▲▼
Od momentu, gdy Sullivan poinformował wszystkich o zwłokach nad stawem, minęło dobre dwadzieścia minut. Rowan nie lubił się spóźniać, a wiedząc że pewnie wszyscy są już na miejscu i czekają tylko na to aż przywlecze swój zad, ściskało go w żołądku. A może to nie przez nerwy, tylko brak śniadania? Chuj wie, ale był pewien że oberwie mu się od Kiany jak tylko zobaczy jego parszywą mordę. Westchnął cicho, sprawdzając czy nie przyszedł mu żaden sms's. Na szczęście na wyświetlaczu nie widniała żadna ikonka powiadamiająca o nowej wiadomości. Wsunął telefon do kieszeni spodni, a następnie wygodniej rozsiadł się na fotelu taksówki. Do końca jazdy zostało mu niecałe pięć minut. Oczywiście nie wliczając korków. Miał nadzieję, że na żadne po drodze nie trafią, bo będzie w głębokiej dupie.
Taksówkarz z którym jechał poprawił tylne lusterko i zerknął kątem oka na zmęczonego Rowana.
– Może to nie moja sprawa, ale powinien się pan bardziej wysypiać. Ciężka noc?
Radcliffe kiwnął potwierdzająco głową. Nie zamierzał wdawać się ze starszym mężczyzną w dyskusję. Nie widział w tym najmniejszego sensu. Resztę trasy przejechali w ciszy, a kiedy wjechali na parking niedaleko parku, brunet odpiął pas, a pożegnawszy się z kierowcą, skierował się w stronę stawu. Po drodze odpiął trzy górne guziki od swojej białej koszuli, następnie zaczesując do tyłu kilka przyklejonych do twarzy kosmyków. Żar lał się z nieba o tej porze roku. Nienawidził upałów. Nienawidził tego, że wszystko się tak do niego lepiło. I tego, że przez tak wysoką temperaturę nie dało się oddychać. Po całej akcji zdecydowanie będzie musiał wziąć zimy prysznic. Albo przynajmniej rozerwać się w jakimś barze przy klimatyzacji i dobrym drinku. Na samą myśl o kolorowym napoju uśmiechnął się pod nosem. Uśmiech jednak, jak szybko się pojawił, tak szybko zniknął, gdy dostrzegł grupkę osób stojącą niedaleko stawu. Podszedł do nich, a spoglądając na każdego z osobna, jego wzrok zatrzymał się ostatecznie na leżącym niedaleko trupie.
– Sorry za spóźnienie. Wiemy już coś? – zapytał, przenosząc wzrok na Kianę. Niedaleko słyszał, jak Connor rozmawia przez telefon. Pewnie omawiał z kimś bieżącą sprawę.
Włożył rękę do kieszeni, a wyciągając z niej paczkę fajek i zapalniczkę, włożył sobie jednego szluga do ust, odpalając końcówkę. Raczej nie zapowiadało się na to, że szybko zaszyje się w swoim mieszkaniu.
Całkowicie niepotrzebnie przyznawał się do odesłania dzieciaków. Mógł trzymać palce z dala od klawiatury albo przynajmniej zastanowić się dwa razy nad tym, co zamierzał zrobić i napisać. Nawet gniew Kiany - mimo iż był skazą na dumie - nie wydawał się tak zły jak myśl o tym, że jego wpadka nie zostanie przeoczona przez pewien cholery, wredny, rudy łeb. I na dodatek Pan Jestem Ponad Innymi miał zjawić się tutaj razem z hersztem. To wystarczyło, żeby humor Sullivana drastycznie spadł, odbił się od ziemi i wpadł do wody zaraz obok topielca.
Skinął głową na powitanie. Czekając na nich wykorzystał czas na przyjrzenie się zwłoką, choć nie stanowiły one najładniejszego widoku w jego życiu. Co się działo w ostatnich chwilach kobiety, skoro skończyła w taki sposób? Jak długo tutaj leżała? Kto do tego doprowadził? Miał nadzieję, że niedługo będzie mógł uzyskać odpowiedzi na te pytania jak i na wiele innych, które ciągle kształtowały się w jego głowie.
— Przepraszam. Przyznaję, nie popisałem się — odparł. Brakowało tylko podniesienia rąk w formie poddania się. — Mogę ich potem namierzyć, ale słyszałem, jak ze sobą rozmawiają; wiedzą tyle, ile my obecnie.
Odruch litości sprawił, że chciał oszczędzić dzieciakom niepotrzebnego stresu, jednocześnie pozbywając się ich z okolicy, ale oczywiście coś takiego nie zawsze było opłacalne.
— Zaraz do was dołączę.
Naprawdę nie musisz.
Od razu zabrał się za wykonywanie powierzonego zadania. Już po paru sekundach pierwsze zdjęcia zostały uwiecznione w pamięci telefonu. Być może przydadzą się później, gdy zechcą na spokojnie przyjrzeć się wszystkiemu i przeanalizować znalezisko.
Dołączenie kolejnej osoby sprawiło, że na chwilę przerwał przeszukiwanie terenu i uwiecznianie go zdjęciach. Kolejny raz skinął głową na przywitanie, jednak nie odpowiedział na pytanie, zostawiając tą przyjemność Kianie bądź Connorowi.
Westchnęła zaciskając palce na nasadzie nosa. Oj coś czuła, że to będzie długie popołudnie.
”Po prostu ich znajdź i porządnie przesłuchaj. Skonfiskuj ich telefony, może coś nagrali by potem chwalić się w internecie. Przeprosiny nic tu nie wnoszą,” dużo ją kosztowało by zachować potencjalny spokój i opanowanie, mimo że na usta cisnęły jej się przeróżne bluźnierstwa.
Odprowadziła spojrzeniem Connora, odwróciła się w stronę stawu jednocześnie wyciągając z kieszeni telefon i wybrała numer do komendy.
Po parunastu sygnałach w końcu ktoś łaskawie odebrał. Po krótce wyjaśniła im sytuacje jaką zastali, ale następne słowa jakie usłyszała tylko wytrąciły ją bardziej z równowagi.
”Jak to kurwa nie mają czasu? Nie rób sobie jaj. Mamy tu trupa w stawie jeśli nie wyraziłam się wystarczająco jasno, zamilkła na chwilę słuchając zdenerwowanego głosu w słuchawce. Kolejne cięcia i tak to się kończyło. Jedna ekipa na całe miasto. Po prostu zajebiście. Kątem oka zauważyła jak kolejna osoba podchodzi do ich zbiegowiska. Kojarzyła go z komendy, ale w tym momencie nie potrafiła przypomnieć sobie jego imienia. Skinęła mu głową na powitanie i wskazała palcem na telefon gdy zadał swoje pytanie.
”Chyba żartujesz. I jak my niby mamy to zrobić? Tak, mnie też nie obchodzi wiele rzeczy w tym to, co mówisz. Ehh po prostu niech tu przyjadą,” rozłączyła się chowając urządzenie do kieszeni, a następnie rzuciła kubkiem z kawą o pobliskie drzewo.
„Pieprzone lenie,” oj biada temu kto jeszcze jej się dzisiaj napatoczy. Wzięła głęboki oddech i spojrzała na nowoprzybyłego.
”Tylko tyle, że topielec to prawdopodobnie kobieta, co widać. Jakieś dzieciaki były tu przed nami, ale nasz prymus wypuścił ich zanim dowiedzieliśmy się od nich czegokolwiek. Rozejrzyj się dookoła, może coś rzuci Ci się w oczy,” nie chciała być opryskliwa, ale w tym momencie ciężko jej było zachować neutralny ton głosu.
Spojrzała ponownie na zwłoki i pokręciła głową. Nie mieli wyboru, musieli wyciągnąć je sami.
”Chcesz się wykazać Sullivan? Wskakuj do wody i wyciągnij mi tego topielca. Pora na przyspieszony kurs z bycia technikiem policyjnym, skoro na tych właściwych nie możemy liczyć,” oby chociaż Libit dała radę przyjechać i im pomóc.
Rozłączył się, zaraz podchodząc z powrotem do grupy. Przywitał Rowana skinięciem głowy, patrząc pokrótce na każdego z osobna, ostatecznie zatrzymując uwagę na Kianie.
— Libitina nie da rady pojawić się osobiście, ale przyśle nam swoją praktykantkę do ekspertyzy. Osobiście za nią ręczy — poinformował ich, chowając jednocześnie urządzenie do kieszeni. Wysłuchał spokojnie wszystkich mówiących, nie wtrącając się w ich wypowiedzi. Zawiesił na dłużej wzrok na drugim Jostenie i choć nie uśmiechał się złośliwie w żaden sposób, jego wzrok mówił sam za siebie.
— Pamiętaj Sullivan, nie jesteśmy u siebie. W tym mieście nawet sześciolatek może przynależeć do gangu handlującego narkotykami. Może ci się wydawać, że robią zdjęcia dla zabawy, ale tak naprawdę nie wiesz komu je potem pokażą. Ani komu powiedzą o tym co widzieli — przekazał spokojnie, zwracając się w kierunku białowłosej. Której najwyraźniej też zaczęła się kończyć cierpliwość. Nic zresztą dziwnego. Wystarczyło posłuchać tego co mówiła, by stwierdzić jaką uzyskała odpowiedź.
Powędrował wzrokiem za kubkiem z kawą ze średnim zadowoleniem. Całe to miejsce było wystarczającym syfem, a kobieta doskonale wiedziała jak Connor podchodził do podobnego zachowania. Wiedział jednak, że w tym momencie miała to głęboko w dupie. Chwilowo więc odpuścił, zwracając się w stronę reszty.
— Nurkuj, Josten — tym razem nie darował sobie złośliwego komentarza, który pojawił się w towarzystwie wygiętego kącika ust. Szybko jednak obrócił się do pozostałej dwójki.
— Ja i Rowan rozdzielimy się, i rozejrzymy po terenie dookoła. Kiana, możesz obejść staw? Może znajdziesz jakieś ślady w okolicy. Zawsze mamy szansę, że to przypadkowa ofiara jakiegoś idioty, który wrzucił narzędzie broni w krzaki. Jeśli nie macie rękawiczek, wyciągnijcie je z samochodu — rzucił swoje kluczyki Sullivanowi. W końcu wątpił, by zamierzał wyciągać trupa gołymi rękami.
— Praktykantka Libitiny pojawi się w przeciągu dwudziestu minut. Postarajmy się do tej pory uzyskać jak najwięcej informacji.
Skinął głową na znak zrozumienia. I tak nie miał nic więcej do dodania w temacie dzieciaków. Choć musiał się ugryźć język, gdy Connor dodał swoje pięć groszy. Doskonale wiedział, że ten gnojek w cieszy się z jego potknięcia bardziej niż dziecko z lizaka, którego dostało przed obiadem. Niestety, w jednym musiał przyznać mu rację - nie byli u siebie, a Riverdale rządziło się własnymi zasadami, które nie miałyby prawa istnieć w normalnym, pozbawionym murów miejscu.
Nie musiał słyszeć słów osoby, z którą rozmawiała Kiana, aby zrozumieć, że w najbliższym czasie nie przybędzie wsparcie, a oni zostali skazani na zabawę ze zwłokami. Czy można sobie wyobrazić lepsze popołudnie?
— ... ha.
Nie no, poważnie? W tym momencie wykazywanie się było ostatnią rzeczą, jaką chciałby zrobić, jednak nawet jeśli wchodzenie do wody i wyciąganie topielca dawało ujemne punkty do nastroju, to niewykonanie rozkazu nie wchodziło w grę.
— Nurkuj, Josten.
Posłał Connorowi jedno z tych spojrzeń, które rzuca się komuś, gdy chce się niewerbalnie zakomunikować, aby łaskawie przestał szczekać i się popisywać, jak szczeniak przy swojej pani.
Jakże szkoda by było, jakby okazało się, że następnym razem będę musiał nurkować po ciebie.
Gdyby w pobliżu nie było nikogo, z pewnością myśl zostałaby wypowiedziana na głos, ale w przeciwieństwie do Connora czasami wiedział, kiedy należy powstrzymać się od mówienia. W końcu mowa jest srebrem, ale za to milczenie złotem.
Bez słowa ruszył do samochodu, skąd zabrał rękawiczki. Przed zamknięciem drzwi zostawił jeszcze swoją komórkę na tylnym siedzeniu, nie chcąc ryzykować przypadkowego zamoczenia się sprzętu.
Założył rękawiczki i wszedł do stawu, nadwyrężając swoją silną wolę, aby nie krzywić się z obrzydzenia. Topielce nigdy nie były pięknym widokiem. Opuchnięte ciało wyglądało wręcz karykaturalnie, jak bardzo brzydko i nieumiejętnie wykonana kukła Marzanny. Z tą różnicą, że w tym przypadku dochodziło do pożegnania się z życiem zamiast z zimą.
Odruchowo wstrzymał oddech podczas ciągnięcia denata. Zostawił ciało w cieniu, twarzą zwróconą do góry. Dopiero wtedy wszyscy mogli dokładniej przyjrzeć się zmarłej kobiecie i dostrzec liczne siniaki, przebarwienia oraz odchodzącą skórę typową dla utopionych nieszczęśników.
Czy się cieszył? Oczywiście, że tak. Jakby nie patrzeć Pan Idealny nie dawał mu zbyt wielu powodów do radości. Chcąc nie chcąc musiał przyznać, że wykonywał swoją robotę dobrze. Dlatego podobne potknięcie laika było dla niego niczym przedwczesny prezent na święta.
Widząc jego spojrzenie uniósł jedynie kącik ust do góry. Doskonale wiedział, że działał mu na nerwy. Wiedział też, że Sullivan był typem osoby, która nigdy nie odszczekiwała się przy swoich przełożonych. I to właśnie było w tym wszystkim najzabawniejsze.
Nie sterczał już jednak nad nimi dłużej niż było to konieczne. Jakby nie patrzeć, mieli robotę do wykonania. Chwilowo zignorował więc całą resztę i ruszył ostrożnie do przodu przyglądając się wszystkiemu wokół. Każda najmniejsza kępka trawy mogła być w tym momencie znacząca. Nawet jeśli w pobliżu nieustannie się ktoś kręcił, były pewne elementy, które zwracały uwagę.
Jak ten.
Pozornie nijak nie naruszone szuwary poruszyły się nieznacznie na wietrze, wyraźniej ukazując kilka połamanych pałek. Założył rękawiczki i odsunął kilka z nich zatrzymując wzrok na mule, w którym coś zdawało się słabo odbijać w świetle. Znalezienie ostrza z zewnątrz byłoby praktycznie niemożliwe. Ale przez policję?
— Ma jakieś rany kłute? Jeśli tak, znalazłem potencjalne narzędzie zbrodni — i tym samym utwierdzał się w przekonaniu, że za morderstwo odpowiedzialny był ktoś, kto kompletnie się na tym nie znał.
— Kiana, podasz mi z samochodu woreczek strunowy? Oddamy to do analizy na posterunku, może cokolwiek z niego wyciągną.
Wychodzi na to, że dzisiejszy dzień był już skazany na porażkę. Ciekawe co jeszcze się wydarzy zanim będą mogli w spokoju wrócić do domu. Złapała się za kark przechylając głowę raz w jedną raz w drugą stronę.
”Oby faktycznie była dobra,” nic więcej już nie dodała tylko przeniosła spojrzenie z jednej osoby na drugą. Ściągnęła brwi przyglądając się Sullivanowi i Connorowi, a w szczególności ich zachowaniu względem siebie. Wyglądało na to, że łączyło ich coś więcej niż z początku sądziła. Wspólna przeszłość? W końcu oboje byli z wojska. Potrząsnęła głową wyrzucając z głowy masę pytań, które zdążyły się w niej nagromadzić. Nie teraz. W tej chwili miała co innego do roboty.
Wychwyciła niezadowoloną minę rudego, gdy resztki kawy skapywały po pniu drzewa. Odwróciła się do niego z istnym mordem w oczach.
”No co? Tylko nie praw mi kazań o zaśmiecaniu tego pięknego stawu,” niemalże wysyczała te słowa czekając na to, aż Sullivan wykona swoje zadanie.
-Nurkuj Josten- odwróciła gwałtownie głowę w stronę Connora mierząc go podejrzliwym i nieco zagubionym wzrokiem.
Że co? O co tu chodziło? Kim była ta dwójka do cholery? Już miała otwierać usta by zadać te wszystkie pytania, gdy ponownie usłyszała głos Marchewy. Skinęła głową choć jej twarz nadal wyrażała podejrzenie i no cóż irytację. Była zła, może nawet wściekła i wolała się oddalić póki jeszcze jako tako panowała nad swoimi emocjami. To nie był jej dzień.
Minęła się z Sullivanem gdy ten zmierzał do zaparkowanego samochodu, a sama ruszyła na spacer dookoła stawu.
Szła ostrożnie rozglądając się na boki, a także nieustannie patrzyła pod nogi by przypadkiem nie zadeptać niczego podejrzanego. Będąc mniej więcej w połowie zatrzymała się i ukucnęła jednocześnie wyciągając z kieszeni telefon. No w końcu coś miała. I to nawet coś niezłego. Oprócz wyraźnych odcisków butów, na ziemi były również świeże ślady opon i mogła się założyć o całą butelkę tequili, że zostawił je motocykl.
”Niech ktoś przyniesie cokolwiek by to oznaczyć! Tylko patrzeć mi pod nogi!” Krzyknęła do zgromadzonych wilków wstając i robiąc jeszcze parę zdjęć. Spojrzała w kierunku dokąd prowadziły ślady opon również to fotografując. Powinni tam pójść i sprawdzić czy czegoś jeszcze tam nie ma, ale jednocześnie nie mogli zostawić trupa na brzegu.
Westchnęła odchylając głowę i przymykając powieki.
Pieprzone miasto.
Jej telefon zawibrował, spojrzała na ekran, ale to co przeczytała wcale jej się nie spodobało. ’Małe opóźnienie, chłopaki zgłodnieli.’ Zacisnęła usta w cienką linię, powstrzymując się by nie rzucić telefonem w krzaki. Co za-
W tym samym momencie usłyszała głos Connora mimo odległości i stawu jaki ich dzielił, a żyłka na jej czole zaczęła pulsować. Zacisnęła pięści przegryzając dolną wargę. Czy ona była jego sekretarką?
”Niech drugi Josten Ci przyniesie,” warknęła ostro z naciskiem na nazwisko, które jak się okazywało wcale nie należało tylko do jednego z nich. Nie ruszyła się jednak z miejsca, a wręcz zrobiła dwa kroki w stronę dokąd prowadziły ślady opon.
Oho, wyglądało na to, że Kiana nie była dziś w humorze. Nie żeby mógł ją winić. Aż nazbyt dobrze zdawał sobie sprawę z tego jak policja podchodziła obecnie do swoich obowiązków. Nie zamierzał prowokować jej jeszcze bardziej, zwłaszcza że nie miał w tym żadnego interesu.
Odwrócił się więc w stronę Sullivana zgodnie z dość jasnym poleceniem.
— Drugi Josten przyniesiesz nam co trzeba? Wolałbym się nie ruszać z miejsca, żeby nie stracić narzędzia zbrodni z oczu, ten staw to i tak niezły syf — powiedział naciągając mocniej rękawiczki na dłonie tuż po podwinięciu rękawów jak najmocniej do góry. Przeszedł ostrożnie na tyle na ile mógł jak najbliżej swojego celu i schylił się próbując go wyciągnąć bez wpadania w cały ten syf.
Dziś miało się jednak obyć bez kąpieli. Wyprostował się z ociekającym nadal nożem w dłoni, obracając go kilka razy dookoła. Z zamyślenia wyrwał go dźwięk samochodu, który zaraz zaparkował zresztą tuż obok niego. Drzwi trzasnęły, gdy ze środka wypadła kobieta w sterylnym ubraniu, naciągając te same rękawiczki co oni.
— Wybaczcie, że musieliście czekać. Jordan Williams, Libitina mnie przysłała do wstępnej analizy — poinformowała wszystkich od razu idąc w kierunku dość oczywistego punktu — kiedy ją wyłowiliście? Rozumiem, że mamy tylko jedno ciało?
Ślady traseologiczne, które znalazła Kiana, mogły być sporą wskazówką do znalezienia mordercy. Oczywiście pod warunkiem, że należały do niego, a nie przypadkowej, całkowicie nie związanej z zamieszaniem osoby. Wyciągnięcie z samochodu Connora tabliczki z cyfrą arabską i taśmą policyjną zajęło małą chwilę. W końcu auto nie należało do niego, dlatego też musiał przebrnąć przez parę rzeczy, zanim znalazł to, co go interesowało. Na szczęście zrobił ledwo krok, gdy do uszu dotarł głos drugiego Jostena.
Potencjalne narzędzie zbrodni? No ładnie.
— Widziałem poziome cięcie na korpusie i przynajmniej dwa ślady dźgnięcia na brzuchu.
Więcej musiała już ujawnić sekcja zwłok, w której on na szczęście nie będzie miał swojego udziału. Nie żeby nie lubił trupów; przecież miały jedną sporą przewagę nad żywymi - nie irytowały. Jednak topielce nie należały do grona jego zainteresowań.
Zmarszczył brwi, nie komentując słów Kiany. Jedynie otworzył samochodów i wygrzebał z niego woreczek strunowy, nim ruszył w kierunku kobiety i Connora. Ostrożnie stawiał kroki, nie chcąc przypadkiem nadepnąć na jakiś ważny ślad.
— Masz — powiedział, podając Kianie tabliczkę. — Zaraz otoczę teren taśmą.
Ruszył kierunku rudego, przy którym już zatrzymał się samochód. Co prawda na miejscu nie zjawili się jeszcze technicy policyjni, ale i tak ucieszył się na wieść o tym, że Libitina przysłała swojego człowieka.
— Jakąś chwilę temu. — Jego komórka dalej tkwiła na tylnym siedzeniu samochodu, dlatego nie potrafił podać konkretnego czasu. — I tak, tylko jedno ciało — dodał, podając woreczek Connorowi.
Wzięła od Sullivana znacznik, a następnie ostrożnie oznaczyła ślady obuwia jak i opon. Cały czas jednak zastanawiało ją co kryło się za gąszczem krzaków i drzew. Czy było tam kolejne ciało? A może zwykła droga powrotna? Cóż. Nie dowie się jak tego nie sprawdzi. Zgłębiła się w zarośla, ale szybko pożałowała swojej decyzji gdy po raz kolejny zapadła się w błocie.
Nawet jeśli pierwotnie coś tam było i tak już dawno temu zniknęło.
Kiedy kolejna gałąź wplątała jej się we włosy, a inna uderzyła ją w twarz stwierdziła, że ma tego dość. Zawróciła nie będąc nawet w połowie drogi.
Starała się wracać po własnych śladach by nie dokładać ekipie technicznej dodatkowej roboty. Z drugiej strony należało im się za to spóźnienie.
Mimo, że absolutnie nic nie osiągnęła swoim spacerem to przynajmniej nieco się uspokoiła, a chęć zamordowania wszystkich dookoła zelżała. Co oczywiście nie zmieniało faktu, że nadal chciała wyciągnąć z Jostena numer jeden i dwa wszystko, co do tej pory przed nią ukrywali.
”Gnojki,” westchnęła powracając tym samym nad staw akurat w momencie gdy pojawiła się tam młoda kobieta. Kiana ściągnęła brwi w zamyśleniu. Więc to była wydelegowana przez Libitinę znajoma.
Podeszła do nich witając się z kobietą skinieniem głowy.
”W pierwszej kolejności interesuje mnie godzina zgonu i to w jaki sposób zmarła. Sądząc po ranach obstawiam na jedną z nich, ale nie chciałabym opierać dochodzenia na zgadywankach,” od razu przeszła do rzeczy nie zawracając sobie głowy grzecznościami. Odwróciła wzrok w stronę Sullivana, opierając jedną z dłoni na biodrze.
”Znalazłeś przy niej jakieś dokumenty, czy żeby dowiedzieć się kto to musimy czekać na wyniki sekcji?”
Wróciła wzrokiem do topielicy, przyglądając się jej uważnie. Biedna kobieta. Co za sukinsyn jej to zrobił i dlaczego. A może tylko z pozoru wydawała się być niewinną ofiarą.
”Czy spotkaliście się już z podobnymi przypadkami na terenie miasta? Chciałabym wykluczyć seryjnego jeśli to możliwe,” tym razem skierowała swoje pytanie do Connora. Jej ton nadal był chłodny, a wzrok przeszywał go na wskroś.
Trochę mu dzisiejszy dzień się rozciągnął. Rzucali go od jednego miejsca do drugiego. Wygląda na to, że to miasto było w jeszcze gorszym stanie niż zakładał na samym początku, cóż. Nic chyba z tym nie mógł zrobić, a przynajmniej nie w tym momencie. Wibracja telefonu zwróciła jego uwagę. Oho? To taki malutki promyczek radości w tym szarym dniu. Nawet jeśli były to zwłoki w parku. Spotkanie z samymi Wilkami zawsze było czymś "ciekawym". Przynajmniej takie wrażenie odniósł Babushka przy tych kilku spotkaniach. Zaparkował samochód dość niedaleko samego parku i wysiadł mrucząc pod nosem coś na temat żaru lejącego się z nieba, wpychając rękawiczki w kieszonkę kamizelki. W sumie to wolałby siedzieć teraz w warsztacie.
Zbliżał się równym szybkim krokiem w stronę Wilków, którzy urabiali się w tym miejscu jak mrówki. Topielec nie był w jego zakresie specjalizacji, ale cóż. Namierzył Kianę i to do niej się zbliżył. Był spóźniony, nie wiedział co stracił - albo jak mógł OBECNIE pomóc. To była jego najlepsza opcja.
- Coś trzeba zrobić? - Mruknął do niej zaraz po tym jak skinął głową na przywitanie.
Spojrzał na Kianę, która wyglądała, jakby stoczyła małą bitwę z naturą i definitywnie przegrała. Cóż, przynajmniej teraz wygląd był dopełnieniem jej humoru.
Pokręcił głową przecząco. Nie znalazł niczego przy ciele ofiary. Może morderca zabrał wszystkie rzeczy? Wątpił, żeby ofiara wyszła z domu nie zabierając ze sobą czegokolwiek, nawet komórki. No bo kto wychodził bez niej?
— Nie. Może jej dokumenty znalazły się nad dnie stawu, ale niech już policja się tym zajmie, kiedy zdecyduje się tutaj zjawić.
Zdecydowanie miał już dosyć kontaktu z wodą. Jego buty, skarpetki i spodnie nadal były mokre, a materiał nieprzyjemnie lepił się do ciała. Najgorzej, że w takim fantastycznym stanie będzie musiał wracać do mieszkania pieszo.
Zerknął na przybyłą osobę. Takiemu to dobrze. Przyszedł już pod koniec, kiedy ciało zostało wyłowione, a teren mniej więcej przeszukany.
— Będę zabezpieczał teren. Możesz pomóc. Taśma jest w samochodzie Connora — poinformował Babushkę.
Na szczęście wokół było sporo drzew, więc miał do czego przytwierdzać taśmę policyjną. I tak krok po kroku odgradzał teren stawu.
W przypadku pojawienia się Niepoczytalnych, wymagania do ich pokonania wzrastają dwukrotnie. Oznacza to, że do pokonania jednego Niepoczytalnego musicie wykonać jedną z poniższych akcji:
→ osiem udanych ataków wręcz;
→ cztery udane ataki z użyciem zakupionej broni białej;
→ dwa udane ataki z użyciem zakupionej broni palnej/granatu;
Wszystkie trwające fabuły na terenie stawu zostają zakończone.
Strona 2 z 2 • 1, 2
First topic message reminder :
TEREN WOLVES
Staw
TEREN BRONIONY PRZEZ 5 BONUSOWYCH NPC.
Niewielki zbiornik wodny otoczony grubym murem drzew i krzewów. Jedynie w dwóch miejscach jest dostęp do niegdyś czystej wody. Oba te punkty znajdują się po przeciwległych stronach stawu w towarzystwie maleńkich, piaszczystych plaż na trzy metry szerokości. Można tutaj usiąść na jednej z dwóch ławek i poobserwować nieliczne malutkie rybki mieszkające w stawie. Pod żadnym pozorem nie należy ich jednak łowić, o czym jasno informują ustawione wokół znaki. Mieszkańcy nie przejmują się nim jednak tak bardzo jak pojawiającymi się co jakiś czas topielcami, którzy skutecznie zniechęcają ich do nielegalnych kąpieli. Niektórzy twierdzą, że bardziej brunatne zabarwienie wody jest efektem wszystkich tych ciał wypuszczających do środka litry krwi. Kto wie, czy mają rację?
Efekt terenu: W przypadku pojawienia się Niepoczytalnych, wymagania do ich pokonania wzrastają dwukrotnie. Oznacza to, że do pokonania jednego Niepoczytalnego musicie wykonać jedną z poniższych akcji:
→ osiem udanych ataków wręcz;
→ cztery udane ataki z użyciem zakupionej broni białej;
→ dwa udane ataki z użyciem zakupionej broni palnej/granatu.
__________
Efekt terenu: W przypadku pojawienia się Niepoczytalnych, wymagania do ich pokonania wzrastają dwukrotnie. Oznacza to, że do pokonania jednego Niepoczytalnego musicie wykonać jedną z poniższych akcji:
→ osiem udanych ataków wręcz;
→ cztery udane ataki z użyciem zakupionej broni białej;
→ dwa udane ataki z użyciem zakupionej broni palnej/granatu.
[ Przejmowanie terenu 4/15 ]
Od momentu, gdy Sullivan poinformował wszystkich o zwłokach nad stawem, minęło dobre dwadzieścia minut. Rowan nie lubił się spóźniać, a wiedząc że pewnie wszyscy są już na miejscu i czekają tylko na to aż przywlecze swój zad, ściskało go w żołądku. A może to nie przez nerwy, tylko brak śniadania? Chuj wie, ale był pewien że oberwie mu się od Kiany jak tylko zobaczy jego parszywą mordę. Westchnął cicho, sprawdzając czy nie przyszedł mu żaden sms's. Na szczęście na wyświetlaczu nie widniała żadna ikonka powiadamiająca o nowej wiadomości. Wsunął telefon do kieszeni spodni, a następnie wygodniej rozsiadł się na fotelu taksówki. Do końca jazdy zostało mu niecałe pięć minut. Oczywiście nie wliczając korków. Miał nadzieję, że na żadne po drodze nie trafią, bo będzie w głębokiej dupie.
Taksówkarz z którym jechał poprawił tylne lusterko i zerknął kątem oka na zmęczonego Rowana.
– Może to nie moja sprawa, ale powinien się pan bardziej wysypiać. Ciężka noc?
Radcliffe kiwnął potwierdzająco głową. Nie zamierzał wdawać się ze starszym mężczyzną w dyskusję. Nie widział w tym najmniejszego sensu. Resztę trasy przejechali w ciszy, a kiedy wjechali na parking niedaleko parku, brunet odpiął pas, a pożegnawszy się z kierowcą, skierował się w stronę stawu. Po drodze odpiął trzy górne guziki od swojej białej koszuli, następnie zaczesując do tyłu kilka przyklejonych do twarzy kosmyków. Żar lał się z nieba o tej porze roku. Nienawidził upałów. Nienawidził tego, że wszystko się tak do niego lepiło. I tego, że przez tak wysoką temperaturę nie dało się oddychać. Po całej akcji zdecydowanie będzie musiał wziąć zimy prysznic. Albo przynajmniej rozerwać się w jakimś barze przy klimatyzacji i dobrym drinku. Na samą myśl o kolorowym napoju uśmiechnął się pod nosem. Uśmiech jednak, jak szybko się pojawił, tak szybko zniknął, gdy dostrzegł grupkę osób stojącą niedaleko stawu. Podszedł do nich, a spoglądając na każdego z osobna, jego wzrok zatrzymał się ostatecznie na leżącym niedaleko trupie.
– Sorry za spóźnienie. Wiemy już coś? – zapytał, przenosząc wzrok na Kianę. Niedaleko słyszał, jak Connor rozmawia przez telefon. Pewnie omawiał z kimś bieżącą sprawę.
Włożył rękę do kieszeni, a wyciągając z niej paczkę fajek i zapalniczkę, włożył sobie jednego szluga do ust, odpalając końcówkę. Raczej nie zapowiadało się na to, że szybko zaszyje się w swoim mieszkaniu.
[ przejmowanie terenu 5/15 ]
Całkowicie niepotrzebnie przyznawał się do odesłania dzieciaków. Mógł trzymać palce z dala od klawiatury albo przynajmniej zastanowić się dwa razy nad tym, co zamierzał zrobić i napisać. Nawet gniew Kiany - mimo iż był skazą na dumie - nie wydawał się tak zły jak myśl o tym, że jego wpadka nie zostanie przeoczona przez pewien cholery, wredny, rudy łeb. I na dodatek Pan Jestem Ponad Innymi miał zjawić się tutaj razem z hersztem. To wystarczyło, żeby humor Sullivana drastycznie spadł, odbił się od ziemi i wpadł do wody zaraz obok topielca.
Skinął głową na powitanie. Czekając na nich wykorzystał czas na przyjrzenie się zwłoką, choć nie stanowiły one najładniejszego widoku w jego życiu. Co się działo w ostatnich chwilach kobiety, skoro skończyła w taki sposób? Jak długo tutaj leżała? Kto do tego doprowadził? Miał nadzieję, że niedługo będzie mógł uzyskać odpowiedzi na te pytania jak i na wiele innych, które ciągle kształtowały się w jego głowie.
— Przepraszam. Przyznaję, nie popisałem się — odparł. Brakowało tylko podniesienia rąk w formie poddania się. — Mogę ich potem namierzyć, ale słyszałem, jak ze sobą rozmawiają; wiedzą tyle, ile my obecnie.
Odruch litości sprawił, że chciał oszczędzić dzieciakom niepotrzebnego stresu, jednocześnie pozbywając się ich z okolicy, ale oczywiście coś takiego nie zawsze było opłacalne.
— Zaraz do was dołączę.
Naprawdę nie musisz.
Od razu zabrał się za wykonywanie powierzonego zadania. Już po paru sekundach pierwsze zdjęcia zostały uwiecznione w pamięci telefonu. Być może przydadzą się później, gdy zechcą na spokojnie przyjrzeć się wszystkiemu i przeanalizować znalezisko.
Dołączenie kolejnej osoby sprawiło, że na chwilę przerwał przeszukiwanie terenu i uwiecznianie go zdjęciach. Kolejny raz skinął głową na przywitanie, jednak nie odpowiedział na pytanie, zostawiając tą przyjemność Kianie bądź Connorowi.
[Przejmowanie terenu 6/15]
Westchnęła zaciskając palce na nasadzie nosa. Oj coś czuła, że to będzie długie popołudnie.
”Po prostu ich znajdź i porządnie przesłuchaj. Skonfiskuj ich telefony, może coś nagrali by potem chwalić się w internecie. Przeprosiny nic tu nie wnoszą,” dużo ją kosztowało by zachować potencjalny spokój i opanowanie, mimo że na usta cisnęły jej się przeróżne bluźnierstwa.
Odprowadziła spojrzeniem Connora, odwróciła się w stronę stawu jednocześnie wyciągając z kieszeni telefon i wybrała numer do komendy.
Po parunastu sygnałach w końcu ktoś łaskawie odebrał. Po krótce wyjaśniła im sytuacje jaką zastali, ale następne słowa jakie usłyszała tylko wytrąciły ją bardziej z równowagi.
”Jak to kurwa nie mają czasu? Nie rób sobie jaj. Mamy tu trupa w stawie jeśli nie wyraziłam się wystarczająco jasno, zamilkła na chwilę słuchając zdenerwowanego głosu w słuchawce. Kolejne cięcia i tak to się kończyło. Jedna ekipa na całe miasto. Po prostu zajebiście. Kątem oka zauważyła jak kolejna osoba podchodzi do ich zbiegowiska. Kojarzyła go z komendy, ale w tym momencie nie potrafiła przypomnieć sobie jego imienia. Skinęła mu głową na powitanie i wskazała palcem na telefon gdy zadał swoje pytanie.
”Chyba żartujesz. I jak my niby mamy to zrobić? Tak, mnie też nie obchodzi wiele rzeczy w tym to, co mówisz. Ehh po prostu niech tu przyjadą,” rozłączyła się chowając urządzenie do kieszeni, a następnie rzuciła kubkiem z kawą o pobliskie drzewo.
„Pieprzone lenie,” oj biada temu kto jeszcze jej się dzisiaj napatoczy. Wzięła głęboki oddech i spojrzała na nowoprzybyłego.
”Tylko tyle, że topielec to prawdopodobnie kobieta, co widać. Jakieś dzieciaki były tu przed nami, ale nasz prymus wypuścił ich zanim dowiedzieliśmy się od nich czegokolwiek. Rozejrzyj się dookoła, może coś rzuci Ci się w oczy,” nie chciała być opryskliwa, ale w tym momencie ciężko jej było zachować neutralny ton głosu.
Spojrzała ponownie na zwłoki i pokręciła głową. Nie mieli wyboru, musieli wyciągnąć je sami.
”Chcesz się wykazać Sullivan? Wskakuj do wody i wyciągnij mi tego topielca. Pora na przyspieszony kurs z bycia technikiem policyjnym, skoro na tych właściwych nie możemy liczyć,” oby chociaż Libit dała radę przyjechać i im pomóc.
[ Przejmowanie terenu 7/15 ]
Rozłączył się, zaraz podchodząc z powrotem do grupy. Przywitał Rowana skinięciem głowy, patrząc pokrótce na każdego z osobna, ostatecznie zatrzymując uwagę na Kianie.
— Libitina nie da rady pojawić się osobiście, ale przyśle nam swoją praktykantkę do ekspertyzy. Osobiście za nią ręczy — poinformował ich, chowając jednocześnie urządzenie do kieszeni. Wysłuchał spokojnie wszystkich mówiących, nie wtrącając się w ich wypowiedzi. Zawiesił na dłużej wzrok na drugim Jostenie i choć nie uśmiechał się złośliwie w żaden sposób, jego wzrok mówił sam za siebie.
— Pamiętaj Sullivan, nie jesteśmy u siebie. W tym mieście nawet sześciolatek może przynależeć do gangu handlującego narkotykami. Może ci się wydawać, że robią zdjęcia dla zabawy, ale tak naprawdę nie wiesz komu je potem pokażą. Ani komu powiedzą o tym co widzieli — przekazał spokojnie, zwracając się w kierunku białowłosej. Której najwyraźniej też zaczęła się kończyć cierpliwość. Nic zresztą dziwnego. Wystarczyło posłuchać tego co mówiła, by stwierdzić jaką uzyskała odpowiedź.
Powędrował wzrokiem za kubkiem z kawą ze średnim zadowoleniem. Całe to miejsce było wystarczającym syfem, a kobieta doskonale wiedziała jak Connor podchodził do podobnego zachowania. Wiedział jednak, że w tym momencie miała to głęboko w dupie. Chwilowo więc odpuścił, zwracając się w stronę reszty.
— Nurkuj, Josten — tym razem nie darował sobie złośliwego komentarza, który pojawił się w towarzystwie wygiętego kącika ust. Szybko jednak obrócił się do pozostałej dwójki.
— Ja i Rowan rozdzielimy się, i rozejrzymy po terenie dookoła. Kiana, możesz obejść staw? Może znajdziesz jakieś ślady w okolicy. Zawsze mamy szansę, że to przypadkowa ofiara jakiegoś idioty, który wrzucił narzędzie broni w krzaki. Jeśli nie macie rękawiczek, wyciągnijcie je z samochodu — rzucił swoje kluczyki Sullivanowi. W końcu wątpił, by zamierzał wyciągać trupa gołymi rękami.
— Praktykantka Libitiny pojawi się w przeciągu dwudziestu minut. Postarajmy się do tej pory uzyskać jak najwięcej informacji.
[ przejmowanie terenu 8/15 ]
Skinął głową na znak zrozumienia. I tak nie miał nic więcej do dodania w temacie dzieciaków. Choć musiał się ugryźć język, gdy Connor dodał swoje pięć groszy. Doskonale wiedział, że ten gnojek w cieszy się z jego potknięcia bardziej niż dziecko z lizaka, którego dostało przed obiadem. Niestety, w jednym musiał przyznać mu rację - nie byli u siebie, a Riverdale rządziło się własnymi zasadami, które nie miałyby prawa istnieć w normalnym, pozbawionym murów miejscu.
Nie musiał słyszeć słów osoby, z którą rozmawiała Kiana, aby zrozumieć, że w najbliższym czasie nie przybędzie wsparcie, a oni zostali skazani na zabawę ze zwłokami. Czy można sobie wyobrazić lepsze popołudnie?
— ... ha.
Nie no, poważnie? W tym momencie wykazywanie się było ostatnią rzeczą, jaką chciałby zrobić, jednak nawet jeśli wchodzenie do wody i wyciąganie topielca dawało ujemne punkty do nastroju, to niewykonanie rozkazu nie wchodziło w grę.
— Nurkuj, Josten.
Posłał Connorowi jedno z tych spojrzeń, które rzuca się komuś, gdy chce się niewerbalnie zakomunikować, aby łaskawie przestał szczekać i się popisywać, jak szczeniak przy swojej pani.
Jakże szkoda by było, jakby okazało się, że następnym razem będę musiał nurkować po ciebie.
Gdyby w pobliżu nie było nikogo, z pewnością myśl zostałaby wypowiedziana na głos, ale w przeciwieństwie do Connora czasami wiedział, kiedy należy powstrzymać się od mówienia. W końcu mowa jest srebrem, ale za to milczenie złotem.
Bez słowa ruszył do samochodu, skąd zabrał rękawiczki. Przed zamknięciem drzwi zostawił jeszcze swoją komórkę na tylnym siedzeniu, nie chcąc ryzykować przypadkowego zamoczenia się sprzętu.
Założył rękawiczki i wszedł do stawu, nadwyrężając swoją silną wolę, aby nie krzywić się z obrzydzenia. Topielce nigdy nie były pięknym widokiem. Opuchnięte ciało wyglądało wręcz karykaturalnie, jak bardzo brzydko i nieumiejętnie wykonana kukła Marzanny. Z tą różnicą, że w tym przypadku dochodziło do pożegnania się z życiem zamiast z zimą.
Odruchowo wstrzymał oddech podczas ciągnięcia denata. Zostawił ciało w cieniu, twarzą zwróconą do góry. Dopiero wtedy wszyscy mogli dokładniej przyjrzeć się zmarłej kobiecie i dostrzec liczne siniaki, przebarwienia oraz odchodzącą skórę typową dla utopionych nieszczęśników.
[ Przejmowanie terenu 9/15 ]
Czy się cieszył? Oczywiście, że tak. Jakby nie patrzeć Pan Idealny nie dawał mu zbyt wielu powodów do radości. Chcąc nie chcąc musiał przyznać, że wykonywał swoją robotę dobrze. Dlatego podobne potknięcie laika było dla niego niczym przedwczesny prezent na święta.
Widząc jego spojrzenie uniósł jedynie kącik ust do góry. Doskonale wiedział, że działał mu na nerwy. Wiedział też, że Sullivan był typem osoby, która nigdy nie odszczekiwała się przy swoich przełożonych. I to właśnie było w tym wszystkim najzabawniejsze.
Nie sterczał już jednak nad nimi dłużej niż było to konieczne. Jakby nie patrzeć, mieli robotę do wykonania. Chwilowo zignorował więc całą resztę i ruszył ostrożnie do przodu przyglądając się wszystkiemu wokół. Każda najmniejsza kępka trawy mogła być w tym momencie znacząca. Nawet jeśli w pobliżu nieustannie się ktoś kręcił, były pewne elementy, które zwracały uwagę.
Jak ten.
Pozornie nijak nie naruszone szuwary poruszyły się nieznacznie na wietrze, wyraźniej ukazując kilka połamanych pałek. Założył rękawiczki i odsunął kilka z nich zatrzymując wzrok na mule, w którym coś zdawało się słabo odbijać w świetle. Znalezienie ostrza z zewnątrz byłoby praktycznie niemożliwe. Ale przez policję?
— Ma jakieś rany kłute? Jeśli tak, znalazłem potencjalne narzędzie zbrodni — i tym samym utwierdzał się w przekonaniu, że za morderstwo odpowiedzialny był ktoś, kto kompletnie się na tym nie znał.
— Kiana, podasz mi z samochodu woreczek strunowy? Oddamy to do analizy na posterunku, może cokolwiek z niego wyciągną.
[Przejmowanie terenu 10/15]
Wychodzi na to, że dzisiejszy dzień był już skazany na porażkę. Ciekawe co jeszcze się wydarzy zanim będą mogli w spokoju wrócić do domu. Złapała się za kark przechylając głowę raz w jedną raz w drugą stronę.
”Oby faktycznie była dobra,” nic więcej już nie dodała tylko przeniosła spojrzenie z jednej osoby na drugą. Ściągnęła brwi przyglądając się Sullivanowi i Connorowi, a w szczególności ich zachowaniu względem siebie. Wyglądało na to, że łączyło ich coś więcej niż z początku sądziła. Wspólna przeszłość? W końcu oboje byli z wojska. Potrząsnęła głową wyrzucając z głowy masę pytań, które zdążyły się w niej nagromadzić. Nie teraz. W tej chwili miała co innego do roboty.
Wychwyciła niezadowoloną minę rudego, gdy resztki kawy skapywały po pniu drzewa. Odwróciła się do niego z istnym mordem w oczach.
”No co? Tylko nie praw mi kazań o zaśmiecaniu tego pięknego stawu,” niemalże wysyczała te słowa czekając na to, aż Sullivan wykona swoje zadanie.
-Nurkuj Josten- odwróciła gwałtownie głowę w stronę Connora mierząc go podejrzliwym i nieco zagubionym wzrokiem.
Że co? O co tu chodziło? Kim była ta dwójka do cholery? Już miała otwierać usta by zadać te wszystkie pytania, gdy ponownie usłyszała głos Marchewy. Skinęła głową choć jej twarz nadal wyrażała podejrzenie i no cóż irytację. Była zła, może nawet wściekła i wolała się oddalić póki jeszcze jako tako panowała nad swoimi emocjami. To nie był jej dzień.
Minęła się z Sullivanem gdy ten zmierzał do zaparkowanego samochodu, a sama ruszyła na spacer dookoła stawu.
Szła ostrożnie rozglądając się na boki, a także nieustannie patrzyła pod nogi by przypadkiem nie zadeptać niczego podejrzanego. Będąc mniej więcej w połowie zatrzymała się i ukucnęła jednocześnie wyciągając z kieszeni telefon. No w końcu coś miała. I to nawet coś niezłego. Oprócz wyraźnych odcisków butów, na ziemi były również świeże ślady opon i mogła się założyć o całą butelkę tequili, że zostawił je motocykl.
”Niech ktoś przyniesie cokolwiek by to oznaczyć! Tylko patrzeć mi pod nogi!” Krzyknęła do zgromadzonych wilków wstając i robiąc jeszcze parę zdjęć. Spojrzała w kierunku dokąd prowadziły ślady opon również to fotografując. Powinni tam pójść i sprawdzić czy czegoś jeszcze tam nie ma, ale jednocześnie nie mogli zostawić trupa na brzegu.
Westchnęła odchylając głowę i przymykając powieki.
Pieprzone miasto.
Jej telefon zawibrował, spojrzała na ekran, ale to co przeczytała wcale jej się nie spodobało. ’Małe opóźnienie, chłopaki zgłodnieli.’ Zacisnęła usta w cienką linię, powstrzymując się by nie rzucić telefonem w krzaki. Co za-
W tym samym momencie usłyszała głos Connora mimo odległości i stawu jaki ich dzielił, a żyłka na jej czole zaczęła pulsować. Zacisnęła pięści przegryzając dolną wargę. Czy ona była jego sekretarką?
”Niech drugi Josten Ci przyniesie,” warknęła ostro z naciskiem na nazwisko, które jak się okazywało wcale nie należało tylko do jednego z nich. Nie ruszyła się jednak z miejsca, a wręcz zrobiła dwa kroki w stronę dokąd prowadziły ślady opon.
[ Przejmowanie terenu 11/15 ]
Oho, wyglądało na to, że Kiana nie była dziś w humorze. Nie żeby mógł ją winić. Aż nazbyt dobrze zdawał sobie sprawę z tego jak policja podchodziła obecnie do swoich obowiązków. Nie zamierzał prowokować jej jeszcze bardziej, zwłaszcza że nie miał w tym żadnego interesu.
Odwrócił się więc w stronę Sullivana zgodnie z dość jasnym poleceniem.
— Drugi Josten przyniesiesz nam co trzeba? Wolałbym się nie ruszać z miejsca, żeby nie stracić narzędzia zbrodni z oczu, ten staw to i tak niezły syf — powiedział naciągając mocniej rękawiczki na dłonie tuż po podwinięciu rękawów jak najmocniej do góry. Przeszedł ostrożnie na tyle na ile mógł jak najbliżej swojego celu i schylił się próbując go wyciągnąć bez wpadania w cały ten syf.
Dziś miało się jednak obyć bez kąpieli. Wyprostował się z ociekającym nadal nożem w dłoni, obracając go kilka razy dookoła. Z zamyślenia wyrwał go dźwięk samochodu, który zaraz zaparkował zresztą tuż obok niego. Drzwi trzasnęły, gdy ze środka wypadła kobieta w sterylnym ubraniu, naciągając te same rękawiczki co oni.
— Wybaczcie, że musieliście czekać. Jordan Williams, Libitina mnie przysłała do wstępnej analizy — poinformowała wszystkich od razu idąc w kierunku dość oczywistego punktu — kiedy ją wyłowiliście? Rozumiem, że mamy tylko jedno ciało?
[ przejmowanie terenu 12/15 ]
Ślady traseologiczne, które znalazła Kiana, mogły być sporą wskazówką do znalezienia mordercy. Oczywiście pod warunkiem, że należały do niego, a nie przypadkowej, całkowicie nie związanej z zamieszaniem osoby. Wyciągnięcie z samochodu Connora tabliczki z cyfrą arabską i taśmą policyjną zajęło małą chwilę. W końcu auto nie należało do niego, dlatego też musiał przebrnąć przez parę rzeczy, zanim znalazł to, co go interesowało. Na szczęście zrobił ledwo krok, gdy do uszu dotarł głos drugiego Jostena.
Potencjalne narzędzie zbrodni? No ładnie.
— Widziałem poziome cięcie na korpusie i przynajmniej dwa ślady dźgnięcia na brzuchu.
Więcej musiała już ujawnić sekcja zwłok, w której on na szczęście nie będzie miał swojego udziału. Nie żeby nie lubił trupów; przecież miały jedną sporą przewagę nad żywymi - nie irytowały. Jednak topielce nie należały do grona jego zainteresowań.
Zmarszczył brwi, nie komentując słów Kiany. Jedynie otworzył samochodów i wygrzebał z niego woreczek strunowy, nim ruszył w kierunku kobiety i Connora. Ostrożnie stawiał kroki, nie chcąc przypadkiem nadepnąć na jakiś ważny ślad.
— Masz — powiedział, podając Kianie tabliczkę. — Zaraz otoczę teren taśmą.
Ruszył kierunku rudego, przy którym już zatrzymał się samochód. Co prawda na miejscu nie zjawili się jeszcze technicy policyjni, ale i tak ucieszył się na wieść o tym, że Libitina przysłała swojego człowieka.
— Jakąś chwilę temu. — Jego komórka dalej tkwiła na tylnym siedzeniu samochodu, dlatego nie potrafił podać konkretnego czasu. — I tak, tylko jedno ciało — dodał, podając woreczek Connorowi.
[Przejmowanie terenu 13/15]
Wzięła od Sullivana znacznik, a następnie ostrożnie oznaczyła ślady obuwia jak i opon. Cały czas jednak zastanawiało ją co kryło się za gąszczem krzaków i drzew. Czy było tam kolejne ciało? A może zwykła droga powrotna? Cóż. Nie dowie się jak tego nie sprawdzi. Zgłębiła się w zarośla, ale szybko pożałowała swojej decyzji gdy po raz kolejny zapadła się w błocie.
Nawet jeśli pierwotnie coś tam było i tak już dawno temu zniknęło.
Kiedy kolejna gałąź wplątała jej się we włosy, a inna uderzyła ją w twarz stwierdziła, że ma tego dość. Zawróciła nie będąc nawet w połowie drogi.
Starała się wracać po własnych śladach by nie dokładać ekipie technicznej dodatkowej roboty. Z drugiej strony należało im się za to spóźnienie.
Mimo, że absolutnie nic nie osiągnęła swoim spacerem to przynajmniej nieco się uspokoiła, a chęć zamordowania wszystkich dookoła zelżała. Co oczywiście nie zmieniało faktu, że nadal chciała wyciągnąć z Jostena numer jeden i dwa wszystko, co do tej pory przed nią ukrywali.
”Gnojki,” westchnęła powracając tym samym nad staw akurat w momencie gdy pojawiła się tam młoda kobieta. Kiana ściągnęła brwi w zamyśleniu. Więc to była wydelegowana przez Libitinę znajoma.
Podeszła do nich witając się z kobietą skinieniem głowy.
”W pierwszej kolejności interesuje mnie godzina zgonu i to w jaki sposób zmarła. Sądząc po ranach obstawiam na jedną z nich, ale nie chciałabym opierać dochodzenia na zgadywankach,” od razu przeszła do rzeczy nie zawracając sobie głowy grzecznościami. Odwróciła wzrok w stronę Sullivana, opierając jedną z dłoni na biodrze.
”Znalazłeś przy niej jakieś dokumenty, czy żeby dowiedzieć się kto to musimy czekać na wyniki sekcji?”
Wróciła wzrokiem do topielicy, przyglądając się jej uważnie. Biedna kobieta. Co za sukinsyn jej to zrobił i dlaczego. A może tylko z pozoru wydawała się być niewinną ofiarą.
”Czy spotkaliście się już z podobnymi przypadkami na terenie miasta? Chciałabym wykluczyć seryjnego jeśli to możliwe,” tym razem skierowała swoje pytanie do Connora. Jej ton nadal był chłodny, a wzrok przeszywał go na wskroś.
[Przejmowanie terenu 14/15]
Trochę mu dzisiejszy dzień się rozciągnął. Rzucali go od jednego miejsca do drugiego. Wygląda na to, że to miasto było w jeszcze gorszym stanie niż zakładał na samym początku, cóż. Nic chyba z tym nie mógł zrobić, a przynajmniej nie w tym momencie. Wibracja telefonu zwróciła jego uwagę. Oho? To taki malutki promyczek radości w tym szarym dniu. Nawet jeśli były to zwłoki w parku. Spotkanie z samymi Wilkami zawsze było czymś "ciekawym". Przynajmniej takie wrażenie odniósł Babushka przy tych kilku spotkaniach. Zaparkował samochód dość niedaleko samego parku i wysiadł mrucząc pod nosem coś na temat żaru lejącego się z nieba, wpychając rękawiczki w kieszonkę kamizelki. W sumie to wolałby siedzieć teraz w warsztacie.
Zbliżał się równym szybkim krokiem w stronę Wilków, którzy urabiali się w tym miejscu jak mrówki. Topielec nie był w jego zakresie specjalizacji, ale cóż. Namierzył Kianę i to do niej się zbliżył. Był spóźniony, nie wiedział co stracił - albo jak mógł OBECNIE pomóc. To była jego najlepsza opcja.
- Coś trzeba zrobić? - Mruknął do niej zaraz po tym jak skinął głową na przywitanie.
[ przejmowanie terenu 15/15 ]
Spojrzał na Kianę, która wyglądała, jakby stoczyła małą bitwę z naturą i definitywnie przegrała. Cóż, przynajmniej teraz wygląd był dopełnieniem jej humoru.
Pokręcił głową przecząco. Nie znalazł niczego przy ciele ofiary. Może morderca zabrał wszystkie rzeczy? Wątpił, żeby ofiara wyszła z domu nie zabierając ze sobą czegokolwiek, nawet komórki. No bo kto wychodził bez niej?
— Nie. Może jej dokumenty znalazły się nad dnie stawu, ale niech już policja się tym zajmie, kiedy zdecyduje się tutaj zjawić.
Zdecydowanie miał już dosyć kontaktu z wodą. Jego buty, skarpetki i spodnie nadal były mokre, a materiał nieprzyjemnie lepił się do ciała. Najgorzej, że w takim fantastycznym stanie będzie musiał wracać do mieszkania pieszo.
Zerknął na przybyłą osobę. Takiemu to dobrze. Przyszedł już pod koniec, kiedy ciało zostało wyłowione, a teren mniej więcej przeszukany.
— Będę zabezpieczał teren. Możesz pomóc. Taśma jest w samochodzie Connora — poinformował Babushkę.
Na szczęście wokół było sporo drzew, więc miał do czego przytwierdzać taśmę policyjną. I tak krok po kroku odgradzał teren stawu.
TEREN PRZEJĘTY PRZEZ WILKI
Okres nietykalności: do 20.09.2021 (włącznie)
Okres nietykalności: do 20.09.2021 (włącznie)
Czuła na sobie wzrok Sullivana dlatego dyskretnie poprawiła włosy wyciągając z nich resztki listków i gałązek. Miała tylko cichą nadzieję, że nie przyczepił się do niej żaden pająk czy inny robal.
Cóż w sumie zdziwiłaby się jakby dokumenty nadal znajdywały się na martwej kobiecie.
”No nic, pozostało nam tylko na nich zaczekać,” spojrzała na koronera i postarała się by tym razem jej głos nie brzmiał aż tak chłodno.
”Daj znać jak będziesz mieć jakieś informacje na jej temat. Mój email i nr telefonu macie w bazie,” oby tylko uwinęły się szybciej niż to miało miejsce zazwyczaj. Ktokolwiek zaatakował ową kobietę mógł mieć na oku kolejną ofiarę, a innych ciał wolałaby uniknąć.
-Coś trzeba zrobić?- podskoczyła, gdy usłyszała nad uchem męski, a jednocześnie znajomy głos. Odwróciła się gwałtownie kładąc dłoń na wysokości mostka. ”Matko Babushka. Jak ty to robisz…,” powiedziała cicho będąc pod wrażeniem jego umiejętności skradania się. Nawet jeśli robił to nieświadomie.
Zanim zdążyła mu odpowiedzieć, Sullivan ją ubiegł na co tylko przytaknęła.
”Dobry pomysł. Razem pójdzie wam to znacznie sprawniej,” podeszła do wspomnianego samochodu i w tym samym momencie na horyzoncie pojawiły się kolejne dwa pojazdy należące do komendy.
No nareszcie, skrzyżowała ramiona przed sobą czekając aż zaparkują.
Kiedy technicy podeszli do niej po krótce wyjaśniła im sytuacje i ręką wskazała miejsca dowodów jakie udało im się znaleźć. Gdy grupa spóźnialskich ruszyła do pracy Kiana machnęła na Wilki łapiąc za klamkę w drzwiach auta.
”Kto chce może zostać, kto nie może spadać do domu. Miejcie jednak telefony przy tyłkach,” wsiadła do samochodu czekając na Marchewę, który chcąc nie chcąc robił dzisiaj za jej szofera.
z.t. dla Wilków
Cóż w sumie zdziwiłaby się jakby dokumenty nadal znajdywały się na martwej kobiecie.
”No nic, pozostało nam tylko na nich zaczekać,” spojrzała na koronera i postarała się by tym razem jej głos nie brzmiał aż tak chłodno.
”Daj znać jak będziesz mieć jakieś informacje na jej temat. Mój email i nr telefonu macie w bazie,” oby tylko uwinęły się szybciej niż to miało miejsce zazwyczaj. Ktokolwiek zaatakował ową kobietę mógł mieć na oku kolejną ofiarę, a innych ciał wolałaby uniknąć.
-Coś trzeba zrobić?- podskoczyła, gdy usłyszała nad uchem męski, a jednocześnie znajomy głos. Odwróciła się gwałtownie kładąc dłoń na wysokości mostka. ”Matko Babushka. Jak ty to robisz…,” powiedziała cicho będąc pod wrażeniem jego umiejętności skradania się. Nawet jeśli robił to nieświadomie.
Zanim zdążyła mu odpowiedzieć, Sullivan ją ubiegł na co tylko przytaknęła.
”Dobry pomysł. Razem pójdzie wam to znacznie sprawniej,” podeszła do wspomnianego samochodu i w tym samym momencie na horyzoncie pojawiły się kolejne dwa pojazdy należące do komendy.
No nareszcie, skrzyżowała ramiona przed sobą czekając aż zaparkują.
Kiedy technicy podeszli do niej po krótce wyjaśniła im sytuacje i ręką wskazała miejsca dowodów jakie udało im się znaleźć. Gdy grupa spóźnialskich ruszyła do pracy Kiana machnęła na Wilki łapiąc za klamkę w drzwiach auta.
”Kto chce może zostać, kto nie może spadać do domu. Miejcie jednak telefony przy tyłkach,” wsiadła do samochodu czekając na Marchewę, który chcąc nie chcąc robił dzisiaj za jej szofera.
z.t. dla Wilków
Nowy efekt terenu!
W przypadku pojawienia się Niepoczytalnych, wymagania do ich pokonania wzrastają dwukrotnie. Oznacza to, że do pokonania jednego Niepoczytalnego musicie wykonać jedną z poniższych akcji:
→ osiem udanych ataków wręcz;
→ cztery udane ataki z użyciem zakupionej broni białej;
→ dwa udane ataki z użyciem zakupionej broni palnej/granatu;
Wszystkie trwające fabuły na terenie stawu zostają zakończone.
Strona 2 z 2 • 1, 2
Pozwolenia na tym forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach