▲▼
Strona 2 z 2 • 1, 2
First topic message reminder :
Czy wymawiając nazwę tego miejsca można skojarzyć ją z czymś nadzwyczajnym? Nigdy w życiu. Wieńczący ósme piętro połać płaskiej, betonowej wylewki nie wyróżnia się zbytnio na tle budynków, chociaż można się na nim nacieszyć chwilą samotności, bowiem jest praktycznie niemożliwe, aby wypatrzeć kogoś szalejącego tam z dołu. Drugi atutem natomiast jest widok rozpościerający się poniżej, który można klasyfikować na całkiem imponujący.
Droga do centrum przebiegła bez większych komplikacji, niech żyje komunikacja miejska! Aczkolwiek problemy zaczęły się już na wjeździe do starej części miasta, która dziwnym trafem była zakorkowana. Zwracając uwagę na porę dnia można było pokusić się o tłumaczenie tego zjawiska powrotem mieszkańców z miejsc pracy, jednakże na widok kierującego ruchem policjanta i migający w oddali ambulans wskazywały na nieco inne przyczyny. Szczęściem w nieszczęściu mieli nieco ułatwioną sprawę z dostaniem się na dach, skoro oczy wszystkich skupiły się na wypadku.
Wejście ewakuacyjne dziwnym trafem było otwarte, toteż po mozolnej wspinaczce po schodach w końcu stanęli na dachu, zatrzaskując za sobą drzwi. O zbliżającej się ku wieczorowi porze raczej nikt nie zapuszczał się aż tak wysoko, toteż ryzyko nakrycia ich spotkania było minimalne. Dziewczynę tym bardziej cieszył fakt, że zachodzące słońce w pełni oświetlało dach budynku, przez co zimno jeszcze nie dawało popalić. Zdejmując kurtkę, blondynka usiadła na betonie po turecku, twarzą zwracając się do słońca.
- Nie myślałam, że to będzie takie banalne... To co najpierw? - rzuciła z entuzjazmem, sięgając po torbę. Postępując zgodnie z planem, wcześniej udało się im zahaczyć o mały sklepik, gdzie sprzedawał znajomy Jasona, jej brata. Po zaopatrzeniu się w odpowiedni prowiant i dostaniu w gratisie lizaków przystąpili do następnego kroku, przez właśnie znajdowali się w tym miejscu. Dłoń dziewczyny niezgrabnie przeczesywała plastikową torbę, w której to i owo obijało się od siebie z cudownym brzdękiem. Na sam początek wygrzebała ofiarowanego Chupa Chupsa, który w momencie znalazł się w jej buzi. Kątem oka już sięgała do papierowej torby z mini pizzami, które miały stać się jej następnym celem.
- Po pierwsze, nie masz żadnej dziewczyny wariatki, która w magiczny sposób mnie namierzy, a jutro rano obudzę się z oskalpowaną, w najlepszym przypadku, głową? - zapytała ni to na poważnym ni zabawnym tonem, wyciągając lizaka z buzi.
Czy wymawiając nazwę tego miejsca można skojarzyć ją z czymś nadzwyczajnym? Nigdy w życiu. Wieńczący ósme piętro połać płaskiej, betonowej wylewki nie wyróżnia się zbytnio na tle budynków, chociaż można się na nim nacieszyć chwilą samotności, bowiem jest praktycznie niemożliwe, aby wypatrzeć kogoś szalejącego tam z dołu. Drugi atutem natomiast jest widok rozpościerający się poniżej, który można klasyfikować na całkiem imponujący.
***
Droga do centrum przebiegła bez większych komplikacji, niech żyje komunikacja miejska! Aczkolwiek problemy zaczęły się już na wjeździe do starej części miasta, która dziwnym trafem była zakorkowana. Zwracając uwagę na porę dnia można było pokusić się o tłumaczenie tego zjawiska powrotem mieszkańców z miejsc pracy, jednakże na widok kierującego ruchem policjanta i migający w oddali ambulans wskazywały na nieco inne przyczyny. Szczęściem w nieszczęściu mieli nieco ułatwioną sprawę z dostaniem się na dach, skoro oczy wszystkich skupiły się na wypadku.
Wejście ewakuacyjne dziwnym trafem było otwarte, toteż po mozolnej wspinaczce po schodach w końcu stanęli na dachu, zatrzaskując za sobą drzwi. O zbliżającej się ku wieczorowi porze raczej nikt nie zapuszczał się aż tak wysoko, toteż ryzyko nakrycia ich spotkania było minimalne. Dziewczynę tym bardziej cieszył fakt, że zachodzące słońce w pełni oświetlało dach budynku, przez co zimno jeszcze nie dawało popalić. Zdejmując kurtkę, blondynka usiadła na betonie po turecku, twarzą zwracając się do słońca.
- Nie myślałam, że to będzie takie banalne... To co najpierw? - rzuciła z entuzjazmem, sięgając po torbę. Postępując zgodnie z planem, wcześniej udało się im zahaczyć o mały sklepik, gdzie sprzedawał znajomy Jasona, jej brata. Po zaopatrzeniu się w odpowiedni prowiant i dostaniu w gratisie lizaków przystąpili do następnego kroku, przez właśnie znajdowali się w tym miejscu. Dłoń dziewczyny niezgrabnie przeczesywała plastikową torbę, w której to i owo obijało się od siebie z cudownym brzdękiem. Na sam początek wygrzebała ofiarowanego Chupa Chupsa, który w momencie znalazł się w jej buzi. Kątem oka już sięgała do papierowej torby z mini pizzami, które miały stać się jej następnym celem.
- Po pierwsze, nie masz żadnej dziewczyny wariatki, która w magiczny sposób mnie namierzy, a jutro rano obudzę się z oskalpowaną, w najlepszym przypadku, głową? - zapytała ni to na poważnym ni zabawnym tonem, wyciągając lizaka z buzi.
Odrobinę.
Nawet na trzeźwo nie miałby zamiaru ryzykować chodząc przy samej krawędzi. Wystarczył mocniejszy podmuch wiatru, spojrzenie w dół i już zaliczamy niepowtarzalną i jedyną w życiu podróż 9 pięter niżej. A tak w zależności od przypadku czekał nas chodnik, trawnik albo żywopłot. Żadna opcja nie zapewniała możliwości przeżycia lotu. Tak samo jak poprawy jakości wyglądu we wnętrzu trumny. Tylko wariat otwierałby dębowe pudło z tak zmasakrowanymi zwłokami. Dojść tych sceptycznych myśli!
Raven.
W jego ustach to imię zabrzmiało niezwykle ciepło. Nutka szeptu i poalkoholowej chrypki sprawiła, że sam nie poznał własnego głosu. Tym razem wyszło mu to nawet seksownie czego nigdy się po sobie nie spodziewał.
Kiedy ten mały, rogaty diabeł zaczął się zbliżać, Ros opuścił piwo na znak zwiastunu dobicia handlu wymiennego. Jak mógł przewidzieć w ostatniej chwili chciała mu zwiać chociaż nie było to aż takie łatwe ze względu na szybką interwencję ze strony bruneta. Dokładnie wtedy kiedy śmiała dotknąć największą świętość, jego włosy, złapał ją w pasie i przerzucił przez bark jak worek kartofli. Ważyła tyle co nic więc to żaden problem.
Jeśli coś w wyglądzie Vicotora było nietykalne, to były to włosy. Zadbane, lśniące, zawsze ułożone. Za takie targanie należała się kara, którą wymierzył szybko i bez pytania. Jeden klaps wylądował na jej pośladku niosąc za sobą charakterystyczny dźwięk. Po tym jakże zapewne bolesnym ataku, odstawił winowajce na własne nogi.
Nie mam ochoty i Ty też...
Urwał widząc jak pije jego alko. On już wiedział, że jutrzejszy dzień będzie dla niej ciężki. Lada moment poczuje się naprawdę bardzo wstawiona a on będzie musiał ją odstawić pod bramę domu. Jak ktoś nie pije i nagle walnie kilka browarów przepitych tym ziołowym trunkiem, to nie ma bata żeby zachował trzeźwość.
Patrząc na nią trochę z politowaniem odstawił pełne piwo na płaszczyznę dachu. W czasie tych całych zabaw na poziomie szkoły podstawowej zrobiło się już naprawdę ciemno. Chociaż światła latarni dawały blask już parę minut, on dostrzegł to dopiero teraz. Podchodząc do dziewczyny wskazał ruchem głowy żeby się obróciła i spojrzała za siebie. Chociaż miasto nie mogło się równać z jego poprzednim domem, to widok na nie o tej porze był cudowny.
Zobacz.
Skrzyżował ręce na klacie gapiąc się na te wszystkie domy, wieżowce, ulice i parki, które spowite w lekkiej, jesiennej mgle, zaznaczały swoją obecność subtelnym światłem. Małe, białe punkty odbijały się w jego ciemnych oczach a on wiedział, że właśnie o ten moment mu chodziło. To będzie jedno z pierwszych, lepszych wspomnień. Na pewno.
Spadamy Raven. Odprowadzę Cię pod dom ale najpierw podaj mi swój numer. Będę dzwonił w sprawie sali.
Wysunął jej w dłoń odblokowany telefon. Sam zaś zaczął pakować do plecaka fajki, zapalniczkę i śmieci w torbie. Wyrzuci je pod blokiem do jakiegoś kosza. Jeśli takowy zauważy.
Nawet na trzeźwo nie miałby zamiaru ryzykować chodząc przy samej krawędzi. Wystarczył mocniejszy podmuch wiatru, spojrzenie w dół i już zaliczamy niepowtarzalną i jedyną w życiu podróż 9 pięter niżej. A tak w zależności od przypadku czekał nas chodnik, trawnik albo żywopłot. Żadna opcja nie zapewniała możliwości przeżycia lotu. Tak samo jak poprawy jakości wyglądu we wnętrzu trumny. Tylko wariat otwierałby dębowe pudło z tak zmasakrowanymi zwłokami. Dojść tych sceptycznych myśli!
Raven.
W jego ustach to imię zabrzmiało niezwykle ciepło. Nutka szeptu i poalkoholowej chrypki sprawiła, że sam nie poznał własnego głosu. Tym razem wyszło mu to nawet seksownie czego nigdy się po sobie nie spodziewał.
Kiedy ten mały, rogaty diabeł zaczął się zbliżać, Ros opuścił piwo na znak zwiastunu dobicia handlu wymiennego. Jak mógł przewidzieć w ostatniej chwili chciała mu zwiać chociaż nie było to aż takie łatwe ze względu na szybką interwencję ze strony bruneta. Dokładnie wtedy kiedy śmiała dotknąć największą świętość, jego włosy, złapał ją w pasie i przerzucił przez bark jak worek kartofli. Ważyła tyle co nic więc to żaden problem.
Jeśli coś w wyglądzie Vicotora było nietykalne, to były to włosy. Zadbane, lśniące, zawsze ułożone. Za takie targanie należała się kara, którą wymierzył szybko i bez pytania. Jeden klaps wylądował na jej pośladku niosąc za sobą charakterystyczny dźwięk. Po tym jakże zapewne bolesnym ataku, odstawił winowajce na własne nogi.
Nie mam ochoty i Ty też...
Urwał widząc jak pije jego alko. On już wiedział, że jutrzejszy dzień będzie dla niej ciężki. Lada moment poczuje się naprawdę bardzo wstawiona a on będzie musiał ją odstawić pod bramę domu. Jak ktoś nie pije i nagle walnie kilka browarów przepitych tym ziołowym trunkiem, to nie ma bata żeby zachował trzeźwość.
Patrząc na nią trochę z politowaniem odstawił pełne piwo na płaszczyznę dachu. W czasie tych całych zabaw na poziomie szkoły podstawowej zrobiło się już naprawdę ciemno. Chociaż światła latarni dawały blask już parę minut, on dostrzegł to dopiero teraz. Podchodząc do dziewczyny wskazał ruchem głowy żeby się obróciła i spojrzała za siebie. Chociaż miasto nie mogło się równać z jego poprzednim domem, to widok na nie o tej porze był cudowny.
Zobacz.
Skrzyżował ręce na klacie gapiąc się na te wszystkie domy, wieżowce, ulice i parki, które spowite w lekkiej, jesiennej mgle, zaznaczały swoją obecność subtelnym światłem. Małe, białe punkty odbijały się w jego ciemnych oczach a on wiedział, że właśnie o ten moment mu chodziło. To będzie jedno z pierwszych, lepszych wspomnień. Na pewno.
Spadamy Raven. Odprowadzę Cię pod dom ale najpierw podaj mi swój numer. Będę dzwonił w sprawie sali.
Wysunął jej w dłoń odblokowany telefon. Sam zaś zaczął pakować do plecaka fajki, zapalniczkę i śmieci w torbie. Wyrzuci je pod blokiem do jakiegoś kosza. Jeśli takowy zauważy.
//Worek kartofli XDDD
Protest, jaki objawił się nie tylko na jej twarzy, ale przede wszystkim w geście nie zdążył nawet dosięgnąć chłopaka, który zainterweniował za szybko jak na jej możliwości. W momencie świat zawirował, a jedynie co poczuła to nagle spotkanie jej spiętej przepony z jego miększym o warstwę kurtki barkiem. Wiercenie i wyzywanie go od największych chujów tego świata nie przyniosło oczekiwanych efektów - nagły chlast i rozlewające się pieczenie od idealnie siadającej ręki chwilowo ukrócił jej wygibasy, ale za to przeistoczył się syknięcie i jeszcze jakieś drobne przekleństwo, które ciężko było wyłapać. Czując grunt pod nogami, odruchowo złapała się za tyłek, spoglądając na bruneta spod byka.
- No to już znam twój słaby punkt, Księżniczko. - rozjuszone oblicze na moment rozpromienił uśmiech, który dla chłopaka nie zwiastował nic dobrego. Nie to, że była wredn... No dobra, była. Ale to z czystej sympatii.
Po kilku łykach poczuła, że za chwilę osiągnie swój limit. Aby temu zapobiec, odłożyła dzierżoną butelkę, której opróżnienie byłoby efektem katastrofy. Z lekka głupkowatym uśmiechem, stanęła koło chłopaka, również krzyżując ręce na piersi. Rozpościerający się przed nimi widok może nie dorównywał tym z balkonów kilkunastopiętrowych wieżowców, ale był równie urzekający. Jednym z wielu atutów tego miasta był fakt, że nigdy nie szło ono spać. Co uśpione za dnia, nocą otwierało oczy, a wraz z tym nowe możliwości dla każdego znudzonego rutyną dnia mieszkańca.
Panującą od dłuższej chwili ciszę przerwały ich słowa, schodzące się w jeden głos. Z obecnym refleksem, a raczej jego nikłymi szczątkami, dziewczynie nie udało się dokończyć wypowiedzi, która w jej głowie pokrywała się z tym, co mówił brunet. Spojrzała na niego, kiwając przy tym nieznacznie głową. Dopiero, gdy otrzymała od niego telefon zauważyła, że w świetle ekranu wydychane powietrze materializowało się pod postacią pary. Naprawdę było aż tak zimno?
- Puść potem sygnałka. Nigdy nie oddzwaniam na nieznane numery. - rzuciła oznajmującym tonem, w międzyczasie poprawiając wpisane cyferki z pięć razy. Patent z przestępowaniem z nogi na nogę powoli tracił na swojej funkcjonalności. Oddając, a raczej wpychając mu telefon w dłonie, ruszyła po swoją torebkę, przy okazji pakując puste butelki i papierową torbę do białej reklamówki. Wyprostowała się i spoglądając w stronę ciężko westchnęła, po czym prawie generalskim tonem rzuciła w eter nieco głośne Idziemy!, zwracając się w kierunku drzwi. Dopiero gdy wyszła na klatkę, zrozumiała powagę stojącego przed nią zdania. Na rysujące się przed nią kilka pięter drobnych stopni zaklęła pod nosem, po czym odrzuciła głowę do tyłu. Jeżeli w tym stanie nie przewróci się na którymś ze schodków, zasłuży na order zdolnej pijaczyny.
Droga do domu bardzo się jej dłużyła. Może z początku adrenalina wyprodukowana na potrzebę odblokowania zdolności schodzenia po schodach pozwalała jej na zasypywanie chłopaka masą głupich faktów i gadania od rzeczy, to tak w połowie jej siły wyparowały jak bateria w iphonie po dwóch godzinach użytkowania. Doszło już nawet do tego, że w krytycznym stanie głową opierała się o chłopaka, nawet nie zwracając uwagi na to, na jak bardzo najebaną musiała wyglądać w jego oczach. W końcu, po przetoczeniu się z samego centrum na wyludnione przedmieścia, znaleźli się pod bramą jej posesji. Szczęście, że Rhego nie biegał po ogródku, bo alarm już dawno zostałby wszczęty. W jej blond główce zrodził się nawet pomysł, czy by nie przekoczować ciężkiej nocy w schowku w siodlarni. Chociaż gdyby Johny znalazł ją z rana w pozycji wyjętej wprost z Obecności, biedak padłby na zawał. Wolała nie ryzykować.
- Już cię nie będę targać dalej, te kilkadziesiąt metrów do drzwi przejdę. - postarała się zebrać siły na te ostatnich kilka zdań, co nawet się jej udało. Zmizerniała twarz na chwilę nabrała kolorytu, a w znużone oczy wstąpiły jakieś dziwne ogniki. - Współczuję ci wracać. Ale dzięki wielkie za odstawienie. - zbliżyła się, spoglądając mu prosto w brązowe oczy. - Fajny jesteś, Księżniczko. - duży wyszczerz zagościł na jej twarzy, kiedy dała mu kuksańca z zaciśniętej pięści prosto w jego ramię. Nawet pod wpływem dużej ilości procentów nie mogła sobie darować. I lepiej dla niego, aby jej teraz nie podnosił, bo mogłoby się to źle skończyć.
Protest, jaki objawił się nie tylko na jej twarzy, ale przede wszystkim w geście nie zdążył nawet dosięgnąć chłopaka, który zainterweniował za szybko jak na jej możliwości. W momencie świat zawirował, a jedynie co poczuła to nagle spotkanie jej spiętej przepony z jego miększym o warstwę kurtki barkiem. Wiercenie i wyzywanie go od największych chujów tego świata nie przyniosło oczekiwanych efektów - nagły chlast i rozlewające się pieczenie od idealnie siadającej ręki chwilowo ukrócił jej wygibasy, ale za to przeistoczył się syknięcie i jeszcze jakieś drobne przekleństwo, które ciężko było wyłapać. Czując grunt pod nogami, odruchowo złapała się za tyłek, spoglądając na bruneta spod byka.
- No to już znam twój słaby punkt, Księżniczko. - rozjuszone oblicze na moment rozpromienił uśmiech, który dla chłopaka nie zwiastował nic dobrego. Nie to, że była wredn... No dobra, była. Ale to z czystej sympatii.
Po kilku łykach poczuła, że za chwilę osiągnie swój limit. Aby temu zapobiec, odłożyła dzierżoną butelkę, której opróżnienie byłoby efektem katastrofy. Z lekka głupkowatym uśmiechem, stanęła koło chłopaka, również krzyżując ręce na piersi. Rozpościerający się przed nimi widok może nie dorównywał tym z balkonów kilkunastopiętrowych wieżowców, ale był równie urzekający. Jednym z wielu atutów tego miasta był fakt, że nigdy nie szło ono spać. Co uśpione za dnia, nocą otwierało oczy, a wraz z tym nowe możliwości dla każdego znudzonego rutyną dnia mieszkańca.
Panującą od dłuższej chwili ciszę przerwały ich słowa, schodzące się w jeden głos. Z obecnym refleksem, a raczej jego nikłymi szczątkami, dziewczynie nie udało się dokończyć wypowiedzi, która w jej głowie pokrywała się z tym, co mówił brunet. Spojrzała na niego, kiwając przy tym nieznacznie głową. Dopiero, gdy otrzymała od niego telefon zauważyła, że w świetle ekranu wydychane powietrze materializowało się pod postacią pary. Naprawdę było aż tak zimno?
- Puść potem sygnałka. Nigdy nie oddzwaniam na nieznane numery. - rzuciła oznajmującym tonem, w międzyczasie poprawiając wpisane cyferki z pięć razy. Patent z przestępowaniem z nogi na nogę powoli tracił na swojej funkcjonalności. Oddając, a raczej wpychając mu telefon w dłonie, ruszyła po swoją torebkę, przy okazji pakując puste butelki i papierową torbę do białej reklamówki. Wyprostowała się i spoglądając w stronę ciężko westchnęła, po czym prawie generalskim tonem rzuciła w eter nieco głośne Idziemy!, zwracając się w kierunku drzwi. Dopiero gdy wyszła na klatkę, zrozumiała powagę stojącego przed nią zdania. Na rysujące się przed nią kilka pięter drobnych stopni zaklęła pod nosem, po czym odrzuciła głowę do tyłu. Jeżeli w tym stanie nie przewróci się na którymś ze schodków, zasłuży na order zdolnej pijaczyny.
***
Droga do domu bardzo się jej dłużyła. Może z początku adrenalina wyprodukowana na potrzebę odblokowania zdolności schodzenia po schodach pozwalała jej na zasypywanie chłopaka masą głupich faktów i gadania od rzeczy, to tak w połowie jej siły wyparowały jak bateria w iphonie po dwóch godzinach użytkowania. Doszło już nawet do tego, że w krytycznym stanie głową opierała się o chłopaka, nawet nie zwracając uwagi na to, na jak bardzo najebaną musiała wyglądać w jego oczach. W końcu, po przetoczeniu się z samego centrum na wyludnione przedmieścia, znaleźli się pod bramą jej posesji. Szczęście, że Rhego nie biegał po ogródku, bo alarm już dawno zostałby wszczęty. W jej blond główce zrodził się nawet pomysł, czy by nie przekoczować ciężkiej nocy w schowku w siodlarni. Chociaż gdyby Johny znalazł ją z rana w pozycji wyjętej wprost z Obecności, biedak padłby na zawał. Wolała nie ryzykować.
- Już cię nie będę targać dalej, te kilkadziesiąt metrów do drzwi przejdę. - postarała się zebrać siły na te ostatnich kilka zdań, co nawet się jej udało. Zmizerniała twarz na chwilę nabrała kolorytu, a w znużone oczy wstąpiły jakieś dziwne ogniki. - Współczuję ci wracać. Ale dzięki wielkie za odstawienie. - zbliżyła się, spoglądając mu prosto w brązowe oczy. - Fajny jesteś, Księżniczko. - duży wyszczerz zagościł na jej twarzy, kiedy dała mu kuksańca z zaciśniętej pięści prosto w jego ramię. Nawet pod wpływem dużej ilości procentów nie mogła sobie darować. I lepiej dla niego, aby jej teraz nie podnosił, bo mogłoby się to źle skończyć.
Wymierzanie kar jak widać szło mu niewiarygodnie dobrze czego efektem powinna być pięknie zaróżowiona skóra pod materiałem spodni. Puszczona głośno wiązanka utwierdziła go w przekonaniu , że zasób słownictwa panny Raven jest bardzo bogaty i jak na dziewczynkę z klasy A umiała się nie tylko zabawić ale jeszcze sprowokować. Nie, na dziś wystarczy okazywania wyższości i chociaż bycie największym chujem niespecjalnie przypadło mu do gustu i bez problemu mógłby wymierzyć jej jeszcze kilka takich klapsów, to oficjalnie dał za wygraną. Mogła to potraktować jako bardzo niewinne ostrzeżenie. Włosy istotnie były jego słabym punktem i mógłby się zdenerwować gdyby potraktowała je podobnie na przerwie w szkole. Dzisiaj już zapadł zmrok i czas na zaciągnięcie kaptura na głowę. Nikt nie będzie podziwiał już tej idealnej fryzury.
Krótkie oględziny dobrego widoku zostały przerwane przez samych widzów. Nie dość, że było już chłodno to jeszcze zaczął wiać wiatr, który potęgował ów chłód. Tkwienie tu zaczynało robić się nieprzyjemne.
Dla pewności wyśle wiadomość.
Odbierając telefon włożył go znów do kieszeni ruszając jednocześnie ku wyjściu. Na klatce schodowej zapobiegawczo szedł dwa schodki za Raven żeby w razie potrzeby złapać ją za chociażby kurtkę i uchronić przed utratą zębów. Tu obyło się bez większych komplikacji. Droga do jej domu była długa chociaż budząca się co jakiś czas z zamyślenia dziewczyna, raczyła go dziwnymi opowieściami, których słuchał przytakując głową. Pod koniec drogi z uwagi na jej totalny spadek formy, tak to ujmijmy, nawet otoczył ją ramieniem żeby nadać jej krokom bardziej prosty tor. Po tej dziwnej wycieczce zatrzymali się w końcu przed bramą jednego z domów.
Następnym razem Ty odprowadzisz mnie.
Puścił oczko i widząc co ma w zamiarze dziewczyna, spiął ramię przez co jej atak mógł się zakończyć co najwyżej bólem nadgarstka. Była tak wstawiona, że to całe uderzenie miało moc komara. Z czym do ludzi...
Dobranoc mała.
Korzystając z jej szybkości reakcji, o której nie mogło być mowy, naprędce skubnął jej dolną kradnąc przy tym krótki pocałunek. Złodziej obrócił się na pięcie i odszedł w swoją stronę obracając się jeszcze raz z uśmiechem zwycięzcy.
Zt i Raven też.
Krótkie oględziny dobrego widoku zostały przerwane przez samych widzów. Nie dość, że było już chłodno to jeszcze zaczął wiać wiatr, który potęgował ów chłód. Tkwienie tu zaczynało robić się nieprzyjemne.
Dla pewności wyśle wiadomość.
Odbierając telefon włożył go znów do kieszeni ruszając jednocześnie ku wyjściu. Na klatce schodowej zapobiegawczo szedł dwa schodki za Raven żeby w razie potrzeby złapać ją za chociażby kurtkę i uchronić przed utratą zębów. Tu obyło się bez większych komplikacji. Droga do jej domu była długa chociaż budząca się co jakiś czas z zamyślenia dziewczyna, raczyła go dziwnymi opowieściami, których słuchał przytakując głową. Pod koniec drogi z uwagi na jej totalny spadek formy, tak to ujmijmy, nawet otoczył ją ramieniem żeby nadać jej krokom bardziej prosty tor. Po tej dziwnej wycieczce zatrzymali się w końcu przed bramą jednego z domów.
Następnym razem Ty odprowadzisz mnie.
Puścił oczko i widząc co ma w zamiarze dziewczyna, spiął ramię przez co jej atak mógł się zakończyć co najwyżej bólem nadgarstka. Była tak wstawiona, że to całe uderzenie miało moc komara. Z czym do ludzi...
Dobranoc mała.
Korzystając z jej szybkości reakcji, o której nie mogło być mowy, naprędce skubnął jej dolną kradnąc przy tym krótki pocałunek. Złodziej obrócił się na pięcie i odszedł w swoją stronę obracając się jeszcze raz z uśmiechem zwycięzcy.
Zt i Raven też.
Strona 2 z 2 • 1, 2
Pozwolenia na tym forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach