▲▼
Strona 4 z 4 • 1, 2, 3, 4
First topic message reminder :
PRACOWNICY
Biel i liliowy fiolet to przewodnie kolory wnętrza tej cukierni. Ażurowe stoliki i krzesła, delikatne, porcelanowe wazoniki i przystrojone lawendowymi girlandami ściany. Bla bla bla, użyjcie wyobraźni.
---
Aurelie długimi godzinami zwisała z żyrandola. Tak na poważnie, to nie. Ale za to spędziła całkiem przyjemny poranek ze swoją kotką, a że jej imię było niesamowicie słodkie, to i sama brunetka nabrała ochoty na jakieś słodycze. Niekoniecznie na samą Muffinkę, ale być może jej czekoladowa imienniczka okazałaby się dobrym pomysłem? Jasne. Nawet wspaniałym. Pewnie właśnie dlatego niemal od razu po przyjściu tej myśli do jej głowy zerwała się ze swojego wygodnego akademikowego łóżeczka, wyleciała z pokoju prawie bez butów i pognała w dół najbliższej uliczki co najmniej tak, jakby coś ją goniło.
Choćby znali ją właściciele wszelkich cukierni w Vancouver (bo w zasadzie to znali, chyba - była stałym bywalcem każdej po kolei), to mimo wszystko na pierwszym miejscu zawsze pozostawało Lavender. Harmonijny wystrój wręcz przypominał o rodzinnym Quebecu, a serwowane przez nich przysmaki zdawały się rozpływać w ustach, niczym kawałki nieba. Ptasie mleczko faktycznie mogło nazywać się ptasim - konsystencja chmurki wskazywała na to jednoznacznie. Nie przeciągając już dalej przygód młodej Desjardins, tuż po jej wejściu do lokalu przez przeszklone drzwi zadzwonił wywieszony na nich dzwonek, a wewnątrz rozchodziły się przyjemne aromaty. Kanadyjka podbiegła do lady z szerokim uśmiechem, wręcz promieniejąc na widok witającej ją obsługi, wałkującej pytanie: "co podać?".
Nie umiem zaczynać. Lorem ipsum shit shit shit. I dunno what I just did. A wymieniana przez dziewczę lista ciast mogłaby się zmieścić co najwyżej w żołądku starożytnego giganta, a nie w niewielkim brzuszku nastolatki w furkociastej kiecce.
Zgłoś się do pracy!
Luke Moss (NPC)
Właściciel Lokalu
Terry Dre (NPC)
Sprzedawca
Freddie Wilburn (NPC)
Sprzedawca
Biel i liliowy fiolet to przewodnie kolory wnętrza tej cukierni. Ażurowe stoliki i krzesła, delikatne, porcelanowe wazoniki i przystrojone lawendowymi girlandami ściany. Bla bla bla, użyjcie wyobraźni.
---
Aurelie długimi godzinami zwisała z żyrandola. Tak na poważnie, to nie. Ale za to spędziła całkiem przyjemny poranek ze swoją kotką, a że jej imię było niesamowicie słodkie, to i sama brunetka nabrała ochoty na jakieś słodycze. Niekoniecznie na samą Muffinkę, ale być może jej czekoladowa imienniczka okazałaby się dobrym pomysłem? Jasne. Nawet wspaniałym. Pewnie właśnie dlatego niemal od razu po przyjściu tej myśli do jej głowy zerwała się ze swojego wygodnego akademikowego łóżeczka, wyleciała z pokoju prawie bez butów i pognała w dół najbliższej uliczki co najmniej tak, jakby coś ją goniło.
Choćby znali ją właściciele wszelkich cukierni w Vancouver (bo w zasadzie to znali, chyba - była stałym bywalcem każdej po kolei), to mimo wszystko na pierwszym miejscu zawsze pozostawało Lavender. Harmonijny wystrój wręcz przypominał o rodzinnym Quebecu, a serwowane przez nich przysmaki zdawały się rozpływać w ustach, niczym kawałki nieba. Ptasie mleczko faktycznie mogło nazywać się ptasim - konsystencja chmurki wskazywała na to jednoznacznie. Nie przeciągając już dalej przygód młodej Desjardins, tuż po jej wejściu do lokalu przez przeszklone drzwi zadzwonił wywieszony na nich dzwonek, a wewnątrz rozchodziły się przyjemne aromaty. Kanadyjka podbiegła do lady z szerokim uśmiechem, wręcz promieniejąc na widok witającej ją obsługi, wałkującej pytanie: "co podać?".
Nie umiem zaczynać. Lorem ipsum shit shit shit. I dunno what I just did. A wymieniana przez dziewczę lista ciast mogłaby się zmieścić co najwyżej w żołądku starożytnego giganta, a nie w niewielkim brzuszku nastolatki w furkociastej kiecce.
- Nie dziwię się. Ty wszędzie sobie znajdziesz jakieś towarzystwo. - zaśmiał się cicho. - Nie odpuścisz mi tych koni, nie? Wiesz, że za nimi nie przepadam... - pokręcił głową i zajął się swoim ciastem. Wyprostował się i napił nieco kawy.
- Z przyjemnością kiedyś do was wpadnę. Mam trochę zamieszania w szkole, w końcu czas myśleć o studiach, ale na pewno znajdę dla ciebie czas. - uśmiechnął się szeroko i nabił na widelec kawałek jabłecznika.
- Wszystko po staremu. Jakoś się układa, zrezygnowałem już z treningów, ale teraz biegam sam. Mam więcej czasu i zawsze mogę pomęczyć trochę psy. - parsknął śmiechem – A właśnie! Mam nowego psa. Taka malusia kuleczka bernardyna. Spodobałby ci się. Jest trochę niesforny, ale też bardzo uroczy! - puścił jej oczko i upił łyk swojego napoju.
- Z przyjemnością kiedyś do was wpadnę. Mam trochę zamieszania w szkole, w końcu czas myśleć o studiach, ale na pewno znajdę dla ciebie czas. - uśmiechnął się szeroko i nabił na widelec kawałek jabłecznika.
- Wszystko po staremu. Jakoś się układa, zrezygnowałem już z treningów, ale teraz biegam sam. Mam więcej czasu i zawsze mogę pomęczyć trochę psy. - parsknął śmiechem – A właśnie! Mam nowego psa. Taka malusia kuleczka bernardyna. Spodobałby ci się. Jest trochę niesforny, ale też bardzo uroczy! - puścił jej oczko i upił łyk swojego napoju.
Na jego uwagę odpowiedziała ciepłym uśmiechem, po czym widelcem odkroiła kolejny kawałek ciasta.
- Obiecałam ci, to muszę się wywiązać. Poza tym, jak nie spróbowałeś to nie możesz mówić, że coś ci się nie podoba, czyż nie? A nawet jeżeli jeździłeś, to jednak nie na moich bestiach. - cwaniacki uśmieszek przebiegł po jej twarzy, po czym sięgnęła po kubek z rozpuszczalną. - No ja mam nadzieję, ale na spokojnie. Są rzeczy ważne i ważniejsze, dobrze o tym wiem. Oby ci się wszystko poukładało. - stwierdziła na spokojnie, oczywiście nie podkładając w swojej wypowiedzi żadnych złośliwości.
- Ojej, bernardyn! Pamiętam jak mój kuzyn miał jednego, olbrzymia pociecha, dosłownie. - rzuciła wesoło, po czym kolejny kawałek ciasta trafił do jej buzi. - Na pewno masz jakieś zdjęcia, pokazuj. - odruchowo nachyliła się bardziej nad stołem, czekając aż Artem wyciągnie telefon.
- Obiecałam ci, to muszę się wywiązać. Poza tym, jak nie spróbowałeś to nie możesz mówić, że coś ci się nie podoba, czyż nie? A nawet jeżeli jeździłeś, to jednak nie na moich bestiach. - cwaniacki uśmieszek przebiegł po jej twarzy, po czym sięgnęła po kubek z rozpuszczalną. - No ja mam nadzieję, ale na spokojnie. Są rzeczy ważne i ważniejsze, dobrze o tym wiem. Oby ci się wszystko poukładało. - stwierdziła na spokojnie, oczywiście nie podkładając w swojej wypowiedzi żadnych złośliwości.
- Ojej, bernardyn! Pamiętam jak mój kuzyn miał jednego, olbrzymia pociecha, dosłownie. - rzuciła wesoło, po czym kolejny kawałek ciasta trafił do jej buzi. - Na pewno masz jakieś zdjęcia, pokazuj. - odruchowo nachyliła się bardziej nad stołem, czekając aż Artem wyciągnie telefon.
Chester wyposażony w pakiet abcde, tj. absolutny brak chęci do edukacji nie planował obcować z podręcznikami, oj nie. Duchota bardzo efektywnie od tego odstraszała, gdyż, o ile nie było jeszcze upałów, za ciemnymi chmurami nad Riverdale City czaił się deszczyk ─ tego oczekiwał od życia, opadów. Brak klimatyzacji w budynku także potęgował parcie Heachthinghearna na wyjście z mieszkaniomordoru, na przykład na mrożoną herbatę i ciastko z Mią Chavarrią, która zaakceptowała jego zaproszenie na urwanie się z domu ze szczerbatkiem. Ileż można trzymać dziób na kłódkę, należy dać ujście słowom i obgadać bieżące tematy z psiapsiółą. No tak czy nie?
Na miejsce spotkania wybrał sobie cukiernię. Może niefortunne miejsce na picie herbaty czy kawy, aczkolwiek to spośród kandydatów był jedyny lokal całkowicie płaski, czyli bez jakichkolwiek schodów, stopni, podwyższeń i innych utrudnień dla wózka inwalidzkiego. Cóż, miasto stawało się chesterproof, czas nadać rehabilitacji tempo!
A gdy dla upewnienia się zadzwonił do kierownika, ten mu obwieścił, że na zbliżające się lato wyposażyli się w większą ilość zimnych napojów, w tym kofeinowych, więc jak ulał.
Ulokował się przy wybranym stoliczku, odsuwając niepotrzebne krzesło i rozsiadł się, łapiąc się za dekolt koszulki, po czym wyjął telefon, aby zobaczyć, czy ma jakieś wiadomości od Chavarrii oraz, co było dość oczywiste, poprawić lekko zburzoną przez wiaterek fryzurę. Admirał nieodstępujący pana na krok ułożył cielsko obok koła wózka, dysząc, aczkolwiek chłód ciągnący od podłogi nieco studził czarnego czworonoga. Na obecność psiska obsługa nie zwróciła większej uwagi, najpewniej wiedzieli, co oznacza ta kamizelka z napisem „service dog” na jego plecach. Bardzo dobrze, ileż można wymachiwać kopiami certyfikatów przed twarzami ludzi?
Na miejsce spotkania wybrał sobie cukiernię. Może niefortunne miejsce na picie herbaty czy kawy, aczkolwiek to spośród kandydatów był jedyny lokal całkowicie płaski, czyli bez jakichkolwiek schodów, stopni, podwyższeń i innych utrudnień dla wózka inwalidzkiego. Cóż, miasto stawało się chesterproof, czas nadać rehabilitacji tempo!
A gdy dla upewnienia się zadzwonił do kierownika, ten mu obwieścił, że na zbliżające się lato wyposażyli się w większą ilość zimnych napojów, w tym kofeinowych, więc jak ulał.
Ulokował się przy wybranym stoliczku, odsuwając niepotrzebne krzesło i rozsiadł się, łapiąc się za dekolt koszulki, po czym wyjął telefon, aby zobaczyć, czy ma jakieś wiadomości od Chavarrii oraz, co było dość oczywiste, poprawić lekko zburzoną przez wiaterek fryzurę. Admirał nieodstępujący pana na krok ułożył cielsko obok koła wózka, dysząc, aczkolwiek chłód ciągnący od podłogi nieco studził czarnego czworonoga. Na obecność psiska obsługa nie zwróciła większej uwagi, najpewniej wiedzieli, co oznacza ta kamizelka z napisem „service dog” na jego plecach. Bardzo dobrze, ileż można wymachiwać kopiami certyfikatów przed twarzami ludzi?
Mia przyjechała taksówką na miejsce gdzie była umówiona z nim. Ona zawsze potrafiła być punktualna co do każdej minuty, dlatego skróciła swoją podróż o kilka minut. W dodatku po wejściu do cukierni lavender przemierzała wzrokiem, wtedy zauważyła swojego przyjaciela z podręcznikami. Na początku pomyślała sobie jedno, ale on jest biedny w tym momencie, że musi się uczyć w taki piękny dzień. Niestety w lokalu nie było klimatyzacji co ją niestety denerwowało, co to ma znaczyć zepsuli ją czy co? Przymrużyła oczy idąc lekko naburmuszona. Po chwili uśmiechnęła się do Chestera lekko.
- Hola Chester -- odpowiedziała w kierunku witając się z nim. Dziewczyna zdjęła swoją torebkę z ramienia chcąc usiąść na krześle. Potem spojrzała się psa, pomyślała sobie ale on jest uroczy. Nie musiała przez chwilę myśleć o nauce, bo uznała że jest dobra z ścisłych przedmiotów.
- Czego się uczysz teraz? - spytała się z ciekawości spoglądając na jego podręcznik.
Za pewne nie będzie chciał rozmawiać o nauce, bo to żaden ciekawy temat. A potrafi rozdrażnić człowieka psychicznie, ale powolnymi krokami zbliżają się ukochane wakacje. Na dobrą sprawę można byłoby pojechać na plażę we dwójkę czy wybraną sobie grupą. Fajnie by było na dobrą sprawę ,pomyślała przez chwilkę w zamyśleniu. A jeśli chodzi o naukę nie miała żadnych problemów z ocenami czy nauczycielami. Była lubianą uczennicą w poprzednich szkołach w rodzinnym mieście, gdzie się wychowywała z rodzeństwem.
- Hola Chester -- odpowiedziała w kierunku witając się z nim. Dziewczyna zdjęła swoją torebkę z ramienia chcąc usiąść na krześle. Potem spojrzała się psa, pomyślała sobie ale on jest uroczy. Nie musiała przez chwilę myśleć o nauce, bo uznała że jest dobra z ścisłych przedmiotów.
- Czego się uczysz teraz? - spytała się z ciekawości spoglądając na jego podręcznik.
Za pewne nie będzie chciał rozmawiać o nauce, bo to żaden ciekawy temat. A potrafi rozdrażnić człowieka psychicznie, ale powolnymi krokami zbliżają się ukochane wakacje. Na dobrą sprawę można byłoby pojechać na plażę we dwójkę czy wybraną sobie grupą. Fajnie by było na dobrą sprawę ,pomyślała przez chwilkę w zamyśleniu. A jeśli chodzi o naukę nie miała żadnych problemów z ocenami czy nauczycielami. Była lubianą uczennicą w poprzednich szkołach w rodzinnym mieście, gdzie się wychowywała z rodzeństwem.
─ Hola. Sorry za mój hiszpański. ─ odpowiedział, susząc rząd odrutowanych zębów; bez dwóch zdań, kula ziemska pękłaby w pół, gdyby Chester przez jeden dzień nie robił z siebie błazna. ─ Uczę się? Z czego? ─ zapytał, unosząc zrobioną on point brewkę, gdyż nie miał on przed sobą żadnej książki, jedynie telefon, który ułożył na brzegu ich stolika.
Obkuty Chester to oksymoron, toteż uczenie się przed widzeniem się ze znajomą nie wchodziło w grę, już nie mówiąc o kartkowaniu jakiejkolwiek książki w trakcie. Admirał uniósł łeb znad kafelków, gdy do Chessa dołączyła panna, której on jeszcze nie obwąchał. Co za niedopuszczalne zachowanie! Nie dać psu obczaić znajomego, czy na sto procent będzie on materiałem na przyjaciela. The goodest of bois czuł się nieco pominięty, aczkolwiek nie zwlekał z naprawieniem błędu pana. Podniósł cielsko z zimnej podłogi i zbliżył się łbem do panienki, aby z łagodnością sześćdziesięciokilogramowego olbrzyma obwąchać jej ramię..
─ Ooo, chyba Cię jeszcze nie widział. ─ wywnioskował Heachthinghearn z ruszenia się czworonoga, po czym sam poklepał go po zadzie. ─ Admirał, to zajebista cizia z Meksyku, Mia. Mia, to mój przytulaśny bro, Admirał.
Obkuty Chester to oksymoron, toteż uczenie się przed widzeniem się ze znajomą nie wchodziło w grę, już nie mówiąc o kartkowaniu jakiejkolwiek książki w trakcie. Admirał uniósł łeb znad kafelków, gdy do Chessa dołączyła panna, której on jeszcze nie obwąchał. Co za niedopuszczalne zachowanie! Nie dać psu obczaić znajomego, czy na sto procent będzie on materiałem na przyjaciela. The goodest of bois czuł się nieco pominięty, aczkolwiek nie zwlekał z naprawieniem błędu pana. Podniósł cielsko z zimnej podłogi i zbliżył się łbem do panienki, aby z łagodnością sześćdziesięciokilogramowego olbrzyma obwąchać jej ramię..
─ Ooo, chyba Cię jeszcze nie widział. ─ wywnioskował Heachthinghearn z ruszenia się czworonoga, po czym sam poklepał go po zadzie. ─ Admirał, to zajebista cizia z Meksyku, Mia. Mia, to mój przytulaśny bro, Admirał.
Zaśmiała się lekko słysząc na jego słowa przywitania, oczywiście nie było to złośliwe po prostu posiada dobry humor z rana. Nie miała problemów żadnych, a tym bardziej bratu wymsknęła się bo za dużo opieki wkłada w swoje życie. Ona potrzebuje trochę oddechu i przestrzeni prywatnej. Po pewnym czasie miała wrażenie, że czegoś się uczy ale zle spojrzała najwyrażniej. Westchnęła przymrużając oczy lekko i uśmiechnęła się ponownie do Chestera.
- A zdawało mi się jedynie, za dużo nauki u mnie dało we znaki - odparła śmiejąc się lekko ze swojego gapiostwa. W głosie można zauważyć, że zaciąga niektóre słowa przez akcent hiszpański. Po pewnym czasie skapnęła się, że dwunożny przyjaciel zaczynał ją obwąchiwać wtedy z uśmiechem na twarzy bez gwałtownego ruchu zniżyła rękę, żeby dotknąć Admirała dając symboliczne przywitanie z nim.
- Witaj - odparła krótko widząc zadowolenie u zwierzęcia. Najwyraźniej czteronożne lubiły Mia, a głównie psy i koty które potrafiły się lepić całymi dniami.
- Urocze zwierze - odpowiedziała pogodnym głosem w kierunku Chestera.
- A zdawało mi się jedynie, za dużo nauki u mnie dało we znaki - odparła śmiejąc się lekko ze swojego gapiostwa. W głosie można zauważyć, że zaciąga niektóre słowa przez akcent hiszpański. Po pewnym czasie skapnęła się, że dwunożny przyjaciel zaczynał ją obwąchiwać wtedy z uśmiechem na twarzy bez gwałtownego ruchu zniżyła rękę, żeby dotknąć Admirała dając symboliczne przywitanie z nim.
- Witaj - odparła krótko widząc zadowolenie u zwierzęcia. Najwyraźniej czteronożne lubiły Mia, a głównie psy i koty które potrafiły się lepić całymi dniami.
- Urocze zwierze - odpowiedziała pogodnym głosem w kierunku Chestera.
─ A czego się uczysz? Jakieś zaliczonka? ─ zapytał, drapiąc Admirała po zadzie, podczas gdy ten trącał lekko nosem rękę Chavarrii. ─ Kuuuuujooon.
Chess odpowiedział jej na komentarz półuśmieszkiem. Uroczy? Nie był w stanie zaprzeczyć. Te małe, nieco za mocno rozstawione, czarne, psie oczyska powinny zostać zapisane na kartach światowego dziedzictwa UNESCO. Oczywiście ten szeroki na kilometr rządek zębów też był wart uwagi!
Heachthinghearn klepnął dwa razy kompana w dupę, a ten usadowił się grzecznie, oglądając na niego. Jak widać, aprobował obecność Mii tutaj, można siedzieć i pieprzyć o głupotach.
Chess odpowiedział jej na komentarz półuśmieszkiem. Uroczy? Nie był w stanie zaprzeczyć. Te małe, nieco za mocno rozstawione, czarne, psie oczyska powinny zostać zapisane na kartach światowego dziedzictwa UNESCO. Oczywiście ten szeroki na kilometr rządek zębów też był wart uwagi!
Heachthinghearn klepnął dwa razy kompana w dupę, a ten usadowił się grzecznie, oglądając na niego. Jak widać, aprobował obecność Mii tutaj, można siedzieć i pieprzyć o głupotach.
- Ja? Nie nie, ja już po egzaminach - odparła krótko uśmiechając się do przyjaciela. Nie lubiła zaległości w nauce dlatego zawsze uważała żeby uczyć się na bieżąco. Gdy usłyszała słowo kujonka to ją ciut zdziwiło ale z drugiej strony dobrze uczyła się od podstawówki więc jest coś w tym.
- Może troszkę - wtrąciła swoje słowa komentując co do bycia kujonką. Nie przejęła się tym za bardzo, a bardziej ją rozśmieszyło. Ona miała dystans do siebie, zatem nie strzeliła focha z tego powodu.
- A jak u Ciebie nauka ogółem idzie? - spytała się z ciekawości Charlesa. Strasznie lubiła zwierzęta nawet te morskie, które nazywają się delfinami. Właściwie mogli pogadać swobodnie o poważnych sprawach i nie tylko.
- A tak ogółem co u Ciebie słychać Chester? - spytała się z ciekawości.
- Może troszkę - wtrąciła swoje słowa komentując co do bycia kujonką. Nie przejęła się tym za bardzo, a bardziej ją rozśmieszyło. Ona miała dystans do siebie, zatem nie strzeliła focha z tego powodu.
- A jak u Ciebie nauka ogółem idzie? - spytała się z ciekawości Charlesa. Strasznie lubiła zwierzęta nawet te morskie, które nazywają się delfinami. Właściwie mogli pogadać swobodnie o poważnych sprawach i nie tylko.
- A tak ogółem co u Ciebie słychać Chester? - spytała się z ciekawości.
Strona 4 z 4 • 1, 2, 3, 4
Pozwolenia na tym forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach