▲▼
- Ups - Uśmiechnął się paskudnie, a może to dziwny skurcz przebiegł po jego twarzy. Cokolwiek by to nie było, ciekawie to nie wyglądało. Szczurkowaty przybliżył się w trakcie tej prowokacji, albo można było odnieść takie wrażenie.
Teraz wszystko zależy od reakcji Woolfe.
Schyli się po zapalniczkę.
Obeznanie z "prawem ulicy" przyniosło efekty. Aż nazbyt oczywista pułapka nie przyniosła efektu, przez co chłopak zapewne zachował kilka zębów. Wrodzona ostrożność i refleks pozwolił mu również zachować zawartość swojej torby, przynajmniej na tą chwilę. Złodziej był nieco zaskoczony, nie tyle odkryciem i reakcją ofiary, a raczej jego szybkością. Ledwo udało mu się odchylić w tył. Mimo wszystko został chwycony za kołnierz kurty. Uśmiechnął się wrednie i zacisnął swoje dłonie na ręku Rileya i przysiadł lekko na nogach ciągnąc go na siebie. Mimo mniejszej postury to grube ubrania musiały ukrywać jego muskulaturę, bo chwyt miał mocny, a jego pozycja i ciężar raczej nie ułatwiały poruszania się
Mięśniak ruszył lekko do przodu wyprowadzając cios w brzuch chłopaka, bez zamachu od tak, jakby od niechcenia. Cios pomimo, braku siły na pewno pozostawi ślad. Czyżby to był tylko straszak?
- To tym bardziej nie masz nic przeciwko by nam oddać torbę prawda? - wyszczerzył się i splunął na ziemię.
Gdy cios dosięgnie celu, Szczurek od razu odczepia się od ręki Rila, jeśli tylko dostrzeże szansę na wyszarpanie się z jego chwytu.
Szczurek trochę przecenił swój plan. Mimo, że chłopak ewidentnie zluźnił uścisk by ułatwić mu ucieczkę to dodatkowo go pchnął. Więc z wielkiego planu nici, przez ten fakt jeden z napastników niemalże stracił równowagę i szybko zaczął przebierać nogami do tyłu by nie upaść, logicznie się przy tym oddalając.
"Skurwiel" - udało się wychwycić słowa Szczura w momencie gdy ten próbował się zatrzymać.
To pozwoliło Rileyowi przejść do ofensywy. wyprowadził cios i uderzył, jego cel przechylił się lekko w tył, przez co cios nie wylądował w dokładnie wymierzonym miejscu. Widać, że mimo wielkiej postury, mięśniak to nie tylko zbitek tłuszczu. Chociaż warstwa ubrań ewidentnie miała też z tym coś wspólnego.
Wielki ruszył do przodu i tym razem biorąc zamach uderzył celując w policzek chłopaka. Najwidoczniej uznał, że najbardziej odsłonięta część ciała, będzie najpewniejszym celem. Góra mięsa ruszyła niemalże zrzucając na biednego chłopaka grad ciosów i cały czas przesuwał się naprzód jakby na nic nie zważając, uśmiechał się przy tym paskudnie.
W między czasie Szczurek zdołał stanąć na równych nogach i kilkoma długimi susami niemalże przegonił walczącą dwójkę. Czyżby coś błysnęło w jego dłoni?
Mięśniak jak to typowo dla jego imagu, ubrany był w skórzaną kurtę. Pozbawiony jakichkolwiek zbędnych dodatków typu szalik. Cudem było, że na jego głowie widniała czapka czy też może czapeczka. Taka prosta, do połowy ucha. Przynajmniej nie można mu zarzucić, że nie słuchał w dzieciństwie opiekunów, którzy mówili o konieczności noszenia nakrycia głowy w takie zimne dni. Prawda? Najwidoczniej facet był prawo ręczny, chociaż usilnie starał się to zwalczyć, co było widać po prędkości ciosów. Lewa ręka nieznacznie odstawała prędkością od prawej, co mogło wróżyć niemałe problemy w przyszłości.
Riley przeszedł z defensywy do ofensywy. Ruszył w przód zgrabnie unikając ciosu. Niemalże książkowo owinął rękoma ciało przeciwnika i pchnął go w przód, starając się równocześnie podciąć jego nogę (w tym momencie usłyszeli zaskoczony krzyk! I wiwat tłumu! CHECK SPOILER :DDD ). Mięśniak stracił równowagę, jednak chłopak nie zdołał go całkowicie zaskoczyć.
Przeciwnik uderzył o ziemię przygnieciony swoją "ofiarą", siłę upadku zamortyzował częściowo podstawiając swoją lewą rękę. Głuche uderzenie i cichy syk świadczyły, że łokieć faceta nie ma najlepszych chwil, ale zawsze mogła to być jego czaszka, więc nie było tak źle prawda?
Nie zapominajmy o Szczurku, który poderwał się w ich stronę niemalże równocześnie z Rileyem, więc w momencie gdy ci upadli na ziemię, ten stał na nogach tuż za nimi, błysk w jego dłoni okazał się nożem. Szybkie cięcie i pasek torby puścił. Złodziej złapał swoją zdobycz i wyrwał biegiem do tyłu.
Mięśniak ryknął wściekle i starał się przerzucić Rileya na swój lewy bok i uziemić go, by okładać prawą ręką. Jego lewa, naprawdę miała gorszy dzień.
Torba razem z Szczurkiem już po chwili znalazła się poza zasięgiem wzorku walczących. Wyglądało na to, że zostali sami. Co mogło być dużym plusem dla rzekomej "ofiary", nie licząc faktu, że właśnie została okradziona. Chociaż teraz nasz Ril miał większe problemy na głowie, a może raczej pod sobą? Mięśniak próbował się wyrwać, jednak naturalne odruchy brały górę.
Piasek, sól i resztki śniegu (a może wystarczyłoby powiedzieć "cokolwiek") w oczach zmusiły wielkoluda do zasłonięcia oczu i próby przetarcia ich (co w sytuacji dostania się do oka ciała obcego, było raczej złym posunięciem, czego oczywiście osoba z piaskiem w oczach nie mogła ogarnąć swoim umysłem). Oślepiony nijak mógł się bronić przed ciosami, raz po raz obrywając w twarz lub bardziej konkretnie w nos.
Momentami jego głowa odbijała się od chodnika niczym piłka.
Mięśniak zamachnął się kilka razy, próbując dosięgnąć przeciwnika, prawa ręka waliła na oślep, lewa próbowała. Jednak samo wyprowadzenie nią ciosu graniczyło z cudem. Już po chwili ręce faceta opadły bezwładnie i okładany przestał dawać jakieś szczególne objawy aktywności. Poza unoszącą się w powolnym tempie klatce piersiowej.
...
Uderzenie przyszło z tyłu. Krótkie, w tył głowy. Riley oberwał, aż musiał pochylić się nad ciałem osoby, którą okładał. Mgło mu pociemnieć na chwilę w oczach. Jednak zaraz po tym wszystko ustało, a na karku poczuł zimny dotyk śniegu, który trafił za jego kołnierz w momencie uderzenia śnieżki.
Nie stracił nad sobą kontroli. On po prostu wymierzył mu kolejne dwa ciosy, tak dla pewności. Ten drugi, musiał być naprawdę celny, bo z nosa mięśniaka wręcz buchnęła fontanna krwi, a z jego ust wydarł się głuchy jęk. Wyglądało na to, że walka jest skończona.
Czy aby na pewno?
Uderzenie śnieżki, która była dość twarda, a może po prostu silnie rzucona, na chwilę zamroczyła Rileya. Przez co ten kompletnie się odsłonił, a wręcz prowokował kolejny cios wstając. Ten jednak nie nadszedł. Jednak chłopak mógł ujrzeć średniego wzrostu sylwetkę, która powoli zbliżała się w jego kierunku, w jednej dłoni trzymała chaotycznie ulepioną bryłę śniegu, a drugą ręką przyciskała coś do ciała. Dłonie miała ukryte pod rękawiczkami, z odsłoniętymi paliczkami.
Wyglądało na to, że pierwsza śnieżka zdała egzamin i odwróciła uwagę atakującego od swojej ofiary. Postać była coraz bliżej, światło rzucane przez mijane latarnie oświetlały jej sylwetkę i chociaż nie można było dostrzec twarzy osoby, to przez sylwetkę można było rozpoznać, że zbliżała się w ich kierunku kobieta.
Twarz miała zasłoniętą szerokim szalikiem, owiniętym szczelnie wokół jaskrawego kaptura. Kilka ciemnych kosmyków tańczyło na wietrze.
- Ta zostaw go dra... o - dziewczyna zatrzymała się w odległości kilku kroków od chłopaka i wypuściła trzymany śnieg. - Wściekły Pies.
Rzuciła nieco zdziwiona, zerknęła na leżące ciało i zaśmiała się cicho. - Nie sądziłam, że cie tutaj spotkam
Było w niej coś znajomego, a przynajmniej tak mogło się wydawać chłopakowi, tylko skąd mogliby się znać?
- To chyba twoje - dopiero teraz można było rozpoznać co takiego trzymała dziewczyna, a była to niewątpliwie torba chłopaka.
- Wybity palec. Nic wielkiego. - skwitowała szybko jakby była to jedna z najbardziej normalnych i oczywistych rzeczy na świecie. Najwidoczniej też nie była tym faktem nazbyt przejęta. Gdyby się przyjrzeć to dłoń, w której trzymała torbę drgała lekko co jakiś czas. Jednakże jakakolwiek zmiana na jej twarzy nie była możliwa do zaobserwowania. Opuściła rękę w momencie gdy tamten odwrócił się by zająć się swoim jeszcze niedawnym przeciwnikiem.
Samo podniesienie cielska tak wielkiego było niełatwym zadaniem, a co dopiero targanie "zwłok" na ławkę obok. Mimo wszystko dziewczyna przyglądała się temu cierpliwie, jakby z zainteresowaniem przekrzywiając głowę lekko w bok.
Nie wiadomo czy z nieświadomego odruchu czy też chciała po prostu przyjrzeć się temu dokładnie.
- Masz miękkie serce co? - rzuciła, gdy w końcu gdy ta mała misja została wykonana. - A może po prostu je masz...
Tutaj mruknęła w szalik, który zasłaniał jej twarz. Słysząc kolejne pytanie parsknęła cicho śmiechem.
- Ranisz mnie! - zaśmiała się szczerze rozbawiona i kontynuowała dramatycznym tonem. - A ja głupia liczyłam, że o mnie nie zapomnisz.
Podeszła do ławki z mięśniakiem, położyła obok torbę i bez skrępowania zaczęła grzebać nieprzytomnemu po kieszeniach widocznie szukając czegoś konkretnego. W tym wypadku telefonu.
- Zaułek, tłukłeś się z blondynem i jego koleżkami. Też zresztą nie byłeś sam. Ktoś was ostrzegł przed policją, pamiętasz? - Przerwała na chwilę by spojrzeć na Riley'a po czym wróciła do poszukiwań telefonu. - Obserwuje cię od tamtego czasu. Nie przestajesz zadziwiać, ale zadzieranie z członkami gangu? Nie można się przy tobie nudzić co?
W końcu znalazła jego telefon i zaczęła szybko klikać i przewijać listę kontaktów wyszukując konkretnego numeru.
Strona 2 z 3 • 1, 2, 3
First topic message reminder :
PRACOWNICY
Utrzymywana z dofinansowań od państwa biblioteka publiczna, cieszy się wbrew pozorom bardzo dużym zainteresowaniem, szczególnie wśród licealistów i studentów. Wielu przychodzi tu by szukać materiałów do swoich projektów, prac dodatkowych i esejów. Inni potrzebują po prostu chwili odpoczynku nad swoją ulubioną książką. W końcu zawsze coś się znajdzie na tych wielkich, zastawionych milionami tomów regałach. Bibliotekarka choć przestrzega ciszy niesamowicie rygorystycznie, zawsze się uśmiecha i chętnie pomaga wszystkim, którzy poproszą ją o pomoc. Ponadto w północnej części biblioteki wyznaczono za szklaną szybą miejsce integracji, gdzie uczniowie mogą usiąść na długich kanapach i rozmawiać głośno do woli, bez strachu że ich zachowanie będzie przeszkadzać innym odwiedzającym.
Jasnowłosy przesunął powoli wzrokiem po drzwiach, przyglądając im się w milczeniu. Korzystając z okazji, postanowił chwilowo wyrwać się ze szkoły i zaszyć w publicznej bibliotece z dala od innych uczniów. Z prywatnych doświadczeń, dużo częściej widział tu studentów niż uczniów Riverdale, którzy mieli w końcu własne, prywatne wyposażenie.
Pchnął drzwi ręką, wchodząc powoli do środka i skinął głową bibliotekarce na powitanie w odpowiedzi na jej uprzejmy uśmiech. Nie zamierzał nawiązywać większego kontaktu, wiedział po co tutaj przyszedł. Ruszył pomiędzy półkami przesuwając z zamyśleniem palcem po tytułach, szukając odpowiedniej litery. W końcu zatrzymał się przy jednym z tomów i wziął go w ręce, udając się do wolnych stolików. Tak jak się spodziewał, tym razem nie było tu zbyt wielu osób. Nawet jeśli dostrzegał parę grupek, ich usta ledwo się poruszały. Był zatem pewien, że pomimo rozmów zachowują odpowiednią głośność, zwłaszcza że bibliotekarka nawet nie zerkała w ich stronę, spokojnie wstukując coś na klawiaturze do bazy danych w komputerze.
Odsunął krzesło i położył swoją skórzaną torbę na ziemi. Gruba, granatowa książka którą wcześniej wybrał wylądowała na blacie zadbanego stolika razem z zeszytem, długopisem i paroma zapisanymi papierami które wyciągnął. Nie zwracając uwagi na otoczenie zaczął porównywać informacje, przepisując wybrane fragmenty w formie notatek. Wyglądało na to, że nikt i nic nie będzie w stanie wyrwać go z amoku. Gdy chłopak skupiał się na nauce czy swoich obowiązkach związanych z pozycją vice-przewodniczącego, nie odbierał żadnych bodźców z zewnątrz. Nie żeby robił to w innych sytuacjach.
Liam był w końcu idealnym przykładem kogoś, kto zdawał się ignorować cały świat bez większych wyrzutów sumienia. I pewnie właśnie dzięki tej promieniującej od niego aurze, nawet nowi przechodzący ludzie całkowicie go ignorowali i dawali mu spokój, nie próbując siadać obok. Co absolutnie mu pasowało.
Zgłoś się do pracy!
Clarence Topaz (NPC)
Bibliotekarz
Haruhi Mizuno (NPC)
Pomocnik Bibliotekarza
Utrzymywana z dofinansowań od państwa biblioteka publiczna, cieszy się wbrew pozorom bardzo dużym zainteresowaniem, szczególnie wśród licealistów i studentów. Wielu przychodzi tu by szukać materiałów do swoich projektów, prac dodatkowych i esejów. Inni potrzebują po prostu chwili odpoczynku nad swoją ulubioną książką. W końcu zawsze coś się znajdzie na tych wielkich, zastawionych milionami tomów regałach. Bibliotekarka choć przestrzega ciszy niesamowicie rygorystycznie, zawsze się uśmiecha i chętnie pomaga wszystkim, którzy poproszą ją o pomoc. Ponadto w północnej części biblioteki wyznaczono za szklaną szybą miejsce integracji, gdzie uczniowie mogą usiąść na długich kanapach i rozmawiać głośno do woli, bez strachu że ich zachowanie będzie przeszkadzać innym odwiedzającym.
- - -
Jasnowłosy przesunął powoli wzrokiem po drzwiach, przyglądając im się w milczeniu. Korzystając z okazji, postanowił chwilowo wyrwać się ze szkoły i zaszyć w publicznej bibliotece z dala od innych uczniów. Z prywatnych doświadczeń, dużo częściej widział tu studentów niż uczniów Riverdale, którzy mieli w końcu własne, prywatne wyposażenie.
Pchnął drzwi ręką, wchodząc powoli do środka i skinął głową bibliotekarce na powitanie w odpowiedzi na jej uprzejmy uśmiech. Nie zamierzał nawiązywać większego kontaktu, wiedział po co tutaj przyszedł. Ruszył pomiędzy półkami przesuwając z zamyśleniem palcem po tytułach, szukając odpowiedniej litery. W końcu zatrzymał się przy jednym z tomów i wziął go w ręce, udając się do wolnych stolików. Tak jak się spodziewał, tym razem nie było tu zbyt wielu osób. Nawet jeśli dostrzegał parę grupek, ich usta ledwo się poruszały. Był zatem pewien, że pomimo rozmów zachowują odpowiednią głośność, zwłaszcza że bibliotekarka nawet nie zerkała w ich stronę, spokojnie wstukując coś na klawiaturze do bazy danych w komputerze.
Odsunął krzesło i położył swoją skórzaną torbę na ziemi. Gruba, granatowa książka którą wcześniej wybrał wylądowała na blacie zadbanego stolika razem z zeszytem, długopisem i paroma zapisanymi papierami które wyciągnął. Nie zwracając uwagi na otoczenie zaczął porównywać informacje, przepisując wybrane fragmenty w formie notatek. Wyglądało na to, że nikt i nic nie będzie w stanie wyrwać go z amoku. Gdy chłopak skupiał się na nauce czy swoich obowiązkach związanych z pozycją vice-przewodniczącego, nie odbierał żadnych bodźców z zewnątrz. Nie żeby robił to w innych sytuacjach.
Liam był w końcu idealnym przykładem kogoś, kto zdawał się ignorować cały świat bez większych wyrzutów sumienia. I pewnie właśnie dzięki tej promieniującej od niego aurze, nawet nowi przechodzący ludzie całkowicie go ignorowali i dawali mu spokój, nie próbując siadać obok. Co absolutnie mu pasowało.
Riley Wolfhound Grimshaw
Fresh Blood Lost in the City
Re: Biblioteka publiczna
Wto Gru 19, 2017 6:48 pm
Wto Gru 19, 2017 6:48 pm
W przeciwieństwie do większości młodzieży w obecnych czasach, Riley praktycznie nigdy nie zatykał uszu słuchawkami. Nie puszczał sobie muzyki zagłuszającej zarówno jego myśli, jak i dźwięki otoczenia. Próbował tego kilka razy tylko po to, by dostrzec że zdecydowanie wychodziło mu to na gorsze. Dźwięki w umyśle zawsze były kilkakrotnie głośniejsze niż playlista, którą sobie puszczał. Nic dziwnego, że pojawiający się znikąd kształt z głośnym wrzaskiem, bądź najzwyczajniejszy przechodzień wyrastający tuż przed nim, były w stanie przyprawić go o drobny zawał serca.
Dlatego niczego nie zagłuszał.
Powietrze przerywało jedynie ciche szuranie pazurów, miarowe kroki gdy jego buty spotykały się z powierzchnią chodnika, spokojny oddech. Nic dziwnego, że nieszczególnie przejął się dodatkowymi dwoma osobami w parku. Nawet jeśli jego instynkt momentalnie wyostrzył wszystkie zmysły, podniósł powoli głowę by przesunąć spojrzeniem najpierw po tym stojącym na uboczu, a następnie po własnym rozmówcy. Końcówki jego palców drgnęły nieznacznie, gdy Biały Wilk stanął tuż przy jego nodze, szurając ogonem po ziemi.
Nie pakuj się w kłopoty.
Wiem.
— Mam — co jak co, ale zapalniczka była czymś co towarzyszyło mu przez większość życia. To właśnie papierosy były w stanie uratować jego zdrowie psychiczne, gdy nakładało się na niego zbyt wiele. Siegnął do kieszeni i wyciągnął ją spokojnie, zaraz rzucając stojącemu przed nim chłopakowi.
Winchester nie należał do szczególnie rozmownych typów, gdy chodziło o nieznajomych, a już na pewno nie o tej godzinie. Chciał po prostu znaleźć się już w domu, dlatego stał w miejscu nieco niedbale, wyraźnie czekając aż jego ogień zostanie mu zaraz zwrócony i będzie mógł ruszyć dalej.
Dlatego niczego nie zagłuszał.
Powietrze przerywało jedynie ciche szuranie pazurów, miarowe kroki gdy jego buty spotykały się z powierzchnią chodnika, spokojny oddech. Nic dziwnego, że nieszczególnie przejął się dodatkowymi dwoma osobami w parku. Nawet jeśli jego instynkt momentalnie wyostrzył wszystkie zmysły, podniósł powoli głowę by przesunąć spojrzeniem najpierw po tym stojącym na uboczu, a następnie po własnym rozmówcy. Końcówki jego palców drgnęły nieznacznie, gdy Biały Wilk stanął tuż przy jego nodze, szurając ogonem po ziemi.
Nie pakuj się w kłopoty.
Wiem.
— Mam — co jak co, ale zapalniczka była czymś co towarzyszyło mu przez większość życia. To właśnie papierosy były w stanie uratować jego zdrowie psychiczne, gdy nakładało się na niego zbyt wiele. Siegnął do kieszeni i wyciągnął ją spokojnie, zaraz rzucając stojącemu przed nim chłopakowi.
Winchester nie należał do szczególnie rozmownych typów, gdy chodziło o nieznajomych, a już na pewno nie o tej godzinie. Chciał po prostu znaleźć się już w domu, dlatego stał w miejscu nieco niedbale, wyraźnie czekając aż jego ogień zostanie mu zaraz zwrócony i będzie mógł ruszyć dalej.
MG
Palacz uśmiechnął się na wieść o zapalniczce i złapał ją pewnym ruchem. Na spokojnie wykrzesał z niej ogień, co prawda udało mu się dopiero za trzecim podejściem, ale w takich sytuacjach. Odpalił na spokojnie papierosa i zaciągnął się. Przeciągał to wszystko niemalże w nieskończoność, cały czas nie spuszczając chłopaka z oczu. Dmuchnął mu dymem niemalże w twarz i wyciągnął rękę z zapalniczką by mu ją oddać. W momencie gdy wszystko wyglądało na to, że przedmiot spokojnie wyląduje w dłoni właściciela, facet po prostu umyślnie upuścił ją na ziemię. - Ups - Uśmiechnął się paskudnie, a może to dziwny skurcz przebiegł po jego twarzy. Cokolwiek by to nie było, ciekawie to nie wyglądało. Szczurkowaty przybliżył się w trakcie tej prowokacji, albo można było odnieść takie wrażenie.
Teraz wszystko zależy od reakcji Woolfe.
Schyli się po zapalniczkę.
- Spoiler:
- Mięśniak zaśmiał się krótko podnosząc kolano, by bezpośrednio uderzyć chłopaka, w międzyczasie Szczurkowaty złapał go z tyłu za torbę pociągając go w tył by przewalić go na ziemię. Wszystko wyglądało na to, że spokojny powrót do domu był już raczej niemożliwy...
- Spoiler:
- no cóż... mięśniak będzie gapił się na niego wyczekująco, a w tej chwili Szczurkowaty będzie próbował zwinąć mu coś z torby (najlepiej portfel!)
Riley Wolfhound Grimshaw
Fresh Blood Lost in the City
Re: Biblioteka publiczna
Sro Gru 20, 2017 1:11 am
Sro Gru 20, 2017 1:11 am
"Ups."
Cóż za przypadek.
Wpatrywał się w milczeniu w mężczyznę, powstrzymując się przed pogardliwym prychnięciem. Skąd wiedział, że nie uda mu się w spokoju dotrzeć do akademika? Nawet nie próbował schylić się po zapalniczkę. Biorąc pod uwagę odległość w jakiej od siebie stali i mimowolną przewagę liczebną, byłby to ruch co najmniej głupi. Zwłaszcza gdy brało się pod uwagę śliską, zimową nawierzchnię.
Krok, szelest. Praktycznie niezauważalny i niedosłyszalny.
Wystarczył jednak, by jego podświadomość wskoczyła na najwyższe obroty, gdy Biały Wilk zawarczał głośno z nieprzyjemnym charkotem.
WOOLFE, PRAWA.
Jego wyskok w powietrze zdawał się skutecznie wcielić go w rękę Winchestera, która momentalnie wystrzeliła w bok chwytając chłopaka za gardło miażdżąc mu tchawicę palcami. Wykorzystując nieco oblodzoną powierzchnię, starał się wyprowadzić krótkie kopnięcie w jego kostkę mające na celu pozbawienie go równowagi, by dosłownie rzucić nim w większego od niego mięśniaka. Nawet jeśli był szczurkowaty, warunki pogodowe wydawały się co najmniej przychylne w podobnych sytuacjach, miał więc nadzieję że uda mu się powalić na ziemię ich obu za jednym razem.
Nie miało jednak znaczenia czy jego zabieg się udał czy nie. Nawet jeśli miał jedynie złapać szczurkowatego chłopaka i powstrzymać go przed kradzieżą, nie zamierzał się ruszać z miejsca. Ucieczka wydawała mu się pomysłem nie tyle głupim, co zwyczajnie tchórzliwym. Nie zamierzał ustąpić dwójce opryszków - nawet jeśli mimo wszystko wykazywali się jakąś inteligencją, biorąc pod uwagę prosty opracowany przez nich plan skutecznie zwiększający ich szanse.
Torba bez wątpienia nieco ograniczała jego ruchy, ale tak długo jak to ona była ich celem, nie mógł się jej pozbyć. Przesunął ją jedynie na tył i przestąpił z nogi na nogę dostosowując nowy punkt ciężaru do reszty ciała, gdy przyjął standardową pozycję obronną.
— Zawsze łudzę się, że choć ta okolica okaże się spokojna w podobnych godzinach. Nie żebyście mieli mnie z czego okradać — nie kłamał. Jakby nie patrzeć Woolfe nigdy nie należał do bogatych dzieciaków. Fakt, że wychował się w sierocińcu mówił sam za siebie. Zniknięcie portfela byłoby mu jednak wybitnie nie na rękę, choćby ze względu na dokumenty. Telefonu natomiast - zdjęcia i kontakty. Jeśli zatem zamierzali odpuścić dopiero po odebraniu mu którejś z jego własności, będzie musiał bronić się i obić ich do nieprzytomności, bądź stanu w którym zwyczajnie postanowią odpuścić.
Jego wzrok pozostawał niewzruszony, gdy wszystkie te myśli przebiegły przez jego głowę w towarzystwie cichego warkotu Białego Wilka, który zakorzenił się jedynie w jego umyśle pomagając mu w uzyskaniu lepszej kontroli nad własnymi zmysłami i szybkością reakcji. Było to uczucie nadzwyczaj nowe i bez wątpienia przyjemne, biorąc pod uwagę wściekłe zaślepienie z którym musiał się zawsze zmagać jak do tej pory, gdy do głosu dochodził Czarny Wilk.
Napakowany będzie uderzał, lecz nie ignoruj mniejszego. Jest ich dwóch, jeden reprezentuje siłę, drugi zwinność. Musisz zachować czujność.
Wiedział.
Cóż za przypadek.
Wpatrywał się w milczeniu w mężczyznę, powstrzymując się przed pogardliwym prychnięciem. Skąd wiedział, że nie uda mu się w spokoju dotrzeć do akademika? Nawet nie próbował schylić się po zapalniczkę. Biorąc pod uwagę odległość w jakiej od siebie stali i mimowolną przewagę liczebną, byłby to ruch co najmniej głupi. Zwłaszcza gdy brało się pod uwagę śliską, zimową nawierzchnię.
Krok, szelest. Praktycznie niezauważalny i niedosłyszalny.
Wystarczył jednak, by jego podświadomość wskoczyła na najwyższe obroty, gdy Biały Wilk zawarczał głośno z nieprzyjemnym charkotem.
WOOLFE, PRAWA.
Jego wyskok w powietrze zdawał się skutecznie wcielić go w rękę Winchestera, która momentalnie wystrzeliła w bok chwytając chłopaka za gardło miażdżąc mu tchawicę palcami. Wykorzystując nieco oblodzoną powierzchnię, starał się wyprowadzić krótkie kopnięcie w jego kostkę mające na celu pozbawienie go równowagi, by dosłownie rzucić nim w większego od niego mięśniaka. Nawet jeśli był szczurkowaty, warunki pogodowe wydawały się co najmniej przychylne w podobnych sytuacjach, miał więc nadzieję że uda mu się powalić na ziemię ich obu za jednym razem.
Nie miało jednak znaczenia czy jego zabieg się udał czy nie. Nawet jeśli miał jedynie złapać szczurkowatego chłopaka i powstrzymać go przed kradzieżą, nie zamierzał się ruszać z miejsca. Ucieczka wydawała mu się pomysłem nie tyle głupim, co zwyczajnie tchórzliwym. Nie zamierzał ustąpić dwójce opryszków - nawet jeśli mimo wszystko wykazywali się jakąś inteligencją, biorąc pod uwagę prosty opracowany przez nich plan skutecznie zwiększający ich szanse.
Torba bez wątpienia nieco ograniczała jego ruchy, ale tak długo jak to ona była ich celem, nie mógł się jej pozbyć. Przesunął ją jedynie na tył i przestąpił z nogi na nogę dostosowując nowy punkt ciężaru do reszty ciała, gdy przyjął standardową pozycję obronną.
— Zawsze łudzę się, że choć ta okolica okaże się spokojna w podobnych godzinach. Nie żebyście mieli mnie z czego okradać — nie kłamał. Jakby nie patrzeć Woolfe nigdy nie należał do bogatych dzieciaków. Fakt, że wychował się w sierocińcu mówił sam za siebie. Zniknięcie portfela byłoby mu jednak wybitnie nie na rękę, choćby ze względu na dokumenty. Telefonu natomiast - zdjęcia i kontakty. Jeśli zatem zamierzali odpuścić dopiero po odebraniu mu którejś z jego własności, będzie musiał bronić się i obić ich do nieprzytomności, bądź stanu w którym zwyczajnie postanowią odpuścić.
Jego wzrok pozostawał niewzruszony, gdy wszystkie te myśli przebiegły przez jego głowę w towarzystwie cichego warkotu Białego Wilka, który zakorzenił się jedynie w jego umyśle pomagając mu w uzyskaniu lepszej kontroli nad własnymi zmysłami i szybkością reakcji. Było to uczucie nadzwyczaj nowe i bez wątpienia przyjemne, biorąc pod uwagę wściekłe zaślepienie z którym musiał się zawsze zmagać jak do tej pory, gdy do głosu dochodził Czarny Wilk.
Napakowany będzie uderzał, lecz nie ignoruj mniejszego. Jest ich dwóch, jeden reprezentuje siłę, drugi zwinność. Musisz zachować czujność.
Wiedział.
MG
Obeznanie z "prawem ulicy" przyniosło efekty. Aż nazbyt oczywista pułapka nie przyniosła efektu, przez co chłopak zapewne zachował kilka zębów. Wrodzona ostrożność i refleks pozwolił mu również zachować zawartość swojej torby, przynajmniej na tą chwilę. Złodziej był nieco zaskoczony, nie tyle odkryciem i reakcją ofiary, a raczej jego szybkością. Ledwo udało mu się odchylić w tył. Mimo wszystko został chwycony za kołnierz kurty. Uśmiechnął się wrednie i zacisnął swoje dłonie na ręku Rileya i przysiadł lekko na nogach ciągnąc go na siebie. Mimo mniejszej postury to grube ubrania musiały ukrywać jego muskulaturę, bo chwyt miał mocny, a jego pozycja i ciężar raczej nie ułatwiały poruszania się
Mięśniak ruszył lekko do przodu wyprowadzając cios w brzuch chłopaka, bez zamachu od tak, jakby od niechcenia. Cios pomimo, braku siły na pewno pozostawi ślad. Czyżby to był tylko straszak?
- To tym bardziej nie masz nic przeciwko by nam oddać torbę prawda? - wyszczerzył się i splunął na ziemię.
Gdy cios dosięgnie celu, Szczurek od razu odczepia się od ręki Rila, jeśli tylko dostrzeże szansę na wyszarpanie się z jego chwytu.
Riley Wolfhound Grimshaw
Fresh Blood Lost in the City
Re: Biblioteka publiczna
Czw Gru 21, 2017 1:06 am
Czw Gru 21, 2017 1:06 am
Stłumił przekleństwo widząc, że jego plan zwyczajnie się nie udał. Momentalnie zaczął odnotowywać wszystkie szczegóły, choćby tak jak i ten, że 'szczurek' w rzeczywistości wcale nie był taki szczurkowaty. Niespecjalnie go jednak zdziwiło, że sprawiał podobne złudzenie przy swoim napakowanym kumplu. Dość sprytna zagrywka, biorąc pod uwagę fakt że wystarczyło nieco obszerniejsze ubranie, by nadać mu miana chuderlaka. Przytrzymany w jednym miejscu przyjął cios na brzuch, napinając jego mięśnie, by uniknąć ewentualnych większych obrażeń. Nie żeby było mu to szczególnie potrzebne. Biorąc pod uwagę fakt, że chłopak pracował siłowo niemalże dzień w dzień, jego ciało mimo pozornej chudości, przypominało bardziej skałę niż zwoje tłuszczu.
Nie zapomniał o trzymanej przez siebie osobie i po raz kolejny podjął próbę wywalenia Szczurka na ziemię, choć tym razem postanowił dostosować swoje ruchy do jego. Skoro próbował wyszarpnąć się do tyłu, Riley postanowił mu z tym pomóc i włożyć całą siłę, by również go pchnąć, rozwierając palce.
— Niestety, nie ma takiej opcji — rzucił absolutnie spokojnym tonem, zupełnie jakby konwersowali właśnie na temat jutrzejszej pogody.
Wygląda na to, że nie obędzie się bez mordobicia, hm?
Jeśli tym razem Szczurek upadł na podłoże, Riley od razu wystrzeli w stronę mięśniaka, próbując uderzyć go z pięści w splot słoneczny i to na nim chwilowo skupi swoją uwagę. Jeśli nie, pozostanie mu zaatakowanie mięśniaka i liczenie się z faktem, że ta nieczysta walka 2v1 będzie wymagała od niego wybitnego skupienia, ataku i jednoczesnej próby uniknięcia zakleszczenia w uścisku, by nie skończyć jako worek treningowy.
Nie zapomniał o trzymanej przez siebie osobie i po raz kolejny podjął próbę wywalenia Szczurka na ziemię, choć tym razem postanowił dostosować swoje ruchy do jego. Skoro próbował wyszarpnąć się do tyłu, Riley postanowił mu z tym pomóc i włożyć całą siłę, by również go pchnąć, rozwierając palce.
— Niestety, nie ma takiej opcji — rzucił absolutnie spokojnym tonem, zupełnie jakby konwersowali właśnie na temat jutrzejszej pogody.
Wygląda na to, że nie obędzie się bez mordobicia, hm?
Jeśli tym razem Szczurek upadł na podłoże, Riley od razu wystrzeli w stronę mięśniaka, próbując uderzyć go z pięści w splot słoneczny i to na nim chwilowo skupi swoją uwagę. Jeśli nie, pozostanie mu zaatakowanie mięśniaka i liczenie się z faktem, że ta nieczysta walka 2v1 będzie wymagała od niego wybitnego skupienia, ataku i jednoczesnej próby uniknięcia zakleszczenia w uścisku, by nie skończyć jako worek treningowy.
MG
Szczurek trochę przecenił swój plan. Mimo, że chłopak ewidentnie zluźnił uścisk by ułatwić mu ucieczkę to dodatkowo go pchnął. Więc z wielkiego planu nici, przez ten fakt jeden z napastników niemalże stracił równowagę i szybko zaczął przebierać nogami do tyłu by nie upaść, logicznie się przy tym oddalając.
"Skurwiel" - udało się wychwycić słowa Szczura w momencie gdy ten próbował się zatrzymać.
To pozwoliło Rileyowi przejść do ofensywy. wyprowadził cios i uderzył, jego cel przechylił się lekko w tył, przez co cios nie wylądował w dokładnie wymierzonym miejscu. Widać, że mimo wielkiej postury, mięśniak to nie tylko zbitek tłuszczu. Chociaż warstwa ubrań ewidentnie miała też z tym coś wspólnego.
Wielki ruszył do przodu i tym razem biorąc zamach uderzył celując w policzek chłopaka. Najwidoczniej uznał, że najbardziej odsłonięta część ciała, będzie najpewniejszym celem. Góra mięsa ruszyła niemalże zrzucając na biednego chłopaka grad ciosów i cały czas przesuwał się naprzód jakby na nic nie zważając, uśmiechał się przy tym paskudnie.
W między czasie Szczurek zdołał stanąć na równych nogach i kilkoma długimi susami niemalże przegonił walczącą dwójkę. Czyżby coś błysnęło w jego dłoni?
Riley Wolfhound Grimshaw
Fresh Blood Lost in the City
Re: Biblioteka publiczna
Pią Gru 22, 2017 12:42 am
Pią Gru 22, 2017 12:42 am
Nie wyglądało to zbyt kolorowo.
Nie miał jednak najmniejszych szans na ucieczkę, a oddanie torby nie wchodziło w grę. Pomijając, że w obecnym stanie i tak wątpił, by miało to cokolwiek rozwiązać. Gdy spadła na niego cała seria ciosów, skupił się głównie na blokowaniu. Mięśniak skutecznie zmuszał go do wycofywania się, nie zamierzał jednak marnować tego czasu na zwykłe robienie kroków w tył. Obserwował go uważnie szukając jakichkolwiek słabych punktów. Oceniał która ręka jest jego główną, na której nodze opiera chętniej ciężar ciała, czy ma jakikolwiek szal, czapkę czy bandanę, którą mógłby wykorzystać. Wszystko to działo się błyskawicznie, bowiem Szczurek na nowo postanowił przypomnieć o swoim istnieniu i ustawił się za nim w sposób, który ponownie stawiał go na gorszej pozycji.
Musiał wyprowadzić kontratak, zanim znajdą się zbyt blisko. Wyczekał kolejny moment, gdy pięść zbliżyła się w jego stronę, lecz tym razem zamiast blokady, uchylił się gwałtownie, wsuwając błyskawicznie swoją rękę pod ramię mięśniaka, by założyć na nim chwyt przez ramię, zakleszczający jego głowę w uścisku i uniemożliwiający mu poruszanie ramionami. Z założenia był to cios idealny, pozwalający na powalenie silniejszego od siebie przeciwnika samą jego masą z praktycznie zerowym użyciem własnej siły. Jeśli uda mu się go zastosować, będzie mógł wcielić w życiu następny plan i pozostanie mu martwienie się Szczurkiem, który bez wątpienia był od niego dużo zwinniejszy i nadal stanowił niemałe zagrożenie. Zwłaszcza że po wykonanym rzucie w pewien sposób się przed nim odsłaniał.
Nie miał jednak najmniejszych szans na ucieczkę, a oddanie torby nie wchodziło w grę. Pomijając, że w obecnym stanie i tak wątpił, by miało to cokolwiek rozwiązać. Gdy spadła na niego cała seria ciosów, skupił się głównie na blokowaniu. Mięśniak skutecznie zmuszał go do wycofywania się, nie zamierzał jednak marnować tego czasu na zwykłe robienie kroków w tył. Obserwował go uważnie szukając jakichkolwiek słabych punktów. Oceniał która ręka jest jego główną, na której nodze opiera chętniej ciężar ciała, czy ma jakikolwiek szal, czapkę czy bandanę, którą mógłby wykorzystać. Wszystko to działo się błyskawicznie, bowiem Szczurek na nowo postanowił przypomnieć o swoim istnieniu i ustawił się za nim w sposób, który ponownie stawiał go na gorszej pozycji.
Musiał wyprowadzić kontratak, zanim znajdą się zbyt blisko. Wyczekał kolejny moment, gdy pięść zbliżyła się w jego stronę, lecz tym razem zamiast blokady, uchylił się gwałtownie, wsuwając błyskawicznie swoją rękę pod ramię mięśniaka, by założyć na nim chwyt przez ramię, zakleszczający jego głowę w uścisku i uniemożliwiający mu poruszanie ramionami. Z założenia był to cios idealny, pozwalający na powalenie silniejszego od siebie przeciwnika samą jego masą z praktycznie zerowym użyciem własnej siły. Jeśli uda mu się go zastosować, będzie mógł wcielić w życiu następny plan i pozostanie mu martwienie się Szczurkiem, który bez wątpienia był od niego dużo zwinniejszy i nadal stanowił niemałe zagrożenie. Zwłaszcza że po wykonanym rzucie w pewien sposób się przed nim odsłaniał.
MYŚL, WOOLFE.
- Spoiler:
- Love Annie, mój ty perfekcyjny przykładzie rzutu.
MG
Mięśniak jak to typowo dla jego imagu, ubrany był w skórzaną kurtę. Pozbawiony jakichkolwiek zbędnych dodatków typu szalik. Cudem było, że na jego głowie widniała czapka czy też może czapeczka. Taka prosta, do połowy ucha. Przynajmniej nie można mu zarzucić, że nie słuchał w dzieciństwie opiekunów, którzy mówili o konieczności noszenia nakrycia głowy w takie zimne dni. Prawda? Najwidoczniej facet był prawo ręczny, chociaż usilnie starał się to zwalczyć, co było widać po prędkości ciosów. Lewa ręka nieznacznie odstawała prędkością od prawej, co mogło wróżyć niemałe problemy w przyszłości.
Riley przeszedł z defensywy do ofensywy. Ruszył w przód zgrabnie unikając ciosu. Niemalże książkowo owinął rękoma ciało przeciwnika i pchnął go w przód, starając się równocześnie podciąć jego nogę (w tym momencie usłyszeli zaskoczony krzyk! I wiwat tłumu! CHECK SPOILER :DDD ). Mięśniak stracił równowagę, jednak chłopak nie zdołał go całkowicie zaskoczyć.
Przeciwnik uderzył o ziemię przygnieciony swoją "ofiarą", siłę upadku zamortyzował częściowo podstawiając swoją lewą rękę. Głuche uderzenie i cichy syk świadczyły, że łokieć faceta nie ma najlepszych chwil, ale zawsze mogła to być jego czaszka, więc nie było tak źle prawda?
Nie zapominajmy o Szczurku, który poderwał się w ich stronę niemalże równocześnie z Rileyem, więc w momencie gdy ci upadli na ziemię, ten stał na nogach tuż za nimi, błysk w jego dłoni okazał się nożem. Szybkie cięcie i pasek torby puścił. Złodziej złapał swoją zdobycz i wyrwał biegiem do tyłu.
Mięśniak ryknął wściekle i starał się przerzucić Rileya na swój lewy bok i uziemić go, by okładać prawą ręką. Jego lewa, naprawdę miała gorszy dzień.
- Spoiler:
Riley Wolfhound Grimshaw
Fresh Blood Lost in the City
Re: Biblioteka publiczna
Sob Gru 23, 2017 12:11 am
Sob Gru 23, 2017 12:11 am
Jak widać nic nie miało iść po jego myśli. Pierdolony skurwiel odciął jego torbę wykorzystując chwilową niedyspozycję Rila. Działał jak standardowy tchórz. Nie żeby spodziewał się czegoś innego, biorąc pod uwagę fakt że od początku postanowili zaatakować go we dwójkę. Lecz tym razem mieli pecha.
Choć utracenie rzeczy bez wątpienia było dla niego kłopotliwe choćby ze względu na dokumenty, nie zamierzał zrywać się i biec za nim jak debil, gdy mięśniak nadal leżał na ziemi, a wartość jego rzeczy nie przekraczała nawet dziesięciu dolarów. Zamiast tego tego wściekłość musiała znaleźć ujście i zostać odpowiednio przekierowana. Co za niefart. Naprawdę chciał jedynie spokojnie wrócić do domu. Choć ryk mięśniaka bez wątpienia mógłby być w tym momencie jego własnym, Woolfe nie wydał z siebie nawet pojedynczego dźwięku. Zamiast tego momentalnie sięgnął ręką w bok w momencie gdy mężczyzna próbował go przerzucić, by zgarnąć mieszankę rozdeptanego błotnego śniegu z piachem (a kto wie, może i solą, biorąc pod uwagę fakt ze dozorcy w podobnych miejscach zwykle rzucali go, by oczyścić drogi pieszym) i wepchnął ją w oczy mięśniaka.
Czy miałby szansę na pobiegnięcie za szczurem? Być może. Lecz zamiast tego nawet nie próbował przechodzić do defensywy. Szarpnął w górę jednym z ramion mięśniaka, zupełnie jakby planował wyrwać je ze stawu, tuż przed tym jak sam przeszedł do ataku. Pięść wycelowana prosto w jego nos była jedynie początkiem, gdy wkładając w to całą siłę zaczął okładać go po twarzy, wyraźnie zamierzając przerobić go w taki sposób, by nie poznali go nawet po powrocie do domu.
Choć utracenie rzeczy bez wątpienia było dla niego kłopotliwe choćby ze względu na dokumenty, nie zamierzał zrywać się i biec za nim jak debil, gdy mięśniak nadal leżał na ziemi, a wartość jego rzeczy nie przekraczała nawet dziesięciu dolarów. Zamiast tego tego wściekłość musiała znaleźć ujście i zostać odpowiednio przekierowana. Co za niefart. Naprawdę chciał jedynie spokojnie wrócić do domu. Choć ryk mięśniaka bez wątpienia mógłby być w tym momencie jego własnym, Woolfe nie wydał z siebie nawet pojedynczego dźwięku. Zamiast tego momentalnie sięgnął ręką w bok w momencie gdy mężczyzna próbował go przerzucić, by zgarnąć mieszankę rozdeptanego błotnego śniegu z piachem (a kto wie, może i solą, biorąc pod uwagę fakt ze dozorcy w podobnych miejscach zwykle rzucali go, by oczyścić drogi pieszym) i wepchnął ją w oczy mięśniaka.
Czy miałby szansę na pobiegnięcie za szczurem? Być może. Lecz zamiast tego nawet nie próbował przechodzić do defensywy. Szarpnął w górę jednym z ramion mięśniaka, zupełnie jakby planował wyrwać je ze stawu, tuż przed tym jak sam przeszedł do ataku. Pięść wycelowana prosto w jego nos była jedynie początkiem, gdy wkładając w to całą siłę zaczął okładać go po twarzy, wyraźnie zamierzając przerobić go w taki sposób, by nie poznali go nawet po powrocie do domu.
MG
Torba razem z Szczurkiem już po chwili znalazła się poza zasięgiem wzorku walczących. Wyglądało na to, że zostali sami. Co mogło być dużym plusem dla rzekomej "ofiary", nie licząc faktu, że właśnie została okradziona. Chociaż teraz nasz Ril miał większe problemy na głowie, a może raczej pod sobą? Mięśniak próbował się wyrwać, jednak naturalne odruchy brały górę.
Piasek, sól i resztki śniegu (a może wystarczyłoby powiedzieć "cokolwiek") w oczach zmusiły wielkoluda do zasłonięcia oczu i próby przetarcia ich (co w sytuacji dostania się do oka ciała obcego, było raczej złym posunięciem, czego oczywiście osoba z piaskiem w oczach nie mogła ogarnąć swoim umysłem). Oślepiony nijak mógł się bronić przed ciosami, raz po raz obrywając w twarz lub bardziej konkretnie w nos.
Momentami jego głowa odbijała się od chodnika niczym piłka.
Mięśniak zamachnął się kilka razy, próbując dosięgnąć przeciwnika, prawa ręka waliła na oślep, lewa próbowała. Jednak samo wyprowadzenie nią ciosu graniczyło z cudem. Już po chwili ręce faceta opadły bezwładnie i okładany przestał dawać jakieś szczególne objawy aktywności. Poza unoszącą się w powolnym tempie klatce piersiowej.
...
Uderzenie przyszło z tyłu. Krótkie, w tył głowy. Riley oberwał, aż musiał pochylić się nad ciałem osoby, którą okładał. Mgło mu pociemnieć na chwilę w oczach. Jednak zaraz po tym wszystko ustało, a na karku poczuł zimny dotyk śniegu, który trafił za jego kołnierz w momencie uderzenia śnieżki.
Riley Wolfhound Grimshaw
Fresh Blood Lost in the City
Re: Biblioteka publiczna
Sob Gru 23, 2017 4:19 pm
Sob Gru 23, 2017 4:19 pm
Nawet jeśli był wściekły i zamierzał przerobić jego twarz na miazgę, nie stracił nad sobą całkowicie kontroli. Widząc, że mężczyzna najprawdopodobniej stracił przytomność, zamierzał przyłożyć mu jeszcze z dwa, trzy tazy, by jedynie upewnić się, że nagle do niego nie wstanie. Nim jednak zdołał dokończyć swoją robotę coś uderzyło go w tył głowy. Chcąc-niechcąc nachylił się nad mięśniakiem do tego stopnia, że zawisł kilka centymetrów nad jego twarzą, aż nazbyt wyraźnie czując urywany, nieświeży oddech. Musiał się zresztą podeprzeć ręką tuż przy jego twarzy, co skończyło się cichym pomrukiem niezadowolenia. Świat najpierw pociemniał a następnie zawirował, przez co trwał chwilę w bezruchu próbując doprowadzić się do porządku.
Co u diabła?
Czyżby szczurek jednak nie porzucił swojego kumpla? Sięgnął palcami w kierunku mokrego karku, lecz nie dostrzegł śladów własnej krwi, jedynie... wodę? Gdyby chciał, mógł przecież wpakować w niego nóż. Kompletnie nie rozumiejąc o co chodzi, podniósł się powoli znad mięśniaka, jeszcze przez chwilę go obserwując w zamroczeniu, jakby chciał się upewnić że nie wstanie nagle z ziemi. Zdawał sobie sprawę że odsłania się tym samym przed drugim napastnikiem, ale nadal był nieco zdezorientowany. W końcu jednak odsunął się o kilka kroków i rozejrzał wokół wyraźnie szukając źródła, przygotowany na kolejną konfrontację.
Co u diabła?
Czyżby szczurek jednak nie porzucił swojego kumpla? Sięgnął palcami w kierunku mokrego karku, lecz nie dostrzegł śladów własnej krwi, jedynie... wodę? Gdyby chciał, mógł przecież wpakować w niego nóż. Kompletnie nie rozumiejąc o co chodzi, podniósł się powoli znad mięśniaka, jeszcze przez chwilę go obserwując w zamroczeniu, jakby chciał się upewnić że nie wstanie nagle z ziemi. Zdawał sobie sprawę że odsłania się tym samym przed drugim napastnikiem, ale nadal był nieco zdezorientowany. W końcu jednak odsunął się o kilka kroków i rozejrzał wokół wyraźnie szukając źródła, przygotowany na kolejną konfrontację.
MG
Nie stracił nad sobą kontroli. On po prostu wymierzył mu kolejne dwa ciosy, tak dla pewności. Ten drugi, musiał być naprawdę celny, bo z nosa mięśniaka wręcz buchnęła fontanna krwi, a z jego ust wydarł się głuchy jęk. Wyglądało na to, że walka jest skończona.
Czy aby na pewno?
Uderzenie śnieżki, która była dość twarda, a może po prostu silnie rzucona, na chwilę zamroczyła Rileya. Przez co ten kompletnie się odsłonił, a wręcz prowokował kolejny cios wstając. Ten jednak nie nadszedł. Jednak chłopak mógł ujrzeć średniego wzrostu sylwetkę, która powoli zbliżała się w jego kierunku, w jednej dłoni trzymała chaotycznie ulepioną bryłę śniegu, a drugą ręką przyciskała coś do ciała. Dłonie miała ukryte pod rękawiczkami, z odsłoniętymi paliczkami.
Wyglądało na to, że pierwsza śnieżka zdała egzamin i odwróciła uwagę atakującego od swojej ofiary. Postać była coraz bliżej, światło rzucane przez mijane latarnie oświetlały jej sylwetkę i chociaż nie można było dostrzec twarzy osoby, to przez sylwetkę można było rozpoznać, że zbliżała się w ich kierunku kobieta.
Twarz miała zasłoniętą szerokim szalikiem, owiniętym szczelnie wokół jaskrawego kaptura. Kilka ciemnych kosmyków tańczyło na wietrze.
- Ta zostaw go dra... o - dziewczyna zatrzymała się w odległości kilku kroków od chłopaka i wypuściła trzymany śnieg. - Wściekły Pies.
Rzuciła nieco zdziwiona, zerknęła na leżące ciało i zaśmiała się cicho. - Nie sądziłam, że cie tutaj spotkam
Było w niej coś znajomego, a przynajmniej tak mogło się wydawać chłopakowi, tylko skąd mogliby się znać?
- To chyba twoje - dopiero teraz można było rozpoznać co takiego trzymała dziewczyna, a była to niewątpliwie torba chłopaka.
Riley Wolfhound Grimshaw
Fresh Blood Lost in the City
Re: Biblioteka publiczna
Wto Gru 26, 2017 10:49 pm
Wto Gru 26, 2017 10:49 pm
Takiej reakcji z pewnością się nie spodziewał.
Trwał przez dłuższą chwilę w bezruchu próbując przypatrzyć się nadchodzącej w ich kierunku kobiecie, lecz przez to jak bardzo była zasłonięta, nie był w stanie rozpoznać jej twarzy. Głos natomiast brzmiał całkowicie obco, wątpił więc by wcześniej się spotkali.
"Wściekły Pies."
Drgnął nieznacznie słysząc określenie, które mu przypasowała. Przesunął po niej spojrzeniem raz jeszcze. Coś wyraźnie nie dawało mu spokoju, lecz niezależnie od tego jak bardzo się starał, nie potrafił sobie przypomnieć. Bez wątpienia byłoby mu dużo łatwiej gdyby nie fakt że skutki urazu głowy nadal dawały o sobie znać choćby w formie nieco gorszej pamięci. Doprowadzała go do szału.
"To chyba twoje."
Zawiesił wzrok na torbie i zaraz spojrzał za nią zupełnie jakby spodziewał się nadchodzącego Szczurka. Chłopak miał w końcu nóż.
— Nic ci nie jest? — zapytał w pierwszym odruchu, nie podchodząc jednak początkowo w jej stronę. Spojrzał na leżącego na ziemi mięśniaka, który najwidoczniej stracił przytomność na dobre i schylił się, by podnieść go w górę. Nie było to najłatwiejsze zadanie, biorąc pod uwagę jego masę i fakt że nijak mu w tym zadaniu, nie pomagał lecz zależało mu jedynie na tym, by przetransportować go dwa, trzy metry w lewo i usadzić na stojącej obok ławce. To że stłukł kolesia masakrując mu twarz, nie znaczyło że chciał by dostał przewlekłego zapalenia płuc od zbyt długiego leżenia na ziemi.
— Przepraszam, ale... czy my się znamy? Z jakiegoś powodu wyglądasz znajomo, ale nie mogę sobie przypomnieć szczegółów.
Trwał przez dłuższą chwilę w bezruchu próbując przypatrzyć się nadchodzącej w ich kierunku kobiecie, lecz przez to jak bardzo była zasłonięta, nie był w stanie rozpoznać jej twarzy. Głos natomiast brzmiał całkowicie obco, wątpił więc by wcześniej się spotkali.
"Wściekły Pies."
Drgnął nieznacznie słysząc określenie, które mu przypasowała. Przesunął po niej spojrzeniem raz jeszcze. Coś wyraźnie nie dawało mu spokoju, lecz niezależnie od tego jak bardzo się starał, nie potrafił sobie przypomnieć. Bez wątpienia byłoby mu dużo łatwiej gdyby nie fakt że skutki urazu głowy nadal dawały o sobie znać choćby w formie nieco gorszej pamięci. Doprowadzała go do szału.
"To chyba twoje."
Zawiesił wzrok na torbie i zaraz spojrzał za nią zupełnie jakby spodziewał się nadchodzącego Szczurka. Chłopak miał w końcu nóż.
— Nic ci nie jest? — zapytał w pierwszym odruchu, nie podchodząc jednak początkowo w jej stronę. Spojrzał na leżącego na ziemi mięśniaka, który najwidoczniej stracił przytomność na dobre i schylił się, by podnieść go w górę. Nie było to najłatwiejsze zadanie, biorąc pod uwagę jego masę i fakt że nijak mu w tym zadaniu, nie pomagał lecz zależało mu jedynie na tym, by przetransportować go dwa, trzy metry w lewo i usadzić na stojącej obok ławce. To że stłukł kolesia masakrując mu twarz, nie znaczyło że chciał by dostał przewlekłego zapalenia płuc od zbyt długiego leżenia na ziemi.
— Przepraszam, ale... czy my się znamy? Z jakiegoś powodu wyglądasz znajomo, ale nie mogę sobie przypomnieć szczegółów.
MG
Dziewczyna uśmiechnęła się nieznacznie słysząc jego pytanie, chociaż zapewne nie mógł tego zauważyć. - Wybity palec. Nic wielkiego. - skwitowała szybko jakby była to jedna z najbardziej normalnych i oczywistych rzeczy na świecie. Najwidoczniej też nie była tym faktem nazbyt przejęta. Gdyby się przyjrzeć to dłoń, w której trzymała torbę drgała lekko co jakiś czas. Jednakże jakakolwiek zmiana na jej twarzy nie była możliwa do zaobserwowania. Opuściła rękę w momencie gdy tamten odwrócił się by zająć się swoim jeszcze niedawnym przeciwnikiem.
Samo podniesienie cielska tak wielkiego było niełatwym zadaniem, a co dopiero targanie "zwłok" na ławkę obok. Mimo wszystko dziewczyna przyglądała się temu cierpliwie, jakby z zainteresowaniem przekrzywiając głowę lekko w bok.
Nie wiadomo czy z nieświadomego odruchu czy też chciała po prostu przyjrzeć się temu dokładnie.
- Masz miękkie serce co? - rzuciła, gdy w końcu gdy ta mała misja została wykonana. - A może po prostu je masz...
Tutaj mruknęła w szalik, który zasłaniał jej twarz. Słysząc kolejne pytanie parsknęła cicho śmiechem.
- Ranisz mnie! - zaśmiała się szczerze rozbawiona i kontynuowała dramatycznym tonem. - A ja głupia liczyłam, że o mnie nie zapomnisz.
Podeszła do ławki z mięśniakiem, położyła obok torbę i bez skrępowania zaczęła grzebać nieprzytomnemu po kieszeniach widocznie szukając czegoś konkretnego. W tym wypadku telefonu.
- Zaułek, tłukłeś się z blondynem i jego koleżkami. Też zresztą nie byłeś sam. Ktoś was ostrzegł przed policją, pamiętasz? - Przerwała na chwilę by spojrzeć na Riley'a po czym wróciła do poszukiwań telefonu. - Obserwuje cię od tamtego czasu. Nie przestajesz zadziwiać, ale zadzieranie z członkami gangu? Nie można się przy tobie nudzić co?
W końcu znalazła jego telefon i zaczęła szybko klikać i przewijać listę kontaktów wyszukując konkretnego numeru.
Riley Wolfhound Grimshaw
Fresh Blood Lost in the City
Re: Biblioteka publiczna
Sob Sty 06, 2018 3:47 am
Sob Sty 06, 2018 3:47 am
"Nic wielkiego."
— Wybacz. Jakby nie patrzeć, pośrednio to z moja wina — choć mimo wypowiedzianych słów ciężko było usłyszeć w jego głosie jakikolwiek przejaw skruchy. Jakby nie patrzeć, całe to wydarzenie od początku nie było ustawione przez niego. Nie zamierzał się w nic ładować, a już na pewno nie w bójkę która po raz kolejny tylko bezsensownie zwracała na niego uwagę innych. Dziewczyna, która zdawała się być niezwykle sympatyczna, miała w dłoni karty które stawiały go w niezwykle niewygodnej sytuacji. Zbyt niewygodnej. Westchnął ciężko, zwracając się w jej stronę ponownie, gdy usłyszał kolejne słowa.
— Może tak, może nie.
Jasny rozbłysk niewidoczny dla jego towarzyszki, zmusił go do chwilowego przymrużenia oczu, gdy Biały Wilk spłynął powoli na ziemię przed nim i machnął długim, świetlistym ogonem, przeciągając się na ziemi.
Zwycięstwo tak czy inaczej należy do nas.
Tak długo jak trzyma naszą torbę, nic nie jest pewne.
Nawet jeśli wyglądało na to, że nie przystawała z osiłkami, ciężko było od razu uznać ją za sojuszniczkę. W obecnym momencie stanowiła zagrożenie, do którego podchodził niezwykle ostrożnie. Zwłaszcza, że następna wypowiedź tylko potwierdziła, że miał wobec niej pewien dług wdzięczności.
Wyglądało na to, że już drugi.
— Ciężko zapamiętać kogoś, kto skrywa twarz — uniósł kącik ust w nieznacznym uśmiechu słysząc ton obrany przez dziewczynę. Przyglądał się w milczeniu jak przeszukuje kieszenie mięśniaka, nieszczególnie zamierzając zwrócić jej jakąkolwiek uwagę. Nie była to w końcu jego sprawa. Zwłaszcza, że najwidoczniej dziewczyna doskonale wiedziała czego i przede wszystkim po co tego szuka.
"(...) zadzieranie z członkami gangu?"
Wygląda na to, że mamy mniej szczęścia niż poczatkowo myśleliśmy.
— Hm.
Jedyna reakcja która wydostała się z jego ust nie wskazywała na większe przejęcie. Nie zamierzał ładować się w większe kłopoty, ale też ta sytuacja nie wynikła z jego winy. Choć wątpił, by ich koleżków jakkolwiek to obchodziło.
— Kto by pomyślał, że południowy gang upadnie na tyle nisko, by okradać wracających z biblioteki uczniów, których zawartość portfela i tak woła o pomstę do nieba — wymruczał bardziej do siebie, odwracając się na chwilę w bok, gdy usłyszał urywany, rozbawiony warkot ze strony Białego Wilka siedzącego aktualnie przy jednym z krzaków.
— Wybacz. Jakby nie patrzeć, pośrednio to z moja wina — choć mimo wypowiedzianych słów ciężko było usłyszeć w jego głosie jakikolwiek przejaw skruchy. Jakby nie patrzeć, całe to wydarzenie od początku nie było ustawione przez niego. Nie zamierzał się w nic ładować, a już na pewno nie w bójkę która po raz kolejny tylko bezsensownie zwracała na niego uwagę innych. Dziewczyna, która zdawała się być niezwykle sympatyczna, miała w dłoni karty które stawiały go w niezwykle niewygodnej sytuacji. Zbyt niewygodnej. Westchnął ciężko, zwracając się w jej stronę ponownie, gdy usłyszał kolejne słowa.
— Może tak, może nie.
Jasny rozbłysk niewidoczny dla jego towarzyszki, zmusił go do chwilowego przymrużenia oczu, gdy Biały Wilk spłynął powoli na ziemię przed nim i machnął długim, świetlistym ogonem, przeciągając się na ziemi.
Zwycięstwo tak czy inaczej należy do nas.
Tak długo jak trzyma naszą torbę, nic nie jest pewne.
Nawet jeśli wyglądało na to, że nie przystawała z osiłkami, ciężko było od razu uznać ją za sojuszniczkę. W obecnym momencie stanowiła zagrożenie, do którego podchodził niezwykle ostrożnie. Zwłaszcza, że następna wypowiedź tylko potwierdziła, że miał wobec niej pewien dług wdzięczności.
Wyglądało na to, że już drugi.
— Ciężko zapamiętać kogoś, kto skrywa twarz — uniósł kącik ust w nieznacznym uśmiechu słysząc ton obrany przez dziewczynę. Przyglądał się w milczeniu jak przeszukuje kieszenie mięśniaka, nieszczególnie zamierzając zwrócić jej jakąkolwiek uwagę. Nie była to w końcu jego sprawa. Zwłaszcza, że najwidoczniej dziewczyna doskonale wiedziała czego i przede wszystkim po co tego szuka.
"(...) zadzieranie z członkami gangu?"
Wygląda na to, że mamy mniej szczęścia niż poczatkowo myśleliśmy.
— Hm.
Jedyna reakcja która wydostała się z jego ust nie wskazywała na większe przejęcie. Nie zamierzał ładować się w większe kłopoty, ale też ta sytuacja nie wynikła z jego winy. Choć wątpił, by ich koleżków jakkolwiek to obchodziło.
— Kto by pomyślał, że południowy gang upadnie na tyle nisko, by okradać wracających z biblioteki uczniów, których zawartość portfela i tak woła o pomstę do nieba — wymruczał bardziej do siebie, odwracając się na chwilę w bok, gdy usłyszał urywany, rozbawiony warkot ze strony Białego Wilka siedzącego aktualnie przy jednym z krzaków.
Strona 2 z 3 • 1, 2, 3
Pozwolenia na tym forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach