Sheridan Kenneth Paige
Sheridan Kenneth Paige
The Writers Alter Universe
Chiński ogród doktora Sun Yat-Sen
Pią Wrz 11, 2015 9:43 pm
Ogród ten wzorowany jest w całości na tradycji dynastii Ming, a jednocześnie zajmuje miejsce pierwszego takiego wybudowanego poza obrębem chińskich granic. Stanowi on część parku ochrzczonego tą samą nazwą, przy czym należy pamiętać, iż pomimo bezpłatnego wstępu na ogólne tereny, aby wejść do ogrodu należy już zakupić specjalny bilet. Mimo wszystko jest on wart tego drobnego zachodu - relaksujące widoki egzotycznych drzew, ścieżek i harmonijnie ułożonych kamieni, przypominających o pięknie przyrody nieożywionej, wprawią każdego w nastrój wyciszenia i spokoju, zsyłając nań pragnienie pozostania w tym miejscu na całą wieczność. Albo i dwie.
Sheridan Kenneth Paige
Sheridan Kenneth Paige
The Writers Alter Universe
Późną jesienią zaczynają się w życiu takie momenty, kiedy człowiek chciałby zrobić cokolwiek, ale nie za bardzo ma pomysł, kiedy i w jaki sposób można by tego dokonać. No i czego właściwie chciałby się podjąć. A ostatecznie i tak nic mu się nie chce. Wtedy też do gry wchodzą takie pomysły, na jaki wpadła Kenneth - halo, rozpocznijmy weekend wycieczką w plener. I co z tego, że za oknem pizga, niczym na jebanej Alasce zimą. Przecież była do tego przyzwyczajona. No i może uda jej się po drodze spotkać równie pokręconego towarzysza, który mógłby z nią powyśmiewać kilku zmarźluchów.
Tak więc po odbyciu wcześniejszego spaceru ze swoimi pupilami i ogarnięciu każdemu z osobna strawy i wszelkich innych luksusów, Paige'ówna wcisnęła na siebie kurteczkę, poprawiła spodnie i wyruszyła prosto w naprawdę długo nieodwiedzane przez nią miejsce. Chiński ogród nazwany imieniem równie chińskiego doktora był mimo wszystko jednym z tych miejsc w całym Vancouver, gdzie jasnowłosa mogła naprawdę porozmyślać nad absolutnie czymkolwiek, a jednocześnie pooddychać świeżym powietrzem i nacieszyć się przyjemymi dla jej oczu widokami. A że zimą mogło to już nie wyglądać tak idealnie, to musiała chwytać ostatnie dni, które zezwalały jej na należyte odbycie wycieczki. Z takim też nastawieniem podeszła do parkowej kasy i nachyliła się nad okienkiem, zza którego już uśmiechała się do niej urokliwa kasjerka.
- Jeden uczniowski proszę.
Mogła przejść się jedynie po parku, posłuchać drących się dzieci, które nie potrafiły zachować spokoju i uszanować piękna takiego miejsca, jak całe to inspirowane chińską kulturą otoczenie. Przecież siedzenie z taką zgrają było niesamowicie relaksujące. Jednakże wolała już wydać tych kilka dolarów i mieć wstęp do aktualnie niemal opustoszałych ogrodów, niźli ślęczeć pośród hałasu. Tylko by ją irytowali. I nie, żeby narzekała na brak towarzystwa, ale-... cisza i osamotnienie były chyba jeszcze bardziej męczące od pisków i innych bolesnych dla uszu dźwięków. Istniało oczywiście wyjście z tej sytuacji.
Usiadła na najbliższej ławeczce, a następnie wyciągnęła telefon z kieszeni, przesuwając palcem po ekranie, by znaleźć na liście kontaktów kogokolwiek, kto nadałby się teraz na towarzysza rozmowy albo kontemplacji natury czy czegokolwiek. Właściwie mogła zaprosić niemal każdego, ale kto by się zgodził? Myślenie kategoriami "z kim dawno się nie widziałam" byłoby jednak lepszym wyjściem z sytuacji. I już miała zmieniać zdanie odnośnie zwoływania tu innej żywej duszy, kiedy jej oczom ukazało się światełko w tulenu. Albo może raczej Sigrunn na liście. Uśmiechnęła się tryumfalnie pod nosem, już sekundę później wystukując wiadomość do kumpeli.
Pozostało właściwie tylko czekać na jakikolwiek odzew.
Sigrunn Northug
Sigrunn Northug
Fresh Blood Lost in the City
I ten uczuć, kiedy zaczyna pizgać, a ty zamiast marudzić na zimno jak wszyscy wokół, cieszysz się z tego powodu jak głupek. Nareszcie koniec pieprzonego lata, pieprzonych upałów i innego pieprzenia. Albo i nie. Nieważne. W każdym razie, zaczynała się prawdziwa, północna zima i Sigrunn nigdy nie była bardziej szczęśliwa, niż podczas tego okresu w roku. Był tylko jeden tyci problem. Nie każdy jest zwolennikiem siedzenia na dworze przy minusowej temperaturze. Większość ziomków Norweżki wolało teraz grzać dupy w akademiku czy w swoich domach i olać kompletnie to, że za oknem rozpoczynała się najpiękniejsza i najfajniejsza z pór roku. Ignoranci. Kiedyś skończą natarci śniegiem i docenią piękno zimy.
Była tylko jedna osoba, która była normalna wśród tej bandy zmarzluchów. Jedna, jedyna osoba, od której Sig dostała tego dnia esemesa, gdy już zaczynała tracić wiarę w to, że tego dnia ruszy się gdziekolwiek z akademika. Ta osoba wyrwała ją ze szponów nudów i tak dalej. Ale jednak to nie fakt, że Sheri odezwała się do niej po dłuższym czasie ani też nie dlatego, że oferowała jej wspólne wyjście, przykuło największą uwagę Norweżki i wprowadziło uśmiech na jej bladą twarz. Tutaj kluczem było jedno, króciutkie zdanie: "wzięłam ciastka". I nagle fakt, że musi iść kawał drogi do jakiegoś chińskiego ogródka przestał mieć znaczenie, nagle cały świat stał się piękny i kolorowy, wojny na świecie się skończyły, matma zaczęła być przyjemna, bo Sher miała ciastka. No i co innego mogła zrobić biedna Norweżka, niż odpisać Paige'ównej, ruszyć swój zacny tyłek, ubrać się i wyjść na tę pizgawicę? Nic. Absolutnie nic.
Nogi niosły ją same. Naprawdę, ona kompletnie nie myślała nad tym, gdzie idzie. Tylko przyglądała się ludziom, którzy już teraz narzekali na zimno. A przynajmniej tak to wyglądało, bo nie mogła ich podsłuchiwać ze względu na słuchawki na uszach. Tak czy siak, bullshit. Ona sama szła w rozpiętej kurtce i wcale nie było jej zimno! Ma się te wikingowo-morsowe geny, oj ma. Nim się obejrzała, już dochodziła do parku. Teraz zostało tylko zapłacić za wejście, co nie zajęło wcale zbyt długo. Zignorowawszy piękny uśmiech kasjerki, weszła do parku. Już stąd widziała jasnowłosą przewodniczącą najstarszego rocznika. Podeszła do niej żwawym krokiem i usiadła na ławce tuż obok niej.
-Hella-o, stary- przywitała się zgodnie z ich hella zwyczajem. -Gdzie masz te ciastka?- dodała zaraz, przyglądając się uważnie pannie Paige. To nie tak, że przyszła tutaj tylko i wyłącznie dla słodyczy... Ale nie ukrywajmy, że gdyby nie wzmianka o nich, pewnie nie chciałoby jej się lecieć taki kawał drogi, żeby na końcu jeszcze wydać hajs na bilet do jakiegoś chińskiego parczku. Nie myślcie o niej jak o jakiejś grubej materialistce, bo oczywiście bardzo się cieszyła z powodu tego, że mogła się wreszcie spotkać z kumpelą, jednak niestety miłość czarnowłosej do słodyczy była tak cholernie duża, że mogłoby się zdawać, iż była tutaj tylko i wyłącznie po to, aby się nażreć. Kiedyś ją to zgubi. Albo doprowadzi do cukrzycy.
Sheridan Kenneth Paige
Sheridan Kenneth Paige
The Writers Alter Universe
Jej telefon zawibrował krótką chwilę po wysłaniu wiadomości. Uznanie przez Sigrunn tematu ciastek jako głównego wątku było jedną z tych rzeczy, której Sheridan była świadoma już szmat czasu. Właściwie odkąd tylko zaczęła utrzymywać z nią coraz to bliższy kontakt, zauważała kolejno multum charakterystycznych cech, którymi odznaczała się Norweżka. Począwszy na takich oczywistościach, jak akcent, poprzez utrzymywanie jakiegoś kontaktu z niejaką Chloe Price (za co zresztą Paige jest jej niezwykle wdzięczna - w końcu bez tego nie poznałaby Amerykanki i nie powstałoby ich piękne Hella Trio), a na zamiłowaniu do produktów niepozbawionych dużej ilości cukru kończąc. I to właśnie dlatego odczytując wiadomość nawet nie drgnęła jej powieka ze zdziwienia. Przyjęła przekaz "idę się nawpierdalać, ale dzięki, że też tam będziesz" z delikatnym uśmiechem zadowolenia. Cel w końcu został osiągnięty. Inną sprawą był dopisek podejrzewający jej wypieki o nie bycie dostatecznie smacznymi. To się naprawi.
Zgodnie z zapewnieniami o pięciominutowej podróży ciemnowłosej, przewodnicząca nie musiała za długo czekać na swoją kompankę, jak zwykle bez zbędnych ceregieli przechodzącą od razu do rzeczy. Parsknęła w wyrazie czegoś pomiędzy rozbawieniem, a oburzeniem, wyciągając z płóciennej siatki błękitne pudełko na żywność z wiadomą już wszystkim zawartością. Podsunęła je pod ręce koleżanki, unosząc jedną z brwi w wyzywającym geście.
- Nie wiem, czy zasłużyłaś. Podważyłaś ich smaczność tym sms'em. - Pokręciła głową, niby to w dezaprobacie. - Sądzisz, że moje wypieki nie są dostatecznie hella?
Uśmieszek pełen złośliwości został posłany ku trzecioklasistce, nawet, jeśli ciastka właściwie zostały ułożone na jej kolanach. Sheridan nie mogła się jednak obyć bez komentarza dotyczącego całego tego zajścia, z wyszczególnieniem na tę jedną, konkretną wiadomość. Po prostu nie byłaby sobą.
- A tak swoją drogą, to hella-o.
Och, teraz sobie o tym przypomniałaś?
Najpierw wypada odpowiedzieć na pytanie.
Przeciągnęła się z głośnym pomrukiem, zerkając kątem oka na reakcję Northug na rodzaj wypieku, jaki postanowiła upichcić. Niby najprostsze kruchawe ciastka z płatkami czekolady były dobre dla każdego łasucha, ale cholera wie, może Sigrunn akurat miała ochotę na coś cynamonowego czy karmelowego. Mogła to przemyśleć wcześniej. Ale przeciez sama nie wiedziała, że kogokolwiek zaprosi, prawda? Planowała wpieprzyć je wszystkie całkiem sama, bez zbędnego towarzystwa. Ewentualnie nakarmić jakiegoś dzieciaczka, który koniecznie chciałby spróbowac słodkiego wypieku. Nawet, jeśli nienawidziła dzieci. Wreszcie jednak przerwała przemyślenia na temat dzisiejszego nastawienia i preferencji buntowniczki, odwracając tym samym głowę w jej stronę i rozpoczynając kolejny temat, poprawiwszy uprzednio czarną gumkę, podtrzymującą długi warkocz.
- Mam nadzieję, że nie oderwałam Cię od niczego ważnego? Wszyscy mają taki problem z tym, że jest trochę chłodniej, że aż chce się płakać. Tak, jakby nie potrafili zrozumieć, że to Kanada, a nie cholerna Afryka. Nawet mój ciepłolubny pies lepiej to znosi.
Sigrunn Northug
Sigrunn Northug
Fresh Blood Lost in the City
W ogóle nie przejęła się tym bliżej nieokreślonym parsknięciem, które wyrwało się z ust Sheridan. Ot, po prostu wiedziała, że po tym wyrazie udawanego oburzenia nastąpi długo oczekiwany moment.
Moment przekazywania ciastek.
-Ja nie podważyłam ich smaczności. Ja tylko poddałam ją wątpliwościom. Kto wie, czym chcesz mnie otruć...- mruknęła, biorąc pudełko do łap, po czym bez dłuższych wstępów je otworzyła i dokładnie obejrzała jego boską zawartość. Awwww, kruche ciasteczka z czekoladą. Niby nic wielkiego, ale jak cieszy. Prawdziwego łasucha wszystko ucieszy. A ona była prawdziwym, nie jakimś podrabiańcem czy pozerem. No, analiza zewnętrzna wypieków została dokonana, więc teraz została tylko degustacja. Wzięła jedno z pieczonych cudów w łapę i bezceremonialnie odgryzła kawałek, wpatrując się tępo przed siebie, gdzieś w przestrzeń ogrodu i przez moment wyglądała tak, jakby ciamkanie ciastka wprowadziło ją w stan głębokiej kontemplacji nad sensem życia. Wreszcie jednak odwróciła łeb w stronę kumpeli i pokiwała łbem z uznaniem.
-Są dostatecznie hella- przyznała, przełknąwszy ów kęs i zaraz ugryzła jeszcze kawałek. -Pokuszę się nawet o stwierdzenie, że są zajebiście hella epickie. Gratulacje, panno Paige- dodała, nie myśląc o tym, że mówienie i jedzenie naraz jest złe. Oj, przecież nie miała ust pełnych ciastek, można jej to wybaczyć. Tym bardziej, że wypieki były naprawdę pierwszorzędne. A przynajmniej dla kogoś, kto nie umie wybrzydzać w tej kwestii.
Pokręciła głową i parsknęła krótko.
-Nie, co ty. Nawet tutejszym nie chce się nigdzie ruszyć, bo wolą grzać dupy przy grzejniku. I co z tego, że lubię zimę, skoro nikt nie podziela mojego entuzjazmu- westchnęła. -Prócz ciebie. Ty jesteś hella- aż prosiło się dodać "i masz ciastka", ale powstrzymała się. Nie ciastka czynią człowieka! Czy jakoś tak. W każdym razie, Sher była jedyną normalną osobą, na której takie warunki nie robiły wrażenia. Albo robiły, ale jakoś maskowała to uczucie i nie trzęsła się jak chihuahua. Reszta to co? Pieprzone tchórze i zmarzluchy. Nawet jej własna dziewczyna odmówiła. Czaicie? Bo zimno, bo ma do załatwienia sprawy w zespole, bo coś tam, nah nah nah. I tutaj nagle pojawia się Sheridan: jej wybawicielka z ciastkami w łapie. Nie ma co się dziwić, że pięć minut wystarczyło Norweżce na dotarcie do ogrodu- nudy tak ją zjadały, że przyszłaby i bez wzmianki o słodkościach. Może trochę później, ale by przyszła.
-Co tam u ciebie? Prócz faktu, że ludzie to kurwy i nie chcą się z tobą spotykać, więc pieczesz ciastka i dokarmiasz biednych uczniów- mruknęła, rozsiadając się wygodniej na ławce. Dawno nie widziała swojej blond hella kamratki. A nuż coś się zmieniło w jej życiu przez ten czas, coś obróciło je o sto osiemdziesiąt stopni czy coś. Zawsze warto spytać, nawet jeśli nie z ciekawości, to chociaż ze względu na dobre wychowanie. Nie no, Sig, ty to na pewno jesteś zajebiście dobrze wychowana, możesz być z siebie dumna.
Sheridan Kenneth Paige
Sheridan Kenneth Paige
The Writers Alter Universe
Tak, jakby to robiło jakąkolwiek różnicę, prychnęła w myślach na jej słowa, jednakże z zewnątrz dało się dostrzec zaledwie tylko moment, w którym przewróciła oczyma. Nie dane jej było jednak nic na ten temat powiedzieć, gdyż w następnej już chwili dostrzegła, jak uważnej kontemplacji przysmaków oddała się Northug. To był dobry znak, zważywszy, że wyciągnięcie od kogokolwiek takiej ilości atencji skierowanej ku jej wypiekom było dość trudne, gdy w tle toczyła się jakakolwiek dyskusja. Chyba nigdy nie będzie miała dość takiego widoku. Od razu dodawało jej to plus dziesięć do lansu, plus trzy do wiary w siebie i plus sto to motywacji do pieczenia kolejnych ciast. Niezły układ. Sig się nażre, a Sher będzie chciała upiec jej coś jeszcze. Idealne koło. A na tę niezwykle pozytywną reakcję i masę komplementów wypowiedzianych ku udanym ciasteczkom zareagowała sympatycznym, niezmąconym wahaniem uśmiechem.
"Gratulacje, panno Paige."
- Przyjemność po mojej stronie. - Pochyliła nisko głowę w półukłonie, nim przeszła do kontynuacji przyglądania się reakcjom brunetki na kolejny kęs, który wzięła. Właściwie, nie powinna była mieć wątpliwości co do tego, czy jej kumpeli zasmakują te wyszukane przysmaki. Przecież co jak co, ale pieczenie było czymś, czym zajmowała się prawie codziennie. Takie hobby.
"I co z tego, że lubię zimę, skoro nikt nie podziela mojego entuzjazmu."
- Błagam Cię. - Uśmiechnęła się szeroko, uprzednio klepnąwszy swoje udo z głośnym plaśnięciem. Dobrze, że to nie zabolało. - Zima to najlepsza pora roku, a oni boją się wygrzebać sprzed kominka nawet w środku jesieni. Co za idioci. - Podsumowała, delikatnym skinięciem głowy dziękując za uznanie jej po raz kolejny za kogoś wartego uwagi w danej sprawie. Bycie hella faktycznie brzmiało zachęcająco, gdy w grę wchodziły sprawy zimowych wycieczek i uczęszczania na takowe. Paige miała to do siebie, że nawet, jeśli by nie chciała, nie mogłaby rezygnować z takowych na rzecz tych letnich. Głównie z powodu swojego organizmu. No, ale na szczęście jej to nie przeszkadzało i wszystko układało się jak najbardziej po jej myśli. Nie znosiła lata ani też nie mogła za dużo trzymać się w tym okresie na zewnątrz, za to ubóstwiała zimę, która najzwyczajniej w świecie dobrze jej robiła. Dobrze? Ba, wręcz idealnie.
Wyłowiła jedno ciasteczko z pudełka trzymanego przez trzecioklasistkę, niedługo po tym zatapiając w nim swoje zęby, jak gdyby nigdy nic. Przecież nie były tylko do dyspozycji jej hella kamratki, hm?
- Zrobili ze mnie przewodniczącą rocznika, nie wiem, czy wiesz. Nie wiem, czy to jakiś eksperyment, żeby poddać osobę z B takiej próbie, ale brzmi całkiem nieźle. Do tego reprezentuję klub muzyczny. Wiesz, wszystkie papierki i organizacja to moja robota. - Oznajmiła, zdmuchując nieznośny kosmyk włosów z twarzy. Że też te gnojki nie mogły siedzieć na swoim miejscu. Zaraz jednak wróciła to swojej jakże interesującej, pasjonującej wręcz opowieści. - No i Trevor ostatnio chce coraz więcej wychodzić na dwór. W końcu zima się zbliża, więc nawet ten sztywny kundel nabiera trochę entuzjazmu. - Zamilkła na krótką chwilę, jakby nie będąc do końca przekonaną, czy określanie swojego pupila mianem "sztywnego kundla" było tu na miejscu. Jednak Sigrunn musiała wiedzieć, o co jej chodziło - w końcu każdy, kto bliżej lub dalej kolegował się z Kenneth, miał także styczność z jej zwierzyńcem, bądź chociaż psią jego częścią. A jak ktoś nie miał pojęcia o Trevorze, to chyba tylko patrzył na nią z daleka, a nie rozmawiał.
- A jak u Ciebie? W sumie, szkoda, że nie wpisałaś się na listę klubową. Sądziłam, że gdzieś razem wystąpimy.
A to parsknięcie to co miało znaczyć? Zresztą, w dalszym ciągu nie było nic straconego, a Sigrunn mogła wciż zapisać się do klubu. To w sumie wiele wyjaśniało. Sheridan równie dobrze mogła nawet teraz próbować sugerować swoimi wypowiedziami, żeby Norweżka jednak zdecydowała się na to posunięcie. No bo co jej szkodziło? Oprócz tego, że osoby tak zbuntowane, jak ona nie powinny się angażować w życie szkolne.
...to mogło sprawiać pewien problem. A chuj.
Sigrunn Northug
Sigrunn Northug
Fresh Blood Lost in the City
Zaśmiała się krótko, co zabrzmiało niczym coś pomiędzy rozbawieniem a bezgraniczną pogardą.
-Jesień źle, bo pizga i deszcz, zima źle, bo zimno i śnieg, wiosna nie, bo deszcz i odwilż...- zaczęła wymieniać. -Ale jak przyjdzie, kurwa, lato, to wszyscy wypełzają jak te jebane susły i się smażą- zakończyła swój wywód i skrzywiła się lekko, tylko podkreślając tym swoją pogardę wobec lata i gorąca. W tej kwestii panienki Paige i Northug były nadwyraz zgodne: lato to skurwysyństwo. Okej, niech sobie potrwa maksimum dwa tygodnie i temperatury będą umiarkowane, ale nie ponad dwa miesiące i bywa powyżej 25 stopni Celsjusza. Pewnie, to nie jest jakaś niezwykle wysoka temperatura, jednak dla kogoś, kto większość życia przehasał na norweskich fiordach, gdzie temperatura rzadko przekracza 15 stopni, takie coś to jest prawdziwa mordęga. Nie mdlała, jednak znosiła to wyjątkowo źle. Dlatego właśnie nadejście zimy traktowała jak prawdziwe błogosławieństwo. Pani zimy, urodzona jej pierwszego dnia i przez nią wychowana, takie tam. Początkowo spojrzała nieufnie na łapę Kenneth kierującą się w stronę pudełka z ciastkami, ale uspokoiła się w momencie upewnienia się, że kumpela jednak nie chce odebrać jej całego opakowania, a jedynie część jego zawartości. Następnie w ciszy poczekała, aż Sheri skończy mówić to, co miała do powiedzenia, nie ważąc się jej przerywać.
-Słyszałam. Gratulacje- odpowiedziała i klepnęła blondynkę w ramię. -To jak? Teraz czas na spełnianie obietnic wyborczych i podlizywanie się nauczycielom dla dobra rocznika?- mruknęła zaraz i wbiła rozbawione spojrzenie w twarzyczkę kumpeli. Nie, to nie były przepychanki osoby śmiertelnie zazdrosnej o taką niewdzięczną posadę ani nic w tym stylu. Nie. Ona naprawdę życzyła Sher wszystkiego najlepszego i znała ją na tyle, by wiedzieć, że może sobie dać radę. Po prostu wiedziała, że to bardzo wymagające zajęcie. Non stop nadstawiać karku za niewdzięcznych skurwysynów, którzy i tak powiedzą, że przewodniczący gówno robi? Nie, to zdecydowanie nie jest fajne ani nic. I do tego jeszcze prowadzić klub... To prawie jak samobójstwo. Albo przynajmniej pozbawienie się życia poza szkołą. -Co do Trevora... Dziwisz mu się? To husky, dla nich lato to katorga. Nic dziwnego, że teraz odżywa. Jeszcze trochę i będzie jak nowonarodzony- dodała zaraz. To trochę jak ona sama, czyż nie? Z tym, że ona nie była cała pokryta grubym futrem, a jej gatunek nie został stworzony do ciągnięcia sani przez lodową pustynię. Biedny Trevor, dla niego upały musiały byś istną męczarnią.
Oczywiście, że zrozumiała ten jasny przekaz płynący ze słów czwartoklasistki. "Zapisz się do mojego super klubu, będzie hella i razem podbijemy świat". Problem w tym, że to nie była jej bajka. Sigrunn miałaby się jakoś angażować w życie szkoły? Śmiech na sali. Ona nawet na lekcje nie chodziła, nie mówiąc o jakichkolwiek aktywnościach dodatkowych. Pewnie, było naprawdę dużo zajęć, które mogłyby ją w jakiś sposób zainteresować, na przykład jakieś zajęcia sportowe czy właśnie wspomniany klub muzyczny, jednak sama myśl o zostawaniu w szkole dłużej z jakimiś przyjebami powodowała u niej mdłości. Wolała się rozwijać na własną rękę albo przynajmniej wykorzystać ten czas w jakiś przyjemniejszy sposób.
-Podziękuję. Nie chcę się bawić w kluby, jakoś mnie to nie kręci- odpowiedziała wprost i sięgnęła po kolejne ciastko. -I co miałabym tam robić? Siedzieć do zmierzchu w szkole, żeby potem zagrać na jakimś jebanym apelu?- parsknęła i nadgryzła ciastko. -Wystarczy mi to, że muszę siedzieć z tymi idiotami w szkole, a i tak ledwie zdam. W dodatku Pale się na mnie uwziął i aktualnie mój dzienniczek jest jedną wielką czerwoną pałą za wagary- mruknęła niechętnie. O tak, kochany wychowawca jak zwykle bardzo pomocny i wie, jak zmotywować uczniów. Na jego nieszczęście, trafił na bardzo oporną sztukę, która nagina zasady na tyle, żeby wreszcie się jakoś wywinąć i prześlizgnąć dalej niczym jebany węgorz. Cóż. Nikt nie powiedział, że praca nauczyciela jest przyjemna, a zwłaszcza wtedy, gdy ma się do czynienia z takimi skurwysynami jak ta oto prawie niepozorna Norweżka.
Sheridan Kenneth Paige
Sheridan Kenneth Paige
The Writers Alter Universe
Od dawna nie słyszała aż tak sensownych słów. Nic, tylko się zgadzać. Faktycznie, znaczna większość społeczeństwa była ciepłolubnymi zmarźluchami. Nic, tylko siedzieć pod kocem i narzekać, bo temperatura spadła poniżej dwudziestu stopni. Ojej.
- Nie wiem, co oni widzą w tym piekarniku. - Westchnęła. Naprawdę nie miała pojęcia, jakim cudem ktokolwiek mógł lubić lato. Czy ludzi już do reszty popierdoliło? Przecież ta pora roku była mordercza. Sympatię do wiosny niektórych osób rozumiała - wszystko budzi się do życia, powoli nadchodzi ciepło, ale umiarkowane-... sama za nią przepadała. Ale kto normalny był aż takim masochistą, żeby powiedzieć, że lato jest najlepsze. - Może lubią bawić się w skwarki.
Alaska i Norwegia mogły przybić sobie piątkę. Po prawdzie ampituda temperatur w tym pierwszym miejscu była trochę inna, a rekordy wysokich temperatur były na lepszym poziomie, niż w drugim, ale trudno. Tak zwany high five nadal był tu wskazany. I tu miał być świetny akapit, ale wyprało mnie z pomysłu na post, więc wstawię gif ze szczeniaczkiem:
Chiński ogród doktora Sun Yat-Sen Giphy
- Żebym jeszcze cokolwiek obiecywała. I chyba dam radę udobruchać ich nawet bez podlizywania. Wystarczy normalnie z nimi rozmawiać. I-... dzięki. - Oczywiście, że poznała żartobliwy fundament w jej pytaniu. Brunetka była jej istotą na tyle znaną, że wyciągnięcie z jej wypowiedzi jakichkolwiek aktów rozbawienia było już rzeczą banalną. Zresztą, raczej nie kolegowałaby się z dziewczyną, która życzyła by jej jak najgorzej i rzucała samymi złośliwościami, prawda? Klepnęła ją w ramię, zanosząc się delikatnym, niezbyt głośnym śmiechem, jakby miał być on kwintesencją obecnej sytuacji. Takie wsparcie, jakie jej okazywała, było o wiele lepsze, niż sztuczne zapewnienia, że ze wszystkim da sobie radę, podczas gdy potencjalny autor tych słów miałby obrabiać jej potem dupsko na boku. To nie brzmiało hella.
Dla Trevora całe życie było istną męczarnią, dopóki byli w nim ludzie inni, niż jego właścicielka. Temperatury były sprawą czysto drugorzędną, choć one także porządnie dawały temu psiakowi w kość. A ponoć przedstawiciele jego rasy mieli być wyjątkowo przyjacielskimi, skorymi do pracy i interakcji z ludźmi przypadkami prawdziwych psich przyjaciół. "Wyjątek potwierdza regułę"? No tak. Ten husky był doskonałym jej potwierdzeniem. Lepszego to tylko ze świecą szukać. I niby Sheridan mogła robić wszystko, żeby zmienić nastawienie swojego pupila do świata, ale-... nie bardzo jej to wychodziło. Zresztą, on sam i tak wypracował u siebie
- Jak spadnie porządny śnieg, to wyjdziemy z nim ulepić bałwana. Albo wpieprzymy Chloe do śniegu. - Parsknęła, szczerze rozbawiona wizją trzeciej członkini ich niesamowitego tercetu wrzuconą w znienawidzoną przez ludzkość białą chmurę chłodu i pizgawy zła. Zapewne potem dostałyby od niej obie po głowie, ale warto by było, tak dla samej satysfakcji. Zresztą, cholera wie, może udobrucha się ją jakimiś ciastkami. Ciastka zawsze działały na ludzi.
Na jej odpowiedź na niemą propozycję, którą jej złożyła, zareagowała wzruszeniem barkami. Czego ona się spodziewała? No, tak naprawdę, to niczego szczególnego. Pod tym względem Norweżka była niesamowicie przewidywalna. Dlatego też blondynka prędko przybrała na twarz minę pod tytułem "wiedziałam, kocie", po czym parsknęła w rozbawieniu.
- Tak sądziłam. Ale zwasze warto próbować. - Odparła, gdy tylko Sigrunn zakończyła swoją wypowiedź. Nie uważała takiej delikatnej sugestii za nic złego. Tym bardziej, że nie przymuszała tej potomkini Normanów do koniecznego wzięcia udziału w tej beznadziejnej paradzie. Sama też nieszczególnie chciała przynależeć do klubu, a już na pewno nie widziało jej się bycie osobą, która jest za niego odpowiedzialna. Jednakże wizja możliwości korzystania z sali muzycznej, ile tylko będzie jej się podobać... cóż. Brzmiało, jak całkiem niezła inwestycja. Przy okazji mogła poznać ludzi dzielących jej pasję. Choć takiego Travitzy już tam na przykład nie potrzebowała. Aż wzdrygnęła się na tę myśl, tuż przed tym, jak Northug podjęła się kolejnego monologu, który wcale a wcale nie brzmiał dobrze dla Paige'ówny. Co ta dziewucha znowu odwalała? - Poważnie? Myślałam, że w tym roku nie opuszczasz tylu lekcji. - Westchnęła. - To by było całkiem w porządku, skoro jesteś już prawie na ostatnim roku. Ale nie jestem Twoją niańką, żeby Ci to wbijać do głowy. A z niektórymi przedmiotami mogę Ci trochę pomóc, jak chcesz.
Sigrunn Northug
Sigrunn Northug
Fresh Blood Lost in the City
Niestety (albo i stety), Sigrunn należała do osób niezwykle szczerych, jeśli chodziło o wyrażanie własnej opinii na jakiś temat. Tym bardziej wobec swoich ziomków. C'mon, miałaby udawać, że wszystko jej pięknie leży i pasuje, gdy wewnątrz niemalże płacze ze śmiechu nad głupotą drugiej osoby? Nie ma takiej opcji. Brutalna prawda zawsze jest lepsza niż słodkie kłamstwo, czy coś.
- Zobaczymy za parę miesięcy, jak będziesz rzucać kurwami i toczyć pianę z ust na samą myśl o tych wszystkich niewdzięcznych skurwielach i nie lepszych psorach. Zapamiętaj te słowa, hella kamratko - powiedziała i zagroziła jej palcem wskazującym jak babcia pouczająca swoje wnuki i drąca się "nie całuj się na wietrze, bo syfa dostaniesz!". Tak, kolejny przykład jej zabójczej szczerości w wyrażaniu własnej opinii. - Niemniej jednak... powodzenia - dodała po chwili i klepnęła ją przyjacielsko w ramię. Chyba nie umiała za długo wytrzymać w roli moralizatorsko-demotywującej. A powodzenie teraz zdecydowanie przyda się jej blondwłosej kumpeli, która wpakowała się w większe bagno, niż mogłaby podejrzewać. A przynajmniej tak widziała to Sig, która nigdy w życiu przewodniczącą nie była, ale rokrocznie słyszała od ex-przewodniczących teksty w stylu "nigdy więcej, do cholery" i obserwowała ich próby utrzymania wszystkiego w ryzach. To nie było ani trochę hella. To było tragiczne.
Również zaśmiała się na tę niezwykle interesującą wizję swojej dziewczyny wpieprzonej w zaspę, jednocześnie dopisując to do listy rzeczy, które koniecznie trzeba było zrobić tej zimy.
- Po co komu bałwan? Jak już wrzucimy Chloe do śniegu, to będzie prawie jak bałwan. Jeszcze tylko dodać do tego marchewkę i miotłę - powiedziała, szczerząc ząbki w szerokim i ciut złośliwym uśmieszku, który niewątpliwie zwiastował kłopoty dla Chlora. Ona naprawdę była w stanie to zrobić! Tylko pozostawało pytanie, jak bardzo białowłosa później by się na niej zemściła... No, trudno! Jakoś uda się ją ugłaskać, a jeśli potrwa to trochę dłużej, to i tak taki widok byłby wart wszystkich późniejszych dąsów i zemst. Tym bardziej, że Amerykanka miała zwyczaj bardzo niestandardowego mszczenia się, if you know what I mean.
- O nie, czuję się taka przewidywalna - mruknęła z udawanym zdumieniem i wywróciła oczami. Właściwie, taka odpowiedź była do przewidzenia. Chcąc nie chcąc była buntownikiem, który nie pchał się w szkolne życie. To tak, jakby zapytać ćpuna o to, czy dołączy do grupy baletnic. No błagam. - A co? Nie ma nikogo, kto byłby chętny, więc postanawiasz werbować kogo popadnie? - prychnęła, przywołując na twarz ironiczny uśmieszek. Nie żeby ją to jakoś specjalnie interesowało, kto się pcha do takich klubów... Ale cholera, właściwie to była ciekawa, czy ktokolwiek do niego dołączył. Ktoś na pewno. Tylko pytanie, czy to były takie zjeby, że aż Sheri chciała wciągnąć Sig do klubu, żeby nie ześwirować.
Zaraz jej uśmieszek z ust zniknął, zastąpiony pewnym zirytowaniem. Paige'ówna niby nie chciała jej pouczać, ale właśnie to wyczuła w jej wypowiedzi: chęć nawrócenia i jedno wielkie "robisz to źle". Nie lubiła tej moralizatorskiej części charakteru jasnowłosej, a właściwie to w ogóle nie trawiła, jak ktoś wytykał jej błędy. Sheridan już się chyba tego nauczyła, bo nie próbowała ściągać ją na jasną stronę mocy, a jednak zdarzały jej się takie momenty, gdy mniej lub bardziej świadomie pouczała Norweżkę tak, jakby była małym dzieckiem. Całe szczęście, że nie było to zbyt nachalne i dało się to znieść, a sama dziewczyna i tak wiedziała, że nic tym nie zdziała. Upominanie Sig zawsze kończyło się tak samo: kompletnym olaniem całej sprawy.
- Jest lepiej niż rok temu, ale ten rævpuler czepia się jeszcze bardziej niż wtedy - burknęła niechętnie i zaraz uśmiechnęła się leciutko. - Och, Sheri. Przecież doskonale wiesz, że są ciekawsze rzeczy od chodzenia do szkoły - wymruczała i zaśmiała się krótko. - Co do pomocy w nauce... Dzięki, ale dam sobie radę. Powinnam się wyciągnąć na dwóje z niektórych rzeczy, z reszty może nawet wyżej. Ale na chuja mi się to zda, gdy Pale postanowi mnie udupić, rozumiesz. Jaka szkoda, że nie jesteś przewodniczącą mojego rocznika. Może wtedy udałoby mi się wcisnąć mu jakąś historyjkę i przymknąłby na to oko - westchnęła. Bo czemu by nie? Gdyby takie coś mogłoby pomóc, to można byłoby spróbować. Jednak póki przewodniczącym jej rocznika był jakiś random, którego nawet nie kojarzyła, musiała jakoś radzić sobie sama. Czyli wagarować dalej w nadziei, że jakoś przepchną ją dalej.
Sheridan Kenneth Paige
Sheridan Kenneth Paige
The Writers Alter Universe
Parsknęła, wyobrażając sobie całą tę sytuację. Cóż, z marchewką Chloe wyglądałaby bardzo śniegoatrakcyjnie. Szczególnie, jeśli patrzeć tu na stopień bycia zabawną.
- Myślę, że będzie niepocieszona.
Cóż, Sigrunn nie była jedyną stroną tego dialogu, którą bawiła wizja Price z głową w zaspie. Z drugiej strony, wiedziała, że ta młoda kobieta miała na tyle oleju w głowie, żeby obmyślić zemstę nie tylko na swojej partnerce, ale też i na samej Sher. Nie, żeby blondynka się tego nie spodziewała czy w jakikolwiek sposób bała się odwetu Chloe. Ona mogła zostać potraktowana w ten sam sposób, wpadanie do śniegu jeszcze jej aż tak nie zaszkodziło. No i mogła zostać prędko wykopana przez pewną bardzo przydatną parę białych łap.
- Nawet nie o to chodzi. Chciałam po prostu znaleźć jeszcze jakichś członków. Jest nas tylko czwórka, a z Tobą byłoby chociaż trochę bardziej hella. - Wzruszyła barkami, co miało zwiastować niewielkie przejęcie całą tą sytuacją. Tak na dobrą sprawę, mniejsza ilość członków też miała swoje plusy. Sheridan nie lubiła tłumów, a kiedy miało się mniej osób na głowie, to może i odpowiedzialność nie będzie aż tak duża. Lubiła po prawdzie mieć wszystko i wszystkich pod kontrolą, przynajmniej w takiej dziedzinie, ale-... za dużo rzeczy do organizowania to problem. - No i pytam wszystkich, o których wiem, że mają jakieś umiejętności. No, poza moim bratem i Andersonem. Oni na pewno się nie zgodzą.
Kiedy słyszała, jak brunetka używała jakiegokolwiek słowa w swoim ojczystym języku, była już całkowicie przekonana, że to wcale nie oznaczało niczego dobrego. A kiedy było to określenie na jej wychowawcę-... cóż, mogła się tylko modlić, że żaden kulturalny autor norweskich słowników nie przewracał się właśnie w grobie, słysząc aż z zaświatów, jak Northug brutalizuje jego piękny język takimi okrutnymi wulgaryzmami. Nie, zeby samej Paige to przeszkadzało - całkiem dobrze rozumiała dziewczynę i jej nastawienie, nawet pomimo skrajnej przeciwności postaw tych dwóch dziewcząt. Zwykle jednak lepiej rozumiała osoby kompletnie inne od niej, aniżeli te, które w jakimś większym stopniu ją przypominały. Pewnie dlatego na jej wzmiankę o "ciekawszych rzeczach", pokiwała jedynie głową z lekkim uśmiechem, uprzednio podrapawszy się lekko po policzku w wyrazie zastanowienia.
- No tak. Nawet ja bym jakieś znalazła. - Odparła, przyznając jej tym samym rację. Sheridan była tym typem osoby, która nawet będąc obecną na niemalże każdej godzinie lekcyjnej, opuszczając tylko niewielką ich część i to tylko w razie choroby, nadal wiedziała, że jest wiele o niebo lepszych zajęć w porównaniu z siedzeniem w szkole całymi dniami, jakby było się więźniem. Z drugiej strony jej poczucie obowiązku górowało. No i jakoś tak miała niejasne przeczucie, że gdyby zbyt długo opuszczała zajęcia, zaczęłoby jej się to niemiłosiernie nudzić. - I może by to podziałało. Ale wiesz, że nie umiem zbyt dobrze kłamać. - Podrapała się po karku w zażenowaniu, co miało być także pewnym sygnałem wyrazu skruchy. Naprawdę chciałaby pomóc dziewczynie, nawet, jeżeli to wcale nie miało dobrze wpłynąć na rozwój jej uczniowskiego życia i edukację. Problem w tym, że kiedy tylko próbowała powiedzieć coś, co choć minimalnie mijało się z prawą, a sama była tego świadoma-... cóż, plątał jej się język, a wszystko dało się poznać po oczach. Niektórzy zwyczajnie nie byli stworzeni do kłamstw.
Nie było jednak czasu na to, żeby się nad tym zbytnio rozwodzić. Do głowy Kenneth wpadła bowiem pewna drobna myśl, na którą dość zauważalnie drgnęła, nim sięgnęła do swojej GamerCatowej torby i pogrzebała w niej dłuższą chwilę, wyraźnie szukając jakiegoś konkretnego przedmiotu. Parę znaczących sekund później wydobyła z niej dwa delikatnie mieniące się kartoniki zapisane eleganckim, zawijastym fontem, który był tak ciężki do odczytania, że aż musieli dołączyć pod spodem coś bardziej przejrzystego. Mimo wszystko nazwisko "Fritz Kreisler" było możliwe do rozszyfrowania jeszcze zanim Sheridan napomknęła:
- Skoro już o muzyce mowa... - ucięła na moment, podsuwając bilety wprost pod ręce Norweżki. - Niedługo mają organizować koncert skrzypcowy muzyki Kreislera. Zgadnij, kto ma dwa bilety i za cholerę nie umie znaleźć sobie kogoś, z kim mógłby pójść?
Zaaabierz mnieee na kręęę-... Kreisleeera.
Sigrunn Northug
Sigrunn Northug
Fresh Blood Lost in the City
Ejejej, no bez przesady! Jej rodzimy język nie służył tylko do bluźnienia tak mocnego, że wszyscy bogowie w Asgardzie i innych nordyckich krainach obstawiali zakłady, czy da się kląć gorzej niż ona. Nie! Zdarzało jej się mówić komplementy czy zdrobnienia po norwesku (spytajcie Chlora!)... No dobra, Sheridan przejrzała ją na wylot- jeśli już z ust Sig było słychać jakieś niezrozumiałe słowo brzmiące niczym okrzyk bojowy wikinga, najprawdopodobniej było to przekleństwo tak paskudne, że nie miało dobrego odpowiednika w języku angielskim. W ogóle angielski jest dość ubogi w wypasione przekleństwa, które można użyć. Zwłaszcza w stosunku do takich skurwysynów jak biedny wychowawca osiemnastoletniej buntowniczki. Całe szczęście, że Kenneth jednak była osobą na tyle tolerancyjną, aby ów bluzgi znosić, a do tego jeszcze wyglądać tak, jakby rozumiała całą sytuację. Jej słowa spowodowały szerszy uśmiech na twarzy Norweżki i ciężko stwierdzić, czy to z tego powodu, że cieszyła się, iż taka wzorowa uczennica przyznała jej rację czy dlatego, że nie wyobrażała jej sobie jako tej wagarującej.
- No widzisz. Musimy kiedyś razem zwiać z lekcji, pani przewodnicząca - puściła jej oczko i sprzedała jej lekkiego kuksańca z łokcia. Szczerze mówiąc, była pewna, że jej oferta nie do odrzucenia i tak zostanie odrzucona. Przecież to była Sheridan. Nawet, jeśli cudem znosiła wszelkie wybryki Sigrunn, wręcz nie było szansy, aby dała się w nie wciągnąć. To nie ten typ człowieka, a ciemnowłosa doskonale zdawała sobie sprawę z tego, że jej zaproszenie należało do grona tych, które się składa ot tak, dla żartu lub z grzeczności i które nigdy w życiu nie są realizowane. - Czas najwyższy się nauczyć - odrzekła i lekko wzruszyła ramionami. Oj, chyba zdarzyło jej się zapomnieć, że nie wszystkim kłamstwo przechodzi przez gardło tak łatwo, jak jej samej. Naprawdę, kompletnie nie znała tego bólu, że jakaś część jej ciała podczas wciskania komuś kitu zdradzała, iż jednak to, co mówi, może nieco mijać się z prawdą. Dla niej samej kłamstwo było czymś absolutnie normalnym i naturalnym, potrafiła wciskać ludziom takie kity, jakie się filozofom nie śniły i nawet jej przy tym powieka nie drgnęła. A ludzie się na to łapali! Mogłaby zostać nauczycielką swojej hella kumpeli, żeby potem razem robić przekręty w szkole i poza nią, haha... Chyba w marzeniach.
Zauważyła tę nagłą zmianę zachowania blondynki i lekko zmarszczyła brwi, przyglądając się temu, co ona właściwie robi. Więcej ciastek? Tak, myślenie Norweżki było naprawdę powalające. Dopiero wtedy, gdy Kenneth wyciągnęła dwa kawałki papieru ze swojej magicznej torby z kotem, Sigrunn jednak zdała sobie sprawę z tego, że to nie są ani ciastka, ani nic innego, co dałoby się wpierdzielić. Zmrużyła lekko ślepia, próbując rozczytać się z tego pochrzanionego fonta. O luju, nawet deathmetalowe krzaczki się przy tym chowały. Wreszcie jednak bilety dotarły w jej zacne łapy, które bez większego zastanowienia chwyciły je i obróciły we wszystkie strony. Jednak nie potrzebowała robić tej czynności, albowiem dostrzegła nazwisko skrzypka jeszcze przed tym, jak Sheri podsunęła jej owe bilety. Ot, po prostu obejrzała je ze wszystkich stron, aby wyciągnąć jak najwięcej informacji na temat koncertu.
- Pewnie ty - mruknęła i wydała z siebie krótkie parsknięcie, wyrażające coś pomiędzy podziwem a zadowoleniem. - Och, Kreisler. Słyszałam coś o koncercie, ale jakoś nie planowałam się na niego wybrać. Jednak z chęcią będę tym sztywniakiem, który będzie ci towarzyszył na równie sztywniackim koncercie. Dzięki - odpowiedziała i klepnęła ją niezbyt mocno w udo. Oczywiście, nie byłaby sobą, gdyby trochę nie pomarudziła, jednak wewnętrznie naprawdę się cieszyła. No kto by się nie cieszył z wspólnego wypadu z kumpelą na koncert? Nawet, jeśli był to sztywniacki koncert muzyki klasycznej, za którą de facto przepadała. Szkoda, że takich entuzjastów nie było więcej wśród ich rówieśników. Pieprzeni ignoranci. Zaraz zaśmiała się krótko i spojrzała znacząco na pannę Paige. - Jakieś bonusy dla szefa klubu muzycznego? Cholera, jeśli tak, to powinnam pomyśleć nad założeniem własnego albo przynajmniej wygryźć cię ze stanowiska.
Sheridan Kenneth Paige
Sheridan Kenneth Paige
The Writers Alter Universe
- Pomyślę. I sądzę, że to jednak nie taka prosta sztuka, jeśli chodzi o kłamanie. - Nie, jej naprawdę nie przeszkadzała ta propozycja. Co więcej, odpowiedziała jej całkiem szczerze. Oczywiście nie zamierzała nagle zmieniać się w wielką buntowniczkę, gdyż to nie ona była w tej rodzinie od zabawy w wiecznego rebela. Jednakże-... jednorazowa ucieczka z ostatniej godziny zapewne jej nie zaszkodzi, a do tego jakoś się to ogarnie. Może zrobi to na koniec roku szkolnego. Najlepiej, jak przestaną liczyć frekwencję. Nie, żeby się bała, ale w sytuacji, w której ktoś by ją zauważył, mogłaby mieć niezłe kłopoty, gdyby nakablowali. A gdyby to był jeszcze ktoś z jej rocznika... z klasy A... hoh. Niby nie było źle, a Kenneth potrafiła się jakoś dogadać z ludźmi, ale jednocześnie wątpiła, ze na całą klasę nie znalazłaby się choć jedna osoba, która spróbowałaby zrobić jej pod górkę, a potem jeszcze rzucić kłody pod nogi. Co do kłamstwa... cóż. To naprawdę nie było takie proste, jak się wydawało. Jej odruchy podczas jakiegokolwiek naginania prawdy zostały już wcześniej podane, ale nawet, gdyby takowych nie było, jej moralność zwyczajnie by jej na to nie pozwalała. Brzydziła się kłamstwem. Można było ukrywać prawdę i niczego nie mówić, milczeć dla obrony własnej. Ale jej naginanie? Nienawidziła tego. Była to jedna z tych niewybaczalnych dla niej rzeczy. Kłamstwo, brak lojalności i hipokryzja. I feminizm, czy coś. Nie no.
- Zresztą, co to za sprowadzanie mnie na złą drogę, panno Northug? - Parsknęła w rozbawieniu, unosząc wyzywająco brew.
To był kolejny moment, w którym dziewczyna nie powinna mieć dostępu do głowy trzecioklasistki i - na całe szczęście - tak też było. Gdyby tylko wychwyciła myśl dotyczącą większej ilości łakoci, jakie miałaby dostać wedle swoich oczekiwań czarnowłosa, Paige'ówna chyba zabrałaby jej to, co zdążyła już otrzymać, a następnie trzasnęłaby pudełkiem pełnym słodziutkich ciastek w ten skandynawski łeb. No naprawdę, była jej hella kamratką, a nie jakąś osobistą cukierniczką. Z drugiej strony, w głębi swojego tępego serduszka wzięłaby to także za komplement. No bo przecież skoro chciała więcej, to mogło to oznaczać tylko tyle, że dotychczasowa porcja wyszła całkiem nieźle. Nawet, jeśli Sigrunn nie była istotą wymagającą - wciąż ceniła sobie jej komplementy. To nie zwolniłoby jej jednak od tej paskudnej kary w formie odebrania prezentu.
"Pewnie ty."
Wywróciła oczyma, jednocześnie zanosząc się krótkim śmiechem, jakby właśnie usłyszała coś jednocześnie zabawnego, jak i całkowicie oczywistego. Nie, żeby mijało się to z prawdą. Ostatecznie wsłuchała się tylko w swoją rozmówczynię, a na kumpelski gest, jaki odczuła na nodze, zareagowała kilkukrotnym mrugnięciem. Zupełnie, jakby nie zrozumiała, skąd się tam w ogóle wzięła jej ręka.
- Wiem, że to nie Mayhem albo Ensiferum-... albo inny zespół, który mi się z Tobą kojarzy. Ale pomyślałam sobie, że może Ci się spodobać. - Uśmiechnęła się szeroko, dochodząc jednocześnie do wniosku, że chyba się nie myliła. W końcu reakcja Norweżki była dość pozytywna, nawet, jeśli nazwała to wszystko "sztywniackim". No, tak w zasadzie to było to dość adekwatne określenie. Ta muzyka była w obecnych czasach uznawana za coś, co nadawało się do słuchania albo przez kompletnych sztywniaków, albo też staruchów, co właściwie równało się z tym pierwszym. Na jej pytanie z kolei wydęła na moment dolną wargę. - Co? Nie, w żadnym wypadku. - Odparła. W zasadzie, otrzymywanie takich bonusów byłoby niezłą sprawą. Wtedy byłoby przyjemniej wykonywać tę smutną robotę przedstawiciela klubowego, gdyby dorzucali takie gratisiki. Na razie jednak nie było co na to liczyć. Za to Sheridan już spieszyła z wyjaśnieniem całej tej sytuacji. - Znajoma chciała iść ze swoim facetem, ale nie wyszło, więc-... no, dostałam je półdarmo. - Wzruszyła ramionami, zakończywszy swoją wypowiedź. Właściwie, nie sądziła, że uda jej się w najbliższym czasie zdobyć bilety na jakikolwiek koncert, nie wspominając już nawet o czymś takim. Właściwie całkiem niedawno zmarły Fritz Kreisler był na czele listy jej ulubionych kompozytorów, stąd też w pierwszej chwili, gdy usłyszała o tej niesamowitej biletowej okazji, ogarnęła ją euforia tak wielka, iż ciężko nawet określić to takim słowem. A skoro Sigrunn + skrzypce = miłość, to już od samego początku była zdecydowana, żeby pójść właśnie z nią. No co za zaszczyt.
Sigrunn Northug
Sigrunn Northug
Fresh Blood Lost in the City
"Pomyślę."
I nagle dalsza część wypowiedzi blondynki, ta o kłamaniu, przestała być istotna, albowiem to jedno słowo spowodowało u Norweżki mimowolny, nieco głupkowaty uśmiech. Nie powiedziała zdecydowanie "tak", ale też nie zaprzeczyła i nie wyśmiała tej propozycji! To już był jakiś postęp. Nawet, jeśli Sher miałaby zwiać tylko z ostatniej lekcji, w dodatku wtedy, gdy i tak wszyscy inni zwiewają... To już był jakiś postęp! Pójdą na wagary na jedną godzinę, potem na cały dzień, a potem może zaciągnie swoją hella kumpelę na piwo i nauczy ją kłamać! Haha, nie. Co za dużo to niezdrowo. Nie chciała jej psuć, tylko nieco odsztywnić. Zresztą, Paige'ówna była na tyle odporna na tego typu wygłupy, że pewnie wszelkie próby zmienienia jej na siłę spełzłyby na niczym. I dobrze, w sumie.
- Ja pani nie sprowadzam na złą drogę, panno Paige. Ja panią tylko chcę nieco wyluzować. A pani się na to prawie godzi - odpowiedziała, rozwalając się wygodniej na ławce i zakładając nogę na nogę. Cóż, nie była diabłem, który ciągnął czwartoklasistkę za rękę i warczał "chodź ze mną na wagary, bo inaczej nabiję cię na widły i wrzucę do kotła ze smołą". Nadal pozostawiała jej wybór i pewnie by się nie przejęła odmową. Ot, miała jeszcze wiele ziomków, z którymi mogła się urwać ze szkoły.
Parsknęła rozbawiona. Zawsze uważała za zabawne to, że ludzie kojarzyli ją tylko z twórcami drącymi mordy niczym świnie zarzynane w norweskich lasach i popierdalającymi z barwami wojennymi po ulicy i straszącymi małe dzieci. Komiczne, jak ludzie płytko i stereotypowo oceniali tę dziewczynę. Jednak nie mogła im się dziwić, skoro sama się na taką kreowała i właściwie to było jej na rękę. Wiadomo, łatwiej budzić grozę i respekt, gdy wszyscy mają cię za podłego zjadacza kotów, niż gdy myślą o tobie jak o wrażliwym koneserze muzyki klasycznej.
- Jak ty mnie dobrze znasz, Sheri - odmruknęła. Oczywiście, że się wcale nie pomyliła. Trafiła idealnie w jej popieprzone gusta. Prawie, bo sama Sig pewnie wolałaby na przykład swojego ukochanego Paganiniego, jednak Kreisler też był całkiem dobrym wyborem, nawet jeśli w oczach (albo raczej uszach) Norweżki ten kompozytor był dość... nudnawy, o. Chociaż "wybór" to tutaj niezbyt pasujące słowo, jeśliby brać pod uwagę to, jak starsza dziewczyna zdobyła owe bilety. Ale co tam, darowanemu koniowi nie patrzy się w zęby, a zawsze to fajnie iść na taki dokulturzający koncert. Gdyby tylko wiedziała, że wcale nie została wybrana ot tak, bo nikt inny nie chciał, tylko Sheridan od początku chciała z nią iść, to pewnie by się jeszcze bardziej ucieszyła, o. Oczywiście, nie ujmując jej radości w tym momencie, bo ta naprawdę była spora, nawet jeśli czarnowłosa nie tańczyła w tym momencie makareny ze szczęścia ani nie robiła nic równie ekspresywnego, a jedynie poprzestała na zdawkowych podziękowaniach, do których dodała trochę ironii.
Wreszcie jednak chyba i ją tknęła ta ogólna pizgawica na zewnątrz. Albo zwyczajna nuda połączona z jej ADHD, które w tym momencie nakazało jej zacząć się wiercić. Raczej to drugie, tak. Zdjęła nogę z nogi i przeciągnęła się leniwie, wydając przy tym zadowolony pomruk. Po całej tej wyczerpującej czynności zaplotła łapy na karku i spojrzała w stronę Paige'ównej.
- A ty nie chciałaś iść ze swoim facetem? - zapytała z rozbrajającym uśmiechem na twarzy i tonem zdominowanym przez pewne rozbawienie z nutką niechęci.

/ przepraszam za chujowość, w ramach rekompensaty wstawię śmiesznego gifa- :v
Sheridan Kenneth Paige
Sheridan Kenneth Paige
The Writers Alter Universe
Jeśli to znaczyło dla niej "wyluzowanie", to już chyba mogła się domyślić, jak Sigrunn dostarcza sobie takiej prawdziwej, silnej rozrywki. Rozrywki. Czyli jak się "rozrywa". Nie "luzuje". To jest naprawdę spora różnica.
Sama nie wiedziała, dlaczego kojarzyła ją z akurat takimi wykonawcami. Fakt, to mogło nieco zależeć od jej wyglądu, być może także buntowniczego usposobienia Norweżki, a już na pewno od tego, w jaki sposób brutalizowała język czy spoglądała na niektórych ludzi. Z drugiej strony nie uważała jej za kogoś, kogo największym przysmakiem jest kocie mięso, a na popitkę bierze krew miesięczną młodej dziewicy, co do której miałaby następnie bardzo niecne plany. W końcu każdy medal ma dwie strony, a wszyscy ludzie więcej, niż jedno oblicze. No i Paige'ówna nie była na tyle pieprzniętą ignorantką, żeby przez ten długi czas ich znajomości nie dostrzec, co jeszcze pociągało Sigrunn, jeżeli chodziło o muzykę. Tak samo, jak widziała, iż jej osobowość nie opierała się tylko na byciu chodzącym rozpierdolem.
Miała jej powiedzieć o tym, że była jej celem numer jeden, absolutnym stadium początkowym i takie tam, ale jakoś nie wiedziała, jak to wpleść w wypowiedź, żeby brunetka nie pomyślała, że po prostu próbuje się jej podlizać. Zresztą, za chwilę miało się okazać, że i tak wyjdzie to na jaw. Jeśli zaś chodziło o sprawę dotyczącą sposobu zdobycia biletów i kompozytora, którego to utwory miały zostać zagranę na owym koncercie-... cóż. Blondynce po prostu się poszczęściło. Ale nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło, bo przecież pewnie następnym razem złapie też coś, co bardziej trafi w ulubieńców jej kumpeli. Choć już raczej nie za darmo i nie dzięki szczęściu. Zbliżyła kolejne podebrane z pudełka ciastko do ust, po czym nadgryzła je, spodziewając się, że przełknie je w spokoju.
"A ty nie chciałaś iść ze swoim facetem?"
No i się myliła. Niemalże zakrztusiła się przyrządzonym przez siebie przysmakiem, spoglądając na skandynawską dziewoję, niczym na krwiożerczego jednorożca w koronie cierniowej, w dodatku z kopytami podkutymi płonącymi podkowami i jeszcze innymi upiornymi dodatkami. Na przykład jeźdźcem w stroju a'la Śmierć we własnej osobie.
- Z-... z moim kim? - Wreszcie podjęła się odpowiedzi tonem tak zażenowanym, iż można było zareagować na niego chyba tylko uśmiechem politowania. No tak. Nawet krótka wzmianka o czymś takim, jak związek, w wypadku Sheridan kończyła się nieprawdopodobnymi rumieńcami, spuszczeniem wzroku i mamrotaniem czegoś bardziej, jak nawiedzone dziecko, aniżeli dorosła uczennica. - Nie mam nikogo. Co Ty sobie w ogóle wyobrażasz? - Dodała jeszcze, zanim udało jej się w miarę uspokoić wypieki na policzkach. Zawsze mogła zrzucić winę na temperatury, ale nawet debil nie uwierzyłby w coś takiego, widząc ją tyle czasu bez tych drobnych zaczerwienień. Tylko cioty tak łatwo się rumienią. - Poza tym, nawet gdybym miała, to nie. Nie chciałabym. Od samego początku pomyślałam o Tobie. Chyba, że to Ty robisz teraz za mojego faceta.
Roześmiała się perliście. Niby taka wizja nie była głupia - w końcu Northug i tak swoją ogólną aparycją zwykle przypominała osobnika płci sobie przeciwnej. Ubrania, silna budowa, krótka fryzura i ostre rysy wręcz wrzeszczały "to babochłop, to babochłop!". A to tylko czyniło całą tą sytuację jeszcze zabawniejszą, bo takie mianowanie błękitnookiej jej chłopakiem byłoby całkiem możliwe. No, nadal pozostaje kwestia Chlora, która zapewne byłaby niesamowicie zazdrosna, a także faktu, iż Kenneth jakoś nie miała ochoty udawać, że z kimkolwiek się prowadza, bo raz, że było to oszustwo, a dwa, że całkowicie skreślało jej szanse na znalezienie sobie takiego prawdziwego fagasa. Nie, dzięki, syknęła do siebie w myślach, jakby tylko potwierdzając skreślenie propozycji takiego przedsięwzięcia z listy.
Sigrunn Northug
Sigrunn Northug
Fresh Blood Lost in the City
Spojrzała na Sheridan pytająco, co najmniej tak, jakby ta właśnie powiedziała coś dziwnego, a nie zaczęła walczyć o przetrwanie, aby nie umrzeć przez uduszenie się ciastkiem. Następnie klepnęła ją niezbyt mocno w plecy, co w jej przypadku było i tak prawie jak walnięcie łapą przez półtonowego miśka grizzly.
- No już, nie duś się - mruknęła widocznie rozbawiona tym, jak jej pytanie zadziałało na czwartoklasistkę, totalnie ignorując to bliżej nieokreślone spojrzenie skierowane na jej skromną i jakże zacną osobę. Jeszcze nie wiedziała, czy miała to wziąć jako potwierdzenie czy absolutne zaprzeczenie tego jakże absurdalnego pytania, jakie zadała Sigrunn ni to żeby się upewnić w pewnej kwestii, ni to chcąc nieco wytrącić kumpelę z równowagi i spowodować u niej tego cudnego buraka, który pojawiał się na jej policzkach zawsze wtedy, gdy poruszało się z nią kwestię związku, nawet w żartach. Zaśmiała się nieco głupawo, gdy uzyskała niejaką odpowiedź na swoje pytanie, która właściwie dała jej tyle, co jakby zapytała drzewo. Niby coś by odszumiało, ale i tak chuja by się dowiedziała.
- Nic sobie nie wyobrażam. Tylko sprawdzam szkolne plotki, jakobyś kręciła się z jednym, ale mam rozumieć, że są to kompletne bzdury? - spytała wprost, z bardzo typowym dla siebie złośliwym uśmieszkiem na ustach. Cóż, może i Norweżka nie była człowiekiem zbytnio zaangażowanym w życie szkoły, jednak doskonale wiedziała, co się w niej działo. Zwłaszcza, gdy chodziło o uczniów, tym bardziej o jej ziomków, więc i tę drobną informację o Paige'ównej wyłapała bez najmniejszych problemów, tak samo jak tę, że została przewodniczącą najstarszego rocznika. Oczywiście, nie zdradzała treści owej plotki, bo jeżeli coś było na rzeczy, Sheridan powinna doskonale wiedzieć, że część szkoły gada o tym, jakoby jasnowłosa była często widywana z niejakim Yasuo Andersonem, którego Sigrunn nienawidziła bardziej, niż letniego skwaru, włoskiego disco i fizyki razem wziętych. Z wielką ulgą przyjęłaby, gdyby kumpela wprost zaprzeczyła owym domysłom innych uczniów. A gdyby nie... Cóż, to byłaby rzeźnia, gdyby z powodu tamtego palanta ich znajomość miała ucierpieć.
Jak dobrze, że i Sig nie umiała czytać w myślach swojej hella kamratki, albowiem na pewno nie byłaby zadowolona, gdyby się dowiedziała, iż jest postrzegana przez nią jako babochłop. Za takie coś można było dostać od niej po mordzie, acz w tym przypadku skończyłoby się najwyżej na fochu. Ok, aparycję miała całkiem męską, charakterem też mogła go czasami przypominać, a jakby się postarała, to i głos mogłaby zniżyć do tego stopnia, by brzmiał jak u faceta, no ale ej! Miała cycki i tapetowała się. To był jednak niepodważalny dowód na to, że jednak jest przedstawicielką płci pięknej.
- Podziękuję. Jako facet byłabym wyjątkowym pedałem - parsknęła w odpowiedzi. - Już pomijając, że Chloe by mnie chyba na pal nadziała, a ciebie razem ze mną - dodała po krótkiej chwili i wzruszyła lekko ramionami. Gdyby ta zboczona menda dowiedziała się, że jej dziewczyna odwala takie rzeczy z jej kumpelą, całkowicie zmieniając charakter ich Hella Trio, miałyby przerąbane gorzej, niż po niewinnym wrzuceniu jej w zaspę. Nawet, jeśli czarnowłosa tylko by się zgrywała, bo wobec Sher nie było innej opcji, niż tylko żartować, jakoby miała być jej bardzo męskim fagasem. Nah. Buntowniczka już miała kogoś, kogo fagasem mogła być i wcale nie musiała przy tym udawać faceta, o!
Sponsored content
Powrót do góry
Pozwolenia na tym forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach