▲▼
Strona 1 z 2 • 1, 2
Dotarcie tutaj...
... zasadniczo nie stanowiło dla niej większego problemu.
Mieszkanie Miko nie znajdowało się aż tak daleko od tego miejsca, więc przyjście tutaj na piechotę było swojego rodzaju zwyczajnym spacerkiem. Okolica też była o wiele lepsza od miejsc, w których musiała bywać w ostatnim czasie. Drastyczna różnica między dystryktem A a C nie mogła zostać wymazana obecnie. I wątpiła, by szykowało się na to w najbliższej przyszłości. Ludziom mieszkających w obrębach muru było daleko do myśli, by próbować ogarniać wodne tereny.
A fakt, że zaczął tam dominować jeden z gangów wcale nie pomagał. W końcu akurat oni nie stanowili organizacji charytatywnej. Chociaż wizja czegoś takiego... aż chciała się zaśmiać.
Uśmiechnęła się nieznacznie unosząc pięść i przyciskając ją do dzwonka. Z całkowitym brakiem wyczucia i zerową delikatnością przytrzymywała go na tyle długo, by mogło obudzić to nawet śpiącego.
- Halo, dostawa lizaków - powiedziała w momencie, gdy już zabrała rękę. Poprawiła trzymaną paczkę pod pachą, po czym odgarnęła włosy za plecy, prostując się przy tym.
- Przecież wiem, że tam jesteś - dodała zaraz potem, mając nadzieję, że nie myliła się w tym momencie.
To by było trochę zawstydzające.
... zasadniczo nie stanowiło dla niej większego problemu.
Mieszkanie Miko nie znajdowało się aż tak daleko od tego miejsca, więc przyjście tutaj na piechotę było swojego rodzaju zwyczajnym spacerkiem. Okolica też była o wiele lepsza od miejsc, w których musiała bywać w ostatnim czasie. Drastyczna różnica między dystryktem A a C nie mogła zostać wymazana obecnie. I wątpiła, by szykowało się na to w najbliższej przyszłości. Ludziom mieszkających w obrębach muru było daleko do myśli, by próbować ogarniać wodne tereny.
A fakt, że zaczął tam dominować jeden z gangów wcale nie pomagał. W końcu akurat oni nie stanowili organizacji charytatywnej. Chociaż wizja czegoś takiego... aż chciała się zaśmiać.
Uśmiechnęła się nieznacznie unosząc pięść i przyciskając ją do dzwonka. Z całkowitym brakiem wyczucia i zerową delikatnością przytrzymywała go na tyle długo, by mogło obudzić to nawet śpiącego.
- Halo, dostawa lizaków - powiedziała w momencie, gdy już zabrała rękę. Poprawiła trzymaną paczkę pod pachą, po czym odgarnęła włosy za plecy, prostując się przy tym.
- Przecież wiem, że tam jesteś - dodała zaraz potem, mając nadzieję, że nie myliła się w tym momencie.
To by było trochę zawstydzające.
—Hej Kris, Kris… Kriiiiiis— ów chłopak odwrócił się przez ramię spoglądając na wołającą go osobę z uniesionymi brwiami. Jego dłonie zanurzone były we wnętrzu silnika rozklekotanego motocykla, który parę dni temu zwędził z jednego z miejskich parkingów. Widząc rozpromienioną dziewięciolatkę stojącą w progu drzwi na jego twarzy również pojawił się uśmiech. Wyprostował się łapiąc za szmatkę, którą następnie wytarł umazane smarem dłonie.
—Co tam Mel? Jak było w szkole?— odwrócił się w kierunku dziewczynki lustrując ją wzrokiem. Pod wpływem jego spojrzenia Mel nieco się speszyła i zaczęła unikać jego spojrzenia, chowając coś za plecami. Kris podszedł do siostry klękając przed nią.
—No co tam masz?—zapytał łagodnie, a jego wzrok złagodniał jeszcze bardziej.
Dziewczynka spojrzała na niego spod rzęs i szybko wyciągnęła przed siebie dłonie z pudełkiem. —Pani na plastyce kazała nam zrobić coś, dla kogoś kto jest dla nas bardzo ważny. I no… to dla Ciebie— Kris uśmiechnął się do Mel, ale gdy wyciągnął dłoń by potargać jej włosy nie mógł jej dosięgnąć. Ni stąd ni zowąd dziewczynka była jak duch. A im bardziej chłopak próbował ją dosięgnąć tym bardziej niewidoczna się stawała. Ona jakby tego nie widziała i stała z wyczekiwaniem aż on odbierze prezent.
Kris zaczynał coraz bardziej panikować. Nie rozumiał co się działo. Obiema dłońmi próbował złapać za paczkę, za jej dłoń ale nic nie działało.
—Nie, nie, Mel… Mel!—
Kris zerwał się z łóżka z niemym krzykiem na ustach w tym samym momencie jak ktoś bezlitośnie zaczął walić mu w drzwi naprzemiennie z dźwiękiem dzwonka. Przetarł twarz dłonią zerkając na zegarek. Westchnął i opadł z powrotem na łóżko. Może jak nie wstanie to ten ktoś sobie pójdzie?
Jednak gdy dzwonienie nie ustało podniósł się z jękiem, zrzucając z siebie przepocony t-shirt. Nie chcąc paradować pół nago zarzucił na siebie rozpinaną, szarą bluzę zostawiając ją w połowie rozpiętą. Co to był w ogóle za sen…
Podszedł do drzwi i bez sprawdzenia kto stał po drugiej stronie otworzył je na oścież. Spojrzał w dół na przybyłą osobą z pół otwartymi oczami i potarganymi włosami. Uniósł brew w zdziwieniu, gdy dotarło do niego kto stał tuż przed nim.
“A ty co tu robisz?” Kogo jak kogo, ale jej to się nie spodziewał.
—Co tam Mel? Jak było w szkole?— odwrócił się w kierunku dziewczynki lustrując ją wzrokiem. Pod wpływem jego spojrzenia Mel nieco się speszyła i zaczęła unikać jego spojrzenia, chowając coś za plecami. Kris podszedł do siostry klękając przed nią.
—No co tam masz?—zapytał łagodnie, a jego wzrok złagodniał jeszcze bardziej.
Dziewczynka spojrzała na niego spod rzęs i szybko wyciągnęła przed siebie dłonie z pudełkiem. —Pani na plastyce kazała nam zrobić coś, dla kogoś kto jest dla nas bardzo ważny. I no… to dla Ciebie— Kris uśmiechnął się do Mel, ale gdy wyciągnął dłoń by potargać jej włosy nie mógł jej dosięgnąć. Ni stąd ni zowąd dziewczynka była jak duch. A im bardziej chłopak próbował ją dosięgnąć tym bardziej niewidoczna się stawała. Ona jakby tego nie widziała i stała z wyczekiwaniem aż on odbierze prezent.
Kris zaczynał coraz bardziej panikować. Nie rozumiał co się działo. Obiema dłońmi próbował złapać za paczkę, za jej dłoń ale nic nie działało.
—Nie, nie, Mel… Mel!—
Kris zerwał się z łóżka z niemym krzykiem na ustach w tym samym momencie jak ktoś bezlitośnie zaczął walić mu w drzwi naprzemiennie z dźwiękiem dzwonka. Przetarł twarz dłonią zerkając na zegarek. Westchnął i opadł z powrotem na łóżko. Może jak nie wstanie to ten ktoś sobie pójdzie?
Jednak gdy dzwonienie nie ustało podniósł się z jękiem, zrzucając z siebie przepocony t-shirt. Nie chcąc paradować pół nago zarzucił na siebie rozpinaną, szarą bluzę zostawiając ją w połowie rozpiętą. Co to był w ogóle za sen…
Podszedł do drzwi i bez sprawdzenia kto stał po drugiej stronie otworzył je na oścież. Spojrzał w dół na przybyłą osobą z pół otwartymi oczami i potarganymi włosami. Uniósł brew w zdziwieniu, gdy dotarło do niego kto stał tuż przed nim.
“A ty co tu robisz?” Kogo jak kogo, ale jej to się nie spodziewał.
Nie było litości z jej strony. Nie, gdy pofatygowała się tutaj osobiście. Dlatego dopóki nie miałaby całkowitej pewności, że jednak go nie ma, nie odpuszczała. Z uporem męczyła dzwonek, dając raz za razem znać, że ktoś czekał pod drzwiami. Brakowało jej zrozumienia i cierpliwości, co do dania odetchnięcia czemukolwiek.
Jej męczenie przyniosło skutki, a jej oczom ukazał się zaspany mężczyzna. Na jego widok uśmiechnęła się szeroko. No, no.
- Robię za kuriera, jak widać - odparła fioletowowłosa, wyciągając ręce przed siebie, by wcisnąć mu pudełko. - Przy okazji dotrzymuję słowa. - nie wiedziała, czy jeszcze pamiętał, ale... trudno. Przynajmniej był bogatszy o parę lizaków, spodziewanych lub nie.
- Wpuścisz mnie? - spytała się go. - Czy chcesz, by ktoś inny oprócz mnie podziwiał twoją klatę? - dorzuciła z całkowitą niewinnością, na jaką było ją stać obecnie. - Nie narzekam, ale wolałabym nie dzielić się takimi widokami z obcymi... - zachichotała cicho, zarzucając przy tym próbę podrażnienia się z ciemnowłosym. - A raczej nie preferujesz rozmów z publiką?
Jej męczenie przyniosło skutki, a jej oczom ukazał się zaspany mężczyzna. Na jego widok uśmiechnęła się szeroko. No, no.
- Robię za kuriera, jak widać - odparła fioletowowłosa, wyciągając ręce przed siebie, by wcisnąć mu pudełko. - Przy okazji dotrzymuję słowa. - nie wiedziała, czy jeszcze pamiętał, ale... trudno. Przynajmniej był bogatszy o parę lizaków, spodziewanych lub nie.
- Wpuścisz mnie? - spytała się go. - Czy chcesz, by ktoś inny oprócz mnie podziwiał twoją klatę? - dorzuciła z całkowitą niewinnością, na jaką było ją stać obecnie. - Nie narzekam, ale wolałabym nie dzielić się takimi widokami z obcymi... - zachichotała cicho, zarzucając przy tym próbę podrażnienia się z ciemnowłosym. - A raczej nie preferujesz rozmów z publiką?
Ziewnął, przeciągając się w każdą możliwą stronę i w międzyczasie kątem oka zlustrował pudełko, jakie trzymała dziewczyna. No, no. Nie spodziewał się, że dotrzyma słowa, a tu proszę.
Oparł się ramieniem o framugę drzwi, opierając jedną z dłoni na biodrze.
"Ale wiesz, że jeśli w środku nie ma tych o smaku kiwi, to nie będę mógł ich przyjąć?" złośliwy uśmieszek wkradł mu się na usta. O tak, droczenie się z Miko sprawiało mu radość za każdym razem. Wyciągnął jednak rękę, by odebrać od niej karton.
- Wpuścisz mnie?- spojrzał przez ramię, by ocenić, czy jego mieszkanie nadawało się do przyjmowania gości. Oprócz paru bluz, przypadkowego koca i szklanek nic w zasięgu jego wzroku nie krzyczało: upokorzenie. Wzruszył więc ramionami i cofnął się, przepuszczając ją do środka.
Na wspomnienie o swoim ciele spojrzał w dół, a kąciki jego ust ponownie stworzyły pół uśmiech.
"No wiesz, tyle pracy aż żal by było cały czas go ukrywać..." położył dłoń na odsłoniętym kawałku brzucha i w tym samym momencie dobiegło z niego głośne burczenie.
"Jesteś głodna?" rzucił w jej stronę, kierując swoje kroki do kuchni. "Zamknij za sobą drzwi," dodał po chwili namysłu. "Chcesz też może jakiejś kawy czy herbaty?" skoro już się do niego pofatygowała i obudziła to zachowa się jak na gospodarza przystało.
Oparł się ramieniem o framugę drzwi, opierając jedną z dłoni na biodrze.
"Ale wiesz, że jeśli w środku nie ma tych o smaku kiwi, to nie będę mógł ich przyjąć?" złośliwy uśmieszek wkradł mu się na usta. O tak, droczenie się z Miko sprawiało mu radość za każdym razem. Wyciągnął jednak rękę, by odebrać od niej karton.
- Wpuścisz mnie?- spojrzał przez ramię, by ocenić, czy jego mieszkanie nadawało się do przyjmowania gości. Oprócz paru bluz, przypadkowego koca i szklanek nic w zasięgu jego wzroku nie krzyczało: upokorzenie. Wzruszył więc ramionami i cofnął się, przepuszczając ją do środka.
Na wspomnienie o swoim ciele spojrzał w dół, a kąciki jego ust ponownie stworzyły pół uśmiech.
"No wiesz, tyle pracy aż żal by było cały czas go ukrywać..." położył dłoń na odsłoniętym kawałku brzucha i w tym samym momencie dobiegło z niego głośne burczenie.
"Jesteś głodna?" rzucił w jej stronę, kierując swoje kroki do kuchni. "Zamknij za sobą drzwi," dodał po chwili namysłu. "Chcesz też może jakiejś kawy czy herbaty?" skoro już się do niego pofatygowała i obudziła to zachowa się jak na gospodarza przystało.
Uśmiech, jaki zagościł na jej twarzy był iście anielski. Jedynie niemalże niezauważalnie drgająca powieka mogła zdradzić o tym, że jej zachwyt obecnie nie istniał. Jak za każdym razem, gdy droczył się, a ona nie zawsze dostrzegała tego na starcie.
- Z różowymi lizakami byłoby ci do twarzy - skomentowała w odpowiedzi. - Przy okazji załatwiłabym ci uroczą, różową bluzę do pary. Koniecznie z koronką.
Brzmiało to jak cudowny i zarazem nietrafiony prezent na najbliższy czas. A na dodatek coś, co powinno zostać zrealizowane w jak najszybszym tempie, by móc zobaczyć, jak przymierza to.
- Zawsze możesz zasuwać tak po mieście - odcięła. -Albo lepiej nie. Potem mielibyśmy falę masowych omdleń - zaśmiała się krótko słysząc burczenie dobiegające z jego brzucha. - Trochę - przyznała na temat głodu. - Zamawiasz czy sam przyrządzasz?
Pokiwała głową, po czym posłuchała się względem zamknięcia drzwi.
- Kawę - zadecydowała, ściągając buty, które położyła obok drzwi wejściowych. Pozostawiła też kurtkę tam, gdzie wisiała jego, nim przeszła dalej, w głąb mieszkania.
Rzuciła się bezceremonialnie na kanapę w salonie. Obróciła się zaraz potem tak, by to jej cztery litery znalazły się na miękkiej poduszce. Złapała dwoma palcami koszulkę, która nawinęła się jej pod oczy, by zaraz potem rzucić ją na drugi koniec mebla.
- Masz jakieś konkretne plany na dzisiaj czy w niczym nie przeszkodziłam ci? - spytała się go.
- Z różowymi lizakami byłoby ci do twarzy - skomentowała w odpowiedzi. - Przy okazji załatwiłabym ci uroczą, różową bluzę do pary. Koniecznie z koronką.
Brzmiało to jak cudowny i zarazem nietrafiony prezent na najbliższy czas. A na dodatek coś, co powinno zostać zrealizowane w jak najszybszym tempie, by móc zobaczyć, jak przymierza to.
- Zawsze możesz zasuwać tak po mieście - odcięła. -Albo lepiej nie. Potem mielibyśmy falę masowych omdleń - zaśmiała się krótko słysząc burczenie dobiegające z jego brzucha. - Trochę - przyznała na temat głodu. - Zamawiasz czy sam przyrządzasz?
Pokiwała głową, po czym posłuchała się względem zamknięcia drzwi.
- Kawę - zadecydowała, ściągając buty, które położyła obok drzwi wejściowych. Pozostawiła też kurtkę tam, gdzie wisiała jego, nim przeszła dalej, w głąb mieszkania.
Rzuciła się bezceremonialnie na kanapę w salonie. Obróciła się zaraz potem tak, by to jej cztery litery znalazły się na miękkiej poduszce. Złapała dwoma palcami koszulkę, która nawinęła się jej pod oczy, by zaraz potem rzucić ją na drugi koniec mebla.
- Masz jakieś konkretne plany na dzisiaj czy w niczym nie przeszkodziłam ci? - spytała się go.
Postukał się palcem w policzek, jakby rozważając jej propozycję. Różowy, hm? Parsknął po chwili kręcąc głową.
“Jestem bardzo ciekawy jakbyś zmusiła mnie do założenia takiej bluzy. Nie zrozum mnie źle. Różowy to świetny kolor, ale ta koronka? Czy wyglądam Ci na pięciolatkę?” Przekrzywił głowę nie spuszczając z niej wzroku. W sumie pewnie nie zdawała sobie sprawy, ale jej nagłe pojawienie się w jego drzwiach zdecydowanie poprawiło mu nastrój.
“Huh?” Pochylił się nad nią i zmrużył oczy. “Nie mów mi, że byłabyś zazdrosna,” wyprostował się i roześmiał idąc do kuchni.
Z jednej z dolnych szuflad wyciągnął wok, z innej ryż, który postawił obok maszynki do jego gotowania. “Nie ma to jak domowa kuchnia. Smażony ryż z wołowiną i warzywami, pasuje?” Odwrócił się w jej stronę, opierając o wyspę kuchenną. Miał jeszcze inne dania w zanadrzu jeśli z jakiś przyczyn zaproponowane by jej nie pasowało.
“Kawa, jasne. Już się robi,” podszedł do ekspresu, podstawił kubek i po wciśnięciu paru guzików, mieszkanie wypełniło się aromatem świeżo przyrządzanego napoju.
Postawił kubek z gotową kawą na środku wyspy, przesuwając w jego stronę cukier i mleko, wyjęte dopiero co z lodówki.
“Nie wiem czy tego używasz więc samoobsługa,” sobie nalał wody i wypił duszkiem całą szklankę.
“Zasadniczo żadnych nie miałem. Ostatnio prawie nic się w tym mieście nie dzieje, aż dziwne,” trochę już tu mieszkał i zdążył się nauczyć, że taka cisza zwykle zwiastowała niezły huragan. I cóż, zaczynało mu się powoli nudzić.
“Jestem bardzo ciekawy jakbyś zmusiła mnie do założenia takiej bluzy. Nie zrozum mnie źle. Różowy to świetny kolor, ale ta koronka? Czy wyglądam Ci na pięciolatkę?” Przekrzywił głowę nie spuszczając z niej wzroku. W sumie pewnie nie zdawała sobie sprawy, ale jej nagłe pojawienie się w jego drzwiach zdecydowanie poprawiło mu nastrój.
“Huh?” Pochylił się nad nią i zmrużył oczy. “Nie mów mi, że byłabyś zazdrosna,” wyprostował się i roześmiał idąc do kuchni.
Z jednej z dolnych szuflad wyciągnął wok, z innej ryż, który postawił obok maszynki do jego gotowania. “Nie ma to jak domowa kuchnia. Smażony ryż z wołowiną i warzywami, pasuje?” Odwrócił się w jej stronę, opierając o wyspę kuchenną. Miał jeszcze inne dania w zanadrzu jeśli z jakiś przyczyn zaproponowane by jej nie pasowało.
“Kawa, jasne. Już się robi,” podszedł do ekspresu, podstawił kubek i po wciśnięciu paru guzików, mieszkanie wypełniło się aromatem świeżo przyrządzanego napoju.
Postawił kubek z gotową kawą na środku wyspy, przesuwając w jego stronę cukier i mleko, wyjęte dopiero co z lodówki.
“Nie wiem czy tego używasz więc samoobsługa,” sobie nalał wody i wypił duszkiem całą szklankę.
“Zasadniczo żadnych nie miałem. Ostatnio prawie nic się w tym mieście nie dzieje, aż dziwne,” trochę już tu mieszkał i zdążył się nauczyć, że taka cisza zwykle zwiastowała niezły huragan. I cóż, zaczynało mu się powoli nudzić.
- Bardzo wyrośniętą - odparła bez zawahania.
Już by się postarała, by ubrał się w taki ubiór. Nie wiedziała jeszcze jak, ale zdecydowanie by spróbowała.
- Oczywiście - obruszyła się, kładąc dłoń na piersiach. - Nie lubię dzielić się fajnymi widokami - zachichotała zaraz potem, niszcząc próbę bycia chociaż na moment poważną.
Bardziej rozwinięta kwestia odnosząca się jedzenia wystarczyła, by pozostawiła miękką kanapę, zarazem dołączając do mężczyzny. Nawet jeśli znalazła się po drugiej stronie, by nie wchodzić bezpośrednio na wytyczony teren.
- Może być, może być - zapewniła go. - Przyprawiasz to lekko czy ostro? - dopytała, wyraźnie zaintrygowana.
Jak przystanło na grzecznego gościa, obsłużyła się sama względem poprawienia smaku kawy. Trochę mleka i łyżka cukru nikomu jeszcze nie zaszkodziłaby... raczej. Z lekką niedbałością mieszała napój, wysłuchując go przy okazji.
- Przejmujesz się - machnęła lekceważąco ręką. - Norma Riverdale jest zachowywana. Ale może to kwestia dystryktu? Wolves zaczynają znaczyć swoje tereny - zasłoniła usta, chichocząc cicho. - Jak przystało na psy. Jak chcesz coś więcej, to zawsze możesz przyłożyć do tego rękę - zauważyła, obejmując naczynie z kawą dwoma dłońmi i ostrożnie upijając łyk. - Święta tuż, tuż, więc taka pora byłaby dobra na jakąś akcję.
Zimowa spora mogła sprzyjać inspiracją co do działania na mieście. Nie każdy potrafił cieszyć się zbliżającymi świętami, jak i tym, że nastąpiła zima. Dlatego też danie upust swojej frustracji w takim momencie nie byłoby dla niej nic dziwnym. Albo po prostu chcących się zabawić.
- Daj im chwilę lub dwie na rozkręcenie się - powiedziała jeszcze. - Chociaż muszę przyznać rację, nudnawo jest - przyznała po dłuższym zastanowieniu. -Widać, że rysują się granice w mieście względem danych działań. Może to też jest przyczyną takiego stanu.
Już by się postarała, by ubrał się w taki ubiór. Nie wiedziała jeszcze jak, ale zdecydowanie by spróbowała.
- Oczywiście - obruszyła się, kładąc dłoń na piersiach. - Nie lubię dzielić się fajnymi widokami - zachichotała zaraz potem, niszcząc próbę bycia chociaż na moment poważną.
Bardziej rozwinięta kwestia odnosząca się jedzenia wystarczyła, by pozostawiła miękką kanapę, zarazem dołączając do mężczyzny. Nawet jeśli znalazła się po drugiej stronie, by nie wchodzić bezpośrednio na wytyczony teren.
- Może być, może być - zapewniła go. - Przyprawiasz to lekko czy ostro? - dopytała, wyraźnie zaintrygowana.
Jak przystanło na grzecznego gościa, obsłużyła się sama względem poprawienia smaku kawy. Trochę mleka i łyżka cukru nikomu jeszcze nie zaszkodziłaby... raczej. Z lekką niedbałością mieszała napój, wysłuchując go przy okazji.
- Przejmujesz się - machnęła lekceważąco ręką. - Norma Riverdale jest zachowywana. Ale może to kwestia dystryktu? Wolves zaczynają znaczyć swoje tereny - zasłoniła usta, chichocząc cicho. - Jak przystało na psy. Jak chcesz coś więcej, to zawsze możesz przyłożyć do tego rękę - zauważyła, obejmując naczynie z kawą dwoma dłońmi i ostrożnie upijając łyk. - Święta tuż, tuż, więc taka pora byłaby dobra na jakąś akcję.
Zimowa spora mogła sprzyjać inspiracją co do działania na mieście. Nie każdy potrafił cieszyć się zbliżającymi świętami, jak i tym, że nastąpiła zima. Dlatego też danie upust swojej frustracji w takim momencie nie byłoby dla niej nic dziwnym. Albo po prostu chcących się zabawić.
- Daj im chwilę lub dwie na rozkręcenie się - powiedziała jeszcze. - Chociaż muszę przyznać rację, nudnawo jest - przyznała po dłuższym zastanowieniu. -Widać, że rysują się granice w mieście względem danych działań. Może to też jest przyczyną takiego stanu.
“Ha, ha,” pokręcił głową z rozbawieniem na twarzy. Cóż, jeśli dziewczyna zrobiłaby z tego zakład znając siebie pewnie by się go podjął. Pytanie oczywiście, co byłoby nagrodą.
Uniósł brew, krzyżując ramiona przed sobą. Wcale, a wcale nie podkreśliło to jego mięśni. Absolutnie nie.
“Zanotowane,” odpowiedział puszczając do niej oczko.
Wrzucił do woka miks warzyw, mieszając je co jakiś czas by uniknąć przypalenia, a do maszynki odmierzoną ilość ryżu.
“Hm, zwykle robię na ostro, ale jeśli wolisz może być łagodniej,” co prawda mięso miał już zamarynowane, ale czym była kuchnia bez odrobiny improwizacji?
Uruchomił wyciąg nad blatem i po ponownym przemieszaniu zawartości woka, odwrócił się w stronę dziewczyny. Schował mleko do lodówki, a cukier przesunął na koniec wyspy. Oparł się o blat, kątem oka pilnując kuchenki.
Parsknął, ale miała rację.
“Nic dziwnego. Od samego początku ich obecność w C to było nieporozumienie. Niby co tam chcieli zrobić? Lunapark dla kloszardów? Dobrze, że siedzą w jednym miejscu,” przemieszał warzywa, zmniejszając moc kuchenki o jeden. “Akcję? Masz coś konkretnego na myśli?” Zaintrygowała go tą sugestią. Zasadniczo jako gang mogliby uderzyć do innego dystryktu by pokazać, że wiodło im się całkiem nieźle.
Nalał sobie kolejną szklankę wody, tym razem wypijając ją wolniej. Zastanawiał się chwilę nad jej słowami. No tak. Foxes roznieśli się po mieście, Wolves opanowywało dystrykt A, a oni skutecznie przejmowali C.
“Myślisz, że szykuje nam się jakaś wojna o wpływy w mieście? Wiesz w końcu ambicja uderza do głowy i posiadając jeden dystrykt chce się więcej,” powiedział patrząc na Miko. Skrzyżował ramiona na klatce, trzymając w jednej dłoni drewnianą szpatułę. Istny Master Chef.
Uniósł brew, krzyżując ramiona przed sobą. Wcale, a wcale nie podkreśliło to jego mięśni. Absolutnie nie.
“Zanotowane,” odpowiedział puszczając do niej oczko.
Wrzucił do woka miks warzyw, mieszając je co jakiś czas by uniknąć przypalenia, a do maszynki odmierzoną ilość ryżu.
“Hm, zwykle robię na ostro, ale jeśli wolisz może być łagodniej,” co prawda mięso miał już zamarynowane, ale czym była kuchnia bez odrobiny improwizacji?
Uruchomił wyciąg nad blatem i po ponownym przemieszaniu zawartości woka, odwrócił się w stronę dziewczyny. Schował mleko do lodówki, a cukier przesunął na koniec wyspy. Oparł się o blat, kątem oka pilnując kuchenki.
Parsknął, ale miała rację.
“Nic dziwnego. Od samego początku ich obecność w C to było nieporozumienie. Niby co tam chcieli zrobić? Lunapark dla kloszardów? Dobrze, że siedzą w jednym miejscu,” przemieszał warzywa, zmniejszając moc kuchenki o jeden. “Akcję? Masz coś konkretnego na myśli?” Zaintrygowała go tą sugestią. Zasadniczo jako gang mogliby uderzyć do innego dystryktu by pokazać, że wiodło im się całkiem nieźle.
Nalał sobie kolejną szklankę wody, tym razem wypijając ją wolniej. Zastanawiał się chwilę nad jej słowami. No tak. Foxes roznieśli się po mieście, Wolves opanowywało dystrykt A, a oni skutecznie przejmowali C.
“Myślisz, że szykuje nam się jakaś wojna o wpływy w mieście? Wiesz w końcu ambicja uderza do głowy i posiadając jeden dystrykt chce się więcej,” powiedział patrząc na Miko. Skrzyżował ramiona na klatce, trzymając w jednej dłoni drewnianą szpatułę. Istny Master Chef.
Nieco nadęła policzek, widząc jego ruch, jednak nie powiedziała nic więcej. Nie zamierzała mu dostarczać więcej materiałów do dokuczania jej w najbliższej przyszłości. Odpuszczenie niektórym sprawom zabierało cały urok zabawy i wiedziała o tym.
- Wolałabym łagodniejszą wersje - przyznała odnoście potrawy. Nieco wychyliła się do przodu, chcąc przez chwilę popatrzeć, co robi. Zaraz potem jednak zdecydowała się na powrót do poprzedniej pozycji, by zająć się samą kawą.
Musiała przyznać w duchu, że to nie były proste pytania. Niełatwo zrozumieć czyjąś motywację, ale nie szkodziło spróbować wysunąć własne wnioski.
- Może, by pokazać, że dbają nawet o najgorsze części tego miasta? - zasugerowała natomiast. Nie miała pojęcia, co im siedziało w głowie. - Ciężko stwierdzić. Według mnie, to wizerunkowy strzał w stopę. Jeśli chcieli zyskać poparcie ludzi, to dystrykt B byłby najlepszym wyborem. A nie jest złe, ale zarazem pokazują, o jaką grupę społeczną dbają najbardziej... - zawiesiła się na moment, czując lekkie natchnienie. - Ne, a gdyby tak puścić plotkę w internet podobnego typu? Ludzi łatwo podburzyć, jeśli wywołasz w nich odpowiednie reakcje. Jeszcze będą uważać, że robią to w słusznej sprawie.
Mieli w szeregach genialnego dzieciaka-hackera, który mógłby im wiele ułatwić w takim momencie. Wdrożenie planów w życie nie stanowiłoby większego problemu... o ile oczywiście sam wspomniany by chciał współpracować pod tym względem.
- Tak - odparła bez zawahania w głosie. - Myślę, że nas czeka - postukała palcami o mebel. - Prawdopodobnie z Wilkami. Mają do tego największą możliwość. Sam wiesz, kogo trzymają w szeregach. I jakich ludzi - westchnęła. - Pytanie kwestii dyplomatycznej, na czym zawieszą wzrok wtedy? Jak myślisz?
Zastanawiała ją jego opinia i sam pogląd na sprawę. Na co dzień zwykle nie myślało się o tym, jednakże przy zestawieniu plotek i pewnych informacji...
- Nie można zapomnieć też o innych gangach. To wcale nie jest tak, że w mieście dominują trzy grupy i reszta nie istnieje - uśmiechnęła się nieznacznie i przyłożyła palec do ust. - Całkiem zabawnie brzmi wizja napuszczenia takich Thunder Birds czy Vultures na któreś z dwóch dystryktów. To wcale nie jest tak, że musimy bezpośrednio być na miejscu, aby namieszać.
- Wolałabym łagodniejszą wersje - przyznała odnoście potrawy. Nieco wychyliła się do przodu, chcąc przez chwilę popatrzeć, co robi. Zaraz potem jednak zdecydowała się na powrót do poprzedniej pozycji, by zająć się samą kawą.
Musiała przyznać w duchu, że to nie były proste pytania. Niełatwo zrozumieć czyjąś motywację, ale nie szkodziło spróbować wysunąć własne wnioski.
- Może, by pokazać, że dbają nawet o najgorsze części tego miasta? - zasugerowała natomiast. Nie miała pojęcia, co im siedziało w głowie. - Ciężko stwierdzić. Według mnie, to wizerunkowy strzał w stopę. Jeśli chcieli zyskać poparcie ludzi, to dystrykt B byłby najlepszym wyborem. A nie jest złe, ale zarazem pokazują, o jaką grupę społeczną dbają najbardziej... - zawiesiła się na moment, czując lekkie natchnienie. - Ne, a gdyby tak puścić plotkę w internet podobnego typu? Ludzi łatwo podburzyć, jeśli wywołasz w nich odpowiednie reakcje. Jeszcze będą uważać, że robią to w słusznej sprawie.
Mieli w szeregach genialnego dzieciaka-hackera, który mógłby im wiele ułatwić w takim momencie. Wdrożenie planów w życie nie stanowiłoby większego problemu... o ile oczywiście sam wspomniany by chciał współpracować pod tym względem.
- Tak - odparła bez zawahania w głosie. - Myślę, że nas czeka - postukała palcami o mebel. - Prawdopodobnie z Wilkami. Mają do tego największą możliwość. Sam wiesz, kogo trzymają w szeregach. I jakich ludzi - westchnęła. - Pytanie kwestii dyplomatycznej, na czym zawieszą wzrok wtedy? Jak myślisz?
Zastanawiała ją jego opinia i sam pogląd na sprawę. Na co dzień zwykle nie myślało się o tym, jednakże przy zestawieniu plotek i pewnych informacji...
- Nie można zapomnieć też o innych gangach. To wcale nie jest tak, że w mieście dominują trzy grupy i reszta nie istnieje - uśmiechnęła się nieznacznie i przyłożyła palec do ust. - Całkiem zabawnie brzmi wizja napuszczenia takich Thunder Birds czy Vultures na któreś z dwóch dystryktów. To wcale nie jest tak, że musimy bezpośrednio być na miejscu, aby namieszać.
”Już się robi szefowo,” odepchnął się od krawędzi wyspy, podchodząc do lodówki.
“Możesz przypilnować warzyw w międzyczasie?” Spojrzał na Miko ponad ramieniem z półuśmiechem na ustach. Następnie odwrócił się do chłodziarki, z której wyciągnął pokaźnej wielkości miskę z kawałkami mięsa, w mocno czerwonej marynacie. Postawił ją na blacie przyglądając jej się przez chwilę.
”Chyba możemy mieć tyci problem z tą łagodniejszą wersją,” zaczął, spoglądając niepewnie na dziewczynę. “Wychodzi na to, że zużyłem całe mięso…,” podrapał się po włosach, niszcząc tym samym chaotyczny nieład. ”Nie jest aż takie ostre. Spróbujesz,” zadecydował finalnie, podchodząc do kuchenki i po sprawdzeniu miękkości warzyw dorzucił do nich zawartość miski.
“Dbają o tych co dają najwięcej kasy. Proste. W końcu, większość Wolves to i tak gliny, a ich pensje są zależne od tego jak głęboko wejdą w dupę radnym,” zamieszał smażące się składniki, dolewając do nich nieco wody. ”Myślę, że ich początkowy plan zakładał posiadanie jednostek wszędzie, a jak stwierdzili, że to jednak nieopłacalne wynieśli się na ładniejsze podwórko,” odparł obojętnym tonem. Co jak co, ale jemu to akurat pasowało. Im mniej służb dookoła jego osoby tym lepiej.
Parsknął, kiwając głową.
”To całkiem niezły pomysł Mała. Nasz dzieciak z komputerem pewnie mógłby coś wymyśleć. Wiesz w ogóle jak się z nim skontaktować?” Dla Krisa był on co prawda chodzącą zagadką, a zwłaszcza te jego dziwne zmiany w zachowaniu, ale no udowodnił, że można na niego liczyć.
Kiedy w końcu danie w woku było gotowe, Kris wyłączył kuchenkę, a z szafek wyjął głębokie talerze. Nałożył najpierw świeżo przygotowany ryż, a na wierzch pokaźną porcję warzyw z mięsem i całość podał z średniej wielkości łyżkami.”No to smacznego,” usiadł na jednym ze stołków barowych i zaczął jeść. Przełknął pierwszy kęs, zastanawiając się nad odpowiedzią.
”Hm, sam nie wiem. Jaki mieliby w tym cel? Chyba zdają sobie sprawę, że nie zapanują nad tym co się dzieje, wywołując wojnę z innym gangiem. Po za tym co z Foxes? Oni prędzej będą szukać choćby nowych lokali pod burdele. A przecież C słynie z takich dobrodziejstw,” odparł, kręcąc lekko głową. Nabrał kolejną porcję i pochłonął niemal natychmiast.
”No i tu masz rację,” wskazał na nią brudną łyżką, z pełnymi ustami, przez co wypowiedziane przez niego zdanie było nieco zniekształcone. ”Ja bym się nie ograniczał i wypuścił zarówno Thunder Birds jak i Vultures na oba dystrykty. Tymczasem my posiedzimy z popcornem i może coś uda nam się nawet zgarnąć dla siebie,” trącił ją łokciem wracając do posiłku.
”Jedz zanim ostygnie,” dodał, patrząc na nią spod rzęs.
“Możesz przypilnować warzyw w międzyczasie?” Spojrzał na Miko ponad ramieniem z półuśmiechem na ustach. Następnie odwrócił się do chłodziarki, z której wyciągnął pokaźnej wielkości miskę z kawałkami mięsa, w mocno czerwonej marynacie. Postawił ją na blacie przyglądając jej się przez chwilę.
”Chyba możemy mieć tyci problem z tą łagodniejszą wersją,” zaczął, spoglądając niepewnie na dziewczynę. “Wychodzi na to, że zużyłem całe mięso…,” podrapał się po włosach, niszcząc tym samym chaotyczny nieład. ”Nie jest aż takie ostre. Spróbujesz,” zadecydował finalnie, podchodząc do kuchenki i po sprawdzeniu miękkości warzyw dorzucił do nich zawartość miski.
“Dbają o tych co dają najwięcej kasy. Proste. W końcu, większość Wolves to i tak gliny, a ich pensje są zależne od tego jak głęboko wejdą w dupę radnym,” zamieszał smażące się składniki, dolewając do nich nieco wody. ”Myślę, że ich początkowy plan zakładał posiadanie jednostek wszędzie, a jak stwierdzili, że to jednak nieopłacalne wynieśli się na ładniejsze podwórko,” odparł obojętnym tonem. Co jak co, ale jemu to akurat pasowało. Im mniej służb dookoła jego osoby tym lepiej.
Parsknął, kiwając głową.
”To całkiem niezły pomysł Mała. Nasz dzieciak z komputerem pewnie mógłby coś wymyśleć. Wiesz w ogóle jak się z nim skontaktować?” Dla Krisa był on co prawda chodzącą zagadką, a zwłaszcza te jego dziwne zmiany w zachowaniu, ale no udowodnił, że można na niego liczyć.
Kiedy w końcu danie w woku było gotowe, Kris wyłączył kuchenkę, a z szafek wyjął głębokie talerze. Nałożył najpierw świeżo przygotowany ryż, a na wierzch pokaźną porcję warzyw z mięsem i całość podał z średniej wielkości łyżkami.”No to smacznego,” usiadł na jednym ze stołków barowych i zaczął jeść. Przełknął pierwszy kęs, zastanawiając się nad odpowiedzią.
”Hm, sam nie wiem. Jaki mieliby w tym cel? Chyba zdają sobie sprawę, że nie zapanują nad tym co się dzieje, wywołując wojnę z innym gangiem. Po za tym co z Foxes? Oni prędzej będą szukać choćby nowych lokali pod burdele. A przecież C słynie z takich dobrodziejstw,” odparł, kręcąc lekko głową. Nabrał kolejną porcję i pochłonął niemal natychmiast.
”No i tu masz rację,” wskazał na nią brudną łyżką, z pełnymi ustami, przez co wypowiedziane przez niego zdanie było nieco zniekształcone. ”Ja bym się nie ograniczał i wypuścił zarówno Thunder Birds jak i Vultures na oba dystrykty. Tymczasem my posiedzimy z popcornem i może coś uda nam się nawet zgarnąć dla siebie,” trącił ją łokciem wracając do posiłku.
”Jedz zanim ostygnie,” dodał, patrząc na nią spod rzęs.
- Okay - zgodziła się na to, by przypilnować warzywa. - Długo je jeszcze podsmażać? - spytała się, podchodząc do wspomnianej patelni, by mieć oko na smażące się składniki.
- Ou - wiele nie mogła już poradzić na to. Dlatego też uśmiechnęła się lekko i pomachała dłonią przed twarzą, wyraźnie rozbawiona. - Jasne, jasne. Zaufam ci.
Międzyczasie też było jej łatwiej skupić się na rozmowie, chociaż miała ochotę przewrócić oczami, gdy słyszała, że jednak łagodniejsza wersja potrawy nie zaistnieje.
- Czyli się skłania do tego, że światem rządzą wielkie korpo - wzruszyła ramionami. - Gliny, nie gliny, wszystko sprowadza się do jednego. Czyli to akurat nie zmieniło się pod względem zamknięcia miasta.
Pokręciła lekko głową.
- Niespecjalnie. Unika zostawiania po sobie znaków - przyznała odnośnie ich małego hackera. - Możemy mu zostawić info jakieś, ale czy coś to da... - Miko nie wiedziała więcej oprócz ewentualnego faktu próbowania go zagadać w momencie, gdy sam się by odezwał do niej.
Również wymamrotała klasycznego "smacznego", ale rozmowa przerwała jej zamysł pożywienia się, zmuszając do osobistej analizy obecnej sytuacji w mieście.
- Przejęcie kontroli nad miastem - odparła odnośnie powodu. - I tak, i nie. Kwestia wywołania wojny jest równoważna z tym, jak bardzo są dobrze przygotowani na nią. Zdaję sobie sprawę z tego, że mogą dojść do porozumienia drogą negocjacji. Tylko, że to nie zadziała w każdym przypadku. A skoro nie zadziałają słowa, przejdą do sił. Nasze cele wykluczają się. Jeśli chcą pozbyć się murów, siłą rzeczy stajemy po przeciwnych stronach barykady.
Tylko, że...
- Przy czym dystrykt C nie zachęca swoją obecnością. Zyski i straty. Dla mnie, obecnie nie opłaciłoby im się działać. Ale może oni sami inaczej uważają i widzą coś w tym, czego ja nie dostrzegam - słowa zakończyła wyrzuconym z siebie "nah" i wzruszeniem ramionami. Kto to tam wiedział, co im chodziło po głowie? Równie dobrze mogli już współpracować ze siłami z zewnątrz i tyle.
Zmrużyła oczy, słysząc jego słowa przypominające bardziej bełkot. Aż posłała mu z lekka urażone spojrzenie, by zaraz potem zaśmiać się.
- Gez, miej litość. Nie chcę widzieć w połowie przeżutego jedzenia - przewróciła oczami. - Ale powracając do reszty sił miast... brzmi to jak dobry wstęp do zabawy - powiedziała. - Tylko bardziej bym nastawiła dwóch na jednego. Inaczej od razu by taka sytuacja się obróciła przeciwko nam.
Zamyśliła się na moment. Gdyby tylko jeden dystrykt był nieposzkodowany, mógłby zwrócić na siebie niechciane oczy. Z innej strony, Szakale dość mocno postawiły kwestię dominacji w tej części miasta, czy to podobało się innym, czy też nie. Była spora część czynników, które wiedziała, że trzeba było wziąć pod uwagę nim wysunęłoby się końcowy werdykt.
Zachichotała jednak, by zaraz potem skinąć głową i skosztować potrawy.
- Be - wysunęła język, czując ostrość mięsa. - Ostre mocno. Ale dobrze gotujesz. Może wprowadzę się do ciebie na same obiady - zażartowała, biorąc się za konkretne jedzenie. Pomijając ostrość, musiała przyznać, że mężczyzna ogarniał tematykę kuchni.
- W sumie, skoro tak dobrze szalejesz w kuchni, to czemu cię tak często ciągnie do fast foodów? - spytała, wskazując na niego oskarżycielsko łyżką.
- Ou - wiele nie mogła już poradzić na to. Dlatego też uśmiechnęła się lekko i pomachała dłonią przed twarzą, wyraźnie rozbawiona. - Jasne, jasne. Zaufam ci.
Międzyczasie też było jej łatwiej skupić się na rozmowie, chociaż miała ochotę przewrócić oczami, gdy słyszała, że jednak łagodniejsza wersja potrawy nie zaistnieje.
- Czyli się skłania do tego, że światem rządzą wielkie korpo - wzruszyła ramionami. - Gliny, nie gliny, wszystko sprowadza się do jednego. Czyli to akurat nie zmieniło się pod względem zamknięcia miasta.
Pokręciła lekko głową.
- Niespecjalnie. Unika zostawiania po sobie znaków - przyznała odnośnie ich małego hackera. - Możemy mu zostawić info jakieś, ale czy coś to da... - Miko nie wiedziała więcej oprócz ewentualnego faktu próbowania go zagadać w momencie, gdy sam się by odezwał do niej.
Również wymamrotała klasycznego "smacznego", ale rozmowa przerwała jej zamysł pożywienia się, zmuszając do osobistej analizy obecnej sytuacji w mieście.
- Przejęcie kontroli nad miastem - odparła odnośnie powodu. - I tak, i nie. Kwestia wywołania wojny jest równoważna z tym, jak bardzo są dobrze przygotowani na nią. Zdaję sobie sprawę z tego, że mogą dojść do porozumienia drogą negocjacji. Tylko, że to nie zadziała w każdym przypadku. A skoro nie zadziałają słowa, przejdą do sił. Nasze cele wykluczają się. Jeśli chcą pozbyć się murów, siłą rzeczy stajemy po przeciwnych stronach barykady.
Tylko, że...
- Przy czym dystrykt C nie zachęca swoją obecnością. Zyski i straty. Dla mnie, obecnie nie opłaciłoby im się działać. Ale może oni sami inaczej uważają i widzą coś w tym, czego ja nie dostrzegam - słowa zakończyła wyrzuconym z siebie "nah" i wzruszeniem ramionami. Kto to tam wiedział, co im chodziło po głowie? Równie dobrze mogli już współpracować ze siłami z zewnątrz i tyle.
Zmrużyła oczy, słysząc jego słowa przypominające bardziej bełkot. Aż posłała mu z lekka urażone spojrzenie, by zaraz potem zaśmiać się.
- Gez, miej litość. Nie chcę widzieć w połowie przeżutego jedzenia - przewróciła oczami. - Ale powracając do reszty sił miast... brzmi to jak dobry wstęp do zabawy - powiedziała. - Tylko bardziej bym nastawiła dwóch na jednego. Inaczej od razu by taka sytuacja się obróciła przeciwko nam.
Zamyśliła się na moment. Gdyby tylko jeden dystrykt był nieposzkodowany, mógłby zwrócić na siebie niechciane oczy. Z innej strony, Szakale dość mocno postawiły kwestię dominacji w tej części miasta, czy to podobało się innym, czy też nie. Była spora część czynników, które wiedziała, że trzeba było wziąć pod uwagę nim wysunęłoby się końcowy werdykt.
Zachichotała jednak, by zaraz potem skinąć głową i skosztować potrawy.
- Be - wysunęła język, czując ostrość mięsa. - Ostre mocno. Ale dobrze gotujesz. Może wprowadzę się do ciebie na same obiady - zażartowała, biorąc się za konkretne jedzenie. Pomijając ostrość, musiała przyznać, że mężczyzna ogarniał tematykę kuchni.
- W sumie, skoro tak dobrze szalejesz w kuchni, to czemu cię tak często ciągnie do fast foodów? - spytała, wskazując na niego oskarżycielsko łyżką.
“Aż będą miękkie. Marchewka jest najlepszym wyznacznikiem,” odpowiedział lakonicznie, kątem oka obserwując dziewczynę.
Cóż i tak nie miała wyboru, ale dobrze było usłyszeć że chociaż w aspekcie obiadu miała do niego zaufanie.
Podrapał się po odsłoniętym fragmencie klatki piersiowej, przymykając na chwilę powieki.
“Mówisz, jakbyś urodziła się wczoraj. Zawsze tak było i to się raczej nie zmieni; niezależnie czy żyjemy w zamkniętym zoo czy w normalnym mieście,” spojrzał na nią, przekrzywiając lekko głowę. “Akurat ty, ze wszystkich ludzi powinnaś o tym wiedzieć najlepiej,”
Postukał się pustą łyżką w policzek, zastanawiając się czy w ogóle istniał sposób by skontaktować się z młodym. W zasadzie do tej pory to on pojawiał się znikąd.
“Cóż, zawsze można go o to zapytać przy kolejnym wypadzie szakali. O ile się pojawi,” nabrał trochę ryżu i zaczął jeść, słuchając Miko.
Cicho parsknął zasłaniając usta, by przypadkiem nie opluć dziewczyny ryżem.
“Negocjacje? Porozumienie? Nie rozśmieszaj mnie,” pokręcił głową i oparł się o tył stołka barowego. “Jakoś nie potrafię sobie wyobrazić obu tych grup siedzących przy stole i dogadujących się na jakikolwiek temat,” ponownie pochylił się nad wyspą, opierając głowę na dłoni.
“Jedyne do czego mogą potrzebować terenów w C, to by zakopać trupa lub zabrać na wycieczkę małomównych sukinsynów,” odparł nad wyraz lekko. Ale oboje wiedzieli, że niestety takie sytuacje w tym mieście były normą.
“Od kiedy jesteś taka delikatna,” mimo wszystko zakrył usta dłonią. Może i był wulgarny, lubił się bić i okazyjnie palić trawkę, jednak maniery i savoir vivre miał zakorzenione zbyt głęboko. Na krótką chwilę skupił swoją uwagę na jedzeniu, ale słowa dziewczyny wywołały na jego twarzy chytry uśmiech. Odwrócił się w jej stronę na tyle, na ile to było możliwe i wlepił w nią wzrok.
“I pewnie masz już pomysł jak to zrobić, co?” zaśmiał się, jednocześnie pstrykając ją w ramię. On sam miał w głowie kilka propozycji, ale wolał najpierw wysłuchać jej wersji. W końcu jakby nie patrzeć była w gangu dłużej niż on.
Pokręcił głową z lekkim rozbawieniem.
“Chcesz wody?” Spytał lekko, podnosząc się z miejsca. Obszedł wyspę i z szafki nad blatem wyciągnął szklankę, po czym postawił ją przed dziewczyną. Sięgnął po swoją i korzystając z okazji najpierw nalał sobie wody. Oparł się dłońmi o blat, nachylając się w stronę Miko. Zmrużył lekko oczy, mierząc ją spojrzeniem od góry do dołu.
“Oh czyżby? A co ja będę z tego miał, hm?” Po paru sekundach wyprostował się, złapał za szklankę i upił połowę zawartości. Na chwilę zamilkł myśląc nad odpowiedzią. Cofnął się, by móc oprzeć się o szafki. Odstawił szklankę obok siebie i westchnął.
“Rodzice nam nie pozwalali. W zasadzie to nie mogliśmy jeść niczego oprócz dań przyrządzanych przez naszego kucharza. Mieli lekko mówiąc paranoje,” przeczesał włosy, uciekając wzrokiem w bok. “Jasne, chodziliśmy do restauracji, ale wszystkie, bez wyjątku wymagały garniaka i pantofli,” skrzywił się na to wspomnienie, zaraz wracając wzrokiem do dziewczyny. Parsknął ponuro, łapiąc się za nadgarstek, gdzie nosił złotą bransoletkę. “Pierwszy raz, kiedy jadłem coś co można nazwać fast foodem było, gdy miałem chyba piętnaście lat. W mieście było wesołe miasteczko, jedne z tych rozkładanych na polach. Mel… Mel strasznie chciała do niego iść, ale rodzice jak zawsze twierdzili, że to nie jest miejsce dla nas. Więc zerwałem się ze szkoły i ją tam zabrałem,” zaśmiał się ponuro, a jego wzrok stał się zamglony. Pokręcił zaraz głową, zaszczycając dziewczynę głupim uśmiechem. “Tak czy siak, chyba nadrabiam za te wszystkie lata,” ponownie chwycił za szklankę, i przytknął ją do ust.
Cóż i tak nie miała wyboru, ale dobrze było usłyszeć że chociaż w aspekcie obiadu miała do niego zaufanie.
Podrapał się po odsłoniętym fragmencie klatki piersiowej, przymykając na chwilę powieki.
“Mówisz, jakbyś urodziła się wczoraj. Zawsze tak było i to się raczej nie zmieni; niezależnie czy żyjemy w zamkniętym zoo czy w normalnym mieście,” spojrzał na nią, przekrzywiając lekko głowę. “Akurat ty, ze wszystkich ludzi powinnaś o tym wiedzieć najlepiej,”
Postukał się pustą łyżką w policzek, zastanawiając się czy w ogóle istniał sposób by skontaktować się z młodym. W zasadzie do tej pory to on pojawiał się znikąd.
“Cóż, zawsze można go o to zapytać przy kolejnym wypadzie szakali. O ile się pojawi,” nabrał trochę ryżu i zaczął jeść, słuchając Miko.
Cicho parsknął zasłaniając usta, by przypadkiem nie opluć dziewczyny ryżem.
“Negocjacje? Porozumienie? Nie rozśmieszaj mnie,” pokręcił głową i oparł się o tył stołka barowego. “Jakoś nie potrafię sobie wyobrazić obu tych grup siedzących przy stole i dogadujących się na jakikolwiek temat,” ponownie pochylił się nad wyspą, opierając głowę na dłoni.
“Jedyne do czego mogą potrzebować terenów w C, to by zakopać trupa lub zabrać na wycieczkę małomównych sukinsynów,” odparł nad wyraz lekko. Ale oboje wiedzieli, że niestety takie sytuacje w tym mieście były normą.
“Od kiedy jesteś taka delikatna,” mimo wszystko zakrył usta dłonią. Może i był wulgarny, lubił się bić i okazyjnie palić trawkę, jednak maniery i savoir vivre miał zakorzenione zbyt głęboko. Na krótką chwilę skupił swoją uwagę na jedzeniu, ale słowa dziewczyny wywołały na jego twarzy chytry uśmiech. Odwrócił się w jej stronę na tyle, na ile to było możliwe i wlepił w nią wzrok.
“I pewnie masz już pomysł jak to zrobić, co?” zaśmiał się, jednocześnie pstrykając ją w ramię. On sam miał w głowie kilka propozycji, ale wolał najpierw wysłuchać jej wersji. W końcu jakby nie patrzeć była w gangu dłużej niż on.
Pokręcił głową z lekkim rozbawieniem.
“Chcesz wody?” Spytał lekko, podnosząc się z miejsca. Obszedł wyspę i z szafki nad blatem wyciągnął szklankę, po czym postawił ją przed dziewczyną. Sięgnął po swoją i korzystając z okazji najpierw nalał sobie wody. Oparł się dłońmi o blat, nachylając się w stronę Miko. Zmrużył lekko oczy, mierząc ją spojrzeniem od góry do dołu.
“Oh czyżby? A co ja będę z tego miał, hm?” Po paru sekundach wyprostował się, złapał za szklankę i upił połowę zawartości. Na chwilę zamilkł myśląc nad odpowiedzią. Cofnął się, by móc oprzeć się o szafki. Odstawił szklankę obok siebie i westchnął.
“Rodzice nam nie pozwalali. W zasadzie to nie mogliśmy jeść niczego oprócz dań przyrządzanych przez naszego kucharza. Mieli lekko mówiąc paranoje,” przeczesał włosy, uciekając wzrokiem w bok. “Jasne, chodziliśmy do restauracji, ale wszystkie, bez wyjątku wymagały garniaka i pantofli,” skrzywił się na to wspomnienie, zaraz wracając wzrokiem do dziewczyny. Parsknął ponuro, łapiąc się za nadgarstek, gdzie nosił złotą bransoletkę. “Pierwszy raz, kiedy jadłem coś co można nazwać fast foodem było, gdy miałem chyba piętnaście lat. W mieście było wesołe miasteczko, jedne z tych rozkładanych na polach. Mel… Mel strasznie chciała do niego iść, ale rodzice jak zawsze twierdzili, że to nie jest miejsce dla nas. Więc zerwałem się ze szkoły i ją tam zabrałem,” zaśmiał się ponuro, a jego wzrok stał się zamglony. Pokręcił zaraz głową, zaszczycając dziewczynę głupim uśmiechem. “Tak czy siak, chyba nadrabiam za te wszystkie lata,” ponownie chwycił za szklankę, i przytknął ją do ust.
Myślenie o podejściu korporacji, normalności i całej przeszłości było niczym recepta na migrenę. Dlatego też w pewnym momencie Miko patrzyła na swojego rozmówcę z brakiem emocji w oczach, nie zamierzając odpowiedzieć na jego słowa w żaden konkretny sposób. Nie były to za sympatyczne tematy i wolała nie wchodzić w nie głębiej, póki nie musiała. Zwłaszcza na trzeźwo.
Dopiero roześmiała się na usłyszeniu o byciu delikatną.
- Odkąd przywitałeś prawie nagi - odcięła się na jego słowa. - Ten widok całkowicie odmienił mnie i moje spojrzenie na świat - dramatyczny ton głosu był zastąpiony wyraźnym rozbawieniem.
Mogła już lepiej skupić swoje myśli na obecnej rozmowie.
- Powiedzmy - fioletowowłosa wbiła wzrok w talerz. - Zostaje kwestia wybrania celu - przesunęła wzrok na mężczyznę, pocierając dotknięte miejsce. - Jeden schemat nie zadziała w dwóch grupach. Jednakże... - zawiesiła głos na kilka sekund. - Można chociażby sprawdzić, jak bardzo cenią swoich członków gangu - podsunęła mu wskazówkę. - Trzeba wiedzieć, gdzie uderzyć i w jaki sposób. Nie wszystko sprowadza się do bezpośredniej przemocy. Tylko trzeba zobaczyć, ile osób chętnie da się na to namówić.
Byli grupą osób o różnych cechach charakterów, dlatego też o wiele łatwiej było o kłótnie niż o dogadanie się.
- Proszę - woda byłaby dobrą możliwością. Dlatego też, gdy otrzymała swoje naczynie, podziękowała szybko i zaczęła powoli sączyć napój. Zimny płyn łagodził lekko posiłek i pozwolił zarazem na jego kontynuację.
- Jedną fankę dobrego jedzenia? - zasugerowała na jego pytanie, przełykając zaraz potem łyżkę ryżu.
Popatrzyła na niego, zastanawiając się, dlaczego dzisiaj wzięło ją na falę trudnych pytań. Na krótki moment dotknęło ją nawet poczucie winy.
- Brzmi jak ból - skomentowała jego historię odnośnie jedzenia. - Zwłaszcza, że obecnie nawet kilku-gwiazdkowe restauracje mogą dawać wyższej klasy fastfoody. Ale plus-minus kojarzę ten typ zachowania. Brzmi jak wyrwanie się z niższej klasy i chęć podkreślenia, że jest się obecnie lepszym niż reszta - przewróciła oczami. - W sensie, nie muszę mieć prawdę, ale napotkałam się z tym u jednej ze swoich byłych znajomych. Nic fajnego. Nie polecam.
Westchnęła cicho, spoglądając na szklankę wody, która była do połowy opróżniona.
- Rzadko mówisz o niej - żachnęła, przykładając dłoń do policzka. - Chociaż nie jestem sama wybitnie gadatliwa, jeśli chodzi o swoich bliskich - zakręciła palcem w powietrzu, wzruszając lekko ramionami. W swoim wypadku była o wiele mniej poruszona. - Nie, żeby nie było co mówić, bo moje historie nadają się bardziej na kiepskiej jakości żart niż wzruszające historie.
Mrugnęła szybko oczami, patrząc na starszego. Zatrzymała łyżkę w powietrzu.
- Płaczesz? - nie mogła znaleźć odpowiednich słów teraz. Nie czuła się najlepszą osobą do pocieszania kogokolwiek. Zwłaszcza, że sama czuła, że często tego potrzebowała.
Wytknęła lekko język, uznając jednak, że spróbuje przeskoczyć ten ponury nastrój.
- Zrobię ci wycieczkę po wszystkich fastfoodach Riverdale - powiedziała za to. - Może nie będzie to wybitne, ale brzmi jak nie najgorszy początek - brzmiało to jakie dobre odstępstwo w tym ponurym świecie, gdy mieli dla siebie oboje trochę czasu wolnego.
Dopiero roześmiała się na usłyszeniu o byciu delikatną.
- Odkąd przywitałeś prawie nagi - odcięła się na jego słowa. - Ten widok całkowicie odmienił mnie i moje spojrzenie na świat - dramatyczny ton głosu był zastąpiony wyraźnym rozbawieniem.
Mogła już lepiej skupić swoje myśli na obecnej rozmowie.
- Powiedzmy - fioletowowłosa wbiła wzrok w talerz. - Zostaje kwestia wybrania celu - przesunęła wzrok na mężczyznę, pocierając dotknięte miejsce. - Jeden schemat nie zadziała w dwóch grupach. Jednakże... - zawiesiła głos na kilka sekund. - Można chociażby sprawdzić, jak bardzo cenią swoich członków gangu - podsunęła mu wskazówkę. - Trzeba wiedzieć, gdzie uderzyć i w jaki sposób. Nie wszystko sprowadza się do bezpośredniej przemocy. Tylko trzeba zobaczyć, ile osób chętnie da się na to namówić.
Byli grupą osób o różnych cechach charakterów, dlatego też o wiele łatwiej było o kłótnie niż o dogadanie się.
- Proszę - woda byłaby dobrą możliwością. Dlatego też, gdy otrzymała swoje naczynie, podziękowała szybko i zaczęła powoli sączyć napój. Zimny płyn łagodził lekko posiłek i pozwolił zarazem na jego kontynuację.
- Jedną fankę dobrego jedzenia? - zasugerowała na jego pytanie, przełykając zaraz potem łyżkę ryżu.
Popatrzyła na niego, zastanawiając się, dlaczego dzisiaj wzięło ją na falę trudnych pytań. Na krótki moment dotknęło ją nawet poczucie winy.
- Brzmi jak ból - skomentowała jego historię odnośnie jedzenia. - Zwłaszcza, że obecnie nawet kilku-gwiazdkowe restauracje mogą dawać wyższej klasy fastfoody. Ale plus-minus kojarzę ten typ zachowania. Brzmi jak wyrwanie się z niższej klasy i chęć podkreślenia, że jest się obecnie lepszym niż reszta - przewróciła oczami. - W sensie, nie muszę mieć prawdę, ale napotkałam się z tym u jednej ze swoich byłych znajomych. Nic fajnego. Nie polecam.
Westchnęła cicho, spoglądając na szklankę wody, która była do połowy opróżniona.
- Rzadko mówisz o niej - żachnęła, przykładając dłoń do policzka. - Chociaż nie jestem sama wybitnie gadatliwa, jeśli chodzi o swoich bliskich - zakręciła palcem w powietrzu, wzruszając lekko ramionami. W swoim wypadku była o wiele mniej poruszona. - Nie, żeby nie było co mówić, bo moje historie nadają się bardziej na kiepskiej jakości żart niż wzruszające historie.
Mrugnęła szybko oczami, patrząc na starszego. Zatrzymała łyżkę w powietrzu.
- Płaczesz? - nie mogła znaleźć odpowiednich słów teraz. Nie czuła się najlepszą osobą do pocieszania kogokolwiek. Zwłaszcza, że sama czuła, że często tego potrzebowała.
Wytknęła lekko język, uznając jednak, że spróbuje przeskoczyć ten ponury nastrój.
- Zrobię ci wycieczkę po wszystkich fastfoodach Riverdale - powiedziała za to. - Może nie będzie to wybitne, ale brzmi jak nie najgorszy początek - brzmiało to jakie dobre odstępstwo w tym ponurym świecie, gdy mieli dla siebie oboje trochę czasu wolnego.
Nie zdziwił go brak komentarza z jej strony. Uderzył w dość czuły punkt i zdawał sobie z tego sprawę. Dla niego to też nie były łatwe tematy.
Zaśmiał się, unosząc parokrotnie brwi w sugestywnym geście.
”Ha, wiedziałem że Ci się spodoba. Może w sumie zacznę tak chodzić częściej,” przez chwile wyglądał jakby faktycznie rozważał taką opcje. ”Z drugiej strony, świat chyba nie jest gotowy na taki widok,” spojrzał na własny tors, klaszcząc w dłonie i przeniósł wzrok na dziewczynę. ”Ty to masz jednak szczęście,” i jakby nigdy nic wrócił do jedzenia ryżu.
”Hm, brzmi intrygująco. W zasadzie lepiej skupić się na jednostce niż grupie. Prawdopodobieństwo sukcesu jest wtedy znacznie wyższe,” postukał łyżką o brzeg talerza i oparł brodę na dłoni. ”Zacząć od najsłabszego ogniwa.”
Nalał jej wody i przesunął szklankę w stronę dziewczyny. Ponownie się roześmiał i pokręcił głową. Założył ramiona na piersi i spojrzał na Miko z lekko uniesioną brwią.
”No nie wiem, nie wiem. Chyba musisz wymyślić coś jeszcze,” puścił jej oczko, stukając palcami o blat.
”Ta, masz racje,” zgodził się, lekko zachrypniętym głosem. Po chwili prychnął z wyraźną pogardą, a jego do tej pory łagodne spojrzenie znacznie pociemniało. ”Gorzej, jeśli to twoja codzienność, a nie chwilowa chęć czy potrzeba wyrwania się. Wiesz, całe to bycie dzieckiem dyplomaty. Wiecznie na świeczniku. Jeden nieostrożny ruch i lądujesz na pierwszej stronie gazet” zacisnął dłonie na brzegu blatu kuchennego do tego stopnia, że zbielały mu kłykcie.
—Rzadko mówisz o niej— Kris westchnął, przenosząc wzrok na złotą bransoletkę na nadgarstku.
”Chyba masz racje,” podniósł głowę, tym razem patrząc Miko prosto w oczy. ”Jeśli chcesz coś wiedzieć, możesz zapytać. Nie jest to jednak historia ze szczęśliwym zakończeniem,” uprzedził by oszczędzić jej ewentualnego rozczarowania.
Co? słysząc jej pytanie, uniósł dłoń do twarzy, a gdy przejechał palcem po kąciku oka, faktycznie wyczuł tam wilgoć.
”Huh, wygląda na to, że tak,” powiedział cicho, z lekkim zaskoczeniem. Po chwili jednak przekrzywił głowę na bok i spojrzał na nią zadziornie, choć nie było to do końca szczere.
”Nie uwłacza to chyba mojej męskości co? Wiesz, nawet prawdziwi mężczyźni czasem płaczą,” aczkolwiek był równie zdziwiony reakcją swojego organizmu co ona.
Parsknął cicho, podchodząc do wyspy i oparł się na przedramionach.
”Zgoda. Ale lepiej, żeby to były najlepsze fast foody jakie to miasto ma do zaoferowania,” podobał mu się ten pomysł. Nawet bardzo.
Zaśmiał się, unosząc parokrotnie brwi w sugestywnym geście.
”Ha, wiedziałem że Ci się spodoba. Może w sumie zacznę tak chodzić częściej,” przez chwile wyglądał jakby faktycznie rozważał taką opcje. ”Z drugiej strony, świat chyba nie jest gotowy na taki widok,” spojrzał na własny tors, klaszcząc w dłonie i przeniósł wzrok na dziewczynę. ”Ty to masz jednak szczęście,” i jakby nigdy nic wrócił do jedzenia ryżu.
”Hm, brzmi intrygująco. W zasadzie lepiej skupić się na jednostce niż grupie. Prawdopodobieństwo sukcesu jest wtedy znacznie wyższe,” postukał łyżką o brzeg talerza i oparł brodę na dłoni. ”Zacząć od najsłabszego ogniwa.”
Nalał jej wody i przesunął szklankę w stronę dziewczyny. Ponownie się roześmiał i pokręcił głową. Założył ramiona na piersi i spojrzał na Miko z lekko uniesioną brwią.
”No nie wiem, nie wiem. Chyba musisz wymyślić coś jeszcze,” puścił jej oczko, stukając palcami o blat.
”Ta, masz racje,” zgodził się, lekko zachrypniętym głosem. Po chwili prychnął z wyraźną pogardą, a jego do tej pory łagodne spojrzenie znacznie pociemniało. ”Gorzej, jeśli to twoja codzienność, a nie chwilowa chęć czy potrzeba wyrwania się. Wiesz, całe to bycie dzieckiem dyplomaty. Wiecznie na świeczniku. Jeden nieostrożny ruch i lądujesz na pierwszej stronie gazet” zacisnął dłonie na brzegu blatu kuchennego do tego stopnia, że zbielały mu kłykcie.
—Rzadko mówisz o niej— Kris westchnął, przenosząc wzrok na złotą bransoletkę na nadgarstku.
”Chyba masz racje,” podniósł głowę, tym razem patrząc Miko prosto w oczy. ”Jeśli chcesz coś wiedzieć, możesz zapytać. Nie jest to jednak historia ze szczęśliwym zakończeniem,” uprzedził by oszczędzić jej ewentualnego rozczarowania.
Co? słysząc jej pytanie, uniósł dłoń do twarzy, a gdy przejechał palcem po kąciku oka, faktycznie wyczuł tam wilgoć.
”Huh, wygląda na to, że tak,” powiedział cicho, z lekkim zaskoczeniem. Po chwili jednak przekrzywił głowę na bok i spojrzał na nią zadziornie, choć nie było to do końca szczere.
”Nie uwłacza to chyba mojej męskości co? Wiesz, nawet prawdziwi mężczyźni czasem płaczą,” aczkolwiek był równie zdziwiony reakcją swojego organizmu co ona.
Parsknął cicho, podchodząc do wyspy i oparł się na przedramionach.
”Zgoda. Ale lepiej, żeby to były najlepsze fast foody jakie to miasto ma do zaoferowania,” podobał mu się ten pomysł. Nawet bardzo.
Strona 1 z 2 • 1, 2
Pozwolenia na tym forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach