▲▼
— Zrób jeszcze zdjęcie z tamtej strony. Wrzucimy fotkę na grupę, żeby chłopaki też zobaczyli! Takiego topielca na pewno jeszcze nie widzieli.
Podekscytowany głos młodego chłopaka momentalnie przyciągnął uwagę Sullivana. Spojrzenie niebieskich oczu padło na dwie postaci pochylające się nad stawem. Oparł się bokiem o jedno z drzew, obserwując poczynania dzieciaków.
— Myślisz, że ile tak leży w wodzie? Wygląda ohydnie. — Niższy z chłopców cofnął się o krok, wyciągając przed siebie dłoń, w której trzymał telefon.
— Dzwonimy na psy?
— No nie wiem… — Kąciki ust Sullivana nieznacznie drgnęły, gdy usłyszał zawahanie w głosie chłopaka. — Nie będziemy mieli problemów?
Przewrócił oczami. Podniósł dłoń do ust i odchrząknął ostentacyjnie. Chłopcy odskoczyli, odwracając się w kierunku ciemnowłosego. Najwyraźniej nie byli przygotowani na przerwanie ich kameralnego spotkania z topielcem.
— Policja już tu jedzie, więc na waszym miejscu bym się zbierał, jeśli nie chcecie się potem tłumaczyć.
— Blefujesz.
Sullivan wzruszył ramionami, strzepując listek z rękawa kurtki.
— To zostańcie i poczekajcie na ich przyjazd.
— Dobra, Matt, zbieramy się. Rodzice nas zabiją, jeśli wmieszamy się w jakieś gówno.
Ciemnowłosy odprowadził chłopców wzrokiem, nim podszedł do stawu, wyciągając telefon z kieszeni. Parę przesunięć palcem po ekranie wystarczyło do napisania krótkiej wiadomości i poinformowania Wolves o cudownym znalezisku. Choć wątpił, aby członkowie gangu byli tak samo zachwyceni jak chłopcy, którym matki niedawno przestały wycierać mleko spod nosa.
Całą drogę nad miejski staw milczała ze wzrokiem utkwionym gdzieś daleko za szybą pasażera. Nie była w nastroju na pogawędki czy nawet kąśliwe uwagi. Nie było to spowodowane wiadomością od ich Scouta, ale bardziej przeczuciem, że coś złego czyhało na horyzoncie. To oraz fakt, że nie czuła się komfortowo w samochodzie. Zdecydowanie bardziej wolała podróżować na swoim motocyklu. Jednak nie ważne jak bardzo o niego dbała rocznych przeglądów i wymiany niektórych części nie mogła uniknąć.
Westchnęła i upiła łyk kawy. Na szczęście jakimś cudem udało jej się namówić Connora na szybki postój w jednej z kawiarni po drodze. Wyciągnęła z kieszeni telefon i przeczytała kolejną wiadomość od Sullivana. Zmarszczyła brwi i szybko mu odpisała z dość nietęgą miną.
”Przypomnij mi, że mam go wysłać na przymusowy kurs jak nie spieprzyć pierwszych minut z oględzin zwłok,” powiedziała przez zaciśnięte zęby opierając brodę na dłoni.
Gdy zajechali na miejsce wysiadła z auta, zatrzaskując za sobą drzwi. Z kawą w dłoni ruszyła w stronę stawu, widząc na horyzoncie znajomą postać. Powstrzymała się przed wyrzeczeniem mu w twarz błędu jaki popełnił i zamiast tego skinęła mu na powitanie głową. Odwróciła się w stronę wody i unoszącego się na jej powierzchni trupa. Ukucnęła na brzegu i biorąc kolejny łyk kawy zaczęła przyglądać się zwłokom. Sądząc po budowie ciała mogła śmiało założyć, że mieli do czynienia z dorosłą kobietą, ale stu procentową pewność będzie miała gdy wyciągnął ją na brzeg.
Spojrzała ponad ramieniem na dwójkę towarzyszących jej mężczyzn, ale swój wzrok utkwiła w Sullivanie.
”Czy dwójka dzieciaków, które tu były przed Tobą powiedziała cokolwiek zanim ich przegoniłes?Zebrałeś chociaż ich dane osobowe i kontaktowe? Uprzedziłeś, że mogą być wezwani w charakterze świadków?” Wstała z kucek i zrobiła parę kroków w jego kierunku. ”Na przyszłość. Nigdy nie zakładaj, że ktoś jest niewinny i znajduje się gdzieś przez przypadek bez twardych dowodów. Musimy jakoś namierzyć te dwójkę. Może wiedzą więcej niż nam się wydaje, ponownie spojrzała na zwłoki i tym razem swoje słowa skierowała do Connora.
”Musimy przeszukać teren, może są tu jakieś kamery, albo ślady, które dadzą nam jakieś wskazówki. Zadzwoń do Libitiny, powiadom ją, żeby natychmiast tu przyjechała. Ja zajmę się technicznymi z komendy,” przeniosła wzrok z powrotem na Sullivana. ”Zrób dokładne zdjęcia topielcowi i okolicy. Jakoś przecież musiał znaleźć się w tym stawie. Z nieba nie spadł,” podeszła z powrotem na brzeg wody, uważnym wzrokiem przypatrując się wszystkiemu dookoła w poszukiwaniu jakichkolwiek śladów. ”A i chłopaki. Wypatrujcie łusek i uwaga na wszelkie odciski butów,” miała nadzieję, że to wiedzieli, ale wolała dmuchać na zimne.
Cisza jak najbardziej mu odpowiadała. Connor nie przepadał za zbędnymi pogawędkami, choć ostatnimi czasy miał wrażenie, że wciągają go w nie stosunkowo często. Stojąc na czerwonym świetle otworzył całkowicie okno po lewej stronie i odpalił papierosa, najwyraźniej nieszczególnie przejmując się, że jest kierowcą. Ani tym, że Kianie mogło to najzwyczajniej w świecie przeszkadzać. Zresztą skoro spełnił jej zachciankę i zatrzymał się w tej durnej kawiarni to i tak nie miała prawa do narzekania. Coś za coś.
"Przypomnij mi, że mam go wysłać na przymusowy kurs jak nie spieprzyć pierwszych minut z oględzin zwłok."
— Ha — choć jego komentarz mógł się wydawać zdawkowy, w rzeczywistości przekazywał jego autentyczne zadowolenie. Uwielbiał, gdy Sullivan dostawał za coś opierdol. Im większy, tym lepiej. Gdy dodatkowo połączył go z charakterem białowłosej, wiedział że może się spodziewać nie lada przedstawienia. A on właśnie dostał bilety w pierwszym rzędzie.
Niestety jej profesjonalizm w takich przypadkach wchodził w drogę. Nawet jeśli chłodne upomnienie nadal sprawiało mu satysfakcję, liczył na rzucenie kilku kurew i debili. No nic, może innym razem, gdy Pan Perfekcyjny znowu popełni jakiś błąd laika.
— Mhm — cholera, dlaczego akurat on musiał dzwonić do tej przerażającej kobiety? Wcale by się nie zdziwił gdyby pływające przed nimi zwłoki właśnie podniosły się do góry ukazując ich medyczkę z typowym dla siebie rozmazanym makijażem i słowami - "jestem, to tylko ja". Masakra. Nie dał jednak niczego po sobie poznać i wyciągnął telefon wykręcając odpowiedni numer.
— Zaraz do was dołączę — rzucił jeszcze do obojga, odchodząc ostrożnie na kilka metrów cały czas patrząc pod nogi. Nie chciał w końcu niczego zdeptać.
Strona 1 z 2 • 1, 2
TEREN WOLVES
Staw
TEREN BRONIONY PRZEZ 5 BONUSOWYCH NPC.
Niewielki zbiornik wodny otoczony grubym murem drzew i krzewów. Jedynie w dwóch miejscach jest dostęp do niegdyś czystej wody. Oba te punkty znajdują się po przeciwległych stronach stawu w towarzystwie maleńkich, piaszczystych plaż na trzy metry szerokości. Można tutaj usiąść na jednej z dwóch ławek i poobserwować nieliczne malutkie rybki mieszkające w stawie. Pod żadnym pozorem nie należy ich jednak łowić, o czym jasno informują ustawione wokół znaki. Mieszkańcy nie przejmują się nim jednak tak bardzo jak pojawiającymi się co jakiś czas topielcami, którzy skutecznie zniechęcają ich do nielegalnych kąpieli. Niektórzy twierdzą, że bardziej brunatne zabarwienie wody jest efektem wszystkich tych ciał wypuszczających do środka litry krwi. Kto wie, czy mają rację?
Efekt terenu: W przypadku pojawienia się Niepoczytalnych, wymagania do ich pokonania wzrastają dwukrotnie. Oznacza to, że do pokonania jednego Niepoczytalnego musicie wykonać jedną z poniższych akcji:
→ osiem udanych ataków wręcz;
→ cztery udane ataki z użyciem zakupionej broni białej;
→ dwa udane ataki z użyciem zakupionej broni palnej/granatu.
__________
Efekt terenu: W przypadku pojawienia się Niepoczytalnych, wymagania do ich pokonania wzrastają dwukrotnie. Oznacza to, że do pokonania jednego Niepoczytalnego musicie wykonać jedną z poniższych akcji:
→ osiem udanych ataków wręcz;
→ cztery udane ataki z użyciem zakupionej broni białej;
→ dwa udane ataki z użyciem zakupionej broni palnej/granatu.
Potarł dłonie o siebie, chuchając na nie. Jednak ciepły oddech nijak nie uratowało go przed zimnem, które przebiło się aż pod skórę, wzierając się coraz głębiej. Wsunął dłonie do kieszeni w kurtce, rezygnując z wyciągnięcia telefonu i sprawdzenia godziny. Zanim udałoby mu się odblokować ekran za pomocą palców skostniałych z zimna, pewnie już dawno znalazłby się w domu, wtulając się w gruby koc.
Niepatrzenie pod nogi podczas przedzierania się przez śnieg potrafiło mieć swoje wady. Wystarczyła niewielka warstwa lodu pod spodem, aby nogi Noela rozjechały się w mało efektywnym upadku. Nim zdążył jakkolwiek zarejestrować w umyśle nagłą zmianę położenia, poczuł nieprzyjemne pieczenie w lewej łydce.
— Kuuuurwa — jęknął pod nosem, wyciągając dłonie z kieszeni; oparł je o ziemię, nie zważając już na to, że ich zetknięcie się z śniegiem wywołało kolejną falę nieprzyjemnego zimna. — Chyba wypadłem z wprawy jazdy na lodzie — westchnął, unosząc się do siadu.
Poniósł bolącą nogę. Nie musiał długo szukać przyczyny bólu; wystający z nogi kawałek szkła uświadomił mu, że padł ofiarą paskudnego pecha. Zacisnął zęby, wstając z ziemi. Doskoczył na jeden nodze do pobliskiej ławki i paroma szybkimi machnięciami ręki pozbył się z niej śniegu, by móc swobodnie usiąść.
Niepatrzenie pod nogi podczas przedzierania się przez śnieg potrafiło mieć swoje wady. Wystarczyła niewielka warstwa lodu pod spodem, aby nogi Noela rozjechały się w mało efektywnym upadku. Nim zdążył jakkolwiek zarejestrować w umyśle nagłą zmianę położenia, poczuł nieprzyjemne pieczenie w lewej łydce.
— Kuuuurwa — jęknął pod nosem, wyciągając dłonie z kieszeni; oparł je o ziemię, nie zważając już na to, że ich zetknięcie się z śniegiem wywołało kolejną falę nieprzyjemnego zimna. — Chyba wypadłem z wprawy jazdy na lodzie — westchnął, unosząc się do siadu.
Poniósł bolącą nogę. Nie musiał długo szukać przyczyny bólu; wystający z nogi kawałek szkła uświadomił mu, że padł ofiarą paskudnego pecha. Zacisnął zęby, wstając z ziemi. Doskoczył na jeden nodze do pobliskiej ławki i paroma szybkimi machnięciami ręki pozbył się z niej śniegu, by móc swobodnie usiąść.
Zimno, zimno, zimno...
Uniosła dłoń i podniosła szalik, by zasłonił jej usta oraz nos. Chłód nieprzyjemne kuł odsłonięte części ciała, wyraźnie zaznaczając swoją obecnością, że tegoroczna zima ciągle królowała. Jej obecność była na tyle zniechęcająca, że głównie marzyła o tym, by znaleźć się w domu i zrobić sobie coś ciepłego do spożycia. Tak, by rozgrzać nie tylko ciało, ale i duszę. Przekrzywiła głowę na bok, zastanawiając się, czy nie zmusić Dana do pójścia do sklepu. Spuściła głowę, rozważając w myślach, jakie kroki podjąć, by postawić na swoim. Nie brała pod uwagę nawet możliwości, że powinna sama zrobić zakupy, skoro i tak znajdowała się na zewnątrz.
Nie i nie.
Czuła, że bardziej sunęła po ziemi niż poruszała się w sposób normalny. Oblodzona trasa (w niektórych miejscach, ale jednak) nie wzbudzała w niej zaufania na tyle, by z pewnością postawiła każdy kolejny krok. Nie miała pojęcia, kto zajmował się zadbaniem o bezpieczeństwo mieszkańców, ale zdecydowanie była pewna, że powinni zwolnić ową osobę.
Złorzecząc w myślach na obecną sytuację, dostrzegła nieco dalej, jak ktoś miał o wiele mniej szczęścia, przez co zapoznał się bliżej z siłą grawitacji. Mimowolnie zachichotała, widząc ową scenę. Odgarnęła dodatkowe płatki śniegu z czapki, postanawiając zobaczyć, co z owym nieszczęśnikiem.
- Ah, żyjesz, czy wszystko o... - powiedziała, gdy już podeszła i momentalnie urwała, gdy uświadomiła sobie kto to. Poczuła nieprzyjemny posmak w ustach. Ponad siedem miliardów ludzi na świecie, tyle krajów i miast... A ona musiała natrafić akurat na niego.
Tssk.
- ... albo i nie. Zapomnij - głos zrobił się chłodniejszy - Kogo moje oczy widzą...
Jej twarz wykrzywił gorzki uśmiech.
- Ale muszę przyznać, że powinieneś zastanowić się nad powołaniem do kadry łyżwiarzy - dodała jeszcze. - Widziałam wręcz, że masz talent do tego.
Uniosła dłoń i podniosła szalik, by zasłonił jej usta oraz nos. Chłód nieprzyjemne kuł odsłonięte części ciała, wyraźnie zaznaczając swoją obecnością, że tegoroczna zima ciągle królowała. Jej obecność była na tyle zniechęcająca, że głównie marzyła o tym, by znaleźć się w domu i zrobić sobie coś ciepłego do spożycia. Tak, by rozgrzać nie tylko ciało, ale i duszę. Przekrzywiła głowę na bok, zastanawiając się, czy nie zmusić Dana do pójścia do sklepu. Spuściła głowę, rozważając w myślach, jakie kroki podjąć, by postawić na swoim. Nie brała pod uwagę nawet możliwości, że powinna sama zrobić zakupy, skoro i tak znajdowała się na zewnątrz.
Nie i nie.
Czuła, że bardziej sunęła po ziemi niż poruszała się w sposób normalny. Oblodzona trasa (w niektórych miejscach, ale jednak) nie wzbudzała w niej zaufania na tyle, by z pewnością postawiła każdy kolejny krok. Nie miała pojęcia, kto zajmował się zadbaniem o bezpieczeństwo mieszkańców, ale zdecydowanie była pewna, że powinni zwolnić ową osobę.
Złorzecząc w myślach na obecną sytuację, dostrzegła nieco dalej, jak ktoś miał o wiele mniej szczęścia, przez co zapoznał się bliżej z siłą grawitacji. Mimowolnie zachichotała, widząc ową scenę. Odgarnęła dodatkowe płatki śniegu z czapki, postanawiając zobaczyć, co z owym nieszczęśnikiem.
- Ah, żyjesz, czy wszystko o... - powiedziała, gdy już podeszła i momentalnie urwała, gdy uświadomiła sobie kto to. Poczuła nieprzyjemny posmak w ustach. Ponad siedem miliardów ludzi na świecie, tyle krajów i miast... A ona musiała natrafić akurat na niego.
Tssk.
- ... albo i nie. Zapomnij - głos zrobił się chłodniejszy - Kogo moje oczy widzą...
Jej twarz wykrzywił gorzki uśmiech.
- Ale muszę przyznać, że powinieneś zastanowić się nad powołaniem do kadry łyżwiarzy - dodała jeszcze. - Widziałam wręcz, że masz talent do tego.
Odwócił gwałtownie głowę, słysząc kobiecy głos. Na dodatek znajomy. I choć w pierwszej sekundzie łudził się, że przy upadku uderzył głową w ziemię na tyle mocno, aby teraz umysł płatał figle omamami słuchowymi, to widok Miko szybko pogrzebał nadzieję Noela. Skrzywił się mimowolnie, jakby właśnie niespodziewanie ktoś skropił jego język sokiem z cytryny.
— Kogo moje oczy widzą...
— Jak je zamkniesz i się odwrócisz, to przestaniesz widzieć — odparł bez cienia emocji w głosie, mimo iż z jego twarzy można było bez problemu wyczytać rosnące niezadowolenie.
Głęboko odetchnął, zatrzymując przez chwilę powietrze w płucach, odliczając w myślach od dziesięciu. Kiedy dziewczyna tak bardzo zaczęła mu działać na nerwy? Ledwo otworzyła swoje usta, a blondyn już w tych kilku słowach słyszał paskudne zwieńczenie dnia. Jakby sam upadek i przecięcie nogi szkłem nie wystarczyło do wyczerpania limitu pecha. Czemu musiało do tego dojść, okrutny świecie?
Mimo iż zdawał sobie sprawę, że z ich dwójki to właśnie Miko ma największe powody do nienawidzenia tej drugiej osoby, to i tak nie potrafił zdobyć się teraz na bardziej przyjazną reakcję. Co jak co, ale zdarzenie sprzed chwili skutecznie zaniżyło samopoczucie chłopaka, a spotkanie byłej tylko ciągnęło je coraz bardziej w dół. Brakowało tylko tego, aby dziewczyna przypomniała mu wszystkie jego winy, jak to wcześniej lubiła robić w ramach hobby.
— Widzę, że ci się śpieszy, więc cię nie zatrzymuję.
— Kogo moje oczy widzą...
— Jak je zamkniesz i się odwrócisz, to przestaniesz widzieć — odparł bez cienia emocji w głosie, mimo iż z jego twarzy można było bez problemu wyczytać rosnące niezadowolenie.
Głęboko odetchnął, zatrzymując przez chwilę powietrze w płucach, odliczając w myślach od dziesięciu. Kiedy dziewczyna tak bardzo zaczęła mu działać na nerwy? Ledwo otworzyła swoje usta, a blondyn już w tych kilku słowach słyszał paskudne zwieńczenie dnia. Jakby sam upadek i przecięcie nogi szkłem nie wystarczyło do wyczerpania limitu pecha. Czemu musiało do tego dojść, okrutny świecie?
Mimo iż zdawał sobie sprawę, że z ich dwójki to właśnie Miko ma największe powody do nienawidzenia tej drugiej osoby, to i tak nie potrafił zdobyć się teraz na bardziej przyjazną reakcję. Co jak co, ale zdarzenie sprzed chwili skutecznie zaniżyło samopoczucie chłopaka, a spotkanie byłej tylko ciągnęło je coraz bardziej w dół. Brakowało tylko tego, aby dziewczyna przypomniała mu wszystkie jego winy, jak to wcześniej lubiła robić w ramach hobby.
— Widzę, że ci się śpieszy, więc cię nie zatrzymuję.
Cóż, nieszczęścia podobno chodzą parami...
Prychnęła. Podparła dłonie o biodra, patrząc na niego z góry - na tyle, ile mogła w owej pozycji. Wszelakie pozytywne uczucia, które jej towarzyszyły w momencie podchodzenia do mężczyzny, zniknęły w momencie zorientowania się, na kogo musiała się napotkać. Dodatkowy, gorzkawy posmak dodały jego słowa, wywołujące w jej osobie głównie irytację.
- Jak przestaniesz istnieć, to wyjdzie na to samo, a nawet lepiej - odpowiedziała chłodno.
Może zwyczajnie wrzucę go do tego stawu.
Perspektywa pozbycia się go z pola widzenia była kusząca, ale oznaczała zarazem dania mu coś, czego chciałby - spokoju od niej samej. A nie w myśli ciemnowłosej było to, by cokolwiek mu ułatwiać.
- I tak byś nie ośmielił się - odcięła w odpowiedzi. - Twoja umiejętność szybkiego spierdalania przechodzi do legendy - bez problemu nawiązała do przeszłych wydarzeń.
Naprawdę, ile można mieć pecha, by zostać uwięziony w mieście ze swoją byłą, z którą miał dalece od pozytywnych relacji? Los potrafił być złośliwy.
- Więc? Wykrwawisz się czy może ci w tym pomóc? - niemalże zabrzmiało to jak chęć pomocy. Niemalże. Chętnie mogła mu pomóc w pożegnaniu się z tym światem. - Chociaż, trochę czuję żal na widok zwierząt - przyłożyła trzy palce do ust. - Szkoda, że nie nagrałam tego. Ale nie można być na wszystko gotowym.
Lekkie wzruszenie ramionami było jej osobistym podsumowaniem jej słów.
- Zadzwonić na pogotowie czy już do zakładu pogrzebowego? - spytała się, sięgając drugą dłonią po schowany w kieszeni telefon.
Prychnęła. Podparła dłonie o biodra, patrząc na niego z góry - na tyle, ile mogła w owej pozycji. Wszelakie pozytywne uczucia, które jej towarzyszyły w momencie podchodzenia do mężczyzny, zniknęły w momencie zorientowania się, na kogo musiała się napotkać. Dodatkowy, gorzkawy posmak dodały jego słowa, wywołujące w jej osobie głównie irytację.
- Jak przestaniesz istnieć, to wyjdzie na to samo, a nawet lepiej - odpowiedziała chłodno.
Może zwyczajnie wrzucę go do tego stawu.
Perspektywa pozbycia się go z pola widzenia była kusząca, ale oznaczała zarazem dania mu coś, czego chciałby - spokoju od niej samej. A nie w myśli ciemnowłosej było to, by cokolwiek mu ułatwiać.
- I tak byś nie ośmielił się - odcięła w odpowiedzi. - Twoja umiejętność szybkiego spierdalania przechodzi do legendy - bez problemu nawiązała do przeszłych wydarzeń.
Naprawdę, ile można mieć pecha, by zostać uwięziony w mieście ze swoją byłą, z którą miał dalece od pozytywnych relacji? Los potrafił być złośliwy.
- Więc? Wykrwawisz się czy może ci w tym pomóc? - niemalże zabrzmiało to jak chęć pomocy. Niemalże. Chętnie mogła mu pomóc w pożegnaniu się z tym światem. - Chociaż, trochę czuję żal na widok zwierząt - przyłożyła trzy palce do ust. - Szkoda, że nie nagrałam tego. Ale nie można być na wszystko gotowym.
Lekkie wzruszenie ramionami było jej osobistym podsumowaniem jej słów.
- Zadzwonić na pogotowie czy już do zakładu pogrzebowego? - spytała się, sięgając drugą dłonią po schowany w kieszeni telefon.
— Dziwne, ostatnio mówiłaś, że dla ciebie już nie istnieję. Weź dalej się trzymaj tej wersji.
Naprawdę nie obraziłby się, gdyby dziewczyna działała zgodnie z tym, co kiedyś powiedziała. Czemu po prostu nie odwróciła się i nie odeszła. Coś takiego zdecydowanie było lepsze dla nich obu, więc czemu, do ciężkiej cholery, zwyczajnie go nie ominęła.
Parsknął, słysząc kolejne słowa Miko, jednak bynajmniej nie było w tym żadnej radości.
— Uwierz mi, jesteś ostatnią osobą na tym świecie, którą ośmieliłbym się zatrzymać, mogę ci nawet wskazać najbliższą drogę do odejścia stąd.
Nawet jeśli tej okolicy nie znał tak dobrze jak dystryktu B, to specjalnie dla Miko był w stanie wyciągnąć z kieszeni telefon i sprawdzić najlepszą trasę w internecie.
Zignorował jej pytanie o pomoc. Gdyby nie znał dziewczyny zbyt dobrze, to może odrobinę uwierzyłby w jej dobre intencje. Nawet jeśli nie miał przy sobie niczego, co mogłoby się przydać do pierwszej pomocy, to wolał jednak spróbować poradzić sobie sam, ewentualnie zadzwonić po taksówkę, jeśli okazałoby się, że dojście do domu przewyższa jego możliwości.
— Chociaż, trochę czuję żal na widok zwierząt.
— A więc musisz czuć ciągły żal podczas patrzenia w lustro.
Zacisnął zęby, podnosząc się z ławki. Jedną ręką złapał za oparcie, przenosząc ciężar ciała głównie na zdrową nogę. Zapowiadał się fantastyczny powrót do mieszkania.
— Możesz zadzwonić pod dwa numery. Jeden to "daj mi spokój", a drugi to "zajmij się sobą". A najlepiej zadzwoń pod "idź w pizdu" — odpowiedział, przenosząc spojrzenie z szkła wbitego w nogę na Miko. — Jeśli chcesz, to możesz sobie tutaj stać i zamarznąć, ale już bez mojego wspaniałego towarzystwa.
Przymknął na sekundę oczy, zbierając się w sobie do odejścia. Oby tylko dziewczyna nie postanowiła iść za nim, bo przy odrobinie nieszczęścia mogła stać się kolejnym nekrologiem w gazecie. Oderwał rękę od ławki, przeskakując na jednej nodze.
A przynajmniej próbując...
Otworzył usta w niemym krzyku, próbując palcami palcami pochwycić coś, co mogłoby go uratować od wpadnięcia do stawu. Opuszkami nawet udało mu się dotknąć ubrania Miko. Szkoda tylko, że zabrakło paru centymetrów do pochwycenia jej. Może wtedy pociągnąłby ją za sobą...
Plusk wody poprzedził potok przekleństw wypływający z ust chłopaka.
No teraz Miko miała co nagrywać. Wyciągnęła w porę telefon?
— Ja pierdolę... — jęknął, wstając i wychodząc z wody.
Jeśli już wcześniej było chłodno i nieprzyjemnie, to teraz zimno wbijało swoje szpile w ciało blondyna.
Naprawdę nie obraziłby się, gdyby dziewczyna działała zgodnie z tym, co kiedyś powiedziała. Czemu po prostu nie odwróciła się i nie odeszła. Coś takiego zdecydowanie było lepsze dla nich obu, więc czemu, do ciężkiej cholery, zwyczajnie go nie ominęła.
Parsknął, słysząc kolejne słowa Miko, jednak bynajmniej nie było w tym żadnej radości.
— Uwierz mi, jesteś ostatnią osobą na tym świecie, którą ośmieliłbym się zatrzymać, mogę ci nawet wskazać najbliższą drogę do odejścia stąd.
Nawet jeśli tej okolicy nie znał tak dobrze jak dystryktu B, to specjalnie dla Miko był w stanie wyciągnąć z kieszeni telefon i sprawdzić najlepszą trasę w internecie.
Zignorował jej pytanie o pomoc. Gdyby nie znał dziewczyny zbyt dobrze, to może odrobinę uwierzyłby w jej dobre intencje. Nawet jeśli nie miał przy sobie niczego, co mogłoby się przydać do pierwszej pomocy, to wolał jednak spróbować poradzić sobie sam, ewentualnie zadzwonić po taksówkę, jeśli okazałoby się, że dojście do domu przewyższa jego możliwości.
— Chociaż, trochę czuję żal na widok zwierząt.
— A więc musisz czuć ciągły żal podczas patrzenia w lustro.
Zacisnął zęby, podnosząc się z ławki. Jedną ręką złapał za oparcie, przenosząc ciężar ciała głównie na zdrową nogę. Zapowiadał się fantastyczny powrót do mieszkania.
— Możesz zadzwonić pod dwa numery. Jeden to "daj mi spokój", a drugi to "zajmij się sobą". A najlepiej zadzwoń pod "idź w pizdu" — odpowiedział, przenosząc spojrzenie z szkła wbitego w nogę na Miko. — Jeśli chcesz, to możesz sobie tutaj stać i zamarznąć, ale już bez mojego wspaniałego towarzystwa.
Przymknął na sekundę oczy, zbierając się w sobie do odejścia. Oby tylko dziewczyna nie postanowiła iść za nim, bo przy odrobinie nieszczęścia mogła stać się kolejnym nekrologiem w gazecie. Oderwał rękę od ławki, przeskakując na jednej nodze.
A przynajmniej próbując...
Otworzył usta w niemym krzyku, próbując palcami palcami pochwycić coś, co mogłoby go uratować od wpadnięcia do stawu. Opuszkami nawet udało mu się dotknąć ubrania Miko. Szkoda tylko, że zabrakło paru centymetrów do pochwycenia jej. Może wtedy pociągnąłby ją za sobą...
Plusk wody poprzedził potok przekleństw wypływający z ust chłopaka.
No teraz Miko miała co nagrywać. Wyciągnęła w porę telefon?
— Ja pierdolę... — jęknął, wstając i wychodząc z wody.
Jeśli już wcześniej było chłodno i nieprzyjemnie, to teraz zimno wbijało swoje szpile w ciało blondyna.
Bo nie. Musiałaby upaść na głowę, by zrobić coś, co sprawiłoby mu ulgę. Odczepienie się od niego i darowanie sobie chociaż jednego momentu na przytykanie mu mogło oznaczać, że mu odpuściła. Co oczywiście było niedopuszczalne w jej mniemaniu. Nie po tym wszystkim, co zrobił jej i co przeszła przez niego. Zrezygnowanie i odpuszczenie było równoznaczne z tym, że mogła puścić mu w niepamięć wszelakie rzeczy z przeszłości.
Można powiedzieć wręcz, że ciągle żywiła do niego mocne uczucia. Nawet jeśli to było coś odmiennego od tego, co było na początku ich relacji.
- Powiedziałabym, że doceniam twoją łaskawość, ale chyba prędzej wolałabym popić kwas - stwierdziła, udając, że zastanawia się nad jego słowami. - Nie musisz się tak spieszyć, twój kochanek nigdzie ci nie ucieknie.
Jej słowa brzmiałyby żartobliwie, gdyby nie kłujący chłód zawarty w każdym jednym z nich. Zaczęła stukać prawą stopą o podłoże. Rozmowy z owym osobnikiem jednak nie należały do punktu w jej dniu, ani nie sprawiały jej przyjemności. Przy czym odejście bez zyskania czegoś dla siebie nie było czymś, co chciała zrobić.
- Jakbym miała taką twarz jak twoja, to zdecydowanie tak - odpowiedziała, przykładając dłoń do policzka i przechylając lekko głowę w lewo. - Na szczęście nikt mnie nie pokarał i nie muszę tak cierpieć dzień w dzień - dodała, uśmiechając się z całkowitą niewinnością, jakby opowiadała o pogodzie. Jej mimika twarzy nie zmieniała się nawet w momencie jego wypowiadanych kolejnych słów. Wyćwiczone zachowanie, biorące się z doświadczenia zawodowego, wielokrotnie pomagało jej ukrywać prawdziwe emocje. Okazywanie chwili słabości przed taką osobą jak ON było ostatnie, czego mogła sobie życzyć. Za to co do życzeń...
Widok wpadającego do wody Noela był niczym miód na serce.
Ktokolwiek jest na górze, dziękuję za wyręczenie mnie z wrzucaniem go do tego stawu - podziękowała w duchu. - Szkoda tylko, że nie mam tele-... A NIE, CZEKAJ - przecież trzymała go w dłoniach. Więc momentalnie zrobiła mu zdjęcie, gdy próbował wydostać się na brzeg oraz przesłała je na swój dysk w chmurze. Pamiątka warta uwiecznienia na smutniejsze dni. Dopiero wtedy schowała telefon, patrząc na to, co będzie z samym chłopakiem. Jego krzyki oraz wydostanie się z wody utwierdziły ją w tym, że nie musiała kiwnąć palcem, by mu pomóc. Tyle dobrze. Uniosła lewą dłoń, przyglądając się swoim palcom.
- Mogłoby to jeszcze ostudzić twój temperament - skomentowała jeszcze, czując pełnie zadowolenia. Widok upokorzenia jakie doznał Noel było dobrym opatrunkiem na niezaleczone rany psychiczne. Tylko, że co zrobić z tym faktem? Przyglądając się jego stanu, uznała, że nie zapowiada się on zbyt dobrze. Był ranny, a w dodatku jego ciało uległo gwałtownemu wychłodzeniu. Niewiele brakowało mu do tego, by został gwiazdą jutrzejszego wydania gazety.
Chociaż w sumie...
- Więc jak to szło? "Mam dać ci spokój" i "iść w pizdu"? - spytała się go, składając dłonie ze sobą. - Do szpitala i domu masz daleko, a wątpię, by taxi przyjechało wystarczająco szybko nim zdołasz zamarznąć - stwierdziła. Przyłożyła palec do policzka, wbijając się w niego delikatnie swoim palcem wskazującym. - Alee, jeśli ładnie poprosisz, może nawet dla takich zwierzątek jak ty znajdzie się ciepły kącik - stwierdziła. Z tego miejsca było najbliżej właśnie... do jej mieszkania. Noel zdecydowanie miał szczęście, że mógł liczyć na coś takiego!
Albo i nie.
- Chociaż nie wydaje mi się, że twój telefon będzie działać po takim morsowaniu - dodała jeszcze, owijając kosmyk włosów o mały palec. - Głupotą jest próba działania samodzielnie lub zwlekania. Więc jak? - wystarczyło poprosić, prawda?
To tylko jedno słowo.
Można powiedzieć wręcz, że ciągle żywiła do niego mocne uczucia. Nawet jeśli to było coś odmiennego od tego, co było na początku ich relacji.
- Powiedziałabym, że doceniam twoją łaskawość, ale chyba prędzej wolałabym popić kwas - stwierdziła, udając, że zastanawia się nad jego słowami. - Nie musisz się tak spieszyć, twój kochanek nigdzie ci nie ucieknie.
Jej słowa brzmiałyby żartobliwie, gdyby nie kłujący chłód zawarty w każdym jednym z nich. Zaczęła stukać prawą stopą o podłoże. Rozmowy z owym osobnikiem jednak nie należały do punktu w jej dniu, ani nie sprawiały jej przyjemności. Przy czym odejście bez zyskania czegoś dla siebie nie było czymś, co chciała zrobić.
- Jakbym miała taką twarz jak twoja, to zdecydowanie tak - odpowiedziała, przykładając dłoń do policzka i przechylając lekko głowę w lewo. - Na szczęście nikt mnie nie pokarał i nie muszę tak cierpieć dzień w dzień - dodała, uśmiechając się z całkowitą niewinnością, jakby opowiadała o pogodzie. Jej mimika twarzy nie zmieniała się nawet w momencie jego wypowiadanych kolejnych słów. Wyćwiczone zachowanie, biorące się z doświadczenia zawodowego, wielokrotnie pomagało jej ukrywać prawdziwe emocje. Okazywanie chwili słabości przed taką osobą jak ON było ostatnie, czego mogła sobie życzyć. Za to co do życzeń...
Widok wpadającego do wody Noela był niczym miód na serce.
Ktokolwiek jest na górze, dziękuję za wyręczenie mnie z wrzucaniem go do tego stawu - podziękowała w duchu. - Szkoda tylko, że nie mam tele-... A NIE, CZEKAJ - przecież trzymała go w dłoniach. Więc momentalnie zrobiła mu zdjęcie, gdy próbował wydostać się na brzeg oraz przesłała je na swój dysk w chmurze. Pamiątka warta uwiecznienia na smutniejsze dni. Dopiero wtedy schowała telefon, patrząc na to, co będzie z samym chłopakiem. Jego krzyki oraz wydostanie się z wody utwierdziły ją w tym, że nie musiała kiwnąć palcem, by mu pomóc. Tyle dobrze. Uniosła lewą dłoń, przyglądając się swoim palcom.
- Mogłoby to jeszcze ostudzić twój temperament - skomentowała jeszcze, czując pełnie zadowolenia. Widok upokorzenia jakie doznał Noel było dobrym opatrunkiem na niezaleczone rany psychiczne. Tylko, że co zrobić z tym faktem? Przyglądając się jego stanu, uznała, że nie zapowiada się on zbyt dobrze. Był ranny, a w dodatku jego ciało uległo gwałtownemu wychłodzeniu. Niewiele brakowało mu do tego, by został gwiazdą jutrzejszego wydania gazety.
Chociaż w sumie...
- Więc jak to szło? "Mam dać ci spokój" i "iść w pizdu"? - spytała się go, składając dłonie ze sobą. - Do szpitala i domu masz daleko, a wątpię, by taxi przyjechało wystarczająco szybko nim zdołasz zamarznąć - stwierdziła. Przyłożyła palec do policzka, wbijając się w niego delikatnie swoim palcem wskazującym. - Alee, jeśli ładnie poprosisz, może nawet dla takich zwierzątek jak ty znajdzie się ciepły kącik - stwierdziła. Z tego miejsca było najbliżej właśnie... do jej mieszkania. Noel zdecydowanie miał szczęście, że mógł liczyć na coś takiego!
Albo i nie.
- Chociaż nie wydaje mi się, że twój telefon będzie działać po takim morsowaniu - dodała jeszcze, owijając kosmyk włosów o mały palec. - Głupotą jest próba działania samodzielnie lub zwlekania. Więc jak? - wystarczyło poprosić, prawda?
To tylko jedno słowo.
Wolałaby popić kwas? Noel już otwierał usta, chcąc poprzeć ten pomysł, ale w ostatniej chwili przygryzł język, powstrzymując się przed rzuceniem szczeniackiej uwagi. Nawet jeśli od dzisiejszego spotkania dziewczyny z jego ust wychodziły głównie odzywki godne gówniarza, to życzenie śmierci komuś takiemu jak Miko byłoby mocno jednak nieodpowiednie. Jeszcze coś takiego mogłoby dać jej pretekst do podłapania cholernie niewygodnego tematu, którego Noel nie lubił poruszać bez potrzeby. Zwłaszcza z nią.
— Sama teraz zsyłasz na siebie karę rozmawiając ze mną i jednocześnie na mnie patrząc. Zadbaj o swoje szczęście i idź w cholerę.
Przytyk o wyglądzie nie zrobił na chłopaku żadnego wrażenia. Był zbyt pewny siebie pod tym względem, żeby chociaż przez chwilę zastanowić się nad tym, czy coś faktycznie mogłoby być nie tak z jego twarzą.
Był zbyt zajęty gramoleniem się ze stawu, żeby zauważyć, jak Miko bezczelnie wykorzystuje sytuację. Panie i panowie, oto pomoc na miarę XXI wieku, gdzie zamiast podać rękę, robi się zdjęcia na pamiątkę.
Posłał dziewczynie mordercze spojrzenie, gdy ta skomentowała całe zajście. Ile jeszcze mogło wydarzyć się w ciągu tego dnia? Gdyby zamarzanie nie było tak dokuczliwe, a topienie się bolesne, Noel zastanowiłby się, czy nie lepiej byłoby utopić się w tym stawie, zamiast narażać się na kolejne zagrania losu.
Podobno gdy jest się przemoczonym, powinno się ściągnąć mokre ubrania, ale... przecież nie miał przy sobie nic na zmianę. A gdyby tak oszołomić Miko i zabrać jej ciuchy?
To głupie. Ale kuszące.
Wyciągnął z kieszeni komórkę, próbując rozświetlić ekran, jednak ten nie chciał działać nawet po dziesiątym wciśnięciu w przycisk. Cholera, Miko miała rację, nie mógł zadzwonić po taksówkę, ani tym bardziej po jakiegoś znajomego, który byłby o wiele znośniejszy niż dziewczyna.
No do kurwy. Jakie miał inne wyjście z tej sytuacji? Aż niedobrze mu się robiło na samą myśl o tym, że tak naprawdę Miko miała rację. Czyli przez kolejne kilka długich godzin prawdopodobnie będzie skazany na jej towarzystwo? Koszmar na jawie. Z każdą sekundą wizja zamarznięcia na śmierć wydawała się coraz bardziej pociągająca.
Skrzyżował ręce na wysokości klatki piersiowej, próbując jakoś powstrzymać drżenie ciała.
— Ładnie proszę — powiedział, kiedy w końcu przełknął swoją dumę i mimo iż naprawdę starał się, aby te słowa brzmiały choć trochę przyjaźnie, to nie mógł nic poradzić na to, że wyszło mu to równie dobrze, jak unikanie dzisiejszego pecha.
— Sama teraz zsyłasz na siebie karę rozmawiając ze mną i jednocześnie na mnie patrząc. Zadbaj o swoje szczęście i idź w cholerę.
Przytyk o wyglądzie nie zrobił na chłopaku żadnego wrażenia. Był zbyt pewny siebie pod tym względem, żeby chociaż przez chwilę zastanowić się nad tym, czy coś faktycznie mogłoby być nie tak z jego twarzą.
Był zbyt zajęty gramoleniem się ze stawu, żeby zauważyć, jak Miko bezczelnie wykorzystuje sytuację. Panie i panowie, oto pomoc na miarę XXI wieku, gdzie zamiast podać rękę, robi się zdjęcia na pamiątkę.
Posłał dziewczynie mordercze spojrzenie, gdy ta skomentowała całe zajście. Ile jeszcze mogło wydarzyć się w ciągu tego dnia? Gdyby zamarzanie nie było tak dokuczliwe, a topienie się bolesne, Noel zastanowiłby się, czy nie lepiej byłoby utopić się w tym stawie, zamiast narażać się na kolejne zagrania losu.
Podobno gdy jest się przemoczonym, powinno się ściągnąć mokre ubrania, ale... przecież nie miał przy sobie nic na zmianę. A gdyby tak oszołomić Miko i zabrać jej ciuchy?
To głupie. Ale kuszące.
Wyciągnął z kieszeni komórkę, próbując rozświetlić ekran, jednak ten nie chciał działać nawet po dziesiątym wciśnięciu w przycisk. Cholera, Miko miała rację, nie mógł zadzwonić po taksówkę, ani tym bardziej po jakiegoś znajomego, który byłby o wiele znośniejszy niż dziewczyna.
No do kurwy. Jakie miał inne wyjście z tej sytuacji? Aż niedobrze mu się robiło na samą myśl o tym, że tak naprawdę Miko miała rację. Czyli przez kolejne kilka długich godzin prawdopodobnie będzie skazany na jej towarzystwo? Koszmar na jawie. Z każdą sekundą wizja zamarznięcia na śmierć wydawała się coraz bardziej pociągająca.
Skrzyżował ręce na wysokości klatki piersiowej, próbując jakoś powstrzymać drżenie ciała.
— Ładnie proszę — powiedział, kiedy w końcu przełknął swoją dumę i mimo iż naprawdę starał się, aby te słowa brzmiały choć trochę przyjaźnie, to nie mógł nic poradzić na to, że wyszło mu to równie dobrze, jak unikanie dzisiejszego pecha.
To było niemalże jak wygranie głównej nagrody na loterii. Widok blondyna w postaci kupki nieszczęścia mógł zaliczać się do jednej z lepszych rzeczy, jakie ją spotkały w ostatnim czasie. Niemalże była gotowa uznać, że warto było przetrawić wcześniejsze dialogi, by móc ujrzeć go w takim stanie i zachować sobie jakąś pamiątkę. Rana, prawie utonięcie, zamarznięcie, brak możliwości innego ratunku oprócz jego ex... Gdyby nie to, że bardzo ją to bawiło, zrobiło by się jej go żal. Wewnętrznie nasycała się jego pechem, uznając, że dostał to, na co zasłużył.
Gwizdnęła cicho, słysząc jego proszenie. Dawało ono wiele do życzenia, ale największym zaskoczeniem dla fioletowowłosej było to, że przełamał się. Odchyliła się nieco do tyłu, zastanawiając się, czy nie dobić go bardziej i zostawić go z dodatkowym upokorzeniem, zdanego bardziej na łaskę kogoś innego.
Kuszące, ale...
... ale zarazem prosiło się o niechciane problemy. Wolała potem nie mieć problemów przez to, że ktoś odnalazłby jego zamarznięte ciało i próbował powiązać ów wypadek z nią samą, robiąc aferę. Miko nie wiedziała, jakby to mogło się potoczyć, ale była pewna, że były osoby o wiele bardziej rozumiejące taką tematykę niż ona sama. Lepiej nie robić sobie problemów.
No i wypowiedział owe słowo. Więc raz można było mieć litość nad zwierzętami?
- Ściągaj te swoje łachy - jej słowa były prostym rozkazem. Nie zawierały się w nich nic, co można byłoby uznać za łagodniejsze potraktowanie.
Wygrzebała z kieszeni kurtki swoje przedmioty, przekładając je do spodni - na jej szczęście, nie było ich za wiele - po czym ściągnęła z ramion ubiór, zwinęła go w kłębek i cisnęła w twarz chłopaka.
- Wyślę Ci potem rachunek za pranie - powiedziała, robiąc niezadowoloną minę. - Ubierz to - kurtka była dla niego o wiele za mała, ale była wystarczająco ciepła, by zapewnić mu coś odmiennego niż to, co miał na sobie. - Słyszałam, że próba rozgrzania ciała jest dobrym pomysłem po takich kąpielach - truchtanie, ćwiczenia. Podrapała się po tyle głowy, zastanawiając się, gdzie mogła czytać na ów temat. Nie przypomniała sobie jednak tego, więc podsumowała to głównie wzruszeniem ramionami.
- Chodź. Tylko nie rób czegoś głupiego, bo inaczej sprawię, że już nigdy nie będziesz mieć dzieci - ostrzegła go lodowato, kierując swoje kroki w stronę swojego mieszkania.
Zimno. Po co ja mu dałam tą kurtkę?
z/t
Gwizdnęła cicho, słysząc jego proszenie. Dawało ono wiele do życzenia, ale największym zaskoczeniem dla fioletowowłosej było to, że przełamał się. Odchyliła się nieco do tyłu, zastanawiając się, czy nie dobić go bardziej i zostawić go z dodatkowym upokorzeniem, zdanego bardziej na łaskę kogoś innego.
Kuszące, ale...
... ale zarazem prosiło się o niechciane problemy. Wolała potem nie mieć problemów przez to, że ktoś odnalazłby jego zamarznięte ciało i próbował powiązać ów wypadek z nią samą, robiąc aferę. Miko nie wiedziała, jakby to mogło się potoczyć, ale była pewna, że były osoby o wiele bardziej rozumiejące taką tematykę niż ona sama. Lepiej nie robić sobie problemów.
No i wypowiedział owe słowo. Więc raz można było mieć litość nad zwierzętami?
- Ściągaj te swoje łachy - jej słowa były prostym rozkazem. Nie zawierały się w nich nic, co można byłoby uznać za łagodniejsze potraktowanie.
Wygrzebała z kieszeni kurtki swoje przedmioty, przekładając je do spodni - na jej szczęście, nie było ich za wiele - po czym ściągnęła z ramion ubiór, zwinęła go w kłębek i cisnęła w twarz chłopaka.
- Wyślę Ci potem rachunek za pranie - powiedziała, robiąc niezadowoloną minę. - Ubierz to - kurtka była dla niego o wiele za mała, ale była wystarczająco ciepła, by zapewnić mu coś odmiennego niż to, co miał na sobie. - Słyszałam, że próba rozgrzania ciała jest dobrym pomysłem po takich kąpielach - truchtanie, ćwiczenia. Podrapała się po tyle głowy, zastanawiając się, gdzie mogła czytać na ów temat. Nie przypomniała sobie jednak tego, więc podsumowała to głównie wzruszeniem ramionami.
- Chodź. Tylko nie rób czegoś głupiego, bo inaczej sprawię, że już nigdy nie będziesz mieć dzieci - ostrzegła go lodowato, kierując swoje kroki w stronę swojego mieszkania.
Zimno. Po co ja mu dałam tą kurtkę?
z/t
Walka, którą musiał rozegrać pomiędzy chęcią posłania dziewczyny do diabła i próbą powrotu do domu na własną rękę a rozsądkiem podpowiadającym mu, że obecnie nie jest w korzystnej sytuacji do odtrącania pomocy nawet od takiej osoby, kosztowała blondyna niemało wysiłku i schowania niechęci do kieszeni. Niestety, Miko była teraz jedynym dostępnym kołem ratunkowym, wszystkie inne opcje awaryjne zostały zalane przez wodę; najwyraźniej czekała go w niedalekiej przyszłości wymiana telefonu, bo nic nie wskazywało na to, aby obecny postanowił działać. Dobrze, że większość danych trzymał w chmurze, zamiast tylko w pamięci urządzenia.
Z niechęcią dostosował się do słów Miko i ściągnął górną część ubrań. Przemoczone ciuchy nie stanowiły żadnej ochrony przed coraz bardziej dokuczliwym zimnem. Cóż, zima nie była najlepszą porą na niezaplanowane kąpiele w stawie. Pochwycił kurtkę i szybko założył ją na siebie.
— Jaki rachunek, wypiorę w stawie — mruknął pod nosem.
Nie miał już zbyt wiele chęci do wdawania się w pyskówki. Oby tylko Miko również postanowiła być cicho przez większość drogi. Już to, że był właśnie skazywany na jej dłuższe towarzystwo, było dla chłopaka uciążliwe, więc trajkotanie dziewczyny stanowiłoby istną torturę.
Ruszył za nią, chowając dłonie w rękawy kurtki. Starał się nie obciążać zranionej nogi, ale nawet przez myśl mu nie przyszło, żeby wesprzeć się o Miko.
z.t
Z niechęcią dostosował się do słów Miko i ściągnął górną część ubrań. Przemoczone ciuchy nie stanowiły żadnej ochrony przed coraz bardziej dokuczliwym zimnem. Cóż, zima nie była najlepszą porą na niezaplanowane kąpiele w stawie. Pochwycił kurtkę i szybko założył ją na siebie.
— Jaki rachunek, wypiorę w stawie — mruknął pod nosem.
Nie miał już zbyt wiele chęci do wdawania się w pyskówki. Oby tylko Miko również postanowiła być cicho przez większość drogi. Już to, że był właśnie skazywany na jej dłuższe towarzystwo, było dla chłopaka uciążliwe, więc trajkotanie dziewczyny stanowiłoby istną torturę.
Ruszył za nią, chowając dłonie w rękawy kurtki. Starał się nie obciążać zranionej nogi, ale nawet przez myśl mu nie przyszło, żeby wesprzeć się o Miko.
z.t
Podawanie kaczkom chleba prowadzi do wszelakiej maści szkód dla ich układu pokarmowego. Oprócz tego, że biedna kaczka przestaje produkować jakąś maź, która pomaga im w locie, to biały chleb, który nie skończy w dziobie ptaka osadza się przy brzegach akwenu i pleśnieje, zanieczyszczając tym samym środowisko życia kaczuszek.
Leon nie zwracał na to za dużej uwagi i wyrzucał resztki pszennej bułki pośród gromady zwierząt, która kłóciła się o każdy okruszek jakby była to kwestia śmierci a życia.
Niewykluczone, że była - kaczki dokarmiane przez ludzi rozleniwiają się i zaczynają polegać na jedzeniu spadającym z nieba. Jest im za dobrze. Trochę jak pewnemu innemu szkodnikowi, o którym Leon nie był w stanie przestać myśleć.
Albert był kiepskim gliną, kiepskim towarzyszem, kiepskim klientem i jeszcze gorszym dłużnikiem. Leona doszły słuchy, że jest niezłym studentem, w co śmie wątpić. Sprzedawanie tabletek pod ladą, będąc farmaceutą w niewielkiej aptece wydaje się być najprostszą robotą pod słońcem, ale nic bardziej mylnego - najprostszą robotą pod słońcem jest staż w akademii policyjnej, który najwyraźniej można przećpać.
Do egzekucji długu, Leo potrzebował pomocy, konkretniej kogoś, kto wykaże się autorytetem i jednocześnie nie poszatkuje klienta na sto drobnych kawałków. Kogoś kto obejdzie się ze szkodnikiem sprawnie, profesjonalnie, niezbyt delikatnie i przy okazji nie sprowadzi na siebie i Leona wszystkich oddziałów policji w mieście. To nie było zadanie, któremu podołałby wynajęty z ulicy bezdomny desperat w zamian za piętnaście dolarów kanadyjskich i trzy puszki piwa - rodzice problematycznego klienta należeli do wyższych sfer, czego dowodem było to, że Albert nie wyleciał jeszcze z roboty na zbity pysk. Zgodnie z oczekiwaniami, mieszkał w bogatszej części miasta, całkiem niedaleko parku, w którym Leon właśnie znęcał się nad ptactwem.
Było bardzo ciepło jak na tutejszą szerokość geograficzną. Wokół biegały rozweselone dzieciaki, grupka nastolatków rozkładała na trawie koc, starsza pani wyprowadzała na smyczy przerażonego kota. Wspaniała lokalizacja do dyskusji o biznesie prosto z ciemno-szarej strefy! Nie było na tak tłoczno jak w restauracjach, ale nie na tyle pusto jak na obrzeżach i w ciemnych zaułkach - złoty środek, którym najmniej interesują się wilki.
Leo nie miał w zwyczaju być punktualnym. Miał natomiast w zwyczaju pokazywać się na miejscu o wiele za wcześnie, co niektórzy mogliby nazwać na swój sposób punktualnością. Cisnął w stronę ptaszydeł ostatnimi okruszkami, które zostały mu w dłoniach.
Nie był pewien jak wygląda Jordan, kojarzył go tylko przejściowo z widzenia i nielicznych wizyt w klubie. Wysoki, dobrze zbudowany, ozdobiony kilkoma bliznami, trochę odstający od lokalnej zgrai rodzin i przyjaciół spędzających popołudnie na świeżym powietrzu.
Przesunął się na ławce w lewo. Tak, teraz wygląda jakby na kogoś czekał. Leon wlepił oczy w zabrudzoną taflę wody. Kaczki zdały sobie sprawę z tego, że już nikt nie zamierza truć ich chlebem i odpłynęły radośnie pokwakując.
Leon nie zwracał na to za dużej uwagi i wyrzucał resztki pszennej bułki pośród gromady zwierząt, która kłóciła się o każdy okruszek jakby była to kwestia śmierci a życia.
Niewykluczone, że była - kaczki dokarmiane przez ludzi rozleniwiają się i zaczynają polegać na jedzeniu spadającym z nieba. Jest im za dobrze. Trochę jak pewnemu innemu szkodnikowi, o którym Leon nie był w stanie przestać myśleć.
Albert był kiepskim gliną, kiepskim towarzyszem, kiepskim klientem i jeszcze gorszym dłużnikiem. Leona doszły słuchy, że jest niezłym studentem, w co śmie wątpić. Sprzedawanie tabletek pod ladą, będąc farmaceutą w niewielkiej aptece wydaje się być najprostszą robotą pod słońcem, ale nic bardziej mylnego - najprostszą robotą pod słońcem jest staż w akademii policyjnej, który najwyraźniej można przećpać.
Do egzekucji długu, Leo potrzebował pomocy, konkretniej kogoś, kto wykaże się autorytetem i jednocześnie nie poszatkuje klienta na sto drobnych kawałków. Kogoś kto obejdzie się ze szkodnikiem sprawnie, profesjonalnie, niezbyt delikatnie i przy okazji nie sprowadzi na siebie i Leona wszystkich oddziałów policji w mieście. To nie było zadanie, któremu podołałby wynajęty z ulicy bezdomny desperat w zamian za piętnaście dolarów kanadyjskich i trzy puszki piwa - rodzice problematycznego klienta należeli do wyższych sfer, czego dowodem było to, że Albert nie wyleciał jeszcze z roboty na zbity pysk. Zgodnie z oczekiwaniami, mieszkał w bogatszej części miasta, całkiem niedaleko parku, w którym Leon właśnie znęcał się nad ptactwem.
Było bardzo ciepło jak na tutejszą szerokość geograficzną. Wokół biegały rozweselone dzieciaki, grupka nastolatków rozkładała na trawie koc, starsza pani wyprowadzała na smyczy przerażonego kota. Wspaniała lokalizacja do dyskusji o biznesie prosto z ciemno-szarej strefy! Nie było na tak tłoczno jak w restauracjach, ale nie na tyle pusto jak na obrzeżach i w ciemnych zaułkach - złoty środek, którym najmniej interesują się wilki.
Leo nie miał w zwyczaju być punktualnym. Miał natomiast w zwyczaju pokazywać się na miejscu o wiele za wcześnie, co niektórzy mogliby nazwać na swój sposób punktualnością. Cisnął w stronę ptaszydeł ostatnimi okruszkami, które zostały mu w dłoniach.
Nie był pewien jak wygląda Jordan, kojarzył go tylko przejściowo z widzenia i nielicznych wizyt w klubie. Wysoki, dobrze zbudowany, ozdobiony kilkoma bliznami, trochę odstający od lokalnej zgrai rodzin i przyjaciół spędzających popołudnie na świeżym powietrzu.
Przesunął się na ławce w lewo. Tak, teraz wygląda jakby na kogoś czekał. Leon wlepił oczy w zabrudzoną taflę wody. Kaczki zdały sobie sprawę z tego, że już nikt nie zamierza truć ich chlebem i odpłynęły radośnie pokwakując.
Okazało się, że przyjęcie nowych obowiązków związanych z klubem nie stanowiło dla niego największego kłopotu. Pomimo tego, że podświadomie wiedział, że miał głowę do interesów, obawiał się, że natłok obowiązków może być za duży i mógłby nie spełnić oczekiwania kumpla, który polegał na jego pomocy. Nie tylko w samym prowadzeniu klubu.
Przez ten czas głupio przyznać, ale tylko odrobinę zaniedbał obowiązki swojej poprzedniej pracy. Przestał zdobywać klientów i coraz trudniej było dostać numer Cayenna tak po prostu. Nie wszyscy pracownicy klubu wiedzieli, że Jordan miał też inny typ pracy, nieszczególnie zgodny z prawem. Raczej 95% pracowników było przekonanych, że póki co mężczyzna zajmował się obowiązkami klubu, burdelu czy też kasyna. Nie musieli wiedzieć, że Jordan miał tez inny typ pracy, w końcu nie miał obowiązku mówić im o wszystkim.
Dobrze jednak było powrócić do zawodu, w którym czuł się nie najgorzej. Nie podobało mu się to, że mur, który został zbudowany ograniczał jego możliwości — dawniej bez problemu mógł jeździć poza Riverdale, a nawet aż po samą Kanadę. Nigdy nie zapomni dreszczu adrenaliny, który towarzyszył mu przy poznawaniu Yakuzy. Teraz jednak nie było to takie proste, co więcej musiał ograniczyć swoje usługi do jednego miasta. Marny to był dochód, dlatego perspektywa współpracy okazała się być miłym uzupełnieniem. Tylko najpierw musiał wszystko poukładać sobie po kolei.
Kiedy postanowił na nowo wznowić swoje usługi, nie spodziewał się, że w mgnieniu oka dostanie kilka zleceń. Niektóre były proste, chodziło o zwykłe porozumienie stron. Inne natomiast grzecznie czekały na siebie w kolejce, aż koniec końców nastanie ich chwila. Ostatecznie Cayenne nie żył tylko pracą, choć bardzo często można byłoby wziąć go za takiego świra, co nie ma umiaru w wykonywaniu swoich obowiązków. Gdy jednak klient był konkretny i wiedział, czego chciał, nie miał problemu spotkać się z nim nawet i w tym samym dniu. Taki szczęśliwy los spotkał Leona, któremu pozwolił wybrać czas i miejsce ich pierwszej rozmowy na żywo.
Jordan szanował czas i obowiązkach innych, choć zawsze na tego typu negocjacje przychodził z lekkim opóźnieniem. W taki sposób zawsze łatwiej było znaleźć osobę, z którą rzeczywiście umówił się o wskazanej godzinie i miejscu. Na spotkanie przyjechał samochodem, parkując nieopodal. Okulary przeciwsłoneczne założył na głowę, gdy wychodził z auta, a w międzyczasie także zapalił papierosa. Na spokojnie zdążył sobie go dopalić, obserwując całe otoczenie i staw. Przyglądał mu się, ludziom tam będącym weryfikując ich zachowania i sposób bycia. Gdy starsza pani z kotem minęła go z mrożącym krew w żyłach babcinym spojrzeniem, mężczyzna uśmiechnął się do niej na tyle, na ile potrafił, a kiep wyrzucił pod nogi, zanieczyszczając w ten sposób środowisko. Odbił się od maski samochodu, a zerkając na wyświetlać telefonu widział, że miał całe 8 minut opóźnienia.
Perfekcyjnie.
Udał się w stronę wody, domyślając się, że to właśnie tam mógł odnaleźć swojego klienta. Założył z powrotem okulary, by podczas poszukiwań nikomu nie zajść za skórę swoim groźnym spojrzeniem — w końcu Jordan naprawdę nie wiedział, kogo szukał. Tak samo nie miał pojęcia, czy na spotkanie przyjechał za wcześnie czy za późno. W zasadzie to za chwilę okaże się wszystko. Wiadomości zdążył już usunąć dla dokładności, więc w razie konieczności nie miał jego numeru.
Koniec końców z daleka przyuważył jedną, specyficzną sylwetkę.
Podszedł spokojnie do tego miejsca, z początku stając nieopodal. Przyjrzał się tafli wodzie, ostatecznie siadając na ławce obok mężczyzny. Pomimo obrzydliwej chęci zapalenia kolejnego papierosa, powstrzymał się od tego, chcąc być profesjonalnym w tym, co robił.
— Póki co topielców żadnych nie widzę, rodzin z dzieciakami też — przyznał na dobry początek głębokim głosem, doglądając tego jak jedna z kaczek odpłynęła na drugi koniec stawu, najwyraźniej w poszukiwaniu innego człowieka, który będzie truł ją chlebem — Czy dobrze trafiłem? — dodał po chwili namysłu, na wypadek gdyby jednak strzelił gafę.
Przez ten czas głupio przyznać, ale tylko odrobinę zaniedbał obowiązki swojej poprzedniej pracy. Przestał zdobywać klientów i coraz trudniej było dostać numer Cayenna tak po prostu. Nie wszyscy pracownicy klubu wiedzieli, że Jordan miał też inny typ pracy, nieszczególnie zgodny z prawem. Raczej 95% pracowników było przekonanych, że póki co mężczyzna zajmował się obowiązkami klubu, burdelu czy też kasyna. Nie musieli wiedzieć, że Jordan miał tez inny typ pracy, w końcu nie miał obowiązku mówić im o wszystkim.
Dobrze jednak było powrócić do zawodu, w którym czuł się nie najgorzej. Nie podobało mu się to, że mur, który został zbudowany ograniczał jego możliwości — dawniej bez problemu mógł jeździć poza Riverdale, a nawet aż po samą Kanadę. Nigdy nie zapomni dreszczu adrenaliny, który towarzyszył mu przy poznawaniu Yakuzy. Teraz jednak nie było to takie proste, co więcej musiał ograniczyć swoje usługi do jednego miasta. Marny to był dochód, dlatego perspektywa współpracy okazała się być miłym uzupełnieniem. Tylko najpierw musiał wszystko poukładać sobie po kolei.
Kiedy postanowił na nowo wznowić swoje usługi, nie spodziewał się, że w mgnieniu oka dostanie kilka zleceń. Niektóre były proste, chodziło o zwykłe porozumienie stron. Inne natomiast grzecznie czekały na siebie w kolejce, aż koniec końców nastanie ich chwila. Ostatecznie Cayenne nie żył tylko pracą, choć bardzo często można byłoby wziąć go za takiego świra, co nie ma umiaru w wykonywaniu swoich obowiązków. Gdy jednak klient był konkretny i wiedział, czego chciał, nie miał problemu spotkać się z nim nawet i w tym samym dniu. Taki szczęśliwy los spotkał Leona, któremu pozwolił wybrać czas i miejsce ich pierwszej rozmowy na żywo.
Jordan szanował czas i obowiązkach innych, choć zawsze na tego typu negocjacje przychodził z lekkim opóźnieniem. W taki sposób zawsze łatwiej było znaleźć osobę, z którą rzeczywiście umówił się o wskazanej godzinie i miejscu. Na spotkanie przyjechał samochodem, parkując nieopodal. Okulary przeciwsłoneczne założył na głowę, gdy wychodził z auta, a w międzyczasie także zapalił papierosa. Na spokojnie zdążył sobie go dopalić, obserwując całe otoczenie i staw. Przyglądał mu się, ludziom tam będącym weryfikując ich zachowania i sposób bycia. Gdy starsza pani z kotem minęła go z mrożącym krew w żyłach babcinym spojrzeniem, mężczyzna uśmiechnął się do niej na tyle, na ile potrafił, a kiep wyrzucił pod nogi, zanieczyszczając w ten sposób środowisko. Odbił się od maski samochodu, a zerkając na wyświetlać telefonu widział, że miał całe 8 minut opóźnienia.
Perfekcyjnie.
Udał się w stronę wody, domyślając się, że to właśnie tam mógł odnaleźć swojego klienta. Założył z powrotem okulary, by podczas poszukiwań nikomu nie zajść za skórę swoim groźnym spojrzeniem — w końcu Jordan naprawdę nie wiedział, kogo szukał. Tak samo nie miał pojęcia, czy na spotkanie przyjechał za wcześnie czy za późno. W zasadzie to za chwilę okaże się wszystko. Wiadomości zdążył już usunąć dla dokładności, więc w razie konieczności nie miał jego numeru.
Koniec końców z daleka przyuważył jedną, specyficzną sylwetkę.
Podszedł spokojnie do tego miejsca, z początku stając nieopodal. Przyjrzał się tafli wodzie, ostatecznie siadając na ławce obok mężczyzny. Pomimo obrzydliwej chęci zapalenia kolejnego papierosa, powstrzymał się od tego, chcąc być profesjonalnym w tym, co robił.
— Póki co topielców żadnych nie widzę, rodzin z dzieciakami też — przyznał na dobry początek głębokim głosem, doglądając tego jak jedna z kaczek odpłynęła na drugi koniec stawu, najwyraźniej w poszukiwaniu innego człowieka, który będzie truł ją chlebem — Czy dobrze trafiłem? — dodał po chwili namysłu, na wypadek gdyby jednak strzelił gafę.
[ przejmowanie terenu 1/15 ]
— Zrób jeszcze zdjęcie z tamtej strony. Wrzucimy fotkę na grupę, żeby chłopaki też zobaczyli! Takiego topielca na pewno jeszcze nie widzieli.
Podekscytowany głos młodego chłopaka momentalnie przyciągnął uwagę Sullivana. Spojrzenie niebieskich oczu padło na dwie postaci pochylające się nad stawem. Oparł się bokiem o jedno z drzew, obserwując poczynania dzieciaków.
— Myślisz, że ile tak leży w wodzie? Wygląda ohydnie. — Niższy z chłopców cofnął się o krok, wyciągając przed siebie dłoń, w której trzymał telefon.
— Dzwonimy na psy?
— No nie wiem… — Kąciki ust Sullivana nieznacznie drgnęły, gdy usłyszał zawahanie w głosie chłopaka. — Nie będziemy mieli problemów?
Przewrócił oczami. Podniósł dłoń do ust i odchrząknął ostentacyjnie. Chłopcy odskoczyli, odwracając się w kierunku ciemnowłosego. Najwyraźniej nie byli przygotowani na przerwanie ich kameralnego spotkania z topielcem.
— Policja już tu jedzie, więc na waszym miejscu bym się zbierał, jeśli nie chcecie się potem tłumaczyć.
— Blefujesz.
Sullivan wzruszył ramionami, strzepując listek z rękawa kurtki.
— To zostańcie i poczekajcie na ich przyjazd.
— Dobra, Matt, zbieramy się. Rodzice nas zabiją, jeśli wmieszamy się w jakieś gówno.
Ciemnowłosy odprowadził chłopców wzrokiem, nim podszedł do stawu, wyciągając telefon z kieszeni. Parę przesunięć palcem po ekranie wystarczyło do napisania krótkiej wiadomości i poinformowania Wolves o cudownym znalezisku. Choć wątpił, aby członkowie gangu byli tak samo zachwyceni jak chłopcy, którym matki niedawno przestały wycierać mleko spod nosa.
[Przejmowanie terenu 2/15]
Całą drogę nad miejski staw milczała ze wzrokiem utkwionym gdzieś daleko za szybą pasażera. Nie była w nastroju na pogawędki czy nawet kąśliwe uwagi. Nie było to spowodowane wiadomością od ich Scouta, ale bardziej przeczuciem, że coś złego czyhało na horyzoncie. To oraz fakt, że nie czuła się komfortowo w samochodzie. Zdecydowanie bardziej wolała podróżować na swoim motocyklu. Jednak nie ważne jak bardzo o niego dbała rocznych przeglądów i wymiany niektórych części nie mogła uniknąć.
Westchnęła i upiła łyk kawy. Na szczęście jakimś cudem udało jej się namówić Connora na szybki postój w jednej z kawiarni po drodze. Wyciągnęła z kieszeni telefon i przeczytała kolejną wiadomość od Sullivana. Zmarszczyła brwi i szybko mu odpisała z dość nietęgą miną.
”Przypomnij mi, że mam go wysłać na przymusowy kurs jak nie spieprzyć pierwszych minut z oględzin zwłok,” powiedziała przez zaciśnięte zęby opierając brodę na dłoni.
Gdy zajechali na miejsce wysiadła z auta, zatrzaskując za sobą drzwi. Z kawą w dłoni ruszyła w stronę stawu, widząc na horyzoncie znajomą postać. Powstrzymała się przed wyrzeczeniem mu w twarz błędu jaki popełnił i zamiast tego skinęła mu na powitanie głową. Odwróciła się w stronę wody i unoszącego się na jej powierzchni trupa. Ukucnęła na brzegu i biorąc kolejny łyk kawy zaczęła przyglądać się zwłokom. Sądząc po budowie ciała mogła śmiało założyć, że mieli do czynienia z dorosłą kobietą, ale stu procentową pewność będzie miała gdy wyciągnął ją na brzeg.
Spojrzała ponad ramieniem na dwójkę towarzyszących jej mężczyzn, ale swój wzrok utkwiła w Sullivanie.
”Czy dwójka dzieciaków, które tu były przed Tobą powiedziała cokolwiek zanim ich przegoniłes?Zebrałeś chociaż ich dane osobowe i kontaktowe? Uprzedziłeś, że mogą być wezwani w charakterze świadków?” Wstała z kucek i zrobiła parę kroków w jego kierunku. ”Na przyszłość. Nigdy nie zakładaj, że ktoś jest niewinny i znajduje się gdzieś przez przypadek bez twardych dowodów. Musimy jakoś namierzyć te dwójkę. Może wiedzą więcej niż nam się wydaje, ponownie spojrzała na zwłoki i tym razem swoje słowa skierowała do Connora.
”Musimy przeszukać teren, może są tu jakieś kamery, albo ślady, które dadzą nam jakieś wskazówki. Zadzwoń do Libitiny, powiadom ją, żeby natychmiast tu przyjechała. Ja zajmę się technicznymi z komendy,” przeniosła wzrok z powrotem na Sullivana. ”Zrób dokładne zdjęcia topielcowi i okolicy. Jakoś przecież musiał znaleźć się w tym stawie. Z nieba nie spadł,” podeszła z powrotem na brzeg wody, uważnym wzrokiem przypatrując się wszystkiemu dookoła w poszukiwaniu jakichkolwiek śladów. ”A i chłopaki. Wypatrujcie łusek i uwaga na wszelkie odciski butów,” miała nadzieję, że to wiedzieli, ale wolała dmuchać na zimne.
[ Przejmowanie terenu 3/15 ]
Cisza jak najbardziej mu odpowiadała. Connor nie przepadał za zbędnymi pogawędkami, choć ostatnimi czasy miał wrażenie, że wciągają go w nie stosunkowo często. Stojąc na czerwonym świetle otworzył całkowicie okno po lewej stronie i odpalił papierosa, najwyraźniej nieszczególnie przejmując się, że jest kierowcą. Ani tym, że Kianie mogło to najzwyczajniej w świecie przeszkadzać. Zresztą skoro spełnił jej zachciankę i zatrzymał się w tej durnej kawiarni to i tak nie miała prawa do narzekania. Coś za coś.
"Przypomnij mi, że mam go wysłać na przymusowy kurs jak nie spieprzyć pierwszych minut z oględzin zwłok."
— Ha — choć jego komentarz mógł się wydawać zdawkowy, w rzeczywistości przekazywał jego autentyczne zadowolenie. Uwielbiał, gdy Sullivan dostawał za coś opierdol. Im większy, tym lepiej. Gdy dodatkowo połączył go z charakterem białowłosej, wiedział że może się spodziewać nie lada przedstawienia. A on właśnie dostał bilety w pierwszym rzędzie.
Niestety jej profesjonalizm w takich przypadkach wchodził w drogę. Nawet jeśli chłodne upomnienie nadal sprawiało mu satysfakcję, liczył na rzucenie kilku kurew i debili. No nic, może innym razem, gdy Pan Perfekcyjny znowu popełni jakiś błąd laika.
— Mhm — cholera, dlaczego akurat on musiał dzwonić do tej przerażającej kobiety? Wcale by się nie zdziwił gdyby pływające przed nimi zwłoki właśnie podniosły się do góry ukazując ich medyczkę z typowym dla siebie rozmazanym makijażem i słowami - "jestem, to tylko ja". Masakra. Nie dał jednak niczego po sobie poznać i wyciągnął telefon wykręcając odpowiedni numer.
— Zaraz do was dołączę — rzucił jeszcze do obojga, odchodząc ostrożnie na kilka metrów cały czas patrząc pod nogi. Nie chciał w końcu niczego zdeptać.
Strona 1 z 2 • 1, 2
Pozwolenia na tym forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach