▲▼
Strona 3 z 3 • 1, 2, 3
First topic message reminder :
Duża hala sportowo-widowiskowa będąca chlubą Riverdale City. Lodowisko zawodowego zespołu hokejowego Riverdale City Canucks. Hala została otwarta w 1995 i zbudowana za prywatne pieniądze. Nazywała się ona General Motors Place, lecz MKOL na czas olimpiady - w wtedy jeszcze Vancouver - nakazał zmiany tejże nazwy, jako że obiekty olimpijskie nie mogą nazywać się od nazwy sponsora. Dawniej grały tutaj Vancouver Grizzlies (NBA, obecnie Memphis Grizzlies) i Vancouver Ravens (NLL). W hali znajduje się 88 luksusowych apartamentów oraz 12 apartamentów gościnnych. Nie jest to jednak wyłącznie miejsce dla profesjonalistów. Tutejsza szkoła oferuje nauki jazdy na łyżwach na wszelkich poziomach, jak i chętnie udostępnia lodowisko dla zwyczajnych mieszkańców, którzy chcą się nieco odstresować po męczącym dniu w pracy, śmigając na lodzie. Jego stan zdecydowanie jest na najwyższym poziomie, biorąc pod uwagę fakt, że każdego wieczora nadal odbywają się tu treningi.
Duża hala sportowo-widowiskowa będąca chlubą Riverdale City. Lodowisko zawodowego zespołu hokejowego Riverdale City Canucks. Hala została otwarta w 1995 i zbudowana za prywatne pieniądze. Nazywała się ona General Motors Place, lecz MKOL na czas olimpiady - w wtedy jeszcze Vancouver - nakazał zmiany tejże nazwy, jako że obiekty olimpijskie nie mogą nazywać się od nazwy sponsora. Dawniej grały tutaj Vancouver Grizzlies (NBA, obecnie Memphis Grizzlies) i Vancouver Ravens (NLL). W hali znajduje się 88 luksusowych apartamentów oraz 12 apartamentów gościnnych. Nie jest to jednak wyłącznie miejsce dla profesjonalistów. Tutejsza szkoła oferuje nauki jazdy na łyżwach na wszelkich poziomach, jak i chętnie udostępnia lodowisko dla zwyczajnych mieszkańców, którzy chcą się nieco odstresować po męczącym dniu w pracy, śmigając na lodzie. Jego stan zdecydowanie jest na najwyższym poziomie, biorąc pod uwagę fakt, że każdego wieczora nadal odbywają się tu treningi.
Dlaczego.
On.
Tak.
Mieszał.
Mu.
W głowie?
Niemożliwe, by był naprawdę aż tak tępy by nie zdawał sobie sprawy z tego, co teraz robił, prawda? Prawda? Sposób w jaki pokazał na Iana, a potem na siebie, kreśląc w końcu ten głupi znak w powietrzu. Fakt, że się przy tym zarumienił. Całe szczęście, że Nixon trzymał ręce na plecami, przynajmniej w ten sposób nie mógł dostrzec ich drżenia. Co tak właściwie chciał osiągnąć? Chciał wiedzieć dlaczego Ian go pocałował? Bo był wściekły. Był wściekły, że Rene może i kompletnie nieświadomie bawił się jego uczuciami. Bo nie zawsze był cichym, spokojnym, uśmiechniętym chłopcem, który stronił od kontaktów z innymi ludźmi i zachowywał się jak pluszak, którego możesz odrzucić, gdy ci się znudzi. Cała ta wściekłość zdążyła już wyparować, ale nadal 'pytanie' które zadawał zdecydowanie było nie na miejscu.
Więc dlaczego, dlaczego Ian mimo ciągłych prób odcinania uczuć nie mógł po prostu zrezygnować i dać sobie spokoju? Wystarczyło pokręcić głową. Przewrócić oczami, zejść z lodu i wyjść, nigdy więcej się z nim nie spotykając. Poprosić nauczycieli, by zmienili osobę, która będzie mu przynosić notatki.
Wykasować jego numer.
Zapomnieć, że istnieje.
I żyć w kłamstwie z samym sobą, że przestało mu zależeć. Był zmęczony. I gdzieś w środku przerażony. Przerażony, że wręcz odwortnie do poprzednich myśli - jeśli zaprzeczy może da radę nadal naprostować ich znajomość. Przerażony, że jeśli potwierdzi, Rene odetnie się od niego całkowicie. Zamknął na chwilę oczy, wydychając głośno powietrze przez nos. Po ich otworzeniu spojrzał na rudowłosego, przeniósł na chwilę wzrok w bok na ziemię po jego lewej, by zaraz ponownie wrócić do jego złotych tęczówek.
I pokiwał głową.
Kurwa Ian, ty kretynie.
On.
Tak.
Mieszał.
Mu.
W głowie?
Niemożliwe, by był naprawdę aż tak tępy by nie zdawał sobie sprawy z tego, co teraz robił, prawda? Prawda? Sposób w jaki pokazał na Iana, a potem na siebie, kreśląc w końcu ten głupi znak w powietrzu. Fakt, że się przy tym zarumienił. Całe szczęście, że Nixon trzymał ręce na plecami, przynajmniej w ten sposób nie mógł dostrzec ich drżenia. Co tak właściwie chciał osiągnąć? Chciał wiedzieć dlaczego Ian go pocałował? Bo był wściekły. Był wściekły, że Rene może i kompletnie nieświadomie bawił się jego uczuciami. Bo nie zawsze był cichym, spokojnym, uśmiechniętym chłopcem, który stronił od kontaktów z innymi ludźmi i zachowywał się jak pluszak, którego możesz odrzucić, gdy ci się znudzi. Cała ta wściekłość zdążyła już wyparować, ale nadal 'pytanie' które zadawał zdecydowanie było nie na miejscu.
Więc dlaczego, dlaczego Ian mimo ciągłych prób odcinania uczuć nie mógł po prostu zrezygnować i dać sobie spokoju? Wystarczyło pokręcić głową. Przewrócić oczami, zejść z lodu i wyjść, nigdy więcej się z nim nie spotykając. Poprosić nauczycieli, by zmienili osobę, która będzie mu przynosić notatki.
Wykasować jego numer.
Zapomnieć, że istnieje.
I żyć w kłamstwie z samym sobą, że przestało mu zależeć. Był zmęczony. I gdzieś w środku przerażony. Przerażony, że wręcz odwortnie do poprzednich myśli - jeśli zaprzeczy może da radę nadal naprostować ich znajomość. Przerażony, że jeśli potwierdzi, Rene odetnie się od niego całkowicie. Zamknął na chwilę oczy, wydychając głośno powietrze przez nos. Po ich otworzeniu spojrzał na rudowłosego, przeniósł na chwilę wzrok w bok na ziemię po jego lewej, by zaraz ponownie wrócić do jego złotych tęczówek.
I pokiwał głową.
Kurwa Ian, ty kretynie.
Czekał na odpowiedź z istnym przerażeniem. Tak bardzo spodziewał się, że chłopak odjedzie i zostawi go znowu samego na tym lodzie. Już widział jak wraca za nim do szatni, a ten odchodzi bez pożegnania, a potem nie pojawia się już więcej po notatki. Nie dość, że zawiódłby jego to jeszcze nauczyciela, który zlecił mu pomaganie mu. Jak miał po tym wszystkim pojawić się w szkole? Ale, ku zaskoczeniu Rene, Ian wcale nie uciekł. Najpierw zamknął oczy i rudzielec poczuł narastającą panikę.
Będzie płakał.
Ale zaraz Nixon kiwnął głową i Francuzowi kamień spadł z serca. Czyli go jeszcze lubił! Jak dobrze! Nie wszystko było stracone! Chciał do niego podbiec, ale kiedy zrobił krok, przypomniał sobie, że jest na lodzie, więc ostrożnie wystartował i tym razem powoli skrócił dzielący ich dystans. Złapał kolegę za ramiona i do siebie przytulił. Nie jakoś specjalnie mocno, ale na dłuższą chwilę podczas której dziękował Bogu za kolejną szansę. Jeszcze to naprawi. Jeszcze udowodni Ianowi, że ta znajomość nie musi się wcale kończyć. Mogą się dalej kolegować! Ba, może kiedyś zostaną przyjaciółmi? A to co się zdarzyło na tym lodowisku pozostanie tym czym było - dziwnym wypadkiem nad którym nie było co się zastanawiać. Tak właśnie patrzył na to Rene, zupełnie nie zdając sobie sprawy ani z tego co czuł Ian, ani nie próbując dłużej zagłębiać we własne wątpliwości. Dopóki istniała choćby najmniejsza szansa na to, że wrócą do tego co było, rudzielec gotów był ze zdwojoną siłą odpychać od siebie pytanie Ivo i prześmiewcze komentarze Leilani. Bo to przez nie wszystko się pokomplikowało. Przez nie prawie stracił jedynego znajomego. Dlatego nawet jeśli dalej nie był niczego pewien, wolał to w sobie zdusić i skupić na tym co już miał. Szczególnie, że docenił to dopiero, gdy prawie to stracił.
Będzie płakał.
Ale zaraz Nixon kiwnął głową i Francuzowi kamień spadł z serca. Czyli go jeszcze lubił! Jak dobrze! Nie wszystko było stracone! Chciał do niego podbiec, ale kiedy zrobił krok, przypomniał sobie, że jest na lodzie, więc ostrożnie wystartował i tym razem powoli skrócił dzielący ich dystans. Złapał kolegę za ramiona i do siebie przytulił. Nie jakoś specjalnie mocno, ale na dłuższą chwilę podczas której dziękował Bogu za kolejną szansę. Jeszcze to naprawi. Jeszcze udowodni Ianowi, że ta znajomość nie musi się wcale kończyć. Mogą się dalej kolegować! Ba, może kiedyś zostaną przyjaciółmi? A to co się zdarzyło na tym lodowisku pozostanie tym czym było - dziwnym wypadkiem nad którym nie było co się zastanawiać. Tak właśnie patrzył na to Rene, zupełnie nie zdając sobie sprawy ani z tego co czuł Ian, ani nie próbując dłużej zagłębiać we własne wątpliwości. Dopóki istniała choćby najmniejsza szansa na to, że wrócą do tego co było, rudzielec gotów był ze zdwojoną siłą odpychać od siebie pytanie Ivo i prześmiewcze komentarze Leilani. Bo to przez nie wszystko się pokomplikowało. Przez nie prawie stracił jedynego znajomego. Dlatego nawet jeśli dalej nie był niczego pewien, wolał to w sobie zdusić i skupić na tym co już miał. Szczególnie, że docenił to dopiero, gdy prawie to stracił.
Nie płakał tak łatwo. Fakt, że stracił kontrolę nad własnymi emocjami nadal oscylował gdzieś z tyłu jego głowy, zostawiając po sobie niezadowolenie. Może i Nixonowi rodzice nigdy nie tłukli na siłę, że facet nie powinien okazywać słabości, ale na swój sposób zrobiło to społeczeństwo. Dlatego tak uparcie się tego trzymał. Bo wszyscy ci pieprzeni ludzie i tak uważali go za słabszego i chorego, tylko dlatego że urodził się głuchy. Poza kilkoma pojedynczymi wyjątkami, spośród których jeden z nich stał właśnie tuż przed nim. Nie żeby wiele to zmieniało. Gdyby mógł cofnąć czas i wymazać chwilę własnego braku kontroli, to właśnie by zrobił. Przygryzł wargę od wewnątrz uważnie mu się przyglądając, gdy nagle Rene postąpił ostrożnie krok w jego stronę i go przytulił.
Sam.
Mętlik w głowie osiągnął zupełnie nowy poziom, po raz pierwszy od dawna budząc w nim jeszcze jedno uczucie, o którym kompletnie zapomniał. Chęć mówienia. I to chyba to wstrząsnęło nim do głębi. Minęło siedem lat od kiedy Ian użył głosu w czyimś towarzystwie. Dla niektórych podobna trauma wydawałaby się wybitnie absurdalna, skoro sam go nie słyszał, ale dla Nixona była absolutnym tabu. Którego zdecydowanie nie zamierzał złamać. Na pewno nie teraz.
Co miał na myśli robiąc to co robił?
Mówił, że to w porządku? Że to nic złego? Akceptował fakt, że Ian czuje się tak jak się czuł? Bo bez wątpienia ich nie odwzajemniał, jego uczuć. Nie był na tyle głupi, by wmawiać sobie coś podobnego po raz drugi. Powinien go teraz odepchnąć, lecz jak można się było domyślić, już wcześniej ustalił że brak mu zdrowego rozsądku. Dłonie splecione do tej pory za plecami przeniosły się ostrożnie do przodu. Nie do końca pewien co powinien zrobić i przede wszystkim jak powinien to zrobić, przesunął palcami wzdłuż jego żeber, nim w końcu splótł je za jego plecami, przytulając policzek do jego obojczyka. Zignorował wszystkie te wirujące, kompletnie mieszające się ze sobą uczucia, których nie umiał nawet nazwać, skupiając się po prostu na bijącym od Rene cieple. Zdecydowanie zbyt przyjemnym i uzależniającym w porównaniu z panującym wokół chłodem.
Wtem do jego umysłu przebiła się myśl tak całkowicie głupia i wyrwana z konteksu, że prawie się uśmiechnął. Może teraz pozwoli mu w końcu nauczyć go jeździć?
Sam.
Mętlik w głowie osiągnął zupełnie nowy poziom, po raz pierwszy od dawna budząc w nim jeszcze jedno uczucie, o którym kompletnie zapomniał. Chęć mówienia. I to chyba to wstrząsnęło nim do głębi. Minęło siedem lat od kiedy Ian użył głosu w czyimś towarzystwie. Dla niektórych podobna trauma wydawałaby się wybitnie absurdalna, skoro sam go nie słyszał, ale dla Nixona była absolutnym tabu. Którego zdecydowanie nie zamierzał złamać. Na pewno nie teraz.
Co miał na myśli robiąc to co robił?
Mówił, że to w porządku? Że to nic złego? Akceptował fakt, że Ian czuje się tak jak się czuł? Bo bez wątpienia ich nie odwzajemniał, jego uczuć. Nie był na tyle głupi, by wmawiać sobie coś podobnego po raz drugi. Powinien go teraz odepchnąć, lecz jak można się było domyślić, już wcześniej ustalił że brak mu zdrowego rozsądku. Dłonie splecione do tej pory za plecami przeniosły się ostrożnie do przodu. Nie do końca pewien co powinien zrobić i przede wszystkim jak powinien to zrobić, przesunął palcami wzdłuż jego żeber, nim w końcu splótł je za jego plecami, przytulając policzek do jego obojczyka. Zignorował wszystkie te wirujące, kompletnie mieszające się ze sobą uczucia, których nie umiał nawet nazwać, skupiając się po prostu na bijącym od Rene cieple. Zdecydowanie zbyt przyjemnym i uzależniającym w porównaniu z panującym wokół chłodem.
Wtem do jego umysłu przebiła się myśl tak całkowicie głupia i wyrwana z konteksu, że prawie się uśmiechnął. Może teraz pozwoli mu w końcu nauczyć go jeździć?
Jakby Rene zastanowił się nad tym, że faktycznie sam pierwszy raz kogoś przytulił to pewnie zaraz by odskoczył, znowu upadł i cały czar tej ślicznej sceny by prysł. Na szczęście, nawet kiedy Ian odwzajemnił uścisk, rudzielec był zbyt przejęty tym, że ten mu wybaczył żeby roztrząsać własne zachowanie. Teraz jego uwaga była skupiona w stu procentach na Nixonie. Na tym, że już nie wydawał się zły i że kryzys został zażegnany.
Stali tak dłuższą chwilę. Mimo niechęci do dotyku, a już szczególnie w okolicy w której właśnie znajdywały się ręce Iana, Rene trzymał go jeszcze moment po tym, gdy ten zdecydował się go objąć. Chyba po części z obawy, że jeśli za szybko się odsunie, znowu zostanie to źle odebrane. To aż smutne jak wiele w tej relacji wynikało z lęków Francuza. Kiedy Dubois wreszcie puścił kolegę, nie mógł powstrzymać uśmiechu na jego widok. Był zbyt szczęśliwy, że się dogadali by czuć jak wykrzywiają mu się usta i to bardziej niż kiedykolwiek. To nie był już lekki uśmieszek pod nosem, tylko prawdziwy, szczery uśmiech niemal od ucha do ucha. A na dodatek znowu zamigał nowe słowo!
"Kontynuujemy?" tego też nauczył się przeczuwając, że może mu się niejednokrotnie przydać. Dumny z siebie spróbował odjechać, co z jego słabym poczuciem równowagi na tak zdradliwym podłożu było pozbawione gracji z jaką podobne rzeczy wykonywał Nixon. Ale udało mu się nie wywalić, a to już było coś.
Stali tak dłuższą chwilę. Mimo niechęci do dotyku, a już szczególnie w okolicy w której właśnie znajdywały się ręce Iana, Rene trzymał go jeszcze moment po tym, gdy ten zdecydował się go objąć. Chyba po części z obawy, że jeśli za szybko się odsunie, znowu zostanie to źle odebrane. To aż smutne jak wiele w tej relacji wynikało z lęków Francuza. Kiedy Dubois wreszcie puścił kolegę, nie mógł powstrzymać uśmiechu na jego widok. Był zbyt szczęśliwy, że się dogadali by czuć jak wykrzywiają mu się usta i to bardziej niż kiedykolwiek. To nie był już lekki uśmieszek pod nosem, tylko prawdziwy, szczery uśmiech niemal od ucha do ucha. A na dodatek znowu zamigał nowe słowo!
"Kontynuujemy?" tego też nauczył się przeczuwając, że może mu się niejednokrotnie przydać. Dumny z siebie spróbował odjechać, co z jego słabym poczuciem równowagi na tak zdradliwym podłożu było pozbawione gracji z jaką podobne rzeczy wykonywał Nixon. Ale udało mu się nie wywalić, a to już było coś.
Był tak zmęczony, że bez problemu mógłby teraz zasnąć na stojąco, cały czas wtulając się w niego policzkiem. Nixon od zawsze cierpiał na magiczną przypadłość przysypiania, gdy ktoś obejmował go przez dłużej niż trzy sekundy. Otaczające go ciepło działało dużo lepiej niż gruba kołdra i wygodna poduszka. Nic dziwnego, że gdy Rene postanowił go puścić, a Ian z miejsca poszedł za jego przykładem, ziewnął cicho, pocierając kącik prawego oka. Podniósł na niego nadal nieprzytomne spojrzenie, tracąc kontrolę nad własną mimiką, gdy i jego usta wygięły się w łagodnym uśmiechu. Wiedział, że nie było szans by ot tak z sekundy na sekundę przestać reagować na wszystko co robił Rene. Zresztą, skoro chłopak i tak był święcie przekonany że Dubois zaakceptował istnienie jego uczuć, nie czuł większej potrzeby by dłużej chować rumieniec, który pojawił się na jego twarzy w odpowiedzi na tak szeroki uśmiech.
Pokiwał głową w odpowiedzi na jego pytanie, tym razem nie zamierzając się już dopraszać. Po prostu złapał go za ręce i odjechał nieznacznie do tyłu. Nie za daleko, by nie musiał go ze sobą targać, a jednocześnie nie był na tyle blisko, by ograniczać mu swobodę ruchów. Wskazał na niego, a następnie na swoje oczy.
— "Patrz na mnie" — jak tak dalej pójdzie, Ian nieświadomie wymusi na Rene naukę czytania z ruchu warg. Wskazał dół, wycofując powoli lewą nogę, jednocześnie pokazując na prawą nogę rudowłosego i machnął dłonią w swoją stronę, wyraźnie chcąc by go naśladował. Zaraz po tym na nowo złapał go za ręce. W ten sposób dużo łatwiej będzie mu go podtrzymać, gdy nagle zacznie się chwiać, bądź nie daj boże upadać.
Pokiwał głową w odpowiedzi na jego pytanie, tym razem nie zamierzając się już dopraszać. Po prostu złapał go za ręce i odjechał nieznacznie do tyłu. Nie za daleko, by nie musiał go ze sobą targać, a jednocześnie nie był na tyle blisko, by ograniczać mu swobodę ruchów. Wskazał na niego, a następnie na swoje oczy.
— "Patrz na mnie" — jak tak dalej pójdzie, Ian nieświadomie wymusi na Rene naukę czytania z ruchu warg. Wskazał dół, wycofując powoli lewą nogę, jednocześnie pokazując na prawą nogę rudowłosego i machnął dłonią w swoją stronę, wyraźnie chcąc by go naśladował. Zaraz po tym na nowo złapał go za ręce. W ten sposób dużo łatwiej będzie mu go podtrzymać, gdy nagle zacznie się chwiać, bądź nie daj boże upadać.
Rene nie mógł uwierzyć w swoje szczęście. Wreszcie naprawdę zaczęli naukę jazdy i tym razem nie czuł już przy tym paraliżującego strachu. Natrętne myśli też odeszły w zapomnienie, jakby miały na razie dość po tym jak prawie zepsuły całą tą niezwykłą relację. Jedyne co zostało w rudzielcu to determinacja i ulga, które sprawiały, że z nową motywacją walczył o zachowanie równowagi i każdy kolejny ślizg.
Odkąd puścił Iana, nie spuszczał z niego wzroku. Przytaknął, gdy ten kazał mu powtarzać to co robił i jak zawsze starał się robić wszystko jak najdokładniej. Tym razem nie szło mu już tak łatwo jak z miganiem, gdyż łyżwy ewidentnie stanowiły dla rudzielca większe wyzwanie niż kilka gestów dłońmi. Ale jak dotąd drugi raz nie wylądował na tyłku, więc tragedii nie było.
Tym razem już nie czuł wstydu trzymając kolegę za ręce. Można by stwierdzić, że po tym jak na nim wylądował, a potem przytulał, tak niewinny dotyk już nie robił na Rene wrażenia. Terapia szokowa działała i wystawiony na silne bodźce Francuz łatwiej znosił te mniej inwazyjne. Po kolejnych trzydziestu minutach już całkiem ładnie dawał radę sam i nawet faktycznie migał podczas jazdy, więc podwójna lekcja okazała się wcale nie taka nieosiągalna jak na początku się obawiał.
Odkąd puścił Iana, nie spuszczał z niego wzroku. Przytaknął, gdy ten kazał mu powtarzać to co robił i jak zawsze starał się robić wszystko jak najdokładniej. Tym razem nie szło mu już tak łatwo jak z miganiem, gdyż łyżwy ewidentnie stanowiły dla rudzielca większe wyzwanie niż kilka gestów dłońmi. Ale jak dotąd drugi raz nie wylądował na tyłku, więc tragedii nie było.
Tym razem już nie czuł wstydu trzymając kolegę za ręce. Można by stwierdzić, że po tym jak na nim wylądował, a potem przytulał, tak niewinny dotyk już nie robił na Rene wrażenia. Terapia szokowa działała i wystawiony na silne bodźce Francuz łatwiej znosił te mniej inwazyjne. Po kolejnych trzydziestu minutach już całkiem ładnie dawał radę sam i nawet faktycznie migał podczas jazdy, więc podwójna lekcja okazała się wcale nie taka nieosiągalna jak na początku się obawiał.
Choć z początku sposób, w jaki Rene nieustannie na niego patrzył mógł wydawać się nieco onieśmielający, koniec końców zdecydowanie mu pasował. Nieczęsto miał okazję być w absolutnym centrum czyjejś uwagi. Jasne, przy Ivo wzajemnie krążyli wokół siebie jak planety wokół słońca, ale co innego gdy była to rodzina, a co innego gdy...
No.
Gdy uznał, że rudowłosy jest gotowy by jeździć samemu, puścił powoli jedną z jego rąk. Przeniósł na niego spojrzenie, zupełnie jakby chciał go zapytać czy na pewno czuje się na tylko pewnie. Stopniowo jego palce ześlizgnęły się po jego skórze, całkowicie zrywając kontakt fizyczny. Po tak długim czasie, uczucie to wydawało mu się tak nienaturalne, że poruszył nieznacznie palcami. Cały czas krążył wokół Francuza, gotów go łapać, by pomóc mu utrzymać równowagę. Jechał przed nim tyłem, klaszcząc kilkakrotnie z wyraźnym zadowoleniem. Jeszcze kilka wypadów i bez problemu nauczyłby go kręcić piruety.
"Rene."
Zamigał jego imię, by zwrócić na siebie jego uwagę.
"Patrz.
Lubił, gdy na niego patrzył. Cały czas jechał tyłem, nim w końcu obrócił się w odpowiednim kierunku wyraźnie przyspieszając. Odbił się zwinnie od lodu, robiąc w powietrzu dwa obroty, nim ponownie wylądował i raz jeszcze się wybił, powtarzając wcześniejszą sekwencję.
Łyżwy uderzyły o lód, a chłopak rozłożył ręce na boki odchylając jedną z nóg do tyłu w celu utrzymania równowagi, zaraz przeskakując w miejscu tył na przód, by spojrzeć na Rene z uśmiechem.
"Teraz ty.
Zamigał, błyskawicznie do niego podjeżdżając. Rzecz jasna, nie minęły nawet trzy sekundy, gdy zaczął się śmiać. Fakt, że żartował był oczywisty. Nawet po pięciu czy dziesięciu treningach nie pozwoliłby mu na coś podobnego - choćby miał go przyciskać z całej siły do ziemi - w obawie że zwyczajnie zrobiłby sobie krzywdę. Łyżwy były niezwykle przyjemne, ale nadal pozostawały sportem, w dodatku bardzo niebezpiecznym. Większość tricków wymagała nie tylko dużego rozpędu, dobrej kondycji, ale i rozciągnięcia.
Zerknął na zegar, nim wskazał głową wyjście do szatni.
"Idziemy?"
No.
Gdy uznał, że rudowłosy jest gotowy by jeździć samemu, puścił powoli jedną z jego rąk. Przeniósł na niego spojrzenie, zupełnie jakby chciał go zapytać czy na pewno czuje się na tylko pewnie. Stopniowo jego palce ześlizgnęły się po jego skórze, całkowicie zrywając kontakt fizyczny. Po tak długim czasie, uczucie to wydawało mu się tak nienaturalne, że poruszył nieznacznie palcami. Cały czas krążył wokół Francuza, gotów go łapać, by pomóc mu utrzymać równowagę. Jechał przed nim tyłem, klaszcząc kilkakrotnie z wyraźnym zadowoleniem. Jeszcze kilka wypadów i bez problemu nauczyłby go kręcić piruety.
"Rene."
Zamigał jego imię, by zwrócić na siebie jego uwagę.
"Patrz.
Lubił, gdy na niego patrzył. Cały czas jechał tyłem, nim w końcu obrócił się w odpowiednim kierunku wyraźnie przyspieszając. Odbił się zwinnie od lodu, robiąc w powietrzu dwa obroty, nim ponownie wylądował i raz jeszcze się wybił, powtarzając wcześniejszą sekwencję.
Łyżwy uderzyły o lód, a chłopak rozłożył ręce na boki odchylając jedną z nóg do tyłu w celu utrzymania równowagi, zaraz przeskakując w miejscu tył na przód, by spojrzeć na Rene z uśmiechem.
"Teraz ty.
Zamigał, błyskawicznie do niego podjeżdżając. Rzecz jasna, nie minęły nawet trzy sekundy, gdy zaczął się śmiać. Fakt, że żartował był oczywisty. Nawet po pięciu czy dziesięciu treningach nie pozwoliłby mu na coś podobnego - choćby miał go przyciskać z całej siły do ziemi - w obawie że zwyczajnie zrobiłby sobie krzywdę. Łyżwy były niezwykle przyjemne, ale nadal pozostawały sportem, w dodatku bardzo niebezpiecznym. Większość tricków wymagała nie tylko dużego rozpędu, dobrej kondycji, ale i rozciągnięcia.
Zerknął na zegar, nim wskazał głową wyjście do szatni.
"Idziemy?"
Na tym etapie ich wspólnego wypadu było już dla Rene oczywiste, że Ian znał się na łyżwach i z pewnością potrafił o wiele więcej niż dawał po sobie poznać. Dlatego też rudzielec wcale się nie zdziwił, kiedy kolega postanowił się przed nim trochę popisać i zrobił piruet. Chociaż nawet jeśli spodziewał się po Nixonie takich umiejętności, zobaczenie tego na żywo robiło wrażenie. Francuz pokazał kciuk w górę i znowu się uśmiechnął. Nie był to już tak szeroki, radosny uśmiech co wcześniej, ale jeden z tych jego ciepłych, lekkich i zwyczajnych, a zarazem i tak dosyć rzadkich. Na pytanie Iana, które tym razem zrozumiał, przytaknął i obaj zjechali do szatni.
Mimo iż jazda na łyżwach okazała się całkiem przyjemna kiedy pokonało się pierwszy lęk, Rene z ulgą zdjął z nóg łyżwy i zastąpił je zwykłymi butami. Wstając z ławki nie mógł się nacieszyć stałym gruntem, choć starał się tego nie okazywać. Jak zwykle chował wszystko co czuł jak najgłębiej, nawet jeśli przy Ianie coraz więcej z tych emocji znajdywało ujście.
Po przebraniu się, zgrzane wysiłkiem fizycznym i wypadkiem na lodzie towarzystwo wyszło przed halę by zaczerpnąć rześkiego, zimnego powietrza. Słońce już dawno zaszło i zrobiło się zimno, więc długo nie postali, zamiast tego powoli spacerując. Podczas "rozmowy" Rene nawet zaproponował odprowadzenie Iana do domu.
"Chyba, że nie chcesz." dopisał szybko na telefonie, obawiając się, że się narzuca. Zwyczajnie martwił się o kolegę, którego już raz dziś prawie stracił i chyba przez to tym bardziej nie chciał ryzykować, że coś mogłoby go spotkać o tej porze.
Mimo iż jazda na łyżwach okazała się całkiem przyjemna kiedy pokonało się pierwszy lęk, Rene z ulgą zdjął z nóg łyżwy i zastąpił je zwykłymi butami. Wstając z ławki nie mógł się nacieszyć stałym gruntem, choć starał się tego nie okazywać. Jak zwykle chował wszystko co czuł jak najgłębiej, nawet jeśli przy Ianie coraz więcej z tych emocji znajdywało ujście.
Po przebraniu się, zgrzane wysiłkiem fizycznym i wypadkiem na lodzie towarzystwo wyszło przed halę by zaczerpnąć rześkiego, zimnego powietrza. Słońce już dawno zaszło i zrobiło się zimno, więc długo nie postali, zamiast tego powoli spacerując. Podczas "rozmowy" Rene nawet zaproponował odprowadzenie Iana do domu.
"Chyba, że nie chcesz." dopisał szybko na telefonie, obawiając się, że się narzuca. Zwyczajnie martwił się o kolegę, którego już raz dziś prawie stracił i chyba przez to tym bardziej nie chciał ryzykować, że coś mogłoby go spotkać o tej porze.
Przejście między łyżwami, a butami zawsze było dla niego najtrudniejsze, mimo że co zabawne, kompletnie nie działało to w drugą stronę. Dlatego po zdjęciu drugiej łyżwy, którą momentalnie odstawił na ziemię i próbie utrzymania równowagi na jednym adidasie, by założyć drugi - zamachał rękami, prawie się przewracając. Oto Ian, pełen gracji łyżwiarz figurowy! Całe szczęście ostatecznie udało mu się wepchnąć nogę do buta i nawet przewrócić oczami na własną głupotę. Zerknął ukradkiem na Rene, zupełnie jakby chciał ocenić jego reakcję. Zaraz po tym wziął jego łyżwy i odstawił je na miejsce. Swoje schował do plecaka tak jak poprzednio, odpowiednio zabezpieczając, by nie rozcięły niczego w środku. Dopiero teraz wyciągnął telefon i ubrał kurtkę, by tuż przy recepcji pociągnąć Rene za rękaw, zatrzymując go w miejscu. Pomachał ręką w stronę ziemi, prosząc by chwilę na niego poczekał i podbiegł do tego samego mężczyzny co wcześniej, który momentalnie uśmiechnął się pochylając do przodu.
— Co tam, Ian? Kolega nauczony?
Wytknął mu język z nieznacznym rozbawieniem, zaraz wstukując coś w tablecie.
W ten weekend otwieracie dla wszystkich mieszkańców tak jak zawsze?
— Mhm. Pierwsza tura rusza o dziesiątej. Jazdy po siedemdziesiąt pięć minut z trzydziestominutowymi przerwami pomiędzy. Aż do dwudziestej trzeciej trzydzieści. Wpadniesz znowu z kolegą? — zapytał unosząc wzrok na Rene.
Z Ivo i koleżanką.
— IVO MA DZIEWCZYNĘ? — Ian potrząsnął szybko głową i uderzył dwukrotnie w ladę, wyraźnie chcąc go uciszyć. W końcu aż nazbyt dobrze widział, że krzyczy, co nie mogło być zbyt komfortowe.
Nieważne, widzimy się w niedzielę.
Pomachał mu krótko na odchodne, zabierając tablet z lady. Mężczyzna na recepcji rzucił jeszcze coś za nim w formie pożegnania, choć jak można się było domyśleć, Nixon i tak go nie dosłyszał. Zabawne, że ludzie zawsze zapominali, że jego plecy nie mają takich umiejętności czytania z ruchu warg jak oczy.
Idąc z Rene zdecydowanie nie spodziewał się, że ten zaproponuje odprowadzenie go do domu. Podrapał się po nosie spuszczając nieśmiało wzrok, nim ponownie na niego spojrzał.
Chcę. Ale na pewno nie będzie to dla ciebie problem?
Przystanął na chwilę, patrząc na niego ze zmartwieniem. W końcu później to on będzie musiał wracać sam do domu. Problemy dwóch chłopaków na jednym spotkaniu, oto nadchodzą. Z dziewczynami było łatwiej, w końcu kultura uczyła, by to je odprowadzać. Normalnie Ian zapewne by się obruszył na podobne wspomnienie, uznając że ktoś ma go za słabego i niezdolnego do funkcjonowania w pojedynkę. Jeśli jednak tą osobą był Rene, miał - zapewne bardzo głupią - pewność, że rudowłosy nigdy by tak o nim nie pomyślał. Poza tym jeśli mógł spędzić z nim więcej czasu, był gotów łazić choćby i przez całą noc, odprowadzając się wzajemnie to tu, to tam. W przeciwieństwie do szkoły, przynajmniej tutaj nie byli pod potencjalnym ostrzałem spojrzeń innych ludzi.
— Co tam, Ian? Kolega nauczony?
Wytknął mu język z nieznacznym rozbawieniem, zaraz wstukując coś w tablecie.
W ten weekend otwieracie dla wszystkich mieszkańców tak jak zawsze?
— Mhm. Pierwsza tura rusza o dziesiątej. Jazdy po siedemdziesiąt pięć minut z trzydziestominutowymi przerwami pomiędzy. Aż do dwudziestej trzeciej trzydzieści. Wpadniesz znowu z kolegą? — zapytał unosząc wzrok na Rene.
Z Ivo i koleżanką.
— IVO MA DZIEWCZYNĘ? — Ian potrząsnął szybko głową i uderzył dwukrotnie w ladę, wyraźnie chcąc go uciszyć. W końcu aż nazbyt dobrze widział, że krzyczy, co nie mogło być zbyt komfortowe.
Nieważne, widzimy się w niedzielę.
Pomachał mu krótko na odchodne, zabierając tablet z lady. Mężczyzna na recepcji rzucił jeszcze coś za nim w formie pożegnania, choć jak można się było domyśleć, Nixon i tak go nie dosłyszał. Zabawne, że ludzie zawsze zapominali, że jego plecy nie mają takich umiejętności czytania z ruchu warg jak oczy.
Idąc z Rene zdecydowanie nie spodziewał się, że ten zaproponuje odprowadzenie go do domu. Podrapał się po nosie spuszczając nieśmiało wzrok, nim ponownie na niego spojrzał.
Chcę. Ale na pewno nie będzie to dla ciebie problem?
Przystanął na chwilę, patrząc na niego ze zmartwieniem. W końcu później to on będzie musiał wracać sam do domu. Problemy dwóch chłopaków na jednym spotkaniu, oto nadchodzą. Z dziewczynami było łatwiej, w końcu kultura uczyła, by to je odprowadzać. Normalnie Ian zapewne by się obruszył na podobne wspomnienie, uznając że ktoś ma go za słabego i niezdolnego do funkcjonowania w pojedynkę. Jeśli jednak tą osobą był Rene, miał - zapewne bardzo głupią - pewność, że rudowłosy nigdy by tak o nim nie pomyślał. Poza tym jeśli mógł spędzić z nim więcej czasu, był gotów łazić choćby i przez całą noc, odprowadzając się wzajemnie to tu, to tam. W przeciwieństwie do szkoły, przynajmniej tutaj nie byli pod potencjalnym ostrzałem spojrzeń innych ludzi.
Zachwycony powrotem do normalnego obuwia, Rene nawet nie zauważył, że jego kolega nie podzielał jego entuzjazmu. Zbyt zajęty ubieraniem się, tylko kątem oka dostrzegł coś co wyglądało dla niego jakby Ian się wygłupiał, a czego nie skojarzył z chwilową utratą równowagi. Co oczywiście nie oznaczało, że nie rzuciłby się z pomocą, gdyby Nixon faktycznie miał upaść. Ale tak się nie stało i tym dla nich lepiej, bo jeden upadek już im wystarczająco skomplikował życie.
Gdy wychodzili, Ian poszedł się jeszcze pożegnać z pracownikiem hali. Rene grzecznie na niego czekał, przy okazji marząc już tylko o powrocie do domu. To był dla niego o wiele zbyt emocjonujący dzień. Oczywiście nie oznaczało to, że zamierzał pospieszać kolegę - to nie byłoby w jego stylu! Chciał do końca zachować się fair, może go odprowadzić i dopiero pozwolić sobie na zmęczenie. Obowiązki, jak również wychodzenie naprzeciw oczekiwaniom innych osób, zawsze były dla Duois na pierwszym miejscu.
A skoro o odprowadzaniu mowa, Ian nie miał nic przeciwko, choć wydawał się lekko zmartwiony. Rudzielec zamigał mu, że wszystko będzie w porządku, nie widząc żadnego problemu w nadkładaniu drogi. Może i padał na pysk, ale w ten sposób będzie miał czyste sumienie, a to miało dla niego większą wartość.
"Prowadź" pokazał Francuz i obaj ruszyli w odpowiednim kierunku.
Było już ciemno, zimno i naprawdę mało przyjemnie. Do tego wiatr wiał im prosto w oczy, jakby na siłę chciał spowolnić ich i tak niezbyt szybki spacer. A jednak Rene nie wydawał się marznąć i szedł spokojnie obok Iana, w milczeniu, dopiero teraz pozwalając sobie wrócić do rozmyślań, które prawie doprowadziły do tragedii. Kątem oka zerknął na kolegę, przypominając sobie co czuł kiedy ten złapał go za sweter i pocałował. Wstyd i zażenowanie prawie całkowicie zakrywały wszelką ewentualną przyjemność, ale nie mogły zamaskować gorąca jakie poczuł w tamtej chwili. Było to coś podobnego do tego co czuł robiąc to samo z Leilani. Dopiero jak teraz się nad tym zastanawiał, dochodził do wniosku, że może nie było to wcale aż takie złe.
Ale lepiej nic nie zmieniać.
Tak, tak było najbezpieczniej. Pozostać blisko, ale nie przekraczać pewnych granic. Ian dalej go lubił, więc nie było co tego psuć. A Lei? Ona dalej była dla Rene zagadką i to na inny dzień.
Nie wiadomo kiedy znaleźli się już na miejscu. Przez cały ten czas rudzielec jakby nie kontaktował, choć nie wyglądał na złego czy oburzonego. Ewidentnie widać było po nim, że coś głęboko analizował i po wypadkach tego dnia nie było raczej wielką tajemnicą co mogło to być. Kiedy się zatrzymali, Rene obejrzał się na dom przed którym stali, a potem na Iana. Wyciągnął komórkę i szybko wystukał wiadomość;
" To do poniedziałku"
Celowo nie dał na koniec kropki. Zastanawiał się czy nie wstawić tam znaku zapytania, ale w końcu i z tego pomysłu zrezygnował, zostawiając tekst otwarty.
Gdy wychodzili, Ian poszedł się jeszcze pożegnać z pracownikiem hali. Rene grzecznie na niego czekał, przy okazji marząc już tylko o powrocie do domu. To był dla niego o wiele zbyt emocjonujący dzień. Oczywiście nie oznaczało to, że zamierzał pospieszać kolegę - to nie byłoby w jego stylu! Chciał do końca zachować się fair, może go odprowadzić i dopiero pozwolić sobie na zmęczenie. Obowiązki, jak również wychodzenie naprzeciw oczekiwaniom innych osób, zawsze były dla Duois na pierwszym miejscu.
A skoro o odprowadzaniu mowa, Ian nie miał nic przeciwko, choć wydawał się lekko zmartwiony. Rudzielec zamigał mu, że wszystko będzie w porządku, nie widząc żadnego problemu w nadkładaniu drogi. Może i padał na pysk, ale w ten sposób będzie miał czyste sumienie, a to miało dla niego większą wartość.
"Prowadź" pokazał Francuz i obaj ruszyli w odpowiednim kierunku.
Było już ciemno, zimno i naprawdę mało przyjemnie. Do tego wiatr wiał im prosto w oczy, jakby na siłę chciał spowolnić ich i tak niezbyt szybki spacer. A jednak Rene nie wydawał się marznąć i szedł spokojnie obok Iana, w milczeniu, dopiero teraz pozwalając sobie wrócić do rozmyślań, które prawie doprowadziły do tragedii. Kątem oka zerknął na kolegę, przypominając sobie co czuł kiedy ten złapał go za sweter i pocałował. Wstyd i zażenowanie prawie całkowicie zakrywały wszelką ewentualną przyjemność, ale nie mogły zamaskować gorąca jakie poczuł w tamtej chwili. Było to coś podobnego do tego co czuł robiąc to samo z Leilani. Dopiero jak teraz się nad tym zastanawiał, dochodził do wniosku, że może nie było to wcale aż takie złe.
Ale lepiej nic nie zmieniać.
Tak, tak było najbezpieczniej. Pozostać blisko, ale nie przekraczać pewnych granic. Ian dalej go lubił, więc nie było co tego psuć. A Lei? Ona dalej była dla Rene zagadką i to na inny dzień.
Nie wiadomo kiedy znaleźli się już na miejscu. Przez cały ten czas rudzielec jakby nie kontaktował, choć nie wyglądał na złego czy oburzonego. Ewidentnie widać było po nim, że coś głęboko analizował i po wypadkach tego dnia nie było raczej wielką tajemnicą co mogło to być. Kiedy się zatrzymali, Rene obejrzał się na dom przed którym stali, a potem na Iana. Wyciągnął komórkę i szybko wystukał wiadomość;
" To do poniedziałku"
Celowo nie dał na koniec kropki. Zastanawiał się czy nie wstawić tam znaku zapytania, ale w końcu i z tego pomysłu zrezygnował, zostawiając tekst otwarty.
Ianowi nie przeszkadzała panująca cisza. A przynajmniej ta konkretna. Czasem zapadała wyjątkowo niezręczna, przypominająca tę po ich pocałunku na lodowisku. Ciężka, nieprzyjemna, wręcz dusząca. To właśnie jej zapragnął unikać za wszelką cenę. Lecz idąc teraz obok Rene do własnego domu czuł przede wszystkim spokój. Większość emocji zdawała się opaść i dać mu odetchnać, przynajmniej na razie. Od czasu do czasu ziewał cicho, próbując schować twarz mocniej pod kołnierzem kurtki, zerkając od czasu do czasu w stronę rudowłosego, bądź wskazując odpowiedni kierunek. Aż w końcu stanęli przed jego domem. Mimowolnie przesunął wzrokiem po budynku, szybko orientując się w sytuacji. Ivo siedział u siebie, zapewne oglądając jakiś film na laptopie. Matka siedziała w kuchni, mógł więc podejrzewać że przygotowywała jedzenie na jutro. W żadnym innym pokoju nie paliło się światło, co oznaczało że ich ojciec miał nocną zmianę.
"To do poniedziałku"
Utkwił wzrok w wiadomości, walcząc wewnętrznie ze sobą. Wiedział, że zapraszanie go do środka byłoby głupie, nie zamierzał więc tego robić. Jak na jeden dzień wydarzyło się wystarczająco dużo, nie zamierzał dodatkowo go stresować komentarzami brata, ani co gorsza - matki, która zaraz zaczęłaby mu zadawać miliard pytań zbyt podekscytowana tym, że Ian przyprowadził kogoś do domu. Gdy jednak pomyślał, że faktycznie zobaczą się dopiero w poniedziałek, w jego brzuchu na nowo zaczęło narastać nieprzyjemne uczucie. Co jeśli Rene przemyśli wszystko w weekend i uzna, że uczucia chłopaka do niego jednak mu przeszkadzają? Po powrocie znowu obdaruje go obojętną maską, wręczy notatki i odejdzie jakby nigdy nic?
Gdyby tylko mógł pozbyć się swoich paranoicznych przekonań wszystko byłoby dużo prostsze. Aż nagle w jego oczach pojawił się jakiś błysk, zupełnie jakby o czymś sobie przypomniał. Bo tak właśnie było! Złapał go za rekę, kładąc jednocześnie palec drugiej dłoni na ustach i pociągnął go za sobą. Nie do drzwi wejściowych, jak normalny człowiek. Bo przecież Ian nie mógł się zachowywać normalnie. Zamiast tego przemknął bokiem i wciągnął Rene do... garażu. Przemknął zwinnie znajomymi szlakami, zostawiając go chwilowo przy drzwiach, które uprzednio zamknął i zapalił lampkę na stole robotniczym swojego ojca, wraz z listwą ledową, oświetlając tym samym ten konkretny skrawek pomieszczenia. Obrócił się w stronę Rene, momentalnie robiąc wielkie oczy, gdy zdał sobie sprawę z tego co właściwie odwalił i zasłonił usta rękawem cicho się śmiejąc. Wytargał szybko telefon z kieszeni.
Przepraszam chciałem cię jeszcze o coś zapytać, a mam bardzo upierdliwą rodzinę.
No i tu jest ciepło. Mogłem cię uprzedzić.
Wstukał na urządzeniu, podnosząc ekranik do góry. GARAŻ. Zawalony rowerami, rolkami i narzędziami garaż, którego większość pozostałego miejsca zajmował samochód. Idealne miejsce na pierwszą randkę Ian. Ty to jednak jak coś wymyślisz. Podszedł do wcześniej wspomnianego stołu i usiadł na nim tak cicho, że bez wątpienia musiał wielokrotnie ćwiczyć coś podobnego z Ivo. Przywołał do siebie Rene gestem, mając nadzieję że ten mimo wszystko nie spanikuje i nie zwieje na drugi koniec miasta.
Przepis. Miałeś mnie go nauczyć.
Przypomniał, przesuwając tablet, w jego stronę.
"Kiedy?"
Zamigał, przekrzywiając głowę w bok, jednocześnie machając lekko nogami w powietrzu.
"To do poniedziałku"
Utkwił wzrok w wiadomości, walcząc wewnętrznie ze sobą. Wiedział, że zapraszanie go do środka byłoby głupie, nie zamierzał więc tego robić. Jak na jeden dzień wydarzyło się wystarczająco dużo, nie zamierzał dodatkowo go stresować komentarzami brata, ani co gorsza - matki, która zaraz zaczęłaby mu zadawać miliard pytań zbyt podekscytowana tym, że Ian przyprowadził kogoś do domu. Gdy jednak pomyślał, że faktycznie zobaczą się dopiero w poniedziałek, w jego brzuchu na nowo zaczęło narastać nieprzyjemne uczucie. Co jeśli Rene przemyśli wszystko w weekend i uzna, że uczucia chłopaka do niego jednak mu przeszkadzają? Po powrocie znowu obdaruje go obojętną maską, wręczy notatki i odejdzie jakby nigdy nic?
Gdyby tylko mógł pozbyć się swoich paranoicznych przekonań wszystko byłoby dużo prostsze. Aż nagle w jego oczach pojawił się jakiś błysk, zupełnie jakby o czymś sobie przypomniał. Bo tak właśnie było! Złapał go za rekę, kładąc jednocześnie palec drugiej dłoni na ustach i pociągnął go za sobą. Nie do drzwi wejściowych, jak normalny człowiek. Bo przecież Ian nie mógł się zachowywać normalnie. Zamiast tego przemknął bokiem i wciągnął Rene do... garażu. Przemknął zwinnie znajomymi szlakami, zostawiając go chwilowo przy drzwiach, które uprzednio zamknął i zapalił lampkę na stole robotniczym swojego ojca, wraz z listwą ledową, oświetlając tym samym ten konkretny skrawek pomieszczenia. Obrócił się w stronę Rene, momentalnie robiąc wielkie oczy, gdy zdał sobie sprawę z tego co właściwie odwalił i zasłonił usta rękawem cicho się śmiejąc. Wytargał szybko telefon z kieszeni.
Przepraszam chciałem cię jeszcze o coś zapytać, a mam bardzo upierdliwą rodzinę.
No i tu jest ciepło. Mogłem cię uprzedzić.
Wstukał na urządzeniu, podnosząc ekranik do góry. GARAŻ. Zawalony rowerami, rolkami i narzędziami garaż, którego większość pozostałego miejsca zajmował samochód. Idealne miejsce na pierwszą randkę Ian. Ty to jednak jak coś wymyślisz. Podszedł do wcześniej wspomnianego stołu i usiadł na nim tak cicho, że bez wątpienia musiał wielokrotnie ćwiczyć coś podobnego z Ivo. Przywołał do siebie Rene gestem, mając nadzieję że ten mimo wszystko nie spanikuje i nie zwieje na drugi koniec miasta.
Przepis. Miałeś mnie go nauczyć.
Przypomniał, przesuwając tablet, w jego stronę.
"Kiedy?"
Zamigał, przekrzywiając głowę w bok, jednocześnie machając lekko nogami w powietrzu.
Miał już na dziś dość - dość niemożliwych do przewidzenia sytuacji, skrajnych emocji i w zasadzie wszystkiego wokół. Był obolały, zmęczony i lewo stał prosto. Już byli pod domem Iana i Rene już miał zamiar odejść, kiedy ten złapał go nagle i zaciągnął... nie, nie do środka domu, na szczęście, bo przed przekroczeniem progu pewnie by mu się wyrwał. Nie, zamiast tego wybrał GARAŻ. Dlaczego? "Bo ma upierdliwą rodzinę i było mu zimno". No tak, niby zrozumiałe. Rudzielec przytaknął na takie wyjaśnienie. Pięć kolejnych minut w cieple go nie zbawi, prawda? No, to cóż tak istotnego nie mogło poczekać do poniedziałku?
"Przepis. Miałeś mnie go nauczyć. Kiedy?"
Przepis? Jaki...
Francuz wyjął telefon i napisał na nim krótką wiadomość którą następnie pokazał koledze.
"Na sushi?" Zaraz po tym dopisał;
"Nie wiem kiedy. W weekend chyba będę pomagał Leilani." pisząc jej imię, albo raczej przyznając się do pomagania jej, Rene poczuł jak się rumieni. Czy to dlatego, że była dziewczyną? A może chodziło o to jak ostatnio wyglądała ich wspólna nauka? Albo wstydził się przyznać, że może mieć plany, przyzwyczajony do tego, że nigdy nikt nie chciał dotąd spędzać z nim czasu? Tak czy inaczej, w tym oświetleniu nie dało się nie zauważyć jak róż momentalnie wstąpił na jego policzki kiedy kończył wystukiwać wiadomość.
"Możemy umówić się jak przyjdziesz po notatki w poniedziałek." zaproponował po chwili, już drugi raz sugerując by nie widzieli się przez kolejne dwa dni. Nie dlatego, że nie chciał. I wbrew tragicznym scenariuszom wymyślanym przez Iana bardzo mało prawdopodobnym było by podejście rudzielca do niego miało się zmienić przez tak krótki czas. Głównie dlatego, że Rene wciąż uważał, że Nixon go tylko lubi, a tamten poza jednym pocałunkiem nie wyprowadzał go z błędu. No tak, a co innego miał niby zrobić by dobitniej przekazać swoje uczucia? Przy Francuzie niestety jedno buzi nie wystarczyło, bo gość był w takim wyparciu, że chyba trzeba by mu to przeliterować żeby nie dopowiedział sobie innego znaczenia. Tylko czy można było mu się dziwić? Do niedawna nikt nie zwracał a niego uwagi, a teraz nagle całe dwie osoby na raz interesowały się nim na tyle by skraść mu jego pierwszy oraz drugi pocałunek! No, a była jeszcze trzecia, która mąciła w głowie durnymi pytaniami. Każdy by się w tym pogubił, a już szczególnie Rene.
"Przepis. Miałeś mnie go nauczyć. Kiedy?"
Przepis? Jaki...
Francuz wyjął telefon i napisał na nim krótką wiadomość którą następnie pokazał koledze.
"Na sushi?" Zaraz po tym dopisał;
"Nie wiem kiedy. W weekend chyba będę pomagał Leilani." pisząc jej imię, albo raczej przyznając się do pomagania jej, Rene poczuł jak się rumieni. Czy to dlatego, że była dziewczyną? A może chodziło o to jak ostatnio wyglądała ich wspólna nauka? Albo wstydził się przyznać, że może mieć plany, przyzwyczajony do tego, że nigdy nikt nie chciał dotąd spędzać z nim czasu? Tak czy inaczej, w tym oświetleniu nie dało się nie zauważyć jak róż momentalnie wstąpił na jego policzki kiedy kończył wystukiwać wiadomość.
"Możemy umówić się jak przyjdziesz po notatki w poniedziałek." zaproponował po chwili, już drugi raz sugerując by nie widzieli się przez kolejne dwa dni. Nie dlatego, że nie chciał. I wbrew tragicznym scenariuszom wymyślanym przez Iana bardzo mało prawdopodobnym było by podejście rudzielca do niego miało się zmienić przez tak krótki czas. Głównie dlatego, że Rene wciąż uważał, że Nixon go tylko lubi, a tamten poza jednym pocałunkiem nie wyprowadzał go z błędu. No tak, a co innego miał niby zrobić by dobitniej przekazać swoje uczucia? Przy Francuzie niestety jedno buzi nie wystarczyło, bo gość był w takim wyparciu, że chyba trzeba by mu to przeliterować żeby nie dopowiedział sobie innego znaczenia. Tylko czy można było mu się dziwić? Do niedawna nikt nie zwracał a niego uwagi, a teraz nagle całe dwie osoby na raz interesowały się nim na tyle by skraść mu jego pierwszy oraz drugi pocałunek! No, a była jeszcze trzecia, która mąciła w głowie durnymi pytaniami. Każdy by się w tym pogubił, a już szczególnie Rene.
Całe szczęście, że faktycznie zaakceptował jego wytłumaczenie, bo nawet sam Nixon przez chwilę w siebie zwątpił. Nachylił się nieznacznie, wczytując w jego pytanie i pokiwał głową. Przełożył ręce, pomiędzy swoje nogi, bawiąc się własnymi palcami. Chyba nie zamierzał zrezygnować z tego pomysłu? Dopiero następna wiadomość nieznacznie go uspokoiła.
Tuż przed jeszcze mocniejszym kopnięciem go. Nie chodziło nawet o sam fakt, że był z kimś umówiony, w końcu Ian też spotykał się w ten weekend ze znajomymi i raczej nie znalazłby większej przestrzeni. Ale rumieniec na twarzy Rene mimowolnie sprawił, że wbił paznokcie w swoją dłoń odwracając wzrok. Zatrzymał go na starym, niebieskim rowerze, powtarzając w głowie kompletnie przypadkowe rzeczy. Naprawdę przypadkowe, biorąc pod uwagę fakt, że tym razem było to Prawo Pascala. Co za głupia przypadłość. Paznokcie wbijały się w jego skórę na tyle mocno, by dość sprawnie przywrócić go do świata żywych. Zsunął niżej dłoń między uda, zupełnie jakby było mu zimno, drugą ręką wstukując coś w telefonie.
W porządku. Sam idę w niedzielę na łyżwy, a jutro pewnie spędzę cały dzień na malowaniu, więc tak czy inaczej wątpię bym znalazł czas. Nie przemęczaj się Rene, weekend nie powinien być od tego by dawać komuś korki.
Pokazał mu telefon upewniając się, że doczyta wszystko do końca, nim wychylił się nieznacznie do przodu, czochrając mu włosy ze smutnym uśmiechem. Zaraz zabrał jednak rękę i zeskoczył ze stołu, podnosząc telefon, który zaraz wcisnął mu w dłonie.
Zaczekaj chwilę.
Z tymi słowami ruszył wgłąb garażu, znikając w ciemnościach. Przez chwilę dało się widzieć lekki błysk światła, gdy wyraźnie wszedł do domu. Nie minęły nawet dwie minuty, gdy wrócił pospiesznie, oglądając się pokrótce za siebie. Podbiegł do rudowłosego i przerzucił szalik przez jego kark, zabierając swój telefon z jego rąk.
Zatrzymałbym cię dłużej w garażu, ale lepiej będzie jak już pójdziesz. Jestem pewien, że za niecałą minutę wpadnie tu moja mama. Złapię cię w poniedziałek, okej?
Poinformował go, ponownie obracając się szybko w stronę drzwi. Cóż, z ich dwójki i tak to Rene miał większe szanse na zorientowanie się, gdyby postanowiła wpaść do środka.
Nie przejmuj się światłem, sam je potem zgaszę. Napisz mi jak dojdziesz do domu.
Poprosił jeszcze, zaraz łapiąc go za szalik, który przecież sam mu założył i ściągnął go nieznacznie w dół. Sprytnie Ian. Musnął ustami jego policzek, szybko odsuwając się w tył. Złapał plecak i w przeciągu sekundy zniknął za drzwiami.
Tuż przed jeszcze mocniejszym kopnięciem go. Nie chodziło nawet o sam fakt, że był z kimś umówiony, w końcu Ian też spotykał się w ten weekend ze znajomymi i raczej nie znalazłby większej przestrzeni. Ale rumieniec na twarzy Rene mimowolnie sprawił, że wbił paznokcie w swoją dłoń odwracając wzrok. Zatrzymał go na starym, niebieskim rowerze, powtarzając w głowie kompletnie przypadkowe rzeczy. Naprawdę przypadkowe, biorąc pod uwagę fakt, że tym razem było to Prawo Pascala. Co za głupia przypadłość. Paznokcie wbijały się w jego skórę na tyle mocno, by dość sprawnie przywrócić go do świata żywych. Zsunął niżej dłoń między uda, zupełnie jakby było mu zimno, drugą ręką wstukując coś w telefonie.
W porządku. Sam idę w niedzielę na łyżwy, a jutro pewnie spędzę cały dzień na malowaniu, więc tak czy inaczej wątpię bym znalazł czas. Nie przemęczaj się Rene, weekend nie powinien być od tego by dawać komuś korki.
Pokazał mu telefon upewniając się, że doczyta wszystko do końca, nim wychylił się nieznacznie do przodu, czochrając mu włosy ze smutnym uśmiechem. Zaraz zabrał jednak rękę i zeskoczył ze stołu, podnosząc telefon, który zaraz wcisnął mu w dłonie.
Zaczekaj chwilę.
Z tymi słowami ruszył wgłąb garażu, znikając w ciemnościach. Przez chwilę dało się widzieć lekki błysk światła, gdy wyraźnie wszedł do domu. Nie minęły nawet dwie minuty, gdy wrócił pospiesznie, oglądając się pokrótce za siebie. Podbiegł do rudowłosego i przerzucił szalik przez jego kark, zabierając swój telefon z jego rąk.
Zatrzymałbym cię dłużej w garażu, ale lepiej będzie jak już pójdziesz. Jestem pewien, że za niecałą minutę wpadnie tu moja mama. Złapię cię w poniedziałek, okej?
Poinformował go, ponownie obracając się szybko w stronę drzwi. Cóż, z ich dwójki i tak to Rene miał większe szanse na zorientowanie się, gdyby postanowiła wpaść do środka.
Nie przejmuj się światłem, sam je potem zgaszę. Napisz mi jak dojdziesz do domu.
Poprosił jeszcze, zaraz łapiąc go za szalik, który przecież sam mu założył i ściągnął go nieznacznie w dół. Sprytnie Ian. Musnął ustami jego policzek, szybko odsuwając się w tył. Złapał plecak i w przeciągu sekundy zniknął za drzwiami.
"Nie przemęczaj się Rene, weekend nie powinien być od tego by dawać komuś korki."
Weekend i tak był dla Francuza od nauki, ale te zdanie mimowolnie go ruszyło. Serio wolałby odpoczywać we własnym towarzystwie i ciszy swego pokoju niż znowu plątać się z ludźmi. Był z natury introwertykiem i ładował baterie będąc w domu. Ale obiecał co innego i wiedział jakie znaczenie miało to spotkanie dla Leilani dlatego postanowił napisać do niej tak czy inaczej. No przecież nie zajmie go chyba na całe dwa dni, prawda?
Zgodnie z życzeniem Iana, rudzielec zaczekał kiedy ten zniknął za drzwiami, pozostawiając go na moment samego w garażu. Dubois trochę obawiał się, że kolega wróci z bratem, albo gorzej, z którymś z rodziców, ale na szczęście nic takiego się nie stało. Mimo to poprawił włosy i płaszcz zanim Nixon wrócił się z szalikiem, który szybko na niego zarzucił.
"Dobrze" zamigał zaskoczony, nie zamierzając oponować, ale też nie rozumiejąc skąd w znajomym aż taka troska. I wtedy poczuł jak chłopak pociąga go w dół. Policzki momentalnie go zapiekły. Co ten dzieciak wyrabiał? Czy teraz już zawsze będzie się z nim w ten sposób żegnał? O Boże, a co będzie w szkole? Pomimo szoku i tysiąca pytań cisnących się mu na usta, Rene opuścił pospiesznie garaż, nie chcąc ryzykować spotkaniem z rodziną Iana. Już na zewnątrz wyciągnął telefon i już chciał coś napisać, kiedy się powstrzymał. Nie potrafił ująć tego wszystkiego co się w nim kłębiło w słowa. Było tego po prostu za wiele. Nie umiał tego nazwać, nie byłby w stanie wypowiedzieć i również przerastało go spisanie tego w formie smsa do Nixona. Jedyne co mógł zrobić to poprawić szalik i ruszyć do domu, jak zwykle pogrążony w myślach. Jedno wiedział na pewno - już nic nie ogarniał.
[ztx2]
Weekend i tak był dla Francuza od nauki, ale te zdanie mimowolnie go ruszyło. Serio wolałby odpoczywać we własnym towarzystwie i ciszy swego pokoju niż znowu plątać się z ludźmi. Był z natury introwertykiem i ładował baterie będąc w domu. Ale obiecał co innego i wiedział jakie znaczenie miało to spotkanie dla Leilani dlatego postanowił napisać do niej tak czy inaczej. No przecież nie zajmie go chyba na całe dwa dni, prawda?
Zgodnie z życzeniem Iana, rudzielec zaczekał kiedy ten zniknął za drzwiami, pozostawiając go na moment samego w garażu. Dubois trochę obawiał się, że kolega wróci z bratem, albo gorzej, z którymś z rodziców, ale na szczęście nic takiego się nie stało. Mimo to poprawił włosy i płaszcz zanim Nixon wrócił się z szalikiem, który szybko na niego zarzucił.
"Dobrze" zamigał zaskoczony, nie zamierzając oponować, ale też nie rozumiejąc skąd w znajomym aż taka troska. I wtedy poczuł jak chłopak pociąga go w dół. Policzki momentalnie go zapiekły. Co ten dzieciak wyrabiał? Czy teraz już zawsze będzie się z nim w ten sposób żegnał? O Boże, a co będzie w szkole? Pomimo szoku i tysiąca pytań cisnących się mu na usta, Rene opuścił pospiesznie garaż, nie chcąc ryzykować spotkaniem z rodziną Iana. Już na zewnątrz wyciągnął telefon i już chciał coś napisać, kiedy się powstrzymał. Nie potrafił ująć tego wszystkiego co się w nim kłębiło w słowa. Było tego po prostu za wiele. Nie umiał tego nazwać, nie byłby w stanie wypowiedzieć i również przerastało go spisanie tego w formie smsa do Nixona. Jedyne co mógł zrobić to poprawić szalik i ruszyć do domu, jak zwykle pogrążony w myślach. Jedno wiedział na pewno - już nic nie ogarniał.
[ztx2]
Strona 3 z 3 • 1, 2, 3
Pozwolenia na tym forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach