▲▼
Brisbane, rok 2025
Rzeczywistość, w której Conrad Savage, któremu nigdy nie udała się ucieczka z więzienia, wie o istnieniu swojej córki, Leilani, jednak przez osiemnaście lat nie miał z nią żadnego kontaktu.
Przedwczoraj Leilani skończyła 17 lat. Świętowała swoje urodziny tak hucznie, aż wylądowała w szpitalu z zatruciem alkoholowym. Nie mam już do niej siły, chociaż wiem, że to moja wina. To był dla nas bardzo trudny rok. Dla niej.
Ale po kolei. Gdy zaczęła szkołę średnią, zdawało się, że wszystko jest w normie. Rozmawiałam z nią o narkotykach, ale wszystkiego się wyparła, nie udało mi się jej też złapać za rękę. Myślałam, że się pomyliłam w poprzednim liście, że ona naprawdę nic nie bierze, a to, co się z nią działo, to przemęczenie. Wiesz, że starała się o stypendium.
W nocy z października na listopad obudził mnie telefon. Okazało się, że podczas balu Leilani ćpała w szkolnej toalecie razem z dwoma starszymi chłopakami. Straciła stypendium, nie została przepuszczana do następnej klasy, a do tego namieszała sobie w papierach wyrokiem.
Jej problem z narkotykami był naprawdę duży, a ja tego nie widziałam. Jej ręce były całe w śladach po wkłuciach.
Sąd wysłał ją na przymusowy odwyk. Teoretycznie miała spędzić tam trzy miesiące, a przeciągnęło się to do prawie siedmiu za cztery próby ucieczki. W końcu, po długiej walce wyszła stamtąd odmieniona. Zdrowa, silna i przede wszystkim czysta. Myślałam, że wszystko się ułoży, ale jak widzisz, nie układa. Minęło kilka tygodni odkąd jest w domu, a już zaczyna znikać, unika mnie i do tego znów kręci się w niewłaściwym towarzystwie...
Nie wiem już co mam z nią zrobić. Kocham ją, ale nie mogę patrzeć, jak się stacza. Niestety, żadne logiczne argumenty do niej nie trafiają. Jest wybuchowa i agresywna, ciągle się buntuje sądząc, że w ten sposób zrobi światu na złość. Nie rozumie, że w ten sposób krzywdzi samą siebie.
I przykro mi to mówić, ale przypomina mi Ciebie. W tej najgorszej wersji.
Zapewne myślisz, że jestem złą matką. Też tak uważam. Zaniedbałam ją po śmierci Gwen, skupiając się na swojej własnej żałobie, a przecież Leilani też mnie potrzebowała, nawet bardziej niż dotychczas. Nie jest zła, tylko zagubiona. Jej potrzeba bliskości była tak silna, że niedawno wdała się w romans z mężczyzną kilkanaście lat starszym. Pierdolonym psychopatą, przez którego omal nie podzieliła losu Delight. Dosłownie. Uratowaliśmy ją w ostatniej chwili, gdy traciła przytomność.
Chodzimy na terapię, ale to niewiele daje. Zdążyła już zbudować mur, przez który naprawdę ciężko się przebić. Chcę ją chronić, ale nie mam na nią żadnego wpływu. Leilani już dawno wymknęła się spod jakiejkolwiek kontroli. Ciężko było mi podjąć tą decyzję, ale uważam, że to będzie dla niej najlepsze. W przyszłym miesiącu trafi do ośrodka wychowawczego.
Podchodziłam do tego listu tyle razy, że aż zabrakło mi czystych kartek.
Właściwie, to jak powinnam zacząć? "Cześć, jestem Leilani, Twoja córka"? Przecież to wiesz. Zapewne wiesz też, co działo się u mnie przez ostatnie osiemnaście lat, ale ja niestety nie wiem o Tobie nic. I to za sprawą mojej żmijowatej matki. Założę się, że już zdążyła przedstawić Ci mnie jako zło wcielone, wyrodnego bachora, który pije, ćpa i sypia po kątach z obcymi facetami, czy co tam ta alkoholiczka potrafiła jeszcze wymyślić.
Kiedy poznałam prawdę, w pierwszej chwili byłam wściekła, że przez te wszystkie lata nie chciałeś utrzymywać ze mną kontaktu. Dopiero później dowiedziałam się, że nie robiłeś tego, bo ONA nam na to nie pozwoliła. Tłumaczyła się, że to niby dla "mojego dobra". Ale wiesz jak było? Bała się, że o wszystkim powiem George'owi.
I powiedziałam, a on wyrzucił ją z domu, tak jak ona mnie w zeszłym roku. Potrzebowałam jej, a ona odwróciła się do mnie plecami, wysyłając do ośrodka, który był jak poprawczak o lżejszym rygorze. Potrzebowałam matki, a nie krat w oknach i pobudki o szóstej rano.
Ale nie będę Cię zanudzać naszym konfliktem. Mieszkam teraz tu, w Brisbane, u wuja Harveya. Zostanę u niego jakiś czas, dopóki nie znajdę lepszej pracy i będę w stanie się samodzielnie utrzymać.
Nie zdziwię się, jeśli będziesz mnie traktować jak obcego dzieciaka, ale cholernie chciałabym Cię poznać. Nie obchodzi mnie Twoja przeszłość, ani to, że jesteś w więzieniu.
Napisz do mnie, jeśli chcesz się spotkać. Adres jest na odwrocie koperty, ale chyba go już znasz.
pisząc do mnie, popełniłaś największy błąd swojego życia. Ja podejdę do tego listu tylko raz. Nie dlatego, że wiem, co chcę napisać albo jak. Papier tutaj kosztuje więcej niż papierosy. Mam Ci tyle do powiedzenia, że boję się, że zapiszę kopertę od wewnątrz i zewnątrz.
Chcę zacząć od tego, że nie mam pojęcia, co Twoja mama mówiła Tobie o mnie i moja przeszłość nie może być Ci obojętna. Obawiam się, że powiedziała bardzo zdawkowo albo, co bardzo możliwe, nie dałaś jej dojść do głosu. Możesz nazywać ją szmatą, suką, żmiją. Czasem też chciałem, ale z pospolitej zazdrości. Nie wiesz absolutnie nic o obcym mężczyźnie, do którego po osiemnastu latach piszesz list, ale jeszcze mniej wiesz o własnej matce, która była za Twoimi plecami cały ten czas.
Może myślisz o mnie jako o spokojnej przystani, ale jest to wywołane tym, że, tak jak pisałaś, nie znasz mnie. Zawiedziesz się tą wiadomością, bo nie jestem człowiekiem, za jakiego możesz mnie uważać. Dorośli też są ludźmi. Wiem, że jest to zadziwiające; też przez większość swojego życia byli dla mnie fałszywymi, chciwymi na kasę maszynami. Właściwie to dalej są. Zwłaszcza ci, którzy wypisują o mnie te oszczerstwa. Nie wierz w ani jedno ich słowo.
Też jestem alkoholikiem, tak jak Twoja mama, i narkomanem, tak jak ty. To ja zrobiłem to wszystko Jonnie i sam osobiście skreśliłem nam możliwość widzenia się. Jonna znała mnie i wiedziała, że zrobiłbym wszystko, żeby z Wami być. Naraziłbym Was na niebezpieczeństwo; może sam zginąłbym. Być może ty sama próbowałabyś coś robić w tym kierunku, tak jak teraz, i zniszczyłabyś sobie życie. Niemówienie Ci prawdy nie było wygodne. Wiele razy chciała Ci powiedzieć, ale nie mogła, bo wiedziała, czym się to zakończy. Gdybym tu nie był, prawdopodobnie nigdy nie musielibyśmy się rozdzielać, lecz nie wstydzę się ani nie żałuję tego, co zrobiłem.
Psychiatra mówi, że to źle. Ja uważam, że dobrze, bo to znak, że nie tracę zmysłów wśród tych wariatów i wykolejeńców. Nie złamali mnie przez te osiemnaście lat, ale każdego dnia bałem się, że strzelę sobie w łeb szóstego lipca dwa tysiące dwudziestego piątego. Choćby za żal zaoferowali mi powrót na wolność, nie będę przepraszać za coś, z czego jestem dumny.
Wiem, że byłaś w ośrodku wychowawczym i na odwyku; Jonna pisała mi o tym. Nie zamierzam Cię oceniać. Zwyczajnie się martwię, głównie przez to, że nigdy nie mogłem Cię ani ostrzec, ani wyciągnąć do Ciebie pomocną dłoń, czego dalej nie mogę zrobić. Ćpun ćpunowi nie pomoże. Pędzę bimber w celi, żeby mieć na kopertę w razie, gdybyś po tym liście nie wróciła tam, skąd przyjechałaś.
Właśnie, skąd przyjechałaś? Wiem, że Vancouver, z którego dostawałem listy przez cztery lata, jest w Kanadzie, ale gdzie jest Riverdale? Kojarzy mi się z Anglią, nie wiem czemu. Nie chciałem nikogo pytać, żeby nie ukradli mi Twoich zdjęć. Tu są naprawdę szkaradne potwory. Czasem też klawisze zabierają nam korespondencję, chcąc przeciwdziałać rozbojom gangów. To prawdziwa plaga nie tylko dla nich, ale też dla nas. Przez tych skurwysynów obserwują mnie, sprawdzali mi ostatnio tatuaże. Nie mam listów od mamy przy sobie, są zabezpieczone u Grace. Nawet nie wiesz, jak jestem jej wdzięczny. Nazywa się Grace Murray albo Murrey, nigdy nie wiem. Mam przy sobie tylko Wasze zdjęcia, które trzymam w lustrze. Problem w tym, że wisi nade mną widmo przeszukania, więc prawdopodobnie także będę musiał je oddać do szuflady na zamek. Właściwie, to mogę mieć do Ciebie prośbę? Nie mogę Ci nic dawać bezpośrednio, nikt nie może nic wnosić ani wynosić z terenu. Chyba, że dostaniesz to coś od strażnika za murami i nie piśniesz słowa. Chciałbym, żebyś wzięła i zdjęcia, i listy i zaniosła je do wuja Harvey’ego. U niego nic nie zginie. Tylko powiedz, że złamię mu nos, jeżeli to przeczyta, bo to strasznie wścibski facet. Możesz też zapytać, co u niego. Nie był u mnie od roku. Nie pamiętam do niego numeru telefonu, a wyciągnąć coś od zarządcy bloku, zwłaszcza po ostatnich wydarzeniach, to niemały problem.
Kiedyś był tu taki typ, nazywał się chyba Herberts i był za napaść z bronią w ręku. Wyszedł dawno, dawno temu, nie pamiętam, w którym roku, nieważne. Wiem, że jak wuj Harvey jeszcze do mnie dzwonił, to on często wieczorem dzwonił do swojej córki i opowiadał jej bajki na dobranoc. Podobno jego dziecko też urodziło się, kiedy już odsiadywał, ale nie wiem, czy to prawda, bo nigdy z nim nie rozmawiałem. Za każdym razem chciałem podejść i powiedzieć mu, że go szanuję i żeby pozdrowił dzieciaka i że też mam małe dziecko. Ale stchórzyłem bardzo dużo razy. Tyle razy, że nigdy nie zdążyłem mu powiedzieć, bo wyszedł i już nie wrócił. Bo jak to brzmiałoby? Co powiedziałby jej? „Cześć, Kochanie, masz pozdrowienia od seryjnego mordercy!”? Nie jestem tutaj nikim innym. Jestem bestią. Jestem potworem dla całego świata, tylko nie dla Twojej mamy. Wiesz, że kłamała w mojej obronie na sali sądowej, jak mnie skazywali na wyrok? Problem w tym, że się nie dogadaliśmy, bo ja się przyznałem wszystkiego, co zrobiłem. I do tego, i do kradzieży, i podpaleń. Chcieli mnie oskarżyć o jeszcze jedno zabójstwo i gwałt, ale to oddalili. Bardzo się z tego powodu cieszyłem, bo wiedziałem, że choć prawda jest tylko jedna i ja ją dzierżę, nie mógłbym żyć jako gwałciciel. Prawdopodobnie z biegiem lat sam uwierzyłbym w to. Tutaj naprawdę czasem prawda i fałsz się zacierają, tak samo jak pamięć. Łapię się na tym, że nie wiem, kiedy mam urodziny. Zresztą, to nie jest ważne. I tak nie wiem, jaki mamy dzień. Wiem, że jest pora sucha, bo nie da się tu oddychać. Jest cholernie duszno. Wszyscy pchają się do pracy w chłodni. Mam okno na północ, ale mogę go otworzyć. Ręce nie mieszczą mi się przez kraty, a nawet jeśli dałbym radę, to i tak nie ma tu klamki.
Mnie za dobre sprawowanie dopuścili do pracy przy wyrobie szkła dwa razy w tygodniu po dziesięć godzin, ale to dosłownie Piekło na Ziemi. Piece dają równo, a trzeba przy tym stać i kręcić tym cholernym prętem, on też się nagrzewa i czuć to nawet przez rękawice. Mimo że to ciężka praca, cieszę się, że ją mam. Mam wtedy rozkute ręce i mogę je rozprostować, a w celi mam z tym problem. Wiem, że jesteś drobna jak Twoja mama, ale ja jestem wielki i ta klitka ledwo mnie mieści razem z pryczą, zlewem i toaletą. Mogę też wychodzić raz w tygodniu na spacerniak za zaleceniem lekarza, choć nie robię tego przez pogodę. Z utęsknieniem czekam na odpowiedź od Ciebie i deszcz.
Rozgadałem się o pierdołach, zamiast ciągnąć temat Herbertsa. I jak to mam małe dziecko? Nie mam. Nawet nie wiem, gdzie jest. Gdzieś za oceanem, a wiem o nim tyle, ile przeczytałem. To tak jakbym po przeczytaniu ulotki od leku na żołądek miał stać się farmakologiem czy kimś tam, a to przecież tak nie działa. Nawet gdybym miał z Tobą kontakt, nie poprawiłoby to w sytuacji, jak w przypadku Herbertsa, bo ja nigdy stąd nie wyjdę. Próbowałem wydostać się stąd w 2019, kiedy dowiedziałem się, że Gwen nie żyje i byłem bardzo bliski, ale zjebałem. Tak cholernie zjebałem. Dorwały mnie psy, dalej mam ślady po pogryzieniach. Zaostrzyli wtedy przepisy i rygor, przez co odebrano mi między innymi pobyt na zewnątrz. Przywrócono mi go dopiero rok temu po złamaniu ręki. Nie mam którejś witaminy D i mam niedokrwistość.
Nie udało mi się, bo wszystko robiłem bardzo lekkomyślnie i nie mierzyłem sił na możliwości. Wydaje mi się, że robisz to samo. Generalnie mam wrażenie, że jesteś bardziej Savage, niż sobie możesz to wyobrazić i odrażasz mnie tym, jak bardzo mnie przypominasz.
Wiele rzeczy na tym świecie sprawia, że czuję się albo przygnębiony, albo wściekły, albo wzbudza we mnie bardzo dziwne stany, których nie jestem w stanie opisać. Czasem coś, czego świadomie nienawidzę, podświadomie kocham albo odwrotnie, że świadomie kocham, a nieświadomie nienawidzę.
Nie wiem, czy jestem gotowy na spotkanie z Tobą. To nie jest też takie proste, że wchodzisz, siadasz i wychodzisz. Musisz napisać pismo do głównego naczelnika, wnioskując o widzenie, które on może przystęplować, a może sobie nim podetrzeć dupę. Nie znam szczegółów tego procesu. Harvey zna, ale dwadzieścia lat temu to było łatwiejsze. Może wtedy nawet nieletnią wpuściliby Cę, a teraz to tylko karkołomna papierologia.
Ciekaw jestem, ile razy już napisałem „nie wiem”. Pewnie dużo. Możesz policzyć, gdyby Ci się nudziło i napisać mi. Zrobiłbym to sam, tylko list ten piszę dosyć szybko, żeby mieć tu jeszcze trochę światła i od razu wysłać. Nie wiedziałem, że aż tak słabo widzę z bliska, póki nie zauważyłem adresu na kopercie i nie zacząłem odpisywać.
Nie wiem, czy ty jesteś gotowa na spotkanie ze mną. Nie wiem, czy naprawdę chcesz to robić, czy robisz to, żeby coś sobie udowodnić. Czekam na odpowiedź.
Conard? Tato? Jak mam Cię nazywać?
Wybacz, jeśli ten list będzie chaotyczny, ale mam Ci naprawdę dużo do powiedzenia. Piszę przy każdej możliwej okazji; na kolanie w autobusie, na przerwach w pracy i do tego czuję, że zarwę kilka nocy z rzędu.
Na moje życie składają się same błędy, więc kolejny nie zrobi mi różnicy. Nie rozumiem jednak dlaczego uważasz, że nawiązanie z Toba kontaktu miałoby być jednym z nich. To prawda, że mama nie powiedziała mi wszystkiego i wielu rzeczy, jak nie większości, musiałam się dowiadywać na własną rękę. Znalazłam sporo artykułów z lat 2006-2007, w którym nazywano Cię mordercą, psychopatą i potworem, ale ja w to nie wierzę. Nie dlatego, że mam jakąś wyidealizowaną wizję Ciebie, a przez to, że swego czasu sama zostałam ofiarą taniej sensacji, chociaż media były dla mnie łaskawsze i przynajmniej zmienili mi imię oraz nie pokazali mojego zdjęcia. Zależy mi na tym, aby poznać Ciebie. Prawdziwego Ciebie, a nie „bestię z Brisbane”, o której pisały gazety. Żadna dziennikarska hiena nie sprawi, że wyrobię sobie o Tobie zdanie.
Poza tym, czego niby można zazdrościć mojej matce? Chyba tylko tego, że udało jej się owinąć bogatego faceta wokół palca, a nawet to ostatecznie jej nie wyszło na dobre. Pewnie myślisz, że piszę to pod wpływem silnego wzburzenia, ale mój gniew już dawno ostygł. Dwa tygodnie temu pisałam, że byłam zadowolona, gdy George dowiedział się prawdy i ją zostawił. Nie dlatego, że chciałam jej zrobić na złość. Nie zamierzała kończyć tej farsy zwanej małżeństwem, nawet jeśli wszyscy wokół mówili jej, że ten związek jest toksyczny i powinna uciekać, więc jej pomogłam.
Nie mogę jednak wybaczyć tego, co mi zrobiła. Przyznam, że nie byłam w tym bez winy. Nadszarpnęłam jej zaufanie w momencie, w którym zaczęłam ćpać, a później próbując uciec z odwyku. Nie zrozum mnie źle, idąc tam naprawdę myślałam, że wreszcie coś zmieni się na lepsze. Że ja się zmienię, że będę dobrym człowiekiem, że nie będę więcej walić w kanał i wreszcie nauczę się jak żyć. Ale starcie z nałogiem wymagało wsparcia, a ja go praktycznie nie dostałam. Było mi coraz gorzej, gdy patrzyłam jak moich rówieśników odwiedzają ich bliscy i są dumni z ich postępów. Poza tym, po kilku tygodniach znałam już cały oddział na pamięć, wiedziałam, że żeby przejść przez cały swój pokój muszę zrobić osiem kroków i kiedy dyżuruje stara pielęgniarka, za którą nikt nie przepadał.
Czy mama mówiła Ci, że cierpię na klaustrofobię? Było mi tam strasznie ciasno, wkrótce zaczęłam mieć wrażenie, że ściany na mnie napierają. To żałosne porównywać tamto miejsce do tego, co teraz przeżywasz, ale ja naprawdę czułam się tam jak więzień. Obdarta z prywatności, obserwowana, zmuszona do codziennej walki o przetrwanie w tamtym miejscu. W końcu zrozumiałam, że im bardziej się miotam, tym większą robię sobie krzywdę, dlatego poddałam się, zaczęłam się uśmiechać i udawać, że terapia przynosi efekty. W pewnym sensie tak się stało, nie chcę już truć się tym gównem, choć był okres, gdy wręcz marzyłam o śmierci. Przynajmniej tyle dobrego z tego wynikło.
Przez prawie siedem miesięcy mama odwiedziła mnie tylko dziewięć razy, a zadzwoniła czternaście. Nadal uważasz, że stała za moimi plecami? Później było tylko gorzej.
Zawsze trzymałam się z boku, wiesz? Byłam typem szarej myszki, cichej i spokojnej dziewczynki, która zawsze ma odrobione zadanie domowe i jest przygotowana na każdy sprawdzian. Pewnie pomyślisz, że byłam po prostu grzecznym dzieckiem, ale to kłamstwo. Przez te wszystkie lata moja samoocena była podkopywana, zarówno mama, jak i George wmawiali mi, że będę czegoś warta tylko i wyłącznie wtedy, gdy będę najlepsza. Moi oprawcy szybko zauważyli, że nie jestem w stanie się obronić. Rok temu, w moje urodziny, zmusili mnie siłą do wypicia całej butelki wódki. Kazali mi robić też inne, znacznie gorsze rzeczy, ale nie chcę o tym mówić. Wystarczy, że powiedziałam mamie, a ona mi nie uwierzyła i wysłała do miejsca, gdzie krzywdzono mnie jeszcze bardziej, ale to, co tam się działo, również wolałabym zachować dla siebie. Prośby i błagania, by mnie stamtąd zabrała, albo żeby chociaż zmieniła placówkę, na niewiele się zdały. O ile wcześniej miała mnie gdzieś, tak w tamtym momencie zmieniła się w George’a.
Powiedz mi, jak mam mieć dobry kontakt z kimś, to wbił mi nóż w plecy?
A więc nałogi są u nas rodzinne, że tak pozwolę sobie zażartować. Cieszę się, że mnie nie oceniasz, tak jak ja nie oceniam Ciebie. Właściwie, to doskonale Cię rozumiem. Gdyby moja dłoń nie zadrżała, gdybym się nie zawahała przed pociągnięciem za spust, nie pisałabym teraz tego listu. Pewnie sama siedziałabym teraz w kanadyjskim więzieniu. Albo szpitalu psychiatrycznym, kto wie. George niczego nigdzie nie zgłosił, bo nie ma pozwolenia na broń.
Żałuję, że przez te wszystkie lata nie mieliśmy okazji porozmawiać ze sobą chociaż raz. Jako dziecko chciałam, by mój tata choć raz opowiedział mi bajkę. Nawet przez telefon, bo sam byłby w więzieniu na drugim końcu świata. Gdybym wiedziała o Tobie wcześniej, pisałabym do Ciebie odkąd tylko bym się tego nauczyła. A wcześniej przysyłała Ci rysunki.
Właśnie zdałam sobie sprawę z tego, że siedzisz w więzieniu już połowę swojego życia i z jakiegoś powodu czuję się tym strasznie przybita. To nie jest miejsce dla Ciebie. Chciałabym Cię w jakiś sposób stamtąd wyciągnąć. Mam sporo oszczędności, ale wolałam ich do tej pory nie ruszać. Teraz myślę, że mogłabym za nie wynająć dobrego prawnika, albo poprosić o pomoc Williama. To syn George’a z jego pierwszego małżeństwa. Nawet jeśli już wie, że nie jesteśmy prawdziwym rodzeństwem, nasze stosunki nie uległy zmianie. Nadal traktuje mnie jak swoją młodszą siostrę, ja też nie umiem patrzeć na niego inaczej niż na brata. W każdym razie, William jest prawnikiem. Może on mógłby coś zdziałać.
U wujka wszystko w porządku. Nadal nie ma nikogo i nie wygląda na to, by miało się to zmienić. Jego firma działa bez zarzutów, ciągle ją rozwija. Mieszkamy w piętrowym domu z dużym ogrodem na przedmieściach. W zeszłym tygodniu pozwolił mi przygarnąć psa ze schroniska, wybieram się tam w sobotę. Chciał, żebym pracowała u niego w firmie, ale dla mnie to za dużo. Jest dla mnie bardzo dobry i nie chcę tego nadużywać, więc pracuję w kawiarni na drugim końcu Brisbane.
Jestem w trakcie załatwiania wszystkich formalności, a Harvey mi w tym pomaga. Miałeś rację, sporo się pozmieniało i jest z tym trochę roboty, ale mam nadzieję, że dostanę zgodę na widzenie. To od Ciebie zależy, czy do niego dojdzie, bo ja czuję się gotowa.
P.S. Dorzucam Ci kilka czystych kartek. Nie za dużo, żeby list nie wydawał się podejrzanie gruby, ale mam nadzieję, że wystarczy, żebyś nie musiał się martwić zdobyciem papieru.
P.S.2. Możesz na mnie liczyć w sprawie zdjęć i listów. Przy okazji, gdybyś czegoś potrzebował, to daj znać. Nie gwarantuję, że ewentualna paczka dotrze do Ciebie w całości (słyszałam, że takie rzeczy się dzieją, ale sam pewnie wiesz lepiej jak jest), ale może choć część z tego, co Ci przyślę, sprawi, że będzie Ci lżej.
P.S.3. Numer do wujka Harveya to 876-XxX-45X, a do mnie to 567-xXx-08x. Możesz dzwonić kiedy chcesz.
P.S.4. Riverdale to nowa nazwa Vancouver.
Conrad wystarczy. Dziwnie mi z nazywaniem mnie ojcem. Myślę, że prawdziwy tata umiałby zmieniać pieluchy, a ja się do tego nie nadaję. Z tego, co pisała mama, byłaś tak maleńka po urodzeniu, że zmieściłabyś się na moich dłoniach. Może to nawet dosłowny cytat, bo bardzo mi wtedy zapadł w pamięć. Zastanawiałem się wtedy, czy będziesz bardziej podobna z wyglądu do mnie, czy do niej i po tych słowach założyłem, że jednak urodę będziesz mieć po Jonnie. Może to i lepiej, bo inaczej śmialiby się z Ciebie w dzieciństwie, że szczęką możesz kroić chleb. Tak czy siak, jeżeli byłaś taka mikroskopijna, to na pewno bałbym się Cię dotknąć, żeby nie zrobić Ci krzywdy, a co dopiero wziąć na ręce i zajmować się Tobą. Nie umiem być delikatny, choć bardzo chcę, i na pewno nieumyślnie sprawiłbym, że trzeba byłoby z Tobą jechać do lekarza. Nie wybaczyłbym sobie tego.
To, że jestem mordercą, to prawda. Zabijałem i będę zabijał, jeżeli będzie taka potrzeba, tylko nikomu o tym nie mów, bo wrócę do izolatki, a z tamtego miejsca nie będę mógł Ci odpisywać ani dzwonić. Mam nadzieję też, że nikt więcej nie przeczyta tego listu. Jeżeli przestanę Ci odpisywać, to znaczy, że ktoś otwierał list przed tym, jak go dostałaś. Zawsze chciałem zabić George’a i trochę mi szkoda, że nie pociągnęłaś za spust, żeby dopełnić to, czego ja nie zrobiłem. Z drugiej strony boję się, że mogłabyś mieć problemy z obmyśleniem, co zrobić z ciałem, co powiedzieć policji i złapaliby Cię, a więzienie to nie miejsce dla Ciebie. Przed pozbyciem się go zawsze zatrzymywało mnie to, że jest kimś ważnym i jego zniknięcie wywoła zainteresowanie. Już raz zająłem się ważniakiem i deptali mi po piętach przez rok, bardzo ciężko zgubić trop po tych, za których pieniędzmi ludzie tęsknią. Wariaci.
Tego zazdroszczę Twojej matce. Siły, bo ja jestem słabym tchórzem. Życie z potworem, jakim jest George, nie jest łatwe ani przyjemne. Przyjęła na siebie masę strzałów, nawet od Ciebie i to w Twojej obronie. Wszyscy do niej strzelali. Ja do niej strzelałem. Jest naprawdę kawałem nie do zdarcia kobiety i dlatego nie chciałbym się z nią nigdy żenić, bo wykończyłaby mnie. Mam wrażenie, że kobiety są o wiele wytrzymalsze od mężczyzn i może dlatego średnia życia facetów jest krótsza. Są też rozsądniejsze. Jonna, mimo że alkohol ją pokonuje, bardzo długo się trzymała. To ona w tym duecie była mózgiem, potrafiła mnie doprowadzić do porządku, chociaż ja robiłem wszystko, żeby być niezależnym. Kiedy się zeszliśmy, trudno było mi bez niej funkcjonować. Mnie jest bardzo łatwo wyprowadzić z równowagi, często robiłem głupie rzeczy pod wpływem impulsu. Ona próbowała mi przemówić do rozumu, ale byłem chyba zbyt dumny na to, żeby słuchać jej i przyznać jej rację albo współpracować. Mimo to, sądzę, że zapobiegła bardzo wielu złym rzeczom, które byłem gotów zrobić. Kiedy byłem trzeźwy, chciałem ją przeprosić za rzeczy, które wygadywałem albo robiłem po pijaku, ale nie można przepraszać za obcą osobę. Nie musisz mieć z nią dobrego kontaktu. Nikt nic nie musi. Chciałbym tylko, żebyś chciała ją poznać tak, jak chcesz poznać mnie. Znaliśmy się krótko, ale intensywnie, a mam wrażenie, że wie o mnie więcej niż ja sam. Samobójstwa też są u nas rodzinne. Tak samo jak przestępstwa i nałogi.
Brzmisz bardzo przygnębiająco, ale nie powinnaś mówić tego mnie, jeżeli chcesz, żeby ktoś nazwał Twoją mamę złem wcielonym. Sądzę, że gdybyś nie była, gdzie byłaś, dawno leżałabyś pod ziemią.
Mylisz się, to jest moje miejsce. Mimo że chciałbym uporządkować niektóre rzeczy na zewnątrz, muszę zostać tutaj i nigdy stąd nie wyjdę. Prawdopodobnie gdybym wyszedł, to byłby mój i Twój koniec. Nie wspominając już o tym, że żaden prawnik nie chce mnie reprezentować w sądzie. Na ostatniej rozprawie mój adwokat był przeciwko mnie samemu bardziej niż ja. Taka jego praca, nie mógł się z tego wycofać. Słyszałem, że Jonna chciała mi kogoś wynająć, ale odmawiali. Nie wiem, czy to prawda czy zwykła plotka, bo nigdy potem po rozprawie z nią nie rozmawiałem. Nie miałem szansy i też nie chciałem. Teraz też nikt mi nie pomoże, bo może minęło prawie dwadzieścia lat, ale gdyby ktokolwiek dowiedział się o tych próbach, to byłoby po karierze i tego Williama, i po Twojej reputacji. Interes Harvey’ego też pewnie ucierpiałby, wszyscy wiedzą, że jest ze mną spokrewniony.
Rozprawa, jeżeli doszłoby do niej, byłaby z pewnością z góry przegrana, nieważne, jak bardzo prawnik starałby się. Sprawa zaginięcia mojej mamy jest wciąż otwarta. Przesłuchiwali mnie kilkanaście razy i nadal część podejrzeń spoczywa na mnie. Harvey wstawił się za mną i bardzo oberwał, do dziś źle się z tym czuję. Gdyby tego nie zrobił, nie zmieniłoby to mojego wyroku, bo nie można otrzymać dożywotniego pozbawienia wolności plus dwadzieścia pięć lat, ale to cholernie dużo dla mnie znaczyło.
Przepraszam, że tym razem jest krócej, ale trochę gorzej się czuję. Mam nadzieję, że nie masz mi tego za złe. Dziękuję za wszystko i czekam na odpowiedź,
PS. Nienawidzę psów.
Strona 1 z 2 • 1, 2
Rzeczywistość, w której Conrad Savage, któremu nigdy nie udała się ucieczka z więzienia, wie o istnieniu swojej córki, Leilani, jednak przez osiemnaście lat nie miał z nią żadnego kontaktu.
Riverdale, 09.07.2024
Przedwczoraj Leilani skończyła 17 lat. Świętowała swoje urodziny tak hucznie, aż wylądowała w szpitalu z zatruciem alkoholowym. Nie mam już do niej siły, chociaż wiem, że to moja wina. To był dla nas bardzo trudny rok. Dla niej.
Ale po kolei. Gdy zaczęła szkołę średnią, zdawało się, że wszystko jest w normie. Rozmawiałam z nią o narkotykach, ale wszystkiego się wyparła, nie udało mi się jej też złapać za rękę. Myślałam, że się pomyliłam w poprzednim liście, że ona naprawdę nic nie bierze, a to, co się z nią działo, to przemęczenie. Wiesz, że starała się o stypendium.
W nocy z października na listopad obudził mnie telefon. Okazało się, że podczas balu Leilani ćpała w szkolnej toalecie razem z dwoma starszymi chłopakami. Straciła stypendium, nie została przepuszczana do następnej klasy, a do tego namieszała sobie w papierach wyrokiem.
Jej problem z narkotykami był naprawdę duży, a ja tego nie widziałam. Jej ręce były całe w śladach po wkłuciach.
Sąd wysłał ją na przymusowy odwyk. Teoretycznie miała spędzić tam trzy miesiące, a przeciągnęło się to do prawie siedmiu za cztery próby ucieczki. W końcu, po długiej walce wyszła stamtąd odmieniona. Zdrowa, silna i przede wszystkim czysta. Myślałam, że wszystko się ułoży, ale jak widzisz, nie układa. Minęło kilka tygodni odkąd jest w domu, a już zaczyna znikać, unika mnie i do tego znów kręci się w niewłaściwym towarzystwie...
Nie wiem już co mam z nią zrobić. Kocham ją, ale nie mogę patrzeć, jak się stacza. Niestety, żadne logiczne argumenty do niej nie trafiają. Jest wybuchowa i agresywna, ciągle się buntuje sądząc, że w ten sposób zrobi światu na złość. Nie rozumie, że w ten sposób krzywdzi samą siebie.
I przykro mi to mówić, ale przypomina mi Ciebie. W tej najgorszej wersji.
Zapewne myślisz, że jestem złą matką. Też tak uważam. Zaniedbałam ją po śmierci Gwen, skupiając się na swojej własnej żałobie, a przecież Leilani też mnie potrzebowała, nawet bardziej niż dotychczas. Nie jest zła, tylko zagubiona. Jej potrzeba bliskości była tak silna, że niedawno wdała się w romans z mężczyzną kilkanaście lat starszym. Pierdolonym psychopatą, przez którego omal nie podzieliła losu Delight. Dosłownie. Uratowaliśmy ją w ostatniej chwili, gdy traciła przytomność.
Chodzimy na terapię, ale to niewiele daje. Zdążyła już zbudować mur, przez który naprawdę ciężko się przebić. Chcę ją chronić, ale nie mam na nią żadnego wpływu. Leilani już dawno wymknęła się spod jakiejkolwiek kontroli. Ciężko było mi podjąć tą decyzję, ale uważam, że to będzie dla niej najlepsze. W przyszłym miesiącu trafi do ośrodka wychowawczego.
Jonna
Brisbane, 23.08.2025
Właściwie, to jak powinnam zacząć? "Cześć, jestem Leilani, Twoja córka"? Przecież to wiesz. Zapewne wiesz też, co działo się u mnie przez ostatnie osiemnaście lat, ale ja niestety nie wiem o Tobie nic. I to za sprawą mojej żmijowatej matki. Założę się, że już zdążyła przedstawić Ci mnie jako zło wcielone, wyrodnego bachora, który pije, ćpa i sypia po kątach z obcymi facetami, czy co tam ta alkoholiczka potrafiła jeszcze wymyślić.
Kiedy poznałam prawdę, w pierwszej chwili byłam wściekła, że przez te wszystkie lata nie chciałeś utrzymywać ze mną kontaktu. Dopiero później dowiedziałam się, że nie robiłeś tego, bo ONA nam na to nie pozwoliła. Tłumaczyła się, że to niby dla "mojego dobra". Ale wiesz jak było? Bała się, że o wszystkim powiem George'owi.
I powiedziałam, a on wyrzucił ją z domu, tak jak ona mnie w zeszłym roku. Potrzebowałam jej, a ona odwróciła się do mnie plecami, wysyłając do ośrodka, który był jak poprawczak o lżejszym rygorze. Potrzebowałam matki, a nie krat w oknach i pobudki o szóstej rano.
Ale nie będę Cię zanudzać naszym konfliktem. Mieszkam teraz tu, w Brisbane, u wuja Harveya. Zostanę u niego jakiś czas, dopóki nie znajdę lepszej pracy i będę w stanie się samodzielnie utrzymać.
Nie zdziwię się, jeśli będziesz mnie traktować jak obcego dzieciaka, ale cholernie chciałabym Cię poznać. Nie obchodzi mnie Twoja przeszłość, ani to, że jesteś w więzieniu.
Napisz do mnie, jeśli chcesz się spotkać. Adres jest na odwrocie koperty, ale chyba go już znasz.
Leilani
Louis Ashworth
Fresh Blood Lost in the City
Re: I don't know how to swim in this insanity
Czw Cze 06, 2019 1:19 pm
Czw Cze 06, 2019 1:19 pm
2025
Leilani,pisząc do mnie, popełniłaś największy błąd swojego życia. Ja podejdę do tego listu tylko raz. Nie dlatego, że wiem, co chcę napisać albo jak. Papier tutaj kosztuje więcej niż papierosy. Mam Ci tyle do powiedzenia, że boję się, że zapiszę kopertę od wewnątrz i zewnątrz.
Chcę zacząć od tego, że nie mam pojęcia, co Twoja mama mówiła Tobie o mnie i moja przeszłość nie może być Ci obojętna. Obawiam się, że powiedziała bardzo zdawkowo albo, co bardzo możliwe, nie dałaś jej dojść do głosu. Możesz nazywać ją szmatą, suką, żmiją. Czasem też chciałem, ale z pospolitej zazdrości. Nie wiesz absolutnie nic o obcym mężczyźnie, do którego po osiemnastu latach piszesz list, ale jeszcze mniej wiesz o własnej matce, która była za Twoimi plecami cały ten czas.
Może myślisz o mnie jako o spokojnej przystani, ale jest to wywołane tym, że, tak jak pisałaś, nie znasz mnie. Zawiedziesz się tą wiadomością, bo nie jestem człowiekiem, za jakiego możesz mnie uważać. Dorośli też są ludźmi. Wiem, że jest to zadziwiające; też przez większość swojego życia byli dla mnie fałszywymi, chciwymi na kasę maszynami. Właściwie to dalej są. Zwłaszcza ci, którzy wypisują o mnie te oszczerstwa. Nie wierz w ani jedno ich słowo.
Też jestem alkoholikiem, tak jak Twoja mama, i narkomanem, tak jak ty. To ja zrobiłem to wszystko Jonnie i sam osobiście skreśliłem nam możliwość widzenia się. Jonna znała mnie i wiedziała, że zrobiłbym wszystko, żeby z Wami być. Naraziłbym Was na niebezpieczeństwo; może sam zginąłbym. Być może ty sama próbowałabyś coś robić w tym kierunku, tak jak teraz, i zniszczyłabyś sobie życie. Niemówienie Ci prawdy nie było wygodne. Wiele razy chciała Ci powiedzieć, ale nie mogła, bo wiedziała, czym się to zakończy. Gdybym tu nie był, prawdopodobnie nigdy nie musielibyśmy się rozdzielać, lecz nie wstydzę się ani nie żałuję tego, co zrobiłem.
Psychiatra mówi, że to źle. Ja uważam, że dobrze, bo to znak, że nie tracę zmysłów wśród tych wariatów i wykolejeńców. Nie złamali mnie przez te osiemnaście lat, ale każdego dnia bałem się, że strzelę sobie w łeb szóstego lipca dwa tysiące dwudziestego piątego. Choćby za żal zaoferowali mi powrót na wolność, nie będę przepraszać za coś, z czego jestem dumny.
Wiem, że byłaś w ośrodku wychowawczym i na odwyku; Jonna pisała mi o tym. Nie zamierzam Cię oceniać. Zwyczajnie się martwię, głównie przez to, że nigdy nie mogłem Cię ani ostrzec, ani wyciągnąć do Ciebie pomocną dłoń, czego dalej nie mogę zrobić. Ćpun ćpunowi nie pomoże. Pędzę bimber w celi, żeby mieć na kopertę w razie, gdybyś po tym liście nie wróciła tam, skąd przyjechałaś.
Właśnie, skąd przyjechałaś? Wiem, że Vancouver, z którego dostawałem listy przez cztery lata, jest w Kanadzie, ale gdzie jest Riverdale? Kojarzy mi się z Anglią, nie wiem czemu. Nie chciałem nikogo pytać, żeby nie ukradli mi Twoich zdjęć. Tu są naprawdę szkaradne potwory. Czasem też klawisze zabierają nam korespondencję, chcąc przeciwdziałać rozbojom gangów. To prawdziwa plaga nie tylko dla nich, ale też dla nas. Przez tych skurwysynów obserwują mnie, sprawdzali mi ostatnio tatuaże. Nie mam listów od mamy przy sobie, są zabezpieczone u Grace. Nawet nie wiesz, jak jestem jej wdzięczny. Nazywa się Grace Murray albo Murrey, nigdy nie wiem. Mam przy sobie tylko Wasze zdjęcia, które trzymam w lustrze. Problem w tym, że wisi nade mną widmo przeszukania, więc prawdopodobnie także będę musiał je oddać do szuflady na zamek. Właściwie, to mogę mieć do Ciebie prośbę? Nie mogę Ci nic dawać bezpośrednio, nikt nie może nic wnosić ani wynosić z terenu. Chyba, że dostaniesz to coś od strażnika za murami i nie piśniesz słowa. Chciałbym, żebyś wzięła i zdjęcia, i listy i zaniosła je do wuja Harvey’ego. U niego nic nie zginie. Tylko powiedz, że złamię mu nos, jeżeli to przeczyta, bo to strasznie wścibski facet. Możesz też zapytać, co u niego. Nie był u mnie od roku. Nie pamiętam do niego numeru telefonu, a wyciągnąć coś od zarządcy bloku, zwłaszcza po ostatnich wydarzeniach, to niemały problem.
Kiedyś był tu taki typ, nazywał się chyba Herberts i był za napaść z bronią w ręku. Wyszedł dawno, dawno temu, nie pamiętam, w którym roku, nieważne. Wiem, że jak wuj Harvey jeszcze do mnie dzwonił, to on często wieczorem dzwonił do swojej córki i opowiadał jej bajki na dobranoc. Podobno jego dziecko też urodziło się, kiedy już odsiadywał, ale nie wiem, czy to prawda, bo nigdy z nim nie rozmawiałem. Za każdym razem chciałem podejść i powiedzieć mu, że go szanuję i żeby pozdrowił dzieciaka i że też mam małe dziecko. Ale stchórzyłem bardzo dużo razy. Tyle razy, że nigdy nie zdążyłem mu powiedzieć, bo wyszedł i już nie wrócił. Bo jak to brzmiałoby? Co powiedziałby jej? „Cześć, Kochanie, masz pozdrowienia od seryjnego mordercy!”? Nie jestem tutaj nikim innym. Jestem bestią. Jestem potworem dla całego świata, tylko nie dla Twojej mamy. Wiesz, że kłamała w mojej obronie na sali sądowej, jak mnie skazywali na wyrok? Problem w tym, że się nie dogadaliśmy, bo ja się przyznałem wszystkiego, co zrobiłem. I do tego, i do kradzieży, i podpaleń. Chcieli mnie oskarżyć o jeszcze jedno zabójstwo i gwałt, ale to oddalili. Bardzo się z tego powodu cieszyłem, bo wiedziałem, że choć prawda jest tylko jedna i ja ją dzierżę, nie mógłbym żyć jako gwałciciel. Prawdopodobnie z biegiem lat sam uwierzyłbym w to. Tutaj naprawdę czasem prawda i fałsz się zacierają, tak samo jak pamięć. Łapię się na tym, że nie wiem, kiedy mam urodziny. Zresztą, to nie jest ważne. I tak nie wiem, jaki mamy dzień. Wiem, że jest pora sucha, bo nie da się tu oddychać. Jest cholernie duszno. Wszyscy pchają się do pracy w chłodni. Mam okno na północ, ale mogę go otworzyć. Ręce nie mieszczą mi się przez kraty, a nawet jeśli dałbym radę, to i tak nie ma tu klamki.
Mnie za dobre sprawowanie dopuścili do pracy przy wyrobie szkła dwa razy w tygodniu po dziesięć godzin, ale to dosłownie Piekło na Ziemi. Piece dają równo, a trzeba przy tym stać i kręcić tym cholernym prętem, on też się nagrzewa i czuć to nawet przez rękawice. Mimo że to ciężka praca, cieszę się, że ją mam. Mam wtedy rozkute ręce i mogę je rozprostować, a w celi mam z tym problem. Wiem, że jesteś drobna jak Twoja mama, ale ja jestem wielki i ta klitka ledwo mnie mieści razem z pryczą, zlewem i toaletą. Mogę też wychodzić raz w tygodniu na spacerniak za zaleceniem lekarza, choć nie robię tego przez pogodę. Z utęsknieniem czekam na odpowiedź od Ciebie i deszcz.
Rozgadałem się o pierdołach, zamiast ciągnąć temat Herbertsa. I jak to mam małe dziecko? Nie mam. Nawet nie wiem, gdzie jest. Gdzieś za oceanem, a wiem o nim tyle, ile przeczytałem. To tak jakbym po przeczytaniu ulotki od leku na żołądek miał stać się farmakologiem czy kimś tam, a to przecież tak nie działa. Nawet gdybym miał z Tobą kontakt, nie poprawiłoby to w sytuacji, jak w przypadku Herbertsa, bo ja nigdy stąd nie wyjdę. Próbowałem wydostać się stąd w 2019, kiedy dowiedziałem się, że Gwen nie żyje i byłem bardzo bliski, ale zjebałem. Tak cholernie zjebałem. Dorwały mnie psy, dalej mam ślady po pogryzieniach. Zaostrzyli wtedy przepisy i rygor, przez co odebrano mi między innymi pobyt na zewnątrz. Przywrócono mi go dopiero rok temu po złamaniu ręki. Nie mam którejś witaminy D i mam niedokrwistość.
Nie udało mi się, bo wszystko robiłem bardzo lekkomyślnie i nie mierzyłem sił na możliwości. Wydaje mi się, że robisz to samo. Generalnie mam wrażenie, że jesteś bardziej Savage, niż sobie możesz to wyobrazić i odrażasz mnie tym, jak bardzo mnie przypominasz.
Wiele rzeczy na tym świecie sprawia, że czuję się albo przygnębiony, albo wściekły, albo wzbudza we mnie bardzo dziwne stany, których nie jestem w stanie opisać. Czasem coś, czego świadomie nienawidzę, podświadomie kocham albo odwrotnie, że świadomie kocham, a nieświadomie nienawidzę.
Nie wiem, czy jestem gotowy na spotkanie z Tobą. To nie jest też takie proste, że wchodzisz, siadasz i wychodzisz. Musisz napisać pismo do głównego naczelnika, wnioskując o widzenie, które on może przystęplować, a może sobie nim podetrzeć dupę. Nie znam szczegółów tego procesu. Harvey zna, ale dwadzieścia lat temu to było łatwiejsze. Może wtedy nawet nieletnią wpuściliby Cę, a teraz to tylko karkołomna papierologia.
Ciekaw jestem, ile razy już napisałem „nie wiem”. Pewnie dużo. Możesz policzyć, gdyby Ci się nudziło i napisać mi. Zrobiłbym to sam, tylko list ten piszę dosyć szybko, żeby mieć tu jeszcze trochę światła i od razu wysłać. Nie wiedziałem, że aż tak słabo widzę z bliska, póki nie zauważyłem adresu na kopercie i nie zacząłem odpisywać.
Nie wiem, czy ty jesteś gotowa na spotkanie ze mną. Nie wiem, czy naprawdę chcesz to robić, czy robisz to, żeby coś sobie udowodnić. Czekam na odpowiedź.
Conrad
Brisbane, 08.09.2025
Conard? Tato? Jak mam Cię nazywać?
Wybacz, jeśli ten list będzie chaotyczny, ale mam Ci naprawdę dużo do powiedzenia. Piszę przy każdej możliwej okazji; na kolanie w autobusie, na przerwach w pracy i do tego czuję, że zarwę kilka nocy z rzędu.
Na moje życie składają się same błędy, więc kolejny nie zrobi mi różnicy. Nie rozumiem jednak dlaczego uważasz, że nawiązanie z Toba kontaktu miałoby być jednym z nich. To prawda, że mama nie powiedziała mi wszystkiego i wielu rzeczy, jak nie większości, musiałam się dowiadywać na własną rękę. Znalazłam sporo artykułów z lat 2006-2007, w którym nazywano Cię mordercą, psychopatą i potworem, ale ja w to nie wierzę. Nie dlatego, że mam jakąś wyidealizowaną wizję Ciebie, a przez to, że swego czasu sama zostałam ofiarą taniej sensacji, chociaż media były dla mnie łaskawsze i przynajmniej zmienili mi imię oraz nie pokazali mojego zdjęcia. Zależy mi na tym, aby poznać Ciebie. Prawdziwego Ciebie, a nie „bestię z Brisbane”, o której pisały gazety. Żadna dziennikarska hiena nie sprawi, że wyrobię sobie o Tobie zdanie.
Poza tym, czego niby można zazdrościć mojej matce? Chyba tylko tego, że udało jej się owinąć bogatego faceta wokół palca, a nawet to ostatecznie jej nie wyszło na dobre. Pewnie myślisz, że piszę to pod wpływem silnego wzburzenia, ale mój gniew już dawno ostygł. Dwa tygodnie temu pisałam, że byłam zadowolona, gdy George dowiedział się prawdy i ją zostawił. Nie dlatego, że chciałam jej zrobić na złość. Nie zamierzała kończyć tej farsy zwanej małżeństwem, nawet jeśli wszyscy wokół mówili jej, że ten związek jest toksyczny i powinna uciekać, więc jej pomogłam.
Nie mogę jednak wybaczyć tego, co mi zrobiła. Przyznam, że nie byłam w tym bez winy. Nadszarpnęłam jej zaufanie w momencie, w którym zaczęłam ćpać, a później próbując uciec z odwyku. Nie zrozum mnie źle, idąc tam naprawdę myślałam, że wreszcie coś zmieni się na lepsze. Że ja się zmienię, że będę dobrym człowiekiem, że nie będę więcej walić w kanał i wreszcie nauczę się jak żyć. Ale starcie z nałogiem wymagało wsparcia, a ja go praktycznie nie dostałam. Było mi coraz gorzej, gdy patrzyłam jak moich rówieśników odwiedzają ich bliscy i są dumni z ich postępów. Poza tym, po kilku tygodniach znałam już cały oddział na pamięć, wiedziałam, że żeby przejść przez cały swój pokój muszę zrobić osiem kroków i kiedy dyżuruje stara pielęgniarka, za którą nikt nie przepadał.
Czy mama mówiła Ci, że cierpię na klaustrofobię? Było mi tam strasznie ciasno, wkrótce zaczęłam mieć wrażenie, że ściany na mnie napierają. To żałosne porównywać tamto miejsce do tego, co teraz przeżywasz, ale ja naprawdę czułam się tam jak więzień. Obdarta z prywatności, obserwowana, zmuszona do codziennej walki o przetrwanie w tamtym miejscu. W końcu zrozumiałam, że im bardziej się miotam, tym większą robię sobie krzywdę, dlatego poddałam się, zaczęłam się uśmiechać i udawać, że terapia przynosi efekty. W pewnym sensie tak się stało, nie chcę już truć się tym gównem, choć był okres, gdy wręcz marzyłam o śmierci. Przynajmniej tyle dobrego z tego wynikło.
Przez prawie siedem miesięcy mama odwiedziła mnie tylko dziewięć razy, a zadzwoniła czternaście. Nadal uważasz, że stała za moimi plecami? Później było tylko gorzej.
Zawsze trzymałam się z boku, wiesz? Byłam typem szarej myszki, cichej i spokojnej dziewczynki, która zawsze ma odrobione zadanie domowe i jest przygotowana na każdy sprawdzian. Pewnie pomyślisz, że byłam po prostu grzecznym dzieckiem, ale to kłamstwo. Przez te wszystkie lata moja samoocena była podkopywana, zarówno mama, jak i George wmawiali mi, że będę czegoś warta tylko i wyłącznie wtedy, gdy będę najlepsza. Moi oprawcy szybko zauważyli, że nie jestem w stanie się obronić. Rok temu, w moje urodziny, zmusili mnie siłą do wypicia całej butelki wódki. Kazali mi robić też inne, znacznie gorsze rzeczy, ale nie chcę o tym mówić. Wystarczy, że powiedziałam mamie, a ona mi nie uwierzyła i wysłała do miejsca, gdzie krzywdzono mnie jeszcze bardziej, ale to, co tam się działo, również wolałabym zachować dla siebie. Prośby i błagania, by mnie stamtąd zabrała, albo żeby chociaż zmieniła placówkę, na niewiele się zdały. O ile wcześniej miała mnie gdzieś, tak w tamtym momencie zmieniła się w George’a.
Powiedz mi, jak mam mieć dobry kontakt z kimś, to wbił mi nóż w plecy?
A więc nałogi są u nas rodzinne, że tak pozwolę sobie zażartować. Cieszę się, że mnie nie oceniasz, tak jak ja nie oceniam Ciebie. Właściwie, to doskonale Cię rozumiem. Gdyby moja dłoń nie zadrżała, gdybym się nie zawahała przed pociągnięciem za spust, nie pisałabym teraz tego listu. Pewnie sama siedziałabym teraz w kanadyjskim więzieniu. Albo szpitalu psychiatrycznym, kto wie. George niczego nigdzie nie zgłosił, bo nie ma pozwolenia na broń.
Żałuję, że przez te wszystkie lata nie mieliśmy okazji porozmawiać ze sobą chociaż raz. Jako dziecko chciałam, by mój tata choć raz opowiedział mi bajkę. Nawet przez telefon, bo sam byłby w więzieniu na drugim końcu świata. Gdybym wiedziała o Tobie wcześniej, pisałabym do Ciebie odkąd tylko bym się tego nauczyła. A wcześniej przysyłała Ci rysunki.
Właśnie zdałam sobie sprawę z tego, że siedzisz w więzieniu już połowę swojego życia i z jakiegoś powodu czuję się tym strasznie przybita. To nie jest miejsce dla Ciebie. Chciałabym Cię w jakiś sposób stamtąd wyciągnąć. Mam sporo oszczędności, ale wolałam ich do tej pory nie ruszać. Teraz myślę, że mogłabym za nie wynająć dobrego prawnika, albo poprosić o pomoc Williama. To syn George’a z jego pierwszego małżeństwa. Nawet jeśli już wie, że nie jesteśmy prawdziwym rodzeństwem, nasze stosunki nie uległy zmianie. Nadal traktuje mnie jak swoją młodszą siostrę, ja też nie umiem patrzeć na niego inaczej niż na brata. W każdym razie, William jest prawnikiem. Może on mógłby coś zdziałać.
U wujka wszystko w porządku. Nadal nie ma nikogo i nie wygląda na to, by miało się to zmienić. Jego firma działa bez zarzutów, ciągle ją rozwija. Mieszkamy w piętrowym domu z dużym ogrodem na przedmieściach. W zeszłym tygodniu pozwolił mi przygarnąć psa ze schroniska, wybieram się tam w sobotę. Chciał, żebym pracowała u niego w firmie, ale dla mnie to za dużo. Jest dla mnie bardzo dobry i nie chcę tego nadużywać, więc pracuję w kawiarni na drugim końcu Brisbane.
Jestem w trakcie załatwiania wszystkich formalności, a Harvey mi w tym pomaga. Miałeś rację, sporo się pozmieniało i jest z tym trochę roboty, ale mam nadzieję, że dostanę zgodę na widzenie. To od Ciebie zależy, czy do niego dojdzie, bo ja czuję się gotowa.
Leilani
P.S. Dorzucam Ci kilka czystych kartek. Nie za dużo, żeby list nie wydawał się podejrzanie gruby, ale mam nadzieję, że wystarczy, żebyś nie musiał się martwić zdobyciem papieru.
P.S.2. Możesz na mnie liczyć w sprawie zdjęć i listów. Przy okazji, gdybyś czegoś potrzebował, to daj znać. Nie gwarantuję, że ewentualna paczka dotrze do Ciebie w całości (słyszałam, że takie rzeczy się dzieją, ale sam pewnie wiesz lepiej jak jest), ale może choć część z tego, co Ci przyślę, sprawi, że będzie Ci lżej.
P.S.3. Numer do wujka Harveya to 876-XxX-45X, a do mnie to 567-xXx-08x. Możesz dzwonić kiedy chcesz.
P.S.4. Riverdale to nowa nazwa Vancouver.
Louis Ashworth
Fresh Blood Lost in the City
Re: I don't know how to swim in this insanity
Pią Cze 07, 2019 12:36 pm
Pią Cze 07, 2019 12:36 pm
2025
Leilani,Conrad wystarczy. Dziwnie mi z nazywaniem mnie ojcem. Myślę, że prawdziwy tata umiałby zmieniać pieluchy, a ja się do tego nie nadaję. Z tego, co pisała mama, byłaś tak maleńka po urodzeniu, że zmieściłabyś się na moich dłoniach. Może to nawet dosłowny cytat, bo bardzo mi wtedy zapadł w pamięć. Zastanawiałem się wtedy, czy będziesz bardziej podobna z wyglądu do mnie, czy do niej i po tych słowach założyłem, że jednak urodę będziesz mieć po Jonnie. Może to i lepiej, bo inaczej śmialiby się z Ciebie w dzieciństwie, że szczęką możesz kroić chleb. Tak czy siak, jeżeli byłaś taka mikroskopijna, to na pewno bałbym się Cię dotknąć, żeby nie zrobić Ci krzywdy, a co dopiero wziąć na ręce i zajmować się Tobą. Nie umiem być delikatny, choć bardzo chcę, i na pewno nieumyślnie sprawiłbym, że trzeba byłoby z Tobą jechać do lekarza. Nie wybaczyłbym sobie tego.
To, że jestem mordercą, to prawda. Zabijałem i będę zabijał, jeżeli będzie taka potrzeba, tylko nikomu o tym nie mów, bo wrócę do izolatki, a z tamtego miejsca nie będę mógł Ci odpisywać ani dzwonić. Mam nadzieję też, że nikt więcej nie przeczyta tego listu. Jeżeli przestanę Ci odpisywać, to znaczy, że ktoś otwierał list przed tym, jak go dostałaś. Zawsze chciałem zabić George’a i trochę mi szkoda, że nie pociągnęłaś za spust, żeby dopełnić to, czego ja nie zrobiłem. Z drugiej strony boję się, że mogłabyś mieć problemy z obmyśleniem, co zrobić z ciałem, co powiedzieć policji i złapaliby Cię, a więzienie to nie miejsce dla Ciebie. Przed pozbyciem się go zawsze zatrzymywało mnie to, że jest kimś ważnym i jego zniknięcie wywoła zainteresowanie. Już raz zająłem się ważniakiem i deptali mi po piętach przez rok, bardzo ciężko zgubić trop po tych, za których pieniędzmi ludzie tęsknią. Wariaci.
Tego zazdroszczę Twojej matce. Siły, bo ja jestem słabym tchórzem. Życie z potworem, jakim jest George, nie jest łatwe ani przyjemne. Przyjęła na siebie masę strzałów, nawet od Ciebie i to w Twojej obronie. Wszyscy do niej strzelali. Ja do niej strzelałem. Jest naprawdę kawałem nie do zdarcia kobiety i dlatego nie chciałbym się z nią nigdy żenić, bo wykończyłaby mnie. Mam wrażenie, że kobiety są o wiele wytrzymalsze od mężczyzn i może dlatego średnia życia facetów jest krótsza. Są też rozsądniejsze. Jonna, mimo że alkohol ją pokonuje, bardzo długo się trzymała. To ona w tym duecie była mózgiem, potrafiła mnie doprowadzić do porządku, chociaż ja robiłem wszystko, żeby być niezależnym. Kiedy się zeszliśmy, trudno było mi bez niej funkcjonować. Mnie jest bardzo łatwo wyprowadzić z równowagi, często robiłem głupie rzeczy pod wpływem impulsu. Ona próbowała mi przemówić do rozumu, ale byłem chyba zbyt dumny na to, żeby słuchać jej i przyznać jej rację albo współpracować. Mimo to, sądzę, że zapobiegła bardzo wielu złym rzeczom, które byłem gotów zrobić. Kiedy byłem trzeźwy, chciałem ją przeprosić za rzeczy, które wygadywałem albo robiłem po pijaku, ale nie można przepraszać za obcą osobę. Nie musisz mieć z nią dobrego kontaktu. Nikt nic nie musi. Chciałbym tylko, żebyś chciała ją poznać tak, jak chcesz poznać mnie. Znaliśmy się krótko, ale intensywnie, a mam wrażenie, że wie o mnie więcej niż ja sam. Samobójstwa też są u nas rodzinne. Tak samo jak przestępstwa i nałogi.
Brzmisz bardzo przygnębiająco, ale nie powinnaś mówić tego mnie, jeżeli chcesz, żeby ktoś nazwał Twoją mamę złem wcielonym. Sądzę, że gdybyś nie była, gdzie byłaś, dawno leżałabyś pod ziemią.
Mylisz się, to jest moje miejsce. Mimo że chciałbym uporządkować niektóre rzeczy na zewnątrz, muszę zostać tutaj i nigdy stąd nie wyjdę. Prawdopodobnie gdybym wyszedł, to byłby mój i Twój koniec. Nie wspominając już o tym, że żaden prawnik nie chce mnie reprezentować w sądzie. Na ostatniej rozprawie mój adwokat był przeciwko mnie samemu bardziej niż ja. Taka jego praca, nie mógł się z tego wycofać. Słyszałem, że Jonna chciała mi kogoś wynająć, ale odmawiali. Nie wiem, czy to prawda czy zwykła plotka, bo nigdy potem po rozprawie z nią nie rozmawiałem. Nie miałem szansy i też nie chciałem. Teraz też nikt mi nie pomoże, bo może minęło prawie dwadzieścia lat, ale gdyby ktokolwiek dowiedział się o tych próbach, to byłoby po karierze i tego Williama, i po Twojej reputacji. Interes Harvey’ego też pewnie ucierpiałby, wszyscy wiedzą, że jest ze mną spokrewniony.
Rozprawa, jeżeli doszłoby do niej, byłaby z pewnością z góry przegrana, nieważne, jak bardzo prawnik starałby się. Sprawa zaginięcia mojej mamy jest wciąż otwarta. Przesłuchiwali mnie kilkanaście razy i nadal część podejrzeń spoczywa na mnie. Harvey wstawił się za mną i bardzo oberwał, do dziś źle się z tym czuję. Gdyby tego nie zrobił, nie zmieniłoby to mojego wyroku, bo nie można otrzymać dożywotniego pozbawienia wolności plus dwadzieścia pięć lat, ale to cholernie dużo dla mnie znaczyło.
Przepraszam, że tym razem jest krócej, ale trochę gorzej się czuję. Mam nadzieję, że nie masz mi tego za złe. Dziękuję za wszystko i czekam na odpowiedź,
Conrad
PS. Nienawidzę psów.
15.09.2025
Jeżeli przestanę Ci odpisywać, to znaczy, że ktoś otwierał list przed tym, jak go dostałaś.
Zdawało jej się, że w przerwach pomiędzy sygnałami słyszy szybkie bicie własnego serca. Pragnęła tej rozmowy od kilkunastu tygodni, a jednocześnie jej wizja wzbudzała w Leilani paraliżujący strach. Czy Conrad w ogóle będzie chciał podejść do telefonu? Oczywiście, że będzie chciał, przecież z jego słów dało się wywnioskować, że nikt do niego nie dzwoni. Bardziej martwiło ją to, czy ktoś nie miał przypadkiem czelności przejrzeć ich prywatnej korespondecji. Ale czy można mówić o prywatności w więzieniu, a w szczególności w przypadku człowieka, który pozbawił życia trzy osoby, a do tego kilkakrotnie próbował uciec?
Zabijałem i będę zabijał, jeżeli będzie taka potrzeba.
Gdy już straciła nadzieję na to, że ktokolwiek odbierze, w słuchawce rozległ się kobiecy głos. W tym samym momencie popołudniowe słońce wyjrzało zza chmur, a jego miękkie promienie oświetliły jej postać siedzącą na zaścielonym łóżku w pokoju na poddaszu. Uznała to za znak.
— Nazywam się Leilani Cigfran i chciałabym porozmawiać z Conradem Savage. — powiedziała ochryple, walcząc z dziwnym ściskiem gardła. Żołądek zacisnął się nieprzyjemnie, kiedy zdała sobie sprawę z tego, jak bardzo drżą jej dłonie. Trema? Cholerna. Ale ciekawość była silniejsza niż strach, a ona bardzo chciała wiedzieć jak brzmi głos jej ojca, nawet jeśli ten nie chciał nim być.
— …proszę poczekać. — odpowiedziała strażniczka po chwili, która dla Leilani trawała całą wieczność, zupełnie jakby kobieta zastanawiała się nad jedną z ważniejszych decyzji w swoim życiu. Nie miała pojęcia, że rozmawia z Grace, jej nazwisko umknęło młodej Cigfran (a może raczej Savage?) w natłoku myśli.
Przetarła obolałą skroń, po czym podniosła się z łóżka, by włączyć stojący na biurku wiatrak. Australijski klimat nie działał na nią najlepiej, nie mówiąc już o pająkach, które były dosłownie wszędzie. Oh, jeden zaczął się urządzać w kącie obok szafy. Już miała wołać Harveya, by zrobił porządek z małą paskudą, gdy usłyszała poruszenie po drugiej stronie. Ktoś wrócił do pomieszczenia i nie był sam, a przynajmniej takie odniosła wrażenie wśród tych wszystkich szmerów i trzasków. Ktoś podniósł słuchawkę.
— Umm… cześć. Z tej strony Leia. — chciała brzmieć pewnie, podczas gdy z jej ust wydobył się jedynie drżący półszept. Nie miała pojęcia, dlaczego użyła zdrobnienia zamiast pełnego imienia; być może podświadomie chciała być dla Conrada JEGO „małą Leią”, a nie obcą „Leilani”.
Jeżeli przestanę Ci odpisywać, to znaczy, że ktoś otwierał list przed tym, jak go dostałaś.
Zdawało jej się, że w przerwach pomiędzy sygnałami słyszy szybkie bicie własnego serca. Pragnęła tej rozmowy od kilkunastu tygodni, a jednocześnie jej wizja wzbudzała w Leilani paraliżujący strach. Czy Conrad w ogóle będzie chciał podejść do telefonu? Oczywiście, że będzie chciał, przecież z jego słów dało się wywnioskować, że nikt do niego nie dzwoni. Bardziej martwiło ją to, czy ktoś nie miał przypadkiem czelności przejrzeć ich prywatnej korespondecji. Ale czy można mówić o prywatności w więzieniu, a w szczególności w przypadku człowieka, który pozbawił życia trzy osoby, a do tego kilkakrotnie próbował uciec?
Zabijałem i będę zabijał, jeżeli będzie taka potrzeba.
Gdy już straciła nadzieję na to, że ktokolwiek odbierze, w słuchawce rozległ się kobiecy głos. W tym samym momencie popołudniowe słońce wyjrzało zza chmur, a jego miękkie promienie oświetliły jej postać siedzącą na zaścielonym łóżku w pokoju na poddaszu. Uznała to za znak.
— Nazywam się Leilani Cigfran i chciałabym porozmawiać z Conradem Savage. — powiedziała ochryple, walcząc z dziwnym ściskiem gardła. Żołądek zacisnął się nieprzyjemnie, kiedy zdała sobie sprawę z tego, jak bardzo drżą jej dłonie. Trema? Cholerna. Ale ciekawość była silniejsza niż strach, a ona bardzo chciała wiedzieć jak brzmi głos jej ojca, nawet jeśli ten nie chciał nim być.
— …proszę poczekać. — odpowiedziała strażniczka po chwili, która dla Leilani trawała całą wieczność, zupełnie jakby kobieta zastanawiała się nad jedną z ważniejszych decyzji w swoim życiu. Nie miała pojęcia, że rozmawia z Grace, jej nazwisko umknęło młodej Cigfran (a może raczej Savage?) w natłoku myśli.
Przetarła obolałą skroń, po czym podniosła się z łóżka, by włączyć stojący na biurku wiatrak. Australijski klimat nie działał na nią najlepiej, nie mówiąc już o pająkach, które były dosłownie wszędzie. Oh, jeden zaczął się urządzać w kącie obok szafy. Już miała wołać Harveya, by zrobił porządek z małą paskudą, gdy usłyszała poruszenie po drugiej stronie. Ktoś wrócił do pomieszczenia i nie był sam, a przynajmniej takie odniosła wrażenie wśród tych wszystkich szmerów i trzasków. Ktoś podniósł słuchawkę.
— Umm… cześć. Z tej strony Leia. — chciała brzmieć pewnie, podczas gdy z jej ust wydobył się jedynie drżący półszept. Nie miała pojęcia, dlaczego użyła zdrobnienia zamiast pełnego imienia; być może podświadomie chciała być dla Conrada JEGO „małą Leią”, a nie obcą „Leilani”.
Louis Ashworth
Fresh Blood Lost in the City
Re: I don't know how to swim in this insanity
Nie Cze 09, 2019 12:12 pm
Nie Cze 09, 2019 12:12 pm
Grace Murray nie liczyła już, ile razy nagięła dla niego zasady, narażając się tym samym na zwolnienie i dożywotni zakaz pracy w służbie więziennej, ale możliwe, że była już to liczba dwucyfrowa. Ci, którzy dzwonili do biura, raczej nie mieli w interesie rozmawiać ze skazanymi, a chcieli coś załatwić. Aczkolwiek nie to wywołało zdziwienie strażniczki, gdy odebrała, wypowiadając formułkę „Więzienie stanowe w Queensland [...]”, a imię jej rozmówczyni. Mimo że dawno, bardzo dawno go nie słyszała, od razu wiedziała, że zaczęło się.
Szmery ustały, co oznaczało, że ktoś stanął przy aparacie.
─ Słucham? ─ odezwał się niski, męski głos i rozległy się brzdęki stali.
Telefon stacjonarny nie miał zbyt dobrej jakości dźwięku, niemniej jednak każdy sprzęt do telekomunikacji nie był tutaj najnowszy. Władze inwestowały pieniądze w bezpieczeństwo i higienę pracy, resocjalizację i opiekę medyczną, a to, że budki telefoniczne i aparaty stacjonarne nie wymieniono od trzydziestu lat, to sprawa drugorzędna. Ważne, że był tu zasięg. Zakład karny był oddalony od Brisbane, więc o sieć tutaj, wśród wyschniętych traw, piasku i rzadkich krzewów, było trudno.
Conrad, trzymając obydwoma rękami słuchawkę, zerkał na Grace i innego strażnika. Peterson stał tuż obok niego, nadmieniając dosyć dosadnie, aby dotarło też do tego, kto telefonuje, że mają dziesięć minut. Murray w tym czasie zasiadła przy odwróconym od nich monitorem, aby dokończyć to, co zostało jej przerwane.
─ Leia? ─ powtórzył, jakby chciał się upewnić, że się nie przesłyszał. Od razu uśmiechnął się, a wokół oczu pojawiły się małe zmarszczki radości. ─ Co u Ciebie?
Już miał odpowiedź, dlaczego nie dostał kolejnego listu. Leilani postanowiła do niego zadzwonić. Co prawda, myślał, że to on postawi pierwszy krok i to jeszcze nie tego dnia, ale w głębi duszy uznał, że to dobrze. Może zbyt długo zwlekałby z tym, zważywszy na to, że nie przywykł do gadanin przez telefon. Zawsze jeżeli już rozmawiał, to bardzo treściwie. Wolał wszystko rozwiązywać twarzą w twarz, aczkolwiek na to jeszcze nie był gotowy. Dobrze, że mała starała się to uszanować.
Szmery ustały, co oznaczało, że ktoś stanął przy aparacie.
─ Słucham? ─ odezwał się niski, męski głos i rozległy się brzdęki stali.
Telefon stacjonarny nie miał zbyt dobrej jakości dźwięku, niemniej jednak każdy sprzęt do telekomunikacji nie był tutaj najnowszy. Władze inwestowały pieniądze w bezpieczeństwo i higienę pracy, resocjalizację i opiekę medyczną, a to, że budki telefoniczne i aparaty stacjonarne nie wymieniono od trzydziestu lat, to sprawa drugorzędna. Ważne, że był tu zasięg. Zakład karny był oddalony od Brisbane, więc o sieć tutaj, wśród wyschniętych traw, piasku i rzadkich krzewów, było trudno.
Conrad, trzymając obydwoma rękami słuchawkę, zerkał na Grace i innego strażnika. Peterson stał tuż obok niego, nadmieniając dosyć dosadnie, aby dotarło też do tego, kto telefonuje, że mają dziesięć minut. Murray w tym czasie zasiadła przy odwróconym od nich monitorem, aby dokończyć to, co zostało jej przerwane.
─ Leia? ─ powtórzył, jakby chciał się upewnić, że się nie przesłyszał. Od razu uśmiechnął się, a wokół oczu pojawiły się małe zmarszczki radości. ─ Co u Ciebie?
Już miał odpowiedź, dlaczego nie dostał kolejnego listu. Leilani postanowiła do niego zadzwonić. Co prawda, myślał, że to on postawi pierwszy krok i to jeszcze nie tego dnia, ale w głębi duszy uznał, że to dobrze. Może zbyt długo zwlekałby z tym, zważywszy na to, że nie przywykł do gadanin przez telefon. Zawsze jeżeli już rozmawiał, to bardzo treściwie. Wolał wszystko rozwiązywać twarzą w twarz, aczkolwiek na to jeszcze nie był gotowy. Dobrze, że mała starała się to uszanować.
Dłoń, w której trzymała telefon zadrżała, a źrenice gwałtownie się poszerzyły. Rozchyliła usta, aby mu odpowiedzieć, ale nie była w stanie wydobyć z siebie ani jednego dźwięku. Jeśli Conrad czuł się zestresowany tą rozmową, to co miała powiedzieć Leilani? Przerażały ją kontakty z innymi ludźmi, szczególnie, gdy nie była pewna ich intencji wobec swojej osoby. Miniony rok sprawił, że nabrała podejrzliwości wobec innych, w każdym widząc swojego wroga. W Savage'u po części również, zwłaszcza po jego ostatnim liście. Nie spodziewała się, że stanie po stronie dziewczyny, której w ogóle nie zna, ale nie przypuszczała też, że będzie ślepo bronił Jonny.
A mimo to zadzwoniła do więzienia, prosząc o rozmowę z Conradem. Leilani często robiła rzeczy wbrew sobie; właściwie, to sama była jedną wielką sprzecznością. Potrzebowała tego człowieka bardziej, niż mógłby zdawać sobie z tego sprawę — to było silniejsze niż lęk przed kolejnym nożem wbitym w plecy.
— Martwiłam się o Ciebie — wyznała ocierając samotną łzę, która spłynęła po rumianym policzku. Dobrze zrobiła najpierw dzwoniąc, przynajmniej mężczyzna nie widział jej reakcji. Przynajmniej ulżyło jej, gdy dowiedziała się, że nie trafił do izolatki. Nie mogłaby się wyzbyć przeświadczenia, że się do tego przyczyniła, a tym samym wyrzuty sumienia nie dałyby jej normalnie funkcjonować. Nie to, żeby przez ten cały czas nie zachowywała się jak łania, którą płoszy odgłos łamanej gałązki. O tym jednak wiedział tylko Harvey, a on obiecał nie mówić o tym Conradowi.
— Jak się czujesz? — zapytała, zastanawiając się w myślach jaką odpowiedzią uraczy ją ojciec; udawanym "dobrze", wymijającym "mogło być lepiej"/"bywało gorzej", czy też przyzna się do tego, że naprawdę mu źle? Z góry założyła, że w więzieniu nie może mu być dobrze.
A mimo to zadzwoniła do więzienia, prosząc o rozmowę z Conradem. Leilani często robiła rzeczy wbrew sobie; właściwie, to sama była jedną wielką sprzecznością. Potrzebowała tego człowieka bardziej, niż mógłby zdawać sobie z tego sprawę — to było silniejsze niż lęk przed kolejnym nożem wbitym w plecy.
— Martwiłam się o Ciebie — wyznała ocierając samotną łzę, która spłynęła po rumianym policzku. Dobrze zrobiła najpierw dzwoniąc, przynajmniej mężczyzna nie widział jej reakcji. Przynajmniej ulżyło jej, gdy dowiedziała się, że nie trafił do izolatki. Nie mogłaby się wyzbyć przeświadczenia, że się do tego przyczyniła, a tym samym wyrzuty sumienia nie dałyby jej normalnie funkcjonować. Nie to, żeby przez ten cały czas nie zachowywała się jak łania, którą płoszy odgłos łamanej gałązki. O tym jednak wiedział tylko Harvey, a on obiecał nie mówić o tym Conradowi.
— Jak się czujesz? — zapytała, zastanawiając się w myślach jaką odpowiedzią uraczy ją ojciec; udawanym "dobrze", wymijającym "mogło być lepiej"/"bywało gorzej", czy też przyzna się do tego, że naprawdę mu źle? Z góry założyła, że w więzieniu nie może mu być dobrze.
Louis Ashworth
Fresh Blood Lost in the City
Re: I don't know how to swim in this insanity
Sro Cze 12, 2019 10:46 am
Sro Cze 12, 2019 10:46 am
Jej głos nie był wysoki, a stosunkowo niski. Mimo że zarówno byłą partnerkę, jak i córkę miał na zdjęciach w leciwej i aktualniejszej wersji, jednakże choćby wszystkie planety ułożyły się w jednej linii, a przez jego ciało przepuściliby prąd o natężeniu tysiąca amperów, żeby pobudzić neurony, nie odtworzy w mózgu głosu Jonny. Przepadł w odmętach między zakrapianą wódką imprezą a sowitą wygraną w karty tydzień temu. Z tego melancholicznego odrętwienia wyrwała go Leilani.
─ O mnie? Dlaczego? ─ zapytał, myśląc, że się przesłyszał, po czym zmienił położenie zmarszczek z czoła na brwi, opierając się o masywne, dębowe biurko.
Takie zdanie wypowiadane w kontekście tego konkretnego więźnia było dosyć zadziwiające. Jedyna osoba, która może pokusiłaby się o takie słowa, to Grace dwie dekady temu, gdy przyjeżdżał tutaj jako osiemnastoletni bachor. Wydawało jej się, że może być z nim problem. Że nie wytrzyma i w trakcie pierwszego tygodnia będzie próbował połknąć widelec, żeby go tylko stamtąd zabrać, ale wtedy miała o nim blade pojęcie. Teraz, gdy znali się dłużej, niż trwało jej małżeństwo, wiedziała, że Savage nie tylko był silny, lecz także kuloodporny, cholernie cwany i bezwzględny. O wiele zasadniejsze byłoby martwienie się o tych, których miał na celowniku.
─ W porządku, kręci mi się lekko w głowie. Dostałem dzisiaj pomarańczę. ─ odparł, nie kryjąc zadowolenia, gdyż owoce, mimo że uprawiane w Australii, były tutaj o wiele trudniej dostępne niż na przykład pospolity chleb. ─ Nie odpowiedziałaś mi, co u Ciebie.
Jako że u niego nie działo się za wiele rzeczy, wolał słuchać o ciekawszych rzeczach, o Leilani. Trzeba było dobrze wykorzystać te dziesięć minut, a opowiadanie o jego pracy nie było zbyt ekscytujące. Jedyną interesującą rzeczą, którą mógł się podzielić, była czytana przez niego książka, ale przecież Cifran ma je na zewnątrz, więc po co jej tym zawracać głowę.
─ O mnie? Dlaczego? ─ zapytał, myśląc, że się przesłyszał, po czym zmienił położenie zmarszczek z czoła na brwi, opierając się o masywne, dębowe biurko.
Takie zdanie wypowiadane w kontekście tego konkretnego więźnia było dosyć zadziwiające. Jedyna osoba, która może pokusiłaby się o takie słowa, to Grace dwie dekady temu, gdy przyjeżdżał tutaj jako osiemnastoletni bachor. Wydawało jej się, że może być z nim problem. Że nie wytrzyma i w trakcie pierwszego tygodnia będzie próbował połknąć widelec, żeby go tylko stamtąd zabrać, ale wtedy miała o nim blade pojęcie. Teraz, gdy znali się dłużej, niż trwało jej małżeństwo, wiedziała, że Savage nie tylko był silny, lecz także kuloodporny, cholernie cwany i bezwzględny. O wiele zasadniejsze byłoby martwienie się o tych, których miał na celowniku.
─ W porządku, kręci mi się lekko w głowie. Dostałem dzisiaj pomarańczę. ─ odparł, nie kryjąc zadowolenia, gdyż owoce, mimo że uprawiane w Australii, były tutaj o wiele trudniej dostępne niż na przykład pospolity chleb. ─ Nie odpowiedziałaś mi, co u Ciebie.
Jako że u niego nie działo się za wiele rzeczy, wolał słuchać o ciekawszych rzeczach, o Leilani. Trzeba było dobrze wykorzystać te dziesięć minut, a opowiadanie o jego pracy nie było zbyt ekscytujące. Jedyną interesującą rzeczą, którą mógł się podzielić, była czytana przez niego książka, ale przecież Cifran ma je na zewnątrz, więc po co jej tym zawracać głowę.
Dlaczego? Chciała odpowiedzieć mu, że to dlatego, że jest jej ojcem, ale w porę ugryzła się z język.
— Bo z tego, co pisałeś, w więzieniu jest strasznie.
Jej dłoń zacisnęła się na blacie biurka. Cieszył się z dostania czegoś, co ona miała na wyciągnięcie ręki i to w nieograniczonych ilościach. Wtedy po raz pierwszy w jej głowie zakiełkowała pewna szalona myśl, jednak szybko została stłumiona przez rozsądek krzyczący, że to zły pomysł.
— Cieszę się. Nadal nie powiedziałeś, czego potrzebujesz. Nawet jeśli nie dasz mi znać do końca tygodnia, ja i tak wyślę paczkę, a Ty potem będziesz się zastanawiać co zrobić z kilkoma kilogramami cukru — roześmiała się próbując wyobrazić sobie Conrada ukrywającego zawartość paczki w najdziwniejszych miejscach w celi, nawet jeśli wszystko zostałoby wcześniej sprawdzone i miałby zgodę na rzeczy, które dostałby od Leilani. Był tylko jeden problem; dziewczyna nie wiedziała jak jej ojciec wygląda. Owszem, widziała zdjęcia sprzed lat, a nawet te z pierwszych stron gazet, ale nie była w stanie odtworzyć jego obecnego wyglądu.
Obawiając się, że zaraz zapadnie niezręczna cisza, zaczęła mówić to, co przyszło jej do głowy:
— Przez fińskie geny gotuję się od tego upału, a jeszcze jak pomyślę, że mam iść wieczorem na zajęcia... Ah, racja, nie powiedziałam Ci! Chodzę do szkoły. To znaczy na chwilę obecną tylko wieczorowo, bo pracuję, ale może w następnym semestrze się przeniosę. George powiedział, że jestem za głupia, by zostać lekarzem, więc zamierzam pokazać mu, że jednak się do tego nadaję i będę lepsza od niego! — głos, który zadrżał od tłumionej agresji na wspomnienie o ojczymie, był chyba wystarczającym dowodem na nienawiść, jaką Lei go darzyła. — Tylko może pójdę w specjalizację, w której nie trzeba będzie oglądać dużej ilości krwi. Myślałam nad psychiatrią, bo naprawdę ciężko teraz znaleźć dobrego psychiatrę.
W tle rozległo się szczekanie.
— Oh, to Toby. Chyba chciał się z Tobą przywitać. To młody owczarek niemiecki z naderwanym prawym uchem, bardzo przyjazny i nawet bawiąc się ze mną uważa, żeby za mocno mnie nie ugryźć, ale odkąd go mam i wychodzę z nim po zmroku, przestałam być zaczepiana.
— Bo z tego, co pisałeś, w więzieniu jest strasznie.
Jej dłoń zacisnęła się na blacie biurka. Cieszył się z dostania czegoś, co ona miała na wyciągnięcie ręki i to w nieograniczonych ilościach. Wtedy po raz pierwszy w jej głowie zakiełkowała pewna szalona myśl, jednak szybko została stłumiona przez rozsądek krzyczący, że to zły pomysł.
— Cieszę się. Nadal nie powiedziałeś, czego potrzebujesz. Nawet jeśli nie dasz mi znać do końca tygodnia, ja i tak wyślę paczkę, a Ty potem będziesz się zastanawiać co zrobić z kilkoma kilogramami cukru — roześmiała się próbując wyobrazić sobie Conrada ukrywającego zawartość paczki w najdziwniejszych miejscach w celi, nawet jeśli wszystko zostałoby wcześniej sprawdzone i miałby zgodę na rzeczy, które dostałby od Leilani. Był tylko jeden problem; dziewczyna nie wiedziała jak jej ojciec wygląda. Owszem, widziała zdjęcia sprzed lat, a nawet te z pierwszych stron gazet, ale nie była w stanie odtworzyć jego obecnego wyglądu.
Obawiając się, że zaraz zapadnie niezręczna cisza, zaczęła mówić to, co przyszło jej do głowy:
— Przez fińskie geny gotuję się od tego upału, a jeszcze jak pomyślę, że mam iść wieczorem na zajęcia... Ah, racja, nie powiedziałam Ci! Chodzę do szkoły. To znaczy na chwilę obecną tylko wieczorowo, bo pracuję, ale może w następnym semestrze się przeniosę. George powiedział, że jestem za głupia, by zostać lekarzem, więc zamierzam pokazać mu, że jednak się do tego nadaję i będę lepsza od niego! — głos, który zadrżał od tłumionej agresji na wspomnienie o ojczymie, był chyba wystarczającym dowodem na nienawiść, jaką Lei go darzyła. — Tylko może pójdę w specjalizację, w której nie trzeba będzie oglądać dużej ilości krwi. Myślałam nad psychiatrią, bo naprawdę ciężko teraz znaleźć dobrego psychiatrę.
W tle rozległo się szczekanie.
— Oh, to Toby. Chyba chciał się z Tobą przywitać. To młody owczarek niemiecki z naderwanym prawym uchem, bardzo przyjazny i nawet bawiąc się ze mną uważa, żeby za mocno mnie nie ugryźć, ale odkąd go mam i wychodzę z nim po zmroku, przestałam być zaczepiana.
Louis Ashworth
Fresh Blood Lost in the City
Re: I don't know how to swim in this insanity
Czw Cze 13, 2019 3:08 pm
Czw Cze 13, 2019 3:08 pm
Conrad osadził wzrok na mundurze Petersona, który co chwila zerkał na zegarek ze skórzanym paskiem na ręce. Sukinsyn, w przeciwieństwie do Murray, bał się go, dlatego ciągle obserwował jego ręce, swoją jedną trzymając na kaburze. Obezwładnienie go i odebranie mu broni, bez względu na to, że ręce Savage’a były krępowane przez krótki na dziesięć centymetrów łańcuch, byłoby satysfakcjonujące dla samego zgniecenia mu pięści tego cholernego zegarka. Jednakże strażnik nie zasłużył sobie na takie traktowanie, mimo bycia irytującym cały blok psem na posyłki. Byli też tacy, którym mężczyzna sprzedałby prawy sierpowy. Dla zasad.
─ Nie musisz mi niczego przysyłać. ─ odpowiedział z lekkim rozbawieniem na wizję kilku kilogramów cukru, który dodawałby do wszystkiego, lecz zaraz się uspokoił, zmierzając się z osądzającym wzrokiem Grace. ─ Nie wiem, czy czegoś potrzebuję…
Naprawdę nie wiedział. Pieniądze miał z pracy, nawet nie do końca miał pomysł, do czego może je wykorzystać, oprócz dzwonienia do Leilani. Dolary w więzieniu nie były wiele warte, bo nie był stricte towarem. Tutaj prężnie działał barter, który pozwalał na wymienianie się produktami, nie papierami, którymi jedyne, co można, to dupę sobie podetrzeć.
─ Do szkoły dla dorosłych chodzisz? To dobrze. ─ ucieszył się, ponieważ to oznaczało, że jednak będzie się różnić od rodziców i raczej zdobędzie jakieś wykształcenie. A bycie doktorem to już absolutnie nie „jakieś”, tylko, przynajmniej dla ojca po szkole podstawowej, elitarne. ─ George jest na tyle głupi, że przez osiemnaście lat trzymał pod dachem nie swoje dziecko, więc jeżeli on zdobył papier, dlaczego ty miałabyś go nie dostać? Jesteś bystra. Jeżeli będziesz chcieć i się przykładać, to na pewno to zrobisz.
Był cięty na tego kutasa i nie zamierzał powstrzymywać się w obecności straży. Po ostatnim liście Leilani wiedziała, że ich los mógłby się inaczej potoczyć, gdyby jej tata zrobił z nim to, co zamierzał. Cigfran był jednym z największych skurwysynów, jakich udało się Conradowi napotkać na swojej drodze. W normalnej, zdrowej sytuacji to on wychodziłby na głównego antagonistę, pieprząc się z żoną sławnego lekarza, ale było dokładnie odwrotnie. To było w tym wszystkim najzabawniejsze.
─ Toby? To będzie wielkie bydle z niego. Uważaj, bo on najpewniej sam nie wie, co robi. Coś mu się popierdoli i naprawdę Cię ugryzie. ─ odparł ze skwaszonym wyrazem twarzy.
Nie znosił psów.
─ Nie musisz mi niczego przysyłać. ─ odpowiedział z lekkim rozbawieniem na wizję kilku kilogramów cukru, który dodawałby do wszystkiego, lecz zaraz się uspokoił, zmierzając się z osądzającym wzrokiem Grace. ─ Nie wiem, czy czegoś potrzebuję…
Naprawdę nie wiedział. Pieniądze miał z pracy, nawet nie do końca miał pomysł, do czego może je wykorzystać, oprócz dzwonienia do Leilani. Dolary w więzieniu nie były wiele warte, bo nie był stricte towarem. Tutaj prężnie działał barter, który pozwalał na wymienianie się produktami, nie papierami, którymi jedyne, co można, to dupę sobie podetrzeć.
─ Do szkoły dla dorosłych chodzisz? To dobrze. ─ ucieszył się, ponieważ to oznaczało, że jednak będzie się różnić od rodziców i raczej zdobędzie jakieś wykształcenie. A bycie doktorem to już absolutnie nie „jakieś”, tylko, przynajmniej dla ojca po szkole podstawowej, elitarne. ─ George jest na tyle głupi, że przez osiemnaście lat trzymał pod dachem nie swoje dziecko, więc jeżeli on zdobył papier, dlaczego ty miałabyś go nie dostać? Jesteś bystra. Jeżeli będziesz chcieć i się przykładać, to na pewno to zrobisz.
Był cięty na tego kutasa i nie zamierzał powstrzymywać się w obecności straży. Po ostatnim liście Leilani wiedziała, że ich los mógłby się inaczej potoczyć, gdyby jej tata zrobił z nim to, co zamierzał. Cigfran był jednym z największych skurwysynów, jakich udało się Conradowi napotkać na swojej drodze. W normalnej, zdrowej sytuacji to on wychodziłby na głównego antagonistę, pieprząc się z żoną sławnego lekarza, ale było dokładnie odwrotnie. To było w tym wszystkim najzabawniejsze.
─ Toby? To będzie wielkie bydle z niego. Uważaj, bo on najpewniej sam nie wie, co robi. Coś mu się popierdoli i naprawdę Cię ugryzie. ─ odparł ze skwaszonym wyrazem twarzy.
Nie znosił psów.
Wywróciła oczami. O rany, on naprawdę był jej ojcem. Nawet upierał się tak samo jak Leilani! Problem w tym, że dziewczyna nie zamierzała odpuścić.
— Nawet jeśli nie, to będziesz mógł się wym... — umilkła niepewna, czy rozmowa nie jest nagrywana. Wątpiła, by handel wymienny był czymś dozwolonym w więzieniu, nawet jeśli strażnicy przymykali na to oko. — ...to przyda się na później. No, ale skoro nie chcesz. to nie będę naciskać...
Na jej twarzy pojawił się lekki uśmiech, gdy spojrzała na pusty karton czekający na biurku. To się Conrad zdziwi! Ciekawe, czy będzie na nią zły? Ale o co właściwie miałby być? O to, że chciała mu pomóc? Niechże nie będzie głupi i schowa dumę do kieszeni, bo inaczej Leilani stawi się tam osobiście, staranuje strażników i wejdzie do jego celi tylko po to, by zrobić Savage'owi dramę stulecia.
W rzeczywistości nie odważy się nawet spojrzeć któremuś z funkcjonariuszy w oczy.
— Pierwszą rozprawę mają dopiero w połowie listopada. Nie wiem, czy powinnam na nią wracać do Kanady... — wymamrotała pocierając skroń. Temat rodziców był dla niej cholernie trudny, aż żałowała, że w ogóle wspomniała o ojczymie. Westchnęła ciężko wbijając wzrok w śnieżnobiałe firanki poruszane podmuchami powietrza.
Zaraz jednak wybuchnęła śmiechem; niewinnym, szczerym i radosnym. Conrad chyba nie zdawał sobie sprawy z tego, jak bardzo jego słowa poprawiły jej humor, wpędzając Leilani w stan, który od kilku miesięcy wydawał się dla niej abstrakcją.
— Toby ro najprawdziwszy aniołek! Zalizałby nawet złodzieja! — odpowiedziała ocierając łzę, która spłynęła po jej policzku, ale tym razem towarzyszyła ona uczuciu radości. Ogromnie bawiła ją wizja Savage'a wskakującego na krzesło, gdy głodny zabawy szczeniak trąci pyszczkiem jego nogę. Zupełnie tak, jak ona bała się pająków. A skoro o nich mowa, to chyba pora zwierzyć się ze swojego małego sekreciku...
— Ale wiesz... — zniżyła głos przenosząc spojrzenie na swojego "współlokatora" — Nie znoszę pająków tak, jak Ty psów, a jeden jak na złość zadomowił się u mnie w pokoju. Muszę powiedzieć Harveyowi, żeby go wyniósł...
— Nawet jeśli nie, to będziesz mógł się wym... — umilkła niepewna, czy rozmowa nie jest nagrywana. Wątpiła, by handel wymienny był czymś dozwolonym w więzieniu, nawet jeśli strażnicy przymykali na to oko. — ...to przyda się na później. No, ale skoro nie chcesz. to nie będę naciskać...
Na jej twarzy pojawił się lekki uśmiech, gdy spojrzała na pusty karton czekający na biurku. To się Conrad zdziwi! Ciekawe, czy będzie na nią zły? Ale o co właściwie miałby być? O to, że chciała mu pomóc? Niechże nie będzie głupi i schowa dumę do kieszeni, bo inaczej Leilani stawi się tam osobiście, staranuje strażników i wejdzie do jego celi tylko po to, by zrobić Savage'owi dramę stulecia.
W rzeczywistości nie odważy się nawet spojrzeć któremuś z funkcjonariuszy w oczy.
— Pierwszą rozprawę mają dopiero w połowie listopada. Nie wiem, czy powinnam na nią wracać do Kanady... — wymamrotała pocierając skroń. Temat rodziców był dla niej cholernie trudny, aż żałowała, że w ogóle wspomniała o ojczymie. Westchnęła ciężko wbijając wzrok w śnieżnobiałe firanki poruszane podmuchami powietrza.
Zaraz jednak wybuchnęła śmiechem; niewinnym, szczerym i radosnym. Conrad chyba nie zdawał sobie sprawy z tego, jak bardzo jego słowa poprawiły jej humor, wpędzając Leilani w stan, który od kilku miesięcy wydawał się dla niej abstrakcją.
— Toby ro najprawdziwszy aniołek! Zalizałby nawet złodzieja! — odpowiedziała ocierając łzę, która spłynęła po jej policzku, ale tym razem towarzyszyła ona uczuciu radości. Ogromnie bawiła ją wizja Savage'a wskakującego na krzesło, gdy głodny zabawy szczeniak trąci pyszczkiem jego nogę. Zupełnie tak, jak ona bała się pająków. A skoro o nich mowa, to chyba pora zwierzyć się ze swojego małego sekreciku...
— Ale wiesz... — zniżyła głos przenosząc spojrzenie na swojego "współlokatora" — Nie znoszę pająków tak, jak Ty psów, a jeden jak na złość zadomowił się u mnie w pokoju. Muszę powiedzieć Harveyowi, żeby go wyniósł...
Louis Ashworth
Fresh Blood Lost in the City
Re: I don't know how to swim in this insanity
Nie Cze 16, 2019 11:52 am
Nie Cze 16, 2019 11:52 am
Gdyby usiadł i rozpisał sobie obliczenia na kartce papieru z ryzy, którą otrzymał od dziewczyny, mógłby zapisać sobie co najmniej dziesięć zastosowań kilograma cukru w paczce. Ilu z tych psycholi dałoby się pokroić za cukier, żeby chociaż, tak jak robił Conrad, wyprodukować z niego i kromki chleba alkohol. „Akcyza? Nie znam.” Mimo to, nie rozmawiał z Leilani po to, aby wyciągać od niej przesyłki, bez względu na to, ile interesów ubiłby jej zawartością.
─ Złodzieja… ─ dla niego absurd. Pies, jakiego znał, miał pędzić bydło, owce i bronić terenu właściciela, a nie być meblem do domu. ─ W takim razie nie będzie z niego za dużego pożytku.
Savage był wychowywany z dala od zwierząt od wyjazdu z Tasmanii. Pies, jakiego widział w wieku czterech lat, był narzędziem rolnym, jak kombajn, sierp czy motyka. Jedyną różnicą między nim a tamtymi było to, że trzeba było go karmić, musiał mieć budę i czasem chorował. Oczywiście, jako małe dziecko widział w nim więcej żywego stworzenia, niż ktokolwiek w domostwie, ale wraz z dorastaniem i separacją od zwierzaków, do takich wniosków dochodził. Psy były impulsywne i głupie. Nieobliczalne. Dzikie.
Jak on.
─ Lepiej, żeby go zabił. Może być jadowity. ─ odpowiedział, oglądając odpadający z sufitu tynk. Dawno tu nie był. Wyszpachlowałby im to, gdyby dali mu na to środki. ─ Długo jesteś w Australii? Uważaj, żeby nic Cię nie użarło. A jak jesteś na plaży, to nie wchodź do wody. Tam są jeszcze gorsze skurwysyństwa niż na lądzie.
Australia może i była znana z niebezpiecznej dla człowieka flory i fauny, ale Savage za bardzo lękliwie do podchodził do tego stereotypu, mimo że mieszkał tu trzydzieści sześć lat, a największe jego obawy tyczyły się wód opływających kontynent. Aczkolwiek prawda była taka, że jeżeli było się gotowym i roztropnym turystą lub mieszkańcem, można było cieszyć się urlopem, zamiast przyjmować surowicę na SORze.
─ Złodzieja… ─ dla niego absurd. Pies, jakiego znał, miał pędzić bydło, owce i bronić terenu właściciela, a nie być meblem do domu. ─ W takim razie nie będzie z niego za dużego pożytku.
Savage był wychowywany z dala od zwierząt od wyjazdu z Tasmanii. Pies, jakiego widział w wieku czterech lat, był narzędziem rolnym, jak kombajn, sierp czy motyka. Jedyną różnicą między nim a tamtymi było to, że trzeba było go karmić, musiał mieć budę i czasem chorował. Oczywiście, jako małe dziecko widział w nim więcej żywego stworzenia, niż ktokolwiek w domostwie, ale wraz z dorastaniem i separacją od zwierzaków, do takich wniosków dochodził. Psy były impulsywne i głupie. Nieobliczalne. Dzikie.
Jak on.
─ Lepiej, żeby go zabił. Może być jadowity. ─ odpowiedział, oglądając odpadający z sufitu tynk. Dawno tu nie był. Wyszpachlowałby im to, gdyby dali mu na to środki. ─ Długo jesteś w Australii? Uważaj, żeby nic Cię nie użarło. A jak jesteś na plaży, to nie wchodź do wody. Tam są jeszcze gorsze skurwysyństwa niż na lądzie.
Australia może i była znana z niebezpiecznej dla człowieka flory i fauny, ale Savage za bardzo lękliwie do podchodził do tego stereotypu, mimo że mieszkał tu trzydzieści sześć lat, a największe jego obawy tyczyły się wód opływających kontynent. Aczkolwiek prawda była taka, że jeżeli było się gotowym i roztropnym turystą lub mieszkańcem, można było cieszyć się urlopem, zamiast przyjmować surowicę na SORze.
Jego negatywne nastawienie do psa wydawało jej się nawet zabawne. Przynajmniej wiedziała w jaki sposób może droczyć się z Conradem, gdyby oczywiście zbliżyli się do siebie na tyle, że mogłaby sobie pozwolić na żarty.
— Będzie mi dotrzymywał towarzystwa, gdy już ostawię Harveya w spokoju. — odparła — To już bardzo dużo... — dodała po chwili drżącym głosem. O boże, chyba nie zamierza mu się rozkleić? Pośpiesznie zerknęła na budzik stojący na szafce przy łóżku; może i był staromodny, ale potrafił ją postawić ma nogi swoim irytującym dzwonieniem. Ile zostało im czasu? Zapewne mniej niż pięć minut.
— Nie. — potrząsnęła energicznie głową — Nie chcę, żeby go zabijał. Weźmie go na gazetę, wyniesie z domu i wszystko będzie dobrze.
Miała wyrzuty sumienia po tym, jak przypadkiem nadepnęła na dżdżownicę, przenosiła ślimaki z chodnika na trawę i chociaż nie znosiła pająków, nie chciała, żeby ktoś je dla niej zabijał. Gdy mierzyła do George'a, targały nią silne emocje spowodowane jego dłońmi zaciskającymi się na szyi matki. Może i była Savage, ale nie nadawała się do odbierania życia. Wręcz przeciwnie, wolała je ratować.
— Przyjechałam dwunastego sierpnia, więc... oh, będzie ponad już miesiąc. — sama była zaskoczona tym, jak szybko mijały dni odkąd postanowiła wyjechać na drugi koniec świata, zostawiając dawne życie za sobą. Zostawiając w zimnej Kanadzie dawną siebie. Kim więc teraz była Leilani? Małą, samotną dziewczynką, rozpaczliwie potrzebującą człowieka, z którym teraz rozmawiała. — To miłe, że się o mnie troszczysz, ale i tak nie weszłabym do wody. Nawet do wanny jej dużo nie nalewam, bo się boję.
— Będzie mi dotrzymywał towarzystwa, gdy już ostawię Harveya w spokoju. — odparła — To już bardzo dużo... — dodała po chwili drżącym głosem. O boże, chyba nie zamierza mu się rozkleić? Pośpiesznie zerknęła na budzik stojący na szafce przy łóżku; może i był staromodny, ale potrafił ją postawić ma nogi swoim irytującym dzwonieniem. Ile zostało im czasu? Zapewne mniej niż pięć minut.
— Nie. — potrząsnęła energicznie głową — Nie chcę, żeby go zabijał. Weźmie go na gazetę, wyniesie z domu i wszystko będzie dobrze.
Miała wyrzuty sumienia po tym, jak przypadkiem nadepnęła na dżdżownicę, przenosiła ślimaki z chodnika na trawę i chociaż nie znosiła pająków, nie chciała, żeby ktoś je dla niej zabijał. Gdy mierzyła do George'a, targały nią silne emocje spowodowane jego dłońmi zaciskającymi się na szyi matki. Może i była Savage, ale nie nadawała się do odbierania życia. Wręcz przeciwnie, wolała je ratować.
— Przyjechałam dwunastego sierpnia, więc... oh, będzie ponad już miesiąc. — sama była zaskoczona tym, jak szybko mijały dni odkąd postanowiła wyjechać na drugi koniec świata, zostawiając dawne życie za sobą. Zostawiając w zimnej Kanadzie dawną siebie. Kim więc teraz była Leilani? Małą, samotną dziewczynką, rozpaczliwie potrzebującą człowieka, z którym teraz rozmawiała. — To miłe, że się o mnie troszczysz, ale i tak nie weszłabym do wody. Nawet do wanny jej dużo nie nalewam, bo się boję.
Louis Ashworth
Fresh Blood Lost in the City
Re: I don't know how to swim in this insanity
Czw Cze 27, 2019 10:06 am
Czw Cze 27, 2019 10:06 am
─ Boisz się wody? ─ zapytał, a drewniane biurko pod jego wagą zaskrzypiało. ─ Ja też się boję. ─ dodał z wahaniem, jakby obawiał się podzielić tą informacją przy publiczności.
Służba więzienna nie oddawała się słuchaniu prywatnych rozmów więźniów. Grace z wielkimi okularami o grubych, czarnych oprawkach wpatrywała się w monitor, prawdopodobnie redagując napisany przez siebie raport, zaś mężczyzna odsunął się nieco od skazańca, robiąc sobie ścieżkę zdrowia po biurze. Mimo to, Conrad nie czuł się pewnie, dzieląc się takimi szczegółami na swój temat przez telefon. Wolałby to pisać. Wtedy nie spoczywałby na jego barkach ciężar wypowiadanych przez siebie słów, ręka sama sunęłaby po papierze, aż nie rozbolałby nadgarstek. Na piśmie miał o wiele mniejsze opory niż w mowie. Od dawna nie był już mówiącym, co mu ślina na język przyniesie Conradem.
─ Byłaś dzisiaj w pracy? Jak było? ─ rzucił, chcąc odwrócić uwagę od poprzedniego tematu, który mimo że sam uszczypnął, nie chciałby go ciągnąć w nieskończoność. Właściwie, nie minęło pięć sekund, a już żałował, że odbił tę piłeczkę.
Nie wiedział, która jest godzina i jaki jest dzień. Może Leilani miała wolne tego, prawdopodobnie, popołudnia? Nie wspominała nic ani o etacie, ani o szczegółach jej pracy. Ciekawe, czy po dniówce pachniała kawą.
Służba więzienna nie oddawała się słuchaniu prywatnych rozmów więźniów. Grace z wielkimi okularami o grubych, czarnych oprawkach wpatrywała się w monitor, prawdopodobnie redagując napisany przez siebie raport, zaś mężczyzna odsunął się nieco od skazańca, robiąc sobie ścieżkę zdrowia po biurze. Mimo to, Conrad nie czuł się pewnie, dzieląc się takimi szczegółami na swój temat przez telefon. Wolałby to pisać. Wtedy nie spoczywałby na jego barkach ciężar wypowiadanych przez siebie słów, ręka sama sunęłaby po papierze, aż nie rozbolałby nadgarstek. Na piśmie miał o wiele mniejsze opory niż w mowie. Od dawna nie był już mówiącym, co mu ślina na język przyniesie Conradem.
─ Byłaś dzisiaj w pracy? Jak było? ─ rzucił, chcąc odwrócić uwagę od poprzedniego tematu, który mimo że sam uszczypnął, nie chciałby go ciągnąć w nieskończoność. Właściwie, nie minęło pięć sekund, a już żałował, że odbił tę piłeczkę.
Nie wiedział, która jest godzina i jaki jest dzień. Może Leilani miała wolne tego, prawdopodobnie, popołudnia? Nie wspominała nic ani o etacie, ani o szczegółach jej pracy. Ciekawe, czy po dniówce pachniała kawą.
Kąciki jej ust uniosły się ku górze w lekkim uśmiechu, choć sama Leilani nie była pewna, czy był on wynikiem szczęścia, czy może drzemiącej w niej goryczy. Wciąż miała przed oczami jego pierwszy list.
"Mam wrażenie, że jesteś bardziej Savage, niż sobie możesz to wyobrazić i odrażasz mnie tym, jak bardzo mnie przypominasz."
Lepiej być Savage, niż Cigfran.
— To też Cię odraża? — słowa padły z ust dziewczyny szybciej, niż zdążyła się nad nimi zastanowić. Nie chciała brzmieć ofensywnie, ale tak właśnie się stało; jedno zdanie uwolniło tłumioną przez miesiące agresję, poczucie niesprawiedliwości i ogólny żal do świata. Ten człowiek nie był jej niczego winien, dlaczego więc miała względem niego jakieś oczekiwania?
Zmianę tematu przyjęła z ulgą. Jeszcze tego brakowało, by zaczęła się z nim teraz kłócić, a przecież nie było o co.
— Tragedii nie ma, ale szukam czegoś nowego. — odparła. Co więcej miałaby powiedzieć? Że nie jest jej tam dobrze? Że kilkukrotnie przyłapała swojego szefa, faceta koło pięćdziesiątki z żoną i dwójką dzieci, na bezczelnym gapieniu się na nią, seksistowskich komentarzach i zawoalowanych propozycjach seksu? Że zazdrosna o "faworyzowanie" Leilani współpracowniczka zaczęła interesować się jej życiem?
Miałaby mu powiedzieć, że jest kłamcą i w pracy udaje kogoś innego, a historie opowiadane przez nią w czasie krótkich przerw pomiędzy obsługiwaniem klientów były wyssane z palca?
"Mam wrażenie, że jesteś bardziej Savage, niż sobie możesz to wyobrazić i odrażasz mnie tym, jak bardzo mnie przypominasz."
Lepiej być Savage, niż Cigfran.
— To też Cię odraża? — słowa padły z ust dziewczyny szybciej, niż zdążyła się nad nimi zastanowić. Nie chciała brzmieć ofensywnie, ale tak właśnie się stało; jedno zdanie uwolniło tłumioną przez miesiące agresję, poczucie niesprawiedliwości i ogólny żal do świata. Ten człowiek nie był jej niczego winien, dlaczego więc miała względem niego jakieś oczekiwania?
Zmianę tematu przyjęła z ulgą. Jeszcze tego brakowało, by zaczęła się z nim teraz kłócić, a przecież nie było o co.
— Tragedii nie ma, ale szukam czegoś nowego. — odparła. Co więcej miałaby powiedzieć? Że nie jest jej tam dobrze? Że kilkukrotnie przyłapała swojego szefa, faceta koło pięćdziesiątki z żoną i dwójką dzieci, na bezczelnym gapieniu się na nią, seksistowskich komentarzach i zawoalowanych propozycjach seksu? Że zazdrosna o "faworyzowanie" Leilani współpracowniczka zaczęła interesować się jej życiem?
Miałaby mu powiedzieć, że jest kłamcą i w pracy udaje kogoś innego, a historie opowiadane przez nią w czasie krótkich przerw pomiędzy obsługiwaniem klientów były wyssane z palca?
Strona 1 z 2 • 1, 2
Pozwolenia na tym forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach