▲▼
Strona 3 z 3 • 1, 2, 3
First topic message reminder :
Leilani Cigfran i Louis Ashworth | późny wieczór pod koniec października 2023 | gdzieś w Riverdale City.
Bywały jesienne wieczory, gdy wymykała się z domu, by kręcić się po opustoszałych ulicach dawnego Vancouver i próbując wmówić sobie, że krople na jej policzkach to deszcz, a nie łzy. Nie mogła znieść ani chwili dłużej z ojcem (właściwie, z mężczyzną, który oficjalnie nim był) nawet nie kryjącym się z tym, że zamierza się spotkać z kochanką i pijaną matką, która inaczej nie potrafiła sobie poradzić w życiu. Ona również chciała uciec od tego wszystkiego oddając się narkotykom, ale jak na złość nie mogła dodzwonić się do swojego dilera. Może to i lepiej? W roztrzęsieniu o wiele łatwiej o przedawkowanie.
Pogrążona w myślach nie zauważyła nawet kiedy dzielnica powoli zmieniła się w mniej przyjemną, a latarnie coraz rzadziej rzucały pomarańczowe światło na mokre od deszczu ulice. Dopiero, gdy usłyszała za sobą kopaną pustą puszkę zdała sobie sprawę, że jest sama pośrodku Niczego i że ktoś za nią idzie. Czując, jak jej serce wali jak szalone, przyśpieszyła kroku. Tajemniczy obserwator nie zamierzał pozostawać w tyle, zupełni jakby chciał się napawać jej lękiem oraz bezradnością. Doskonale wiedział, że była sama i że nie może liczyć na żadną pomoc.
Boże, niech on skręci w jakąś uliczkę i da mi spokój.
Szybki krok zamienił się w bieg, który ze względu na słabą kondycję Leilani nie mógł długo trwać; po zaledwie kilkudziesięciu metrach zaczęła czuć, że jej nogi robią się jak z waty, w ustach czuła metaliczny smak własnej krwi. Starczyło jej jednak siły na krótki błagalny krzyk, zanim napastnik wepchnął ją do zaułka tłumiąc jej dalsze próby zaalarmowania kogokolwiek.
Tyle musiało wystarczyć. Błagała w myślach, by tyle wystarczyło. By kogoś zaniepokoił urwany krzyk.
Leilani Cigfran i Louis Ashworth | późny wieczór pod koniec października 2023 | gdzieś w Riverdale City.
Bywały jesienne wieczory, gdy wymykała się z domu, by kręcić się po opustoszałych ulicach dawnego Vancouver i próbując wmówić sobie, że krople na jej policzkach to deszcz, a nie łzy. Nie mogła znieść ani chwili dłużej z ojcem (właściwie, z mężczyzną, który oficjalnie nim był) nawet nie kryjącym się z tym, że zamierza się spotkać z kochanką i pijaną matką, która inaczej nie potrafiła sobie poradzić w życiu. Ona również chciała uciec od tego wszystkiego oddając się narkotykom, ale jak na złość nie mogła dodzwonić się do swojego dilera. Może to i lepiej? W roztrzęsieniu o wiele łatwiej o przedawkowanie.
Pogrążona w myślach nie zauważyła nawet kiedy dzielnica powoli zmieniła się w mniej przyjemną, a latarnie coraz rzadziej rzucały pomarańczowe światło na mokre od deszczu ulice. Dopiero, gdy usłyszała za sobą kopaną pustą puszkę zdała sobie sprawę, że jest sama pośrodku Niczego i że ktoś za nią idzie. Czując, jak jej serce wali jak szalone, przyśpieszyła kroku. Tajemniczy obserwator nie zamierzał pozostawać w tyle, zupełni jakby chciał się napawać jej lękiem oraz bezradnością. Doskonale wiedział, że była sama i że nie może liczyć na żadną pomoc.
Boże, niech on skręci w jakąś uliczkę i da mi spokój.
Szybki krok zamienił się w bieg, który ze względu na słabą kondycję Leilani nie mógł długo trwać; po zaledwie kilkudziesięciu metrach zaczęła czuć, że jej nogi robią się jak z waty, w ustach czuła metaliczny smak własnej krwi. Starczyło jej jednak siły na krótki błagalny krzyk, zanim napastnik wepchnął ją do zaułka tłumiąc jej dalsze próby zaalarmowania kogokolwiek.
Tyle musiało wystarczyć. Błagała w myślach, by tyle wystarczyło. By kogoś zaniepokoił urwany krzyk.
Trzy groźne pitbulle i maleńki chihuahua; ciekawe połączenie, trzeba przyznać. Mimo wszystko sam fakt, że tamci jeszcze go nie pozagryzali świadczył o tym, że jednak z "bestią" idzie się dogadać. I że nie każdy nią jest.
Martwy w środeczku — jak bardzo to określenie pasowało do Leilani do momentu, w którym nie skojarzyła swojego wybawiciela z mężczyzną na starej fotografii znalezionej wśród rzeczy matki. Jakiś impuls nakazał jej zachowanie tego zdjęcia i noszenia go przy sobie, "tak na wszelki wypadek". Teraz już wiedziała że było to celowe zagranie psotnego losu.
— Ma, całe mnóstwo. Tego były ze trzy albumy! Nie widziałam wszystkich zdjęć, tylko pośpiesznie rzuciłam na nie okiem, wybacz — zniżyła swój głos do szeptu, zupełnie jakby właśnie zdradzała mu super tajny plan na skok stulecia — Wiem chyba gdzie je schowała. Pewnie w gabinecie George'a, on tam naprawdę rzadko przesiaduje, bo przez większość dnia nie ma go w domu. Tylko jest jeden mały problem...
Na moment przestała pieścić Terrę, by założyć kosmyk niesfornych włosów za ucho i przygryzła wargę niezadowolona.
— Nie mam kluczy. Ale spokojnie, coś wymyślę i Ci je przyniosę — położyła dłoń na jego ramieniu z ciepłym uśmiechem — Obiecuję.
Poprzez "coś wymyślę" miała oczywiście na myśli włamanie i już czuła dreszczyk ekscytacji na samą myśl o tym, że zrobi coś tak złego! Cóż... zawsze lubiła robić niegrzeczne rzeczy, jak na przykład tamten papieros, którym Louis poczęstował ją po drodze do swojego mieszkania.
Chciała pociągnąć temat Delight, ale wyczuwała, że jest to dla niego trudne, dlatego też doszła do wniosku, że lepiej porozmawiać o czymś bardziej neutralnym. Tematów było sporo, a noc jeszcze młoda...
Martwy w środeczku — jak bardzo to określenie pasowało do Leilani do momentu, w którym nie skojarzyła swojego wybawiciela z mężczyzną na starej fotografii znalezionej wśród rzeczy matki. Jakiś impuls nakazał jej zachowanie tego zdjęcia i noszenia go przy sobie, "tak na wszelki wypadek". Teraz już wiedziała że było to celowe zagranie psotnego losu.
— Ma, całe mnóstwo. Tego były ze trzy albumy! Nie widziałam wszystkich zdjęć, tylko pośpiesznie rzuciłam na nie okiem, wybacz — zniżyła swój głos do szeptu, zupełnie jakby właśnie zdradzała mu super tajny plan na skok stulecia — Wiem chyba gdzie je schowała. Pewnie w gabinecie George'a, on tam naprawdę rzadko przesiaduje, bo przez większość dnia nie ma go w domu. Tylko jest jeden mały problem...
Na moment przestała pieścić Terrę, by założyć kosmyk niesfornych włosów za ucho i przygryzła wargę niezadowolona.
— Nie mam kluczy. Ale spokojnie, coś wymyślę i Ci je przyniosę — położyła dłoń na jego ramieniu z ciepłym uśmiechem — Obiecuję.
Poprzez "coś wymyślę" miała oczywiście na myśli włamanie i już czuła dreszczyk ekscytacji na samą myśl o tym, że zrobi coś tak złego! Cóż... zawsze lubiła robić niegrzeczne rzeczy, jak na przykład tamten papieros, którym Louis poczęstował ją po drodze do swojego mieszkania.
Chciała pociągnąć temat Delight, ale wyczuwała, że jest to dla niego trudne, dlatego też doszła do wniosku, że lepiej porozmawiać o czymś bardziej neutralnym. Tematów było sporo, a noc jeszcze młoda...
Louis Ashworth
Fresh Blood Lost in the City
Re: Dear daddy, you'll always be my number one.
Sob Gru 15, 2018 8:21 pm
Sob Gru 15, 2018 8:21 pm
─ W gabinecie George’a? ─ powtórzył, robiąc naprawdę zdziwiony wyraz twarzy, gdyż to było najbardziej absurdalne miejsce, jakie Cigfran mogła rozpatrywać. Jej matka raczej nie byłaby tak nierozważna, żeby trzymać zdjęcia kochanka i jego siostry w szufladzie w biurku męża. ─ Oby to „coś” nie było perfidnym włamaniem. Jeżeli Cię złapie na gorącym uczynku albo domyśli się po fakcie, to cała nasza trójka będzie w dupie.
Nie silił się na eufemizmy, inaczej tego ująć się nie dało. Przed oczami drapiącego psi zad Conrada przetoczyło się co najmniej pięć scenariuszy, jakby to było, gdyby Leilani na przykład zgubiła jedno ze zdjęć i znalazłby je ojczym. Najlepiej byłoby zrobić to po dobroci, ubłagać matkę, ale… ona nie wiedziała o tym, że jej były tutaj jest. I być może na razie należało to zachować w tajemnicy. Do czasu aż nie będzie krytycznego momentu, w którym musieliby nawiązać kontakt, do czego jednak Savage żywił nadzieję, że nie dojdzie. Zobaczenie twarzy Jonny wiązało się z masą zajebiście dobrych wspomnień i uczuć, aczkolwiek dla tej dwójki było to naginanie dobroduszności Fortuny.
Co nie zmienia faktu, że w pewnym stopniu chciał zagrać losowi na nosie. Żeby raz to w życiu robił.
Ze stanu letargu wytrącił go ciepły jęzor Terry, która skręcała szyję pod bardzo niefizjologicznym kątem, żeby zmusić pana do powrotu z orbity na Ziemię.
─ Nie rób nic na razie, Lei. Nie muszę mieć tych zdjęć teraz. ─ powiedział jej i pogładził ją po miedzianych włosach.
Nie silił się na eufemizmy, inaczej tego ująć się nie dało. Przed oczami drapiącego psi zad Conrada przetoczyło się co najmniej pięć scenariuszy, jakby to było, gdyby Leilani na przykład zgubiła jedno ze zdjęć i znalazłby je ojczym. Najlepiej byłoby zrobić to po dobroci, ubłagać matkę, ale… ona nie wiedziała o tym, że jej były tutaj jest. I być może na razie należało to zachować w tajemnicy. Do czasu aż nie będzie krytycznego momentu, w którym musieliby nawiązać kontakt, do czego jednak Savage żywił nadzieję, że nie dojdzie. Zobaczenie twarzy Jonny wiązało się z masą zajebiście dobrych wspomnień i uczuć, aczkolwiek dla tej dwójki było to naginanie dobroduszności Fortuny.
Co nie zmienia faktu, że w pewnym stopniu chciał zagrać losowi na nosie. Żeby raz to w życiu robił.
Ze stanu letargu wytrącił go ciepły jęzor Terry, która skręcała szyję pod bardzo niefizjologicznym kątem, żeby zmusić pana do powrotu z orbity na Ziemię.
─ Nie rób nic na razie, Lei. Nie muszę mieć tych zdjęć teraz. ─ powiedział jej i pogładził ją po miedzianych włosach.
— Jak to się mówi... najciemniej pod latarnią — zachichotała starając się jakoś rozluźnić atmosferę — Jest chujem, ale naprawdę tępym.
Zerknęła na tatę wciąż niepewna, czy może pozwalać sobie na takie słownictwo w jego obecności. Poprzednim razem jej nie skarcił, ale to nie znaczyło, że uważał za w porządku fakt, by jego córka klęła. Nawet jeśli miała rację co do George'a, o czym Louis miał się zaraz przekonać.
— ...czy Ty czytasz w moich myślach? — zamrugała kilkakrotnie. Była przewidywalna, czy tata po prostu myślał o tym samym co ona — No dobra, nie będę próbować. Chociaż jest tak zajęty zdradzaniem mamy ze swoją księgową, czy kim jest ta kurewka, że w ogóle by nie zauważył jakbyśmy się z mamą spakowały i uciekły na drugi koniec świata... No, chyba, że coś znów nie poszłoby po jego myśli i szukał worka treningowego.
Ton jej głosu zdradzał ogromny żal jaki żywiła do ojczyma, ale było coś jeszcze... Właśnie zwierzyła się Conradowi z tego, że Cigfran bije obie kobiety. Żeby to było tylko bicie! George najwidoczniej odnajdywał przyjemność w znęcaniu się nad nimi, zarówno psychicznie, jak i fizycznie.
— Skoro tak uważasz — westchnęła podsuwając się do głaskania, czym w sumie nie różniła się od suczki na kolanach ojca. O tak, głaskanie i tulenie było tym, czego Lei w ostatnich miesiącach, jak nie latach, najbardziej brakowało. Panie tato, proszę nie przestawać!
— Umm... umm... No bo... Wiesz, tak trochę straciliśmy szesnaście lat... — zaczęła zakręcając kosmyk włosów na palec — Dlategoo... Chciałabym o Tobie wiedzieć jak najwięcej. No wiesz, czy nie masz jakiś fobii, co lubisz robić, co najbardziej lubisz jeść, czy też nienawidzisz matematyki, ulubiony kolor, pora roku, jakiej muzyki słuchasz, czy lubisz kawę i słodycze ii... — zawahała się, bo najwidoczniej skończyły jej się pomysły — Wszystko. Po prostu wszystko co powinnam o Tobie wiedzieć!
Zerknęła na tatę wciąż niepewna, czy może pozwalać sobie na takie słownictwo w jego obecności. Poprzednim razem jej nie skarcił, ale to nie znaczyło, że uważał za w porządku fakt, by jego córka klęła. Nawet jeśli miała rację co do George'a, o czym Louis miał się zaraz przekonać.
— ...czy Ty czytasz w moich myślach? — zamrugała kilkakrotnie. Była przewidywalna, czy tata po prostu myślał o tym samym co ona — No dobra, nie będę próbować. Chociaż jest tak zajęty zdradzaniem mamy ze swoją księgową, czy kim jest ta kurewka, że w ogóle by nie zauważył jakbyśmy się z mamą spakowały i uciekły na drugi koniec świata... No, chyba, że coś znów nie poszłoby po jego myśli i szukał worka treningowego.
Ton jej głosu zdradzał ogromny żal jaki żywiła do ojczyma, ale było coś jeszcze... Właśnie zwierzyła się Conradowi z tego, że Cigfran bije obie kobiety. Żeby to było tylko bicie! George najwidoczniej odnajdywał przyjemność w znęcaniu się nad nimi, zarówno psychicznie, jak i fizycznie.
— Skoro tak uważasz — westchnęła podsuwając się do głaskania, czym w sumie nie różniła się od suczki na kolanach ojca. O tak, głaskanie i tulenie było tym, czego Lei w ostatnich miesiącach, jak nie latach, najbardziej brakowało. Panie tato, proszę nie przestawać!
— Umm... umm... No bo... Wiesz, tak trochę straciliśmy szesnaście lat... — zaczęła zakręcając kosmyk włosów na palec — Dlategoo... Chciałabym o Tobie wiedzieć jak najwięcej. No wiesz, czy nie masz jakiś fobii, co lubisz robić, co najbardziej lubisz jeść, czy też nienawidzisz matematyki, ulubiony kolor, pora roku, jakiej muzyki słuchasz, czy lubisz kawę i słodycze ii... — zawahała się, bo najwidoczniej skończyły jej się pomysły — Wszystko. Po prostu wszystko co powinnam o Tobie wiedzieć!
Louis Ashworth
Fresh Blood Lost in the City
Re: Dear daddy, you'll always be my number one.
Pią Gru 21, 2018 11:25 am
Pią Gru 21, 2018 11:25 am
─ Nie klnij tak, wejdzie Ci w krew i Twoja matka mnie zabije. ─ zganił ją, żeby ta się nie rozpędzała z tymi wiązankami.
Louisa przekleństwa w oczy nie raziły, jako że sam klął jak szewc, jak się potknie o skrzynkę w warsztacie, albo przetnie się nożem podczas krojenia kurczaka… albo zwyczajnie się wkurwi, ale nie oznaczało, że Leilani mogła kaleczyć angielszczyznę. Taki hipokryta z tego ojczulka.
Zmrużył lekko powieki, gdy ta zaczęła coś o workach treningowych i liczył na to światełko w tunelu, że jej słowa to hiperbolizacja albo przenośnia. Aczkolwiek też wiedział, czym charakteryzował się George i jaki był w przeszłości. Obecnie, po śmierci Gwen, która była na tyle nagłym i druzgocącym wydarzeniem, mogło się coś zmienić; jak słychać z zeznań małej, na gorsze. Nigdy niespecjalnie nie popisywał się swoją inteligencją, nigdy nie zauważywszy, że między jego żoną, a kładącym tynk budowlańcem coś jest, a był jebanym lekarzem. Jak widać wyznacznikiem inteligencji nie jest posiadana wiedza, tylko łączenie faktów, co u niego nie funkcjonowało najlepiej. Tym lepiej.
─ Też nienawidzę matematyki. ─ odpowiedział jej z cichym parsknięciem śmiechem, obejmując ją ramieniem, jakby był rzeczywiście rozbawiony, że nie wiedział, do czego służy ten daszek jak z wariografu na kalkulatorze. Nieco zmarszczył brwi, usiłując nadążyć za jej salwą pytań. ─ Kawę bardzo, słodycze jeszcze bardziej. Kolor… nie wiem, niebieski może? Muzykę każdą, ale najbardziej starszą. A ty czego słuchasz?
Po takim człowieku można by się spodziewać gangsta rapu, aczkolwiek Louisowi, paradoksalnie, w czasie robienia zwierzakom jedzenia na słuchawkach leciało „Dancing Queen” albo „Let’s twist again” i tego typu szlagiery. Miał oczywiście przeszłość ze Slayerem, ale obecnie nie czuje już wobec tego zespołu tego, co dawniej.
Louisa przekleństwa w oczy nie raziły, jako że sam klął jak szewc, jak się potknie o skrzynkę w warsztacie, albo przetnie się nożem podczas krojenia kurczaka… albo zwyczajnie się wkurwi, ale nie oznaczało, że Leilani mogła kaleczyć angielszczyznę. Taki hipokryta z tego ojczulka.
Zmrużył lekko powieki, gdy ta zaczęła coś o workach treningowych i liczył na to światełko w tunelu, że jej słowa to hiperbolizacja albo przenośnia. Aczkolwiek też wiedział, czym charakteryzował się George i jaki był w przeszłości. Obecnie, po śmierci Gwen, która była na tyle nagłym i druzgocącym wydarzeniem, mogło się coś zmienić; jak słychać z zeznań małej, na gorsze. Nigdy niespecjalnie nie popisywał się swoją inteligencją, nigdy nie zauważywszy, że między jego żoną, a kładącym tynk budowlańcem coś jest, a był jebanym lekarzem. Jak widać wyznacznikiem inteligencji nie jest posiadana wiedza, tylko łączenie faktów, co u niego nie funkcjonowało najlepiej. Tym lepiej.
─ Też nienawidzę matematyki. ─ odpowiedział jej z cichym parsknięciem śmiechem, obejmując ją ramieniem, jakby był rzeczywiście rozbawiony, że nie wiedział, do czego służy ten daszek jak z wariografu na kalkulatorze. Nieco zmarszczył brwi, usiłując nadążyć za jej salwą pytań. ─ Kawę bardzo, słodycze jeszcze bardziej. Kolor… nie wiem, niebieski może? Muzykę każdą, ale najbardziej starszą. A ty czego słuchasz?
Po takim człowieku można by się spodziewać gangsta rapu, aczkolwiek Louisowi, paradoksalnie, w czasie robienia zwierzakom jedzenia na słuchawkach leciało „Dancing Queen” albo „Let’s twist again” i tego typu szlagiery. Miał oczywiście przeszłość ze Slayerem, ale obecnie nie czuje już wobec tego zespołu tego, co dawniej.
Z nieznanego (wtedy jeszcze Conradowi) powodu dziewczyna roześmiała się głośno, czym zapewne zaalarmowała czworonogi i swojego rodziciela. No bo rzeczywiście, śmiała się dość głośno.
— Mama mówi, że jeśli już mam przeklinać, powinnam to robić po fińsku. — odpowiedziała nieco spokojniejsza ocierając łezkę — I wcale Cię nie zabije. Myślę, że nawet się nie przejmie.
No, bo Jonna od śmierci Gwen wyrzucała sobie, że była dla niej czasami zbyt surowa (nawet jeśli tak nie było) i przez to ich kontakt ucierpiał (po prostu dziewczyna przechodziła okres buntu), dlatego chciała, by Leilani widziała w niej super wyluzowaną mamę, która przymyka oko na jej wybryki, byle tylko widziała w niej przyjaciółkę, do której może przyjść w każdej chwili. Tyle, że nastolatka wcale nie chciała przyjaciółki, a matkę, która zareaguje na jej krzyk o pomoc. I zgadnij co...
Z każdym kolejnym słowem Conrada jej usta otwierały się coraz szerzej ze zdumienia i jednoczesnego zadowolenia. Aż klasnęła w drobne dłonie, gdy skończył mówić.
— Nie wiedziałam, że mamy ze sobą AŻ TYLE wspólnego! — pisnęła uradowana — Ty naprawdę musisz być moim tatą.
Nie to, żeby przez ostatnią godzinę poddawała ten fakt wątpliwościom, po prostu każda kolejna minuta spędzona w towarzystwie tego mężczyzny utwierdzała ją w przekonaniu, że odziedziczyła po nim nie tylko kolor oczu, ale i swoje upodobania. Fajnie w sumie.
— Hmm... Też w sumie wszystko, choć głównie rock i metal — odpowiedziała miziając Terrę za uchem, bo przecież nie będzie niesprawiedliwa i wszystkie pieski trzeba wymiziać, zaczynając od tej wiecznie spragnionej miłości suczki — Głównie zespoły z lat 90 i starsze. Mam w sumie pełno kaset i winyli i w ogóle, nie miałabym nic przeciwko gdyby przyszło mi żyć te trzydzieści lat temu.
Bez głupich telefonów i internetu, kiedy ludzi poznawało się osobiście, a nie za pomocą czatów. Kiedy muzyka była muzyką, powietrze czystsze i świat lepszy.
— Nie tęsknisz za Australią? Tutaj musi być Ci strasznie zimno.
— Mama mówi, że jeśli już mam przeklinać, powinnam to robić po fińsku. — odpowiedziała nieco spokojniejsza ocierając łezkę — I wcale Cię nie zabije. Myślę, że nawet się nie przejmie.
No, bo Jonna od śmierci Gwen wyrzucała sobie, że była dla niej czasami zbyt surowa (nawet jeśli tak nie było) i przez to ich kontakt ucierpiał (po prostu dziewczyna przechodziła okres buntu), dlatego chciała, by Leilani widziała w niej super wyluzowaną mamę, która przymyka oko na jej wybryki, byle tylko widziała w niej przyjaciółkę, do której może przyjść w każdej chwili. Tyle, że nastolatka wcale nie chciała przyjaciółki, a matkę, która zareaguje na jej krzyk o pomoc. I zgadnij co...
Z każdym kolejnym słowem Conrada jej usta otwierały się coraz szerzej ze zdumienia i jednoczesnego zadowolenia. Aż klasnęła w drobne dłonie, gdy skończył mówić.
— Nie wiedziałam, że mamy ze sobą AŻ TYLE wspólnego! — pisnęła uradowana — Ty naprawdę musisz być moim tatą.
Nie to, żeby przez ostatnią godzinę poddawała ten fakt wątpliwościom, po prostu każda kolejna minuta spędzona w towarzystwie tego mężczyzny utwierdzała ją w przekonaniu, że odziedziczyła po nim nie tylko kolor oczu, ale i swoje upodobania. Fajnie w sumie.
— Hmm... Też w sumie wszystko, choć głównie rock i metal — odpowiedziała miziając Terrę za uchem, bo przecież nie będzie niesprawiedliwa i wszystkie pieski trzeba wymiziać, zaczynając od tej wiecznie spragnionej miłości suczki — Głównie zespoły z lat 90 i starsze. Mam w sumie pełno kaset i winyli i w ogóle, nie miałabym nic przeciwko gdyby przyszło mi żyć te trzydzieści lat temu.
Bez głupich telefonów i internetu, kiedy ludzi poznawało się osobiście, a nie za pomocą czatów. Kiedy muzyka była muzyką, powietrze czystsze i świat lepszy.
— Nie tęsknisz za Australią? Tutaj musi być Ci strasznie zimno.
Louis Ashworth
Fresh Blood Lost in the City
Re: Dear daddy, you'll always be my number one.
Pon Gru 24, 2018 6:13 pm
Pon Gru 24, 2018 6:13 pm
Conrad wygiął usta w nieznacznym uśmiechu o dziwacznym wydźwięku. Nie był zbyt wesoły, może wywołany przez neurony lustrzane na widok radosnej Cigfran. Nadzwyczajnym było po dwóch dekadach separacji od społeczeństwa znaleźć kogoś, kto dzielił z nim takie rzeczy, jak wstręt do matematyki albo uwielbienie do kaset VHS z koncertów Abby, aczkolwiek gdzieś tam z tyłu tej popieprzonej głowy o uwagę dopominało się zdanie, że niedaleko pada jabłko od jabłoni. A w wieku Leilani Savage już miał za sobą dwie zbrodnie, nałogi, kradzieże i zdewastowanie życia około dziesięciu ludziom. Czy to dobrze mówiło o niej, zwłaszcza w kontekście tego, że absolutnie nie brzydzi się ani nie boi ojca?
Przecież pół godziny szarpał ją na wejściu do mieszkania, gdy ta użyła jego imienia. Może patrzy na niego przez pryzmat swojej matki, która też nie widziała w Conradzie potwora. Oby tylko nie sprawdzała jego życiorysu. Choć czy w takim układzie zraziłaby się do niego, jeżeli nie zrobiła tego teraz, poznawszy te wszystkie szczegóły?
─ Trochę przywykłem do tej szarówy. Czasem tęsknię, ale nie mogę wrócić. ─ odpowiedział, po czym odłożył na podłogę udającego się na spacer chihuahuę. ─ Z Brisbane mam wiele wspomnień z Twoją mamą, ale nic nie zastąpi mi Tasmanii. Urodziłem się tam.
Jak to rodowity Diabeł Tasmański, najlepiej mu było w swojej małej ojczyźnie, mimo że mieszkał tam zaledwie cztery lata. Dobrze mu się żyło na obrzeżach portowego miasteczka, przede wszystkim spokojnie. Żal mu było, że nie dane mu będzie wrócić tam z małą, żeby chociażby wskazać jej miejsce, w którym czterdzieści lat temu stał jego dom.
─ Marzy mi się mieszkać na Alasce, wiesz? ─ wypalił. Bardzo niestandardowe plany jak na gościa, który płaci niebotyczne rachunki za ogrzewanie zimą.
Przecież pół godziny szarpał ją na wejściu do mieszkania, gdy ta użyła jego imienia. Może patrzy na niego przez pryzmat swojej matki, która też nie widziała w Conradzie potwora. Oby tylko nie sprawdzała jego życiorysu. Choć czy w takim układzie zraziłaby się do niego, jeżeli nie zrobiła tego teraz, poznawszy te wszystkie szczegóły?
─ Trochę przywykłem do tej szarówy. Czasem tęsknię, ale nie mogę wrócić. ─ odpowiedział, po czym odłożył na podłogę udającego się na spacer chihuahuę. ─ Z Brisbane mam wiele wspomnień z Twoją mamą, ale nic nie zastąpi mi Tasmanii. Urodziłem się tam.
Jak to rodowity Diabeł Tasmański, najlepiej mu było w swojej małej ojczyźnie, mimo że mieszkał tam zaledwie cztery lata. Dobrze mu się żyło na obrzeżach portowego miasteczka, przede wszystkim spokojnie. Żal mu było, że nie dane mu będzie wrócić tam z małą, żeby chociażby wskazać jej miejsce, w którym czterdzieści lat temu stał jego dom.
─ Marzy mi się mieszkać na Alasce, wiesz? ─ wypalił. Bardzo niestandardowe plany jak na gościa, który płaci niebotyczne rachunki za ogrzewanie zimą.
Leilani była dociekliwa, a co za tym idzie — na pewno sprawdzi każdą z podanych przez Louisa informacji. Nie dlatego, że mu nie ufała (chociaż w takiej sytuacji powinna, nie?), po prostu była ciekawa co na ten temat media. Facet, który zabił trzy osoby, w tym swojego własnego ojca, musiał być swego czasu nie lada sensacją. Dziewczyna zamierzała przekopać cały internet, rozgrzebując przy tym przeszłość Conrada Savage. Czy to źle, że pragnęła wiedzieć o swoim ojcu jak najwięcej? Nieważne jak gorzka do przełknięcia byłaby to prawda.
A poza tym, nawet jako morderca był lepszy od George'a.
— Też lubię zimne i deszczowe miejsca. W sumie, nie mam innego wyjścia. Całe życie przeprowadzaliśmy się tylko w takie — wzruszyła ramionami — Najpierw Anglia, potem Finlandia, później Stan Waszyngton, a teraz Riverdale — wyliczyła na palcach. No, trochę tych krajów odwiedziła, a miała zaledwie szesnaście lat. Do tego trzeba jeszcze dodać wycieczki, bo przecież Cigfran musiał chwalić się kolegom po fachu gdzie zabrał żonę i córkę. Ciekawe, gdzie znów się przeniosą, gdy odpowiednie służby znów zainteresują się jego działalnością gospodarczą.
— Szkoda. Chciałabym zobaczyć miejsce, w którym się urodziłeś i wychowałeś i... i gdzie poznaliście się z mamą i w ogóle... — zsunęła z ramion skórzaną kurtkę, którą wciąż miała na sobie. Z tych wrażeń w ogóle nie zauważyła kiedy zrobiło jej się gorąco. Cholernie go rozumiała; ona sama tęskniła za Finlandią, choć mieszkała tam naprawdę krótko, to czuła się bezpiecznie.
— Tobie też? — uniosła do góry brew zaskoczona, by po chwili znów się roześmiać — Proszę, przestań czytać w moich myślach, bo czuję się niezręcznie.
A tak naprawdę, to niech nie przestaje. Pierwszy raz w życiu poznała kogoś, z kim łączy ją aż tak wiele i ten ktoś okazuje się być jej biologicznym ojcem, zamiast tego chuja. To już była najlepsza noc w życiu Leilani, chociaż dopiero się zaczęła.
A poza tym, nawet jako morderca był lepszy od George'a.
— Też lubię zimne i deszczowe miejsca. W sumie, nie mam innego wyjścia. Całe życie przeprowadzaliśmy się tylko w takie — wzruszyła ramionami — Najpierw Anglia, potem Finlandia, później Stan Waszyngton, a teraz Riverdale — wyliczyła na palcach. No, trochę tych krajów odwiedziła, a miała zaledwie szesnaście lat. Do tego trzeba jeszcze dodać wycieczki, bo przecież Cigfran musiał chwalić się kolegom po fachu gdzie zabrał żonę i córkę. Ciekawe, gdzie znów się przeniosą, gdy odpowiednie służby znów zainteresują się jego działalnością gospodarczą.
— Szkoda. Chciałabym zobaczyć miejsce, w którym się urodziłeś i wychowałeś i... i gdzie poznaliście się z mamą i w ogóle... — zsunęła z ramion skórzaną kurtkę, którą wciąż miała na sobie. Z tych wrażeń w ogóle nie zauważyła kiedy zrobiło jej się gorąco. Cholernie go rozumiała; ona sama tęskniła za Finlandią, choć mieszkała tam naprawdę krótko, to czuła się bezpiecznie.
— Tobie też? — uniosła do góry brew zaskoczona, by po chwili znów się roześmiać — Proszę, przestań czytać w moich myślach, bo czuję się niezręcznie.
A tak naprawdę, to niech nie przestaje. Pierwszy raz w życiu poznała kogoś, z kim łączy ją aż tak wiele i ten ktoś okazuje się być jej biologicznym ojcem, zamiast tego chuja. To już była najlepsza noc w życiu Leilani, chociaż dopiero się zaczęła.
Louis Ashworth
Fresh Blood Lost in the City
Re: Dear daddy, you'll always be my number one.
Czw Gru 27, 2018 11:16 pm
Czw Gru 27, 2018 11:16 pm
Devonport było miejscowością, za którą rzeczywiście tęsknił i przyłapywał się na tym, zwłaszcza w trakcie bezsennych nocy. Wiedział, że przeszłość może być przez niego nieco zakrzywiona ze względu na to, że od czterolatka nie można wymagać eksperckiego wręcz rozumienia obrazu i przestrzeni, ale lubił tę nadbrzeżną scenerię. Paradoksalnie, mieszkając nad morzem całe swoje dorosłe życie, nie licząc lat w głębi lądu za kratami, nie był zbyt dobrym pływakiem. Zresztą, kto normalny włożyłby nogę do wód, gdzie byle galaretowata meduza wielkości dwudziestu centymetrów bez czułków może zabić? Morza oblewające Australię nie były dobrym miejscem do nauki pływania, choć z drugiej strony, były też baseny publiczne albo te, które były wyposażeniem wszystkich szkół, do których Conrad uczęszczał. Co nie zmienia faktu, że żeby ubezpieczyć się od ucieczki Savage’a, wystarczyło wybudować zakład karny na wyspie.
Jak on nie utonął, wyławiając Bruce’a z rzeki, to zagadka wszechświata.
─ Odludzie, zwierzęta, tundra, pół roku nocy. ─ wymieniał z uśmiechem na ustach, co ciągnie go w tamte rejony kontynentu. Oczywiście brak homo sapiens stawiał na szczycie listy.
Był cholernie zadowolony, że rozumiał się z małą na wielu kanałach werbalnych i niewerbalnych, choć na tym etapie trudno było to jeszcze osądzić. Może się równie dobrze okazać za tydzień, że Leia jest wegetarianką, co kłóciło się z mięsożerną naturą ojca, choć gdyby jedzenie zwierząt gospodarskich miało ją do niego zniechęcić, sam mógłby się przerzucić na sałatki. Tylko ile uciągnąłby na takiej diecie jako 90-kilogramowy pracownik fizyczny.
Widząc jak rudy czworonóg przestaje tryskać energią, a zaczyna pokładać się na kolanach jego córki, Louis ściągnął ją z niej, biorąc pod pachę i samemu wstając z dotychczasowego siedziska. Godzina na zegarku na ręce mówiła jedynie tyle, że należy wszystkie żywe stworzonka w tym domu ułożyć do snu. Pan domu musiał zresztą jeszcze posprzątać bałagan, który narobił przy wejściu i nieco w swoim pokoju. Obrócił się ze śniętą sunią pod ramieniem w stronę swojej młodej.
─ Wypadałoby zebrać się spać. Zrobię Ci miejsce u mnie na łóżku, chodź. ─ powiedział jej, wyciągając do niej rękę, aby pomóc jej wstać.
Jak on nie utonął, wyławiając Bruce’a z rzeki, to zagadka wszechświata.
─ Odludzie, zwierzęta, tundra, pół roku nocy. ─ wymieniał z uśmiechem na ustach, co ciągnie go w tamte rejony kontynentu. Oczywiście brak homo sapiens stawiał na szczycie listy.
Był cholernie zadowolony, że rozumiał się z małą na wielu kanałach werbalnych i niewerbalnych, choć na tym etapie trudno było to jeszcze osądzić. Może się równie dobrze okazać za tydzień, że Leia jest wegetarianką, co kłóciło się z mięsożerną naturą ojca, choć gdyby jedzenie zwierząt gospodarskich miało ją do niego zniechęcić, sam mógłby się przerzucić na sałatki. Tylko ile uciągnąłby na takiej diecie jako 90-kilogramowy pracownik fizyczny.
Widząc jak rudy czworonóg przestaje tryskać energią, a zaczyna pokładać się na kolanach jego córki, Louis ściągnął ją z niej, biorąc pod pachę i samemu wstając z dotychczasowego siedziska. Godzina na zegarku na ręce mówiła jedynie tyle, że należy wszystkie żywe stworzonka w tym domu ułożyć do snu. Pan domu musiał zresztą jeszcze posprzątać bałagan, który narobił przy wejściu i nieco w swoim pokoju. Obrócił się ze śniętą sunią pod ramieniem w stronę swojej młodej.
─ Wypadałoby zebrać się spać. Zrobię Ci miejsce u mnie na łóżku, chodź. ─ powiedział jej, wyciągając do niej rękę, aby pomóc jej wstać.
— I zorza polarna — uzupełniła jego listę — I piękne zimy. Choć ja większość czasu spędzałabym przed kominkiem z dobrym kryminałem i kubkiem gorącej czekolady.
Oczami wyobraźni zobaczyła siebie i Conrada w drewnianym domku na odludziu, gdy na zewnątrz szaleje burza śnieżna, a jedynym źródłem światła wewnątrz chatki są wesoło trzaskające płomienie w komiku, przed którym właśnie się wygrzewali pod jednym dużym kocem. W tamtym momencie przysięgła sobie, że zrobi wszystko co w jej mocy, by ten scenariusz się spełnił. Choćby i za dziesięć lat i tylko przez weekend.
Byłoby zabawnie, gdyby okazało się, że Lei jest jego małą kopią. Nie, w sumie ona nią była. Tylko mniej agresywną, a bardziej krawędziową i płaczliwą...
Ledwo powstrzymała się od śmiechu widząc jak mężczyzna podnosi psa, którego ona nie dałaby nawet rady przesunąć. O rany, czy jeśli ona będzie nieposłuszna, to ją też tak sobie złapie i wyniesie? Oo, albo jak zaśnie w jego samochodzie, o ile Louis posiadał takowy środek transportu. Ujęła dłoń taty z wdzięcznością przyjmując jego pomoc w podniesieniu się z kanapy.
Jakie moje dłonie są małe w porównaniu z jego.
— Śpij ze mną — rzuciła zanim zdążyła pomyśleć, co zaowocowało rumieńcem na jej policzkach — To znaczy... Nic... niewłaściwego. Po pierwsze, nie chcę byś spał na tej niewygodnej kanapie, a po drugie nie zasnę sama... No i straciliśmy szesnaście lat. Niektóre rzeczy trzeba nadrobić.
Oprócz przewijania i wspólnej kąpieli, bo Lei zadzwoni po policję jeśli nieironicznie padnie taka propozycja. Incest is not wincest. Na pewno nie w przypadku tej dwójki.
— Too... jak będzie? — spojrzała na niego błagalnie. Ta mała przylepa miała już niecny plan zrobienie sobie z niego najlepszej przytulanki na świecie. Bo wiadomo, że u taty najlepiej.
Oczami wyobraźni zobaczyła siebie i Conrada w drewnianym domku na odludziu, gdy na zewnątrz szaleje burza śnieżna, a jedynym źródłem światła wewnątrz chatki są wesoło trzaskające płomienie w komiku, przed którym właśnie się wygrzewali pod jednym dużym kocem. W tamtym momencie przysięgła sobie, że zrobi wszystko co w jej mocy, by ten scenariusz się spełnił. Choćby i za dziesięć lat i tylko przez weekend.
Byłoby zabawnie, gdyby okazało się, że Lei jest jego małą kopią. Nie, w sumie ona nią była. Tylko mniej agresywną, a bardziej krawędziową i płaczliwą...
Ledwo powstrzymała się od śmiechu widząc jak mężczyzna podnosi psa, którego ona nie dałaby nawet rady przesunąć. O rany, czy jeśli ona będzie nieposłuszna, to ją też tak sobie złapie i wyniesie? Oo, albo jak zaśnie w jego samochodzie, o ile Louis posiadał takowy środek transportu. Ujęła dłoń taty z wdzięcznością przyjmując jego pomoc w podniesieniu się z kanapy.
Jakie moje dłonie są małe w porównaniu z jego.
— Śpij ze mną — rzuciła zanim zdążyła pomyśleć, co zaowocowało rumieńcem na jej policzkach — To znaczy... Nic... niewłaściwego. Po pierwsze, nie chcę byś spał na tej niewygodnej kanapie, a po drugie nie zasnę sama... No i straciliśmy szesnaście lat. Niektóre rzeczy trzeba nadrobić.
Oprócz przewijania i wspólnej kąpieli, bo Lei zadzwoni po policję jeśli nieironicznie padnie taka propozycja. Incest is not wincest. Na pewno nie w przypadku tej dwójki.
— Too... jak będzie? — spojrzała na niego błagalnie. Ta mała przylepa miała już niecny plan zrobienie sobie z niego najlepszej przytulanki na świecie. Bo wiadomo, że u taty najlepiej.
Louis Ashworth
Fresh Blood Lost in the City
Re: Dear daddy, you'll always be my number one.
Pon Sty 07, 2019 11:17 am
Pon Sty 07, 2019 11:17 am
Conrad miał za sobą bardzo obfitującą w niezobowiązujące romanse przeszłość, aczkolwiek niemożliwym byłoby, aby odebrał prośbę małej nie tak, jak ta oczekiwała. Ze zboczeńcami łączyły go tylko łamane kręgi szyjne, więc nie było obaw, co do tego, aby był w jakikolwiek sposób dla szkraba niebezpieczny. Dziwne, że sama brała pod uwagę podtekst w momencie, gdy ten jeszcze niedawno opowiadał jej o zaszlachtowaniu trójki ludzi, która miała coś związanego z molestowaniem seksualnym.
─ Nie ma problemu. ─ odpowiedział jej, stawiając jednym pociągnięciem na równe nogi, po czym odłożył rudego czworonoga, aby sam doskoczył do swojego legowiska. ─ Tylko nie przeraź się bałaganem. ─ ostrzegł, po czym ruszył w stronę jedynego pokoju w tym mieszkaniu, w którym stało łóżko.
Jak wiadomo, dorastając pod pieczą Cigfranów Leilani nie mogła narzekać na brak pieniędzy. Nawet Ashworthowi przez głowę przeleciało, po cholerę jej stypendium, jeżeli ten idiota, George zarabia miesięcznie więcej, niż Louis uzbierał przez całe swoje trzydziestopięcioletnie życie. Nieco drażnił go ten stan rzeczy, zważywszy na to, że on małej nigdy nie zapewni takich standardów materialnych, jak jej ojczym. Na jego drzwiach powinno się wyryć napis „tutaj mieszka stary, niezależny kawaler, który nie lubi sprzątać i wszystko, co zarabia, wydaje na psy”. I to nie byłoby w żadnym stopniu kłamstwo, staruszki musiały być stale pod opieką weterynarza, a Conrad ostatni raz z własnej woli był u lekarza jakieś dwadzieścia lat temu.
Otworzył drzwi do pomieszczenia, które wyglądało, jakby przeszedł po nim tajfun. Mężczyzna nie lubił się bawić w składanie ubrań, czy przecieranie kurzu, a rano zwykle zrywał się do pracy żwawo, bez taplania się w zlewie pełnego naczyń albo układania alfabetycznie książek. Przysunięte do ściany, niepościelone łóżko nie wyglądało niebywale zachęcająco, ale było lepsze niż spanie na twardej kanapie. Za stolik pod kubek z wypitą herbatą robiły ustawione w stos tomiszcza w twardych oprawach, a na oknie wisiała krzywo zwinięta roleta. Conrad nigdy nie otarł się o studia (chyba, że można podciągnąć pod to ocieranie się o studentkę w klubie), ale cały jego dom wyglądał jak pokój w akademiku.
─ Jeśli chcesz coś do spania, to bierz, co chcesz. Łazienka jest obok, gdybyś chciała się umyć. Czuj się, jak u siebie. ─ powiedział, otwierając jej szafę z przemieszanymi na wszystkie strony świata, czystymi ubraniami, po czym wyszedł doprowadzić mniej więcej to pobojowisko do porządku, to znaczy ustawić szafę na przedpokoju na jej właściwe miejsce. To się popisał przed młodą temperamentem, nie ma co.
─ Nie ma problemu. ─ odpowiedział jej, stawiając jednym pociągnięciem na równe nogi, po czym odłożył rudego czworonoga, aby sam doskoczył do swojego legowiska. ─ Tylko nie przeraź się bałaganem. ─ ostrzegł, po czym ruszył w stronę jedynego pokoju w tym mieszkaniu, w którym stało łóżko.
Jak wiadomo, dorastając pod pieczą Cigfranów Leilani nie mogła narzekać na brak pieniędzy. Nawet Ashworthowi przez głowę przeleciało, po cholerę jej stypendium, jeżeli ten idiota, George zarabia miesięcznie więcej, niż Louis uzbierał przez całe swoje trzydziestopięcioletnie życie. Nieco drażnił go ten stan rzeczy, zważywszy na to, że on małej nigdy nie zapewni takich standardów materialnych, jak jej ojczym. Na jego drzwiach powinno się wyryć napis „tutaj mieszka stary, niezależny kawaler, który nie lubi sprzątać i wszystko, co zarabia, wydaje na psy”. I to nie byłoby w żadnym stopniu kłamstwo, staruszki musiały być stale pod opieką weterynarza, a Conrad ostatni raz z własnej woli był u lekarza jakieś dwadzieścia lat temu.
Otworzył drzwi do pomieszczenia, które wyglądało, jakby przeszedł po nim tajfun. Mężczyzna nie lubił się bawić w składanie ubrań, czy przecieranie kurzu, a rano zwykle zrywał się do pracy żwawo, bez taplania się w zlewie pełnego naczyń albo układania alfabetycznie książek. Przysunięte do ściany, niepościelone łóżko nie wyglądało niebywale zachęcająco, ale było lepsze niż spanie na twardej kanapie. Za stolik pod kubek z wypitą herbatą robiły ustawione w stos tomiszcza w twardych oprawach, a na oknie wisiała krzywo zwinięta roleta. Conrad nigdy nie otarł się o studia (chyba, że można podciągnąć pod to ocieranie się o studentkę w klubie), ale cały jego dom wyglądał jak pokój w akademiku.
─ Jeśli chcesz coś do spania, to bierz, co chcesz. Łazienka jest obok, gdybyś chciała się umyć. Czuj się, jak u siebie. ─ powiedział, otwierając jej szafę z przemieszanymi na wszystkie strony świata, czystymi ubraniami, po czym wyszedł doprowadzić mniej więcej to pobojowisko do porządku, to znaczy ustawić szafę na przedpokoju na jej właściwe miejsce. To się popisał przed młodą temperamentem, nie ma co.
To o swoje bezpieczeństwo się martwiła, a o to co pomyśli o niej Conrad. Jeszcze uzna, że małolata ma jakieś daddy issues (no, w sumie to miała!) i proponuje mu jakieś chore układy czy coś. Halo, kilka godzin temu jakiś typ próbował ją zgwałcić. Gdyby nie Savage, leżałaby teraz w jakimś rynsztoku, martwa, albo pragnąca umrzeć. Nawet jeśli nie sprawiała wrażenia poruszonej tym faktem, to miało się to odbić na jej późniejszych relacjach z płcią przeciwną. Chociażby na nieszczęsnym balu, na którym — o zgrozo — ośmieli się odrzucić zaloty jego organizatora. Ale to nie czas i miejsce, by rozprawiać o dramacie w Riverdale High.
Bałagan w domu ojca wcale jej nie przeraził, wręcz przeciwnie. Po jego słowach spodziewała się czegoś gorszego niż zwykły pokój zwykłego faceta, któremu brakuje czasu i zapału aby to wszystko ogarnąć. Ale spokojnie, Leilani wszystkim się zajmie, nawet jeśli sama nie należała do najporządniejszych ludzi na świecie. Gdy otworzył swoją szafę nie mogła powstrzymać uśmiechu, kiedy to zobaczyła skotłowane na półkach ubrania. Ona również nie kłopotała się składaniem, upychając je do środka, przez co nieraz zarobiła od Jonny solidny ochrzan. Oh, ciekawe czy pani Cigfran krzyczała też na swojego byłego kochanka za bałagan?
Wyjęła pierwszą lepszą koszulkę, jak się okazało — z logiem Batmana, która miała później stać się jej ulubioną i często podkradaną tacie.
— Jasne. Możesz grzać mi miejsce i ostrzegam, że mam zimne stópki — zachichotała znikając za drzwiami łazienki, w której... cóż, gdy w końcu łaskawie ją opuściła, wyglądało na to, że Conrad już spał. Albo udawał, że śpi. A gdy sama zasypiała wtulona w niego, pierwszy raz poczuła się bezpieczna i kochana. Czy można chcieć więcej?
Bałagan w domu ojca wcale jej nie przeraził, wręcz przeciwnie. Po jego słowach spodziewała się czegoś gorszego niż zwykły pokój zwykłego faceta, któremu brakuje czasu i zapału aby to wszystko ogarnąć. Ale spokojnie, Leilani wszystkim się zajmie, nawet jeśli sama nie należała do najporządniejszych ludzi na świecie. Gdy otworzył swoją szafę nie mogła powstrzymać uśmiechu, kiedy to zobaczyła skotłowane na półkach ubrania. Ona również nie kłopotała się składaniem, upychając je do środka, przez co nieraz zarobiła od Jonny solidny ochrzan. Oh, ciekawe czy pani Cigfran krzyczała też na swojego byłego kochanka za bałagan?
Wyjęła pierwszą lepszą koszulkę, jak się okazało — z logiem Batmana, która miała później stać się jej ulubioną i często podkradaną tacie.
— Jasne. Możesz grzać mi miejsce i ostrzegam, że mam zimne stópki — zachichotała znikając za drzwiami łazienki, w której... cóż, gdy w końcu łaskawie ją opuściła, wyglądało na to, że Conrad już spał. Albo udawał, że śpi. A gdy sama zasypiała wtulona w niego, pierwszy raz poczuła się bezpieczna i kochana. Czy można chcieć więcej?
WĄTEK ZAKOŃCZONY.
Strona 3 z 3 • 1, 2, 3
Pozwolenia na tym forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach