▲▼
First topic message reminder :
PRACOWNICY
Klimatyczne miejsce, w którym ciepła atmosfera oraz nastrojowa muzyka pozwala odpocząć od zgiełku dnia codziennego. Zazwyczaj pojawiają się tu stali bywalcy, choć zaglądają tu też zbłąkani, ciekawi przechodnie skuszeni cichą muzyką i gwarem rozmów. Kilka stoliczków w "The Red Lion" ustawione jest również na zewnątrz co sprawia, że to absolutnie wyjątkowe miejsce, którym można cieszyć się również w ciepłe, upalne dni. Od wiosny do jesieni taras tonie w bujnej roślinności pełnej najróżniejszych kwiatów i ziół. Wieczorami lokal staje się miejscem, w którym goście chętnie spędzają czas przy muzyce na żywo (które co jakiś czas są tu organizowane), smakując najróżniejszych potraw i deserów.
Zgłoś się do pracy!
Rebbeca Clement (NPC)
Właścicielka Knajpy
Winslow Drea (NPC)
Kucharz
Alan Duncan (NPC)
Kelner
Klimatyczne miejsce, w którym ciepła atmosfera oraz nastrojowa muzyka pozwala odpocząć od zgiełku dnia codziennego. Zazwyczaj pojawiają się tu stali bywalcy, choć zaglądają tu też zbłąkani, ciekawi przechodnie skuszeni cichą muzyką i gwarem rozmów. Kilka stoliczków w "The Red Lion" ustawione jest również na zewnątrz co sprawia, że to absolutnie wyjątkowe miejsce, którym można cieszyć się również w ciepłe, upalne dni. Od wiosny do jesieni taras tonie w bujnej roślinności pełnej najróżniejszych kwiatów i ziół. Wieczorami lokal staje się miejscem, w którym goście chętnie spędzają czas przy muzyce na żywo (które co jakiś czas są tu organizowane), smakując najróżniejszych potraw i deserów.
Lustrowała go leniwym i niezbyt zobowiązującym spojrzeniem. Prześlizgnęła wzrokiem po szczupłych ramionach, zauważyła, że butelkowy kolor krawatu podkreśla barwę jego tęczówek. Nasunęła jej się myśl, czy sam go wybierał, czy może zrobił to dla niego ktoś inny, może ktoś szczególny? Odgoniła ją szybko od siebie, zanim jeszcze zdążyła się zastanowić nad postawionym przez naiwną świadomość pytaniem. Poniosła oczy ku dłoniom, które szczególnie ją zainteresowały i zagapiła się na tyle, że dopiero przysunięcie soku w jej stronę trochę ją otrzeźwiło.
Mogłabym być tą cholerną słomką. Mi też należy się coś od życia.
Objęła palcami szklankę. W głowie Ikke nagle zatliło się nieprzyjemne wrażenie, że przecież mógł coś do tego dosypać, gdy była w łazience. Brat wielokrotnie ostrzegał ją przed zostawianiem napojów bez opieki. Współczesne sposoby były na tyle skuteczne, że nawet nie poczułaby różnicy, a obudziłaby się kolejnego dnia bez portfela, godności, może w jakiejś ciężarówce.
Upiła niepewnie łyk.
Może jestem głupia, może naiwna.
– Młodzież w tym wieku woli znacznie głośniejsze miejsca, a tutaj raczej się nie bywa. Niedaleko jest night club, który jest niezłą konkurencją – odparła. Nie miała zdania na ten temat, bo w obydwu miejscach bawiła się równie dobrze, nawet nie pijąc alkoholu. Procenty działały na nią mocniej przez leki, a dotrzymanie kroku grupie licealistów doprowadziłoby do zgonu w połowie tej pijackiej drogi. Nauczyła się żyć bez tego. Każdą imprezę pamiętała od początku do końca i miała haka na każdego, kto tylko sięgnął przy niej po kieliszek.
„Czujesz się lepiej?”
– Zdecydowanie! – Uśmiechnęła się i odsłoniła zewnętrzną część zadbanych dłoni, teraz naznaczonych drobnymi zadrapaniami i jednym płytkim nacięciem o długości jakiegoś centymetra. – Musiałam napędzić ci niezłego strachu, zresztą vice versa. To był rewanż mojego serca za cały stres. Czasami bywa wyjątkowo złośliwe, tracąc swój rytm ni z tego, ni z owego. – Mogła brzmieć trochę infantylnie, ale co z tego? Nie chciała udawać kogoś, kim w rzeczywistości nie była. Zgrywając szczególnie dorosłą, naraziłaby się na kompromitację, bo to byłyby wyłącznie żałosne próby zaimponowania swojemu rozmówcy, a żadna z niej aktorka. Nawet porządnie nie była w stanie zamaskować własnej mowy ciała, jasno świadczącej o zainteresowaniu rozmówcą.
– Miałeś dzisiaj ciężki dzień, czy zaczęłam serię niefortunnych zdarzeń? – Pytanie rzuciła luźno, niekoniecznie oczekiwała zwierzeń i długich opowieści. Chciałaby poznać choć te minimum, które doprowadziło do zaniedbania przepisów przez kogoś, kto podobno jest ich „świadom jak mało kto”.
Mogłabym być tą cholerną słomką. Mi też należy się coś od życia.
Objęła palcami szklankę. W głowie Ikke nagle zatliło się nieprzyjemne wrażenie, że przecież mógł coś do tego dosypać, gdy była w łazience. Brat wielokrotnie ostrzegał ją przed zostawianiem napojów bez opieki. Współczesne sposoby były na tyle skuteczne, że nawet nie poczułaby różnicy, a obudziłaby się kolejnego dnia bez portfela, godności, może w jakiejś ciężarówce.
Upiła niepewnie łyk.
Może jestem głupia, może naiwna.
– Młodzież w tym wieku woli znacznie głośniejsze miejsca, a tutaj raczej się nie bywa. Niedaleko jest night club, który jest niezłą konkurencją – odparła. Nie miała zdania na ten temat, bo w obydwu miejscach bawiła się równie dobrze, nawet nie pijąc alkoholu. Procenty działały na nią mocniej przez leki, a dotrzymanie kroku grupie licealistów doprowadziłoby do zgonu w połowie tej pijackiej drogi. Nauczyła się żyć bez tego. Każdą imprezę pamiętała od początku do końca i miała haka na każdego, kto tylko sięgnął przy niej po kieliszek.
„Czujesz się lepiej?”
– Zdecydowanie! – Uśmiechnęła się i odsłoniła zewnętrzną część zadbanych dłoni, teraz naznaczonych drobnymi zadrapaniami i jednym płytkim nacięciem o długości jakiegoś centymetra. – Musiałam napędzić ci niezłego strachu, zresztą vice versa. To był rewanż mojego serca za cały stres. Czasami bywa wyjątkowo złośliwe, tracąc swój rytm ni z tego, ni z owego. – Mogła brzmieć trochę infantylnie, ale co z tego? Nie chciała udawać kogoś, kim w rzeczywistości nie była. Zgrywając szczególnie dorosłą, naraziłaby się na kompromitację, bo to byłyby wyłącznie żałosne próby zaimponowania swojemu rozmówcy, a żadna z niej aktorka. Nawet porządnie nie była w stanie zamaskować własnej mowy ciała, jasno świadczącej o zainteresowaniu rozmówcą.
– Miałeś dzisiaj ciężki dzień, czy zaczęłam serię niefortunnych zdarzeń? – Pytanie rzuciła luźno, niekoniecznie oczekiwała zwierzeń i długich opowieści. Chciałaby poznać choć te minimum, które doprowadziło do zaniedbania przepisów przez kogoś, kto podobno jest ich „świadom jak mało kto”.
Napiła się. Przekrzywił głowę, a między jego brwiami pojawiła się drobna zmarszczka. Ponownie ujął swoją wspaniałą słomkę między palce.
- Młodzież w tym wieku powinna być też ostrożniejsza. - Wyciągnął dłoń i uderzył kilka razy końcówką słomki w jej szklankę z sokiem. Młodzież. Czyli jednak się nie mylił, nie więcej niż dwadzieścia. Nic nowego w gruncie rzeczy. -Nie spuszczaj szklanki z oka tak lekkomyślnie, kobiety porywane i krzywdzone są codziennie, a nigdy nie masz pewności, kto ci się przygląda lub ci towarzyszy. - Nadal używał tego samego nonszalanckiego tonu, choć teraz wdarła się do niego nuta nagany. Na krótki moment poczuł się tak, jakby właśnie udzielał reprymendy młodszemu rodzeństwu.
Nie tak dawno prowadził sprawę kilku mężczyzn handlujących kobietami. Ironiczne wydawało mu się to, że wówczas udowadniał ich niewinność, nie sypał żadnymi oskarżeniami, nawet jeśli zeznania poszkodowanych i świadków były niemal niezbite.
Spojrzał na odsłonięte zadrapania na skórze Ketil. Nic poważnego. Nic dużego, drobne rysy na bladym płótnie, do łatwego zagojenia. Uniósł swój runek ponownie na wysokość twarzy i leniwie się napił.
- Fakt. Za każdym razem, gdy już musiałem kogoś potrącić, ten nie wstawał. To naprawdę może wystraszyć - stwierdził z czymś na wzór śmiertelnej powagi, by zaraz pozwolić sobie na blady uśmiech. To miał być komunikat - spójrz, potrafię żartować! Nawet jeśli żart wysokich lotów nie był. Ponownie zahaczył spojrzeniem o te drobne skazy spowodowane jej upadkiem i wyciągnął dłoń w stronę dziewczęcia. - Pozwolisz? - By nie było żadnych nieścisłości, wskazał wzrokiem jej dłoń. Chciał się lepiej przyjrzeć. Albo jednak stwierdził, że uwodzenie kogoś tak młodego będzie zabawne. Z niego nie można było czytać, trudno było nawet jednoznacznie stwierdzić, jakim językiem napisane są jego intencje. Był kłamcą. Przebiegłym i chłodnym, manipulował ludźmi każdego dnia.
A to była mała rozrywka.
- Całe życie to seria niefortunnych zdarzeń - westchnął teatralnie. Jasne. Zwłaszcza dla niego. Był inteligentny, przystojny. Co takiego mogło zepsuć mu całe życie? To, że ktoś podał mu dwudziestoletnią whisky zamiast trzydziestoletniej? - Skąd wniosek, że niefortunnych? - spytał cicho, zniżonym przyjemnie dla ucha tonem. Obiecującym. A jakże.
Nie zamierzał się jej zwierzać ze swoich wymuskanych problemów i problemików. Przynajmniej - jeszcze. Zapomniał, jak łatwo alkohol skłania do zwierzeń i rozwiązuje język. Jeszcze dwie, trzy takie malutkie szklaneczki i wydusiłaby z niego numer karty kredytowej wraz z hasłem zabezpieczającym.
Patrzył Ketil w twarz, choć co rusz jego koncentracja była rozpraszana. Niby banał. Niby coś tak trywialnego, a przyciągało jego wzrok jak magnes - włosy. Może nie same w sobie, lecz ich barwa...
Stwierdzić, że Alistair miał drobną słabość do rudowłosych kobiet, to jakby oznajmić całemu światu, że Hitler w gruncie rzeczy nie zrobił niczego złego. Mimowolnie uśmiechnął się sam do siebie, do swoich wspomnień, które zamajaczyły mu w głowie. Pierwsza kobieta, w której się szczeniacko zakochał, była rudowłosa. Również ona pierwszy raz w życiu złamała mu serce. To było jedenaście lat temu? Dwanaście? Dziesięć? Nawet nie potrafił przypomnieć sobie dokładnej daty.
- Młodzież w tym wieku powinna być też ostrożniejsza. - Wyciągnął dłoń i uderzył kilka razy końcówką słomki w jej szklankę z sokiem. Młodzież. Czyli jednak się nie mylił, nie więcej niż dwadzieścia. Nic nowego w gruncie rzeczy. -Nie spuszczaj szklanki z oka tak lekkomyślnie, kobiety porywane i krzywdzone są codziennie, a nigdy nie masz pewności, kto ci się przygląda lub ci towarzyszy. - Nadal używał tego samego nonszalanckiego tonu, choć teraz wdarła się do niego nuta nagany. Na krótki moment poczuł się tak, jakby właśnie udzielał reprymendy młodszemu rodzeństwu.
Nie tak dawno prowadził sprawę kilku mężczyzn handlujących kobietami. Ironiczne wydawało mu się to, że wówczas udowadniał ich niewinność, nie sypał żadnymi oskarżeniami, nawet jeśli zeznania poszkodowanych i świadków były niemal niezbite.
Spojrzał na odsłonięte zadrapania na skórze Ketil. Nic poważnego. Nic dużego, drobne rysy na bladym płótnie, do łatwego zagojenia. Uniósł swój runek ponownie na wysokość twarzy i leniwie się napił.
- Fakt. Za każdym razem, gdy już musiałem kogoś potrącić, ten nie wstawał. To naprawdę może wystraszyć - stwierdził z czymś na wzór śmiertelnej powagi, by zaraz pozwolić sobie na blady uśmiech. To miał być komunikat - spójrz, potrafię żartować! Nawet jeśli żart wysokich lotów nie był. Ponownie zahaczył spojrzeniem o te drobne skazy spowodowane jej upadkiem i wyciągnął dłoń w stronę dziewczęcia. - Pozwolisz? - By nie było żadnych nieścisłości, wskazał wzrokiem jej dłoń. Chciał się lepiej przyjrzeć. Albo jednak stwierdził, że uwodzenie kogoś tak młodego będzie zabawne. Z niego nie można było czytać, trudno było nawet jednoznacznie stwierdzić, jakim językiem napisane są jego intencje. Był kłamcą. Przebiegłym i chłodnym, manipulował ludźmi każdego dnia.
A to była mała rozrywka.
- Całe życie to seria niefortunnych zdarzeń - westchnął teatralnie. Jasne. Zwłaszcza dla niego. Był inteligentny, przystojny. Co takiego mogło zepsuć mu całe życie? To, że ktoś podał mu dwudziestoletnią whisky zamiast trzydziestoletniej? - Skąd wniosek, że niefortunnych? - spytał cicho, zniżonym przyjemnie dla ucha tonem. Obiecującym. A jakże.
Nie zamierzał się jej zwierzać ze swoich wymuskanych problemów i problemików. Przynajmniej - jeszcze. Zapomniał, jak łatwo alkohol skłania do zwierzeń i rozwiązuje język. Jeszcze dwie, trzy takie malutkie szklaneczki i wydusiłaby z niego numer karty kredytowej wraz z hasłem zabezpieczającym.
Patrzył Ketil w twarz, choć co rusz jego koncentracja była rozpraszana. Niby banał. Niby coś tak trywialnego, a przyciągało jego wzrok jak magnes - włosy. Może nie same w sobie, lecz ich barwa...
Stwierdzić, że Alistair miał drobną słabość do rudowłosych kobiet, to jakby oznajmić całemu światu, że Hitler w gruncie rzeczy nie zrobił niczego złego. Mimowolnie uśmiechnął się sam do siebie, do swoich wspomnień, które zamajaczyły mu w głowie. Pierwsza kobieta, w której się szczeniacko zakochał, była rudowłosa. Również ona pierwszy raz w życiu złamała mu serce. To było jedenaście lat temu? Dwanaście? Dziesięć? Nawet nie potrafił przypomnieć sobie dokładnej daty.
Skrzywiła się delikatnie, słysząc reprymendę ze strony mężczyzny. Mogła wierzyć, że robi to dla jej dobra, ale czy socjopaci w ten sposób nie grają na uczuciach swoich przyszłych ofiar? Nie czytała zbyt wielu kryminałów, a w romansach wszystko było zdecydowanie prostsze i bardziej klarowne. Zagryzła wnętrze prawego policzka i nadąsała się odrobinę, wbijając spojrzenie w szklankę na krótką chwilę. Miała pewne porównanie, wyczuwała w tym bliskie podobieństwo do moralizatorskich mantr Daniela, chociaż ton brata bywał zdecydowanie bardziej karcący. Wtem uśmiechnęła się lekko, a było w tym coś lisiego, co jeszcze bardziej podkreślała barwa łagodnie okalających jej twarz włosów.
– Nic już na to nie poradzę, ale ty sprowadziłeś na siebie cień moich podejrzeń – odparła lekko, chociaż było w tym coś niemal wyzywającego. Zamówiła wyłącznie sok. Byli gośćmi knajpki, która cieszyła się dobrą opinią i mogła mieć złudną nadzieję, że barman zauważyłby różnicę w jej zachowaniu. Widywał Ketil tutaj wcześniej, a grała wtedy rolę trzeźwego do bólu adiutanta pijących licealistów ze świeżo wyrobionymi dowodami. Zanim na nowo podjęła temat, założyła niesforny rudy kosmyk za ucho, który też zresztą szybko wrócił na swoje miejsce, i podparła policzek na dłoni, spoglądając na mężczyznę z ukosa.
– Napij się, żebym mogła ponownie ci zaufać. – Przysunęła szklankę w jego stronę, wyglądała na całkiem poważną, chociaż w brązowych oczach dalej tliły się wesołe ogniki, czego sama nie była w stanie zauważyć i zmienić. Dobrze wiedziała, że z takich spraw nie powinno się żartować, ale czy udawanie skruszonej nastolatki cokolwiek by zmieniło? Postawił ją w sytuacji bez wyjścia, więc stworzyła swoje własne, korzystając z odrobinę zachwianej, ale obecnej na sali pewności siebie.
Przez krótki moment wyglądała na skonsternowaną ironiczną odpowiedzią mężczyzny, by po chwili uśmiechnąć się pobłażliwie i parsknąć śmiechem. Nie była zbyt zręczna w poruszaniu się wśród zawiłości ludzkiego sarkazmu, choć sama używała go nader często. Czujność dziewczyny niemal całkowicie uśpił półuśmiech Alistaira, którego blada postać sprawiła, że serce Ketil odrobinę mocniej zabiło. Może chciała wierzyć, że ten żart rzeczywiście był żartem.
Powinien częściej się uśmiechać.
Pozwoliła na przyjrzenie się swoim dłoniom, a w duchu dziękowała wszystkim bożkom za ostatnią wizytę u kosmetyczki. Możliwe, że ten nawet nie zwróci na to uwagi, ale ona sama poczuła się zdecydowanie lepiej, mogąc obserwować ten krótki proces przyglądania się szkodom, gdy wiedziała, że ogólnie dłonie były w świetnym stanie. Podchodziła do tego bardzo pieczołowicie, zresztą to samo tyczyło się stanu włosów i skóry. Według Ikke, zadbany wygląd był wizytówką kobiety – dlatego musiała wyglądać dobrze, szczególnie dla takiej chwili. Nawet kosztem chudszego portfela.
– Wierzysz w efekt motyla? – spytała, jakby próbując zacząć myśl, która od dłuższego czasu kłębiła się w jej głowie. Miała ochotę użyć określenia „przeznaczenie”, ale stwierdziła, że jest to zbyt patetyczne zagranie, niemal zakrawające o desperację młodej romantyczki.
– Nic już na to nie poradzę, ale ty sprowadziłeś na siebie cień moich podejrzeń – odparła lekko, chociaż było w tym coś niemal wyzywającego. Zamówiła wyłącznie sok. Byli gośćmi knajpki, która cieszyła się dobrą opinią i mogła mieć złudną nadzieję, że barman zauważyłby różnicę w jej zachowaniu. Widywał Ketil tutaj wcześniej, a grała wtedy rolę trzeźwego do bólu adiutanta pijących licealistów ze świeżo wyrobionymi dowodami. Zanim na nowo podjęła temat, założyła niesforny rudy kosmyk za ucho, który też zresztą szybko wrócił na swoje miejsce, i podparła policzek na dłoni, spoglądając na mężczyznę z ukosa.
– Napij się, żebym mogła ponownie ci zaufać. – Przysunęła szklankę w jego stronę, wyglądała na całkiem poważną, chociaż w brązowych oczach dalej tliły się wesołe ogniki, czego sama nie była w stanie zauważyć i zmienić. Dobrze wiedziała, że z takich spraw nie powinno się żartować, ale czy udawanie skruszonej nastolatki cokolwiek by zmieniło? Postawił ją w sytuacji bez wyjścia, więc stworzyła swoje własne, korzystając z odrobinę zachwianej, ale obecnej na sali pewności siebie.
Przez krótki moment wyglądała na skonsternowaną ironiczną odpowiedzią mężczyzny, by po chwili uśmiechnąć się pobłażliwie i parsknąć śmiechem. Nie była zbyt zręczna w poruszaniu się wśród zawiłości ludzkiego sarkazmu, choć sama używała go nader często. Czujność dziewczyny niemal całkowicie uśpił półuśmiech Alistaira, którego blada postać sprawiła, że serce Ketil odrobinę mocniej zabiło. Może chciała wierzyć, że ten żart rzeczywiście był żartem.
Powinien częściej się uśmiechać.
Pozwoliła na przyjrzenie się swoim dłoniom, a w duchu dziękowała wszystkim bożkom za ostatnią wizytę u kosmetyczki. Możliwe, że ten nawet nie zwróci na to uwagi, ale ona sama poczuła się zdecydowanie lepiej, mogąc obserwować ten krótki proces przyglądania się szkodom, gdy wiedziała, że ogólnie dłonie były w świetnym stanie. Podchodziła do tego bardzo pieczołowicie, zresztą to samo tyczyło się stanu włosów i skóry. Według Ikke, zadbany wygląd był wizytówką kobiety – dlatego musiała wyglądać dobrze, szczególnie dla takiej chwili. Nawet kosztem chudszego portfela.
– Wierzysz w efekt motyla? – spytała, jakby próbując zacząć myśl, która od dłuższego czasu kłębiła się w jej głowie. Miała ochotę użyć określenia „przeznaczenie”, ale stwierdziła, że jest to zbyt patetyczne zagranie, niemal zakrawające o desperację młodej romantyczki.
- Naprawdę sądzisz, że musiałbym uciekać się do czegoś takiego? - spytał tonem niemal urażonym. Niemal. Nonszalanckie błyski w piwnych oczach powinny dać jej do zrozumienia, że ponownie sięgał do rażącej ironii.
Wzrok uciekł mu do rudego kosmyku, który uparcie wymsknął się zza ucha i przez dłuższą chwilę właśnie jemu się przyglądał. Nie przysuniętej bliżej szklance, nie twarzy Ketil. Najpierw ujął swój kieliszek, by w pierwszej kolejności przepłukać gardło alkoholem. Dla zasady. Dopiero gdy go odstawił, oparł się łokciami o kant stolika i delikatnie nachylił do przodu, wwiercając przenikliwie spojrzenie w oczy Ketil.
- Nie powinnaś tego robić już za pierwszym razem - szepnął konspiracyjnie, zupełnie jakby zdradzał jej właśnie największą tajemnicę tego świata. Jednocześnie nie skłamał. Takiemu jak on nie powinno się ufać, pokładać w nim wiary czy nadziei. Ktoś taki na to nie zasługiwał. Wyprostował się i, cały czas patrząc jej w oczy, sięgnął po szklankę z sokiem. Ostentacyjnie powoli uniósł ją na wysokość swojej twarzy i odczekał krótką chwilę, przywołując na twarz buńczuczny uśmiech. Napił się i odstawił szkło z powrotem na blat, by przesunąć je z powrotem w stronę tymczasowej właścicielki.
Po części rozumiał jej obawy. Po części zdawał sobie również sprawę z tego, że zwyczajnie się z nim droczyła. Szczwana. Ruda. Gdyby doczepić jej ogon, byłaby jak lis.
Czy przechytrzy i ogra również ciebie, Alistair?
Nie w tym życiu.
Nie tylko ona była pewna siebie. Choć niezaprzeczalnie na tym polu nad nią górował, zapomniał już, jak to jest czuć się skrępowanym czy niepewnym. Dla niego podobne uczucia były niczym na wpół zapomniany koszmar, czymś co lubił obserwować u innych, lecz u siebie samego rozpamiętywał jako coś żałosnego. Zdarzało mu się być krytycznym nawet przy ocenie swojej osoby. Kto by pomyślał?
Delikatnie ujął jej dłoń, jakby została wykonana z kruchego kryształu i każdy bardziej natrętny dotyk mógł ją skruszyć, by przyjrzeć się drobnym zadrapaniom. Był perfekcjonistą, uwielbiał równo ułożone koszule, poukładane w rzędach szklanki. Lecz nade wszystko cenił sobie takie drobnostki, jak zadbane paznokcie czy porządnie zawiązane sznurówki. Bzdety, pierdoły. W takich szczegółach dopatrywał się wszystkiego, co było mu potrzebne do rzetelnej oceny osoby, która znajdowała się przed nim. Ketil zdawała ten test. Gładką i miękką skórą, niezdartym skórkom i nieobgryzionym paznokciom. Wypuścił jej dłoń spomiędzy swoich palców po tym krótkim badaniu.
- Nie - odparł krótko. - Boga, siły wyższe, Jedi, przeznaczenie, wróżki i świętego Mikołaja również nie. Jestem realistą. - Brutalnie. - Sądzisz, że twój upadek może spowodować trzęsienie ziemi w Japonii?
Czy w ostatnim pytaniu zamajaczyła drobna nuta kpiny?
Wzrok uciekł mu do rudego kosmyku, który uparcie wymsknął się zza ucha i przez dłuższą chwilę właśnie jemu się przyglądał. Nie przysuniętej bliżej szklance, nie twarzy Ketil. Najpierw ujął swój kieliszek, by w pierwszej kolejności przepłukać gardło alkoholem. Dla zasady. Dopiero gdy go odstawił, oparł się łokciami o kant stolika i delikatnie nachylił do przodu, wwiercając przenikliwie spojrzenie w oczy Ketil.
- Nie powinnaś tego robić już za pierwszym razem - szepnął konspiracyjnie, zupełnie jakby zdradzał jej właśnie największą tajemnicę tego świata. Jednocześnie nie skłamał. Takiemu jak on nie powinno się ufać, pokładać w nim wiary czy nadziei. Ktoś taki na to nie zasługiwał. Wyprostował się i, cały czas patrząc jej w oczy, sięgnął po szklankę z sokiem. Ostentacyjnie powoli uniósł ją na wysokość swojej twarzy i odczekał krótką chwilę, przywołując na twarz buńczuczny uśmiech. Napił się i odstawił szkło z powrotem na blat, by przesunąć je z powrotem w stronę tymczasowej właścicielki.
Po części rozumiał jej obawy. Po części zdawał sobie również sprawę z tego, że zwyczajnie się z nim droczyła. Szczwana. Ruda. Gdyby doczepić jej ogon, byłaby jak lis.
Czy przechytrzy i ogra również ciebie, Alistair?
Nie w tym życiu.
Nie tylko ona była pewna siebie. Choć niezaprzeczalnie na tym polu nad nią górował, zapomniał już, jak to jest czuć się skrępowanym czy niepewnym. Dla niego podobne uczucia były niczym na wpół zapomniany koszmar, czymś co lubił obserwować u innych, lecz u siebie samego rozpamiętywał jako coś żałosnego. Zdarzało mu się być krytycznym nawet przy ocenie swojej osoby. Kto by pomyślał?
Delikatnie ujął jej dłoń, jakby została wykonana z kruchego kryształu i każdy bardziej natrętny dotyk mógł ją skruszyć, by przyjrzeć się drobnym zadrapaniom. Był perfekcjonistą, uwielbiał równo ułożone koszule, poukładane w rzędach szklanki. Lecz nade wszystko cenił sobie takie drobnostki, jak zadbane paznokcie czy porządnie zawiązane sznurówki. Bzdety, pierdoły. W takich szczegółach dopatrywał się wszystkiego, co było mu potrzebne do rzetelnej oceny osoby, która znajdowała się przed nim. Ketil zdawała ten test. Gładką i miękką skórą, niezdartym skórkom i nieobgryzionym paznokciom. Wypuścił jej dłoń spomiędzy swoich palców po tym krótkim badaniu.
- Nie - odparł krótko. - Boga, siły wyższe, Jedi, przeznaczenie, wróżki i świętego Mikołaja również nie. Jestem realistą. - Brutalnie. - Sądzisz, że twój upadek może spowodować trzęsienie ziemi w Japonii?
Czy w ostatnim pytaniu zamajaczyła drobna nuta kpiny?
Teraz nie dała się złapać w jego ironiczną pułapkę. Przez cały czas uśmiechała się tak samo, obserwując go spod cienia swoich długich rzęs. Robiła to nieświadomie, chociaż zwykle zdarzało jej się flirtować z namacalną niemal premedytacją. Miała tendencję do mimowolnego dotykania rozmówców. Potrzebowała ciągłego kontaktu, nie tylko tego nudnego, werbalnego. Najlepiej czuła się w czyimś towarzystwie, gdy odwzajemniano jej zainteresowanie.
– Nigdy nie mam pewności kto mi się przygląda i kto mi towarzyszy – odparła z westchnieniem w głosie. Ostentacyjnie wzruszyła ramionami, w tamtej chwili wciąż podpierając policzek dłonią. Nie było tak? Ufała Alistairowi – najpewniej kolejna godzina zweryfikuje słuszność tego wyboru – ale jednocześnie nic o nim nie wiedziała. Czuła, że ten nie bierze jej na poważnie, nawet nie mogła tego nazwać epizodem, bo takie rzeczy się pamięta, a taka ruda małolata błyskawicznie odejdzie w niepamięć. Dlatego też chciała wykorzystać daną możliwość. Skorzystać z tego, że ktoś taki chociaż przez ten jeden wieczór będzie patrzył tylko na nią.
Ikke uwielbiała być w centrum uwagi, a dla atencji zrobiłaby wszystko.
Nie spuszczała wzroku z jego sylwetki. Gdy przysunął się bliżej, bez większego problemu wytrzymała jawny nacisk wyzywającego spojrzenia mężczyzny. Nie mogła pozwolić, by pokonał ją jej własną bronią – to ona zwykle trzymała się sposobu rozpraszania innych ciągłym kontaktem wzrokowym.
Dotrzymał słowa, więc gest podania dłoni był swojego rodzaju… nagrodą? Uległość w zamian za posłuszeństwo. Cóż, wiedziała, że i tak poddałaby się jego wcześniejszej propozycji, ale wolała chociaż trochę się zabawić. Udawać, ćwiczyć się w tej trudnej sztuce, którą Alistair opanował do perfekcji, bawiąc się nią w tak wysublimowany sposób, że na poły tego świadoma Ikke... nie miała zamiaru się sprzeciwiać.
– Bierzesz to zbyt dosłownie – żachnęła się, zakładając nogę na nogę, ale w jej głosie nie było żadnego specjalnego wyrzutu ani pretensji. Rozumiała, że niewiele osób postrzega świat w sposób, w jaki dane było dziewczynie oglądać go każdego dnia, ale mogła odrobinę mu to przybliżyć, chociaż pewnie z marnym skutkiem.
– Na to spotkanie złożyło się naprawdę wiele czynników. Możliwe, że gdybym zmieniła chociaż jeden z nich, teraz organizowałabym zamach stulecia, może leżałabym na Hawajach, ewentualnie w ciemnym grobie, ale ty nie musiałbyś się kłopotać spędzaniem ze mną czasu – odparła i rozłożyła ręce w geście pewnej bezradności wobec podjętych decyzji, jednak gdyby miała wybierać... chyba wolałaby siedzieć tutaj. Na karierę przestępcy miała jeszcze czas, wyspy były przereklamowane, a śmierć i tak w końcu przyjdzie.
– Nigdy nie mam pewności kto mi się przygląda i kto mi towarzyszy – odparła z westchnieniem w głosie. Ostentacyjnie wzruszyła ramionami, w tamtej chwili wciąż podpierając policzek dłonią. Nie było tak? Ufała Alistairowi – najpewniej kolejna godzina zweryfikuje słuszność tego wyboru – ale jednocześnie nic o nim nie wiedziała. Czuła, że ten nie bierze jej na poważnie, nawet nie mogła tego nazwać epizodem, bo takie rzeczy się pamięta, a taka ruda małolata błyskawicznie odejdzie w niepamięć. Dlatego też chciała wykorzystać daną możliwość. Skorzystać z tego, że ktoś taki chociaż przez ten jeden wieczór będzie patrzył tylko na nią.
Ikke uwielbiała być w centrum uwagi, a dla atencji zrobiłaby wszystko.
Nie spuszczała wzroku z jego sylwetki. Gdy przysunął się bliżej, bez większego problemu wytrzymała jawny nacisk wyzywającego spojrzenia mężczyzny. Nie mogła pozwolić, by pokonał ją jej własną bronią – to ona zwykle trzymała się sposobu rozpraszania innych ciągłym kontaktem wzrokowym.
Dotrzymał słowa, więc gest podania dłoni był swojego rodzaju… nagrodą? Uległość w zamian za posłuszeństwo. Cóż, wiedziała, że i tak poddałaby się jego wcześniejszej propozycji, ale wolała chociaż trochę się zabawić. Udawać, ćwiczyć się w tej trudnej sztuce, którą Alistair opanował do perfekcji, bawiąc się nią w tak wysublimowany sposób, że na poły tego świadoma Ikke... nie miała zamiaru się sprzeciwiać.
– Bierzesz to zbyt dosłownie – żachnęła się, zakładając nogę na nogę, ale w jej głosie nie było żadnego specjalnego wyrzutu ani pretensji. Rozumiała, że niewiele osób postrzega świat w sposób, w jaki dane było dziewczynie oglądać go każdego dnia, ale mogła odrobinę mu to przybliżyć, chociaż pewnie z marnym skutkiem.
– Na to spotkanie złożyło się naprawdę wiele czynników. Możliwe, że gdybym zmieniła chociaż jeden z nich, teraz organizowałabym zamach stulecia, może leżałabym na Hawajach, ewentualnie w ciemnym grobie, ale ty nie musiałbyś się kłopotać spędzaniem ze mną czasu – odparła i rozłożyła ręce w geście pewnej bezradności wobec podjętych decyzji, jednak gdyby miała wybierać... chyba wolałaby siedzieć tutaj. Na karierę przestępcy miała jeszcze czas, wyspy były przereklamowane, a śmierć i tak w końcu przyjdzie.
Nie potrafił powstrzymać uśmiechu, gdy przytoczyła jego własne słowa z przed chwili. Łatwo się przystosowywała, łatwo przeskoczyła na odpowiedni kanał. Może nie była tak naiwną małolatą, za jaką brał ją na początku, miała czas jeszcze się wykazać. Uznał również, że przypuszczalnie nie tylko kolor jej włosów byłby dla niego interesujący.
Lecz w jego mniemaniu to wszystko nadal pozostawało niezobowiązującą zabawą, niczym ważnym czy szczególnym - choć nie sądził, by tak łatwo wyrzucił z pamięci to spotkanie zważywszy na to, w jaki sposób się rozpoczęło. Do tej pory nie miał okazji poznać kogoś, ponieważ go potrącił. Zawarcie jakiejkolwiek znajomości przy takim incydencie warunkowało zapisanie całej sytuacji na dysku twardym na znacznie dłużej.
Nawet jeśli cała reszta - jak przebieg rozmowy czy wszystkie gesty, którymi się posiłkowali - miała się zamazać lub zniknąć w odmętach pamięci.
Ponownie napił się swojego koniaku i niemal z żalem zarejestrował, że trunek w szkle się kończy. Pora na whisky i papierosa? Rozparł się nieco wygodniej na krześle, jedną dłonią cały czas dotykając miękko czaszy kieliszka.
Nie zdawał sobie z tego sprawy, lecz ta ciągota do przebywania w centrum uwagi poniekąd ich łączyła. Fakt, Alistair wolał działać zza kurtyny, bezpiecznie ukryty przed światłami reflektorów, nie przepadał również za spotkaniami towarzyskimi - lecz gdy już zniżał się do poziomu zwykłych śmiertelników, lubił wśród nich błyszczeć jak najprawdziwszy diament w pomyjach. Całkiem prawdopodobne było to, że granica tego, co potrafili zrobić, by znaleźć się w samym środku zainteresowania, była położona w kompletnie innych miejscach. I, najpewniej, na innych płaszczyznach.
- Nie wykluczam - stwierdził na dobry początek. Czyżby to był wstęp do głębszej rozmowy filozoficznej? - Ale jednak jesteś tutaj. Dlatego, że ruszyłem trzy sekundy za wcześnie, a ty pokonałaś o trzy kroki zbyt mało. Gdybanie ma sens tylko wtedy, gdy jest się nieusatysfakcjonowany tym, co dostał. - W prologu i pierwszym rozdziale tej opowieści fabuła zapowiadała się obiecująco. Nie mógł narzekać, zwłaszcza że alternatywą w jego przypadku było utopienie samego siebie w wygodnym fotelu i whisky. Wymarzony piątkowy wieczór. Dzięki decyzjom, które podejmowali oboje w przeciągu dnia, nie spędzał go sam. Znalazł się w miejscu i sytuacji, która mu odpowiadała. Ketil dopełniała jedynie obrazu. Była gwiazdką tej nocy. Rdzawą, zwiastującą nieszczęścia wieszczką, lecz nadal gwiazdą.
Kolejny łyk koniaku. Ostatni. Uniósł kieliszek wyżej i przyjrzał mu się z zamyśleniem.
- Tym razem ja przeproszę cię na moment - rzucił lekko. Oczywiście, na moment. Krótki spacer do baru i z powrotem. - Masz ochotę na coś specjalnego? - spytał. Chwila przerwy, po której na jego twarz wślizgnął się szelmowski uśmiech. Spłoszy ją? Skrępuje? A może potraktuje to jako wyzwanie? - Mnie pomijając.
Lecz w jego mniemaniu to wszystko nadal pozostawało niezobowiązującą zabawą, niczym ważnym czy szczególnym - choć nie sądził, by tak łatwo wyrzucił z pamięci to spotkanie zważywszy na to, w jaki sposób się rozpoczęło. Do tej pory nie miał okazji poznać kogoś, ponieważ go potrącił. Zawarcie jakiejkolwiek znajomości przy takim incydencie warunkowało zapisanie całej sytuacji na dysku twardym na znacznie dłużej.
Nawet jeśli cała reszta - jak przebieg rozmowy czy wszystkie gesty, którymi się posiłkowali - miała się zamazać lub zniknąć w odmętach pamięci.
Ponownie napił się swojego koniaku i niemal z żalem zarejestrował, że trunek w szkle się kończy. Pora na whisky i papierosa? Rozparł się nieco wygodniej na krześle, jedną dłonią cały czas dotykając miękko czaszy kieliszka.
Nie zdawał sobie z tego sprawy, lecz ta ciągota do przebywania w centrum uwagi poniekąd ich łączyła. Fakt, Alistair wolał działać zza kurtyny, bezpiecznie ukryty przed światłami reflektorów, nie przepadał również za spotkaniami towarzyskimi - lecz gdy już zniżał się do poziomu zwykłych śmiertelników, lubił wśród nich błyszczeć jak najprawdziwszy diament w pomyjach. Całkiem prawdopodobne było to, że granica tego, co potrafili zrobić, by znaleźć się w samym środku zainteresowania, była położona w kompletnie innych miejscach. I, najpewniej, na innych płaszczyznach.
- Nie wykluczam - stwierdził na dobry początek. Czyżby to był wstęp do głębszej rozmowy filozoficznej? - Ale jednak jesteś tutaj. Dlatego, że ruszyłem trzy sekundy za wcześnie, a ty pokonałaś o trzy kroki zbyt mało. Gdybanie ma sens tylko wtedy, gdy jest się nieusatysfakcjonowany tym, co dostał. - W prologu i pierwszym rozdziale tej opowieści fabuła zapowiadała się obiecująco. Nie mógł narzekać, zwłaszcza że alternatywą w jego przypadku było utopienie samego siebie w wygodnym fotelu i whisky. Wymarzony piątkowy wieczór. Dzięki decyzjom, które podejmowali oboje w przeciągu dnia, nie spędzał go sam. Znalazł się w miejscu i sytuacji, która mu odpowiadała. Ketil dopełniała jedynie obrazu. Była gwiazdką tej nocy. Rdzawą, zwiastującą nieszczęścia wieszczką, lecz nadal gwiazdą.
Kolejny łyk koniaku. Ostatni. Uniósł kieliszek wyżej i przyjrzał mu się z zamyśleniem.
- Tym razem ja przeproszę cię na moment - rzucił lekko. Oczywiście, na moment. Krótki spacer do baru i z powrotem. - Masz ochotę na coś specjalnego? - spytał. Chwila przerwy, po której na jego twarz wślizgnął się szelmowski uśmiech. Spłoszy ją? Skrępuje? A może potraktuje to jako wyzwanie? - Mnie pomijając.
Ikke uwielbiała być powodem ludzkiego uśmiechu, niezależnie od tego kogo miała na celu. Szczególne miejsce w jej sercu miały te chwile, w których sprowokowanie go wymagało większego zaangażowania ze strony dziewczyny. Alistair od samego początku wyglądał na ponurego. Tajemniczego, nawet skrytego. Nie wiedziała, czy to zasługa alkoholu, czy podjęcia towarzyskiej rękawicy żartów i żarcików, ale Ikke była przekonana, że jest do bólu świadomy tego, jak reagują na niego kobiety. Posyłał te swoje spojrzenia, od których miękły jej nogi, chociaż siedziała twardo na krześle. Odpowiednio panował nad tonem głosu. Szybko zauważył, że podobają się jej jego dłonie, więc non-stop je czymś zajmował, sprawiając rudej przyjemność. Iliansdotir była tym zafascynowana, może naiwnie, ale czuła się jak jedyny widz tego subtelnego przedstawienia. Widziała w swoim życiu dziesiątki występów teatralnych, obserwowała setki aktorów, ale to było coś całkiem nowego. Oni nie grali swoich ról z myślą o niej, więc nie była tym do końca usatysfakcjonowana.
Nie ma człowieka idealnego, choć z trudem przyszłoby jej wyobrazić sobie Alistaira w dresie przed telewizorem. Podświadomie czuła, że zbliżenie się do tego obrazka, naruszyłoby jej postrzeganie tej jedynej idealnej nocy. Jedynym przedstawieniu, które ogląda się tylko raz. Jeśli dobrze pójdzie, rankiem wraz ze zgubieniem bucika, całe to zamieszanie zostawi za sobą i nie będzie chować do nikogo urazy, wymagać czegoś więcej i doszukiwać się popełnionych błędów. Nie potrzebowała tego. Tych głupich marzeń o idealnej miłości, której tak wiernie się przyglądała w literaturze, kinematografii. Świat szybko zdałby sobie sprawę, że Ketil jest tylko sobą, nikim więcej i żadna z niej protagonistka.
– Będąc optymistką, moja wyobraźnia każe mi myśleć, że uratowałeś mnie przed kradzieżą portfela kilka metrów dalej, a ja ciebie przed wypadkiem kilka minut później. Co więc sprawia, że ty jesteś usatysfakcjonowany, raunsæi? – spytała, przekrzywiając lekko głowę w kierunku prawego ramienia, by spojrzeć na niego z ukosa. Podświadomie oczekiwała odpowiedzi związanej ze swoją osobą i nie mogła temu zaprzeczyć. Pod przykrywką rudej wiewiórki czaiła się idealistka i egocentryczka. Bycie częścią czegoś lepszego pozwalało jej podbić swoje ego, które po rozwodzie rodziców runęło na łeb, na szyję – nie była już córeczką bogatego tatusia, bo ten zrobił sobie nową pociechę. Matka szybko ulokowała swoje uczucia w mężczyźnie, który skutecznie odciągnął jej uwagę od córki, a teraz ukochany brat znalazł narzeczoną, przez którą znów musiała usunąć się w cień.
Cholera, użyłaś islandzkiego, idiotko.
– To znaczy, realisto – sprostowała szybko. Była pewna, że uda jej się dzisiaj przebrnąć przez wieczór bez lingwistycznych pomyłek, ale świat widocznie miał ją gdzieś. Zaśmiała się, próbując ukryć lekkie zażenowanie, a rude włosy łagodnie zsunęły się z lewego ramienia, odsłaniając szyję i delikatnie zarysowany obojczyk.
Postawione pytanie w pierwszej chwili rzeczywiście zbiło ją z tropu. Otaksowała spojrzeniem jego sylwetkę, zmrużyła lekko oczy, niby zastanawiając się nad możliwościami, ale pewność siebie, koniec końców, namówiła ją na pewne zagranie. Ryzykowne.
– Białe wino – odparła spokojnie. Odwzajemniła uśmiech – Podobno pasuje do deseru – dodała z nutką kokieterii, co spotkało się z dosłownym moralnym kacem dziewczyny. Najgorszy był w tym fakt, że to całkowicie odnosiło się do niego. Gdyby rzeczywiście miała przed sobą coś słodkiego, podtekst pozostałby wyłącznie podtekstem, a teraz? Czy nie pozwoliła sobie na zbytnią zuchwałość? Co sobie o niej pomyśli? To było zbyt sassy jak na nią. Niemal poczuła oblewający policzki rumieniec, więc szybko spojrzała gdzieś w bok.
Wygrałeś bitwę, ale jest jeszcze wojna do wygrania.
Nie ma człowieka idealnego, choć z trudem przyszłoby jej wyobrazić sobie Alistaira w dresie przed telewizorem. Podświadomie czuła, że zbliżenie się do tego obrazka, naruszyłoby jej postrzeganie tej jedynej idealnej nocy. Jedynym przedstawieniu, które ogląda się tylko raz. Jeśli dobrze pójdzie, rankiem wraz ze zgubieniem bucika, całe to zamieszanie zostawi za sobą i nie będzie chować do nikogo urazy, wymagać czegoś więcej i doszukiwać się popełnionych błędów. Nie potrzebowała tego. Tych głupich marzeń o idealnej miłości, której tak wiernie się przyglądała w literaturze, kinematografii. Świat szybko zdałby sobie sprawę, że Ketil jest tylko sobą, nikim więcej i żadna z niej protagonistka.
– Będąc optymistką, moja wyobraźnia każe mi myśleć, że uratowałeś mnie przed kradzieżą portfela kilka metrów dalej, a ja ciebie przed wypadkiem kilka minut później. Co więc sprawia, że ty jesteś usatysfakcjonowany, raunsæi? – spytała, przekrzywiając lekko głowę w kierunku prawego ramienia, by spojrzeć na niego z ukosa. Podświadomie oczekiwała odpowiedzi związanej ze swoją osobą i nie mogła temu zaprzeczyć. Pod przykrywką rudej wiewiórki czaiła się idealistka i egocentryczka. Bycie częścią czegoś lepszego pozwalało jej podbić swoje ego, które po rozwodzie rodziców runęło na łeb, na szyję – nie była już córeczką bogatego tatusia, bo ten zrobił sobie nową pociechę. Matka szybko ulokowała swoje uczucia w mężczyźnie, który skutecznie odciągnął jej uwagę od córki, a teraz ukochany brat znalazł narzeczoną, przez którą znów musiała usunąć się w cień.
Cholera, użyłaś islandzkiego, idiotko.
– To znaczy, realisto – sprostowała szybko. Była pewna, że uda jej się dzisiaj przebrnąć przez wieczór bez lingwistycznych pomyłek, ale świat widocznie miał ją gdzieś. Zaśmiała się, próbując ukryć lekkie zażenowanie, a rude włosy łagodnie zsunęły się z lewego ramienia, odsłaniając szyję i delikatnie zarysowany obojczyk.
Postawione pytanie w pierwszej chwili rzeczywiście zbiło ją z tropu. Otaksowała spojrzeniem jego sylwetkę, zmrużyła lekko oczy, niby zastanawiając się nad możliwościami, ale pewność siebie, koniec końców, namówiła ją na pewne zagranie. Ryzykowne.
– Białe wino – odparła spokojnie. Odwzajemniła uśmiech – Podobno pasuje do deseru – dodała z nutką kokieterii, co spotkało się z dosłownym moralnym kacem dziewczyny. Najgorszy był w tym fakt, że to całkowicie odnosiło się do niego. Gdyby rzeczywiście miała przed sobą coś słodkiego, podtekst pozostałby wyłącznie podtekstem, a teraz? Czy nie pozwoliła sobie na zbytnią zuchwałość? Co sobie o niej pomyśli? To było zbyt sassy jak na nią. Niemal poczuła oblewający policzki rumieniec, więc szybko spojrzała gdzieś w bok.
Wygrałeś bitwę, ale jest jeszcze wojna do wygrania.
Ta noc miała pozostać taka, jaką była. Być miłym wspomnieniem, czymś do czego można było z przyjemnością powrócić myślami w przyszłości i niczym więcej. Koniec tego krótkometrażowego filmu miał nastąpić wraz ze świtem, po napisach końcowych nie pojawiał się ostatnia scena wieszcząca następną część. Magia spotkania prysnęłaby, gdyby ich twarze oświetliły promienie porannego słońca. To wszystko straciłoby pozycję zwiewnego, na wpół zapomnianego po czasie snu. Stałoby się do bólu realne i życiowe. W nocnym mroku wszystko było łatwiejsze, żadne działanie nie powodowało dalekosiężnych konsekwencji. Istniało tylko to, co działo się w danym momencie.
Ketil tej jednej nocy została Kopciuszkiem. Lecz zamiast pantofelka miała zostawić swojemu księciu wspomnienie, po którym on sam nie zamierzał jej szukać.
Splótł przed sobą palce, wspierając łokcie o stolik.
- Ty.
Wiedział, co takiego chciała usłyszeć. Postanowił spełnić te oczekiwania i również połechtać tak bezpośrednio jej ego. Nie znał wprawdzie znaczenia ostatniego słowa, lecz nie miało to większego znaczenia. Nie bawił się w żadne ozdobniki, wysublimowane gierki słowne, nawet jeśli powinien. Była sama sobie winna, skoro zadała właśnie takie pytanie. A Alistair był ciekaw, jak wiele była w stanie znieść. Większość kobiet miało granicę, po której przekroczeniu zawstydzenie nie znikało z ich twarzy, a same były zbyt spłoszone, by mogły pozwolić sobie na ruch naprzód. Postanowił to sprawdzić, by nie popełnić przypadkiem błędu.
Skinął głową. Realisto. Nie brzmiało tak źle.
Lecz nie miał czasu się nad tym zastanawiać. Jej włosy zafalowały i zsunęły się z lewego ramienia, tym samym odsłoniły jasny fragment skóry i na tym chwilowo skupił swoją uwagę. Na moment lub dwa go rozproszyła, tak mało świadomie. Kompozycja ognia i bladego płótna. Dźwięczny, krótki śmiech.
I białe wino.
Sama uderzyła bezpośrednio, lecz jednocześnie oberwała siłą odrzutu. Zaśmiał się cicho i podniósł ze swojego miejsca.
- Wedle życzenia. Wytrawne, słodkie?
Nie męczył jej dalej, choć miał ochotę rzucić od niechcenia, że to drugie pasowałoby do niej bardziej. Wygrał to jedno starcie, te rozkosznie zarumienione policzki były nagrodą. Ten widok sprawił mu pewną dozę przyjemności, dostał namacalne potwierdzenie tego, że na nią działał. Niby dostrzegł to już wcześniej, zjadliwa pewność siebie nie pozwoliła mu na inne myślenie, lecz gdy mimowolnie pokazała to tak bezpośrednio... Był kontent. Nie napompowała mu tym ego i tak było olbrzymie. Ktoś kiedyś się dziwił, że był w stanie zmieścić je w swoim mieszkaniu.
Zimny deser, zimny drań.
Odszedł od stolika i skierował swoje kroki w kierunku baru. Zajęło mu tylko chwilę, barman nie był oblegany. Alistair poczekał, aż ten przygotuje wybrane przez Ketil wino i, dla odmiany, whisky dla siebie.
Wrócił i ustawił kieliszek przed rudowłosym dziewczęciem, by zaraz zająć swoje wcześniejsze miejsce ze szklanką w dłoni.
- Mam nadzieję, że smak cię nie rozczaruje. I wina, i deseru.
Ketil tej jednej nocy została Kopciuszkiem. Lecz zamiast pantofelka miała zostawić swojemu księciu wspomnienie, po którym on sam nie zamierzał jej szukać.
Splótł przed sobą palce, wspierając łokcie o stolik.
- Ty.
Wiedział, co takiego chciała usłyszeć. Postanowił spełnić te oczekiwania i również połechtać tak bezpośrednio jej ego. Nie znał wprawdzie znaczenia ostatniego słowa, lecz nie miało to większego znaczenia. Nie bawił się w żadne ozdobniki, wysublimowane gierki słowne, nawet jeśli powinien. Była sama sobie winna, skoro zadała właśnie takie pytanie. A Alistair był ciekaw, jak wiele była w stanie znieść. Większość kobiet miało granicę, po której przekroczeniu zawstydzenie nie znikało z ich twarzy, a same były zbyt spłoszone, by mogły pozwolić sobie na ruch naprzód. Postanowił to sprawdzić, by nie popełnić przypadkiem błędu.
Skinął głową. Realisto. Nie brzmiało tak źle.
Lecz nie miał czasu się nad tym zastanawiać. Jej włosy zafalowały i zsunęły się z lewego ramienia, tym samym odsłoniły jasny fragment skóry i na tym chwilowo skupił swoją uwagę. Na moment lub dwa go rozproszyła, tak mało świadomie. Kompozycja ognia i bladego płótna. Dźwięczny, krótki śmiech.
I białe wino.
Sama uderzyła bezpośrednio, lecz jednocześnie oberwała siłą odrzutu. Zaśmiał się cicho i podniósł ze swojego miejsca.
- Wedle życzenia. Wytrawne, słodkie?
Nie męczył jej dalej, choć miał ochotę rzucić od niechcenia, że to drugie pasowałoby do niej bardziej. Wygrał to jedno starcie, te rozkosznie zarumienione policzki były nagrodą. Ten widok sprawił mu pewną dozę przyjemności, dostał namacalne potwierdzenie tego, że na nią działał. Niby dostrzegł to już wcześniej, zjadliwa pewność siebie nie pozwoliła mu na inne myślenie, lecz gdy mimowolnie pokazała to tak bezpośrednio... Był kontent. Nie napompowała mu tym ego i tak było olbrzymie. Ktoś kiedyś się dziwił, że był w stanie zmieścić je w swoim mieszkaniu.
Zimny deser, zimny drań.
Odszedł od stolika i skierował swoje kroki w kierunku baru. Zajęło mu tylko chwilę, barman nie był oblegany. Alistair poczekał, aż ten przygotuje wybrane przez Ketil wino i, dla odmiany, whisky dla siebie.
Wrócił i ustawił kieliszek przed rudowłosym dziewczęciem, by zaraz zająć swoje wcześniejsze miejsce ze szklanką w dłoni.
- Mam nadzieję, że smak cię nie rozczaruje. I wina, i deseru.
– Good point – stwierdziła z niejakim trudem, żeby nie pozwolić sobie na zbyt poufały ton głosu. Wyglądała na zadowoloną, ale nie speszoną czy niewinnie onieśmieloną. Nie spodziewała się takiej bezpośredniej odpowiedzi ze strony mężczyzny. A może powinna? Wyprostowała się na krześle i podparła łagodnie podbródek na wierzchu dłoni, łokieć opierając o stolik. Nawet nie próbowała ukrywać beztroskiego uśmiechu, który niecnie wkradł się na usta pokryte cienką warstwą szminki. W brązowych oczach migały wesołe, zadziorne ogniki. Zdecydowanie nie umiała ukryć tego, że sprawił jej tym przyjemność, przy okazji spełniając niemą prośbę.
Wyłapała jego spojrzenie, gdy przeniósł je na szyję dziewczyny. Nie zrobiła tego specjalnie, ale widocznie wyszło na dobre, jeśli ten drobny gest rozproszył tak skupione, pewne siebie spojrzenie Alistaira. Na myśl przyszła jej wtedy książka, którą czytała jakiś czas temu. Bohaterka, gejsza, mówiła w niej o subtelnym uwodzeniu za pomocą pozornie przypadkowych, naturalnych posunięć. Odsłonięcie nadgarstka, zsunięcie ramiączka, poprawienie niesfornych kosmyków włosów. Odpowiednie rozegranie takiego niezamierzonego teatrzyku, z każdej kobiety mogło zrobić królową flirtu i kokieterii.
A mówiła coś o osiemnastolatkach?
– Słodkie – rzuciła lekko, spoglądając ku niemu nieśmiało, wciąż czując niepokorne efekty chwilowego zawstydzenia swoją pyszną odpowiedzią. Delikatne wypieki na twarzy pasował do tej rudej postaci, przypominały, że nawet najdojrzalszy makijaż jest niczym w porównaniu ze szczenięcym rumieńcem.
Odetchnęła w duchu, gdy oddalił się do baru. Musiała się uspokoić, skorzystać z tej cennej chwili wyciszenia, by później z łatwością znów wrócić do gry. Wizja spędzenia kolejnych godzin u boku Alistaira stawała się coraz bardziej realna, ale nie chciała zbyt się na to nastawiać. Jego myśli były dla niej niewiadomą, czuła, że się droczy. Kto wie, co może przyjść mu do głowy? Może stwierdzi, że nie warto tracić czasu na młódkę, która jeszcze przypadkiem się zakocha i będzie miał problem na głowie? To spostrzeżenie zajęło jej myśli na tyle, że nie zauważyła nawet jego powrotu, wpatrzona we własne paznokcie.
– Myślę, że nie mam czego się obawiać – odparła, leniwie przenosząc na niego swoje spojrzenie. Serce dziewczyny zabiło odrobinę mocniej, gdy na nowo spojrzała mu w oczy. Nie mogła dać po sobie tego poznać, tylko uśmiechnęła się zadziornie, całkowicie ignorując głupie reakcje organizmu. Pochyliła się lekko w jego stronę, prostując ramiona i opierając ręce o blat. Jedną ułożyła wygodnie równolegle do siebie, a drugą podniosła kieliszek.
– Czym zajmujesz się na co dzień? Pomijając chowanie ciał – spytała luźno. Lubiła wybierać tematy rozmów, a nie mogła nie skorzystać z okazji rozdmuchania swoich wątpliwości dotyczących profesji Alistaira. Nie zakładała już zwykłego policjanta, chociaż detektyw dalej majaczył jej przed oczami. Najpewniej obstawiała wysoko postawionego korpo-szczura.
Wyłapała jego spojrzenie, gdy przeniósł je na szyję dziewczyny. Nie zrobiła tego specjalnie, ale widocznie wyszło na dobre, jeśli ten drobny gest rozproszył tak skupione, pewne siebie spojrzenie Alistaira. Na myśl przyszła jej wtedy książka, którą czytała jakiś czas temu. Bohaterka, gejsza, mówiła w niej o subtelnym uwodzeniu za pomocą pozornie przypadkowych, naturalnych posunięć. Odsłonięcie nadgarstka, zsunięcie ramiączka, poprawienie niesfornych kosmyków włosów. Odpowiednie rozegranie takiego niezamierzonego teatrzyku, z każdej kobiety mogło zrobić królową flirtu i kokieterii.
A mówiła coś o osiemnastolatkach?
– Słodkie – rzuciła lekko, spoglądając ku niemu nieśmiało, wciąż czując niepokorne efekty chwilowego zawstydzenia swoją pyszną odpowiedzią. Delikatne wypieki na twarzy pasował do tej rudej postaci, przypominały, że nawet najdojrzalszy makijaż jest niczym w porównaniu ze szczenięcym rumieńcem.
Odetchnęła w duchu, gdy oddalił się do baru. Musiała się uspokoić, skorzystać z tej cennej chwili wyciszenia, by później z łatwością znów wrócić do gry. Wizja spędzenia kolejnych godzin u boku Alistaira stawała się coraz bardziej realna, ale nie chciała zbyt się na to nastawiać. Jego myśli były dla niej niewiadomą, czuła, że się droczy. Kto wie, co może przyjść mu do głowy? Może stwierdzi, że nie warto tracić czasu na młódkę, która jeszcze przypadkiem się zakocha i będzie miał problem na głowie? To spostrzeżenie zajęło jej myśli na tyle, że nie zauważyła nawet jego powrotu, wpatrzona we własne paznokcie.
– Myślę, że nie mam czego się obawiać – odparła, leniwie przenosząc na niego swoje spojrzenie. Serce dziewczyny zabiło odrobinę mocniej, gdy na nowo spojrzała mu w oczy. Nie mogła dać po sobie tego poznać, tylko uśmiechnęła się zadziornie, całkowicie ignorując głupie reakcje organizmu. Pochyliła się lekko w jego stronę, prostując ramiona i opierając ręce o blat. Jedną ułożyła wygodnie równolegle do siebie, a drugą podniosła kieliszek.
– Czym zajmujesz się na co dzień? Pomijając chowanie ciał – spytała luźno. Lubiła wybierać tematy rozmów, a nie mogła nie skorzystać z okazji rozdmuchania swoich wątpliwości dotyczących profesji Alistaira. Nie zakładała już zwykłego policjanta, chociaż detektyw dalej majaczył jej przed oczami. Najpewniej obstawiała wysoko postawionego korpo-szczura.
Uwodzenie zawsze było sztuką drobnych gestów. Niepozornych, nafaszerowanych nonszalancją, niewinnością i wyuzdaniem jednocześnie. Drobne uśmiechy, odpowiedni ton, wszystko co można było pokazać przy pomocy mowy ciała. Ketil nawet nie zdawała sobie sprawy, że tymi drobnymi aktami napędzała tę karuzelę. Mało świadomie, lecz wystarczająco. Zainteresowanie, gdy napotykało na mur obojętności, miało to do siebie, że lubiło gasnąć. W sytuacji, gdy było odwzajemnione, mogło jedynie nabierać na sile.
Oczywiście, istniały też wyjątki w postaci kobiet, które lgnęły do mężczyzn, którzy nie przejmowali się ich istnieniem.
Białe, słodkie wino.
- Dobry wybór. - Jedynie tyle stwierdził na odchodne. Gust, co do alkoholu, zdecydowanie miał inny. Preferował wytrawne i cięższe, bardziej gorzkie. Dowodem na to była choćby whisky w jego szklance. Białe wino przy niej było lekkie niczym piórko, ledwo wyczuwalne. Lecz to nie zmieniało tego, że ten trunek do niej pasował. Niepozorny, delikatny - lecz w większej ilości i po dłuższym czasie uderzał do głowy, nie pozwalał się skupić, palił.
Podniósł szkło na wysokość swojej twarzy i w pierwszej kolejności zaciągnął się jej zapachem. Słodko-gorzki, cudownie znajomy. Delektował się nim przez moment, nim zakręcił płynem w szklance i dopiero wówczas się napił.
Whisky, moja żono...
Cudowna, jedyna taka. I nie było nikogo, kto rozumiałby go lepiej. Nie zadawała pytań, nie robiła wyrzutów, zawsze była obok i gdy tylko zapragnął jej towarzystwa, miał ją na wyciągnięcie ręki.
- Niebawem pewnie się przekonasz - powiedział to znacznie ciszej, niemal zamruczał przyjemnym dla ucha tonem. Obiecującym, zachęcającym. Przy takim tempie rozgrywki wydawało mu się niemal pewne, że mogłaby. Po części się z nią droczył i nie traktował jej poważnie, ale nie wykluczał, że mogliby spędzić w swoim towarzystwie jeszcze kilka godzin. Rozmowa jednak się kleiła - mimo dzielącej ich różnicy wieku - a cała otoczka nie zachęcała do odejścia od tego stołu. To byłoby równoznaczne z końcem gry, bajka by się skończyła, świt nadszedłby przedwcześnie.
Jak na razie wolał tego uniknąć
- Pilnuję, żeby ci, którzy nie potrafią tego robić dość wprawnie, uniknęli kary - oznajmił, na chwilę odstawiając swoją szklankę. Lecz palców nadal od niej nie oderwał. Uśmiechnął się półgębkiem, a jego lewa brew uniosła się lekko. - A ty? Nie licząc wpadania pod auta?
Oczywiście, istniały też wyjątki w postaci kobiet, które lgnęły do mężczyzn, którzy nie przejmowali się ich istnieniem.
Białe, słodkie wino.
- Dobry wybór. - Jedynie tyle stwierdził na odchodne. Gust, co do alkoholu, zdecydowanie miał inny. Preferował wytrawne i cięższe, bardziej gorzkie. Dowodem na to była choćby whisky w jego szklance. Białe wino przy niej było lekkie niczym piórko, ledwo wyczuwalne. Lecz to nie zmieniało tego, że ten trunek do niej pasował. Niepozorny, delikatny - lecz w większej ilości i po dłuższym czasie uderzał do głowy, nie pozwalał się skupić, palił.
Podniósł szkło na wysokość swojej twarzy i w pierwszej kolejności zaciągnął się jej zapachem. Słodko-gorzki, cudownie znajomy. Delektował się nim przez moment, nim zakręcił płynem w szklance i dopiero wówczas się napił.
Whisky, moja żono...
Cudowna, jedyna taka. I nie było nikogo, kto rozumiałby go lepiej. Nie zadawała pytań, nie robiła wyrzutów, zawsze była obok i gdy tylko zapragnął jej towarzystwa, miał ją na wyciągnięcie ręki.
- Niebawem pewnie się przekonasz - powiedział to znacznie ciszej, niemal zamruczał przyjemnym dla ucha tonem. Obiecującym, zachęcającym. Przy takim tempie rozgrywki wydawało mu się niemal pewne, że mogłaby. Po części się z nią droczył i nie traktował jej poważnie, ale nie wykluczał, że mogliby spędzić w swoim towarzystwie jeszcze kilka godzin. Rozmowa jednak się kleiła - mimo dzielącej ich różnicy wieku - a cała otoczka nie zachęcała do odejścia od tego stołu. To byłoby równoznaczne z końcem gry, bajka by się skończyła, świt nadszedłby przedwcześnie.
Jak na razie wolał tego uniknąć
- Pilnuję, żeby ci, którzy nie potrafią tego robić dość wprawnie, uniknęli kary - oznajmił, na chwilę odstawiając swoją szklankę. Lecz palców nadal od niej nie oderwał. Uśmiechnął się półgębkiem, a jego lewa brew uniosła się lekko. - A ty? Nie licząc wpadania pod auta?
Ryże kosmyki wyślizgnęły się z pozornego porządku, co przykuło uwagę wrażliwej na takie sprawy Ketil. Opieszale wsunęła w nie szczupłe palce i delikatnie przeczesała, zaczesując jednocześnie grzywkę bardziej do tyłu, która szybko wróciła na swoje miejsce, uzyskując przy tym bardziej zadowalający efekt.
„Niebawem pewnie się przekonasz.”
Oczy dziewczyny rozszerzyły się odrobinę, by znów zmrużyć – różnica nie mogła zostać zauważona. Źrenice jej oczu już od dłuższego czasu zajmowały większą część tęczówki, co każdy może interpretować według własnej wiedzy i spostrzeżeń. Chęć wpuszczenia do oka większej ilości światła, by możliwie najlepiej widzieć osobę siedzącą na przeciwko, ewentualnie po prostu powodem był słaby wzrok. Nie chciała wyjść na przesadnie zaangażowaną w przewidywanie przebiegu wieczoru, jednak odpowiednia interpretacja tych wszystkich gestów i geścików była zbyt niejednoznaczna. A przecież żadna z niej wróżka! Przyrównywała siebie do wielu bajkowych postaci, począwszy od smutnego Quasimodo, a na Kopciuszku kończąc, ale nie wyróżniała się niczym specjalnym, sukienkę też miała nijaką. Szkoda tylko, że w oryginalnych wersjach żadne z nich, koniec końców, nie skończyło szczęśliwie.
Zdecydowała się swobodnie przejść do zadania pytania, nie odpowiadając bezpośrednio na osobliwe zapewnienie Alistaira. Chciała wyglądać na bardziej pewną siebie, a przyjętą pozą, na poły otwartą, bo pochyloną w stronę rozmówcy, ale też zamkniętą przez ręce złożone na blacie, starała się odzwierciedlić własne podejście do całej sytuacji. Upiła łyk wina. Lekkie. Przyjemnie rozlewając się po podniebieniu, zwilżyło odrobinę zaschnięte gardło. Podobno dobre trunki zawsze trafiają prosto do serduszka.
Czyli adwokat.
– Podejrzewałam cię o bycie prywatnym detektywem, zbliżona branża – zwierzyła się, uśmiechając przy tym odrobinę zadziornie. Naoglądała się filmów akcji i horrorów, więc miała pewne pojęcie o związanej z tym popkulturze. Możliwe, że trochę ograniczone. Brakowało mu tylko plastikowej odznaki w ręku i przeciwsłonecznych okularów na nosie, żeby uwierzyła mu na słowo.
– Muszę cię rozczarować. To moje główne zajęcie –odparła. – Za ubezpieczenie ze szkoły można dostać niezłe odszkodowanie, a manicure nie jest tani – dodała po chwili. Wyglądała na całkiem poważną, dopóki lekko nie zadrżał jej kącik ust, a potem już całkiem się uśmiechnęła. Upiła kolejny łyk wina. Zapowiadało się na to, że Ketil znacznie szybciej uraczy się swoim kieliszkiem.
„Niebawem pewnie się przekonasz.”
Oczy dziewczyny rozszerzyły się odrobinę, by znów zmrużyć – różnica nie mogła zostać zauważona. Źrenice jej oczu już od dłuższego czasu zajmowały większą część tęczówki, co każdy może interpretować według własnej wiedzy i spostrzeżeń. Chęć wpuszczenia do oka większej ilości światła, by możliwie najlepiej widzieć osobę siedzącą na przeciwko, ewentualnie po prostu powodem był słaby wzrok. Nie chciała wyjść na przesadnie zaangażowaną w przewidywanie przebiegu wieczoru, jednak odpowiednia interpretacja tych wszystkich gestów i geścików była zbyt niejednoznaczna. A przecież żadna z niej wróżka! Przyrównywała siebie do wielu bajkowych postaci, począwszy od smutnego Quasimodo, a na Kopciuszku kończąc, ale nie wyróżniała się niczym specjalnym, sukienkę też miała nijaką. Szkoda tylko, że w oryginalnych wersjach żadne z nich, koniec końców, nie skończyło szczęśliwie.
Zdecydowała się swobodnie przejść do zadania pytania, nie odpowiadając bezpośrednio na osobliwe zapewnienie Alistaira. Chciała wyglądać na bardziej pewną siebie, a przyjętą pozą, na poły otwartą, bo pochyloną w stronę rozmówcy, ale też zamkniętą przez ręce złożone na blacie, starała się odzwierciedlić własne podejście do całej sytuacji. Upiła łyk wina. Lekkie. Przyjemnie rozlewając się po podniebieniu, zwilżyło odrobinę zaschnięte gardło. Podobno dobre trunki zawsze trafiają prosto do serduszka.
Czyli adwokat.
– Podejrzewałam cię o bycie prywatnym detektywem, zbliżona branża – zwierzyła się, uśmiechając przy tym odrobinę zadziornie. Naoglądała się filmów akcji i horrorów, więc miała pewne pojęcie o związanej z tym popkulturze. Możliwe, że trochę ograniczone. Brakowało mu tylko plastikowej odznaki w ręku i przeciwsłonecznych okularów na nosie, żeby uwierzyła mu na słowo.
– Muszę cię rozczarować. To moje główne zajęcie –odparła. – Za ubezpieczenie ze szkoły można dostać niezłe odszkodowanie, a manicure nie jest tani – dodała po chwili. Wyglądała na całkiem poważną, dopóki lekko nie zadrżał jej kącik ust, a potem już całkiem się uśmiechnęła. Upiła kolejny łyk wina. Zapowiadało się na to, że Ketil znacznie szybciej uraczy się swoim kieliszkiem.
Tylko strzelał.
Sam nie wiedział, jakim torem będzie pędziła dzisiejsza noc, nie miał gotowych planów. Mógł jedynie przewidywać nowe ścieżki rozwoju i na szybko rozplanowywać swoje posunięcia. Lubił kontrolować otoczenie i swoje życie, lubił równie bardzo manipulować innymi, by tańczyli do wygrywanej przez niego melodii. A nade wszystko nienawidził, gdy jego skrzętnie układane plany czy założenia waliły się na łeb i szyję.
Po raz kolejny napił się się whisky, czuł już wewnątrz to osobliwe uczucie delikatnego upojenia. Lekkiego. Ledwo zauważalnego, które poprawiało humor i wzmacniało emocje, tym samym ujmując ostrości rozsądkowi. Był to proces tak powolny, że świadomie sam nie zauważył zmiany, nawet jeśli tę mógłby dostrzec uważny obserwator bądź ktoś, kto znałby go dłużej i lepiej.
Ponownie zatrzymał wzrok na jej włosach. Na tym ogniu, który przecinał powietrze z bezgłośnym sykiem, trawił bytującą dookoła nijakość. Tak rzadki, tak niezwykły. Alistair westchnął i oparł policzek o zaciśniętą w pięść dłoń wspartą łokciem o stolik. Oderwał spojrzenie od tego jednego szczegółu, wracając do twarzy Ketil. Z pewnością po jakimś czasie w jego wspomnieniach zatarłby się obraz jej oczu, ust czy policzków. Nie potrafiłby powiedzieć, jaki kolor miały jej tęczówki, przypuszczalnie zapomniałby o jasnej skórze jej szyi, miękko wystających obojczykach. Lecz jedno było pewne - nie wyrzuciłby z pamięci tych rdzawych kosmyków.
- Po części - stwierdził i wzruszył ramionami. Główna różnica polegała na tym, że detektywi szukali winnych i poszlak, które mogłyby wskazywać na ich winę. Adwokaci z kolei robili coś innego - starali się chronić winnego przed wymiarem sprawiedliwości, obracali dowody i starali się przewinienie umniejszyć bądź wymazać. Stali poniekąd po przeciwnych stronach barykady.
Czyli jednak uczennica.
Skinął głową. Jednak odchylił się zaraz na swoim krześle, by zwiększyć dystans między nimi. Tym razem nieco mocniej uderzyło go to, ile dziewczę może mieć lat. Myślał nieco innymi kategoriami niż Ketil. Zamiast być z siebie dumnym, że bez problemów potrafił zwodzić takie młode kobietki, wyobraził sobie, jak bardzo byłby wściekły, gdyby dowiedział się, że facet w jego wieku traktuje w podobny sposób jego siedemnastoletnią córkę. Takie rzeczy same z siebie tworzyły przepaść.
- Odrobiłaś już lekcje? - spytał pozornie bez cienia większego zainteresowania, odrzucając z miejsca chęć do zagłębienia się w tematyce manicure i tym podobnych. I uniósł szklankę, by się napić. Tym razem z tego względu, że chyba musiał.
Niby doskonale zdawał sobie sprawę z tego, że Ketilbjörg jest młoda. Lecz jednocześnie nie wiązał tego w żaden sposób ze szkołą. Na Boga, swojego młodszego brata traktował jak skończonego bachora, a ten był na studiach.
Sam nie wiedział, jakim torem będzie pędziła dzisiejsza noc, nie miał gotowych planów. Mógł jedynie przewidywać nowe ścieżki rozwoju i na szybko rozplanowywać swoje posunięcia. Lubił kontrolować otoczenie i swoje życie, lubił równie bardzo manipulować innymi, by tańczyli do wygrywanej przez niego melodii. A nade wszystko nienawidził, gdy jego skrzętnie układane plany czy założenia waliły się na łeb i szyję.
Po raz kolejny napił się się whisky, czuł już wewnątrz to osobliwe uczucie delikatnego upojenia. Lekkiego. Ledwo zauważalnego, które poprawiało humor i wzmacniało emocje, tym samym ujmując ostrości rozsądkowi. Był to proces tak powolny, że świadomie sam nie zauważył zmiany, nawet jeśli tę mógłby dostrzec uważny obserwator bądź ktoś, kto znałby go dłużej i lepiej.
Ponownie zatrzymał wzrok na jej włosach. Na tym ogniu, który przecinał powietrze z bezgłośnym sykiem, trawił bytującą dookoła nijakość. Tak rzadki, tak niezwykły. Alistair westchnął i oparł policzek o zaciśniętą w pięść dłoń wspartą łokciem o stolik. Oderwał spojrzenie od tego jednego szczegółu, wracając do twarzy Ketil. Z pewnością po jakimś czasie w jego wspomnieniach zatarłby się obraz jej oczu, ust czy policzków. Nie potrafiłby powiedzieć, jaki kolor miały jej tęczówki, przypuszczalnie zapomniałby o jasnej skórze jej szyi, miękko wystających obojczykach. Lecz jedno było pewne - nie wyrzuciłby z pamięci tych rdzawych kosmyków.
- Po części - stwierdził i wzruszył ramionami. Główna różnica polegała na tym, że detektywi szukali winnych i poszlak, które mogłyby wskazywać na ich winę. Adwokaci z kolei robili coś innego - starali się chronić winnego przed wymiarem sprawiedliwości, obracali dowody i starali się przewinienie umniejszyć bądź wymazać. Stali poniekąd po przeciwnych stronach barykady.
Czyli jednak uczennica.
Skinął głową. Jednak odchylił się zaraz na swoim krześle, by zwiększyć dystans między nimi. Tym razem nieco mocniej uderzyło go to, ile dziewczę może mieć lat. Myślał nieco innymi kategoriami niż Ketil. Zamiast być z siebie dumnym, że bez problemów potrafił zwodzić takie młode kobietki, wyobraził sobie, jak bardzo byłby wściekły, gdyby dowiedział się, że facet w jego wieku traktuje w podobny sposób jego siedemnastoletnią córkę. Takie rzeczy same z siebie tworzyły przepaść.
- Odrobiłaś już lekcje? - spytał pozornie bez cienia większego zainteresowania, odrzucając z miejsca chęć do zagłębienia się w tematyce manicure i tym podobnych. I uniósł szklankę, by się napić. Tym razem z tego względu, że chyba musiał.
Niby doskonale zdawał sobie sprawę z tego, że Ketilbjörg jest młoda. Lecz jednocześnie nie wiązał tego w żaden sposób ze szkołą. Na Boga, swojego młodszego brata traktował jak skończonego bachora, a ten był na studiach.
Alistair mógł być w wieku jej brata. Prawdopodobnie tak właśnie było. Miała wrażenie, że ten wycofał się wyłącznie przez fakt wspomnienia szkoły i niezbyt się ją to zdziwiło. Bardziej przytłoczyło, ale to swoją drogą. Przeczuwała, że powoła się na jakąś prawniczą klauzulę sumienia, która miałaby mu całkiem przysłonić wszelkie inne aspekty, o ile rzeczywiście jakieś zauważał.
Daniel obchodził w tym roku 29 urodziny. Był najważniejszym mężczyzną w jej życiu, ale od jakiegoś czasu zaczął dawać jej wolną rękę. Wierzył, że ma swój rozum, z którego chętnie skorzysta, gdy zajdzie taka potrzeba. Ojciec? Kim był dla niej ten nieczuły, kasiasty skurwysyn? Płacił wysokie alimenty, ale nigdy nie pamiętał o jej urodzinach. Nosiła jego imię w nazwisku z przyzwyczajenia, chociaż równie dobrze mogłaby je zmienić tak jak brat. Ojczym? Stary erotoman, w którym jej matka była zakochana do szaleństwa? Gdy poinformowała rodzicielkę, że ten próbował się do niej dobierać podczas świąt, dostała w twarz z siłą, która szybko sprowadziła ją do parteru.
Oszacowała kilka opcji. Dokładniej dwie opcje – Alistair wypije więcej niż dwie szklaneczki i zostaną tutaj chwilkę dłużej albo zdecyduje się wezwać taksówkę zawczasu i odesłać ją prosto do domu, czując się jak bohater i obrońca niewinnych dziewcząt. Julia miała czternaście lat wychodząc za mąż, a zaledwie szesnastoletnią Esmeraldą zainteresowało się czterech, znacznie starszych adoratorów – w tym ksiądz – i jedynym problemem wydawało się być pochodzenie obydwu dziewcząt. Ikke brała pod uwagę fakt, że to były inne czasy, dzieci swatano bardzo wcześnie, a nad mężczyznami nie wisiał wtedy kodeks karny, prędzej kara boska, no ale…
– Podczas wakacji wolę zająć się czymś bardziej specjalnym – odparła spokojnie, bez cienia rozbawienia, lekko unosząc brew w odrobinę pobłażliwym geście. Łapała go za własne słówka i niesamowicie chciało jej się z tego wszystkiego śmiać. Pewny siebie uwodziciel, który jeszcze chwilę temu proponował bliższą relację, teraz całkowicie spłoszył się przed wizją spędzenia nocy w towarzystwie nastolatki. Którą też była od samego początku, więc niewiele się zmieniło. Wycofanie to coś na swój sposób zrozumiałego, ale czy też osoba na jego stanowisku, będąca ponoć świadoma prawa jak mało kto, nie powinna zareagować już wcześniej? Widocznie nie była tak niedoświadczona jak mógłby sądzić, jeśli nie pozwoliła mu zauważyć prawdy, dopóki sama się nią uczciwie nie podzieliła.
Z drugiej strony, czy Ikke nie zachowywała się zbyt nieroztropnie? Nie grała zbyt pewnej siebie na osobę w tym wieku? Gdyby była świadoma dziesięciu lat różnicy, najpewniej wcale by się tym nie przejęła, wzruszyłaby tylko ramionami. Miała pewne szczątkowe obeznanie w relacjach damsko-męskich, ale to Alistair ciągle królował nad sytuacją. Zdawać by się mogło, że powinna trzymać się na baczności w towarzystwie starszego, doświadczonego mężczyzny.
Daniel obchodził w tym roku 29 urodziny. Był najważniejszym mężczyzną w jej życiu, ale od jakiegoś czasu zaczął dawać jej wolną rękę. Wierzył, że ma swój rozum, z którego chętnie skorzysta, gdy zajdzie taka potrzeba. Ojciec? Kim był dla niej ten nieczuły, kasiasty skurwysyn? Płacił wysokie alimenty, ale nigdy nie pamiętał o jej urodzinach. Nosiła jego imię w nazwisku z przyzwyczajenia, chociaż równie dobrze mogłaby je zmienić tak jak brat. Ojczym? Stary erotoman, w którym jej matka była zakochana do szaleństwa? Gdy poinformowała rodzicielkę, że ten próbował się do niej dobierać podczas świąt, dostała w twarz z siłą, która szybko sprowadziła ją do parteru.
Oszacowała kilka opcji. Dokładniej dwie opcje – Alistair wypije więcej niż dwie szklaneczki i zostaną tutaj chwilkę dłużej albo zdecyduje się wezwać taksówkę zawczasu i odesłać ją prosto do domu, czując się jak bohater i obrońca niewinnych dziewcząt. Julia miała czternaście lat wychodząc za mąż, a zaledwie szesnastoletnią Esmeraldą zainteresowało się czterech, znacznie starszych adoratorów – w tym ksiądz – i jedynym problemem wydawało się być pochodzenie obydwu dziewcząt. Ikke brała pod uwagę fakt, że to były inne czasy, dzieci swatano bardzo wcześnie, a nad mężczyznami nie wisiał wtedy kodeks karny, prędzej kara boska, no ale…
– Podczas wakacji wolę zająć się czymś bardziej specjalnym – odparła spokojnie, bez cienia rozbawienia, lekko unosząc brew w odrobinę pobłażliwym geście. Łapała go za własne słówka i niesamowicie chciało jej się z tego wszystkiego śmiać. Pewny siebie uwodziciel, który jeszcze chwilę temu proponował bliższą relację, teraz całkowicie spłoszył się przed wizją spędzenia nocy w towarzystwie nastolatki. Którą też była od samego początku, więc niewiele się zmieniło. Wycofanie to coś na swój sposób zrozumiałego, ale czy też osoba na jego stanowisku, będąca ponoć świadoma prawa jak mało kto, nie powinna zareagować już wcześniej? Widocznie nie była tak niedoświadczona jak mógłby sądzić, jeśli nie pozwoliła mu zauważyć prawdy, dopóki sama się nią uczciwie nie podzieliła.
Z drugiej strony, czy Ikke nie zachowywała się zbyt nieroztropnie? Nie grała zbyt pewnej siebie na osobę w tym wieku? Gdyby była świadoma dziesięciu lat różnicy, najpewniej wcale by się tym nie przejęła, wzruszyłaby tylko ramionami. Miała pewne szczątkowe obeznanie w relacjach damsko-męskich, ale to Alistair ciągle królował nad sytuacją. Zdawać by się mogło, że powinna trzymać się na baczności w towarzystwie starszego, doświadczonego mężczyzny.
Chwilowe zbicie z pantałyku, to wszystko. Musiał po prostu się przestawić.
Prawnicy, adwokaci mieli dość elastyczne kręgosłupy moralne. Alistair nie był wyjątkiem, nie miał większych oporów, aby stawać w obronie morderców, oszustów czy gwałcicieli - na sali sądowej, oczywiście. Nie robił tego dlatego, że musiał. Jego specjalnością były sprawy finansowe, lecz dla sportu. To pozwalało również na znalezienie kontaktów w półświatku. Nie lubił brudzić sobie rąk, a wdzięczność szumowin była niekiedy zwyczajnie niezbędna, by nie bywał powiązany z pewnymi rzeczami. Niższe wyroki czy uniewinnienia były idealnym długiem.
Myśl, że ma do czynienia z kimś, kto jest młodszy od jego brata, była niewygodna zważywszy na to, jak często bywał zmuszany do wyciągania go ze wszystkich głupot, w jakie się wplątywał. Jego wyskoki były szczeniackie i żałosne, przez nie jego obraz Ketil został zaburzony.
Na moment.
Flirtujesz z nią, to jednorazowy wyskok.
Nie miała zostać jego żoną, nie wiązał z tą relacją dalekosiężnych planów, nie mieli się nawet więcej zobaczyć, wobec tego zaczął odrzucać te mniej wygodne myśli, które mogłyby zakłócić tę chwilę. Uznał je za idiotyczne i śmieszne, gdy przeanalizował na szybko swoje poprzednie zachowanie czy słowa. Był niekonsekwentny. Skoro powiedział już tak głośno A, powinien rzucić i B, a zaraz za tym wyrecytować i dalszy alfabet.
Szklanka do ust, łyk whisky. Podstępny głosik w głowie zamruczał mu z wyrzutem, że pije trochę zbyt szybko, lecz ta uwaga została zbagatelizowana. Też coś.
- To zrozumiałe - odparł krótko. Bo co miał powiedzieć? W czasie zabawy w wielce dorosłego zapominał o takich błahostkach jak wakacje czy przerwy w nauce, mimo że sam nie skończył studiów bogowie wiedzą jak dawno. Trzy lata temu? Dwa? W tym czasie wyrobił sobie już jako taką renomą i reputację, choć początkowo wszyscy spoglądali dość niechętnie na niedoświadczonego przy takiej pracy młokosa, który puszył się, jakby już pozjadał wszystkie rozumy. Wtedy był nieco bardziej zuchwały, bardziej wyzywający. Z czasem wolał usunąć się w cień. - Oderwanie się rutyny wymaga specjalnych rozwiązań.
Jak teraz. Siedzenie z nią przy tym stoliku było nowością, czymś odbiegającym od rytmu jego dnia.
Pięć minut przerwy dla tego pana, chwila na ławce, by odetchnąć i napić się wody, nim mógł wrócić na boisko. Odetchnąć stęchłym powietrzem miasta, zapalić, nakarmić raka i uspokoić wieczny głód nikotynowy.
- Nie można tutaj palić, prawda? - spytał najpierw. Gdyby był gdzieś indziej, nie krępowałby się podobnymi zakazami, tylko z wyższością odpaliłby papierosa w lokalu i strzepywał popiół do szklanki. Na swoim gruncie, swoim terenie. Lecz nie tutaj, w podrzędnej knajpie w centrum miasta, gdzie za taką bezczelność bezpardonowo zbierałby zęby z podłogi.
Wolną dłonią przetarł oczy, soczewki zaczynały mu przeszkadzać.
Prawnicy, adwokaci mieli dość elastyczne kręgosłupy moralne. Alistair nie był wyjątkiem, nie miał większych oporów, aby stawać w obronie morderców, oszustów czy gwałcicieli - na sali sądowej, oczywiście. Nie robił tego dlatego, że musiał. Jego specjalnością były sprawy finansowe, lecz dla sportu. To pozwalało również na znalezienie kontaktów w półświatku. Nie lubił brudzić sobie rąk, a wdzięczność szumowin była niekiedy zwyczajnie niezbędna, by nie bywał powiązany z pewnymi rzeczami. Niższe wyroki czy uniewinnienia były idealnym długiem.
Myśl, że ma do czynienia z kimś, kto jest młodszy od jego brata, była niewygodna zważywszy na to, jak często bywał zmuszany do wyciągania go ze wszystkich głupot, w jakie się wplątywał. Jego wyskoki były szczeniackie i żałosne, przez nie jego obraz Ketil został zaburzony.
Na moment.
Flirtujesz z nią, to jednorazowy wyskok.
Nie miała zostać jego żoną, nie wiązał z tą relacją dalekosiężnych planów, nie mieli się nawet więcej zobaczyć, wobec tego zaczął odrzucać te mniej wygodne myśli, które mogłyby zakłócić tę chwilę. Uznał je za idiotyczne i śmieszne, gdy przeanalizował na szybko swoje poprzednie zachowanie czy słowa. Był niekonsekwentny. Skoro powiedział już tak głośno A, powinien rzucić i B, a zaraz za tym wyrecytować i dalszy alfabet.
Szklanka do ust, łyk whisky. Podstępny głosik w głowie zamruczał mu z wyrzutem, że pije trochę zbyt szybko, lecz ta uwaga została zbagatelizowana. Też coś.
- To zrozumiałe - odparł krótko. Bo co miał powiedzieć? W czasie zabawy w wielce dorosłego zapominał o takich błahostkach jak wakacje czy przerwy w nauce, mimo że sam nie skończył studiów bogowie wiedzą jak dawno. Trzy lata temu? Dwa? W tym czasie wyrobił sobie już jako taką renomą i reputację, choć początkowo wszyscy spoglądali dość niechętnie na niedoświadczonego przy takiej pracy młokosa, który puszył się, jakby już pozjadał wszystkie rozumy. Wtedy był nieco bardziej zuchwały, bardziej wyzywający. Z czasem wolał usunąć się w cień. - Oderwanie się rutyny wymaga specjalnych rozwiązań.
Jak teraz. Siedzenie z nią przy tym stoliku było nowością, czymś odbiegającym od rytmu jego dnia.
Pięć minut przerwy dla tego pana, chwila na ławce, by odetchnąć i napić się wody, nim mógł wrócić na boisko. Odetchnąć stęchłym powietrzem miasta, zapalić, nakarmić raka i uspokoić wieczny głód nikotynowy.
- Nie można tutaj palić, prawda? - spytał najpierw. Gdyby był gdzieś indziej, nie krępowałby się podobnymi zakazami, tylko z wyższością odpaliłby papierosa w lokalu i strzepywał popiół do szklanki. Na swoim gruncie, swoim terenie. Lecz nie tutaj, w podrzędnej knajpie w centrum miasta, gdzie za taką bezczelność bezpardonowo zbierałby zęby z podłogi.
Wolną dłonią przetarł oczy, soczewki zaczynały mu przeszkadzać.
Dante z Kakuei dotarli do centrum w starej części miasta gdzie znajdowała się Knajpka The Red Lion. We dwójkę weszli do środka widząc przyjemną atmosferę i ustronne miejsca gdzie można w końcu odpocząć od ruchliwego miasta. Gdy wybrał stolik wtedy zauważył kelnera z dwoma menu, który podszedł do nich. Podziękował za fatygę wtedy zdjął swoją kurtkę letnią kładąc na ramię krzesła.
- Tutaj usiądziemy - odparł krótko do towarzysza. Najpewniej on zamówi sobie wodę lub piwo z powodu ciepła, więc orzeźwić się można przynajmniej przy takiej pogodzie. Przez chwilę spojrzał się w danym momencie na stronę z napojami zastanawiając czy drogi kolega weźmie tez coś dla siebie.
- Tutaj usiądziemy - odparł krótko do towarzysza. Najpewniej on zamówi sobie wodę lub piwo z powodu ciepła, więc orzeźwić się można przynajmniej przy takiej pogodzie. Przez chwilę spojrzał się w danym momencie na stronę z napojami zastanawiając czy drogi kolega weźmie tez coś dla siebie.
Pozwolenia na tym forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach