Anonymous
Gość
Gość
Stuk, stuk, stuk.
To były już późne godziny popołudniowe, kiedy to obowiązkowe zajęcia przeważnie już dawno były zakończone. Po pustym korytarzu swobodnie niosło się więc echo laski uderzającej o podłogę, która w sposób rytmiczny zapowiadała zbliżającego się Aidena. Matematyk, jak to miał w zwyczaju jak zawsze przyszedł pięć minut przed czasem i jak zawsze wyglądał jakby wstał lewą nogą. Jakby w ogóle mógł. Hyh - Tylko nie próbujcie przy nim z tego żartować. Bo będziecie musieli opuścić salę. Przez ono. Nie, nie będzie go interesowało to, że mamy tu drugie piętro. Poza tym to nie jest ten okres w jego życiu, gdzie chciałby tłumaczyć się potem dyrektorowi i iść na jakiś przymusowy "urlop" z tego powodu. Miejcie litość.
- Panowie, standardowa procedura - proszę siadać pojedynczo w pierwszych ławkach. - Zakomunikował otwierając drzwi do sali. - Pan Hamalainen niech wyciągnie kartkę i długopis, nic więcej. Podejdę i zaraz Panu podsunę zadania, ułożyłem kilka specjalnie z myślą o Panu. - To prawie, jak wygrać z rakiem. Powinien się cieszyć. Następnie pod kuśtykał ku swojemu biurku na którym to położył skórzaną aktówkę. Podparł laskę o mebel i zaczął w niej coś grzebać. Kątem oka zerknął to na Lucasa, mając nadzieję, że ma przy sobie te wszystkie zadania, które tydzień temu mu zadał. Co prawda do konkursu było jeszcze kilka miesięcy, lecz należało kuć żelazo. Zaraz potem przeniósł wzrok na Shane'a. Skrzywił się mimochodem, zastanawiając się czemu się nim pokarał. Nie było tragicznie, lecz jeśli miał osiągnąć do końca roku poziom, który sobie Aiden już wymyślił, że osiągnie to czekało ich jeszcze trochę mniej lub bardziej przymusowej współpracy. Stety lub niestety. - Zaznaczył Pan, Panie Littenberg zadania, które sprawiały w tym tygodniu Panu problemy na zajęciach? Jest ich tym razem mniej niż...dużo? - Uwaga zabrzmiała dość uszczypliwie, choć sam Aiden nie miał tego na celu. To mu momentami wychodziło samo z siebie.
- I Pan Somer, proszę przygotować zadania, które miał Pan na dziś wypełnić.

Qest:
Blythe Aiden Hamalainen
Blythe Aiden Hamalainen
Fresh Blood Lost in the City
Hamalainen jak zwykle szeroko uśmiechnięty szedł przez dziedziniec, raz po raz przystając by przywitać się ze znajomymi. Tu uścisnął dłoń, tam nią pomachał, gdzie indziej przybił żółwika. Wszyscy zdążyli już pokończyć zajęcia i w większości zmierzali do akademików, bądź na miasto, by wyluzować się po całym dniu.
- Dokąd biegniesz, Blythe? - zaczepił go jeden ze znajomych sportowców wyciągając ręce przed siebie. Blondyn zupełnie automatycznie podał mu swoją piłkę sprawnym rzutem, patrząc jak kumpel odbija ją od ziemi parę razy i odrzuca z uśmiechem.
- Muszę nadrobić sprawdzian z matematyki u Strikera. - rzucił lekkim tonem, podrzucając piłkę w rękach.
- Ouch, u Strikera? No to powodzenia. Przyda ci się. - współczucie wypisane na jego twarzy mówiło samo za siebie. Hamalainen wzruszył tylko rękami w odpowiedzi, rzucjaąc mu krótki uśmiech. Zerknął na ekran telefonu. Nie miał już zbyt wiele czasu, będzie musiał podbiec.
- Nie jest taki zły, będzie dobrze. Jeśli sam nie zawalę. - roześmiał się i złapał piłkę bez większego pożegnania biegnąc do budynku, raz po raz odbijając swoją ukochaną przyjaciółkę od ziemi. Całe szczęście, gdy dotarł na miejsce, nauczyciela jeszcze nie było. Odetchnął parę razy wyrównując oddech po biegu. Zajęło mu to kilkanaście sekund, po których zobaczył nadchodzącego nauczyciela. Przywitał się krótkim "Dzień dobry, profesorze" i wszedł do środka kiwając głową na znak, że zrozumiał. Wybrał sobie pierwszą ławkę tuż pod oknem i usiadł na krześle, kładąc piłkę na blacie stołu. Dopiero po dłuższej chwili oprzytomniał, przekładając ją pomiędzy swoje buty. Tak, tutaj było jej miejsce podczas sprawdzianu.
- Jasne już się robi, dziękuję profesorze. - grzeczny jak zawsze. I spójrzcie tylko na ten promienny uśmiech. Gdyby jeszcze działał. Niemniej niezrażony chłopak sięgnął do torby wyciągając kartkę i długopis zgodnie z zaleceniami, czekając cierpliwie na dalsze polecenia. W międzyczasie zerkał z ciekawością to przez okno, to na pozostałych uczniów zainteresowany po cóż zjawili się na dodatkowych zajęciach.
Anonymous
Gość
Gość
Szybkim krokiem przemierzała szkolny korytarz. Takie pustki… inni pewnie świetnie się bawili, a ofiary losu no cóż, musiały zostać po lekcjach. W końcu przystanęła pod upragnionymi drzwiami. Była trochę spóźniona, ale bardzo zwlekała z przyjściem. Chciała przełożyć pisanie tego sprawdzianu czy też najlepiej nie pisać go w ogóle, ale nie wiedziała jak mogłaby to potem nauczycielowi wytłumaczyć. Na dobrą sprawę jest gotowa wrócić do szkoły. Pogrzeb był niedawno i straciła przez to kilka dni. Musi napisać ten sprawdzian. Jest gotowa. No przecież jest. Jak nie ona, to kto?
Nikt.
Westchnęła i kulturalnie zapukała do drzwi, po czym otwarła je na oścież i wpadła do klasy. Rozejrzała się pobieżnie po czym obróciła się na pięcie, by je zamknąć. Dało jej to chwilę, na ogarnięcie myśli. Malutką, ale jednak.
Do odważnych świat należy.
Bohaterowie umierają na początku Cain.
Spódniczka zawirowała w powietrzu, obróciła się twarzą do klasy i podeszła do pierwszej lepszej, wolnej ławki.
- Panie psorze. Bardzo przepraszam za spóźnienie. – powiedziała cichym, melodyjnym głosem. Ręka uniosła się i zawisła, a dwa palce wysunięte w górę wołały Aidena o uwagę.
- Przyszłam napisać zaległy sprawdzian, nieobecność mam usprawiedliwioną. – opuściła ją, jak tylko odwrócił głowę w jej stronę. Uśmiechnęła się do nauczyciela, choć może był to tylko pokrzepiający ją uśmiech.
Anonymous
Gość
Gość
Pojawienie się w znajomej klasie zawsze wprawiało go w stan stresu. Tak było i tym razem, mimo bycia pewniejszym swoich umiejętności, nauczyciel zaraz udowodnij mu, że się myli i umiejętnie rozwieje jego wszelkie wątpliwości.  Nie potraktował jego słów jako prztyk, albo najprościej świecie nauczył się ignorować jego kąśliwe, czasem nieprzyjemne uwagi. Wytrwale dążył do celu, choć strategicznie wolał unikać osoby Strikera, jeśli nie musiał być narażony na jego towarzystwo.
Zaznaczyłem. Próbowałem je też rozwiązać — przytaknął, czując jak w gardle formuje się nieprzyjemna gula. Z marnym efektem, co prawda, ale ktoś mądry powiedział, że liczą się chęci, mruknął w myślach, ale podzielenie się tym błyskotliwym stwierdzeniem z matematykiem wykraczało poza jego kompetencje – właściwe słowa nie przeszłyby mu przez gardło. — Jest ich wystarczająco dużo, by zacząć poważnie się martwić o moje wątpliwe matematyczne umiejętności.
I usiadł, zajmując swoje zwyczajowe miejsce. W porównaniu do zeszłego tygodnia, nie było tragedii. Może dlatego, że znalazł w końcu osobę, która umiała mu przekazać swoją wiedzę w sposób prosty i przede wszystkim skuteczny. Nie żeby wątpił w zdolności pedagogiczne nauczyciela. Ależ skąd. Po prostu jego metody chyba do niego nie przemawiały. Nie wszystkim dało się dogodzić, niestety.
Wyjął zeszyt, w którym znajdowały się notatki z matematyki. Było ich całkiem sporo, biorąc pod uwagę fakt, że Shane nie robił praktycznie nic od dwóch dni i jedynie bezustannie ślęczał nad swoim upośledzeniem, by go naprostować, więc nie można było powiedzieć, że się nie stara. Jego romans z królową nauk trwał nieprzerywanie do paru godzin dziennie, najczęściej w zaciszu publicznej biblioteki. Nie był zadowolony z efektów, ale przynajmniej teraz nie święci oczami przed Strikerem. Przychodzenie z pustymi rękami do tego okrytego złą sławą pomieszczenia, było równoznaczne z myślami samobójczymi. Współczuł każdemu śmiałkowi, który wykazał się wybrakowanym poczuciem humoru.
Anonymous
Gość
Gość
Jak zwykle wszedł jako ostatni i jak zwykle z niczym szczególnie się nie śpieszył. Nawet z tym, aby wyciągnąć zestaw zadań, który zrobił w domu, aby przygotować się do konkursu. I choć to nie był jego pomysł, aby do niego przystąpić, a nauczyciela, to wizja tego, że nie będzie musiał pisać matury z matematyki, o ile wygra ten konkurs, bardzo go cieszyła. Nic dziwnego, że mężczyzna wyjątkowo przyłożył się do zadań, aby pokazać nauczycielowi, że rzeczywiście mu w jakimś tam stopniu zależy. Umiejętności umiejętnościami, ale lenistwo to jedno. Nad tym spędził trochę czasu i choć zadań było pierdylian, a nawet i więcej, Lucas nie miał większych trudności ze zrobieniem ich. Najważniejsza była systematyczność, a w tym wypadku Somer nie miał ochoty niczego robić na ostatnią chwilę. W końcu mu zależało. W matematyce głównie chodziło o głupią systematyczność, by móc wyrobić się z rozwiązywaniem zadań. I on doskonale zdawał sobie z tego sprawę.  
Wyciągnął zeszyt wielkości A4, 90 kartek, który bez słowa wręczył nauczycielowi. Tam były rozwiązane zadania, a na marginesie mógł zobaczyć różnego rodzaju obliczenia. Nie, nie używał kalkulatora, choć dobrze wiedział, że z nim byłoby mu wygodniej i łatwiej. Chciał w ten sposób pokazać, że nawet coś takiego jest mu zbędne, przy okazji również chciał nabrać jeszcze większej wprawy przy obliczeniach. Czy się pomylił w obliczeniach? Zrobił coś źle? Skąd znowu. Był 100% pewien swoich rozwiązań i dobrze wiedział, że odpowiedzi są prawidłowe. W końcu jest geniuszem - przy matematyce nie mógł sobie pozwolić na błędy.
Kiedy nauczyciel zaczął sprawdzać jego zadania, mógł zobaczyć, że Lucas nieco je sobie pogrupował - od najłatwiejszych do tych najtrudniejszych (względem niego). Jeśli coś sprawiło mu małą trudność, bo nie mógł ukryć, że tak nie było, to dokładał sobie zadania o podobnej tematyce - wszystko, byleby być w tej dziedzinie jak najlepszy. I tak do momentu aż przykład nie został wykonany w płynny i gładki sposób. Kiedy uporał się z zadaniami, a trochę na nie czasu poświęcił (w dzień, w dzień do nich przysiadła do momentu aż ich nie skończył), czuł rosnącą w nim dumę. I choć dobrze wiedział, że raczej błędów mieć nie powinien, to nie wiedział na ile profesor miał podły humor i jak bardzo wytknie Lucasowi ewentualne błędy, których mieć nie powinien.
Wtedy rozległo się pukanie do drzwi, a do klasy weszła Caine. Serce momentalnie zabiło szybciej, a jego myśli zakrzątały wspomnienia ze szpitala. A potem z pogrzebu.
Bonten
Bonten
Fresh Blood Lost in the City
Jak to się stało, Bernard sam nie wiedział. Żeby to był tylko rok, no już nawet niech będą i dwa lata... ale on był już w trzeciej klasie, czyli trzy lata uczęszczania do tej samej szkoły, a stał jak ta sierota na środku korytarza, jakby był tu pierwszy raz, zastanawiając się, co dalej. Wyglądał jak nieogarnięty azjatycki turysta w bermudach, z aparatem. Nie chodziło nawet o to, że się spóźnił, miał jeszcze dwie minutki, jego problem polegał na tym, że nie do końca wiedział, gdzie iść. Nie ma możliwości podążenia za tłumem, bo wszyscy oprócz niego skończyli lekcje już dawno temu. Taa, on też skończył lekcje, ale musi zostać na zajęciach wyrównawczych, żeby nadgonić materiał. Czuł się jak gatunek na wymarciu, czy na prawdę tak mało uczniów zostaje/przychodzi na zajęcia dodatkowe? Nie spotkał nikogo, nikogo też nie widział. Zerknął na zegarek. Skrzywił się, nie będąc zbytnio szczęśliwy po tym, co zobaczył. Nie miał już czasu. Właściwie był dwie minuty na "minusie". Usłyszał jakiś hałas na piętrze, więc nie ociągając się pokonał schody, już widział... kolejny pusty korytarz? Podrapał się w potylicę i westchnął. Nie pozostało mu nic innego, jak sprawdzać wszystkie sale po kolei, na szczęście już trzecie drzwi okazały się tymi właściwymi. Jak rasowy ninja wślizgnął się do środka, nie chciał przeszkadzać, chociaż wyglądało na to, że dopiero zaczęli. Ściszonym głosem rzucił typową formułkę "Dzień dobry, przepraszam za spóźnienie" i zajął miejsce w drugiej ławce pod oknem. Dotarł, usiadł... przez chwilę zastanawiał się, czy to aby na pewno konsultacje z matematyki, ale szybkie rozejrzenie się po sali potwierdziło, że nie było mowy o pomyłce. Wyjął z plecaka zeszyt. Czyściutki, niezapisany, nawet nie podpisany. Niemniej jednak, poczuł swego rodzaju satysfakcję, że go w ogóle ma. Zadowolenie nie trwało jednak zbyt długo, blondas zorientował się, że nie wziął za to długopisu. Nie wspominając o podręczniku, ale tego to chyba nie posiadał wcale, zawsze była możliwość wypożyczenia ze szkolnej biblioteki... A gdzie tu w ogóle jest biblioteka? Nie ważne, może profesor ma jakiś egzemplarz dla siebie i takich ciap, jak on. Dobrze, że chociaż wie, jaki rozdział musi nadrobić. II, powtórzył sobie w myślach dla pewności, przy okazji patrząc po kolegach i koleżankach. Padło na chłopaka siedzącego tuż przed nim, był najbliżej i tak samo jak Bonten, czekał na atencję nauczyciela. Wychylił się i dotknął go dwa razy koniuszkiem palca w ramię. Szczerze, nie miał pojęcia, czy jest tu ktoś z jego klasy, w każdym razie, próbował zachować neutralność, więc uśmiechnął się uprzejmie.
- Przepraszam, pożyczyłbyś mi długopis?
Anonymous
Gość
Gość
Och, próbował. Jak słodko. Brakowało jeszcze by rzucił wszystkim zananą frazę o tym, że rzekomo liczą się dobre chęci, próbowanie...kłamstwo, zwykła bajka, którą karmieni są słabi. Nikt bowiem na rękach nie nosi lekarza, który próbował ratować komuś życie, nikt nie doceni mechanika, który próbował naprawiać samochód, sportowca, który próbował być pierwszy, a dotarł ostatni. Jakoś nie mógł ię powstrzymać od tego by się pobłażliwie uśmiechnąć do Pana Littenberga.
- Jest ich wystarczająco dużo, by zacząć poważnie się martwić o moje wątpliwe matematyczne umiejętności.
- Spokojnie, przez ostatni tydzień poświęcałem się temu dość intensywnie, wątpię więc by dziś udało się Panu czymkolwiek negatywnym mnie zaskoczyć, Panie Littenberg. - Tak, to były słowa pocieszenia. Miały dodać otuchy choć ich wydźwięk niekoniecznie na to wskazywał.

Zaraz potem wyciągnął plik papierów. Znalazł sprawdzian dla Blythe, miał jeszcze kolejny dla Vanessy, która jak na zawołanie pojawiła się w sali. Zlustrował ją od czubka głowy po palce u stóp. Czy ona świadoma była tego, jak się ubrała? Do Strikra? Któremu jedna uczennica zdołała zajść ostatnimi czasy ostro za skórę? Była odważna? Uważała, że plotki to bajki? A może brakowało jej piątej klepki?
- Następnym razem przyjdzie pani w podobnie krótkiej spódnicy - to się w ogóle kwalifikowało na to by tak to nazwać? - to co najwyżej będzie Pani mogła pisać zażalenie do dyrekcji, rozumiemy się? - Oschle podał jej sprawdzian. - Siada pani na końcu sali w środkowej ławce. Piszemy na własnej kartce. Nic prócz długopisu nie będzie pani potrzebne. - Banicja! Choć właściwie mogło się skończyć gorzej ale kto wie...czy nie skończy? Dziewczę mogło bowiem poczuć jak wbija jej spojrzeniem lodowe igły w plecy, gdy ta przemieszczała się na wskazane miejsce.

Zaraz potem dokuśtykał do Blythe. Nie używał laski toteż, jego krok był bardziej zamaszysty niż zwykle. Stanął nad jego osobą, podsunął mu zadania pod nosek. Cmoknął powietrze, gdy zobaczył za jego plecami Bernarda. Zmrużył ślepia.
- Pan Mason, Pan się przesiądzie do Pana Littenberga, tam o, zaraz podejdę. - Skinieniem głowy wskazał ławkę w której siedział Shane. Nieogary lepiej trzymać razem, by przypadkiem nie roznosiły za bardzo swej niewiedzy. Ponadto tak niekomfortowo tłumaczyć komu cokolwiek, gdy osoba obok pisze sprawdzian.

Przezornie jeszcze spojrzał na Vanessę, gdy to podchodził do Lucasa.
- Co my tu mamy...- Szepnął pod nosem zaraz po tym, jak przejął zeszyt. Zaczął go przekartkowywać szybko odnajdując regułę według której chłopak grupował zadania. - Sprytnie, Panie Somer. - Niby pochwalił, lecz nie krył niechęci z jaką zmuszony był to przyznać. Nie lubił dzieciaka. Ogólnie wkurwiały go uzdolnione gówniarze, tym bardziej gdy były bogate i jeszcze bardziej, gdy to nie zamierzały wykorzystywać w pełni swojego potencjału, a raczej trzeba było je do tego zmuszać. Pytanie brzmi więc czemu zgodził się na pracę w szkole gdzie takich na pęczki? Chyba nie chciał o tym za dużo w tym momencie rozmyślać.
- Następnym razem nie upychaj tak wszystkiego w margines. Co prawda teraz możesz sobie na to pozwolić, lecz na konkursie opisuj wszytko po kolei w części właściwej, bez takiego skrobania po kątach. - Zwrócił uwagę, pomiędzy przekartkowaniami. - A tak to...wygląda to nieźle. Zostawisz mi potem zeszyt po zajęciach, Panie Somer. Umówimy się na jutro, wpadnie Pan gdzieś na którejś przerwie lub po zajęciach do mojego gabinetu to go Pan odbierze, a teraz...- Oddał zeszyt, odkładając go otwartym na ostatnim zadaniu. Zgodnie z analogią ten typ sprawiał mu największy problem, prawda? - ...Zadania tego typu można rozwiązywać również w trochę inny sposób. Wykracza to nieco poza program, lecz, jak dla mnie jest on co najmniej dwa razy szybszy i bardziej przejrzysty. - Mówiąc to podkuśtykał do swojej teczki wyjmując z niej sfatygowaną książkę. Podręcznik akademicki. Podał ją Lucaowi. - Pierwszy podrozdział rozdziału dziesiątego. Przeczytaj do niego wstęp - systematyzuje wiedzę, którą już posiadasz. Potem na spokojnie przeanalizuj to twierdzenie, jest tam kilka przykładów z jego zastosowaniem rozwiązanych krok po kroku, a gdy skończysz zabierz się za rozwiązywanie pierwszych zadań. Proszę dać mi znać gdy zrobi Pan pierwsze trzy, ewentualnie w razie pytań - jestem. - Wyjaśnił i zostawił Kanadyjczyka samemu sobie, kierując swoje kroki do tych nadrabiających materiał. Mieli chwilę czasu na zapoznaniu się, czekała ich bowiem współpraca. O czym mieli się zaraz przekonać.

- Mam nadzieję, że stan pańskiego zeszytu nie jet alegorią pańskiej wiedzy, Panie Mason. - Pozwolił sobie zauważyć, gdy tylko spostrzegł dziewiczą kratę zeszytu roztrzepanego ucznia. Nie skomentował kwestii podręcznikowej. Sapnął tylko i pokręcił głową z dezaprobatą. - Poratuje Pan, Panie Littenberg kolegę, który to też oświeci mnie, który dział chciałby nadrobić. O ile to pamięta. - Kiedy tak stał nad ich ławką to pozwolił sobie pochwycić w ręce zeszyt Shane'a. Przekartkował go...będąc mile zaskoczonym echem postępów, które się w nim odbijały, lecz tego nie okazał. Gdy zaś już został ustalony rozdział to jakoś tak przyjemnie się zbiegło z materiałem, że dotyczył on tego samego zagadnienia z którym problem miał Shane.
- Idealnie. Pan Littenberg zacznie od wyjaśnienia Panu Maonowi pierwszego zadania od pierwszego podpunktu. Czas start. - Nakazał. Z notatek wynikało, że Shane zrobił w tym kierunku postępów, więc powinien sobie poradzić. Nauczanie było bardzo kształcącą formą utrwalania wiedzy. Zdecydował się również na takie posunięcie bo...co do wiedzy Shane'a był w jakimś stopniu pewien w przeciwieństwie do Bernarda, którego obecność tutaj zakrawała o jawną bezczelność. Przybył w końcu spóźniony, bez podręcznika, z zeszytem nie posiadającym jakichkolwiek notatek...Gdyby tylko wzrok mógł zabijać.

Qest:
Anonymous
Gość
Gość
Wszyscy prócz Lucasa dostają pierwsze upomnienie za przekroczenie terminu odpisów. Drugie jest równoznaczne z wyrzuceniem z zajęć. Treść posta i zadań się nie zmieniła. Macie 7 dni na odpis (czyli do 26 marca do 12:07).
Bonten
Bonten
Fresh Blood Lost in the City
Oh, przez profesora Strikera zapomniał, że w ogóle poprosił o długopis. Szybko prześledził wzrokiem kierunek, w którym nauczyciel skinął głową, żeby na pewno trafić do właściwiej ławki, z osobą, o której wspomniał w poleceniu. Nic już nie odpowiadał, tylko wziął swój zeszyt i plecak. Zasunął za sobą krzesło. Littenberg, tak? Podszedł do ławki, na której położył swój zeszyt i obok odłożył plecak, sam zaś zajął miejsce na krześle.
- Cześć. - rzucił do chłopaka, nic innego nie przychodziło mu do głowy. Oparł dłonie na udach, nawet nie zdążył nic więcej powiedzieć, profesor pomimo dysfunkcji poruszał się zdecydowanie za szybko. Poinformował go o właściwym rozdziale, który musi przerobić od zera.
- Nie chciałem mieszać notatek, dlatego też wziąłem oddzielny zeszyt. - odchrząknął. Mężczyzna chyba nie wierzył zbytnio w zaangażowanie i wiedzę uczniów obecnych na tych zajęciach. Bonten na lekcjach matematyki ma już następny dział, stwierdził, że posiadanie oddzielnego zeszytu jest dobrym pomysłem, zarówno do tego zaległego działu jak i po prostu dodatkowej matematyki, zaś  jego formą przygotowania było czytanie podręcznika siostry, która mu go pożyczyła. Podobno lepiej wyjaśniał zagadnienia, że dało się jako tako połapać w tej nieszczęsnej matematyce. Rzeczywiście łatwiej mu było zrozumieć dzięki temu podręcznikowi i jak tylko miał wolną chwilę czytał nawet kilkakrotnie, żeby zapamiętać. Ben stwierdził, że woli korzystać właśnie z niego. Problem jednak polegał na tym, że nie widział metody, którą trzeba rozwiązać zadania. Po prostu nie załapał jeszcze schematu wykonywania działań. Teoria nie była mu całkowicie obca, jednakże kulał z praktyką.
Anonymous
Gość
Gość
Nie chwaliłbym dnia przed zachodem słońca, skomentował w myślach słowa nauczyciela, ale nie uzewnętrznił ich, woląc je pozostawić w obrębie swojego umysłu. Z opóźnieniem zarejestrował moment, kiedy nagle puste krzesło obok zostało zajęte przez osobę, która była przez niego znana z widzenia.
Cześć. Chyba o niego prosiłeś, prawda? — wypalił już na samym wstępie, wręczając nieoczekiwanemu współlokatorowi długopis. Właściwie jeden z wielu jakie posiadał.
Gdyby był wyposażony w większy wachlarz emocji, pewnie nawet by się uśmiechnął, ale tak po prostu wrócił do swoich notatek. Nie widział potrzeby, by nawiązywać z tym osobnikiem jakiegokolwiek kontaktu, do czasu, gdy Striker nie zlecił mu wcielenia się w rolę korepetytora. Nie uważał się za kogoś zdolnego do przekazania komuś wiedzy, którą sam zgromadził z niebywałą trudnością, dlatego spojrzał niepewnie na nauczyciela, nawet otworzył usta w zamiarze wypowiedzenia sprzeciwu, ale zaraz szybko je zamknął. Niech będzie, pomyślał krótko, wiedząc, że buntem nic nie osiągnie. Co najwyższej rozdrażni matematycznego terrorystę, a nie chciał mieć z nim na pieńku.  
Mogę? — zapytał, zerkając wymownie na zeszyt siedzącego obok chłopaka. Nazwisko, które padło z ust nauczyciela, wleciało Shanowi jednym uchem i wyleciało drugim, przez co je zapomniał. Nie czekając na odpowiedź, pociągnął w swoim kierunku zubożałe, właściwie nieistniejące notatki. — Jak masz na imię? — zapytał po chwili, iście refleksyjnie, drapiąc się koniuszkiem długopisu po podbródku, mimo że nie złapał kontaktu wzrokowego z rozmówcą. Zapisał jeden z prostszych przykładów w obcym zeszycie i zaczął go tłumaczyć, może nieco niezgrabnie, nazbyt łopatologicznie, ale brak umiejętności w tej dziedzinie było wyraźnie w nim dostrzegalne. — Zrozumiałeś? — Podkreśliwszy wynik, kątem oka zerknął na chłopaka.
Blythe Aiden Hamalainen
Blythe Aiden Hamalainen
Fresh Blood Lost in the City
Właściwie matematyka była jednym z bardziej lubianych przez niego przedmiotów, mimo opinii większości, jakoby sportowcy z miejsca byli tępi z wszelkiego zakresu nie obejmującego odbijania piłki od ziemi, biegania czy innych podobnych im dziedzin. Nie miało to jednak nic wspólnego z faworyzowaniem konkretnego przedmiotu. Hamalainen zwyczajnie był odrobinę lepszy z matematyki, fizyki czy chemii, niż przykładowo takiego angielskiego. Albo historii, brr. Kto by spamiętał te wszystkie daty? Spójrzcie natomiast na wszelkie wzory. Były stałe, przyjemne, wystarczyło podstawiać do nich odpowiednie wartości. Po prostu wspaniałe. Szkoda, że swojego zachwytu nie przenosił poniekąd poprzez faktyczne poświęcenie nauce większej ilości czasu, zbyt skupiony na koszykówce. No dobra, przyznajmy - nie znaczyło to, że nie uczył się wcale. Z reguły zawsze starał się być na wszystkich zajęciach, nie miał więc większych problemów z zaliczeniami. Ale tym razem jak na złość, w dniu sprawdzianu musiało mu wypaść namiętne spotkanie z jego lekarzem prowadzącym, który znowu postanowił się przyczepić, że Blythe nie powinien tyle biegać. Natomiast w następnym momencie udając, że nie zaprzecza sam sobie, chwalił go za aktywność fizyczną, twierdząc że podbudowuje tym samym mięśnie osłabionego serca. I weź tu człowiekowi dogódź? Westchnął cicho na samo wspomnienie.
Wtem usłyszał, że ktoś kieruje słowa w jego stronę. Przez chwilę zastanawiał się czy ma jakiś długopis, odwrócony w stronę chłopaka i już miał odpowiedzieć, gdy jego myśli przerwało pojawienie się sprawdzianu.
- Dziękuję. - rzucił uprzejmie, zupełnie automatycznie, zaraz włączając swój długopis, z tego wszystkiego nie pomagając młodszemu koledze, który został oddelegowany do innej ławki. Właściwie czuł się w miarę pewien. Może nie przynależał do wielkich geniuszy, którzy zaliczali wszystkie sprawdziany na piątki, ale zdecydowanie nie można go było też nazwać trójkowym obibokiem. Raczej tym gościem, który wiecznie balansował na czwórce, słuchając że stać go na więcej, ale też że na dobrą sprawę nie ma do czego się aż tak przyczepić. A raczej, tak było do niedawna. W tym roku, mimo wielu treningów, intensywnie skupiał się na najważniejszych przedmiotach, wiedząc że oceny z nich staną się jego wizytówką i biletem do autobusu zwanego 'hej Blythe, musisz się dostać na dobry uniwersytet'. Dlatego po trzech latach średniego przygotowania, blondyn zaczął faktycznie spędzać dużo więcej godzin w bibliotece, gdzie nigdy wcześniej nie był zbytnio widziany.
Teraz, gdy przeleciał wzrokiem po kartce, pokiwał parę razy głową sam do siebie. Pamiętał te zadania. A przynajmniej to, jak mniej więcej się je rozwiązywało. Wypisał sobie na marginesie wszystkie potrzebne wzory, które były mu potrzebne do ich rozwiązania i zaczął od wszystkich najprostszych dla niego w tym momencie zadań, sprawdzając każde po dwa razy, coby nie popełnić jakiegoś głupiego błędu, dopiero potem przechodząc do tych trudniejszych, przy których musiał się dłużej zastanowić. Wiedział, że w ten sposób nie będzie marnował czasu i nie wkopie się w sytuację, gdzie nie skończy ich przed dzwonkiem tracąc wiele potrzebnych punktów.
Anonymous
Gość
Gość
Profesor zwrócił na nią uwagę i nie umknął jej wyraz jego dezaprobaty, a jego słowa tylko ją w tym przekonaniu utwierdziły. Zamrugała kilka razy, starając się odgonić nieprzychylną myśl, która cisnęła jej się na usta. Pogładziła ręka spódniczkę, jakby nie chcąc by ta czuła się urażona ostrymi słowami krytyki. Przecież ona była taka ładna, wręcz urocza. Jak pan Striker mógł tego nie zauważyć?
Wzięła do ręki sprawdzian i słysząc wzmiankę o dyrekcji nie mogła się powstrzymać by się pod nosem nie uśmiechnąć.
- Dziękuję za taką możliwość, ale nie skorzystam. Oczywiście, że mogę iść zgłosić dyrekcji, że nagabuje Pan uczennicę za strój, która dopiero co wróciła z pogrzebu członka rodziny, a jej stan psychiczny jest bardzo rozchwiany. Skoro pana razi, proszę patrzeć mi się w oczy. – zebrała swój manatki wstała by przenieść się na koniec sali. Świetnie teraz będzie widzieć wszystkich. Przynajmniej oni jej nie. Pochłeptana tą myślą ruszyła do ostatniej ławki. Na spokojnie odłożyła sprawdzian, wyjęła długopis, po czym postanowiła przezornie wyciszyć telefon. „Wyślij/Usuń” mignęło jej na wyświetlaczu. Teraz albo nigdy. Wcisnęła wyślij i naprędce schowała komórkę do torby, która wylądowała miękko na podłodze.
Co ja zrobiłam?! –panikowała w myślach, ale szybkie spojrzenie na kartkę dało jej jasno do zrozumienia, że teraz są ważniejsze sprawy, niż pisana od tygodnia wiadomość do Larka.
Przeczytała pierwsze trzy pytania. Ha! Łatwizna. Długopis w dłoń i już pierwszy „x” został napisany…. to by było na tyle. Szok. Przecież wie jak to rozwiązać. Ślęczała nad zadaniami tego typu ponad tydzień temu… 7 dni temu, ale co było potem. Zacisnęła powieki i uniosła głowę. Pan Striker podchodził akurat do rudowłosego kolosa. Kojarzyła go, nie sposób nie zauważyć go na korytarzu, na dodatek, jest bodajże w klubie koszykówki. Wow! Stop it Cain. Sprawdzian czeka. Już wzrokiem powracała do sprawdzianu, kiedy napotkała wzrok profesora. Odruchowo również nań spojrzała. Poczuła jak adrenalina zaczyna świdrować jej dziurę w brzuchu. Skupiła się na chwilę na jego sylwetce. Kto by pomyślał, że jedno spojrzenie na Strikera wystarczy by pobudzić jej koncentrację z długiego snu. Chwyciła pewniej długopis i pochyliła się nad kartką. Już ona rozwiąże ten sprawdzian. Nie ma bata. Bardzo zdeterminowana jeszcze raz skupiła się na pierwszym pytaniu.

PONAD TYDZIEŃ TEMU.
- Ile możesz siedzieć nad matmą Cain? Chodźmy na dwór ulepimy bałwana czy coś. – narzekał jej nad uchem starszy brat. Spiorunowała go wzrokiem i powróciła do ćwiczeń. Jeszcze tylko 20 zadań i będzie mogła uznać, że jest porządnie przygotowana.
- Nie teraz Matt. Jeszcze trochę mi zadań zostało. – odepchnęła dłoń, która z pasją zaczęła szczypać jej polik.
- Oj daj spokój mała, mówiłaś to 50 zadań temu. – Matt nie odpuszczał. Ona w tym czasie sięgnęła po podręcznik szukając wzoru, który jej w tym momencie umknął.
- Kujon. – powiedział naburmuszony i poszedł. Niestety wrócił po chwili, ale zamiast znów jej przeszkadzać, przyniósł kanapkę i potargał czule blond włosy.
- Zjedz coś, bo się rozchorujesz. Jutro też jest dzień.
- Yhym…
3 DNI TEMU
Zeszyt, podręcznik, kartka, kartka. Wzór za wzorem, zadanie za zdaniem, aż nie zostało nic czego by nie przerobiła. To może jeszcze jakiś test. Wciąż za mało. Chusteczka. Znów oczy palą, znowu pieką, znów łzy lecą. Ale Matt by nie chciał, by teraz przestała się uczyć. Od jego pogrzebu minęło kilka dni mimo to z dnia na dzień, było tylko gorzej. Więc siedziała z uporem maniaka i rozwiązywała kolejne łamigłówki matematyczne, byleby mieć pewność, że na sprawdzianie nic jej nie zaskoczy, a myśli zboczą z wrażliwego nader tematu. Chusteczki się skończyły….
DZIEŃ PRZED SPRAWDZIANEM
Zgon. Nie miała siły nawet wstać z łóżka, a co dopiero po raz piąty przejrzeć wszystkie notatki. Czas na „potrójne Z”.

Pierwsze zadanie poszło gładko po początkowym zawiasie. Skreśliła dwa równania, ponieważ dała się nabrać na prostotę zadania. Coś jej zaświtało. Tak, to chyba było zadanie podobne do tego ze wzorem, który ponad tydzień temu szukała w podręczniku, a potem jeszcze to utrwalała na przestrzeni dni. Obliczenia leciały równo jedno pod drugim. Zgrabne liczby pojawiały się na kartce, a z boku dodatkowe obliczenia, które pozwalają „porozumieć” się z egzaminatorem, bo przecież nie chce stracić niepotrzebnie punktów. Napisała jeszcze sprawdzenie otrzymanego wyniku czy liczby się zgadzają i kiedy wszystko się potwierdziło przystąpiła do kolejnego zadania.
Anonymous
Gość
Gość
|Cain
- Tu chodzi o zasady, a Pani je łamie. - Podkreślił surowo - Jeśli zamierza Pani coś jeszcze dodać do swojej błyskotliwie bezczelnej wypowiedzi proszę w tym momencie wyjść i skierować swoje kroki do dyrektora by pożalić mu się, że zły Striker czepia się uczennicy przeżywającej żałobę w miniówce w szkocką kratę, a jeśli nie - zająć się w ciszy powinnością. -  bez cienia zawahania. Świat był okrutny i faktycznie iskra bezczelności pomagała w nim przetrwać, jednak bywały momenty, gdzie należało sięgnąć po nieco pokory. Aiden wykazał się bowiem i tak zadziwiającą jak na siebie wyrozumiałością. Zgodnie z regulaminem szkoły mógł bowiem oddelegować Cain nim ta zdołała przekroczyć próg klasy, jednak - nie zrobił tego. W rewanżu za zwrócenie słusznej uwagi uczennica obdarowała go w zamian wyniosłym tonem w którym pobrzmiewała niewypowiedziana nie wprost groźba. Tu po raz drugi wspiął się na wyżyny swojej wyrozumiałości. Trzeciego razu nie będzie, prawdopodobnie dla nikogo. Swoją drogą, chciała go straszyć tym, że poskarży się jak to wymaga od niej mniej gorszącego ubioru w renomowanej szkole? Proszę bardzo. Aiden z dziką rozkoszą przyglądałby się, jak strzela sobie w kolano. Miał rację, a jej osobista tragedia tego nie zmieniała.
Jeśli dziewczę powstrzymało się od kontynuowania bezowocnej dla niej dyskusji z matematykiem mogła i zasiadła w ławce, mogła skupić się na sprawdzianie. Pierwsze z zadań choć żmudne nie było trudne. Wymagało jedynie skupienia, którego dziewczynie brakowało. Pewnie właśnie dlatego dopiero za trzecim razem udało jej się zajść dalej niż za jego połowę. Liczenie szło jej łatwo. Wystarczająco dużo czasu poświęciła się przygotowaniom by robić to niemal automatycznie, niczym kalkulator. Jednak był to miecz obusieczny. Gdy tylko dziewczę osiągnęło upragniony wynik, mogło dostrzec, że...zgubiła znak. Nie była to wielka tragedia, że zamiast minusa postawiła plus po wymnożeniu jednego z czynników bo było to gdzieś za połową równania. Teraz pytanie, czy skreśli wszytko od momentu popełnionego błędu i przepisze wszytko z korektą od nowa czy też może zaoszczędzi na czasie i coś pokreśli, coś w dymku dopisze, gdzieś co wciśnie? Striker co prawda tego nie lubił, lecz szło zaoszczędzić na czasie. Tym bardziej, że kolejne zadanie było żmudniejsze - bo z treścią. Trzeba było się wczytać i skonstruować układ równań. Roztargnienie w niczym nie dopomagało.

|i'm your senpai
Przejrzenie wszystkich zadań było dobrym pomysłem. Pierwsze było podobne do tego posiadanego przez Cain - proste, lecz żmudne. Drugie zaś było długie i żmudne - podane zostały równania krzywych, trzeba było skonstruować trzecie przechodzące przez konkretne punkty punkty leżące odpowiednio na pierwszej i drugiej krzywej, a potem obliczyć pole figury jakie tworzyły. Nie był wymagany rysunek. Ten zresztą znajdował się pod zadaniem. Jednak nie było wykluczone, że jakiś pomocniczy się na pewno przyda. Najprostsze okazało się trzecie. Układ równań z trzema niewiadomymi do rozwiązania. Należało wykorzystać kilka wzorów skróconego mnożenia. W pewnym momencie rozwiązywania problemu sportowiec utkną, lecz po tym jak odpowiednio uporządkował dane mógł dostrzec, że poszczególne liczby dawały się zwinąć w sumę kwadratów. Potem już wszystko poszło z górki. Uzyskał wynik. Kolejne zadanie za które się zabrał, choć wyglądało znajomo to coś z nim było nie tak. Mimo iż wszytko robił zgodnie z wyuczonym schematem odnosił wrażenie, że czegoś nie zauważył. Liczby wychodziły podejrzanie duże. Może właśnie to był powód? Teoretycznie powinno być wszytko w porządku. Zaufa swoim umiejętnościom? Czy może po raz kolejny żmudnie przeliczy dla pewności jeszcze raz?

|Bonten & Shane
Striker podpierał się o parapet okraszając co jakiś czas swym surowym wzrokiem klasę. Przysłuchiwał się przy tym, jak to Shane tłumaczy koledze przykład. Pierwsze zadane były proste więc Bonten mając jako-takie podstawy powinien je podłapać. Co prawda Shane był obdarty z dydaktycznych umiejętności, lecz to nie było niczym złym. Zapewne trochę nieskładne, łopatologiczne tłumaczenie  lepiej przemawiało do Bontna niż ewentualne wywody Aidna, który doskonale wiedział, jak trudną sztuką było przekazanie chłopakowi jakiejkolwiek wiedzy. Nie dlatego, że był głupi, lecz był roztrzepany, brakowało mu systematyczności, skupienia. Może nieco ogłady udzieli mu się od Littenberga. Może. Byłoby przyjemnie.
Kiedy przerobili prostsze zadania przyszła pora na nieco trudniejsze. Aiden wybrawszy takowe podsunął na nowo podręcznik chłopakom wskazując konkretny przykład palcem.
- Spróbujcie rozwiązać to zadanie już samodzielnie. - nakazał, a potem zaplótł ręce na torsie. Zadanie to było zdecydowanie bardziej złożone od prostych przykładów z wcześniej, które jedynie miały za zadanie zobrazować schemat postępowania. Były swoistą rozgrzewką przed prawdziwym treningiem. Tutaj również należało uważać na algebraiczną stronę zadań, a nie tylko techniczna.
Aiden starał się przypatrywać się postępom uczniów, nie narzucając im swojej obecności dopóki nie zobaczy, że robią coś źle lub do momentu w którym sami poproszą o ewentualną podpowiedź.

Czas na odpis: 4 kwietnia do północy
qest:
Anonymous
Gość
Gość
Na rzekomą pochwałę prychną. Nie, nie kpił sobie z niego, ale uważał, że taka uwaga nie powinna mieć miejsca. Mocno wymuszona przez gardło nauczyciela. Skoro nie chciał chwalić, niech tego nie robi. Lucas i tak wiedział, że bez tego jest nieoceniony, nieomylny. Jasne, może trochę zrobił chaotyczne notatki. Pytanie tylko, czy przez czystą złośliwość czy rzeczywiście był taki niechlujny.
Jedynie przytaknął na słowa nauczyciela. Domyślał się, że taka postawa Somera strasznie irytuje mężczyznę. Nic dziwnego, że w ten sposób szarpał jego cierpliwość, która swoją drogą nie należała do najlepszych. I tak już była naruszona przez niekontrolowane myśli Cain, więc to tylko chwila czasu, kiedy Lucas wyleci stąd z hukiem. Zabawne, że mimo niejakiego sporu między nimi, Lucas był najlepszym uczniem, jeśli chodziło o matematykę. Że też los chciał połączyć drogi Aidena i Lucasa razem. Ta...
Wysłuchał beztrosko nauczyciela, biorąc od niego zeszyt tak samo jak i podręcznik. Zabawne, że krytykę z jego ust przyjemniej się słuchało niżeli pochwałę. Przynajmniej ona nie była wymuszona, a w pełni szczera. Może to cała magia? Z kieszeni wyciągnął długopis, którym postanowił pisać. Szybko zajął się tym, czym powinien - przyjmowaniem informacji. Nie będzie miał z tym problemu. Z pewnością nie zostanie zrównany z błotem jak poniektórzy w tej sali, bo na to po prostu sobie nie zasłużył. No i nie pozwoliłby sobie na coś takiego, nawet ze strony nauczyciela.
Wziął podręcznik i zaczął czytać ze zrozumieniem. Uważnie śledził tekst, zrobił sobie jakieś tam notatki, wzory zaznaczając ciemnozielonym pisakiem, by się wyróżniały, a zarazem zapadły mu w pamięć. Tak, był wzrokowcem, miał pamięć fotograficzną, więc gdy tylko coś przeczyta - od razu to zapamiętuje. Słuchaczem również był dobrym, ale to już swoją drogą. Kiedy czuł się na siłach, postanowił wziąć się za rozwiązywanie zadań. I co jak co, musiał przyznać, że ten sposób był dużo lepszy od po przedniejszych, które miał przyjemność stosować. Gładko rozwiązywało mu się zadania, prędkość rozwiązywania zadań skracała się o połowę. Tak, ten wzór zdecydowanie mu przypasował do gusty. Dużo wcześniej o nim słyszał, ale nie sądził, że w praktyce jest taki wygodny. Jednak miał pewne "ale". Nim się obejrzał, zgodnie z poleceniem zrobił trzy pierwsze zadania + dwa gratis. Jak zwykle był 150% pewien swoich rozwiązań, żeby tylko tego.
Gdy tylko skończył, odłożył narzędzia pracy na bok. Wziął w dłoń zeszyt i udał się w stronę Aidena, gdziekolwiek on teraz był. Nie zamierzał czekać jak dziecko z uniesioną rączką ku górze, by łaskawie nauczyciel do niego podszedł. Wolał pokazać swoją wyższość postawą jaką aktualnie prezentował. W końcu wzrost robi swoje. Zabawne jak bardzo musiał zadzierać brodę by móc spojrzeć Lucasowi prosto w oczy.
- Skończyłem - oschły, zachrypnięty ton głosu wydobył się z gardła mężczyzny, patrząc się bezczelniejsze prosto w oczy Aidena. Ten moment doskonale odzwierciedlał ich relacje - nienawidzili się, a mimo to potrafili ze sobą współpracować.
Kiedy mężczyzna wziął zeszyt, mógł zauważyć rozwiązane zadania dużo bardziej ogarnięte od poprzednich. Wyraźnie widać było poprawę, pomimo tego, że i tak w domu świetnie poradził sobie z rozwiązaniem wszystkich zadań. Jednak w zeszycie również widniała wyrwana kartka. Kiedy Aiden ją odwrócił, mógł zauważyć jak Lucas starał się na bazie tego co miał w podręczniku opracować zupełnie nowy, bardziej praktyczniejszy wzór. Notatki nie były aż tak chaotyczne, niemniej nie były idealne. Na pewno nie były one skończone, jednak miały one sens. Z pewnością stwierdził, że to nie czas na to, by teraz bawić się w naukowca. Lub chciał zadrzeć nosa nauczycielowi i pokazać mu, że Lucas nie jest byle jakim uczniakiem. Teraz tylko liczył sekundy, żeby matematyk zrobił się czerwony że złości na twarzy. Aż na samo wyobrażenie chciało się uśmiechać.
Blythe Aiden Hamalainen
Blythe Aiden Hamalainen
Fresh Blood Lost in the City
Póki co wszystko szło dobrze. Rzecz jasna miewał chwile zastanowienia, gdy wypisywał ołówkiem drobne obliczenia, by uporządkować sobie wszystko w głowie. Drobny rysunek pomocniczy skutecznie zmniejszył czas, jaki musiał poświęcić drugiemu zadaniu, choć przez krótką chwilę wyraźnie poprawiał dane raz po raz je zmazując, gdy przez przypadek zamienił je miejscami. Dzięki bogu, że udało mu się dostrzec wszystko w porę, najbardziej nie cierpiał tego momentu, gdy tracisz punkty przez własną głupotę spowodowaną chwilową nieuwagą. A może przez chwilową nieuwagę spowodowaną głupotą?
Tak czy inaczej jego wstępnie dobry humor, momentalnie zniknął gdy przeszedł do kolejnego. Cholera, był pewien że już je przerabiał. Tak, z pewnością przerabiał je ostatnio w bibliotece. Nie pamiętał jednak, by wynik był aż tak duży. Moment, gdy coś wymykało się spod jego kontroli, był tym gdy nieznacznie do głosu dochodził stres. Zwykle zachowywał na sprawdzianach całkowite opanowanie, wiedząc że zbyt mocne przejmowanie się podobnymi sprawami nie kończyło się dobrze. Zastanawiałeś się zbyt długo, zaczynałeś kombinować i popełniałeś głupie błędy. Lecz z drugiej strony robienie czegoś na szybko też nie popłacało. Długopis drgał nerwowo w jego dłoni, gdy zupełnie automatycznie zaczął się rozglądać na boki, zupełnie jakby szukał pomocy na ścianach. Ostatecznie utkwił na kilka sekund wzrok na scenerii za oknem. Niebo zawsze działało na niego w pewien sposób uspokajająco, gdy wyobrażał sobie, że tuż po napisaniu sprawdzianu, będzie w stanie wyjść na dwór i zagrać. Wziął głębszy wdech. Spokojnie, miał jeszcze czas. Choć ufał, że wszystkiego się nauczył na tyle porządnie, by to zaliczyć - i tak postanowił przelecieć wzrokiem po całym zadaniu, by znaleźć ewentualny błąd. Nie wyliczał go jednak od początku. Po prostu przesunął palcem po zadaniu, a potem po kolei po wszystkich swoich obliczeniach, by upewnić się że niczego nie pominął, ani nie przegapił. Dopiero gdyby znalazł jakiś błąd, który wcześniej przeoczył - z miejsca zacząłby go poprawiać. Jeśli jednak wszystko wydawało się być w porządku, postanowił zaufać swoim umiejętnościom, odpuścić dalsze dręczenie samego siebie i bezowocne przesuwanie wzrokiem po zadaniu raz po raz, by zamiast tego przejść do następnego, które od razu zaczął rozwiązywać. Zerknął jeszcze szybko na zawieszony na ścianie zegar, by upewnić się jak dużo czasu mu zostało i czy aby na pewno uda mu się skończyć wszystko do dzwonka. Dzięki temu mógł lepiej rozplanować w czasie własne działania i zwiększyć swoją skuteczność.
Właściwie już jakiś czas temu zaczął się zastanawiać czy nie byłoby idealnym wyjściem uczenie się wraz z zegarkiem. Zbierać koło dziesięciu do piętnastu zadań (w zależności od poziomu trudności), nastawiać go na równe czterdzieści pięć minut i uczyć się mieścić w danym okresie. Zdecydowanie oszczędzało to mnóstwo stresu podczas faktycznych sprawdzianach. Ułożył buta na piłce, przesuwając ją praktycznie bezgłośnie do ziemi, by dodatkowo się odstresować. Nic nie działało na niego tak uspokajająco - nawet owe wgapianie się w niebo - jak kontakt z najlepszą przyjaciółką. Rozwiązywał dalej.
Sponsored content
Powrót do góry
Pozwolenia na tym forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach