▲▼
____ Ledwie mama wyrwała kartkę z kalendarza z sierpniem, a tu bum ─ obniżenie temperatury o pięć stopni, Hazel od ósmej w szkole, deszcz myje szyby w oknach jak przystało na końcówkę kanadyjskiego lata, a Chauncey… wolne! Wraz z początkiem października oczywiście ten stan rzeczy ulegnie zmianie, ale póki nie nadeszła pełnoprawna jesień, zamierzał jak najlepiej wykorzystać czas, w którym nie musiał wstawać na dziewiątą na obowiązkowe wykłady z mikrobiologii.
____ A dla Atwatera produktywnym używaniem wolnych dni było na przykład uczęszczanie do szkoły tańca, gdzie mógł wyżyć się zarówno ruchowo, jak i artystycznie. Normalnie przy występach publicznych ogarniała go trema i zażenowanie, ale w otoczeniu ludzi, których widział co tydzień w tym samym, kameralnym miejscu oraz którzy podzielali jego zapał do tańca, nie było czegoś takiego jak „wstyd”. Nawet jeżeli raz na jakiś czas dołączyła do ich niewielkiego zespołu nowa twarz. I tak też było dzisiaj.
____ Oczywiście w trakcie trwania samych zajęć Chauncey nie zebrał w się w sobie, żeby zagadać do nowego uczestnika, mimo że inni z nim żywo rozmawiali. Czasem rzucił uśmiechem albo zdawkowo odpowiedział na pytanie, ale zadręczając się paranoidalnymi myślami, że nie zachował się dobrze, nie wyciągając od razu ręki do nowego, od razu wycofywał się z kółeczka. I tak aż do osiemnastej, po której ludzie zaczynali się żegnać i rozchodzić do szatni.
Mając umiarkowanej wielkości wyrzuty sumienia, stwierdził, że musi dopaść chłopaka i podać mu rękę, zwłaszcza, jeżeli nie zamierzał przyjść tutaj jednorazowo. Gdy wyszedł z budynku, poprawiając paski plecaka na ramionach, od razu wzrokiem zaczął szukać nieznajomego znajomego, a zlokalizowanie go nie było niebywale trudne.
____ ─ Cześć! ─ przywitał się z szerokim uśmiechem, gdy tylko dogonił chłopaka. ─ Sorry, że się nie odezwałem wcześniej, ale… no, nie miej mnie za buca, jakoś tak wyszło. Jestem Chauncey. ─ dodał trochę speszony idiotyzmem własnych tłumaczeń i wyciągnął do kolegi dłoń w przyjacielskim geście.
____ „Oby tylko Brandon nie pomyślał sobie głupot.”____ Od razu lżej mu się zrobiło, jakby plecak mu się rozpiął i wypadło z niego dziesięć sztuk amunicji do bijatyki na kamienie, gdy zobaczył, że mężczyzna nie chciał być mu dłużny w uśmiechach. Niemniej jednak jego wyraz twarzy drastycznie się zmienił, gdy dostał w zamian za swoje może niepospolite, ale typowo amerykańskie „Chauncey”… to.
____ ─ Sun… z… Sunzu… ─ spróbował, skupiając wszystkie swoje szare komórki w okolicach języka, żeby powtórzyć po nim po chińsku, ale to było trudniejsze niż datowanie metodą węglową, a nie wymagało przecież matematyki. ─ Mogę Ci mówić Sun? Jesteś z Chin? Czy… nie?
____ Nie chciał domniemywać, jak się zapisuje jego imię. Z drugiej strony, może tylko dla mózgu wielkości chomika syryjskiego Atwatera to było takie trudne, bo nie był on dobry w językach. W szkole tylko uczył się hiszpańskiego, a to zupełnie inna rodzina niż chiński! Zresztą, francuski też był romański, a gdy na ulicy w Kanadzie ktoś próbował do niego powiedzieć w tym języku, który był jednak drugim językiem urzędowym, restartował się jak przeciążony komputer.____ Blondyn nie chciał wyjść na ignoranta, rasistę i chama, ale rzeczywiście zgadywał co do narodowości nowego kolegi. Niestety, ale nie był językowcem i dla niego jego imię było tak samo chińskie, jak koreańskie, japońskie i… jakie jeszcze kraje ma Azja, co, Chauncey? Kiedy jeszcze mieszkał w Canaan, w swojej szkole podstawowej miał Azjatkę, która miała z Chance’em wiele wspólnego ─ oboje byli wpychani do szafek na przerwach.
____ ─ To, Sun ─ zaczął, idąc obok niego żwawo, mimo że dom i czekająca na „Fantastic Beasts and Where to Find Them” Hazel były w zupełnie inną stronę, niż tą, którą szedł z Sunem. ─ Tańczyłeś już wcześniej? Dobrze Ci szło dzisiaj.
____ Młodsza siostra co prawda najpewniej mu głowę urwie za spóźnianie się na wczesnojesienne seanse filmowe, ale musiał zadośćuczynić znajomemu za swoje tchórzostwo. Przecież dziesięciolatka nie zając, jak nie dzisiaj, to jutro będą się zapychać popcornem.
____ „Pedał.”____ Zmarszczył lekko brwi, ale to była jedyna, sekundowa zmiana w jego wyrazie twarzy. Rzecz jasna jego komentarze, jakkolwiek niechciane nie byłyby, zdarzały się i trzeba było się z tym liczyć. Tak przynajmniej jak zdarta płyta powtarzał mu psycholog, co oczywiście mimo że ukrócić napad niepokoju, tylko bardziej go stresowało.
____ ─ Czyli po prostu jesteś samoukiem? ─ podsumował, zerkając na niego lekko z góry przez różnicę kilku centymetrów. ─ Wiesz, drzwi stoją otworem, przynajmniej tak prowadząca, Laura, mówi. Im nas więcej, tym lepiej. ─ i znów na jego policzki wstąpiły dołeczki po chwili nerwów.
____ Atwater zatrzymał się na środku chodnika, blokując przejście innym przechodniom, gdyż miał dylemat. I to nie byle jaki. Przed powrotem do domu miał wstąpić do swojego ulubionego, płacącego mu za wdychanie zapachu kawy i hipsterstwa Starbucksa, chwycić waniliową latte na wynos i jechać do swoich czterech ścian, ale przecież głupio byłoby tak zostawić Suna, gdy już sam go zagaił.
____ ─ W sumie to chciałem wejść do Starbucksa, a on jest… tam. ─ mówiąc, wskazał kciukiem za ich plecy. Chciał się zapytać, czy może napije się w nim lokalu, ale sam nie był przekonany, czy powinien o to pytać tuż po zamienieniu dosłownie czterech zdań.____ „Czuję się wtedy wolny!” było standardową odpowiedzią każdego człowieka, którego zapytano, dlaczego tańczy breakdance, zumbę, flamenco i tak dalej, więc na to wyjaśnienie Chauncey tylko kiwnął nieznacznie głową, że przyjął je do wiadomości. To tak, jakby zaczepiła go statystyczna sąsiadka i zapytała, co u rodziny Atwaterów, a on: „Wszystko w porządku, wszyscy zdrowi”. Gdyby chcieć od Chauncey’ego wyciągnąć jego motywacje, pewnie powołałby się odpowiednią ilość ruchu, w końcu taniec spala dużo kalorii, ale dla niego zajęcia nie były żadnym robieniem, co się chce, jak się miało dwadzieścia lat.
____ ─ To chodź. Mogę Ci postawić kawę, mam zniżki pracownicze. ─ mówiąc, uśmiechnął się do niego i puścił oczko, aby zaraz odwrócić się na pięcie i czekając jeszcze na kompana, ruszyć w stronę lokalu. ─ Jeśli pijesz kawę, oczywiście. Zresztą, wybierzesz, co chcesz.
____ Chauncey był rozrzutny, zwłaszcza z gwarantowaną niższą ceną za zakup i brakiem rachunków do zapłacenia. Ah, mieszkanie z rodzicami!____ ─ A nie dlatego, że jest dobra albo lecisz z nóg? ─ zapytał Chauncey ze zmarszczonymi brwiami, bo o ile wcześniejsza odpowiedź była tak przeciętna, że nie warto było ciągnąć tematu, to ta już nie bardzo.
____ Sun zabrzmiał dla mózgu Atwatera jak kosmita, który albo traktował kawę jako jakąś nielegalną substancję, albo był burżujem, na którego planecie kubek kofeiny kosztował tyle, co ziemskie złoża uranu. Co innego, jakby powiedział, że ma zwyczajnie ochotę. No cóż, może kwestia tego, że nie jest stąd? Mężczyzna był native speakerem, więc rozumiejąc, że tamten mógł się przejęzyczyć, zaraz odegnał spekulacje na temat międzygwiezdnego pochodzenia Suna.
____ ─ Bardzo potrzebujesz tej kawy, że tak wystartowałeś? ─ zaśmiał się, dołączając do niego; poczuł się ze swoją zniżką trochę jak matka, do której samochodu biegną na złamanie karku dzieciaki, a to przecież ona ma klucze. ─ To jaką bierzesz? Ja chyba karmelową latte.____ „(...) o wiele lepsze od kawy.”
____ Po kręgosłupie Chauncey’ego przebiegł dreszcz przez fakt, że jego nowy znajomy najwidoczniej rozmawiając z nim, opracowywał jakieś krzyżówki do wstawienia do gazety. Czy tak wyglądali ludzie, którzy stali za procederem, przez który wszyscy dziadkowie mieli inne plany na popołudnie niż bingo?
____ ─ Chyba nie mówisz o kokainie albo czymś innym… ─ jęknął z niepokojem, bowiem narkotyki to był następny jego lęk zaraz po wampirach, duchach, ogniu, rekinach i spieniarkach do mleka.
____ Oczywiście lista irracjonalnych fobii się nie kończyła na sześciu pozycjach. Miał ich tyle, że było w czym wybierać, choć czasem musiał wybierać sobie nową schizkę na jesień, na przykład zombie. Przecież gnijące liście użyźniają glebę, co oznacza, że mogą też w jakiś sposób odżywiać trupy na cmentarzu, a przynajmniej takie teorie wymyślał mózg 21-letniego Atwatera o północy, kiedy nie mógł zasnąć.
____ ─ Pa pa americano? Czemu nie. Ja nie pijam takich mocnych, bo potem nie śpię do trzeciej nad ranem. Nawet jak się nawącham w pracy, to jakoś później mnie rozsadza energia, chociaż nie wiem, czy kofeina tak działa… ─ zaczął dywagować na głos, jak przystało na człowieka niewielu czynów i częstego słowotoku.
Strona 1 z 2 • 1, 2
Jedna z najpopularniejszych i bez wątpienia prestiżowych szkół tańca w Riverdale City. To właśnie tutaj można pobrać lekcję tańca nowoczesnego, prowadzone przez bardzo dobrych tancerzy i tancerki, których osiągnięcia sięgają nie tylko lokalnej skali, ale i międzynarodowej. Trzy razy w roku są organizowane zapisy do grup. Bez obaw można zacząć przygodę z tańcem zupełnie od zera lub już na jakimś poziomie. Instruktorzy wydają się surowi, jednak zawsze mają na uwadze dobro swoich uczniów.
Budynek ma wszystko to, co potrzebne do prowadzenia lekcji. Jedna cześć zawiera cztery duże sale, szatnie oraz łazienki oddzielne dla mężczyzn i kobiet. W drugiej części szkoły tańca znajdują się trzy mniejsze sale - zazwyczaj wykorzystywane do indywidualnych zajęć bądź przeprowadzania lekcji dla grupy dzieci - szatne i łazienki również z podziałem na damskie i męskie.
Przy odrobinie szczęścia, talentu i wyćwiczonych umiejętności można zostać wysłanym na konkursy. Kto wie? Może to właśnie droga do sukcesu?
Budynek ma wszystko to, co potrzebne do prowadzenia lekcji. Jedna cześć zawiera cztery duże sale, szatnie oraz łazienki oddzielne dla mężczyzn i kobiet. W drugiej części szkoły tańca znajdują się trzy mniejsze sale - zazwyczaj wykorzystywane do indywidualnych zajęć bądź przeprowadzania lekcji dla grupy dzieci - szatne i łazienki również z podziałem na damskie i męskie.
Przy odrobinie szczęścia, talentu i wyćwiczonych umiejętności można zostać wysłanym na konkursy. Kto wie? Może to właśnie droga do sukcesu?
Solstice Dance School
Na tym terenie nie ma ingerencji pracowniczej.
Jesteś zainteresowany pracą w Solstice? Kliknij na W.
Jesteś zainteresowany pracą w Solstice? Kliknij na W.
Mając umiarkowanej wielkości wyrzuty sumienia, stwierdził, że musi dopaść chłopaka i podać mu rękę, zwłaszcza, jeżeli nie zamierzał przyjść tutaj jednorazowo. Gdy wyszedł z budynku, poprawiając paski plecaka na ramionach, od razu wzrokiem zaczął szukać nieznajomego znajomego, a zlokalizowanie go nie było niebywale trudne.
Szkoła tańca Solstice. Znalazł ją jak nie gdzie indziej jak w internecie, szukając sobie jakiejś rozgrywki lekcja w szkole, do której zaczął uczęszczać drugi tydzień. Jakiegoś szału nie było na lekcjach dawał sobie z wszystkimi przedmiotami na razie dobrze i nie musił prosić kogoś o pomoc. Tego w sobie czasem nie lubi jak musi kogoś prosić o pomoc, wtedy czuje się dziwnie niesamowystarczalny, ale trzeba w tym świecie żyć i kontaktować się z innymi ludźmi.
Gdy wszedł na sale, która idealna na treningi w swoim towarzystwie i przygotowywaniu jakiś ulicznych akcji związanych akcji. Tak to było jedno z wielu jego celów, żeby znaleźć w porządku kilkuosobową epikę i przedstawić taki uliczny występ. Takim sposobem chciał poczuć adrenalinę, która jest częścią jego życia, tylko ostatnio trochę przygasła. Nie sądził, że grupa ludzi, z którą się spotka tak go przyjmą z otwartymi ramionami i będą tworzyć jakieś kółeczka wokół jego osoby. To było trochę nietypowe doświadczenie, ale szybko to minęło, tylko jak zaczęły się zajęcia. Co ciekawe, uwadze brązowowłosego nie umknął jeden szczegół. Widział jak jeden chłopak próbował się z nim przywitać, ale to kółko adoracji zaprowadziło w zakłopotanie i zrezygnował z powitania.
Przez chwilę, po uczestniczeniu w zajęciach wrócił myślami do tego co wydarzyło się przed chwilą i miał wrażenie, że oni zachowywali się tak jakby zobaczyli pierwszy raz Azjatę na sali. To było trochę śmieszne, ale jak wykonywał kolejne ruchy z choreografii stłumił w sobie ten śmiech i skupił się na odbywających się zajęciach. Po zakończeniu chciał przywitać się z tamtym chłopakiem, ale jakimś cudem on zniknął mu z oczu. Pomyślał, że już wyszedł albo poszedł do toalety, więc bez żądnych skrupułów wyszedł z budynku. Gdy tylko włączył telefon zbombardowały go wiadomości od brata. To było trochę irytujące. Rozumiał, że się o niego martwił, ale to powoli przekraczało swoją granicę. Miał już zamiar coś napisać, ale w tym czasie usłyszał za sobą głos. Odwrócił się do jego źródła i zobaczył jak ten chłopak z wcześniej go dogania i witam się z nim. O, cóż za zwrot akcji.
- Hej. Nic się nie stało. Przecież sam widziałeś co działo się wokół mnie przed rozpoczęciem zajęć-uśmiechnął się do niego przyjaźnie, równocześnie powstrzymując się od powiedzenia na głos wcześniejszych myśli. To nie był na nie ani czas, ani pora na powiedzenie o tym, co on sobie myśli o innych uczestnikach zajęć. - Sunzhong. - Przedstawił się nowemu towarzyszowi, którego już imię pozwał, teraz przyszła pora na niego. Tak też zrobił, tylko powiedział swoje imię po chińsku. Osobiście uważał, że jego imię w prawidłom brzmieniu wypada perfekcyjnie, niż w wersji angielskiej. Jakby miałby powiedzieć swoje imię po angielsku to, aż przeszły go ciarki na samą myśl o tym.
Gdy wszedł na sale, która idealna na treningi w swoim towarzystwie i przygotowywaniu jakiś ulicznych akcji związanych akcji. Tak to było jedno z wielu jego celów, żeby znaleźć w porządku kilkuosobową epikę i przedstawić taki uliczny występ. Takim sposobem chciał poczuć adrenalinę, która jest częścią jego życia, tylko ostatnio trochę przygasła. Nie sądził, że grupa ludzi, z którą się spotka tak go przyjmą z otwartymi ramionami i będą tworzyć jakieś kółeczka wokół jego osoby. To było trochę nietypowe doświadczenie, ale szybko to minęło, tylko jak zaczęły się zajęcia. Co ciekawe, uwadze brązowowłosego nie umknął jeden szczegół. Widział jak jeden chłopak próbował się z nim przywitać, ale to kółko adoracji zaprowadziło w zakłopotanie i zrezygnował z powitania.
Przez chwilę, po uczestniczeniu w zajęciach wrócił myślami do tego co wydarzyło się przed chwilą i miał wrażenie, że oni zachowywali się tak jakby zobaczyli pierwszy raz Azjatę na sali. To było trochę śmieszne, ale jak wykonywał kolejne ruchy z choreografii stłumił w sobie ten śmiech i skupił się na odbywających się zajęciach. Po zakończeniu chciał przywitać się z tamtym chłopakiem, ale jakimś cudem on zniknął mu z oczu. Pomyślał, że już wyszedł albo poszedł do toalety, więc bez żądnych skrupułów wyszedł z budynku. Gdy tylko włączył telefon zbombardowały go wiadomości od brata. To było trochę irytujące. Rozumiał, że się o niego martwił, ale to powoli przekraczało swoją granicę. Miał już zamiar coś napisać, ale w tym czasie usłyszał za sobą głos. Odwrócił się do jego źródła i zobaczył jak ten chłopak z wcześniej go dogania i witam się z nim. O, cóż za zwrot akcji.
- Hej. Nic się nie stało. Przecież sam widziałeś co działo się wokół mnie przed rozpoczęciem zajęć-uśmiechnął się do niego przyjaźnie, równocześnie powstrzymując się od powiedzenia na głos wcześniejszych myśli. To nie był na nie ani czas, ani pora na powiedzenie o tym, co on sobie myśli o innych uczestnikach zajęć. - Sunzhong. - Przedstawił się nowemu towarzyszowi, którego już imię pozwał, teraz przyszła pora na niego. Tak też zrobił, tylko powiedział swoje imię po chińsku. Osobiście uważał, że jego imię w prawidłom brzmieniu wypada perfekcyjnie, niż w wersji angielskiej. Jakby miałby powiedzieć swoje imię po angielsku to, aż przeszły go ciarki na samą myśl o tym.
Po paru krokach w towarzystwie Chaunceya usłyszał jak chłopak próbuje powtórzyć jego imię, jeszcze po chińsku. To mu zdecydowanie nie wyszło. To jak próbował wypowiedzieć, trochę przypominało mu naukę chodzenia u niemowlaka, który za chwilę miał się przewrócić i wylądować na swoich czterech literach albo twarzą na podłodze.
Przez chwilę przypomniało mu się jak jego brat razem z siostrą uczyli go chodzić, a ich reakcje na kolejną przewrotkę z strony najmłodszego brata było bardzo zabawne. A to wszystko za sprawą opowiadań mamy z tego okresu, kiedy Sunzhong był niemowlęciem. Aż w pewnym momencie zrobiło mu się ciepło na sercu, ale szybko ogarnął się i wrócił do otaczającej go rzeczywistości.
- Tak, możesz mówić Sun, w sumie sam używam skrótu od swojego imienia, bo ile można mówić takie długie imię. Tak, jestem z Chin. Dobrze, że trafiłeś, bo już myślałem, że spytasz o coś innego, Chauncey. - Przyszła pora na rekompensatę, jeśli chodzi o wymowę tu czyiś imion. Powtórzył imię po angielsku, ale czuł dziwnie, że przyłożył duży nacisk na literę 'n'.
Przez chwilę przypomniało mu się jak jego brat razem z siostrą uczyli go chodzić, a ich reakcje na kolejną przewrotkę z strony najmłodszego brata było bardzo zabawne. A to wszystko za sprawą opowiadań mamy z tego okresu, kiedy Sunzhong był niemowlęciem. Aż w pewnym momencie zrobiło mu się ciepło na sercu, ale szybko ogarnął się i wrócił do otaczającej go rzeczywistości.
- Tak, możesz mówić Sun, w sumie sam używam skrótu od swojego imienia, bo ile można mówić takie długie imię. Tak, jestem z Chin. Dobrze, że trafiłeś, bo już myślałem, że spytasz o coś innego, Chauncey. - Przyszła pora na rekompensatę, jeśli chodzi o wymowę tu czyiś imion. Powtórzył imię po angielsku, ale czuł dziwnie, że przyłożył duży nacisk na literę 'n'.
Nie posiadał doskonałej wymowy angielskiej, ale jeszcze się szkolił w wypowiedzeniu niektórych słów u swojego przyjaciela, który jest bardzo dobry z tego języka, pomijając fakt, że on również jest Azjatą. Myślał, że zostanie w jakiś sposób poprawiony przez Chaunceya przy mówieniu jego imienia, a okazało się co innego. Nic nie powiedział, że coś źle wymówił, tylko od razu przeszedł do pytań. Jak one się pojawiają to z chęcią na nie odpowie.
- Hm, jakby to powiedzieć... Tańczę, ale uczę się sam ruchów. Nie chodzę na kursy tańca. A to, że dzisiaj pojawiłem się w szkole Solstice to chciałem urozmaicić sobie po południe, wieczór.
To jego trzymanie się w pewny sposób grzeczności... To był dobry krok w zawieraniu nowej znajomości. Nie chciał od razu pokazywać swojej drugiej strony, bo mógłby Chaunceya spłoszyć, a tego nie chciał. Po prostu krok po kroku.
- Hm, jakby to powiedzieć... Tańczę, ale uczę się sam ruchów. Nie chodzę na kursy tańca. A to, że dzisiaj pojawiłem się w szkole Solstice to chciałem urozmaicić sobie po południe, wieczór.
To jego trzymanie się w pewny sposób grzeczności... To był dobry krok w zawieraniu nowej znajomości. Nie chciał od razu pokazywać swojej drugiej strony, bo mógłby Chaunceya spłoszyć, a tego nie chciał. Po prostu krok po kroku.
Kiedy szedł z kimś chodnikiem to nie utrzymywał z druga osobą kontaktu wzrokowego, bo przez bardzo krótki czas może to obrócić się przeciwko nas. Sun nie chciał wpaść na kogoś, wejść w jakąś przeszkodzę albo co najgorsza wykręcić sobie stopy na chodniku. Na samą myśl przeklną w myślach i szedł dalej prawie krok w krok z Chaunceyem albo odwrotnie. To on go zaczepił.
- Tak. Dzięki, temu czuje się wolny, bo mogę robić co chcę i nie muszę z nikim tego konsultować. Robię to co mi się podoba. Hm, może wpadnę jeszcze parę razy jako osoba zewnątrz - lekko się uśmiechnął i kiedy przeszedł parę kroku do przodu, zorientował się że kolega przystanął. W pierwszej chwili nie wiedział o co chodzi, więc podszedł do niego nie przekraczając jego osobistej strefy. Zastanawiał się przez chwilę czy ma coś zrobić albo powiedzieć, żeby się ocknął, ale nie miał bladego pojęcia co począć.
Na chwilę odwrócił się za siebie błądząc wzrokiem po ulicy. Miał już coś powiedzieć, ale towarzysz go uprzedził kontynuacją swojej wypowiedzi po krótkiej przerwie.
- A, do Starbucksa. Możemy wejść i tak nie mam nic do roboty w domu. To musimy iść w przeciwną stronę - podsumował, zerkając za podanym kierunkiem przez blondyna.
- Tak. Dzięki, temu czuje się wolny, bo mogę robić co chcę i nie muszę z nikim tego konsultować. Robię to co mi się podoba. Hm, może wpadnę jeszcze parę razy jako osoba zewnątrz - lekko się uśmiechnął i kiedy przeszedł parę kroku do przodu, zorientował się że kolega przystanął. W pierwszej chwili nie wiedział o co chodzi, więc podszedł do niego nie przekraczając jego osobistej strefy. Zastanawiał się przez chwilę czy ma coś zrobić albo powiedzieć, żeby się ocknął, ale nie miał bladego pojęcia co począć.
Na chwilę odwrócił się za siebie błądząc wzrokiem po ulicy. Miał już coś powiedzieć, ale towarzysz go uprzedził kontynuacją swojej wypowiedzi po krótkiej przerwie.
- A, do Starbucksa. Możemy wejść i tak nie mam nic do roboty w domu. To musimy iść w przeciwną stronę - podsumował, zerkając za podanym kierunkiem przez blondyna.
Poszedł w poprzednią stronę trochę szybciej od Chaunceya, więc po chwili musiał się na chwilę zatrzymać, żeby za bardzo nie pójść na przód. Gdy, tylko usłyszał od towarzysza, że postawi mu kawę, to lekko się uśmiechnął. Cieszył się że ktoś postawi mu napój, bo na aktualną sprawę musi czekać na przelew pieniędzy na swoje konto. Tak, brat go utrzymuje, bo jak inaczej. Inaczej się nie da.
- Jasne. Raczej wezmę dzisiaj kawę, bo hm... mam taki kaprys.
Dobrze, to było trochę dziwne to, co powiedział. Ile się znali. Parę, paręnaście minut po zakończonych zajęciach tanecznych. To nie był odpowiedni moment , żeby zdradzać drugiej osobie, którą przed chwilą się poznało, co Sun będzie robił w mieszkaniu. A to, że nie mieszkał sam, a raczej ta osoba mieszkała z nim to można wiele się spodziewać po współlokatorze.
- Jasne. Raczej wezmę dzisiaj kawę, bo hm... mam taki kaprys.
Dobrze, to było trochę dziwne to, co powiedział. Ile się znali. Parę, paręnaście minut po zakończonych zajęciach tanecznych. To nie był odpowiedni moment , żeby zdradzać drugiej osobie, którą przed chwilą się poznało, co Sun będzie robił w mieszkaniu. A to, że nie mieszkał sam, a raczej ta osoba mieszkała z nim to można wiele się spodziewać po współlokatorze.
Tak, kawa była naprawdę dobra, ale w aktualnej sytuacji jaka panowała w mieszkaniu musiał ją wypić, żeby znieść zachowanie przyjaciela i przygotować się na taką alternatywę, że będzie musiał z nim posiedzieć. Spotkał się z tym z dwa razy i na początku czuł się trochę dziwnie, bo nie jest jego rodziną ani tą drugą połówką, tylko przyjacielem. Jednak, kiedy zobaczył, że to w małym stopniu polepsza jego samopoczucie to cieszył się że jego brat pozwolił mu pojechać do Kanady.
- Hm, to, że 'lecisz z nogi' daje mi coś innego i to jest o wiele lepsze od kawy - nie przeszedł do słowa klucza, bo chciał, żeby Chauncey trochę pomyślał, co może mieć na myśli. Oczywiście liczył się z tym, że towarzysz mógł to i to co wcześniej powiedział za coś dziwnego albo przecież ludzie posiadają rożne zachcianki.
- Tak. Teraz potrzebuję tej kawy, bo mam przeczucie, że ten dzień dla mnie się tak szybko nie skończy...
Na samą myśl o tym co może czekać w jego czterech ścianach przyprawiało go o ból głowy. Naprawdę. Jakby miałby komuś to opisać to nie potrafiłby dobrać odpowiednich słów, żeby to zrobić. Aktualnie bardzo współczuł swojemu przyjacielowi i chciałby mu pomóc ale nie wie jak to ma zrobić.
- Wezmę americano z mlekiem - trochę to zabrzmiało dla Suna jak zamówienie u nowego kolegi, ale to on zaoferował mu, że postawi mu kawę, więc nie musi się o nic martwić.
- Hm, to, że 'lecisz z nogi' daje mi coś innego i to jest o wiele lepsze od kawy - nie przeszedł do słowa klucza, bo chciał, żeby Chauncey trochę pomyślał, co może mieć na myśli. Oczywiście liczył się z tym, że towarzysz mógł to i to co wcześniej powiedział za coś dziwnego albo przecież ludzie posiadają rożne zachcianki.
- Tak. Teraz potrzebuję tej kawy, bo mam przeczucie, że ten dzień dla mnie się tak szybko nie skończy...
Na samą myśl o tym co może czekać w jego czterech ścianach przyprawiało go o ból głowy. Naprawdę. Jakby miałby komuś to opisać to nie potrafiłby dobrać odpowiednich słów, żeby to zrobić. Aktualnie bardzo współczuł swojemu przyjacielowi i chciałby mu pomóc ale nie wie jak to ma zrobić.
- Wezmę americano z mlekiem - trochę to zabrzmiało dla Suna jak zamówienie u nowego kolegi, ale to on zaoferował mu, że postawi mu kawę, więc nie musi się o nic martwić.
Myślał, że Chauney zignoruje albo pominie o wzmiance, o tym co go stawia go na nogi i świadczy o tym, że chce mu się żyć dla tych krótko trwających chwil, w których była adrenalina. A to wszystko zaczęło się od jego rata, który nauczył go parkoura. Kiedy to robił, czuł tą adrenalinę, ale kiedy zajarał się tańcem to czuł, że to jest to co pozwala się człowiekowi wyżyć bez zatargami z prawem i policją.
- O k-kokainie?... Nie, w żadnym wypadku. Narkotyki wszelkiego rodzaju są złem. Mówię o adrenalinie - w końcu powiedział, o czym myślał, żeby kompan nie pozostawał przez większość czasu w błędzie. Jeszcze pomyśli sobie, że Sun bierze to zło w czystej postaci, a pewnie już zdążył zaszufladkować brązowowłosego w jakąś szufladkę w swojej głowie.
Nie cierpiał takiego sposobu bycia u ludzi, ale to już weszło w nawyk każdego homo sapiens. Trzeba przydzielić tą etykietkę do każdego, a najbardziej to się uwidacznia, kiedy rozmawia się z nową osobą. Wcześniej pewnie miałby problem z taką swobodną rozmową jak ta co się teraz toczy między nimi, ale z drugiej strony patrzy na reakcje blondyna. Czy Sun nie przekracza tej niewidzialnej granicy, bo słyszał od paru osób, że posiada silny charakter. Te komentarze skomentował śmiechem, że to jest nie prawdą i to tylko się im wydaje. A teraz jak to będzie? Okaże się kiedy do końca ich pierwsze lody zostaną przełamane.
- W tym co powiedziałeś jest trochę racji, ale kofeina również działa inaczej na każdy organizm człowieka. W moim przypadku takie mocne kawy pozwalają mi pobyć trzy albo cztery dodatkowe godziny na nogach po całym dniu. A zwłaszcza po ciężkim dniu. - Tutaj zakończył swoją gadaninę. Tyle wystarczyło, żeby potrzymać ich rozmowę, która rozwijała się całkiem przyzwoicie.
- O k-kokainie?... Nie, w żadnym wypadku. Narkotyki wszelkiego rodzaju są złem. Mówię o adrenalinie - w końcu powiedział, o czym myślał, żeby kompan nie pozostawał przez większość czasu w błędzie. Jeszcze pomyśli sobie, że Sun bierze to zło w czystej postaci, a pewnie już zdążył zaszufladkować brązowowłosego w jakąś szufladkę w swojej głowie.
Nie cierpiał takiego sposobu bycia u ludzi, ale to już weszło w nawyk każdego homo sapiens. Trzeba przydzielić tą etykietkę do każdego, a najbardziej to się uwidacznia, kiedy rozmawia się z nową osobą. Wcześniej pewnie miałby problem z taką swobodną rozmową jak ta co się teraz toczy między nimi, ale z drugiej strony patrzy na reakcje blondyna. Czy Sun nie przekracza tej niewidzialnej granicy, bo słyszał od paru osób, że posiada silny charakter. Te komentarze skomentował śmiechem, że to jest nie prawdą i to tylko się im wydaje. A teraz jak to będzie? Okaże się kiedy do końca ich pierwsze lody zostaną przełamane.
- W tym co powiedziałeś jest trochę racji, ale kofeina również działa inaczej na każdy organizm człowieka. W moim przypadku takie mocne kawy pozwalają mi pobyć trzy albo cztery dodatkowe godziny na nogach po całym dniu. A zwłaszcza po ciężkim dniu. - Tutaj zakończył swoją gadaninę. Tyle wystarczyło, żeby potrzymać ich rozmowę, która rozwijała się całkiem przyzwoicie.
Strona 1 z 2 • 1, 2
Pozwolenia na tym forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach