▲▼
Komunikacja miejska. Nie, nie miał nic do niej. Nic osobistego ale menel na ostatnim siedzeniu, banda dzieciaków na środku i mochery na ¾ siedzeń to coś, co powodowało u niego delikatne zdenerwowanie. Już nie mógł się doczekać kiedy będzie mógł znów skorzystać ze swojego motocyklu. Chociaż do pierwszego śniegu będzie nim jeździł najwcześniej jak to możliwe. W zimę cóż, jakoś przetrwa albo przerzuci się na piesze wędrówki. Biorąc pod uwagę odległości między punktami w mieście, hm, marny plan.
Nie mam nic do sportu ale gdzie do chuja jest winda.
Wymamrotał stając na tym wielkim dachu. Wystarczyła chwila żeby widok zrekompensował mu uporczywą wspinaczkę. Całe miasto, a przynajmniej jego znaczna część. Tyle było widać. Nawet jeśli późnym wieczorem zrobi się zimno, to z pewnością zostanie tu chociaż na dziesięć minut. Dokładnie wtedy gdy zapalą się wszystkie światła.
Wyjmij to na co masz ochotę.
Raven przyzwyczajona do widoku usiadła niemal na środku racząc się ostatnimi promieniami słońca. On zaś rzucił gdzieś obok swój czarny plecak i zaczął zwiedzać. Początkowo miała go na oku bo spoglądał ostrożnie co widać z zachodniej części dachu. Z wyczuciem, tak, żeby nikt kto stoi na dole go nie zauważył. Później zniknął z jej pola widzenia zainteresowany drugą stroną. Niespodziewanie znalazł się tuż za nią opierając łapska na jej drobnych ramionach. Zacisnął je przesuwając od góry do dołu. Z takimi gabarytami nadawał się na kolesia od masażu. Żeby mu się jeszcze chciało.
Po pierwsze nie wiem czy moja dziewczyna wariatka będzie się chciała fatygować aż tutaj z Nowego Jorku.
Wyszeptał tuż za jej uchem składając zaraz później pocałunek nieco niżej, na szyi. Dziewczyn w starym miejscu zamieszkania miał sporo ale wiedząc, że musi się przeprowadzić, pozamykał wszystkie sprawy. Miłość na odległość dla niego nie istniała. Oczywiście zgrywał się z laską pozostawioną gdzieś tam daleko. Lubił wkręcać, ściemniać i wciągać w swoje skomplikowane gierki.
Strona 1 z 2 • 1, 2
Czy wymawiając nazwę tego miejsca można skojarzyć ją z czymś nadzwyczajnym? Nigdy w życiu. Wieńczący ósme piętro połać płaskiej, betonowej wylewki nie wyróżnia się zbytnio na tle budynków, chociaż można się na nim nacieszyć chwilą samotności, bowiem jest praktycznie niemożliwe, aby wypatrzeć kogoś szalejącego tam z dołu. Drugi atutem natomiast jest widok rozpościerający się poniżej, który można klasyfikować na całkiem imponujący.
Droga do centrum przebiegła bez większych komplikacji, niech żyje komunikacja miejska! Aczkolwiek problemy zaczęły się już na wjeździe do starej części miasta, która dziwnym trafem była zakorkowana. Zwracając uwagę na porę dnia można było pokusić się o tłumaczenie tego zjawiska powrotem mieszkańców z miejsc pracy, jednakże na widok kierującego ruchem policjanta i migający w oddali ambulans wskazywały na nieco inne przyczyny. Szczęściem w nieszczęściu mieli nieco ułatwioną sprawę z dostaniem się na dach, skoro oczy wszystkich skupiły się na wypadku.
Wejście ewakuacyjne dziwnym trafem było otwarte, toteż po mozolnej wspinaczce po schodach w końcu stanęli na dachu, zatrzaskując za sobą drzwi. O zbliżającej się ku wieczorowi porze raczej nikt nie zapuszczał się aż tak wysoko, toteż ryzyko nakrycia ich spotkania było minimalne. Dziewczynę tym bardziej cieszył fakt, że zachodzące słońce w pełni oświetlało dach budynku, przez co zimno jeszcze nie dawało popalić. Zdejmując kurtkę, blondynka usiadła na betonie po turecku, twarzą zwracając się do słońca.
- Nie myślałam, że to będzie takie banalne... To co najpierw? - rzuciła z entuzjazmem, sięgając po torbę. Postępując zgodnie z planem, wcześniej udało się im zahaczyć o mały sklepik, gdzie sprzedawał znajomy Jasona, jej brata. Po zaopatrzeniu się w odpowiedni prowiant i dostaniu w gratisie lizaków przystąpili do następnego kroku, przez właśnie znajdowali się w tym miejscu. Dłoń dziewczyny niezgrabnie przeczesywała plastikową torbę, w której to i owo obijało się od siebie z cudownym brzdękiem. Na sam początek wygrzebała ofiarowanego Chupa Chupsa, który w momencie znalazł się w jej buzi. Kątem oka już sięgała do papierowej torby z mini pizzami, które miały stać się jej następnym celem.
- Po pierwsze, nie masz żadnej dziewczyny wariatki, która w magiczny sposób mnie namierzy, a jutro rano obudzę się z oskalpowaną, w najlepszym przypadku, głową? - zapytała ni to na poważnym ni zabawnym tonem, wyciągając lizaka z buzi.
***
Droga do centrum przebiegła bez większych komplikacji, niech żyje komunikacja miejska! Aczkolwiek problemy zaczęły się już na wjeździe do starej części miasta, która dziwnym trafem była zakorkowana. Zwracając uwagę na porę dnia można było pokusić się o tłumaczenie tego zjawiska powrotem mieszkańców z miejsc pracy, jednakże na widok kierującego ruchem policjanta i migający w oddali ambulans wskazywały na nieco inne przyczyny. Szczęściem w nieszczęściu mieli nieco ułatwioną sprawę z dostaniem się na dach, skoro oczy wszystkich skupiły się na wypadku.
Wejście ewakuacyjne dziwnym trafem było otwarte, toteż po mozolnej wspinaczce po schodach w końcu stanęli na dachu, zatrzaskując za sobą drzwi. O zbliżającej się ku wieczorowi porze raczej nikt nie zapuszczał się aż tak wysoko, toteż ryzyko nakrycia ich spotkania było minimalne. Dziewczynę tym bardziej cieszył fakt, że zachodzące słońce w pełni oświetlało dach budynku, przez co zimno jeszcze nie dawało popalić. Zdejmując kurtkę, blondynka usiadła na betonie po turecku, twarzą zwracając się do słońca.
- Nie myślałam, że to będzie takie banalne... To co najpierw? - rzuciła z entuzjazmem, sięgając po torbę. Postępując zgodnie z planem, wcześniej udało się im zahaczyć o mały sklepik, gdzie sprzedawał znajomy Jasona, jej brata. Po zaopatrzeniu się w odpowiedni prowiant i dostaniu w gratisie lizaków przystąpili do następnego kroku, przez właśnie znajdowali się w tym miejscu. Dłoń dziewczyny niezgrabnie przeczesywała plastikową torbę, w której to i owo obijało się od siebie z cudownym brzdękiem. Na sam początek wygrzebała ofiarowanego Chupa Chupsa, który w momencie znalazł się w jej buzi. Kątem oka już sięgała do papierowej torby z mini pizzami, które miały stać się jej następnym celem.
- Po pierwsze, nie masz żadnej dziewczyny wariatki, która w magiczny sposób mnie namierzy, a jutro rano obudzę się z oskalpowaną, w najlepszym przypadku, głową? - zapytała ni to na poważnym ni zabawnym tonem, wyciągając lizaka z buzi.
Komunikacja miejska. Nie, nie miał nic do niej. Nic osobistego ale menel na ostatnim siedzeniu, banda dzieciaków na środku i mochery na ¾ siedzeń to coś, co powodowało u niego delikatne zdenerwowanie. Już nie mógł się doczekać kiedy będzie mógł znów skorzystać ze swojego motocyklu. Chociaż do pierwszego śniegu będzie nim jeździł najwcześniej jak to możliwe. W zimę cóż, jakoś przetrwa albo przerzuci się na piesze wędrówki. Biorąc pod uwagę odległości między punktami w mieście, hm, marny plan.
Nie mam nic do sportu ale gdzie do chuja jest winda.
Wymamrotał stając na tym wielkim dachu. Wystarczyła chwila żeby widok zrekompensował mu uporczywą wspinaczkę. Całe miasto, a przynajmniej jego znaczna część. Tyle było widać. Nawet jeśli późnym wieczorem zrobi się zimno, to z pewnością zostanie tu chociaż na dziesięć minut. Dokładnie wtedy gdy zapalą się wszystkie światła.
Wyjmij to na co masz ochotę.
Raven przyzwyczajona do widoku usiadła niemal na środku racząc się ostatnimi promieniami słońca. On zaś rzucił gdzieś obok swój czarny plecak i zaczął zwiedzać. Początkowo miała go na oku bo spoglądał ostrożnie co widać z zachodniej części dachu. Z wyczuciem, tak, żeby nikt kto stoi na dole go nie zauważył. Później zniknął z jej pola widzenia zainteresowany drugą stroną. Niespodziewanie znalazł się tuż za nią opierając łapska na jej drobnych ramionach. Zacisnął je przesuwając od góry do dołu. Z takimi gabarytami nadawał się na kolesia od masażu. Żeby mu się jeszcze chciało.
Po pierwsze nie wiem czy moja dziewczyna wariatka będzie się chciała fatygować aż tutaj z Nowego Jorku.
Wyszeptał tuż za jej uchem składając zaraz później pocałunek nieco niżej, na szyi. Dziewczyn w starym miejscu zamieszkania miał sporo ale wiedząc, że musi się przeprowadzić, pozamykał wszystkie sprawy. Miłość na odległość dla niego nie istniała. Oczywiście zgrywał się z laską pozostawioną gdzieś tam daleko. Lubił wkręcać, ściemniać i wciągać w swoje skomplikowane gierki.
Kiedy chłopak zniknął z jej pola widzenia, wolną dłonią na nowo zanurkowała w torbie, po czym światło dziennie ujrzały pizzeryjki i pierwsze piwo. Z jej słabą głową nie liczyła na potężne pijackie wyczyny, toteż trzy kilkuprocentowe trunki wydawały się jej być odpowiednią dawką, chociaż nie pamiętała, kiedy ostatni raz sięgała po alkohol.
Próbując sobie przypomnieć ostatnią pijacką eskapadę, wyrwana z zamyślenia wzdrygnęła się, kiedy silne ręce chłopaka spoczęły na jej ramionach. Była tym zaskoczona, aczkolwiek jeszcze bardziej zaskoczyła, a co ważniejsze, z lekka zasmuciła ją wiadomość o lasce z NY. Otoczka chwilowej złości nagle prysnęła, kiedy poczuła jego wargi na swojej ciepłej szyi. Dziwny dreszcz ponownie przeszedł jej ciało, aczkolwiek na tym postanowiła zaprzestać.
- To ładnie się zabawiasz poza jej plecami. -stwierdziła z powagą, przekręcając głowę za siebie. Nie spodziewała się, że przez jej czynność ich twarze znajdą się praktycznie kilka centymetrów od siebie. Dopiero teraz mogła spojrzeć głęboko w jego duże, brązowe oczy, w których widziała wszystko a zarazem nic. Subtelnie przygryziona warga zaraz zniknęła gdzieś za zieloną otoczką butelki, a dziewczyna odwróciła się, po czym wyswobadzając się spod uchwytu jego ramion, przesiadła się nieco dalej i zwróciła do niego przodem. Niech nie myśli, że trafił na łatwą sztukę. Co prawda w jej głowie przez chwile zrodziła się chęć posmakowania jego ust, jednakże w jej odczuciu było to spowodowane tym, że od dłuższego czasu była sama. No i może trochę jego urokiem, ale tylko odrobinę.
- Zawsze jesteś taki szybki? Bo jeżeli tak, to trochę jej współczuję. - rzuciła nieco kąśliwym tonem, uśmiechając się przy tym cwaniacko. - Opowiedz mi coś o sobie. - dodała po chwili, wyprostowawszy nogi i wsparłszy się na jednej ręce. Druga zaś co jakiś czas unosiła się w geście zażycia kolejnej dawki chłodnego piwa. Jej oczy cały czas lustrowały to w jaki sposób gestykulował, jak się przy tym poruszał. Z każdym kolejnym łykiem jego ciało stawało się jakby ciekawsze. Dziwna fascynacja.
Próbując sobie przypomnieć ostatnią pijacką eskapadę, wyrwana z zamyślenia wzdrygnęła się, kiedy silne ręce chłopaka spoczęły na jej ramionach. Była tym zaskoczona, aczkolwiek jeszcze bardziej zaskoczyła, a co ważniejsze, z lekka zasmuciła ją wiadomość o lasce z NY. Otoczka chwilowej złości nagle prysnęła, kiedy poczuła jego wargi na swojej ciepłej szyi. Dziwny dreszcz ponownie przeszedł jej ciało, aczkolwiek na tym postanowiła zaprzestać.
- To ładnie się zabawiasz poza jej plecami. -stwierdziła z powagą, przekręcając głowę za siebie. Nie spodziewała się, że przez jej czynność ich twarze znajdą się praktycznie kilka centymetrów od siebie. Dopiero teraz mogła spojrzeć głęboko w jego duże, brązowe oczy, w których widziała wszystko a zarazem nic. Subtelnie przygryziona warga zaraz zniknęła gdzieś za zieloną otoczką butelki, a dziewczyna odwróciła się, po czym wyswobadzając się spod uchwytu jego ramion, przesiadła się nieco dalej i zwróciła do niego przodem. Niech nie myśli, że trafił na łatwą sztukę. Co prawda w jej głowie przez chwile zrodziła się chęć posmakowania jego ust, jednakże w jej odczuciu było to spowodowane tym, że od dłuższego czasu była sama. No i może trochę jego urokiem, ale tylko odrobinę.
- Zawsze jesteś taki szybki? Bo jeżeli tak, to trochę jej współczuję. - rzuciła nieco kąśliwym tonem, uśmiechając się przy tym cwaniacko. - Opowiedz mi coś o sobie. - dodała po chwili, wyprostowawszy nogi i wsparłszy się na jednej ręce. Druga zaś co jakiś czas unosiła się w geście zażycia kolejnej dawki chłodnego piwa. Jej oczy cały czas lustrowały to w jaki sposób gestykulował, jak się przy tym poruszał. Z każdym kolejnym łykiem jego ciało stawało się jakby ciekawsze. Dziwna fascynacja.
W tych dużych, brązowych oczach czaiło się czyste zło. Skrywane skrzętnie pod postacią postawnego mężczyzny. W istocie był chodzącym diabłem, który umiał znaleźć za skórę jeśli tylko chciał. Wiecie jak to jest, nowe miejsce, czysta karta. Człowiek żyje iluzją i łudzi się, że tym razem będzie inaczej, lepiej, bo czemu nie? Każdy, nawet najgorszy ma prawo do zmiany. On będąc tutaj zaledwie dzień, nie zrobił jeszcze nic złego. To duży postęp i motywacja do bycia szarym człowiekiem. Tak, brak wyróżnienia z tłumu to spokój i anonimowość. Tego sobie życzył w tym mieście.
Czego oczy nie widzą tego sercu nie żal.
Z pewnością nie takiej odpowiedzi oczekiwała. Tajemnicza dziewczyna powstała na potrzeby małego, niewinnego żartu. Najwyraźniej zagości między nami chwilę dłużej drażniąc tym samym blond uciekinierkę, która dość szybko zwiała do przodu. Króliczek nie został do końca złapany, jeszcze się szarpie.
Teraz nawet sam Ros usiadł na tyłku wygrzebując z plecaka puszkę z czerwonym bykiem, jagera w postaci pół litra oraz gustowną, logowaną szklankę z edycji limitowanej. Dołączoną do flaszki oczywiście. Poświęcając sobie najwyższej minutę, sporządził banalną miksturę. Alkohol i energetyk, dach, zachód słońca, piękna kobieta. Nie jest źle.
Szybki.
Upijając pierwszy łyk cały czas mierzył wzrokiem pannę z piwem. W jego oczach pojawiły się jakieś iskry, chochliki, coś niepokojącego. I na dodatek ten zagadkowy uśmiech, który od pewnego czasu nie schodził mu z twarzy.
Victor Ros, lat 19, uczeń 4B, nowy w mieście.
Zaczął stwierdzając, że brzmi jak na komisariacie co było dość zabawne zwłaszcza, że... nieważne.
190 cm wzrostu, około 100 kg wagi, rozmiar buta 44 a czasem 45, zależy od marki
Wskazał na nią swoją szklanką przymykając jedno oko. Zupełnie jakby całował do niej z broni.
Teraz Ty.
Czego oczy nie widzą tego sercu nie żal.
Z pewnością nie takiej odpowiedzi oczekiwała. Tajemnicza dziewczyna powstała na potrzeby małego, niewinnego żartu. Najwyraźniej zagości między nami chwilę dłużej drażniąc tym samym blond uciekinierkę, która dość szybko zwiała do przodu. Króliczek nie został do końca złapany, jeszcze się szarpie.
Teraz nawet sam Ros usiadł na tyłku wygrzebując z plecaka puszkę z czerwonym bykiem, jagera w postaci pół litra oraz gustowną, logowaną szklankę z edycji limitowanej. Dołączoną do flaszki oczywiście. Poświęcając sobie najwyższej minutę, sporządził banalną miksturę. Alkohol i energetyk, dach, zachód słońca, piękna kobieta. Nie jest źle.
Szybki.
Upijając pierwszy łyk cały czas mierzył wzrokiem pannę z piwem. W jego oczach pojawiły się jakieś iskry, chochliki, coś niepokojącego. I na dodatek ten zagadkowy uśmiech, który od pewnego czasu nie schodził mu z twarzy.
Victor Ros, lat 19, uczeń 4B, nowy w mieście.
Zaczął stwierdzając, że brzmi jak na komisariacie co było dość zabawne zwłaszcza, że... nieważne.
190 cm wzrostu, około 100 kg wagi, rozmiar buta 44 a czasem 45, zależy od marki
Wskazał na nią swoją szklanką przymykając jedno oko. Zupełnie jakby całował do niej z broni.
Teraz Ty.
Jego odpowiedź mocno zbiła ją z pantałyku, nieco burząc obraz idealnego chlopc... faceta. To tym bardziej zbliżyło ją do przekonania, że zburzony mur przestrzeni osobistej należy odbudować, chociażby o te kilka cegiełek do góry. Pomimo tej myśli, która przez dłuższą chwilę zajmowała jej głowę, czuła jeszcze jego ciepły pocałunek na swojej szyi. Odruchowo przetarła miejsce dłonią, niby to przeciągając się. Nie odpowiedziała. Nie chciała wcielać się w rolę moralnej ciotki, która będzie prawić mu wywody o wierności i innych, tracących na ważności wartości tego świata. Nie jej oceniać czyjeś jestestwo.
Szeleszczące słowo jeszcze przez chwilę podtrzymywało jej subtelny, aczkolwiek nacechowany cynicznie uśmieszek - nie dawał za wygraną, intrygowało ją to. Kolejny łyk z butelki uszczuplił jej zawartość, podczas gdy dziewczyna słuchała jego beznamiętnego wywodu. Faktem, który nieco zakuł ją w serduszko była świadomość, że pomimo tego samego wieku dzieliła ich jedna klasa. Co prawda nie siadła ze swojej winy, bo wypadki lubią chodzić po ludziach, tak cały czas w podświadomości słyszała kpiący głosik, który próbował zagłuszyć jej ambicje. Na marne.
- Za konkretnie, chociaż numer buta zapamiętam. - pochyliła się do przodu, opierając na podkulonej nodze. - I jak lubię konkrety, tak chciałabym się dowiedzieć co cię tu sprowadza, jakieś cele, pasje... Czy jesteś seryjnym mordercą albo gwałcicielem? O ile to wszystko to nie jakaś tajemnica. Po prostu lubię wiedzieć, z kim piję. - ciepły głos dziewczyny zdawał się zachęcać bruneta do nieco szerszej rozmowy. Złote oczy na moment skupiły się na zielonej butelce, w której poziom cieczy miarowo się obniżał. Po ponownym wznowieniu procesu, koniuszkiem języka przejechała po mokrej wardze. Chwila i znowu jej oczy skierowały się na oblicze siedzącego naprzeciw chłopaka.
- Raven Castlecrow, lat 19, 3A, miejscowa wyjadaczka. Prawie 170 cm wzrostu, jakieś 55 kg, rozmiar buta 39. Rozmiaru biustonosza chyba podawać nie muszę. - parafrazując jego słowa, prawie niezauważalnie uniosła jedną brew do góry, po czym sięgnęła po malutką pizzeryjkę z paczki, która znajdowała się koło jej nogi.
- Chcesz? - rzuciła jeszcze przed zrobieniem gryza, wyciągając przed niego papierową torbę.
Szeleszczące słowo jeszcze przez chwilę podtrzymywało jej subtelny, aczkolwiek nacechowany cynicznie uśmieszek - nie dawał za wygraną, intrygowało ją to. Kolejny łyk z butelki uszczuplił jej zawartość, podczas gdy dziewczyna słuchała jego beznamiętnego wywodu. Faktem, który nieco zakuł ją w serduszko była świadomość, że pomimo tego samego wieku dzieliła ich jedna klasa. Co prawda nie siadła ze swojej winy, bo wypadki lubią chodzić po ludziach, tak cały czas w podświadomości słyszała kpiący głosik, który próbował zagłuszyć jej ambicje. Na marne.
- Za konkretnie, chociaż numer buta zapamiętam. - pochyliła się do przodu, opierając na podkulonej nodze. - I jak lubię konkrety, tak chciałabym się dowiedzieć co cię tu sprowadza, jakieś cele, pasje... Czy jesteś seryjnym mordercą albo gwałcicielem? O ile to wszystko to nie jakaś tajemnica. Po prostu lubię wiedzieć, z kim piję. - ciepły głos dziewczyny zdawał się zachęcać bruneta do nieco szerszej rozmowy. Złote oczy na moment skupiły się na zielonej butelce, w której poziom cieczy miarowo się obniżał. Po ponownym wznowieniu procesu, koniuszkiem języka przejechała po mokrej wardze. Chwila i znowu jej oczy skierowały się na oblicze siedzącego naprzeciw chłopaka.
- Raven Castlecrow, lat 19, 3A, miejscowa wyjadaczka. Prawie 170 cm wzrostu, jakieś 55 kg, rozmiar buta 39. Rozmiaru biustonosza chyba podawać nie muszę. - parafrazując jego słowa, prawie niezauważalnie uniosła jedną brew do góry, po czym sięgnęła po malutką pizzeryjkę z paczki, która znajdowała się koło jej nogi.
- Chcesz? - rzuciła jeszcze przed zrobieniem gryza, wyciągając przed niego papierową torbę.
Mała, śliczna Raven. Ideały nie istnieją a nawet gdyby istniały to byłyby bardzo nudne. Nuda to coś co niezmiernie brzydziło tego tutaj. Jeśli jest się młodym to ma się dziać. Wyśpimy się po śmierci. Jeśli ona szukała księcia z bajki to trafiła na bardzo brzydką i mocno cenzurowaną opowieść tylko dla dorosłych. Pytanie czy wyciągnie po nią swoją delikatną dłoń. A może w ostatniej chwili się wycofa w obawie przed tym co nieznane. W końcu strach ma wielkie oczy.
Do miasta przyjechałem z matką. Ojca nawet nie znam.
Upił łyk kończąc tym samym pierwszą dawkę swojego drinka. Ta część zabawy niezbyt mu się podobała ale nie dał tego po sobie poznać. Każdy ma jakieś sekrety osobiste albo tajemnice rodzinne o których się nie mówi. Brak ojca był dużym problemem w jego świecie. Pozbawiony jakiegoś wzoru do naśladowania wpadł w złe towarzystwo, które stworzyło mu większą namiastkę rodziny niż ta, którą miał w domu. Matka zajęta pracą nie poświęcała mu dostatecznie wiele czasu. Zajął się sobą sam i jak widać miał się świetnie do dziś. Chodzi do szkoły, nie zaliczył poprawczaka. Jest git.
Chcę skończyć szkołę a dalej? Nie wiem. Zobaczymy. Nie planuję daleko do przodu.
Drugi red bull i kolejna porcja ziołowego jelenia. W tym czasie słońce zaczęło się chować za najwyższe wierzchołki drzew.
Dobrze pływam. Może nawet uda mi się dostać do szkolnej kadry. Wyglądam na gwałciciela?
Mamusia mu zawsze mówiła, że jest przystojny ale to chyba nijak ma się do gwałcenia. Czy miał ochotę zaliczyć blondi? Kłamstwem byłoby powiedzenie, że nie. Akurat teraz nie myślał penisem co już zdarzało mu się w karierze ale nic na siłę. No bez takich mi tutaj!
Mmm. Duże B albo nawet C? Przez bluzkę trudno mi ocenić.
Odliczanie do kolejnego buraka na jej twarzy czas, start! Bezczelny koleś.
Dzięki ale jeśli masz ochotę to zjedz obie.
Do miasta przyjechałem z matką. Ojca nawet nie znam.
Upił łyk kończąc tym samym pierwszą dawkę swojego drinka. Ta część zabawy niezbyt mu się podobała ale nie dał tego po sobie poznać. Każdy ma jakieś sekrety osobiste albo tajemnice rodzinne o których się nie mówi. Brak ojca był dużym problemem w jego świecie. Pozbawiony jakiegoś wzoru do naśladowania wpadł w złe towarzystwo, które stworzyło mu większą namiastkę rodziny niż ta, którą miał w domu. Matka zajęta pracą nie poświęcała mu dostatecznie wiele czasu. Zajął się sobą sam i jak widać miał się świetnie do dziś. Chodzi do szkoły, nie zaliczył poprawczaka. Jest git.
Chcę skończyć szkołę a dalej? Nie wiem. Zobaczymy. Nie planuję daleko do przodu.
Drugi red bull i kolejna porcja ziołowego jelenia. W tym czasie słońce zaczęło się chować za najwyższe wierzchołki drzew.
Dobrze pływam. Może nawet uda mi się dostać do szkolnej kadry. Wyglądam na gwałciciela?
Mamusia mu zawsze mówiła, że jest przystojny ale to chyba nijak ma się do gwałcenia. Czy miał ochotę zaliczyć blondi? Kłamstwem byłoby powiedzenie, że nie. Akurat teraz nie myślał penisem co już zdarzało mu się w karierze ale nic na siłę. No bez takich mi tutaj!
Mmm. Duże B albo nawet C? Przez bluzkę trudno mi ocenić.
Odliczanie do kolejnego buraka na jej twarzy czas, start! Bezczelny koleś.
Dzięki ale jeśli masz ochotę to zjedz obie.
Czyli kolejny przypadek pokrzywdzony przez los. Nie ukrywała, że trochę tknął ją fakt braku kontaktu z ojcem. Jej własny również rzadko na dłużej okupował ich dom, aczkolwiek zawsze był przy niej w potrzebie - jeżeli zadzwoniła do niego w ważnej sprawie podczas spotkania, przerywał je, odpisywał na każdą jej wiadomość, a po przyjeździe starał się nadrobić stracone chwile z całą ich trójką. Co prawda praktyczne spędzanie czasu bardzo zmieniło się na przestrzeni lat, nie mniej podczas braku ojca i tak czuła jego obecność. Mimo to starała się wczuć w sytuację chłopaka, chociaż nie zdecydowała się na wypytywanie - wścibskość w żadnym stopniu nie charakteryzowała jej natury. Przez chwilową przerwę na dopicie szklanki jagerka, blondynka po prostu siedziała z zaciśniętymi wokół butelki palcami, oczekując na jego dalsze słowa. Będzie chciał się wygadać, to sam kiedyś do tego powróci.
- No to mamy tak samo. Niby zawsze zostaje mi konikowy biznes, ale poza tym nie mam kompletnie pomysłu na siebie. Najlepiej żyć z dnia na dzień. - popatrzyła gdzieś w przestrzeń, dokańczając pierwszą butelkę. Jak na jej picie, szło jej to dzisiaj nadzwyczaj dobrze. I jeszcze jej mózg nie włączył trybu pierdolenia od rzeczy, progress.
- Na luziku. Zrobisz basen w kilkadziesiąt sekund i będą mieli gwiazdki w oczach. - stwierdziła, na nowo odchylając się do tyłu. Słońce rzeczywiście schodziło coraz niżej, ale dziwnym trafem wcale nie było jej zimno. - Coś tak czułam, że zapytasz o to, a nie o zabójcę. I nie, nie wyglądasz, ale czasem jak sobie idę ulicą to się zastanawiam ile mijanych przeze mnie osób może mieć coś z głową. - oparłszy głowę na pustej butelce, na moment zawiesiła wzrok w przestrzeni, jakby gdzieś w jej ciemniejących odmętach czaiła się odpowiedź.
Skąd ona wiedziała, że będzie próbował zgadywać. Jego słowa skwitowała głośnym parsknięciem, a oczy zabawiły się w skate'ów, odstawiając piękne 360. Jeżeli sądził, że jego przypuszczenia wywołają u niej ponownie efekt spalonej twarzy, to głęboko się mylił. Raven na nowo zanurkowała w torebce, zaopatrując się w kolejną butelkę. I tak, zanim znowu otworzyła ją na starym kluczu, musiała wpierniczyć jedną pizzeryjkę. Szkoda, by wystygły.
- C. Możesz sobie zapisać. - rzuciła beznamiętnie po dłuższej chwili, kiedy to udało się jej uporać z pyszną przekąską. - Palisz? - oczywiście nie pytała w kontekście rutynowym. Jeszcze była na tyle bystra, aby wywnioskować, że osoba posiadająca zapalniczkę musi mieć mniej lub więcej do czynienia z fajkami. Była nawet gotowa poczęstować go swoimi, chociaż w gruncie rzeczy liczyła na podratowanie ogniem, którego akurat na złość musiała dzisiaj nie zabrać. Albo Jason znowu grzebał w jej torebce. Skurwysyn.
- No to mamy tak samo. Niby zawsze zostaje mi konikowy biznes, ale poza tym nie mam kompletnie pomysłu na siebie. Najlepiej żyć z dnia na dzień. - popatrzyła gdzieś w przestrzeń, dokańczając pierwszą butelkę. Jak na jej picie, szło jej to dzisiaj nadzwyczaj dobrze. I jeszcze jej mózg nie włączył trybu pierdolenia od rzeczy, progress.
- Na luziku. Zrobisz basen w kilkadziesiąt sekund i będą mieli gwiazdki w oczach. - stwierdziła, na nowo odchylając się do tyłu. Słońce rzeczywiście schodziło coraz niżej, ale dziwnym trafem wcale nie było jej zimno. - Coś tak czułam, że zapytasz o to, a nie o zabójcę. I nie, nie wyglądasz, ale czasem jak sobie idę ulicą to się zastanawiam ile mijanych przeze mnie osób może mieć coś z głową. - oparłszy głowę na pustej butelce, na moment zawiesiła wzrok w przestrzeni, jakby gdzieś w jej ciemniejących odmętach czaiła się odpowiedź.
Skąd ona wiedziała, że będzie próbował zgadywać. Jego słowa skwitowała głośnym parsknięciem, a oczy zabawiły się w skate'ów, odstawiając piękne 360. Jeżeli sądził, że jego przypuszczenia wywołają u niej ponownie efekt spalonej twarzy, to głęboko się mylił. Raven na nowo zanurkowała w torebce, zaopatrując się w kolejną butelkę. I tak, zanim znowu otworzyła ją na starym kluczu, musiała wpierniczyć jedną pizzeryjkę. Szkoda, by wystygły.
- C. Możesz sobie zapisać. - rzuciła beznamiętnie po dłuższej chwili, kiedy to udało się jej uporać z pyszną przekąską. - Palisz? - oczywiście nie pytała w kontekście rutynowym. Jeszcze była na tyle bystra, aby wywnioskować, że osoba posiadająca zapalniczkę musi mieć mniej lub więcej do czynienia z fajkami. Była nawet gotowa poczęstować go swoimi, chociaż w gruncie rzeczy liczyła na podratowanie ogniem, którego akurat na złość musiała dzisiaj nie zabrać. Albo Jason znowu grzebał w jej torebce. Skurwysyn.
O takich sprawach mógł gadać jak o pogodzie. Na luzie i totalnie bez emocji. Może kiedyś, naprawdę dawno temu, kiedy był jeszcze szczylem, brak starego sprawiał mu przykrość. Później się przyzwyczaił aż doszedł do takiego etapu, że go nie potrzebował. Nawet więcej. Gdyby za sprawą cudu pojawił się w jego życiu, mógłby krzyżować plany i niszczyć wypracowany światopogląd. Nawet ktoś taki jak Victor miał swoje zasady. Było ich kilka a złamanie jakiejkolwiek źle się kończyło.
Uważał też, że pojawienie się biologicznego ojca nie wniosłoby do jego życia żadnej wartości dodatniej. Matka byłaby szczęśliwa? I don't think so.
Żyj jakby jutra miało nie być.
Uniósł szklankę prawie na znak toastu. Zasada fajna do głośnego powiedzenia ale rzadko kiedy można ją stosować. Na pewno nie w odniesieniu do szkoły. Sprawdziany, odpowiedzi, długo by tak nie pociągnął.
Masz z tego powodu jakieś lęki?
Troska podszyta szyderstwem. Jaka była jej definicja normalności? Czy taki Ros będąc z klasy B należał do ludzi normalnych, ułożonych, z perspektywą na przyszłość? Oczywiście, że nie. Pomijając nawet fakt swojego źródła dochodu. Ale zaraz. On czynił z niego największego degenerata. Tą informacją z pewnością się nie podzieli. Mały sekret w myśl zasady „im mniej wiesz tym lepiej śpisz”.
Jasne, prawie zapomniałem.
Oklepując kieszenie bluzy znalazł w końcu zapalniczkę. Z plecaka wyjął paczkę fajek, które położył na powierzchni dachu. Wypadało znów już przypalić tylko przez te całe ucieczki musiał podnieść się z miejsca, dać krok do przodu i ponownie kucnąć. Wykorzystując moment szukania przez nią papierosów postanowił zniszczyć twór żartów i wyobraźni.
Nie mam dziewczyny w NY. Żartowałem.
Puścił jej oczko będąc znów zdecydowanie blisko, za blisko. Jednak tym razem nie posuwał się do żadnych zagrywek. Nie napastował lasek, chyba , że dla ich wkurwienia i zabawy jednocześnie. Nie czarujmy się, bywały takie co to piekliły się jak oszalałe a ostatecznie i tak za nim biegały. Niektóre panny ciężko rozgryźć. Tej tu dogryzać nie chciał. Zasada Kto się czubi ten się lubi, nie pasowała mu do kontekstu wieczoru na dachu.
Tym bardziej, że nie wiadomo kiedy, cały świat zalał ciepły pomarańcz wymieszany z różem. Ostatnie promienie słońca przedzierały się przez pojedyncze gałęzie. Lada chwila zacznie nadchodzi noc a wraz z nią niezbyt przyjemna temperatura. Uroki tej paskudnej pory roku.
Uważał też, że pojawienie się biologicznego ojca nie wniosłoby do jego życia żadnej wartości dodatniej. Matka byłaby szczęśliwa? I don't think so.
Żyj jakby jutra miało nie być.
Uniósł szklankę prawie na znak toastu. Zasada fajna do głośnego powiedzenia ale rzadko kiedy można ją stosować. Na pewno nie w odniesieniu do szkoły. Sprawdziany, odpowiedzi, długo by tak nie pociągnął.
Masz z tego powodu jakieś lęki?
Troska podszyta szyderstwem. Jaka była jej definicja normalności? Czy taki Ros będąc z klasy B należał do ludzi normalnych, ułożonych, z perspektywą na przyszłość? Oczywiście, że nie. Pomijając nawet fakt swojego źródła dochodu. Ale zaraz. On czynił z niego największego degenerata. Tą informacją z pewnością się nie podzieli. Mały sekret w myśl zasady „im mniej wiesz tym lepiej śpisz”.
Jasne, prawie zapomniałem.
Oklepując kieszenie bluzy znalazł w końcu zapalniczkę. Z plecaka wyjął paczkę fajek, które położył na powierzchni dachu. Wypadało znów już przypalić tylko przez te całe ucieczki musiał podnieść się z miejsca, dać krok do przodu i ponownie kucnąć. Wykorzystując moment szukania przez nią papierosów postanowił zniszczyć twór żartów i wyobraźni.
Nie mam dziewczyny w NY. Żartowałem.
Puścił jej oczko będąc znów zdecydowanie blisko, za blisko. Jednak tym razem nie posuwał się do żadnych zagrywek. Nie napastował lasek, chyba , że dla ich wkurwienia i zabawy jednocześnie. Nie czarujmy się, bywały takie co to piekliły się jak oszalałe a ostatecznie i tak za nim biegały. Niektóre panny ciężko rozgryźć. Tej tu dogryzać nie chciał. Zasada Kto się czubi ten się lubi, nie pasowała mu do kontekstu wieczoru na dachu.
Tym bardziej, że nie wiadomo kiedy, cały świat zalał ciepły pomarańcz wymieszany z różem. Ostatnie promienie słońca przedzierały się przez pojedyncze gałęzie. Lada chwila zacznie nadchodzi noc a wraz z nią niezbyt przyjemna temperatura. Uroki tej paskudnej pory roku.
Zawtórowała jego niby toastowi, po czym odstawiła pustą butelkę obok siebie. Zasada carpe diem miała jednak do siebie to, że nie zawsze można było wykorzystać ją w praktyce. Człowiek nawet pomimo swoich przekonań zawsze knuje w głowie pomniejszy plan swojej przyszłości, choćby miał on zmienić tysiąc razy, a zazwyczaj na to wychodzi.
- Nie, ale lubię zastanawiać się nad rzeczami, na które większość nie zwraca uwagi. Jedno z moich dziwactw, co zrobić. - wzruszyła ramionami, pozwalając, aby pobłażliwy uśmieszek przepełznął przez jej twarz. Od zawsze miała skłonność co kontemplacji, aczkolwiek skupiała się ona wokół szczegółów wyjętych żywcem z szarej rutyny. Nie nazwałaby tego filozofowaniem, ale to kminienie życia może było związane z tym pojęciem jak piąta woda po kisielu.
Widząc, że chłopak został zmuszony ruszyć się ze swojego miejsca, wykorzystała ten moment i w międzyczasie upiła kolejnego łyka, po czym sięgnęła po paczkę, z której wyjęła jednego z ostatnich papierosów. Biały filtr wylądował już pomiędzy jej wargami, kiedy usłyszane przez nią słowa w momencie sprawiły, że skupiające się na trzymanej przez niego zapalniczce oczy teraz lustrowały jego własne tęczówki, co przy tej odległości było jeszcze bardziej uproszczone.
- No jebłam ze śmiechu, naprawdę. - beznamiętność jej tonu została uzupełniona lekkim uśmieszkiem, zabarwionym ironią. - Że też żadna jeszcze nie zawładnęła sercem takiego komika. No chyba, że mówimy tylko o NY. - rzuciła już nieco lżej, po czym sięgnęła po jego rękę, w której dzierżył zapalniczkę, aby przybliżyć ją do na nowo włożonego do ust papierosa. Jej dłoń objęła jego, po czym kciuk zgrabnie wykonał resztę zadania, pozwalając aby pierwszy buch zagościł w jej płucach.
- Dzięki, ale jeszcze chyba dzisiaj skorzystam. Więc bądź w pogotowiu. - puściła jego dłoń, sama sięgając po otwartą butelkę. Dopiero teraz poczuła, że lekki zefirek zaczął wychodzić na żer. Profilaktycznie na szybko spięła włosy w luźnego koka, a leżąca obok jasna kurtka wylądowała na jej ramionach.
- Nie, ale lubię zastanawiać się nad rzeczami, na które większość nie zwraca uwagi. Jedno z moich dziwactw, co zrobić. - wzruszyła ramionami, pozwalając, aby pobłażliwy uśmieszek przepełznął przez jej twarz. Od zawsze miała skłonność co kontemplacji, aczkolwiek skupiała się ona wokół szczegółów wyjętych żywcem z szarej rutyny. Nie nazwałaby tego filozofowaniem, ale to kminienie życia może było związane z tym pojęciem jak piąta woda po kisielu.
Widząc, że chłopak został zmuszony ruszyć się ze swojego miejsca, wykorzystała ten moment i w międzyczasie upiła kolejnego łyka, po czym sięgnęła po paczkę, z której wyjęła jednego z ostatnich papierosów. Biały filtr wylądował już pomiędzy jej wargami, kiedy usłyszane przez nią słowa w momencie sprawiły, że skupiające się na trzymanej przez niego zapalniczce oczy teraz lustrowały jego własne tęczówki, co przy tej odległości było jeszcze bardziej uproszczone.
- No jebłam ze śmiechu, naprawdę. - beznamiętność jej tonu została uzupełniona lekkim uśmieszkiem, zabarwionym ironią. - Że też żadna jeszcze nie zawładnęła sercem takiego komika. No chyba, że mówimy tylko o NY. - rzuciła już nieco lżej, po czym sięgnęła po jego rękę, w której dzierżył zapalniczkę, aby przybliżyć ją do na nowo włożonego do ust papierosa. Jej dłoń objęła jego, po czym kciuk zgrabnie wykonał resztę zadania, pozwalając aby pierwszy buch zagościł w jej płucach.
- Dzięki, ale jeszcze chyba dzisiaj skorzystam. Więc bądź w pogotowiu. - puściła jego dłoń, sama sięgając po otwartą butelkę. Dopiero teraz poczuła, że lekki zefirek zaczął wychodzić na żer. Profilaktycznie na szybko spięła włosy w luźnego koka, a leżąca obok jasna kurtka wylądowała na jej ramionach.
Jego ciemne spojrzenie powędrowało gdzieś w bok, zupełnie jakby zaczął się nad czymś intensywnie zastanawiać. To rozkładanie wszystkiego na czynniki pierwsze chyba nie było chorobą zakaźną, co? W tym tkwił cały problem prawie ze wszystkimi laskami. Były bardzo skomplikowane. Za dużo i za często się zastanawiały. Faceci byli prości w obsłudze i to pewnie dlatego pochodzili z zupełnie innej planety.
Ładne masz oczy.
Walnął kiedy ta uraczyła go dłuższym spojrzeniem. Już wcześniej zauważył ich ciekawą barwę ale w tym świetle wydawały się jeszcze piękniejsze. Na upartego rzucony tekst, który zupełnie nie miał związku z ich rozmową można przypisać krążącym w żyłach procentom. Od dosłownie kilku sekund czuł przyjemne ciepło, błogość i te inne pierdoły, które czuje się po paru głębszych. Z rzeczy mniej fajnych czuł również zbyt intensywne bicie serca. To zasługa dwóch energetyków. Dobrze, że tylko tyle przy sobie miał bo ktoś bez umiaru wypiłby nawet pięć.
A co jeśli ja nie mam serca?
Zapytał całkiem poważnie pozwalając na samoobsługę zapalniczki, z której skorzystał chwilę później sam przypalając swojego papierosa. Przy okazji wstał prostując grzbiet. Faktycznie nadchodził chłód. Tym samym ich czas na dachu nieubłaganie dobiegał końca. Pijackie imprezy w plenerze są super ale leżenie w łóżku przez dwa tygodnie z 40 stopniową gorączką już nie.
Nagle i zupełnie nieoczekiwanie znów zwrócił się przodem do jasnowłosej. Najwyraźniej coś mu się przypomniało.
Wykorzystam Cię.
Zaczął wypuszczając z ust bardzo dużą chmurę szarego dymu. To co powiedział nie brzmiało zbyt zachęcająco ale lada chwila rozwinie swą myśl. Zawsze po alkoholu miał dziwne pomysłu więc i tym razem w jego czarnym łbie wykluł się mały plan.
Pomóż mi zorganizować imprezę. Taką przed 1 listopada. Wstęp w stroju wizytowym ale żeby nie było nudno, każdy musi założyć maskę. Chodzi mi o takie ażurowe. Znasz pewnie ludzi z samorządu. Załatwimy salę na jeden wieczór. Co Ty na to?
Entuzjastyczne podejście do całej organizacji wydarzenia było wręcz zaraźliwe. Chociaż stojąc obok butelki alkoholu, z fajką w łapie, nie pasował na ziomka, który rozkminia szkolny mini bal. Chęć imprezy wzięła górę no i w końcu będzie miał okazję zobaczyć wszystkie pyski z tej placówki.
Ładne masz oczy.
Walnął kiedy ta uraczyła go dłuższym spojrzeniem. Już wcześniej zauważył ich ciekawą barwę ale w tym świetle wydawały się jeszcze piękniejsze. Na upartego rzucony tekst, który zupełnie nie miał związku z ich rozmową można przypisać krążącym w żyłach procentom. Od dosłownie kilku sekund czuł przyjemne ciepło, błogość i te inne pierdoły, które czuje się po paru głębszych. Z rzeczy mniej fajnych czuł również zbyt intensywne bicie serca. To zasługa dwóch energetyków. Dobrze, że tylko tyle przy sobie miał bo ktoś bez umiaru wypiłby nawet pięć.
A co jeśli ja nie mam serca?
Zapytał całkiem poważnie pozwalając na samoobsługę zapalniczki, z której skorzystał chwilę później sam przypalając swojego papierosa. Przy okazji wstał prostując grzbiet. Faktycznie nadchodził chłód. Tym samym ich czas na dachu nieubłaganie dobiegał końca. Pijackie imprezy w plenerze są super ale leżenie w łóżku przez dwa tygodnie z 40 stopniową gorączką już nie.
Nagle i zupełnie nieoczekiwanie znów zwrócił się przodem do jasnowłosej. Najwyraźniej coś mu się przypomniało.
Wykorzystam Cię.
Zaczął wypuszczając z ust bardzo dużą chmurę szarego dymu. To co powiedział nie brzmiało zbyt zachęcająco ale lada chwila rozwinie swą myśl. Zawsze po alkoholu miał dziwne pomysłu więc i tym razem w jego czarnym łbie wykluł się mały plan.
Pomóż mi zorganizować imprezę. Taką przed 1 listopada. Wstęp w stroju wizytowym ale żeby nie było nudno, każdy musi założyć maskę. Chodzi mi o takie ażurowe. Znasz pewnie ludzi z samorządu. Załatwimy salę na jeden wieczór. Co Ty na to?
Entuzjastyczne podejście do całej organizacji wydarzenia było wręcz zaraźliwe. Chociaż stojąc obok butelki alkoholu, z fajką w łapie, nie pasował na ziomka, który rozkminia szkolny mini bal. Chęć imprezy wzięła górę no i w końcu będzie miał okazję zobaczyć wszystkie pyski z tej placówki.
- Ty też. - odbiła pałeczkę, ładnie się przy tym uśmiechając. O wyjątkowości barwy swoich tęczówek wiedziała doskonale, bo praktycznie każda osoba, jaką spotkała zawsze zwracała na to uwagę. Ale pomimo to nie czuła się przez to piękniejsza, cudowniejsza; innymi słowy, nie obrastała przez to w piórka. Chociaż raz za czas miło jej było usłyszeć komplement, nawet wypowiedziany przez już nieco fajnie podchwyconego procentami chłopaka.
Kolejna chmura dymu opuściła jej płuca, a wraz z poważnym pytaniem chłopaka przyszła chwila zastanowienia. Pod względem biologicznym każdy posiada serce, inaczej by sobie tutaj nie żłopali alkoholu. Pod względem duchowym jest tak samo, ale kluczem w tym wszystkim jest to, na ile jest ono zepsute.
- Gdybyś go nie miał w praktyce, to dość ciężko by się nam rozmawiało. - no nie była sobą, gdyby nie zarzuciła jakimś głupkowatym faktem na rozluźnienie atmosfery, szczególnie gdy we wszystko zaangażowany jest alkohol. - Jakbyś go nie miał, to wtedy w ogrodzie kazałbyś mi spierdalać. - argument roku właśnie wyleciał w eter, tak jak kolejna partia dymu, która zdecydowanie za długo grzała jej płuca. Proste słowa niekiedy uzmysławiały więcej niż wyszukane przykłady. Na szybko zlustrowała go od góry do dołu, kiedy postanowił się wyprostować. Wtedy też zauważyła, że dotąd oświetlona za nim ściana została już prawie w całości pochłonięta przez macki wieczoru. Jej szczyt jeszcze walczył. Nie czekając dłużej, poszła w ślad chłopaka i również podniosła się z ziemi, chwytając w łapę jeszcze pełną do połowy butelkę. Jej celem była podłużna betonowa konstrukcja, której wysokość można było szacować na coś powyżej pół metra. Biorąc lekki rozpęd z już nieco naruszoną gracją wskoczyła na nią, po czym w jej mózgu murek przemienił się w linę, po której zaczęła balansować. Widok z lekka chwiejącej się laski, która z piwem w jednej i szlugiem w drugiej łapie próbuje stawiać stopę przed stopą i się przy tym nie wyjebać klasyfikował się do dwóch kategorii - żałosnej albo śmiesznej. Ewentualnie jakiejś syntezy ich obu.
Zatrzymując się na samym końcu, odwróciła głowę w jego kierunku, z zapytaniem unosząc brew. Po tym nastąpił szybko zwrot i przyszło jej na nowo pokonywać przebytą odległość, przy okazji wysłuchując jego misternego planu.
- W sumie to sztos. I mogłabym w końcu założyć sukienkę. Myślę, że nie będzie z tym problemu, o ile ci nie wymyślili już jakiejś halloweenowej balangi. Zobaczyć kogoś pod koniec października w garniaku zamiast z siekierą w głowie było zajebiście ciekawe. - stwierdziła, szczerząc się niby do niego, niby do siebie. - Wchodzę w to. I jeżeli wypali, obowiązkowo chce być przy dekorowaniu sali. - dodała z należytym entuzjazmem, zatrzymując się na murku. Na chwilę popatrzyła w stronę chłopaka, który właśnie oddalał szklankę od ust. Na jej twarzy zagościł wyszczerz, który zniknął na moment przez chwilową utratę równowagi, ale zaraz po jej odzyskaniu na nowo rozpromienił jej twarz. Grzejący od środka alkohol był wielkim zdrajcą - miała nadzieję, że następnego dnia nie skończy w łóżku z antybiotykiem.
- Podaj mi następne, jakbyś mógł. - chwyciła pustą butelkę za szyjkę i wycelowała nią najpierw w niego, a potem w torebkę, niczym królowa wskazująca berłem na swojego poddanego. Wizja tej sytuacji nieco rozbawiła ją w duszy. Oczywiście bez parsknięcia by się nie obyło. Ponownie rozpoczęła swoją wędrówkę.
Kolejna chmura dymu opuściła jej płuca, a wraz z poważnym pytaniem chłopaka przyszła chwila zastanowienia. Pod względem biologicznym każdy posiada serce, inaczej by sobie tutaj nie żłopali alkoholu. Pod względem duchowym jest tak samo, ale kluczem w tym wszystkim jest to, na ile jest ono zepsute.
- Gdybyś go nie miał w praktyce, to dość ciężko by się nam rozmawiało. - no nie była sobą, gdyby nie zarzuciła jakimś głupkowatym faktem na rozluźnienie atmosfery, szczególnie gdy we wszystko zaangażowany jest alkohol. - Jakbyś go nie miał, to wtedy w ogrodzie kazałbyś mi spierdalać. - argument roku właśnie wyleciał w eter, tak jak kolejna partia dymu, która zdecydowanie za długo grzała jej płuca. Proste słowa niekiedy uzmysławiały więcej niż wyszukane przykłady. Na szybko zlustrowała go od góry do dołu, kiedy postanowił się wyprostować. Wtedy też zauważyła, że dotąd oświetlona za nim ściana została już prawie w całości pochłonięta przez macki wieczoru. Jej szczyt jeszcze walczył. Nie czekając dłużej, poszła w ślad chłopaka i również podniosła się z ziemi, chwytając w łapę jeszcze pełną do połowy butelkę. Jej celem była podłużna betonowa konstrukcja, której wysokość można było szacować na coś powyżej pół metra. Biorąc lekki rozpęd z już nieco naruszoną gracją wskoczyła na nią, po czym w jej mózgu murek przemienił się w linę, po której zaczęła balansować. Widok z lekka chwiejącej się laski, która z piwem w jednej i szlugiem w drugiej łapie próbuje stawiać stopę przed stopą i się przy tym nie wyjebać klasyfikował się do dwóch kategorii - żałosnej albo śmiesznej. Ewentualnie jakiejś syntezy ich obu.
Zatrzymując się na samym końcu, odwróciła głowę w jego kierunku, z zapytaniem unosząc brew. Po tym nastąpił szybko zwrot i przyszło jej na nowo pokonywać przebytą odległość, przy okazji wysłuchując jego misternego planu.
- W sumie to sztos. I mogłabym w końcu założyć sukienkę. Myślę, że nie będzie z tym problemu, o ile ci nie wymyślili już jakiejś halloweenowej balangi. Zobaczyć kogoś pod koniec października w garniaku zamiast z siekierą w głowie było zajebiście ciekawe. - stwierdziła, szczerząc się niby do niego, niby do siebie. - Wchodzę w to. I jeżeli wypali, obowiązkowo chce być przy dekorowaniu sali. - dodała z należytym entuzjazmem, zatrzymując się na murku. Na chwilę popatrzyła w stronę chłopaka, który właśnie oddalał szklankę od ust. Na jej twarzy zagościł wyszczerz, który zniknął na moment przez chwilową utratę równowagi, ale zaraz po jej odzyskaniu na nowo rozpromienił jej twarz. Grzejący od środka alkohol był wielkim zdrajcą - miała nadzieję, że następnego dnia nie skończy w łóżku z antybiotykiem.
- Podaj mi następne, jakbyś mógł. - chwyciła pustą butelkę za szyjkę i wycelowała nią najpierw w niego, a potem w torebkę, niczym królowa wskazująca berłem na swojego poddanego. Wizja tej sytuacji nieco rozbawiła ją w duszy. Oczywiście bez parsknięcia by się nie obyło. Ponownie rozpoczęła swoją wędrówkę.
Ciemny kolor oczu, cecha dominująca, nic nadzwyczajnego. W takiej, przykładowo Rumunii mało kto ma inną barwę tęczówek. Nie, nie był tam ale lubił biologię więc kojarzył fakty a poza tym oglądał często youTuba i kanały podróżnicze. Co innego złote spojrzenie. Niespotykane, magnetyczne. Trudno się oderwać ale jemu jakoś się udało. Kto wie, może ta czarownica w ten sposób rzuca swoje uroki.
Weź się napij.
Słysząc tą rozkmine mimowolnie uśmiechnął się, wyrzucając przy okazji resztkę papierosa. Niedopałek tlił się jeszcze przez chwilę jakieś dwa metry dalej dając ostatnie oznaki żywota w postaci pomarańczowego punktu. Nie było tutaj nic co mógłby się od niego podpalić więc who care.
A co jeśli już wtedy na coś liczyłem?
Skoro mała tak chętnie wyciąga wnioski z jego każdego ruchu i słowa to niech przemyśli jeszcze tą jedną kwestię. Ciekaw był co zaraz usłyszy ale w myślach miał już jedną wersję. Przez ten wspólnie spędzony czas dała się trochę poznać. To dobrze, ma do kompletu dwoje znajomych w Riverdale. Jak na tak krótki czas, świetny wynik. Jeszcze nie zapomniał jak nawiązuje się znajomości. Plus dla tego pana.
Po tym jak rozprostował stare kości, szybko załapał zamiary swojej towarzyszki broni. Przezornie ocenił odległość murka od obu krawędzi w ostatecznym rozrachunku nie reagując na jej skoki ala kozica górska. To nie tak, że był przeczulony. Gdyby spadła z 9 piętra to on miałby kłopoty, ona zostałaby mokrą plamą i w końcu kto by mu udekorował salę. Tak że ten, interesy, interesy. Ah no i oczywiście szkoda takiej ładnej laski, to powinno być na pierwszym miejscu, sorry.
Świetnie, potrzebuję zgody na wynajem sali i hajsu od samorządu na catering i grajka. Postaram się wszystko jutro załatwić. Ja nie mam płuc do balonów i ręki do jakiś kokardek. Możesz się tym zająć z koleżankami.
Znaj jego łaskę. Dał wolną rękę w organizacji wystroju całej sali co pewnie dla niej było ważne, a dla niego najmniej istotne. Łatwo wszystko obgadać zwłaszcza, że plan był banalny, prosty i przewidywalny. Dodatkowo postara się żeby zaakcentowano kto jest organizatorem. Dzięki temu zapunktuje nie tylko u dyrekcji ale także u uczniów. Każdy woli potupać nóżką niż oglądać tego wieczoru horrory czy latać za cukierkami. Mm, wróć. To nie ten okres w ich życiu chociaż znając takiego Michaela na 100 % chodziłby za cukierkami. Wygląda na kogoś kto jest pazerny na słodycze.
Mogę.
Odparł rzucając jej dość poważne spojrzenie, które aktualnie było żywym alkomatem. Ros lubił się zabawić ale do momentu, w którym nie musiał nikogo trzymać za włosy jak rzyga albo odprowadzać do domu w postaci żywych zwłok. Blondyna była wstawiona ale jeszcze jedno piwo nie powinno jej aż tak zaszkodzić. Zgodnie z jej zachcianką poszedł w kierunku torby i wyciągnął jedno piwo. Zawartość swojej szklanki dopił i odstawił ją obok plecaka. Znów odwrócił się przodem do panny „Podaj mi piwo mężczyzno" i zaczął powoli kroczyć w jej kierunku mając w łapie kartę przetargową.
Stając przed murkiem poczekał aż waćpanna raczy do niego podejść. Teraz była wyższa więc mogła się napawać tą chwilą. Wyciągnął przed siebie flachę a w momencie kiedy ta chciała ją zabrać, wykonał ruch do tyłu. Celowo nie zdejmował kapsla. Inaczej mogłoby się wylać.
Nie tak szybko mała.
Szatański uśmiech zagościł na jego nieogolonej mordzie przez co wyglądał jak chodzące zło wcielone.
Nie ma nic za darmo.
Chyba nie sądziła, że przyniesie jej piwo, otworzy i poda jak grzeczny służący. W jego świecie nie było nic, co mógłby zrobić z dobroci serca. A skoro ustaliła, że jednak je ma, to nie mogło być ono krystalicznie dobre.
Weź się napij.
Słysząc tą rozkmine mimowolnie uśmiechnął się, wyrzucając przy okazji resztkę papierosa. Niedopałek tlił się jeszcze przez chwilę jakieś dwa metry dalej dając ostatnie oznaki żywota w postaci pomarańczowego punktu. Nie było tutaj nic co mógłby się od niego podpalić więc who care.
A co jeśli już wtedy na coś liczyłem?
Skoro mała tak chętnie wyciąga wnioski z jego każdego ruchu i słowa to niech przemyśli jeszcze tą jedną kwestię. Ciekaw był co zaraz usłyszy ale w myślach miał już jedną wersję. Przez ten wspólnie spędzony czas dała się trochę poznać. To dobrze, ma do kompletu dwoje znajomych w Riverdale. Jak na tak krótki czas, świetny wynik. Jeszcze nie zapomniał jak nawiązuje się znajomości. Plus dla tego pana.
Po tym jak rozprostował stare kości, szybko załapał zamiary swojej towarzyszki broni. Przezornie ocenił odległość murka od obu krawędzi w ostatecznym rozrachunku nie reagując na jej skoki ala kozica górska. To nie tak, że był przeczulony. Gdyby spadła z 9 piętra to on miałby kłopoty, ona zostałaby mokrą plamą i w końcu kto by mu udekorował salę. Tak że ten, interesy, interesy. Ah no i oczywiście szkoda takiej ładnej laski, to powinno być na pierwszym miejscu, sorry.
Świetnie, potrzebuję zgody na wynajem sali i hajsu od samorządu na catering i grajka. Postaram się wszystko jutro załatwić. Ja nie mam płuc do balonów i ręki do jakiś kokardek. Możesz się tym zająć z koleżankami.
Znaj jego łaskę. Dał wolną rękę w organizacji wystroju całej sali co pewnie dla niej było ważne, a dla niego najmniej istotne. Łatwo wszystko obgadać zwłaszcza, że plan był banalny, prosty i przewidywalny. Dodatkowo postara się żeby zaakcentowano kto jest organizatorem. Dzięki temu zapunktuje nie tylko u dyrekcji ale także u uczniów. Każdy woli potupać nóżką niż oglądać tego wieczoru horrory czy latać za cukierkami. Mm, wróć. To nie ten okres w ich życiu chociaż znając takiego Michaela na 100 % chodziłby za cukierkami. Wygląda na kogoś kto jest pazerny na słodycze.
Mogę.
Odparł rzucając jej dość poważne spojrzenie, które aktualnie było żywym alkomatem. Ros lubił się zabawić ale do momentu, w którym nie musiał nikogo trzymać za włosy jak rzyga albo odprowadzać do domu w postaci żywych zwłok. Blondyna była wstawiona ale jeszcze jedno piwo nie powinno jej aż tak zaszkodzić. Zgodnie z jej zachcianką poszedł w kierunku torby i wyciągnął jedno piwo. Zawartość swojej szklanki dopił i odstawił ją obok plecaka. Znów odwrócił się przodem do panny „Podaj mi piwo mężczyzno" i zaczął powoli kroczyć w jej kierunku mając w łapie kartę przetargową.
Stając przed murkiem poczekał aż waćpanna raczy do niego podejść. Teraz była wyższa więc mogła się napawać tą chwilą. Wyciągnął przed siebie flachę a w momencie kiedy ta chciała ją zabrać, wykonał ruch do tyłu. Celowo nie zdejmował kapsla. Inaczej mogłoby się wylać.
Nie tak szybko mała.
Szatański uśmiech zagościł na jego nieogolonej mordzie przez co wyglądał jak chodzące zło wcielone.
Nie ma nic za darmo.
Chyba nie sądziła, że przyniesie jej piwo, otworzy i poda jak grzeczny służący. W jego świecie nie było nic, co mógłby zrobić z dobroci serca. A skoro ustaliła, że jednak je ma, to nie mogło być ono krystalicznie dobre.
Przy takiej ilości zadawanych pytań, chłopak śmiało mógł pretendować na dziennikarza. Popatrzyła na niego spod ukosa, po czym na moment jej wzrok skupił się na trzymanym w dłoni papierosie. Ulatniający się dym był paradoksalnie cudowną metaforą kończącego się im czasu, zwracając uwagę na zimno, które dawało się coraz bardziej we znaki. Szczęściem alkohol robił swoje.
- Udało ci się dopiąć swego. - stwierdziła beznamiętnie, przerzucając na niego spojrzenie. Nie zamierzała się wysilać, analizować. Jego sprawa, jakie zamiary zrodziły się w jego główce, kiedy ją zobaczył. I tak cudownym posunięciem był brak odpowiedzialności ze strony dziewczyny, która pozwoliła się wyciągnąć na spotkanie ledwo poznanemu gościowi. Czasem dopiero po dłuższym momencie docierało do niej, jakie banalne błędy popełnia, chociaż na tą chwilę buszujące w głowie procenty nie pozwalały jej przeanalizować tej sytuacji w pełni. Dość myślenia, trzeba pić dalej.
- Dziękuję za aprobatę, panie organizatorze. - rzuciła z mocno słyszalnym sarkazmem, zatrzymując się w pół kroku, co nawet jak na jej stan wyszło jej całkiem zgrabnie. - Ja już zadbam, aby zostawili ci trochę baloników. Chcesz się w to bawić, to musisz skubnąć wszystkiego. - stwierdziła całkowicie poważnie, wznawiając swoje balanse. Fajnie było pochodzić za grupą ważniaków rządzących tą szkołą, załatwić u nich wszystko i przyjść na gotowe. Niestety podejmując się współpracy z blondynką można było o tym zapomnieć.
Widząc jak chłopak idzie w jej kierunku, dzierżąc poproszony przez nią trunek, sama ruszyła w jego stronę, oczywiście parę razy chwiejąc się nieznacznie na murku. Kiedy zatrzymała się tuż przed nim, nie mogąc patrzeć na niego inaczej, niż z góry ładnie wyciągnęła rączkę przed siebie. Magiczne słowo dziękuję już miało opuścić jej gardło, kiedy to brunet pokrzyżował jej plany. Posłała mu wzrok w stylu 'o ty skurwysynku', mrużąc przy tym duże oczy. Znowu chciała wciągnąć w te jego chore giereczki, które najwyraźniej sprawiały mu przyjemność. Wyprostowała się, stając prawie na baczność i wyrzucając w bok dogorywającego peta, wsparła się rękami na bokach.
- Po pierwsze nie mała. Jestem jedną z wyższych dziewczyn w całym liceum, więc ten tekst zachowaj sobie dla kogoś poniżej moich cycków. - rzuciła zbulwersowana, co w połączeniu z pozą wydawało się naprawdę komiczne. Nie wspominając już o pojawiającym się co jakiś czas przestępowaniu z nogi na nogę, jakby to miało jej pomóc w naładowaniu paska równowagi. W jej głowie na chwilę zahuczał bystry plan objęcia go i próby sięgnięcia po butelkę, ale gdyby w grę nie wchodził murek, nie miałaby najmniejszych szans. Wspinać się jej po nim nie chciało, tak więc cały misterny plan zawędrował do mózgowe kosza. - No słucham Victorku, jakie zadanie muszę wykonać, aby odblokować achievement 'Do dna!'?
- Udało ci się dopiąć swego. - stwierdziła beznamiętnie, przerzucając na niego spojrzenie. Nie zamierzała się wysilać, analizować. Jego sprawa, jakie zamiary zrodziły się w jego główce, kiedy ją zobaczył. I tak cudownym posunięciem był brak odpowiedzialności ze strony dziewczyny, która pozwoliła się wyciągnąć na spotkanie ledwo poznanemu gościowi. Czasem dopiero po dłuższym momencie docierało do niej, jakie banalne błędy popełnia, chociaż na tą chwilę buszujące w głowie procenty nie pozwalały jej przeanalizować tej sytuacji w pełni. Dość myślenia, trzeba pić dalej.
- Dziękuję za aprobatę, panie organizatorze. - rzuciła z mocno słyszalnym sarkazmem, zatrzymując się w pół kroku, co nawet jak na jej stan wyszło jej całkiem zgrabnie. - Ja już zadbam, aby zostawili ci trochę baloników. Chcesz się w to bawić, to musisz skubnąć wszystkiego. - stwierdziła całkowicie poważnie, wznawiając swoje balanse. Fajnie było pochodzić za grupą ważniaków rządzących tą szkołą, załatwić u nich wszystko i przyjść na gotowe. Niestety podejmując się współpracy z blondynką można było o tym zapomnieć.
Widząc jak chłopak idzie w jej kierunku, dzierżąc poproszony przez nią trunek, sama ruszyła w jego stronę, oczywiście parę razy chwiejąc się nieznacznie na murku. Kiedy zatrzymała się tuż przed nim, nie mogąc patrzeć na niego inaczej, niż z góry ładnie wyciągnęła rączkę przed siebie. Magiczne słowo dziękuję już miało opuścić jej gardło, kiedy to brunet pokrzyżował jej plany. Posłała mu wzrok w stylu 'o ty skurwysynku', mrużąc przy tym duże oczy. Znowu chciała wciągnąć w te jego chore giereczki, które najwyraźniej sprawiały mu przyjemność. Wyprostowała się, stając prawie na baczność i wyrzucając w bok dogorywającego peta, wsparła się rękami na bokach.
- Po pierwsze nie mała. Jestem jedną z wyższych dziewczyn w całym liceum, więc ten tekst zachowaj sobie dla kogoś poniżej moich cycków. - rzuciła zbulwersowana, co w połączeniu z pozą wydawało się naprawdę komiczne. Nie wspominając już o pojawiającym się co jakiś czas przestępowaniu z nogi na nogę, jakby to miało jej pomóc w naładowaniu paska równowagi. W jej głowie na chwilę zahuczał bystry plan objęcia go i próby sięgnięcia po butelkę, ale gdyby w grę nie wchodził murek, nie miałaby najmniejszych szans. Wspinać się jej po nim nie chciało, tak więc cały misterny plan zawędrował do mózgowe kosza. - No słucham Victorku, jakie zadanie muszę wykonać, aby odblokować achievement 'Do dna!'?
Pan Organizator nie chciał się chwalić ale był naprawdę dobry w te klocki. Trochę doświadczenia, szczypta wyuczonej gadki, wrodzony talent do uwodzenia i tym sposobem potrafił załatwić niemal wszystko z żeńską częścią społeczeństwa. Trochę inaczej wyglądało to w stosunku do facetów ale zależy na kogo trafił. Zazwyczaj bez większych przeszkód dopinał swego. I tak akurat ten projekt był z korzyścią dla wszystkich więc nie zakładał większych przeszkód.
Koniecznie chcesz zobaczyć jak dmucham...
Uniósł kącik ust do góry a w jego oczach zagościły chochliki. Ta cała zabawa z butelką piwa była nawet zabawna. Po części wyglądała tak, jakby wydzielał jej część w obawie, że może zrobić krok za daleko i przekroczyć własną, cienką granicę. Z drugiej jednak strony to tani i nieszkodliwy flirt nastolatków pod wpływem procentów. Trochę w myśl zasady ‘kto się czubi, ten się lubi’.
Balony oczywiście.
Dokończył po znacznej przerwie mierząc tego krasnala wzrokiem. To, że udało jej się jakimś cudem wskoczyć na murek nie tracąc przy tym przednich zębów to jedna sprawa. Drugą było to, że w jego mniemaniu i tak była niska. Nie lubił wysokich kobiet. Raven była akurat. Taka drobna, kompaktowa i pewnie ekonomiczna. Ups, dobrze, że to tylko przemyślenia. Romantyzmu w tym za grosz.
Posłucham rady tylko bez scen zazdrości.
Tą parę nie łączyło kompletnie nic ale Oscar stawiał wszytko co miał, że widok innej laski u jego boku, wbiłby blondynce w serduszko małego ciernia. To było chyba zbyt wysokie mniemanie o sobie ale proszę bardzo. Idealna okazja żeby wyprowadzić go z błędu.
Masz do wyboru spacer na krawędzi dachu albo buziak w stylu nowojorskim. Wybór należy do Ciebie. Tylko szybko bo zaczynam nabierać ochoty na to piwo.
Pomachał główną nagrodą z wyczuciem. Znaczne wstrząsy mogły doprowadzić do wzburzenia trunku i chyba nie trzeba nikomu tłumaczyć jak zachowuje się takie piwo.
Koniecznie chcesz zobaczyć jak dmucham...
Uniósł kącik ust do góry a w jego oczach zagościły chochliki. Ta cała zabawa z butelką piwa była nawet zabawna. Po części wyglądała tak, jakby wydzielał jej część w obawie, że może zrobić krok za daleko i przekroczyć własną, cienką granicę. Z drugiej jednak strony to tani i nieszkodliwy flirt nastolatków pod wpływem procentów. Trochę w myśl zasady ‘kto się czubi, ten się lubi’.
Balony oczywiście.
Dokończył po znacznej przerwie mierząc tego krasnala wzrokiem. To, że udało jej się jakimś cudem wskoczyć na murek nie tracąc przy tym przednich zębów to jedna sprawa. Drugą było to, że w jego mniemaniu i tak była niska. Nie lubił wysokich kobiet. Raven była akurat. Taka drobna, kompaktowa i pewnie ekonomiczna. Ups, dobrze, że to tylko przemyślenia. Romantyzmu w tym za grosz.
Posłucham rady tylko bez scen zazdrości.
Tą parę nie łączyło kompletnie nic ale Oscar stawiał wszytko co miał, że widok innej laski u jego boku, wbiłby blondynce w serduszko małego ciernia. To było chyba zbyt wysokie mniemanie o sobie ale proszę bardzo. Idealna okazja żeby wyprowadzić go z błędu.
Masz do wyboru spacer na krawędzi dachu albo buziak w stylu nowojorskim. Wybór należy do Ciebie. Tylko szybko bo zaczynam nabierać ochoty na to piwo.
Pomachał główną nagrodą z wyczuciem. Znaczne wstrząsy mogły doprowadzić do wzburzenia trunku i chyba nie trzeba nikomu tłumaczyć jak zachowuje się takie piwo.
Tego wieczoru żarciki trzymały się chłopaka wyjątkowo kurczowo. Blondynka posłała mu z lekka zażenowane spojrzenie, które zaczęło kontrastować z rosnącym na twarzy uśmiechem. W tym stanie ciężko było jej utrzymać powagę, z którą miała problemy również na co dzień.
- Koniecznie. - puściła mu oczko, po czym wróciła do swoich cyrkowych popisów. Z każdą kolejną chwilą chłód wieczoru dawał się jej coraz bardziej we znaki. Zostawiona wcześniej na ziemi kurtka wydawała się jej teraz idealnym celem. Chociaż jak na razie za dobrze szło jej balansowanie, aby poddać się przez jakieś przeszywające powiewy wiatru.
Przekrzywiła głowę, wywracając przy tym oczami. Jeżeli myślał, że od dzisiaj na widok jego przy jakiejkolwiek innej lasce będzie odpalać jej ogniki w oczach, to był w błędzie. Skoro nie łączyło ich nic poza zwykłą znajomością, nie miała nawet prawa robić mu jakiś scenek. No chyba, że coś kiedyś uległo by diametralnej zmianie.
Jedna z rąk powędrowała pod podbródek, chcąc nadać swojemu zastanawianiu aktorskiej otoczki. Najpierw spojrzała za siebie, w stronę oddalonej o jakieś pięć metrów krawędzi dachu. Lubiła wyzwania, ale czy aby na pewno to wszystko było tego warte? Po tym wróciła wzrokiem do chłopaka, który stał praktycznie przed nią, czekając na decyzję.
- To chodzenie po krawędzi dachu jest trochę ryzykowne... - rzuciła wymownie, zeskakując w miarę zgrabnie na ziemię, tuż przed postacią bruneta. Odległość między nimi utraciła na swojej pierwotnej nazwie, a zrobiony krok w przód kompletnie pozbawił ją jestestwa. Jej złote tęczówki intensywnie wpatrywały się w jego, a kąciki pełnych ust nieznacznie się uniosły. Powoli stając na palcach zaczęła przybliżać się do jego twarzy, miarowo mrużąc oczy. Kiedy ten zaczął schylać się, aby ułatwić jej nieco zadanie, nagle zatrzymała się w połowie wspinaczki, a nieznaczny uśmiech przerodził się w wielki wyszczerz, kiedy wolną dłonią potarmosiła go po ciemnych włosach, które jak zakładała wcześniej, były dość miękkie w dotyku.
- Ale kto nie ryzykuje, ten nie pije... Piwerka. - rzuciła figlarnie, a jej oczy nawiedziły jakieś dziwne iskierki. Odsuwając się od niego, ominęła stojący za nią murek, po czym powolnym krokiem ruszyła w stronę krawędzi. Będąc już praktycznie nad nią, zgięła się w pół, aby móc wyjrzeć za jej okowy. Ósme piętro budynku robiło wrażenie, szczególnie gdy w grę wchodziły balanse na jego szczycie. Jak szybko wyjrzała, tak szybko wróciła do pierwotnej pozycji, idąc żwawiej w stronę chłopaka.
- Jak chcesz, to sobie wypij. Te twoje zadanka nie są tego warte. - będąc już bardzo blisko puściła mu oczko i szybkim ruchem podebrała mu stojącą obok jego nogi butelkę z resztkami jagera. Będąc z dwa metry od niego zatrzymała się i upiła trochę, po czym poczuła dość osobliwe ciepło na całym gardle. Skrzywiła się nieznacznie i patrząc na niego, uniosła butelkę na wysokość swojego barku, machając nią lekko w powietrzu.
- Po co się przemęczać.
- Koniecznie. - puściła mu oczko, po czym wróciła do swoich cyrkowych popisów. Z każdą kolejną chwilą chłód wieczoru dawał się jej coraz bardziej we znaki. Zostawiona wcześniej na ziemi kurtka wydawała się jej teraz idealnym celem. Chociaż jak na razie za dobrze szło jej balansowanie, aby poddać się przez jakieś przeszywające powiewy wiatru.
Przekrzywiła głowę, wywracając przy tym oczami. Jeżeli myślał, że od dzisiaj na widok jego przy jakiejkolwiek innej lasce będzie odpalać jej ogniki w oczach, to był w błędzie. Skoro nie łączyło ich nic poza zwykłą znajomością, nie miała nawet prawa robić mu jakiś scenek. No chyba, że coś kiedyś uległo by diametralnej zmianie.
Jedna z rąk powędrowała pod podbródek, chcąc nadać swojemu zastanawianiu aktorskiej otoczki. Najpierw spojrzała za siebie, w stronę oddalonej o jakieś pięć metrów krawędzi dachu. Lubiła wyzwania, ale czy aby na pewno to wszystko było tego warte? Po tym wróciła wzrokiem do chłopaka, który stał praktycznie przed nią, czekając na decyzję.
- To chodzenie po krawędzi dachu jest trochę ryzykowne... - rzuciła wymownie, zeskakując w miarę zgrabnie na ziemię, tuż przed postacią bruneta. Odległość między nimi utraciła na swojej pierwotnej nazwie, a zrobiony krok w przód kompletnie pozbawił ją jestestwa. Jej złote tęczówki intensywnie wpatrywały się w jego, a kąciki pełnych ust nieznacznie się uniosły. Powoli stając na palcach zaczęła przybliżać się do jego twarzy, miarowo mrużąc oczy. Kiedy ten zaczął schylać się, aby ułatwić jej nieco zadanie, nagle zatrzymała się w połowie wspinaczki, a nieznaczny uśmiech przerodził się w wielki wyszczerz, kiedy wolną dłonią potarmosiła go po ciemnych włosach, które jak zakładała wcześniej, były dość miękkie w dotyku.
- Ale kto nie ryzykuje, ten nie pije... Piwerka. - rzuciła figlarnie, a jej oczy nawiedziły jakieś dziwne iskierki. Odsuwając się od niego, ominęła stojący za nią murek, po czym powolnym krokiem ruszyła w stronę krawędzi. Będąc już praktycznie nad nią, zgięła się w pół, aby móc wyjrzeć za jej okowy. Ósme piętro budynku robiło wrażenie, szczególnie gdy w grę wchodziły balanse na jego szczycie. Jak szybko wyjrzała, tak szybko wróciła do pierwotnej pozycji, idąc żwawiej w stronę chłopaka.
- Jak chcesz, to sobie wypij. Te twoje zadanka nie są tego warte. - będąc już bardzo blisko puściła mu oczko i szybkim ruchem podebrała mu stojącą obok jego nogi butelkę z resztkami jagera. Będąc z dwa metry od niego zatrzymała się i upiła trochę, po czym poczuła dość osobliwe ciepło na całym gardle. Skrzywiła się nieznacznie i patrząc na niego, uniosła butelkę na wysokość swojego barku, machając nią lekko w powietrzu.
- Po co się przemęczać.
Strona 1 z 2 • 1, 2
Pozwolenia na tym forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach