▲▼
Możesz mnie zabić, ale miałam teraz mało czasu i temu tak wyszło. ;_;
Zobaczymy, kto będzie się śmiał ostatni. Jego ironiczny ton skwitowała tylko delikatnym uśmieszkiem, podnosząc przy tym z lekka brew. Niedopałek zgniotła w popielniczce i zaraz ruszyła brunetem do mieszkania. Stając w drzwiach, ogarnęła wzrokiem cały bałagan, ciężko wzdychając. Przeciągając się, ruszyła w stronę stołu, aby pozbierać z niego wszystkie naczynia, z którymi skierowała się do kranu. Uporanie się z nimi nie zajęło jej dużo czasu, tak samo jak wysprzątanie stołu. Musiała zaryzykować. Kiedy Victor zajęty był odkurzaniem, ta blond żmija cichutko zakradła się do niego od tyłu i maczając palec w trzymanym pudełeczku z farbą, wspięła się na palcach, aby maznąć go albo w szyję albo w policzek, zależy jak trafiła. Odskakując od niego jak kot, schowała się za stołem, szczerząc ząbki. Chyba nie sądził, że rzuciła słowa o wojnie od tak.
- To teraz jesteśmy kwita. - wytarła palec o leżący na stale kawałek ręcznika kuchennego, po czym jak gdyby nigdy nic wróciła do roboty.
Strona 4 z 5 • 1, 2, 3, 4, 5
First topic message reminder :
40 metrów kwadratowych położone na drugim piętrze jednego z wielu znajdujących się tutaj budynków. Mieszkanie składa się z salonu połączonego z kuchnią, łazienki i małej sypialni. Jego wyposażenie jest na przeciętnym poziomie i chociaż nie brakuje w nim podstawowych sprzętów to całości daleko do ideału. Jeśli spodziewasz się złotych klamek i kryształowych żyrandoli to najwyraźniej pomyliłeś drzwi. Sorry koleś~
40 metrów kwadratowych położone na drugim piętrze jednego z wielu znajdujących się tutaj budynków. Mieszkanie składa się z salonu połączonego z kuchnią, łazienki i małej sypialni. Jego wyposażenie jest na przeciętnym poziomie i chociaż nie brakuje w nim podstawowych sprzętów to całości daleko do ideału. Jeśli spodziewasz się złotych klamek i kryształowych żyrandoli to najwyraźniej pomyliłeś drzwi. Sorry koleś~
Ej, on jest bardzo dojrzały i zaradny. Tylko czasem czepiają się go głupie żarty a wtedy leci po całości. Niefart dla Raven bo to ona została ich dzisiejszą ofiarą. Ale spokojnie, nic jej nie będzie. Częściowo oswoiła się z tego typu tekstami i można rzec, że oboje wybadali się na tyle, że nikt do nikogo nie będzie miał urazy.
Gdybym wiedział, wiesz, miał pewność, że wygram to pewnie bym w to poszedł ale tej pewności mi brakuje. Może jestem nadpobudliwy ale nie szalony. To sport dla bardzo bogatych i równie stukniętych.
Partyjka dla rozrywki fajna sprawa, trzeba wiedzieć kiedy skończyć. Wiecie, zejść ze sceny niepokonanym itp. Dobra passa zawsze ma swój kres a wtedy zaczynają się schody. Pożyczki, długi, utracone majątki i inne tego typu historie, które już nie raz obrazowały filmy.
Później nastąpił finisz prac ogólnych i nic tak nie cieszyło Vica jak ten właśnie moment. Na znak końca końców przyciągnął się do góry jakby właśnie ukończył wysiłek porównywalny z wykonaniem rowu długości pięciu kilometrów w 40 stopniowym upale. Czas na relaks.
Zabierając ze sobą paczkę papierosów i zapalniczkę, wyszedł z dziewczyną na balkon. Podczas gdy ona opierała się o barierkę, on spoglądał na drogę i to co się na niej dzieje.
Hm?
Obrócił się w stronę salonu i makiety, która rzeczywiście nie była idealna ale prezentowała się całkiem ok.
Nie wszytko musi być idealnie proste. On jest taki no, naturalny.
Z tego co pamiętał, rzucił kilka razy okiem na grafikę związaną z podobną tematyką i cholera, tam wszytko było proste. Jebać to. Ten wulkan był zajebisty.
Te ręce go robiły
Pomachał małej przed twarzą a na koniec podszczypał jej boczek.
Gdybym wiedział, wiesz, miał pewność, że wygram to pewnie bym w to poszedł ale tej pewności mi brakuje. Może jestem nadpobudliwy ale nie szalony. To sport dla bardzo bogatych i równie stukniętych.
Partyjka dla rozrywki fajna sprawa, trzeba wiedzieć kiedy skończyć. Wiecie, zejść ze sceny niepokonanym itp. Dobra passa zawsze ma swój kres a wtedy zaczynają się schody. Pożyczki, długi, utracone majątki i inne tego typu historie, które już nie raz obrazowały filmy.
Później nastąpił finisz prac ogólnych i nic tak nie cieszyło Vica jak ten właśnie moment. Na znak końca końców przyciągnął się do góry jakby właśnie ukończył wysiłek porównywalny z wykonaniem rowu długości pięciu kilometrów w 40 stopniowym upale. Czas na relaks.
Zabierając ze sobą paczkę papierosów i zapalniczkę, wyszedł z dziewczyną na balkon. Podczas gdy ona opierała się o barierkę, on spoglądał na drogę i to co się na niej dzieje.
Hm?
Obrócił się w stronę salonu i makiety, która rzeczywiście nie była idealna ale prezentowała się całkiem ok.
Nie wszytko musi być idealnie proste. On jest taki no, naturalny.
Z tego co pamiętał, rzucił kilka razy okiem na grafikę związaną z podobną tematyką i cholera, tam wszytko było proste. Jebać to. Ten wulkan był zajebisty.
Te ręce go robiły
Pomachał małej przed twarzą a na koniec podszczypał jej boczek.
Jego słowa to sama prawda. W ten biznes mieszały się trzy typy osób - albo urodzonych w czepku, albo niemających co robić z pieniędzmi, albo szukających tego czepka. Dziewczyna nigdy nie była za hazardem. Nie dla niej było stawianie wszystkich pieniędzy na jedną talię, mając pięćdziesiąt procent szans na ugranie albo przegranie. Toteż się w to nie bawiła i bawić nie będzie.
- No w tym przypadku nie śmiem się z tobą nie zgodzić. - podsumowała, bo co tu dużo gadać. Każdy robił z pieniędzmi to co chciał, a jeżeli ktoś lubił ryzykować majątki to już jego sprawa.
Na jego słowa z aprobatą pokiwała głową. Ten ich wulkan nie musiał być idealny, ważne, żeby wybuchnął wtedy, kiedy trzeba. Chociaż Raven z natury była perfekcjonistką, tak w tym przypadku jej oczy aż tak bardzo nie płakały. Ich wspólne dziecko to owoc ciężkiej pracy, więc doczepianie się do szczegółów było równe samookaleczeniu.
Spoglądając na jego ekspresywne ruchy z subtelnym uśmiechem zdążyła przewidzieć jego następny ruch, oczywiście nie mogąc odmówić sobie odgryzienia. Dosłownie. Kiedy te jego paluchy zbliżyły się na niebezpieczną dla niego odległość, zwinnie, niczym żmija, skubnęła jego kciuka, oczywiście nie pozwalając na przesadę.
- Trzeba było trzymać paluszki przy sobie. - rzuciła z uśmiechem małego diabła, odsuwając się trochę w celach profilaktycznych. Trzymając fajkę w ręku, nie omieszkała by się jej użyć. No może nie była takim chujem, aby przypalać Vica w samoobronie, bo dzisiaj i tak urządziła mu już o wiele większy ból.
- No w tym przypadku nie śmiem się z tobą nie zgodzić. - podsumowała, bo co tu dużo gadać. Każdy robił z pieniędzmi to co chciał, a jeżeli ktoś lubił ryzykować majątki to już jego sprawa.
Na jego słowa z aprobatą pokiwała głową. Ten ich wulkan nie musiał być idealny, ważne, żeby wybuchnął wtedy, kiedy trzeba. Chociaż Raven z natury była perfekcjonistką, tak w tym przypadku jej oczy aż tak bardzo nie płakały. Ich wspólne dziecko to owoc ciężkiej pracy, więc doczepianie się do szczegółów było równe samookaleczeniu.
Spoglądając na jego ekspresywne ruchy z subtelnym uśmiechem zdążyła przewidzieć jego następny ruch, oczywiście nie mogąc odmówić sobie odgryzienia. Dosłownie. Kiedy te jego paluchy zbliżyły się na niebezpieczną dla niego odległość, zwinnie, niczym żmija, skubnęła jego kciuka, oczywiście nie pozwalając na przesadę.
- Trzeba było trzymać paluszki przy sobie. - rzuciła z uśmiechem małego diabła, odsuwając się trochę w celach profilaktycznych. Trzymając fajkę w ręku, nie omieszkała by się jej użyć. No może nie była takim chujem, aby przypalać Vica w samoobronie, bo dzisiaj i tak urządziła mu już o wiele większy ból.
Jakaś laska się z nim zgadza. To ten moment, w którym powinien wyciągnąć z kieszeni telefon i stworzyć nową notatkę związaną z wydarzeniem. Co roku będzie o tym pamiętał przez synchronizację z mailem. Tak, to zasługuje na osobne święto.
Raven, teraz musisz ze mnie wyjść.
I jakby nigdy nic, wrócił do dalszych działań jakie miały związek w kończeniem tego wszystkiego.
Ała, Jezu, jakaś żmija mnie ukąsiła.
Syknął strzepując z dłoni niewidocznego gada. W istocie ugryzienie nie było wcale takie bolesne ale nie mógł odmówić sobie możliwości zrobienia z tego całej szopki. Najpierw pociągnął jeszcze jednego macha papierosa, który w konsekwencji wylądował w popielniczce na parapecie balkonu. Nie, nie zgasił go, tylko odłożył na czas spektaklu. Mając obie wolne dłonie, jedną zacisnął na nadgarstku tej poszkodowanej. Podsunął ponownie dziabnięty palec pod nos dziewczyny twierdząc, że:
Jakaś żmija mnie ugryzła, pocałuj bo bardzo boli.
Nie trzeba nadmieniać, że pomiędzy kończeniem makiety a spacerem na fajkę, Ross nie korzystał z kranu i wody przez co na jego palcu widniała duża plama z zielonej farbki. Prawdopodobnie tym też paluchem niechcący zawadził której z Ravenowych drzew. Na upartego można by iść i zobaczyć, która korona nosi na sobie odbite linie papilarne. Wracając jednak do sytuacji, ów brudny palec, z premedytacją był coraz bliżej samej sprawczyni wypadku.
Błagam, inaczej umrę!
Naparł na nią tak mocno, że gdyby nie barierki, już dawno leżałaby piętro niżej na chodniku. Dobrze, że asekuracyjnie trzymała daleko swojego papierosa bo Ross wcale o tym nie myślał.
Raven, teraz musisz ze mnie wyjść.
I jakby nigdy nic, wrócił do dalszych działań jakie miały związek w kończeniem tego wszystkiego.
Ała, Jezu, jakaś żmija mnie ukąsiła.
Syknął strzepując z dłoni niewidocznego gada. W istocie ugryzienie nie było wcale takie bolesne ale nie mógł odmówić sobie możliwości zrobienia z tego całej szopki. Najpierw pociągnął jeszcze jednego macha papierosa, który w konsekwencji wylądował w popielniczce na parapecie balkonu. Nie, nie zgasił go, tylko odłożył na czas spektaklu. Mając obie wolne dłonie, jedną zacisnął na nadgarstku tej poszkodowanej. Podsunął ponownie dziabnięty palec pod nos dziewczyny twierdząc, że:
Jakaś żmija mnie ugryzła, pocałuj bo bardzo boli.
Nie trzeba nadmieniać, że pomiędzy kończeniem makiety a spacerem na fajkę, Ross nie korzystał z kranu i wody przez co na jego palcu widniała duża plama z zielonej farbki. Prawdopodobnie tym też paluchem niechcący zawadził której z Ravenowych drzew. Na upartego można by iść i zobaczyć, która korona nosi na sobie odbite linie papilarne. Wracając jednak do sytuacji, ów brudny palec, z premedytacją był coraz bliżej samej sprawczyni wypadku.
Błagam, inaczej umrę!
Naparł na nią tak mocno, że gdyby nie barierki, już dawno leżałaby piętro niżej na chodniku. Dobrze, że asekuracyjnie trzymała daleko swojego papierosa bo Ross wcale o tym nie myślał.
Słysząc jego słowa, spojrzała na niego w stylu co kurwa, po czym jeszcze przez chwilę obserwowała jak bez zbędnej ostentacji wrócił do roboty. Pozostawiając to bez komentarza, sama zajęła się swoją częścią, starając się wszystko zrobić na cacy. No przynajmniej w teorii.
- Musisz wyssać jad. - rzuciła rozbawiona, ukazując światu swoje równe uzębienie. Szeroki uśmiech nieco stracił na mocy, kiedy obserwując jego poczynania zauważyła jak odstawia papierosa. To nie wróżyło nic dobrego. Kiedy już skrępował jej jedną rękę, musiała zacząć na szybko kombinować plan działania. I wtedy właśnie pojęła wielką ideę jego zemsty.
- Nawet się nie waż. - odruchowo zaczęła oddalać się od napastnika, jednakże balkonowe barierki skutecznie jej to uniemożliwiały. Nagle lampka zaświeciła nad jej jasną główką. Kiedy jego palec był już bardzo blisko jej twarzy, zaryzykowała, z wolnej ręki upuściła papierosa - spokojnie, posprząta - chcąc szybkim ruchem zebrać mu trochę jeszcze mokrej farbki z palca i maznąć mu w losowe miejsce na twarzy.
- Musisz wyssać jad. - rzuciła rozbawiona, ukazując światu swoje równe uzębienie. Szeroki uśmiech nieco stracił na mocy, kiedy obserwując jego poczynania zauważyła jak odstawia papierosa. To nie wróżyło nic dobrego. Kiedy już skrępował jej jedną rękę, musiała zacząć na szybko kombinować plan działania. I wtedy właśnie pojęła wielką ideę jego zemsty.
- Nawet się nie waż. - odruchowo zaczęła oddalać się od napastnika, jednakże balkonowe barierki skutecznie jej to uniemożliwiały. Nagle lampka zaświeciła nad jej jasną główką. Kiedy jego palec był już bardzo blisko jej twarzy, zaryzykowała, z wolnej ręki upuściła papierosa - spokojnie, posprząta - chcąc szybkim ruchem zebrać mu trochę jeszcze mokrej farbki z palca i maznąć mu w losowe miejsce na twarzy.
Według najnowszych doniesień wysysanie jadu nie było wskazane. Należy ucisnąć powyżej ugryzienia a najlepiej założyć jakiś zacisk. Dobrze, że ta żmija była fikcyjna bo na ratunek ze strony Raven nie bardzo można liczyć. Co prawda liczą się dobre chęci ale starsi ludzie gadają, że nimi piekło jest wybrukowane. Nigdy mnie nie ratuj do przyjazdu karetki.
Wtrącił innym tonem głosu przerywając na chwilę swoje błaznowanie. Nie na długo, bo już po paru sekundach lamentował nadal, że kres życia jest bliski.
Ty śmieciarzu.
Tlący się jeszcze papieros upadł na płytki a ich niedokładne ułożenie sprawiło, że potoczył się na sam kraniec a później zaliczył lot w dół. Nawet nie musiała po sobie sprzątać. Farciara. Siłowanie się z nim w jej przypadku było tak bezcelowe, że aż zabawne. Gdyby chciał, mógłby trzymać ją za nogę poza barierką jedną ręką. Była drobna i nawet uganianie się za końmi nie sprawi, że pokona Rosa w starciu. Nie trzeba być jasnowidzem żeby przewidzieć kto zyskał nowe barwy wojenne na policzku. Kreska na prawej stronie aż prosiła się o domalowanie dalszej części. Tak przygotowana mogła ruszać na mecz. Raven kibol. Tylko wuwuzele jej dać pod pachę i szalik na barki.
A do tego brudas.
Wywrócił oczami w teatralny sposób próbując przy tym naśladować ją najlepiej jak tylko się da.
Wtrącił innym tonem głosu przerywając na chwilę swoje błaznowanie. Nie na długo, bo już po paru sekundach lamentował nadal, że kres życia jest bliski.
Ty śmieciarzu.
Tlący się jeszcze papieros upadł na płytki a ich niedokładne ułożenie sprawiło, że potoczył się na sam kraniec a później zaliczył lot w dół. Nawet nie musiała po sobie sprzątać. Farciara. Siłowanie się z nim w jej przypadku było tak bezcelowe, że aż zabawne. Gdyby chciał, mógłby trzymać ją za nogę poza barierką jedną ręką. Była drobna i nawet uganianie się za końmi nie sprawi, że pokona Rosa w starciu. Nie trzeba być jasnowidzem żeby przewidzieć kto zyskał nowe barwy wojenne na policzku. Kreska na prawej stronie aż prosiła się o domalowanie dalszej części. Tak przygotowana mogła ruszać na mecz. Raven kibol. Tylko wuwuzele jej dać pod pachę i szalik na barki.
A do tego brudas.
Wywrócił oczami w teatralny sposób próbując przy tym naśladować ją najlepiej jak tylko się da.
- Chciałbyś, żeby te śliczne rączki cię ratowały. Ale ok, jak wolisz. Na trumnę rzucę ci paczkę fajek. - skwitowała jego słowa, spoglądając mu w oczy. Mając za sobą pozytywnie ukończony kurs z pierwszej pomocy mogłaby spokojnie udzielić ratunku niejednej osobie w potrzebie. Ale ostatnia wola umierającego jest w końcu ponad to, nie?
Jej zamiary niestety nie spotkały się z zamierzonym skutkiem. Nie minęło parę sekund, a jej rumiana cera została przyozdobiona piękną, zieloną kreską. Teraz mogła być brana za jedną z legendarnych wojowniczek albo za ofiarę rytualną składaną wielkim bóstwom. Tylko jedna z opcji była brana pod uwagę, niestety. Dlatego też postanowiła walczyć o pierwszą pozycję.
- Victorze Ros, właśnie w tym momencie wypowiedziałeś wojnę niewłaściwej osobie. - rzuciła całkowicie poważnym tonem i spojrzała na niego spod byka, kiedy skończył wywracać oczami. Och jakże potrafił sparafrazować ruchy jej gałek ocznych. Chociaż do ideału i tak mu brakowało. Subtelnie odpychając od siebie jego wielkie cielsko, skierowała się w stronę popielniczki i postanawiając zabawić się w złodziejaszka, wzięła z niej jeszcze tlącą się fajkę, która teraz zmieniła właściciela. - No co się patrzysz, tak okropny czyn wymaga zadośćuczynienia. - rzuciła, obracając się w jego stronę. Widok tego blond palacza z umazanym na zielono policzkiem musiał wyglądać nawet całkiem śmiesznie. Może teraz udało mu się odnieść triumf, ale tylko do czasu, Ros.
- Dobra, kończmy to pierdolenie, bo trzeba posprzątać. A trochę nam zejdzie. - ciężko wdychając, spojrzała na ten wielki stołowy burdel. Czekało ich kolejne wyzwanie, ale skoro potrafili skleić tak zajebiste dzieło, to ogarnięcie mieszkania nie powinno stanowić dla nich większego problemu. Chyba.
Jej zamiary niestety nie spotkały się z zamierzonym skutkiem. Nie minęło parę sekund, a jej rumiana cera została przyozdobiona piękną, zieloną kreską. Teraz mogła być brana za jedną z legendarnych wojowniczek albo za ofiarę rytualną składaną wielkim bóstwom. Tylko jedna z opcji była brana pod uwagę, niestety. Dlatego też postanowiła walczyć o pierwszą pozycję.
- Victorze Ros, właśnie w tym momencie wypowiedziałeś wojnę niewłaściwej osobie. - rzuciła całkowicie poważnym tonem i spojrzała na niego spod byka, kiedy skończył wywracać oczami. Och jakże potrafił sparafrazować ruchy jej gałek ocznych. Chociaż do ideału i tak mu brakowało. Subtelnie odpychając od siebie jego wielkie cielsko, skierowała się w stronę popielniczki i postanawiając zabawić się w złodziejaszka, wzięła z niej jeszcze tlącą się fajkę, która teraz zmieniła właściciela. - No co się patrzysz, tak okropny czyn wymaga zadośćuczynienia. - rzuciła, obracając się w jego stronę. Widok tego blond palacza z umazanym na zielono policzkiem musiał wyglądać nawet całkiem śmiesznie. Może teraz udało mu się odnieść triumf, ale tylko do czasu, Ros.
- Dobra, kończmy to pierdolenie, bo trzeba posprzątać. A trochę nam zejdzie. - ciężko wdychając, spojrzała na ten wielki stołowy burdel. Czekało ich kolejne wyzwanie, ale skoro potrafili skleić tak zajebiste dzieło, to ogarnięcie mieszkania nie powinno stanowić dla nich większego problemu. Chyba.
Hahaha ta scena, w której ksiądz rzuca łopatką odrobinę piachu na dechy bo z prochu powstałeś i w proch się obrócisz. Każda kolejna osoba, która jest uczestnikiem pogrzebu robi to samo i nagle na trumnę spada paczka czerwonych malboro. Uwielbiam.
Z tym ratowaniem to może tak nie do końca bo widząc już światło w tunelu, a zakładając, że to nie nadjeżdżający pociąg, to pewno pokusiłby się o te pomocne dłonie. Jednak na tą chwilę Ros się nigdzie nie wybiera a ukąszenie nie okazało się śmiertelne. Uf, co za farcik.
- No teraz to się boję, serio. Zacznę spać przy zapalonej lampce a w ciemne uliczki to już się nigdy nie zapuszczę. Powstrzymał śmiech pozwalając na mały akt kradzieży i wandalizmu ze strony krasnala ogrodowego. A niech sobie dopali papierosa. On kiedyś robił podobnie, tyle, że sytuacja miała miejsce po imieninach ciotki. Razem z kuzynem spili wszystkie resztki wódki z kieliszków. Nie było tego dużo ale dla małolatów wystarczyło żeby iść spać chwilę po dwudziestej.
- Ja mogę odkurzyć. Zaoferował żeby nie było, że znowu brakuje mu entuzjazmu i do wszystkiego podchodzi jak za karę. Pssst – chociaż tak było. Wszedł więc do mieszkania i pierwsze co zrobił to przesunął makietę na jedną stronę, tak, żeby można było korzystać z części blatu. Ten umazany był w kilku miejscach farbą, na podłodze walały się jakieś fragmenty kartek a całość była pięknie opruszona składnikami na masę solną. Nie łatwiej to spalić i urządzić od nowa?
Z tym ratowaniem to może tak nie do końca bo widząc już światło w tunelu, a zakładając, że to nie nadjeżdżający pociąg, to pewno pokusiłby się o te pomocne dłonie. Jednak na tą chwilę Ros się nigdzie nie wybiera a ukąszenie nie okazało się śmiertelne. Uf, co za farcik.
- No teraz to się boję, serio. Zacznę spać przy zapalonej lampce a w ciemne uliczki to już się nigdy nie zapuszczę. Powstrzymał śmiech pozwalając na mały akt kradzieży i wandalizmu ze strony krasnala ogrodowego. A niech sobie dopali papierosa. On kiedyś robił podobnie, tyle, że sytuacja miała miejsce po imieninach ciotki. Razem z kuzynem spili wszystkie resztki wódki z kieliszków. Nie było tego dużo ale dla małolatów wystarczyło żeby iść spać chwilę po dwudziestej.
- Ja mogę odkurzyć. Zaoferował żeby nie było, że znowu brakuje mu entuzjazmu i do wszystkiego podchodzi jak za karę. Pssst – chociaż tak było. Wszedł więc do mieszkania i pierwsze co zrobił to przesunął makietę na jedną stronę, tak, żeby można było korzystać z części blatu. Ten umazany był w kilku miejscach farbą, na podłodze walały się jakieś fragmenty kartek a całość była pięknie opruszona składnikami na masę solną. Nie łatwiej to spalić i urządzić od nowa?
Zobaczymy, kto będzie się śmiał ostatni. Jego ironiczny ton skwitowała tylko delikatnym uśmieszkiem, podnosząc przy tym z lekka brew. Niedopałek zgniotła w popielniczce i zaraz ruszyła brunetem do mieszkania. Stając w drzwiach, ogarnęła wzrokiem cały bałagan, ciężko wzdychając. Przeciągając się, ruszyła w stronę stołu, aby pozbierać z niego wszystkie naczynia, z którymi skierowała się do kranu. Uporanie się z nimi nie zajęło jej dużo czasu, tak samo jak wysprzątanie stołu. Musiała zaryzykować. Kiedy Victor zajęty był odkurzaniem, ta blond żmija cichutko zakradła się do niego od tyłu i maczając palec w trzymanym pudełeczku z farbą, wspięła się na palcach, aby maznąć go albo w szyję albo w policzek, zależy jak trafiła. Odskakując od niego jak kot, schowała się za stołem, szczerząc ząbki. Chyba nie sądził, że rzuciła słowa o wojnie od tak.
- To teraz jesteśmy kwita. - wytarła palec o leżący na stale kawałek ręcznika kuchennego, po czym jak gdyby nigdy nic wróciła do roboty.
Zróbmy to i miejmy za sobą najbardziej smutny element tego spotkania – sprzątanie. Vic wzdychając jakby to była największa kara ever, wytargał z dołu szafy mały odkurzacz, który najpierw poskładał a później użył mozolnie przesuwając się do przodu. Jeśli on kiedykolwiek będzie miał możliwość projektowania i budowy domu, to zażyczy sobie odkurzacz centralny. Ile to wygody i w ogóle i w szczególe wow i łał. Jednak pomijając kwestie bardzo odległych planów, wciągał kolejno większe i mniejsze śmieci, które znalazły się na podłodze głównie dzięki szaleństwu twórczemu Raven. Ogłuszony buczeniem sprzętu nawet nie zauważył kiedy to małe blond diable skradało się od tyłu żeby zaatakować. Czując drobne ciało na swoich plecach, wyprostował się gwałtownie ale było za późno. Lepki palec sięgnął kąta żuchwy pozostawiając paskudny ślad. A że Vic należał do grupy facetów lubiących zarost, to nie trudno się domyśleć, że całkiem spora część jego brody pokryta była kolorową farbą.
-Raven.- zaczął chcąc w pierwszym odruchu dotknąć wymazanego miejsca. W ostatniej chwili powstrzymał się przed ciekawością sprawdzenia koloru mazi orientując się, że tylko pogorszy swoją sytuację.
-Nie dość, że jesteś mała to jeszcze dodatkowo wredna- postraszył ją płaską końcówką odkurzacza przechodząc jednak szybko do kontynuacji porządków. Zostało mu jeszcze dosłownie metr wykładziny kiedy w całym mieszkaniu zapanowały egipskie ciemności. Za oknem już dawno zrobiło się ciemno a tu najwyraźniej wywaliło korki.
-Co do chuja- Wyszeptał przez zaciśnięte zęby szukając po kieszeniach telefonu. Gdy już zdołał go znaleźć, włączył latarkę i poszedł kierunku drzwi wejściowych. Otworzył je żeby sprawdzić czy problem tyczy się wyłącznie jego mieszkania czy całej kamienicy. Z dołu usłyszał czyjąś rozmowę, z której wynikało, że na drzwiach do piwnicy od tygodnia wisi kartka informująca o możliwości barku dostaw prądu w tym dniu. Bajecznie! Zamknął znów drzwi cały czas wspomagając się sztucznym światłem.
-Raven, problem jest. Nie ma prądu i nie wiem kiedy będzie, ogólnie lipa. Widziałaś gdzieś jakieś świeczki?- pomimo tego, że to dom jego matki to nigdy nie zwracał uwagi na takie detale. Laski były lepsze w rejestrowaniu wzrokiem elementów wystroju. Jeśli nie ma tu podobnych akcesoriów to są w czarnej dupie, dosłownie.
-Raven.- zaczął chcąc w pierwszym odruchu dotknąć wymazanego miejsca. W ostatniej chwili powstrzymał się przed ciekawością sprawdzenia koloru mazi orientując się, że tylko pogorszy swoją sytuację.
-Nie dość, że jesteś mała to jeszcze dodatkowo wredna- postraszył ją płaską końcówką odkurzacza przechodząc jednak szybko do kontynuacji porządków. Zostało mu jeszcze dosłownie metr wykładziny kiedy w całym mieszkaniu zapanowały egipskie ciemności. Za oknem już dawno zrobiło się ciemno a tu najwyraźniej wywaliło korki.
-Co do chuja- Wyszeptał przez zaciśnięte zęby szukając po kieszeniach telefonu. Gdy już zdołał go znaleźć, włączył latarkę i poszedł kierunku drzwi wejściowych. Otworzył je żeby sprawdzić czy problem tyczy się wyłącznie jego mieszkania czy całej kamienicy. Z dołu usłyszał czyjąś rozmowę, z której wynikało, że na drzwiach do piwnicy od tygodnia wisi kartka informująca o możliwości barku dostaw prądu w tym dniu. Bajecznie! Zamknął znów drzwi cały czas wspomagając się sztucznym światłem.
-Raven, problem jest. Nie ma prądu i nie wiem kiedy będzie, ogólnie lipa. Widziałaś gdzieś jakieś świeczki?- pomimo tego, że to dom jego matki to nigdy nie zwracał uwagi na takie detale. Laski były lepsze w rejestrowaniu wzrokiem elementów wystroju. Jeśli nie ma tu podobnych akcesoriów to są w czarnej dupie, dosłownie.
- A ciebie łatwo zajść od tyłu, więc radzę ci się pilnować. Mogą polecieć na takie księżniczki. - nie lubiła dawać za wygraną, oj nie. Dobra, no może dźwięk odkurzacza zagłuszył jej stąpanie, ale mimo to mógł się mieć bardziej na baczności. Chociaż jeszcze parę kolorków i z tą brodą mógłby śmiało wyruszyć na paradę równości.
Już prawie kończyła poranie się z usuwaniem ostatków zanieczyszczeń z ciemnego blatu, kiedy to po nagłym mrugnięciu lampy pokój zalała fala mroku. - No to cudownie. - Zostawiając wilgotną szmatkę ruszyła po omacku na eskapadę poszukiwawczą telefonu, kiedy to brunetowi udało się jej ubiec. Źródło światło na moment zniknęło za framugą drzwi wejściowych, po czym znowu oświetliło pokój, przy okazji świecąc prosto na nią.
- Nie po oczach pojebie, nie byłam dla ciebie znowu aż taka zła. - momentalnie odwróciła głowę, chcąc się odratować. Myśl, która pojawiła się w jej głowie spełniła się w słowach Vica. Chyba powoli rodziła się między nimi jakaś koneksja.
- Czekaj, chyba były jakieś w szafce. - w fleshbackach z szukania miski wyłapała potencjalnie miejsce, gdzie czaiły się ich deski ratunku. Ruszając do kuchni jeszcze raz przepatrzyła szafki, trafiając na woskowe cudeńka opakowane w metalowe podstawki w trzeciej z nich. Biorąc parę sztuk skierowała się do salonu, gdzie po ułożeniu ich na stole rozpaliła dwie i chowając zapalniczkę, usiadła wygodnie na sofie. - Nawet tak romantycznie się zrobiło. Tylko alkoholu brakuje. - rzuciła z lekkim rozbawieniem, spoglądając na chłopaka. - To jakie ambitne tematy poruszamy? - siedzenie w ciszy przy Raven nie wchodziło w grę. Podciągając pod siebie nogę, skupiła się na iskierkach, które lekko błyskały w oczach Victora.
Już prawie kończyła poranie się z usuwaniem ostatków zanieczyszczeń z ciemnego blatu, kiedy to po nagłym mrugnięciu lampy pokój zalała fala mroku. - No to cudownie. - Zostawiając wilgotną szmatkę ruszyła po omacku na eskapadę poszukiwawczą telefonu, kiedy to brunetowi udało się jej ubiec. Źródło światło na moment zniknęło za framugą drzwi wejściowych, po czym znowu oświetliło pokój, przy okazji świecąc prosto na nią.
- Nie po oczach pojebie, nie byłam dla ciebie znowu aż taka zła. - momentalnie odwróciła głowę, chcąc się odratować. Myśl, która pojawiła się w jej głowie spełniła się w słowach Vica. Chyba powoli rodziła się między nimi jakaś koneksja.
- Czekaj, chyba były jakieś w szafce. - w fleshbackach z szukania miski wyłapała potencjalnie miejsce, gdzie czaiły się ich deski ratunku. Ruszając do kuchni jeszcze raz przepatrzyła szafki, trafiając na woskowe cudeńka opakowane w metalowe podstawki w trzeciej z nich. Biorąc parę sztuk skierowała się do salonu, gdzie po ułożeniu ich na stole rozpaliła dwie i chowając zapalniczkę, usiadła wygodnie na sofie. - Nawet tak romantycznie się zrobiło. Tylko alkoholu brakuje. - rzuciła z lekkim rozbawieniem, spoglądając na chłopaka. - To jakie ambitne tematy poruszamy? - siedzenie w ciszy przy Raven nie wchodziło w grę. Podciągając pod siebie nogę, skupiła się na iskierkach, które lekko błyskały w oczach Victora.
-Żebym ja na Ciebie nie poleciał od tyłu- posłał jej bardzo wymowne spojrzenie poczym panowie remontujący latarnie kilkanaście metrów dalej, postanowili odciąć całą ulicę od prądu. Najwyraźniej roboty się przeciągnęły albo problemy z dostawą wynikały z jakiejś awarii bo kto mądry grzebie przy lampach po zmierzchu? Egipskie ciemności i wiążąca się z nimi wędrówka ku drzwiom i znów do salonu, nie przyniosła niczego odkrywczego i nowego. Dupa blada, koniec imprezy, odkurzacz na dzień dzisiejszy skończył zmianę.
-Teraz mów całą prawdę i tylko prawdę- Raven czmychnęła sprzed silnej wiązki światła jakby była co najmniej uczulona na lampkę z telefonu. Nagle odeszła go wszelka chęć na cokolwiek. Przynajmniej jeśli chodzi o sprzątanie. Musiałby upaść na głowę żeby chcieć w tych warunkach dokończyć co zaczęli. Ale, wizja błogiego lenistwa? To zupełnie coś innego! Wewnętrznie prawie drżał na myśl, że zaraz walnie się na kanapę jak długi i będzie robić nic. Bomba jak dla mnie.
-Dobra, to ja będę operatorem latarki a Ty szukaj – przez moment ruszał telefonem w taki sposób, że można było posądzić go o napad silnej padaczki. Oczywiście to wszystko na złość Raven, która zaczęła mu tu za bardzo pyskować i znęcanie psychiczne zaczęło go bardziej jarać od tego fizycznego. To wszystko z czystej sympatii.
-Całkiem spoko- rzucił przez ramię szukając czegoś w torbie. Może w salonie zrobiło się nieco jaśniej ale i tak musiał bardzo wytężać wzrok żeby znaleźć to czego szukał. W końcu burknął coś pod nosem o zwycięstwie. Usiadł na kanapie tuż obok blondyny machając jej przed nosem małym woreczkiem z zieloną zawartością.
-Zrobisz nam skręta? Domyślam się, że umiesz.- wydawała się być grzeczna ale grzeczna nie była więc z góry założył, że już nie raz przyszło jej robić podobne rzeczy. Do dyspozycji miała bletki i fifki, co woli. Może to nie butla czystej ale na początek wystarczy. Jak ich bardzo przyciśnie to zawsze można skoczyć do monopolowego. W tym mieście całodobowych nie brakuje.
-Teraz mów całą prawdę i tylko prawdę- Raven czmychnęła sprzed silnej wiązki światła jakby była co najmniej uczulona na lampkę z telefonu. Nagle odeszła go wszelka chęć na cokolwiek. Przynajmniej jeśli chodzi o sprzątanie. Musiałby upaść na głowę żeby chcieć w tych warunkach dokończyć co zaczęli. Ale, wizja błogiego lenistwa? To zupełnie coś innego! Wewnętrznie prawie drżał na myśl, że zaraz walnie się na kanapę jak długi i będzie robić nic. Bomba jak dla mnie.
-Dobra, to ja będę operatorem latarki a Ty szukaj – przez moment ruszał telefonem w taki sposób, że można było posądzić go o napad silnej padaczki. Oczywiście to wszystko na złość Raven, która zaczęła mu tu za bardzo pyskować i znęcanie psychiczne zaczęło go bardziej jarać od tego fizycznego. To wszystko z czystej sympatii.
-Całkiem spoko- rzucił przez ramię szukając czegoś w torbie. Może w salonie zrobiło się nieco jaśniej ale i tak musiał bardzo wytężać wzrok żeby znaleźć to czego szukał. W końcu burknął coś pod nosem o zwycięstwie. Usiadł na kanapie tuż obok blondyny machając jej przed nosem małym woreczkiem z zieloną zawartością.
-Zrobisz nam skręta? Domyślam się, że umiesz.- wydawała się być grzeczna ale grzeczna nie była więc z góry założył, że już nie raz przyszło jej robić podobne rzeczy. Do dyspozycji miała bletki i fifki, co woli. Może to nie butla czystej ale na początek wystarczy. Jak ich bardzo przyciśnie to zawsze można skoczyć do monopolowego. W tym mieście całodobowych nie brakuje.
Jedna z jej brwi powędrowała ku górze. Dobra, udało mu się wygrać tą walkę, a nie wojnę. Pewnie i dałaby mu podwójną satysfakcję, gdyby zobaczył to jak przewraca oczami, ale właśnie wtedy los nieco umilił jej jestestwo wyjebując prąd. Szczęście w nieszczęściu.
Przegrzebując kolejno szafki w końcu odwróciła się do niego, lustrując go spojrzeniem w stylu kretynie albo się uspokoisz albo to ja uspokoję ciebie, po czym udało się jej wykonać powierzone zadanie. Stwarzając przyjemny nastrój i lokując się na nawet miękkiej kanapie obserwowała jego ruchy, kiedy w końcu jej spojrzenie ulokowało się na pakunku, który udało mu się wgrzebać gdzieś z dołu plecaka. Po jej twarzy przebiegł cień uśmieszku, kiedy herbata wylądowała przed nią na stole.
- Powierzasz mi bardzo ambitne zadanie. Nie sądziłam, że na tyle mi ufasz. - wo panie, kiedy to ona ostatni raz kręciła, ba, kiedy ostatni raz paliła. Chociaż z tym to trochę jak z jazda samochodem, nie jeździsz dłuższy czas, ale jak wsiądziesz to ogień. Więc nie tracąc czasu na zbędne gadanie, pofatygowała się po paczkę fajek, z której jedna zaraz skończyła rozwalona na stole.
- Będzie trochę nieudolny, ale na takie 4 zdam. Wyszłam z wprawy. - rzuciła krótko podczas monterki, w końcu po dłuższej chwili prezentując światu swoje dziecko. - Księżniczki przodem. - blant i zapalniczka wygrzebana z kieszeni wylądowała na blacie przed brunetem czekając na skonsumowanie. Blondynka nawet dumna ze swojej roboty położyła głowę na oparciu, czekając na swoją kolej.
Przegrzebując kolejno szafki w końcu odwróciła się do niego, lustrując go spojrzeniem w stylu kretynie albo się uspokoisz albo to ja uspokoję ciebie, po czym udało się jej wykonać powierzone zadanie. Stwarzając przyjemny nastrój i lokując się na nawet miękkiej kanapie obserwowała jego ruchy, kiedy w końcu jej spojrzenie ulokowało się na pakunku, który udało mu się wgrzebać gdzieś z dołu plecaka. Po jej twarzy przebiegł cień uśmieszku, kiedy herbata wylądowała przed nią na stole.
- Powierzasz mi bardzo ambitne zadanie. Nie sądziłam, że na tyle mi ufasz. - wo panie, kiedy to ona ostatni raz kręciła, ba, kiedy ostatni raz paliła. Chociaż z tym to trochę jak z jazda samochodem, nie jeździsz dłuższy czas, ale jak wsiądziesz to ogień. Więc nie tracąc czasu na zbędne gadanie, pofatygowała się po paczkę fajek, z której jedna zaraz skończyła rozwalona na stole.
- Będzie trochę nieudolny, ale na takie 4 zdam. Wyszłam z wprawy. - rzuciła krótko podczas monterki, w końcu po dłuższej chwili prezentując światu swoje dziecko. - Księżniczki przodem. - blant i zapalniczka wygrzebana z kieszeni wylądowała na blacie przed brunetem czekając na skonsumowanie. Blondynka nawet dumna ze swojej roboty położyła głowę na oparciu, czekając na swoją kolej.
Mała torebeczka zabezpieczona od góry sylikonowym zatrzaskiem była jedyną pozostałością po nocnym spacerze. Sam był ciekawy czy coś się uchowało dlatego nim pochwalił się posiadaniem, najpierw wolał sprawdzić czy rzeczywiście gdzieś tam na dnie leży osamotnione zioło. Torebeczka była na tyle drobna, że odnalezienie jej wśród innych przedmiotów przy tak złym świetle, wymagało dłużej chwili. Czekanie w milczeniu opłaciło się bo Ros powrócił z nietypową niespodzianką. Wręczając blondi zielone, przyglądał się co ta będzie z tym robić.
-Ja też nie – puścił jej oczko rozkładając, a raczej rozwalając się na kanapie zajmując większość miejsca. Z założonymi na klacie rękoma i poważną miną obserwował każdy ruch laski. Nie wyszedł źle na tym braku prądu. W innym wypadku musiałby latać ze ścierą a tak? Wygodna pozycja, romantyczny mrok i petarda, która właśnie mu kręci jointa. Ty to Vic się umiesz w życiu ustawić , cwaniaku.
-No, takie mocne 3,5 – rzucił swym fachowym okiem na to co wylądowało w jego dłoni. Najpierw przez chwilę udawał się, że ogląda skręta z każdej strony, a na końcu podpalił go mając w dupie kształt i inne cechy świadczące o tym czy był zrobiony dobrze albo źle. Chmura charakterystycznego dymu wpełzła do jego gardła a następnie do płuc. Tam spędziła dłuższą chwilę i wąskim korytarzem stworzonym z jego warg, ulotniła się w przestrzeń salonu. Przez chwilę obraz przed obojgiem wypełniła mgiełka, która szybko zniknęła.
- Zobaczymy czy jest tak dobre jak mówią- podał skręta Raven wlepiając w nią spojrzenie, leniwie, kompletny sobotni chill.
-Ja też nie – puścił jej oczko rozkładając, a raczej rozwalając się na kanapie zajmując większość miejsca. Z założonymi na klacie rękoma i poważną miną obserwował każdy ruch laski. Nie wyszedł źle na tym braku prądu. W innym wypadku musiałby latać ze ścierą a tak? Wygodna pozycja, romantyczny mrok i petarda, która właśnie mu kręci jointa. Ty to Vic się umiesz w życiu ustawić , cwaniaku.
-No, takie mocne 3,5 – rzucił swym fachowym okiem na to co wylądowało w jego dłoni. Najpierw przez chwilę udawał się, że ogląda skręta z każdej strony, a na końcu podpalił go mając w dupie kształt i inne cechy świadczące o tym czy był zrobiony dobrze albo źle. Chmura charakterystycznego dymu wpełzła do jego gardła a następnie do płuc. Tam spędziła dłuższą chwilę i wąskim korytarzem stworzonym z jego warg, ulotniła się w przestrzeń salonu. Przez chwilę obraz przed obojgiem wypełniła mgiełka, która szybko zniknęła.
- Zobaczymy czy jest tak dobre jak mówią- podał skręta Raven wlepiając w nią spojrzenie, leniwie, kompletny sobotni chill.
Dzień bez zaniżenia samooceny Kruczka jest dniem straconym. Najwyraźniej to motto zaczynało wwiercać się w nawyki Vica. Człowiek się stara, a to i tak nic nie warte. Przecież jej dzieło spokojnie zasługiwało na lepszą ocenę, ale nie, po co dać blondi satysfakcję. Słysząc zaniżoną ocenę posłała mu tylko wzrok zabójcy, chociaż jak to w życiu bywa cały efekt zburzył uśmiech, który wkradł się na tą jej rumianą buzinkę.
Kiedy cudeńko wylądowało się jej rękach, Raven cały czas śledziła każdy jeden ruch, no może na chwilę tracąc je z oczu, kiedy postanowiła rozłożyć się na kanapie już nieco wygodniej, ale oczywiście ten chodzący ubity kawał mięcha musiał zająć spokojnie więcej niż połowę całej sofy. Nie mniej, dziewczyna poradziła sobie z zapewnieniem komfortu, kiedy pokój wypełnił charakterystyczny zapach. Oj ile wspomnień wróciło, kiedy słodki dym zahaczył o jej mały nos.
- Mam nadzieję, że mnie tym nie zabijesz. - powiedziała zaraz przed tym, jak pierwsza partia ostrego dymu wypełniła jej płucka. Wszystko szło zgodnie z planem aż do trzeciego bucha, kiedy to niewprawiona w boju dziecinka zaczęła się krztusić. - Japierdole. - rzuciła urywając, w końcu doprowadzając się do ładu po kilkunastu sekundach. Zanim jednak to nastąpiło, sztuka robiła już drugą rundę. Słaby umysł Raven powoli zaczął odpadać w otchłań cudownej melancholii. Miała już wszystko w dupie. Bez zastanowienia wyłożyła się na całą długość sofy, swoje zgrabne nóżki narzucając na uda bruneta. Zakładając jedną rękę za głowę spoglądała jak w swoisty sposób wypalał kolejne minimetry skręta.
- Jeżeli mogę zapytać, masz od kogoś czy sam handlujesz? - nagle jej złote ślepia przeniosły się z bletki na twarz bruneta, śledząc jego mimikę.
Kiedy cudeńko wylądowało się jej rękach, Raven cały czas śledziła każdy jeden ruch, no może na chwilę tracąc je z oczu, kiedy postanowiła rozłożyć się na kanapie już nieco wygodniej, ale oczywiście ten chodzący ubity kawał mięcha musiał zająć spokojnie więcej niż połowę całej sofy. Nie mniej, dziewczyna poradziła sobie z zapewnieniem komfortu, kiedy pokój wypełnił charakterystyczny zapach. Oj ile wspomnień wróciło, kiedy słodki dym zahaczył o jej mały nos.
- Mam nadzieję, że mnie tym nie zabijesz. - powiedziała zaraz przed tym, jak pierwsza partia ostrego dymu wypełniła jej płucka. Wszystko szło zgodnie z planem aż do trzeciego bucha, kiedy to niewprawiona w boju dziecinka zaczęła się krztusić. - Japierdole. - rzuciła urywając, w końcu doprowadzając się do ładu po kilkunastu sekundach. Zanim jednak to nastąpiło, sztuka robiła już drugą rundę. Słaby umysł Raven powoli zaczął odpadać w otchłań cudownej melancholii. Miała już wszystko w dupie. Bez zastanowienia wyłożyła się na całą długość sofy, swoje zgrabne nóżki narzucając na uda bruneta. Zakładając jedną rękę za głowę spoglądała jak w swoisty sposób wypalał kolejne minimetry skręta.
- Jeżeli mogę zapytać, masz od kogoś czy sam handlujesz? - nagle jej złote ślepia przeniosły się z bletki na twarz bruneta, śledząc jego mimikę.
Uczucie odklejania się od szarej codzienności było cudownym zwieńczeniem trudnego i pracochłonnego dnia. Kłęby dymu wypuszczane na przemian z płuc kobiety i mężczyzny, sprawiły, że pokój odrobinę poszarzał. Ten rodzaj szarości miał specyficzną woń i dobrze będzie tu trochę przewietrzyć żeby mamuśka nie miała żadnych podejrzeń. Otwarcie okna i zapalenie kilku śmierdzących kadzidełek w zupełności wystarczy. To bardzo odległy plan i na razie ani w głowie mu wykonywanie podobnych manewrów. Tu było tak przyjemnie, tak fajnie i w ogóle, że nawet nie zwrócił uwagi na wyciągnięte nogi dziewczyny, które wylądowały na jego udach.
-Nie udawaj, że jesteś taka delikatna. Z końmi sobie radzisz to i jeden skręt na pół nie zrobi na Tobie wrażenia - towar nie był zwykłym gównem z dużą domieszką nie wiadomo czego. Jeśli Vic coś sprzedawał to zawsze miał pewność co do jakości towaru. Teraz też nie kazałby jej kręcić, gdyby zioło było trefne.
-Do góry ręce! - wyrwał jak jakaś babcia do wnuczki po czym doznał ataku śmiechu. To zdanie wydało mu się tak zabawne w kontekście tego czym zakrztusiła się Rav, że nie mógł powstrzymać okazania tego. W końcu ta doszła do siebie a on zachęcił ją ruchem ręki żeby na chwilę się zbliżyła.
-Sam ale niech to zostanie między nami - jak tylko łaskawie przywlecze do niego swoje cztery litery, zaciągnie się mocniej jointem, ujmie jej podbródek i zacznie wydmuchiwać cienki słup dymu w kierunku jej ust. Dzieląca ich odległość była minimalna a cała zabawa polegała na tym żeby Rav zaczęła wciągać powietrze. Kto powiedział, że palenie musi być nudne i tradycyjne. Sztuczki ze skrętami to jego specjalność.
-Nie udawaj, że jesteś taka delikatna. Z końmi sobie radzisz to i jeden skręt na pół nie zrobi na Tobie wrażenia - towar nie był zwykłym gównem z dużą domieszką nie wiadomo czego. Jeśli Vic coś sprzedawał to zawsze miał pewność co do jakości towaru. Teraz też nie kazałby jej kręcić, gdyby zioło było trefne.
-Do góry ręce! - wyrwał jak jakaś babcia do wnuczki po czym doznał ataku śmiechu. To zdanie wydało mu się tak zabawne w kontekście tego czym zakrztusiła się Rav, że nie mógł powstrzymać okazania tego. W końcu ta doszła do siebie a on zachęcił ją ruchem ręki żeby na chwilę się zbliżyła.
-Sam ale niech to zostanie między nami - jak tylko łaskawie przywlecze do niego swoje cztery litery, zaciągnie się mocniej jointem, ujmie jej podbródek i zacznie wydmuchiwać cienki słup dymu w kierunku jej ust. Dzieląca ich odległość była minimalna a cała zabawa polegała na tym żeby Rav zaczęła wciągać powietrze. Kto powiedział, że palenie musi być nudne i tradycyjne. Sztuczki ze skrętami to jego specjalność.
Strona 4 z 5 • 1, 2, 3, 4, 5
Pozwolenia na tym forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach