▲▼
Strona 2 z 2 • 1, 2
First topic message reminder :
Ile jeszcze?...
Przeniósł wzrok z widoków za oknem na zegarek na nadgarstku i odczytał godzinę. Hmm… Coś tu nie gra. Zaraz, zaraz, jak to było? Dziesięć godzin różnicy od Sankt Petersburga do Vancouver? Przestawił wskazówki i ponownie oparł się o ściankę. Gruba warstwa chmur zasłaniała widoki na miasto, ciekawe czy jeszcze krążą przy lotnisku, czy być może lecą jeszcze gdzieś przez jakieś kanadyjskie pustkowia.
Po przylocie chwilę zajęło mu przestawienie się z bukw na litery. Poplątał się, ale w końcu udało mu się odebrać swój bagaż i odnaleźć wyjście.
Uhhh… Zimno jak w Rosji. Ściągnął zębami rękawiczkę i szybko napisał smsa do Charlesa. Ma go niby znaleźć? Prędzej zamarznie na kość niż… Oooo, czyżby tamta plama to on? Schował telefon i przerzucił szalik za siebie. Przyspieszył, a kiedy rozpoznał Sylwetkę Charlesa, pobiegł do niego, zostawiając niedaleko walizkę.
- CHARLES! – niiieee, w żaden sposób nie będzie się teraz hamował. Rzucił się na niego, wyściskał i wycałował. – Tęskniłem! W końcu mogę cię dorrrwać! – otarł się szorstkim policzkiem o jego i zaśmiał się. Jeszcze… Jeszcze chwilkę go pomaltretuje...
► Przy parkingu znajdują się trzy spore motele, w których podróżni mogą poczekać na swoje przesiadki, bądź po prostu odespać męczącą podróż.
Najbardziej oblegane miejsce przez wszystkich przylatujących i wylatujących. Ci, którzy dostaną się na lotnisko taksówką nie musza się dodatkowo martwić - inni potrafią krążyć w kółko, by znaleźć nieco wolnej przestrzeni do zaparkowania samochodu. Co wcale nie jest takim łatwym zadaniem, zwłaszcza gdy potrzebuje się nieco dłuższego postoju niż zwykłe piętnaście minut. Ceny zostawienia auta na strzeżonym parkingu na kilka dni powalają z nóg, a jednak chętnych nie brakuje. Szczególnie wśród dobrze ubranych, poważanych CEO największych firm w Riverdale City, którzy wyruszają w podróż biznesową na kilka dni i zdecydowanie nie zamierzają się tłuc na lotnisko publicznymi pojazdami. Ci, którzy z kolei chcą się po prostu dostać do domu, bez problemu dorwą jakiegoś wolnego kierowcę.
Najbardziej oblegane miejsce przez wszystkich przylatujących i wylatujących. Ci, którzy dostaną się na lotnisko taksówką nie musza się dodatkowo martwić - inni potrafią krążyć w kółko, by znaleźć nieco wolnej przestrzeni do zaparkowania samochodu. Co wcale nie jest takim łatwym zadaniem, zwłaszcza gdy potrzebuje się nieco dłuższego postoju niż zwykłe piętnaście minut. Ceny zostawienia auta na strzeżonym parkingu na kilka dni powalają z nóg, a jednak chętnych nie brakuje. Szczególnie wśród dobrze ubranych, poważanych CEO największych firm w Riverdale City, którzy wyruszają w podróż biznesową na kilka dni i zdecydowanie nie zamierzają się tłuc na lotnisko publicznymi pojazdami. Ci, którzy z kolei chcą się po prostu dostać do domu, bez problemu dorwą jakiegoś wolnego kierowcę.
PARKING
Na tym terenie nie ma ingerencji pracowniczej.
Jesteś zainteresowany pracą na parkingu? Kliknij na W.
Jesteś zainteresowany pracą na parkingu? Kliknij na W.
Ile jeszcze?...
Przeniósł wzrok z widoków za oknem na zegarek na nadgarstku i odczytał godzinę. Hmm… Coś tu nie gra. Zaraz, zaraz, jak to było? Dziesięć godzin różnicy od Sankt Petersburga do Vancouver? Przestawił wskazówki i ponownie oparł się o ściankę. Gruba warstwa chmur zasłaniała widoki na miasto, ciekawe czy jeszcze krążą przy lotnisku, czy być może lecą jeszcze gdzieś przez jakieś kanadyjskie pustkowia.
Po przylocie chwilę zajęło mu przestawienie się z bukw na litery. Poplątał się, ale w końcu udało mu się odebrać swój bagaż i odnaleźć wyjście.
Uhhh… Zimno jak w Rosji. Ściągnął zębami rękawiczkę i szybko napisał smsa do Charlesa. Ma go niby znaleźć? Prędzej zamarznie na kość niż… Oooo, czyżby tamta plama to on? Schował telefon i przerzucił szalik za siebie. Przyspieszył, a kiedy rozpoznał Sylwetkę Charlesa, pobiegł do niego, zostawiając niedaleko walizkę.
- CHARLES! – niiieee, w żaden sposób nie będzie się teraz hamował. Rzucił się na niego, wyściskał i wycałował. – Tęskniłem! W końcu mogę cię dorrrwać! – otarł się szorstkim policzkiem o jego i zaśmiał się. Jeszcze… Jeszcze chwilkę go pomaltretuje...
– Nie wiem. – Wzruszył ramionami. – To znaczy przeważnie, jeśli chce się poznać ludzi do swobodnego seksu nie podaje się swoich imion ani nazwisk, żeby zachować bezpieczeństwo i anonimowość. Ale oni chyba tak o tym nie myślą. Przedstawili mi się jako Alex i Sophia, chociaż i tak każdy woła na nią Lilia. – Milczał chwilę, zastanawiając się, jak on ich właściwie poznał. – A, przedstawił nas sobie znajomy. Chociaż przeważnie takich ludzi poznaję przez strony internetowe. Czemu pytasz?
Buchnął śmiechem na taką odpowiedź. Boguuu jak zachodniooo! Jechać na ślub osób, których imion się nie zna! Cccudownie! Ekhm, tak… Zacmokał i wbił spojrzenie gdzieś w bok. Kiwał głową, na znak, że cały czas słucha. Przyjaciele do seksu. Od razu przed oczami pojawił mu się Carlo, on w sumie nie zna jego prawdziwego imienia, tylko szefowa je znalazła, niech tak zostanie. Chociaż?... Zmierzył wzrokiem Charlesa, ale zaraz zrezygnował z pomysłu. – Nawet proste, może zapamiętam… - ciekawe czy te imiona będą w ogóle potrzebne… - Hm? Przez internet? Byłem ciekaw jak poznajesz innych. Ciężko jest mi wyobrazić sobie ciebie w jakimś większym towarzystwie, być może dlatego, że ciągle byłeś przy mnie, ja przy tobie i nie interesowała nas reszta. Jak jeszcze mógłbyś poznawać ludzi, no pomyślmy… Może podczas swoich wypadów, w pracy? Później tacy dziwni kręcą się tuż obok, oświadczają i zajmują czas, co?
Sam się uśmiechnął. No cóż. Dla niego coś takiego jak imię było zbędną informacją. Czymś, czego wolał nie znać, żeby przez przypadek nie połączyć niewygodnych faktów o ludziach. Z drugiej strony wiedział, jak dla słuchacza wiodącego inny tryb życia od niego może to brzmieć.
– Jeszcze czasami poznaję ludzi w barach i... taak. – Zaśmiał się. – W pracy też się zdarza poznać jakiegoś natrętnego dzieciaka, który przylatuje do mojego rodzinnego miasta i na powitanie wręcza mi jakiś krążek z igiełką i z namalowanym pterodaktylem. – Zerknął na Garika i udał, że mówi to poważnie. Bardzo, bardzo poważnie. Nagle zakręcił, jechał chwilkę wąską alejką między wieżowcami, a później skręcił w zjazd do garażu i zatrzymał się. Sięgnął do schowka przed kolanami znajomego i wyjął pilota. Bez problemu udało mu się wjechać i zaparkować na jednym z miejsc.
Zamiast wysiadać westchnął i podniósł dłonie, ich wnętrzami przecierając twarz.
– Jesteśmy.
– Jeszcze czasami poznaję ludzi w barach i... taak. – Zaśmiał się. – W pracy też się zdarza poznać jakiegoś natrętnego dzieciaka, który przylatuje do mojego rodzinnego miasta i na powitanie wręcza mi jakiś krążek z igiełką i z namalowanym pterodaktylem. – Zerknął na Garika i udał, że mówi to poważnie. Bardzo, bardzo poważnie. Nagle zakręcił, jechał chwilkę wąską alejką między wieżowcami, a później skręcił w zjazd do garażu i zatrzymał się. Sięgnął do schowka przed kolanami znajomego i wyjął pilota. Bez problemu udało mu się wjechać i zaparkować na jednym z miejsc.
Zamiast wysiadać westchnął i podniósł dłonie, ich wnętrzami przecierając twarz.
– Jesteśmy.
- Ja dzieciakiem! Ja dzieciakiem… Sam jesteś dzieciakiem! – tupnął lekko nogą i zaśmiał się. – Ta dzisiejsza młodzież, taka chytra i zuchwała! No nic tylko dać im te tablety niech siedzą w internecie i nie utrudniają! Niedobre dzieciaki – wycedził przez zęby i uśmiechnął się.
Resztę drogi siedział spokojnie i przysypiał. Od czasu do czasu zerkał na coś w telefonie, nie miał siły wysilać się na więcej… Przynajmniej póki nie przyjechali na miejsce.
- Brrrawo. – rozpiął pasy i przybliżył do niego. Ucałował mu skroń po czym wrócił na miejsce i rozejrzał się. Nikogo nie ma, dosskonale… Odszukał dźwigni i położył się z fotelem tyle ile mógł. Nie odpuści sobie takiej okazji. – C’mon. – zmrużył oczy i uśmiechnął się zawadiacko.
ZT
Resztę drogi siedział spokojnie i przysypiał. Od czasu do czasu zerkał na coś w telefonie, nie miał siły wysilać się na więcej… Przynajmniej póki nie przyjechali na miejsce.
- Brrrawo. – rozpiął pasy i przybliżył do niego. Ucałował mu skroń po czym wrócił na miejsce i rozejrzał się. Nikogo nie ma, dosskonale… Odszukał dźwigni i położył się z fotelem tyle ile mógł. Nie odpuści sobie takiej okazji. – C’mon. – zmrużył oczy i uśmiechnął się zawadiacko.
ZT
Strona 2 z 2 • 1, 2
Pozwolenia na tym forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach