Anonymous
Gość
Gość
Promise me... [Lucas, Cain]
Pon Mar 07, 2016 6:26 pm


Ostatnio zmieniony przez Cain dnia Pon Mar 07, 2016 6:35 pm, w całości zmieniany 1 raz

Promise me... [Lucas, Cain] ABl709l
Miejsce akcji: Szpital.
Czas akcji: Tydzień temu.
Uczestnicy: Lucas, NPC: Matthias Vixe, Cain.
Dane dotyczące Matta:
Godność: Matthias Vixe.
Geneza: Najstarszy brat V.C.Vixe [Cain]  
Wiek: 24 lata.
Inne informacje:

# Haker NASA, Trader.
# Najlepszy przyjaciel Lucasa z dzieciństwa.
# Nazywa Lucasa jego pseudonimem: Lark.



Woń leków, środków dezynfekujących i ludzkiego potu unosiła w małym pomieszczeniu.  Białe kafelki, biały sufit, tynk, ściany i biegające białe kitle. Ta sterylność, aż przytłaczała Matthiasa, mimo to uśmiechnął się ciepło w stronę pielęgniarki.
- Panie Vixe czy jest panu wygodnie. - spytała niska kobiecina, poprawiając mężczyźnie poduszkę.
- Tak dziękuję ci. - powiedział, choć jego głos niknął w ogólnym rozgardiaszu. Ginął, chociaż tak naprawdę nikogo poza nimi nie było w pomieszczeniu. Może jakiś starzec za zieloną kotarą. Odchrząknął sobie licząc, że doda to jego głosu mocy.
- Do której są godziny odwiedzin? - spytał głośnym szeptem, ale kosztowało go to więcej niż przypuszczał.
- Za godzinę się kończą. - odpowiedziała, patrząc nań przenikliwe. Uśmiechnął się zbywając jej niepotrzebną troskę. Choć w myślach zaczynał się lekko denerwować.
Lucas pospiesz się, choć raz mógłbyś się nie spóźnić.
Odprowadzał pielęgniarkę wzrokiem, licząc, że lada moment zobaczy swojego przyjaciela uwieszonego na drzwiach z zawadiackim uśmiechem, czy też wpadającego do pomieszczenia przywalając głową w za niską dlań framugę. Parsknął na samą myśl pod nosem i ułożył się wygodniej na szpitalnym łóżku. Za oknem zaczynało powili zmierzchać, słońce zachodziło powoli, a cienie wylewały z okna, przygnębiając ogólnie panującą atmosferę. Mimo to Matthias zachował pogodę ducha i w ciszy wyczekiwał nadejścia Lucasa. Wierzył, że on nie zapomni, że on zdąży. Bo musi. Nie zostało im już wiele czasu.
Anonymous
Gość
Gość
Re: Promise me... [Lucas, Cain]
Pon Mar 07, 2016 6:27 pm
Pędził jak strzała na swoim motocyklu, byle tylko się nie spóźnić. Robił wszystko, aby być tam na określoną godzinę. W tym momencie nie mógł sobie pozwolić na tak nietaktowne zachowanie. On nie mógł się w tym momencie spóźnić. Łamał wszelakie przepisy ruchu drogowego, byle tylko zdążyć na ten właściwy czas. Na tą właściwą godzinę.
I tak się spóźnisz.
Zamknij się.
Zaparkował niedbale na parkingu przy szpitalu, w którym leżał jego najbliższy przyjaciel. Znał go od dzieciństwa, zawsze na nim polegał. On również mógł liczyć na bezinteresowną pomoc ze strony Lucasa. W zasadzie nie licząc Gabriela, Matthias był drugą osobą, która wiedziała wszystko o Lucasie. Od A do Z. Czasem miał wrażenie, że Mat traktuje go jak młodszego brata. Może coś w tym było?
Ale to nie istotne. Teraz leżał przytwierdzony do łóżka. Lucas winił się za to, nienawidził wręcz. Gdyby tylko...
Głośny huk oznajmił, że do pokoju, w którym leżał przyjaciel weszła znajoma mu sylwetka. Lucas w czystej postaci, który przewidywalni uderzył się o framugę, robiąc przy tym trochę hałasu. Oczywiście nie specjalnie. Skierował spojrzenie na łóżku przyjaciele, dłoń automatycznie ściskając w pięść. Który to już? Trzeci?
Cholera jasna.
Podszedł spokojnie, siadając na stołku, który znajdował się przy łóżku. Nie był wstanie spojrzeć na jego twarz, a co dopiero w jego oczy. Wzrok tępo wbił w białe kafelki, które aż błyszczały się od nadmiaru czystości. Po raz kolejny był załamany. Ale chyba zdążył się przyzwyczaić do tego, że Ci najbliżsi zawsze prędzej czy później odejdą.
Anonymous
Gość
Gość
Re: Promise me... [Lucas, Cain]
Pon Mar 07, 2016 6:29 pm
Matthias leżał tak zapatrzony w okno, kiedy odgłos walącej we framugę potylicy wyrwał go z zamyślenia. Zamknął oczy i uśmiechnął się pod nosem.
Taki przewidywalny...
Poczekał, aż odgłos kroków przyjaciela ustanie, a on sam usiądzie obok niego. Tyle słów. Tyle myśli, rzeczy, rad, żartów, zabawnych wspomnień chciałby mu teraz opowiedzieć. Ale mieli tak mało czasu. Może jutro...
Otworzył oczy i lekko fioletowe tęczówki, jakie z rodzeństwa ma jeszcze tylko jego ukochana siostra, spojrzały uważnie na Lucasa.
- Nie marszcz się tak, bo Ci tak zostanie, Lark. - zaśmiał się cicho, ale starał się mówić na tyle głośno, by przyjaciel mógł go usłyszeć. Mimowolnie zacisnął szpitalną pościel w dłoniach. Ciężko mu było patrzeć na ten ból malujący się na twarzy przyjaciela. A wiedział, że następne jego słowa, wcale nie sprawią, że ten poczuje się lepiej. Mimowolnie puścił pościel i podniósł nieznacznie z trudem, by ich oczy znajdowały się na tej samej wysokości
- Lark. Chciałbym abyś coś dla mnie zrobił. To bardzo ważne. Otwórz tę szufladę koło łóżka.
Nie brał z domu żadnych rzeczy, nie chciał by Cain mu cokolwiek przynosiła lecz mała szafeczka skrywała coś, co umknęło siostrzanemu oku i lekarzom. Mała karta SD leżała sobie spokojnie, czekając właśnie na Lucasa.

Anonymous
Gość
Gość
Re: Promise me... [Lucas, Cain]
Pon Mar 07, 2016 6:29 pm
Ciężko mu było, naprawdę ciężko. A sam fakt, że mężczyzna ukrywał chorobę tylko po to, aby pomóc Lucasowi... Czuł się winny. Winny tego, że on tutaj siedzi, że gdyby nie fanaberia mężczyzny, operacja poszłaby jak najlepiej. Jednak nie. Mat musiał zwlekać, musiał to ukryć przed Somerem. Ponieważ chciał mu pomóc. Czy to nie jego siostra była dla niego całym światem?
Dlaczego musiał wybrać jego?
Na samą myśl w brzuchu coś go ściskało, a w gardle powstawała dobrze znana mu gula. Ścisnął z całej siły szczękę, aby móc powstrzymać napływające do oczu łzy. Musiał zachować zimną krew. Nawet w takim momencie. Matthias z pewnością nie chciałby widzieć go w takim stanie. Kto wie, może to jego ostatnie chwile życia i chciał je spędzić jak najlepiej?
Przełknął z trudem ślinę, przybierając typowy wyuczony uśmiech na wargach. Nie potrafił inaczej. Nie umiał spojrzeć mu prosto w oczy. Dlatego jego spojrzenie spoczęło na wargach mężczyzny. Nawet teraz trzymał się całkiem nieźle, choć jego stan zdrowia z minutę na minutę tylko się pogarszał.
Uspokój się, Lucas. Nawet on widzi, że się przejmujesz.
Uśmiechał się. Uśmiechał, ale nie na długo. Zielone oczy przeniósł na wspomnianą przez niego szufladę. Wstał ze stołka i podszedł do niej. Otworzył ją, a z niej wyciągnął kartę SD. Nie rozumiał, o co chodziło mężczyźnie, ale wiedział, że za tym kryje się drugie dno. Pytanie tylko jak wielkie? Jak bardzo będzie musiał odpokutować jego... śmierć?
Anonymous
Gość
Gość
Re: Promise me... [Lucas, Cain]
Pon Mar 07, 2016 6:34 pm
Przed jego przenikliwym wzrokiem nic nie było w stanie się na dłuższą metę ukryć. Patrzył jak Lucas walczy ze sobą, jak umiejętny uśmiech wykrzywia jego wargi. Parsknąłby, ale... czy i on nie robi tego samego? Ręka mimowolnie spoczęła na karku i poczęła go rozmasowywać.
Nie ociągaj się z tym.
Nie zamierzam
Rozcierająca kark ręka spoczęła na ustach. Przejechał nią po twarzy zdzierając tym samym resztki ciepłego, "profesjonalnego" uśmiechu. Oczy śledziły każdy ruch przyjaciela, a gdy ten wyciągnął kartę, Matthias przełknął głośno ślinę.
- To jest Twój nowy numer telefonu, a to. - urwał i wyciągnął spod poduszki zgrabnego smartfona, po czym położył go koło siebie na łóżku i popchnął w stronę Lucasa. - Telefon do niego. Lark ja... - urwał by odchrząknąć, po czym kontynuował mocniejszym głosem. - Muszę Cię obarczyć jeszcze jednym życiem. Jedni umierają, a na ich miejsce przychodzą następni. Zobaczysz. Zajmij się nią, gdy mnie niedługo zabraknie. - Fiołkowe tęczówki zamgliły się, a wzrok spoczął gdzieś nad głową Lucasa.
Tyle niewypowiedzianych słów.
Matt otrząsnął się szybko i z powrotem spojrzał na przyjaciela z dzieciństwa. - Ja wiem, że nie powinienem bagatelizować tej operacji. No nie wyszła no. Żyje się dalej, a przynajmniej jakiś czas. - Czekał. Teraz czekał na ruch Lucasa, chce widzieć jak ten bierze telefon do ręki.
Serce jakby w odpowiedzi zamigotało w klatce dwa razy szybciej, ale wcale nie z emocji.
Anonymous
Gość
Gość
Re: Promise me... [Lucas, Cain]
Pon Mar 07, 2016 6:36 pm
Tak jak było powiedziane - firmowy uśmiech niebawem zniknął, kiedy w dłoni trzymał małą kartę SD. Nie rozumiał, nie domyślał się niczego. Wolał się nie domyślać. Chociaż myśli krążyły mu różne, to czekał ze spokojem na wyjaśnienia ze strony przyjaciela.
Co teraz się stanie?
Zajmij się nią, gdy mnie niedługo zabraknie.
Lucas zamknął z całej siły dłoń, mając szczerą ochotę w coś przywalić. I przywalił, strasząc przy tym innych pacjentów. Całe szczęście nie został upomniany, ani tym bardziej nie wywalono go za zakłócanie porządku i straszenie pacjentów.
Kurwa, czuł to. Czuł, że tak się stanie. Wiedział, że za jego śmierć będzie musiał zapłacić. Gdyby tylko dało cofnąć się czas... Gdyby tylko mógł zmienić bieg wydarzeń. Byłoby wszystko w porządku. Ale nie mógł. Musiał się z tym wszystkim pogodzić. Wziąć zadanie Mata, przyjąć ją z jak największą pokorą. Taka była jego rola.
Dłonie mu drżały, on cały drżał. W żołądku mu się przewracało, a on nie wiedział, co miał o tym wszystkim myśleć. Skoro tak chciał, to tak będzie. Jeśli ufa Lucasowi na tyle, aby powierzyć życie jego własnej siostry, to nie zamierzał zawieść go w tej kwestii. Nawet jeśli będzie już martwy. To jego pokuta, którą ma za zadanie zwalczyć.
Odwrócił się w stronę łóżka, puste spojrzenie zatrzymując na telefonie. Więc przez to ma się z nią komunikować? Ukryć swoją prawdziwą tożsamość i być przy niej blisko w słabszych momentach jej życia? W końcu w tym był dobry.
Nic nie mówią wziął do ręki wspomniany telefon. Patrzył się na niego dłuższą chwilę, a słowa, które chciał wypowiedzieć w jednej chwili zablokowały mu się w przełyku. Cholera, niedobrze. Schował telefon do przedniej kieszeni spodni, z powrotem siadając na stołku. I ponownie wbił tępe spojrzenie w białe kafelki.
- To wszystko? - odezwał się stłumionym głosem. Gdyby nie emocje, gdyby nie to wszytko... byłby wstanie powiedzieć coś więcej. Ale nie mógł, nie potrafił. Nie umiał wypowiedzieć to, co chodziło mu przez ten cały czas po głowie.
Cholerna blokada.
Anonymous
Gość
Gość
Re: Promise me... [Lucas, Cain]
Pon Mar 07, 2016 6:39 pm
Kącik ust mimowolnie uniósł się nieznacznie w górę. Matthias, z niemałą ulgą przyjął fakt, że Lucas zgodził się na to nic nie powiedziawszy. Zobowiązania, zobowiązaniami, mimo wszystko cieszyło go, że jego przyjaciel, zostanie nim do samego końca i nawet dłużej.
- Wspieraj ją z całych sił. Broń jej i strzeż jak oka w głowie, mojego oka. To mój skarb i powierzam go Tobie. - Rozparł się wygodniej na spłaszczonej już poduszce. Czuł, że wszystko zaczyna go uwierać, a nie może się nawet podrapać, bo nie wie gdzie zacząć. Odetchnął uspokajająco i kontynuował.
- Dałem Vanessie ten numer i jedyne co powiedziałem to, że należy on do Larka, mojego przyjaciela. - Szukał wzorkiem jego zielonych oczy, a gdy ich spojrzenia się spotkały, dodał:
- Tylko Ty dasz radę. Ufam Ci.
Ciężar odpowiedzialności mimowolnie zelżał. Matt mógł cicho odetchnąć, bo najważniejsza dla niego rzecz na świecie będzie bezpieczna.
- Lark, powiedz coś. - nie chciał tego mówić z tak zaciśniętym gardłem. Nie chciał, no. Ale mówienie przychodziło mu z coraz większym trudem, a nie mógł powoli znieść tego milczenia Lucasa. Zaraz wstanie i nim porządnie potrząśnie. Zobaczymy, kto tu będzie bardziej umierający. Mimowolnie w oczach zaiskrzyła figlarna iskierka rozbawienia.
Matt nie potrafisz być poważny, nawet w takim momencie.
Anonymous
Gość
Gość
Re: Promise me... [Lucas, Cain]
Pon Mar 07, 2016 6:39 pm
Na pewno tym gestem zapewnił mężczyznę, iż zajmie się jego siostrą. I choć jego ruchy były nieme, to on mógł być pewien, że tak po prostu tego nie zostawi. Że sumienie mu na to nie pozwoli, aby zostawił. Będzie borykać się z tym długo - w końcu dla Lucasa Mat również był ważny, dlatego ta siostra również w pewnym stopniu stanie się ważna. Był jego przyjacielem. Jedna z niewielu osób, której mógł w 100% zaufać. Nawet własnej matce tak nie ufał jak jemu.
- Postaram się - wydusił z siebie, nie będąc do końca pewien tego, że sobie poradzi z tym zadaniem.
On miał być miły? Wspierać duchowo, pisać miłe słówka, kiedy tamta będzie w chwili załamania? Sam ze sobą miał ciężko, a co dopiero, kiedy będzie musiał się kimś opiekować. Będzie musiał czuwać, być mentalnie przy tej osobie. Nie, on sobie na pewno z tym nie poradzi. Kompletnie w siebie nie wierzył w tej kwestii. Więc dlaczego tamten wierzył?
- Tylko Ty dasz radę. Ufam Ci.
Nawet nie miał zielonego pojęcia jak te słowa go bolały. Rozdrapywały ranę, która za wszelką cenę starała się zasklepić. Ale ciągle ktoś jej w tym przeszkadzał. I to był nikt inny jak Mat. Powierzył mu to zadanie, przy okazji uwięził w Lucasa grzechu. W grzechu tak silnym i tak mocnym, że...
Prychnął. Nie chciał, ale to zrobił. Spojrzał się na mężczyznę z bólem i z żalem do samego siebie. Było mu ciężko. Bardzo.
Przełknął głośno ślinę, ścisnął w dłoni kartę SD, którą cały czas trzymał.
- Nigdy o Tobie nie zapomnę, Mat - powiedział drżącym głosem, a powaga jego słów przerastało wszystko co dotychczas na tej sali padło. Mówił te słowa patrząc mu się prosto w oczy. W te oryginalne, fiołkowe oczy. Nawet w tym momencie pałała od niego nutka rozbawienia. Te spojrzenie zapamięta na całe lata i jeszcze więcej. W końcu obiecał, że nigdy go nie zapomni. Nie mógł o nim tak po prostu zapomnieć.
Anonymous
Gość
Gość
Re: Promise me... [Lucas, Cain]
Pon Mar 07, 2016 6:41 pm
Chciał go w jakiś sposób pocieszyć. Powiedzieć coś, co być może podniosłoby go na duchu.  Ale nie potrafił. Wiedział, że nic to nie da. Ten ciężar, nowy obowiązek jaki przekazał na jego silne barki, bo wie, że on będzie w stanie to udźwignąć, jest niewybaczalny. Dlaczego on obarcza kogoś taką odpowiedzialnością? Robi to swojemu najlepszemu przyjacielowi. To jak wyrok… powiedzieliby jedni. Kara za grzechy, rzekliby drudzy.
Pokuta.
Każdy zasługuje na drugą na szansę, na ocalenie. Ale droga ta jest pokrętna i pełna wyzwań. Uśmiechnął się pod nosem. Przeszkody to coś, z czym ten wielkolud radzi sobie najlepiej. Uniósł rękę i położył Lucasowi dłoń na ramieniu, lekko je poklepując.
- Liczę na Ciebie. – Fiołkowe oczy wpatrywały się w udręczony wzrok przyjaciela, zawsze nieodgadnięte, nieufne i poważne. Przymknął powieki nie chcąc obarczać Lukasa twardym spojrzeniem i uśmiechnął się ciepło. Twarz wyglądała przez to niemal chłopięco, jakby znów miał 18 lat.
Nigdy o Tobie nie zapomnę, Matt.
Otworzył oczy i ścisnął mocno ramię przyjaciela
- Będę patrzył. Zawsze Lark. Ja będę. – zaakcentował mocniej ostatnie słowo. Obietnica? Przyrzecznie? A może groźba? W każdym razie Matthias będzie czuwał nad nimi, nawet jak nie będzie go wśród żywych. Ręka bezwiednie opadła na pościel.
- To mój skarb Lucas, a teraz także i Twój. – Upewnił się, że jego słowa dotarły do Larka i przebiły się przez szum kołaczących mu w głowie myśli, po czym zsunął się z poduszki. Nie miał już siły siedzieć. Oddech stawał się momentami płytszy mimo coraz głębiej branych wdechów. Twarz przyjaciela traciła na ostrości i rozmazywała mu się przed oczami. Zamrugał kilka razy i ponownie wbił spojrzenie fiołkowych oczu w Lucasa, jakby ta chwila słabości nie miała miejsca i lepiej, żeby Lark też tak stwierdził.
Anonymous
Gość
Gość
Re: Promise me... [Lucas, Cain]
Pon Mar 07, 2016 11:02 pm
Nie oczekiwał słów pocieszenia. Nawet ich nie chciał. W tej chwili odebrałby je w bardzo negatywny sposób. Nie lubił się nad sobą użalać czy litować, dlatego takie sytuacje były dla niego w pewien sposób krępujące. Nie umiał sobie z nimi radzić w 100%. Każdy miał swoje słabe strony, a to była właśnie słaba strona Lucasa. Dlatego pod każdym względem w tej chwili siebie wręcz nienawidził. Będzie cierpiał. To jego grzech, jego pokuta. Musiał sobie z tym poradzić.
Czy da sobie radę?
Owszem, da.
Musi dać.
Dotyk przyjaciela... Wcale a wcale mu nie pomógł. Powinien być kojący, uspokajający, a tymczasem miał wrażenie, że dodatkowe parę kilo zostało mu dołożone. Czuł ogromny ciężar na swych barkach, mając wrażenie, że lada moment, a zostanie przytwierdzony przez niego do ziemi. Jak jakiś niewolnik.
Będę patrzył. Zawsze Lark. Ja będę.
Ścisnął szczękę najmocniej jak się dało. Kolejne słowa tylko wywołały kolejną falę bólu. Skarb? Czemu jemu zostaje powierzony? Aż tak mocno mu ufał? A jeśli spieprzy sprawę? Wybaczy mu, znienawidzi go?
Widział, że powoli życie uciekało z przyjaciela. I choć twarz sugerowała zupełnie co innego, to cała reszta ciała mówiła swoje. Niecierpliwie czekał na ten moment. Wiedział, że to już jest koniec, a on nie potrafił tego zatrzymać. Był w tej kwestii bezsilny i nawet jeśli chciał coś zrobić, to nie mógł. Teraz po prostu był - od początku aż do końca. Nie spodziewał się, że kiedykolwiek... że kiedykolwiek coś takiego będzie miało miejsce. Nawet przez myśl mu to nie przeszło. Zupełnie jak z jego bratem. Albo dziewczyną - niczego się nie spodziewał.
Czy jego grzechem było to, że zawsze ktoś najbliższy musiał odchodzić?
To był grzech, który musiał za sobą ciągnąć?
Czy to Bóg nazywał pokutą?
Nigdy nie będzie umiał odpowiedzieć sobie na te pytania.
Anonymous
Gość
Gość
Re: Promise me... [Lucas, Cain]
Pon Mar 07, 2016 11:56 pm
Leżał i wpatrywał się w twarz Lucasa. Coraz mniej zdawał sobie sprawę z jego obecności. Lark to znikał to pojawiał mu się przed oczami. Jest, ale go nie ma.
A może to ciebie już nie ma.
Jeżeli da się parskać w myślach, to Matt to zrobił.
Ta rozpacz, zaciśnięte zęby… widok udręczonego Lucasa również go bolał. Chciałby zostać z nimi. Znów budzić Cain sms-em. Łapać z nią motyle po szkole, choć cały czas wypierała się, że nie jest już dzieckiem. Dla niego była i zawsze będzie. A każde dziecko potrzebuje ochrony, ale teraz ma Lucasa.
Jak pijane dzieci we mgle. Ona jak i Lucas. Niby dorośli, a tacy zagubieni. Liczył, że ze swoją pomocą odnajdą w końcu siebie. Stawią czoła rzeczywistości. Bo choć chciałby zostać, to wie, że dłużej im kroku nie dotrzyma.
- Lark spójrz na mnie. – powiedział bezlitośnie, opanowanym głosem. Chciał patrzeć na twarz najlepszego przyjaciela. Choć lepsza by była mordka jakiejś uroczej damy, to mimo wszytko wolał Lucasa, który przynajmniej nie lał łzami. A nikt nie chce umierać sam. Nie boi się śmierci, pogodził się z nią jakiś czas temu. Bał się natomiast zostawić ich wszystkich samych. Choć związał Lucasa niewygodnym przyrzeczeniem, wiedział, że to go może koniec końców uratować. Ból w klatce piersiowej wykrzywił mu twarz w nieznacznym grymasie. Jak to boli, przeklęte serce. Nie wytrzymywało dawki leków, które miały go wyleczyć.
Ma pan za słabe serce panie Vixe, musimy przerwać leczenie inaczej pan umrze…
Mowy nie ma, nie zgodził się na przerwanie, bez tych leków i tak by umarł, nawet szybciej, że nie zdążyłby się pożegnać, z tymi na których mu najbardziej zależało.
- Lark, trzymaj się Chłopie. Ja w Ciebie wierzę. To nie Twoja wina, po prostu takie jest życie. – marne to było pocieszenie, ale na nic więcej go nie było stać. Wiedział, że Lark się kiedyś otrząśnie, kot zawsze spada na cztery łapy, wierzył, że on też.
Do sali wpadła pielęgniarka, by obejrzeć chorego i powiadomić o końcu czasu odwiedzin. Otworzyła usta, by ich poinformować, ale widok spływających po czole stróżek potu na bladej twarzy Matta spowodował, że niemal podbiegła do łóżka bez słowa.
- Panie Vixe, zwiększę panu dawkę morfiny. – Wzięła do ręki igłę, ale on tylko złapał ją za przegub.
- Nie. Nie rób tego. – rozkazujący ton głosu, jasno dawał kobiecie do zrozumienia, by spełniła jego wolę. Pielęgniarka spojrzała zła na pacjenta, ale ten wpatrywał się w nią miażdżąco. Nikt mu się nie sprzeciwia. Rzadko używał tego tonu, ale jak już go wobec kogoś przywoływał, to nigdy nie kończyło się to dla tej osoby dobrze.
- Daj nam po prostu jeszcze trochę czasu, chcemy się pożegnać. – dodał łagodniej, ale fioletowe tęczówki kategorycznie kazały jej wyjść. Ustąpiła, Matt obrócił głowę w stronę Larka i ten rzeczywiście mógł zobaczyć, jak podkrążone oczy zlewają się z kolorem tęczówek, a pot przyklejał włosy do twarzy.
- Przyjacielu, pamiętaj nie daj się, bo w stanę choćby z grobu by Ci nakopać.
Mieli coraz mniej czasu. Słońce za oknem zachodziło coraz szybciej. Panujący w pokoju półmrok choć przygnębiał, dawał nadzieję, na nowe lepsze jutro.
- Jutro też będzie dzień. Ona kocha motyle, są takie piękne. – zaczął odpływać i mamrotać pod nosem, ale nadal nie wybierał się na drugą stronę, wciąż walczył, chciał by Lucas został z nim do samego końca. Nikt nie chce umierać sam.
Anonymous
Gość
Gość
Re: Promise me... [Lucas, Cain]
Wto Mar 08, 2016 9:36 am
Z trudem odwrócił w jego stronę głowę. Wyprostował się, bo cały czas siedział w pół zgięty. Spojrzał się na niego, ponownie na jego twarz i w te oczy... Fiołkowe oczy.
Nic nie powiedział. Dlaczego w tym momencie było mu tak trudno wypowiedzieć najprostsze słowa? Nie potrafił pocieszać, to fakt. Ale chociaż mógł wesprzeć, bo ta chwila była trudna dla nich obu. Lucas nie chciał, aby tamten odszedł, natomiast on nie chciał ich opuszczać. Błędne koło, z którym nic już nie zrobią.
Będą musieli to przetrwać.
Nagle do gabinetu weszła jedna z uroczych i zgrabnych pielęgniarek. Nie chciał jej tutaj, zdecydowanie ten czas za szybko brnął. Co prawda nic nie mówił, w myślach obwiniał się, że to przez niego siedzi teraz w tym miejscu, a nie w domu ze swoją siostrą, jednak potrzebował jeszcze tych paru minut. Tych ostatnich paru minut...
Pot, zmęczenie - to wszystko było teraz widoczne. Leki już nie pomagały, a jedynie dodawały nikłej nadziei. Wszyscy na tej sali wiedzieli, że to jest już koniec. On, pielęgniarka, Lucas. Oni wszyscy wiedzieli, że nic więcej już nie zrobią. Im bardziej zdawał sobie z tego sprawę, tym większy narastał ból w klatce piersiowej. Ale nawet przez chwilę nie odwrócił od niego spojrzenia. Nie tym razem.
- Coś jeszcze lubi? - wychrypiał z trudem, wpatrując się w jego oczy. Niech Matt wie, że nie jest sam. Niewiele był wstanie zrobić, chociażby ścisnąć dłoń chłopaka - od takich gestów nie stronił i nie zamierzał nawet w takim momencie ich używać. Ale był tutaj i obecność mężczyzny w pełni mu wystarczała.
Już niedługo, Mat. Zaopiekuję się nią najlepiej jak potrafię. A teraz odpocznij. W pełni na to zasłużyłeś.
Anonymous
Gość
Gość
Re: Promise me... [Lucas, Cain]
Czw Mar 10, 2016 6:22 pm
Spojrzał się na Lucasa spod już na wpół przymkniętych powiek. Trochę się zdziwił, że jeszcze tu jest. To nie gadał do samego siebie? On w ogóle coś mówił przed chwilą?
Tak Matt, nawijasz ciągle, a Lucas słucha.
Cholera.
Matthias odchrząknął pod nosem i zaczął kończyć myśl, odpowiadając tym na pytanie Larka:
- Uwielbia taniec, jest cheerleaderką…. Kocha pompony i już sobie zapewne doczepiła wielki, włochaty pompon do telefonu, który jej również dałem. – parsknął pod nosem – pewnie jest większy od  smartfonu. Często razem oglądaliśmy niebo czy to w  dzień, czy w  nocy. Myślę, że zaczęła się przez to interesować astronomią. Co do smaków, to arbuz i jagoda, uwielbia jej jeść, choć uważam, że ich połączenie jest słodkie do obrzydzenia. – mimowolnie się wzdrygnął, sam był zwolennikiem słonych smaków. - Innych rzeczy pewnie dowiesz się od niej z czasem, te są podstawowe i od lat niezmienne. – westchnął i zamknął na chwilę oczy. Brwi ściągnęły się w głębokim zamyśleniu.
- Hej Lark. – zaczął, uchylając powoli powieki. – Pokażesz mi jedną ze swoich iluzjonistycznych sztuczek, na przykład jakąś z kartami? O albo tę z kartami i długopisem. Zawsze mnie zastanawiała. Cain pewnie też się będą podobały twoje triki.
Czuł, że z minuty na minutę traci świadomość. No przecież leży, nic się nie dzieje. Boli, ale do przeżycia… boli… leży.. ale gdzie on jest? To nie jest jego łóżko.
Panicznym ruchem złapał się za przedramię i wymacał wbitą od wewnątrz kroplówkę. Szpital. Jest w  szpitalu.
Szlag.
Siłą woli skupił się na powrót na Lucasie. Sztuczka, tak. Zdecydowanie chciał się na niej skoncentrować, zanim ogarnie go kolejna fala irracjonalnej paniki, a jego organizm znów zacznie się z nim bawić w Alzheimera.
Anonymous
Gość
Gość
Re: Promise me... [Lucas, Cain]
Pią Mar 11, 2016 6:21 pm
Znowu zachowywał się jak pizda. Minuty, sekundy - teraz wszystko się liczyło. Słuchał go uważnie, starając się zachować zimną krew. Emocje nie opadły, ale z umiejętności gry aktorskiej musiał skorzystać. Przybrał neutralną minę, chociaż spojrzenie go trochę zdradzało. Ważne, że przez te ostatnie chwile chciał się postarać. Sam nie chciałby, aby jego przyjaciel był w rozsypce, podczas gdy ten odchodzi już na zawsze. Starał się go zrozumieć, dlatego musiał inaczej się zachować.
Udało mu się przybrać sympatyczny wyraz twarzy, pomimo że czuł się jak gówno. Musiał grać. Uśmiechał się, choć wcale nie chciał. Słuchał go, zapamiętując każde słowo przyjaciela. Już wiedział co lubi, czego nie, co razem robili i z pewnością nie będzie wstanie z nią spędzać w taki sposób czasu, o ile w ogóle dojdzie do bliższego kontaktu między nimi. Na razie nie zamierzał siebie zdradzać - niech zostanie przy telefonie. Tak będzie bezpieczniej i zdecydowanie wygodniej. Co z tego, że razem chodzą do tej samej szkoły.
Również parsknął śmiechem. Z trudem, ale jednak. Wbrew pozorom nie wyglądało to tak sztucznie. Ale Lucasa bolało to, że musiał zachowywać się w taki,a nie inny sposób. Nie lubił go okłamywać, ale na ten momentu był zmuszony, żeby to zrobić.
- Arbuz, jagoda... Sam nie byłby wstanie przełknąć ów smaków - z Mattem byli podobni, ale również bardzo różni pod wieloma aspektami. Lubili razem wiele rzeczy, dogadywali się, jednak mieli zupełnie inne osobowości. Mieli?
Pokażesz mi jedną ze swoich iluzjonistycznych sztuczek...
Pokażę.
- Jasne, Matt. Ale może być inna? Do tamtej nie jestem przygotowany. Nie mam długopisu - tutaj parsknął nerwowym śmiechem, wyciągając z kieszeni dobrze mu znaną ulubioną talię kart Lucasa. Odpakował ją, pudełko zostawiając na szafce obok. Przetasował karty, przez chwilę zastanawiając się, którą iluzjonistyczną sztuczkę może mu pokazać. Może ta z wypluwaniem karty? Nie, coś krótkiego. Nie wiedział, ile czasu mu zostało, ale świadomy był tego, że coraz mniej i mniej.
- Zaczniemy od czegoś prostego, czyli jakbyś mógł wybierz sobie dowolną kartę - zaczął powoli, z kart robiąc piękny wachlarz. Były różne, kolory i figury się mieszały. Lark nie widział ich. Nie widział kart, toteż kiedy przyjaciel wybrał kartę, teoretycznie nie miał prawa wiedzieć, którą kartę ma aktualnie w dłoni. Ale to nie to było istotne. Oby przyjaciel miał na tyle sił i na tyle kontaktował, żeby mógł wybrać upragnioną kartę - Generalnie najpierw coś zrobię, a potem postaram się Ci wytłumaczyć jak to zrobiłem, dobra? - zaczął kontynuować, składając talię do kupy, aby teraz móc przebrać talię w poszukiwaniu dwóch kart - Zanim włożysz kartę do środka, będą nam potrzebne dwie czarne damy - zgodnie ze słowem, wyciągnął wspomniane przez niego karty pokazując mu je. Nadal czuł się nieswojo, ale nawet to nie przeszkodziło mu w tym, aby być profesjonalnym w tym co robił. Odłożył damy na razie na bok, na łóżko przyjaciela, bo w tym momencie trochę mu przeszkadzały - Teraz możesz swoją kartę włożyć do środka - rozłożył talię na dwie części, by Matthias mógł zrobić to, o co prosił go Lucas, po czym złożył ją z powrotem w całość, chowając kartę, która została na swoim miejscu, czyli w środku. Przetasował również karty - Teraz będą nam potrzebne damy - wziął do ręki dwie karty, które uprzednio położył na łóżku - Teraz patrz uważnie. Jest dama pik, dama trefl i teraz uwaga, na trzy to się dzieje - zaczął powoli, odwracając dwie damy tak, aby one były widoczne. Dolny prawy róg jednej karty przyłożył do dolnego lewego rogu, jakby chciał w ten sposób zrobić po środku miejsce na trzecią kartę. Wierzch kart trzymał kciukiem, natomiast reszta palców była pod damami - Jeden - dwie damy powędrowały w prawą stronę nad całą talią kart, którą trzymał w lewej dłoni- dwa - teraz w lewą - trzy. I Twoja karta wskakuje pomiędzy - na trzy karta, która została wybrana przez Matta znalazła się między damami, będąc zarazem odwrócona. Dopiero kiedy odwrócił dłoń, była widoczna figura, która została wybrana przez przyjaciela. A to dzięki jednym geście lewej dłoni, gdzie karta najprawdopodobniej znalazła się na górze, którą później bardzo szybko wziął między dwie damy. Może tak było, a może nie. Kto wie - I to jest Twoja karta? - wyraźnie dało się wyczuć, że to było pytanie retoryczne, bo doskonale wiedział, że to musiała być jego karta.
Anonymous
Gość
Gość
Re: Promise me... [Lucas, Cain]
Wto Mar 15, 2016 7:36 pm
Prawie dał się nabrać na ten miły, nawet sympatyczny wyraz twarzy, gdyby nie to, że on go widywał często w  lustrze gdy miał dość. Zawalony pracą nie dawał sobie ze wszystkim  rady, ale brał to na klatę. Podziwiał Lucasa za siłę woli, ale nawet  tym momencie nie potrafił mu tego powiedzieć, nawet nie mógł. Nie po tym, czym go obarczył, po tym co też on sam zrobił, bo na swój sposób Lark jest sam sobie winien.  
- A i jeszcze jedna sprawa, zdjęcia czy też pocztówki. Pamiętaj, nie zepsuj, nie zagnij, pobrudź czy choćby przesuń. Ona jest taka słodka i urocza, wiesz to moja siostrzyczka, ale wstępuje w nią wtedy istny demon. – wzdrygnął się nieznacznie chcąc odgonić niemiłe wspomnienie, gdy to wrzucił jej pocztówkę do niszczarki, bo mu się w papiery zaplątała. Zmieszany potarł kciukiem skroń. Ale mniejsza z tym. Czas na sztuczkę. Uwielbiał triki Lucasa toteż wiadomość, że sztuczka z długopisem nie będzie dzisiaj pokazana, ani trochę go nie zasmuciła. Ułożył się wygodniej i całą uwagę skupił dłoniach Lucasa. Pewnym ruchem wyjął upragnioną kartę. As serce, cóż za… ironia. Oddał po chwili posłusznie kartę i ani się obejrzał, a wyskoczyła mu ona pomiędzy dwoma zgrabnymi damami.
Ale cholera. Milion razy może ją widzieć, ale i tak nie będzie w stanie tego powtórzyć. To było szybkie tempo, dosłownie. Miał wrażenie, że jego as dosłownie wyfrunął z tali prosto między dwie damy.
- Faktycznie, a to ci dopiero. Widzę, że masz coraz szybsze tempo, ćwiczymy na lekcjach, co? – roześmiał się cicho, ale wciąż był zapatrzony w swojego asa, jakby nadal nie wierzył, że Lucasowi udało się wyciągnąć właśnie tę kartę.
Jak na złość Lucas znów zaczął mu się rozmazywać przed oczami. Chciał je przetrzeć ręką, ale ta ani drgnęła. Zamrugał lecz i to nie pomogło. Taki bezsilny…
Sfrustrowany poderwał się tak by móc chociaż usiądź. Jak się okazało obydwie ręce odmówiły mu już posłuszeństwa i chyba tylko siłą woli udało mu się usiąść. Pot wstąpił na czoło obficiej, a ciemnoblond włosy zwilgotniały i oklapły.
- Wiesz, dziękuję, że ze mną spędziłeś ten czas, nawet nie wiesz jak jestem zmęczony. – uśmiechnął się niemrawo i powoli spuścił nogi na zimną posadzkę. Wiedział, że nie da rady wstać. Kroplówka napięła się do granic możliwości, a wbita igła zabezpieczona plastrem zaczęła odrywać od skóry.
Mógł teraz spojrzeć Larkowi w oczy z niemal tej samej wysokości.
- Nie uciekniesz od tego, świadomość będzie cię męczyć przez całe życie. Ale gdy nauczysz się z tym żyć, staniesz się silniejszy i przetrwasz wszystko. – przeszył go spojrzeniem fioletowych tęczówek. Czekał czy Lucas powie coś jeszcze, czy będzie w stanie?
Zachwiał się. Nie był w stanie już nadal siedzieć, a jego odczyt EKG to rósł, to malał. Oparł czoło o bark przyjaciela.
- Dobry z ciebie dzieciak, przyjaciel. – wyszeptał w jego ramię i zamknął oczy. Był strasznie zmęczony. Na chwilkę sobie odpocznie i potem się znowu posłusznie położy. Ale to potem już nie miało nadejść. EKG zwolniło, a jego pikanie stało się coraz dłuższe, aż przeszło w piskliwy, płynny dźwięk, malujący się na ekranie prostą kreską. Serce umilkło i nie było już dla niego żadnej nadziei. Szkoda, bo Matthias chciał mu jeszcze tyle opowiedzieć i zobaczyć następnego dnia, a nie pożegnać na zawsze przy zimowym zachodzie słońca. Zasnął bezdechu, bez snów, bezpowrotnie.
Sponsored content
Powrót do góry
Pozwolenia na tym forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach