▲▼
Strona 3 z 4 • 1, 2, 3, 4
First topic message reminder :
Wspaniałe pomieszczenie, w którym nauczycielska brać może odpocząć w wygodnych fotelach, sprawdzać bazgroły uczniów przy obszernym stole czy zwyczajnie napić się kawy w przerwie od użerania się ze wstrętną i w większości niewdzięczną hałastrą młodych ludzi.
Wspaniałe pomieszczenie, w którym nauczycielska brać może odpocząć w wygodnych fotelach, sprawdzać bazgroły uczniów przy obszernym stole czy zwyczajnie napić się kawy w przerwie od użerania się ze wstrętną i w większości niewdzięczną hałastrą młodych ludzi.
Słysząc, że profesor Striker wymawia jego nazwisko, Willy wychylił się zza dziewczyny i pomachał mu ręką. Przecież nie mógł tak na wstępie pokazać, jak bardzo nie chciał tutaj być, prawda? Poza tym widok Crimen zdecydowanie poprawił mu humor. Nic złego nie mogło przecież się stać, skoro miał teraz świadka! A przynajmniej taką miał nadzieję…
- Dzień dobry – przywitał się jak zawsze grzecznie.
Może i matematyki nie lubił, ale do nauczyciela nic nie miał. Doskonale rozumiał, że ucząc takiego przedmiotu można być nieco… Momentami nieprzyjemnym? To chyba najtrafniejsze określenie. Willy jednak wolał się skupiać na wszystkich pozytywnych cechach mężczyzny. W końcu nie był aż tak zły, jak większość uczniów sądziła.
Planował posłusznie wejść za Crimen do pomieszczenia, ale zatrzymały go kolejne słowa Strikera, przez co stanął w miejscu, które chwilę wcześniej ta opuściła. Popatrzył na nauczyciela z szeroko otwartymi oczami, zastanawiając się, czy aby na pewno się nie przesłyszał.
- O klubie matematycznym… – powtórzył cicho.
A mogło być tak pięknie. Spotkanie z nauczycielem, herbatka, ciasteczka, miła rozmowa… Czy o wiele prosił? Zamiast tego właśnie był wrabiany w coś, co zdecydowanie mu się nie podobało.
- Ale… - zaczął, chcąc powiedzieć, że to musi być jakaś pomyłka.
Zrezygnował jednak z tego pomysłu, orientując się, że zapewne on tutaj nie miał za wiele do powiedzenia i to Striker podjął decyzję za niego.
Spojrzał smutnym wzrokiem na Crimen. Wątpił, by dziewczynie udałoby się go uratować... Czuł się jednak odrobinę lepiej ze świadomością, że swoje tortury spędzi w jej towarzystwie. Nie miał za wielu okazji, by z nią porozmawiać, ale ją lubił... Więc może nie będzie aż tak źle? Mimo tego musiał chociaż spróbować się zbuntować!
Zamknął za sobą drzwi i podszedł powoli do biurka nauczyciela.
- Czy to jakaś nowa kara? – jęknął zrezygnowany. – Przecież ostatnio radziłem sobie bardzo dobrze… - a może nie - …prawda?
Nieświadomie zrobił jedną z najżałośniejszych min w swoim wykonaniu. Gdyby smutne oczka działały na nauczyciela... Świat byłby wtedy o wiele prostszy! Tak jednak nie było, więc Willy zdawał sobie sprawę, że i tak będzie musiał zrobić to, co matematyk sobie wymyślił. Nie chciał należeć do koła matematycznego całym swoim serduszkiem! Mimo tego nie był jednym z tych buntujących się uczniów, którzy wdawaliby się w pyskówki z nauczycielami. Mógł trochę ponarzekać i pojęczeć, ale na tym jego opór zazwyczaj się kończył. Poza tym... Zawsze istniał jakiś promyczek nadziei, że akurat tym razem takie zachowanie przyniosłoby jakieś efekty! Tsaa...
- Dzień dobry – przywitał się jak zawsze grzecznie.
Może i matematyki nie lubił, ale do nauczyciela nic nie miał. Doskonale rozumiał, że ucząc takiego przedmiotu można być nieco… Momentami nieprzyjemnym? To chyba najtrafniejsze określenie. Willy jednak wolał się skupiać na wszystkich pozytywnych cechach mężczyzny. W końcu nie był aż tak zły, jak większość uczniów sądziła.
Planował posłusznie wejść za Crimen do pomieszczenia, ale zatrzymały go kolejne słowa Strikera, przez co stanął w miejscu, które chwilę wcześniej ta opuściła. Popatrzył na nauczyciela z szeroko otwartymi oczami, zastanawiając się, czy aby na pewno się nie przesłyszał.
- O klubie matematycznym… – powtórzył cicho.
A mogło być tak pięknie. Spotkanie z nauczycielem, herbatka, ciasteczka, miła rozmowa… Czy o wiele prosił? Zamiast tego właśnie był wrabiany w coś, co zdecydowanie mu się nie podobało.
- Ale… - zaczął, chcąc powiedzieć, że to musi być jakaś pomyłka.
Zrezygnował jednak z tego pomysłu, orientując się, że zapewne on tutaj nie miał za wiele do powiedzenia i to Striker podjął decyzję za niego.
Spojrzał smutnym wzrokiem na Crimen. Wątpił, by dziewczynie udałoby się go uratować... Czuł się jednak odrobinę lepiej ze świadomością, że swoje tortury spędzi w jej towarzystwie. Nie miał za wielu okazji, by z nią porozmawiać, ale ją lubił... Więc może nie będzie aż tak źle? Mimo tego musiał chociaż spróbować się zbuntować!
Zamknął za sobą drzwi i podszedł powoli do biurka nauczyciela.
- Czy to jakaś nowa kara? – jęknął zrezygnowany. – Przecież ostatnio radziłem sobie bardzo dobrze… - a może nie - …prawda?
Nieświadomie zrobił jedną z najżałośniejszych min w swoim wykonaniu. Gdyby smutne oczka działały na nauczyciela... Świat byłby wtedy o wiele prostszy! Tak jednak nie było, więc Willy zdawał sobie sprawę, że i tak będzie musiał zrobić to, co matematyk sobie wymyślił. Nie chciał należeć do koła matematycznego całym swoim serduszkiem! Mimo tego nie był jednym z tych buntujących się uczniów, którzy wdawaliby się w pyskówki z nauczycielami. Mógł trochę ponarzekać i pojęczeć, ale na tym jego opór zazwyczaj się kończył. Poza tym... Zawsze istniał jakiś promyczek nadziei, że akurat tym razem takie zachowanie przyniosłoby jakieś efekty! Tsaa...
Och, jak naiwnie niewinne myśli. Nawet jeśli Striker miałby zamiar podać tylko godzinę to również nakazałby uczniowi wejść do pokoju. Bardzo go bowiem drażniła ta maniera wiszenia w drzwiach. Zaś co się tyczy Pana Dolana...
- Tak, o klubie matematycznym. Tym, o którym wspominałem na ostatnich zajęciach. Tych, na których Pan, Panie Dolan, po raz kolejny zaliczał sprawdzian z poprzedniego tematu. Dzień ten zapadł mi wyjątkowo w pamięć przez ocenę dostateczną którą udało się Panu wywalczyć...za, bagatela - piątym razem. - Na dwie sekundy zagościł na jego ustach delikatny uśmiech. Na zasłyszane ze strony chłopaka "ale..." obdarzył go wymownym spojrzeniem. Tu nie było miejsca na jakiekolwiek "ale".
- Kara...- skrzywił się - Czy chce mi Pan, Panie Dolan, powiedzieć, że poświęcałbym własny, nieodpłatny czas pracy na tworzenie koła w którym to w ramach "kary" umieszczałbym podobne do Pana, sprawne matematycznie inaczej jednostki i przerabiał z nimi materiał który i tak wałkuję do znudzenia na lekcjach oraz na zajęciach wyrównawczych? - Uniósł znacząco jedną z brwi. Zaszumiało pewną ironią. W skrócie to pytanie mogłoby brzmieć "Czy uważa mnie Pan za skrajnego masochistę i idiotę", lecz Aidenowi nie wypadało zadawać tak bezpośrednich pytań uczniom. Niestety. Z drugiej strony werbalna gimnastyka była również kształcąca.
- To wyróżnienie. - Zaczął, przekierowując swoje spojrzenie na Crimen. - terminy zajęć nie są jeszcze ustalone. To zależy od planów zajęć osób, które się zgłoszą i mojego własnego, choć ta druga kwestia jest sporna. Oficjalnie bowiem zajęcia powinny mieć miejsce raz w tygodniu i odbywać się pod moją opieką, praktycznie członkowie klubu mogliby organizować spotkania częściej jeżeli czuliby taką potrzebę i bez mojego udziału, bo niestety nie jestem w stanie wygospodarować dla was więcej czasu. W tej drugiej sytuacji mój wkład ograniczałby się do zapewnienia wam sali. - Zamilkł na chwilę upewniając się, że przyjęli tą informację do wiadomości - Dalej - "czy trzeba być uzdolnionym"...- Nie mógł powstrzymać się o tego by z pewną protekcją spojrzeć na Dolana. - Nie. Klub ma budzić pasję i rozwijać zainteresowania, a nie zrzeszać wybitnych. Osobiście nie chcę by miały formę typowych zajęć matematyki, bo to nie o to w tym chodzi. Gdybym chciał wa zmusić do rozwiązywania zadań z podręcznika po raz drugi to po protu bym wam to zadał do przerobienia w domu, a nie tworzył w tym celu koło matematyczne. Co prawda przewiduję, że będziemy rozwiązywali tam jakieś matematyczne zagadnienia, mogę pomagać przy materiale z którym posiadacie problem, lecz chciałbym wam pokazać nieco inne oblicze matematyki, którego na zajęciach w szkole doświadczyć się po prostu nie da. Jakieś wyjazdy na konferencje, na spotkania ze studentami z różnych uniwersytetów, wycieczki w miejsca gdzie rozwiązania matematyczne stosowane są w praktyce, jakieś ciekawe materiały bądź filmy dokumentalne poświęcone zagadnieniom ścisłym. - Zamilkł i spoglądał to na dziewczę to na chłopięcie. - Zaspokoić czyjś głód informacji? Czyjkolwiek?
- Tak, o klubie matematycznym. Tym, o którym wspominałem na ostatnich zajęciach. Tych, na których Pan, Panie Dolan, po raz kolejny zaliczał sprawdzian z poprzedniego tematu. Dzień ten zapadł mi wyjątkowo w pamięć przez ocenę dostateczną którą udało się Panu wywalczyć...za, bagatela - piątym razem. - Na dwie sekundy zagościł na jego ustach delikatny uśmiech. Na zasłyszane ze strony chłopaka "ale..." obdarzył go wymownym spojrzeniem. Tu nie było miejsca na jakiekolwiek "ale".
- Kara...- skrzywił się - Czy chce mi Pan, Panie Dolan, powiedzieć, że poświęcałbym własny, nieodpłatny czas pracy na tworzenie koła w którym to w ramach "kary" umieszczałbym podobne do Pana, sprawne matematycznie inaczej jednostki i przerabiał z nimi materiał który i tak wałkuję do znudzenia na lekcjach oraz na zajęciach wyrównawczych? - Uniósł znacząco jedną z brwi. Zaszumiało pewną ironią. W skrócie to pytanie mogłoby brzmieć "Czy uważa mnie Pan za skrajnego masochistę i idiotę", lecz Aidenowi nie wypadało zadawać tak bezpośrednich pytań uczniom. Niestety. Z drugiej strony werbalna gimnastyka była również kształcąca.
- To wyróżnienie. - Zaczął, przekierowując swoje spojrzenie na Crimen. - terminy zajęć nie są jeszcze ustalone. To zależy od planów zajęć osób, które się zgłoszą i mojego własnego, choć ta druga kwestia jest sporna. Oficjalnie bowiem zajęcia powinny mieć miejsce raz w tygodniu i odbywać się pod moją opieką, praktycznie członkowie klubu mogliby organizować spotkania częściej jeżeli czuliby taką potrzebę i bez mojego udziału, bo niestety nie jestem w stanie wygospodarować dla was więcej czasu. W tej drugiej sytuacji mój wkład ograniczałby się do zapewnienia wam sali. - Zamilkł na chwilę upewniając się, że przyjęli tą informację do wiadomości - Dalej - "czy trzeba być uzdolnionym"...- Nie mógł powstrzymać się o tego by z pewną protekcją spojrzeć na Dolana. - Nie. Klub ma budzić pasję i rozwijać zainteresowania, a nie zrzeszać wybitnych. Osobiście nie chcę by miały formę typowych zajęć matematyki, bo to nie o to w tym chodzi. Gdybym chciał wa zmusić do rozwiązywania zadań z podręcznika po raz drugi to po protu bym wam to zadał do przerobienia w domu, a nie tworzył w tym celu koło matematyczne. Co prawda przewiduję, że będziemy rozwiązywali tam jakieś matematyczne zagadnienia, mogę pomagać przy materiale z którym posiadacie problem, lecz chciałbym wam pokazać nieco inne oblicze matematyki, którego na zajęciach w szkole doświadczyć się po prostu nie da. Jakieś wyjazdy na konferencje, na spotkania ze studentami z różnych uniwersytetów, wycieczki w miejsca gdzie rozwiązania matematyczne stosowane są w praktyce, jakieś ciekawe materiały bądź filmy dokumentalne poświęcone zagadnieniom ścisłym. - Zamilkł i spoglądał to na dziewczę to na chłopięcie. - Zaspokoić czyjś głód informacji? Czyjkolwiek?
Chamfort nie lubił się spóźniać. Zawsze starał się na umówione spotkania przychodzić pięć minut wcześniej, a dzwonek był dla niego świętością. W sumie, nic dziwnego, nie mógł podpaść żadnemu nauczycielowi, ponieważ to mogłoby mieć fatalny wpływ na jego przyszłość. Nic nie mógł jednak poradzić na to, że nauczyciel wychowania fizycznego zatrzymał całą klasę dłużej. Jakkolwiek Borzoj nie znosił tego przedmiotu – zaczynały się biegi, więc szansa na zapewnienie rozrywki (tudzież tragicznego momentu) drastycznie malała. Wracając jednak do meritum; gdy tylko chłopak z lekka czerwony na twarzy dobiegał do drzwi, niespodziewanie poślizgnął się i rozpaczliwie łapiąc równowagę zderzył się rękoma ze ścianą. Przynajmniej uchronił głowę, a i tak lepsze to, niż przebicie się przez drzwi i upadek na posadzkę. Nie, żeby kiedykolwiek zdarzyła mu się taka sytuacja. Niemniej, powinien zacząć uważać na świeżo umyte podłogi. Po minięciu krótkotrwałego szoku William zabrał się za ostatnie poprawki we własnym wyglądzie – poprawienie grzywki, okularów, a także rękawów koszuli – a następnie spokojne zapukanie. Standardowo Chamfort odczekał, aż dostanie pozwolenie na wejście w postaci słownej odpowiedzi albo wymownego, pięciosekundowego milczenia , po czym nacisnął klamkę, od razu wślizgując się do środka, tym razem szczęśliwie, czyli unikając jakieś wpadki. Jakkolwiek nie bawiłyby one nauczycieli – dla niego były koszmarne.
- Dzień dobry, panie profesorze – powiedział, zamykając za sobą cicho drzwi.
Nie bardzo wiedział, czy przepraszać za spóźnienie, jeśli tak to można nazwać, czy raczej nie poruszać tego tematu, bo równie dobrze matematykowi mogło być to obojętne. Rzucił odruchowo kątem oka na pozostałą dwójkę uczniów, których co prawda w ogóle nie kojarzył, jednak nie przeszkadzało mu to w przyjaznym uśmiechnięciu się do nich.
- Czy zapisy do klubu matematycznego nadal są aktualne? – spytał się, ponownie kierując wzrok w stronę nauczyciela.
Chamfort uwielbiał matematykę, dlatego wieść o powstaniu dodatkowego „kółka” przyjął ze sporym entuzjazmem. Zresztą, generalnie lubił się uczyć, w innym przypadku miałby zapewne spory problem, by spełnić wymagania szkoły odnośnie uczniów stypendialnych. Nigdy nie miał talentu do zmuszania się do robienia rzeczy, których nie cierpiał, niezależnie od tego, jak bardzo mogłyby mu się przydać w życiu.
- Dzień dobry, panie profesorze – powiedział, zamykając za sobą cicho drzwi.
Nie bardzo wiedział, czy przepraszać za spóźnienie, jeśli tak to można nazwać, czy raczej nie poruszać tego tematu, bo równie dobrze matematykowi mogło być to obojętne. Rzucił odruchowo kątem oka na pozostałą dwójkę uczniów, których co prawda w ogóle nie kojarzył, jednak nie przeszkadzało mu to w przyjaznym uśmiechnięciu się do nich.
- Czy zapisy do klubu matematycznego nadal są aktualne? – spytał się, ponownie kierując wzrok w stronę nauczyciela.
Chamfort uwielbiał matematykę, dlatego wieść o powstaniu dodatkowego „kółka” przyjął ze sporym entuzjazmem. Zresztą, generalnie lubił się uczyć, w innym przypadku miałby zapewne spory problem, by spełnić wymagania szkoły odnośnie uczniów stypendialnych. Nigdy nie miał talentu do zmuszania się do robienia rzeczy, których nie cierpiał, niezależnie od tego, jak bardzo mogłyby mu się przydać w życiu.
Przeszła mniej więcej połowę drogi do biurka, kiedy skapnęła się, że kolega wcale nie wszedł do środka. Tak więc stanęła, obróciła się tak, żeby widzieć ich oboje i uważnie przysłuchiwała się rozmowie tej dwójki, bardziej jednak skupiając się na reakcji Williama. Nie trzeba było jakichś wyższych umiejętności dedukcji, żeby się domyślić, jakie zdanie ma o tym wszystkim. Postarała się, by zamiast głębokiego współczucia, jakim go w tej chwili darzyła, ujrzał w jej oczach chociaż odrobinę pocieszenia. W przypadku gburowatych uczniów, których zdaniem nauczyciel winien być wdzięczny, że w ogóle raczyli pojawić się na lekcji i z samej racji tego wstawiać im piątki za każde krzywe spojrzenie, nie miała nic przeciwko małej zemście za niepotrzebne nerwy. Osobiście cicho dopingowałaby wrednego nauczyciela. Ale to jest przecież Willy, najmilszy chłopak w szkole. Wciąganie go w cokolwiek podstępem było niesprawiedliwe. Okropne. Niestety miał rację - była ostatnią osobą, która teraz odważyłaby się dyskutować z chodzącym terrorem i powiedzieć mu wprost, jak najchętniej by go nazwała.
Odwróciła się do profesora, kiedy poczuła na sobie jego wzrok. Zawsze była na to wyczulona. Elastyczne podejście do kwestii terminów trochę pokrzyżowało jej ewentualne plany ucieczki, ale nie szkodzi - i tak nie miałaby teraz serca zostawiać kolegi. Raz w tygodniu można się poświęcić, nie zaboli.
-Rozumiem.- mruknęła cicho, kiedy milczał między wypowiedziami. Nawet gdyby chciała, więcej nie zdążyłaby powiedzieć.
Po drugiej części wypowiedzi miała takie małe : aha? Cóż za hipokryzja. Dręczyć Williego i mówić o rozwijaniu pasji! Odwróciła się z powrotem do blondyna.
-To brzmi jak całkiem ciekawa kara, no nie? - zagadnęła, starając się brzmieć jak najbardziej pozytywnie.- Ja i inni członkowie klubu chętnie pomożemy Ci z zadaniami. Może ciepłe podejście coś pomoże.- no, to ostatnie po prostu musiała powiedzieć, półszeptem oczywiście. A nóż go rozbawi.
Przechyliła się lekko w bok na dźwięk stukania do drzwi, na tyle, by widzieć kto wszedł do środka. Odwzajemniła uśmiech i dorzuciła "cześć". Kimkolwiek jesteś, chwała Ci! Dodatkowe towarzystwo zawsze w cenie.
Odwróciła się do profesora, kiedy poczuła na sobie jego wzrok. Zawsze była na to wyczulona. Elastyczne podejście do kwestii terminów trochę pokrzyżowało jej ewentualne plany ucieczki, ale nie szkodzi - i tak nie miałaby teraz serca zostawiać kolegi. Raz w tygodniu można się poświęcić, nie zaboli.
-Rozumiem.- mruknęła cicho, kiedy milczał między wypowiedziami. Nawet gdyby chciała, więcej nie zdążyłaby powiedzieć.
Po drugiej części wypowiedzi miała takie małe : aha? Cóż za hipokryzja. Dręczyć Williego i mówić o rozwijaniu pasji! Odwróciła się z powrotem do blondyna.
-To brzmi jak całkiem ciekawa kara, no nie? - zagadnęła, starając się brzmieć jak najbardziej pozytywnie.- Ja i inni członkowie klubu chętnie pomożemy Ci z zadaniami. Może ciepłe podejście coś pomoże.- no, to ostatnie po prostu musiała powiedzieć, półszeptem oczywiście. A nóż go rozbawi.
Przechyliła się lekko w bok na dźwięk stukania do drzwi, na tyle, by widzieć kto wszedł do środka. Odwzajemniła uśmiech i dorzuciła "cześć". Kimkolwiek jesteś, chwała Ci! Dodatkowe towarzystwo zawsze w cenie.
Nie pamiętał żadnej wzmianki o klubie matematycznym, ale nie dziwiło go to. Pisząc poprawę na ostatniej lekcji, nie był zbyt zainteresowany tym, co mówił nauczyciel. Chciał nareszcie dostać z tego sprawdzianu dobrą ocenę, żeby móc jak najszybciej zapomnieć o tym, czego się na niego nauczył. Bo tym razem naprawdę się uczył! W końcu ile razy można oblać ten sam sprawdzian? To było za dużo nawet na Willy'ego, ale co mógł poradzić na to, że tematy z tego działu były dla niego zbyt trudne?
- Lepiej trochę poczekać, a dostać dostateczny zamiast dopuszczającego - spróbował jakoś się obronić i nawet delikatnie uśmiechnąć, choć wiedział, że to nic nie da.
Może po jego głosie nie było tego słychać, ale zdawał sobie sprawę z tego, że zawalił i może rzeczywiście powinien poświęcić trochę więcej czasu na naukę tego przedmiotu. Mimo całej niechęci, którą darzył matematykę, nie lubił się poddawać. W tym wypadku nawet nie zaczął się starać, więc o porażce nie było mowy, ale Willy nie był złym uczniem, więc dziwnie czuł się patrząc na oceny, które dostawał od Strikera...
- Tak - powiedział zanim zdążył się powstrzymać.
Wiedział, że w tym wszystkim musiało tkwić coś więcej, niż zwykła chęć pomęczenia kilku uczniów, bo gdyby profesor Striker naprawdę chciał to zrobić, to na lekcji miał przecież nie jedną okazję. Jego "tak", to był bardziej odruch.
- ... nie myślę - dodał zaraz, jako uzupełnienie swoich słów.
Uff, uratowany! Nie chciał, żeby nauczyciel pomyślał, że okazuje mu brak szacunku. W końcu na swój sposób go lubił. Matematyk kochał uprzykrzać Willy'emu życie swoim przedmiotem, ale był dość... Ciekawą osobą? Tak to ujmijmy.
- Budzić pasję i rozwijać zainteresowania... - powtórzył głucho.
Jasnowłosy kochał te dwie czynności, ale... Czemu był zmuszony do robienia tego z matematyką? Nie mógł ktoś rozwijać jego zdolności kulinarnych (których nie miał)? Przecież to byłoby o milion razy lepsze!
Słysząc plany nauczyciela odnośnie koła matematycznego, czuł jak krew powoli odpływa mu z twarzy. Miał dość bujną wyobraźnię, więc bez najmniejszego problemu był w stanie to sobie wyobrazić. Dodatkowa matematyka raz w tygodniu, możliwe częstsze spotkania, rozwiązywanie zagadnień, konferencje, spotkania ze studentami, filmy dokumentalne... Czym on sobie na to zasłużył?! Przecież był grzeczny, miły, nie wdawał się w bójki, pomagał ludziom, okazywał szacunek starszym, nigdy nie życzył komuś źle... A jednak teraz czekało go piekło na ziemi!
Z jego rozmyśleń wyrwał go głos Crimen. Przez chwilę patrzył na nią w milczeniu, jakby miał zaraz się rozpłakać, ale w końcu uśmiechnął się do niej delikatnie. Jej słowa podziałały na jasnowłosego jak słońce na człowieka, który był zmuszony żyć przez pół roku w mroku. W odpowiednim momencie wyrwała go z jego ponurych myśli. Miał ochotę mocno ją przytulić, ale wiedział, że to nie jest dobra chwila na coś takiego. Poza tym, właśnie w tym momencie ktoś wszedł do pokoju nauczycielskiego. Willy popatrzył na niego zaciekawionym wzrokiem. Od razu spodobał mu przyjazny uśmiech nieznajomego. Odwzajemnił go, choć osoba, która widywała go dość często, bez problemu mogła zauważyć, że nie był on teraz tak wesoły jak zazwyczaj. Zdecydowanie jeszcze się nie pozbierał po tej dawce informacji.
- Lepiej trochę poczekać, a dostać dostateczny zamiast dopuszczającego - spróbował jakoś się obronić i nawet delikatnie uśmiechnąć, choć wiedział, że to nic nie da.
Może po jego głosie nie było tego słychać, ale zdawał sobie sprawę z tego, że zawalił i może rzeczywiście powinien poświęcić trochę więcej czasu na naukę tego przedmiotu. Mimo całej niechęci, którą darzył matematykę, nie lubił się poddawać. W tym wypadku nawet nie zaczął się starać, więc o porażce nie było mowy, ale Willy nie był złym uczniem, więc dziwnie czuł się patrząc na oceny, które dostawał od Strikera...
- Tak - powiedział zanim zdążył się powstrzymać.
Wiedział, że w tym wszystkim musiało tkwić coś więcej, niż zwykła chęć pomęczenia kilku uczniów, bo gdyby profesor Striker naprawdę chciał to zrobić, to na lekcji miał przecież nie jedną okazję. Jego "tak", to był bardziej odruch.
- ... nie myślę - dodał zaraz, jako uzupełnienie swoich słów.
Uff, uratowany! Nie chciał, żeby nauczyciel pomyślał, że okazuje mu brak szacunku. W końcu na swój sposób go lubił. Matematyk kochał uprzykrzać Willy'emu życie swoim przedmiotem, ale był dość... Ciekawą osobą? Tak to ujmijmy.
- Budzić pasję i rozwijać zainteresowania... - powtórzył głucho.
Jasnowłosy kochał te dwie czynności, ale... Czemu był zmuszony do robienia tego z matematyką? Nie mógł ktoś rozwijać jego zdolności kulinarnych (których nie miał)? Przecież to byłoby o milion razy lepsze!
Słysząc plany nauczyciela odnośnie koła matematycznego, czuł jak krew powoli odpływa mu z twarzy. Miał dość bujną wyobraźnię, więc bez najmniejszego problemu był w stanie to sobie wyobrazić. Dodatkowa matematyka raz w tygodniu, możliwe częstsze spotkania, rozwiązywanie zagadnień, konferencje, spotkania ze studentami, filmy dokumentalne... Czym on sobie na to zasłużył?! Przecież był grzeczny, miły, nie wdawał się w bójki, pomagał ludziom, okazywał szacunek starszym, nigdy nie życzył komuś źle... A jednak teraz czekało go piekło na ziemi!
Z jego rozmyśleń wyrwał go głos Crimen. Przez chwilę patrzył na nią w milczeniu, jakby miał zaraz się rozpłakać, ale w końcu uśmiechnął się do niej delikatnie. Jej słowa podziałały na jasnowłosego jak słońce na człowieka, który był zmuszony żyć przez pół roku w mroku. W odpowiednim momencie wyrwała go z jego ponurych myśli. Miał ochotę mocno ją przytulić, ale wiedział, że to nie jest dobra chwila na coś takiego. Poza tym, właśnie w tym momencie ktoś wszedł do pokoju nauczycielskiego. Willy popatrzył na niego zaciekawionym wzrokiem. Od razu spodobał mu przyjazny uśmiech nieznajomego. Odwzajemnił go, choć osoba, która widywała go dość często, bez problemu mogła zauważyć, że nie był on teraz tak wesoły jak zazwyczaj. Zdecydowanie jeszcze się nie pozbierał po tej dawce informacji.
Trzymając wytrwale przy uchu telefon wolnym, równym krokiem przemierzałem szkolny korytarz. Pięć sygnałów i żadnej odpowiedzi, co za cebulak no. Nie poddałem się oczywiście od razu - czynność powtórzyłem kilkakrotnie z sekundowymi dosłownie odstępami. Nie osiągnąwszy żadnego rezultatu - przeszedłem do realizacji planu 'B', a więc zawalenia skrzynki odbiorczej Freya wierutnym spamem w postaci szczątkowych wiadomości tekstowych w stylu 'o', 'd', 'b', 'i', 'e', 'r', 'z', 't', 'e', 'n', 't', 'e', 'l', 'e', 'f', 'o', 'n', 'b', 'u', 'r', 'a', 'k', 'u'. Od czasu do czasu unosiłem tylko wzrok znad ekranu by mechanicznie, zupełnie odruchowo kiwnąć głową do zaczepiających mnie w drodze znajomych. Potem znów spróbowałem zadzwonić - niestety nadal bez skutku. Hej, zaproponowałem mu tylko wypad na boisko. Jak można być aż tak cholernie leniwym? To aż niezdrowe. Tak czy owak byłem zmuszony się poddać, bo jak Orion się uprze tak już nie ma zmiłuj. Jedyną opcją było wyciągnięcie go z domu za uszy, a że nie byłem pewien czy go tam zastanę postanowiłem póki co zostawić go w spokoju. Zwłaszcza, że przez swoją nieostrożność omal nie wpadłem niezdarnie na niewielką grupę stojących przy tablicy z ogłoszeniami uczniów. Jakaś nowa notka? Kierowany ciekawością przystanąłem za grupą wyglądając na korkową tablicę. Kółko matematyczne, mhm..? Na ogół nie przepadałem za tym akurat przedmiotem, ale... Zaraz... Frey zdaje się również nie był jego fanem, mam rację? A gdyby tak wpisać go na listę chętnych bez jego wiedzy? Moja mała zemsta... Nie mógłbym przepuścić takiej okazji. Wprawdzie będę musiał zapisać i siebie bo z ogłoszenia wynikało, że zgłosić należało się bezpośrednio do Strikera (łatwiej pewnie by było, gdyby starczyło podpisać gdzieś listę), ale dla dobra sprawy tyle byłem w stanie się poświęcić. Uśmiechnąłem się więc pod nosem i schowałem telefon w kieszeni spodni, dziarskim, równym krokiem zmierzając w stronę pokoju nauczycielskiego. Zapukałem dwukrotnie w drzwi i chwyciłem za klamkę zaglądając do środka. Bardzo szybko zlokalizowałem spojrzeniem otoczonego trojgiem innych uczniów Strikera, co ciekawe - wyglądało na to, że pojawili się tutaj w identycznej sprawie. Kto by pomyślał, że koło matematyczne cieszyć się będzie aż tak dużym zainteresowaniem? Zła wiadomość jest taka, że skoro chętnych jest troje... W najlepszym wypadku pozostało jedno wolne miejsce. O ile wcześniej go ktoś nie zajął. Pierwotnie Striker miał przyjąć do koła cztery osoby, ale może da się namówić na jedną więcej?
- Dzień dobry, profesorze. - przywitałem się z pełną werwą ze Strikerem, w stronę rówieśników z kolei posyłając krótki, wesoły półuśmiech. - Nabór do koła wciąż otwarty? Potrzebuję dwóch wolnych miejsc - dla siebie i kuzyna. Da się zrobić? - zapytałem gdy tylko zamknąłem za sobą drzwi i podszedłem nieco bliżej towarzystwa. Póki co zapytałem tylko o możliwość, jeśli odpowiedź będzie twierdząca przejdę do dalszych wyjaśnień. Bo kto wie? Może lista chętnych była już pełna? Ludzie mają różne hobby, są i tacy co lubią spędzać całe dnie nad zeszytem rozwiązując logarytmy. Jeden lubi Zosię, a drugi Antosię, nie? Albo Antosia... Nie oceniam.
- Dzień dobry, profesorze. - przywitałem się z pełną werwą ze Strikerem, w stronę rówieśników z kolei posyłając krótki, wesoły półuśmiech. - Nabór do koła wciąż otwarty? Potrzebuję dwóch wolnych miejsc - dla siebie i kuzyna. Da się zrobić? - zapytałem gdy tylko zamknąłem za sobą drzwi i podszedłem nieco bliżej towarzystwa. Póki co zapytałem tylko o możliwość, jeśli odpowiedź będzie twierdząca przejdę do dalszych wyjaśnień. Bo kto wie? Może lista chętnych była już pełna? Ludzie mają różne hobby, są i tacy co lubią spędzać całe dnie nad zeszytem rozwiązując logarytmy. Jeden lubi Zosię, a drugi Antosię, nie? Albo Antosia... Nie oceniam.
"Trochę poczekać", no tak, dzieciarnia i te ich...strategie zdobywania ocen. Za tym się po protu nie dało się nadążyć. Aiden nawet nie próbował bo na chwilę obecną był trochę skonsternowany odważną odpowiedzią młodego.
- Tak
Zmrużył ślepia posyłając w jego kierunku kilka matematyczno-lodowych sztyletów.
-...nie myślę.
- W to akurat nie wątpię. - Skwitował szorstko. - Dlatego radzę zacząć, w końcu oboje już wiemy kto będzie na jutrzejszych zajęciach odpowiadał przy tablicą. - Oświadczył, jak gdyby nigdy nic. Nie żartował. Nie znał się na żartach dlatego zaraz potem zabrał się z rozpędu na odpowiadanie na pytania uczniów.
- Budzić pasję i rozwijać zainteresowania...
- Tak, tak właśnie widnieje w statucie. - Podał Crimen i Dolanowi kartkę z podaniem, na której...niemal słowo w słowo widniało to samo co przed chwilą rzekł belfer. Niezaprzeczalnie można było się pokusić o stwierdzenie, że Aiden odrobił swoje "lekcje" i ładnie się wyuczył formułki, którą zresztą już od kilku dni powtarzał w kółko, tak, by wypaść wiarygodnie przed dyrektorem. Już, uwaga, on lecący krzewić miłość do matematyki w bandzie nie-ogarów. - W statucie, który Pan podpisze, Panie Dolan. - Dodał, podkreślając tym samym, że była to swego rodzaju propozycja nie do odrzucenia - w tym samym celu zastukał zaraz palcem w blat stołu na którym to młody uczeń mógłby posiłkować się przy podpisywaniu cyrografu - Pożyczyć długopisu? - Rzucił uprzejmie, co w jego ustach zabrzmiało nienaturalnie i niepokojąco.
Zaraz do pokoju przybyły kolejne osobliwości.
- Pan Chamfort, oczywiście, czekałem na Pana. Domyślam się, że ktoś Pana pokroju jest dobrze zapoznany ze wszystkimi kwestiami dotyczącymi koła matematycznego. - W końcu Aiden wspominał o nim na lekcjach, a uczniowie stypendialni mieli w zwyczaju być bardzo sumiennymi i uważnymi słuchaczami. Tacy ludzie byli balsamem dla zszarganych nerwów matematyka. - Jednak, jakby miał Pan jakieś pytania, to proszę się nie krępować, Panie Chamfort. - Nauczyciel podał mu podanie.
- Witam Pana Clawerich'ta...- Zaczął ostrożnie mając nadzieję, że...szlag, a jednak. - Nie ma ograniczonej liczby miejsc, lecz jeśli narodziła się jakaś plotka, że podwyższam oceny za uczęszczanie na te zajęcia to od razu je dementuję - nie jest to prawda. - Wyjaśnił, gdyż...to było trochę podejrzane. Najpierw pojawiła się Crim, teraz Boyd...Oboje z 2A. Żeby nie wyszło, że zaraz drugoklasiści wezmą go tu szturmem. Huh.
- Tak
Zmrużył ślepia posyłając w jego kierunku kilka matematyczno-lodowych sztyletów.
-...nie myślę.
- W to akurat nie wątpię. - Skwitował szorstko. - Dlatego radzę zacząć, w końcu oboje już wiemy kto będzie na jutrzejszych zajęciach odpowiadał przy tablicą. - Oświadczył, jak gdyby nigdy nic. Nie żartował. Nie znał się na żartach dlatego zaraz potem zabrał się z rozpędu na odpowiadanie na pytania uczniów.
- Budzić pasję i rozwijać zainteresowania...
- Tak, tak właśnie widnieje w statucie. - Podał Crimen i Dolanowi kartkę z podaniem, na której...niemal słowo w słowo widniało to samo co przed chwilą rzekł belfer. Niezaprzeczalnie można było się pokusić o stwierdzenie, że Aiden odrobił swoje "lekcje" i ładnie się wyuczył formułki, którą zresztą już od kilku dni powtarzał w kółko, tak, by wypaść wiarygodnie przed dyrektorem. Już, uwaga, on lecący krzewić miłość do matematyki w bandzie nie-ogarów. - W statucie, który Pan podpisze, Panie Dolan. - Dodał, podkreślając tym samym, że była to swego rodzaju propozycja nie do odrzucenia - w tym samym celu zastukał zaraz palcem w blat stołu na którym to młody uczeń mógłby posiłkować się przy podpisywaniu cyrografu - Pożyczyć długopisu? - Rzucił uprzejmie, co w jego ustach zabrzmiało nienaturalnie i niepokojąco.
Zaraz do pokoju przybyły kolejne osobliwości.
- Pan Chamfort, oczywiście, czekałem na Pana. Domyślam się, że ktoś Pana pokroju jest dobrze zapoznany ze wszystkimi kwestiami dotyczącymi koła matematycznego. - W końcu Aiden wspominał o nim na lekcjach, a uczniowie stypendialni mieli w zwyczaju być bardzo sumiennymi i uważnymi słuchaczami. Tacy ludzie byli balsamem dla zszarganych nerwów matematyka. - Jednak, jakby miał Pan jakieś pytania, to proszę się nie krępować, Panie Chamfort. - Nauczyciel podał mu podanie.
- Witam Pana Clawerich'ta...- Zaczął ostrożnie mając nadzieję, że...szlag, a jednak. - Nie ma ograniczonej liczby miejsc, lecz jeśli narodziła się jakaś plotka, że podwyższam oceny za uczęszczanie na te zajęcia to od razu je dementuję - nie jest to prawda. - Wyjaśnił, gdyż...to było trochę podejrzane. Najpierw pojawiła się Crim, teraz Boyd...Oboje z 2A. Żeby nie wyszło, że zaraz drugoklasiści wezmą go tu szturmem. Huh.
- Chciałbym się tylko zapytać, czy ma pan już wyznaczony termin pierwszego spotkania? – powiedział, już po chwili odbierając „papiery” z rąk nauczyciela.
Niemniej, zanim zaczął czytać, co było standardowym odruchem przed podpisaniem czegokolwiek, do sali weszła kolejna osoba. Kto by pomyślał, że klub matematyczny będzie wzbudzał tak duże zainteresowanie. Bądź co bądź, samo słowo „zajęcia dodatkowe” dla większości osób było mało atrakcyjne, ale przecież czego nie robi się dla królowej nauk – matematyki. Chociaż akurat Chamfort był fanem ¾ przedmiotów, których uczył się w Riverdale, ale w gruncie rzeczy to właśnie zamiłowanie do nauki umożliwiło mu dostanie stypendium. Tak czy owak William skinął głową (łącząc to rzecz jasna z lekkim uniesieniem kącików warg do góry) w stronę Boyda, aczkolwiek jego również nie kojarzył. W sumie, nie było w tym nic dziwnego, Chamfort nie miał specjalnego talentu do zapamiętywania twarzy „z widzenia”, a poza tym w tej szkole było mnóstwo uczniów i do tego cztery klasy (pomijając podział na A i B). Niemniej – nie miał nic przeciwko nowym znajomościom, dlatego podczas rozmowy matematyka z Clawerich’em, przesunął się w stronę dwójki nieznajomych, jak zawsze mając pogodny wyraz twarzy.
- Ominęło mnie coś z początku spotkania? – spytał się cicho, nie chcąc przypadkiem przeszkodzić nauczycielowi w dyskusji, jednocześnie przenosząc wzrok na Williama i Liliannę, a po chwili otworzył szerzej oczy. – No i jak zawsze zapomniałem o kulturze, nazywam się William Chamfort.
Posłał w ich stronę lekko zakłopotany uśmiech, ale w gruncie rzeczy dzisiejszego dnia był po prostu… roztrzepany. Najchętniej zwaliłby wszystko na biegi, a jednak akurat one pomagały mu się skupić na danym celu, tak więc musiał znaleźć innego winowajcę. Cóż, koniec końców, niewątpliwym czynnikiem rozpraszającym okazała się być mokra podłoga, dzięki której prawie zaliczył wspaniałą glebę. Grunt, żeby teraz nie potknąć się na płaskiej powierzchni o własne długie kończyny, chociaż niewątpliwie byłby to „miły” początek znajomości. Czy też raczej zabawny, ale przynajmniej rozluźniłby atmosferę.
Niemniej, zanim zaczął czytać, co było standardowym odruchem przed podpisaniem czegokolwiek, do sali weszła kolejna osoba. Kto by pomyślał, że klub matematyczny będzie wzbudzał tak duże zainteresowanie. Bądź co bądź, samo słowo „zajęcia dodatkowe” dla większości osób było mało atrakcyjne, ale przecież czego nie robi się dla królowej nauk – matematyki. Chociaż akurat Chamfort był fanem ¾ przedmiotów, których uczył się w Riverdale, ale w gruncie rzeczy to właśnie zamiłowanie do nauki umożliwiło mu dostanie stypendium. Tak czy owak William skinął głową (łącząc to rzecz jasna z lekkim uniesieniem kącików warg do góry) w stronę Boyda, aczkolwiek jego również nie kojarzył. W sumie, nie było w tym nic dziwnego, Chamfort nie miał specjalnego talentu do zapamiętywania twarzy „z widzenia”, a poza tym w tej szkole było mnóstwo uczniów i do tego cztery klasy (pomijając podział na A i B). Niemniej – nie miał nic przeciwko nowym znajomościom, dlatego podczas rozmowy matematyka z Clawerich’em, przesunął się w stronę dwójki nieznajomych, jak zawsze mając pogodny wyraz twarzy.
- Ominęło mnie coś z początku spotkania? – spytał się cicho, nie chcąc przypadkiem przeszkodzić nauczycielowi w dyskusji, jednocześnie przenosząc wzrok na Williama i Liliannę, a po chwili otworzył szerzej oczy. – No i jak zawsze zapomniałem o kulturze, nazywam się William Chamfort.
Posłał w ich stronę lekko zakłopotany uśmiech, ale w gruncie rzeczy dzisiejszego dnia był po prostu… roztrzepany. Najchętniej zwaliłby wszystko na biegi, a jednak akurat one pomagały mu się skupić na danym celu, tak więc musiał znaleźć innego winowajcę. Cóż, koniec końców, niewątpliwym czynnikiem rozpraszającym okazała się być mokra podłoga, dzięki której prawie zaliczył wspaniałą glebę. Grunt, żeby teraz nie potknąć się na płaskiej powierzchni o własne długie kończyny, chociaż niewątpliwie byłby to „miły” początek znajomości. Czy też raczej zabawny, ale przynajmniej rozluźniłby atmosferę.
Odebrała swój świstek z uprzejmym "dziękuje". Podczas szperania w obszernej torbie za jakimś długopisem, przeczytała pobieżnie calutki tekst. Normalnie podpisałaby papierek bez zerkania na niego, jednak - jak pokazał jej przypadek Willisia - na tego nauczyciela lepiej uważać. Starała się zapamiętać, o czym mniej-więcej prawiły poszczególne punkty, czy nie ma tam dla niej czegoś zbyt wiążącego.. co mógłby potem wykorzystać przeciwko niej. W tym czasie wygrzebała dwa długopisy - czarny i fioletowy. Ten drugi odrzuciła na wstępie, schowała do bocznej kieszonki. Już słyszała kazanie nauczyciela na temat szacunku do szkolnej biurokracji. Złożyła podpis w odpowiednim miejscu na kartce, odłożyła ją na blat, zaś długopis podała Willisiowi.
Zdążyła tylko przez moment zawiesić oko na następnym potencjalnym członku klubu. Kolega z klasy, jak milutko. Machnęła mu dłonią na powitanie, czego pewnie nawet nie zauważył, bo już skupił się na czymś innym. Skierowała więc wzrok na chłopaka, który dyskretnie się do nich zbliżył. Czyżby terror belfra wpływał także na niego? Zatrzymała dla siebie kąśliwą odpowiedź na zadane pytanie. Nie było sensu skarżyć się nieznajomemu na nauczyciela. Kto wie, z kim miała do czynienia!
-Właściwie dopiero przyszliśmy. Godziny spotkań będą zależały od nas, więcej nie wiem.- rzekła, równie cicho, co rozmówca. Zaśmiała się cicho. - Lilianne Duplessis.
Rzuciła rozbawione spojrzenie w stronę nauczyciela. Ktoś miałby być AŻ TAK zdesperowany, żeby chodzić na kółko matematyczne dla wyższej oceny? To albo stypendialny, albo jakiś dziwak. Lil sama zastanawiała się, czemu wybrała akurat te zajęcia. Miała tyle innych możliwości, żeby się jakoś socjalizować, a tak marnie skończyła, eh... Jedyny plus to koledzy. Willi jak Willi, nie ma na co narzekać, z Boydem jakoś specjalnie blisko nie była, ale żadnych obiekcji też nie miała, a William... no, wyglądał na sympatycznego kolesia. Na pewno pomoże Willisiowi bardziej, niż ona.
Zdążyła tylko przez moment zawiesić oko na następnym potencjalnym członku klubu. Kolega z klasy, jak milutko. Machnęła mu dłonią na powitanie, czego pewnie nawet nie zauważył, bo już skupił się na czymś innym. Skierowała więc wzrok na chłopaka, który dyskretnie się do nich zbliżył. Czyżby terror belfra wpływał także na niego? Zatrzymała dla siebie kąśliwą odpowiedź na zadane pytanie. Nie było sensu skarżyć się nieznajomemu na nauczyciela. Kto wie, z kim miała do czynienia!
-Właściwie dopiero przyszliśmy. Godziny spotkań będą zależały od nas, więcej nie wiem.- rzekła, równie cicho, co rozmówca. Zaśmiała się cicho. - Lilianne Duplessis.
Rzuciła rozbawione spojrzenie w stronę nauczyciela. Ktoś miałby być AŻ TAK zdesperowany, żeby chodzić na kółko matematyczne dla wyższej oceny? To albo stypendialny, albo jakiś dziwak. Lil sama zastanawiała się, czemu wybrała akurat te zajęcia. Miała tyle innych możliwości, żeby się jakoś socjalizować, a tak marnie skończyła, eh... Jedyny plus to koledzy. Willi jak Willi, nie ma na co narzekać, z Boydem jakoś specjalnie blisko nie była, ale żadnych obiekcji też nie miała, a William... no, wyglądał na sympatycznego kolesia. Na pewno pomoże Willisiowi bardziej, niż ona.
- Nie, nic nie jet jeszcze konkretnie zaplanowane, Panie Chamfort. To wszytko będzie zależało od liczby chętnych i ich planów zajęć, choć...- zamyślił się na chwilę - ...właściwie powiedzmy, że poczekam jeszcze do końca tygodnia, a potem odezwę się do państwa drogą meilową, tylko...- wyjął z aktówki kawałek kartki -...proszę mi tu zapiać kontakt meilowy do siebie. Naturalnie, jeżeli odpowiadają Państwu jakieś konkretne terminy to właściwie proszę pod meilem swoim dać o tym adnotację. Postaram się wziąć to pod uwagę. - w tych słowach zwrócił się bardziej już do ogółu niż samego Pana Chamforta. I nie, w zgłoszeniu nie widniały żadne tajemnicze zapiski, prócz tych, które standardowo znajdują się w zgłoszeniach. Jeśli Borzoj i Crimen zdali woje zgłoszenia i nie mieli więcej pytań byli wolni i mogli wyjść. Problem stanowił Willy.
- I jak tam Panie Dolan, kaligrafia również sprawia Panu podobne problemy co matematyka, czy nad czymś się pan zastanawia? Hm? - zagaił widząc, że Pan Dolan się 'trochę' zawiesił. Przed zwróceniem uwagi kompletnie nie powstrzymywała go obecność Boyda. Bo czemu by miała. swoją drogą czekał aż książę przynajmniej zaprzeczy domysłowi, który się zrodził w głowie Aidena.
|Borzoj, Crimen, jak chcecie możecie wyjść i czekać na Willego na korytarzu albo się rozejść bo nie wiem, jak z jego aktywnością i może mu trochę zejść w gabinecie ._.
|Boyd - pisz kiedy możesz, nie zwracaj uwagi na kolejkę
- I jak tam Panie Dolan, kaligrafia również sprawia Panu podobne problemy co matematyka, czy nad czymś się pan zastanawia? Hm? - zagaił widząc, że Pan Dolan się 'trochę' zawiesił. Przed zwróceniem uwagi kompletnie nie powstrzymywała go obecność Boyda. Bo czemu by miała. swoją drogą czekał aż książę przynajmniej zaprzeczy domysłowi, który się zrodził w głowie Aidena.
|Borzoj, Crimen, jak chcecie możecie wyjść i czekać na Willego na korytarzu albo się rozejść bo nie wiem, jak z jego aktywnością i może mu trochę zejść w gabinecie ._.
|Boyd - pisz kiedy możesz, nie zwracaj uwagi na kolejkę
W Japonii był taki zwyczaj, że gdy gdzieś pojawiało się po raz pierwszy, zaczynało dopiero się w danej okolicy mieszkać, wtedy w dobrym tonie było odwiedzenie swoich sąsiadów i krótkie przywitanie się, czasem nawet podzielenie się suwenirami tego czy innego rodzaju. Najczęściej ograniczało się to właśnie do miejsca zamieszkania, lecz nie całkowicie niespotykanym było wybranie się do miejsca pracy przed pierwszym dniem w swym zawodzie lub do budynku szkoły celem przywitania z gronem nauczycielskim. Najczęściej takie wizyty jednak pochodziły z inicjatywy rodziców, nie dzieciaków. Przypadek Seo był przypadkiem więc dość osobliwym, bo kto z jej rówieśników tak chętnie udałby się do szkoły w momencie, w którym tego robić by nie musiał? Motywacja Seo była jednak nad wyraz prosta - chciała po prostu poznać wstępnie ludzi, z którymi przyjdzie się jej tu zadawać. Poczynając od nauczycieli przez uczniów, nawet jeśli tych drugich, o dziwo, poznać było zdecydowanie trudniej. Przynajmniej w tym momencie.
Pobłądziła trochę po budynku szkoły nim ktoś ze starszych roczników wskazał jej drogę do pokoju nauczycielskiego. Seo nie próżnowała i zdążyła już zawinąć numer telefonu od chłopaka, który był na tyle miły - kto wie, kiedy takowy się przyda. A on też nie miał nic przeciwko podzieleniu się tymże, gdy naprzeciw niego stanęła urocza dziewczyna, która trochę jeszcze miejscami kaleczyła angielską wymowę (ale i tak było już lepiej niż zaraz po przylocie do tego kraju, głównie dzięki Gabrielowi). Punkt dla niej. Teraz jednak stanęła przed drzwiami do pokoju nauczycielskiego, a następnie zdecydowanie zapukała prawą piąstką w drzwi poprawiając włosy w oczekiwaniu na odpowiedź. Przynajmniej nie stresowało jej porozumiewanie się w tym języku. Dobra jej.
Pobłądziła trochę po budynku szkoły nim ktoś ze starszych roczników wskazał jej drogę do pokoju nauczycielskiego. Seo nie próżnowała i zdążyła już zawinąć numer telefonu od chłopaka, który był na tyle miły - kto wie, kiedy takowy się przyda. A on też nie miał nic przeciwko podzieleniu się tymże, gdy naprzeciw niego stanęła urocza dziewczyna, która trochę jeszcze miejscami kaleczyła angielską wymowę (ale i tak było już lepiej niż zaraz po przylocie do tego kraju, głównie dzięki Gabrielowi). Punkt dla niej. Teraz jednak stanęła przed drzwiami do pokoju nauczycielskiego, a następnie zdecydowanie zapukała prawą piąstką w drzwi poprawiając włosy w oczekiwaniu na odpowiedź. Przynajmniej nie stresowało jej porozumiewanie się w tym języku. Dobra jej.
Usłyszał pukanie.
- Proszę. I proszę wejść, nie stać w drzwiach. - Rzucił, nim jeszcze się odwrócił w stronę kolejnego petenta, uczulając w sposób dość szorstki, że jest człowiekiem nie lubiącym, jak ktoś w wisi w drzwiach o czym już tutaj bytujący uczniowie ię zdążyli przekonać.
- W jakiej sprawie? - Dodał po chwili uwieszając swój wzrok w dziewczynie. W tle chmara uczniów wypełniała papirusologię.
- Proszę. I proszę wejść, nie stać w drzwiach. - Rzucił, nim jeszcze się odwrócił w stronę kolejnego petenta, uczulając w sposób dość szorstki, że jest człowiekiem nie lubiącym, jak ktoś w wisi w drzwiach o czym już tutaj bytujący uczniowie ię zdążyli przekonać.
- W jakiej sprawie? - Dodał po chwili uwieszając swój wzrok w dziewczynie. W tle chmara uczniów wypełniała papirusologię.
Krótko, lakonicznie i na temat. Coś do czego Seo zdążyła przywyknąć gdy jeszcze chodziła do szkoły w swoim kraju. Może podświadomie spodziewała się tego, że tutaj nauczyciele będę w stosunku do uczniów nastawieni bardziej jak do pociesznych zwierzątek? Jeśli tak to najprawdopodobniej się myliła. Ale za wcześnie było jeszcze na wysnuwanie jakichkolwiek wniosków. Czy nie dziwniejsze byłoby gdyby nauczyciel na dzień dobry roztoczył przed nią czerwony dywan i zaczął częstować sernikiem?
- Dzień dobry, nazywam się Seo Kirishima, od nowego roku rozpoczynam naukę w tej szkole i przyszłam się przywitać wszystkim nauczycielom. - lekko ukłoniła się dziewczyna, teraz zaczynając się zastanawiać nad tym czy tego rodzaju wizyty były powszechne w tym kraju. Jeśli nie... wtedy zapewne spotka się ze zdziwioną miną nauczyciela. I będzie musiała się wytłumaczyć. Póki co jednak na twarz przybrała ciepły i ufny uśmiech, taki który najczęściej widuje się u dobrych uczennic. Starała się też by jej angielski brzmiał w miarę dobrze i zwracała szczególną uwagę na odpowiednią wymowę słów. - Chciałam też zapytać czy powinnam własnoręcznie wypełnić jakieś dokumenty w związku z tym faktem. A także... - lekko zawahała się przed zadaniem następnego pytania. Ten wyćwiczony manewr miała już we krwi. Ludzie zdecydowanie lepiej reagowali gdy prośby popierane były nieśmiałością. - ...czy ktoś mógłby oprowadzić mnie po budynku szkoły? Oczywiście w wolnym czasie, niekoniecznie teraz, mam dużo czasu! - zakończyła z pełnym uśmiechem na ustach, spoglądając wprost w oczy nauczyciela.
- Dzień dobry, nazywam się Seo Kirishima, od nowego roku rozpoczynam naukę w tej szkole i przyszłam się przywitać wszystkim nauczycielom. - lekko ukłoniła się dziewczyna, teraz zaczynając się zastanawiać nad tym czy tego rodzaju wizyty były powszechne w tym kraju. Jeśli nie... wtedy zapewne spotka się ze zdziwioną miną nauczyciela. I będzie musiała się wytłumaczyć. Póki co jednak na twarz przybrała ciepły i ufny uśmiech, taki który najczęściej widuje się u dobrych uczennic. Starała się też by jej angielski brzmiał w miarę dobrze i zwracała szczególną uwagę na odpowiednią wymowę słów. - Chciałam też zapytać czy powinnam własnoręcznie wypełnić jakieś dokumenty w związku z tym faktem. A także... - lekko zawahała się przed zadaniem następnego pytania. Ten wyćwiczony manewr miała już we krwi. Ludzie zdecydowanie lepiej reagowali gdy prośby popierane były nieśmiałością. - ...czy ktoś mógłby oprowadzić mnie po budynku szkoły? Oczywiście w wolnym czasie, niekoniecznie teraz, mam dużo czasu! - zakończyła z pełnym uśmiechem na ustach, spoglądając wprost w oczy nauczyciela.
- Przywitać nauczycieli? Jak...nadgorliwie. - Zauważył, a w jego głosie wyczuwalna była dezaprobata. Kompletnie nie pojmował celu czy też korzyści, jakie mogłyby przypaść dziewczynie z tytułu tej absurdalnej akcji.
- Niefortunnie, Pani Kirishimo, trafiła Pani do pokoju nauczycielskiego w którym, jak sama nazwa wskazuje - urzędują nauczyciele, a nie pracownicy biura rekrutacji, sekretariatu bądź wolontariatu wycieczkowego. - Dobra, był niemiły, lecz...no taka już była jego specyfika. Żył w tym swoim uporządkowanym świecie i z tego co pamiętał do jego obowiązków nie należało zabawianie rekrutów. Był nauczycielem - nauczał i tego się trzymał.
- Pani Duplessis jednak cała aż krzyczy wewnętrznie i oferuje...Proszę mi wybaczyć na chwilę.- zaciął się na moment, gdy w pokoju rozległ się sygnał jego komórki. Odebrał telefon, kilka razy przytaknął i się rozłączył.- o czym ja to..a, tak Pani Duplesis całą sobą się oferuje by ewentualnie zaprowadzić Panią, Pani Kirishimo do odpowiedniego działu, a tym czasem...Wszyscy - wyjść. Czas mi się skończył. Tak więc co do koła, kto wypełnił proszę mi tu zdać formularz, a resztę proszę składać w sekretariacie. Jakby ktoś zgubił arkusz to na platformie multimedialnej w zakładce "kursy" można pobrać nowy. - Obwieścił, spakował się, wygonił uczniów, zamknął pokój i tyle go było...
Wszyscy uczniowie są poza pokojem nauczycielskim, który jest zamknięty |:
Aiden z/t
- Niefortunnie, Pani Kirishimo, trafiła Pani do pokoju nauczycielskiego w którym, jak sama nazwa wskazuje - urzędują nauczyciele, a nie pracownicy biura rekrutacji, sekretariatu bądź wolontariatu wycieczkowego. - Dobra, był niemiły, lecz...no taka już była jego specyfika. Żył w tym swoim uporządkowanym świecie i z tego co pamiętał do jego obowiązków nie należało zabawianie rekrutów. Był nauczycielem - nauczał i tego się trzymał.
- Pani Duplessis jednak cała aż krzyczy wewnętrznie i oferuje...Proszę mi wybaczyć na chwilę.- zaciął się na moment, gdy w pokoju rozległ się sygnał jego komórki. Odebrał telefon, kilka razy przytaknął i się rozłączył.- o czym ja to..a, tak Pani Duplesis całą sobą się oferuje by ewentualnie zaprowadzić Panią, Pani Kirishimo do odpowiedniego działu, a tym czasem...Wszyscy - wyjść. Czas mi się skończył. Tak więc co do koła, kto wypełnił proszę mi tu zdać formularz, a resztę proszę składać w sekretariacie. Jakby ktoś zgubił arkusz to na platformie multimedialnej w zakładce "kursy" można pobrać nowy. - Obwieścił, spakował się, wygonił uczniów, zamknął pokój i tyle go było...
Wszyscy uczniowie są poza pokojem nauczycielskim, który jest zamknięty |:
Aiden z/t
Accha... Takiego przywitania to się jednak nie spodziewała. Czy nauczyciele nie powinni się cieszyć gdy widzą uczniów jej typu? Chętnych, pozytywnych i aktywnie działających? Przynajmniej w jej kraju zawsze było tak, że nauczyciele przynajmniej na pierwszy rzut oka przybierali uśmiech na twarz, nawet jeśli dziewczyna wiedziała, że w głębi serca najchętniej by ją lub kogoś tam udusili. Odpowiednia twarz do odpowiedniej sytuacji. Może akurat trafiła na nauczyciela gbura? Tak w zasadzie też mogło być. W każdym stadzie trafiały się czarne owce, a teraz Seo mogła przynajmniej sobie zapamiętać twarz tego mężczyzny, by na przyszłość wiedzieć jak się zachowywać. Czyli nic w swoim zachowaniu nie zmieniać.
- Dziękuję. - uśmiechnęła się wesoło dziewczyna, przyjmując słowa nauczyciela za komplement, nawet jeśli kompletnie świadoma była tego, że od komplementu to było im bardzo daleko. Wysłuchała jednak dalszych słów nauczyciela potakując na jego słowa tylko głową, nie komentując ich w żaden sposób, a gdy mężczyzna wspomniał o jakiejś dziewczynie, ta odruchowo przeszukała wzrokiem pokój zatrzymując się na twarzy dziewczyny, której następnie lekko skinęła głową. - Rozumiem, dziękuję jeszcze raz proszę pana i miłego dnia! - rzuciła za wychodzącym mężczyzną, oczywiście samej też wychodząc z pokoju.
Zaraz po tym wyciągnęła komórkę i napisała szybkiego smsa, a następnie zwróciła się w kierunku dziewczyny o której CHYBA wspominał nauczyciel.
- Eeeto... Senpai... znaczy, ekhem... - tak, przez chwilę miała problem z tym w jaki sposób zwrócić się do dziewczyny. Nie była przecież w swoim kraju, ale odruchowo już nazwała ją w ten sposób, nie wiedząc nawet czy to faktycznie jej senpai czy nie. Może była z jej klasy? Może też przyszła się przywitać? - Jeszcze raz. Cześć! Jestem Seo, miło mi cię poznać. Ekhem... to... mogę liczyć na to, że mnie oprowadzisz? - w bardziej bezpośredni sposób podeszła do sprawy Kirishima, przysuwając się nieco bliżej do dziewczyny. Z dziewczynami zawsze była taka sprawa, że nigdy nie było do końca wiadomo jakie naprawdę są bazując tylko na ich wyglądzie. Były miłe? A może cholernie irytujące? Ciężko to było wyczuć na pierwszy rzut oka, dlatego warto było mieć leciutki dystans w sercu, tak by się nie zdziwić. A Seo dobra była w trzymaniu ludzi na dystans.
- Dziękuję. - uśmiechnęła się wesoło dziewczyna, przyjmując słowa nauczyciela za komplement, nawet jeśli kompletnie świadoma była tego, że od komplementu to było im bardzo daleko. Wysłuchała jednak dalszych słów nauczyciela potakując na jego słowa tylko głową, nie komentując ich w żaden sposób, a gdy mężczyzna wspomniał o jakiejś dziewczynie, ta odruchowo przeszukała wzrokiem pokój zatrzymując się na twarzy dziewczyny, której następnie lekko skinęła głową. - Rozumiem, dziękuję jeszcze raz proszę pana i miłego dnia! - rzuciła za wychodzącym mężczyzną, oczywiście samej też wychodząc z pokoju.
Zaraz po tym wyciągnęła komórkę i napisała szybkiego smsa, a następnie zwróciła się w kierunku dziewczyny o której CHYBA wspominał nauczyciel.
- Eeeto... Senpai... znaczy, ekhem... - tak, przez chwilę miała problem z tym w jaki sposób zwrócić się do dziewczyny. Nie była przecież w swoim kraju, ale odruchowo już nazwała ją w ten sposób, nie wiedząc nawet czy to faktycznie jej senpai czy nie. Może była z jej klasy? Może też przyszła się przywitać? - Jeszcze raz. Cześć! Jestem Seo, miło mi cię poznać. Ekhem... to... mogę liczyć na to, że mnie oprowadzisz? - w bardziej bezpośredni sposób podeszła do sprawy Kirishima, przysuwając się nieco bliżej do dziewczyny. Z dziewczynami zawsze była taka sprawa, że nigdy nie było do końca wiadomo jakie naprawdę są bazując tylko na ich wyglądzie. Były miłe? A może cholernie irytujące? Ciężko to było wyczuć na pierwszy rzut oka, dlatego warto było mieć leciutki dystans w sercu, tak by się nie zdziwić. A Seo dobra była w trzymaniu ludzi na dystans.
Strona 3 z 4 • 1, 2, 3, 4
Pozwolenia na tym forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach