▲▼
Strona 1 z 2 • 1, 2
Kilkanaście kilometrów na północ od Riverdale, przy zjeździe w lesie znajduje się miejsce, które, choć czasy swojej świetności już dawno ma za sobą, wciąż chętnie odwiedzane jest przez mniej lub bardziej zdesperowanych podróżnych... albo kochanków, którzy nie chcą, by ich sekret wyszedł na jaw, a nie stać ich na luksusowy hotel w stolicy Kanady. W motelu znajduje się dwadzieścia pokoi, każdy tak samo tandetnie urządzony przywodząc na myśl lata 80, każdy tak samo niedogrzany i cuchnący stęchlizną. Przynajmniej nie ma tu kamer, a i zmęczona życiem obsługa niezbyt przygląda się przejezdnym, dopóki ci zachowują się grzecznie.
Zaraz obok motelu znajduje się mała stacja benzynowa, również naznaczona przez czas.
Zaraz obok motelu znajduje się mała stacja benzynowa, również naznaczona przez czas.
Nie chciał przyjść Mahomet do góry, to góra... wybłagała córkę, by namówiła byłego kochanka na spotkanie. Klnąc w duchu na upartość Conrada i Leilani załatwiała wszystko przez nastolatkę, która doszła do wniosku, że skoro jej tata nie dał numeru telefonu rozmawiając z Jonną, to znaczy, że nie chce by go miała i będzie jej pośrednikiem, co znacznie utrudniało spotkanie, a przynajmniej znacznie je opóźniało. Ostatecznie udało jej się dojść do porozumienia co do miejsca w którym będzie mogła bez obaw porozmawiać z ukochanym sprzed lat; to jest obskurnym motelu w którym nikt nie będzie spodziewał się żony szanowanego w Riverdale lekarza.
Przez całą drogę próbowała ułożyć sobie w głowie to, co chciałaby przekazać Conradowi, stworzyć swój mały rachunek sumienia i wytłumaczyć z każdej decyzji podjętej w przeszłości, ale ostatecznie uznała, że to nie ma sensu. W takich sytuacjach nie układa się przemówień, jeśli chciało się brzmieć szczerze. A Jonna naprawdę miała dość kłamstw przez... Boże, to będzie siedemnaście lat. Siedemnaście lat odkąd ostatni raz miała go na wyciągnięcie ręki. Nie przez szybę podczas odwiedzin w więzieniu, nie przez kratę w towarzystwie dwóch policjantów na rozprawie.
Jak przez mgłę pamiętała to jak znalazła miejsce na motelowym parkingu (co nie było trudne ze względu na małą liczbę "gości" — tym lepiej dla Jonny i Conrada), jak wynajęła pokój i znalazła się w środku, uprzednio wysyłając Leilani wiadomość z jego numerem. Trzynaście. Szczęśliwsza liczba najwidoczniej nie była dostępna.
Dopiero gdy odpalała papierosa przy uchylonym oknie zdała sobie sprawę z tego, jak bardzo trzęsą się jej dłonie. Jednocześnie pragnęła i obawiała się tego spotkania. Chociaż nie postrzegała już Savage'a jak swojego kochanka, to nadal był jej bliski, nadal była gotowa wiele dla niego zrobić.
Westchnęła przyglądając się swojemu odbiciu w lustrze umiejscowionym na szafie i zakryła policzek kosmykiem rudych włosów. Oby tylko Conrad nie zaważył śladu po gniewie jej męża.
Przez całą drogę próbowała ułożyć sobie w głowie to, co chciałaby przekazać Conradowi, stworzyć swój mały rachunek sumienia i wytłumaczyć z każdej decyzji podjętej w przeszłości, ale ostatecznie uznała, że to nie ma sensu. W takich sytuacjach nie układa się przemówień, jeśli chciało się brzmieć szczerze. A Jonna naprawdę miała dość kłamstw przez... Boże, to będzie siedemnaście lat. Siedemnaście lat odkąd ostatni raz miała go na wyciągnięcie ręki. Nie przez szybę podczas odwiedzin w więzieniu, nie przez kratę w towarzystwie dwóch policjantów na rozprawie.
Jak przez mgłę pamiętała to jak znalazła miejsce na motelowym parkingu (co nie było trudne ze względu na małą liczbę "gości" — tym lepiej dla Jonny i Conrada), jak wynajęła pokój i znalazła się w środku, uprzednio wysyłając Leilani wiadomość z jego numerem. Trzynaście. Szczęśliwsza liczba najwidoczniej nie była dostępna.
Dopiero gdy odpalała papierosa przy uchylonym oknie zdała sobie sprawę z tego, jak bardzo trzęsą się jej dłonie. Jednocześnie pragnęła i obawiała się tego spotkania. Chociaż nie postrzegała już Savage'a jak swojego kochanka, to nadal był jej bliski, nadal była gotowa wiele dla niego zrobić.
Westchnęła przyglądając się swojemu odbiciu w lustrze umiejscowionym na szafie i zakryła policzek kosmykiem rudych włosów. Oby tylko Conrad nie zaważył śladu po gniewie jej męża.
Obcowanie z takim osobnikiem jak Savage, powinien być na liście czynów zabronionych. Dla własnego bezpieczeństwa. Niemniej jednak, był na tej planecie człowiek, który desperacko chciał widzieć jego twarz. A on bardzo chciałby nie mieć ani twarzy, ani rąk.
Wyszedł z samochodu, trzaskając drzwiami i od razu obejrzał resztę parkingu, który był niemalże pusty. Jedynie bliżej budynku ustawione były auta personelu oraz dwa należące do potencjalnych gości. Nikt w tę ciemną, grudniową noc nie chciał zatrzymywać się w takich dziurach, gdzie nawet psy dupami nie szczekają. Wszedł do środka, nie zwracając większej uwagi siedzącego przy recepcji ochroniarza, który być może założył, że jest tym harleyowcem, który wynajął wczoraj pokój, tylko, że dzisiaj miał wizytę u barbera. Szukał przy przygaszonym świetle po drzwiach z dykty liczby, którą dostał od córki.
Wiedział, czemu się na to pisze, aczkolwiek wciąż miał w sobie tę niepewność, że coraz częściej wraca do swojej bardzo ciemnej przeszłości, którą bez zawahania chciałby wyrzucić z życiorysu. Oczywiście, jeżeli nie równałoby się to z usunięciem fragmentu z Jonną i małą Leilani.
Jest, trzynaście. Stanąwszy przed właściwymi drzwiami, nacisnął klamkę, zawieszając się na sekundę, jakby rzeczywiście miał się wycofać. Westchnął bezgłośnie, pchając drewno, które ustąpiło przed jego naporem, ukazując sylwetkę pani Cigfran.
Pierwsze co zrobił, to zamknął za sobą drzwi, jednocześnie lustrując postać przed nim wzrokiem w półmroku. Nie wiedział, jak zacząć tę całą rozmowę. Jedyne, co czuł, to gniew mieszany z zawiedzeniem. Wciąż miał w uszach pewne zdania, których już do końca życia nie zapomni, między innymi te z sali sądowej. Jednakże kłócenie się na wejściu nie było dobrym rozwiązaniem, nie chodziło tutaj o ich osobiste dramaty, tylko o ich dziecko.
─ Leilani mówi, że nie ma faceta. To prawda? ─ zapytał, nie zbliżając się do niej na razie, tylko zmarszczył brwi i założył ramiona na piersi.
Nie miał zacząć akurat od tego, ale dręczyło go to od jakiegoś czasu. Miał wrażenie, że mała kręci i wiedział, że Jonna ma bardzo duże prawdopodobieństwo wiedzieć, czy sprowadza kogoś do domu. Co miał zrobić, słysząc, że jakiś pojeb chciał mu przelecieć dziecko? Zabiłby kutasa na miejscu. A wcześniej wykastrował. Gdyby tylko wiedział kim jest.
Wyszedł z samochodu, trzaskając drzwiami i od razu obejrzał resztę parkingu, który był niemalże pusty. Jedynie bliżej budynku ustawione były auta personelu oraz dwa należące do potencjalnych gości. Nikt w tę ciemną, grudniową noc nie chciał zatrzymywać się w takich dziurach, gdzie nawet psy dupami nie szczekają. Wszedł do środka, nie zwracając większej uwagi siedzącego przy recepcji ochroniarza, który być może założył, że jest tym harleyowcem, który wynajął wczoraj pokój, tylko, że dzisiaj miał wizytę u barbera. Szukał przy przygaszonym świetle po drzwiach z dykty liczby, którą dostał od córki.
Wiedział, czemu się na to pisze, aczkolwiek wciąż miał w sobie tę niepewność, że coraz częściej wraca do swojej bardzo ciemnej przeszłości, którą bez zawahania chciałby wyrzucić z życiorysu. Oczywiście, jeżeli nie równałoby się to z usunięciem fragmentu z Jonną i małą Leilani.
Jest, trzynaście. Stanąwszy przed właściwymi drzwiami, nacisnął klamkę, zawieszając się na sekundę, jakby rzeczywiście miał się wycofać. Westchnął bezgłośnie, pchając drewno, które ustąpiło przed jego naporem, ukazując sylwetkę pani Cigfran.
Pierwsze co zrobił, to zamknął za sobą drzwi, jednocześnie lustrując postać przed nim wzrokiem w półmroku. Nie wiedział, jak zacząć tę całą rozmowę. Jedyne, co czuł, to gniew mieszany z zawiedzeniem. Wciąż miał w uszach pewne zdania, których już do końca życia nie zapomni, między innymi te z sali sądowej. Jednakże kłócenie się na wejściu nie było dobrym rozwiązaniem, nie chodziło tutaj o ich osobiste dramaty, tylko o ich dziecko.
─ Leilani mówi, że nie ma faceta. To prawda? ─ zapytał, nie zbliżając się do niej na razie, tylko zmarszczył brwi i założył ramiona na piersi.
Nie miał zacząć akurat od tego, ale dręczyło go to od jakiegoś czasu. Miał wrażenie, że mała kręci i wiedział, że Jonna ma bardzo duże prawdopodobieństwo wiedzieć, czy sprowadza kogoś do domu. Co miał zrobić, słysząc, że jakiś pojeb chciał mu przelecieć dziecko? Zabiłby kutasa na miejscu. A wcześniej wykastrował. Gdyby tylko wiedział kim jest.
Zamarła widząc poruszającą się klamkę. Lada moment przyjdzie jej stawić czoła bolesnej przeszłości, wytłumaczyć się z siedemnastu lat kłamstw i wreszcie zacząć się zachowywać jak dorosła kobieta, którą była. Dość płakania i popijania alkoholu po kątach, by uciec od swoich problemów. Gdy się trzeźwieje one wcale nie znikają, pozostają za to wyrzuty sumienia i kac.
Wszedł do środka, a serce Jonny gwałtownie przyśpieszyło. Musiała złapać się parapetu, by nie upaść, jednocześnie walcząc z silną chęcią rzucenia się mu w ramiona. To nie dla siebie tu jest, tylko dla dobra ich córki — powtarzała sobie w myślach. Nie musiała dokładnie widzieć jego twarzy, by wiedzieć, że upływające lata zrobiły swoje w przypadku byłego kochanka, w przeciwieństwie do niej, dla której czas był nieco łaskawszy. Conrad sprawiał wrażenie wraku dawnego siebie, a ona nic nie mogła zrobić, by jakoś temu zapobiec. Nawet jej kłamstwa pod przysięga nie uchroniły Savage’a przed więzieniem, dowody były zbyt mocne, a on sam się przyznał. Nawet odmówił adwokata, którego Jonna chciała dla niego załatwić.
Przez moment ciszę przerywały tylko ich oddechy, zanim mężczyzna postanowił się odezwać. Spodziewała się raczej wybuchu gniewu, wyrzutów, latających mebli, tymczasem Conrad zaczął wszystko zupełnie jakby od ich ostatniego spotkania nie minęło prawie dwadzieścia lat, a kilka godzin. Zbiło ją to z tropu, zaraz jednak się otrząsnęła gasząc papierosa na kaloryferze. Nietaktowne? Wyglądało na to, że rudowłosą w ogóle to nie obchodziło.
— Nie wiem — odpowiedziała zachrypniętym głosem — Ich relacja wygląda na bardzo burzliwą, a Leilani nie jest zbyt wylewna w tym temacie.
Kąciki jej ust powędrowały lekko ku górze, chociaż wcale nie było jej do śmiechu. Na wszelki wypadek założyła więcej kosmyków na policzek, starając się ukryć znajdującego się na nim siniaka i kontynuowała:
— Nie podoba mi się ten chłopak. Owszem, jest miły, przystojny i do tego czarujący. Typ, dla którego sama mogłabym stracić głowę, gdybym była dwadzieścia lat młodsza. Same pozytywy, ale… Ale jest świadom tego jak działa na kobiety i nie waha się tego wykorzystywać, a Lei w swoim niedoświadczeniu nie jest odporna na jego manipulację — westchnęła przygryzając wargę. Dlaczego właściwie Conrad o to pytał? Chciał zacząć jakimś neutralnym pytaniem? Ale przecież o coś takiego mógł zapytać ich córkę, chyba że… Młoda nie chciała mu nic powiedzieć.
Chciała podejść do swojego rozmówcy, ale jego ręce skrzyżowane na klatce piersiowej zmusiły ją do zaniechania tego pomysłu. Nie chciała zostać odepchnięta, nie przez niego, nawet jeśli było to aktem największej hipokryzji w życiu kobiety, bowiem to, co mu zrobiła było niewybaczalne. Zostawiła go samego, wypierając się, że cokolwiek ich łączyło. Ale nigdy nie przestała go kochać, nawet jeśli z biegiem lat to uczucie przybrało nieco inną formę. Miłość to wciąż miłość, nie ważne, czy kochanki, czy przyjaciółki.
„Przyjaciółka” — chyba nie miała prawa się tak nazywać. Nie chciała jednak mieć za wroga ojca własnego dziecka. Jego chłód łamał jej serce; chociaż w pełni na to zasłużyła, to ciężko było znieść to uczucie.
— Najgorsze jest to, że zaczęła z nim sypiać i nic mi nie powiedziała. Ale przynajmniej się zabezpieczają, chociaż tyle... — mruknęła sama krzyżując swoje dłonie na piersiach — Oczywiście, że próbowałam z nią rozmawiać, ale poza uświadomieniem jej kilku spraw niczego więcej nie mogę zrobić. Nie mogę jej niczego zabronić, bo i tak znajdzie sposób na schadzkę z nim, a nasze kontakty mogą ucierpieć na tym jeszcze bardziej. Ona jest jak kot, Conrad. Robi to, co chce i jak chce. Pozostaje mi tylko nad nią czuwać, ale nie kontrolować.
Chyba jednak to czuwanie nie wyszło, skoro młoda zaczęła ćpać, ale jakby nie patrzeć, Jonna to przynajmniej zauważyła. Może dlatego, że sama niegdyś to robiła?
— Tylko nie rób nic głupiego — zmarszczyła brwi, a ton jej głosu stał się surowszy. Znała Savage'a, wiedziała do czego jest zdolny by chronić swoich najbliższych. Ale bicie chłopaka, który rozkochał w sobie ich córkę nie było najrozsądniejszą z opcji, zwłaszcza, że jako były więzień Conrad powinien dbać o to, by nie został wykryty. A bicie dwudziestolatków zdecydowanie zwracało na siebie uwagę.
Wszedł do środka, a serce Jonny gwałtownie przyśpieszyło. Musiała złapać się parapetu, by nie upaść, jednocześnie walcząc z silną chęcią rzucenia się mu w ramiona. To nie dla siebie tu jest, tylko dla dobra ich córki — powtarzała sobie w myślach. Nie musiała dokładnie widzieć jego twarzy, by wiedzieć, że upływające lata zrobiły swoje w przypadku byłego kochanka, w przeciwieństwie do niej, dla której czas był nieco łaskawszy. Conrad sprawiał wrażenie wraku dawnego siebie, a ona nic nie mogła zrobić, by jakoś temu zapobiec. Nawet jej kłamstwa pod przysięga nie uchroniły Savage’a przed więzieniem, dowody były zbyt mocne, a on sam się przyznał. Nawet odmówił adwokata, którego Jonna chciała dla niego załatwić.
Przez moment ciszę przerywały tylko ich oddechy, zanim mężczyzna postanowił się odezwać. Spodziewała się raczej wybuchu gniewu, wyrzutów, latających mebli, tymczasem Conrad zaczął wszystko zupełnie jakby od ich ostatniego spotkania nie minęło prawie dwadzieścia lat, a kilka godzin. Zbiło ją to z tropu, zaraz jednak się otrząsnęła gasząc papierosa na kaloryferze. Nietaktowne? Wyglądało na to, że rudowłosą w ogóle to nie obchodziło.
— Nie wiem — odpowiedziała zachrypniętym głosem — Ich relacja wygląda na bardzo burzliwą, a Leilani nie jest zbyt wylewna w tym temacie.
Kąciki jej ust powędrowały lekko ku górze, chociaż wcale nie było jej do śmiechu. Na wszelki wypadek założyła więcej kosmyków na policzek, starając się ukryć znajdującego się na nim siniaka i kontynuowała:
— Nie podoba mi się ten chłopak. Owszem, jest miły, przystojny i do tego czarujący. Typ, dla którego sama mogłabym stracić głowę, gdybym była dwadzieścia lat młodsza. Same pozytywy, ale… Ale jest świadom tego jak działa na kobiety i nie waha się tego wykorzystywać, a Lei w swoim niedoświadczeniu nie jest odporna na jego manipulację — westchnęła przygryzając wargę. Dlaczego właściwie Conrad o to pytał? Chciał zacząć jakimś neutralnym pytaniem? Ale przecież o coś takiego mógł zapytać ich córkę, chyba że… Młoda nie chciała mu nic powiedzieć.
Chciała podejść do swojego rozmówcy, ale jego ręce skrzyżowane na klatce piersiowej zmusiły ją do zaniechania tego pomysłu. Nie chciała zostać odepchnięta, nie przez niego, nawet jeśli było to aktem największej hipokryzji w życiu kobiety, bowiem to, co mu zrobiła było niewybaczalne. Zostawiła go samego, wypierając się, że cokolwiek ich łączyło. Ale nigdy nie przestała go kochać, nawet jeśli z biegiem lat to uczucie przybrało nieco inną formę. Miłość to wciąż miłość, nie ważne, czy kochanki, czy przyjaciółki.
„Przyjaciółka” — chyba nie miała prawa się tak nazywać. Nie chciała jednak mieć za wroga ojca własnego dziecka. Jego chłód łamał jej serce; chociaż w pełni na to zasłużyła, to ciężko było znieść to uczucie.
— Najgorsze jest to, że zaczęła z nim sypiać i nic mi nie powiedziała. Ale przynajmniej się zabezpieczają, chociaż tyle... — mruknęła sama krzyżując swoje dłonie na piersiach — Oczywiście, że próbowałam z nią rozmawiać, ale poza uświadomieniem jej kilku spraw niczego więcej nie mogę zrobić. Nie mogę jej niczego zabronić, bo i tak znajdzie sposób na schadzkę z nim, a nasze kontakty mogą ucierpieć na tym jeszcze bardziej. Ona jest jak kot, Conrad. Robi to, co chce i jak chce. Pozostaje mi tylko nad nią czuwać, ale nie kontrolować.
Chyba jednak to czuwanie nie wyszło, skoro młoda zaczęła ćpać, ale jakby nie patrzeć, Jonna to przynajmniej zauważyła. Może dlatego, że sama niegdyś to robiła?
— Tylko nie rób nic głupiego — zmarszczyła brwi, a ton jej głosu stał się surowszy. Znała Savage'a, wiedziała do czego jest zdolny by chronić swoich najbliższych. Ale bicie chłopaka, który rozkochał w sobie ich córkę nie było najrozsądniejszą z opcji, zwłaszcza, że jako były więzień Conrad powinien dbać o to, by nie został wykryty. A bicie dwudziestolatków zdecydowanie zwracało na siebie uwagę.
Conrad nie był ludzkim wariografem, aczkolwiek nauczył się przesiewać informacje przez sita i traktować ze zdrową dozą sceptycyzmu, nawet jeżeli mówiła to jego rodzona córka. Sam był świadkiem tego, jak człowiek potrafi łżeć pod przysięgą, zaręczając, że jego partner z krwią na rękach to wzór cnoty i prawości.
Obserwował bacznie jej ciało, czując, że z każdym jej zdaniem narasta w nim gniew. Czyli faktycznie, intuicja dobrze mu podpowiadała. Leilani go oszukała bez zająknięcia się. Zaciskał palce na swoich skrzyżowanych ramionach, usiłując nad sobą zapanować, mimo że było to kurewsko katorżnicze zadanie. Dreszcze przeszły go wzdłuż kręgosłupa, gdy usłyszał o manipulacjach i wydał z siebie zwierzęce warknięcie po szczegółach, do których doszła, a których tak cholernie się obawiał. W sekundę złapał się za głowę, ciągnąc za swoje włosy i chcąc zająć swoje ręce, aby nie zdemolować tego pomieszczenia, choć normalnie tak wyglądałoby jego wyładowanie złości. Jeżeli przy wejściu jego postawa emanowała chłodem, teraz buchała skumulowanym gorącem. Kipiał adrenaliną, gdy tylko dostał w twarz kontrastem „Twoja córka prowadza się z jakimś szemranym typem, z czym praktycznie nic nie robię, mimo że mnie samej to nie odpowiada”, tłumacząc się, że nie ma nad nią władzy, a zaraz potem „tylko nie rób nic głupiego”. Gdyby nie znał treści tych listów, rozszarpałby sukę za pierdolenie takich idiotyzmów.
─ Czego głupiego? Czego, kurwa? ─ wydusił z siebie przez zęby agresywnie, ale wciąż ściszonym tonem, po czym zbliżył się do niej i bez wahania chwyci jej ramię, krzyżując z nią spojrzenia. ─ Miałaś popis tego, co bachory robią, jak je zostawisz samopas. Ona jest narkomanką, czy to do Ciebie, do kurwy nędzy, nie dociera? Nic nie zrobiłaś, mimo że wiedziałaś! Teraz też będziesz patrzeć, jak się stacza? Przynosi Ci to przyjemność? Bawi Cię to? O co Ci, kurwa, chodzi, Jonna? Dziecko samo sobie nie ustali limitów, ona nie wie, co to znaczy dobro i zło. Potrzebowała, żebyś raz w życiu jej odmówiła. Nigdy tego nie zrobiłaś! Czuwaj nad nią, kurwa. Podaj jej, kurwa, żyletkę i strzykawkę, tylko upewnij się, że jest czysta. Albo lepiej, zapewnij osobną salę szpitalną, jak będzie zdychać od AIDS. ─ mówiąc, potrząsnął ją za bark, mocniej zaciskając dłoń. ─ Albo jej załatw pierdolonego prawnika jak ten ludzki śmieć ją zgwałci. Albo ładną trumnę, jak ją zabije. Czy ty, kurwa, nie rozumiesz, co się wokół Ciebie dzieje? Nic nie rozumiesz!
Oderwał się od niej, odpychając ją. Zaczął krążyć po pokoju, szukając pod łóżkiem, pod pościelą, lampkami, w rogach pokoju, w szafie, czy nawet za tapetą podsłuchów. Fakt faktem, winien był to zrobić przed tym, zanim zaczął się uzewnętrzniać na nią, lecz upity wściekłością nie myślał o środkach zaradczych. Myślał jedynie o tym, jak bardzo nienawidzi. Czego? Wszystkiego. Nawet tego pierdolonego, odpadającego od ściany gniazdka, w który chciałby włożyć widelec, żeby ten cały teatr bezsilności się skończył. Nikt nic nie może zrobić! On też kiedyś biernie patrzył, jak odbierają mu matkę. I obudził się dopiero po fakcie. Zabrali mu dom, wolność, trzeźwość, młodość, nie odbiorą mu dziecka. Choćby mieli go zaraz potem zastrzelić albo wsadzić w kaftan. Nie zginie tako tchórz, który na cudzy ból macha ręką.
─ Ona może pewnego dnia zabić George’a! ─ mówił do siebie w amoku, wkładając na kolanach rękę pod płaty wykładziny. ─ Zabije go i pójdzie do pierdla. A ty się jej wyprzesz, zostawisz na pastwę losu, a ona nie wytrzyma długo. Jeżeli ona zginie, zabiję się. To będzie koniec wszystkiego. Żadnych lekarzy, żadnego pianina! Tylko zapuszczony grób, którego wszyscy się wstydzą i nikt tam, kurwa, nie chodzi, bo nawet nie wie gdzie! Wszyscy o niej zapomną. Nikt nie będzie miał jej zasranego zdjęcia. Nawet jej brat zapomni, jak wyglądała.
Nie pamiętał, jak wyglądała Delight. Wiedział jedynie, że niektóre kobiety mu ją przypominały, ale nie wiedział dlaczego. Może przez ich ciężarne brzuchy albo wysoki wzrost. Nie, nie wiedział…
Obserwował bacznie jej ciało, czując, że z każdym jej zdaniem narasta w nim gniew. Czyli faktycznie, intuicja dobrze mu podpowiadała. Leilani go oszukała bez zająknięcia się. Zaciskał palce na swoich skrzyżowanych ramionach, usiłując nad sobą zapanować, mimo że było to kurewsko katorżnicze zadanie. Dreszcze przeszły go wzdłuż kręgosłupa, gdy usłyszał o manipulacjach i wydał z siebie zwierzęce warknięcie po szczegółach, do których doszła, a których tak cholernie się obawiał. W sekundę złapał się za głowę, ciągnąc za swoje włosy i chcąc zająć swoje ręce, aby nie zdemolować tego pomieszczenia, choć normalnie tak wyglądałoby jego wyładowanie złości. Jeżeli przy wejściu jego postawa emanowała chłodem, teraz buchała skumulowanym gorącem. Kipiał adrenaliną, gdy tylko dostał w twarz kontrastem „Twoja córka prowadza się z jakimś szemranym typem, z czym praktycznie nic nie robię, mimo że mnie samej to nie odpowiada”, tłumacząc się, że nie ma nad nią władzy, a zaraz potem „tylko nie rób nic głupiego”. Gdyby nie znał treści tych listów, rozszarpałby sukę za pierdolenie takich idiotyzmów.
─ Czego głupiego? Czego, kurwa? ─ wydusił z siebie przez zęby agresywnie, ale wciąż ściszonym tonem, po czym zbliżył się do niej i bez wahania chwyci jej ramię, krzyżując z nią spojrzenia. ─ Miałaś popis tego, co bachory robią, jak je zostawisz samopas. Ona jest narkomanką, czy to do Ciebie, do kurwy nędzy, nie dociera? Nic nie zrobiłaś, mimo że wiedziałaś! Teraz też będziesz patrzeć, jak się stacza? Przynosi Ci to przyjemność? Bawi Cię to? O co Ci, kurwa, chodzi, Jonna? Dziecko samo sobie nie ustali limitów, ona nie wie, co to znaczy dobro i zło. Potrzebowała, żebyś raz w życiu jej odmówiła. Nigdy tego nie zrobiłaś! Czuwaj nad nią, kurwa. Podaj jej, kurwa, żyletkę i strzykawkę, tylko upewnij się, że jest czysta. Albo lepiej, zapewnij osobną salę szpitalną, jak będzie zdychać od AIDS. ─ mówiąc, potrząsnął ją za bark, mocniej zaciskając dłoń. ─ Albo jej załatw pierdolonego prawnika jak ten ludzki śmieć ją zgwałci. Albo ładną trumnę, jak ją zabije. Czy ty, kurwa, nie rozumiesz, co się wokół Ciebie dzieje? Nic nie rozumiesz!
Oderwał się od niej, odpychając ją. Zaczął krążyć po pokoju, szukając pod łóżkiem, pod pościelą, lampkami, w rogach pokoju, w szafie, czy nawet za tapetą podsłuchów. Fakt faktem, winien był to zrobić przed tym, zanim zaczął się uzewnętrzniać na nią, lecz upity wściekłością nie myślał o środkach zaradczych. Myślał jedynie o tym, jak bardzo nienawidzi. Czego? Wszystkiego. Nawet tego pierdolonego, odpadającego od ściany gniazdka, w który chciałby włożyć widelec, żeby ten cały teatr bezsilności się skończył. Nikt nic nie może zrobić! On też kiedyś biernie patrzył, jak odbierają mu matkę. I obudził się dopiero po fakcie. Zabrali mu dom, wolność, trzeźwość, młodość, nie odbiorą mu dziecka. Choćby mieli go zaraz potem zastrzelić albo wsadzić w kaftan. Nie zginie tako tchórz, który na cudzy ból macha ręką.
─ Ona może pewnego dnia zabić George’a! ─ mówił do siebie w amoku, wkładając na kolanach rękę pod płaty wykładziny. ─ Zabije go i pójdzie do pierdla. A ty się jej wyprzesz, zostawisz na pastwę losu, a ona nie wytrzyma długo. Jeżeli ona zginie, zabiję się. To będzie koniec wszystkiego. Żadnych lekarzy, żadnego pianina! Tylko zapuszczony grób, którego wszyscy się wstydzą i nikt tam, kurwa, nie chodzi, bo nawet nie wie gdzie! Wszyscy o niej zapomną. Nikt nie będzie miał jej zasranego zdjęcia. Nawet jej brat zapomni, jak wyglądała.
Nie pamiętał, jak wyglądała Delight. Wiedział jedynie, że niektóre kobiety mu ją przypominały, ale nie wiedział dlaczego. Może przez ich ciężarne brzuchy albo wysoki wzrost. Nie, nie wiedział…
Najwidoczniej kłamania nauczyła się od swojej cynicznej mamusi, która łgała chwilę po złożeniu przysięgi, że będzie mówić prawdę i tylko prawdę. Z drugiej strony, co Jonna miała powiedzieć w sądzie? "Oh tak, mój kochanek Conrad bywał porywczy, zdecydowanie miał problemy z agresją, do tego jest uzależniony od narkotyków"? Nawet gdy wiedziała, że sprawa z góry jest przegrana, nie przestała go bronić, w głupiej nadziei, że jej zeznania przyczynią się do łagodniejszego wyroku.
Szybko pożałowała swojej szczerości; była pewna, że nigdy nie widziała aż tak wielkiego ataku złości u swojego byłego kochanka. Jednocześnie miała wrażenie, że wszystko staje jej się obojętne, głos Conrada przytłumiony, a słowa, jakie do niej wypowiadał kompletnie niezrozumiałe. Zupełnie nie poczuła dłoni, która zaciskała się na jej barku, skupiła się za to na jego twarzy, na której czas odznaczył swoje piętno. Widziała pierwsze zmarszczki, siwe kosmyki jego włosów i te cudne niebieskie oczy, w których zakochała się przed laty. Z całych sił walczyła ze sobą by go nie dotknąć, ryzykując jeszcze większym szałem.
Miał rację, nie rozumiała co się wokół niej dzieje. Wszystko co czuła to to, że jako matka zawiodła na całej linii. Po śmierci starszej córki utonęła w rozpaczy, zupełnie zapominając o tym, że ma drugie dziecko, które potrzebuje jej mocniej niż dotychczas. Jonna jednak wolała się skupić na sobie, na swojej własnej tragedii, swoją ignorancją doprowadzając do kolejnej. Tylko że w tym wypadku jeszcze nie było za późno.
— Co Ty wyrabiasz? — nieco ostudzona odepchnięciem krytycznie przyjrzała się temu, co Conrad zaczął odstawiać. Spodziewała się, że jako uciekinier będzie bardzo... ostrożny, ale nie miała pojęcia, że odbije mu na punkcie swojego bezpieczeństwa do tego stopnia, że zacznie szukać policyjnych agentów skrytych w szafie, podsłuchów w poduszkach i kamer w gniazdku — Jesteśmy tu bezpieczni, obiecuję.
Była zmieszana jego kolejnymi słowami, w pierwszym momencie myśląc, że kompletnie oszalał i że powinna zabronić Leilani spotykania się z nim. Zaraz jednak do niej dotarło, że porównuje córkę do siebie i do biednej Delight, która była jedyną przyjaciółką Jonny. Widok Savage'a w takim stanie łamał jej serce, a świadomość, że swoim tchórzostwem sama przyczyniła się do zaistniałej sprawiała, że chciało jej się wyć. Zamrugała kilkakrotnie starając się pozbyć łez palących jej powieki, po czym podeszła do mężczyzny i uklęknęła obok niego, tylko po to by po chwili objąć go z największą czułością i delikatnością na jaką było ją stać. Jakby nie miała w ramionach człowieka, a coś znacznie kruchszego. Tak właśnie postrzegała go w tamtym momencie; jako rozpadającą się na kawałki istotę, z którą trzeba postępować niezwykle łagodnie.
Gdyby tylko wiedział ile zawdzięczała jemu i Delight...
— Conrad...Nie możemy rozmawiać o teraźniejszości, gdy nie uporaliśmy się z demonami przeszłości — ujęła jego twarz w dłonie zmuszając go, by spojrzał w jej oczy. Mówiła powoli i spokojnie, zupełnie jakby nie miała przed sobą dorosłego faceta, a małe dziecko, któremu trzeba coś wytłumaczyć — No dalej, wyrzuć z siebie to, co męczy Cię od siedemnastu lat.
Pora przełknąć prawdę, nieważne jak gorzka by była.
Szybko pożałowała swojej szczerości; była pewna, że nigdy nie widziała aż tak wielkiego ataku złości u swojego byłego kochanka. Jednocześnie miała wrażenie, że wszystko staje jej się obojętne, głos Conrada przytłumiony, a słowa, jakie do niej wypowiadał kompletnie niezrozumiałe. Zupełnie nie poczuła dłoni, która zaciskała się na jej barku, skupiła się za to na jego twarzy, na której czas odznaczył swoje piętno. Widziała pierwsze zmarszczki, siwe kosmyki jego włosów i te cudne niebieskie oczy, w których zakochała się przed laty. Z całych sił walczyła ze sobą by go nie dotknąć, ryzykując jeszcze większym szałem.
Miał rację, nie rozumiała co się wokół niej dzieje. Wszystko co czuła to to, że jako matka zawiodła na całej linii. Po śmierci starszej córki utonęła w rozpaczy, zupełnie zapominając o tym, że ma drugie dziecko, które potrzebuje jej mocniej niż dotychczas. Jonna jednak wolała się skupić na sobie, na swojej własnej tragedii, swoją ignorancją doprowadzając do kolejnej. Tylko że w tym wypadku jeszcze nie było za późno.
— Co Ty wyrabiasz? — nieco ostudzona odepchnięciem krytycznie przyjrzała się temu, co Conrad zaczął odstawiać. Spodziewała się, że jako uciekinier będzie bardzo... ostrożny, ale nie miała pojęcia, że odbije mu na punkcie swojego bezpieczeństwa do tego stopnia, że zacznie szukać policyjnych agentów skrytych w szafie, podsłuchów w poduszkach i kamer w gniazdku — Jesteśmy tu bezpieczni, obiecuję.
Była zmieszana jego kolejnymi słowami, w pierwszym momencie myśląc, że kompletnie oszalał i że powinna zabronić Leilani spotykania się z nim. Zaraz jednak do niej dotarło, że porównuje córkę do siebie i do biednej Delight, która była jedyną przyjaciółką Jonny. Widok Savage'a w takim stanie łamał jej serce, a świadomość, że swoim tchórzostwem sama przyczyniła się do zaistniałej sprawiała, że chciało jej się wyć. Zamrugała kilkakrotnie starając się pozbyć łez palących jej powieki, po czym podeszła do mężczyzny i uklęknęła obok niego, tylko po to by po chwili objąć go z największą czułością i delikatnością na jaką było ją stać. Jakby nie miała w ramionach człowieka, a coś znacznie kruchszego. Tak właśnie postrzegała go w tamtym momencie; jako rozpadającą się na kawałki istotę, z którą trzeba postępować niezwykle łagodnie.
Gdyby tylko wiedział ile zawdzięczała jemu i Delight...
— Conrad...Nie możemy rozmawiać o teraźniejszości, gdy nie uporaliśmy się z demonami przeszłości — ujęła jego twarz w dłonie zmuszając go, by spojrzał w jej oczy. Mówiła powoli i spokojnie, zupełnie jakby nie miała przed sobą dorosłego faceta, a małe dziecko, któremu trzeba coś wytłumaczyć — No dalej, wyrzuć z siebie to, co męczy Cię od siedemnastu lat.
Pora przełknąć prawdę, nieważne jak gorzka by była.
Jego zdrowie psychiczne było mocno nadszarpnięte. Było to widoczne dwadzieścia lat temu, widać to i teraz, gdy na ślęcząc na kolanach łączył ze sobą trzech ludzi w jedno ciało w trakcie obłąkańczego tropienia potencjalnego zagrożenia. Jego mózg zaczęto badać już lata temu ─ już raczej nie dla zapobiegania, lecz dla uśmierzania bólu. Być może nie była to często stosowana praktyka w zakładach więziennych, zwłaszcza, że Conrad nie był Billy’m Milliganem, aczkolwiek trudno nie ingerować, gdy skazaniec piątą godzinę nieruchomo obserwował ścianę albo krążył po celi, szepcząc coś do siebie. Psycholog usiłował wycisnąć z niego coś więcej, niż sam wiedział, ale na marne.
Tam nie było bezpiecznie. Nigdzie nie było. Był nagi, odarty z sił. Żeby nie mieć na ogonie policji, musiałby zakopać się pod ziemią na co najmniej dekadę. A oni tego chcieli. Wszyscy tego chcieli! Ich niedoczekanie.
Przez sekundę chciał ją odepchnąć, jak ofiara dzikie zwierzę rzucające się do tchawicy, ale nie mógł. Czuł, jakby ciasno spętano mu ręce za plecami. I dopadnięto go, gdy stracił swoją podstawową linię obrony, jednakże ten atak był nieco inny niż oczekiwał tego Savage. Znieruchomiał, gdy kobieta ujęła jego twarz w dłonie, jakby bał się, że gwałtowniejszym skrętem szyi uszkodzi jej palce. Mimowolnie nawiązał z nią kontakt wzrokowy drgającymi gałkami ocznymi, oddychając głośno.
Chciała usłyszeć o jego demonach z przeszłości. Siedemnaście lat to zbyt krótki okres czasu, aby wyrzucił z siebie to, co leży mu na wątrobie, a biorąc pod uwagę dodatkowo to, jak zmasakrowana ona była po sukcesywnym alkoholizowaniu się za młodu, czekało ich posiedzenie trwające całe lata.
─ Co mnie męczy? ─ powtórzył wciąż rozsierdzonym głosem, który nie ulegnie zmianie ot tak. ─ Że nic nas nie łączy. Że ciąża, którą w listach chciałaś usunąć, jest prawie dorosła. Nigdy nie miałem prawa przy niej być. Ma jakiegoś szemranego typa, który robi z nią, co chce. Że walczyłem o życie przez te pierdolone jedenaście lat, mimo że cholernie chciałem zdechnąć. Że obwiniają mnie za winy mojego ojca! To ja przejebałem wszystkie pieniądze, jakie miałem, maltretowałem żonę i dzieci, biłem, poniżałem? Ja to wszystko zrobiłem? Chciałem ich bronić, a to wszystko, co dostałem. Jedenaście jebanych lat bez słońca i telefonu od kogokolwiek z zewnątrz. To mnie traktowali jak zwierzę, a nie chuja, który to wszystko rozpoczął! On był ofiarą! O jego śmierć mnie oskarżali, jakby to był człowiek. To była bestia większa ode mnie i jestem, kurwa, dumny z tego, co zrobiłem.
Problemem Conrada nie była bezpośrednio Cigfran. Faktycznie, zostawiła go bez śladu, odseparowała się, ale to wszystko, co teraz mu depcze po piętach, to spuścizna jego ojca, do którego nawet pan Cigfran się nie umywał. Powiedzenie na kogoś takiego „dupek” to tak, jakby nazwać amerykański atak na Hiroshimę „mikro agresją”. To był Szatan i on stworzył Diabła. Savage wierzył, że gdyby nie zrobił tego, co zrobił w przeszłości, nie dożyłby wieku trzydziestu sześciu lat i to nie z winy uzależnień albo umiejętności znajdowania niebezpiecznych znajomych. To był ring, przetrwał silniejszy. Lub bardziej wyrachowany.
Tam nie było bezpiecznie. Nigdzie nie było. Był nagi, odarty z sił. Żeby nie mieć na ogonie policji, musiałby zakopać się pod ziemią na co najmniej dekadę. A oni tego chcieli. Wszyscy tego chcieli! Ich niedoczekanie.
Przez sekundę chciał ją odepchnąć, jak ofiara dzikie zwierzę rzucające się do tchawicy, ale nie mógł. Czuł, jakby ciasno spętano mu ręce za plecami. I dopadnięto go, gdy stracił swoją podstawową linię obrony, jednakże ten atak był nieco inny niż oczekiwał tego Savage. Znieruchomiał, gdy kobieta ujęła jego twarz w dłonie, jakby bał się, że gwałtowniejszym skrętem szyi uszkodzi jej palce. Mimowolnie nawiązał z nią kontakt wzrokowy drgającymi gałkami ocznymi, oddychając głośno.
Chciała usłyszeć o jego demonach z przeszłości. Siedemnaście lat to zbyt krótki okres czasu, aby wyrzucił z siebie to, co leży mu na wątrobie, a biorąc pod uwagę dodatkowo to, jak zmasakrowana ona była po sukcesywnym alkoholizowaniu się za młodu, czekało ich posiedzenie trwające całe lata.
─ Co mnie męczy? ─ powtórzył wciąż rozsierdzonym głosem, który nie ulegnie zmianie ot tak. ─ Że nic nas nie łączy. Że ciąża, którą w listach chciałaś usunąć, jest prawie dorosła. Nigdy nie miałem prawa przy niej być. Ma jakiegoś szemranego typa, który robi z nią, co chce. Że walczyłem o życie przez te pierdolone jedenaście lat, mimo że cholernie chciałem zdechnąć. Że obwiniają mnie za winy mojego ojca! To ja przejebałem wszystkie pieniądze, jakie miałem, maltretowałem żonę i dzieci, biłem, poniżałem? Ja to wszystko zrobiłem? Chciałem ich bronić, a to wszystko, co dostałem. Jedenaście jebanych lat bez słońca i telefonu od kogokolwiek z zewnątrz. To mnie traktowali jak zwierzę, a nie chuja, który to wszystko rozpoczął! On był ofiarą! O jego śmierć mnie oskarżali, jakby to był człowiek. To była bestia większa ode mnie i jestem, kurwa, dumny z tego, co zrobiłem.
Problemem Conrada nie była bezpośrednio Cigfran. Faktycznie, zostawiła go bez śladu, odseparowała się, ale to wszystko, co teraz mu depcze po piętach, to spuścizna jego ojca, do którego nawet pan Cigfran się nie umywał. Powiedzenie na kogoś takiego „dupek” to tak, jakby nazwać amerykański atak na Hiroshimę „mikro agresją”. To był Szatan i on stworzył Diabła. Savage wierzył, że gdyby nie zrobił tego, co zrobił w przeszłości, nie dożyłby wieku trzydziestu sześciu lat i to nie z winy uzależnień albo umiejętności znajdowania niebezpiecznych znajomych. To był ring, przetrwał silniejszy. Lub bardziej wyrachowany.
Dlaczego ten pierdolony sąd umieścił go w więzieniu, zamiast zapewnić odpowiedniej pomocy specjalistów? Przecież takie miejsce tylko pogorszyło stan jego psychiki, spychając go w coraz głębsze odmęty szaleństwa. Oh, biedny Conrad. Jej najdroższy przyjaciel, pierwsza i zarazem jedyna prawdziwa miłość (nie licząc tej do córek, oczywiście!), ten, który razem ze swoją siostrą wyciągnął do niej rękę, gdy sama była w dołku i myślała o samobójstwie, nawet jeśli nigdy mu tego nie wyznała. Najważniejszy mężczyzna w jej życiu, dla którego była gotowa kłamać pod przysięgą cierpiał, a Jonna nie mogła zaprzeczyć, że nie było w tym jej winy.
Jej zaszklone od łez oczy wpatrywały się w niego, a kobieta nawet nie drgnęła, gdy Conrad wszystko z siebie wyrzucał. Dopiero gdy skończył mówić przyciągnęła go do siebie, przytuliła jego głowę do piersi wsuwając palce lewej dłoni w jego włosy, podczas gdy prawą głaskała go po plecach.
— Nic nas nie łączy? — zapytała drżącym głosem — Mamy córkę, to jest nic?
Przełknęła ślinę czując, że zbiera się jej na płacz. Nie może sobie pozwolić na łzy, jeszcze nie teraz. Jest jeszcze sporo rzeczy, które musi mu powiedzieć, a wiedziała, że jeśli zacznie płakać, to będzie to robić długo i całą rozmowę chuj strzeli.
— Kocham Cię, Conrad. Ani na moment nie przestałam Cię kochać, nawet kiedy wszyscy wokół zaczęli nazywać Cię potworem. Chociaż to uczucie w ogóle nie przypomina tego sprzed lat, nie ma w nim namiętności i romantyczności, to nadal jesteś dla mnie ważny... Najważniejszy, zaraz po Lei — wyznała kołysząc go lekko w swoich ramionach — Nie było dnia, w którym nie żałowałam swojego tchórzostwa. Tego, że się od Ciebie odcięłam, kiedy mnie potrzebowałeś. Ale kiedy dowiedziałam się, że uciekłeś... Modliłam się w duchu, żebyś nas znalazł, żebyś jakimś cudem dowiedział się o nas...
Zaśmiała się, choć nie było w tym ani odrobiny radości.
— Gdybym naprawdę chciała usunąć ciążę, nie mówiłabym o niej w sądzie. Chciałam, żebyś wiedział, a nie miałam innej możliwości przekazania Ci tego... A potem... potem spanikowałam i uznałam, że dla dobra nas wszystkich lepiej będzie, gdy skłamię i się odetnę. A co do chłopaka Leilani... — zatrzymała się biorąc kilka głębszych oddechów — Zapewne zabrzmi to jak żałosna próba wybronienia się, ale w ciągu ostatniego miesiąca nigdy nie widziałam jej tak rozpromienionej. Sądziłam, że to jego zasługa, dopiero dziś uświadomiła mi, że to dzięki Tobie. Dobrze, że jesteś.
Przygryzła wargę czując, że teraz czas na najgorszą część. To czas na to, by Jonna pokazała swoją prawdziwą twarz; okrutnej i cynicznej. Jeśli ktoś nazywał Conrada bestią, to kim dla niego będzie ta kobieta?
— Potraktowali Cię niesprawiedliwie. Twój ojciec Cię zniszczył, zniszczył całą Waszą rodzinę, ale to z Ciebie zrobili tego złego. Nie mieli prawa — czuła, jak wraca do niej spokój — Wiesz, czego żałuję? Że dałeś się ponieść emocjom i złapać. Mogliśmy oboje odpłacić temu sukinsynowi za to, co zrobił Delight w mniej... wykrywalny sposób. Gdybym tylko dotarła tam wcześniej...
Odsunęła go od siebie, by ponownie spojrzeć mu w oczy.
— Oby Leilani nie odziedziczyła tego po nas.
Jej zaszklone od łez oczy wpatrywały się w niego, a kobieta nawet nie drgnęła, gdy Conrad wszystko z siebie wyrzucał. Dopiero gdy skończył mówić przyciągnęła go do siebie, przytuliła jego głowę do piersi wsuwając palce lewej dłoni w jego włosy, podczas gdy prawą głaskała go po plecach.
— Nic nas nie łączy? — zapytała drżącym głosem — Mamy córkę, to jest nic?
Przełknęła ślinę czując, że zbiera się jej na płacz. Nie może sobie pozwolić na łzy, jeszcze nie teraz. Jest jeszcze sporo rzeczy, które musi mu powiedzieć, a wiedziała, że jeśli zacznie płakać, to będzie to robić długo i całą rozmowę chuj strzeli.
— Kocham Cię, Conrad. Ani na moment nie przestałam Cię kochać, nawet kiedy wszyscy wokół zaczęli nazywać Cię potworem. Chociaż to uczucie w ogóle nie przypomina tego sprzed lat, nie ma w nim namiętności i romantyczności, to nadal jesteś dla mnie ważny... Najważniejszy, zaraz po Lei — wyznała kołysząc go lekko w swoich ramionach — Nie było dnia, w którym nie żałowałam swojego tchórzostwa. Tego, że się od Ciebie odcięłam, kiedy mnie potrzebowałeś. Ale kiedy dowiedziałam się, że uciekłeś... Modliłam się w duchu, żebyś nas znalazł, żebyś jakimś cudem dowiedział się o nas...
Zaśmiała się, choć nie było w tym ani odrobiny radości.
— Gdybym naprawdę chciała usunąć ciążę, nie mówiłabym o niej w sądzie. Chciałam, żebyś wiedział, a nie miałam innej możliwości przekazania Ci tego... A potem... potem spanikowałam i uznałam, że dla dobra nas wszystkich lepiej będzie, gdy skłamię i się odetnę. A co do chłopaka Leilani... — zatrzymała się biorąc kilka głębszych oddechów — Zapewne zabrzmi to jak żałosna próba wybronienia się, ale w ciągu ostatniego miesiąca nigdy nie widziałam jej tak rozpromienionej. Sądziłam, że to jego zasługa, dopiero dziś uświadomiła mi, że to dzięki Tobie. Dobrze, że jesteś.
Przygryzła wargę czując, że teraz czas na najgorszą część. To czas na to, by Jonna pokazała swoją prawdziwą twarz; okrutnej i cynicznej. Jeśli ktoś nazywał Conrada bestią, to kim dla niego będzie ta kobieta?
— Potraktowali Cię niesprawiedliwie. Twój ojciec Cię zniszczył, zniszczył całą Waszą rodzinę, ale to z Ciebie zrobili tego złego. Nie mieli prawa — czuła, jak wraca do niej spokój — Wiesz, czego żałuję? Że dałeś się ponieść emocjom i złapać. Mogliśmy oboje odpłacić temu sukinsynowi za to, co zrobił Delight w mniej... wykrywalny sposób. Gdybym tylko dotarła tam wcześniej...
Odsunęła go od siebie, by ponownie spojrzeć mu w oczy.
— Oby Leilani nie odziedziczyła tego po nas.
Nie ciągnął wywodu na temat tego „nic nie łączy”, zwyczajnie nie miał nic do dodania. Cigfran powinna rozpoznać swoje własne słowa, ale jak widać sama się teraz ich wypierała, mimo że to był cytat jeden do jednego z sali sądowej. Jak widać po Ziemi stąpał większy hipokryta od Conrada.
Mężczyzna uległ pod jej naciskiem, układając głowę na jej klatce piersiowej i zamknął oczy. Bardzo rzadko zbliżał się przez ostatnią dekadę do człowieka ─ jego naturalne bariery przełamała Leilani, która sama do niego lgnęła. Zachowywał się wobec niej z czułością, gdyż widział, że ona tego wymaga, co skłaniało go do pokonywania własnych blokad. Teraz, czując rękę Jonny na swojej głowie i słysząc jej głos, miał przed oczami bardzo zakurzone obrazy z dzieciństwa. Był o wiele spokojniejszy w porównaniu do sytuacji sprzed minuty, kiedy chciał roznieść ten pokój w drobny mak. Może to nieco zabawne, ale całkowicie uzasadnione, że w przeszłości był potwornym maminsynkiem, ale ta cecha, w związku z nieobecnością jego matki, zatarła się.
Wiedział jak było, tak naprawdę. Jakby nie było, jego córka dostarczyła mu dowodów w postaci listów, w których wiele z tego, co teraz mówiła, było napisane bezpośrednio i pośrednio. Nie zmienia to oczywiście faktu, że przez tyle lat tkwił w przeświadczeniu, że kobieta nie chciała mieć z nim nic wspólnego. Aczkolwiek to, co powiedziała na koniec, bardzo go zaciekawiło. Było tak zepsute i pełne nienawiści, z takimi zaburzeniami postrzegania świata, że Savage aż lekko się uśmiechnął, odrywając od jej piersi. Przyznawała mu rację, że morderstwo było słuszne. Tak jak zresztą ich Leilani. Tej nocy miał cholernie ambiwalentne uczucia.
─ Co, jeżeli Ci powiem, że ona to ma? ─ zapytał, teraz poważnie wpatrując się w jej szare oczy. ─ Dlatego może zabić George’a w przyszłości.
Conrad nie uważał, że temu skurwysynowi nie należy się śmierć. Niemniej jednak, nie chciał, aby do odpowiedzialności pociągano jego rodzinę, zwłaszcza tę bardzo młodą, z czystą kartoteką.
Mężczyzna uległ pod jej naciskiem, układając głowę na jej klatce piersiowej i zamknął oczy. Bardzo rzadko zbliżał się przez ostatnią dekadę do człowieka ─ jego naturalne bariery przełamała Leilani, która sama do niego lgnęła. Zachowywał się wobec niej z czułością, gdyż widział, że ona tego wymaga, co skłaniało go do pokonywania własnych blokad. Teraz, czując rękę Jonny na swojej głowie i słysząc jej głos, miał przed oczami bardzo zakurzone obrazy z dzieciństwa. Był o wiele spokojniejszy w porównaniu do sytuacji sprzed minuty, kiedy chciał roznieść ten pokój w drobny mak. Może to nieco zabawne, ale całkowicie uzasadnione, że w przeszłości był potwornym maminsynkiem, ale ta cecha, w związku z nieobecnością jego matki, zatarła się.
Wiedział jak było, tak naprawdę. Jakby nie było, jego córka dostarczyła mu dowodów w postaci listów, w których wiele z tego, co teraz mówiła, było napisane bezpośrednio i pośrednio. Nie zmienia to oczywiście faktu, że przez tyle lat tkwił w przeświadczeniu, że kobieta nie chciała mieć z nim nic wspólnego. Aczkolwiek to, co powiedziała na koniec, bardzo go zaciekawiło. Było tak zepsute i pełne nienawiści, z takimi zaburzeniami postrzegania świata, że Savage aż lekko się uśmiechnął, odrywając od jej piersi. Przyznawała mu rację, że morderstwo było słuszne. Tak jak zresztą ich Leilani. Tej nocy miał cholernie ambiwalentne uczucia.
─ Co, jeżeli Ci powiem, że ona to ma? ─ zapytał, teraz poważnie wpatrując się w jej szare oczy. ─ Dlatego może zabić George’a w przyszłości.
Conrad nie uważał, że temu skurwysynowi nie należy się śmierć. Niemniej jednak, nie chciał, aby do odpowiedzialności pociągano jego rodzinę, zwłaszcza tę bardzo młodą, z czystą kartoteką.
Owszem, wyparła się go na sali sądowej, ale co miała zrobić? Powiedzieć: "Oh tak, Conrad był moim kochankiem, dlatego też będę go bronić za wszelką cenę, ah i przy okazji jestem z nim w ciąży, bo przekupiłam kogo trzeba by dostać się do jego celi", podczas gdy za drzwiami czekali dziennikarze gotowi rozszarpać ją na kawałki? By zrobić z niej taką samą "gwiazdę" jak z Savage'a, dorwać się również do najintymniejszych szczegółów z jej życia; bo w końcu kobieta, która pokochała mordercę jest równie ciekawa jak i on.
Rozwód z Georgem jakoś by przeżyła, właściwie, to byłoby jej to nawet na rękę, ale co z Gwendolyn i Leilani? Czy obie miały mieć zniszczone życie przez swoją matkę? Chciała ich spokoju, by nie były wytykane palcami przez rówieśników, by nie miały ciężej, zwłaszcza młodsza z córek, z powodu tego, kim byli ich rodzice. Pierdolić Cigfrana i jego pieniądze, to nie na nich jej zależało.
Delight była jej jedyną przyjaciółką, taką najprawdziwszą, od serca. Jej śmierć mocno zabolała Jonnę i pomimo upływu lat nie potrafiła się z tym pogodzić. Pragnęła zemsty tak samo mocno jak Conrad, z tą różnicą, że wolała wszystko rozplanować na spokojnie. Emocje nie są dobrym doradcą, nawet w tej chwili starała się nie dać im upustu, mimo tego, że wstrzymywanie płaczu było bolesne.
Nie obraziłaby się, gdyby nazwał ją wyrachowaną suką.
— Jesteś tego pewien? — zmarszczyła brwi nie spuszczając oczu z byłego kochanka, a ton jej głosu stał się chłodniejszy — Bardziej martwiłabym się tym, że targnie się na własne życie. Jest taka delikatna...
Westchnęła odsuwając się od niego, po czym wyciągnęła z kieszeni kurtki paczkę papierosów i podsunęła ją Conradowi. Jeśli się poczęstuje, wyciągnie do niego dłoń z odpaloną zapaliczka, w ogóle nie przejmując się zasadami savoir-vivre, jakoby to mężczyzna miał podawać kobiecie ogień, nie na odwrót.
Wyglądało na to, że wszystko zostało powiedziane, a zatem czas na porozmawianie i podjęcie decyzji na temat najważniejszy - ich córki. Podniosła się z podłogi i usiadła na łóżku, które zaskrzypiało pod jej ciężarem, po czym poklepała miejsce obok siebie.
— Jestem beznadziejną matką i nie masz prawa zaprzeczyć. Nasze dziecko cierpi, a jedyne co potrafię zrobić, to płakać nad butelką wina — odpaliła papierosa i zaciągnęła się dymem mając gdzieś z tyłu głowy, że jeden papieros może skrócić jej życie nawet o kilkanaście minut, Cudownie — Ja sobie jeszcze poradzę, ale Lei potrzebuje pomocy, której ja nie umiem jej udzielić.
Milczała przez dłuższą chwilę wpatrując się w topniejący śnieg uderzający o szybę.
— Na początek musimy odciągnąć ją od ćpania. Próbuję na wszelkie sposoby, odcinając ją od pieniędzy, nawet zainstalowałam specjalną aplikację, dzięki której wiem, gdzie jest, ale ona zawsze znajdzie sposób, by zdobyć towar — jęknęła pocierając lewą skroń — Widzę ją potem bladą i senną, a ona na siłę się uśmiecha mówiąc, że nic nie brała i jestem przewrażliwiona. A ja przecież widzę! Przecież wiem jak wyglądałeś na zjazdach, jak musiałam wyglądać ja gdy sama ćpałam... Boże.
Rozwód z Georgem jakoś by przeżyła, właściwie, to byłoby jej to nawet na rękę, ale co z Gwendolyn i Leilani? Czy obie miały mieć zniszczone życie przez swoją matkę? Chciała ich spokoju, by nie były wytykane palcami przez rówieśników, by nie miały ciężej, zwłaszcza młodsza z córek, z powodu tego, kim byli ich rodzice. Pierdolić Cigfrana i jego pieniądze, to nie na nich jej zależało.
Delight była jej jedyną przyjaciółką, taką najprawdziwszą, od serca. Jej śmierć mocno zabolała Jonnę i pomimo upływu lat nie potrafiła się z tym pogodzić. Pragnęła zemsty tak samo mocno jak Conrad, z tą różnicą, że wolała wszystko rozplanować na spokojnie. Emocje nie są dobrym doradcą, nawet w tej chwili starała się nie dać im upustu, mimo tego, że wstrzymywanie płaczu było bolesne.
Nie obraziłaby się, gdyby nazwał ją wyrachowaną suką.
— Jesteś tego pewien? — zmarszczyła brwi nie spuszczając oczu z byłego kochanka, a ton jej głosu stał się chłodniejszy — Bardziej martwiłabym się tym, że targnie się na własne życie. Jest taka delikatna...
Westchnęła odsuwając się od niego, po czym wyciągnęła z kieszeni kurtki paczkę papierosów i podsunęła ją Conradowi. Jeśli się poczęstuje, wyciągnie do niego dłoń z odpaloną zapaliczka, w ogóle nie przejmując się zasadami savoir-vivre, jakoby to mężczyzna miał podawać kobiecie ogień, nie na odwrót.
Wyglądało na to, że wszystko zostało powiedziane, a zatem czas na porozmawianie i podjęcie decyzji na temat najważniejszy - ich córki. Podniosła się z podłogi i usiadła na łóżku, które zaskrzypiało pod jej ciężarem, po czym poklepała miejsce obok siebie.
— Jestem beznadziejną matką i nie masz prawa zaprzeczyć. Nasze dziecko cierpi, a jedyne co potrafię zrobić, to płakać nad butelką wina — odpaliła papierosa i zaciągnęła się dymem mając gdzieś z tyłu głowy, że jeden papieros może skrócić jej życie nawet o kilkanaście minut, Cudownie — Ja sobie jeszcze poradzę, ale Lei potrzebuje pomocy, której ja nie umiem jej udzielić.
Milczała przez dłuższą chwilę wpatrując się w topniejący śnieg uderzający o szybę.
— Na początek musimy odciągnąć ją od ćpania. Próbuję na wszelkie sposoby, odcinając ją od pieniędzy, nawet zainstalowałam specjalną aplikację, dzięki której wiem, gdzie jest, ale ona zawsze znajdzie sposób, by zdobyć towar — jęknęła pocierając lewą skroń — Widzę ją potem bladą i senną, a ona na siłę się uśmiecha mówiąc, że nic nie brała i jestem przewrażliwiona. A ja przecież widzę! Przecież wiem jak wyglądałeś na zjazdach, jak musiałam wyglądać ja gdy sama ćpałam... Boże.
─ Miała już jedną próbę samobójczą. ─ odpowiedział, ściągając brwi, aż uwydatniły się zmarszczki wokół jego oczodołów, po czym wysunął z paczki jedną tutkę, mając nadzieję, że nie mają tu czujników dymu, bo kurewsko chciało mu się palić.
Tak, pamiętał, jak mówiła mu o tym załzawiona Leilani, gdy ten opieprzał ją z góry do dołu za wiadomość, którą wyczytał w listach, a o którą w życiu nie posądziłby jego córki. Tyle stresu nie najadł się od miesięcy, a było to bardzo dziwne, biorąc pod uwagę jego sześcioletni tryb incognito. Z drugiej strony, wiedział, że pod długotrwałym zażywaniu amfetaminy organizm słabnie. Ile takie małe ciało mogło wytrzymać?
Wstał z podłogi z zapalonym papierosem i usiadł obok Cigfran, która bez dwóch zdań miała o sobie sprawiedliwą opinię. Zaciągnął się i wydmuchał szary obłok przed jej twarz, co też w przeszłości zdarzało mu się robić. Jednak złośliwa z niego bestia.
─ Nie dawaj jej żadnych pieniędzy. Nie sądzę, żeby odważyła się kraść. ─ wycedził przez zęby, zwieszając głowę i oglądając własne buty, chcąc się jakkolwiek odciągnąć od wpadania we wściekłość. Potarł skronie, po czym roztarł podeszwą popiół, który oprószył się na wykładzinę, zostawiając na niej wypaloną dziurkę. ─ Rozmawiałem z nią o tym, ale to nie wystarczy, już jest uzależniona. Zakazy, groźby albo śledzenie nic nie wskóra. Najchętniej znalazłbym tych, co jej to sprzedają jej to gówno, ale znajdzie nowych. Ją trzeba od tego całkowicie odciąć, a wiesz, gdzie będzie nad nią pełna kontrola? ─ mówiąc, wodził wzrokiem po podłodze, a włosy spadły mu na twarz. Nie chciało mu to przejść przez gardło. ─ W szpitalu psychiatrycznym.
Conrad obawiał się tego rozwiązania, ale myślał nawet o tym w trakcie usilnych prób zaśnięcia, gdy Leilani przylegała do jego boku, już dawno zmożona przez sen. Conrad miał do czynienia z dziecięcymi szpitalami do umysłowo chorych, również przez swój nałóg. W świetle prawa ich córka dalej była małoletnia, więc trafiłaby właśnie do takiej placówki, która wyglądała zupełnie inaczej od tej dla dorosłych. Savage wiedział, że całkowita izolacja od narkotyku wtedy go od niego na jakiś czas odciągnęła, jednak był to dla niego zbyt krótki okres czasu, aby do tego nie wrócił. Każdy wymagał indywidualnego podejścia, jednym wypracowanie silnej woli zajmuje rok czy dwa, innym więcej.
Mężczyźnie zajęło to osiemnaście lat.
Tak, pamiętał, jak mówiła mu o tym załzawiona Leilani, gdy ten opieprzał ją z góry do dołu za wiadomość, którą wyczytał w listach, a o którą w życiu nie posądziłby jego córki. Tyle stresu nie najadł się od miesięcy, a było to bardzo dziwne, biorąc pod uwagę jego sześcioletni tryb incognito. Z drugiej strony, wiedział, że pod długotrwałym zażywaniu amfetaminy organizm słabnie. Ile takie małe ciało mogło wytrzymać?
Wstał z podłogi z zapalonym papierosem i usiadł obok Cigfran, która bez dwóch zdań miała o sobie sprawiedliwą opinię. Zaciągnął się i wydmuchał szary obłok przed jej twarz, co też w przeszłości zdarzało mu się robić. Jednak złośliwa z niego bestia.
─ Nie dawaj jej żadnych pieniędzy. Nie sądzę, żeby odważyła się kraść. ─ wycedził przez zęby, zwieszając głowę i oglądając własne buty, chcąc się jakkolwiek odciągnąć od wpadania we wściekłość. Potarł skronie, po czym roztarł podeszwą popiół, który oprószył się na wykładzinę, zostawiając na niej wypaloną dziurkę. ─ Rozmawiałem z nią o tym, ale to nie wystarczy, już jest uzależniona. Zakazy, groźby albo śledzenie nic nie wskóra. Najchętniej znalazłbym tych, co jej to sprzedają jej to gówno, ale znajdzie nowych. Ją trzeba od tego całkowicie odciąć, a wiesz, gdzie będzie nad nią pełna kontrola? ─ mówiąc, wodził wzrokiem po podłodze, a włosy spadły mu na twarz. Nie chciało mu to przejść przez gardło. ─ W szpitalu psychiatrycznym.
Conrad obawiał się tego rozwiązania, ale myślał nawet o tym w trakcie usilnych prób zaśnięcia, gdy Leilani przylegała do jego boku, już dawno zmożona przez sen. Conrad miał do czynienia z dziecięcymi szpitalami do umysłowo chorych, również przez swój nałóg. W świetle prawa ich córka dalej była małoletnia, więc trafiłaby właśnie do takiej placówki, która wyglądała zupełnie inaczej od tej dla dorosłych. Savage wiedział, że całkowita izolacja od narkotyku wtedy go od niego na jakiś czas odciągnęła, jednak był to dla niego zbyt krótki okres czasu, aby do tego nie wrócił. Każdy wymagał indywidualnego podejścia, jednym wypracowanie silnej woli zajmuje rok czy dwa, innym więcej.
Mężczyźnie zajęło to osiemnaście lat.
— Kiedy? — rzuciła mu przerażone spojrzenie, a zaraz potem jej oczy zaszkliły się od łez. Jak mogła przeoczyć coś tak ważnego? Straciła już jedno dziecko i nie zauważyła, że mogła stracić i drugie. A jeśli Leilani coś by się stało, to Jonna by sobie tego nie wybaczyła.
Rozwiała dym dłonią. Gdyby nie sytuacja, w jakiej się znaleźli, zapewne odpłaciłaby Conradowi tym samym z uśmiechem na ustach, jak za dawnych lat. Tymczasem kobiecie wcale nie było do śmiechu, tym bardziej nie miała ochoty na żadne żarty.
— Nie, Lei nigdy nie wyciągnęłaby ręki po cudzą własność — pokręciła głową — Gorzej, jak zacznie się zadłużać u dilerów.
Nie chciała nawet myśleć o tym, co mogliby zrobić jej córce, gdyby w końcu któryś zaczął upominać się o pieniądze, których ona jej nie dała. Słysząc "szpital psychiatryczny" poczuła jak nieprzyjemny dreszcz przeszedł po jej plecach. Nie chciała, by Lei została zamknięta w takim miejscu, w końcu nie była wariatką. Nie mogła jednak nie przyznać racji Conradowi, że młoda będzie w tym miejscu najbezpieczniejsza.
Przeniosła wzrok z powrotem na okno i dokończyła papierosa, którego następnie rzuciła na podłogę i przydeptała. Przepisy przeciwpożarowe? Jebać przepisy, gdy chodzi o coś tak poważnego! Ponownie sięgnęła po paczkę fajek; jeśli będzie je palić w tym tempie, to za góra godzinę pozbędzie się całej paczki.
— Powiedz mi Conrad, co powinnam zrobić? — westchnęła ciężko odpalając kolejnego papierosa — Od śmierci Gwen zafanie Lei wobec mnie stało się kruche jak lód na kałuży po pierwszym jesiennym przymrozku. Mam na niego nadepnąć i skruszyć go całkowicie siłą zmuszając ją do leczenia i być może nieodwracalnie zniszczyć naszą relację, czy nadal próbować z nią rozmawiać?
Dyskretnie (a przynajmniej taką miała nadzieję) otarła łzę spływającą po jej policzku. To nie był dobry moment, by się rozkleić. Wróci do domu, napije się wina i dopiero wtedy będzie mogła płakać do woli. O tak, wino byłoby dla Jonny jak błogosławieństwo. Chociaż jedna mała lampka...
— Znajdę odpowiedni... ośrodek — słowo "szpital" nie mogło przejść jej przez gardło — Ale to Ty musisz ją przekonać, by chciała się leczyć. Zdaje się być w Tobie absolutnie zakochana, więc Ciebie prędzej posłucha.
Rozwiała dym dłonią. Gdyby nie sytuacja, w jakiej się znaleźli, zapewne odpłaciłaby Conradowi tym samym z uśmiechem na ustach, jak za dawnych lat. Tymczasem kobiecie wcale nie było do śmiechu, tym bardziej nie miała ochoty na żadne żarty.
— Nie, Lei nigdy nie wyciągnęłaby ręki po cudzą własność — pokręciła głową — Gorzej, jak zacznie się zadłużać u dilerów.
Nie chciała nawet myśleć o tym, co mogliby zrobić jej córce, gdyby w końcu któryś zaczął upominać się o pieniądze, których ona jej nie dała. Słysząc "szpital psychiatryczny" poczuła jak nieprzyjemny dreszcz przeszedł po jej plecach. Nie chciała, by Lei została zamknięta w takim miejscu, w końcu nie była wariatką. Nie mogła jednak nie przyznać racji Conradowi, że młoda będzie w tym miejscu najbezpieczniejsza.
Przeniosła wzrok z powrotem na okno i dokończyła papierosa, którego następnie rzuciła na podłogę i przydeptała. Przepisy przeciwpożarowe? Jebać przepisy, gdy chodzi o coś tak poważnego! Ponownie sięgnęła po paczkę fajek; jeśli będzie je palić w tym tempie, to za góra godzinę pozbędzie się całej paczki.
— Powiedz mi Conrad, co powinnam zrobić? — westchnęła ciężko odpalając kolejnego papierosa — Od śmierci Gwen zafanie Lei wobec mnie stało się kruche jak lód na kałuży po pierwszym jesiennym przymrozku. Mam na niego nadepnąć i skruszyć go całkowicie siłą zmuszając ją do leczenia i być może nieodwracalnie zniszczyć naszą relację, czy nadal próbować z nią rozmawiać?
Dyskretnie (a przynajmniej taką miała nadzieję) otarła łzę spływającą po jej policzku. To nie był dobry moment, by się rozkleić. Wróci do domu, napije się wina i dopiero wtedy będzie mogła płakać do woli. O tak, wino byłoby dla Jonny jak błogosławieństwo. Chociaż jedna mała lampka...
— Znajdę odpowiedni... ośrodek — słowo "szpital" nie mogło przejść jej przez gardło — Ale to Ty musisz ją przekonać, by chciała się leczyć. Zdaje się być w Tobie absolutnie zakochana, więc Ciebie prędzej posłucha.
Mruknął jej, że w lipcu, ale nie chciał ciągnąć dalej tego tematu, co było też faux pas z jego strony. Jakby nie było, byli tutaj ze względu na to, że ich grzdyl robi rzeczy, które mogą odcisnąć swoje piętno na jej zdrowiu i życiu. Aczkolwiek sam Savage z szoku, jaki zaserwowała mu nastolatka, nie pytał jej o szczegóły, więc nie był dobrym źródłem informacji. Jak miał przez taki natłok informacji? Tu zmiana zdania, żadnego usuwania ciąży i córka przebrana za dynię, dalej wypadki samochodowe i dragi, a potem jeszcze prawy sierpowy z samobójstwem ─ jak on miał to zdzierżyć? Bezapelacyjnie, będzie chciał odbyć z Leilani rozmowę, co ją do tego pchnęło, co chciała zrobić i jak, lecz pytanie, czy ona w ogóle po oświadczeniu, że idzie na odwyk będzie chciała być z nim w jednym pomieszczeniu.
Już miał wyrzuty sumienia, a jeszcze się nawet z materaca nie ruszył. Ale dosyć, Conrad, koniec tej lekkomyślności. Zawsze wszystko robisz na pałę, zrób coś raz w życiu dobrze. No, oprócz spłodzenia Leilani.
─ Jeżeli Tobie nie idzie rozmowa z nią, to nie ma innego wyboru. ─ zgodził się, mając na uwadze to, że teraz mała Cigfran może nie traktować matki alkoholiczki jako jakikolwiek autorytet, tylko uzna za niezobowiązujący, pijacki bełkot. ─ Jeżeli jej nie zmusimy, to wejdzie w to głębiej, a wtedy żadna pomocna ręka jej nie uratuje. Zresztą, czuję w kościach, że coś się stanie. Tylko nie wiem, kurwa, co. Może to ten jej chłoptaś… ─ mówiąc, oparł się łokciami o kolana i wydmuchał dym przez nos, patrząc przez okno.
Już miał wyrzuty sumienia, a jeszcze się nawet z materaca nie ruszył. Ale dosyć, Conrad, koniec tej lekkomyślności. Zawsze wszystko robisz na pałę, zrób coś raz w życiu dobrze. No, oprócz spłodzenia Leilani.
─ Jeżeli Tobie nie idzie rozmowa z nią, to nie ma innego wyboru. ─ zgodził się, mając na uwadze to, że teraz mała Cigfran może nie traktować matki alkoholiczki jako jakikolwiek autorytet, tylko uzna za niezobowiązujący, pijacki bełkot. ─ Jeżeli jej nie zmusimy, to wejdzie w to głębiej, a wtedy żadna pomocna ręka jej nie uratuje. Zresztą, czuję w kościach, że coś się stanie. Tylko nie wiem, kurwa, co. Może to ten jej chłoptaś… ─ mówiąc, oparł się łokciami o kolana i wydmuchał dym przez nos, patrząc przez okno.
Lipiec. Zaraz po jej szesnastych urodzinach. Jonna domyślała się co mogło być powodem, że ich córka targnęła się na swoje życie właśnie w tamtym okresie, ale nie chciała tego wypowiadać na głos. Conrad dopiero co odzyskał względny spokój, nie chciała tego psuć swoimi gdybaniami. Zwłaszcza, że stuprocentowej pewności nie miała.
— Dopytaj ją, proszę — szepnęła wpatrując się w wykładzinę pod jej nogami — Wiesz, ja nie mam nikogo poza nią...
Nie chciałaby stracić drugiego dziecka, w dodatku w ten sam sposób — przez narkotyki. Co prawda to nie Gwen prowadziła samochód pod wpływem, ale sekcja zwłok wykazała, że i ona... Uhh, nie. Nie powinna o tym myśleć, nie teraz. Savage porozmawia z Leilani, a jeśli to nie pomoże, siłą wyślą ją na odwyk. Jonna naprawdę nie przeżyje gdyby coś jej się stało.
Jeżeli ona zginie, zabiję się.
Finka miała takie samo zdanie na ten temat. Tylko młodsza córka trzymała ją przy życiu, dając siłę by w ogóle wstawała z łóżka. Ale co to za życie, nad którym całą kontrolę przejmuje alkohol? Nawet teraz, siedząc obok Conrada, miała olbrzymią ochotę na to, aby się napić.
— A tak poza tym, to jak sobie radzisz? — zapytała przerywając niezręczne milczenie między nimi, po czym sięgnęła do torebki i podała mu grubą szarą kopertę — Mam coś dla Ciebie.
W środku znajdowały się zdjęcia, a najwięcej z nich datowano na lipiec i sierpień 2005. Ostatnie lato, które Jonna, Condrad, Gwen i Delight spędzili razem. I jak nietrudno się domyślić, to fotografie przedstawiające dwie ostatnie postacie przewijały się najczęściej.
— Dopytaj ją, proszę — szepnęła wpatrując się w wykładzinę pod jej nogami — Wiesz, ja nie mam nikogo poza nią...
Nie chciałaby stracić drugiego dziecka, w dodatku w ten sam sposób — przez narkotyki. Co prawda to nie Gwen prowadziła samochód pod wpływem, ale sekcja zwłok wykazała, że i ona... Uhh, nie. Nie powinna o tym myśleć, nie teraz. Savage porozmawia z Leilani, a jeśli to nie pomoże, siłą wyślą ją na odwyk. Jonna naprawdę nie przeżyje gdyby coś jej się stało.
Jeżeli ona zginie, zabiję się.
Finka miała takie samo zdanie na ten temat. Tylko młodsza córka trzymała ją przy życiu, dając siłę by w ogóle wstawała z łóżka. Ale co to za życie, nad którym całą kontrolę przejmuje alkohol? Nawet teraz, siedząc obok Conrada, miała olbrzymią ochotę na to, aby się napić.
— A tak poza tym, to jak sobie radzisz? — zapytała przerywając niezręczne milczenie między nimi, po czym sięgnęła do torebki i podała mu grubą szarą kopertę — Mam coś dla Ciebie.
W środku znajdowały się zdjęcia, a najwięcej z nich datowano na lipiec i sierpień 2005. Ostatnie lato, które Jonna, Condrad, Gwen i Delight spędzili razem. I jak nietrudno się domyślić, to fotografie przedstawiające dwie ostatnie postacie przewijały się najczęściej.
Dopytać. Na sam dźwięk aż zjeżyły mu się włosy na potylicy. Pytanie córki o szczegóły samobójstwa to nie było zadanie dla psychicznego ojca, aczkolwiek odwlekał to od października, gdy dziewczyna to tu, to tam zasiała ziarno niepokoju. A on nie ciągnął tematu, nie wysilił się i odłożył to na termin za miesiąc, gdy do rąk własnych doręczono mu pocztę, która przechyliła szalę goryczy. Pamiętał wciąż, jak Leilani pytała go, czy ma jakieś lęki. A może paradoksalnie to niej się najbardziej boi? Chuj wie, Conrad to jeden wielki znak zapytania.
Jak mu idzie? Jak kurwie w deszcz. No, może nie aż tak dramatycznie. Choć biorąc pod uwagę fakt, jak na jego siwiznę, tiki nerwowe i bezsenność wpływał stan młodej, radził sobie nieziemsko. Ziemia mu piekłem.
─ Może być. ─ jej już nie pytał, wiedział po rozmowach z Leilani i osobistych spowiedzi Jonny, że oboje mieli bolesny okres.
Wziął do ręki kopertę, z prawej wypuszczając niedopałek i przygniótł go butem. Wydmuchał kłąb przez usta, rwąc zaklejony papier przy otwieraniu. Przy Conradzie ozdobna papeteria nigdy nie zdawała egzaminu, wszystko umiał potargać tymi swoimi łapskami. Ciekawe, ile w przeszłości Cigfranowej podarł rajstop.
Wyciągnął plik zdjęć, nie od razu rozpoznając sylwetki na ujęciach, głównie przez światło w pomieszczeniu, aczkolwiek także przez to, że nie był przygotowany na oglądanie fotografii i nie miał ze sobą okularów. Oddalił nieco od siebie kadry, a gdy wzrok wyostrzył mu się na twarzach, aż zasłonił dłonią usta. Serce znów pracowało na najwyższych obrotach, pompując mnóstwo krwi do niedotlenionego mózgu, aby ten zaczął łączyć elementy w całość. Czyli mała spełniła jego małe marzenie.
─ Boże ─ zaczął zduszonym tonem, bardzo wolno przekładając obejrzane zdjęcia do tyłu; ostatnio bardzo często apostrofy tego typu cisną mu się na usta. Czyżby Ashworth zaczynał wierzyć w bóstwa? ─ Była taka piękna. Naprawdę miała takie długie włosy? ─ mówiąc, zaczął moczyć papier fotograficzny swoimi łzami w miejscu, w którym mała Gwen chwytała Delight za warkocz. Jemu samemu zaczęło to przypominać, jak lubił się zawijać w tę ciemnobrązową zasłonę. ─ Cholera, byliśmy tacy młodzi. Ty się wiele nie zmieniłaś. Ja zdziadziałem. ─ zaśmiał się krótko przez łzy, widząc kilka kadrów z samym sobą i matką jego dziecka.
Jak mu idzie? Jak kurwie w deszcz. No, może nie aż tak dramatycznie. Choć biorąc pod uwagę fakt, jak na jego siwiznę, tiki nerwowe i bezsenność wpływał stan młodej, radził sobie nieziemsko. Ziemia mu piekłem.
─ Może być. ─ jej już nie pytał, wiedział po rozmowach z Leilani i osobistych spowiedzi Jonny, że oboje mieli bolesny okres.
Wziął do ręki kopertę, z prawej wypuszczając niedopałek i przygniótł go butem. Wydmuchał kłąb przez usta, rwąc zaklejony papier przy otwieraniu. Przy Conradzie ozdobna papeteria nigdy nie zdawała egzaminu, wszystko umiał potargać tymi swoimi łapskami. Ciekawe, ile w przeszłości Cigfranowej podarł rajstop.
Wyciągnął plik zdjęć, nie od razu rozpoznając sylwetki na ujęciach, głównie przez światło w pomieszczeniu, aczkolwiek także przez to, że nie był przygotowany na oglądanie fotografii i nie miał ze sobą okularów. Oddalił nieco od siebie kadry, a gdy wzrok wyostrzył mu się na twarzach, aż zasłonił dłonią usta. Serce znów pracowało na najwyższych obrotach, pompując mnóstwo krwi do niedotlenionego mózgu, aby ten zaczął łączyć elementy w całość. Czyli mała spełniła jego małe marzenie.
─ Boże ─ zaczął zduszonym tonem, bardzo wolno przekładając obejrzane zdjęcia do tyłu; ostatnio bardzo często apostrofy tego typu cisną mu się na usta. Czyżby Ashworth zaczynał wierzyć w bóstwa? ─ Była taka piękna. Naprawdę miała takie długie włosy? ─ mówiąc, zaczął moczyć papier fotograficzny swoimi łzami w miejscu, w którym mała Gwen chwytała Delight za warkocz. Jemu samemu zaczęło to przypominać, jak lubił się zawijać w tę ciemnobrązową zasłonę. ─ Cholera, byliśmy tacy młodzi. Ty się wiele nie zmieniłaś. Ja zdziadziałem. ─ zaśmiał się krótko przez łzy, widząc kilka kadrów z samym sobą i matką jego dziecka.
Strona 1 z 2 • 1, 2
Pozwolenia na tym forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach