▲▼
Strona 2 z 2 • 1, 2
On nie wpierdalał jej się do domu. Oczywiście, że nie wyglądał na zadowolonego i raczej wątpliwe, by zamierzał jakkolwiek uznać to za słuszne, niezależnie od tego, co zamierzała mu powiedzieć.
— Nie będzie żadnego następnego razu — momentalnie zgasił jej słowa, bez najmniejszego zastanowienia. O wyrzutach sumienia nie wspominając, w końcu dla Connora nigdy nic podobnego nie istniało.
Nie musiała go nawet o nic prosić. Rudy widząc, że kobieta poszła się przebrać do łazienki, zalał jej kubek kawą i postawił na kontuarze, przesuwając w jej stronę, gdy stanęła przy blacie. Zaraz mierząc jej rzeczy z niezadowoleniem, gdy zaczęła je na nim rozkładać.
— Wyjdź mi z tym. Tam masz pokój. Zostaw tam swoje rzeczy. Na wszelki wypadek zmień sobie pościel, chuj wie co Nill robił w swoim łóżku. Nie wyglądał na kogoś, kto zarywał trzy laski tygodniowo i ruchał się z nimi poza domem. W domu już na pewno więc pewnie musiał sobie radzić w inny sposób — upił własną kawę, kompletnie nieporuszony tym, że nie każdy chciał słuchać w podobnych momentach o potencjalnej masturbacji byłego współlokatora.
— Dokładnie w to samo miejsce, gdzie zabierasz swoje ubrania — machnął na nią dłonią, wyraźnie ją wyganiając. Odpalił telefon i przejrzał dostawy, zastanawiając się przed chwilą nad tym co chciał jeść. Zamówił w końcu trzy różne koreańskie dania, wybrał płatność przy odbiorze i wrócił do wertowania wiadomości, nie patrząc nawet w jej stronę.
— Teraz już nie, skoro ktoś przyszedł z mokrym dupskiem, wyglądając jakby hobbistycznie lubił oblać się od czasu do czasu szlaufem. Możesz zostać do końca miesiąca. Nie dłużej, jasne? Ostatni dzień i znikasz, mam gdzieś czy będziesz musiała wynająć sobie hotel, czy nie. Nie musisz mi się dorzucać do czynszu, nie będę się też z tobą bawić w żadne "górna półka jest moja". Tylko jedna zasada, o której już wspominałem. Nie wchodzisz do mojego pokoju. Nigdy. Jak czegoś potrzebujesz, pukasz i czekasz, aż wyjdę. Przysięgam, że jak wejdziesz do środka, zmienię twojego kota w planszę na rzutki. Chociaż nie, teraz gdy wspomniałem o kocie, jest jeszcze druga zasada. Czeszesz go na balkonie. Kilka razy w tygodniu, ma nie zostawiać futra. Jak zostawi, to je sprzątasz. Nienawidzę zwierząt — ostatnie słowa wymamrotał bardziej do siebie pod nosem, wkładając telefon do spodni.
Przyjemny jak zawsze.
Przyjęła jego słowa bez komentarza. Po pierwsze nie miała na to siły. Po drugie co by to dało? Ona pewnie też nie byłaby zachwycona na jego miejscu. Z tą różnicą, że niemal na pewno nawet by nie usłyszała walenia do drzwi. Zbyt często zasypiała z opróżnioną butelką w ręku.
Wychodząc z łazienki podwinęła rękawy bluzy, a widząc drugi kubek wypełniony parującym napojem podbiegła do niego i nie zważając na temperaturę kawy przyssała się do niej jak pijawka. Dobra, chłopak nie był aż tak okropny.
"Dzięki," wymamrotała pomiędzy kolejnymi łykami, aż w końcu odstawiła naczynie na blat z usatysfakcjonowanym westchnięciem.
Podniosła wzrok znad swoich rzeczy i od razu powędrowała spojrzeniem na drzwi, które wskazał. Całego pokoju sie nie spodziewała, ale nie zamierzała się spierać. To zdecydowanie było lepsze niż kanapa. Po za tym, dawało szansę, że jednak się nie pozabijają w najbliższym czasie.
Zebrała pospiesznie rzeczy i poszła prosto do pokoju, gdzie rzuciła je niedbale na komodę. Na razie. Później to ogarnie. Nim wyszła z pomieszczenia usłyszała spod łóżka ciche miauczenie i z perfidnym uśmiechem na ustach skrzyżowała ramiona przed sobą, przechylając jednocześnie głowę.
"Skoro żeś tam wlazła to i wyjdziesz. A dla własnego dobra lepiej tam po prostu siedź," rzuciła do kota i nim Tequila zdecydowała się na kolejne tournée, Kiana wyszła z pokoju, zamykając za sobą drzwi. Jeden kryzys z głowy. Wróciła do kuchni i ponownie złapała za kubek. Nie miała pojęcia kim był Nill, ani też czy na pewno mogła ot tak zamieszkać tymczasowo w jego pokoju, ale skoro Connor nic nie mówił jej chyba też nie powinno to zbytnio obchodzić, prawda?
"Hej, nie moja wina, że akurat dzisiaj leje," syknęła, powoli mając dość jego tonu. Rozumiała, że był wkurwiony, ale do cholery przecież nie planowała tego wszystkiego.
Na informację o jej dość limitowanym pobycie, przygryzła nerwowo wargę. Może istniała szansa, że jednak zmieni zdanie? Niezbyt uśmiechało jej się mieszkanie w hotelu. No chyba, że dla bezpieczeństwa zacznie po prostu szukać nowego mieszkania? Było to wyjście. Jak nie, kanapa w jej gabinecie była całkiem wygodna. A przynajmniej w końcu przestała by sie spóźniać.
"Jasne. Jak dobrze pójdzie ten sierściuch nie wyjdzie z pokoju. Zwykle i tak siedzi w jednym miejscu," to było w Tequili najlepsze. Nie sprawiała kłopotów, dopóki miała święty spokój. Gorzej jeśli Kiana próbowała ją choćby wyczesać. Ale może lepiej o tym nie wspominać.
Dokończyła kawę i od razu podeszła z kubkiem do zlewu by go umyć. Najchętniej walnęłaby się na łóżku i poszła spać, ale miała za dużo roboty do nadrobienia, a jak na złość laptopa zostawiła na komendzie.
Spojrzała niepewnie na Connora, po czym jeszcze szybciej odwróciła wzrok skupiając się na myciu, jakby właśnie rozbrajała bombę. No cóż. Telefon będzie musiał jej wystarczyć, bo za nic nie zamierzała ponownie wychodzić na ten deszcz.
Spojrzała niepewnie na Connora, po czym jeszcze szybciej odwróciła wzrok skupiając się na myciu, jakby właśnie rozbrajała bombę. No cóż. Telefon będzie musiał jej wystarczyć, bo za nic nie zamierzała ponownie wychodzić na ten deszcz.
Nawet jeśli nie odpowiedział głosowo na jej podziękowania, skinął krótko głową w odpowiedzi, potwierdzając tym samym, że je usłyszał. Tyle dobrego, że przynajmniej posłuchała go bez żadnego słowa zażalenia. Co prawda wątpił, by miała gryźć wyciągniętą do niej rękę — a raczej taką, którą sama sobie wyszarpnęła — ale chuj ją w sumie czasem wiedział. Tego, że będzie mu grzebać w kartotece, by dorwać adres, też się jakoś szczególnie nie spodziewał. Zdecydowanie szybko jej tego nie zapomni.
— Ani moja, że odpierdala ci się syf w mieszkaniu — odpowiedział, kręcąc na boki głową. Kontakty z Connorem na co dzień były trudne samo w sobie. Ale mieszkanie z nim?
Kiana porywała się z motyką na słońce. I najgorzej, że bez wątpienia świetnie zdawała sobie z tego sprawę, a mimo to i tak zdecydowała się do niego przyjść. Jej desperacja musiała w tym momencie sięgać zenitu. Normalna osoba wykazałaby się pewnie w tym momencie jakimkolwiek współczuciem. Spuściła z tonu niezależnie od okoliczności.
Nic dziwnego, że Connor nie miał znajomych.
— Tyle dobrego — mruknął w odpowiedzi na zachowanie Tequili. Ostatnie czego potrzebował w życiu to chodzący mu po blatach kot. Albo jeszcze gorzej. Taki, który upierdolił sobie coś we łbie i próbował się o niego ocierać. Josten może i nie był magnesem na zwierzęta, ale jednocześnie niektórym z nich czasem coś się uroiło. Postanawiały wtedy zrobić sobie z niego przyjaciela numer jeden, a on wybitnie starał się nie przykopać im w odpowiedzi. Można było powiedzieć, że i tak dawał im swego rodzaju taryfę ulgową, w końcu przy człowieku by się ani nie zastanawiał, ani nie zawahał.
Siedział spokojnie, popijając kawę i patrząc przez drzwi balkonowe na zewnątrz. Pogoda naprawdę była paskudna. Przynajmniej jedna dobra rzecz dzisiejszego dnia. Nie musiał się w niej pierdolić i mógł po prostu zostać w domu. Już od dawna nie miał dłuższej chwili na najzwyklejszą w świecie bezczynność.
Która została przerwana kolejnym spojrzeniem na niego przez białowłosą.
— Co chcesz? Widzę, że czegoś potrzebujesz. Jestem wkurwiony, bo rozjebałaś mi dzień wolny, ale to nie znaczy, że teraz cię wypierdolę za byle gówno. Powiedziałem, że możesz zostać do końca miesiąca, a jako że gardzę skurwielami niedotrzymującymi słowa, to nie zamierzam się zniżać do ich poziomu, dopóki nie złamiesz podstawowej zasady. Więc? — obrócił się w jej stronę, unosząc kubek do ust.
Chyba nigdy w życiu nie czyściła kubka z takim oddaniem i dokładnością. I to nie dlatego, że wybitnie dbała o naczynia. Musiała po prostu czymś zająć ręce. Connor był wściekły, czego nie ukrywał, a wręcz otwarcie się do tego przyznawał i jakby miał do tego prawo. Dlatego zamiast od razu odwrócić się i powiedzieć mu o co jej chodzi próbowała kupić sobie jeszcze parę sekund. Czuła na sobie jego wzrok i wiedziała, że jeśli zaraz się nie odwróci tylko pogorszy sytuację.
Czemu tak panikowała? W końcu sam powiedział, że jej nie wywali. Kiana zakręciła wodę i odstawiła kubek obok zlewu po czym oparła dłonie na blacie. Zwiesiła głowę i zanim się odezwała wzięła jeszcze parę oddechów. Na boga zachowywała się jak dziecko.
Weź się w garść babo. Po kolejnych sekundach, które minęły zdecydowanie za szybko odwróciła się w stronę Rudzielca i z pozoru nonszalancko oparła o szafki. O tak, przynajmniej aktorzyną była niezłą.
"Potrzebuje laptopa. Mój został na posterunku, a mam masę rzeczy do ogarnięcia. Masz może sprzęt, który mogłabym użyć? Jak przestanie lać pojadę po swój," i przy okazji odbierze motocykl z przeglądu. Tak, to był plan. Tęskniła już za swoim maleństwem.
Czekając na jego reakcję przeniosła wzrok na mieszkanie, tym razem dokładniej mu się przyglądając. Czuła się jak intruz i powoli zaczynała kwestionować swój dość impulsywny ruch. Czy aby na pewno to był dobry pomysł? Zacisnęła usta w cienką linię bijąc się z myślami. Chociaż może nowa sytuacja mieszkaniowa miała też parę plusów? Przynajmniej będzie mogła z nim przedyskutować sprawy wilków bez obawy, że ktoś postronny ich usłyszy. Tak, to zdecydowanie był atut. Mieli w końcu sporo rzeczy do ogarnięcia i zaplanowania następnych kroków.
"Co w końcu zamówiłeś do jedzenia?" zapytała, kiedy cisza jaka zapanowała między nimi zaczęła jej ciążyć.
Kiana miała pecha.
Trafiła na kogoś, kto za wyjątkiem telefonu, technologii używał tylko w absolutnej ostateczności. Nie miał czasu na korzystanie z laptopa, więc nigdy się w żadnego nie zaopatrzył. Pomijając już fakt, że przyzwyczaił się do braku funduszy na podobne luksusy. W przeszłości używał komputera stacjonarnego, by zaliczać przedmioty do szkoły, ale i tak siadał wtedy po prostu do sprzętu Jostenów. Teraz jego jedynym obowiązkiem było pisanie raportów, które i tak odbębniał raz w tygodniu na posterunku. Nic zatem dziwnego, że jego odpowiedź brzmiała...
— Nie — upił kolejny łyk, nie odrywając od niej wzroku. W tej jednej rzeczy nie miał jak jej pomóc.
— Coś jeszcze? — jego pytanie zawisło w powietrzu, gdy sam wyciągnął telefon, postukując pokrótce palcami po klawiszach.
— Masz w ogóle prawo jazdy? Mogę ci pożyczyć swój samochód służbowy.
Podwózki jej nie proponował, ale z autem jak widać, nie miał problemu. Nie zamierzał rezygnować ze swojego dnia wolnego. Nawet jeśli jego głównym planem miało być leżenie na kanapie z głupimi programami puszczonymi w tle. Normalnie nie miał na to czasu, więc teraz zdecydowanie zasługiwał na nicnierobienie. Przymrużył nieznacznie powieki, wstukując coś pokrótce na ekranie, nim odłożył telefon na blat, obejmując kubek palcami.
Jednym z największych plusów Connora była jego odporność na wszystkie warunki pogodowe. Nawet jeśli uwielbiał narzekać na niskie temperatury, w rzeczywistości wojsko przetargało go przez dużo gorsze zadania. Popularne wśród ludzi zimowe morsowanie dla niego było codziennym treningiem wytrzymałości. Z tym że w przeciwieństwie do nich, siedział w wodzie dużo dłużej. Początkowej liczby złapanych gryp i zapaleń płuc nie byłby w stanie zliczyć, nawet jeśli odporność miał dość dobrą. Dlatego przy obecnym wietrze i wilgoci, może i zerkał z niechęcią na zewnątrz, ale nie czuł się w żaden sposób gorzej. Kawa też była dla niego jedynie formą pobudzenia, a nie ogrzania się od wewnątrz.
— Koreańskie. Nie będę ci czytał nazw, bo połamię sobie język — stwierdził zgodnie z prawdą, kończąc swój napój. Podszedł do zlewu i sam od razu umył kubek, odstawiając go na suszarkę.
— Będzie za jakieś dwadzieścia minut. Możesz zjeść i potem pojechać na posterunek — zaproponował, siadając z powrotem przy blacie, by skupić na niej wzrok. Nawet jeśli średnio uśmiechało mu się, zostanie sam na sam z tą kupą futra, dopóki siedziała zamknięta w pokoju i nie darła pyska, dopóty była bezpieczna.
Huh? Nie? No takiej odpowiedzi to się nie spodziewała. Co wyraźnie było widać na jej twarzy- szeroko otwarte oczy i usta, które zamknęła niemal natychmiast. Ściągnęła brwi i przez moment po prostu wpatrywała się w Connora.
"Um, mówisz poważnie? Żadnego laptopa czy stacjonarki? Nic, a nic?" dopytała ponownie ze słyszalnym niedowierzaniem. Do tej pory żyła w przekonaniu, że każdy posiada w domu taki sprzęt. Zwłaszcza ktoś w wieku Jostena. Cóż, najwyraźniej znowu zbyt szybko wyciągnęła wnioski wobec jego osoby. Ile jeszcze razy zderzy się ze ścianą? Może gdyby chłopak był nieco bardziej rozmowny uniknęłaby tego typu sytuacji. Z drugiej strony oczekiwała od niego wylewności, kiedy sama nie mówiła praktycznie nic. Hipokryzja jak się patrzy.
Oparła się ciężej o szafki i wlepiła wzrok w podłogę. No trudno. Jeśli faktycznie chłopak nie miał sprzętu będzie musiała sobie jakoś poradzić. Na całe szczęście jej telefon miał całkiem spory ekran, ale... ehh. Pokręciła głową tym samym odpowiadając na jego kolejne pytanie. Póki co, nic innego od niego nie chciała. Przeniosła wzrok na chłopaka z wysoko uniesioną brwią.
"Oczywiście, że mam. Myślisz, że cały ten czas jeżdżę na krzywy ryj?" Widział ją przecież na motocyklu wiele razy. Chyba nie sądził, że jej maleństwo jest na tyle słabe by mogła korzystać z niego bez papierów?
Przez chwilę rozważała jego propozycję, ale prawda była taka, że nie miała najmniejszej ochoty wychodzić na zewnątrz przez najbliższe godziny. Niezależnie od tego czy chciał jej pożyczyć samochód czy nie. Złapała kosmyk włosów i zaczęła się nim bezmyślnie bawić.
— Koreańskie. Nie będę ci czytał nazw, bo połamię sobie język — kątem oka spojrzała na Connora i skinęła głową. Było jej szczerze obojętnie co zamówił. I tak nie miała apetytu. Aczkolwiek koreańska kuchnia brzmiała dobrze.
"Dzięki za propozycję, pojadę jak pogoda się uspokoi," odrzuciła włos do tyłu i wyszła z kuchni przechodząc tym samym do salonu. Usiadła z podkulonymi nogami w kącie narożnika i on również okazał się dużo wygodniejszy niż kanapa w jej mieszkaniu. A może po prostu dzisiejszy dzień był tak do dupy, że wszystko co nie było mokre i zimne wydawało jej się super? Odblokowała telefon i z westchnięciem weszła w nieprzeczytane maile, które w większości były oflagowane na czerwono. Jasne, szukanie fretki jakiegoś dzieciaka na bank stanowiło priorytet. Ktoś na posterunku wybitnie jej nie lubił. Odznaczyła wiadomość o zaginionym zwierzaku i przesłała ją do pierwszego lepszego policjanta, którego nazwisko wyskoczyło w proponowanych. Niech tym razem ktoś inny skacze po drzewach.
Kolejne dwie wiadomości ominęła, widząc, że nadawcą był miejski urząd i tylko mogła się domyśleć, że w załącznikach znajdzie albo rachunki albo inne pismo, które wywoła u niej natychmiastowy ból głowy. Przeskoczyła do maila od niejakiej Betty M., która chyba pracowała jako asystentka na komendzie. Kiana jakoś nigdy nie mogła zapamiętać ich imion. Po kliknięciu w szczegóły wyświetliła jej się ściana tekstu, a im bardziej sie w nią wczytywała tym linie na jej czole bardziej się pogłębiały.
"Pieprzony gnojek," wymamrotała pod nosem i rzuciła telefonem o miękkie siedzenia. Czy nie mogła mieć chociaż jednego dnia spokoju? Zacisnęła palce na nasadzie nosa, przeklinając w głowie przydzielonego jej żółtodzioba. Och już ona da mu szkołę życia następnym razem jak się spotkają. Nawet jeśli miałoby to kosztować ją kolejną naganę i opierdol. Będzie warto.
Strona 2 z 2 • 1, 2
Pozwolenia na tym forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach