takiego tam się wydarzyło, niemniej wyobrażał sobie, że tamtejsza atmosfera powiewała sztucznością. Wiedział jaka była jego rodzina, a w jego sercu była tylko i wyłącznie Vanessa. Nic dziwnego, że nieco zainteresował się stanem tych rzeczy i udał się za nią, będąc w bezpiecznej odległości od niej. Nie chciał zostać zauważony, jednak chciał mieć wgląd na całą sytuacje. Widział jak była wśród obcych mu mężczyzn, zapewne będąc znajomymi Matthias. Stłuczenie butelek, smród alkoholu. Nic nadzwyczajnego - musiała odreagować. Już miał odejść, kiedy nagle kobieta zaczęła wyciągać dłoń w stronę toksycznych papierosów. Zmarszczył brwi. Co powinien zrobić? Zależało mu na anonimowości, jednak przyjaciel nie pochwaliłby zachowania siostry. Wiedział to, dlatego musiał zainterweniować.
- Mat nie pochwaliłby Twojego zachowania i Ty o tym wiesz najlepiej - ostry ton głosu wydobył się ze strun głosowych Lucasa, stając za plecami kobiety, możliwe, że mogła poczuć minimalnie jego osobę na swoich plecach, ponieważ stał blisko, bardzo blisko - Powinnaś mieć to na uwadze będąc w tym miejscu - dodał jeszcze, gromiąc spojrzeniem każdego z obecnych. Nie na długo, ponieważ nie czekał na to aż ona się odwróci, odpowie mu. Po swoich słowach zniknął, a na ziemi leżała zgięta karta As serce. Dokładnie ta sama, którą wybrał Mat. Tylko to po nim zostało, a Cain jedynie co mogła zauważyć to kawałek czarnego płaszcza. Nawet jeśli pobiegła za nim, nie zdołała go zauważyć, dogonić. Mogła mieć domysły, że ten ktoś, to Lark. Jednak na domysłach się kończy.
Zdecydowanie nie powinien tego robić.
- Zapamiętam - zapewnił przyjaciela, choć nie uważał, że kiedykolwiek będzie miał okazję na dłuższe posiedzenie z nią. Jasne, będzie wyciągać ją z opresji, pomagać w bardziej krytycznych sytuacjach, jednak będzie to robił przez osoby trzecie, nie osobiście. Nie chciał zostać szybko zdemaskowany - trudno byłoby mu spojrzeć w oczy kobiety ze świadomością, iż przyczynił się do śmierci jej brata. Nigdy mu nie wybaczy. Wybaczyć? Tego oczekiwał?
Ciężko było mu grać. Robić dobrą minę do złej gry. Czy coś gorszego mogło nastać? Generalnie nie miałby problemu z czymś tak błahym. Był bezczelny, nawet dla najbliższych mu osób. Nie chamował się przy nikim, dla nikogo nie robił wyjątków. Niemniej teraz nie mógł tak się zachować. Nawet ktoś taki jak on miał umiar - doskonale wiedział, kiedy jest ta granica, gdy powinien przestać. Nie często to robi. Tutaj nawet nie zaczął.
Sztuczka była szybka i efektowna. Widział to zaskoczenie na twarzy Mata. Jego karta widniała między obiema damami. Inni powiedzą, że prawdziwa magia, drudzy, że kantuje. Jednak to nie bylo ważne, nie w tej chwili. Uśmiechnął się nieco szerzej, będąc zadowolony z siebie, że przez ten krótki czas mógł dać odrobinę rozrywki przyjacielowi. Myślał, że uda mu się pokazać dalszą część sztuczki, z tą wyjaśnieniem. Ale Lark mocno się przeliczył.
Prychnął na słowa mężczyzny.
- Na lekcjach nie ćwiczę, wszyscy by widzieli - odparł spokojnie, trochę rozbawiony, pomimo uczucia beznadziejności.
Kiedy chciał kontynuować sztuczkę, jego przyjaciel wstał. Było to niepokojące, ale nic z tym faktem nie zrobił. Obserwował go, składając karty, doskonale zdając sobie sprawę, że to już jest ten czas. Czas na jego zasłużony odpoczynek. Przełknął bezgłośnie ślinę, patrząc mu się beznamiętnym spojrzeniem w oczy. To było nie fair, Lark. Czy zdążyłeś pogodzić się z jego śmiercią? Oczywiście, że nie.
Uczucie bólu ponownie zaczęło w nim rosnąć. Szczególnie kiedy przyjaciel pozwolił oprzeć się czołem o bark Somera. Jego spojrzenie było bezczelne, jednak to przechodzi ludzkie pojęcia. Tak bardzo dba o jego psychikę? Nie musiał. Mógł być pewien, że co jak co, ale posiadał stalowe nerwy. Już nie denerwował się jak kiedyś, kiedy ktoś bliski mu umierał. Zabawne, że od każdej śmierci mijały równe pół roku. Kto będzie następny? Laura, Sheridan? ... Cain? Nie mógł już nigdy więcej dopuścić do czegoś podobnego. Bał się tego, że kolejna czyjaś śmierć będzie mu mocno obojętna. Już teraz zachował się inaczej. Pół roku temu wyłączył niektóre uczucia, by żyć nieco lepiej, wygodniej. Chociaż po aż dziś dzień temat brata był mocno drażliwy. Tylko jego, bo niewiele osób wiedziało o śmierci... Tylko raptem trzy osoby, gdzie pierwsza ów tajemnicę wzięła aż do grobu, teraz to samo robi Mat.
Dobry z Ciebie dzieciak, przyjaciel.
Zacisnął szczękę. Nic nie powiedział, nawet nie zdąrzył. Słyszał, a nawet widział, że EKG... Był to koniec. Odchylił głowę do tyłu, biorąc do płuc głęboki oddech chwilę go wstrzymując. Kolejny umarł. Kolejna ważna mu osoba umarła. Dodatkowo mając na barkach uczucie grzechu. Silnego, bolesnego grzechu, który będzie widzieć w dzień w dzień.
Położył na jego głowie dłoń. Przeczesał mu włosy w ten sposób żegnając się z nim. Ze spokojem położył go z powrotem w łóżku, układając jego ciało i przykrywając kołdrą. Uśmiechnął się. Wyglądał jakby spał. Szkoda, że to nie może być prawda. W tym samym czasie weszła pielęgniarka, która chciała oświadczyć, że nadszedł koniec odwiedzin. Nie powiedziała tego. Zamiast tego lekarz oświadczył czas zgonu.
Godzina 18:11, umarł brat, przyjaciel, dobry człowiek.
Zamieszanie. Pielęgniarki i lekarze latały, by powiadomić o śmierci Mata. Tymczasem Lucas wyszedł ze szpitala, nie chcąc napotkać się z jego rodziną. Wrócił do siebie, do akademika, cały czas trzymając w dłoni telefon, który podarował mu przyjaciel. Włożył do niego kartę SIM, by teraz zawsze być w sieci. Długo walczył ze sobą, bo nie wiedział, czy miał się odezwać jako pierwszy czy czekać na smsa ze strony kobiety. Może potrzebowała słów otuchy? Skąd miał to wiedzieć. Nie znał się na tym, nie interesowały go uczucia innych. Mało kiedy zwracał na to uwagę. Przez telefon będzie musiał odgrywać kogo innego. Kogoś kim nie jest, by dziewczyna poczuła się bezpiecznie w jego obecności. To był jego grzech, to była prośba przyjaciela. I musiał ją spełnić. Ostatecznie nie wysłał do niej żadnej wiadomości, stwierdzając, że to jeszcze nie ten moment, by to zrobić.
Jakiś czas później.
Dwa dni minęły od śmierci przyjaciela, a pogrzeb zbliżał się wielkimi krokami. Oczywiście nie mogło go tam zabraknąć, więc kiedy tylko nadszedł ten czas, zjawił się w określonym dniu, standardowo spóźniając się o paręnaście minut. Jeśli Mat to zauważył, z pewnością zaśmiał się na zachowanie Lucasa. Taki przewidywalny.
Ledwo doszedł do kościoła, stając sobie gdzieś z boku, by za bardzo nie rzucał się w oczy. Nikt go nie znał. Był jedną z najważniejszych osób w życiu Mata, a nikt go nawet z widzenia nie kojarzył. Nikt?
Z kościoła wybiegła kobieta. Z wyglądu przypominała Cain, jego siostrę. Nie wiedział, co takiego tam się wydarzyło, niemniej wyobrażał sobie, że tamtejsza atmosfera powiewała sztucznością. Wiedział jaka była jego rodzina, a w jego sercu była tylko i wyłącznie Vanessa. Nic dziwnego, że nieco zainteresował się stanem tych rzeczy i udał się za nią, będąc w bezpiecznej odległości od niej. Nie chciał zostać zauważony, jednak chciał mieć wgląd na całą sytuacje. Widział jak była wśród obcych mu mężczyzn, zapewne będąc znajomymi Matthias. Stłuczenie butelek, smród alkoholu. Nic nadzwyczajnego - musiała odreagować. Już miał odejść, kiedy nagle kobieta zaczęła wyciągać dłoń w stronę toksycznych papierosów. Zmarszczył brwi. Co powinien zrobić? Zależało mu na anonimowości, jednak przyjaciel nie pochwaliłby zachowania siostry. Wiedział to, dlatego musiał zainterweniować.
- Mat nie pochwaliłby Twojego zachowania i Ty o tym wiesz najlepiej - ostry ton głosu wydobył się ze strun głosowych Lucasa, stając za plecami kobiety, możliwe, że mogła poczuć minimalnie jego osobę na swoich plecach, ponieważ stał blisko, bardzo blisko - Powinnaś mieć to na uwadze będąc w tym miejscu - dodał jeszcze, gromiąc spojrzeniem każdego z obecnych. Nie na długo, ponieważ nie czekał na to aż ona się odwróci, odpowie mu. Po swoich słowach zniknął, a na ziemi leżała zgięta karta As serce. Dokładnie ta sama, którą wybrał Mat. Tylko to po nim zostało, a Cain jedynie co mogła zauważyć to kawałek czarnego płaszcza. Nawet jeśli pobiegła za nim, nie zdołała go zauważyć, dogonić. Mogła mieć domysły, że ten ktoś, to Lark. Jednak na domysłach się kończy.
Zdecydowanie nie powinien tego robić.
Strona 2 z 2 • 1, 2
Pozwolenia na tym forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach
Relog