▲▼
Strona 2 z 3 • 1, 2, 3
First topic message reminder :
Leilani Cigfran i Louis Ashworth | późny wieczór pod koniec października 2023 | gdzieś w Riverdale City.
Bywały jesienne wieczory, gdy wymykała się z domu, by kręcić się po opustoszałych ulicach dawnego Vancouver i próbując wmówić sobie, że krople na jej policzkach to deszcz, a nie łzy. Nie mogła znieść ani chwili dłużej z ojcem (właściwie, z mężczyzną, który oficjalnie nim był) nawet nie kryjącym się z tym, że zamierza się spotkać z kochanką i pijaną matką, która inaczej nie potrafiła sobie poradzić w życiu. Ona również chciała uciec od tego wszystkiego oddając się narkotykom, ale jak na złość nie mogła dodzwonić się do swojego dilera. Może to i lepiej? W roztrzęsieniu o wiele łatwiej o przedawkowanie.
Pogrążona w myślach nie zauważyła nawet kiedy dzielnica powoli zmieniła się w mniej przyjemną, a latarnie coraz rzadziej rzucały pomarańczowe światło na mokre od deszczu ulice. Dopiero, gdy usłyszała za sobą kopaną pustą puszkę zdała sobie sprawę, że jest sama pośrodku Niczego i że ktoś za nią idzie. Czując, jak jej serce wali jak szalone, przyśpieszyła kroku. Tajemniczy obserwator nie zamierzał pozostawać w tyle, zupełni jakby chciał się napawać jej lękiem oraz bezradnością. Doskonale wiedział, że była sama i że nie może liczyć na żadną pomoc.
Boże, niech on skręci w jakąś uliczkę i da mi spokój.
Szybki krok zamienił się w bieg, który ze względu na słabą kondycję Leilani nie mógł długo trwać; po zaledwie kilkudziesięciu metrach zaczęła czuć, że jej nogi robią się jak z waty, w ustach czuła metaliczny smak własnej krwi. Starczyło jej jednak siły na krótki błagalny krzyk, zanim napastnik wepchnął ją do zaułka tłumiąc jej dalsze próby zaalarmowania kogokolwiek.
Tyle musiało wystarczyć. Błagała w myślach, by tyle wystarczyło. By kogoś zaniepokoił urwany krzyk.
Leilani Cigfran i Louis Ashworth | późny wieczór pod koniec października 2023 | gdzieś w Riverdale City.
Bywały jesienne wieczory, gdy wymykała się z domu, by kręcić się po opustoszałych ulicach dawnego Vancouver i próbując wmówić sobie, że krople na jej policzkach to deszcz, a nie łzy. Nie mogła znieść ani chwili dłużej z ojcem (właściwie, z mężczyzną, który oficjalnie nim był) nawet nie kryjącym się z tym, że zamierza się spotkać z kochanką i pijaną matką, która inaczej nie potrafiła sobie poradzić w życiu. Ona również chciała uciec od tego wszystkiego oddając się narkotykom, ale jak na złość nie mogła dodzwonić się do swojego dilera. Może to i lepiej? W roztrzęsieniu o wiele łatwiej o przedawkowanie.
Pogrążona w myślach nie zauważyła nawet kiedy dzielnica powoli zmieniła się w mniej przyjemną, a latarnie coraz rzadziej rzucały pomarańczowe światło na mokre od deszczu ulice. Dopiero, gdy usłyszała za sobą kopaną pustą puszkę zdała sobie sprawę, że jest sama pośrodku Niczego i że ktoś za nią idzie. Czując, jak jej serce wali jak szalone, przyśpieszyła kroku. Tajemniczy obserwator nie zamierzał pozostawać w tyle, zupełni jakby chciał się napawać jej lękiem oraz bezradnością. Doskonale wiedział, że była sama i że nie może liczyć na żadną pomoc.
Boże, niech on skręci w jakąś uliczkę i da mi spokój.
Szybki krok zamienił się w bieg, który ze względu na słabą kondycję Leilani nie mógł długo trwać; po zaledwie kilkudziesięciu metrach zaczęła czuć, że jej nogi robią się jak z waty, w ustach czuła metaliczny smak własnej krwi. Starczyło jej jednak siły na krótki błagalny krzyk, zanim napastnik wepchnął ją do zaułka tłumiąc jej dalsze próby zaalarmowania kogokolwiek.
Tyle musiało wystarczyć. Błagała w myślach, by tyle wystarczyło. By kogoś zaniepokoił urwany krzyk.
Louis Ashworth
Fresh Blood Lost in the City
Re: Dear daddy, you'll always be my number one.
Pią Lis 16, 2018 8:30 pm
Pią Lis 16, 2018 8:30 pm
Czynnik był łudząco znajomy. Savage też miał ojca, który znęcał się nad nimi, odkąd wyprowadzili się z Tasmanii, a odciśnięte na Conradzie piętno przeszło z nim z jego traumatycznego okresu dorastania do dorosłego życia i nie ustąpi już nigdy. Craig stworzył potwora, który, desperacko chcąc nie być jak twórca, stał się czymś o wiele bardziej destrukcyjnym.
Mężczyzna nie nienawidzi nikogo bardziej niż swojego ojca, dlatego też fakt, że w ogóle wypowiedział zdanie z jego udziałem, jest anomalią. Popadł w taką paranoję, że boi się zapuścić zarost, bo jego kat miał brodę. Ten nawyk nie ma zdrowej genezy. Tak samo jak chore jest to, że Leilani nie czuje żadnego zagrożenia ze strony „człowieka”, który jadł żywcem inną istotę ludzką albo w wieku, w którym sama teraz jest, pokroił własnego rodzica w piwnicy.
Może brak instynktu samozachowawczego ma się w genach?
─ Moja mama zaginęła, gdy miałem szesnaście albo siedemnaście lat. ─ kontynuował, pocierając kciukiem jej skórę, gdy zapytała. ─ Zabiłem dyrektora firmy, który ją molestował. Skręciłem mu kark. Chciałem zrobić coś więcej, ale obawiałem się, że ktoś mnie przyłapie.
Nie mówił tego z lekkością, jednakże nie był skrępowany wchodzeniem w szczegóły, mimo że powinien. Uszy Cigfran nie były stworzone do słuchania o przerywaniu kręgosłupów. Aczkolwiek jeżeli już uważała, że nie czuje zagrożenia, doszło do części, która dla Ashwortha była jak kula u nogi.
─ Twoja ciocia była w związku z dilerem. Ona była w ciąży. Z nim. ─ odłożył jej rękę, czując, jak krew gotuje mu się w żyłach. ─ Wszedłem do jego domu i… zobaczyłem ją nagą, nieżywą. Próbowałem ją obudzić, krzycząc, że wezwę pogotowie, ale on… ten facet. Kopnął ją. ─ cedził przez zęby, a ręce drżały jak alkoholikowi… którym rzeczywiście był.
Wczepił palce w swoje włosy, ciągnąc za nie i zaciskając oczy. Chciał go dopaść. Dorwać, zrobić to, co wtedy. Albo zrobić to samo z tym kutasem, który chciał skrzywdzić jego córkę. Musi go wytropić. Musi go mieć. Musi, musi, musi.
Mężczyzna nie nienawidzi nikogo bardziej niż swojego ojca, dlatego też fakt, że w ogóle wypowiedział zdanie z jego udziałem, jest anomalią. Popadł w taką paranoję, że boi się zapuścić zarost, bo jego kat miał brodę. Ten nawyk nie ma zdrowej genezy. Tak samo jak chore jest to, że Leilani nie czuje żadnego zagrożenia ze strony „człowieka”, który jadł żywcem inną istotę ludzką albo w wieku, w którym sama teraz jest, pokroił własnego rodzica w piwnicy.
Może brak instynktu samozachowawczego ma się w genach?
─ Moja mama zaginęła, gdy miałem szesnaście albo siedemnaście lat. ─ kontynuował, pocierając kciukiem jej skórę, gdy zapytała. ─ Zabiłem dyrektora firmy, który ją molestował. Skręciłem mu kark. Chciałem zrobić coś więcej, ale obawiałem się, że ktoś mnie przyłapie.
Nie mówił tego z lekkością, jednakże nie był skrępowany wchodzeniem w szczegóły, mimo że powinien. Uszy Cigfran nie były stworzone do słuchania o przerywaniu kręgosłupów. Aczkolwiek jeżeli już uważała, że nie czuje zagrożenia, doszło do części, która dla Ashwortha była jak kula u nogi.
─ Twoja ciocia była w związku z dilerem. Ona była w ciąży. Z nim. ─ odłożył jej rękę, czując, jak krew gotuje mu się w żyłach. ─ Wszedłem do jego domu i… zobaczyłem ją nagą, nieżywą. Próbowałem ją obudzić, krzycząc, że wezwę pogotowie, ale on… ten facet. Kopnął ją. ─ cedził przez zęby, a ręce drżały jak alkoholikowi… którym rzeczywiście był.
Wczepił palce w swoje włosy, ciągnąc za nie i zaciskając oczy. Chciał go dopaść. Dorwać, zrobić to, co wtedy. Albo zrobić to samo z tym kutasem, który chciał skrzywdzić jego córkę. Musi go wytropić. Musi go mieć. Musi, musi, musi.
Powinna być wstrząśnięta faktem, że jej ojciec był mordercą, ale usłyszawszy kim były jego ofiary, w ogóle jej to nie ruszało. Jedynie na wspomnienie molestowanej babci i zamordowanej ciężarnej ciotki jej usta zacisnęły się w wąską kreskę, a paznokcie boleśnie wbiły w wewnętrzną część dłoni. W jej błękitnych oczach, które ani przez moment nie przestały patrzeć w oczy Conrada, można było dojrzeć błysk zrozumienia, a może nawet i uznania... w każdym razie niczego dobrego. Wyglądało na to, że pod maską niewinności kryły się ogromne pokłady mroku, o których być może sama Leilani nie miała pojęcia.
Mówi się, że niedaleko pada jabłko od jabłoni. Po Jonnie niewątpliwie odziedziczyła urodę. Wyglądało na to, że po ojcu trafił się jej charakter. Czy to oznaczało, że również była potworem?
— Chyba nie chcesz powiedzieć, że żałujesz — powiedziała całkiem spokojnie przysuwając się nieco bliżej swojego tatusia — Zrobiłeś całemu społeczeństwu przysługę pozbywając się tych śmieci. I pewnie skazali Cię tak jakby to byli ludzie, co?
Posłała mu ciepły uśmiech i położyła głowę na jego ramieniu. Skoro cały świat uważał Conrada za zło, to ona również nim była. W końcu w ich żyłach płynęła ta sama krew.
— Dobrze, że tu jesteś — szepnęła ponownie go obejmując — Nawet nie wiesz jak bardzo Cię potrzebuję.
Cóż za absurdalna sytuacja. Niespełna godzinę temu wyszła z domu przepełniona negatywnymi emocjami, licząc, że może mały spacer nieco ją otrzeźwi. Tymczasem wpadła na mężczyznę, który okazał się być jej biologicznym ojcem, do tego potrójnym mordercą. A ona wierzyła w każde jego słowo i w ogóle się go nie bała, bo nie widziała ku temu żadnego powodu. Zresztą, żyjemy w XXI wieku. Zawsze może wszystko zweryfikować. Jego zbrodnie, pobyt w więzieniu i nawet historię, bo zapewne po wykryciu przestępstwa dziennikarze rzucili się na życiorys Conrada jak sępy.
Ale to nie czas ani miejsce na sprawdzenie prawdziwości jego słów. Tak bardzo cieszyła się z tego, że wreszcie się odnaleźli, że nawet mroczna przeszłość mężczyzny nie była w stanie odebrać jej radości z tego spotkania. Poza tym, to stało się dawno temu. Po co rozdrapywać stare rany?
Mówi się, że niedaleko pada jabłko od jabłoni. Po Jonnie niewątpliwie odziedziczyła urodę. Wyglądało na to, że po ojcu trafił się jej charakter. Czy to oznaczało, że również była potworem?
— Chyba nie chcesz powiedzieć, że żałujesz — powiedziała całkiem spokojnie przysuwając się nieco bliżej swojego tatusia — Zrobiłeś całemu społeczeństwu przysługę pozbywając się tych śmieci. I pewnie skazali Cię tak jakby to byli ludzie, co?
Posłała mu ciepły uśmiech i położyła głowę na jego ramieniu. Skoro cały świat uważał Conrada za zło, to ona również nim była. W końcu w ich żyłach płynęła ta sama krew.
— Dobrze, że tu jesteś — szepnęła ponownie go obejmując — Nawet nie wiesz jak bardzo Cię potrzebuję.
Cóż za absurdalna sytuacja. Niespełna godzinę temu wyszła z domu przepełniona negatywnymi emocjami, licząc, że może mały spacer nieco ją otrzeźwi. Tymczasem wpadła na mężczyznę, który okazał się być jej biologicznym ojcem, do tego potrójnym mordercą. A ona wierzyła w każde jego słowo i w ogóle się go nie bała, bo nie widziała ku temu żadnego powodu. Zresztą, żyjemy w XXI wieku. Zawsze może wszystko zweryfikować. Jego zbrodnie, pobyt w więzieniu i nawet historię, bo zapewne po wykryciu przestępstwa dziennikarze rzucili się na życiorys Conrada jak sępy.
Ale to nie czas ani miejsce na sprawdzenie prawdziwości jego słów. Tak bardzo cieszyła się z tego, że wreszcie się odnaleźli, że nawet mroczna przeszłość mężczyzny nie była w stanie odebrać jej radości z tego spotkania. Poza tym, to stało się dawno temu. Po co rozdrapywać stare rany?
Louis Ashworth
Fresh Blood Lost in the City
Re: Dear daddy, you'll always be my number one.
Sob Lis 17, 2018 10:13 am
Sob Lis 17, 2018 10:13 am
Obserwował, jak chude ciało zbliża się do niego, absolutnie niezmieszane tym, co przed chwilą wyszło z jego ust, a co czekało na uwolnienie niemalże dwie dekady. Słuchał jej spokojnego tonu, samemu wydając się złagodnieć, mimo że sekundę temu był gotów roznieść to pomieszczenie w szale. Zmarszczki na jego czole wygładziły się, źrenice rozszerzyły, a jego serce oblane zostało litrem płynnego ciepła. Czytała mu w myślach. Nie musiał nic mówić, wystarczy, że na nią spojrzał i ona już wiedziała, co czuł. Cholernie bystra dziewczyna. Jego skarb i nadzieja na przyszłość. Paradoksalnie znali się godzinę, a ona włączyła w nim instynkt ojcowski, który, jak dotąd niespożytkowany, przelewał na swoje zwierzęta.
Nie musiał nawet zaprzeczać, że broń Boże, to, co zrobił, to jego duma. Wyrzucił śmieci. I skazali go tak, jak gdyby zabiłby on niewinną istotę, a nie kogoś, kto odebrał mu rodzinę i zdrowie psychiczne. Kto sprawił, że zataczał się nocą po parkach i sypiał w melinach. Kto sprawił, że jego siostra musiała zostać prostytutką zamiast iść na uniwersytet. Kto sprawił, że przez jedenaście lat słońce widział mniej niż pięć razy. Kto rozbił jego własną rodzinę, zanim ona się narodziła.
─ Jestem tu i nigdzie się bez Ciebie nie odejdę. ─ mówiąc, złożył skroń na jej głowie, czule obejmując ją ramieniem w talii i przymykając oczy. Czuł, jakby w tym momencie trzymał wszystko, co miał. Leilani teraz była jedyną, która trzymała go przy tej zgniłej ziemi, tuż nad przepaścią. ─ Kocham Cię.
Nic nie było dla niego naturalniejszego niż wypowiedzenie teraz tych słów. Był nowym człowiekiem, dostał skrzydeł. To była najpiękniejsza chwila w jego plugawym życiu ─ trzymał w ramionach swoje szczęście. Kogoś, kto był połową niego i jego dawnej miłości, która dała mu powód do życia.
W międzyczasie Terra, ruda sunia pitbulla weszła do pomieszczenia, chcąc rozeznać się, czy już jest bezpiecznie, aczkolwiek na widok jej właściciela obejmującego dziewczynę… natychmiast chciała zobaczyć, kim jest ta istotka! Podbiegła z wielkim, psim uśmiechem, merdając ogonem jak śmigłem, zaraz obwąchując nogi Leii z zapałem, w ogóle niezrażona zapachem innego psa. Louis wciągnął psinę na kolana, trzymając ją jednocześnie, żeby z ekscytacji nie wskoczyła na Cigfran, bo szalała równo.
─ Terra już Cię uwielbia. ─ zaśmiał się, nie puszczając ani swojej ludzkiej, ani swojej włochatej córki.
Nie musiał nawet zaprzeczać, że broń Boże, to, co zrobił, to jego duma. Wyrzucił śmieci. I skazali go tak, jak gdyby zabiłby on niewinną istotę, a nie kogoś, kto odebrał mu rodzinę i zdrowie psychiczne. Kto sprawił, że zataczał się nocą po parkach i sypiał w melinach. Kto sprawił, że jego siostra musiała zostać prostytutką zamiast iść na uniwersytet. Kto sprawił, że przez jedenaście lat słońce widział mniej niż pięć razy. Kto rozbił jego własną rodzinę, zanim ona się narodziła.
─ Jestem tu i nigdzie się bez Ciebie nie odejdę. ─ mówiąc, złożył skroń na jej głowie, czule obejmując ją ramieniem w talii i przymykając oczy. Czuł, jakby w tym momencie trzymał wszystko, co miał. Leilani teraz była jedyną, która trzymała go przy tej zgniłej ziemi, tuż nad przepaścią. ─ Kocham Cię.
Nic nie było dla niego naturalniejszego niż wypowiedzenie teraz tych słów. Był nowym człowiekiem, dostał skrzydeł. To była najpiękniejsza chwila w jego plugawym życiu ─ trzymał w ramionach swoje szczęście. Kogoś, kto był połową niego i jego dawnej miłości, która dała mu powód do życia.
W międzyczasie Terra, ruda sunia pitbulla weszła do pomieszczenia, chcąc rozeznać się, czy już jest bezpiecznie, aczkolwiek na widok jej właściciela obejmującego dziewczynę… natychmiast chciała zobaczyć, kim jest ta istotka! Podbiegła z wielkim, psim uśmiechem, merdając ogonem jak śmigłem, zaraz obwąchując nogi Leii z zapałem, w ogóle niezrażona zapachem innego psa. Louis wciągnął psinę na kolana, trzymając ją jednocześnie, żeby z ekscytacji nie wskoczyła na Cigfran, bo szalała równo.
─ Terra już Cię uwielbia. ─ zaśmiał się, nie puszczając ani swojej ludzkiej, ani swojej włochatej córki.
Zabawne jak potrafili się porozumieć bez słów. Chyba byli do siebie bardziej podobni niż mogło im się zdawać, co tylko dobitnie potwierdzało pokrewieństwo między nimi. Że też nie spotkali się wcześniej... Być może nie popełniłaby pewnych błędów, nie wplątała się w pewne towarzystwo i ogólnie jej życie wyglądałoby nieco inaczej.
— Tylko byś spróbował ruszyć się gdzieś beze mnie — roześmiała się wtulając policzek w jego ramię czując, że wreszcie jest szczęśliwa. Wreszcie miała przy sobie ojca! Tego prawdziwego i fajniejszego, a nie tego buca George'a, który w przerwach od znęcania się nad nią, wydawał jej tylko rozkazy. Właściwie, była zadowolona, że to jednak nie on ją spłodził. Przynajmniej wreszcie mogła przyznać się przed samą sobą, że typa nienawidzi. Może i Conrad był mordercą, ale przynajmniej potrafił ją przytulić. Dzieci się wychowuje, a nie hoduje, też potrzebują trochę czułości. George chyba o tym zapominał.
I wtedy padły dwa słowa od których ponownie zebrało się jej na płacz. Początkowo chciała zaprotestować mówiąc, że przecież zna ją dopiero kilkadziesiąt minut, ale głos odmówił jej posłuszeństwa. Miłość przecież była irracjonalna, zwłaszcza ta rodziców do ich potomków. Objęła go mocniej, zapewne mocząc przy tym jego ubranie swoimi własnymi łzami, ale nie potrafiła się powstrzymać. Nikt nigdy nie powiedział jej czegoś takiego.
Ale dość użalania się nad samą sobą, gdy jeszcze nie poznało się piesków! Zauważyła ich kilka przy wejściu, aż za dziwne uznała, że do tej pory jeszcze jej nie obszczekały, albo chociaż obwąchały. Odsunęła się od Conrada pospiesznie wycierając łzy, jeszcze bardziej rozmazując już rozmazany tusz i uśmiechnęła się na widok przybyłej suczki.
— Cześć, Terra — wyciągnęła ku niej dłoń, dając najpierw ją obwąchać, by dopiero później przenieść ją na głowę psiaka i podrapać ją za uchem — Jakaś ty śliczna!
— Tylko byś spróbował ruszyć się gdzieś beze mnie — roześmiała się wtulając policzek w jego ramię czując, że wreszcie jest szczęśliwa. Wreszcie miała przy sobie ojca! Tego prawdziwego i fajniejszego, a nie tego buca George'a, który w przerwach od znęcania się nad nią, wydawał jej tylko rozkazy. Właściwie, była zadowolona, że to jednak nie on ją spłodził. Przynajmniej wreszcie mogła przyznać się przed samą sobą, że typa nienawidzi. Może i Conrad był mordercą, ale przynajmniej potrafił ją przytulić. Dzieci się wychowuje, a nie hoduje, też potrzebują trochę czułości. George chyba o tym zapominał.
I wtedy padły dwa słowa od których ponownie zebrało się jej na płacz. Początkowo chciała zaprotestować mówiąc, że przecież zna ją dopiero kilkadziesiąt minut, ale głos odmówił jej posłuszeństwa. Miłość przecież była irracjonalna, zwłaszcza ta rodziców do ich potomków. Objęła go mocniej, zapewne mocząc przy tym jego ubranie swoimi własnymi łzami, ale nie potrafiła się powstrzymać. Nikt nigdy nie powiedział jej czegoś takiego.
Ale dość użalania się nad samą sobą, gdy jeszcze nie poznało się piesków! Zauważyła ich kilka przy wejściu, aż za dziwne uznała, że do tej pory jeszcze jej nie obszczekały, albo chociaż obwąchały. Odsunęła się od Conrada pospiesznie wycierając łzy, jeszcze bardziej rozmazując już rozmazany tusz i uśmiechnęła się na widok przybyłej suczki.
— Cześć, Terra — wyciągnęła ku niej dłoń, dając najpierw ją obwąchać, by dopiero później przenieść ją na głowę psiaka i podrapać ją za uchem — Jakaś ty śliczna!
Louis Ashworth
Fresh Blood Lost in the City
Re: Dear daddy, you'll always be my number one.
Nie Lis 18, 2018 10:07 am
Nie Lis 18, 2018 10:07 am
Tylko byś spróbował ruszyć się gdzieś beze mnie!
Przeczesał jej miedziane włosy palcami, a zaraz puszczając ją, gdy chciała się lekko oddalić, mimo że on najchętniej ścisnąłby ją z całych sił, gdyby oczywiście nie wyrządził jej tym krzywdy, w co wątpił. Była budowy laleczki, którą najchętniej odstawiłby na półkę, aby tam nikt nie mógł jej tknąć. Była nadzwyczajnie podobna do Jonny, po nim miała prawdopodobnie tylko kolor oczu. Jednakże Ashworthowi to nie przeszkadzało w żadnym stopniu, bo to oznaczało, że jeżeli powłokę zewnętrzną ma po matce, wnętrze ma po tacie.
Conrad był bardzo dziwną ofiarą przemocy domowej. Co prawda, poszedł w ślady ojca, popadając w alkoholizm, lecz zerwał z nim i od lat jest czysty. Poza tym, nigdy nie doświadczając ojcowskiej miłości, potrafił ją okazywać. Na sto procent nie miał tego zakodowanego w psychice, to skąd się do brało?
Gdy zobaczył łzy dziewczyny, które uporczywie wycierała, sam dołączył się do osuszania ich przy pomocy swoich palców, po czym ucałował ją w czoło na przypieczętowanie swoich słów. Wiedział, że to szok pomieszany ze szczęściem, rozumiał. Obcy facet, który niedawno jak ostatni cham pytał jej, gdzie jest jej ochroniarz, teraz chciał rozszarpać zboczeńca, który odważył się położyć na niej łapy i mówił, że ją kocha. Absurdalne, ale prawdziwe.
─ Terrę mam najdłużej. Gdy tylko zobaczyłem ją w schronisku, wiedziałem, że bez niej nie wyjdę. Mówili, że jest agresywna i chcieli ją uśpić, ale powiedziałem, że mnie to g… obchodzi. ─ objaśnił Leilani, smyrając rudą sunię nosem za odgryzionym uchem.
Jak widać, łatka, której psu przykleili, mijała się z prawdą, co można wnioskować po wielkim uśmiechu szerokiego łba, który przebiłby serce na wskroś największemu gangsterowi. To przez Terrę Ashwortha zaczepiali na ulicy, chcąc ją pogłaskać. Głównie to z niej sąsiedzi go znali, zwłaszcza dzieci. Była najprzyjaźniejszą suczką pod słońcem, biczując ludzi po nogach swoim ogonem. Od razu z entuzjazmem przyjęła rękę, obwąchując ją, a potem wywaliła jęzor z paszczy, przymykając żółte, małe oczka.
Przeczesał jej miedziane włosy palcami, a zaraz puszczając ją, gdy chciała się lekko oddalić, mimo że on najchętniej ścisnąłby ją z całych sił, gdyby oczywiście nie wyrządził jej tym krzywdy, w co wątpił. Była budowy laleczki, którą najchętniej odstawiłby na półkę, aby tam nikt nie mógł jej tknąć. Była nadzwyczajnie podobna do Jonny, po nim miała prawdopodobnie tylko kolor oczu. Jednakże Ashworthowi to nie przeszkadzało w żadnym stopniu, bo to oznaczało, że jeżeli powłokę zewnętrzną ma po matce, wnętrze ma po tacie.
Conrad był bardzo dziwną ofiarą przemocy domowej. Co prawda, poszedł w ślady ojca, popadając w alkoholizm, lecz zerwał z nim i od lat jest czysty. Poza tym, nigdy nie doświadczając ojcowskiej miłości, potrafił ją okazywać. Na sto procent nie miał tego zakodowanego w psychice, to skąd się do brało?
Gdy zobaczył łzy dziewczyny, które uporczywie wycierała, sam dołączył się do osuszania ich przy pomocy swoich palców, po czym ucałował ją w czoło na przypieczętowanie swoich słów. Wiedział, że to szok pomieszany ze szczęściem, rozumiał. Obcy facet, który niedawno jak ostatni cham pytał jej, gdzie jest jej ochroniarz, teraz chciał rozszarpać zboczeńca, który odważył się położyć na niej łapy i mówił, że ją kocha. Absurdalne, ale prawdziwe.
─ Terrę mam najdłużej. Gdy tylko zobaczyłem ją w schronisku, wiedziałem, że bez niej nie wyjdę. Mówili, że jest agresywna i chcieli ją uśpić, ale powiedziałem, że mnie to g… obchodzi. ─ objaśnił Leilani, smyrając rudą sunię nosem za odgryzionym uchem.
Jak widać, łatka, której psu przykleili, mijała się z prawdą, co można wnioskować po wielkim uśmiechu szerokiego łba, który przebiłby serce na wskroś największemu gangsterowi. To przez Terrę Ashwortha zaczepiali na ulicy, chcąc ją pogłaskać. Głównie to z niej sąsiedzi go znali, zwłaszcza dzieci. Była najprzyjaźniejszą suczką pod słońcem, biczując ludzi po nogach swoim ogonem. Od razu z entuzjazmem przyjęła rękę, obwąchując ją, a potem wywaliła jęzor z paszczy, przymykając żółte, małe oczka.
Teraz, gdy wreszcie miała przy sobie tatę, z którego istnienia aż do dzisiejszego wieczora nie zdawała sobie sprawy, nie chciała pozwolić mu odejść. Nieważne, że był zbiegłym z więźniem skazanym za trzy morderstwa; Leilani czuła się przy nim bezpiecznie. No bo jak ktoś, kto jest tak dobry dla zwierząt może być złym człowiekiem? Bycia niemiłym dla ludzi w ogóle nie brała pod uwagę, bo ludzie to podłe istoty i często im się należało.
Może i jej wygląd sprawiał wrażenie, jakby cała jej osoba była krucha i delikatna, ale wewnątrz Lei siedział najprawdziwszy diabeł. Ci, którzy nie potrafią sobie radzić z takimi małymi złośliwymi i cwanymi istotkami, powinni trzymać się jak najdalej od niej.
— To tylko dowodzi, że każdemu należy się szansa — uśmiechnęła się drapiąc sunię pod pyszczkiem. A gdzie reszta maluszków się schowała? — Nie jestem zwolenniczką przemocy, ale o naszego pieska wygrałam bójkę z chłopakiem, który się nad nim znęcał. Wybiłam mu mleczaka.
Uniosła głowę do góry uśmiechając się dumnie. Aż ciężko uwierzyć, że ktoś taki jak Leilani mógł się bić. A jednak! Co prawda to był tylko jednorazowy incydent, ale nie czuła skruchy z tego powodu. Do niektórych można było przemówić tylko pięściami.
— Umm... Jak udało Ci się uciec? Czym się teraz zajmujesz? Jakie jest Twoje oficjalne nazwisko? Nie boisz się, że któregoś dnia wpadnie tutaj cały oddział antyterrorystyczny by Cię stąd zabrać? — nie wytrzymała i obsypała biednego Conrada pytaniami. Cóż za ciekawska istota z tej Leilani, ale w końcu chciała dowiedzieć się jak najwięcej o swoim ojcu, zaczynając od tych najważniejszych. Nie, wróć, wszystko na jego temat było teraz najważniejsze na świecie; jego ulubiony kolor, danie, jakiej muzyki słucha, jakie książki czyta (o ile w ogóle to robi), a nawet w jakiej pozycji śpi. Każdy najmniejszy szczegół, który córka powinna wiedzieć o swoim ojcu.
Może i jej wygląd sprawiał wrażenie, jakby cała jej osoba była krucha i delikatna, ale wewnątrz Lei siedział najprawdziwszy diabeł. Ci, którzy nie potrafią sobie radzić z takimi małymi złośliwymi i cwanymi istotkami, powinni trzymać się jak najdalej od niej.
— To tylko dowodzi, że każdemu należy się szansa — uśmiechnęła się drapiąc sunię pod pyszczkiem. A gdzie reszta maluszków się schowała? — Nie jestem zwolenniczką przemocy, ale o naszego pieska wygrałam bójkę z chłopakiem, który się nad nim znęcał. Wybiłam mu mleczaka.
Uniosła głowę do góry uśmiechając się dumnie. Aż ciężko uwierzyć, że ktoś taki jak Leilani mógł się bić. A jednak! Co prawda to był tylko jednorazowy incydent, ale nie czuła skruchy z tego powodu. Do niektórych można było przemówić tylko pięściami.
— Umm... Jak udało Ci się uciec? Czym się teraz zajmujesz? Jakie jest Twoje oficjalne nazwisko? Nie boisz się, że któregoś dnia wpadnie tutaj cały oddział antyterrorystyczny by Cię stąd zabrać? — nie wytrzymała i obsypała biednego Conrada pytaniami. Cóż za ciekawska istota z tej Leilani, ale w końcu chciała dowiedzieć się jak najwięcej o swoim ojcu, zaczynając od tych najważniejszych. Nie, wróć, wszystko na jego temat było teraz najważniejsze na świecie; jego ulubiony kolor, danie, jakiej muzyki słucha, jakie książki czyta (o ile w ogóle to robi), a nawet w jakiej pozycji śpi. Każdy najmniejszy szczegół, który córka powinna wiedzieć o swoim ojcu.
Louis Ashworth
Fresh Blood Lost in the City
Re: Dear daddy, you'll always be my number one.
Wto Lis 20, 2018 11:47 pm
Wto Lis 20, 2018 11:47 pm
─ Moja krew. ─ chlapnął, choć według podręcznika odpowiedzialnego rodzica powinien był ją skarcić, zbić i wtrącić do lochu, mimo że sam tak postąpiłby.
Podrapał psisko po grzbiecie, gdy ono zlizywało podkład z twarzy Cigfran, pchając się na nią przy tym z uporem maniaka, jakby od staranowania jej swoimi owłosionymi pośladkami zależało życie. Dobrze, że waży zaledwie piętnaście kilogramów, bo gdyby Tootsie miał taki temperament, trudniej byłoby go przystopować nawet Louisowi.
Gdy zaś ta zadała mu masę pytań, on skupił wszystkie swoje szare komórki, aby wszystkie z nich zapamiętać, bo rzeczywiście, chciał, żeby wiedziała. To działało w dwie strony, od niej też będzie wymagał całego ogromu informacji, bo szesnaście lat dla wszechświata to nic, ale dla młodego człowieka to cholernie dużo czasu, a co za tym idzie ─ wiele mogło się wydarzyć. Oczywiście połowa z tych odpowiedzi na te pytania to był materiał na osobną książkę.
─ Louis Joshua Ashworth, jestem mechanikiem samochodowym. ─ zaczął od tych mniej wymagających wyjaśnień. ─ Uciec… przypadkiem. Wielu z tych rzeczy nie pamiętam, wiem jedynie, że wszystkie blokady w drzwiach puściły w środku nocy. I wcześniej się nie bałem, teraz, gdy Cię mam, obawiam się, bo nie chcę Cię zostawiać. ─ mówiąc, uśmiechnął się i odgarnął jej splątane włosy za ucho. ─ Gdzie się uczysz i w której klasie jesteś?
Podrapał psisko po grzbiecie, gdy ono zlizywało podkład z twarzy Cigfran, pchając się na nią przy tym z uporem maniaka, jakby od staranowania jej swoimi owłosionymi pośladkami zależało życie. Dobrze, że waży zaledwie piętnaście kilogramów, bo gdyby Tootsie miał taki temperament, trudniej byłoby go przystopować nawet Louisowi.
Gdy zaś ta zadała mu masę pytań, on skupił wszystkie swoje szare komórki, aby wszystkie z nich zapamiętać, bo rzeczywiście, chciał, żeby wiedziała. To działało w dwie strony, od niej też będzie wymagał całego ogromu informacji, bo szesnaście lat dla wszechświata to nic, ale dla młodego człowieka to cholernie dużo czasu, a co za tym idzie ─ wiele mogło się wydarzyć. Oczywiście połowa z tych odpowiedzi na te pytania to był materiał na osobną książkę.
─ Louis Joshua Ashworth, jestem mechanikiem samochodowym. ─ zaczął od tych mniej wymagających wyjaśnień. ─ Uciec… przypadkiem. Wielu z tych rzeczy nie pamiętam, wiem jedynie, że wszystkie blokady w drzwiach puściły w środku nocy. I wcześniej się nie bałem, teraz, gdy Cię mam, obawiam się, bo nie chcę Cię zostawiać. ─ mówiąc, uśmiechnął się i odgarnął jej splątane włosy za ucho. ─ Gdzie się uczysz i w której klasie jesteś?
Czując, że Terra coraz bardziej na nią napiera, wyciągnęła swoje drobne ramiona i objęła ją, przytulając swój policzek do jej psiego pyszczka. A niech ją liże, nie była przecież z cukru, chociaż Conrad mógłby odnieść inne wrażenie, gdyby tylko spojrzał na jej zdjęcia z dzieciństwa. Taka mała puci puci kulesia~
Louis Ashworth. LS. Gdyby zmieniła nazwisko na jego, mieliby takie same inicjały, super, nie? W pierwszej chwili chciała mu to nawet zaproponować, ale powstrzymała się, uznając, że to jeszcze za wcześnie na takie decyzje. Zwłaszcza, że była nieletnia, a Conrad wciąż się ukrywał, dlatego jakiekolwiek działania prawne w tym kierunku mogłyby być dla tej dwójki problematyczne. Co innego gdyby mogła już o sobie decydować...
— To musiało być straszne — szepnęła wciąż atakowana przez suczkę — Wyjść po latach i zobaczyć, że wszystko jest inne, niż się zapamiętało! Gdybym była na Twoim miejscu, byłabym zagubiona i szybko bym dała się złapać...
Zachichotała, gdy język Terry znalazł się teraz na jej uchu. Co za cudowny piesek, o mój boże. Może go zabrać do domu? Ooo, albo lepiej! Sama się wprowadzić do Louisa!
— Nie pozwolę na to — skrzywiła się na myśl o tym, że mógłby pójść do więzienia. Po jej trupie! Albo raczej po trupach osób, które spróbują ich rozdzielić.
— Riverdale High. We wrześniu zaczęłam pierwszą klasę — odpowiedziała wtulając policzek w dłoń, która zajęła się jej włosami — Dostałam stypendium, ale nawet i bez niego... George zapewne zapłaciłby za szkołę.
Louis Ashworth. LS. Gdyby zmieniła nazwisko na jego, mieliby takie same inicjały, super, nie? W pierwszej chwili chciała mu to nawet zaproponować, ale powstrzymała się, uznając, że to jeszcze za wcześnie na takie decyzje. Zwłaszcza, że była nieletnia, a Conrad wciąż się ukrywał, dlatego jakiekolwiek działania prawne w tym kierunku mogłyby być dla tej dwójki problematyczne. Co innego gdyby mogła już o sobie decydować...
— To musiało być straszne — szepnęła wciąż atakowana przez suczkę — Wyjść po latach i zobaczyć, że wszystko jest inne, niż się zapamiętało! Gdybym była na Twoim miejscu, byłabym zagubiona i szybko bym dała się złapać...
Zachichotała, gdy język Terry znalazł się teraz na jej uchu. Co za cudowny piesek, o mój boże. Może go zabrać do domu? Ooo, albo lepiej! Sama się wprowadzić do Louisa!
— Nie pozwolę na to — skrzywiła się na myśl o tym, że mógłby pójść do więzienia. Po jej trupie! Albo raczej po trupach osób, które spróbują ich rozdzielić.
— Riverdale High. We wrześniu zaczęłam pierwszą klasę — odpowiedziała wtulając policzek w dłoń, która zajęła się jej włosami — Dostałam stypendium, ale nawet i bez niego... George zapewne zapłaciłby za szkołę.
Louis Ashworth
Fresh Blood Lost in the City
Re: Dear daddy, you'll always be my number one.
Pią Lis 23, 2018 1:17 pm
Pią Lis 23, 2018 1:17 pm
Cigfran miała absolutną rację, przystosowanie się i wtopienie w społeczeństwo było w tym całym procesie karkołomne. Trudno zachowywać się jak przeciętny obywatel, gdy przez jedenaście lat człowiek nie zmókł ani razu do suchej nitki, nie widział wschodu ani zachodu słońca. Conrad zgłupiał, gdy sąsiadka po przeprowadzce do USA zaprosiła go na kawę razem z panią Ayers. Ani nikt nie chciał od niego niczego na wymianę, ani nie przyszedł za tydzień z „krewisz mi”, ani nikt nie chował noża do masła w bieliźnie… Ciasto też było zajebiste. Aż zaczął się zastanawiać, co mógłby wytargować za 200 gramów kakao.
─ Nie znam się w ogóle na internecie, telefonach, komputerach… Może dasz mi jakieś lekcje? ─ zaśmiał się, wciąż wolną ręką drapiąc pitbulla, który przykleił się do jego pociechy i rozdzielenie ich wymagałoby siły. ─ Riverdale? Bardzo ładnie. A o czym myślałaś, żeby robić w przyszłości?
Cholera, ale był szczęśliwy. Miał takie zdolne dziecko. Oczywiście do powstania małego geniusza nie przysłużył się niczym innym poza spermą, ale duma go rozpierała, że była taką odpowiedzialną dziewczyną. Pewnie miała jednak trochę pstro w głowie, jak i on miał w tym wieku, ale wierzył, że jest na tyle rozsądna, że wykaraska się z niejednym problemów… i nie podzieli losu ojca idioty. Ona miała lepszy start i na to zasługiwała. Zresztą, na wszystko! Młoda, piękna, mądra, świat jest jej pisany. I czegokolwiek nie chciałaby robić w życiu, Louis to popierał z całej siły. Nie miał wobec niej żadnych chorych ambicji. Chyba, że jej plany wiązałyby się z jakimś wyjątkowym niebezpieczeństwem, wtedy musiałby ją od tego odwieźć.
─ Nie znam się w ogóle na internecie, telefonach, komputerach… Może dasz mi jakieś lekcje? ─ zaśmiał się, wciąż wolną ręką drapiąc pitbulla, który przykleił się do jego pociechy i rozdzielenie ich wymagałoby siły. ─ Riverdale? Bardzo ładnie. A o czym myślałaś, żeby robić w przyszłości?
Cholera, ale był szczęśliwy. Miał takie zdolne dziecko. Oczywiście do powstania małego geniusza nie przysłużył się niczym innym poza spermą, ale duma go rozpierała, że była taką odpowiedzialną dziewczyną. Pewnie miała jednak trochę pstro w głowie, jak i on miał w tym wieku, ale wierzył, że jest na tyle rozsądna, że wykaraska się z niejednym problemów… i nie podzieli losu ojca idioty. Ona miała lepszy start i na to zasługiwała. Zresztą, na wszystko! Młoda, piękna, mądra, świat jest jej pisany. I czegokolwiek nie chciałaby robić w życiu, Louis to popierał z całej siły. Nie miał wobec niej żadnych chorych ambicji. Chyba, że jej plany wiązałyby się z jakimś wyjątkowym niebezpieczeństwem, wtedy musiałby ją od tego odwieźć.
Ale teraz miał przy sobie Leilani, a ona dołoży wszelkich starań, by Conrad mógł odnaleźć się w społeczeństwie od którego przez jedenaście lat był odizolowany. Czuła się wielce pokrzywdzona faktem, że jej tata siedział w więzieniu, tracąc swoje najlepsze lata. Nawet jeśli zabił trójkę ludzi, ale przecież... Przecież nie miał innego wyjścia. Jak zły sędzia mógł zabrać jej tatusia skazując go na więzienie?
— Oh, to proste! W swoim czasie pokażę Ci, choć w Twoim wypadku... Chyba nie powinieneś zakładać kont na portalach społecznościowych. No wiesz, ryzyko, ze ktoś Cię rozpozna i tak dalej... — uśmiechnęła się znad łba Terry, która nie przestawała napierać na Leilani — Jeszcze nie wiem. Kiedyś chciałam zostać lekarzem, ale po śmierci Gwen... Brzydzę się widoku ran, krwi, a tych zapewne widziałabym dużo.
Lepszy start? Czy bycie traktowaną jak własność George'a to rzeczywiście taki dobry start? O wiele lepiej czułaby się mieszkając z Conradem w starej przyczepie, jedząc zupki chińskie i chodząc do przeciętnego liceum. Nie potrzebna jej prestiżowa szkoła, drogi telefon i komputer; wystarczyłaby świadomość, że jest kochana i akceptowana. Że nie ważne co chciałaby w życiu robić, zawsze miałaby wsparcie ojca i nie słuchałaby od niego, że mogłaby przestać grać na pianinie, bo to głupie i poza zabawianiem gości na przyjęciach nie ma przyszłości.
— Jak w ogóle poznaliście się z mamą? — wypaliła nagle wciąż obejmując psa — Ona by mi nigdy nie powiedziała.
— Oh, to proste! W swoim czasie pokażę Ci, choć w Twoim wypadku... Chyba nie powinieneś zakładać kont na portalach społecznościowych. No wiesz, ryzyko, ze ktoś Cię rozpozna i tak dalej... — uśmiechnęła się znad łba Terry, która nie przestawała napierać na Leilani — Jeszcze nie wiem. Kiedyś chciałam zostać lekarzem, ale po śmierci Gwen... Brzydzę się widoku ran, krwi, a tych zapewne widziałabym dużo.
Lepszy start? Czy bycie traktowaną jak własność George'a to rzeczywiście taki dobry start? O wiele lepiej czułaby się mieszkając z Conradem w starej przyczepie, jedząc zupki chińskie i chodząc do przeciętnego liceum. Nie potrzebna jej prestiżowa szkoła, drogi telefon i komputer; wystarczyłaby świadomość, że jest kochana i akceptowana. Że nie ważne co chciałaby w życiu robić, zawsze miałaby wsparcie ojca i nie słuchałaby od niego, że mogłaby przestać grać na pianinie, bo to głupie i poza zabawianiem gości na przyjęciach nie ma przyszłości.
— Jak w ogóle poznaliście się z mamą? — wypaliła nagle wciąż obejmując psa — Ona by mi nigdy nie powiedziała.
Louis Ashworth
Fresh Blood Lost in the City
Re: Dear daddy, you'll always be my number one.
Pon Lis 26, 2018 12:07 pm
Pon Lis 26, 2018 12:07 pm
Portale społecznościowe go tak interesowały, jak lokalna sytuacja polityczna w Singapurze. Ostatnim, co zapisałby na swojej liście rzeczy do zrobienia przed śmiercią byłoby „założyć konto na Twitterze”, więc o publiczne demaskowanie się nie musiała się obawiać. Zwyczajnie kupowanie przez internet było wygodne, a on nie wiedział, z której strony go ugryźć. W pracy też obsługa komputera byłaby mile widziana, a Louis ani me, ani be, ani pocałuj mnie w dupę.
─ Nie musisz koniecznie być chirurgiem. Możesz być neurologiem, psychiatrą, pediatrą, ortopedą… ─ mówił, oszczędzając sobie propozycję ginekologa, urologa i innych tego typu. Myślał dalej nad czymś, co wiązałoby się z ludzkim zdrowiem i pomocą chorym. ─ Albo fizjoterapeutą. Weterynarzem… choć tam krew jednak jest.
Na samo słowo „weterynarz” wtaczający się ze swoimi grubymi pośladkami do pomieszczenia Bruce podkulił ogon, on nie lubił wsadzania w szelki i wiszenia w powietrzu, żeby go zważyć. Albo oglądania pyska czy świecenia latarką w oczy. Ashworth zawsze musiał go okłamywać, że idą do sklepu zoologicznego po nowe zabawki, a ciągnąć go po ziemi musiał dopiero w momencie, gdy poczuł zapach kliniki. Taki kawał mięsa, a miłej pani w kitlu się bał, mimo że zawsze na odchodne dawała mu psie ciasteczko.
─ Z mamą? ─ powtórzył, przecierając sobie czoło, bo nie był to zbyt łatwy temat znowuż. Niby mniej trudny od kwestii tego, za co go posadzili, ale jednak… mogło być romantyczniej. ─ Pracowałem u niej przy remoncie, a moja siostra była nianią Gwen.
─ Nie musisz koniecznie być chirurgiem. Możesz być neurologiem, psychiatrą, pediatrą, ortopedą… ─ mówił, oszczędzając sobie propozycję ginekologa, urologa i innych tego typu. Myślał dalej nad czymś, co wiązałoby się z ludzkim zdrowiem i pomocą chorym. ─ Albo fizjoterapeutą. Weterynarzem… choć tam krew jednak jest.
Na samo słowo „weterynarz” wtaczający się ze swoimi grubymi pośladkami do pomieszczenia Bruce podkulił ogon, on nie lubił wsadzania w szelki i wiszenia w powietrzu, żeby go zważyć. Albo oglądania pyska czy świecenia latarką w oczy. Ashworth zawsze musiał go okłamywać, że idą do sklepu zoologicznego po nowe zabawki, a ciągnąć go po ziemi musiał dopiero w momencie, gdy poczuł zapach kliniki. Taki kawał mięsa, a miłej pani w kitlu się bał, mimo że zawsze na odchodne dawała mu psie ciasteczko.
─ Z mamą? ─ powtórzył, przecierając sobie czoło, bo nie był to zbyt łatwy temat znowuż. Niby mniej trudny od kwestii tego, za co go posadzili, ale jednak… mogło być romantyczniej. ─ Pracowałem u niej przy remoncie, a moja siostra była nianią Gwen.
Właściwie, to dobrze, że nie interesowały go social media. Pomijając już ryzyko zdemaskowania, mógłby przypadkiem odkryć Instagrama Leilani i zacząć namiętnie stalkować jej posty, a jeszcze namiętniej przeglądać komentarze pod nimi od biednych chłopców z Indii i innych degeneratów, którzy biorą młodą Cigfran za dwunastolatkę i wysyłają dicki.
— To mnie przydałby się psychiatra — w połączeniu z jej chichotem można było odebrać to stwierdzenie jako niewinny żart nastolatki, tymczasem za jej słowami kryło się błaganie o pomoc. Z początku niewykrywalne, z czasem nabierające na siłę.
Zerknęła na biednego Bruce'a i roześmiała się. Tak szczerze, bo naprawdę rozbawiła ją reakcja czworonoga na słowo "weterynarz". Ojoj, biedny bubuś!
— Tato... Huh, mogę Ci tak mówić, prawda? — spojrzała na Conrada wyczekująco — W każdym razie nie strasz pieska. To bardzo mądre stworzenia. Mądrzejsze niż niektórzy ludzie...
Ostatnie zdanie dodała półszeptem, wyciągając rękę w stronę nowego kolegi. Podejdzie, czy raczej będzie wolał zachować dystans, w przeciwieństwie do swojej kompanki?
Remont i niania. Brzmi całkiem romantycznie.
— Wiesz... Kiedy pokazałam mamie tamto zdjęcie... O rany, nigdy nie widziałam jej aż tak przygnębionej od pogrzebu... — wyznała rozpieszczając Terrę drapankiem za uchem — Teraz wszystko rozumiem. Chyba.
— To mnie przydałby się psychiatra — w połączeniu z jej chichotem można było odebrać to stwierdzenie jako niewinny żart nastolatki, tymczasem za jej słowami kryło się błaganie o pomoc. Z początku niewykrywalne, z czasem nabierające na siłę.
Zerknęła na biednego Bruce'a i roześmiała się. Tak szczerze, bo naprawdę rozbawiła ją reakcja czworonoga na słowo "weterynarz". Ojoj, biedny bubuś!
— Tato... Huh, mogę Ci tak mówić, prawda? — spojrzała na Conrada wyczekująco — W każdym razie nie strasz pieska. To bardzo mądre stworzenia. Mądrzejsze niż niektórzy ludzie...
Ostatnie zdanie dodała półszeptem, wyciągając rękę w stronę nowego kolegi. Podejdzie, czy raczej będzie wolał zachować dystans, w przeciwieństwie do swojej kompanki?
Remont i niania. Brzmi całkiem romantycznie.
— Wiesz... Kiedy pokazałam mamie tamto zdjęcie... O rany, nigdy nie widziałam jej aż tak przygnębionej od pogrzebu... — wyznała rozpieszczając Terrę drapankiem za uchem — Teraz wszystko rozumiem. Chyba.
Louis Ashworth
Fresh Blood Lost in the City
Re: Dear daddy, you'll always be my number one.
Pon Gru 10, 2018 10:22 am
Pon Gru 10, 2018 10:22 am
Słowa Cigfran o psychiatrze wywołały u niego zmieszanie, które odznaczyło się na jego twarzy. Nie dopytywał na razie, może rzeczywiście miał to potraktować jako żart z jej strony, aczkolwiek u kogoś takiego jak Louis zapalały lampeczkę z tyłu głowy. Może fałszywy alarm?
Ashworth gwizdnął na Bruce’a, a ten podszedł do tej dwójki już nie z podkulonym, ale uniesionym ogonem. Sam mógłby zachowywać dystans, ale gdy sam opiekun zaganiał go do socjalizacji z obcymi, nie był wrogo nastawiony. W gruncie rzeczy ten bury czołg jest bardzo przyjacielskim stworzeniem. Może nie w takim stopniu jak Terra, ale bezapelacyjnie był dobrym chłopcem, który zasługiwał na drapanie pod brodą.
─ Wiem, że są. ─ mówiąc, przyciągnął psa za obrożę z logo Batmana, a ten zaczął wąchać oblegane przez cielsko Terry. ─ Dlatego ich tyle mam.
Właściwie to dlatego, że nie mógł przejść obok czworonogów obojętnie. Wszystko, co stare, brudne i kulawe to jego. Nie oczekiwał od nich rozumienia ludzkiej mowy, miliona sztuczek, bronienia domu albo biegania przez tory przeszkód. Zwłaszcza, że najstarszy jego zwierz miał czternaście lat, a najmłodszy był ten oto bury boidupa. Podrapał Bruce’a za uchem, zerkając na pieszczącą sunię córkę.
─ To był bardzo trudny okres i dla niej, i dla mnie. ─ powiedział, jak przynajmniej podejrzewał, bo odwoływał się do tylko swoich uczuć. Nie chciał mówić Leilani o tym, jak wiele za złe miał jej matce, gdy go wystawiła do wiatru w momencie, gdy potrzebował jej najbardziej.
Ashworth gwizdnął na Bruce’a, a ten podszedł do tej dwójki już nie z podkulonym, ale uniesionym ogonem. Sam mógłby zachowywać dystans, ale gdy sam opiekun zaganiał go do socjalizacji z obcymi, nie był wrogo nastawiony. W gruncie rzeczy ten bury czołg jest bardzo przyjacielskim stworzeniem. Może nie w takim stopniu jak Terra, ale bezapelacyjnie był dobrym chłopcem, który zasługiwał na drapanie pod brodą.
─ Wiem, że są. ─ mówiąc, przyciągnął psa za obrożę z logo Batmana, a ten zaczął wąchać oblegane przez cielsko Terry. ─ Dlatego ich tyle mam.
Właściwie to dlatego, że nie mógł przejść obok czworonogów obojętnie. Wszystko, co stare, brudne i kulawe to jego. Nie oczekiwał od nich rozumienia ludzkiej mowy, miliona sztuczek, bronienia domu albo biegania przez tory przeszkód. Zwłaszcza, że najstarszy jego zwierz miał czternaście lat, a najmłodszy był ten oto bury boidupa. Podrapał Bruce’a za uchem, zerkając na pieszczącą sunię córkę.
─ To był bardzo trudny okres i dla niej, i dla mnie. ─ powiedział, jak przynajmniej podejrzewał, bo odwoływał się do tylko swoich uczuć. Nie chciał mówić Leilani o tym, jak wiele za złe miał jej matce, gdy go wystawiła do wiatru w momencie, gdy potrzebował jej najbardziej.
Znali się tak krótko, a już zasługiwał na medal dla Najlepszego Ojca. Nie bagatelizował słów swojej latorośli, gdy ta w niby żartach zaczęła mówić o swoich problemach, biorąc to za jedynie nastoletnie wygłupy. W przeciwieństwie do Jonny. A może nie? Może po prostu nie wiedziała jak powinna zacząć rozmawiać z córką? Albo alkohol poprzepalał jej wszystkie styki w mózgu i stała się odrętwiała na wszystko co wokół się stało, nie zauważając oczywistych aluzji i próśb o pomoc.
Z zainteresowaniem przyglądała się kolejnemu czworonogowi, który został przywołany przez ojca. Schemat postępowania Leilani przy pierwszym kontakcie ze zwierzęciem był taki sam, jak w przypadku Terry, wyciągnęła dłoń dając mu obwąchać jej zewnętrzną stronę, a gdy upewniła się, że pies nie czuje żadnego zagrożenia z jej strony, ostrożnie poklepała go po łebku.
— Cześć kolego! — przywitała się drapiąc go za uchem — Jak się masz?
Zaraz potem przeniosła wzrok na Louisa.
— "Tyle", to znaczy... ile? Naliczyłam się trzech, chyba, że któregoś przeoczyłam — uśmiechnęła się, tak niewinnie i szczerze, w sposób w jaki nie robiła tego od czterech lat. Jeśli po spotkaniu z tatą nie będą boleć ją od tego policzki, to będzie najprawdziwszy cud.
— Domyślam się, że musiało być Wam ciężko. — westchnęła tym samym uznając temat za zamknięty. Czuła, że Conrad nie chciał o tym rozmawiać, dlatego też nie próbowała dalej drążyć. Przyjdzie czas, gdy wszystkiego się dowie.
— Ummm... Twoja siostra ma na imię Delight? Wśród tych zdjęć z Australii było jedno z dziewczyną, która mogła mieć na oko jakieś dwadzieścia lat, trzymała na rękach moją siostrę,a z tyłu był podpis "Gwen i Delight, sierpień 2005". Ale to zdjęcie, podobnie jak resztę tych z Australii, zabrała mi mama i nie wiem gdzie schowała... Zostało mi tylko to, które Ci pokazałam. — zapytała po chwili nie przestając pieszcząc obu psiaków naraz. Dobrze, że miała dwie ręce, ale jeśli przyjdzie kolejny, to będzie go chyba miziać nosem, albo stópką.
Z zainteresowaniem przyglądała się kolejnemu czworonogowi, który został przywołany przez ojca. Schemat postępowania Leilani przy pierwszym kontakcie ze zwierzęciem był taki sam, jak w przypadku Terry, wyciągnęła dłoń dając mu obwąchać jej zewnętrzną stronę, a gdy upewniła się, że pies nie czuje żadnego zagrożenia z jej strony, ostrożnie poklepała go po łebku.
— Cześć kolego! — przywitała się drapiąc go za uchem — Jak się masz?
Zaraz potem przeniosła wzrok na Louisa.
— "Tyle", to znaczy... ile? Naliczyłam się trzech, chyba, że któregoś przeoczyłam — uśmiechnęła się, tak niewinnie i szczerze, w sposób w jaki nie robiła tego od czterech lat. Jeśli po spotkaniu z tatą nie będą boleć ją od tego policzki, to będzie najprawdziwszy cud.
— Domyślam się, że musiało być Wam ciężko. — westchnęła tym samym uznając temat za zamknięty. Czuła, że Conrad nie chciał o tym rozmawiać, dlatego też nie próbowała dalej drążyć. Przyjdzie czas, gdy wszystkiego się dowie.
— Ummm... Twoja siostra ma na imię Delight? Wśród tych zdjęć z Australii było jedno z dziewczyną, która mogła mieć na oko jakieś dwadzieścia lat, trzymała na rękach moją siostrę,a z tyłu był podpis "Gwen i Delight, sierpień 2005". Ale to zdjęcie, podobnie jak resztę tych z Australii, zabrała mi mama i nie wiem gdzie schowała... Zostało mi tylko to, które Ci pokazałam. — zapytała po chwili nie przestając pieszcząc obu psiaków naraz. Dobrze, że miała dwie ręce, ale jeśli przyjdzie kolejny, to będzie go chyba miziać nosem, albo stópką.
Louis Ashworth
Fresh Blood Lost in the City
Re: Dear daddy, you'll always be my number one.
Sro Gru 12, 2018 10:19 am
Sro Gru 12, 2018 10:19 am
Bruce rozwarł swój metrowy na szerokość pysk i oddał się drapaniu, usadzając się przed nową właścicielką, która nie miała w ręku kawałka smażonego kurczaka, lecz była człowiekiem, który miał czarny pas w rozbestwianiu sierściuchów. Ashworth dołączył się do molestowania psa, drapiąc go po jego ulubionym miejscu na zadzie, przez co temu zaczęła pląsać noga.
─ Cztery są. ─ mówiąc, zaczął gwizdać na dwukilogramowego siwka, który wyszedł spod stolika kawowego niemrawo. ─ O, tutaj jest. To Wayne. ─ mówiąc, wziął chihuahuę na rękę i pogłaskał po grzbiecie, dając znak, że nic mu nie grozi.
Nie można zaprzeczyć, ten mały futrzak odstawał od złowrogo wyglądających trzech innych psów, choć trudno tak opisywać dwie uśmiechnięte bestyjki i jednego Grumpy Doga. Niemniej jednak, Wayne bardziej pasował na posiłek jednego z nich niż na kompana, lecz bury czworonóg zajęty dotąd drapaniem od razu trącił staruszka nosem. Może sprawdzał, czy jeszcze żyje, bo wyglądał na nieco martwego w środeczku.
─ Tak, Delight. ─ potwierdził nieco nieobecny przez zadane mu pytanie, a następnie zwrócił twarz w stronę córki. ─ Czyli Twoja mama ma jej zdjęcia? Widziałaś ich więcej?
Tak, Conrad zawsze uważał, że Jonna miała obsesję na punkcie fotografowania. Może to wcale nie zakrawało o jakieś natręctwo, ale w kontraście do Savage’a, który w życiu nie miał aparatu w rękach, mogło to być dla niego dziwne. Niemniej jednak, jej nawyki mogły uratować pamięć o Delight, której żadnych zdjęć mężczyzna nie miał. Choć to oznaczało, że jego kochanka miała też jego zdjęcia z młodości, które też mogła znaleźć ich córka, a to nie było zbyt optymistyczną wizją. Mimo że dziś Conrad wygląda na naprawdę doświadczonego przez życie, ten stan nie umywa się do krytycznego momentu w jego narkotycznym transie.
─ Cztery są. ─ mówiąc, zaczął gwizdać na dwukilogramowego siwka, który wyszedł spod stolika kawowego niemrawo. ─ O, tutaj jest. To Wayne. ─ mówiąc, wziął chihuahuę na rękę i pogłaskał po grzbiecie, dając znak, że nic mu nie grozi.
Nie można zaprzeczyć, ten mały futrzak odstawał od złowrogo wyglądających trzech innych psów, choć trudno tak opisywać dwie uśmiechnięte bestyjki i jednego Grumpy Doga. Niemniej jednak, Wayne bardziej pasował na posiłek jednego z nich niż na kompana, lecz bury czworonóg zajęty dotąd drapaniem od razu trącił staruszka nosem. Może sprawdzał, czy jeszcze żyje, bo wyglądał na nieco martwego w środeczku.
─ Tak, Delight. ─ potwierdził nieco nieobecny przez zadane mu pytanie, a następnie zwrócił twarz w stronę córki. ─ Czyli Twoja mama ma jej zdjęcia? Widziałaś ich więcej?
Tak, Conrad zawsze uważał, że Jonna miała obsesję na punkcie fotografowania. Może to wcale nie zakrawało o jakieś natręctwo, ale w kontraście do Savage’a, który w życiu nie miał aparatu w rękach, mogło to być dla niego dziwne. Niemniej jednak, jej nawyki mogły uratować pamięć o Delight, której żadnych zdjęć mężczyzna nie miał. Choć to oznaczało, że jego kochanka miała też jego zdjęcia z młodości, które też mogła znaleźć ich córka, a to nie było zbyt optymistyczną wizją. Mimo że dziś Conrad wygląda na naprawdę doświadczonego przez życie, ten stan nie umywa się do krytycznego momentu w jego narkotycznym transie.
Strona 2 z 3 • 1, 2, 3
Pozwolenia na tym forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach