Anonymous
Gość
Gość
First topic message reminder :

Stuk, stuk, stuk.
To były już późne godziny popołudniowe, kiedy to obowiązkowe zajęcia przeważnie już dawno były zakończone. Po pustym korytarzu swobodnie niosło się więc echo laski uderzającej o podłogę, która w sposób rytmiczny zapowiadała zbliżającego się Aidena. Matematyk, jak to miał w zwyczaju jak zawsze przyszedł pięć minut przed czasem i jak zawsze wyglądał jakby wstał lewą nogą. Jakby w ogóle mógł. Hyh - Tylko nie próbujcie przy nim z tego żartować. Bo będziecie musieli opuścić salę. Przez ono. Nie, nie będzie go interesowało to, że mamy tu drugie piętro. Poza tym to nie jest ten okres w jego życiu, gdzie chciałby tłumaczyć się potem dyrektorowi i iść na jakiś przymusowy "urlop" z tego powodu. Miejcie litość.
- Panowie, standardowa procedura - proszę siadać pojedynczo w pierwszych ławkach. - Zakomunikował otwierając drzwi do sali. - Pan Hamalainen niech wyciągnie kartkę i długopis, nic więcej. Podejdę i zaraz Panu podsunę zadania, ułożyłem kilka specjalnie z myślą o Panu. - To prawie, jak wygrać z rakiem. Powinien się cieszyć. Następnie pod kuśtykał ku swojemu biurku na którym to położył skórzaną aktówkę. Podparł laskę o mebel i zaczął w niej coś grzebać. Kątem oka zerknął to na Lucasa, mając nadzieję, że ma przy sobie te wszystkie zadania, które tydzień temu mu zadał. Co prawda do konkursu było jeszcze kilka miesięcy, lecz należało kuć żelazo. Zaraz potem przeniósł wzrok na Shane'a. Skrzywił się mimochodem, zastanawiając się czemu się nim pokarał. Nie było tragicznie, lecz jeśli miał osiągnąć do końca roku poziom, który sobie Aiden już wymyślił, że osiągnie to czekało ich jeszcze trochę mniej lub bardziej przymusowej współpracy. Stety lub niestety. - Zaznaczył Pan, Panie Littenberg zadania, które sprawiały w tym tygodniu Panu problemy na zajęciach? Jest ich tym razem mniej niż...dużo? - Uwaga zabrzmiała dość uszczypliwie, choć sam Aiden nie miał tego na celu. To mu momentami wychodziło samo z siebie.
- I Pan Somer, proszę przygotować zadania, które miał Pan na dziś wypełnić.

Qest:

Bonten
Bonten
Fresh Blood Lost in the City
- Tak, dzięki. - odpowiedział cicho chłopakowi, chwytając długopis w lewą dłoń z zamiarem zapisania tematu i podpunktu, w którym wypisałby kluczowe terminy i wzory, które zapamiętał, ewentualnie przy pomocy podręcznika, ale Littenberg chyba nie miał zamiaru czekać na przyzwolenie i po prostu wziął jego zeszyt.  Bonten zerknął na niego bez słowa. Nie miał pojęcia, czy tak bardzo nie chciał tłumaczyć mu tego tematu, czy o coś chodziło, a może po prostu mu się wydawało? Nieznajomy mu uczeń faktycznie nie był raczej tym zachwycony, niemniej jednak polecenie nauczyciela było takie a nie inne, a on się dostosował.  Bez sensu było się z tym spierać, prawdopodobnie myślał w ten sposób, podobnie jak Mason, któremu szczególnie to nie przeszkadzało, jeśli ich praca w parze miała przynieść owoce w postaci matematycznych, niezbędnych umiejętności do zaliczenia sprawdzianu... a te definitywnie były mu potrzebne. Benek zignorował więc to bezcelowe pytanie, z góry założył, że lepiej będzie skupić się na tym, co mają zrobić, w końcu Littenberg miał nie lada wyzwanie. Przekazanie wiedzy w tej dziedzinie nie należało do najłatwiejszych.
- Bernard. Nie wiem, czy pasuje Ci zwracanie się po nazwisku, więc... - no dalej, więc co? Przerwał w połowie i nieświadomie zaczął przekręcać pierścień na palcu wskazującym. To jest jedna z najłatwiejszych rzeczy na świecie, a jednak w jakiś sposób "zabrakło mu języka w gębie." Po chwili po prostu zajrzał w otworzony zeszyt na pustej stronie, no innych tam zresztą nie było. Nie ważne, Bonten się po prostu skupił na przykładzie, śledząc go uważnie i słuchając  wyjaśnień.  Zaraz, zaraz. - "Zrozumiałeś?
Przecież obserwował co robi, słuchał uważnie. Może za bardzo skupił na tym uwagę, bo nie do końca zarejestrował, co tu się stało. Nie odpowiedział nic, przysunął sobie zeszyt pod nos, wypisał obok wzór i przeanalizował co niebieskowłosy tutaj zrobił. Zwracał szczególną uwagę przy znakach, bo przez nie często gubił się w rachunkach. Tak, ten przykład był dobrze rozwiązany, pytanie tylko, czy Tenshin umiałby to samodzielnie powtórzyć. Teraz się wydaje całkiem logiczne, a na sprawdzianie jak zwykle dupa.
- Mhmm. - mruknął potwierdzająco i podrapał się palcem po policzku, jeszcze przez chwilę poświęcając uwagę przykładowi. Taki jeszcze byłby w stanie zrobić, tak właśnie myślał. To jeszcze nie czas na bycie zadowolonym, przed oczami ukazały mu się kolejne przykłady, czasami wtrącił Shane'owi krótkie pytania, co właśnie zrobił, przez co lepiej sobie to przyswajał i podłapywał sposób wykonywania działań. Aktor czuł się na siłach, żeby wykonać tego typu przykłady, do momentu, w którym wtrącił się nauczyciel z zadaniem. Ben podsunął się, żeby wygodniej mu było przeczytać treść zadania. Zrobił to dwukrotnie. Samodzielnie, tak? Odgarnął włosy z czoła, przez krótką chwilę dopuścił do siebie myśl, że to dopiero początek. Odetchnął i zabrał się za zadanie. Przewracając stronę w zeszycie, zapisał koślawo` numer zadania, następnie wzór, dane i po kolei próbował obliczać, nie spieszył się przy tym nie chcąc się pomylić, potrzebował więcej czasu, żeby ogarnąć co gdzie przestawić, wstawić, przez co wymnożyć i wyszedł mu jakiś kosmiczny wynik, dlatego nieugięcie spróbował ponownie.

Wybaczcie ewentualne błędy, wińcie pośpiech!
Anonymous
Gość
Gość
Szkoła taka wspaniała, jakie to miłe ze strony Profesora, że raczył jej o tym przypomnieć. Postanowiła, ze lepiej będzie jak odzyska skupienie i koncentrację by poradzić sobie ze sprawdzianem. Natomiast wyobrażenie Strikera jak to mu bije pokłony, owacje i gratulacje w deszczu słów ostrych jak kolce róży, a przy tym aksamitnych jak jej płatki pozostawi sobie na koniec. Może zrobi kukiełkę voodoo? Z różową sukieneczką i pięknymi kokardkami. Tylko musi jeszcze dorwać czarnoskórą, śmierdzącą zielskiem wiedźmę z podkrążonymi, czarnymi oczami i strzechą włosów na głowie choć szkolne emo w zupełności wystarczy.
Przez swoją początkową nieuwagę za długą chwilę zajęło jej pierwsze zadanie. Na dodatek okazała się, że niemal pod koniec gdzieś zrobiła byka znakowego. Nie chcą bawić się w wykreślanki, od początku prześledziła równanie końcówką długopisu i natrafiwszy na błąd zakreśliła zły znak i napisała nowy, mocniej znacząc go długopisem. Następną linijkę równania pozaznaczała w dymki i napisał poprawne odpowiedzi. No niestety estetyka w tym zadaniu leży, ale miała nadzieję, że Striker chociaż sprawdzi to zadanie, a nie z mety je zdyskwalifikuje. Zły wynik skreśliła i zapisała nowy. Mrużąc oczy spojrzała na zadanie z tekstem, nie chcąc patrzeć jak jej piękne pismo w pierwszym zadaniu ginie w poprawkach dymków i mocniej zaznaczonych poprawnych wyników.
Przeczytała treść drugiego zadania dwa razy. Zapisała sobie dane z lewej strony, szukane z prawej i pośrodku swoje niewiadome. Dała sobie pół minuty na przetrawienie informacji i pomniejsze oszacowanie wyniku. A więc czeka ją układ równań. Bez już zbędnych ceregieli zaczęła go rozpisywać, jako że wszystkie informacje skrzętnie sobie zapisała i podała na jak na tacy. Tym razem uważniej patrzyła na to co pisze.
Anonymous
Gość
Gość
Shane nie miał nic przeciwko obecności Masona w swoim najbliższym otoczeniu, mniej jednak okoliczności nie były sprzyjające, a jego zdolności socjalne były niemal bliskie zeru. Matematyka to najprawdopodobniej najbardziej niepewny grunt, po którym stąpał, dlatego też pozostawała mu wiara w to, że nieoczekiwany kompan szybko przyswoi sobie niezdobytą, ale potrzebną do awansowania do następnej klasy wiedzę. Powtórzył jego imię w myślach, by je sobie zakodować, utrwalić, zapamiętać, chociażby na czas trwania lekcji, bo przecież wiele razy zdarzyło się, że zapominał jak ktoś ma na imię, mimo że osoba przedstawiała mu się parę chwil wcześniej. Wynikało to z prostszego rachunku niż tych, które miał wątpliwą przyjemność liczyć na lekcjach Strikera. Ot, po prostu nie sądził, że kiedykolwiek wiedza o czyjeś tożsamości mu się przyda.
Wolę po imieniu — odparł krótko w ramach odpowiedzi, która wcale nie musiały paść, ale w efekcie te słowa samoistnie się wymsknęły.
Gospodarując sobie wyjątkową w tych ekstremalnych warunkach odporność, zmusił się do cierpliwości, która wbrew pozorom nigdy nie była jego mocną stroną i grzecznie odpowiadał na każde pytanie Bernarda, dbając o przejrzystość wypowiedzi. Czasem bazgrał coś na kartce papieru, by przedstawiać mu lepiej przykład, który został przez chłopaka poddany pewnym wątpliwością, by ostatecznie skupić się na samodzielnym zadaniu wyznaczonym przez matematyka.
Przygryzł zęby na końcówkę długopisu, ale zaraz oprzytomniał i, przepisując zalecony przykład, zabrał się za jego rozwiązywanie z wyraźnym zamyśleniem, które pojawiło się na jego twarzy chwilę wcześniej. Zaczął odtwarzać sobie w myślach wszystkie wskazówki korepetytora, by po chwili odkryć, że przerabiał z nim podobne zagadnienia. Co prawda nie było to tempo ekspresowe, bo robił wszystko, by nie pomylić zdradzieckich znaków, acz krok za krokiem robił postępy mniej lub bardziej go satysfakcjonujące. Gdy po paru wykreśleniach i zmianach, w końcu uznał z bardzo średnim przekonaniem, że wynik najprawdopodobniej pokrywa się z rzeczywistym, wyprostował się, by zaakcentować swoją "wygraną”, choć długopis nadal był przyciśnięty do kartki.

Przepraszam za tą marność, następnym razem będzie lepiej. Chyba.
Anonymous
Gość
Gość
Cain
Tu skreślić, tam podkreśli, zadymkować, a potem modlić się by ten kulawy służbista dał żyć i nie czepiał się. A przynajmniej żeby to robił w granicach zdrowego rozsądku. Jak będzie w praktyce? To się okaże...decydowanym plusem tego posunięcia był pozyskany bufor czasowy. Można powiedzieć, że dzięki niemu mimo popełnianych pomyłek w pierwszym zadaniu, Cain wyszła z czasem na prostą i mogła być pewna, że przynajmniej zdąży zabrać się za każde zadanie przed dzwonkiem. Wiadomość, że jest się do przodu była również uspokajająca, dzięki czemu drugie zadanie poszło z górki. Zostało ostatnie. Rozwiązywanie go szło sprawnie. Co prawda machała się w pewnym momencie w rachunkach, lecz od razu to zauważyła, więc nie pociągnęło to za sobą żadnych przykrych konsekwencji. Problem polegał jednak na tym, że zadanie było złożone, potrzeba było sporo miejsca by czytelnie je opisać, a tego nieubłaganie brakło. I teraz, właśnie, prosić tego buca o możliwość wyciągnięcia dodatkowej kartki, czy lepiej nie ryzykować kuszeniem losu i trochę pościaśniać? W końcu jeszcze dziad doda jakiś “błyskotliwy” komentarz...pytanie brzmi, czy będzie wstanie się powstrzymać od zripostowania? A może samemu sobie na to pozwolić? W końcu siedziała w ostatniej ławce...

Sempai
Stiker był złośliwą mendą i jako matematyk dawał temu upust w najbardziej nieludzki sposób - poprze zadania. Blythe teraz tego bezpośrednio doświadczał. Miał to dziwne wrażenie, że coś w tej całej układance nie pasuje, a wszystko przez podejrzanie wysoki wynik. Pozwolenie sobie na chwilę wytchnienia było dobrym pomysłem. Matematyk naturalnie uważał inaczej, dlatego po tym jak ostał przyłapany na porządkowaniu myśli, mógł posłyszeć w swoim kierunku upierdliwe “sprawdzian jest na kartce - nie za oknem”.
Gdy przeglądał zadanie nie dostrzegł żadnych nieprawidłowości w swoim toku rozumowania. Mógł być pewnym, że rozwiązał je zgodnie z poznanym na zajęciach schematem, co tylko podnosiło szanse na to, że uzyskany wynik był odpowiedni, co prawda podejrzanie wysoki, lecz to przecież nie wykluczało jego poprawności. Blythe najwyraźniej również tak uważał toteż postanowił zawierzyć swoim umiejętnościom. Miał powody - w końcu przygotowywał się do sprawdzianu.
Trzecie zadanie nie stanowiło większego wyzwania. Pozornie. W pewnym momencie Blythe zmuszony był wykorzystać pewien konkretny wzór. Szkopuł tkwił w tym, że istniały dwa bardzo podobne, wykorzystujące praktycznie te same dane, lecz w kompletnie innej konfiguracji, a on nie pamiętał którego konkretnie powinien użyć. Coś tam szumiało w głowie, lecz to było ciągle za mało by być pewnym potencjalnej decyzji. Mógł zawsze strzelić, w końcu miał 50% szansy na to, że trafi. Zawsze też mógł wyprowadzić ten wzór z definicji. Tylko czy wówczas zdąży przejrzeć zadanie pod kątem poprawności czy też w ogóle uda mu się je skończyć wówczas przed czasem?

Bonten & Shane & Lucas
Zadania wprowadzające szły w miarę sprawnie. Aiden nie mógł zaprzeczyć, że Shane robił postępy. Nie wiedział co się takiego wydarzyło, lecz matematyk miał cichą nadzieję, że ten stan się utrzyma. Przynajmniej do momentu w którym to Shane opuści tutejsze szkolne mury. Dużo więcej zmartwień wywoływała wiedza Bontena. Nie żeby Aiden miał mu za złe, że stawia karierę aktorką ponad matematykę...lecz dało się wyczuć, że tak właśnie jest. Kiedy bowiem tłumaczył, wyjaśniał bądź nakierowywał zawsze spoglądał na Bontena z pewnym wyrzutem. W końcu należał do nauczycieli uważających, że jego przedmiot jest najważniejszy, a Bonten dość wyraźnie zaznaczył swój lekceważący stosunek co do niego, obnosząc się swoim elementarnym nieprzygotowaniem. Może aktor nie widział w tym nic złego, może nawet przez swoje roztrzepanie nie był tego nawet świadomy, lecz Striker uznał to za zniewagę do jego osoby to też był wyraźnie cięty na chłopaka.
Uważnie obserwował ich, gdy to samodzielnie wykonywali zadania, by ostatecznie swoją atencję przelać na prostującego się Shane’a. Zajrzał mu w zeszyt. Schemat rozwiązywania zadań tego typu zakorzenił się wyraźnie w chłopaku. W końcu potrafił przenieść to samo rozumowanie z prostego przykładu na bardziej skomplikowany. To był sukces. Jeszce tylko popracować nad wyeliminowaniem błędów rachunkowych. Bo te ciągle się wkradały, tak jak teraz.
- Od trzeciego wiersza w dół jest źle - zauważył rzeczowo, zostawiając Shane’a z zadaniem odkrycia powodu. Chodziło oczywiście o gafę rachunkową. Niby banał, lecz nie każdemu udaje się to odkryć. Wielu pod wpływem stresu wynajduje problemy tam gdzie ich nie ma komplikując sobie całe zadanie jeszcze bardziej. .
- Uporu to panu nie można momentami odmówić. - zwrócił się nieco sarkastycznie do Bontena. - Matematyka to prosta nauka, bardzo uporządkowana, a co za tym idzie - można i milion razy próbować coś wyliczyć i nie otrzymać przy tym odpowiedniego wyniku. Ten pokaże się dopiero, gdy będzie się wykonywało zadanie ze ściśle określonym schematem. Pan tego nie robi. Wypisanie wzoru i stosowanie go w opór - nie na tym to polega. - Rzucił sucho, za zaraz potem zaczął tłumaczyć Bontentowi od nowa schemat postępowania, wyjaśniać, że między tymi mniej skomplikowanymi zadaniami, a tym obecnym nie ma właściwie różnic - rozwiąuje je się tak samo. By dosadniej to wykazać podyktował w punktach “plan działania” i pomógł mu rozwiązać jedno z tych średnio skomplikowanych zadań zgodnie z rzeczonym "planem" punkt po punkcie. Shane również mógł z tego korzystać. A nawet powinien. I już miał zlecać rozwiązanie kolejnego zadania, gdy przed jego osobą wyrósł Lucas. Aiden najpierw był zaskoczony, a zaraz potem zdenerwowany. Do tego ta arogancja Lucasa…Co on sobie myślał? Że Aiden rzuci wszystko i się nim zajmie? Bo on skończył. Rozpieszczony gówniarz.
- A ja nie skończyłem. - Zauważył szorstko spoglądając na Lucasa z dołu. - Nie przypominam sobie również momentu w którym - ujebano - odjęto mi zdolność poruszania się do tego stopnia, że nie byłbym w stanie do ciebie podejść więc nie rób zamieszania i - spierdalaj - wróć na swoje miejsce - gówniarzu - panie Somer. - Wyartykułował chłodno, a żyłka na cole mu zadygotała. Nie lubił, gdy patrzono na niego góry. W przenośni i dosłownie. Był to jeden z powodów dla których to właśnie on podchodził do uczniów, a nie oni do niego. Lucas o tym doskonale wiedział, a mimo to najwyraźniej nie był w stanie oprzeć się prowokacji. - Nudzisz się? To zabierz się za rozwiązywanie kolejnych zadań. Ten dział jest dość obszerny.

Czas na odpis: 12 kwietnia do północy

Qest:
Anonymous
Gość
Gość
Oschłość nauczyciela nie spodobała się Lucasowi. Wszystko mu mówiło, aby zrobić jemu na przekór. Owszem, on mógł poczekać, niemniej nie miał zamiaru grzecznie czekać w ławce jak reszta uczniów. Koniecznie musiał zrobić to w ten sposób, niekoniecznie dlatego, bo był rozpieszczonym dzieckiem. Chociaż w oczach Aidena malował się taki, a nie inny obraz. Lucas siedział w takich kręgach, gdzie trudno mu było być w pełni pokornym. Często to się przekładało na życie szkolne. Zabawne, że tylko na Aidena.
Chrząknął. Słysząc ton głosu, przekartkował zeszyt, zabierając wyrwaną kartkę, na której miał swoje zapiski. Nie chciał, by on to widział. Zabrał ją, chowając do kieszeni. To były jego zapiski i nie musiał tego nikomu pokazywać. Pomimo słów nauczyciela, Lucas nie ruszył się stąd na milimetr. Doskonale wiedział, że jego obecność w tym miejscu go denerwowała, niemniej musiał to ścierpieć. W najgorszym wypadku zostanie wyrzucony z zajęć, jednak to nie pierwszy raz, kiedy to robił. I tak zawsze potem go wołał z powrotem, o ile Lucas miał na tyle ochoty i czasu, by móc przeczekać jego złość.
- Zależy mi na tym, aby Pan teraz to sprawdził. Skąd mam wiedzieć, czy robię dobrze te przykłady czy też nie, skoro z tematem mam do czynienia pierwszy raz? - doskonale wiesz o tym, że robisz je dobrze, Lucas. I nic by się nie stało, gdybyś chociaż raz mu odpuścił. Niemniej nie zamierzał nawet teraz odstąpić na krok. Na karku czuł, że lada moment zostanie wywalony za drzwi. Najgorsze w tym wszystkim było to, kiedy w kieszeni od spodni poczuł wibracje, które wydobył jego telefon, nie wahał się, aby sprawdzić od kogo to. W taki, by inni uczniowie nie widzieli, ale on tak. Ten gest zaważył pewnie nad wszystkim. Nie musiał go uczuć do konkursu. Lucas mógł skorzystać z o wiele lepszych nauczycieli, korepetytorów albo po prostu sam się uczuć. Nie chciał jednak, aby o tym dowiedzieli się jego rodzice, szczególnie ojciec. Syn, który miał stać się następcą, poświęca się nauce? Przecież to niedorzeczne. Dlatego chcąc nie chcąc wybrał właśnie jego, bo wiedział, że on będzie wstanie przekazać mu odpowiednią wiedzę. I wiedział jak bardzo będzie to trudne przez wzgląd na ich charaktery.
Anonymous
Gość
Gość
Liczenia końca nie było widać, a miejsca na kartce coraz mniej. Opłaciło się masochistyczne wręcz ślęczenie nad zadaniami w domu, choć wizja niezamieszczenia wszystkich obliczeń na otrzymanym sprawdzianie podlewała mały zalążek strasu, który zaczął już powoli puszczać pierwsze kiełki. Ukończyła dwa zadania i zabierała się za ostatnie. Przytłaczająca ilość rachunków zmuszała ja do powzięcia bardzo poważnej decyzji. Zerknęła na Aidena. Nie, nie. Da radę. Dopisała jedno równanie. Potarła dolną wargę palcem wskazującym intensywnie myśląc. Ponownie zerknęła na Belfra. Usta zacisnęły się w wąską kreskę. No nic to. Długopis zgodnie z jej wolą dopisał kilka matematycznych szlaczków-znaczków. Wolna ręka poszybowała w górę. Zaskoczona swoją reakcja spojrzała na nią, nie wierząc, że jej własne ciało ją zdradza. Zapewne Striker po chwili dostrzegł śmiało wyciągniętą rękę zwiastującą zawracanie mu gitary, nurtującą uczennicę kwestią. Kuso odziana banitka mimowolnie poddała się i pochłonięta obliczeniami z automata chciała prosić o kartkę. Jakież przerażenie ją ogarnęło po chwili, kiedy okazało się, że chce o to prosić akurat Tego Belfra.
Ręko, ty Brytusie.
- Panie profesorze… - zaczęła niepewnie. – Chciałabym poprosić o kartkę. Mogęjąwyjąć?- skończyła szybko, posyłając mu nerwowy uśmiech komicznie zaciśniętych warg. Będzie się z niej śmiał? Zezłość się? A może tknięty boską cierpliwością uśmiechnie się cudnie i przystanie na jej prośbę?
Ręko… jak mogłaś?!
Anonymous
Gość
Gość
Jeśli w grę wchodziła królowa nauk, przyznanie się do błędu w wykonaniu Shane’a było odruchem bezwarunkowym, w końcu lata praktyki robiły swoje. Przytknął, gdy nauczyciel wytknął mu błąd i, skupiając się całkowicie na treści notatek, zaczął od nowa śledzić rozwiązanie swojego zadania - linijka po linijce, by odwołać się do całości, jednakże najwięcej uwagi poświęcił miejscu wskazanego przez Strikera. W  końcu dostrzegł uchybienie w postaci pomylonego znaku, co w ostatecznym rozrachunku sprawiło, że zamiast odjąć dodał i dostrzegalnie odbiło się na wyniku. Skarcił się w myślach za głupotę i niepotrzebny pośpiech, by w ostateczności złapać pewniej za długopis. Podzielność uwagi wykorzystał na ukradkowym zerkaniu w tłumaczone zadanie przez nauczyciela, by ostatecznie również na tym skorzystać, bo wcześniejszy chaos nie wsparty systematycznym zdobywaniem wiedzy, zaczął powoli się przerzedzać i pierwszy raz od dawna wiedział z całkowitym przekonaniem, o czym traktował belfer, co uznał za swój prywatny sukces.
Przepisał jeszcze raz przykład na czystej stronie, by powtórzyć proces rozwiązywania go. Jego poprzednia wersja, pokreślona i pomazana, samoistnie kłócił się z jego prywatnym poczuciem estetyki. Perspektywa oddania matematykowi do sprawdzenia czegoś, co nadawało się ewentualnie do brudnopisu, ale na pewno nie do sumiennie prowadzonego zeszytu, sprawiła, że na twarzy Littenberga pojawił się niewyraźny, ledwie dostrzegalny grymas, dlatego też raz jeszcze przepisał zadanie, dbając o to, by nie powtórzyć wcześniejszego błędu. Przestudiował go po raz któryś i w końcu odetchnął, acz nie traktował tego jak wygranej. Ostatecznie jego wiedza zostanie przetestowana, kiedy zdecyduje poprawiać sprawdzian.
W pierwszej chwili chciał powiedzieć na głos "gotowe", ale w ostateczności ugryzł się w język i podniósł dłoń, by zasygnalizować, że problem został rozwiązany. Opuścił ją, gdy upewnił się, że ten gest został dostrzeżony przez nauczyciela.
Korzystając z okazji, że mężczyzna skupił się na innym uczniu, odetchnął i omiótł wzrokiem otwartą stronę podręcznika.  Gdy spojrzenie zatrzymało się na kolejnym zadaniu, tym razem tekstowym, bardziej skomplikowanym, ostatki pewności siebie wyparowały.
Blythe Aiden Hamalainen
Blythe Aiden Hamalainen
Fresh Blood Lost in the City
Gdyby miał się wypowiadać, zdecydowanie stwierdziłby że woli złośliwość w postaci zadań, niż ciągłe narzekanie na to, że wszędzie chodzi z piłką. Sam fakt, że profesor Striker zignorował obecność jego przyjaciółki pod krzesłem był dla niego na tyle satysfakcjonujący, by od razu czuł się dużo pewniej rozwiązując sprawdzian. Każdy miał w końcu różne sposoby na odstresowanie się. Jedni brali różne tabletki, inni medytowali, a jeszcze inni opierali buta na piłce do kosza. Niestety zrezygnował z obserwacji nieba zarówno z własnej inicjatywy, jak i wtrącenia nauczyciela.
Choć faktycznie byłoby miło, gdyby jednak zadania postanowiły się ustawiać po jego myśli.
Rzecz jasna wszystko szło mu już całkiem sprawnie, gdy nagle stało się to, co przydarzało się chyba każdemu uczniowi. Dwa zbyt podobne wzory krążyły po jego głowie robiąc mu sieczkę z mózgu. Który z nich był właściwy? Przez kilka sekund zastanawiał się jak wybrnąć z podobnej sytuacji. Strzelać, wyprowadzać z definicji, rozwiązać na dwa sposoby i ocenić, które wyglądało 'lepiej'? Spojrzał na zegar. Nie zdąży. Nawet jeśli nie mógł sobie zarzucić, że był wybitnie wolny - a nawet wręcz przeciwnie, jego tempo było całkiem zadowalające - wiedział, że daleko mu do olimpijczyków, nadal potrzebował czasu. Nie miał więc wyboru. Po krótkim przemyśleniu wybrał jeden ze wzorów i zaczął rozwiązywać zadanie zgodnie z nim, licząc na łut szczęścia. W końcu nie jeden raz uczniowie byli zmuszeni w stresujących warunkach, rozwiązywać zadania zgodnie z popularną zasadą "ACDC, o cholera, teraz nie mam żadnych odpowiedzi B, a tu jest chyba za duże nagromadzenie C". O tyle dobrze, że w tym przypadku Hamalainen nadal pokazywał, że mimo wszystko jakąś wiedzę ma, a nie tylko zaznacza odpowiedź z kategorii ABCD na ślepo.
Choć istniało prawdopodobieństwo, że wybierze zły wzór i wyjdzie na kretyna. Nie lubił podobnych sytuacji. Mimo to teraz nie zaprzątał sobie tym głowy, skupiając się całkowicie na rozwiązaniu zadania zgodnie ze wzorem. W końcu skoro już go wybrał, musiał się skupić. Jeśli okaże się on poprawny, lepiej by nie potknął się w obliczeniach rujnując sobie punkty i ocenę.
Anonymous
Gość
Gość
- Nie jetem pańskim służącym, Somer. Nie po to zwracam ci uwagę, że jestem w chwili obecnej zajęty oraz proszę byś wrócił do ławki by sprawdzać ci zadania bo chcesz teraz. To nie koncert życzeń. - stracił cierpliwość. Nienawidził tej apodyktyczności Lucasa. Najgorsza możliwa cecha. Chociaż sam ją jako nauczyciel posiadał i to może właśnie był problem? Nieważne. Nie miał zamiaru tolerować podobnego zachowania. To były jego zajęcia, gdzie wszystko miało swój ustalony porządek oraz hierarchię, a taki Lucas nie będzie mu tego niszczył - A pan to na pewno nie jest tu dyrygentem. Proszę wyjść. - zmrużył gniewnie oczy.- Już - Gdyby tylko miał w nich lasery... Wszytko rozwiązałoby się w przeciągu kilku sekund, a tak musiał przerwać wszystko i odprowadzić Lucasa spojrzeniem do drzwi. Nie zamierzał kontynuować zajęć dopóki on tu będzie, a gotowy był nawet je przerwać i zostawić wszystkich na lodzie. A Lucasowi chyba nie zależało, by Cain miała problemy, prawda?
- Panie profesorze…
- Czego? To znaczy...tak? - Zapomniał się nieco w swym rozdrażnieniu.
Chciałabym poprosić o kartkę. Mogęjąwyjąć?
- Tylko szybko - Zapowiedział, pozwalając sobie swym sokolim wzrokiem na spoglądanie w tym momencie na Cain. Robił to niczym ochroniarz w biedronce, który dostrzegł chytrą babę przy stoisku z cukierkami na wagę. Szybko jednak przestał poświęcać jej jakąkolwiek atencję, gdy zakończyła wprowadzać chaos. Westchnął pod nosem porządkując myśli.
- Na czym my to… - Wymamrotał pod nosem, a gdy sobie tylko przypomniał na nowo skupił się na dwójce uczniów nadrabiających program. O ile z Shane dało się pracować, o tyle Bonten posiadał prawdopodobnie alergię na wiedzę. Matematyk skupił się więc bardziej na tej matematycznej miernocie. Wyjaśnił mu wszystko krok po kroku, tak jasno jak tylko potrafił. Rozpisał punkty, schematy, a odnosił wrażenie, że Bonten patrzy na to wszystko co działo się w jego zeszycie rybim wzrokiem - takim pustym.
- Tak nie da się pracować, panie Mason. - stwierdził z rezygnacją. - Proszę wyjść. Pańskie braki są zbyt elementarne, a to już trzecia klasa. Nie będę się cofał do podstawówki. Proszę do mnie przyjść, gdy będzie miał pan jakąkolwiek wiedzę nad którą mógłbym pracować. - Postawił sprawę jasno i od tego momentu nie zwracał na dzieciaka atencji dając mu do zrozumienia, że współpraca na dziś dobiegła końca.
Skupił się na Littenbergu. Zabrali się za trudniejsze zadania. Szło to różnie. Przeważnie początki były trudne, lecz po wypisaniu kilku danych dało się dostrzec przypuszczalny schemat postępowania. Każde zadanie było na to samo kopyto, lecz było to mniej lub bardziej zakamuflowane.
- Nie powiem, jestem mile zaskoczony postępami. Proszę utrzymać to tempo do końca roku, Panie Littenberg. - Ostatnie słowa mimo wyraźnie zaznaczonej prośby brzmiało raczej roszczeniowo. Co zrobić. W sumie nie było tragicznie. Jakoś czas zleciał. Zajęcia dobiegły końca.
- Proszę o sprawdziany. O wyniki proszę się dopytywać jutro. Jestem uchwytny na każdej przerwie w swoim gabinecie. - Zapowiedział jeszcze, przejmując ostatnie kartki. Wszyscy uczniowie byli wolni, mogli wyjść. Aiden w tym czasie wolnym, kuśtykającym krokiem zmierzał do swojej aktówki, przeglądając trzymane w ręce sprawdziany

Jeśli nikt nic nie napisze do 18 do północy to zamykam temat
qest:
Bonten
Bonten
Fresh Blood Lost in the City
"Wolę po imieniu." To bardzo pospolite i wszystko ładnie pięknie, ale problem polegał na tym, ze Benek nie znał jego imienia, nauczyciel mówiąc o nim użył tylko nazwiska, które faktycznie zapamiętał, niemniej jednak imię niebieskookiego było mu wciąż nieznane. Chłopak albo za bardzo wczuł się w matematykę, albo wolno przełączały mu się trybiki tu i ówdzie. To było na tyle nieistotne, że nie będzie się przecież upominał. Oboje byli już pogrążeni w samodzielnym rozwiązywaniu zadania. Aiden sprawiał wrażenie, jakby nawet nie próbował się kryć z uzewnętrznianiem swojej niechęci do Bernarda. Pocieszającym był fakt, że nie jest on jedynym uczniem, którego profesor nie darzy szczególnym entuzjazmem, właściwie mógłby śmiało powiedzieć, ze jest jednym z wielu takich uczniów. Aktor nie miał najmniejszego zamiaru się czymś takim przejmować, dla niego osoby uczące lub lubiące tę dziedzinę nauki zawsze były jakieś takie... inne to za mocne słowo, ale lepiej mieć do nich dystans, tak na wszelki wypadek. Jako że opornie mu to szło, zaczął tracić uwagę, nie był w pełni skupiony, zaczynało go to męczyć, bo w jaki sposób profesor by mu tego nie wyjaśnił, w głowie wciąż czarna dziura, co sprawiało, ze chłopak czuł się tylko jeszcze bardziej podirytowany. Matematyka to chyba jeden z niewielu przedmiotów, które były dla niego tak problematyczne. Nie był zdziwiony decyzją Strikera, dlatego bez słowa wziął swoje rzeczy i wyszedł na korytarz. Usadowił się pod oknem, które zaraz otworzył, usiadł wygodnie. I tak było tu na tyle pusto, że nikt nie będzie mu raczej przeszkadzał. Bonten założył słuchawki, które podpiął do telefonu, następnie włączył muzykę i wziął do ręki zeszyt. Odetchnął napływającym, świeżym powietrzem. Spróbuje jeszcze raz, trochę wolniej i bez sterczącego nad nim kata. Udowodni mu, że potrafi, tylko musi to zrobić po swojemu, na spokojnie. Tenshin zabrał się za analizowanie notatek i przykładów zapisanych w zeszycie, nieświadomie marszczył przy tym brwi, co świadczyło o pełnym skupieniu.

//Czekam!
Anonymous
Gość
Gość


Ostatnio zmieniony przez Aiden dnia Nie Kwi 17, 2016 8:41 pm, w całości zmieniany 1 raz
Prócz siebie Bonten wyniósł mimo wszystko zeszyt w którym zrodziły się mimochodem jakieś notatki. A to przykład tłumaczony mu przez Shane'a, a to te dotyczące zadań nakreślone mu przez Strikera, schemat działania, jakieś dopiski - wszytko tam było. Czemu nie potrafił tego przyswoić? Czy to przez to, że Striker wisiał nad nim i nieustannie burczał? Być może. Ciężko w końcu coś ogarnąć, gdy toś telepatycznie wysyła ci wiadomość pod progową, że "i tak tego nie ogarniesz". A tutaj prozę, cisza, spokój...Dużo czasu na do-ogarnięcie. I Bonten dobrze zrobił. Nie był mimo wszystko jakim kartoflem, by nie pojąć czegoś co miał tak łopatologicznie wyłożone w zeszycie. Udało mu się. Rozwiązał to nieszczęsne zadanie. Co prawda sam się pewnie sobie dziwił, bo podszedł do niego dość intuicyjnie, lecz widać było w sposobie rozwiązania, że gdzie tam widać ziemię obiecaną. Teraz tylko to okazać...No ale spokojnie, przecież Striker nie gryzie. Tylko warczy. Czasem wymachuje laską, tak. Gdy Bonten zajrzał do sali mógł dostrzec, że ten stoi nad biurkiem i kreśli coś długopisem na kartce. Pewnie sprawdzianem
Blythe Aiden Hamalainen
Blythe Aiden Hamalainen
Fresh Blood Lost in the City
Poszło całkiem sprawnie. Nim się zorientował, zdążył skończyć swoje zadanie, a nawet błyskawicznie przesunąć po nim wzrokiem, by sprawdzić czy nigdzie się nie pomylił. Gdzieś resztkami świadomości słyszał kłótnię w klasie, ale dla własnego dobra ją zignorował, wiedząc że miał w tym momencie własne problemy do rozwiązania.
"Proszę o sprawdziany."
Posłusznie obrócił się w stronę nauczyciela, podając mu swoją podpisaną kartkę. W końcu koniec! Miał ochotę skakać z radości. Mimo to, zachowując swoją pełną cierpliwość, spakował spokojnie wszystkie rzeczy do torby. Wróć. Długopis, w końcu tylko jego miał na stoliku. Wyciągnął piłkę spod krzesła i wziął ją w ręce, otrzepując z kurzu. Dmuchnął na nią nawet, nim w końcu zarzucił torbę na ramię, wepchnął swoją nieodłączną przyjaciółkę pod pachę i podniósł się z miejsca.
Obrócił się w stronę Cain i uśmiechnął krótko wypowiadając bezgłośnie: "Masakra" z wyraźnym rozbawieniem. Nawet gdy zwrócił się w stronę nauczyciela, jego usta nadal wyginał nieznaczny uśmiech, wyrażający zadowolenie z faktu, że ma to już za sobą. Jutro na przerwie. Musiał zapamiętać, w końcu skoro już to pisał, chciał się dowiedzieć jak mu poszło. Ale na razie - fajrant! Może by tak poleciał teraz na boisko i się nieco odstresował? Tak, to zdecydowanie brzmiało jak doskonały plan na popołudnie.
- Do widzenia, profesorze. - pożegnał się uprzejmie, tak jak nakazywało mu wychowanie i opuścił klasę. Widząc siedzącego poza nią Bontena, uśmiechnął się współczująco, rzucił krótkie "Powodzenia", nie będąc nawet pewnym czy chłopak to usłyszy ze względu na wetknięte w uszy słuchawki i ruszył wzdłuż korytarza w stronę wyjścia, od czasu do czasu odbijając piłkę od podłoża. Miał nadzieję, że nie przyłapie go po drodze żaden prefekt, zdecydowanie nie miał ochoty na reprymendę.

zt.
Bonten
Bonten
Fresh Blood Lost in the City
Muzykę włączył w miarę cicho, żeby nie skupiał się na niej, tylko przede wszystkim na matematyce, nad którą się teraz głowił. Zdecydowanie z lepszym skutkiem, niż w sali, co potwierdzały rozwiązane zadania przy pierwszym podejściu, gdzie skrupulatnie wszystko zapisywał, nawet czynności, które własnie wykonywał, krok po kroku. Może to wydawać się głupie, ale w jego przypadku się sprawdzało, miał opisane wszystko, co było mu potrzebne. Przy kolejnych zadaniach już tego nie robił, jedynie od czasu do czasu zerkając na te poprzednie zadania, aż w końcu nie było mu to w ogóle potrzebne. Potrafił rozwiązać je bez wspomagania się poprzednimi przykładami. Potrzebował swoje przećwiczyć, samodzielnie, bez tłumaczenia kolegi i tym bardziej Aidena, który na pewno był świetnym nauczycielem, ale wystarczy nie mieć głowy do tego przedmiotu, żeby natrafić się na trudności, co było widoczne na zajęciach dodatkowych. Pomimo początkowego, minimalnego wzburzenia, cieszył się, że profesor mu "podziękował". Możliwe, że to własnie popchnęło go do przodu. Nie żeby chciał mu zrobić na złość tym, że się nauczył, bardziej potraktował to jak wyzwanie, dla samego siebie. Jakby miał teraz wrócić do domu, nadal nie ogarniając tematu, czułby się jakby przegrał i pofatygował się tutaj tak na prawdę po nic. W międzyczasie kątem oka dostrzegł wychodzącego chłopaka z piłką. Odpowiedział mu trochę nieśmiałym uśmiechem. Po kilkunastu minutach już był przy ostatnim, najtrudniejszym zadaniu. Poukładał sobie w głowie wiadomości, następnie rozpisał wszystko tak, aby było czytelne i przejrzyste. Kilka minut później już podkreślał prawidłowy wynik. Zastopował muzykę i wrzucił urządzenie do kieszeni. Zarzucił na ramię plecak i z zeszytem w ręku podszedł do uchylonych drzwi od pracowni Strikera. Mężczyzna był w tej chwili czymś zajęty, toteż oznajmił swoją obecność dwukrotnym zapukaniem w drzwi. Wślizgnął się do sali po uprzednim przyzwoleniu, a przynajmniej wydawało mu się, że takie otrzymał. Zbliżył się nieco, otworzył zeszyt na pożądanej stronie.
- Przepraszam, że przeszkadzam, czy mógłby profesor zerknąć? Myślę, że już to opanowałem, dla pewności poćwiczę jeszcze w domu. - powiedział i obrócił zeszyt w jego stronę.
Anonymous
Gość
Gość
Do jego uszu dobiegło pukanie i machinalnie przeniósł spojrzenie z kartki ku wejściu w którym stał Bonten.
- Pan Mason. - Stwierdził oschle. Nie wydawał się zdziwiony, nie wydawał się też uradowany. Po prostu formalnie zauważył jego obecność tym samym bez kolejnych zbędnych słów przyzwalając mu na wejście. Jeszcze nim ten otworzył dzioba przewidywał powód jego wizyty, potem już tylko utwierdził się w swoich przypuszczeniach. Aiden przejrzał podany mu zeszyt podpierając się o blat nauczycielskiego biurka.
- Myślisz. - Zadumał się, jakby smakując tego słowa w odniesieniu do ucznia przed nim stojącego. Niewątpliwie był to swego rodzaju już postęp, jednak... - Jedna jaskółka wiosny nie czyni, tak samo jeden rozwiązany przykład nie oznacza, że pan cokolwiek opanował, panie Mason. - Trafnie zauważył, oddając zeszyt jego właścicielowi, by zaraz kontynuować swój wywód:
- Jeżeli chce Pan, to potrafi, problem jednak jest taki, że ja chęci nie wynagradzam. Liczą się wyniki, a nie wiem czy zdaje obie Pan sprawę, że z tymi w Pana przypadku jest źle. - Zamilkł na chwilę, jakby się właśnie nad czymś zastanawiał. - Do przyszłego czwartku daję Panu czas na rozwiązanie wszystkich zadań z omawianego dzisiaj działu. Można mnie znaleźć w pokoju nauczycielskim lub moim gabinecie na każdej przerwie. Jeżeli nie osobiście to mój adres e-mail jest udostępniony na stronie szkoły. - Zakładał, że skaner i internet nie jest mu obcy - W piątek proszę być kwadrans przed planowanymi zajęciami. Napisze pan kartkówkę i zobaczymy co dalej. - zaanonsował, dając nadzieję Bontentowi na zaliczenie tego nieszczęsnego przedmiotu.

Lucas masz czas na odpis do 24 kwietnia do północy lecz fajnie byłoby gdyby wyrobił się wcześniej C,:

qest:
Bonten
Bonten
Fresh Blood Lost in the City
Na Aidenowskie docinki był przygotowany, spodziewał się ich. W ogóle, dlaczego typ nazywał go po drugim imieniu, nie miał pojęcia i tego chyba nigdy nie rozgryzie. Pytać go nie miał najmniejszej ochoty, chociaż kto wie, może kiedyś jego ciekawość osiągnie apogeum. Może jak będzie kończył szkołę i sobie przypomni, to czemu nie, tymczasem nie miał ochoty gderać z nauczycielem więcej niż trzeba. Nie chciałby przypadkiem "znielubić" kogoś tylko dlatego, że jest nauczycielem matematyki, a co jak co, Striker daje same powody, aby przeciętni uczniowie byli mu nieprzychylni. Benek wiedział, że zbędną dyskusją nic nie zdziała, toteż nie komentował słów nauczyciela. Niektórzy musieli w ten sposób sobie pogadać. Przypomina mu to trochę babcine ględzenie, one też muszą sobie po trajkotać. Bontenowska cierpliwość do tego typu spraw była momentami godna podziwu. Tym razem też się nią wykazał, zupełnie jakby wiedział, że Aiden zwróci uwagę na słowo "myślę" próbując udowodnić mu, że to za mało. Przekoloryzował fakt o jednym przykładzie, było ich znacznie więcej. Następnie usłyszał o swoich wynikach, skomentował to w myślach, że nie można być geniuszem ze wszystkiego. Tenshin zna swoją wartość i doskonale wie, w czym jest dobry, więc nie narzeka na swoje wyniki, tylko ze względu na jeden przedmiot, przy którym wyraźnie mu nie idzie i dramatyzującego mężczyznę. W momencie, w którym zadał mu te wszystkie zadania, wyciągnął długopis i odebrał swój zeszyt, w którym to zaraz zapisał wszystkie niezbędne informacje, które mu przekazał. Jest jakiś progres - to pomyślawszy, zamknął zeszyt, skinął głową na znak potwierdzenia i zrozumienia, po czym odwrócił się i podszedł do drzwi.
- Do widzenia. - po tych słowach mógł wyjść, w końcu. Był zmęczony i zarazem zadowolony, wystarczy mu zaprzątania sobie głowy matematyką na dziś, szybko zajmując myśli pytaniami z serii "Ciekawe, co jest w domu na obiad." Typowo.

/zt
Sponsored content
Powrót do góry
Pozwolenia na tym forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach